Salon na IV piętrze
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Salon na IV piętrze
Przeznaczony do użytku Lupusa salon jest dosyć wiekowy. Stare, drewniane podłogi są wyłożone równie starymi dywanami; zaszklone gabloty wydają się pamiętać czasy początków rodu, a skórzane obicia kanap oraz foteli mimo, że utrzymane są w nienagannym stanie, wyglądają jak z poprzednich epok. W tym pomieszczeniu oprócz kominka (niepodłączonego do sieci Fiuu) znajduje się fortepian, który często umila wizytę gościom swoim graniem.
Na salon nałożone jest zaklęcie Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Lupus Black dnia 02.09.17 22:50, w całości zmieniany 1 raz
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
7 lipca 1958
Przyjrzała się sobie w lustrze, od stóp do głów. Robiła to z rzadka. Na co dzień nie musiała się zbytnio przejmować swoim ubiorem, zresztą wszystkie części garderoby w jej szafie pasowały do siebie, tak by zminimalizować poświęcany jej czas do minimum, makijażu zazwyczaj nie nakładała. Jeśli zaś już skrywała wory pod oczami i bladą cerę pod warstwami pudru, nie sięgała do lustra schowanego w załomach szafy, a jedynie szybko przeglądała się w tym łazienkowym. Raz na miesiąc lub dwa
Wyprostowała, więc mankiety białej, świeżo wyprasowanej koszuli, wpuściła ją w szarą, długą, plisowaną spódnicę. Spojrzała krytycznie na trzewiki, może nie w tym samym stopniu co rękawiczki, ale jednak już przetarte. Dokładnie uczesała i związała włosy w koński ogon. Wprawdzie przez chwilę rozważała ich splecenie, ale szybko odrzuciła ten pomysł. Jej wygląd miał przywoływać na myśl obraz schludnej profesjonalistki, a nie świeżo upieczonej absolwentki bądź, jeszcze bardziej pechowo, starej panny.
Z trzaskiem teleportowała się przed Grimmauld Place 12. Dla pewności porównała kamienicę z opisem budynku zamieszczonym w liście. Nieznacznie zmarszczyła brwi, próbując po raz ostatni wyczytać z między zdań jaka mogła być natura problemu szlachcica, lecz tekst był równie enigmatyczny co przy każdym poprzednim czytaniu. Z racji na złożoność sprawy? Jej delikatność? Wstyd? Szybko schowała list do kieszeni. Co ją to właściwie obchodziło? Przybyła tu wypełnić jeszcze nieokreślone, lecz konkretne zadanie, a nie po to by próbować grzebać w cudzych emocjach.
Zdecydowanym ruchem nacisnęła na dzwonek, ten wrzasnął. Zamarła, cała się spięła, by dopiero po chwili oprzytomnieć i oderwać palec od alarmu. Zamrugała, dopiero teraz dokładnie przyglądnąwszy się kształtowi dzwonka. Czaszka? Naprawdę jej się nie zdawało? Nieśmiało wysunęła rękę, chcąc dotykiem upewnić się co do jej kształtu.
— Och, panna Borgin? — na dźwięk piskliwego głosiku, Gudrun szybko cofnęła dłoń i instynktownie przytaknęła. Zazwyczaj przedstawiała się samodzielnie, głośno i wyraźnie jeszcze przed przekroczeniem progu, po części by uspokoić co bardziej paranoicznych klientów, po części by uniknąć nieporozumień. Zacisnęła usta w wąską kreskę. Odbieganie od rutyny odrobinę ją drażniło, podobnie jak fakt, iż pozwoliła wrzeszczącemu dzwonkowi tak łatwo wybić się z równowagi, a w uchylonych drzwiach nie dostrzegała swego rozmówcy.
— Nie czekała panna zbyt długo? Wszystko w porządku? — Dopiero, gdy granatowe wejście otwarło się na oścież Gudrun ujrzała ledwo sięgającego jej pasa skrzata. Mogła się domyślić, że rodzina wpisana do skorowidzu krwi takowego posiada. — Proszę wybaczyć zwłokę. Szanowny pan Black już oczekuje w salonie, proszę za mną. Pragnie panna odłożyć coś w przedpokoju? Nie? Na pewno?
Odrobinę przytłoczona mnogością obrazów, okien przeróżnych wielkości i załomów całkowicie niepodobną do prostoty jej pokoju czy przestronności Corbenic Castle, posłusznie dawała prowadzić się skrzatowi przez meandry korytarzy i ruchomych schodów. Właściwie nie odrywała wzroku od jego pleców, wszystkie myśli ogniskując wokół niego i potencjalnego zadania. Ile utrzymanie takiego skrzata mogło kosztować? Czy miał imię? Ile żył? Ile zdążył zgromadzić wiedzy? Czy dotyczyła ona tylko jego panów czy może wiedział też coś na temat sztuk, które zgłębiali? Czy można go było poddać działaniu veritaserum? Czy można było go przekląć tak by był w stanie przekazać tę klątwę swym właścicielom?
Były to jedynie czcze rozważania, ale wystarczająco zajmujące do utrzymania własnego skupienia w garści i nie pozwoleniu otoczeniu na przygniecenie zmysłów do czasu dotarcia przed drzwi salonu.
— Panie Black, gość przybył. — Otworzywszy drzwi, skrzat usłużnie zaanonsował Gudrun, która z kolei zdecydowanym krokiem weszła do pomieszczenia.
Niespiesznie otaksowała wzrokiem utrzymany w brązach salon, po czym ujrzawszy fortepian
— Gudrun Borgin. Czy przed przejściem do rzeczy pragnie pan zadać mi jakieś pytania?
Nie pamiętał, kiedy ostatni raz tak uważnie przyglądał się swojemu odbiciu w lustrze. Wolał unikać widoku swojej wychudzonej sylwetki, wystających kości, delikatnych zielonkawych żył, prześwitujących przez chorobliwie bladą skórę. Bał się też swoich blizn. Te drobne, powstałe jeszcze w szkole, udawało mu się ukrywać pod dłuższymi nogawkami bielizny, zupełnie, jak ukrywał wspomnienia o wyrządzanej sobie krzywdzie gdzieś w zakamarkach własnego umysłu. Lecz te nowe — ślady po wilkołaczych kłach i szponach były bardzo wulgarne. Niebezpieczne. Jeżeli ktokolwiek je ujrzy — od razu będzie wiedział, z kim, nie... z czym właściwie ma do czynienia. Tego Rigel był pewien i dlatego nie mógł do tego dopuścić.
Było jednak jeszcze coś, czego nie mógł ukryć i zapomnieć. Czerwone blizny, w kształcie przedziwnych symboli, jakie powstały, kiedy przypadkiem stał się uczestnikiem pradawnego rytuału. Nie chciały one się goić. Nie znikały, nie zważając na to, ile eliksirów Black wypijał i ile maści wcierał w obolałą skórę. Czarodziej nie wiedział, czy ślady te były zwyczajnymi wzorami, czy też mogą zacząć w pewnym momencie przeszkadzać mu w codziennym życiu. Czy będą wchodzić w reakcję z zaklęciami? Czy zacznie chorować? A może jest to klątwa? Kolejna?
Tego musiał się dowiedzieć za wszelką cenę.
