Wydarzenia


Ekipa forum
Most w Sligachan, wyspa Skye
AutorWiadomość
Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]22.04.15 1:06
First topic message reminder :

Most w Sligachan, wyspa Skye

Należąca do archipelagu Hebrydów Wewnętrznych Wyspa Skye uważana jest za jedną z najpiękniejszych wysp świata. Niezwykła zmienność pogody nadaje jej uroku, który obecnie przyciąga mnóstwo turystów. I nie tylko... Dla pasjonatów magicznych legend to miejsce jest niezwykle ważne, nierzadko w pobliżu mostu widuje się czarodziejów poszukujących Tego Czegoś. Według wierzeń to właśnie ten most stworzyli Trzej Bracia, by przekroczyć rzekę zbyt głęboką, by przez nią przejść i zbyt groźną, by przez nią przepłynąć - latem i jesienią rzeka stanowi niegroźną przeszkodę, lecz na wiosnę, z powodu roztopów, jej nurt wzbiera, stanowiąc śmiertelne niebezpieczeństwo. Czego szukają? Tego dokładnie nie wiadomo, przecież w pozostałe Insygnia wierzy tylko niewielka grupka maniaków, jednak kamienny most może stanowić idealne miejsce do odpoczynku po wspinaczce na pobliskich, majestatycznych górach Cuillin.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Sligachan, wyspa Skye - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]01.04.17 21:04
Zaśmiała się szczerze na jego słowa. Cóż mogła poradzić na to, iż lubiła komplementować ludzi? Wiele ją to nie kosztowało, a oglądanie reakcji na miłe słowa, były bezcenne. Naturalnie starała się to robić w sposób nie wymuszony, by nic co wychodzi z jej ust, nie zabrzmiało sztucznie. Nie musiała się jednak tego obawiać w towarzystwie Aspena, gdyż wszystko co mówiła, wychodziło naturalnie, prosto z jej serca. To mogło znaczyć z pewnością to, iż bardzo lubiła mężczyznę. Nie musiała się powstrzymywać przed szczerymi słowami i zastanawiać czy te mogłyby go obrazić, bowiem żadne złości nie przychodziło jej nawet do głowy. Póki co jego osoba jawiła się jako osoba, w której nie mogła się przyczepić do niczego. Osoba, z którą bardzo miło spędzało jej się czas. Pozostawało jej mieć nadzieję, iż pomimo wyraźnych przesłanek, dzień jeszcze się nie skończy.
- Ja bym się martwiła bardziej o Ciebie - powiedziała, przechylając głowę lekko w bok. - Masz tendencje do spadania...
Mówiąc to, mógł wyczuć wyraźną aluzję do ich ostatniego spotkania i wspólnego wylądowania na podłodze w przytułku. Nie chciała jednak, by zabrzmiało to w żadne sposób złośliwie. Zaraz po tym posłała w jego stronę uśmiech, tym samym chcąc odesłać zażenowanie, które mogło się u niego pojawić. Ona nie widziała wówczas niczego złego w jego zachowaniu - może było to nieco zabawne, jednakże w ten dobry sposób. Nie świadczyło w zły sposób o Aspenie, takie rzeczy zdarzały się przecież każdym. Wystarczy tylko poczekać, aż sama zaprezentuje swojego umiejętności wpadania na drzewa czy ściany...
Teraz jednak należało się skupić na tym, by przejść przez most, gdyż spadnięcie z niego, nie byłoby w żaden sposób śmieszne. Nie łudziła się, iż coś by po niej zostało. Rzeczywiście, nie miałby co zapakować. Szła za nim, patrząc pod nogi. W momencie jednak gdy się odwrócił, przeniosła na niego wzrok, potem na jego rękę i z powrotem na twarzy. Mimowolnie poczuła dość dziwne uczucie w środku, które kazało jej uśmiechnąć się na jego słowa. Stojąc tak przemknęło jej przez myśl, że mogłaby trwać w tej chwili znacznie dłużej, bowiem jawiła się jej jako wyjątkowo piękna. Nie potrafiła dokładnie określić, skąd wynikał jej tok myślenia i te niemożliwe do zdefiniowania emocje, które jej w tym momencie towarzyszyły. Dłoń kobiety powędrowało do tej jego, chwytając za nią.
- Oczywiście, że ufam - odpowiedziała pewnym głosem, ale przy tym dość cichym.


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]09.07.17 11:26
Embarassed

Co normalny człowiek robi przy dziewczynie, która mu się podoba? Próbuje pokazać się z jak najlepszej strony. Co robi Aspen Sprout? Ośmiesza się. Zresztą, jak zawsze... Widząc jednak uśmiech pojawiający się na twarzy Grace szybko pozbył się tych myśli. Może jego za długie kończyny i zdecydowanie za mała objętość tego co powinien mieć w głowie w końcu na coś się przydały?
- Cóż... z tobą mógłbym spadać częściej, ale w tych akurat okolicznościach nijak mi się to uśmiecha. - Powiedział trochę pewniej również uśmiechając się.
Nie chciałby raczej dziś umrzeć, a już na pewno nie w tej rzece.
Gdy podał dłoń Grace i zadał jej pytanie czekał na jej odpowiedź niemal jak na ścięcie. Może nie powinien pytać? Nie znali się za długo. Może był zbyt śmiały? Źle sobie o nim pomyśli. To wręcz pewne. Nie jest Raidenem, a kobiety nie miały instrukcji obsługi, choć ta faktycznie przydałaby się.
Grace jednak szybko przerwała jego bezsensowne myśli odpowiadając mu i chwytając jego dłoń, czym mocno go zdziwiła.
Nie wiedział czym zasłużył sobie na to zaufanie. Naprawdę. Nie zmieniało to faktu, że wierzył słowom Grace. Nie przeszło mu nawet przez myśl to, że dziewczyna mogłaby go okłamać. Nie ona...
Chwycił delikatnie, lecz pewnie jej dłoń zauważając od razu jak bardzo te różniły się wielkością i ruszył pierwszy w stronę mostu, który niestety nie był na tyle szeroki, aby móc swobodnie, nie obawiając się upadku iść obok siebie.
Gdyby nurt rzeki pod nimi był nieco spokojniejszy, a i nie dzieliłaby mostu, a rzeki tak duża odległość z chęcią trochę by ją nastraszył, ale w tych okolicznościach nie miał zamiaru ryzykować.
Musiał przyznać, że widok stąd był naprawdę piękny. I nie mówił w tym przypadku o Grace, na którą co chwile zerkał, aby upewnić się, że cały czas jest obok niego, tak jakby świadomość, że trzyma ją cały czas za dłoń mu nie wystarczała, miał na myśli raczej widok roztaczający się wokół nich. Choć... gdyby ktoś dał mu wybór: całe życie móc spoglądać na ten krajobraz, a móc trzymać tą małą, smukłą dłoń, wybór byłby raczej oczywisty.
Z ogromną ulgą powitał ponownie ziemie pod swymi stopami.
- Przeżyliśmy. - Stwierdził uśmiechając się od ucha do ucha tak jakby był to wyczyn niemożliwy, a który właśnie im się powiódł. Choć zapewne jeśli chodzi o jego przypadek to faktycznie jest to nie lada osiągnięcie.
Aspen Sprout
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Sligachan, wyspa Skye - Page 4 0029d74ff2814828d1e5009e8693f79f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4016-aspen-sprout https://www.morsmordre.net/t4043-capri#78923 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4128-skrytka-bankowa-nr-1036#82009 https://www.morsmordre.net/t4080-aspen-sprout
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]15.07.17 10:44
Nie zastanawiała się długo nad odpowiedzią, a co za tym idzie, za prawdziwością wypowiadanych przez siebie słów. Zaufanie było kwestią niesamowicie ważną, lecz także i trudną do osiągnięcia przez kogokolwiek. Niejeden potrzebował lat, by je zdobyć i tak było w przypadku każdej osoby. Niektórzy zaś mogli powiedzieć "ufam", w rzeczywistości nie do końca to robiąc. Byli tacy, co ufali jedynie połowicznie, nie tracąc chociażby połowy swojej czujności. I niestety tak poniekąd było w jej przypadku, lecz nie okazywała tego. Bo przecież nie znała go, toteż nie mogła powiedzieć, że jest gotowa całkowicie powierzyć mu swoje życie. Wierzyła w niego, ale nie w stu procentach, co przecież nie było żadną ujmą. Nie wątpiła w niego w kwestii bezpieczeństwa - Aspen nie wyglądał na psychopatę, który miałby ją nagle zepchnąć z mostu, osiągając tym samym swoje wielkie, niezrozumiałe dla innych osiągnięcie życia. Nie, w tej kwestii nie miała wątpliwości. Wiedziała też, iż w razie potrzeby złapie ją i uratuje tym samym jej życie. Póki co jednak pozostawała ta malutka "skaza" na jej zaufaniu, która wiązała się z nie do końca znanymi jej powodami. Szybko jednak mogła odetchnąć z ulgą, czując pod stopami pewny grunt.
Uśmiech, pomimo dość ponurych wizji, nie schodził z jej twarzy. Pragnęła, by wszystko miało dalej swój magiczny, przyjemny charakter. Atmosfera, która od jakiegoś czasu panowała między nimi była dla niej miła i chciała, by trwała dalej.
