Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade :: Gospoda pod Świńskim Łbem
Pokój gościnny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★
Na mapie znajdują się miejsca ustawione wokół podłużnego stołu wstawionego do magicznie powiększonego pomieszczenia, kilka dostawionych krzesełek po stronie drzwi oraz dwa łóżka rozstawione wzdłuż przeciwległych, dłuższych ścian, które na stałe znajdowały się w pokoju gościnnym Świńskiego Łba, a na których zasiąść może do trzech osób. Prowadzący spotkanie zostali oznaczeni oddzielnie, natomiast dziwna numeracja jest ćwiczeniem na orientację w terenie.
Krzesełka zajęte:
1 - Adrien
4 - Bertie
5 - Florek
8 - Sophia
10 - Lucan
11 - Anthony
13 - Josephine
14 - Archibald
15 - Frances
16 - Pomona
17 - Justine
19 - Maxine
20 - Artur
21 - Jessa
25 - Åsbjørn
30 - Vera
31 - Roselyn
32 - Susanne
33 - Charlie
34 - Poppy
łóżko Loża 1
37 - Gabriel
38 - Ben
39 - Fred
łóżko Loża 2
40 - Sam
41 - Hannah
ośla ławka Krzesełka pod ścianą
36 - Kieran
35 - Jackie [bylobrzydkobedzieladnie]
Pokój gościnny
Niezbyt czysty, wąski i długi pokój z dwoma ustawionymi łóżkami pod ścianą i drewnianą ławą ciągnącą się przez niemalże całą jego długość. W powietrzu unosi się zapach kurzu, stęchlizny i rozlanego piwa. Przez niewielkie, zaklejone brudem okna prawie wcale nie wpada słońce. Jedynym źródłem światła są trzy zawieszone w powietrzu świece. Podłoga ugina się przy każdym kroku, swoim skrzypieniem przypominając ludzkie jęki. Z racji, że znajduje się na poddaszu, skosy sufitu znacząco utrudniają przemieszczanie się. Osoby, które liczą sobie więcej niż 170 centymetrów, muszą schylać głowy, by nie uderzać czołem w pełen pajęczyn sufit. Klucz do pokoju znajduje się u barmana, a ten wydaje go tylko osobom zaufanym.
Na mapie znajdują się miejsca ustawione wokół podłużnego stołu wstawionego do magicznie powiększonego pomieszczenia, kilka dostawionych krzesełek po stronie drzwi oraz dwa łóżka rozstawione wzdłuż przeciwległych, dłuższych ścian, które na stałe znajdowały się w pokoju gościnnym Świńskiego Łba, a na których zasiąść może do trzech osób. Prowadzący spotkanie zostali oznaczeni oddzielnie, natomiast dziwna numeracja jest ćwiczeniem na orientację w terenie.
Krzesełka zajęte:
1 - Adrien
4 - Bertie
5 - Florek
8 - Sophia
10 - Lucan
11 - Anthony
13 - Josephine
14 - Archibald
15 - Frances
16 - Pomona
17 - Justine
19 - Maxine
20 - Artur
21 - Jessa
25 - Åsbjørn
30 - Vera
31 - Roselyn
32 - Susanne
33 - Charlie
34 - Poppy
37 - Gabriel
38 - Ben
39 - Fred
40 - Sam
41 - Hannah
36 - Kieran
35 - Jackie [bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:01, w całości zmieniany 2 razy
- Wiem, że kamień wskrzeszenia jest naszym priorytetem, ale... w tej chwili moje myśli skupiają się wokół Selwyna. I tego, co nam przekazał. Znamy sprawców pożaru w Ministerstwie. Nie możemy tego tak zostawić. - Podniosłem się z krzesła po dłuższej chwili ciszy, podczas której zbierałem własne myśli. - Nie wiem, co ujrzymy w myślodsiewni Alexa. Ale cokolwiek to nie będzie, nie chciałbym, aby pozostało tylko między nami. Jesteśmy aurorami, przynajmniej część z nas. A Alex to żywy świadek jednej z największej zbrodni dokonanych w ostatnim czasie. Dokonanej przez popleczników Voldemorta, który w chwili obencje wydaje się znacznie większym zagrożeniem niż Grindewald. Czegokolwiek nie zobaczymy, Bones również powinna to zobaczyć. Sami widzicie, że poplecznicy Voldemorta są częścią naszej codzienności. - I zmuszają nas do defensywy. A przecież mieliśmy walczyć, nie uciekać. - Nie możemy dopuścić do tego, by pozostawali bezkarni. Jeśli Alexander zgodzi się pokazać swoje wspomnienia szefowej biura aurorów, Wiedźmia Straż może pomóc nam ustalić tożsamość tych ludzi. Wiem, że każdy z was chce pomóc. Że jesteście gotowi na wiele poświęceń. Ale śledzenie czarnoksiężników na własną rękę to zbyt duże ryzyko. - Spojrzałem w kierunku Charlene; jej umiejętności mogły się przydać, jednak nie w sposób, który zbyt mocno narażał ją samą – a tym samym cały Zakon Feniksa. Potrzebowaliśmy pomocy wykwalifikowanych czarodziejw – i być może tym lepiej, jeśli ich kwwalifikacje nie były ściśle powiązane z naszym działaniem. - Myślę, że potrzebujemy tego wsparcia. To, co się wydarzyło, to nie tylko nasza sprawa. To dotyczy wszystkich. - Całej społeczności magicznej. Wszyscy widzieli, jak Ministerstwo Magii płonie, wszyscy rozpoznają już znak czaszki rozświetlający niebo zieloną łuną. - Nie możemy nieustannie polegać na domysłach, musimy zadziałać. Skutecznie. Nasza szefowa boi się podejmować radykalnych kroków, ale mając za ministra Longbottoma, być może powinniśmy wykorzystać swoją szansę. Mulciber już od dawna zasługuje na to, by być ściganym listem gończym, tak samo jak Rosier i Avery. – Ile spotkań potrzebowaliśmy jeszcze, by ruszyć z odsieczą? Czarnoksiężnicy już od dawna na nas polowali. Brutalnie zamordowali Potterów. Napadli Weasleyów. Mieliśmy żyć w strachu, czy może pokazać im, iż oni również powinni obawiać się wroga? - Z Samuelem próbowaliśmy wskórać coś w sprawie Marianny Goshawk i Quentina Burke'a, którzy byli świadkami pożaru w Białej Wywernie. Bezskutecznie, ale nie zostawimy tej sprawy. Wyciągniemy ich na przesłuchanie, choćby Goshawk miała zapaść się pod ziemię, a Burke zabarykadować w Durham. Arystokracja to ciężki orzech do zgryzienia. Mają wszystko – pieniądze i kontakty, a kto ma oba, ten ma władzę. Coraz więcej rodów okazuje się radykalizować swoje poglądy, ale jest też kilka rodzin, których nestorzy nie postradali jeszcze rozumu. Weasley, Prewett, Longbottom, Abbott, Greengrass, Macmillan, Ollivander, Selwyn, Fawley. Są w mniejszości, ale przecież nadal posiadają wszystko to, co pozostali. Wielu Abbottów zasila szeregi Wizengamotu, to cenieni sędziowie. Archibaldzie. - Imię Prewetta z trudem przeszło mi przez gardło, ale były ważniejsze sprawy, niż moja niechęć do jego bliskich konszachtów z Abraxasem. – Jeśli dobrze pamiętam, twoja małżonka pochodzi z Abbottów. Ty także pochodzisz z arystokracji. Brendan. Constantine – Przeniosłem spojrzenie na młodego Ollivandera; skoro jeszcze nie opuścił spotkania, być może rzeczywiście był zdecydowany na to, by walczyć. - Alexandrze, Lucindo. - Wymieniałem dalej, wodząc wzrokiem pośród zakonników. - Macie szansę na to, by zwrócić się do nestorów o wsparcie. Potrzebujemy go nie tylko my, ale i Minister. Wiem, co za chwilę usłyszę – że nie macie głosu, że te układy istnieją od wieków i nie da się sforsować murów, które oddzielają arystokrację od pozostałych. Jeśli jednak nie wszyscy, którzy pochodzą z rodzin szlachetnych, godzą się na popełnianie morderstw na niewinnych, być może nic nie jest stracone. We wrześniu odbędzie się chyba najważniejszy szczyt polityczny w Stonehenge. - Ta tradycja była mi aż za dobrze znana. - Być może do tego czasu warto przekonać nestorów, za co powinni walczyć.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
W świecie magii ciężko było coś obalić. Poszerzała granice tego co niemożliwe i Lucinda jak nikt inny zdawała sobie z tego sprawę. Słysząc pytanie mężczyzny obok odwróciła się delikatnie chociaż mówiła na tyle głośno i wyraźnie by każdy mógł ją dobrze usłyszeć. - Tak jak już zostało powiedziane. To co dla większości jest bajkami, mitami, opowiadaniami z dziecięcych lat, dla poszukiwaczy artefaktów jest przedmiotem pracy. Każdy chyba doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że w wielu przypadkach to co słyszymy zawiera ziarenko prawdy chociaż należy przefiltrować to niesamowicie dokładnie. Były różne słowa jeżeli chodzi o kamień wskrzeszenia. Byli tacy, którzy nie dopatrywali się już tylko i wyłącznie małego kamienia, a wielkich gór wierząc, że to co wskrzesza umarłych nie może zmieścić się do kieszeni. Zaczęłabym od przeanalizowania wszystkich posiadaczy kamienia. Przynajmniej tych hipotetycznych. - odpowiedziała odwracając głowę w stronę innych. - Może nas to doprowadzić do kogoś kto będzie wiedział więcej niżeli to co napisane w bajkach i legendach. No i przede wszystkim musimy pamiętać o tym, że ktoś kto zdobędzie kamień prawdopodobnie będzie chciał dostać także inne insygnia. Tylko tak można stać się panem śmierci. Można więc przyjąć, że poszukiwaczy będzie więcej. - dodała jeszcze. Miała w pamięci to, że ludzie wariowali właśnie w poszukiwaniu wszystkich elementów. Czarna różdżka, kamień wskrzeszenia i peleryna niewidka. Lucinda nie skupiałaby się tylko na jednym z przedmiotów. Oczywiście nie brnęłaby w każdy równie mocno wiedząc doskonale, że nie da się skupić na jednym analizując wszystko, ale nie ograniczałaby się, a już w szczególności kiedy naprawdę brakowało im czasu. Chciała pomóc. Nie mogła tego robić w pojedynkę, ale chciała pomóc. - Zacznę szukać. Każda pomoc się przyda. - skwitowała jeszcze już w głowie układając sobie wstępny plan działania. Jakiś mieć musiała. To była jej praca. Zawsze lepiej czuła się w sytuacjach, w których naprawdę miała jakieś pojęcie. Potrafiła coś zrobić. To wcale nie było jednak takie oczywiste. - To nie jest takie proste – zaczęła gdy wyszedł temat nestorów. - Oczywiście można z nimi porozmawiać, pokazać punkt widzenia i liczyć, że to przyniesie efekty, ale pamiętajmy, że szlachta zawsze pozostanie szlachtą i przynajmniej z własnego doświadczenia wiem iż niemieszanie się w takie sprawy jest dla nich… nas… najlepsze. Polityka się zmienia i czasy się zmieniają, ale jeżeli nadal chcą być traktowani z szacunkiem bez względu na aktualny stan społeczny to będą milczeć. Udawać, że nic się nie dzieje. - odparła zatrzymując spojrzenie na Alexie. - Jeżeli jesteś w stanie coś wyciągnąć to warto spróbować, ja raczej nie jestem ostatnio mile widzianym gościem. - dodała jeszcze bo po sytuacji w karczmie i pobycie w szpitalu wszystko się zmieniło. Jej rodzina odcięła się niemalże całkowicie od niej i od tego co się z nią działo. Wiedziała, że to w końcu nastąpi. Wiedziała też, że swoją osobą nic tam nie pomoże. Jeszcze mogła tylko zaszkodzić.