Dlatego dziś Black stanął przed wielkim lustrem w swojej sypialni, prosząc skrzata, by ten przyniósł również drugie zwierciadło — wszystko po to w jak najdokładniejszy sposób przenieść na pergamin symbole, które znaczyły jego ciało. Chciał później pokazać je specjaliście bez przykrej konieczności rozbierania się i narażania się na to, że osoba ujrzy coś, czego nie powinna.
Po wszystkim odesłał Marudka z pokoju, każąc mu przywitać gościa, gdy ten tylko się pojawi.
Arystokrata zdecydował się na konsultację z kimś spoza kręgu znajomych i Rycerzy. Raz, że nie chciał zmuszać przyjaciół do tego, by ponownie stali się powiernikami jego kolejnego niewygodnego sekretu, a dwa — nie chciał dawać Rycerzom aż takiej władzy nad sobą. Jedno tylko ich słowo, a Pollux wyrzuci go z domu oraz wypali jego imię z rodowego drzewa. Na to Rigel nie był gotów, choć czasem oczyma duszy wyobrażał sobie tę chwilę, kiedy bez dachu nad głową, bez lekarstw i przyjaciół próbuje sam radzić sobie w świecie. Wizja ta była przerażająca. Była też jeszcze jedna rzecz — nie miał pewności, czy kiedy ojciec ogłosi mu swą decyzję, będzie w stanie zapanować nad swoimi emocjami i zatrzymać przemianę w bestię. Wtedy mogą ucierpieć ci, którzy przypadkiem znajdą się w zasięgu jego szponów — jego matka. Ojca nie było mu żal i Rigel pewnie rad byłby, gdyby ten zniknął na dobre z jego życia, wiedział jednak, że gdyby ucierpiał, jego matce pękłoby serce.
Z tymi ciężkimi, jak ołów myślami, mężczyzna ubrał się, po czym poszedł do saloniku, ubrany w granatową koszulę zdobiona gwieździstym haftem i, pasującą do spodni, jasnoszarą kamizelkę, by tam poczekać na gościa.
Kiedy tylko skrzat ogłosił przybycie Gudrun, arystokrata podniósł się z krzesła, by ją powitać. Lekko zdziwiony, gdyż przywykł do innego typu przywitań, delikatnie uścisnął jej dłoń, obleczoną w rękawiczkę.
-Bardzo mi miło, panno Borgin. Rigel Black. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. W tym czasie skrzat Marudek już nalewał z pękatego kryształowego dzbanka imbirową lemoniadę z miodem do dwóch szklanek, ustawionych na niewielkim stoliku. - Dziękuję, iż znalazła pani dla mnie czas.
Czarodziej zamyślił się.
-W tej chwili nie mam żadnych. Nie ukrywam, że również nie do końca wiem, o co mógłbym pytać. Czy po prostu powinienem przybliżyć więcej szczegółów całej sprawy?
Skrzat zniknął za drzwiami, pilnując, aby nikt nie przeszkadzał jego panu w rozmowie.
-Może panna usiądzie? - Wskazał na jeden z foteli. - Pogoda obecnie potrafi pozbawić czarodzieja resztek sił.
|zużywam imbir (1 korzeń), cytryny (2 szt.) i plaster miodu (1 sztuka)
Było jednak jeszcze coś, czego nie mógł ukryć i zapomnieć. Czerwone blizny, w kształcie przedziwnych symboli, jakie powstały, kiedy przypadkiem stał się uczestnikiem pradawnego rytuału. Nie chciały one się goić. Nie znikały, nie zważając na to, ile eliksirów Black wypijał i ile maści wcierał w obolałą skórę. Czarodziej nie wiedział, czy ślady te były zwyczajnymi wzorami, czy też mogą zacząć w pewnym momencie przeszkadzać mu w codziennym życiu. Czy będą wchodzić w reakcję z zaklęciami? Czy zacznie chorować? A może jest to klątwa? Kolejna?
Tego musiał się dowiedzieć za wszelką cenę.
Dlatego dziś Black stanął przed wielkim lustrem w swojej sypialni, prosząc skrzata, by ten przyniósł również drugie zwierciadło — wszystko po to w jak najdokładniejszy sposób przenieść na pergamin symbole, które znaczyły jego ciało. Chciał później pokazać je specjaliście bez przykrej konieczności rozbierania się i narażania się na to, że osoba ujrzy coś, czego nie powinna.
Po wszystkim odesłał Marudka z pokoju, każąc mu przywitać gościa, gdy ten tylko się pojawi.
Arystokrata zdecydował się na konsultację z kimś spoza kręgu znajomych i Rycerzy. Raz, że nie chciał zmuszać przyjaciół do tego, by ponownie stali się powiernikami jego kolejnego niewygodnego sekretu, a dwa — nie chciał dawać Rycerzom aż takiej władzy nad sobą. Jedno tylko ich słowo, a Pollux wyrzuci go z domu oraz wypali jego imię z rodowego drzewa. Na to Rigel nie był gotów, choć czasem oczyma duszy wyobrażał sobie tę chwilę, kiedy bez dachu nad głową, bez lekarstw i przyjaciół próbuje sam radzić sobie w świecie. Wizja ta była przerażająca. Była też jeszcze jedna rzecz — nie miał pewności, czy kiedy ojciec ogłosi mu swą decyzję, będzie w stanie zapanować nad swoimi emocjami i zatrzymać przemianę w bestię. Wtedy mogą ucierpieć ci, którzy przypadkiem znajdą się w zasięgu jego szponów — jego matka. Ojca nie było mu żal i Rigel pewnie rad byłby, gdyby ten zniknął na dobre z jego życia, wiedział jednak, że gdyby ucierpiał, jego matce pękłoby serce.
Z tymi ciężkimi, jak ołów myślami, mężczyzna ubrał się, po czym poszedł do saloniku, ubrany w granatową koszulę zdobiona gwieździstym haftem i, pasującą do spodni, jasnoszarą kamizelkę, by tam poczekać na gościa.
Kiedy tylko skrzat ogłosił przybycie Gudrun, arystokrata podniósł się z krzesła, by ją powitać. Lekko zdziwiony, gdyż przywykł do innego typu przywitań, delikatnie uścisnął jej dłoń, obleczoną w rękawiczkę.
-Bardzo mi miło, panno Borgin. Rigel Black. - Uśmiechnął się do niej przyjaźnie. W tym czasie skrzat Marudek już nalewał z pękatego kryształowego dzbanka imbirową lemoniadę z miodem do dwóch szklanek, ustawionych na niewielkim stoliku. - Dziękuję, iż znalazła pani dla mnie czas.
Czarodziej zamyślił się.
-W tej chwili nie mam żadnych. Nie ukrywam, że również nie do końca wiem, o co mógłbym pytać. Czy po prostu powinienem przybliżyć więcej szczegółów całej sprawy?
Skrzat zniknął za drzwiami, pilnując, aby nikt nie przeszkadzał jego panu w rozmowie.
