Wydarzenia


Ekipa forum
Ogród
AutorWiadomość
Ogród [odnośnik]09.03.17 19:31
First topic message reminder :

Ogród

Stary, zaniedbany, osowiały - dokładnie taki był ogród za Ruderą, gdy po raz pierwszy został odnaleziony przez jej mieszkańców. W nogi kłuły rozrośnięte łodygi dzikich jeżyn, pokrzywy rozrosły się jak szalone, trawa nie stanowiła miękkiego dywanu, a już tylko suchy step. Jednak za tą pustą kopułą, złożoną z pokracznie powykrzywianych roślin, kryła się długa, drewniana kratka, na której poprzedni właściciele musieli posadzić... winogrona.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott

Re: Ogród [odnośnik]24.07.18 1:16
|85|220|-40

Amant. Przystojny, uroczy i niesamowicie wygadany o dużej dozie charyzmy - tak Ria widziała Bertie’go, choć za czasów szkolnych raczej irytował rudowłosą niż ta ceniła jego towarzystwo. Świadomość, że nie mogła wygrać z mężczyzną pojedynku działał na nią gniewogennie, ale wraz z upływającymi tygodniami Rhiannon przekonywała się do chłopaka coraz bardziej. Imponowały jej osoby odważne, nieustępliwe i wiedzące czego chcą, a taki właśnie wydawał się być gryfon z roku niżej. Upór przekuł w sukces, którym później skwapliwie podzielił się z rywalką - wiele nauczyli się od siebie nawzajem. Weasley wspominała tamte momenty z niejakim rozrzewnieniem kreślącym drobne, jeszcze niewidoczne zmarszczki wokół oczu; zawsze będąc osobą ambitną, aczkolwiek nie w tym, co trzeba było, tęskniła za murami Hogwartu. Placówka edukacyjna pełna różnych ewenementów istniała raczej jako szkoła przetrwania niż bezpieczne miejsce pełne inspiracji, ale również trudy codziennego życia stawały się niezwykle cennymi lekcjami. To tam Harpia przeżyła swoje pierwsze załamanie i to tam podnosiła się z kolan po każdej porażce. Zawsze walczyła do upadłego. To właśnie było powodem, dla którego pan cukiernik kojarzył się czarownicy tak dobrze - oboje znaleźli wspólny, nadzwyczaj lekki język.
- Hm, brzmi to jak wypisz wymaluj ja! - zażartowała Ria, udając, że teatralnie odrzuca kaskady rudych włosów za plecy. Niestety ich związanie w ciasny kok uniemożliwiło przeprowadzenie tejże śmiałej akcji, ale efekt na pewno był niezgorszy pomimo braku odpowiednich rekwizytów. - Piątek wieczór… a niech to, nie wzięłam mojego notesiku. - Udała najpierw głębokie zastanowienie, następnie przemieniając je w niezadowolenie. Potarła rozczarowana nos wykrzywiając piegowatą twarz nadając słowom adekwatnej ekspresji. - Chyba dałabym radę cię upchnąć między jednym adoratorem, a drugim - zaśmiała się głośno, aż przytykając dłoń do ust. Nikt nie kręcił się wokół Weasley’ówny; to tylko taki blef. Jak tylko przypomniała sobie o tym, że na ostatniej randce była w Hogwarcie w jakiejś piątej klasie, to aż rudzielcowi zrobiło się przykro, co skutecznie zamaskowała szerokim uśmiechem rozświetlającym twarz. Miłość nie była w życiu najważniejsza - mogła się całkowicie poświęcić karierze oraz pomocy potrzebującym, co nie było sprawą pozbawioną znaczenia. Nadawała go sobie sama, nie prosząc żadnego mężczyzny o nadanie sensu istnienia prawdziwego Lisa.
- Nie, ponieważ dobrze się pan maskuje, panie Bott - odparła mrugając do mężczyzny więcej niż znacząco. Otrzepała dłonie w wierzch sukienki gotując się już wewnętrznie na starcie pełne zaciekłej rywalizacji - dwoje nadpobudliwych gryfonów podczas jednej konkurencji na pewno zwiastowało zażarty wyścig szczurów, choć bez podkładania sobie świń. Tylko zasady fair play. - Nie miał duszy? Pewnie jeszcze mi powiesz, że był rudy? - Prawa brew powędrowała ku górze, tak samo jak tenże kącik ust. Spojrzenie ciemnych oczu pozostawało pozbawione bycia pod wrażeniem. Zmrużone oczy sugerowały wręcz konieczność bycia ostrożnym w doborze słów. - Młotek! Pewnie brakowało mu żelaza. Powinieneś dawać mu więcej szpinaku albo pokrzyw do pałaszowania - poradziła mu Ria wygładzając przy tym włosy z tyłu głowy. Pani Hollow posiadająca w swoim gospodarstwie hodowlę królików opowiadała jej kiedyś o podobnym zdarzeniu, ale możliwe, że młoda czarownica przekręciła parę istotnych faktów. - Albo po prostu nie chciał, żebyś mu hałasował - skwitowała własny wywód szczerząc zęby. Wszystko to z odpowiednią dozą niewinności oraz gracji, rzecz jasna. Zresztą, wolała rozmawiać o słodkiej, futrzanej kulce niż jakimś tam ohydnym ghulu. Rhiannon nie była z natury uprzedzona do kogokolwiek bądź czegokolwiek, ale jednak niektóre stworzenia wzbudzały w niej wstręt.
- Poczekaj aż wam to wino stłucze - rzuciła tylko z przekąsem, nie dowierzając w zapewnienia Bertie’go. Nie po to jednak rudowłosa zjawiła się w Ruderze - miała zamiar pokazać mu kto tu rządzi. Czyli ona, mistrzyni zaklęć. Dopingowała samą siebie w myślach stwarzając na swój temat niestworzone historie, ale czuła się lepiej w kokonie utkanym z pewności siebie niż w bagnie strachu, że wygłupi się przed Bottem. Szło jej zresztą wyśmienicie; do czasu, aż cząstki z pioruna zmaterializowanego przez gospodarza uderzyły w ciało Weasley. Poczuła zbłąkane ładunki elektryczne wstrząsające organizmem, natomiast parę sekund później nastała ciemność.