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wysłuchując prowadzonych rozmów, powoli kształtowałam obraz Zakonu jako organizacji. Wielu z wypowiedzi nie rozumiałam, ale i do tego powoli zaczęłam przywykać - zbyt wiele nie wiedziałam o swoim poprzednim życiu, by nadążać za zgromadzonymi i deklarować swój udział, gdy nie byłam pewna własnych umiejętności. Rozmowa płynęła naturalnym tokiem, a ja równie naturalnie umościłam się wygodniej na krześle świetnie odnajdując się w roli ciekawskiego, aczkolwiek pobocznego obserwatora. Wsparcie i fakt, że większość osób wydawała się głęboko poruszona tym, co spotkało mnie i Alexandra niosło ze sobą łzawe odczucie wdzięczności, która chwytała mnie za serce. Rzeczywiście znaleźliśmy się w domu, wśród przyjaciół gotowych stanąć przeciwko winowajcom nie tylko naszej utraty pamięci, ale i rzezi jaka rozegrała się w Ministerstwie. Wielu tam kogoś straciło, a cios został wymierzony nie tylko w jednostki. - Sądzisz, że w Ministerstwie znajdziemy poparcie? Przychylność aurorów, a także samego Ministra byłaby owocna w korzyści. Wyrównajmy szanse, jeśli mamy ku temu możliwości i niezbite dowody w postaci wspomnień - zaczęłam niepewnie, licząc na to, że Selwyn mnie poprze i nie będzie naciskał, by obrazy wspomnień tego tego, co się wydarzyło, nie opuściły naszego grona. Niemożliwym byłoby niepociągnięcie do odpowiedzialności czarnoksiężników, którzy wymierzyli swoje różdżki przeciwko najważniejszemu filarowi magicznego społeczeństwa. - Zdobycie poparcia neutralnych rodów może odegrać kluczową rolę. Jak długo nestorzy Rosierów, Burke'ów, Averych i wszystkich innych rodów, które były zamieszane w ten pożar będą chronić i maskować czarno magiczne zapędy swoich członków? Nie mieści mi się w głowie, że wszystkie te kreatury samodzielnie kreują wizerunek przykładnych obywateli. Fox, wspomniałeś, że większość z nich już dawno zasłużyła na list gończy. Masz rację, że pora im go zapewnić, wskazując winnych czerwcowego wybuchu - znów się trochę uniosłam, przez co mój głos nabrał na pewności i mocy. Byłam pewna, że we wspomnieniach z Ministerstwa zobaczymy osobę, która wymazała nam pamięć. Może drążyłam niczym ślepa klacz, byleby tylko znaleźć winnego, lecz to wszystko było ze sobą zbyt powiązane, by wnioski nie nasuwały się same. - Szlachta może i rządzi się swoimi prawami, ale nie wierzę, że wszystkie z dwudziestu osim rodów będą bezczynnie przyglądać się temu, co się dzieje i pozostaną obojętne na tak ciężkie zarzuty, co prawda może prowadzić to do silnego napięcia, a nawet i konfliktu wewnętrznego państwa, jednak musimy próbować odnaleźć poparcie wśród znaczących jednostek. Zbyt wielu już zginęło, by puścić ich śmierć w niepamięć, nawet obojętna arystokracja nie może uparcie zamykać na to oczu, a my nie możemy liczyć tylko na łut szczęścia, dobre chęci i zdolności w starciu z potężnymi, czarnomagicznymi siłami - może nie plotłam dwa po trzy, miałam w końcu pewną wiedzę z historii magii, a wydania Proroka, a także Czarownicy z ostatnich miesięcy bardzo powoli kreśliły mi wizję społeczeństwa, o której zapomniałam. Szczerze wierzyłam, że gdzieś istnieje dodatkowa siła mogąca nas wesprzeć w walce, gdyby tylko odpowiednio ją nakierować. A czy może być coś bardziej motywującego do działania od płonących zgliszczy Ministerstwa?
these violent delights have
violent ends...
Josephine Fenwick
Zawód : przyszła aurorka
Wiek : 22
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
W całym magicznym świecie gasną światła. Nie ujrzymy ich już za naszego życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nie dostrzegł spojrzeń ani uśmiechów posyłanych mu przez przyjaciół, ani ich widzieć nie chciał - litość nie była mu potrzebna, ciężar tego, co uczynił, miał nieść na własnych barkach i gotów był ponieść cenę tychże, przysięgał wszak walczyć i wygrać - ani nie szukał, wpatrując się w drewnianą posadzkę przed sobą, zamyślony wracając do chwil sprzed paru minut. To naturalne, że wojna budziła strach, że potwory, z którymi walczyli, rośli w siłę, która zaczynała w ich współtowarzyszach wzbudzać trwogę. Od dawna sądził, że wielu z nich się do walki nie nadawało, a dzisiejsze spotkanie tę myśl jedynie potwierdziło. Płaczące kobiety, wycofujący się dezerterzy - to jedynie przedsionek tego, co ich czekało: będzie już tylko gorzej. Nie uniósł więcej spojrzenia na Constantine'a, nie słysząc szurnięcia krzesłem prędko doszedł do wniosku, że młody zamierza zostać - i, po tym co zrobił, było mu to nie w smak. Nie znajdą między sobą przyjaźni. Drgnął dopiero, kiedy usłyszał swoje imię wypowiedziane przez Kierana - potrzebując chwili na odnalezienie tematu, na który się wypowiadał.
- Tak, oczywiście - przytaknął bez zająknięcia starszemu Rineheartowi, choć grymas jego twarzy podpowiadał, że był już gdzie indziej - daleko stąd, w wyimaginowanej przyszłości targanej strachem znacznie większym niż ten, który rozłam wywołał dzisiaj. W strasznych czasach potrzebowali ogromnej odwagi - i będą jej potrzebować coraz więcej. Dobrze było słyszeć deklaracji tych, którzy wiedzieli, czego chcą - którzy wiedzieli, że zgromadzili się tutaj, żeby prowadzić wojnę, a nie śpiewać protestsongi. W milczeniu wysłuchał Skamandera i smutnych słów Benjamina, tak jak pozostałych, którzy zabierali głosy w sprawach, które już go nie dotyczyły. Uniósł spojrzenie dopiero na Verę, nie znał jej wcześniej - dobrze było wiedzieć, że ich wpływy się rozrastały. Fox miał rację - absolutną.
- Potrafię nie rzucać się w oczy - wtrącił, ostatecznie zgadzając się z Foxem - czarnoksiężnicy na Notkurnie czuli się jeszcze bardziej bezkarnie, niż wszędzie indziej. - Możesz liczyć na moje wsparcie, Anthony - Inwigilacja Nokturnu brzmiała nieco jak misja samobójcza - ale zdarzało im się podejmować już bardziej ryzykowne działania. - Na mnie nie patrz, Fox - podjął słowa Fredericka; rodzina Brendana była jedyną spośród rodzin skorowidzu, której intencje były od wieków jasne - drwili sobie z idei czystości krwi i tylko przypadkiem, złośliwym zrządzeniem losu utrzymali błękit we własnych żyłach - nigdy im na nim nie zależało, podobnie jak nigdy nie obchodziło ich zdanie innych arystokratów. - Moja rodzina dawno wyrzekła się swoich pieniędzy, a razem z nimi - utraciła kontakty. To już od dawna nie jest nasz cyrk. - Czy żałował? Nie: był w stanie poświęcić dla zwycięstwa wiele - ale zwycięstwo okupione utratą szacunku dla własnego nazwiska byłoby zbyt trudne.
- Tak, oczywiście - przytaknął bez zająknięcia starszemu Rineheartowi, choć grymas jego twarzy podpowiadał, że był już gdzie indziej - daleko stąd, w wyimaginowanej przyszłości targanej strachem znacznie większym niż ten, który rozłam wywołał dzisiaj. W strasznych czasach potrzebowali ogromnej odwagi - i będą jej potrzebować coraz więcej. Dobrze było słyszeć deklaracji tych, którzy wiedzieli, czego chcą - którzy wiedzieli, że zgromadzili się tutaj, żeby prowadzić wojnę, a nie śpiewać protestsongi. W milczeniu wysłuchał Skamandera i smutnych słów Benjamina, tak jak pozostałych, którzy zabierali głosy w sprawach, które już go nie dotyczyły. Uniósł spojrzenie dopiero na Verę, nie znał jej wcześniej - dobrze było wiedzieć, że ich wpływy się rozrastały. Fox miał rację - absolutną.
- Potrafię nie rzucać się w oczy - wtrącił, ostatecznie zgadzając się z Foxem - czarnoksiężnicy na Notkurnie czuli się jeszcze bardziej bezkarnie, niż wszędzie indziej. - Możesz liczyć na moje wsparcie, Anthony - Inwigilacja Nokturnu brzmiała nieco jak misja samobójcza - ale zdarzało im się podejmować już bardziej ryzykowne działania. - Na mnie nie patrz, Fox - podjął słowa Fredericka; rodzina Brendana była jedyną spośród rodzin skorowidzu, której intencje były od wieków jasne - drwili sobie z idei czystości krwi i tylko przypadkiem, złośliwym zrządzeniem losu utrzymali błękit we własnych żyłach - nigdy im na nim nie zależało, podobnie jak nigdy nie obchodziło ich zdanie innych arystokratów. - Moja rodzina dawno wyrzekła się swoich pieniędzy, a razem z nimi - utraciła kontakty. To już od dawna nie jest nasz cyrk. - Czy żałował? Nie: był w stanie poświęcić dla zwycięstwa wiele - ale zwycięstwo okupione utratą szacunku dla własnego nazwiska byłoby zbyt trudne.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Wsłuchiwała się w słowa Susanne z rosnącym zainteresowaniem, nie odzywając się tylko dlatego, że wizualizowała sobie w głowie jej pomysł: i wizualizacja ta przynosiła całkiem dobre efekty. Miała rację, nazwiska nic im nie mówiły - przerzucali się nimi tam na ślepo, choć większość z nich nie potrafiło powiązać ich z konkretnymi osobami, a spotkawszy ich na ulicę - niejednokrotnie eleganckich dżentelmenów - nigdy nie domyśliliby się, kim sa naprawdę. Mieli tę przewagę, że szlachetni lordowie bardzo często figurowali w nagłówkach czarodziejskich gazet.