-Może panna usiądzie? - Wskazał na jeden z foteli. - Pogoda obecnie potrafi pozbawić czarodzieja resztek sił.
|zużywam imbir (1 korzeń), cytryny (2 szt.) i plaster miodu (1 sztuka)
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Zdziwił się. Gudrun powstrzymała się przed zaciśnięciem ust i delikatnym zmarszczeniem czoła. Czyżby nie spodziewał się jej przybycia? Niemożliwe, była przecież o czasie, zresztą skrzat z pewnością uprzedził lorda Blacka, iż przybywa. Tylko jedno mogło być przyczyną lordowskiego delikatnego zdumienia: jej słowa. Wbiła wzrok prosto w czarne oczy rozmówcy. Może powinna była (mimo podpisanego listu i skrzata, który dwukrotnie powtórzył jego nazwisko) spytać go o imię i nazwisko? Dokładniej się przedstawić? Przywitać? Spróbowała przypomnieć sobie rady dotyczące savoir-vivru, które udzielali jej rodzice, lecz zamiast wspomnień miała w głowie kompletną pustkę. Choć nie, po chwili skupienia wygrzebała z pamięci dwie rady, jedną wypowiedzianą głosem zmęczonej matki i drugą wyszeptaną karcącym ojcowskim tonem. Nie wychylaj się. Zachowuj się normalnie. Zamrugała, odpędzając od siebie wspomnienia. Pierwsze było w tej chwili całkowicie bezużyteczne. Drugie zaś okrutnie niejasne i co za tym idzie, również bezużyteczne.
Pozwoliła Rigelowi bezwolnie na uściśnięcie jej ręki. Po krótkiejzbyt długiej chwili, w ślad za nim, uniosła delikatnie kąciki ust. Delikatnie przechyliła na bok głowę. Dopiero teraz, odbiegnąwszy myślami od pewnych braków w swojej edukacji, dostrzegła wychudzenie arystokraty. Bladość ją nie dziwiła, podobnie siateczka delikatnie prześwitujących żył (sama mimo pełni lata unikała raczej słońca), ale tak niezdrowa szczupłość? U młodego, najpewniej doskonale zaopatrzonego mężczyzny? To było już zastanawiające i mogło być bezpośrednią konsekwencją jakiejś klątwy bądź… dziedziny, z której zgłębienia czystokrwiste rody były nieraz znane. Obydwie opcje zdawały się młodej Borgin równie intrygujące.
— Tak, proszę wybaczyć, jeśli moje pytanie pana skonfundowało. Niektórzy klienci wolą się upewnić co do… — ceny, ale obstawiam, że ten problem nie zdejmuje panu snu z powiek — metodyki towarzyszącej na przykład zdejmowaniu klątw bądź… — czy bycie kobietą nie stoi mu na przeszkodzie, ale mam nadzieję, że panu nigdy to pytanie nie przemknie przez głowę — dopytać o moje doświadczenie. — Kiwnąwszy głową w niemym podziękowaniu, zasiadła we wskazanym fotelu.
— Nie da się ukryć — z niewielkim zawahaniem podjęła temat, ale chyba właśnie to robili dobrze wychowani ludzie, czyż nie? Wplatali w prawdziwie interesujące ich tematy luźne, niezobowiązujące rozmowy o pogodzie. — Człowiek niby wie, iż z każdym latem wiąże się fala upałów, a i tak jest zaskoczony — dodała beznamiętnie. Brwi, dotąd nieruchome, drgnęły na ćwierć sekundy. Gudrun sama nie wiedziała, czy w akcie dezaprobaty wobec panujących temperatur, czy po prostu nie była przyzwyczajona do odbiegania tak mocno od tematu w kontekście czysto zawodowym.
Pozwoliła Rigelowi bezwolnie na uściśnięcie jej ręki. Po krótkiej
— Tak, proszę wybaczyć, jeśli moje pytanie pana skonfundowało. Niektórzy klienci wolą się upewnić co do… — ceny, ale obstawiam, że ten problem nie zdejmuje panu snu z powiek — metodyki towarzyszącej na przykład zdejmowaniu klątw bądź… — czy bycie kobietą nie stoi mu na przeszkodzie, ale mam nadzieję, że panu nigdy to pytanie nie przemknie przez głowę — dopytać o moje doświadczenie. — Kiwnąwszy głową w niemym podziękowaniu, zasiadła we wskazanym fotelu.
— Nie da się ukryć — z niewielkim zawahaniem podjęła temat, ale chyba właśnie to robili dobrze wychowani ludzie, czyż nie? Wplatali w prawdziwie interesujące ich tematy luźne, niezobowiązujące rozmowy o pogodzie. — Człowiek niby wie, iż z każdym latem wiąże się fala upałów, a i tak jest zaskoczony — dodała beznamiętnie. Brwi, dotąd nieruchome, drgnęły na ćwierć sekundy. Gudrun sama nie wiedziała, czy w akcie dezaprobaty wobec panujących temperatur, czy po prostu nie była przyzwyczajona do odbiegania tak mocno od tematu w kontekście czysto zawodowym.
Czarodziej zauważył lekkie zmieszanie na twarzy jasnowłosej kobiety, które sprawiło, że sam poczuł się niepewnie. Czy powiedział coś nie tak? Czy przez te kilka sekund zdążył przypadkiem ją jakoś urazić? Nie do końca było to możliwe, ponieważ trzymał się przecież wyuczonych od dziecka zasad dobrego wychowania! Może liczyła, że nie odprawi skrzata, gdyż nie chciała pozostać w pokoju sam na sam z mężczyzną? Może nie lubiła imbiru albo cytryn?
Ukrył jednak swoje zakłopotanie za uprzejmym uśmiechem, uznając, że lepiej zapomnieć o tym chwilowym nieporozumieniu i powoli przechodzić do rzeczy.
-Wiele dobrego słyszałem o twoich, pani, umiejętnościach, a głosom tym wierzę bezgranicznie, gdyż raczej się nie mylą. - Przekrzywił delikatnie głowę, przyglądając się Gudrun. - Dlatego też nie rozumiem, czemu miałbym prosić o dodatkowe świadectwa twego doświadczenia.
Black przywykł, że to, co go otacza, jest najwyższej jakości. Tyczyło się to wszystkiego: od jedzenia i przedmiotów, po polecanych specjalistów z różnych dziedzin. Rodziny arystokratyczne ceniły zawsze jakość ponad ilość oraz nie żałowały pieniędzy na coś, co było jej warte swojej ceny.
-Pogoda zawsze potrafi zaskoczyć. - Rozmowy o zjawiskach atmosferycznych dla Rigela również były elementami zwyczajowego “rytuału”, bez których nie może obejść się żadne spotkanie. - Mam jednak wrażenie, że od roku zachowuje się ona, a nawet cała przyroda, jak chore zwierze, które popada w skrajności, drapie i kąsa, pragnąc pokazać, że ma jeszcze siły, by się bronić.
Również rozsiadł się w fotelu i sięgnął po szklankę z płynem, przypominającym promienie słońca.
-Jeśli chodzi o sprawę, o której chciałbym porozmawiać... - Z niewielkiej kieszonki w kamizelce mężczyzna wyciągnął równo złożony kawałek pergaminu i podał go czarownicy. - Chciałby prosić cię, panno Borgin, o spojrzenie na naszkicowane przeze mnie symbole. Sam nie jestem w stanie stwierdzić, co oznaczają. Na domiar złego…
Umilkł na chwilę, zastanawiając się, jak w ogóle przedstawić całą tę sytuację specjalistce.
-Był to pewien wypadek magiczny. - Spojrzał gdzieś w przestrzeń przed siebie, przypominając sobie koszmar, jaki przeżył na bagnach. - Znaki wcześniej zostały naniesione krwią na moją skórę… Po czym w niewyjaśniony dla mnie sposób, podczas rytuału ochronno-oczyszczającego, boleśnie utrwaliły się na niej już na stałe. Dlatego też pozwoliłem sobie na pokazanie ich tobie, pani, właśnie w takiej formie. - Kiwnął głową w stronę zwiniętej kartki. - Muszę również zaznaczyć, że żaden z uczestników tego wydarzenia nie skończył w podobny sposób.