- Tak! - odpowiedziała z entuzjazmem.- Ale widok był niezapomniany. Powiem szczerze, że nie znałam wcześniej tego miejsca, a przecież widziałam tak wiele... Dziękuję Ci, że mnie tu zabrałeś.
Wilkes lubiła podobne miejsca - dzikie, nieskażone ludzką ręką. Podczas swojej podróży po Ameryce takie widoki stanowiły często jej codzienność, a mimo to wciąż potrafiła się nimi prawdziwie zachwycać. Czasami żałowała, iż jej przytułek nie mógł powstać w podobnym miejscu, ale gdyby tak się stało, przyczyniła by się do niszczenia ich piękna.


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]16.07.17 21:42
Gdyby Grace powiedziałaby "Nie" zrozumiałby. Faktycznie znali się krótko, a zaufanie zdobywa się z czasem, razem z chwilami ze sobą spędzonymi oraz wspólnymi doświadczeniami. Czy on ufał jej? Zapewne jeszcze nie do końca, ale byli raczej na dobrej drodze. Nigdy nie był typem osoby, która wierzyłaby w każdego. Zresztą, był funkcjonariuszem magicznej policji, gdyby darzył wszystkich zaufaniem wywaliliby go szybciej, niż zdążyłby się obejrzeć. Niestety, tak już wyglądał dzisiejszy świat i choć chciałby go zmienić, to raczej jest to zadanie awykonalne.
- Nie ma za co. To ja dziękuję, że zechciałaś tu ze mną przyjść. - Stwierdził wciąż mając splecioną dłoń z tą należącą do kobiety. Zależało mu na Grace. Naprawdę ją polubił i chciałby sprawdzić jak ich relacja może się rozwinąć.
- Będziesz mi musiała kiedyś opowiedzieć o swoich podróżach. - On również lubił tego typu miejsca, w końcu jest Sproutem, to raczej oczywiste, że lubi naturę. Nie skalaną destruktywnością człowieka. Ludzie od zawsze niszczyli to co otrzymywali w darze: otaczającą ich przyrodę, z którą zamiast żyć w zgodzie, woleli ją zmieniać do swych potrzeb. Życie... jak wiele osób dziennie je traci, na wskutek działania drugiego człowieka? Po prostu nie doceniamy tego co dostajemy.
- O ile oczywiście będziesz chciała się ze mną spotkać. - Zaznaczył od razu uśmiechając się do niej lekko, a w duchu tak naprawdę obgryzał sobie paznokcie u dłoni z nerwów. Gdyby robił to w rzeczywistości już dawno by ich nie miał. Co poradzi, że naprawdę obawiał się jej odpowiedzi? Nie miał aż takiego dużego doświadczenia z kobietami jak Rai. Nie zawsze wiedział co powiedzieć, jak zachować się w danej sytuacji. Zależało mu jednak i miał cichą nadzieję, że to już całkiem sporo. Grace go urzekła. Chyba tak można by najlepiej to opisać. Cóż... przynajmniej już bardziej się przed nią nie zbłaźni, a jeśli po tym wszystkim jakimś cudem chciałaby się z nim spotykać, to niech Merlin będzie mu świadkiem, ale chwyci ją w ramiona i już nigdy nie puści.
Aspen Sprout
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Sligachan, wyspa Skye - Page 4 0029d74ff2814828d1e5009e8693f79f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4016-aspen-sprout https://www.morsmordre.net/t4043-capri#78923 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4128-skrytka-bankowa-nr-1036#82009 https://www.morsmordre.net/t4080-aspen-sprout
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]20.07.17 12:13
Grace należała do osób gadatliwych, aczkolwiek nie okazywała tego przy pierwszym spotkaniu. Stąd też sprawiała wrażenie bardziej cichej, stonowanej osoby, w której w rzeczywistości tkwił istny wulkan energii. Ci, którzy ją znali, wiedzieli o tym, a i nie trudno było się tego domyślić. Bo skąd wzięłaby tyle siły na stworzenie Przytułku i dbanie o niego? Zadanie, którego się podjęła, nie było odpowiednie dla wszystkich. Wymagało wyrzeczeń, odpowiedzialności i ciągłej chęci do pracy. Musiała codziennie rano wstać, by zrobić obchód, który nie trwał przecież kilku minut. Sprawdzała czy wszystkie zwierzęta mają się dobrze, czy ktoś nie zachorował, musiała je co jakiś czas badać, sprawdzać. Zaś podobne wyjścia zawsze sprawiały problemy, toteż chociaż dzisiaj bawiła się bardzo dobrze, to gdzieś w środku odczuwała niepokój. Nie wiedziała co się dzieje w jej domu z jej zwierzęcą częścią rodziny. Naturalnie zawsze zostawiała ich pod czyimś czujnym okiem, ale to nie było wystarczające, by dać jej poczucie pewności. Wszystko się mogło zdarzyć w każdym momencie. Pytanie Aspena więc z początku wprowadziło ją zarówno w radość, ale i obawę. Chwilę więc zamilkła, idąc po prostu przed siebie. Po chwili jednak dotarło do niej, że kolejna wizja spotkania nie wymaga od niej aż tak wiele, jak to sobie wyobraża.
- Z przyjemnością Ci o wszystkim opowiem - odpowiedziała w końcu. - O ile nie będzie Ci przeszkadzało, gdybyśmy spotkali się u mnie w przytułku.
Takie rozwiązanie gwarantowało jej spokój ducha, a i mogła też wierzyć w wiedzę Aspena i ewentualne wsparcie z jego strony.
- Ostatnimi czasy zwierzęta są dość niespokojne. Nie chcę zostawiać ich samych. Mam wrażenie, że i one reagują na wydarzenia ze świata czarodziejów. I chociaż żyjąc na skraju lasu zawsze byliśmy w pewien sposób od tego odseparowani, to nawet i do mnie docierają pewne nowiny... A te budzą niepokój. Nie czuję się już bezpiecznie.
Nie wiedziała co skłoniło ją do podobnych wyznań. Może pragnęła dać upust swoim uczuciom? Może chciała się usprawiedliwić za chwilowe milczenie? Nie znała odpowiedzi, lecz była pewna, że Sprout ją zrozumie.


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]23.07.17 17:22
Podziwiał Grace za to, że radziła sobie tak dobrze w Przytułku. Ten nie był mały, miała sporo zwierzaków na głowie, a jednak wszystkim poświęca dużo uwagi angażując się w swoją pracę. Dobrze zdaje sobie sprawę jak praca w takim miejscu jest trudna. W Hodowli jego mamy było o tyle łatwiej, że mieli do czynienia tylko i wyłącznie z jednym gatunkiem. To dobrze, że dziewczyna lubi to co robi. Wiele osób ma z tym problem.
Jej milczenie zaniepokoiło go, lecz nie odważył się w jakikolwiek sposób przerwać ciszy pomiędzy nimi. Powiedział coś nie tak? Może był zbyt śmiały? Gdy tylko ponownie usłyszał jej głos miał wrażenie jakby wielki głaz usunął się właśnie z jego serca. Pewnego dnia ta kobieta przyprawi go o zawał... a przynajmniej miał taką nadzieję.
- Nie ma problemu. - Od razu przytaknął z może zbyt wielkim entuzjazmem. - O ile twoja kotka nie będzie chciała wydrapać mi oczu. - Rzucił ni to żartem, ni serio mając cichą nadzieję, że Luna jednak przekona się w jakiś sposób do niego i będzie go choć tolerować. To i tak byłby już jakiś postęp.
- Możliwe... - Zawiesił na chwile głos głowiąc się nad słowami Grace. Nie czuła się bezpiecznie. Ostatnio raczej nikt się już tak nie czuję. Anglia już dawno przestała być azylem. Miał jednak cichą nadzieję, że wszystko się jeszcze zmieni. Oczywiście na lepsze.
- Zwierzęta wyczuwają przeróżne rzeczy, poza tym mają instynkt. W Przytułku jednak nic wam nie grozi. - Zapewnił ją gładząc kciukiem jej drobną dłoń. Nie chciał ją przesadnie uspokajać. Gdy człowiek czuje się zbyt pewny przestaje być czujny, a wtedy jest narażony na niebezpieczeństwo. Nie zawsze będzie w stanie ją ochronić. Zresztą, Grace to raczej nie jest typem kobiety, potrzebującej wiecznej ochrony. Bardzo dobrze sama potrafi zadbać o siebie.
- Mówiąc szczerze, te czasy nie są już tak spokojne jak dawniej Grace. Musisz na siebie uważać. - Mówiąc to zatrzymał się mimochodem zmuszając ją również do tego. Jedna wojna skończyła się jakiś czas temu, jednakże druga wisiała już w powietrzu. Ministerstwo może sobie wsadzić gdzieś biurokracje i mydlenie oczu ludziom. Wszyscy pracownicy widzą, że coś się święci, a to nijak mu się nie podoba. Teraz najważniejsze jest dla niego bezpieczeństwo rodziny... i Grace.
Aspen Sprout
Aspen Sprout
Zawód : Funkcjonariusz policji
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
"Every Night & every Morn
Some to Misery are Born
Every Morn & every Night
Some are Born to sweet delight"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Most w Sligachan, wyspa Skye - Page 4 0029d74ff2814828d1e5009e8693f79f
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4016-aspen-sprout https://www.morsmordre.net/t4043-capri#78923 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4128-skrytka-bankowa-nr-1036#82009 https://www.morsmordre.net/t4080-aspen-sprout
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]02.08.17 13:47
Grace nabyła swojego kuguchara zaraz po powrocie do Anglii. Szybko okazało się, że zwierzę ma charakter typowy dla swojego gatunku, w co niejako wpisuje się też zadziorność. Luna nie miała problemu z zaakceptowaniem własnej właścicielki, co jednak odbiło się na wszystkich dookoła. Nie ufała nikomu obcemu, a i ze znajomymi, których widziała już niejednokrotnie, miała wielokrotnie problemy. Wolała być sam na sam z Wilkes i jej przytułkiem. Nie czuła potrzeby łaszenia się czy chociażby przebywania w jednym pomieszczeniu z kimś, kogo nie potrzebowała. Stąd też jej wredne usposobienie, wielu wprawiające w strach. I chociaż Grace starała się całkowicie usunąć podobne zachowania u zwierzęcia, to udało się je zahamować. Dzięki temu jej klienci czy znajomi nie wychodzili podrapani. Niestety wyjątki się zdarzały.
- Przepraszam cię za nią. Ona po prostu nie lubi obcych, a i czasami nie potrafi przebywać w jednym pomieszczeniu z moją siostrą - powiedziała z przepraszającym wyrazem twarzy. Wierzyła, że to jedynie kwestia czasu aż i on zostanie zaakceptowany. Oczywiście pod warunkiem, iż wizyty byłyby częste, co z pewnością było nieco problematyczne. A może jednak nie do końca?
Obserwowała jego reakcję na jej szczere wyznanie. Musiała to komuś wyznać, a wolała jemu aniżeli siostrze, która z pewnością zaczęłaby się martwić. Nie chciała jej przysparzać kłopotów i powodów do zmartwień. Z drugiej strony jednak wszystkie swoje obawy zrzuciła na Aspena, co też nie było do końca dobrym posunięciem. A jednak w jakiś sposób jego słowa zadziałały na nią kojąco. Wierzyła w nie, bo wierzyła w swoje zwierzęta. Nie mogła jednak uznawać ich za stworzenia do obrony, bowiem nie były nimi. Były to bezbronne stworzenia, które szukały u niej bezpieczeństwa, ciepła domowego. To ona musiała im zagwarantować ochronę, a one w zamian ofiarowywały jej swoje "przeczucia". Tak, Grace nie należała do osób całkowicie bezbronnych. Musiała być silna, bo wiele istnień ofiarowało jej swoje życie pod opiekę. I ona miała zamiar je ochronić.
- To prawda. Świat nie jest już taki jak kiedyś- powiedziała cicho i bardziej do siebie. - Ty też na siebie uważaj. Ja jestem tylko opiekunką zwierząt, a ty jesteś policjantem, którego życie codziennie jest zagrożone. Nie mam zamiaru przychodzić na twój pogrzeb.
Wypowiadając te słowa, patrzyła mu prosto w oczy. W istocie ostatnimi czasy była już na dwóch pogrzebach, które dość mocno połamały jej serce. Może nie znała go długo, lecz nie chciała ponownie nakładać na siebie czerni nawet na jeden dzień.


Take my hand, let's see where we wake uptomorrow
Grace Wilkes
Grace Wilkes
Zawód : prowadzi "Przytułek dla magicznych zwierząt"; badaczka i opiekunka magicznych zwierząt
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Keep smiling, because life is a beautiful thing and there's so much to smile about.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4014-grace-wilkes https://www.morsmordre.net/t4029-poczta-grace https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t4031-grace-wilkes
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]14.06.20 17:20
22 kwietnia

Na oddaloną od angielskiego brzegu i osławioną wyspę Skye mogła przybyć na długo przed świtem pod postacią czarnej mgły, jednakże potrzebowali z Caelanem czasu. Nie dla siebie, prywatne relacje miały zejść na osobny plan, bo musieli się skupić, by wykonać powierzony im rozkaz. Rookwood nie mogła sobie pozwolić na kolejną porażkę. Duma wciąż piekła ją niemiłosiernie, kiedy myślała o tym, że Robert Joy wciąż gdzieś tam żył, choć Czarny Pan żądał go martwego. Musiała naprawić swoje błędy, zrehabilitować się w jego oczach. Potrzebował po swojej stronie olbrzymów i zamierzała uczynić wszystko, by ich na nią przeciągnąć. W pojedynkę trudno tego dokonać, dlatego tym razem pragnęła u swojego boku kogoś, na kim mogła polegać i komu mogła ufać - Goyle jej nie zawiódł. Użył swoich kontaktów i wtyczek, by dowiedzieć się gdzie szukać złodzieja własności olbrzymów, do których pragnęli dotrzeć. Teraz wystarczyło jedynie ją odzyskać - a najlepiej zabrać go w góry Cuillin razem ze skradzionym toporem. O powodach tej decyzji musiała Caelana poinformować, opowiedzieć mu więcej o zwyczajach olbrzymów, bo te, do których mieli dotrzeć wyróżniały się spośród innych. Żeglarz nie miał świstoklika, nie opanował jeszcze sztuki przemiany w kłąb czarnej mgły, choć wierzyła, ze to jedynie kwestia czasu, był bowiem oddanym sprawie sługą, a na miotłach nie mieliby możliwości swobodnej rozmowy. O świcie dwudziestego drugiego kwietnia pojawiła się więc we wskazanym przezeń porcie, by postawić swoją stopę na pokładzie jego statku po raz pierwszy od dawna. Przed niespełna rokiem wyruszyli na nim ku górze lodowej, opanowanej przez anomalie, gdzie próbowali okiełznać ich ognisko - bez powodzenia. Goyle pieklił się wtedy, że kobieta na pokładzie przynosi pecha. Oby to stare porzekadło nie okazało się prawdą tym razem. Nie mogli znów zawieść.
- Olbrzymy nie są zbyt bystre, lecz cholernie silne i odporne na czary. Mają grube skóry, nie pokonalibyśmy ich we dwoje, to bardzo wytrzymałe cholery. O tym, że mogłyby nas połamać jak lalki nie muszę wspominać - powiedziała czarownica, wsparta o burtę i wpatrzona w rosnącą na horyzoncie wyspę Skye, gdy Caelan w końcu do niej dołączył. Zbliżało się południe, lecz słońce kryło się za gęstymi chmurami, które zwiastowały deszcz. Musieli zdążyć przed sztormem, tak jej powiedział, dlatego większość podróży spędziła samotnie, układając w myślach plan dotarcia do olbrzymów. - Są bardzo terytorialne i nie lubią obcych. Nie znoszą wręcz. Nie ufają ludziom, a łatwo je rozgniewać. W tych górach rośnie pewien rzadki rodzaj ciemiernika, na ich terenach, pewnie dlatego są dużo bardziej trudne w obyciu. Łowcy ingrediencji ciągle ich nachodzą. A Ackerley zabił ostatniego gurga i skradł im toporek, a olbrzymy są trochę jak dzieci. Lubią prezenty. Lubią symbole władzy i potęgi. Musimy go odzyskać, by wkraść się w ich łaski, ale nie tylko. Chcę, byśmy pojmali Ackerleya i urządzili małe... przedstawienie powiedzmy. Te olbrzymy uwielbią zadawać ból. Ich nowy gurg zwłaszcza. Słyszałam, że jest rozmiłowany w przemocy, że go to wręcz bawi, że uwielbia zapach krwi. Dajmy im więc nie tylko to, co chcą odzyskać, ale i to co lubią - mówiła dalej Sigrun, obracając głowę, by spojrzeć na Caelana. Porwanie nie będzie najmniejszym problemem ani dla niej, ani dla niego. Urządzenie prywatnego przedstawienia dla olbrzymów także, lecz pytanie wciąż brzmiało - czy to ich przekona do współpracy?
- To ma dużo większy sens, niż jakakolwiek próba rozmowy. Nie są zainteresowane ludzkimi wojnami. Trzeba ich przekupić wszelkimi sposobami - stwierdziła stanowczym tonem; podjęła decyzję, wierzyła, że słuszną i Caelan nie będzie jej kwestionował, nawet w myślach. - Byłeś tu kiedyś? Znasz te tawerny?


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]15.06.20 7:49
Nie rozważał nawet wybrania się na wyspę Skye na miotłach – musieliby pokonać niebywale daleką drogę, przynajmniej jak na ten środek transportu, do tego latać nad otwartymi wodami, on zaś chciał zminimalizować ryzyko, że coś pójdzie nie tak. Nie zaopatrzyli się w odpowiedni świstoklik, który mógłby ich zabrać w okolice góry Cuillin, dlatego też Goyle, nie bez oporów, zaproponował śmierciożerczyni podróż na pokładzie swego rodzinnego żaglowca. Nadal wierzył, że kobieta na pokładzie przynosi pecha, ich zeszłoroczna wyprawa tylko potwierdziła prawdziwość marynarskich porzekadeł, łudził się jednak, że wyprawa do pobliskiej Szkocji odbędzie się bez większych turbulencji. Marcowa asysta lordowi Burke nie zakończyła się sukcesem, nie zdołali uratować rodziny Madouców i choć nikt nie zarzucił im niekompetencji, to Caelan wiedział, że – mimo przewagi liczebnej przeciwników – powinni poradzić sobie lepiej. I nawet ugodzenie jednego z intruzów zaklęciem niewybaczalnym nie mogło osłodzić porażki, wszak ledwie kilka dni później spotkał go na klubowej arenie, wciąż nie mogąc wyjść z zadziwienia, jakim cudem Tonks uniknął śmierci.
Spotkanie z olbrzymami napawało go w pełni uzasadnioną obawą o własne zdrowie i życie, mimo to nie cofnął się przed zaaranżowaniem rejsu, pociągnięciem odpowiednich ludzi za języki. Niepokoje przybierały na sile, Czarny Pan potrzebował tych niecodziennych, lecz niezwykle silnych sojuszników – wszak gdyby nie spróbowali nawiązać z nimi kontaktu, nawrócić ich na właściwą drogę, czy mieliby jakąkolwiek gwarancję, że Zakon Feniksa nie zrobi tego za ich plecami...? Wyruszyli o świcie, tak jak uzgodnili to drogą listowną; nie mieli czasu do stracenia, zaś jeśli jego informacje były prawdziwe, Ackerleya powinni odnaleźć bez większego problemu – cała wyprawa mogła zamknąć się w jednym dniu, co byłoby mu na rękę. Kiedy już upewnił się, że cała załoga wie, co powinna robić nie tylko podczas rejsu, ale i później, gdy zatrzymają się w porcie wyspy Skye, dołączył do Rookwood na pokładzie; nie mieli jeszcze okazji, by porozmawiać dłużej o planach na najbliższą przyszłość, a także o tym, czego powinien się wystrzegać w towarzystwie olbrzymów. Musiał zaufać jej osądowi sytuacji, doświadczeniu, które nabywała na przestrzeni lat. – Nie, nie musisz – przyznał chrapliwie, nie spoglądając jednak ku twarzy rozmówczyni, a ku ciężkim, ciemnym chmurom, które nie zwiastowały nic dobrego. Śpieszyli się nie tylko po to, by zająć się pertraktacjami możliwie jak najszybciej, ale i po to, by uniknąć sztormu. Ogromne, odporne na działanie magii… Nie chciał nawet wyobrażać sobie, co powinni zrobić, jeśli rozmowa pójdzie nie do końca tak, jak by sobie tego życzyli. – Jakim cudem Ackerley zabił poprzedniego gurga? – burknął pod nosem w formie pytania retorycznego, próbując wyobrazić sobie poszukiwanego czarodzieja, najpewniej przeciętnej postury, pokonującego rosłego, potężnego olbrzyma. – W porządku – dodał tylko, kiedy skończyła już swój wywód, spoglądała w stronę jego twarzy. Nie miał zamiaru kwestionować podjętej przez Sigrun decyzji, również dlatego, że znała się na olbrzymach dużo lepiej niż on sam. Żadne z nich nie było urodzonymi mówcami, musieli przekonać ich do siebie w inny sposób. – Tak, kojarzę te lokale, kojarzę też ten, gdzie widziano Ackerleya po raz ostatni. Musimy się śpieszyć, możliwe, że szuka sobie już miejsca na pokładzie jakiegoś statku, by zostawić ten bałagan daleko za sobą. Inna sprawa, że nie spodziewa się pewnie problemów w związku z zabiciem gurga czy kradzieżą jego toporka – dodał chrapliwie, na powrót lokując wzrok na przybliżającej się z każdą chwilą linii brzegowej wyspy.
Niespełna godzinę później byli już na lądzie; zdążyli przed deszczem, możliwe, że i przed sztormem. Tyle dobrze, że dzięki temu prawdopodobieństwo, że poszukiwany wypłynął w morze, było niewielkie. – Tędy – mruknął, spoglądając przez ramię ku towarzyszącej mu czarownicy, głową wskazując odchodzącą w prawo uliczkę. Po kilku minutach znaleźli się już we wnętrzu tawerny, Pod Wypchaną Ciamarnicą, gdzie Caelan niemalże od razu zajął miejsce przy barze nie tylko w celu wypicia czegoś mocniejszego, ale też skuszenia barmana odpowiednio wysokim napiwkiem za kilka informacji. Bez większego problemu dowiedzieli się, że Ackerley był tym, który siedział w kącie i raczył kilku innych gości swymi niezwykle obrazowymi opowieściami. – Jak chcesz to zrobić? – zapytał Rookwood, kiedy już wskazał jej cel. – Myślisz, że ma go przy sobie? – dodał; musieli brać pod uwagę możliwość, że toporek mógł trzymać w swym pokoju na piętrze... Lecz czy rozstawałby się z takim skarbem?



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]15.06.20 20:43
Przez większość podróży milczała i trzymała się na dystans, pozwalając Caelanowi pełnić obowiązki kapitana, nie przeszkadzając mu w tym i nie poganiając - o żeglowaniu nie miała zielonego pojęcia, dlatego wyjątkowo nie wtrącała nosa w nieswoje sprawy i nie próbowała się wymądrzać. Odnajdywała komfort w tym, że w tej materii może mu całkowicie zaufać, polegać na nim, bo zna się na rzeczy - i nie mniejszy w tym, ze odwdzięczał się, pewnie nieświadomie nawet, tym samym, ufając jej osądom i doświadczeniu z magicznymi stworzeniami. Przeczucie, że nie podważał decyzji wiedźmy nie tylko przez wzgląd na pozycję w hierarchii sług Czarnego Pana, ale i szacunek do wiedzy i umiejętności, które zdobyła na przestrzeni lat, przynosiło większy spokój i zaufanie do niego, poczucie, że mogą na sobie polegać jako Rycerze Walpurgii.
- Też się nad tym zastanawiam - odpowiedziała Rookwood z ciężkim westchnieniem. - Przychodzi mi do głowy kilka scenariuszy. Gurg musiał być ranny i osłabiony, skoro był sam. Albo Ackerley ma naprawdę łeb na karku i użył podstępu. Wątpię, czy udałoby mu się go powalić w otwartej walce. Z plotek wynika, że to zwykły łowca ingrediencji, a nie niezrównany w boju mag... - Na bladej twarzy wiedźmy malował się wyraz głębokiego zastanowienia. Nie była w stanie udzielić na pytanie Caelana konkretnej odpowiedzi, bo jej samej trudno było sobie wyobrazić to morderstwo. Zamierzała zdobyć na nie odpowiedź u samego źródła - w czasie podróży w góry Cullin. - Olbrzymy nie opuszczą swoich terenów, więc pewnie czuje się bezpieczny. Gorzej, jeżeli już zdążył sprzedać ten topór. Jeśli nadal go ukrywa, to dowiemy się gdzie - stwierdziła, a w jej głosie rozbrzmiała niezachwiana pewność co do ostatniego. Znajdą go. Jeśli nie dziś, to jutro. Jeśli nie na wyspie Skye, to na lądzie. Gdziekolwiek się ukrywał, to nie był już bezpieczny. Musieli odzyskać topór olbrzymów i im go zwrócić - z nawiązką.
Wędrowała niegdyś po górach Cuillin, choć wtedy trzymała się z dala od siedlisk stworzeń, których szukali, ale nigdy nie miała okazji, by odwiedzić wybrzeże i portowe przybytki. Musiała więc znów zaufać Caelanowi, on zdawał się znać jak własną kieszeń większość portów na tych Wyspach, a i pewnie i wiele zagranicznych; podążyła za nim ufnie, gdy dotarli już do przystani, pozostawiając tam jego statek. Pod Wypchaną Ciamarnicą głosił szyld tawerny, przed którą stanęli. Rookwood skryła różdżkę w kieszeni szaty, ciemnej, prostej sukni z długimi rękawami, po czym śmiało wkroczyła do środka, razem z Caelanem zajmując miejsce przy barze. Jakiś czas tam trwali, niby prowadząc niezobowiązującą rozmowę i racząc się rumem; żeglarz zajął się rozmową z barmanem, w tych kręgach mężczyźnie łatwiej było zdobyć informacje, ona zaś ukradkiem obserwowała pozostałych gości. Spoglądała w stronę Ackerleya czasami i raz nawet uśmiechnęła się do niego, w myślach tkając spontaniczny plan, po czym zawiesiła spojrzenie na Caelanie. - Ten topór musi być wielki. Wątpię, by miał go przy sobie, chyba, że jego sakiewka jest obłożona zaklęciem powiększająco-zmniejszającym tak jak moja skórzana torba - odparła na pytanie swojego towarzysza. Widział ją już - była niewielka, a potrafiła zmieścić mnóstwo przedmiotów i nie przybierała na ciężkości. - Zakładam, że ma to w swoim pokoju. Zaciągnę go tam - zdecydowała, przywołując na usta szeroki uśmiech i lekko ciągnąc w dół materiał szaty, by odsłonić dekolt. - Przygotuj się więc na naszą sprzeczkę kochanków, bo zaczynam przedstawienie - ostrzegła go szeptem, tak by jedynie on ją usłyszał, bo obawiała się, że barman może nadstawiać ucha. Chwilę jeszcze trwała w swoim miejscu, po czym zaczęła mówić coraz głośniej i bardziej wzburzonym tonem, spoglądając na Caelana krytycznie; nie mogła ot tak po prostu wstać i przejść do stolika Ackerleya, bo to byłoby podejrzane. - Widziałam jak oglądałeś się za tą rudą flądrą, łajdaku - warknęła na tyle głośno, by wszyscy ją usłyszeli, po czym zerwała się z miejsca i przez ułamek sekundy wyglądała jakby chciała Goyle'a spoliczkować, lecz w ostatniej chwili wycedziła: - Nie jesteś wart mojego czasu!
Zabrała swoją szklankę, dumnie uniosła brodę i zamaszystym gestem odrzuciła długie, jasne włosy na plecy, opuszczając Rycerza i przez chwilę rozglądając się po wnętrzu tawerny - niby przypadkiem dosiadła się do stolika Ackerleya, pytając, czy może przyłączyć się i posłuchać opowieści. Udawała zainteresowaną, słuchała ich z uśmiechem na ustach, a w odpowiednich chwilach przywoływała wyraz zaskoczenia - kłamała więcej niż dobrze. Kiedy jeden z mężczyzn wyszedł, przesiadła się bliżej Ackerleya, już po chwili kładąc mu dłoń na udzie. Nie musiała się nawet specjalnie wysilać - był już mocno pijany i wyraźnie dumny z siebie, szczęśliwy, co sprzyjało wzbudzaniu pożądania. Szeptem spytała, czy ma tu pokój, a uzyskawszy potwierdzenie - poprosiła, by nie zwlekali, bo pora robi się już późna, a ona nie chce czekać. Sigrun nie musiała powtarzać dwa razy. Ackerley, objąwszy ją w talii, rzucił na stolik kilka monet i poprowadził ją schodami na górę. W ostatniej chwili wiedźma rzuciła w stronę Caelana przeciągłe spojrzenie, mając nadzieję, że pojmie co miała na myśli. Nie musiał się zrywać od razu, lecz lepiej będzie jeśli uda mu się przemknąć na piętro.
Pokój, który wynajął Ackerley, niczym nie różnił się od innych komnat do najęcia w portowych przybytkach. Niewielki, wilgotny i dość brudny. Trąciło tu rybą, a pościeli nie zmieniano chyba od kilku miesięcy. Łowca ingrediencji od razu przylgnął do czarownicy, która jego szyję ramionami i wysunęła różdżkę z rękawa, od razu szepcząc inkantację Petrificus totalus. Beznamiętnie patrzyła jak pada zesztywniały na ziemię i zaczekała, aż pojawi się Caelan. Zajrzała pod łóżko, odnalazła spory kufer, ale nie potrafiła go otworzyć. Ani zaklęciem Alohomora, ani próbą zniszczenia zamka.
- Zabierz mu różdżkę - zwróciła się do Goyle'a, gdy stanął nad nieruchomym Ackerleyem. - Chyba tylko on może otworzyć ten kufer. Trzeba go do tego zmusić - stwierdziła, dźwigając się z kucek, po czym wymierzając własną różdżką w łowcę ingrediencji. Kiedy został rozbrojony z mocą wycedziła przez zęby inkantację zaklęcia niewybaczalnego. - Otwórz kufer. Natychmiast - rozkazała.
Czarodziej, odzyskawszy władzę nad ciałem stracił ją jednak nad własnym umysłem, zmuszony czarną magią do wykonywania poleceń Śmierciożerczyni, podszedł do kufra, z kieszeni wysunął niewielki nożyk i naciął opuszek palca. Kilka kropel jego krwi sprawiło, że mechanizm szczęknął i kufer się otworzył - a oczom Sigrun i Caelana ukazał się wielki, stary i poszczerbiony topór. Zdecydowanie zbyt duży, by mógł używać go jakikolwiek człowiek. Odpowiadał gabarytom olbrzyma, dlatego Rookwood uśmiechnęła się triumfalnie. - Bierzmy to i pora ruszać w drogę. Nie ma czasu do stracenia.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]16.06.20 8:20
Pokiwał nieznacznie głową, gdy odniosła się do tematu toporka. Mógł go mieć przy sobie, o ile tylko posiadałby obłożoną odpowiednimi zaklęciami sakwę czy torbę, a mógł go mieć na piętrze - nie dowiedzą się, dopóki nie zweryfikują obu wspomnianych scenariuszy. Wtedy też Sigrun przejęła inicjatywę, zaskakująco lojalnie ostrzegając przed przedstawieniem, które miała zamiar odegrać; i tym razem nie stawiał oporu, zdawał sobie sprawę z faktu, że tak zapewne najłatwiej będzie dostać się do pokoju Ackerleya po dobroci. Podchwycił spojrzenie towarzyszki, dając tym samym znać, że dosłyszał jej słowa i rozumie, do czego zmierza - nawet jeśli podskórnie obawiał się, co dokładnie miała zamiar zrobić. Skrzywił usta w brzydkim grymasie, gdy zaczęła mówić coraz głośniej i bardziej ekspresyjnie, wodząc po jej twarzy podszytym irytacją i lekceważeniem wzrokiem; pokręcił głową, niewiele robił sobie z takich oskarżeń. - Rudą flądrą? Którą? - burknął, jednym haustem dopijając zawartość trzymanej w dłoni szklaneczki. Uniósł wyżej brwi w reakcji na ruch, który mógł zwiastować chęć wymierzenia mu siarczystego policzka. Mimo to blondynka, po krótkiej walce spojrzeń, powstrzymała się - i chwała Merlinowi, choć pewnie korciło ją, by wykorzystać sytuację - zamiast tego racząc go kolejnym niewybrednym komentarzem, by następnie ruszyć w głąb tawerny, w rejony bliższe poszukiwanemu łowcy ingrediencji.
Odprowadził Rookwood wzrokiem, lecz zaraz odwrócił ku niezbyt zdziwionemu wybuchem kobiety barmanowi; pokręcił ostentacyjnie głową, szukając u niego zrozumienia, zamawiając kolejny rum. Miał trochę czasu, by rozluźnić się po podróży, a także przed stanięciem oko w oko z przerażającymi olbrzymami. Wiedział przy tym, że nie może wypić za dużo, lecz do tego było mu niezwykle daleko. Nie był pewien, ile dokładnie minęło czasu, nim Sigrun - wraz z rozanielonym Ackerleyem - ruszyła ku schodom prowadzącym na piętro; na szczęście miał na nie dobry widok bez ruszania się z miejsca, nie przeoczył więc wymownego spojrzenia śmierciożerczyni, znaku, że przechodzili do kolejnej fazy planu. Dał sobie kilka minut na skończenie sączonego alkoholu, a kiedy tylko barman zniknął na zapleczu, powoli zebrał się z zajmowanego do tej pory stołka; klienci Wypchanej Ciamarnicy nie zwracali na żeglarza większej uwagi, zupełnie jak gdyby zapomnieli już o wydzierającej się na niego kochance. Wykorzystał ten fakt, by samemu wspiąć się na górę bez specjalnego ukrywania się.
Przez krótką chwilę szukał odpowiedniego pokoju, w końcu trafiając na uchylone nieznacznie drzwi, za którymi odnalazł towarzyszkę - i leżącego na zakurzonych deskach Ackerleya. Poczekał, aż zamek w drzwiach szczęknie cicho, zawiasy przestaną skrzypieć, a następnie podszedł do unieruchomionego łowcy, by, zgodnie z wolą śmierciożerczyni, zabrać mu różdżkę. Bez problemu zmusiła będącego pod wpływem Imperiusa mężczyznę, by otworzył kufer, a ich oczom ukazał się topór, którego poszukiwali. - Świetnie. W takim razie idź z nim przodem, kontynuujcie swoje zaloty, a ja zaraz dołączę do was przed wejściem do karczmy - mruknął; nie wypadliby szczególnie przekonująco, gdyby opuścili budynek razem, w trójkę, choć byli i tacy, którzy nie dostrzegliby w tym nic dziwnego. Poczekał, aż został sam, następnie wyjrzał przez brudne okno i upewnił się, na którą uliczkę może przez nie wyskoczyć. Na jego szczęście prowadziło na tyły Ciamarnicy, dlatego bez dłuższego rozważania za i przeciw wylewitował kufer na zewnątrz, ostrożnie lokując go na bruku, by niewiele później zwiesić się z parapetu i sprawnie zeskoczyć obok.
Odnalazł blondynkę w towarzystwie Ackerleya, wciąż będącego pod władaniem czarnomagicznego zaklęcia, po czym ruszyli w stronę drogi, która powinna wyprowadzić ich z małego portowego miasteczka i skierować w góry. Tak mu się przynajmniej zdawało, lecz na szczęście mieli ze sobą łowcę, który każdym słowem i gestem miał służyć woli Rookwood - dlatego też nie omieszkali dopytywać, gdzie powinni skręcić, którą odnogę wybrać i gdzie odnalazł kontrowersyjny ciemiernik. Pojmany mężczyzna mógł nie pamiętać dokładnej drogi do plemienia, powinien jednak wiedzieć, gdzie rósł pożądany składnik alchemiczny, który stanowił kość niezgody między czarodziejami i olbrzymami. Większość drogi pokonali w milczeniu, mając się na baczności; spotkanie z przerażającymi istotami stawało się coraz realniejsze, Goyle próbował więc ułożyć w głowie choćby zarys mowy, odnaleźć jak najlepsze słowa, którymi miał okrasić przekazanie skradzionego toporka. - Gdzie teraz? - zapytał, gdy znaleźli się już na polanie z ciemiernikiem - rozpoznał go bez problemu, w końcu i on niejako siedział w temacie ingrediencji, choć zwykle widywał je wysuszone, zapakowane w odpowiednie fiolki czy słoje. Pytanie to okazało się jednak zbędne; gdy tylko wytężyli wzrok, dostrzegli wśród leśnej ściółki duże, odpowiadające rozmiarem ślady prowadzące ku wyższym rejonom góry. Najpewniej wystarczyło podążyć we wskazanym kierunku, by odnaleźć nie jednego olbrzyma, a kryjówkę całego plemienia. I o ile do tej pory cała wyprawa szła po ich myśli, o tyle teraz wszystko miało się skomplikować, był o tym święcie przekonany.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]16.06.20 21:01
Miał o niej naprawdę niskie mniemanie, jeśli sądził, że korciło ją, by wykorzystać sytuację i ni stąd, ni zowąd, bez konkretnego powodu i celu, wymierzyć mu siarczysty policzek. Prawda, że lubowała się w przemocy i zwykła wyżywać na innych, odreagowywać złość, lecz w tamtej chwili nie czuła gniewu - jeszcze - tym bardziej na niego. Póki co spisał się dobrze. Wykorzystał odpowiednio siatkę swoich kontaktów, dotarli dzięki niemu do Ackerleya, Rookwood poprzestała więc na teatralnym geście urwanym w połowie. Oczywiście, gdyby sądziła, że byłoby to konieczne, nie miałaby oporów, by to zrobić. Co do tego mógł nie mieć wątpliwości.