- Doskonały pomysł - przytaknęła Susanne - nie uśmiechnęła się przy tym, bo to nie był czas na uśmiechy. Wszystko, co się wydarzyło, wszystko, co słyszeli, budziło jedynie rozdzierający ból. - Chętnie pomogę ci ją przygotować, jeśli moją pomoc zechcesz przyjąć. Sprawa jest oczywista w przypadku tych czarodziejów, którzy często pojawiają się w przestrzeni publicznej, a co do pozostałych - czy jest wśród nas ktoś, kto potrafi rysować? To nie jest codzienna praktyka, ale kiedyś czytałam o niejakim Bertillionie, który... - urwała, zdawszy sobie sprawę z tego, że szczegóły nikogo tak naprawdę nie interesują - chodzi o to, że na podstawie pewnych znaków szczególnych możliwe jest odwzorowanie portretu pamięciowego danej osoby. Świadek może opisać twarz rysownikowi, a ten na tej podstawie sporządzi jego rys. Nie będzie idealny - ale lepszy od czarnej plamy, którą mamy teraz. Jeśli rysownika nie ma pośród nas, to wcale nie musi być osoba będąca Zakonnikiem. Nie musi nawet wiedzieć, po co są nam te portrety, ani kogo przedstawiają. Najważniejsze, żeby znajdowały się w naszym zasięgu. - Spojrzała pytająco wpierw na Susanne, od której wyszła propozycja - później na pozostałych, nie znała ich talentów.
- Co się tyczy Nokturnu - podjęła ledwie chwilę później, niemal na tym samym oddechu - animagia to nie jedyny sposób ukrycia czarodzieja. Jeśli peleryny niewidki nie znajdują się w naszym dostępie, to nie mniej skuteczne okaże się Zaklęcie Kameleona. Jestem pewna, że pan profesor - Skinęła głową Herewardowi - jest w stanie rzucić jego bardzo potężną wersję. Moje zdolności - i Susanne zapewne też - odnalazła ją spojrzeniem - również są do dyspozycji. Możemy wam pomóc pozostać niewidzialnymi.
Wsłuchiwała się w dalsze słowa Zakonników - milcząco - szczyt w Stonehege miał być przełomem. Nie była pewna, czy to możliwe, przekonać do czegokolwiek nestorów rodów takich jak Malfoy, ale jeśli tylko istniała szansa - czy nie powinni próbować? Czy nie tym się wlaśnie zajmowali: rozpaczliwą próbą powstrzymania nieuchronnego ciągu zdarzeń?
- Może Zakon Feniksa powinien wyjść z ukrycia - stwierdziła niepewnie, unosząc spojrzenie na Foxa, który podjął ten temat. - Może Zakon Feniksa powinien tam wysłać swoją delegację i przemówić tak, by został usłyszany. - Mieli wszak wśród siebie arystokratów - wymienionych już przez Fredericka. Może było to czyste szaleństwo - ale co oprócz szaleństwa im dzisiaj zostało? Fox był doskonałym mówcą i choć jego obecność w tamtym miejscu zostałaby odczytana przez większość jako obraza - czy wciąż nie miał szlachetnej krwi? Archibald, Adrien, Lorraine, Alexander i Lucinda, Constantine - czy to wciąż jest niewielu czarodziejów? Jeśli choć jedno z nich przemówi w imieniu ich wszystkich - to już będzie wiele. - Nie dowiesz się, czy cię wysłuchają, póki nie spróbujesz - zwróciła się do Lucindy, nie znały się, widziała ją na spotkaniu po raz pierwszy: odwagi, to tego trzeba im było.
- Doskonały pomysł - przytaknęła Susanne - nie uśmiechnęła się przy tym, bo to nie był czas na uśmiechy. Wszystko, co się wydarzyło, wszystko, co słyszeli, budziło jedynie rozdzierający ból. - Chętnie pomogę ci ją przygotować, jeśli moją pomoc zechcesz przyjąć. Sprawa jest oczywista w przypadku tych czarodziejów, którzy często pojawiają się w przestrzeni publicznej, a co do pozostałych - czy jest wśród nas ktoś, kto potrafi rysować? To nie jest codzienna praktyka, ale kiedyś czytałam o niejakim Bertillionie, który... - urwała, zdawszy sobie sprawę z tego, że szczegóły nikogo tak naprawdę nie interesują - chodzi o to, że na podstawie pewnych znaków szczególnych możliwe jest odwzorowanie portretu pamięciowego danej osoby. Świadek może opisać twarz rysownikowi, a ten na tej podstawie sporządzi jego rys. Nie będzie idealny - ale lepszy od czarnej plamy, którą mamy teraz. Jeśli rysownika nie ma pośród nas, to wcale nie musi być osoba będąca Zakonnikiem. Nie musi nawet wiedzieć, po co są nam te portrety, ani kogo przedstawiają. Najważniejsze, żeby znajdowały się w naszym zasięgu. - Spojrzała pytająco wpierw na Susanne, od której wyszła propozycja - później na pozostałych, nie znała ich talentów.
- Co się tyczy Nokturnu - podjęła ledwie chwilę później, niemal na tym samym oddechu - animagia to nie jedyny sposób ukrycia czarodzieja. Jeśli peleryny niewidki nie znajdują się w naszym dostępie, to nie mniej skuteczne okaże się Zaklęcie Kameleona. Jestem pewna, że pan profesor - Skinęła głową Herewardowi - jest w stanie rzucić jego bardzo potężną wersję. Moje zdolności - i Susanne zapewne też - odnalazła ją spojrzeniem - również są do dyspozycji. Możemy wam pomóc pozostać niewidzialnymi.
Wsłuchiwała się w dalsze słowa Zakonników - milcząco - szczyt w Stonehege miał być przełomem. Nie była pewna, czy to możliwe, przekonać do czegokolwiek nestorów rodów takich jak Malfoy, ale jeśli tylko istniała szansa - czy nie powinni próbować? Czy nie tym się wlaśnie zajmowali: rozpaczliwą próbą powstrzymania nieuchronnego ciągu zdarzeń?
- Może Zakon Feniksa powinien wyjść z ukrycia - stwierdziła niepewnie, unosząc spojrzenie na Foxa, który podjął ten temat. - Może Zakon Feniksa powinien tam wysłać swoją delegację i przemówić tak, by został usłyszany. - Mieli wszak wśród siebie arystokratów - wymienionych już przez Fredericka. Może było to czyste szaleństwo - ale co oprócz szaleństwa im dzisiaj zostało? Fox był doskonałym mówcą i choć jego obecność w tamtym miejscu zostałaby odczytana przez większość jako obraza - czy wciąż nie miał szlachetnej krwi? Archibald, Adrien, Lorraine, Alexander i Lucinda, Constantine - czy to wciąż jest niewielu czarodziejów? Jeśli choć jedno z nich przemówi w imieniu ich wszystkich - to już będzie wiele. - Nie dowiesz się, czy cię wysłuchają, póki nie spróbujesz - zwróciła się do Lucindy, nie znały się, widziała ją na spotkaniu po raz pierwszy: odwagi, to tego trzeba im było.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
- Nie mogłem odkryć nic ważnego kiedy dopiero planuję, Soph - sprostował myśli kuzyni. Nie widział sensu również w tłumaczeniu tego na czym polegają przygotowania w podobnym przedsięwzięciu które planował podjąć. Nie chciał rozwadniać myśli. Wydawało mu się to oczywiste - przygotowanie odpowiedniego ubioru, znalezienie odpowiedniej ścieżki na wejście, odpowiedniego towarzystwa. Nic nadzwyczajnego co mogłoby odbiegać swą niezwykłością.
- Grupę najlepszych aurorów? Masz raczej na myśli tego kogo miał akurat pod ręką. Inaczej nie mogę sobie wyobrazić powodu dla którego ciągnął za sobą również stażystów. To oczywiste, że działał pod niezrozumiałą presją czasu, niedbale, na szybko. To nie mogło się skończyć inaczej - może to brzmiało brutalni, jednak taka była prawda. Anthony nie rozumiał co pchnęło kogoś tak doświadczonego do podobnego zachowania. To nie było coś planowanego, przemyślanego. Improwizacja zorganizowana na ostatnią chwilę. Ku chwale czego...? Głupia nic nie wnosząca śmierć już sama w sobie była marnotrawstwem. Anthony nie miał już czego w tej kwestii marnować. Mógł jedynie odnaleźć jej sens. Był detektywem, aurorem. Skoro coś Rogersa zmusiło do tak tragicznej decyzji to znajdowało się właśnie tam - na Nokturnie - Jak już mówiłem - nie mam zamiaru rozbijać się po tej ulicy wymachując bombardą lub też próbować powtarzać wyczyny Rogersa - ostatnie co można było powiedzieć o Anthonym to to, że działał impulsywnie bądź na "głupa" - Prawda jest taka, że tam też są anomalie, tam też się chowają ci którzy coś wiedzą, założę się że również ci których poszukujemy. Nie możemy tego ignorować tylko dlatego, że to niebezpieczne. Tym bardziej powinniśmy poznać teren wroga, tak jak on zna nasz - nie wyobrażał sobie tego, by do końca przyszło im bawić się w kota czającego się przy szczurzej norze. Przeciwnik nieustannie przejmował inicjatywę. Kiedyś będą musieli to ukrócić. Nic nie stoi na przeszkodzie by już teraz robić ku temu podwaliny pokazując, że i Zakonnicy są w stanie przemieszczać się swobodnie tam, gdzie pojawia się taka potrzeba.
- Nie, Lucindo, myślisz się - nie jest najlepsze, jest wygodne - skierował swoje słowa do każdego zainteresowanego tym co mówił - Trzeba po prostu sprawić, żeby bezczynność przestała być wygodna. Szczyt w Stonehange to dobry czas by wywołać presję na innych, nie tylko za pomocą szlachty którą możemy spróbować przekonać, która mogłaby nas reprezentować, lecz również zwykłych czarodziei. Tych po zamachu na Ministerstwo na pewno jest wielu. Problem przestał moim zdaniem w tym momencie dotyczyć wyłącznie mugolskiej części społeczności, a każdego - W ministerstwie pracowało wielu czarodziei każdej krwi, każdy z nich poniósł stratę. Przestało być oczywiste w którą stronę czarnomagiczne węże snujące się po niebie mają skierowane zajadłe pysi. Może cel Voldemorta nie był tak bardzo inny od Grindewalda? Zniszczyć wszystkich i wszystko, a raczej spalić. Nawet jeżeli nie to właśnie w ten sposób można byłoby to przedstawiać. Wygodna karta w talii... Skamander nie obawiałby się nią posłużyć. - Jeżeli ci zamanifestują chęć reakcji na ostatnie wydarzenia to będą musieli coś zrobić, nie będą mogli udawać że nic się nie dzieje. Prawda jest że zależy im na wpływach i na odpowiedniej dla nich polityce, lecz co komu po rządzeniu, gdy zabraknie służących. To nie jest tylko ich cyrk. Powinni sobie to uświadomić, tak samo jak to, że wróg rośnie w siłę i mogę się założyć że ostatecznie będzie zagrażał każdemu w takim samym stopniu - szarych czarodziei było zdecydowani więcej niż szlachciców. Dostatecznie dużo więcej by błekitnokrwiści mogli się obawiać że pobłażanie i ciągłe zamiatanie pod dywan niewygodnych spraw skończy się rzezią. Prędzej czy później. Sądząc po nastrojach - prędzej. Czy powinni się tam pojawić jako Zakon? Anthony nie do końca był pewien, czy powinien wypowiadać się na ten temat - był tu niedługo. Spoglądał więc na gwardzistów.
- Ja również mogę spróbować porozmawiać z Abbottami. Przez wzgląd na wspólną historię powinni być skłonni chcieć mnie chociaż wysłuchać - dodał jeszcze. Nie był szlachcicem, jednak umiał mówić, przekonywać i jeżeli miał możliwość to spróbuje. Prawdopodobnie nie bezpośrednio z nestorem, lecz poprzez lordów...to może wyjść. Będzie musiał to dokładniej przemyśleć w wolnej chwili.
- Grupę najlepszych aurorów? Masz raczej na myśli tego kogo miał akurat pod ręką. Inaczej nie mogę sobie wyobrazić powodu dla którego ciągnął za sobą również stażystów. To oczywiste, że działał pod niezrozumiałą presją czasu, niedbale, na szybko. To nie mogło się skończyć inaczej - może to brzmiało brutalni, jednak taka była prawda. Anthony nie rozumiał co pchnęło kogoś tak doświadczonego do podobnego zachowania. To nie było coś planowanego, przemyślanego. Improwizacja zorganizowana na ostatnią chwilę. Ku chwale czego...? Głupia nic nie wnosząca śmierć już sama w sobie była marnotrawstwem. Anthony nie miał już czego w tej kwestii marnować. Mógł jedynie odnaleźć jej sens. Był detektywem, aurorem. Skoro coś Rogersa zmusiło do tak tragicznej decyzji to znajdowało się właśnie tam - na Nokturnie - Jak już mówiłem - nie mam zamiaru rozbijać się po tej ulicy wymachując bombardą lub też próbować powtarzać wyczyny Rogersa - ostatnie co można było powiedzieć o Anthonym to to, że działał impulsywnie bądź na "głupa" - Prawda jest taka, że tam też są anomalie, tam też się chowają ci którzy coś wiedzą, założę się że również ci których poszukujemy. Nie możemy tego ignorować tylko dlatego, że to niebezpieczne. Tym bardziej powinniśmy poznać teren wroga, tak jak on zna nasz - nie wyobrażał sobie tego, by do końca przyszło im bawić się w kota czającego się przy szczurzej norze. Przeciwnik nieustannie przejmował inicjatywę. Kiedyś będą musieli to ukrócić. Nic nie stoi na przeszkodzie by już teraz robić ku temu podwaliny pokazując, że i Zakonnicy są w stanie przemieszczać się swobodnie tam, gdzie pojawia się taka potrzeba.
- Nie, Lucindo, myślisz się - nie jest najlepsze, jest wygodne - skierował swoje słowa do każdego zainteresowanego tym co mówił - Trzeba po prostu sprawić, żeby bezczynność przestała być wygodna. Szczyt w Stonehange to dobry czas by wywołać presję na innych, nie tylko za pomocą szlachty którą możemy spróbować przekonać, która mogłaby nas reprezentować, lecz również zwykłych czarodziei. Tych po zamachu na Ministerstwo na pewno jest wielu. Problem przestał moim zdaniem w tym momencie dotyczyć wyłącznie mugolskiej części społeczności, a każdego - W ministerstwie pracowało wielu czarodziei każdej krwi, każdy z nich poniósł stratę. Przestało być oczywiste w którą stronę czarnomagiczne węże snujące się po niebie mają skierowane zajadłe pysi. Może cel Voldemorta nie był tak bardzo inny od Grindewalda? Zniszczyć wszystkich i wszystko, a raczej spalić. Nawet jeżeli nie to właśnie w ten sposób można byłoby to przedstawiać. Wygodna karta w talii... Skamander nie obawiałby się nią posłużyć. - Jeżeli ci zamanifestują chęć reakcji na ostatnie wydarzenia to będą musieli coś zrobić, nie będą mogli udawać że nic się nie dzieje. Prawda jest że zależy im na wpływach i na odpowiedniej dla nich polityce, lecz co komu po rządzeniu, gdy zabraknie służących. To nie jest tylko ich cyrk. Powinni sobie to uświadomić, tak samo jak to, że wróg rośnie w siłę i mogę się założyć że ostatecznie będzie zagrażał każdemu w takim samym stopniu - szarych czarodziei było zdecydowani więcej niż szlachciców. Dostatecznie dużo więcej by błekitnokrwiści mogli się obawiać że pobłażanie i ciągłe zamiatanie pod dywan niewygodnych spraw skończy się rzezią. Prędzej czy później. Sądząc po nastrojach - prędzej. Czy powinni się tam pojawić jako Zakon? Anthony nie do końca był pewien, czy powinien wypowiadać się na ten temat - był tu niedługo. Spoglądał więc na gwardzistów.
- Ja również mogę spróbować porozmawiać z Abbottami. Przez wzgląd na wspólną historię powinni być skłonni chcieć mnie chociaż wysłuchać - dodał jeszcze. Nie był szlachcicem, jednak umiał mówić, przekonywać i jeżeli miał możliwość to spróbuje. Prawdopodobnie nie bezpośrednio z nestorem, lecz poprzez lordów...to może wyjść. Będzie musiał to dokładniej przemyśleć w wolnej chwili.
Find your wings
Kiedyś słyszał dziwną historię. Coś, czego tematem było skrzydło motyla. Poruszenie barwnego owada, które miało prowadzić do...czegoś wielkiego. Nie pojmował wcześniej zasłyszanego przekazu, a tym bardziej znaczenia, które teraz wypłynęło nagle, lokując się w myśli, niby przybyły do gniazda ptak. Jeden mały uczynek, z pozoru traktowany jak błahostka, mógł w konsekwencji wywołać prawdziwą burzę wydarzeń. Jedna zapałka - wielki płomień, jeden głos - ogromne zamieszanie. Najtrudniej jednak było znaleźć ów płomyk, pierwszą iskrę, zapalnik, który ginął w największym zamieszaniu. Dziś czuł wyraźnie, że trafił na podobny efekt. Tylko kto mógł przewidzieć ten proces? Czy się dało?
Spojrzał na Benjamina. Część słów pozostawił bez odzewu, ale część, chociaż okraszona niewybredną formą, trafiała w sedno - Zawsze się da, trzeba tylko znaleźć sposób - którego aktualnie nie znamy - Czasem to, co wydawać by się mogła ich największą zaletą - ich koneksje i władza - może stanowić ich słabość - podsumował, na moment skupiając się na twarzy gwardzisty. Ale mówili kolejni i tym poświęcał uwagę, skupiając się na powoli cichnącym przebiegu rozmów - Jeśli macie takie możliwości, sięgnijcie gdzie się da - skinął głową Gabrielowi, po czym dłużej słuchał Kierana. Dokładnie ten motyw poruszali podczas spotkania w Chacie i odnawianiu chroniących ją zaklęć. Jedna myśl, ale ważna. Bez odpowiednich powiązań, nie mieli skutecznego wejścia na mroczny teren Nokturnu, ale nie można było zostawić bez odzewu - Mam kilku...znajomych, którzy mogliby się tam po cichu rozejrzeć - mówić marszczył brwi. Nie był pewien, czy mógł wykorzystywać kontakty w ten sposób. Tym bardziej, gdy chciało się zajrzeć w najbardziej ciemne zakątki Londynu. Anthony i Brendan odnaleźliby się w formie cichego zwiadostwa - Działajcie - odezwał się krótko do obu przyjaciół - I zgadzam się z Anthonym - żywe słowa Jackie poruszyły niespokojną i niezagojoną ranę w piersi Skamandera. Rogers był jego dawnym mistrzem, podążał za nim - Akcja z Wywerną była przynajmniej dziwna - zacisnął wargi, przypominając sobie gniewne pytania o to, czemu tylu ze starszych, doświadczonych aurorów nie znalazło się wśród zebranych przez Rogersa na akcję. Skonfrontował się ze spojrzeniem aurorki - i nie potrzeba nam teraz otwartej armii na Nokturnie a cichych szpiegów. Może w przyszłości - wiedział, ze chciałaby znaleźć się wśród tej armii. Sam chciałby w niej być.
Coraz bardziej zmęczony się czuł. Objęcie wszystkich pomysłów, planów i słów, wymagało ciągłej czujności. A i tak miał wrażenie, że część mu umykała - Susanne, Minnie - zwrócił się do jasnowłosych kobiet - rozumiem, że zechcecie podjąć się tego zadania? Oczywiście przyda wam się jeszcze towarzystwo - miała rację. Nie każdy zdawał sobie sprawę, z kim mieli do czynienia. Padały nazwiska, imiona i jeśli była to persona medialna, można było liczyć się z rozpoznaniem. Nie wszyscy jednak, tak łatwo dadzą się odnaleźć. Niektórzy siedzieli w cieniu - Archibaldzie, warto zwrócić na niego uwagę. To nazwisko nosi za sobą bardzo wiele negatywów - nawet, jeśli brał pod uwagę dawne, zacierane przez czas, rodowe starcia.
Czuł suchość w ustach, dopiero teraz przypominając sobie o postawionym na ławie sou. Sięgnął po blaszany kubek. Wolałby w tej chwili smak ognistej, ale chłodny płyn orzeźwiał gardło. Milczał przez moment, przysłuchując się wypowiedzi Very, Jessy i alchemikom. Odstawił naczynie i podniósł się, tylko na moment zatrzymując się przy Just. Ostatecznie, jego uwagę zajął Frederick - Dlatego spotkanie z Ministrem musi dojść do skutku. Nie wiem na ile powinniśmy wciągać w to Bones, ale ufa Longbottowmi. Zgodzi się z jego ewentualnymi wytycznymi - może dziwnie się czuł pod dowództwem kobiety i to takiej, która rezygnowała w starciu z wyższymi sferami, ale - nie bez przyczyny została Szefową Biura - Jeśli chodzi o szlachtę... Skoro konserwatywni mają wsparcie nestorów, nasza sprawa też powinna mieć podobne powiązania. Nawet jeśli nie będzie to otwarte potwierdzenie dla sprawy, to nie będą ślepi na płynąca krew - kontynuował kontekście słów Foxa i mądrej Minnie - To może być odpowiedź, jakiej szukamy - stwierdził powoli, gdy padły zaplecione w słowa myśli, które już kiedyś błąkały sie po głowie Samuela. Wojna była już oczywistością. Może ich jawna w niej obecność, poruszy niepewnych? Może to zmusiłoby ich wrogów do ujawnienia? Musieli wziąć to pod uwagę, ale była to sprawa, której poruszenie musieli omówić z Bathildą.