Liczył na to, że kobiecie, mimo tak szczątkowych danych, uda ustalić się, z czym obecnie mają do czynienia. Był też gotów przedstawić jej swoje wspomnienie w myślodsiewni — jednak to byłaby chyba ostateczność, gdyż zagłębiając się w mętne wizje z przeszłości widziane jego oczyma, mogłaby zobaczyć coś, czego stanowczo nie powinna — nie tylko tajemnice i myśli Blacka, ale i koszmarne istoty, krew i cierpienie, z jakimi tamtej nocy się zmierzył.
Ukrył jednak swoje zakłopotanie za uprzejmym uśmiechem, uznając, że lepiej zapomnieć o tym chwilowym nieporozumieniu i powoli przechodzić do rzeczy.
-Wiele dobrego słyszałem o twoich, pani, umiejętnościach, a głosom tym wierzę bezgranicznie, gdyż raczej się nie mylą. - Przekrzywił delikatnie głowę, przyglądając się Gudrun. - Dlatego też nie rozumiem, czemu miałbym prosić o dodatkowe świadectwa twego doświadczenia.
Black przywykł, że to, co go otacza, jest najwyższej jakości. Tyczyło się to wszystkiego: od jedzenia i przedmiotów, po polecanych specjalistów z różnych dziedzin. Rodziny arystokratyczne ceniły zawsze jakość ponad ilość oraz nie żałowały pieniędzy na coś, co było jej warte swojej ceny.
-Pogoda zawsze potrafi zaskoczyć. - Rozmowy o zjawiskach atmosferycznych dla Rigela również były elementami zwyczajowego “rytuału”, bez których nie może obejść się żadne spotkanie. - Mam jednak wrażenie, że od roku zachowuje się ona, a nawet cała przyroda, jak chore zwierze, które popada w skrajności, drapie i kąsa, pragnąc pokazać, że ma jeszcze siły, by się bronić.
Również rozsiadł się w fotelu i sięgnął po szklankę z płynem, przypominającym promienie słońca.
-Jeśli chodzi o sprawę, o której chciałbym porozmawiać... - Z niewielkiej kieszonki w kamizelce mężczyzna wyciągnął równo złożony kawałek pergaminu i podał go czarownicy. - Chciałby prosić cię, panno Borgin, o spojrzenie na naszkicowane przeze mnie symbole. Sam nie jestem w stanie stwierdzić, co oznaczają. Na domiar złego…
Umilkł na chwilę, zastanawiając się, jak w ogóle przedstawić całą tę sytuację specjalistce.
-Był to pewien wypadek magiczny. - Spojrzał gdzieś w przestrzeń przed siebie, przypominając sobie koszmar, jaki przeżył na bagnach. - Znaki wcześniej zostały naniesione krwią na moją skórę… Po czym w niewyjaśniony dla mnie sposób, podczas rytuału ochronno-oczyszczającego, boleśnie utrwaliły się na niej już na stałe. Dlatego też pozwoliłem sobie na pokazanie ich tobie, pani, właśnie w takiej formie. - Kiwnął głową w stronę zwiniętej kartki. - Muszę również zaznaczyć, że żaden z uczestników tego wydarzenia nie skończył w podobny sposób.
Liczył na to, że kobiecie, mimo tak szczątkowych danych, uda ustalić się, z czym obecnie mają do czynienia. Był też gotów przedstawić jej swoje wspomnienie w myślodsiewni — jednak to byłaby chyba ostateczność, gdyż zagłębiając się w mętne wizje z przeszłości widziane jego oczyma, mogłaby zobaczyć coś, czego stanowczo nie powinna — nie tylko tajemnice i myśli Blacka, ale i koszmarne istoty, krew i cierpienie, z jakimi tamtej nocy się zmierzył.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Gudrun delikatnie przytaknęła. O ile wychudzenie i delikatne zaniedbanie Blacka odstawało trochę od szlacheckiej normy, tak ubiór - idealnie dopasowane do siebie spodnie i kamizelka, koszula w misterny haft - oraz sposób wypowiadania się - dobór słów, przyzwyczajenie do doskonałej jakości tak silne, iż zdawało się czasami domyślnym stanem rzeczy - zdecydowanie wpasowywały się w arystokrackie realia. Fakt, iż umiała wypatrzeć w Rigelu zarówno cechy, których by się po nim spodziewała jak i takie bliźniaczo do niej podobne (przemilczanie niezręcznych sytuacji, nieumyślne naśladowanie drobnych ruchów rozmówcy), podnosił ją na duchu.
— Jest pan po prostu wyjątkowo dobrze doinformowanym klientem — sucho stwierdziła. Zazwyczaj nie udzielała odpowiedzi na niewyrażone wprost pytania. Odkąd pamiętała, z obawy przed powiedzeniem czegoś nieprawidłowego i onieśmielona tym jak różnie ludzie potrafią interpretować te same słowa, ograniczała swoje wypowiedzi do minimum. W tej rozmowie miała, jednak wrażenie, że to nadmiar ciszy, a nie słów, był bardziej niewłaściwy, ryzykowny i podatny na nadinterpretacje.
Odrobinę uśpiona tematem pogody uwaga, na nowo się wytężyła. Metafora, której użył lord, była zaskakująco poetyczna, rozwinięta i trafna. Gudrun w ciszy sięgnęła po szklankę złocistej lemoniady. Intensywny zapach imbiru zakręcił jej w nosie. Kiedy właściwie ostatnio smakowała cokolwiek z imbirem? Ile Blackowie mogli go mieć? A ile prawdziwej kawy? Wypiła łyk, próbując na nowo skupić się na wypowiedzi Rigela, a nie na przyjemnie orzeźwiającym, słodko-kwaśnym napoju. Czy rozmowa o lipcowym skwarze mogła być jedynie wymówką do opowiedzenia… no właśnie o czym? Może niepotrzebnie się nad tym pochylała. Zwłaszcza że clue ich dzisiejszego spotkania zbliżało się dużymi krokami.
Ostrożnie przechwyciła skrawek pergaminu i równie uważnie go rozłożyła, równocześnie przysłuchując się słowom lorda. Kilka nakreślonych run, lepiej lub bardziej znanych, pytanie tylko w jakim kontekście nakreślonych? Zerknęła kątem oka na Rigela, jego pauza oddechowa, jedynie wzmogła jej apetyt na wiedzę.
— Fascynujący wypadek — cicho, praktycznie na granicy słyszalności wyszeptała. Oczy zmrużyły się delikatnie. Drobne iskierki rozbawienia zatańczyły na krawędzi lodowatej tęczówki. Nie dodało to twarzy kolorytu, ale na krótką chwilę ją ożywiło. Klienci, zwłaszcza ci lepiej sytuowani, często prześcigali się w coraz to wymyślniejszych eufemizmach i historiach, ale ta zdecydowanie trafiała do czołówki. Jak można było wziąć udział w rytuale przypadkiem? I jeszcze wyjść z tego cało?
Zacisnęła mocniej kartkę, wbiła w nią wzrok z całej siły. Nie mogła pozwolić drapieżnejwścibskości ciekawości wypłynąć na wierzch. Zresztą, prędzej czy później pozna wszystkie, niezbędne do prawidłowego wypełnienia zadania, szczegóły. Wystarczyło wysilić się na odrobinę cierpliwości, której Gudrun akurat nie brakowało.