Otworzyła oczy niepewnie, szybko mrugając powiekami. Zarejestrowała, że była trzymana w ramionach mężczyzny, co musiało wywołać lekkie zaczerwienienie policzków; potem znalazła się na chłodnej trawie. Rhiannon czuła się skołowana i nieprzytomnie rozejrzała się dookoła. - Co… słabo mi - zaczęła mętnie. Przejechała dłonią po czole. - Wygrałam? - spytała jedynie. Widać co interesowało czarownicę najbardziej.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Ogród [odnośnik]24.07.18 21:46
- Wpisz mnie w takim razie, przemyślę czy to będzie randka czy od razu ślub, ale chyba jednak wypada chwilę ze sobą chodzić. - stwierdził, ostentacyjnie rozważając temat, bo skoro Ria taka jest doskonała to chyba od razu przed ołtarz najlepiej. A ich dziecinnego chodzenia z czasów szkolnych w sumie nawet nie liczył. W sumie w szkole był strasznie kochliwy, bardziej jeszcze niż teraz, poza Jude która pojawiała się i wracała, zawsze z wielkim hukiem spotykał się z dziewczynami i to nie tak, że się nimi bawił! Każda była tą jedyną. Po czym jakoś tak się kończyło. Z tego na szczęście wyrósł i chociaż wolniej dziewczyny, czy raczej kobiety dobierał, nie zauraczał się już tak od razu! Choć pod jednym względem może trochę dorósł.
Na słowa o kłamstwach tylko znów się uśmiechnął, zaraz jednak wypłynął temat pufka pozbawionego duszy, demona cholernego, który mu co chwila gorsze psikusy robił, a potem wyglądał uroczo żeby nikt nie wierzył, że na prawdę jest demonem. A demonem przecież był!
- Ależ nie. - prychnął na takie okropnie podstępne pytanie. Ria to go testowała i sprawdzała, a przecież on godność i rozum człowieka ma, są rzeczy jakich by nie powiedział! - Jak mógłbym twierdzić że rudzi nie mają duszy, skoro rudą kobietę mam zamiar jutro poślubić, czy panienka się słyszy, w ogóle, czy to sens ma jakikolwiek? Ja wiem, że Bott to z logiką się mocno nie rymuje, ale nie przesadzajmy, proszę! - wyrzucił z siebie kolejny teatralny monolog, gestykulując przy tym żywo i na szczęście nikomu przy tym nie wybijając oka przy pomocy różdżki, którą w dłoni trzymał. Nic nie poradzi, że jego dłonie mają swoje, osobne życie.
- Był oczywiście różowy. Czy stworzenie które ma różową sierść może mieć duszę? Nie. To co najmniej oczywiste. Zrzucał mi na głowę patelnie, podtykał rzeczy pod nogi żebym się potykał, misterne pułapki tworzył. To demon był w puszkowej skórze.
Zakończył wreszcie to dramatyzowanie, nie chcąc przesadzać za mocno. Z resztą pojedynek ich poważny czekał, ale najpierw analiza zdrowia Rogera na którą w sumie to wzruszył ramionami. Póki co królik wyglądał na zdrowego, czasem chrupnął kawałek domu, czasem skubnął go za ciuchy, czasami gonił do jakiejś zgnilizny, jak dla niego to trochę się od ghula pouczył o pożywieniu, ale póki kicał energicznie i uszka trzymał prosto to Bertie nie martwił się zanadto.
W końcu jednak walczyli, czy raczej ćwiczyli, ale tylko przez chwilę, bo już po kilku próbach jego piorun trochę się rozrósł. Kiedy ułożył Rię, a ta znów otworzyła oczy, odetchnął z niemałą ulgą.
- Anomalia. Chyba starczy na dziś.
Stwierdził, bo do ćwiczeń na pewno wrócą, ale póki co Ria potrzebuje odpocząć i chyba jeszcze pomocy jakiegoś lekarza. Choć Bertie powinien mieć w którejś szafce chociaż eliksir na wzmocnienie czy cokolwiek. Powinno pomóc, zanim ją zabierze do Munga, żeby ją opatrzyli porządnie.
Wziął ją zaraz na ręce, żeby zanieść do Rudery, gdzie to ułożył ją na kanapie. Dopiero po chwili dotarł do niego sens jej pytania - martwił się o nią, przeraziła go ta anomalia nie na żarty, cholera.
- Hm? Tak, wygrałaś.
Czuł się źle z tym, że wybrał tak silne zaklęcie do ćwiczeń, czy raczej że to zaklęcie trafiło w nią. Choć przecież nie mógł tego przewidzieć, chciał treningu, porządnego treningu. Cóż jednak - powinien był przemyśleć fakt, że w tej chwili wydarzyć się może dosłownie wszystko. Dosłownie. Powinien bardziej uważać.
- Przepraszam. - powiedział jeszcze tylko, bo więcej zrobić nie mógł. Przez chwilę był jakby inną osobą, kiedy zniknęła cała ta radosna otoczka, a pojawiło się w jej miejscu zmartwienie, wyrzuty? Choć starał się uśmiechać, bardziej chyba żeby Rii nie martwić. - Może mam tu jakiś eliksir, ale nie wiem, czy nie lepiej zabrać cię do Munga albo do jakiegoś uzdrowiciela od razu.
Lepiej, na pewno lepiej. Tylko Mung był teraz przepełniony znając życie, anomalie szalały, a nie chciał Weasley'ówny męczyć ciąganiem jej tam i szukaniem pomocy.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]27.07.18 22:24