Samuel spojrzał na Herewarda, jakby w potwierdzeniu myśli, która i jemu musiała się udzielić - Jeśli jeszcze ktoś chce zabrać głos - śmiało. Ale kwestie, które miały zostać dziś omówione, zostały podjęte. Spotkanie dobiega końca - odsunął się od ławy, stając bliżej ściany, wcześniej sięgając po jeszcze jeden eliksir. Miał lepszy widok na całość zgromadzenia - Pamiętajcie o istocie tego spotkania - zakończył i wsunął dłonie do kieszeni. W palcach znalazła się paczka tytoniowa, ale nie wyciągał jej jeszcze. Działo się dużo, jeszcze więcej było przed nimi. I tylko wolna decyzja mogła dawać im nadzieję. Jak szło powiedzenie u Skamanderów? Podstawą szczęścia jest wolność, a podstawą wolności odwaga. Odwagi im nie brakowało. Decyzje poruszały serca. Teraz musieli znaleźć jeszcze to szczęście.
To ostatnia kolejka spotkania. Możecie pisać posty kończące
ps. 1 Oddaję włosie buchorożca i biorę 2 porcje wywaru ze szczuroszczeta i 1 porcję eliksiru niezłomności
ps. 2 Poniżej został zaktualizowany spis eliksirów i ingrediencji - chęć przygarnięcia danego specyfiku była dodawana w kolejności dodanego posta, dlatego ci, których nie ma na liście obok wykazu, niech napiszą jeszcze raz swój wybór eliksiru, który chcą wziąć.Wykreślone pozycje oznaczając, że wszystkie porcje zostały rozdzielone
Spojrzał na Benjamina. Część słów pozostawił bez odzewu, ale część, chociaż okraszona niewybredną formą, trafiała w sedno - Zawsze się da, trzeba tylko znaleźć sposób - którego aktualnie nie znamy - Czasem to, co wydawać by się mogła ich największą zaletą - ich koneksje i władza - może stanowić ich słabość - podsumował, na moment skupiając się na twarzy gwardzisty. Ale mówili kolejni i tym poświęcał uwagę, skupiając się na powoli cichnącym przebiegu rozmów - Jeśli macie takie możliwości, sięgnijcie gdzie się da - skinął głową Gabrielowi, po czym dłużej słuchał Kierana. Dokładnie ten motyw poruszali podczas spotkania w Chacie i odnawianiu chroniących ją zaklęć. Jedna myśl, ale ważna. Bez odpowiednich powiązań, nie mieli skutecznego wejścia na mroczny teren Nokturnu, ale nie można było zostawić bez odzewu - Mam kilku...znajomych, którzy mogliby się tam po cichu rozejrzeć - mówić marszczył brwi. Nie był pewien, czy mógł wykorzystywać kontakty w ten sposób. Tym bardziej, gdy chciało się zajrzeć w najbardziej ciemne zakątki Londynu. Anthony i Brendan odnaleźliby się w formie cichego zwiadostwa - Działajcie - odezwał się krótko do obu przyjaciół - I zgadzam się z Anthonym - żywe słowa Jackie poruszyły niespokojną i niezagojoną ranę w piersi Skamandera. Rogers był jego dawnym mistrzem, podążał za nim - Akcja z Wywerną była przynajmniej dziwna - zacisnął wargi, przypominając sobie gniewne pytania o to, czemu tylu ze starszych, doświadczonych aurorów nie znalazło się wśród zebranych przez Rogersa na akcję. Skonfrontował się ze spojrzeniem aurorki - i nie potrzeba nam teraz otwartej armii na Nokturnie a cichych szpiegów. Może w przyszłości - wiedział, ze chciałaby znaleźć się wśród tej armii. Sam chciałby w niej być.
Coraz bardziej zmęczony się czuł. Objęcie wszystkich pomysłów, planów i słów, wymagało ciągłej czujności. A i tak miał wrażenie, że część mu umykała - Susanne, Minnie - zwrócił się do jasnowłosych kobiet - rozumiem, że zechcecie podjąć się tego zadania? Oczywiście przyda wam się jeszcze towarzystwo - miała rację. Nie każdy zdawał sobie sprawę, z kim mieli do czynienia. Padały nazwiska, imiona i jeśli była to persona medialna, można było liczyć się z rozpoznaniem. Nie wszyscy jednak, tak łatwo dadzą się odnaleźć. Niektórzy siedzieli w cieniu - Archibaldzie, warto zwrócić na niego uwagę. To nazwisko nosi za sobą bardzo wiele negatywów - nawet, jeśli brał pod uwagę dawne, zacierane przez czas, rodowe starcia.
Czuł suchość w ustach, dopiero teraz przypominając sobie o postawionym na ławie sou. Sięgnął po blaszany kubek. Wolałby w tej chwili smak ognistej, ale chłodny płyn orzeźwiał gardło. Milczał przez moment, przysłuchując się wypowiedzi Very, Jessy i alchemikom. Odstawił naczynie i podniósł się, tylko na moment zatrzymując się przy Just. Ostatecznie, jego uwagę zajął Frederick - Dlatego spotkanie z Ministrem musi dojść do skutku. Nie wiem na ile powinniśmy wciągać w to Bones, ale ufa Longbottowmi. Zgodzi się z jego ewentualnymi wytycznymi - może dziwnie się czuł pod dowództwem kobiety i to takiej, która rezygnowała w starciu z wyższymi sferami, ale - nie bez przyczyny została Szefową Biura - Jeśli chodzi o szlachtę... Skoro konserwatywni mają wsparcie nestorów, nasza sprawa też powinna mieć podobne powiązania. Nawet jeśli nie będzie to otwarte potwierdzenie dla sprawy, to nie będą ślepi na płynąca krew - kontynuował kontekście słów Foxa i mądrej Minnie - To może być odpowiedź, jakiej szukamy - stwierdził powoli, gdy padły zaplecione w słowa myśli, które już kiedyś błąkały sie po głowie Samuela. Wojna była już oczywistością. Może ich jawna w niej obecność, poruszy niepewnych? Może to zmusiłoby ich wrogów do ujawnienia? Musieli wziąć to pod uwagę, ale była to sprawa, której poruszenie musieli omówić z Bathildą.
Samuel spojrzał na Herewarda, jakby w potwierdzeniu myśli, która i jemu musiała się udzielić - Jeśli jeszcze ktoś chce zabrać głos - śmiało. Ale kwestie, które miały zostać dziś omówione, zostały podjęte. Spotkanie dobiega końca - odsunął się od ławy, stając bliżej ściany, wcześniej sięgając po jeszcze jeden eliksir. Miał lepszy widok na całość zgromadzenia - Pamiętajcie o istocie tego spotkania - zakończył i wsunął dłonie do kieszeni. W palcach znalazła się paczka tytoniowa, ale nie wyciągał jej jeszcze. Działo się dużo, jeszcze więcej było przed nimi. I tylko wolna decyzja mogła dawać im nadzieję. Jak szło powiedzenie u Skamanderów? Podstawą szczęścia jest wolność, a podstawą wolności odwaga. Odwagi im nie brakowało. Decyzje poruszały serca. Teraz musieli znaleźć jeszcze to szczęście.
To ostatnia kolejka spotkania. Możecie pisać posty kończące
ps. 1 Oddaję włosie buchorożca i biorę 2 porcje wywaru ze szczuroszczeta i 1 porcję eliksiru niezłomności
ps. 2 Poniżej został zaktualizowany spis eliksirów i ingrediencji - chęć przygarnięcia danego specyfiku była dodawana w kolejności dodanego posta, dlatego ci, których nie ma na liście obok wykazu, niech napiszą jeszcze raz swój wybór eliksiru, który chcą wziąć.Wykreślone pozycje oznaczając, że wszystkie porcje zostały rozdzielone
- Zasoby:
INGREDIENCJE:
bezoar x4
figa abisyńska x3
jagody z jemioły x3
jaja widłowęża x2
kolec smoka
kora drzewa Wiggen x8
korzeń ciemiernika x2
krew jednorożca x3
krew reema x4
krew smoka
liście kłaposkrzeczki x2
łuska smoka x2
mandragora x5
odłamek spadającej gwiazdy x6
ogniste nasiona x2
piołun
popiół feniksa x4
płatki ciemiernika x7
pnącze diabelskiego sidła x2
róg dwurożca x4
róg garboroga x4
sierść gryfa
skórka boomslanga x4
skrzeloziele x2
strączki wnykopieńki
ślaz
waleriana
włosie akromantuli x4
włosie buchorożca
włosie mantykory x3
żądło mantykory x5
ELIKSIRY:
Poppy
- 3 porcje antidotum podstawowego (stat. 5) - 1 porcja dla Kierana, 1 porcja dla Jessy
Charlie
- 3 porcje eliksiru wiggenowego - 1 porcja dla Just, 1 porcja dla Kierana
-2 porcje eliksiru kociego kroku- 1 porcja dla Just, 1 porcja dla Sophii
Jessa
-1 porcję eliksiru niezłomności- dla Samuela
Eileen- 1 porcja marynowana narośl ze szczuroszczeta- 1 porcja dla Anthony'ego,
- 1 porcja pasta na oparzenia -
-1 porcja maść z gwiazdy wodnej- 1 porcja dla Sophii
- 1 porcja eliksir giętkiej mowy
- 2 porcje eliksir słodkiego snu - 1 porcja dla Anthony'ego,
- 1 porcja eliksir Wiggenowy
Asbjorn
- Wywar ze szczuroszczeta (5 porcji) - 1 porcja dla Kierana, 2 porcje dla Samuela
- Wieczny płomień (4 porcje; moc = 118; statystyka eliksirów = 29) - 1 porcja dla Samuela, 1 porcja dla Anthony'ego, 1 porcja dla Fredericka
-Kameleon (4 porcje) - 2 porcje dla Samuela, 1 porcja dla Anthony'ego, 1 porcja dla Sophii
-Eliksir lodowego płaszcza (4 porcje)- 1 porcja dla Anthony'ego, 1 porcja dla Susanne, 1 porcja dla Fredericka, 1 porcja dla Sophii
- Czyścioszek ( 4 porcje; statystyka eliksirów = 29) - 1 porcja dla Fredericka, 1 porcja dla Sophii
-Smocza Łza (6 porcji)- 2 porcje dla Samuela, 1 porcja dla Anthony'ego, 1 porcja dla Susanne, 1 porcja dla Fredericka, 1 porcja dla Kierana
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Ostatnio zmieniony przez Samuel Skamander dnia 24.07.18 0:25, w całości zmieniany 3 razy
- Nie zapominajcie, chociaż pewnie nie muszę wam tego przypominać - skrzywił się odrobinę, pamiętając szalone oburzenie niektórych Zakonników oraz sugestie co do jego wierności zasadom Zakonu Feniksa - że ciągle mam kilka kontaktów na Nokturnie. No i, tak jakby - zerknął tutaj przepraszająco na Margaux; siedział jej na głowie od tak dawna - tam mieszkam. Myślę, że lepiej, żebym wybrał się tam z osobą, która nie jest aurorem. Coś podsłucham, rozejrzę się, bez wzbudzania jakichkolwiek podejrzeń - powiedział. Wykwalifikowani obrońcy dobra mieli ważniejsze zadania i nawet ci najlepiej wyszkoleni nie byli w stanie w stu procentach wtopić się w brudne tło Nokturnu. Z Benjaminem mieli na to większe szanse, bo chociaż struktura zapchlonych uliczek zmieniała się jak w ruchomym labiryncie, to wciąż znał zasady poruszania się po nich, potrafiąc odnaleźć drogę. I wyjść z tarapatów.
Wypowiedział się na temat, na który posiadał wiedzę i możliwości - a potem znów zamilkł, przysłuchując się mądrzejszym od siebie. Znał już swój zakres działań, nie wtrącał się tam, gdzie przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku. Nie nadawał się do rozmów ze szlachcicami, nie potrafiłby ich w żaden sposób przekonać, nawet jeśli jakimś cudem zostałby wpuszczony na tereny posiadłości. Zostawiał to w rękach błękitnokrwistych przyjaciół oraz tych zakonników, którzy biegle posługiwali się sztuką retoryki, perswazji lub cennych znajomości. Ślepa siła, czołganie się przed brud Nokturnu, walka - tak, to przychodziło mu z łatwością, bardziej wyrafinowane działania pozostawały poza zasięgiem prostego smokologa. Wsparł nieelegancko łokcie na stole, przyglądając się kolejnym wypowiadającym, a gdy odezwał się Samuel, powrócił do Skamandra wzrokiem, kiwając ciężko głową. Nie tylko po to, by mu przytaknąć, ale by udzielić niewerbalnego wsparcia - przeżyli dziś jako Zakon ciężką chwilę, trudną próbę ich przyjaźni oraz solidarności, a sam auror musiał dokonać czegoś bardzo trudnego. Ben miał nadzieję, że nie dojdzie już do takich sytuacji.
Gdy spotkanie się zakończyło i ostatni Zakonnicy wypowiedzieli to, co leżało im na sercu bądź ciągle zdrowej wątrobie, Jaimie pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł z Świńskiego Łba, ciężko oddychając chłodnym powietrzem.
| benio zt
Wypowiedział się na temat, na który posiadał wiedzę i możliwości - a potem znów zamilkł, przysłuchując się mądrzejszym od siebie. Znał już swój zakres działań, nie wtrącał się tam, gdzie przyniosłoby to więcej szkody niż pożytku. Nie nadawał się do rozmów ze szlachcicami, nie potrafiłby ich w żaden sposób przekonać, nawet jeśli jakimś cudem zostałby wpuszczony na tereny posiadłości. Zostawiał to w rękach błękitnokrwistych przyjaciół oraz tych zakonników, którzy biegle posługiwali się sztuką retoryki, perswazji lub cennych znajomości. Ślepa siła, czołganie się przed brud Nokturnu, walka - tak, to przychodziło mu z łatwością, bardziej wyrafinowane działania pozostawały poza zasięgiem prostego smokologa. Wsparł nieelegancko łokcie na stole, przyglądając się kolejnym wypowiadającym, a gdy odezwał się Samuel, powrócił do Skamandra wzrokiem, kiwając ciężko głową. Nie tylko po to, by mu przytaknąć, ale by udzielić niewerbalnego wsparcia - przeżyli dziś jako Zakon ciężką chwilę, trudną próbę ich przyjaźni oraz solidarności, a sam auror musiał dokonać czegoś bardzo trudnego. Ben miał nadzieję, że nie dojdzie już do takich sytuacji.
Gdy spotkanie się zakończyło i ostatni Zakonnicy wypowiedzieli to, co leżało im na sercu bądź ciągle zdrowej wątrobie, Jaimie pożegnał się ze wszystkimi i wyszedł z Świńskiego Łba, ciężko oddychając chłodnym powietrzem.
| benio zt
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie tego spodziewała się po swoim pierwszym spotkaniu Zakonu Feniksa, choć życie powinno ją przecież przygotować na to, że nie zawsze dostajemy tego, czego chcemy. Pomimo widma wojny, a może nawet właśnie dzięki niemu, liczyła na zetknięcie się z osobami zjednoczonymi wspólną sprawą, pełnymi nadziei na lepsze jutro i gotowymi stawić czoła wyzwaniom codzienności. Zastała podzielonych poglądowo, przygnębionych walką ludzi, którzy woleli kłócić się miedzy sobą, niż wypowiedzieć się na tematy naprawdę istotne i palące; więcej było wzniosłych i górnolotnych oświadczeń, niż rzeczywistego planowania akcji i kolejnych kroków organizacji. Wszyscy Ci, którzy tak żywo wypowiadali się na początku, nagle przycichli, a do końca spotkania słychać było głównie te same głosy.
Rudowłosa spoglądała na Gwardzistów, przyglądała się także twarzom najświeższych nabytków Zakonu. Wciąż wierzyła, że wszyscy oni staną ramię w ramię do walki z wrogiem oraz anomaliami, lecz jej wiara została nieco nadszarpnięta przez to spotkanie. Być może ktoś nazwałby ją hipokrytką, sama niewiele wniosła i nie wypowiadała się zbyt często, lecz przynajmniej próbowała wyłożyć konkrety jak kawę na ławę. Na całe szczęście kilka z nich padło i wiedzieli chociaż mniej więcej czego szukają oraz jakie zadanie postawiła przed nimi profesor Bagshot. Plan węszenia na Nokturnie Diggory uznała za całkiem sensowny, a skoro większość pokładała nadzieje w osobie Longbottoma, nie zamierzała w żaden sposób sabotować ich wyborów. Zaoferowała się przy dalszej odbudowie Chaty oraz zgłosiła do akcji poszukiwawczej i czekała na przydział swojego zadania. Była żołnierzem i znała swoją rolę; dopiero na następnym spotkaniu miała być w stanie powiedzieć cokolwiek więcej.
Gdy zebranie faktycznie dobiegło końca, nie miała humoru na przedłużanie spotkania nawet z przyjaciółmi, dlatego jedynie skinęła głową niektórym, pożegnała się z najbliżej siedzącym Aldrichem i jako jedna z pierwszych opuściła Gospodę Pod Świńskim Łbem. Dla równowagi musiała teraz spędzić trochę czasu z Amosem, by odzyskać nieco utraconej radości. Energicznym krokiem udała się do Świstoklika, a gdy przeniosła się już do Anglii, resztę drogi pokonała na miotle.
| zt
Rudowłosa spoglądała na Gwardzistów, przyglądała się także twarzom najświeższych nabytków Zakonu. Wciąż wierzyła, że wszyscy oni staną ramię w ramię do walki z wrogiem oraz anomaliami, lecz jej wiara została nieco nadszarpnięta przez to spotkanie. Być może ktoś nazwałby ją hipokrytką, sama niewiele wniosła i nie wypowiadała się zbyt często, lecz przynajmniej próbowała wyłożyć konkrety jak kawę na ławę. Na całe szczęście kilka z nich padło i wiedzieli chociaż mniej więcej czego szukają oraz jakie zadanie postawiła przed nimi profesor Bagshot. Plan węszenia na Nokturnie Diggory uznała za całkiem sensowny, a skoro większość pokładała nadzieje w osobie Longbottoma, nie zamierzała w żaden sposób sabotować ich wyborów. Zaoferowała się przy dalszej odbudowie Chaty oraz zgłosiła do akcji poszukiwawczej i czekała na przydział swojego zadania. Była żołnierzem i znała swoją rolę; dopiero na następnym spotkaniu miała być w stanie powiedzieć cokolwiek więcej.
Gdy zebranie faktycznie dobiegło końca, nie miała humoru na przedłużanie spotkania nawet z przyjaciółmi, dlatego jedynie skinęła głową niektórym, pożegnała się z najbliżej siedzącym Aldrichem i jako jedna z pierwszych opuściła Gospodę Pod Świńskim Łbem. Dla równowagi musiała teraz spędzić trochę czasu z Amosem, by odzyskać nieco utraconej radości. Energicznym krokiem udała się do Świstoklika, a gdy przeniosła się już do Anglii, resztę drogi pokonała na miotle.
| zt
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Spotkanie z chwili na chwilę zaczynało przypominać mu jedną z wielu odpraw w których zdarzało mu się uczestniczyć. Zapewne wiązało się to z tym, że wielu czarodziejów będących w szeregach Zakonu było powiązanych również z Departamentem Przestrzegania Prawa. Anthony odnosił przez to wrażeni, że granica miedzy jednym, a drugim przez to nieco się zaciera. Nie było to jego zdaniem czymś złym. Chociaż właśnie mając w pamięci to co się stało ze kursantami podczas niefortunnej akcji chyba powinno. Było tu dużo młodych osób które unosiły się wysoko ponad ziemią zapominając lub też nie mając okazji nigdy wcześniej stąpać po ziemi. Nauczą się. Chciał w to wierzyć. Przed nimi było naprawdę dużo pracy. Bez odpowiedniego zaangażowania nic z tego nie będzie. Już teraz wróg był daleko przed nimi, to on rozstawiał pionki na szachownicy, grał im bezkarnie na nosach. Morale upadały. Nie dziwił się, że wielu zakonników bało się zrobić coś więcej, tym bardziej teraz kiedy siedziała tu z nimi ofiara mocy tamtych. Alex zresztą nie był jedyny. A co im się udało w tym czasie osiągnąć...?
Spuścił spojrzenie na podłogę nie przestając słuchać Samuela. Głos Benjamina również dotarło do niego wyraźnie. Dobrze, że mieli między sobą kogoś takiego. Powinni wykorzystać wszystko co mieli w jak najlepszy sposób. Skamander nie do końca wiedział jak te wszystkie plany i deklaracje zadźwięczą w niedalekiej przyszłości. I czy w ogóle. Idea i zapewnienia brzmiały jednak wiarygodnie, z mocą dając im szansę przechylić szalę. Ciekawe czy nie było na to już za późno...?
Gdy padły ostatnie słowa Samuela Anthony oderwał się od ściany którą podpierał przez całe spotkanie. Wszystko co miał do powiedzenia już powiedział. Nie chciał jednocześnie zawracać kuzynowi głowy spodziewając się, ze to on znajdzie się lada chwila w centrum zainteresowania połowy tam zgromadzonych zakonników. Anthony zszedł więc do głównej części gospody i tam też każdy kto chciał z nim zamienić jakieś słowo mógł go jeszcze w najbliższym czasie znaleźć siedzącego przy barze.
|zt
Spuścił spojrzenie na podłogę nie przestając słuchać Samuela. Głos Benjamina również dotarło do niego wyraźnie. Dobrze, że mieli między sobą kogoś takiego. Powinni wykorzystać wszystko co mieli w jak najlepszy sposób. Skamander nie do końca wiedział jak te wszystkie plany i deklaracje zadźwięczą w niedalekiej przyszłości. I czy w ogóle. Idea i zapewnienia brzmiały jednak wiarygodnie, z mocą dając im szansę przechylić szalę. Ciekawe czy nie było na to już za późno...?
Gdy padły ostatnie słowa Samuela Anthony oderwał się od ściany którą podpierał przez całe spotkanie. Wszystko co miał do powiedzenia już powiedział. Nie chciał jednocześnie zawracać kuzynowi głowy spodziewając się, ze to on znajdzie się lada chwila w centrum zainteresowania połowy tam zgromadzonych zakonników. Anthony zszedł więc do głównej części gospody i tam też każdy kto chciał z nim zamienić jakieś słowo mógł go jeszcze w najbliższym czasie znaleźć siedzącego przy barze.
|zt
Find your wings
Kilka głosów poparcia dla jej pomysłu wydobyło się z tłumu Zakonników, co przyjęła ze sporą ulgą i nawet krztyna entuzjazmu zrodziła się w niej na myśl o stworzeniu sporej bazy podejrzanych oraz pewnych przestępców. Oczywiście mogli wspomagać się eliksirami lub zdolnościami - na przykład metamorfomagią, lecz wciąż - podstawa rozpoznania ułatwiłaby wszystkim życie oraz zwiększyła płynność przekazywania informacji wewnątrz ugrupowania. Podążała wzrokiem za kolejnymi osobami, jakie zdecydowały się na komentarz - nikt nie zaprotestował, czuła się też zobowiązana do wprowadzenia pomysłu w życie, skoro postanowiła go przedstawić zgromadzonym. Kiwnęła głową Minerwie, z chęcią przyjmując zaoferowaną pomoc - niestety znajomość historii magii, zwyczajów szlachty, ich powiązań, a nawet samych nazwisk, była u panny Lovegood na poziomie niższym niż mierny, podobnie jak talent plastyczny, dlatego miała pewność, iż nie zdoła skompletować wszystkiego sama - póki co miała tylko wypisane nazwiska, jakie padły podczas spotkania i to na nich zamierzała bazować. Potwierdziła też słowa Samuela, najpierw kolejnym skinieniem, później faktyczną odpowiedzią - Tak, możemy wziąć za to odpowiedzialność - przytaknęła, spoglądając ponownie na Minnie - Spróbuję skontaktować się też z Lorraine, może sporo wiedzieć na temat polityki i rozpoznawalnych osób - spojrzenie tym razem posłała Archibaldowi, bowiem najprościej mógł przekazać kobiecie zalążek tego planu. - Postaramy się żeby wszystko było przejrzyste i czytelne, a każdy Zakonnik mógł dodać coś od siebie, jeżeli tylko wpadnie na jakiś trop - miała mnóstwo pomysłów! Lista podejrzanych, skrótowe notatki pod każdym zdjęciem, wskazujące na podejrzane działania, miejsca ostatnich spotkań, przestępstw, anomalii... zapewne to na Minnie miał spaść obowiązek poukładania pomysłów w czytelną formę, bowiem chaos Sue nie musiał być zrozumiały dla innych.
Słuchała reszty, nie udzielając się wcale w sprawie Ministrwa oraz wychodzenia Zakonu z ukrycia - nie czuła się pewnie w tych tematach, nie mogła wnieść wiele, dlatego między padającymi zdaniami sporządzała tylko szczątkowe notatki, uzupełniając pomysł do planowanej tablicy. Kiedy zaś większość zaczęła opuszczać pokój, została na miejscu, pamiętając o tym, że Cyrus planował jeszcze mini spotkanie dla alchemików. Mogła przekazać swoje cenne składniki w doświadczone ręce oraz przyjąć kilka takich, które jej pomogłyby w rozwoju, zaś zakonowi w walce z czarną magią.
Słuchała reszty, nie udzielając się wcale w sprawie Ministrwa oraz wychodzenia Zakonu z ukrycia - nie czuła się pewnie w tych tematach, nie mogła wnieść wiele, dlatego między padającymi zdaniami sporządzała tylko szczątkowe notatki, uzupełniając pomysł do planowanej tablicy. Kiedy zaś większość zaczęła opuszczać pokój, została na miejscu, pamiętając o tym, że Cyrus planował jeszcze mini spotkanie dla alchemików. Mogła przekazać swoje cenne składniki w doświadczone ręce oraz przyjąć kilka takich, które jej pomogłyby w rozwoju, zaś zakonowi w walce z czarną magią.
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Spotkanie dobiegało końca. Sophia siedziała, słuchając padających słów, ale nie odzywała się zbyt wiele, powiedziała już, co miała powiedzieć i zadeklarowała się do działania w kwestii podjęcia kolejnych prób naprawy anomalii, odbudowy kwatery oraz poszukiwań informacji o kamieniu wskrzeszenia. Do rozmów ze szlachcicami raczej się nie nadawała, brakowało jej do tego odpowiedniej ogłady więc wolała pozostawić to w rękach tych, którzy znali to środowisko na wylot, ale gdyby było potrzeba jak najwięcej aurorów do przekonania ministra – wiedzieli, gdzie jej szukać.
Akcja Rogersa na Nokturnie rzeczywiście była dziwna. Ją też do tej pory zastanawiało, dlaczego ich już niestety były szef zabrał ze sobą tylko garstkę aurorów i magicznych policjantów, wyprawiając się tam. Wiedziała o tym od brata, który cudem przeżył. Czyżby Rogers nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji? Gdyby zdawał, na pewno zabrałby znacznie większe siły. Niestety wraz z większością zabranych współpracowników zginął, bo najwyraźniej nie docenił przeciwnika. Nie mogli powtarzać tego błędu. Inni mieli rację, samotne wyprawy na Nokturn, lub nawet w małej grupce, byłyby głupotą i narażałyby nie tylko te osoby, ale i cały Zakon. Musieli przygotować się lepiej i nie pozwolić, by zgubiła ich przesadna brawura. Nie mieli w końcu do czynienia z byle kim, a z grupą naprawdę groźnych i zdeterminowanych przeciwników, którzy już pokazali, co potrafią i że nie liczą się z możliwymi ofiarami, skoro spalili ministerstwo, nie bacząc na to, jakiej krwi byli ludzie, którzy tam spłonęli, więc niebezpieczeństwo rzeczywiście dotyczyło wszystkich.
Kiedy Samuel zakończył spotkanie spojrzała jeszcze raz po innych obecnych. Po wymianie ostatnich zdań towarzystwo zaczęło się rozchodzić. Także Sophia wstała ze swojego miejsca, żegnając się jeszcze z Jessą i Aldrichem, którzy podczas spotkania siedzieli obok niej. Spotkanie alchemików jej nie dotyczyło, ingrediencje które miała przekazać oddała już wcześniej, na początku. Starannie schowała wzięte wcześniej eliksiry do torby, a później ruszyła w stronę drzwi, zamierzając opuścić gospodę i udać się w drogę do Londynu. Miała świadomość, że wiele było do zrobienia, ale naprawdę zależało jej na tym, żeby coś zrobić i nie patrzeć bezczynnie, jak ich świat upada, podobnie jak dobre wartości, które wpojono jej już za młodu. To był właśnie czas, by porzucić resztki złudzeń i zmierzyć się z trudną rzeczywistością. Czyż nie przygotowywała się do tego jako auror?
| zt.
Akcja Rogersa na Nokturnie rzeczywiście była dziwna. Ją też do tej pory zastanawiało, dlaczego ich już niestety były szef zabrał ze sobą tylko garstkę aurorów i magicznych policjantów, wyprawiając się tam. Wiedziała o tym od brata, który cudem przeżył. Czyżby Rogers nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji? Gdyby zdawał, na pewno zabrałby znacznie większe siły. Niestety wraz z większością zabranych współpracowników zginął, bo najwyraźniej nie docenił przeciwnika. Nie mogli powtarzać tego błędu. Inni mieli rację, samotne wyprawy na Nokturn, lub nawet w małej grupce, byłyby głupotą i narażałyby nie tylko te osoby, ale i cały Zakon. Musieli przygotować się lepiej i nie pozwolić, by zgubiła ich przesadna brawura. Nie mieli w końcu do czynienia z byle kim, a z grupą naprawdę groźnych i zdeterminowanych przeciwników, którzy już pokazali, co potrafią i że nie liczą się z możliwymi ofiarami, skoro spalili ministerstwo, nie bacząc na to, jakiej krwi byli ludzie, którzy tam spłonęli, więc niebezpieczeństwo rzeczywiście dotyczyło wszystkich.
Kiedy Samuel zakończył spotkanie spojrzała jeszcze raz po innych obecnych. Po wymianie ostatnich zdań towarzystwo zaczęło się rozchodzić. Także Sophia wstała ze swojego miejsca, żegnając się jeszcze z Jessą i Aldrichem, którzy podczas spotkania siedzieli obok niej. Spotkanie alchemików jej nie dotyczyło, ingrediencje które miała przekazać oddała już wcześniej, na początku. Starannie schowała wzięte wcześniej eliksiry do torby, a później ruszyła w stronę drzwi, zamierzając opuścić gospodę i udać się w drogę do Londynu. Miała świadomość, że wiele było do zrobienia, ale naprawdę zależało jej na tym, żeby coś zrobić i nie patrzeć bezczynnie, jak ich świat upada, podobnie jak dobre wartości, które wpojono jej już za młodu. To był właśnie czas, by porzucić resztki złudzeń i zmierzyć się z trudną rzeczywistością. Czyż nie przygotowywała się do tego jako auror?
| zt.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Unikał dalszego wypowiadania się. Siedział w milczeniu, spojrzeniem sunąc po twarzach wszystkich zgromadzonych. Pomysł infiltracji Nokturnu prędzej czy później musiał paść. Wspomniana interwencja Rogersa rozbudziła w nim lekką frustrację, bo wciąż nie rozumiał motywów dowódcy. Taką akcję planuje się długie tygodnie, ustala różnorodne scenariusze, a tymczasem Rogers z marszu pociągnął za sobą ludzi, w tym większość bez odpowiedniego doświadczenia. Rzucił długie spojrzenie Jackie, niby beznamiętne, lecz w niebieskich tęczówkach kryło się niezadowolenie. W tym samym temacie wypowiedział Anthony, a potem podsumował wszystko Samuel. Zdecydowanie potrzebowali cichych zwiadowców. Wciąć jednak idea wykorzystania ani magii była w jego mniemaniu całkiem dobra, choć musiał przyznać rację innym, że ta nie czyniła całkowicie niezauważalnym.
Na wzmiankę o szczycie, która wypadła od Foxa, poczuł nieprzyjemny ucisk na dnie żołądka. Był przekonany, że w czasie jego trwania coś się wydarzy i na pewno nie będzie to nic dobrego. Sam czuł, że to dobra okazja na wstrząśnięcie całym stanem szlacheckim, jednak nie wykazywał co do samej inicjatywy wielkiego entuzjazmu. Z powagą zerknął na pannę McGonagall, zaraz jednak marszcząc srogo brwi. W jego mniemaniu Zakon nie powinien się ujawniać, a już na pewno nie teraz, gdy uwidocznione zostały wewnętrzne podziały. Swoje racje powinni przedstawić z ust młodej szlachty, a więc ludzi skorych do zmiany, ufający w wizję lepszego świata, w którym wszyscy czarodzieje mogą być równi. Ujawnienie organizacji zmusi wszystkich członków do otwartego wystąpienia, jak również podniesie potrzebę rozliczenia ich za wszystkie czyny. A nie wszystkie mogą okazać się klarowne, o czym wszyscy mogli się przekonać podczas tego spotkania.
Tak wielu kwestii podjęli się podczas tego spotkania, że trudno było nadążyć za tokiem całej dyskusji. Zbyt płynnie przechodzili z jednego tematu do drugiego, zbyt chaotycznie szachowali argumentami, nie dając sobie zbyt wiele na ich uporządkowanie, choć dwaj Gwardziści prowadzący całe spotkanie dokonywali co rusz podsumowania. Gdyby na samym początku nie musieli tracić czas na zbędne dywagacje o moralności członków Zakonu, może doszliby do innych konkluzji, wyeksponowali inne aspekty tych pilnych spraw. Ale każdy wiedział co ma robić, a Kieran zamierzał wywiązać się ze swojego zadania.
Słowa Samuela nie skłoniły go do powiedzenia czegokolwiek. Skinął tylko głową na pożegnanie, do nikogo konkretnie i do wszystkich zarazem, po czym gwałtownie odsunął krzesło, szurając jego nogami po drewnianej podłodze, które znów zaskrzypiała pod stopami. Boleśnie zgarbiony ruszył do wyjścia i zszedł po wąskich schodach. Wyszedł z lokalu, nie chcąc bawić w nim ani chwili dłużej. Nie czekał też przed budynkiem na Jackie, w końcu mogła jeszcze chcieć z kimś porozmawiać. Ani razu się nie odwrócił, aby sprawdzić, czy może za nim kroczy.
| z tematu
Na wzmiankę o szczycie, która wypadła od Foxa, poczuł nieprzyjemny ucisk na dnie żołądka. Był przekonany, że w czasie jego trwania coś się wydarzy i na pewno nie będzie to nic dobrego. Sam czuł, że to dobra okazja na wstrząśnięcie całym stanem szlacheckim, jednak nie wykazywał co do samej inicjatywy wielkiego entuzjazmu. Z powagą zerknął na pannę McGonagall, zaraz jednak marszcząc srogo brwi. W jego mniemaniu Zakon nie powinien się ujawniać, a już na pewno nie teraz, gdy uwidocznione zostały wewnętrzne podziały. Swoje racje powinni przedstawić z ust młodej szlachty, a więc ludzi skorych do zmiany, ufający w wizję lepszego świata, w którym wszyscy czarodzieje mogą być równi. Ujawnienie organizacji zmusi wszystkich członków do otwartego wystąpienia, jak również podniesie potrzebę rozliczenia ich za wszystkie czyny. A nie wszystkie mogą okazać się klarowne, o czym wszyscy mogli się przekonać podczas tego spotkania.
Tak wielu kwestii podjęli się podczas tego spotkania, że trudno było nadążyć za tokiem całej dyskusji. Zbyt płynnie przechodzili z jednego tematu do drugiego, zbyt chaotycznie szachowali argumentami, nie dając sobie zbyt wiele na ich uporządkowanie, choć dwaj Gwardziści prowadzący całe spotkanie dokonywali co rusz podsumowania. Gdyby na samym początku nie musieli tracić czas na zbędne dywagacje o moralności członków Zakonu, może doszliby do innych konkluzji, wyeksponowali inne aspekty tych pilnych spraw. Ale każdy wiedział co ma robić, a Kieran zamierzał wywiązać się ze swojego zadania.
Słowa Samuela nie skłoniły go do powiedzenia czegokolwiek. Skinął tylko głową na pożegnanie, do nikogo konkretnie i do wszystkich zarazem, po czym gwałtownie odsunął krzesło, szurając jego nogami po drewnianej podłodze, które znów zaskrzypiała pod stopami. Boleśnie zgarbiony ruszył do wyjścia i zszedł po wąskich schodach. Wyszedł z lokalu, nie chcąc bawić w nim ani chwili dłużej. Nie czekał też przed budynkiem na Jackie, w końcu mogła jeszcze chcieć z kimś porozmawiać. Ani razu się nie odwrócił, aby sprawdzić, czy może za nim kroczy.
| z tematu
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Nie miała żadnych wątpliwości, że nie puści Wilde samej. Nie potrafiła nie martwić się o nią - zwłaszcza po przygodzie, które spotkała je w kuchni Skamandera. Błękitne spojrzenie mierzyło to należące do niej, niby inne, a jednak tak podobne. Nie odowiedziała na uśmiech, wargi nadal zdawały się zbyt ciężkie. Przeniosła też wzrok na Jackie, jej słowa były słuszne, Prorok rzeczywiście ostatnimi czasy zdawał się podawać rzetelne informacje. Jednak i tak nie wiedział wszytkiego - a może zwyczajnie przemilczał niewygodne fakty. Lis jak zawsze miał rację. Nie potrafiła nie oddać mu tego. Wnioski które przedstawiał wraz z propozycjami były czymś, o czym nie pomyślała. Jednak, nadal nie była pewna, czy Ministertwo w jakikolwiek sposób będzie w stanie im pomóc. Poruszyła się na wspomnienie Mulcibera spuszczając głowę. Miał rację, cholerną rację. Jednak nie wypowiedziała nawet słowa.
- Macmillan. - powtórzyła po Fredzie unosząc głowę. - Znam kilku. Spróbuję zorientować się w ich planach. - włączyła się na chwilę, jeszcze nie będąc pewną jak powinna przeprowadzić rozmowę, którą planowała wziąć na barki. Może znajdowali się w tej sali ludzie odpowiedniejsi do takich rozmów, wiedziała jednak, że jeśl tak, to nikt nie będzie miał problemu, by wyrazić swoje zdanie głośno.
Sylwetka Skamandera zamajaczyła obok jej osoby, jednak jego skupienie zawisło na niej tylko na kilka chwil. Nie widziała w tym problemu, choć lubiła jego blisko. Nie odezwała się już więcej. Większość jej myśli czy wniosków wypowiedziały inne usta, a powtarzanie się nie było potrzebne i przynosiło jedynie niepotrzebny szmery w komunikacji. Ludzie podnosili się powoli, jednak ona się nie ruszyła nawet o milimetr. Odprowadzała ich spojrzeniem, gdy wychodzili z pokoju, w którym z każdą chwilą znajdowało się coraz mniej osób.
Przyszła sama, ale wrócić zamierzała już ze Skamanderem - chyba, ze postanowiłby inaczej. Pomimo tego, co wydawało jej się że czasem myśli, liczyła się z jego zdaniem. Zerknęła na fiolki stojące na stole przed nią i zmarszczyła brwi. Wiedziała, że kolejne spotkanie z Macnairem będzie musiało skończyć się inaczej niż te poprzednie. Mogła milczeć, jednak przeczucie jej nie pozwoliło. Nie, kiedy otwarcie zaatakował ją przy użyciu czarnej magii - on, Mulciber, czarna magia, to musiało się ze sobą łączyć.
| zgarnij mnie Skamander
- Macmillan. - powtórzyła po Fredzie unosząc głowę. - Znam kilku. Spróbuję zorientować się w ich planach. - włączyła się na chwilę, jeszcze nie będąc pewną jak powinna przeprowadzić rozmowę, którą planowała wziąć na barki. Może znajdowali się w tej sali ludzie odpowiedniejsi do takich rozmów, wiedziała jednak, że jeśl tak, to nikt nie będzie miał problemu, by wyrazić swoje zdanie głośno.
Sylwetka Skamandera zamajaczyła obok jej osoby, jednak jego skupienie zawisło na niej tylko na kilka chwil. Nie widziała w tym problemu, choć lubiła jego blisko. Nie odezwała się już więcej. Większość jej myśli czy wniosków wypowiedziały inne usta, a powtarzanie się nie było potrzebne i przynosiło jedynie niepotrzebny szmery w komunikacji. Ludzie podnosili się powoli, jednak ona się nie ruszyła nawet o milimetr. Odprowadzała ich spojrzeniem, gdy wychodzili z pokoju, w którym z każdą chwilą znajdowało się coraz mniej osób.
Przyszła sama, ale wrócić zamierzała już ze Skamanderem - chyba, ze postanowiłby inaczej. Pomimo tego, co wydawało jej się że czasem myśli, liczyła się z jego zdaniem. Zerknęła na fiolki stojące na stole przed nią i zmarszczyła brwi. Wiedziała, że kolejne spotkanie z Macnairem będzie musiało skończyć się inaczej niż te poprzednie. Mogła milczeć, jednak przeczucie jej nie pozwoliło. Nie, kiedy otwarcie zaatakował ją przy użyciu czarnej magii - on, Mulciber, czarna magia, to musiało się ze sobą łączyć.
| zgarnij mnie Skamander
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
- Nie twierdzę, że nie znajdą się tacy, którzy poprą sprawę. Sami jesteśmy tego żywym przykładem. Po prostu znam swoją rodzinę, swój ród i to jak podchodzą do zmian. Warto spróbować choć jak dla mnie to tutaj to akurat walka z wiatrakami. - odparła opierając się czysto na wiedzy dotyczącej Selwynów. Nie wiedziała jak podejdą do tego inne rodziny, ale ona była tutaj sceptycznie nastawiona. Lucinda i Alex odstawali od innych członków ich rodu. W większości byli to manipulatorzy, kłamcy, chcący zagrabić jak najwięcej dla siebie i nie bała się o tym otwarcie mówić. Kto znał ich lepiej niż ona? Wychowała się w takim klimacie i doskonale wiedziała z czym to się je. Jeżeli były rody, które mogły przyjąć ich spojrzenie i ich poprzeć to doskonale, ale w swojej rodzinie ona tego nie widziała i jeżeli coś takiego w ogóle miałoby miejsce to Lucinda nie ufałaby temu nawet przez sekundę. Teraz także to wszystko było grubą nicią szyte. Ich poparcie dla rodzin mugolskich, a to jak zachowywali się naprawdę. Mogła rozmawiać z innymi rodzinami, mogła pomóc, ale nie pozbyła się sceptycyzmu do tego pomysłu. Przede wszystkim dlatego, że ciężko było zmienić naturę człowieka, a szlachta zawsze pozostawała szlachtą nawet jeśli znalazły się wyjątki. Czasami wydawało jej się, że ludzie zapomnieli jak to wszystko kiedyś wyglądało i jaką rolę w tym wszystkim błękitna krew odegrała. Lucinda czuła, że większość rodzin stanęłaby jednak po tej drugiej stronie barykady, chociaż patrząc na Prewettów i Abbottów widziała pewną nadzieje. Kiedy zebranie się zakończyło, kobieta wiedziała już czym powinna się zająć w tym miesiącu. Wypatrywanie kamienia nie miało być łatwe, ale zawsze było to coś na czym się znała i mogła zrobić cokolwiek by pomóc w tej sprawie. Potrzebowała chwili by się w tym wszystkim odnaleźć. Przeanalizować to czego się dowiedziała i to co właśnie miało miejsce. Nie rozmyśliła się. Nadal chciała o to walczyć i w tym trwać. Po prostu jak każdy potrzebowała chwili by to wszystko sobie w głowie poukładać. Podniosła się z krzesła spoglądając jeszcze raz na Alexa ze zmartwieniem. Serce jej się ściskało na samą myśl, że nie może mu pomóc. Naprawdę tego chciała. Skinęła głową w geście pożegnania i ruszyła w stronę drzwi.
[bylobrzydkobedzieladnie]
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Ostatnio zmieniony przez Lucinda Selwyn dnia 19.07.18 14:54, w całości zmieniany 1 raz
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Pokój gościnny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Hogsmeade :: Gospoda pod Świńskim Łbem