Powiodła czarną rękawiczką po pergaminie, próbując dostrzec w znakach jakikolwiek znajomy schemat. — Gdzie dokładnie została nakreślona każda z tych run? — Byłoby łatwiej, gdyby zobaczyła je na żywo, ale szybko zdusiła tę myśl. Z pewnością żadnemu z nich nie uśmiechał się scenariusz, w którym któryś z Blacków dowiaduje się o rozebranym przed nieznajomą panną, młodym lordzie. I z pewnością nikt, nie wsłuchiwałby się w naukowe pobudki takiego stanu rzeczy. Tymczasowo musiała, więc uwierzyć cudzym słowom, zmysłom, w cudzą poczytalność. — Wiadomo czyja krew została użyta? W jakim dniu i o której został wykonany rytuał? — Nie była specjalistą w dziedzinie astronomii, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak ważną rolę w alchemii pełnią gwiazdy i jak ścisły związek rysował się pomiędzy tą a jej dziedziną.
Zmarszczyła delikatnie nos w skupieniu. Jeśli mieli do czynienia z przekleństwem, to z pewnością nie mieściło się ono w klasycznych ramach. Po za tym — Ochronno-oczyszczającego? — Oderwała na chwilę wzrok od pergaminu. — Co bądź kogo miał ten rytuał chronić i oczyszczać? — Chwyciła trop. W ostatniej chwili powstrzymała kącik ust przed drgnięciem ku górze a brwi przed ciekawskim zmarszczeniem. Możliwe, iż szlachcic miał pełnić funkcję czegoś w rodzaju pieczęci. Pytanie tylko, czy rytuał został dopełniony, czy może coś go przerwało, zaś to z czym mierzyła się teraz jego ofiara, było jedynie skutkiem ubocznym porażki. Tylko właśnie… z czym się dokładnie mierzyła? — Utrwaleniu się znaków towarzyszył jedynie ból? Czy prócz nich, ciągną się za panem jeszcze jakieś inne konsekwencje rytuału? — Każde pytanie zadawała powoli, spokojnym, monotonnym tonem, dając klientowi czas na odpowiedź, lecz mimo tego postanowiła na chwilę z nimi przystopować i pozwolić szlachcicowi na wzięcie głębszego oddechu. Nie mogła zapominać, że przyszła tu głównie dlapieniędzy niego.
Rzut na strarożytne runy? (biegłość III)
— Jest pan po prostu wyjątkowo dobrze doinformowanym klientem — sucho stwierdziła. Zazwyczaj nie udzielała odpowiedzi na niewyrażone wprost pytania. Odkąd pamiętała, z obawy przed powiedzeniem czegoś nieprawidłowego i onieśmielona tym jak różnie ludzie potrafią interpretować te same słowa, ograniczała swoje wypowiedzi do minimum. W tej rozmowie miała, jednak wrażenie, że to nadmiar ciszy, a nie słów, był bardziej niewłaściwy, ryzykowny i podatny na nadinterpretacje.
Odrobinę uśpiona tematem pogody uwaga, na nowo się wytężyła. Metafora, której użył lord, była zaskakująco poetyczna, rozwinięta i trafna. Gudrun w ciszy sięgnęła po szklankę złocistej lemoniady. Intensywny zapach imbiru zakręcił jej w nosie. Kiedy właściwie ostatnio smakowała cokolwiek z imbirem? Ile Blackowie mogli go mieć? A ile prawdziwej kawy? Wypiła łyk, próbując na nowo skupić się na wypowiedzi Rigela, a nie na przyjemnie orzeźwiającym, słodko-kwaśnym napoju. Czy rozmowa o lipcowym skwarze mogła być jedynie wymówką do opowiedzenia… no właśnie o czym? Może niepotrzebnie się nad tym pochylała. Zwłaszcza że clue ich dzisiejszego spotkania zbliżało się dużymi krokami.
Ostrożnie przechwyciła skrawek pergaminu i równie uważnie go rozłożyła, równocześnie przysłuchując się słowom lorda. Kilka nakreślonych run, lepiej lub bardziej znanych, pytanie tylko w jakim kontekście nakreślonych? Zerknęła kątem oka na Rigela, jego pauza oddechowa, jedynie wzmogła jej apetyt na wiedzę.
— Fascynujący wypadek — cicho, praktycznie na granicy słyszalności wyszeptała. Oczy zmrużyły się delikatnie. Drobne iskierki rozbawienia zatańczyły na krawędzi lodowatej tęczówki. Nie dodało to twarzy kolorytu, ale na krótką chwilę ją ożywiło. Klienci, zwłaszcza ci lepiej sytuowani, często prześcigali się w coraz to wymyślniejszych eufemizmach i historiach, ale ta zdecydowanie trafiała do czołówki. Jak można było wziąć udział w rytuale przypadkiem? I jeszcze wyjść z tego cało?
Zacisnęła mocniej kartkę, wbiła w nią wzrok z całej siły. Nie mogła pozwolić drapieżnej
Powiodła czarną rękawiczką po pergaminie, próbując dostrzec w znakach jakikolwiek znajomy schemat. — Gdzie dokładnie została nakreślona każda z tych run? — Byłoby łatwiej, gdyby zobaczyła je na żywo, ale szybko zdusiła tę myśl. Z pewnością żadnemu z nich nie uśmiechał się scenariusz, w którym któryś z Blacków dowiaduje się o rozebranym przed nieznajomą panną, młodym lordzie. I z pewnością nikt, nie wsłuchiwałby się w naukowe pobudki takiego stanu rzeczy. Tymczasowo musiała, więc uwierzyć cudzym słowom, zmysłom, w cudzą poczytalność. — Wiadomo czyja krew została użyta? W jakim dniu i o której został wykonany rytuał? — Nie była specjalistą w dziedzinie astronomii, ale doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak ważną rolę w alchemii pełnią gwiazdy i jak ścisły związek rysował się pomiędzy tą a jej dziedziną.
Zmarszczyła delikatnie nos w skupieniu. Jeśli mieli do czynienia z przekleństwem, to z pewnością nie mieściło się ono w klasycznych ramach. Po za tym — Ochronno-oczyszczającego? — Oderwała na chwilę wzrok od pergaminu. — Co bądź kogo miał ten rytuał chronić i oczyszczać? — Chwyciła trop. W ostatniej chwili powstrzymała kącik ust przed drgnięciem ku górze a brwi przed ciekawskim zmarszczeniem. Możliwe, iż szlachcic miał pełnić funkcję czegoś w rodzaju pieczęci. Pytanie tylko, czy rytuał został dopełniony, czy może coś go przerwało, zaś to z czym mierzyła się teraz jego ofiara, było jedynie skutkiem ubocznym porażki. Tylko właśnie… z czym się dokładnie mierzyła? — Utrwaleniu się znaków towarzyszył jedynie ból? Czy prócz nich, ciągną się za panem jeszcze jakieś inne konsekwencje rytuału? — Każde pytanie zadawała powoli, spokojnym, monotonnym tonem, dając klientowi czas na odpowiedź, lecz mimo tego postanowiła na chwilę z nimi przystopować i pozwolić szlachcicowi na wzięcie głębszego oddechu. Nie mogła zapominać, że przyszła tu głównie dla
Rzut na strarożytne runy? (biegłość III)
The member 'Gudrun Borgin' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
-Staram się - odpowiedział, delikatnie wzruszając ramionami. Z pewną ulgą zauważył, a nawet fizycznie poczuł, że w towarzystwie tej czarownicy nie potrzebował wspinać się na socjalne wyżyny, grając tym samym wyuczoną rolę prawdziwej duszy towarzystwa. To wyraźnie przytłaczało. Niestety trudno się pozbyć odruchów, zachowań, do których zostało się przyuczonym, jak i do wielu innych rzeczy, postrzeganych w wyższych sferach za kulturalne. Rigel pozwalał sobie jednak na większą swobodę, kiedy tylko spotykał się ze swoimi najbliższymi przyjaciółkami i właśnie do tego grona jakimś przedziwnym sposobem chyba właśnie dołączyła jasnowłosa panna Borgin.