Spodziewała się, będąc szczerym, większych trudności przy próbie porwania łowcy ingrediencji. Miał wszak na koncie zabójstwo olbrzyma i to nie pierwszego lepszego olbrzyma, bo samego gurga, przywódcy grupy. Po kimś, kto dokonał czegoś podobnego, spodziewała się większego ilorazu inteligencji, ale może po prostu przeceniła czarodzieja, a zabójstwo było większą zasługą przypadku, niż jego rzekomych umiejętności. A może po prostu męskie ego znów wzięło górę nad rozumem. To nie było już tak istotne. Ważne, że znalazł się w ich rękach. Caelan pozbawił go różdżki, odnaleźli skrzynię z toporem, Ackerley pozostawał na ich łasce. A raczej niełasce, bo mieli zamiar doprowadzić go przed oblicze żądnych jego krwi olbrzymów i zabawić się z nim okrutnie.
- Świetnie. Uważaj na to - przytaknęła, kiedy Goyle zaproponował, by opuścili karczmę osobno. Miał słuszność, gdyby zeszli po schodach we troje, to byłoby już zupełnie podejrzane i nie umknęłoby uwadze gości. Skąd mieli wiedzieć, że nie miał wśród nich przyjaciół? Dłońmi roztrzepała włosy, po czym opuściła komnatę, sposób wydostania się z budynku razem z toporem niezauważenie pozostawiając w rękach żeglarza. - Obejmij mnie i udawaj, że idziemy się zabawić na plaży - poleciła beznamiętnym tonem, kiedy ona i łowca ingrediencji znaleźli się na korytarzu; zeszli tymi samymi schodami, z uśmiechami na ustach i błyskiem w oku. Ackerley chwilę przekomarzał się z kamratami, zdziwionymi, że tak szybko im poszło, Sigrun zaś udawała, że próbuje go zaciągnąć na plażę - a on w końcu dał się namówić. Kiedy tylko znaleźli się na zewnątrz, w bocznej uliczce, gdzie odnalazł ich Goyle, natychmiast od siebie Ackerleya odepchnęła, poprawiła włosy.
- Nie mamy czasu do stracenia. Wyruszmy natychmiast. Przed nami długa droga. A ty nam ją wskażesz. Prowadź zatem - zwróciła się najpierw do swego towarzysza, później przeniosła spojrzenie na łowcę ingrediencji, a jej głos zabrzmiał wówczas bardziej sucho i rozkazująco. Miała nad nim pełną kontrolę. Może i w duchu walczył, był jednak zbyt słaby, aby przełamać tak silne zaklęcie Śmierciożerczyni. Musiał zatem wyprowadzić ich z wioski, zaprowadzić na podnóże Am Basteir, gęsto porośnięte ciemiernikiem. Droga zajęła im kilka godzin, podczas których zdążył przeminąć dzień i niebo zaczęło się ściemniać.
Jasnowłosa wiedźma także zawiesiła na Ackerleyu pytające spojrzenie, kiedy Goyle zadawał mu pytanie. - No gdzie? - powtórzyła po nim. Mężczyzna rozglądał się po okolicy dość nieporadnie. Pokręcił głową w zaprzeczeniu. Nie wiedział w którą stronę iść, gdzie dokładnie znajdowało się siedlisko olbrzymów, aż tak blisko się do nich nie zbliżał. Na poprzedniego gurga trafił przypadkiem, kiedy ten patrolował okolice - przez takich ludzi jak Ackerley, którzy zakłócali ich spokój. Sigrun świerzbiły palce, aby już teraz cisnąć paskudnym zaklęciem w łowcę ingrediencji, lecz powstrzymała się. Chciała, aby jak najdłużej cieszył oczy olbrzymów. Sama odnalazła ślady, odszukała trop, którym podążyli.
- Wingardium leviosa - wyszeptała, kiedy już z daleka usłyszeli donośne głosy i śmiechy, wrzaski i odgłosy kłótni. Między najwyższymi szczytami, w dolinie, paliły się ogniska, zaś ich jasna łuna rozświetlała korony drzew - tam musieli podążyć. Nie zamierzała jednak wyłonić się z ciemności ot tak. Wolała, aby lewitował przed nią topór gurga Zartara, by wiedzieli, że mają coś, czego pragną - aby nie zaatakowali ich z miejsca.
- Bądź ostrożny i uważaj na słowa. Spróbuj ich przekupić, nie przekonywać do ideologii, nie są zainteresowane ludzkimi wojnami. Muszą widzieć w tym korzyść dla siebie - poradziła Caelanowi szeptem, gdy byli już bardzo blisko. Na tyle blisko, że z pomiędzy drzew wyłaniały się ich ogromne, przerażające cielska. Rookwood wzięła głębszy oddech, machnęła różdżką, by topór wyrwał się do przodu i zmusiła Ackerleya, by pomaszerował przed siebie.
Po ich wkroczeniu na polanę, gdzie ucztowało kilku olbrzymów, najpierw zapadła cisza - najpewniej czuli się zaskoczeni ich nagłym pojawieniem. Zaraz po tym rozległo się rozgniewane warczenie i jeden z olbrzymów poderwał się do góry.
- Zaraz, zaraz! Mamy coś, co może cię zainteresować, gurgu Mongrrarze. I nie tylko to. Przyprowadziliśmy wam złodzieja - odezwała się donośnie Sigrun, wchodząc w krąg światła, spojrzenie utkwiła w przywódcy. Nietrudno było go rozpoznać. Był największy, wydawał się najsilniejszy i do tego spoczywał rozłożony jak król za ogniskiem, wokół niego zaś gromadzili się inni.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]17.06.20 8:21
Nawet jeśli będący pod wpływem czarnomagicznego zaklęcia czarodziej nie był w stanie wskazać im właściwej drogi, zrobiła to Sigrun - odnajdując ślady, podejmując trop. Goyle nie próbował nawet kwestionować podejmowanych przez nią decyzji, wierząc, że jego rozeznanie w temacie nijak nie mogło równać się z umiejętnościami łowczyni wilkołaków. Skoro była w stanie tropić te bestie, dlaczego nie miałaby poradzić sobie z olbrzymami? Zwierzyna zgoła inna, lecz zasady musiały być podobne. Im dłużej szli, im głębszy zapadał zmrok i im bliżej znajdowali się kryjówki plemienia, tym silniej odczuwał nieznośne napięcie. Rzadko kiedy dawał emocjom przejmować nad sobą kontrolę, zwykle potrafił tłumić nerwy w zarodku - ta sytuacja była jednak wyjątkowa. Musieli być gotowi na wszystko, również prędką ucieczkę między skały czy nieliczne drzewa, gdyby jednak znane z braku cierpliwości istoty postanowiły na nich zapolować.
Przyglądał się poczynaniom Rookwood w milczeniu, wytężając wzrok i słuch, spoglądając w kierunku, z którego dobiegały ich wyraźne wybijające się na tle pogrążającej się we śnie okolicy dźwięki. Rozsądek podpowiadał, że powinni zawrócić, to jednak nie było coś, na co mogli się zdecydować, już nie. Parli więc do przodu, zgodnie z wolą Czarnego Pana, ostrożnie lewitując przed sobą topór. - Spróbuję - burknął cicho pod nosem w odpowiedzi na rady towarzyszki, próbując zamaskować w pełni uzasadnione obawy, mimo to w jego ruchy wkradała się pewna nerwowość. Nie zwykł pertraktować z olbrzymami, które mogły zrobić z niego mokrą plamę jednym celnym uderzeniem maczugi. Albo ściśnięciem go w łapsku.