Zaśmiała się głośno, szczerze, czysto i dźwięcznie na deklaracje mężczyzny. Były absolutnie urocze - świadomość charyzmatycznego charakteru pana Botta, który flirtował oraz słodził chyba każdej kobiecie na kuli ziemskiej, nie była dostatecznym zabezpieczeniem dla Rii przed wpadnięciem w nastawione sidła. Chyba przede wszystkim była kobietą, a kobiety lubiły komplementy oraz adorację, nawet taką w żartach. Czuły się dzięki temu pewniej, a dodatkowe walory w postaci zapewnienia niewieście dobrego humoru były szczególnie pożądane. Nic dziwnego, że rudowłosa dała zapędzić się w kozi róg - randka. Nie była pewna, czy nadal sobie dowcipkowali czy jednak za tą propozycją kryło się coś więcej, ale czarownica nie musiała długo nad tym rozmyślać. Mknęła naprzeciw żywiołowi większość rzeczy pozostawiając w rękach kapryśnego losu. Co ma być, to będzie - dość luźne podejście do życia, ale za to zawsze obfitujące w niespodzianki.
- Koniecznie. Trzeba wiedzieć jak ze sobą chodzić - prosto, skręcać ciągle w lewo czy slalomem - odpowiedziała starając się brzmieć śmiertelnie poważnie, ale tak naprawdę cała usiana złocistymi plamkami twarz wykrzywiała się w niekontrolowanych uśmiechach. - Oczywiście jak już coś wymyślisz to czekam na wieści - dodała niewinnie, wcale nie wierząc w dalszą część tych przekomarzań; to za nie brała wszystkie wypowiedziane tutaj słowa. Podskoczyła lekko, kierując się do ogrodu. Nie zaprzątała sobie głowy realizmem wyrzucanych spomiędzy warg haseł, zawsze patrząc na Bertie’go z przymrużeniem oka. Może kiedyś rzeczywiście miał szansę ustatkować się - ale ten czas raczej nie nadszedł. Taki był bottowy urok - słodycz wylewająca się każdym zakamarkiem jestestwa.
Oczywiście, że Rhiannon testowała Merlina winnego mężczyznę. Przed ślubem powinna przecież sprawdzić wszystkie ewentualności oraz cechy przyszłego małżonka - nie tylko chodzenie było ważne, ale poglądy również. Jeśli uważał, że warto było dyskryminować rudego puszka i podejrzewać go o brak duszy, to ten związek po prostu nie mógłby się udać! Nietolerancja na najfantastyczniejszy kolor włosów (w tym przypadku sierści) dyskredytowała każdego potencjalnego adoratora. - Już jutro? Na galopujące dwurożce, jestem taka nieuczesana! - zawołała melodramatycznie, od razu przykładając szczupłe palce do związanego na głowie koku. Udała, że go skrupulatnie poprawia, ale widać było, że efekt nijak nie zmienił się. - Ależ wierzę w twoją logiczność mój przyszły mężu, nie denerwuj się tak, jeszcze kopniesz w kalendarz przed ceremonią z tego stresu - kontynuowała zabawną jej zdaniem grę. Z gardła Weasley’ówny co jakiś czas wyrywał się szczery śmiech spowodowany wspólnymi żartami. Szło im całkiem nieźle - spokojnie mogli występować na deskach teatrów jako stare, dobre małżeństwo. - Co racja, to racja. Różowy kolor nie komponuje się z rudością włosów oraz charakterów - stwierdziła męczeńsko, wieńcząc wypowiedź teatralnym, donośnym westchnięciem. Choć to też zależało od odcienia - niektóre, przydymione róże, maliny czy purpury z domieszką takiejż barwy wyglądały naprawdę zacnie. Jednak puszek pigmejski na pewno zabarwił się tym najgorszym scenariuszem, od którego aż mdliło. I taką też minę na piegowatej twarzy przybrała Ria.
- To rzeczywiście brzmi jak mały terrorysta. Próbowałeś z magicznym wybielaczem? - spytała pozornie poważnie. Kobiecie całkiem nieźle podobały się wszelkie złote porady, mogłaby je kiedyś wydać w formie książki - z dowcipami.
Mniej dowcipny okazał się zażarty pojedynek między dwojgiem rywali z lat szkolnych. Nie mogła przeboleć, że butelkowe starcie w jednej chwili szło jej tak cudownie, a w drugiej leżała już nieprzytomna to na rękach Bertie’go, to na trawie, a finalnie kanapie. Bott przestawiał ją dowolnie jak tylko chciał, a osłabiona Rhiannon poddawała się tym osobliwym praktykom. Poczuła ulgę, gdy wtuliła się w jego ramię podczas krótkiej wędrówki do wnętrza Rudery. Anomalie. - Przyznaj się, że to był sabotaż, ponieważ nie lubić przegrywać, panie Bott - mruknęła mu gdzieś w tors, w plątaninę koszuli czy cokolwiek miał na sobie. Biło od niego przyjemne ciepło, przez co rudowłosa przymknęła na chwilę oczy. Otworzyła je dopiero znajdując się na sofie. - Co otrzymuje zwycięzca? - zapytała dość nieprzytomnie. W tym stanie Weasley trudno było zebrać myśli, ale bardzo się starała. - Jak chcesz mnie tam zabrać? - zadała kolejne pytanie, już dużo bardziej rzeczowe, choć na przeprosiny pokręciła głową. Teleportacja nie działała (czy on umiał teleportację łączną?), sieć Fiuu również nie, na miotle? To dość ryzykowne, Ria nie miała pewności czy zdoła się na niej utrzymać, choć oczywiście zawzięłaby się. Była przecież potomkiem Mac Rossy, na Godryka.



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Ogród [odnośnik]28.07.18 23:03
Oto wspaniała kobieta - z którą można w jednej chwili flirtować, by zaraz przejść do zażartej konkurencji. Nadawali na tych samych falach i chyba dlatego z Rią wszystko było jakby łatwiejsze. Chyba dlatego też jego żarty wcale nie koniecznie były żartami, a z tyłu głowy Botta już czaił się plan na ową randkę którą to pannie Weasley zapowiedział! Bertie w planowaniu takich rzeczy czuł się jak ryba w wodzie, swobodnie i wygodnie, lubił o tym myśleć, zastanawiać się jaka opcja będzie lepsza, a jego celem z reguły, a niemal zawsze był uśmiech. Nie zależało mu na wspaniałej, romantycznej scenerii a już na pewno nie, kiedy zabierał dziewczynę gdzieś w takim charakterze po raz pierwszy! - chciał wywoływać radość.
Kolejne butelki znikały w mgnieniu oka. Oboje byli w świetnej formie, jednak wspólną grę, czy raczej wspólny trening przerwała im anomalia.
- Tak, sabotaż, ale nie żeby wygrać tylko żeby kupić sobie kilka dni przed tym ślubem. Co zrobić, jak jeszcze nic nie zorganizowane no. - westchnął, choć trochę gorzej mu szło granie. W sumie to znacznie gorzej, bo się martwił i niósł właśnie dziewczynę, która wyglądała strasznie blado i go martwiła. Nie ważne kim by była, byłby w tej chwili przerażony, a że była Rią to martwił się za trzech. I starał się być delikatny, zupełnie jakby tym, że ją niósł mógł ją nagle połamać. - Musi mi pani darować ten brak finezji, panienko Weasley.
Uśmiechnął się, choć jakoś tak nie do końca wesoło, kiedy puszczał ją powoli na kanapie. I nie miał ochoty się odsuwać, choć przecież nic jej już nie groziło, żadne z nich nie czarowało, a to wykonywanie czarów w tej chwili było głównym zagrożeniem. I zastanawiał się, co powinien zrobić, bo - cholera - te magiczne szaleństwa potwornie utrudniają życie.
- Hmm, czy całodzienne usługi panienkę zadowolą? - zastanowił się chwilę, choć raczej rozproszony był czymś innym. - Ewentualnie stos muffinek albo ciasto.
Dodał jeszcze, bo przecież słodkości własnej roboty to główny arsenał jakim Bertie Bott się posługiwał. Czegokolwiek nie chciał, a także kiedy niczego nie chciał, był w tym dobry i z tego korzystał. Ludzie jakoś tak chętniej mu ulegali, kiedy na stole pomiędzy nim, a rozmówcą pojawiał się jakiś pyszny wypiek.
I już myślał o tym żeby zabierać Rię do Munga, kiedy ta zadała mu bardzo konkretne pytanie. No właśnie. Pieprzone anomalie.
- Wezwę tu kogoś. Pewnie dotrze Błędnym czy coś. - postanowił w końcu. Zajmie to chwilę dłużej, ale przynajmniej będzie bezpiecznie. Tylko wyczarować patronusa jeszcze będzie musiał, bo sowa jednak jest trochę za wolna, nie potrzebują uzdrowiciela na jutro tylko na teraz już. To jednak poszło bez większego problemu, a po chwili skakał między nimi pełen energii pies, duży kundel ciągle merdający ogonem. Nie minęło kilka sekund, jak pognał we właściwą stronę, by przekazać informację znajomemu uzdrowicielowi, iż w Ruderze potrzebna jest pomoc.
Zaraz zaczął szukać w odpowiedniej szafce i wyjątkowo dokładnie jak na siebie sprawdzać fiolki i ich zawartości. Miał coś na wzmocnienie, chociaż czasowo powinno pomóc. Dokładniej nie miał zamiaru nic robić, nie dałby jej niczego silnego, czy niepewnego, a znał tylko najbardziej podstawowe eliksiry. Musiał mieć pewność, że przede wszystkim Rii nie zaszkodzi.
Zaraz wrócił z nim do Weasleyówny.
- Wypij proszę. To nic szczególnego, jedynie lekkie wzmocnienie, ale uzdrowiciel powinien niedługo być. - stwierdził i faktycznie miał taką nadzieję. Choć Rii nic już raczej nie groziło, zdecydowanie wolał aby ktoś się jej stanem zajął.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]03.08.18 17:40
Oczywiście, że wspaniała. Może w innych okolicznościach pasowaliby do siebie jak dwie połówki tej samej pomarańczy, ale w życiu nie wszystko układa się tak, jak tego pragniemy. Dotąd spotkanie dwojga czarodziejów przebiegało lekko oraz przyjemnie - Ria świetnie bawiła się z Bertie’m pomimo tego, że z początku jedynie rozmawiali; późniejsza zaciekła rywalizacja też trwała dość krótko. Każdy inny może znudziłby się lukrowanymi opowieściami cukiernika oraz nieustannym śmiechem jakiegoś rudzielca, ale oni zdawali się nadawać na tych samych falach. W towarzystwie charyzmatycznego, uroczego Botta Weasley było po prostu sympatycznie. Odczuwała ciepło porównywalne z ciepłem domowego ogniska, co mile łaskotało rozemocjonowane serduszko czarownicy. Uśmiechała się nieprzerwanie, co rusz musząc zasłaniać rozbawione usta dłonią - nie chciała przecież śmiać się tak jawnie oraz niekulturalnie! Nie ulegało wątpliwościom, że Rhiannon czuła się na tyle swobodnie, że na pewno podobne praktyki zostałyby jej przez przyjaciela wybaczone. Tfu, przyszłego męża! Obecnego chłopaka? Może jednak przedchłopaka, skoro nie wiedzą jeszcze jak chodzić? Och, kobieta zaczęła się już gubić w labiryncie tych wyimaginowanych tytułów oraz żartów, doprawdy nie wiedząc już jakie znaczenie nadać temu treningowi, który jednak był zażartą konkurencją. Powiedz to, Bertie - mówiła to jej postawa oraz spojrzenie. Wyzywające na srogi pojedynek, choć w duszy Harpia świadoma była, że to naprawdę miały być po prostu ćwiczenia. Szło jej oszałamiająco dobrze.
- Mówiłeś, że ślub już jutro. Coś kręcisz - zawyrokowała w jednej chwili, mrużąc podejrzliwie oczy, których to spojrzeniem obdarzyła mężczyznę. Tak po prawdzie to zaskakująca była zdolność kojarzenia tego piegowatego rudzielca, ponieważ przed chwilą walnęły w nią cząsteczki pioruna i powinna być mocniej zdekoncentrowana - wręcz skonfundowana. Tymczasem śmigała między kolejnymi korytarzami pamięci wykładając na wierzch straceńcze karty. Każdą po kolei. – Powiedz, że nie chcesz tego ślubu. No powiedz - zażądała, nadal uczestnicząc w tej zabawnej, choć dość zaskakującej grze. Nie spodziewała się, że przyjacielski wycisk zamieni się w tak wesołą scenkę małżeńską. - Powiedz, że to tylko wymówki. Nie możesz znieść mojego niesamowitego talentu w dziedzinie uroków i to była zemsta. Upiekłeś dwie pieczenie na jednym ogniu - znalazłeś wymówkę dla swojej przegranej oraz odwołaniu ślubu. Jesteś mistrzem zbrodni - wyrzekła z mocą. To nic, że wciąż była bardzo osłabiona. Żarty trzymały się ust Rii niczym dobra szminka. Czuła się mocno obolała, ale po prostu czarownica zaciskała zęby i liczyła na to, że fantastycznym poczuciem humoru zniweluje wszystkie niedogodności jakie na nią czekały. - Niech będzie. Jestem litościwą królową pojedynków - odpowiedziała już spokojniej, nadal uśmiechając się do Bertie’go. Trudno, może miał zły dzień, dlatego przegrał w tak słabym stylu; rudowłosa nie mogła mieć do niego pretensji, nie wypadało. Miała dobre serce, wybaczała bardzo łatwo - niech straci!
- O nie, rodzice nie pozwolą nam zamieszkać razem przed ślubem. - Pokręciłaby głową gdyby nie to, że bardzo ją bolała. Zbierało jej się na mdłości. - Za to stos muffinek brzmi bajecznie. Zamawiam truskawkowo-jogurtowe ze środkiem z białą czekoladą - rzuciła dość entuzjastycznie jak na stan, w jakim Weasley znajdowała się obecnie. Mmm, tak, marzyła o takim połączeniu smaków. Aż zrobiło jej się błogo od wyobrażania sobie tego niebiańskiego smaku. - Dobrze - przytaknęła Bottowi, jednak ponownie nie włączając w to ruchu głowy. Przymknęła na chwilę powieki, nie wiedząc nawet kiedy na chwilę odpłynęła - otwierając je z powrotem dostrzegła stojącego nad nią czarodzieja. Z fiolką w ręku. Rhiannon skrzywiła się, niechętna do przyjmowania gorzkich lekarstw, ale przyjęła miksturę z wdzięcznością oraz bez marudzenia. Wypiła duszkiem zwracając puste naczynie do rąk własnych. - Dzięki. Pozwolisz, że się chwilkę zdrzemnę? - spytała nagle bardzo senna. Chwilę później rzeczywiście odleciała w krainę snów, wykończona niespodziewanym atakiem oraz zachowywaniem przytomności pomimo urazu. Ocknęła się, kiedy uzdrowiciel zaczął ją leczyć, a ona znów odzyskała siłę. Pożegnała się entuzjastycznie zarówno z nim jak i z Bertie’m, odlatując potem na swojej miotle do domu.

| zt Bertie i Ria



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley
Re: Ogród [odnośnik]11.08.18 23:34
|12.07.1956r?


Uważał Ruderę za idealne miejsce do treningów. Po pierwsze - znajdowała się na uboczu. Kiedy kończyła się część domków, należało odejść jeszcze trochę w las nim człowiek dotarł do tego domu. I choć ewentualnym zbłądzonym drogę zawsze wskazywało światełko zawieszone nad drzwiami - ludzie raczej mało kiedy błądzili tu tak o, bez celu. Ponad to jeszcze za samym domem - czy raczej jego dachem, to tylko dwuspadowy dach wystawał ponad ziemię - znajdował się całkiem spory ogród. W tej chwili lokatorów w sumie prawie nie było, Matt i Eileen się wyprowadzili, została więc Josie i Sue póki co jedynie, a im raczej żaden Zakonnik nie musiałby się tłumaczyć z nadprogramowej walki.
Dodatkowo było blisko do ewentualnych medykamentów. Tak, Rudera zdawała się być znacznie lepszym miejscem, niż ukrywanie się gdzieś w dokach, czy opuszczonych magazynach. Czekał więc na Kierana, którego poprosił o trening. Od jakiegoś czasu Uroki stały się jego małą manią. Kilkakrotnie już czuł, że nawalił, a kiedy nawalał właśnie w dziedzinie która była dla niego najważniejsza, czuł się rozeźlony i sfrustrowany - i musiał coś z tym zrobić. Szukał więc odpowiedniej osoby, a kto może być bardziej odpowiedni niż doświadczony auror?
- Dobry.
Przywitał się z lekkim uśmiechem. Czekał na małej ławeczce przed domem, ale podniósł się widząc znajomą twarz. Może i nigdy jakoś bliżej z Rineheartem nie rozmawiał, jednak łączył ich wspólny cel, jedna organizacja. To wystarczy.
- Mam nadzieję że uda nam się nie spalić lasu, czy coś. - stwierdził, uśmiechając się przy tym, jak to on. Jakoś nie umiał inaczej, choć akurat mówił w sumie całkiem poważnie. Z Rią celowali do butelek. Nie chciał zbyt ryzykownego treningu w jej towarzystwie, jednak jakoś nie chciał niczego podobnego sugerować Kieranowi. Ostatecznie celowanie do nieruchomego celu to straszna droga na łatwiznę, tyle chyba powinni umieć kończąc szkołę? Okazało się z resztą, że i to wcale nie jest bezpieczne, jeśli szalejąca obecnie magia tego zechce, i tak komuś stanie się krzywda. - Ma pan jakiś konkretny plan?
Dopytał, bo w sumie to poprosił o trening, ale nie miał pojęcia jak auror trening widzi, czy da mu jakieś zadanie, czy zdecyduje się na zwyczajny, regularny sparing.
- Za domem jest w sumie sporo miejsca nic tam nie powinno przeszkadzać. - dodał jeszcze, bo i zasugerował swój dom właśnie dlatego, że wydawał mu się najodpowiedniejszy na jakiekolwiek sparingi. Zaraz ruszył we wskazaną stronę.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]12.08.18 17:10
Kroczył spokojnie wydeptaną w trawie ścieżką, nieustannie pozostając czujnym, jakby wcale nie ufał mijanym drzewom. W końcu dotarł do celu, od razu posyłając spojrzenie staremu domostwu, którego najważniejszemu elementem był spadzisty dach sięgający ziemi. Mimo wszystko sprawiał wrażenie zadbanego, jakby wreszcie przestrzeń wypełniło życie. Ale szybko przeniósł wzrok na gospodarza czekającego na niego od frontu.
Dzień dobry – odpowiedział ponuro, niezdolny najwidoczniej do wykrzesania z siebie znikomego entuzjazmu nawet z samej uprzejmości. W jego mniemaniu wystarczyło, że łaskawie zdecydował się na wspólny trening, co właściwie powinno być brane przez jego charakter za ogromną grzeczność. Zresztą, pozytywnego nastawienia Botta powinno starczyć dla nich obu, nie potrzebowali przecież festiwalu uśmiechów, kiedy już ten pierwszy wyglądał nad wyraz promiennie.
Pytanie o szczegóły ich spotkania, które miało tylko jeden cel, nie było wcale tym wyczekiwanym. Dobrze jednak, że już na wstępie przeszli do konkretów, nie bawiąc się w zbędne uprzejmości. Plan – powtórzył Kieran w myślach bez przekonania. Treningi z innymi aurorami zawsze przybierały postać bardziej zaawansowanych pojedynków, podczas których starano się niekoniecznie zranić przeciwnika, ale jak najszybciej go unieruchomić przeciwnika, aby przestał być zagrożeniem. Nie bez powodu aurorzy podczas walk namiętnie posyłali w stronę przeciwników Drętwoty i Petrificusy. Jednak unieruchomienie w tym przypadku wydawało mu się mijać z celem, w końcu mieli ćwiczyć zawzięcie.
Będziemy się pojedynkować – zadecydował w końcu całkiem pewny takiego rozwiązania. – Ale z kilkoma zastrzeżeniami, w końcu nie chcemy spalić lasu. Zatem ograniczmy się do mniej niszczycielskich, a więc przy okazji mniej bolesnych zaklęć, zgoda? Confundus, Amicus, Expelliarmus, Steleus, Tarantallegra – wymienił na poczekaniu kilka najmniej inwazyjnych uroków, jakie to przyszły mu na myśl. – Jeśli zaklęcie zbyt mocno nie rani, jest dozwolone – dodał dla wszelkiej pewności, marszcząc przy tym nieco brwi. Zależało mu na tym, aby nie ćwiczyć samych zaklęć, lecz umiejętności przydatne na polu walki. Nie bez przyczyny Bott chciał się doszkalać, czasy stawały się coraz bardziej niepokojące i obaj chcieli coś w tej materii zdziałać. Stanięcie naprzeciwko siebie pozwoli sprawdzić swój refleks i poćwiczyć zarówno różne uroki o charakterze ofensywnym, jak i zaklęcia obronne.
Bez słowa skargi ruszył na tyły domu. Od razu rozejrzał się dyskretnie po otoczeniu, niezbyt przejmując się stanem ogródka. Wyciągnął z kieszeni płaszcza różdżkę, na której asekuracyjnie zacisnął mocniej palce.
Zaczynasz.

Szafka zniknięć


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ogród [odnośnik]25.08.18 14:03
- Jasne. Znaczy...
Po prostu nie wyglądało to za dobrze, mówienie sprawiało rozmówcy wyraźny ból i Bertie nie był całkiem przekonany co do idei tego że ten ma zamiar tak sobie siedzieć, gadać z nim, jeść czy cokolwiek. Zmarszczył lekko brwi.
- Zobaczymy czy mam w domu jakiś sensowny eliksir, dostałem ostatnio zapas. - dodał. Raczej nic specjalistycznego, a wszystko bardzo dokładnie opisane, żeby nie wykorzystał w niewłaściwy sposób, jednak typowa oferma jak on musi mieć w swoim domu trochę specyfików. Może akurat coś pomoże? Nie miał w gruncie rzeczy pojęcia co dokładnie się stało. - Choć chyba serio powinien pan iść do Munga, a potem chętnie podzielę się herbatą, kawą, słodyczami czy generalnie tym co w domu jest.
Dodał jeszcze, wzruszając przy tym ramionami. Nie zmusi go tak czy inaczej, sam Bertie szpitali nieznosił, a nie mógł wiedzieć na ile bolesny jest uraz, widział jedynie sine, napuchnięte miejsce na twarzy rozmówcy.
Ostatecznie skierowali się jednak do kuchni Rudery, pomieszczenia z drewnianym umeblowaniem w którym przyjemnie pachniało jeszcze ziołami po ostatnim gotowaniu. Bertie zaraz wyszperał w jednej z szafek dwa kubki, dodał do nich herbaty, napełnił je wodą i zagotował przy pomocy różdżki.
- Pewnie sporo osób chce teraz trenować? - zagadnął, trochę krzątając się po kuchni, zaglądając do kolejnych szafek. W jednej - której otwarcie wiązało się z bardzo słodkim zapachem - jak się okazało, miał jeszcze trochę ciasta cytrynowego, więc postawił zaraz tackę z ciastem, nożem i talerzykami na stole, dalej jednak przeglądając szafki. - Nie korzystam mocno z eliksirów, zawsze je gdzieś wcisnę i potem zapominam.
Mruknął pod nosem, aż nie trafił wreszcie na niewielki karton z różnej maści fiolkami. Zajrzał do środka, przeglądając kolejne opisane jako leki na przeziębienie i inne bzdury.
- Jest coś przeciwbólowego. - zaoferował, czytając opis i wyciągając flakonik, nie przestawał jednak szperać, choć w sumie to nie miał pojęcia czego konkretnie miałby szukać, a nawet opis objawów raczej wiele by mu nie powiedział. Postawił w końcu i karton na stole.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]29.08.18 22:13
| PŻ: 234/244

Wiedział, że swoją postawą odstraszał ludzi, którzy instynktownie starali się go nie drażnić, aby czasem ze złości nie chciał w żaden sposób im zagrozić. Chyba właśnie z tego powodu nigdy swojej postawy nie próbował zmienić, w ludzkim respekcie doszukując się zalet niż wad. Zresztą, zbyt mocno przez te wszystkie lata przyzwyczaił się do srogiego marszczenia brwi, obrzucania innych nieprzychylnym spojrzeniem, jak i wściekłego krzyku w praktycznie wszystkich sytuacjach. Potrafił jednak milczeć w jakże niepokojący sposób, doprowadzając innych do palpitacji serca ze strachu.
Na wzmiankę o Mungu machnął tylko niedbale ręką, w ten sposób ostatecznie ukrócając wszelkie próby zachęcenia go do skorzystania z fachowej pomocy medycznej. O wiele dotkliwiej bywał zraniony, dlatego nie przejmował się opuchniętym policzkiem, póki przypadkiem nie wprowadzał go w ruch. Ciężkim krokiem ruszył za gospodarzem i z przyjemnością zasiadł przy kuchennym stole, rozglądając się wokół z uwagą. Odrobinę ciasnawo, przytulnie, a w powietrzu unosił się zapach mieszanki ziół. Prawie jak w jego własnej kuchni w mieszkaniu przy Hartlake Road 18/1.
Rzeczywiście nastąpiła nagle jakaś mobilizacja – odparł powoli i spokojnie, cedząc każde słowo, próbując w ten sposób nie narażać się na większy ból przy poruszaniu ustami. To wcale nie było takie proste, chyba nawet niemożliwe, ponieważ najdrobniejsze poruszenie szczęką sprawiało, że prawy policzek rozrywał ból. Fachowo nie był w stanie nazwać uszkodzenia, jednak instynktownie zaczynał nabierać przekonania, że coś pod jego skórą, jakiś mięsień, do którego istnienia nawet nigdy nie przywiązywał większej uwagi, został przerwany. To przekonanie pozwoliło mu domniemywać, jakie to czarnomagiczne zaklęcie poraziło jego twarz. Mimo wszystko miał całkiem dobre rozeznanie w jakże plugawej gałęzi magii, przede wszystkim dlatego, że zwyczajnie dużo w swoim życiu już widział. Wiele paskudnych zaklęć przemknęło tuż obok niego, niektóre trafiły celu, uderzając w jego ciało. Pamiątki w postaci blizn przypominały mu, żeby nie ustawać w próbach doszlifowywania swoich umiejętności bitewnych. – To dobrze – stwierdził w końcu, jednak z niezmiennie posępną miną. – Ten konflikt tak szybko nie wygaśnie – ośmielił się zawyrokować, przedstawiając ponury obraz nie tyle rzeczywistości, co przyszłości. Widmo wojny już nad nimi zawisło, a jeszcze wiele osób nie opamiętało się wystarczająco, nadal uparcie ignorując niepokojące sygnały. Ale przynajmniej członkowie Zakonu szykowali się na mroczniejsze czasy. – Musimy być gotowi – nie musiał doprecyzowywać w towarzystwie Botta tego, do kogo odnosiła się użyta przez niego liczba mnoga.
Krzątanina Bertiego po kuchni była całkiem ciekawym widowiskiem. Doceniała jego starania w ulżeniu w bólu swojemu gościowi, wszak to powinność każdego gospodarza, jednak naprawdę był to daremny wysiłek. Opuchnięty policzek, wielkie rzeczy, jakoś się z nim upora i to samodzielnie. Dlatego na postawienie kartonu z różnymi specyfikami na stole uniósł wymownie jedną brew. – Wystarczy ziołowa herbata.
Na potwierdzenie tych słów sięgnął po różdżkę i wskazał ją na siebie, może nieco tym ryzykując, w końcu kontuzji nabawił się w taki właśnie sposób.
Episkey – wymamrotał pod nosem, mając nadzieję, że podstawowe zaklęcie z zakresu magii leczniczej powiedzie mu się i przynajmniej zniweluje opuchliznę. Choć tak na dobrą sprawę nie wiedział, czy to adekwatne zaklęcie.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ogród [odnośnik]29.08.18 22:13
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 15

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Ogród - Page 4 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród [odnośnik]16.09.18 11:21
Postawa Kierana nieszczególnie wpływała na zachowanie Bertiego. Ten po prostu mało kiedy reagował jakoś silniej na nerwowość czy jakiekolwiek nachmurzenie, szczególnie jeśli chodziło o osoby których nie do końca wypadało pytać o przyczyny. Bo i czemu starszawy auror miałby chcieć mu o nich opowiadać, szczególnie że - bazując na krótkich bottowych obserwacjach - chyba to nachmurzenie już w jakiś sposób wpisało się w jego osobę podobnie jak uśmiech w postawę i styl życia Bertiego. A gdyby Bertiego spytać, czemu się uśmiecha, wzruszyłby ramionami często, lub stwierdził że do życia - gorzej, że chyba podobnej reakcji spodziewałby się po Rineheartcie.
I gorzej, że ten bagatelizował uraz. Bertie też nie lubił szpitali i często czekał aż się coś rozchodzi, jednak z czasem nauczył się że często lepiej pogadać z uzdrowicielem, żeby po ludzku nie pogarszać rzeczy która i tak przeszkadza w funkcjonowaniu. Nie zamierzał się jednak wymądrzać, przynajmniej póki co, krzątał się jedynie po swojej kuchni w spokoju.
- Mhmm. Trzeba mu w tym pomóc. - w sensie konfliktowi w wygaśnięciu. To było proste i oczywiste, przynajmniej ta czysta teoria, bo im głębiej w temat, tym mniej rzeczy prostych, w sumie nic nie było dalej proste i mało rzeczy było oczywiste.
- Może lód na ten policzek? - zaproponował po chwili, bo co prawda nie miał tu żadnych mugolskich lodówek, ale któryś kociołek kiedyś zaczarował, żeby rzeczy się w nim nie topiły, więc czasami zamrażał magicznie trochę wody i do niego wrzucał. Przydawało się do różnych rzeczy, może owinąć go czymś i do opuchlizny przyłożyć?
Zaraz jednak wrócił do wcześniejszego tematu.
- Dlatego liczyłem, że jeszcze się spotkamy. Od czasu do czasu. - stwierdził, uśmiechając się przy tym pod nosem. Lubił treningi. Lubił zaklęcia jako dziedzinę. Gorzej z obroną, choć tutaj pozostawał przy wyższym progu przeciętności, nadal to zaklęcia były tym co przyciągało go szczególnie. I zadawanie komuś bólu nie bawiło go wcale, ale samo przerzucanie się zaklęciami - nawet tak błahymi jak te dzisiaj - i trenowanie celności czy obrony było dobrym pomysłem.
Na wspomnienie o herbacie, podał na stół dwa już przygotowane kubki z naparem, jego miał lekko uszczerbione uszko, drugi dla Kierana był dość szeroki, fioletowy. Na chwilę zajął się herbatą, by po chwili zauważyć że auror sam próbuje się uleczyć.
- Zna się pan na tym? - chyba było widać, że jest pod wrażeniem. W sumie to była świetna sprawa - móc dodać sobie trochę siły, czy zniwelować ból w czasie walki. Problem polega na tym, że Bertie potrafił się uczyć konkretnych rzeczy podczas gdy niektóre dziedziny sprawiały mu potworną trudność z zasady. Zaklęcia lecznicze niewątpliwie byłyby jeszcze bardziej skomplikowane od transmutacji.
Sądząc, że rozmówca poradzi sobie z bólem i być może urazem - nie wiedział jak działa to zaklęcie, czy od razu opuchlizna powinna zniknąć, czy cokolwiek, wnioskował że Kieran się leczy skoro kierował różdżkę na swoją twarz po prostu - zerknął do jednej z szafek za ciasteczkami. Nie zostało ich już wiele, ale wystarczy - orzechowe, jego ulubione. Ulepione w różne kształty lekko poruszały się na talerzu. Troll poruszał maczugą, miotła "zamiatała" talerz, psidwak merdał ogonami. Postawił talerz na stole.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]21.09.18 12:16
Był zbyt uparty i dumny, aby udać się prosto do uzdrowiciela. W jego mniemaniu to był błahy uraz, którym nie należało nawet zawracać innym głowy, choć podskórnie czuł, że troskliwa Poppy nie odmówiłaby mu pomocy. Z drugiej strony mogła jeszcze całkiem dobrze pamiętać o tym, jak na początku miesiąca kategorycznie odmówił pozostania w szpitalu na obserwacji, okazując rozbawienie jej stanowczością. Choć jego prawdziwą zmorą, największą tragedią, jaka mogłaby przydarzyć mu się w murach Munga, byłoby przypadkowe spotkanie z Carrowem, na którego z wielkim wysiłkiem przychodziło mu spojrzeć, a co dopiero przyjąć jakąkolwiek pomoc z jego strony. Do dziś darzył go ogromną nieufnością. Ich losy w przeszłości skrzyżowały się zdecydowanie w złym momencie. Do szpitala udałby się tylko w ostateczności, kiedy obrażenia zaczęłyby mu niezwykle dotkliwie utrudniać funkcjonowanie.
Przytaknął bez entuzjazmu słowom cukiernika, przyglądając mu się w tej jednej chwili o wiele uważniej, a przecież żadne z jego wcześniejszych spojrzeń nie należało do tych lżejszych, pod każdym człowiek miał pełne prawo się spiąć z nerwów. Niebieskie spojrzenie nagle nabrało na tak wielkiej intensywności, jakby miało przewiercić się przez ciało i dotrzeć do otchłani duszy, jeśli tylko ta kryłaby się gdzieś między trzewiami. Znaleźli się w Zakonie, ponieważ chcieli coś zmienić. Może i z początku mogli się łudzić, że uda się zapobiec wojnie i powstrzymać wszelki terror, jednak szybko stanęli u progu wojny. Rineheart czuł w kościach, że to już tylko kwestia czasu, tygodni lub dni, kiedy wszystko runie i zacznie się rzeź.
Nie trzeba – odparł w końcu, odrzucając propozycję przyjęcia lodowego okładu na opuchnięty policzek, choć niektóre mięśnie pod skórą zdawały się pulsować boleśnie, co wydawało się tak niedorzeczne. – Myślę, że warto byłoby zorganizować ćwiczenia w większym gronie. Zmobilizować jeszcze więcej osób, aby każdy był świadom tego, z czym przyjdzie nam się mierzyć.
W jednej chwili wyprostował się na krześle i spojrzał otwarcie prosto w oczy rozmówcy. Nie wszyscy byli tak dobrzy w rzucaniu uroków co Bott i ten z pewnością zdawał sobie z tego sprawę, choć może nie przywiązywał do tego większej wagi. Kilku członków Zakonu nie miało nawet przyswojonej podstawowej wiedzy o zaklęciach defensywnych, a to było jeszcze bardziej zatrważające. Ludzie nauki skupiali się na innych dziedzinach magii i starał się to zrozumieć, jednak życie nauczyło go, że każdy powinien umieć się obronić.
Zerknął na postawiony przed nim kubek i ostrożnie ujął go wolną dłonią, przysuwając zaraz do siebie. Rzucone przez niego zaklęcie nie udało się, a więc nie odczuł ulgi po uśmierzeniu swego bólu. Podsumował porażkę bezgłośnym westchnięciem, ale nawet to sprawiło mu ból.
Trochę – przyznał z jakimś ociąganiem, niezbyt zadowolony z tego, że musi przyznać się do znikomej wiedzy w tej dziedzinie. Choć był to poniekąd atut, to jednak mocno koślawy, niedoprowadzony do perfekcji. Zresztą, Episkey potrafili rzucać nawet bardziej rozgarnięci uczniowie Hogwartu. Ale nie rezygnował z mierzenia w siebie swoją własną różdżką.
Episkey – spróbował raz jeszcze, bo jego upór znów musiał dać o sobie znać.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780
Re: Ogród [odnośnik]21.09.18 12:16
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 4