Mężczyzna zrobił większy łyk napoju, delektując się kwaśno-ostrym smakiem, który mimo swojej temperatury bardzo przyjemnie rozgrzewał od środka. Prawdę mówili znawcy praktyk wschodniej magomedycyny, że imbir potrafił oczyszczać krew i dodawać wigoru, ponieważ nawet ta niewielka ilość pomogła Blackowi zebrać się w sobie, by opowiadać o koszmarnych wydarzeniach sprzed dwóch tygodni. Nie miał wyjścia. Jeśli chciał poznać prawdę, musiał cofnąć się do tamtych chwil.
Kiedy o tym myślał, na ułamek sekundy wydawało mu się, że jego wyciągnięta dłoń, którą to podawał Gudrun skrawek pergaminu, zmieniła się w szponiastą, porośnięta futrem wilkołaczą łapę. Odruchowo mężczyzna na chwilę zacisnął powieki, by pozbyć się tej wizji. Bo to musiała być wizja, prawda?
-Na samym początku były tutaj i to była moja krew. - Mówiąc to, mężczyzna wskazał na swoje prawe przedramię, na którym wyrysował symbole. - Jednak podczas samego rytuału przemieściły się wyżej — w stronę tułowia i ramienia. Trudno jest mi podać godzinę rytuału, jednak zakładam, że to musiało być w nocy. W nocy dwudziestego pierwszego czerwca. - Nie uszło uwadze Rigela, jak bardzo ten temat poruszył kobietę. Widział znajomy błysk fascynacji w jej oczach, którego nie dało się pomylić z niczym innym. Sam arystokrata był naukowcem i często obracał się w podobnym środowisku, dlatego bez większych problemów dostrzegał innych podobnych do siebie. - Początkowo również znaki te znajdowały się na pniach drzew, jakby były elementem jakiegoś ochronnego rytuału, rzuconego na teren. Tam również nie pozostawały statycznie.
Ponownie zanurzył usta w chłodnym napoju.
-Rytuał miał na celu oczyszczenie okolicy od złej magii oraz uwolnieniu uwięzionych w tamtym miejscu dusz. Było on stary lub tez nawiązywał do dawnych praktyk, gdyż zawierał takie elementy jak: palenie konkretnych ziół, rytualne kręgi, pieśni… - Czarodziej zacisnął blade dłonie na szklance. - Przenoszenie symboli na skórę nie było jednak jego elementem. Wydarzyło się to wcześniej, bez związku z magicznymi czynnościami. - Znów na chwile umilkł, po czym z pewnym trudem i niespodziewanym poczuciem wstydu dodał: - Od tamtego czasu miewam koszmary. Co noc.
Dotychczas jakoś nie zdawał sobie z tego sprawy, pozostawiając myśli gdzieś w czeluściach przerażonego umysłu, jednak kiedy odtwarzał te obrazy w swojej głowie i odpowiadał jasnowłosej na zadane pytanie, uderzyła go jedna bardzo oczywista rzecz.
-Dusze chyba zostały uwięzione w drzewach… - powiedział cicho, jakby do siebie.
Mężczyzna zrobił większy łyk napoju, delektując się kwaśno-ostrym smakiem, który mimo swojej temperatury bardzo przyjemnie rozgrzewał od środka. Prawdę mówili znawcy praktyk wschodniej magomedycyny, że imbir potrafił oczyszczać krew i dodawać wigoru, ponieważ nawet ta niewielka ilość pomogła Blackowi zebrać się w sobie, by opowiadać o koszmarnych wydarzeniach sprzed dwóch tygodni. Nie miał wyjścia. Jeśli chciał poznać prawdę, musiał cofnąć się do tamtych chwil.
Kiedy o tym myślał, na ułamek sekundy wydawało mu się, że jego wyciągnięta dłoń, którą to podawał Gudrun skrawek pergaminu, zmieniła się w szponiastą, porośnięta futrem wilkołaczą łapę. Odruchowo mężczyzna na chwilę zacisnął powieki, by pozbyć się tej wizji. Bo to musiała być wizja, prawda?
-Na samym początku były tutaj i to była moja krew. - Mówiąc to, mężczyzna wskazał na swoje prawe przedramię, na którym wyrysował symbole. - Jednak podczas samego rytuału przemieściły się wyżej — w stronę tułowia i ramienia. Trudno jest mi podać godzinę rytuału, jednak zakładam, że to musiało być w nocy. W nocy dwudziestego pierwszego czerwca. - Nie uszło uwadze Rigela, jak bardzo ten temat poruszył kobietę. Widział znajomy błysk fascynacji w jej oczach, którego nie dało się pomylić z niczym innym. Sam arystokrata był naukowcem i często obracał się w podobnym środowisku, dlatego bez większych problemów dostrzegał innych podobnych do siebie. - Początkowo również znaki te znajdowały się na pniach drzew, jakby były elementem jakiegoś ochronnego rytuału, rzuconego na teren. Tam również nie pozostawały statycznie.
Ponownie zanurzył usta w chłodnym napoju.
-Rytuał miał na celu oczyszczenie okolicy od złej magii oraz uwolnieniu uwięzionych w tamtym miejscu dusz. Było on stary lub tez nawiązywał do dawnych praktyk, gdyż zawierał takie elementy jak: palenie konkretnych ziół, rytualne kręgi, pieśni… - Czarodziej zacisnął blade dłonie na szklance. - Przenoszenie symboli na skórę nie było jednak jego elementem. Wydarzyło się to wcześniej, bez związku z magicznymi czynnościami. - Znów na chwile umilkł, po czym z pewnym trudem i niespodziewanym poczuciem wstydu dodał: - Od tamtego czasu miewam koszmary. Co noc.
Dotychczas jakoś nie zdawał sobie z tego sprawy, pozostawiając myśli gdzieś w czeluściach przerażonego umysłu, jednak kiedy odtwarzał te obrazy w swojej głowie i odpowiadał jasnowłosej na zadane pytanie, uderzyła go jedna bardzo oczywista rzecz.
-Dusze chyba zostały uwięzione w drzewach… - powiedział cicho, jakby do siebie.
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Znaki nakreślone na pergaminie w pierwszej chwili nie skojarzyły się Gudrun z żadnym znanym jej zapisem runicznym - nie mogła być jednak pewna, czy wynikało to z faktu, że niewprawna ręka przerysowywała je już dwukrotnie, czy może rzeczywiście stanowiły pozostałość po rytuale już wymarłym, niezwykle rzadkim albo znanym wyłącznie niewielkiej, zamkniętej społeczności. Same symbole przypominały pismo ogamiczne; Gudrun wiedziała, że było ono najczęściej używane do zapisu języków celtyckich, ale brak znajomości tychże języków uniemożliwiał pełne odczytanie ich znaczenia. Czarownicy mógł za to wydać się znajomy sposób, w jaki zostały zapisane: główna linia biegła pionowo, z przecinającymi ją prostopadle znakami - czyli w formie, jaka była stosowana dla inskrypcji pozostawianych na nagrobkach i grobowcach.
Gudrun nie miała pewności, czy znaki zostały użyte do przypieczętowania klątwy, aczkolwiek sposób ich utrwalenia - zapisanie symboli krwią, wniknięcie w skórę, powiązanie z rytuałem - zdecydowanie na to wskazywał. Nie była to jednak żadna z klątw, którą czarownica mogłaby w prosty sposób zidentyfikować. Wiedziała za to, że w przypadku podobnych symboli rysowanych na ciele nie bez znaczenia było ich dokładne umiejscowienie, gdyż oddziaływały bezpośrednio z energią życiową czarodzieja.
Mistrz gry nie kontynuuje rozgrywki, ale w razie potrzeby powróci z postem uzupełniającym.
Gudrun nie miała pewności, czy znaki zostały użyte do przypieczętowania klątwy, aczkolwiek sposób ich utrwalenia - zapisanie symboli krwią, wniknięcie w skórę, powiązanie z rytuałem - zdecydowanie na to wskazywał. Nie była to jednak żadna z klątw, którą czarownica mogłaby w prosty sposób zidentyfikować. Wiedziała za to, że w przypadku podobnych symboli rysowanych na ciele nie bez znaczenia było ich dokładne umiejscowienie, gdyż oddziaływały bezpośrednio z energią życiową czarodzieja.
Mimo czystokrwistego rodowodu, Gudrun nigdy nie pojęła zasad savoir-vivru. Od najmłodszych lat była trzymana przez rodzinę na uboczu. Nie dopuszczano jej do większości publicznych wydarzeń, w trakcie wizyt odsyłano ją do sypialni. Jej rolą nigdy nie było zabawianie gości, lecz karmienie ich kłamstwami skrywanie prawdy. Dbała o dobre imię rodziny nie poprzez małżeństwo, a poprzez zamiecenie swej przypadłości (najlepiej zaś wogóle siebie w całości) pod dywan. Co za tym idzie, w trakcie masowych przyjęć instynktownie próbowała dokonać czegoś, przy jej wzroście, ostrych rysach i przeszywającym spojrzeniu, pozornie niemożliwego - zniknąć.
Lecz nie zawsze mogła, nie zawsze kontrolowałasiebie sytuację, przedewszystkim zaś była już dorosła i nie mogła się kryć za ciężkimi, zamkowymi kotarami bądź szkolnym tłumem.
Może i norweski chłód nie wpoił jej angielskich grzecznościowych formułek, ani nie przedstawił odwiecznie rządzących szlacheckimi życiami rytuałów, zamiast tego nauczył ją jednak pokory, wygładził kłamstewka padające z ust, wyostrzył zmysł obserwacji. To w nim, ciągle czując w ustach gorzki smak porażki i wstydui strachu przed ponownym wpadnięciem w sidła koszmarów stawiała pierwsze samodzielne kroki. Naśladowała ludzi. Wyłapywała ich nawyki. Zgadywała czego od niej oczekują, tak by w przyszłości móc płynnie meandrować między klientelą z dworków i z Nokturnu. To tam nauczyła się rozpoznawać swoich ludzi.
Pozornie całkowicie odmiennych, ale u rdzenia boleśnie znajomych. Kątem oka dostrzegła błysk przestrachu w czarnych tęczówkach, gorączkowe zaciśnięcie powiek, drgnięcie spiętego przedramienia. Powstrzymała się przed podniesieniem wzroku, przed cichym szeptem. Przebłysk niechcianego wspomnienia? Zbyt rzeczywisty, choć irracjonalny widok? Spokojnie, znam to. Spokojnie, to zawsze mija. Jej wargi nie poruszyły się ani o milimetr, żaden choćby najmniejszy mięsień czy to twarzy, czy to delikatnie obejmujących pergamin dłoni, nie drgnął. Iskra niepokoju, współczucia została starannie wygaszona. Uwaga skutecznie przekierowana ku potencjalnym runom, jednej z niewielu rzeczy zdolnych poruszyć serce i umysł Gudrun na dłużej.
Zmarszczyła nos w skupieniu. Uważnie śledząc wzrokiem poszczególne linie, próbowała odtworzyć w jakiej dokładnej kolejności były one stawiane. Instynktownie szukała runy wiodącej, choć im dłużej obracała w myślach rycinę tym wyraźniej uświadamiała sobie, że ani symbole ani sposób ich zapisu nie miał nic wspólnego z futharkiem, bądź jakimkolwiek innym znanym jej alfabetem runicznym. No może poza…
Z przedramienia ku tułowiu, noc, przesilenie letnie, drzewa, spętane dusze, starożytny rytuał oczyszczenia, koszmary – Gudrun starannie wyławiała z wypowiedzi Rigela słowa-klucze. Splatała poszczególne wątki, starała się stworzyć na ich podstawie spójną hipotezę. Wyłuskiwała z odmętów własnej wiedzy i niewiedzy informacje tyczące się prastarych klątw, legend i druidzkich zwyczajów. Oczy wesoło błyskały w obliczu prawdziwego wyzwania, nie przystawały do kamiennej, poważnej twarzy Borgin, do wstydu i przybicia Blacka, których dostrzegalne oznaki skutecznie spychała na krańce swej świadomości.
— Lecz w noc przesilenia miały zostać uwolnione… — mimo błyszczących, delikatnie zmrużonych oczu jej głos nadal pozostawał monotonny i ozięble profesjonalny. Może trochę mamrotliwy, niewyraźny, jakby też mówiła bardziej do siebie niż do rozmówcy. Zupełnie, jakby chciała uwierzyć, iż w salonie znajduje się jedynie ona i tajemnicze inskrypcje, źródło naukowej fascynacji i pożądliwościnie zaś ludzkiego cierpienia. — bez konieczności sięgania po pańskie ciało i energię życiową. — Nie wnikała w to czemu, na Odyna, ktoś (bądź sam Rigel) wbrew restrykcyjnym zasadom obrządku, wyrysował na czarodzieju znaki ściśle powiązane z rytuałem. Część lekkomyślnego eksperymentu? Wynik intrygującego sabotażu? Choć ciekawość paliła ją od środka.
— Podejrzewa Pan może jak nieprzewidziany element wpłynął na skuteczność rytuału? Udał się czy wręcz przeciwnie? — Uniosła wreszcie delikatnie głowę znad kartki. Przyjrzała się jeszcze raz, tym razem dokładniej, częściom ciała arystokrata na których według jego słów mieściły się symbole. Próbowała za pomocą wyobraźni dokładnie wyrysować, gdzie mieściła się każda pomniejsza linia.
Dała mu czas na odpowiedź, samej biorąc łyk lemoniady, przygotowywała się psychicznie do udzielenia dłuższej wypowiedzi. Musiała powoli przetrawić nowe dane, w międzyczasie mogła mu pokrótce przedstawić co na razie udało jej się ustalić.
— Niestety przedstawione tu symbole nie są runami, choć najwidoczniej pełniły te same funkcje co futhark przy klątwach. Jest to pismo ogamiczne. Kiedyś posługiwali się nim celtowie. W ten sposób… — powiodła palcem wzdłuż głównej pionowej linii — pisali na nagrobkach. — Z trudem przypominała sobie historyczne zawiłości, ciekawostki zapisane na marginesach pochłanianych przez nią podręczników. Zaskoczona tym jak interdyscyplinarne okazywało się jej zlecenie. — Możliwe, iż używali tych inskrypcji by przypieczętować, w jakiś sposób zakląć zmarłych i ktoś bądź coś chciało odwrócić ten proces, wykorzystując do tego energię magiczną okolicznych terenów. — Stare, głęboko zakorzenione drzewa zdawały się idealnym punktem odniesienia dla magiochłonnych procesów, zwłaszcza jeśli niedaleko znajdywała się jakaś w miarę płytka, magiczna żyła. Potarła delikatnie czoło, starożytne runy, historia magii, numerologia, geomancja - wiedza z jakiej dziedziny mogła się jej jeszcze przydać? Jaki ważny szczegół mogła jeszcze pominąć? — Oraz przez przypadek pańską, najpewniej. Nie miał Pan żadnych trudności z czarowaniem po tym wydarzeniu? — Ostrożnie uniosła badawcze spojrzenie jeszcze wyżej. Zignorowała zmieniający się za plecami lorda kolor ścian, błahe widziadło. Przyjrzała uważnie zmęczonej twarzy. Skoro symbole ulegały zmianom na przestrzeni rytuału, magia otoczenia musiała albo wysysać energię z czarodziejskiego ciała bądź wręcz przeciwnie wedrzeć się do niego siłą. Musiała zajść jakaś interakcja, bliźniaczo podobna do tej między otoczeniem a… Trochę mocniej zmarszczyła nos — Czy te inskrypcje utrwaliły się również na drzewach?
Lecz nie zawsze mogła, nie zawsze kontrolowała
Może i norweski chłód nie wpoił jej angielskich grzecznościowych formułek, ani nie przedstawił odwiecznie rządzących szlacheckimi życiami rytuałów, zamiast tego nauczył ją jednak pokory, wygładził kłamstewka padające z ust, wyostrzył zmysł obserwacji. To w nim, ciągle czując w ustach gorzki smak porażki i wstydu
Pozornie całkowicie odmiennych, ale u rdzenia boleśnie znajomych. Kątem oka dostrzegła błysk przestrachu w czarnych tęczówkach, gorączkowe zaciśnięcie powiek, drgnięcie spiętego przedramienia. Powstrzymała się przed podniesieniem wzroku, przed cichym szeptem. Przebłysk niechcianego wspomnienia? Zbyt rzeczywisty, choć irracjonalny widok? Spokojnie, znam to. Spokojnie, to zawsze mija. Jej wargi nie poruszyły się ani o milimetr, żaden choćby najmniejszy mięsień czy to twarzy, czy to delikatnie obejmujących pergamin dłoni, nie drgnął. Iskra niepokoju, współczucia została starannie wygaszona. Uwaga skutecznie przekierowana ku potencjalnym runom, jednej z niewielu rzeczy zdolnych poruszyć serce i umysł Gudrun na dłużej.
Zmarszczyła nos w skupieniu. Uważnie śledząc wzrokiem poszczególne linie, próbowała odtworzyć w jakiej dokładnej kolejności były one stawiane. Instynktownie szukała runy wiodącej, choć im dłużej obracała w myślach rycinę tym wyraźniej uświadamiała sobie, że ani symbole ani sposób ich zapisu nie miał nic wspólnego z futharkiem, bądź jakimkolwiek innym znanym jej alfabetem runicznym. No może poza…
Z przedramienia ku tułowiu, noc, przesilenie letnie, drzewa, spętane dusze, starożytny rytuał oczyszczenia, koszmary – Gudrun starannie wyławiała z wypowiedzi Rigela słowa-klucze. Splatała poszczególne wątki, starała się stworzyć na ich podstawie spójną hipotezę. Wyłuskiwała z odmętów własnej wiedzy i niewiedzy informacje tyczące się prastarych klątw, legend i druidzkich zwyczajów. Oczy wesoło błyskały w obliczu prawdziwego wyzwania, nie przystawały do kamiennej, poważnej twarzy Borgin, do wstydu i przybicia Blacka, których dostrzegalne oznaki skutecznie spychała na krańce swej świadomości.
— Lecz w noc przesilenia miały zostać uwolnione… — mimo błyszczących, delikatnie zmrużonych oczu jej głos nadal pozostawał monotonny i ozięble profesjonalny. Może trochę mamrotliwy, niewyraźny, jakby też mówiła bardziej do siebie niż do rozmówcy. Zupełnie, jakby chciała uwierzyć, iż w salonie znajduje się jedynie ona i tajemnicze inskrypcje, źródło naukowej fascynacji i pożądliwości
— Podejrzewa Pan może jak nieprzewidziany element wpłynął na skuteczność rytuału? Udał się czy wręcz przeciwnie? — Uniosła wreszcie delikatnie głowę znad kartki. Przyjrzała się jeszcze raz, tym razem dokładniej, częściom ciała arystokrata na których według jego słów mieściły się symbole. Próbowała za pomocą wyobraźni dokładnie wyrysować, gdzie mieściła się każda pomniejsza linia.
Dała mu czas na odpowiedź, samej biorąc łyk lemoniady, przygotowywała się psychicznie do udzielenia dłuższej wypowiedzi. Musiała powoli przetrawić nowe dane, w międzyczasie mogła mu pokrótce przedstawić co na razie udało jej się ustalić.
— Niestety przedstawione tu symbole nie są runami, choć najwidoczniej pełniły te same funkcje co futhark przy klątwach. Jest to pismo ogamiczne. Kiedyś posługiwali się nim celtowie. W ten sposób… — powiodła palcem wzdłuż głównej pionowej linii — pisali na nagrobkach. — Z trudem przypominała sobie historyczne zawiłości, ciekawostki zapisane na marginesach pochłanianych przez nią podręczników. Zaskoczona tym jak interdyscyplinarne okazywało się jej zlecenie. — Możliwe, iż używali tych inskrypcji by przypieczętować, w jakiś sposób zakląć zmarłych i ktoś bądź coś chciało odwrócić ten proces, wykorzystując do tego energię magiczną okolicznych terenów. — Stare, głęboko zakorzenione drzewa zdawały się idealnym punktem odniesienia dla magiochłonnych procesów, zwłaszcza jeśli niedaleko znajdywała się jakaś w miarę płytka, magiczna żyła. Potarła delikatnie czoło, starożytne runy, historia magii, numerologia, geomancja - wiedza z jakiej dziedziny mogła się jej jeszcze przydać? Jaki ważny szczegół mogła jeszcze pominąć? — Oraz przez przypadek pańską, najpewniej. Nie miał Pan żadnych trudności z czarowaniem po tym wydarzeniu? — Ostrożnie uniosła badawcze spojrzenie jeszcze wyżej. Zignorowała zmieniający się za plecami lorda kolor ścian, błahe widziadło. Przyjrzała uważnie zmęczonej twarzy. Skoro symbole ulegały zmianom na przestrzeni rytuału, magia otoczenia musiała albo wysysać energię z czarodziejskiego ciała bądź wręcz przeciwnie wedrzeć się do niego siłą. Musiała zajść jakaś interakcja, bliźniaczo podobna do tej między otoczeniem a… Trochę mocniej zmarszczyła nos — Czy te inskrypcje utrwaliły się również na drzewach?
Strona 5 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Salon na IV piętrze
Szybka odpowiedź