Kiedy wkraczali na polanę, trzymał różdżkę w dłoni, tak na wszelki wypadek, choć starał się ukryć ją przed wzrokiem wyraźnie zaskoczonych olbrzymów - nie chciał ich dodatkowo irytować, wystarczy już, że przerwali im posiłek. Zamarł w bezruchu, gdy po pełnej napięcia i mierzenia się badawczymi spojrzeniami ciszy rozległo się donośne, zdające się wprawiać ziemię w drżenie warczenie. Zaraz jednak niechętnie, lecz bez dłuższej zwłoki ruszył śladem Rookwood w krąg światła, stając kawałek za wciąż unoszącym się w powietrzu toporem, obok zniewolonego zaklęciem łowcy ingrediencji. Oby złożenie go w krwawej ofierze złagodziło nieufność olbrzymów. - Gurgu Mongrrarze, przynosimy ci topór, który należał do Zartara, a który został skradziony - odezwał się głośno, dużo głośniej niż zwykle, robiąc wszystko, by brzmieć przy tym pewnie i stanowczo. Nie wiedział, na ile dobrze istoty znały angielski, wskazał więc dłonią na lewitujący atrybut siły poprzedniego gurga; mogły nie rozumieć wszystkich słów, powinny jednak połączyć znajome imię z równie znajomym przedmiotem. - A także mężczyznę, który śmiał zabić Zartara i zabrać jego własność - dodał, tym razem robiąc krok w stronę Ackerleya, kładąc dłoń na jego plecach, silnie popychając do przodu. Łowca bezwładnie poleciał do przodu, nie będąc w stanie zamortyzować upadku, powstrzymać nadchodzącej katastrofy. - Nie mamy szacunku dla złodziei, gardzimy nimi. - Kopnął leżącego na ziemi czarodzieja w żebra, prędko jednak wrócił wzrokiem do gurga, próbując zaobserwować jego reakcję, określić, czy ten w ogóle rozumie, co chcą w ten sposób przekazać. - To nasz dar dla was, gurgu Mongrrarze. To dar od Czarnego Pana, którego jesteśmy wysłannikami - kontynuował, mając nadzieję, że skoro jeszcze nie zostali zaatakowani, istniała realna szansa na bycie wysłuchanym. Niewątpliwie zawdzięczali to jedynie odzyskanemu toporkowi, nie zamierzał jednak narzekać. - Zróbcie z nim - znów wskazał dłonią na przyprowadzonego Ackerleya dłonią - co tylko uważacie za słuszne. Lub pozwólcie nam ukarać go na nasz sposób, magią. Z chęcią sprawimy, że będzie cierpieć, krzyczeć z bólu, dławić się własną krwią... W geście dobrej woli. - Pamiętał, że nowy gurg lubował się w torturach, w męczeniu innych, zwłaszcza ludzi. Nie wiedział tylko, czy wolałby zająć się naruszającym spokój ich ziem Ackerleyem sam, czy może raczej obserwować, jak pastwią się nad nim inni.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]17.06.20 19:51
Odnalezienie siedliska olbrzymów nie było aż tak trudne jak wyobrażał sobie to Goyle. Czym innym jest tropienie drobnej, niemal niepozostawiającej po sobie śladów zwierzyny, a czym innym podążanie za śladami olbrzymich stworów, które zwinności i subtelności miały w sobie jeszcze mniej niż słoń w składzie porcelany. Poradziłby sobie bez niej, gdyby tylko musiał. Sigrun uczyniła to jednak dużo szybciej, dzięki czemu nie naszli olbrzymów w środku nocy, co mogłoby zostać odebrane jako próba ataku, kolejny podstęp. Gdyby zaczekali jednak do świtu, to przebudziliby ich i rozgniewali jeszcze bardziej. Wierzyła, że rozleniwieni po sutej kolacji - bo dostrzegała wokół obgryzione kości zwierząt - będą bardziej skorzy do wysłuchania tego, co mieli do powiedzenia, chętniejsi do rozrywki, jaką pragnęła im zaprezentować.
Nerwowość ruchów żeglarza nie była niczym dziwnym. Rookwood uznałaby go za głupca, jeśli nie czułby choćby ukłucia strachu przed wkroczeniem do siedliska tych stworzeń, to jedynie znaczyło, że nie lekceważył tych, z którymi mieli do czynienia. Sama wiedźma także wydawała się bardziej spięta i poważna niż zazwyczaj. Zniknęła nonszalancja ruchów, co było efektem pewności siebie ocierającej się o arogancję.
- Jeśli coś pójdzie nie tak, to uciekaj. Próbuj się teleportować, użyć Ascendio, Abesio, obojętnie - poleciła mu cicho, zanim jeszcze wkroczyli w krąg światła. Nie stracą tu życia podczas pierwszej próby. Ona mogła się nie powieść, lecz podejmą następne - aż do skutku.
Śmierciożerczyni odezwała się pierwsza, ale zamilkła, pozwalając, by przemówił Goyle. Ona lepiej znała zwyczaje olbrzymów, znała ich nieliczne słabe punkty, lecz nie zwykła ze zwierzyną rozmawiać. Przemytnik statku wydawał się znacznie lepiej obyty w negocjacjach, trudnych rozmowach, przeprowadził ich pewnie bez liku z najróżniejszymi handlarzami, zbirami i innymi przemytnikami. Prowadził interesy. Właściwie można rzec, że iloraz inteligencji niektórych marynarzy wcale nie przewyższał tego olbrzymów. Z niechęcią musiała również przyznać, że zapewne chętniej słuchać będą mężczyzny, dlatego schowała swoją feministyczną dumę czarownicy, pozwalając Caelanowi robić swoje. Oboje przeżyli kilka przerażających chwil, kiedy olbrzym nie zatrzymał się, a sięgnął po swoją maczugę, lecz najwyraźniej topór i przemowa żeglarza zdołały gurga Mongrrara zainteresować. Zogniskował on bowiem spojrzenie najpierw na broni, a jego paciorkowate oczy rozbłysły żądzą, a później na ich trójce. Potarł brodę, jakby się zastanawiał, zaś wielkim łapskiem powstrzymał swoich pobratymców od rzucenia się na czarodziejów. Przynajmniej w tamtej chwili.
Sigrun trwała w bezruchu, utrzymując topór w powietrzu, by obracał się leniwie, nie pozwalając o sobie Mongrrarowi zapomnieć; on jednak wydawał się Ackerleyem nie mniej zainteresowany, niźli tym przedmiotem. Myślą zabroniła łowcy ingrediencji się obronić, by upadł na kolana przed olbrzymami, wprost w błoto, kiedy Goyle brutalnie go popchnął.
- Pozwól mi, gurgu Mongrrarze, zadać mu ból na jaki zasłużył. Pozostawię go jednak przy życiu, abyś ostateczną karę wymierzył mu ty - wedle swego uznania - odezwała się w końcu, kiedy Caelan zamilkł.
Widziała, że Mongrrar wyraźnie się wahał. Jego towarzysz nachylił się ku niemu, nerwowo coś szepcząc i łypiąc na nich groźnie, w łapsku wciąż ściskał maczugę. Pozostali wydawali się gotowi do ataku w każdej chwili. Skoro Goyle wspomniał o geście dobrej woli... Najwyraźniej potrzebowali ich więcej. Sigrun lekko szarpnęła różdżką, aby topór przelewitowł pod stopy przywódcy, który natychmiast zacisnął na nim palce, wyraźnie zadowolony, że go wreszcie miał to czego pragnął. Dopiero wtedy leniwie skinął głową, udzielając im pozwolenia. - Jeśli będzie nieciekawie, skończycie jak on - odezwał się po raz pierwszy, zaś od jego niskiego, chrapliwego głosu niemal zadrżała pod ich stopami ziemia.
Czarownica skinęła z wdzięcznością głową i obeszła Ackerleya, stając z tyłu, aby każdy z olbrzymów miał na tę scenę widok tak doskonały jak najważniejsi goście na główną scenę La Fantasmagorie.  Uniosła różdżkę niczym dyrygent, pozwalając jednako, by łowca ingrediencji przestał maskować swoje prawdziwe uczucia, reagować realistycznie.
- Co robisz?! Przestań! - wrzasnął, rzucając się do rozpaczliwej ucieczki, lecz wtem pierwszy, niewinny urok Jinx podciął mu nogi. Scenariusz tego swoistego przedstawienia układała w głowie przez całą podróż na wyspę Skye i długą wędrówkę do tej doliny. Wiedziała co robić.
- Ad Medusa! - zawołała Sigrun, czyniąc odpowiedni gest różdżką, zaś przydługie włosy łowcy ingrediencji przemieniły się w wijące węże, które Caelanowi mogły przywieść na myśl legendę o żyjącej na greckiej wyspie Meduzie. Wściekłe syczenie nasyciło powietrze wokół nich, kiedy gady zaczęły kąsać Ackerleya po policzkach i karku, sącząc w jego krwiobieg truciznę. - Może to cię nauczy, by nie kraść, sukinsynu. Insinuato! - Gniewnemu tonowi Sigrun, która udawała, że gardzi tą kradzieżą - choć w rzeczywistości niezbyt ją to obchodziło - towarzyszyły wiązki czarnej magii, które uderzały w ciało mężczyzny niczym bicze, drąc szatę i pozostawiając po sobie czerwone, ropiejące ślady. Kolejnym czarem pozbawiła go odzienia - chciała, aby olbrzymy widziały krew, która zaraz miała spłynąć. Ackerley starał się zaciskać zęby, nie krzyczeć, znów rzucił się do ucieczki. - Prevaricator ossis - powiedziała spokojnie, celując cisową różdżką w prawe udo mężczyzny. Upadł, gdy tyko trafił weń promień czarnomagicznej klątwy, zaś kość udowa pękła z trzaskiem, przerywając skórę. Powietrze rozdarł krzyk, a olbrzymy wybuchnęły gromkim uśmiechem, na co Sigrun także zareagowała uśmiechem. - To początek - obiecała im, uchwyciwszy spojrzenie samego gurga, który z skinął głową, pozwalając, aby kontynuowała. - Naznaczymy złodzieja - postanowiła. - Sectumsempra! - Powtórzyła tę inkantację dwukrotnie, by oba promienie skrzyżowały się na torsie łowcy ingrediencji, zadając głębokie rany. - Szkoda, że nie mamy soli... - mruknęła, zaś w jej brązowych oczach zamigotało coś dziwnego, kiedy obserwowała jak skóra Ackerleya spływa czerwoną posoką. Nie był już w stanie stanąć na prawej nodze, ale dalej próbował uciekać.
- Jesteś pojebana, zostaw mnie, jesteś szalona.... - powtarzał, nerwowo próbując samymi dłońmi zatamować krwawienie. Rookwood uśmiechnęła się jedynie.
- Nieładnie tak mówić do damy. Larynx depopulo - wycedziła przez zaciśnięte zęby, nie wkładając jednak całej swojej mocy w ten czar, nie chciała by od razu jego płuca zalały się krwią i odszedł od nich zbyt prędko. Nie musiał się wyraźnie wysławiać, wystarczyło, aby wrzeszczał. Zgodnie z obietnicą Caelana - Ackerley zaczął krztusić się własną krwią, na co zgromadzone wokół ogniska olbrzymy zareagowały nader entuzjastycznie, co stanowiło jedynie dla Rookwood dodatkową zachętę. Miała pomysł na co, co jeszcze może je rozbawić. - Stilio - zawołała, wykonując zamaszysty gest różdżką; z zakrwawionych ust Ackerleya, nosa i uszu zaczęły wybiegać maleńkie, włochate pajączki. Może nie było to zbyt bolesne, lecz jakże widowiskowe. Krzyk wydarła z niego innym zaklęciem. Celnie i silnie rzucone Corio zerwało z jego prawej ręki skórę, co zaraz powtórzyła także i z drugą. Wił się przed olbrzymami, obdarty ze skóry, krztuszący się własną krwią, kąsany przez węże i pająki, przeżywając ogromne cierpienia, ale to chyba wciąż za mało.
- Zasłużył na większe cierpienie, czyż nie? - zwróciła się do gurga Mongrrara, a gdy ten uśmiechnął się parszywie, sięgnęła po jedno z najokrutniejszych zaklęć. - Crucio. - Wtedy wrzask stał się jeszcze głośniejszy, poniósł echem po całej dolinie, kiedy Ackerley wił się w niewyobrażalnych cierpieniach, nie mogąc nawet werbalnie poprosić o litość. Widziała to w jego oczach.
- Tak jak powiedziałam - odebranie mu życia należy do ciebie, gurgu - powiedziała, opuszczając różdżkę; kusiło ją, by czarować dalej, czerpała z cierpienia Ackerleya perwersyjną przyjemność, lecz opamiętała się. Mongrrar mógł chcieć mieć ostatnie słowo.


She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12476-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Most w Sligachan, wyspa Skye [odnośnik]18.06.20 8:15
Kiedy tylko umilkł, głos zabrała towarzysząca mu wiedźma; nie miał zamiaru konkurować z nią w torturach, miał świadomość, że na czarnej magii i paskudnych klątwach znała się wiele lepiej, nie bez powodu została jedną z grona najbliższych i najbardziej zaufanych sług Czarnego Pana. On zaś mógł wykorzystać zyskiwany w ten sposób czas na uważne obserwowanie Mongrrara, w którego łaski próbowali się wkupić, ale też znajdujących się po jego bokach współplemieńców; wyglądało jednak na to, że żaden z nich nie miał rzucić się na intruzów, a przynajmniej dopóki taka była wola gurga. Na szczęście przyniesione dary zainteresowały przywódcę na tyle, że otoczył ich swą protekcją, tym samym nie pozwalając, by którykolwiek z rosłych, zaniepokojonych ich nagłym pojawieniem się olbrzymów podniósł na nich rękę – czy maczugę.
Poświęcanie swej uwagi głównie widowni miało też inne zalety – kiedy śledził reakcje stworów, które próbowali do siebie przekonać, nie przyglądał się męczonemu kolejnymi zaklęciami Ackerleyowi. Bo choć sam nie cofał się przed korzystaniem z czarnej magii, to nie czerpał przyjemności z obserwowania biczowanego, dławiącego się własną krwią łowcy ingrediencji; był tylko środkiem do osiągnięcia celu, musieli go zabić w męczarniach tylko i wyłącznie w celu zaskarbienia sobie sympatii potężnych istot. Zgoła odmienne reakcje budziło przedstawienie Rookwood w olbrzymach. Wyglądało na to, że ich informacje były dobre, Mongrrar i jego pobratymcy naprawdę lubowali się w przemocy – nie tylko zadawaniu, ale i patrzeniu, jak wymierzają ją inni. Robił wszystko, by zachować kamienną twarz, nie okazywać emocji, nawet wtedy, gdy z ust, nosa i uszu torturowanego czarodzieja zaczęły wydobywać się włochate, pokryte juchą pająki. Zaraz jednak śmierciożerczyni sięgnęła po zaklęcie niewybaczalne, wydobywając z gardła ofiary jeszcze głośniejsze, jeszcze bardziej rozpaczliwsze krzyki; czy odchodził już od zmysłów? Czy jeszcze rozumiał, co się z nim dzieje? Lub może stać, za kilka minut, jeśli gurg postanowi się z nim zabawić na własną rękę...? – Gest dobrej woli – powtórzył głośno żeglarz, kiedy już wiedźma opuściła różdżkę, w ten sposób kończąc swój występ. O ile, oczywiście, olbrzym nie postanowiłby inaczej. Wodził uważnym, badawczym wzrokiem od jednej paskudnej twarzy do drugiej, stale zadzierając przy tym głowę do góry, a przy tym mrużąc oczy, wszak istoty te były niezwykle wysokie, do tego skąpane w migotliwym świetle ogniska. – Dar od Czarnego Pana, którego jesteśmy sługami. Odpowiedzcie na jego wezwanie, kiedy nadejdzie odpowiednia pora, a sowicie was wynagrodzi. Więcej tortur. Więcej krwi. Więcej prezentów. – Spojrzenie Caelana bezwiednie pomknęło ku jaśniejącemu w mroku, złoconemu toporowi, który tu przynieśli, a który teraz znajdował się w łapsku Mongrrara. Oby przywódca nie postanowił wykorzystać dzierżonej broni przeciwko swym dobrodziejom. – Jest wielu takich, jak on. Zasługujących na bolesną śmierć, szlamy, zdrajcy krwi, niemagiczni... Będziecie mogli robić z nimi, co tylko chcecie. Tak samo, jak i z nim, gurgu Mongrrarze. – Wskazał dłonią na jęczącego cicho, wijącego się w konwulsjach złodzieja, który nie miał już nawet sił, by próbować uciekać. Byle tylko odniesione w trakcie pokazu obrażenia nie odebrały mu życia zbyt szybko.
Wtedy też przywódca znów poruszył się, jednak już nie tak nerwowo, gwałtownie, jak za pierwszym razem; może nie uważał ich za zagrożenie, a może męczarnie, na które skazano wroga plemienia, przekonały olbrzymy o dobrych intencjach nieznajomych. To bez znaczenia, dopóki słuchały, dopóki nie próbowały wgnieść ich w ziemię. Goyle ścisnął mocniej trzymaną w dłoni różdżkę, aż pobielały mu od tego knykcie, kiedy gurg, największy i najpaskudniejszy spośród biesiadujących wokół ogniska, postąpił krok do przodu, a później kolejny. Tylko głupiec nie bałby się bliskiej konfrontacji z taką bestią, bo inaczej o nich myśleć nie potrafił, jak o niemalże bezmyślnych zwierzętach. Dlatego też wstrzymał oddech na widok wyciągniętego łapska Mongrrara, już myśląc nad planem awaryjnym, nad salwowaniem się ucieczką, wtedy jednak wyginający usta w złowróżbnym uśmiechu przywódca bandy zacisnął swe ogromne paluchy na zakrwawionym, poranionym ciele Ackerleya, by zaraz wrócić na zajmowane do tej pory miejsce. Dopiero wtedy Caelan odetchnął z namiastką ulgi, kątem oka spoglądając ku Rookwood. Czy oznaczało to, że przyjmowali ich dary i rozumieli, o czym była mowa? Czy jedynie cieszyli się z cudem odzyskanego topora, czarodzieja do męczenia? – Czarny Pan jest wiele potężniejszy od nas. Może wam dać wszystko, co tylko zechcecie. Więcej ludzi do tortur. Więcej jadła. Więcej picia. Pamiętajcie, że to za jego sprawą odzyskaliśmy topór, przyprowadziliśmy tego podłego złodzieja. Nie jesteśmy waszymi wrogami – kontynuował, nie potrafiąc oderwać wzroku od miażdżonego właśnie łowcy ingrediencji; jeśli nie umarł od odniesionych z różdżki Sigrun obrażeń, to na pewno zrobił to teraz. Po chwili gurg rozluźnił chwyt, a bezwładne, powyginane pod nienaturalnymi kątami ciało mężczyzny upadło na ziemię z głuchym uderzeniem.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874

Strona 4 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Most w Sligachan, wyspa Skye
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach