Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Opuszczone magazyny
Droga między magazynami
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Droga między magazynami
Pomiędzy dwoma większymi magazynami wiedzie okryta mrokiem i nadgryziona zębem czasu ścieżka; jest długa, wąska, schowana w czymś na kształt lichego, kamiennego tunelu. Jako że korytarzowi często zdarza się podtopić (czy to wskutek niedawnej ulewy, czy dziwnych, ciemnych interesów, którymi często zajmują się tutejsze oprychy), na jego środku została ułożona krzywa, nadpleśniała i wiecznie wilgotna kładka. Pada na nią światło przebijające się przez podziurawiony, zapadający się sufit.
Droga jest długa i czasem za słupami bądź zakrętami czai się coś, czego odwiedzający to miejsce nigdy by się nie spodziewali - podejrzani handlarze przeklętymi amuletami, mocno obity, nieprzytomny jegomość balansujący na pograniczu śmierci czy krwiożercze i zmutowane chochliki kornwalijskie atakujące przechodniów. Zazwyczaj panuje tu jednak całkowita cisza, która jednak wcale nie uspokaja, a napełnia jeszcze większym niepokojem.
Droga jest długa i czasem za słupami bądź zakrętami czai się coś, czego odwiedzający to miejsce nigdy by się nie spodziewali - podejrzani handlarze przeklętymi amuletami, mocno obity, nieprzytomny jegomość balansujący na pograniczu śmierci czy krwiożercze i zmutowane chochliki kornwalijskie atakujące przechodniów. Zazwyczaj panuje tu jednak całkowita cisza, która jednak wcale nie uspokaja, a napełnia jeszcze większym niepokojem.
Reputacja musiała odejść na bok kiedy chodziło o wypełnienie rozkazu Czarnego Pana. Nie zastanawiałem się długo, wiedząc, że najlepiej znaleźć będzie pachołków do odbudowy Białej Wywerny właśnie w portowych spelunach. Nokturn był dużo bardziej niebezpieczny, tam znajdowali się czarnoksiężnicy, których ujarzmienie nie mogło być proste. Wychowani w zwierzęcych warunkach, o silnie rozwiniętym instynkcie przetrwania, prawdziwi zakapiorzy z mięśniami oraz czarną magią nie mogli stanowić łatwego kąska, by zmusić ich do współpracy. Co innego szlamy nieznające niczego oprócz siły własnych pięści, prymitywne formy życia, których istnienie było obrazą dla tego, kto stworzył świat. Jednak mieli okazać się przydatni, co mocno mnie dziwiło, ale i przerażało. Musieliśmy zanurzyć się w bagnie niemagicznym, czyli odrażającym z definicji, a to u nikogo nie wywołałoby zachwytu. O ile nie byłby szlamolubem, ale my nie należeliśmy do takich osób, na szczęście.
Kroki stawiałem uważnie, by nie wejść w żadną kałużę szczyn oraz innych delikatesów. Nie zapuszczałem się zbyt często w dzielnicę portową, a w jej mugolską część wcale. Jednak to tu uznałem, że odnajdziemy to, czego szukaliśmy. Czyli zdrowych drabów o dużej sile, za to niewładających żadnym rodzajem magii, co dawało nam niejako przewagę. Przynajmniej do momentu, w którym nie zostalibyśmy zaatakowani wręcz. Moim zadaniem było do tego nie dopuścić kiedy Magnus miał się wziąć za wzięcie osiłków pod klątwę imperiusa. Miałem nadzieję, że to przecudne spotkanie nie okaże się tragicznym w skutkach, a raczej przejdzie gładko i bez komplikacji. Piękne życzenia.
Liczyłem na doświadczenie kuzyna w sprawie rzucania czarnomagicznych zaklęć. Ja mogłem być jedynie jego wsparciem w razie gdyby ta mroczna moc wyssała z niego zbyt wiele sił witalnych, ewentualnie mogłem próbować unieruchomić podrzędnych marynarzy. Ściskałem w dłoni różdżkę, co dawało mi niejako kilka chwil spokojnego oddechu podczas zmierzania do celu naszej wyprawy. Po standardowych powitaniach skinąłem głową i uśmiechnąłem się lekko słysząc żart. Mimo wszystko imperiusy byłyby mniej wdzięcznymi pracownikami. I tak, najlepiej było zaatakować ich w środku. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie spróbować zaklęcia zatrzymującego ich we wnętrzu magazynów, ale zrozumiałem, że to moglibyśmy sami się stamtąd nie wydostać. Niby istnieje przeciwzaklęcie, ale to z kolei nadmierne ryzyko wywołania anomalii. Musieliśmy być skupieni na celu, jednocześnie nie podejmować bezsensownych działań, które mogłyby działać na naszą niekorzyść.
Stanąłem za Rowlem, kiedy ten nacisnął klamkę. Drzwi skrzypnęły przeciągle, niemal rozlatując się w dłoni. Wyjąłem różdżkę z kieszeni, pozostając w pogotowiu. Znad ramienia Magnusa widziałem dwóch mężczyzn przy skrzynkach, chyba byli zajęci graniem w karty oraz opowiadaniem sobie głupich dowcipów. Ich pijackie głosy niosły się echem po prawie niezapełnionej hali; odnosiłem też wrażenie, że stężenie alkoholu w powietrzu było dość znaczne. Obyśmy się tylko nie upili tymi oparami.
Kroki stawiałem uważnie, by nie wejść w żadną kałużę szczyn oraz innych delikatesów. Nie zapuszczałem się zbyt często w dzielnicę portową, a w jej mugolską część wcale. Jednak to tu uznałem, że odnajdziemy to, czego szukaliśmy. Czyli zdrowych drabów o dużej sile, za to niewładających żadnym rodzajem magii, co dawało nam niejako przewagę. Przynajmniej do momentu, w którym nie zostalibyśmy zaatakowani wręcz. Moim zadaniem było do tego nie dopuścić kiedy Magnus miał się wziąć za wzięcie osiłków pod klątwę imperiusa. Miałem nadzieję, że to przecudne spotkanie nie okaże się tragicznym w skutkach, a raczej przejdzie gładko i bez komplikacji. Piękne życzenia.
Liczyłem na doświadczenie kuzyna w sprawie rzucania czarnomagicznych zaklęć. Ja mogłem być jedynie jego wsparciem w razie gdyby ta mroczna moc wyssała z niego zbyt wiele sił witalnych, ewentualnie mogłem próbować unieruchomić podrzędnych marynarzy. Ściskałem w dłoni różdżkę, co dawało mi niejako kilka chwil spokojnego oddechu podczas zmierzania do celu naszej wyprawy. Po standardowych powitaniach skinąłem głową i uśmiechnąłem się lekko słysząc żart. Mimo wszystko imperiusy byłyby mniej wdzięcznymi pracownikami. I tak, najlepiej było zaatakować ich w środku. Przez chwilę zastanawiałem się nawet, czy nie spróbować zaklęcia zatrzymującego ich we wnętrzu magazynów, ale zrozumiałem, że to moglibyśmy sami się stamtąd nie wydostać. Niby istnieje przeciwzaklęcie, ale to z kolei nadmierne ryzyko wywołania anomalii. Musieliśmy być skupieni na celu, jednocześnie nie podejmować bezsensownych działań, które mogłyby działać na naszą niekorzyść.
Stanąłem za Rowlem, kiedy ten nacisnął klamkę. Drzwi skrzypnęły przeciągle, niemal rozlatując się w dłoni. Wyjąłem różdżkę z kieszeni, pozostając w pogotowiu. Znad ramienia Magnusa widziałem dwóch mężczyzn przy skrzynkach, chyba byli zajęci graniem w karty oraz opowiadaniem sobie głupich dowcipów. Ich pijackie głosy niosły się echem po prawie niezapełnionej hali; odnosiłem też wrażenie, że stężenie alkoholu w powietrzu było dość znaczne. Obyśmy się tylko nie upili tymi oparami.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Paskudne otoczenie kryło w swych zakamarkach skarby, odpowiednie do ich wydobycia. Magnus nie spalał się w poszukiwaniu unikatów i klejnotów, lecz oczekiwał ociosanego już narzędzia, przydatnego i pracowitego. Zdolnego zacharować się na śmierć, byle tylko zadowolić swych panów. Opcja pozostawała dyskusyjna, acz niewolnicze wykorzystywanie mugoli aż do kresu ich dni zdawało się zgadzać z służalczą naturą tych podłych kreatur. Może i zapomnieli o swym przypodłogowym miejscu, lecz nic nie stało na przeszkodzie, by dobitnie im je wskazać. Brudna woda z kałuż chlupotała pod ciężkimi podeszwami, zza węgła chylącego się ku ziemi obskurnego pubu dochodziły charakterystyczne odgłosy miłości za pieniądze w akompaniamencie stłumionych, pijackich szant. Rowle błysnął krótko obnażonymi zębami, wilcza cecha nabyta, prawdopodobnie przez za dużą liczbę pochłoniętych ksiąg. Egzystencja robactwa godziła w jego godność, ale było tego za dużo, by móc zwyczajnie zadeptać je błyszczącą cholewą. Narzucenie jarzma rozciągało się w czasie, lecz milczenie i pokorne znoszenie żałosnej sytuacji zdecydowanie nie leżało w naturze Magnusa. Zdeterminowanego, by zdziałać jak najwięcej, nawet, jeśli miało to oznaczać rzucenie się prosto w paszczę lwa. Biblijny Daniel niegdyś okiełznał bestię, on również mógłby wytresować potwora. Krótko, batem. Wzbudzić strach, a potem posłuch, wywołany tymże lękiem, nic nie przywiązywało skuteczniej, niż groźba i nieustające przerażenie.
Biedni prostaczkowie nie spodziewali się losu, jaki niedługo przyjdzie im dzielić, cóż, spotka ich zaszczyt - będą pierwszymi, którzy ugną karku przed majestatem Czarnego Pana, pierwszymi, którzy zginą przy odbudowie potęgi czarodziejów. Idealne zwierzęta pociągowe, niemyślące, nieczujące, niezdolne do odbierania bodźców wyższych niż prymitywne potrzeby żyjących stworzeń. Magnus mało subtelnie rysował sobie pod powiekami ich kaźń - czy raczej, rozwleczone tortury, poprzedzone wyniszczającą ciało i umysł harówką. Zakłada, ile wytrzymają, podejrzewał, że również fizycznie są dużo słabsi od czarodziejów, stąd też brała się uległość, jaką winni okazać im już w tej chwili. Skrzypnięcie drzwi zaanonsowało ich przybycie, lecz kiwające się głowy marynarzy - wypatrzył ich, siedzących na przewróconych do góry dnem skrzyniach - nie odwróciły się w ich kierunku. Plik kart, błyszczące butelki i kilka dziwacznych monet na tym prowizorycznym stole pochłaniało ich wystarczająco, by... wydać na siebie wyrok. Może spodziewali się kompanów, może zgarnięcie śmiesznie małej sumy było ważniejsze, niż troska o własne życie. A może byli żałośnie pewni, że niepozorni obcy nie stanowią dla nich żadnej konkurencji? Niezmiernie bawiła go ta mugolska pycha i buta, zagarnięta wraz z niedorzecznym poczuciem własnej wartości - skąd wzięła się u istot podrzędnych, nadających się w najlepszy przypadku na podnóżki w szlacheckich salonach?
-Wystarczy już tej gry. Panowie - zadecydował Magnus, elegancko wchodząc w krąg światła, padającego z kopcącej się naftowej lampy. Draby łypały na niego nieprzychylnie, jakby kalkulowali już sobie (co przerastało ich możliwości), co powinni z nim zrobić. Rowle uśmiechnął się - szeroko, pewnie, prawie lubieżnie, z premedytacją prześwietlając ich obu ostrym spojrzeniem. Wybierał pierwszą ofiarę, licząc na doskonałą zabawę z drugim parobkiem. Skoro już się pofatygował, miał prawo do odrobiny satysfakcji.
-Imperio - wypowiedział miękko, spokojnie, prawie czule, wyciągając różdżkę i mierząc nią w wyższego z mężczyzn o szerokiej twarzy, poznaczonej bliznami po ospie i tatuażu w kształcie smoka, oplecionego wokół pokaźnego bicepsa. Jednocześnie zerknął w bok, miał nadzieję, że Lupus znajduje się w pogotowiu, czarna magia bywała kapryśna i zwodna, a dziś, wolałby się nie narazić swej pani.
Biedni prostaczkowie nie spodziewali się losu, jaki niedługo przyjdzie im dzielić, cóż, spotka ich zaszczyt - będą pierwszymi, którzy ugną karku przed majestatem Czarnego Pana, pierwszymi, którzy zginą przy odbudowie potęgi czarodziejów. Idealne zwierzęta pociągowe, niemyślące, nieczujące, niezdolne do odbierania bodźców wyższych niż prymitywne potrzeby żyjących stworzeń. Magnus mało subtelnie rysował sobie pod powiekami ich kaźń - czy raczej, rozwleczone tortury, poprzedzone wyniszczającą ciało i umysł harówką. Zakłada, ile wytrzymają, podejrzewał, że również fizycznie są dużo słabsi od czarodziejów, stąd też brała się uległość, jaką winni okazać im już w tej chwili. Skrzypnięcie drzwi zaanonsowało ich przybycie, lecz kiwające się głowy marynarzy - wypatrzył ich, siedzących na przewróconych do góry dnem skrzyniach - nie odwróciły się w ich kierunku. Plik kart, błyszczące butelki i kilka dziwacznych monet na tym prowizorycznym stole pochłaniało ich wystarczająco, by... wydać na siebie wyrok. Może spodziewali się kompanów, może zgarnięcie śmiesznie małej sumy było ważniejsze, niż troska o własne życie. A może byli żałośnie pewni, że niepozorni obcy nie stanowią dla nich żadnej konkurencji? Niezmiernie bawiła go ta mugolska pycha i buta, zagarnięta wraz z niedorzecznym poczuciem własnej wartości - skąd wzięła się u istot podrzędnych, nadających się w najlepszy przypadku na podnóżki w szlacheckich salonach?
-Wystarczy już tej gry. Panowie - zadecydował Magnus, elegancko wchodząc w krąg światła, padającego z kopcącej się naftowej lampy. Draby łypały na niego nieprzychylnie, jakby kalkulowali już sobie (co przerastało ich możliwości), co powinni z nim zrobić. Rowle uśmiechnął się - szeroko, pewnie, prawie lubieżnie, z premedytacją prześwietlając ich obu ostrym spojrzeniem. Wybierał pierwszą ofiarę, licząc na doskonałą zabawę z drugim parobkiem. Skoro już się pofatygował, miał prawo do odrobiny satysfakcji.
-Imperio - wypowiedział miękko, spokojnie, prawie czule, wyciągając różdżkę i mierząc nią w wyższego z mężczyzn o szerokiej twarzy, poznaczonej bliznami po ospie i tatuażu w kształcie smoka, oplecionego wokół pokaźnego bicepsa. Jednocześnie zerknął w bok, miał nadzieję, że Lupus znajduje się w pogotowiu, czarna magia bywała kapryśna i zwodna, a dziś, wolałby się nie narazić swej pani.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Domyślałem się, że rzucanie czarnomagicznych zaklęć było dla Magnusa chlebem powszednim. Dla mnie też powinno być, ale wolałem skoncentrować się na magii leczniczej, bo to ona była mi realnie potrzebna do życia, pracy. Jej plugawa odmiana nie była legalna, a mnie bardziej fascynowało jej teoretyczne, naukowe zagadnienie. Wiedziałem jednak, że musiałem nadrobić karygodne braki w tej dziedzinie, ale zamierzałem się za to zabrać dopiero po podciągnięciu się jeszcze z uzdrowicielstwa. Wyznaczyłem sobie pewien pułap, do którego miałem się dostać i dopiero wtedy sięgnąć po najstraszniejszą z magii. Nigdy nie odważyłem się stanąć po stronie praktyki najmroczniejszych czarów, ale sytuacja polityczna oraz społeczna mocno mnie na to naciskała. Szykowaliśmy się do wojny i nie mogłem umieć jedynie leczyć, musiałem także potrafić zadawać ból skoro dążyłem do ziszczenia się wizji Czarnego Pana. Każda różdżka i zdolność była na wagę złota w obliczu zarazy mającej przewagę liczebną.
I ta zaraza właśnie znajdowała się w opuszczonych magazynach, racząc się prostackimi rozrywkami na swoim poziomie. Ale nie potrzebowaliśmy w nich inteligencji tylko siły mięśni, pracowitości. Ta ostatnia cecha była bardzo wątpliwą, choć pod imperiusem na pewno wszystko zostanie naprostowane i nawet największe obiboki nagle poczują słodki zew spełniania obowiązków względem nas. Jeśli jakimś cudem okazaliby się zbyt leniwi, Rowle na pewno znał niejedno zaklęcie mające na celu zachęcenie nierobów do uwijania się przy odbudowie Białej Wywerny. Nawet przez chwilę zastanawiałem się nad bolesnym wyrywaniu zębów w ramach kary czy też zachęty, ale zrozumiałem, że ta hołota prawdopodobnie nie miała już swojego uzębienia. Przy takim trybie życia to byłoby wręcz dziwne.
Nie zastanawiając się dłużej nad niczym, po prostu wszedłem za Magnusem do wnętrza hali. Zamknąłem za nami drzwi, by nikt nie przeszkadzał w tej zabawie i wtedy odwróciłem się do mugolskich chlejusów. Czarnoksiężnik wolał nie korzystać z elementu zaskoczenia, co z kolei zdziwiło mnie samego, ale nie wnikałem. Może chciał się trochę popastwić nad biednymi marynarzami.
Zaklęcie wystrzeliło z różdżki, ale niestety chybiło uderzając o jedną ze skrzyń, która się roztrzaskała do tego stopnia, że tamci podskoczyli w miejscu. Zerknąłem uważnie na kuzyna oceniając czy nie trzeba mu medycznej pomocy, ale na szczęście czarna magia tym razem postanowiła być łaskawa.
Levicorpus, pojawiło się w moich myślach, kiedy jeden z opryszków próbował uciec. Szło mu to dość sprawnie pomimo procentów krążących we krwi, dlatego chciałem go zatrzymać choć na chwilę. Drugi wydawał się być sparaliżowany ze strachu, chyba zrzucając wizje na karb delirium. Nie potrzebowaliśmy świadków, dlatego różdżka skierowana w stronę uciekiniera wydawała mi się być rozsądnym pomysłem. Problemem pozostawały jednak anomalie, ale nie było czasu na cofnięcie się. Musieliśmy doprowadzić sprawę do końca.
I ta zaraza właśnie znajdowała się w opuszczonych magazynach, racząc się prostackimi rozrywkami na swoim poziomie. Ale nie potrzebowaliśmy w nich inteligencji tylko siły mięśni, pracowitości. Ta ostatnia cecha była bardzo wątpliwą, choć pod imperiusem na pewno wszystko zostanie naprostowane i nawet największe obiboki nagle poczują słodki zew spełniania obowiązków względem nas. Jeśli jakimś cudem okazaliby się zbyt leniwi, Rowle na pewno znał niejedno zaklęcie mające na celu zachęcenie nierobów do uwijania się przy odbudowie Białej Wywerny. Nawet przez chwilę zastanawiałem się nad bolesnym wyrywaniu zębów w ramach kary czy też zachęty, ale zrozumiałem, że ta hołota prawdopodobnie nie miała już swojego uzębienia. Przy takim trybie życia to byłoby wręcz dziwne.
Nie zastanawiając się dłużej nad niczym, po prostu wszedłem za Magnusem do wnętrza hali. Zamknąłem za nami drzwi, by nikt nie przeszkadzał w tej zabawie i wtedy odwróciłem się do mugolskich chlejusów. Czarnoksiężnik wolał nie korzystać z elementu zaskoczenia, co z kolei zdziwiło mnie samego, ale nie wnikałem. Może chciał się trochę popastwić nad biednymi marynarzami.
Zaklęcie wystrzeliło z różdżki, ale niestety chybiło uderzając o jedną ze skrzyń, która się roztrzaskała do tego stopnia, że tamci podskoczyli w miejscu. Zerknąłem uważnie na kuzyna oceniając czy nie trzeba mu medycznej pomocy, ale na szczęście czarna magia tym razem postanowiła być łaskawa.
Levicorpus, pojawiło się w moich myślach, kiedy jeden z opryszków próbował uciec. Szło mu to dość sprawnie pomimo procentów krążących we krwi, dlatego chciałem go zatrzymać choć na chwilę. Drugi wydawał się być sparaliżowany ze strachu, chyba zrzucając wizje na karb delirium. Nie potrzebowaliśmy świadków, dlatego różdżka skierowana w stronę uciekiniera wydawała mi się być rozsądnym pomysłem. Problemem pozostawały jednak anomalie, ale nie było czasu na cofnięcie się. Musieliśmy doprowadzić sprawę do końca.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Mordercze plany chował do zapomnianej szuflady, zamykając ją na kluczyk, oddany na przechowani rozsądniejszemu towarzyszowi. Sam pewnie z rozkoszą patrzyłby na coraz bledsze ciała, wykrwawiające się na jego oczach; anatomia nie była dla niego zagadką (choć naturalnie nie umywał się ze swą wiedzą do Lupusa), lecz nadal nie potrafił pojąć, jak tyle płynów mogło mieścić się w człowieku. Wytoczenie ostatniej kropli krwi czyniło z ludzi rozkoszne kukiełki, skurczone, pomarszczone, trupio blade: związki frazeologiczne nie brały się znikąd. Kolejne doświadczenie po uśmiechu sięgającym od ucha do ucha, co załatwiał perfekcyjnym cięciem w okolicach gardła.
Pierwszeństwo miała jednak ciężka praca - robaki równie dobrze mogli zacząć stawiać im pomnik. Zabawne, że mugolskie ręce przyczynią się do powstania miejsca samosądów na ich własnych rodzinach, cóż, spotykała ich właśnie upragniona przez Rowle'a sprawiedliwość, odzyskiwana po latach tłamszenia i ukrywania się z posiadaną mocą. Wet za wet, a skoro dorośli, konsekwencje sięgnęły wymiarów głębszych aniżeli błahe represje i konieczność bycia niewidzialnym. Chciał, by zapłonęły stosy, palące się mięso, swąd ciał trawionych przez ogień może przypomni żałosnym pomiotom, za co przyjdzie im pokutować. Wyciągnął różdżkę, stając pomiędzy rosłymi mężczyznami, a jego oczy zabłysły niebezpiecznie, rozległ się świst, promień zaklęcia niewybaczalnego przeciął powietrze, lecz nie zdołał ugodzić brodatego marynarza. Rowle syknął przez zęby, drzazgi lecące z pobliskiej skrzynie nie satysfakcjonowały go tak, jak uczyniłby to poddańczy gest mugolskiej wszy. Mieli mało czasu, asekuracyjnie zwrócił się ku Lupusowi, który podchwycił sugestię, również wyciągając własną różdżkę. Jego zaklęcie niestety także minęło celu, mierzwiąc włosy na głowie uciekającego zakapiora, który wrzasnął i począł biec jeszcze prędzej, ku przeciwległym drzwiom magazynu. Dureń, Black miał go na muszce i jeśli tylko zechce - dosięgnie go z łatwością. Czarna magia pozostawała domeną Magnusa, lecz za unieruchomienie delikwentów będzie mu wdzięczny.
-Sectumsempra - zdecydował twardo, posyłając czar wprost w drugiego mugola, skamieniałego, jakby patrzył w oczy samej Meduzy. Mógł mu zagwarantować podobne doświadczenie, lecz najpierw należało go zatrzymać, sponiewierać i sprawić, by potulnie błagał o zabranie od siebie całego swego bólu.
Pierwszeństwo miała jednak ciężka praca - robaki równie dobrze mogli zacząć stawiać im pomnik. Zabawne, że mugolskie ręce przyczynią się do powstania miejsca samosądów na ich własnych rodzinach, cóż, spotykała ich właśnie upragniona przez Rowle'a sprawiedliwość, odzyskiwana po latach tłamszenia i ukrywania się z posiadaną mocą. Wet za wet, a skoro dorośli, konsekwencje sięgnęły wymiarów głębszych aniżeli błahe represje i konieczność bycia niewidzialnym. Chciał, by zapłonęły stosy, palące się mięso, swąd ciał trawionych przez ogień może przypomni żałosnym pomiotom, za co przyjdzie im pokutować. Wyciągnął różdżkę, stając pomiędzy rosłymi mężczyznami, a jego oczy zabłysły niebezpiecznie, rozległ się świst, promień zaklęcia niewybaczalnego przeciął powietrze, lecz nie zdołał ugodzić brodatego marynarza. Rowle syknął przez zęby, drzazgi lecące z pobliskiej skrzynie nie satysfakcjonowały go tak, jak uczyniłby to poddańczy gest mugolskiej wszy. Mieli mało czasu, asekuracyjnie zwrócił się ku Lupusowi, który podchwycił sugestię, również wyciągając własną różdżkę. Jego zaklęcie niestety także minęło celu, mierzwiąc włosy na głowie uciekającego zakapiora, który wrzasnął i począł biec jeszcze prędzej, ku przeciwległym drzwiom magazynu. Dureń, Black miał go na muszce i jeśli tylko zechce - dosięgnie go z łatwością. Czarna magia pozostawała domeną Magnusa, lecz za unieruchomienie delikwentów będzie mu wdzięczny.
-Sectumsempra - zdecydował twardo, posyłając czar wprost w drugiego mugola, skamieniałego, jakby patrzył w oczy samej Meduzy. Mógł mu zagwarantować podobne doświadczenie, lecz najpierw należało go zatrzymać, sponiewierać i sprawić, by potulnie błagał o zabranie od siebie całego swego bólu.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 34
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Nie mieliśmy wiele czasu do stracenia, mimo to trwoniąc go nieprzerwanie. Irytowałem się, oczywiście, że tak. Wszystko miało pójść jak z płatka kiedy staniemy naprzeciwko szlamu. Nieudolnego, zacofanego i w tym przypadku zapijaczonego. Niestety procenty płynące w żyłach krzepkich marynarzy nie zdołały otępić ich tak mocno, by stali się łatwym celem. Jeden z nich biegł, całkiem żwawo niestety. Może odrobinę koślawo stawiał kroki, ale oddalał się coraz bardziej od nas. I od różdżki, którą w niego celowałem. Nie podobało mi się to ani trochę. Westchnąłem widząc jak kolejne zaklęcie omija uciekiniera, mierzwiąc mu zaledwie włosy na głowie.
Levicorpus, pomyślałem po raz kolejny, nie przestając celować w tamtego cwaniaczka. Jeśli i tym razem się nie uda, będę musiał w jakiś sposób zaryglować drzwi. Jak na razie nie wiedziałem jak to zrobić, dlatego musiałem intensywnie myśleć nad zaklęciami zapamiętanymi ze szkoły. Szybko przerzucałem pliki irytując się coraz mocniej.
To dlatego, że jeden z osiłków zamarł wystraszony, ale mimo tego Magnusowi nie udało się zadać mu bólu czy ran. Kolejny promień przeciął powietrze, odłupując tynk z odległej ściany. I tak nie wyglądał on imponująco, sypał się i bez pomocy magii. W ogóle to miejsce było tak okropnie obskurne, że marzyłem o jego opuszczeniu. Na czarnej szacie pojawił się pył brudu oraz kurzu, drzazgi od zniszczonej skrzyni rozsypały się po brudnej podłodze, tylko karty leżały na jednym z drewien nienaruszone. Aż zaciekawiło mnie, który z nich wygrywał. Sądząc po ich reakcjach, obstawiałbym tamtego pomykającego właśnie w kierunku drzwi. Głupiec. Ale miał w sobie najwięcej instynktu samozachowawczego. Wiedział, że nie miał szans walczyć z potęgą magii, której nawet nie rozumiał. Jak dotąd szczęście trzymało się tej dwójki, ale tak nie musiało pozostać do końca.
Coś mi jednak mówiło, że byliśmy z Rowlem zbyt pewni siebie i stąd ta fala niepowodzeń. Mimo to los nie mógł być aż tak przewrotny i okrutny, musiało nam się wreszcie udać. Zresztą, to wszystko wina tych parszywych anomalii, które udaremniały każde, nawet najszlachetniejsze działania. Powinno to ulec wreszcie zmianie, bo inaczej Czarny Pan nie będzie zadowolony. Dlatego Salazarze, daj nam siłę i moc do podporządkowania sobie tej dwójki parszywców.
Levicorpus, pomyślałem po raz kolejny, nie przestając celować w tamtego cwaniaczka. Jeśli i tym razem się nie uda, będę musiał w jakiś sposób zaryglować drzwi. Jak na razie nie wiedziałem jak to zrobić, dlatego musiałem intensywnie myśleć nad zaklęciami zapamiętanymi ze szkoły. Szybko przerzucałem pliki irytując się coraz mocniej.
To dlatego, że jeden z osiłków zamarł wystraszony, ale mimo tego Magnusowi nie udało się zadać mu bólu czy ran. Kolejny promień przeciął powietrze, odłupując tynk z odległej ściany. I tak nie wyglądał on imponująco, sypał się i bez pomocy magii. W ogóle to miejsce było tak okropnie obskurne, że marzyłem o jego opuszczeniu. Na czarnej szacie pojawił się pył brudu oraz kurzu, drzazgi od zniszczonej skrzyni rozsypały się po brudnej podłodze, tylko karty leżały na jednym z drewien nienaruszone. Aż zaciekawiło mnie, który z nich wygrywał. Sądząc po ich reakcjach, obstawiałbym tamtego pomykającego właśnie w kierunku drzwi. Głupiec. Ale miał w sobie najwięcej instynktu samozachowawczego. Wiedział, że nie miał szans walczyć z potęgą magii, której nawet nie rozumiał. Jak dotąd szczęście trzymało się tej dwójki, ale tak nie musiało pozostać do końca.
Coś mi jednak mówiło, że byliśmy z Rowlem zbyt pewni siebie i stąd ta fala niepowodzeń. Mimo to los nie mógł być aż tak przewrotny i okrutny, musiało nam się wreszcie udać. Zresztą, to wszystko wina tych parszywych anomalii, które udaremniały każde, nawet najszlachetniejsze działania. Powinno to ulec wreszcie zmianie, bo inaczej Czarny Pan nie będzie zadowolony. Dlatego Salazarze, daj nam siłę i moc do podporządkowania sobie tej dwójki parszywców.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 78
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zaklął szpetnie; cień jego sylwetki oraz słownik śmiało upodobnił Magnusa do każdego z tych oprychów, z jakimi właśnie nieudolnie tańcował. Nigdy nie był zbyt biegły w tej sztuce, a zabawa w kotka i myszkę wyjątkowo mu nie szła. Następne niecelne zaklęcie związało mu żołądek w ciasny supeł, a oczy zmieniło w wąskie szparki, wyjątkowo rozzłoszczonego drapieżnika. Mało brakowało, by nozdrzami poszedł mu dym - pamiętał podobne sytuacje z lat swojej młodości - lecz czas ich naglił, więc machnął ręką, zastępując drogę wyższemu z drabów. Wciąż dzierżył wyciągniętą różdżkę i uśmiechał się. Nieco szaleńczo, rozkojarzonym wzrokiem błąkając się po przerażonej i skonfundowanej twarzy mężczyzny, zajętego ciężkim umysłowym wysiłkiem analizowania wypadków. Gdyby miał choć trochę oleju w głowie, zamiast stać jak słup soli, ten po prostu walnąłby Rowle'a w szczękę i znokautował go jednym ciosem, lecz najwyraźniej nie grzeszył aż taką bystrością. Przypuszczalnie zapatrzył się na swego kompana, celnie poderwanego za kostki w górę przez czar Lupusa. Magnus zyskał kilka cennych sekund, a właściwie: bezcennych sekund, by zająć się drugim nieszczęśnikiem. Dla którego przewidział atrakcje nieco boleśniejsze i bardziej widowiskowe niż odsłonienie piwnego brzucha. Imperius nie należał do prostych zaklęć, a wręcz przeciwnie, był czarem wyjątkowo złożonym, wymagającym ogromnego zaangażowania i skupienia. Póki mugol zachowywał przytomność umysłu, Magnus wolał go zamęczyć, by móc ewentualnie do skutku rzucać klątwę, póki nie zapanuje całkowicie nad jego umysłem. Z ruchomym celem przewidywał trudności, więc dmuchał na zimne, stawiając sobie za cel unieszkodliwienie mężczyzny. Jeśli wytoczy z jego żył zbyt wiele krwi, Lupus poskłada go do kupy. Był im niezbędny ze względu na wartość użytkową, ale przecież nie musiał odznaczać się urodą.
-Sectumsempra - zawołał jeszcze raz, celując perfidnie w twarz zbira, jednocześnie popychając nogą chwiejną piramidę z drewnianych skrzynek, aby mocniej go zdezorientować. Błysk zaklęcia nieco oślepił Magnusa, który na oślep kontynuował swoje niszczycielskie dzieło, starając się - na wszelki wypadek - odciąć mężczyźnie jedną z dróg ucieczki.
-Sectumsempra - zawołał jeszcze raz, celując perfidnie w twarz zbira, jednocześnie popychając nogą chwiejną piramidę z drewnianych skrzynek, aby mocniej go zdezorientować. Błysk zaklęcia nieco oślepił Magnusa, który na oślep kontynuował swoje niszczycielskie dzieło, starając się - na wszelki wypadek - odciąć mężczyźnie jedną z dróg ucieczki.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'k10' : 5
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'k10' : 5
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Naprawdę zaczynałem się bać. Nigdy nie byłem nadzwyczaj dobry w zaklęciach, ale nie spodziewałem się też, że te będą tak trudne, bym nie mógł rzucić ani jednego. Magnus z tego co wiedziałem znał się na czarnej magii, a też nie szło mu to czarowanie za dobrze. Oczywiście zrzuciłem winę na unoszącą się w powietrzu anomalię, która po prostu musiała zakłócić działanie naszych czarów. Nie dopuszczałem do siebie możliwości, że to my zostaliśmy skazani na popełnienie błędu. Nie doszukałem się go ani w wymowie formuł, ani w ruchach nadgarstków. Zwykłe zrządzenie losu, ot co.
Jednak naprawdę ci mięśniacy nie grzeszyli rozumem. Widocznie woleli stać w kolejce po siłę fizyczną, cóż, każdy działa jak mu się podoba. Ja w każdym razie nie zamierzałem im współczuć. Ten uciekający mógł być mózgiem operacji skoro wpadł na pomysł dania nogi z przeklętego magazynu. Jeszcze chwila i na pewno dopadłby klamki, uciekając w popłochu przed nieznanymi mu dziwami. I stracilibyśmy jednego potencjalnego parobka, a to wprawiłoby mnie w niezadowolenie. Nie po to narażaliśmy swoją reputację łażąc po śmierdzących dokach, by ponieść straty. Nie, nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości.
Całe szczęście, że zaklęcie unoszące za kostkę wreszcie się powiodło. Na chwilę wstrzymałem oddech bojąc się, że mogłem zapłacić za to wysoką cenę, ale tym razem fortuna mi sprzyjała. Nic się nie stało, zaś wystraszony marynarz wierzgał dramatycznie przy jednoczesnym wiszeniu w powietrzu głową w dół. Kwestia czasu aż zacząłby odczuwać słabość z powodu długotrwałego napływu krwi do mózgu. Niestety zaklęcia miały tę wadę, że po jakimś czasie przestawały działać, a to kończyło się nadzwyczaj szybko. Nie mogłem pozwolić na to, by zwierzyna ponownie zaczęła uciekać.
- Incarcerous – spróbowałem więc, celując w wiszącego dryblasa. Gdyby udało mi się spętać go linami, wtedy sprawa byłaby banalnie prosta. Nigdzie nie zdołałby już uciec, a Rowle mógłby zabrać się spokojnie za wyczarowanie imperiusa tyle razy, ile by tylko chciał.
Problemem było udane zaklęcie pozbawiające drugiego ze szlam krwi. Zmarszczyłem brwi.
- Chyba powinniśmy go poddać twojej woli, a nie wpychać w ramiona śmierci – zauważyłem, zerkając na drugiego arystokratę, nie patrząc też jeszcze na wynik mojego zaklęcia. Dopiero po tych słowach automatycznie skierowałem głowę oraz wzrok na moją własną, maleńką ofiarę, starając się zignorować podnoszący się zapach świeżej krwi, wkrótce docierający do nosa i wywołujący nieprzyjemne wspomnienia. Dobrze, że nie byliśmy w lesie.
Jednak naprawdę ci mięśniacy nie grzeszyli rozumem. Widocznie woleli stać w kolejce po siłę fizyczną, cóż, każdy działa jak mu się podoba. Ja w każdym razie nie zamierzałem im współczuć. Ten uciekający mógł być mózgiem operacji skoro wpadł na pomysł dania nogi z przeklętego magazynu. Jeszcze chwila i na pewno dopadłby klamki, uciekając w popłochu przed nieznanymi mu dziwami. I stracilibyśmy jednego potencjalnego parobka, a to wprawiłoby mnie w niezadowolenie. Nie po to narażaliśmy swoją reputację łażąc po śmierdzących dokach, by ponieść straty. Nie, nie dopuszczałem do siebie takiej możliwości.
Całe szczęście, że zaklęcie unoszące za kostkę wreszcie się powiodło. Na chwilę wstrzymałem oddech bojąc się, że mogłem zapłacić za to wysoką cenę, ale tym razem fortuna mi sprzyjała. Nic się nie stało, zaś wystraszony marynarz wierzgał dramatycznie przy jednoczesnym wiszeniu w powietrzu głową w dół. Kwestia czasu aż zacząłby odczuwać słabość z powodu długotrwałego napływu krwi do mózgu. Niestety zaklęcia miały tę wadę, że po jakimś czasie przestawały działać, a to kończyło się nadzwyczaj szybko. Nie mogłem pozwolić na to, by zwierzyna ponownie zaczęła uciekać.
- Incarcerous – spróbowałem więc, celując w wiszącego dryblasa. Gdyby udało mi się spętać go linami, wtedy sprawa byłaby banalnie prosta. Nigdzie nie zdołałby już uciec, a Rowle mógłby zabrać się spokojnie za wyczarowanie imperiusa tyle razy, ile by tylko chciał.
Problemem było udane zaklęcie pozbawiające drugiego ze szlam krwi. Zmarszczyłem brwi.
- Chyba powinniśmy go poddać twojej woli, a nie wpychać w ramiona śmierci – zauważyłem, zerkając na drugiego arystokratę, nie patrząc też jeszcze na wynik mojego zaklęcia. Dopiero po tych słowach automatycznie skierowałem głowę oraz wzrok na moją własną, maleńką ofiarę, starając się zignorować podnoszący się zapach świeżej krwi, wkrótce docierający do nosa i wywołujący nieprzyjemne wspomnienia. Dobrze, że nie byliśmy w lesie.
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lupus Black' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Portowe uliczki zaczęły mu być irracjonalnie bliskie, a burdy rozgrywające się w ciemnych alejkach, nad którymi celowo nie świeciły żółte latarnie - znajome. Otarcia na knykciach, lepka krew spływająca z zaciśniętych pięści, zmiażdżony nos; łatwo łączył fakty, a tu, do rozkręcenia [i[rozróby[/i], naprawdę nie potrzebowano wiele. Plugawe kundle, naparzające się dla dziwacznej przyjemności prania się po mordach bez żadnego powodu (nie potwierdzało to męskości), nie żywił wobec nich żadnego współczucia. Każdy ochlapus liczył się z ryzykiem wpakowania noża pod żebra lub utopienia się w Tamizie po pijaku, Magnus zaś chciał ich śmierć (rychłą), uczynić wznioślejszą. Praca nie hańbi, a uszlachetnia, także ta niewolnicza, do jakiej zamierzał zmusić te dwie zakały społeczeństwa. Parszywe mugolaki też mogły okazać się przydatne, czy raczej użyteczne: podobało mu się staranne dobieranie słów, jeszcze bardziej obdzierające te dwie żałosne istoty ze swej urojonej podmiotowości. W rękach Lupusa i jego, byli już bowiem tylko zabawkami, obdrapanymi, z nadpsutym mechanizmem, lecz z potencjałem na nieco więcej. Huk rozbijającego się drewna rozszedł się echem po całym magazynie, wysoki sufit podwoił nieprzyjemny dźwięk, a spore drzazgi i większe klepki potoczyły się między mugolem, a Magnusem, czającym się do kolejnego natarcia. Lupus sprawnie zneutralizował drugiego zbira, oplatając go sznurem, kiedy ten jeszcze dyndał w powietrzu. Dobra robota, uśmiechnął się kącikiem ust, lekko, radośnie, bo zbliżali się sukcesywnie do wykonania zadania. Reszta spoczywała na barkach Magnusa, lecz nie zamierzał uchylać się przed tym obowiązkiem, który właściwie spełniał z sadystyczną przyjemnością. Był pewny, że nie obędzie się bez kilku prób, lecz na skrępowanej maskotce mógł ćwiczyć do woli. Drugi mężczyzna też raczej nie stanowił wielkiego zagrożenia, poświęcił mu ułamek sekundy uwagi, kiedy rozpaczliwie wił się na zimnej podłodze, wyjąc z bólu i ocierając twarz z prędko cieknącej krwi. Trochę go pokiereszował, ale przecież nie musiał być piękny, a silny i posłuszny. Potulne zwierzę pociągowe - może nawet nie dość wytrzymałe, Rowle wydął usta z pogardą, niewerbalnie komentując postękiwanie ranionego mugola.
-Wytrzyma - stwierdził cierpko na uwagę Lupusa, podchodząc bliżej ledwo poruszającego się ciała i obracając go stopą tak, by mógł bez przeszkód spojrzeć oprychowi w zaszklone z bólu oczy -imperio - bez skrupułów wymierzył w niego różdżką, z całych sił koncentrując się na wymawianej inkantacji i wyobrażając sobie nitki kontroli, którymi zapragnął opleść parszywca, zamącić w jego świadomości i stać się panem jego miałkiego i nic niewartego umysłu.
-Wytrzyma - stwierdził cierpko na uwagę Lupusa, podchodząc bliżej ledwo poruszającego się ciała i obracając go stopą tak, by mógł bez przeszkód spojrzeć oprychowi w zaszklone z bólu oczy -imperio - bez skrupułów wymierzył w niego różdżką, z całych sił koncentrując się na wymawianej inkantacji i wyobrażając sobie nitki kontroli, którymi zapragnął opleść parszywca, zamącić w jego świadomości i stać się panem jego miałkiego i nic niewartego umysłu.
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Magnus Rowle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k10' : 6
--------------------------------
#3 'Anomalie - CZ' :
Droga między magazynami
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: County of London :: Dalsze dzielnice :: Port of London :: Doki :: Opuszczone magazyny