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Ogród - Page 4 VijhrjE
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Ogród [odnośnik]22.09.18 22:29
Nie wyglądało na to, żeby wwiercające się w Bertiego spojrzenie robiło na nim jakiekolwiek wrażenie. Może więc na prawdę nie miał duszy, tylko pufka pigmejskiego w jej miejscu? Może. Podobał mu się pomysł wspólnych ćwiczeń. Już widział większą grupę osób, może podzielonych umiejętnościami, a może dobranych losowo. Być może nawet bitwę - podział na dwie grupy. Oczywiście z jakimiś zasadami, nie chcieli skatować połowy swoich towarzyszy.
- To właściwie świetny pomysł. Trzebaby tylko ustalić termin który wszystkim będzie odpowiadał, to chyba byłoby w tym wszystkim najtrudniejsze. Ale chociażby taka bitwa, nawet takimi zaklęciami jak te dzisiaj, grupa przeciw grupie? Tylko anomalie mogłyby sprawić, że wcale nie byłby to niegroźny trening.
Wojna jednak nie jest niegroźna, a Bertie był zwolennikiem twierdzenia że są rzeczy jakich nie da się nauczyć bezboleśnie. Nie da się uczyć walczyć bez świadomości, że przeciwnik na prawdę może zrobić krzywdę, w innym wypadku to jest jedynie przerzucanie się psikusami - coś całkowicie innego.
Przede wszystkim myślenie jest inne i sam Bertie przekonał się o tym tak na prawdę dopiero podczas pierwszej misji - bo nawet klub pojedynków jest w jakiś sposób regulowany i otoczony opieką medyczną która w razie czego się zjawi. W prawdziwej walce tego nie ma, nie ma swoistego poczucia bezpieczeństwa, jest jedynie szok jaki wywołuje myśl o tym, że każde kolejne zaklęcie może okazać się ostatnim.
Tego jednak zasymulować się nie da, choćby się na prawdę starali.
Jeśli z kolei chodzi o naukowców - uważał że owszem dobrze dla nich gdyby potrafili się bronić, doskonale jednak rozumiał że to mało realne by znać się na wszystkim. Po prostu. Potrzebowali uzdrowicieli, potrzebowali osób które pomagałyby przy tworzeniu eliksirów, potrzebowali ich zdolności i chyba trzeba pogodzić się z tym, że muszą ich chronić - tak jak ich zdolności w jakiś sposób chronią bardziej waleczną grupę. Ilu z nich by żyło gdyby właśnie nie pomoc uzdrowicieli jakich mieli w szeregach?
Obserwował kolejne próby leczenia się przez czarodzieja. Najwidoczniej się nie udało. Za drugim razem chyba też nie. Przy drugiej próbie powietrze jakby lekko drgnęło dookoła, na szczęście jednak nie działo się nic niepokojącego.
- To rozsądne. - stwierdził jedynie. Może chociaż spróbuje nauczyć się kilku zaklęć, choćby podstawowych? Ujął swój kubek w dłonie. - Czemu został pan aurorem?
Spytał po chwili, z czystej ciekawości.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Ogród [odnośnik]28.09.18 15:35
W pierwszej kolejności powinniśmy wszyscy porządnie przećwiczyć zaklęcie tarczy, zanim zdecydujemy się na odtwarzanie warunków bitewnych – odparł w pierwszej chwili, starając się szybko prześledzić zarówno wady, jak i zalety takiej inicjatywy. Bertie miał słuszność co do wpływu szalejących anomalii na przebieg treningu, dlatego na jego uwagę przytaknął. – Na pewno jeszcze o tym pomyślimy. Zainscenizowanie większej potyczki może okazać się dla wielu pouczające. Łatwo dzięki temu oszacować, kto ma predyspozycje do dowodzenia, kto powinien trzymać się z tyłu, aby pilnować pleców innych.
Już zaczął tworzyć plany, lecz ból policzka wciąż dawal o sobie znać. Spróbował podstawowego zaklęcia leczącego i przegrał z kretesem. Spojrzał na koniec swojej różdżki krytycznie, rzucając jej niewypowiedziane oskarżenie o jawne nieposłuszeństwo. Czyżby lojalna towarzyszka właśnie zrzekła się jego zwierzchnictwa? Przynajmniej obyło się bez anomalii, choć może wolałby, aby jednak zaklęcie się udało. Kolejna porażka na oczach zdecydowanie młodszego członka Zakonu była wręcz uwłaczająca.
Już od lat optuję za tym, aby nauczać na kursie aurorskim podstaw magii leczniczej – wtrącił bez większej konieczności, po prostu czuł potrzebę wypowiedzenia swojego zdania, tak po prostu, niezobowiązująco. Przy cukierniku, a więc osobie, z którą nijak nie był związany zawodowo, jak i prywatnie, nie musiał się pilnować na każdym kroku.
Czemu został pan aurorem? Spiął się momentalnie, zapinając o rozluźnieniu. To proste z pozoru pytanie w jednej chwili zadźwięczało mu w uszach, następnie zaczęło rozchodzić się głucho po całej głowie, co rusz uderzając o ściany umysłu, jakby napierając na czaszkę od wewnątrz. Za prostym pytaniem kryła się wielce złożona odpowiedź, zawiłe tłumaczenie motywacji kilkuletniego chłopca, ideałów zapalonego nastolatka i uporu młodego mężczyzny. Kieran był niegdyś chłopcem zapatrzonym w ojca, zwłaszcza w chwilach, gdy ten snuł opowieści o starciach aurorów z podłymi czarnoksiężnikami. Był również gorliwym nastolatkiem, osamotnionym po śmierci rodzica, którego chciał upamiętnić, więc poszedł w jego ślady. I był młodym mężczyzną dążącym do celu, a wówczas tylko jeden widział przed sobą – zakończenie aurorskiego kursu z pozytywnym rezultatem.
Nigdy nie wiedziałem dla siebie innej drogi – odpowiedział po chwili, gdy już zdążył się namyślić, poukładać to zagadnienie w swojej głowie. – Mój ojciec był aurorem – dodał jeszcze z pewnym wahaniem, choć to nie wybrzmiało do końca w jego głosie, było jednak widoczne na jego twarzy, na której nie gościł aż tak surowy wyraz. Wszystkie rysy układały się inaczej, nieco łagodniej, kiedy Rineheart mimowolnie powrócił do przeszłości, tych czasów nieobarczonych jeszcze tyloma zmartwieniami. – To poniekąd rodzinna tradycja, ale też prawdziwe powołanie.
Wciąż ogrzewał dłonie ciepłym kubkiem, jeszcze chwilę spoglądając na bursztynowy płyn, zaciągając się dyskretnie herbacianym aromatem. Woń orzechowy ciastek również uderzyła w jego nozdrza.
A dlaczego ty zostałeś cukiernikiem?
Nawet on, największy ignorant ze wszystkich, gdy rozchodziło się o rzeczy przyziemne, nijak niezwiązane z łapaniem czarnoksiężników, słyszał o Słodkiej Próżności. I choć nigdy nie przekroczył progu cukierni, to raz wysłał jakiegoś kursanta po ciastka, niby w celach szkoleniowych, bo mierzył mu czas do jego powrotu do Ministerstwa. Nieźle się wtedy uśmiali z Hopkirkiem i Atteberrym, a cukiernicze wyroby uznali za naprawdę wspaniałe. Był więc ciekaw, skąd wzięło się u Botta umiłowanie do słodkości i co właściwie stało za sukcesem jego apetycznych tworów.


We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej
Ogród - Page 4 AiMLPb8
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5879-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/t5890-aedus#139383 https://www.morsmordre.net/t12481-kieran-rineheart https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5895-skrytka-bankowa-nr-1467 https://www.morsmordre.net/t5907-k-rineheart#139780

Strona 4 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Ogród
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach