Wydarzenia


Ekipa forum
Trakt kolejowy
AutorWiadomość
Trakt kolejowy [odnośnik]02.05.15 3:52
First topic message reminder :

Trakt kolejowy

Przez Dolinę Godryka przebiega trakt kolejowy, który pokonywany jest przez Hogwart's Express, pociąg dowożący uczniów do Hogwartu. Jeśli wierzyć mieszkańcom Doliny, dźwięk nadjeżdżającego pociągu słychać jednakże nie tylko dwa razy do roku - nikt jednak nie wie, po co, ani dokąd, Express przejeżdża przez ten obszar.
Sam trakt wygląda staro, niepozornie, jest to jednak najprawdopodobniej iluzja, która ma go uczynić nieatrakcyjnym dla mugoli.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 05.10.19 21:31, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 14 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Trakt kolejowy [odnośnik]13.04.20 4:10
Z każdym kolejnym powrotem, oddech zdawał się coraz cięższym, powietrze trudniejsze do pochwycenia. Zupełnie tak, jakby przyszło się jej dusić w klatce własnych kości, splocie mięśni, płachcie pobladłej skóry — pozostawało li jedynie poczucie przejmującej beznadziei, która rzutowała na znużone ciało pozbawione skry werwy oraz umysł odmawiający uparcie zaakceptowania rzeczywistości. Rzeczywistości pełnej nieruchomych figur oraz swądu płomieni, lęku ogarniającego ociężałe członki oraz niepewności względem nadciągających miesięcy. A także spojrzeń zaprawionych troską, balansującą na granicy z litością, zagłębiających się w miękką tkankę istnienia z precyzją godną perfekcyjnie rzuconego lamino, podważających zdolność panny Potter do podejmowania słusznych decyzji. Nie winiła ich, tych oczu niespokojnych, obserwujących każdy beznamiętny ruch przezeń uczyniony, sama przecież poddawała pod wątpliwość wszelkie swe czyny oraz umiejętności, okraszając je ignorancją na tyle wysoką, by nie wydawało się to nazbyt istotnym problemem, który należało rozwiązać w trybie pilnym. By nie musiała myśleć o tym, jak bardzo się nad sobą roztkliwia i jak bardzo jest to rozczarowujące. Dlatego krok za krokiem podążała cienką, stalową trasą torów, zapominając o własnych niedoskonałościach, o nierozwiązanych kwestiach, o poczuciu winy, od którego nigdy się już nie uwolni, skupiając się gównie na utrzymaniu szeroko rozłożonych ramion, odpowiednim stawianiu stóp. Przynajmniej do czasu, aż dane jej było usłyszeć nader niepewny głos, rozpraszający wszelkie opary skupienia, wprawiające w odrętwienie całkowite ciemnowłosą łanię. Wzrok ciężki starł się z tchnącymi niewinnością, zielonymi tęczówkami drobnego dziewczęcia, przy którym Kaelie mogłaby się poczuć nader niezgrabnie, gdyby tak jeszcze dbała o sposób, w jaki się ją postrzega.
Charlene — wita ją uprzejmie, zeskakując z szyn na deski torów, teatralnie uginając kolana i ręką dotykając serca, niby ukłon przed stojącą nieopodal alchemiczką. Nie znały się dobrze, biorąc pod uwagę przepaść lat niebytu, nie znały się prawie wcale i kilka dzielonych wspomnień nie mogło pogrzebać uczucia obcości, wrażenia przebywania z kimś całkowicie nieznajomym, kogo motywów nie przyszło jeszcze poznać — Najwyraźniej, chociaż jeśli o miewanie chodzi, to mogłoby być lepiej, spokojniej — odpowiada, unosząc lewy kącik ust w uśmiechu wręcz zawadiackim, nader sztucznym dla niej, naturalnym dla otoczenia — Wyglądasz, jakby wiatr miał cię zaraz porwać, a niebo nie zamierzało zwracać Charlie — dodaje łagodniej, być może nawet z troską. Ciężko było przywołać obraz szkolnych lat, nie otwierając ledwo zasklepionych ran, jednak mogła przysiąc, że Leighton zmniejszyła swoją masę przynajmniej o połowę i byle potknięcie skończy się dlań niezmierzoną masą pęknięć i złamań kości — Marnowanie czasu jest złym powodem? — pyta, ale zaraz wzdycha zrezygnowana, wymęczona trzymaniem fasady rozbawienia — Minęło wiele czasu, to prawda, ale wciąż myślę o tobie, jako o jednej z bardziej poczciwszych oraz dyskretnych osób, oddanych całkowicie swojej pasji. Mam nadzieję, że nie jest to szczególnie rażący błąd z mej strony — mówi teraz poważnie, bez gierek, bez zatapiania się w niedopowiedzeniach — Potrzebuję twoich umiejętności, nie za darmo, nie jest też to nic trudnego, słowo! Chyba że nie przyjmujesz już zleceń? — wolała się upewnić Kallie, nim zdradzi coś więcej, nienawykła szukać pomocy w szkle innym niż to zawierające alkohol. Splata, to rozłącza szczupłe palce, nagle zakłopotana wyraźnie, jakby nie do końca wiedziała, jak ma się odnosić do dziewczyny, jakby nie wiedziała, jak to jest tak po ludzku być miłym, miast wiecznie przestraszonym. Kiwa głową na propozycję, choć zaraz inny pomysł gości w myślach — Och, wiem! Słyszałaś może legendę o tym miejscu? — ożywia się, dłonie łącząc ze sobą, jakby zaraz zamierzała klasnąć. Tutejszy folklor był nader często wyssany z palca, pozbawiony wszelkich okruchów prawdy, ale pewne opowieści gromadziły się zbyt głęboko w sercu, by o nich zapomnieć.


I can still breathe,
so I'm fine
Kaelie Potter
Kaelie Potter
Zawód : ex-sekretarka
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

stop waiting for life to be easy,
stop hoping for somebody
to save you...


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7531-kaelie-potter https://www.morsmordre.net/t7700-listy-do-kaelie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-dolina-godryka-obrzeza-zielony-zagajnik https://www.morsmordre.net/t7701-kaelie-potter
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]13.04.20 13:00
Charlie miała szansę polubić Dolinę Godryka mimo przykrych wydarzeń, jakie zwieńczyły odbywającego się w wiosce sylwestra. Może dlatego niezbyt lubiła przechadzać się po ścisłym centrum, bo wtedy ożywały wspomnienia wydarzeń na placu i dramatycznej ucieczki przed niebezpieczeństwem. Ucieczki za którą się wstydziła, czując rozdźwięk pomiędzy swoim uczynkiem a tym, co powinna zrobić członkini Zakonu Feniksa. Niemniej jednak wiedziała doskonale, że nie należała do osób silnych i odważnych, i niebezpieczne akcje nie były jej żywiołem, o wiele bardziej wolała pomagać ludziom zza kociołka. Kiedy Zakonnicy w większości zostali i próbowali działać, ona wraz z masą innych spanikowanych czarodziejów uciekała możliwie jak najdalej od niebezpieczeństwa i ewakuowała się z placu. To było tak dawno, a jednak pamiętała, choć później wydarzyły się rzeczy znacznie bardziej traumatyczne. Straciła siostrę, wiedziała też o tym, co stało się w Londynie, chociaż tego akurat nie doświadczyła na własnej skórze, bo uciekła w porę.
Niemniej jednak okolice wioski były naprawdę urokliwe i czuła się tu bardziej swojsko niż w Londynie, choć wciąż nie przełamała tęsknoty za pracą dla Munga, który pozostawał dla niej niedostępny, dopóki trwała wojna.
Okolica torów była cicha i opuszczona, więc jedna pojawiająca się sylwetka od razu przykuła uwagę czekającej alchemiczki, przechadzającej się leniwie obok torów. Ale na widok Kaelie zatrzymała się, patrząc w jej stronę. Sukienka w kolorze ciemniejszym niż te, które zwykła nosić przed utratą siostry, zdawała się luźno wisieć na jej ciele. Luźniej niż kiedykolwiek, mimo że zawsze była szczupła i mimo pracy niewymagającej wiele ruchu nigdy nie narzekała na zbędne kilogramy. Teraz jej ubraniom zdecydowanie przydałoby się zwężenie w talii. Może, skoro zaczęła robić postępy w nauce gotowania, to powinna się nauczyć i podstaw drobnej przeróbki ubrań?
- Chyba u każdego mogłoby być spokojniej, ale czasy mamy jakie mamy – westchnęła po przywitaniu się, zastanawiając się jednocześnie, kim była ta obecna Kaelie, po latach niewidywania sie i po krótszym, ale też już dość długim czasie bez wymieniania listów. Co myślała o obecnej sytuacji? Czy była godna zaufania? Dlatego też bezpiecznie było nie poruszać trudnych kwestii; Charlie, jako osoba zachowawcza, wolała się przesadnie nie afiszować z poglądami. A tematy niebezpieczne lepiej było omijać.
- Ostatnie tygodnie nie były dla mnie łatwe – odezwała się na uwagę o swoim wyglądzie, po czym zawahała się, ale w końcu zdecydowała się odezwać. To w końcu nie była żadna wielka tajemnica. – Vera nie żyje. – Nie była pewna, na ile Kaelie pamiętała rok starszą od nich Verę, mieszkankę Hufflepuffu, ale bardzo możliwe, że w Hogwarcie mogła ją widywać w towarzystwie Charlie. Poza tym obie kształciły się na runistki, więc łączyła je ścieżka, chociaż Kaelie wybrała podróże, a Vera pracowała dla ministerstwa na miejscu, w Anglii. – Ale nadal przyjmuję zlecenia. Nie pracuję już dla Munga, ale wciąż jestem alchemikiem i jeśli tylko czegoś potrzebujesz, mogę ci to dostarczyć.
Właściwie to nie powinno ją dziwić. Teraz, skoro Mung był trudniej dostępny, wielu starych znajomych odnawiało kontakt i zamawiało mikstury u niej. W kraju było wielu alchemików, ale niewielu posiadało jej poziom umiejętności. I nie każdy był tak altruistyczny i chętny do pomocy za darmo lub za niewielkie pieniądze. Czasem musiała prosić o zapłatę, by mieć z czego pokryć zakup składników. No i z czegoś musiała żyć, skoro straciła pracę w Mungu, a w lecznicy z zapłatą bywało różnie.
- Więc... jakiego eliksiru potrzebujesz? – zapytała, stawiając kolejne kroki przed siebie. Kolejne słowa Kaelie przykuły jej uwagę, więc znowu na nią spojrzała. – Nie, ale chętnie ją poznam – rzekła. – Wy, mieszkający w Dolinie Godryka od dziecka, zapewne znacie to miejsce znacznie lepiej. Ja mogę tu bywać, ale nie jestem jej prawdziwą częścią.
Jej serce należało do Kornwalii. Urodziła się w Tinworth, choć obecnie tam nie mieszkała. Mogła, ale nie wybrała rodzinnej wioski ze względów bezpieczeństwa swojego i rodziny. Co nie znaczyło, że nie tęskniła za swego rodzaju kolebką Leightonów, gdzie urodziło się tak wielu członków jej rodziny, w tym ona i jej rodzeństwo. Tam też spoczywały jej zmarłe siostry i wielu innych krewnych.
- Chętnie posłuchałabym też o twoich podróżach. Widziałaś tak wiele, czego mi, nigdy nie wychylającej nosa poza Wyspy, nie dane było ujrzeć. – I nie wiadomo, czy będzie. Wojna mogła zabrać ją w każdej chwili, tak jak anomalie zabrały Verę. Jej siostra nigdy już nie spełni marzeń o podróżach.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]13.04.20 16:32
Aromat kwitnących kwiatów niesie się wiatrem chłodnym, którego mroźne pocałunki łagodzi ciepłota promieni słonecznych. Trawa porusza się w rytm ptasich treli, pojedyncze owady przecinają powietrze i nie sposób wręcz uwierzyć, że gdzieś tam daleko, trwa koszmar niewyobrażalny. Że nadciągnęła wojna, całunem śmierci okrywając skatowany Londyn, materiał skończenia gotowy rozciągnąć się ponad inne części kraju, odbierając na zawsze spokój oraz beztroski sen. Dolina Godyka zdawała się być oddechem pośród zawieruchy, Kaelie nie widziała tylko, czy był to oddech głęboki, ulgą znaczony, czy też wstrzymany w oczekiwaniu na kolejny cios. Bo cios nadejdzie w końcu, była o tym przekonana. Charlene musiała sądzić podobnie, w końcu jej delikatna sylwetka wydawała się strudzona, a urokliwa buzia pozbawiona tego łagodnego blasku, który wprawiał w poczucie bezpieczeństwa, koił zszargane nerwy. Nieśmiałość, nienachalna uprzejmość oraz skromność — z tym łączyła pannę Leighton i naprawdę łania nie chciała zastanawiać się, jak ciężko musiało być na sercu dziewczynie, która z taką pasją opisywała jej dni kursu alchemicznego oraz przyszłość w Mungu, będącego marzeń spełnieniem.
A-ha. Całkowicie gówniane — zgodziła się, gryząc się w język, nim dodała, że jest absolutnie zaskoczona faktem, iż coś może być równie gówniane, jak sama postać Malfoya. Chociaż w zasadzie jedno z drugim całkiem ładnie się łączyło, jakby nie patrzeć. Niemniej nie potrafiła wypowiedzieć tego na głos, nie z obawy przed okazaniem braku szacunku Ministrowi Magii — niech go sklątki trącą — a raczej niepewności, czy aby dawna znajoma nie posiada czasem innego zdania. Ale to była Charlie, poczciwa Charlie, która na pewno nie podążyła robaczywą ścieżką nowej władzy. Kiedy już sądziła, że w zasadzie może warto zaryzykować, towarzyszka postanowiła rzucić w nią bombardę. Potterówna zamarła, czując się nagle bardzo, bardzo źle. Jakby wykorzystywała w tym momencie czarownicę, nie dbając za nic o to, jak się miewała przez ten czas, licząc tylko na intratną transakcję. Utrata siostry. Merlinie. Jeśli ona straciłaby Fleamonta, jeżeli zabrakłoby go na tym świecie, to czy byłaby w stanie podnieść się po takim ciosie? Opuścić łóżko, żyć dalej? Tyle bliskich osób straciło tych, na których im zależało, a ona wciąż się trzymała, na przekór odbierając innym szczęście, jednocześnie umartwiając się niesamowicie.
Tak. Bardzo. Mi. Przykro — wyszeptała, a twarz dotąd zastygła w beznamiętnym, acz krnąbrnym wyrazie, podobnym do prowokacji względem losu, że cokolwiek na nią spadnie, tak będzie miała to elegancko gdzieś, zajaśniała troską i szczerym smutkiem — Vera była dobra. Cholera, była naprawdę wspaniała, miała też zawsze fantastyczne notatki — zbliżyła się do rozmówczyni, kładąc dłoń na jej ramieniu. W geście otuchy? Możliwe. Lubiła starszą Leighton, była naprawdę w porządku osobą i tak ciężko było sobie wyobrazić, że już jej nie ma. Tak po prostu — Cholera, Charlie. Nie możesz wbijać mi lamino w serce, a potem mówić, że jasne, da się ogarnąć biznes. Roweno, czuje się jak kompletna suka. Czy ja nawet zapytałam cię, jak się czujesz? Nie zapytałam prawda? Oczywiście, że nie. Bo jestem straszną suką. Suką! — wyrzuciła ręce do góry, jakby niebo prosiła o zmiłowanie nad własną głupotą — Przepraszam, geez. Mój brak empatii raz jeszcze postanowił mnie skopać i zostawić w rowie. I powiem ci coś Charlene Leighton, w takich rowach obrzydliwie śmierdzi — być może odrobinkę spanikowała, a słowotok, w jaki wpadła, miał złagodzić owo uczucie, które nie ustępowało wcale. W zakłopotaniu przeczesała palcami upięte włosy, nie mogąc pozbyć się wrażenia kompletnego skretynienia. To już chyba był wyższy poziom, acz nie takiego awansu się spodziewała. Acz po prawdzie, nie miała pojęcia, czego się teraz spodziewała.
Jest taka legenda — rozpoczyna, nie mogąc powstrzymać paskudnych emocji oraz poczucia winy — Podawana z ust do ust, tylko okoliczne dzieciaki o tym wiedzą, to sekret. Ale myślę, że jesteś dobra w trzymaniu sekretów — unosi niemrawo kącik ust — Mówią, że ten odcinek torów jest magiczny, bardziej, niż ktokolwiek by się spodziewał. W końcu to po nich porusza się Hogwart's Express, a czy istnieje miejsce czarowniejsze niż Hogwart? Jeżeli więc serca masz czyste, a pragnienia szczere — w przeciwieństwie do obecnej tutaj Kaelie — Tak możesz spróbować podjąć się wyzwania. Wystarczy przejść się po szynie torów — tutaj wskoczyła na jedną z nich, balansując na jednej nodze — i nie upaść po drodze, nie ześlizgnąć się wcale. Jeden metr zapewni ci szczęśliwy dzień, dwa z kolei wyjątkową osobę, jaka w najbliższym czasie zagości w twym życiu, trzy metry zaś spełniają życzenie — wyjawiła, głos jednak zniżyła — Lecz jeśli podczas podążania za życzeniem, usłyszysz gwizd pociągu, tak wiedz, że spotka cię zguba straszliwa — mówiła poważnie, wyraziste brwi budziły trwogę, a napięta atmosfera została całkowicie popsuta przez wesołe klaśnięcie — Chcesz spróbować? — zapytała, uznając, że będzie to miła odskocznia od poważnych tematów, na wiele historii miały jeszcze czas, kiedy jednak trafią im się ponownie magiczne tory?


I can still breathe,
so I'm fine
Kaelie Potter
Kaelie Potter
Zawód : ex-sekretarka
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

stop waiting for life to be easy,
stop hoping for somebody
to save you...


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7531-kaelie-potter https://www.morsmordre.net/t7700-listy-do-kaelie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-dolina-godryka-obrzeza-zielony-zagajnik https://www.morsmordre.net/t7701-kaelie-potter
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]13.04.20 20:10
W trudnych czasach przyszło im żyć. Jeszcze półtora temu Charlie nie przypuszczałaby, jaki koszmar czeka ich wkrótce. Jej rodzice pamiętali poprzednią wojnę, ona była wtedy zbyt mała, by cokolwiek rozumieć, ale zawsze miała nadzieję, że za jej życia nigdy nie powtórzy się żaden niebezpieczny konflikt. Niestety powtórzył się i to stanowczo zbyt szybko, a ona była dorosła, bardziej świadoma... ale cóż, niezbyt przygotowana. Ani emocjonalnie, ani pod względem umiejętności. Choć początkowo konflikt jawił się jedynie jako ciemne chmury gdzieś na horyzoncie, teraz zdawał się coraz bliżej, dotykał już nie bezimiennych obcych, a najbliższego otoczenia. W Oazie przybywało uciekinierów przed obecnym systemem, Londyn spłynął krwią niewinnych, a Zakon Feniksa radykalizował się. Ale nie ona, ją te tendencje ominęły, nadal unikała walki i nadstawiania karku, choć już samo to, że pomagała, było ryzykowne. Niemniej jednak nigdy nie podążyłaby ścieżką obecnej władzy, nie zostałaby zwolenniczką Malfoya. Nie chciała też już dłużej być tak bierna jak w szkole i udawać, że nic się nie dzieje. Niedawno minął rok, odkąd dołączyła do Zakonu, a choć miewała chwile zwątpienia, nie odeszła.
Nie mogła mieć pretensji do Kaelie że nie wiedziała. Ale uznała, że powinna się dowiedzieć, skoro znała Verę z czasów szkolnych oraz kursu łamaczy klątw. Niemniej jednak poruszenie tego tematu było dla niej trudne, tęsknota za siostrą wciąż była żywa i nadal nie pogodziła się z jej odejściem. Pewnie nigdy się z tym do końca nie pogodzi, ale musiała stawić czoła faktom: Vera odeszła i nie wróci. Ale okres najgorszego dołka miała chyba za sobą. Starała się skupić na pracy w lecznicy oraz na pomaganiu w Oazie, i nie dopuścić do siebie podobnych złych myśli jak te, które początkiem kwietnia zawiodły ją na klif, kusząc wizją rzucenia się z niego do morza i zakończenia swej rozpaczy, smutku i lęku. Ale nie mogła. Nadal miała dla kogo żyć.
- Nie gniewam się. Nie wiedziałaś o tym, pisząc do mnie – powiedziała cicho. – Ale... uznałam, że powinnaś wiedzieć. Pamiętam, że się znałyście. – Gdyby tak Kaelie postanowiła się skontaktować z Verą, a nie z Charlie, spotkałaby ją przykra niespodzianka. Sama Charlie na jej miejscu wolałaby się dowiedzieć, gdyby chodziło o kogoś, kogo ona znała. Nawet jeśli minęło tak wiele czasu, odkąd Kaelie miała kontakt z siostrami Leighton. – Umarła w październiku. Anomalie. Dopadło ją podczas wykonywania jakiegoś zlecenia. Dopiero w marcu znaleziono ciało. Cały ten czas... czekałam na wieści. Pozostaje się cieszyć, że ty spędziłaś koszmar anomalii za granicą. – Tak przynajmniej myślała Charlie, że Kaelie dopiero wróciła i nie zaznała koszmaru anomalii na własnej skórze. Niemniej jednak kiedy to mówiła jej głos brzmiał dość pusto, z rezygnacją. Widziała też, że Kaelie wyraźnie się przejęła. Nawet jeśli teraz słyszało się o zaginięciach i śmierciach stanowczo zbyt często, i tak na pewno wstrząsające było dowiedzieć się, że ktoś znajomy umarł tragicznie, i to ktoś niewiele starszy, kto powinien przeżyć jeszcze wiele długich lat. Przypomniała sobie, jak Vera opowiadała jej kiedyś, jak czuła się, kiedy umarł ktoś z jej kursu wskutek wypadku przy zdejmowaniu klątwy i pierwszy raz doświadczyła śmierci z tak bliska.
Na dłuższą chwilę umilkła, zbierając myśli. Tego typu tematy nigdy nie były łatwe. Ale trudno było je pomijać i ignorować, skoro ostatnio były stale obecne w życiu czy tego chciały, czy nie. Temat eliksirów mógł też chwilę poczekać. Charlie skupiła się na wysłuchaniu opowieści Kaelie, która mogła być pewną odskocznią od tematu Very.
- Hogwart’s Express? To chyba trochę tak nie po drodze z Londynu do Szkocji – zdziwiła się, ale może istniał powód, dla którego tory nie zostały poprowadzone z Londynu prosto na północ, a okrężną drogą, przez Somerset. Nie znała się na tego typu zawiłościach, a twórcy pociągu do Hogwartu musieli sprostać wyzwaniu ukrycia jego trasy przed mugolami.
Nie wierzyła zbytnio w tego typu przesądy, ale niewątpliwie przydałoby jej się trochę szczęścia wśród tylu przykrości, jakich doświadczyła w ostatnich tygodniach i miesiącach. Jeśli chodzi o wyjątkową osobę... Cóż, był taki jeden, na myśl o którym serce biło szybciej, ale niedługo miał założyć obrączkę na palec innej. Na myśl o Anthonym poczuła nagłą tęsknotę ściskającą serduszko.
- Spróbujmy – odezwała się więc, przeganiając sprzed oczu obraz swojej niespełnionej miłości. Gdyby tak Kaelie dobrze jej się przyglądała, mogłaby dostrzec bardzo krótki rumieniec igrający na jej policzkach po tym, jak wspomniała o „wyjątkowej osobie”. – Mam skakać na jednej nodze, czy mogę iść na obu? – zapytała, niepewnie przypatrując się Kaelie balansującej na jednej nodze. Na dwóch nie byłoby to chyba takie trudne, na jednej już gorzej. W ludzkim ciele nie miała tak idealnego zmysłu równowagi jak w tym kocim. Dobrze, że nie miała w zwyczaju nosić wysokich obcasów, a miała wygodne, skromne pantofelki na malutkim, prawie niewidocznym obcasiku. Ale za dawnych lat, w dzieciństwie, też nie stroniła od różnych zabaw na świeżym powietrzu. To było w czasach, zanim bez reszty pochłonęły ją eliksiry i nauka. Wraz z rodzeństwem i kuzynostwem mogła całymi dniami bawić się na plaży i w okolicach, pływać w morzu w ciepłe miesiące, a nawet latać na miotle. Kiedyś chętniej odrywała nogi od podłoża. Podążając za starszym bratem oraz Verą miała jakoś więcej odwagi niż teraz, kiedy była sama, czując się jakby została jedynaczką, bo obie jej siostry nie żyły, a brata nie widziała od wielu miesięcy. To nie było miłe uczucie. Źle było odnajdywać się w świecie samej, kiedy zawsze podążało się za starszym rodzeństwem. Kiedyś to Vera wydeptywała ścieżki jako ta starsza, śmielsza i odważniejsza, a teraz Charlie musiała ruszyć już dalej sama.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]14.04.20 1:19
Nie urodziła się jeszcze na tym świecie osoba, która ledwo opuściwszy matczyne łono, gotowa było pochwycić w malutką, pulchniutką rączkę różdżkę, stawiając tym samym czoło widmu wojny. Nie znała też nikogo, kto z góry byłby przygotowany do podobnej sytuacji i całkowite zagubienie, niemożność odnalezienia się w nowej, jakże okrutnej rzeczywistości była czymś naturalnym. Normalnym był też strach, szereg obaw gromadzących się w umyśle niby burzowe chmury, a także wyparcie mogło uchodzić za coś powszechnego. Odrzucenie wszystkiego, co złe i trudne, bo przecież tutaj jest tak spokojnie. A jednak, nawet jeśli sielskość rosi tutejsze otoczenie, tak kolejne złe wieści ciągną jedna, po drugiej. Śmierć za śmiercią. Rozpacz po rozpaczy. Nie chciała wierzyć, że miał to być dopiero początek, ale jeśli Londyn zostanie ustabilizowany przez obecną władzę, to czy naprawdę mogła się spodziewać, że poprzestaną na stolicy? Że nie zobaczy więcej filigranowych blondynek o spojrzeniu nawiedzanym wspomnieniami utraty kogoś dlań znaczącego? Nawet jeśli Vera — dobra, miła Vera, zawsze czerpiąca z życia garściami — nie zginęła w żadnym zamachu, to czy to coś zmienia? Strata pozostawała taka sama, a przyszłość miała oferować ich coraz więcej i Potter nic z tym nie mogła kompletnie zrobić.
To nic nie zmienia Charlie, nadal zachowałam się, jak skończona kretynka. Wybacz — wzdycha, bardziej zmęczona niż sądziła. Rozczarowana sobą oraz własnym zachowaniem, powinna bardziej się starać, zachowywać poprawniej, przestać się nad sobą użalać — Merlinie, w marcu. Dopiero w marcu? Służby wcześniej się nią nie zainteresowały? To brzmi dopiero jak jakiś koszmar, nie wiedzieć co się stało z twoim najbliższym. Tak mi przykro — miała zamiar ją odwiedzić, grób starszej Leighton, ale nie sądziła, by nastąpiła odpowiednia chwila na poznanie miejsca pochówku dziewczyny. Vera. Kaelie było trudno przyjąć do świadomości, że ktoś ledwie o rok starszy, ktoś, kogo znała, tak po prostu nie żyje. Czy to samo czuli wszyscy ci, od których się odcięła? Jakim cudem jeszcze jej nie zamordowali? Tyle pytań kłębiących się w głowie i tak mało satysfakcjonujących odpowiedzi. Odwrócenie uwagi od przykrego tematu wydawało się strzałem w dziesiątkę, dzięki któremu rozluźniła się delikatnie, a nawet wzruszyła ramionami z lekka obojętnie.
Nie mam bladego pojęcia o nawigacji, ale ktoś, kto planował cały trakt kolejowy, musiał wiedzieć, co robi — stwierdziła, wsuwając dłonie do swetra na sukienkę narzuconego — Albo nieźle się zalał rysując je, a rano na kacu uznał, że chromoli i nie zmienia. Samo życie — dodała, chcąc nieco załagodzić atmosferę. Chociaż zmiana tematu z martwej, ukochanej siostry na pijanego architekta nie powinno być dobrym rozwiązaniem, to nikt nie mógł zarzucić Kaelie, że się nie starała — Na obu też da radę, krok za krokiem — pouczyła koleżankę, sama stawiając stopy tak, by palce stykały się z piętą tej wysuniętej na przód. Ponownie rozłożyła ręce, chcąc zapanować nad równowagą ciała, oddając się raz jeszcze krótkiej zabawie — Wiesz, nikt nie mówił, że nie można mieszać ze sobą nagród. Zawsze możesz życzyć sobie swojej wyjątkowej osoby — zauważa wesoło łania, widząca zarówno rumieniec, który dawno już zniknął z bladej buzi, jak i smutek znowu ścielący zieleń oczu alchemiczki.


I can still breathe,
so I'm fine
Kaelie Potter
Kaelie Potter
Zawód : ex-sekretarka
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

stop waiting for life to be easy,
stop hoping for somebody
to save you...


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7531-kaelie-potter https://www.morsmordre.net/t7700-listy-do-kaelie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-dolina-godryka-obrzeza-zielony-zagajnik https://www.morsmordre.net/t7701-kaelie-potter
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]14.04.20 21:04
Charlie miała wrażenie, że wszyscy w jej otoczeniu, a przynajmniej Zakonnicy, radzą sobie z obecną sytuacją lepiej od niej. To siebie uważała za słabą, tchórzliwą i niewystarczającą. Bezbronną. Brakowało jej odwagi i umiejętności Very. Ale to jej siostra przejęła więcej cech po Wrightach, podczas gdy Charlie była na wskroś Leightonem. Wiedziała, że to Vera byłaby bardziej przydatna w prowadzeniu działań wojennych jako bardzo biegła łamaczka klątw. Charlie posiadała zupełnie inne atuty i była przydatna na innych polach niż jej siostra.
Odejście Very pozostawiło po sobie ogromną pustkę. Charlie czuła się, jakby wydarto z niej fragment duszy; może Vera rzeczywiście zabrała z sobą i kawałek jej, sprawiając, że życie alchemiczki dzieliło się odtąd na dwie części: życie z Verą i to bez niej. Śmierć siostry była grubą, graniczną linią oddzielającą sielankową przeszłość i przepełnioną samotnością i lękiem teraźniejszość. Nic już nie było takie samo od dnia, kiedy pan Rineheart powiedział jej o odnalezieniu ciała starszej Leighton.
- Dopiero w marcu – przytaknęła smutno. – Wcześniej niewiele mogli zrobić, skoro nie było ciała ani żadnych śladów, a podobnych spraw zaginięć z pewnością było całe mnóstwo, kiedy szalały anomalie. Vera była tylko jedną z wielu osób, które przepadły bez wieści w tamtym czasie – W końcu nie tylko Vera zniknęła. A Charlie zdawała sobie sprawę, że zwykła czarownica półkrwi nie była dla ministerstwa priorytetem, gdy zapewne znikały też jednostki bardziej znaczące dla zdegenerowanej władzy. Pan Rineheart starał się pomóc, ale też nie mógł wcześniej zrobić więcej, skoro ciało zostało znalezione dopiero podczas roztopów, bo wcześniej skrywały je znaczne jak na angielskie warunki ilości śniegu pozostałego po anomaliach i wyjątkowo mroźnej zimie. Vera pięć miesięcy leżała samotna i porzucona w jakimś lesie, a rodzina nie miała o tym pojęcia. Charlie do tej pory bardzo bolała ta myśl. – Pięć miesięcy na nią czekałam, wierząc w to, że może anomalia przeniosła ją gdzieś, może pozbawiła pamięci i tym samym utrudniła powrót do nas, ale... dobre wieści nigdy nie nadeszły. Tylko złe. Ale przynajmniej już wiem.
Jej usta wyraźnie drżały, gdy to mówiła, podobnie jak głos. Musiała się bardzo wytężyć, żeby się nie rozpłakać, ale nie mogła przecież wiecznie zmieniać się w fontannę na każdą wzmiankę o siostrze, tym bardziej, że sama podjęła ten temat i teraz musiała dzielnie przełknąć eliksir którego sobie nawarzyła. Ale lepiej było skupić się na legendzie o torach, po których podobno mknął pociąg do Hogwartu, nawet jeśli Charlie ta trasa wydawała się bardzo dziwna. Skupiła się na dziwności owej drogi, by nie myśleć już o zaginięciu i śmierci ukochanej siostry, o której i tak myślała zbyt często, by można ją było uznać za zdrową. Ale smutek i depresja nie miały zniknąć tak łatwo.
- Taak, może był pijany – podchwyciła; to by wyjaśniało tak bardzo okrężną trasę, bo Dolina Godryka była zupełnie nie po drodze do Szkocji, gdzie jak wierzyła, leżał Hogwart, choć z racji mnóstwa ukrywających go zaklęć chyba nikt nie potrafiłby określić dokładnego położenia.
Odrzuciwszy długi warkocz na plecy stanęła na szynie i rozłożyła ręce na boki, starając się utrzymywać równowagę, gdy ostrożnie stawiała nogę za nogą po wyślizganej szynie. Lekki, wiosenny wiatr poruszał połami jej sukienki, i w tej scenerii naprawdę można by niemal zapomnieć o tym, że trwała wojna. Gdyby nie ona i gdyby nie anomalie, może byłaby teraz wciąż mającą siostrę zwyczajną młodą dziewczyną, której jedynym smutkiem byłoby nieodwzajemnione uczucie do pewnego Macmillana?
- Problem w tym, że życzyłabym sobie wielu rzeczy, a większość jest niezbyt realna – przyznała; odzyskanie Very było przecież niemożliwe, Anthony nie miał nigdy jej pokochać, a wojna nie miała skończyć się jak za pstryknięciem palca. Bardziej realne było to, że kiedyś wybierze się w jakąś podróż lub odkryje jakiś nowy eliksir leczniczy, ale to najprawdopodobniej też musiało zaczekać na koniec wojny i pilniejszych spraw, które absorbowały jej czas i umysł.
- Ale dobrze... to powiesz mi, jakiego eliksiru potrzebujesz? I jaki kraj był twoim ostatnim, zanim wróciłaś do Anglii prosto w sam środek... obecnych wydarzeń? – zapytała, zwalniając i spoglądając w jej stronę. Chyba była gotowa wrócić do tematu, jaki zapewne przygnał tu Kaelie. No i nadal była ciekawa, gdzie też Potterówna się podziewała, kiedy kontakt już im się urwał.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]15.04.20 15:48
Zagubienie nie przemijało, pogłębiało się znacznie w rzeczywistości tonącej w mroku, perspektywie rychłej śmierci własnej oraz tych, z którymi połączyła swój los. Nie była w żaden sposób dzielna, nie była wystarczająca do czegokolwiek, lęk gościł stale w czekoladzie spojrzenia, starannie skryty za gniewem w niebieskich liniach żył wrzącym, ale wiedziała, że jeśli nadejdzie dzień, by unieść różdżkę, uczyni to, nawet jeśli efekty będą marne. Bo strach nie determinuje tego, kim jesteś, to czyny opowiadają historię, jaka się toczy i gdyby poznała myśli drogiej Charlene, to byłaby pewna, że nawet drżąc, w drobnej blondynce rozgorzałaby iskra walki, o siebie, o innych.
Wiesz — potwierdziła cicho Kaelie, nie chcąc wyobrażać sobie tego piekła niepewności, gdzie każde uchylenie drzwi wejściowych przyspieszało bicie serca, bo to przecież mogła być ona, Vera, umorusana, wymęczona, ale żywa — Nie wiem, czy to w jakiś sposób pomoże, ale...Vera zawsze wiedziała, że któraś misja może się nie powieść. O tym mówią na pierwszych zajęciach, wiesz? Że możesz nie doczekać się starości, miała tego świadomość, ale miała też pasje. Była też bardzo dumna z ciebie Charlie, mam nadzieję, że wiesz, jak bardzo cię kochała i nie wstydziła się mówić o tym na głos — nie pomagała, wiedziała o tym, otwierała ledwo zasklepione rany, mając nadzieję, iż świadomość tego, jak bardzo starsza Leighton uwielbiała swoją małą siostrzyczkę, sprawi, że później, kiedy ból będzie ledwie ćmieniem, poczuje się lepiej, silniej, bo Vera w nią wierzyła. Nie podejmuje więcej tematu, stawiając stopę za stopą, próbuje przejść kilka centymetrów bez widowiskowego upadku, w otoczeniu rozpaczliwego machania dłońmi, co w jakiś sposób miało pomóc utrzymać jej równowagę.
Czy nie o to chodzi w życzeniach? Żeby były tak nierealne, jak to tylko możliwe — zauważa, zastanawiając się, czy i jej pragnienia były równie nierealne, czy cel, który powoli klarował się w jej głowie, był z góry skazany na porażkę. Ale musiała spróbować, choć raz — Ach, tak. Ekhem...Eliksir słodkiego snu i Mieszanka antydepresyjna... — nie unosiła spojrzenia na blondynkę, głęboko zawstydzona swymi potrzebami, ale wiedziała, że może jej pod tym względem zaufać. Że nie rozpowie nikomu, że zachowa to dla siebie. Dlatego nie poprosiła o pomoc pani McKinnon, miała pewność, że w trosce o Potterównę, odezwie się do jej rodziny i Merlinie, nie zdzierży ich litości odbijających się w równie ciemnych co jej oczach — Daleki Wschód Charls, musiałam tam coś znaleźć — odpowiedziała cicho, nie chcąc wracać wspomnieniami, nie chcąc zastanawiać się nad tym, czy podjęcie tropu było słuszną decyzją. Jest tak poruszona, że nie zauważa, jak ześlizguje się z szyny — Cholera — warczy ze śmiechem, wskakując raz jeszcze. Nie opuszcza torów, póki nie pokona tych swoich trzech metrów i dopiero wtedy proponuje towarzyszce sok dyniowy, na który mogłyby pójść w tak ładnym dniu, porozmawiać jeszcze chwilę. I kiedy opuszczają trakt, Kaelie ma szczerze nadzieje, że to wiatr stroi sobie z niej żarty, gwiżdżąc na wzór pędzącego pociągu.

| zt


I can still breathe,
so I'm fine
Kaelie Potter
Kaelie Potter
Zawód : ex-sekretarka
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna

stop waiting for life to be easy,
stop hoping for somebody
to save you...


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7531-kaelie-potter https://www.morsmordre.net/t7700-listy-do-kaelie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f162-dolina-godryka-obrzeza-zielony-zagajnik https://www.morsmordre.net/t7701-kaelie-potter
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]15.04.20 19:53
Chciałaby nie musieć nigdy stawać do czynnej walki. Wolałaby, żeby udało jej się uniknąć znalezienia się w sytuacji zagrożenia życia, gdzie między nią i przeciwnikiem znajdowałaby się tylko jej różdżka i bardzo wątłe umiejętności obronne, nie gwarantujące sukcesu nawet przy najprostszym rodzaju zaklęcia tarczy. Nie wiedziała jeszcze, że dni względnego bezpieczeństwa się kończyły, że niedługo stanie się poszukiwaną zbrodniarką i beztroskie spotkania towarzyskie odejdą do przeszłości, bo odtąd będzie musiała nieustannie oglądać się za siebie przez ramię i drżeć w strachu o swoje życie, a także o życie rodziny i przyjaciół.
Tak właśnie się czuła przez te wszystkie miesiące czekania na siostrę – za każdym razem, gdy słyszała pukanie do drzwi lub dobiegające z dołu głośniejsze szmery, miała nadzieję, że zastanie tam Verę, może poobijaną, zmęczoną i po przejściach, ale żywą. Im więcej czasu mijało, tym mniejsze były te nadzieje, ale dopiero pan Rineheart strzaskał je całkiem, ale umożliwił tym samym przeżycie żałoby, co nadal było lepsze niż nie poznanie prawdy nigdy.
- Wiem – powiedziała smutno. – Mi też wiele razy mówiła, że może przyjść dzień, kiedy nie wróci i że wtedy muszę umieć poradzić sobie bez niej. Nasz dziadek też był łamaczem klątw i umarł przy tej pracy. Przygotowywała mnie na to, a jednak gdy ten moment nadszedł... – westchnęła i pokręciła głową. Vera zawsze chciała, by Charlie umiała sobie poradzić sama i martwiła się jej brakiem umiejętności pojedynkowych, uczulała ją na to, jak niebezpieczny był jej zawód, jednak alchemiczka zawsze miała nadzieję, że jej siostra mimo to będzie pomyślnie wychodzić z każdej opresji, i że obie dożyją starości. Niestety tak się nie stanie. Nie wiadomo ile jeszcze potrwa życie Charlie, ale na pewno już nigdy nie będzie w nim Very, chyba że we wspomnieniach, które zamierzała pielęgnować czule do końca swych dni.
Sama wybrała dużo bezpieczniejszy zawód. Ale potrafiła zrozumieć pasję Very, nawet jeśli czasem złościła się na nią, że tamtego dnia poszła tam i nigdy nie wróciła. Że zostawiła ją samą w tym wrogim, nieprzyjaznym świecie. Jej usteczka znowu zadrżały, a pod powiekami zapiekły łzy, przez które obraz przed oczami nieco się rozmazał.
- Jeśli są zbyt nierealne, to mają małą szansę się spełnić – zauważyła. Jej pragnienia były zbyt piękne, by mogły być prawdziwe, a niektóre były wręcz niemożliwe do spełnienia. Lepiej było marzyć o czymś realistycznym, zawsze istniała jakaś szansa na ich spełnienie. – Da się zrobić, to proste eliksiry – zgodziła się. Ostatnio warzyła je często, jej matka potrzebowała ich w dużych ilościach, bo miała ciężką depresję. Charlie także czasem musiała się wspomagać miksturami, kiedy nachodził ją zbyt depresyjny nastrój. Czy i Kaelie zmagała się z jakimiś trudnymi wspomnieniami wymagającymi uciekania od nich w opary eliksirów? Spojrzała na nią, ale nie miała śmiałości zadać zbyt osobistych pytań po takim czasie rozłąki, niemniej jednak zmartwiło ją to. – Na dniach możesz się spodziewać mojej sowy. A ta wyprawa... Och, tak bardzo ci zazdroszczę, że tyle widziałaś, to na pewno była niesamowita podróż.
Przesuwała się po szynie noga za nogą, próbując pokonać te trzy metry, nawet jeśli nie wierzyła w to, że to może spełnić jej życzenia. Ale próbowała się bawić, zażyć chwili beztroski. Balansowała z rękami rozłożonymi na boki, i zeskoczyła z szyny dopiero kiedy przeszła odległość, która wydawała jej się trzema metrami. Znów poprawiła warkocz. Odchodząc od traktu i ona miała takie przelotne złudzenie, że wiejący mocniej wiatr przywodzi na myśl gwizd zbliżającego się pociągu, ale... może to tylko bujna wyobraźnia podsycona usłyszaną opowieścią oraz zbyt dużym nagromadzeniem nieszczęść w ostatnich miesiącach? Lecz pozwoliła się zaprosić na sok dyniowy; podczas jego picia porozmawiały jeszcze trochę, a Charlie wypytywała ją o tę z pewnością fascynującą wyprawę na Daleki Wschód. Uwielbiała słuchać opowieści o dalekich krainach, których nigdy nie widziała i nie wiadomo, czy uda jej się jeszcze zobaczyć. Nie wiadomym było też, kiedy i czy w ogóle spotka znowu Kaelie.

| zt.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]20.04.20 21:01
| 3 maja

Dotarcie do Doliny Godryka nie było dla niej bezproblemowe. Odkąd pomieszkiwała w Irlandii, nie mogła się tu tak po prostu przeteleportować. Nie posiadała również świstoklika, który mógłby zabrać ją z okolicy domu Vane'ów do Anglii, musiała więc dosiąść miotły i, choć wciąż nie czuła się na niej do końca pewnie, po raz kolejny wzlecieć w przestworza. Nie zamierzała przy tym pokonać w ten sposób całej drogi - kiedy tylko doleciała do miasteczka, o którym wiedziała, że znajduje się w granicach rodzimego kraju, wylądowała w okolicznym lesie, a stamtąd przeniosła się do oddalonej o dziesiątki kilometrów miejscowości założonej przez samego Godryka Gryffindora. Próbowała jednak nie zastanawiać się teraz nad sławnym czarodziejem czy jego dokonaniami, by od niego myśli nie powędrowały dalej, do czasów szkoły, do Caleba. Aportowała się nieopodal ścieżki, o której wiedziała, że prowadzi do traktu kolejowego - wszak nie tak dawno widziała się w tej okolicy z Charlene, dlatego też wspomnienie przerzedzających się, pokrytych czerwoną dachówką domów i wydeptanej, gwałtownie skręcającej między drzewa ścieżki było świeże. Wystarczająco świeże, by po deportacji prędko rozeznała się w terenie, nawet mimo zapadającego powoli zmroku. Była zmarznięta, a do tego nie wiedziała, czego powinna się spodziewać po tym spotkaniu, nie miała jednak zamiaru się wycofywać. Nie widziały się z Veronicą od... Nie pamiętała, ile minęło już miesięcy. W międzyczasie została wysłana na przymusowy urlop wypoczynkowy, co dodatkowo wybiło ją z rytmu; to wtedy pozornie stabilne i uporządkowane życie zachwiało się w posadach po raz pierwszy, lecz dopiero teraz legło w gruzach, rozpadło się jak zamek z kart przy silniejszym podmuchu wiatru. Co ona tak właściwie wyprawiała? Czego szukała? I czy Findlay mogła jej w jakikolwiek sposób pomóc?
Żwawym krokiem ruszyła przed siebie, z zamiarem jak najszybszego dotarcia w okolicę polany, która była celem ich ostatniej wspólnej wyprawy w teren. Odbyła się ona niewiele przed tym jak Veronica odeszła ze służby, zniknęła z jej pola widzenia i, podobno, zajęła się czymś zgoła innym, nijak nie związanym z wywiadem, białym czy czarnym. Czy popełniała błąd, gdy zakładała, że to tylko wymówka? Gra pozorów? Wszak jeśli miałaby wskazać jedną rzecz, w której niegdysiejsza mentorka była dobra, bez zastanowienia rzuciłaby: kłamstwo. Mimo to nie miała pewności, czy przejrzała ją, czy wprost przeciwnie, błądziła we mgle, zdając się na mylne tropy, marnując tylko czas. Gdy zagłębiła się już w las, użyła zaklęcia, by zmniejszyć wciąż trzymaną w dłoni miotłę, a później schowała ją do przewieszonej przez ramię torby. Ściągnęła z głowy kaptur ciemnego płaszcza, nie mając zamiaru skrywać się przed wzrokiem byłej wiedźmiej strażniczki, ani tym bardziej mamić ją zmienioną postacią. A później nerwowo przygryzła wargę, wyciągnęła z kieszeni różdżkę i, starając się stąpać cicho i ostrożnie, zdecydowała się na rzucenie zaklęcia nim minie ostatnie drzewa i pojawi się na domniemanym miejscu spotkania. - Homenum Revelio - mruknęła pod nosem, wodząc dookoła uważnym wzrokiem, próbując dostrzec wśród pni znajomą sylwetkę Veroniki. Choć szansa na to, że ktokolwiek rozszyfrowałby otrzymaną wiadomość była niewielka, wolała dmuchać na zimne. Chwilę później znalazła się na polanie, wciąż trzymając różdżkę w pogotowiu.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]20.04.20 21:01
The member 'Maeve Clearwater' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 94
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Trakt kolejowy - Page 14 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]26.04.20 0:08
Nie byłaby sobą, gdyby nie przybyła nieco wcześniej. Przez wiele lat wypracowane nawyki kazały jej sprawdzić polanę przy trakcie. W drobnej, niepozornej postaci jerzyka i z narzuconym wcześniej zaklęciem kameleona, nie miała wielu obaw przed wykryciem. Ptasi wzrok dużo skuteczniej wychwytywał wszelkie, także te mniej oczywiste szczegóły otaczającej ją przestrzeni. Z góry, widziała lepiej, ale nic wystarczająco niepokojącego nie przyciągnęło uwagi, by mogła uznać je za zagrożenie. Ostatecznie, z cichym szelestem szarych skrzydeł, przysiadła na gałęzi jednego z drzew, stojących na skraju polany.
Nie spodziewała się oszustwa. Otrzymany list naznaczony był wszelkimi znamionami znajomości, którą dzieliła z dawną uczennicą. Jedną z tych szczególnych osób, w których widziała - nieosiągalny dla siebie - potencjał. Z milczący podziwem obserwowała zmiany - na wielu poziomach rozwoju. A satysfakcją mogła być ulotna świadomość, że miała w tym swój udział. Straciła jednak bardziej szczegółowe rozeznanie, ich ścieżki rozminęły się - na równie wielu poziomach. Myśli i uwagę Findlay zalały nowe konieczności i wyznaczniki przyszłości. Wymazano z jej życia jedyną ze  stałych jej życia. I chociaż od kiedy pamięta, upierała si, by umieć sobie radzić samej - świadomość, że obok był ktoś, komu mogła zaufać bezgranicznie, kogoś kto chciał i potrafił mimo wszystko się o nią zatroszczyć, kogoś kto ją kochał i nie musiała przed nim udawać - był nadzwyczaj kojący. Ale nie była jedyną, która traciła. To był czas wojny. Śmierć zbierała ogromne żniwo. Była jedną z wielu w ten sposób okaleczonych. I nie miała prawa pamiętać o sentymentach. A na pewno, bardzo silnie wierzyła w utkane własnoręcznie kłamstwo.
Zapadający zmrok mienił się serią nietuzinkowych cieni. Findlay obserwowała je w ukryciu, chociaż łapała się, że animagiczna postać potrafiła silnie pociągnąć w swoich wrażeniach, często przekładając niektóre zachowania nawet na te ludzkie. Skupienie na celu miało pomóc, rozpraszając napływające zmysłami widzenia. A to pojawiło się wraz ze smukłą sylwetką Maeve. Przez moment zdawało się nawet, że to jeden z rozmazanych na wietrze cieni, ale znajome rysy twarzy rozpoznała pospiesznie. Wciąż istniało prawdopodobieństwo oszustwa, ale krótka kalkulacja wykluczyła pomyłkę. A jeśli miała się jednak mylić, wciąż miała kilka sposobów na uniknięcie kłopotów.
Nie poruszyła się. Czekała, aż kobieca postać znajdzie się mniej więcej na granicy linii drzew. Z odległości przyglądała się zwinnym gestom i finalnie pulsacji magii. I gdyby mogła, uśmiechnęłaby się. Ceniła sobie ostrożność, tę wysublimowaną, przygotowaną do dalszych działań. A tym - były wykonane przez byłą wiedźmią strażniczkę - ruchy. Niby kolejne elementy konstruowanego planu. Ale nawet, jeśli magia zdarła właśnie jej własne zaklęcie, pod postacią ptaka, wciąż byłą niedostrzegalna. Jeszcze. Clearwater była jedną z tych osób, które znały jej animagiczne umiejętności. Tak, jak Veronica była świadoma, posiadanej przez kobietę, niezwykłej genetyce metamorfomagii.
Zerwała się do lotu lekko, bez wysiłku pokonując dzielącą ja od kobiety odległość, ale nie poprzestając na tym. Mignęła jej przed oczami, swoiście zaznaczając swoja obecność, ale lądując dalej, bliżej umówionego miejsca, ostatni raz, z góry ogniskując na ewentualnym niebezpieczeństwie - którego się nie dopatrzyła. Z tym samym, ulotnym wrażeniem w żołądku, zmieniła postać na ludzką - Stare nawyki widzę trzymają się nas obu - zaczęła powoli, obracając różdżkę w palcach - Dobrze cię widzieć. Maeve - nie podeszła bliżej kobiety, czekając w lekkim rozkroku, gotowa do ewentualnej reakcji, czekając, aż ta pojawi się obok sama. I dopóki tego nie zrobiła, nie zsuwała z głowy kaptura, cienkiego płaszcza, który oplatał jej niepozorną postać.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]02.05.20 15:43
Poczuła znajome mrowienie, gdy magia odpowiedziała na ciche wezwanie i posłusznie spłynęła do różdżki, by następnie zostać uformowaną w wybrane zaklęcie, rozejść się dookoła w poszukiwaniu ludzi lub zwierząt, których do tej pory nie zauważyła. Wytężała wzrok i słuch, próbując zapobiec w ten sposób zwróceniu na siebie uwagi ewentualnych intruzów. Bo choć wątpiła, by ktokolwiek zdołał przejąć ich listy, a tym bardziej rozszyfrować informację dotyczącą miejsca spotkania, to w lesie nieopodal Doliny Godryka mógł się znaleźć każdy - chociażby mieszkaniec jednego z pobliskich domów, magiczny lub wprost przeciwnie. Przystanęła w pół kroku, gdy w pobliżu, między gałęziami rosnących gęsto drzew, rozbłysły sylwetki kilku niewielkich stworzeń. Wyglądało na to, że polana była pusta - czyżby zjawiła się przed czasem? Czy może raczej nie tylko ona pokusiła się o rozsądną ostrożność? Z wciąż wyciągniętą przed siebie różdżką ruszyła w dalszą drogę, kilka uderzeń serca później mijając już ostatnie pnie, znajdując się tym samym na skraju niewielkiej łąki; kilka ptaków, najwyraźniej spłoszonych jej krokami, zerwało się do lotu i niewiele później zniknęło z pola widzenia czarownicy. Tylko jeden nie uciekł, zamiast tego przelatując przed jej twarzą, jak gdyby chciał zaznaczyć swą obecność, uprzedzić o tym, do czego zaraz miało dojść.
Przyglądała się przemianie z takim samym zainteresowaniem, co ostatnim razem, kiedy dane jej było obserwować Veronikę przy pracy. A może nawet z większym, wszak obcowanie z doświadczonym animagiem nie było już codziennością. Starała się nie mrugać, ani też nie pozwolić zapadającym ciemnościom na skrycie przed wzrokiem detali pokazu, lecz zmiana postaci nie zajęła byłej wiedźmiej strażniczce wiele czasu, wprost przeciwnie - zanim Maeve zdążyła się na niej dobrze skupić, przed nią stała już kobieta o znajomej sylwetce, lecz skrytej pod kapturem twarzy. Wypowiedziała kilka słów, zaś jej głos nie pozostawiał miejsca na pomyłkę. - I lepiej, żeby nie przestały. Nie w tych czasach - odpowiedziała cicho, przelotnie wyginając usta w krzywym uśmiechu. Postąpiła krok do przodu, skracając dzielącą je odległość, lecz nie podchodząc zbyt blisko. Nie zamierzała chować różdżki, jednak nie celowała nią w rozmówczynię. - I ciebie również, Veroniko. Dziękuję, że znalazłaś dla mnie czas - dodała, doskonale zdając sobie sprawę z faktu, że nieoczekiwana prośba o spotkanie mogła być nie tylko zdawać się podejrzaną, ale i zostać łatwo odrzucona; wszak każdy miał teraz wystarczająco dużo na głowie, chociażby usilne starania, by ustrzec swych najbliższych przed niebezpieczeństwem. Lecz czy syn Findlay nie znajdował się teraz w bezpiecznych murach Hogwartu? - Wygląda na to, że jesteśmy tu same, nie będę więc przedłużać lub owijać w bawełnę. - Niedbale odgarnęła opadające na twarz włosy, mając nadzieję, że nie zabłąkała się w nich żadna pajęczyna. Sądziła, że dawna znajoma zrozumie pośpiech, nie uzna jej przy tym za niegrzeczną. Niech kolejne słowa pomogą zadecydować, czy odwrócić się na pięcie i zniknąć, czy raczej wysłuchać w spokoju i spróbować sobie cokolwiek przypomnieć. - Pamiętam, że podobno nie zajmujesz się już niczym związanym z naszą dawną pracą, lecz przy tym łudzę się, że to jedynie wygodne kłamstwo. - Przekrzywiła lekko głowę, próbując dostrzec coś na twarzy nieco niższej, stojącej w bezpiecznej odległości rozmówczyni. Może powinna zmienić ton, może powinna się dłużej czaić, lecz przecież to nie miała być ich pierwsza rozmowa dotycząca prawy, półprawdy czy kłamstwa wynikającego ze szlachetnych pobudek. A także tego, którego nie dotyczyły jakiekolwiek emocje, które miało pozwolić osiągnąć zamierzony cel. Na przykład kupić święty spokój. - Wielu ludzi szuka teraz swoich bliskich. Tych, którzy uciekli lub mieli uciec z Londynu, ale słuch o nich zaginął. Zastanawiałam się, czy wiesz coś o Lavender Lloyd. Około dwudziestu lat, nieco ponad pięć stóp wzrostu... Mam jej zdjęcie, gdybyś chciała rzucić na nie okiem - urwała, oczekując reakcji niegdysiejszej mentorki. - Podobno kilka dni temu zmierzała do Doliny Godryka - dodała, chcąc wyjaśnić w ten sposób, dlaczego zwróciła się z tym tematem akurat do niej. Nie tylko jako do byłej pracownicy wiedźmiej straży, ale i osoby, która jest stąd, do tego wyczulonej na choćby najmniejsze nieprawidłowości.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]09.05.20 0:47
Wieczorne powietrze było rześkie, chłodne, dając  znajome poczucie wolności. Być może było też iluzją, ale nie próbowała zmieniać wrażenia. Pamiętała ostrzeżenia o "potencjale" i jednocześnie problemie zbyt długiego pozostawania w animagicznej formie. Zwierzęce zmysły potrafiły przeniknąć na wskroś, głęboko przejmując kontrolę nad ludzkimi odruchami. Findlay pilnowała się, by nie przeskoczyć cienkiej granicy, ale czasem pozwalała sobie na więcej. Do rzeczywistości przywoływały ją głos odpowiedzialności. I jeszcze coś. Jeden, pozostawiony w oddali ton. Nić, która pociągała ją zawsze na powierzchnię. Gdzieś usłyszała, że jeśli chce się nurkować w głębiny, zawsze trzeba mieć ze sobą ratunkową linę, która pociągnie do góry. Ona też taką miała i w razie potrzeby po sięgała. Ale dzisiejszego wieczora nie zanurzyła się głęboko. Korzystała z danej przez magię umiejętności w najbardziej (dla niej) oczywisty sposób.
Pojawienie się Maeve w nieokreślony sposób sprawiło jej przyjemność. Mimo różnicy wieku i wielu podzielności zdań, ceniła czarownicę wysoko. Była spostrzegawcza, błyskawicznie dostrzegając umykające innym elementy. Była tez jedną z niewielu osób, które były w stanie wychwycić przemycane w słowach kłamstwo albo wyłuskać tę w kłamstwie ukryta prawdę. Nie raz zdarzało jej się świadomie wprowadzać kobietę w błąd, tylko po to, by obserwować, jak sobie radzi z jego znamionami lub konsekwencjami. Przyłapana na kłamstwie, czuła się jak - dosłownie - przechytrzony prze ucznia nauczyciel. Ale czas prób nie minął i tym razem, to nie ona miała prowadzić egzaminy. Rzeczywistość robiła to sama, bezbłędnie i z pełnym realizmem zdarzeń.
Nie odważyłaby się na przemianę w obecności obcych. Być może też serwując sobie ostatnie potwierdzenie tożsamości, a może - wręcz odwrotnie, samej oferując czarownicy swoisty znak zaufania. W aktualnych okolicznościach nie tak łatwo było się na to zdobyć. Ani oddać. I już w ludzkiej postaci kiwnęła niemo głową, pozwalając, by ciemny kosmyk wysunął się z upięcia. I zgadzając się na pierwsze słowa Maeve i w powitaniu - Czas jest względny, ale domyślam się, że to nie jest spotkanie integracyjne - dodała, lustrując blade i zdecydowanie zmęczone oblicze młodszej towarzyski. Być może nie była tak biegła w rozczytywaniu ludzkich emocji, które mieniły się w mimice i spojrzeniu, ale była czujna na wszelkie, znajome naleciałości kłamstwa. Niekoniecznie dla jej oszukania. Każdy miał swoje tajemnice, a była wiedźmia strażniczka miała tendencję do ich doszukiwania się. Zawodowe naleciałości dawały o sobie znać zbyt często. I wciąż ciekawił ją powód spotkania. Zgodnie ze słowami, nie wierzyła, aby prośba o spotkanie dotyczyła tylko chęci odświeżenia znajomości. Była też pewna, że nie zgodziłaby się na spotkanie w wielu innych, osobowych przypadkach - Zdziwiłabym się, gdybyś przedłużała. I doszukiwałabym się podstępu - tym razem to ona uniosła kąciki warg w nieco kwadratowym uśmiechu. Pamiętała ich dawne konfrontacje. I w kolejnej chwili zamilkła, czekając na kontynuację.
Przez moment przysłuchiwała się wypowiedzi, warząc w myśli ich wartość, ostatecznie decydując się na prawdę. Szczerość za szczerość. Względnie - Skoro tutaj jesteś, zakładam, że jednak zdecydowałaś się wybrać co jest prawdą, a co tym wygodnym kłamstwem - pozbyła się z głosu wszelkich, emocjonalnych naleciałości, ale nadając tonowi pewnej lekkości. Mimo wszystko pozostawiła cień niedopowiedzenia, ale już w kolejnych słowach podkreśliła właściwe stanowisko - Okolica stała się ostatnimi czasy bardziej liczna w obcych - nie przypominała sobie imienia, ale to pamięć do twarzy miała lepszą - Jeśli się tu pojawiła, większe prawdopodobieństwo, że posługuje się fałszywymi personaliami - zrobiła krok, minimalizując dzielącą ją od ciemnowłosej odległość - zdjęcie będzie przydatne w rozpoznaniu -  jeśli się ukrywała, zapewne dobrym pomysłem byłaby także zmiana wyglądu, ale pewnych szczegółów nie dało się zatuszować. Chyba, że było się metamorfomagiem.
- Jeśli trafię na jej ślad, dam ci znać - podniosłą wzrok wyżej, chwytając jasne źrenice czarownicy w swoje - Czy to wszystko? - w jednym pytaniu kryło się nieco więcej treści. Gdyby chodziło tylko o znalezienie wspomnianej osoby, Maeve poradziłaby sobie bez jej pomocy. Być może zasięgnęłaby informacji, tak, ale spotkanie miało przed sobą nieco więcej potencjału. Mogła się oczywiście mylić, ale ufała swojej intuicji - Jak sobie aktualnie radzisz? - jeśli prowadziła poszukiwania, miała - przynajmniej - jakieś zlecenia. Ale czym zajmować się mogła była strażniczka? Takich zawodów trudno było wyzbyć się z krwi.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]12.05.20 7:39
Brakowało jej obecności Veroniki, kiedy wróciła do Ministerstwa po przymusowym urlopie wypoczynkowym. Nie była już wtedy żółtodziobem, umiała poradzić sobie z nieprzychylnymi spojrzeniami biurowych radykałów, lecz wierzyła, że mogłaby jeszcze nauczyć się wielu cennych wskazówek od bardziej doświadczonej strażniczki. Ich metody pracy były inne, lecz właśnie dzięki tej odmienności charakterów i talentów tak dobrze uzupełniały się w terenie, a w trakcie spokojniejszych chwil w ich siedzibie - wystawiały się na niegroźne próby. Czy Findlay naprawdę potrafiła z tego zrezygnować? Raz na zawsze odciąć się od zawodu, który zdawała się wykonywać z zadowoleniem, satysfakcją? Od praktykowanego przez wiele długich lat trybu życia. Wszak praca dla wiedźmiej straży nie kończyła się wraz z wybiciem siedemnastej, powrotem do domu. Wymagała oddania, wytrwałości i bycia stale czujną, lecz wynagradzała wszelkie wysiłki poczuciem, że udało się czemuś zapobiec. Ochronić nieświadomych zagrożenia cywili. Sprawić, że tym razem akcja aurorów przebiegnie bez niepotrzebnych komplikacji.
I ona nie odmieniałaby się przed byle kim, nie chcąc afiszować się ze swym niecodziennym talentem; szczególnie w tych niespokojnych czasach nie było to wskazane, musiały dbać o anonimowość, nie wyróżniać się z tłumu... Westchnęła cicho, mimowolnie, gdy z małego ptaszka wyrosła znajoma kobieca sylwetka. Zawsze podziwiała animagów, choć nie znała ich wielu, nawet mimo przynależności do ukierunkowanej na szpiegostwo jednostki. Metamorfomagia była czymś, co dostała za darmo, wraz z urodzeniem. Lecz z animagami było zgoła inaczej - swe jakże przydatne umiejętności musieli opłacić niezliczonymi godzinami treningów. - Nie jest - przyznała cicho, lakonicznie, a kącik jej ust drgnął w parodii uśmiechu. Nie próbowała nawet maskować tego, że była blada, bledsza niż zwykle, zmęczona. Choć od ucieczki z Londynu minął niemalże miesiąc, a oferowana przez Vane'ów ostoja pozwalała poczuć się względnie bezpiecznie, to koszmary jej nie opuszczały; do martwego ciała Caleba dołączyły portowe krajobrazy, kiedy ramię w ramię z Tonks próbowały ratować mugoli przed okrucieństwem ludzi Malfoya. - W takim razie cieszę się, że nie pokusiłam się o zbędne w tej sytuacji grzeczności - dodała, podchwytując przy tym spojrzenie rozmówczyni, dostrzegając uśmiech. Pewnych nawyków nie dało się pozbyć, nawet jeśli zajmowało się już czymś zgoła innym. Podobno. - Nie miałam większego wyboru. Musiałam podjąć decyzję, w co chcę wierzyć - podjęła podobnym tonem głosu, niby to obojętnym, wolnym od zdradliwych emocji. Czyżby się myliła? Niepokoiła Veronikę bez powodu? Na krótką chwilę zwątpiła w swą intuicję, zaraz jednak dawna mentorka wróciła do tematu, tym samym dając kolejne wskazówki, uspokajając szybszy bieg serca. Pokiwała w milczeniu głową, sięgając do kieszeni po zdjęcie rzeczonej Lavender; nieco podniszczone i pogniecione, lecz rodzina nie miała innego. Bezzwłocznie podała je niższej, stojącej obok kobiecie, wykorzystując tę okazję, by przyjrzeć się jej twarzy nieco dokładniej; sprawdzić, co zmieniło się od ich ostatniego spotkania. Jak radziła sobie ze stresem, lękiem o najbliższych. Czy wyszła już z żałoby.
- Dziękuję - odpowiedziała ledwo dosłyszalnie, kiedy już Veronika w spokoju zapoznała się z podobizną zaginionej. Nie odwróciła przy tym wzroku, choć spojrzenie byłej wiedźmiej strażniczki było badawcze, przewiercające na wskroś. Czy to wszystko? Nie miała pewności. Bo choć uparcie wmawiała sobie, że chodzi jedynie o pannę Lloyd, to przecież nie musiała w tym celu zwracać się akurat do Findlay. Mogłaby wybrać kogokolwiek innego, o kim wiedziała, że nie pracował już dla Ministerstwa - lub całkiem wykluczyć z tego równania byłych wiedźmich strażników, skupić się na przesłuchiwaniu mieszkających w pobliżu czarodziejów. - Nie - przyznała po chwili głucho, z brzydkim grymasem. - Próbuję odnaleźć się w nowej rzeczywistości - dodała, nie potrafiąc wyzbyć się pobrzmiewającego w głosie rozżalenia, zabarwienia go odrobiną sarkazmu. - Zastanawiałam się, czy... Czy znasz kogoś, kto potrzebowałby ludzi o naszych zdolnościach? - Mówiła przez ściśnięte gardło, z trudem, jak gdyby samo zadanie tego pytania było powodem do wstydu. Bezwiednie złożyła wolną dłoń w piąstkę, wbiła paznokcie w skórę, próbując złagodzić w ten sposób odczuwane emocje. Przez ból skupić się na tu i teraz. - A ty? Jak sobie radzisz? - odezwała się po chwili ciszy, bo przecież naprawdę ją to interesowało, czym teraz trudniła się stojąca przed nią czarownica.


my body is a cage
Maeve Clearwater
Maeve Clearwater
Zawód : Rebeliant, wywiadowca
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
The moments of peace that we find sometimes, they aren't anything but warfare, thinly disguised.
OPCM : 22+1
UROKI : 32+4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Metamorfomag

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t6468-maeve-clearwater https://www.morsmordre.net/t6481-artemizja#165435 https://www.morsmordre.net/t12366-maeve-clearwater#380086 https://www.morsmordre.net/f434-szkocja-easter-balmoral-gajowka https://www.morsmordre.net/t6969-skrytka-bankowa-nr-1629#183139 https://www.morsmordre.net/t6512-maeve-clearwater
Re: Trakt kolejowy [odnośnik]21.05.20 21:58
Nigdy nie spotkała dwóch takich samych wiedźmich strażników. Jedna profesja, w zasadzie jeden ogólny cel, ale ci, z którymi przyszło jej pracować - były jednostkami z indywidualnym podejściem i wartościami. Nawet powody, dla których zajmowali się tym, a nie innym zajęciem nie kończyło się na chęci pomocy innym. Pobudki przecinały się zbieżnością w wielu miejscach,a le wciąż stanowiły zagadkę. Tak, jak sama ludzka natura. Wspólnym był fakt, że każde przesiąkało pełnioną funkcją. Praca po wielokroć zlewała się z życiem prywatnym na tyle mocno, że przenosiło się w obie strony zgarnięte po drodze nawyki. Nie zawsze te dobre. Veronica łapała się na tym, że bywała nieufna nawet wobec tych, którzy przecież po wielokroć udowadniali swoją prawdziwość. A ona czasem przemycała drobne kłamstewka, niepozorne naciągnięcia nawet w błahych rozmowach. Nic nie znaczące, niewiele wnoszące, a jednak przypominające o brzydkiej naleciałości. I być może nie znała wystarczająco dobrze Maeve, ale zdarzało jej się zastanawiać, z jakimi nawykami musiała się mierzyć codziennie. Ile z pracy przekładała w tworzone relacje? Ile zakotwiczyło się w egzystencję dnia codziennego?
Łatwiej było samej wprowadzić drobne zmiany w tok rozmowy, niż wychwycić ich znamiona u rozmówcy. Inaczej tez było z obcymi - nie znając nawet podstawowych informacji, trzeba było się nagimnastykować, by wyłapać właściwe spostrzegawczości znamiona. Czas, który minął od ich ostatniego spotkania dołożył wrażeń. Nikt nie był w stanie przejść obojętnie obok nacierających chmurnie wydarzeń. Nie było czasu na ignorancję. Ciemna, grzmiąca chmura wisząca nad Londynem i tak w końcu dotykała zawieruchą każdego. Tylko jedni - przez to cierpieli, inni bogacili. Idealna definicja wojny. Rozumiana jednak na wielu płaszczyznach. Chociaż nigdy nie wnikała w sytuacji mugoli, wiedziała o istnieniu ich wielkiej wojny, której podłoże wydawało się wybuchnąć na bardzo podobnym tle nierówności oraz krwawych podziałów.
Ciche, równie blade co sama czarownica, słowa, potwierdziły początkowe przypuszczenie. Ale nie mogła się dziwić. Więcej było spotkań, które niosły przyczyny i skutki. Więcej tych, które miały wnosić zmianę. Sama robiła tak częściej, niż chciałabym przed sobą przyznać. W gruncie rzeczy, okłamując innych, okłamywała samą siebie. Błędne koło, w którego torze wciąż tkwiła. Przerzuciła jednak spostrzegawczość na zewnętrzne bodźce, dalsze od wewnętrznej analizy. Kiwnęła lekko głową, na moment wracając do nici wspomnienia, które zapoczątkowało ich pierwsze spotkanie. Grzeczności traciły na znaczeniu - Wybór jest zawsze - powiedziała zaraz za słowami czarownicy z zamiarem dodania czegoś więcej, ale ostatecznie tylko spojrzała dłużej na oblicze wyższej kobiety. Nie była mentorką, która mogła pouczać uczennicę, nawet jeśli łapała się na dawnych naleciałościach. Zamiast tego też, sięgnęła po zdjęcie, przyglądając się zatartym rysom i zapamiętując drobne szczegóły. Wydawała się wystarczająco młoda, by mieć siłę na ucieczkę i ukrywanie. Być może nawet znajdowała się gdzieś na ulicy, chroniona czyimś wstawiennictwem. Czy Findlay byłaby w stanie zapewnić komuś podobną protekcję? Podobne myśli częściej gościły w jej głowie, działała jednak wciąż z cienia. Raz jeszcze, odzywały się wiedźmie nawyki.
Milczała w oczekiwaniu. Wzrok mierzyła z tym, należącym do Maeve i ku jej satysfakcji, żadna nie opuściła spojrzenia. Cicha miara, której poddawały się nawzajem. na twarzy rozlewała się mieszanka obojętności przetykana nicią ciekawości. A przynajmniej - chciała, by młodsza czarownica to w niej dostrzegała, cieniując mimowolna troskę. Do tej, nigdy się nie przyznawała - I jak  ci wychodzi? - krótkie pytanie i zaraz potem, równie lakoniczna, chociaż pewna odpowiedź - Znam - na moment zawiesiła głos, wciąż, uparcie obserwując byłą wiedźmią strażniczkę - I ty znasz - dodała bardziej zagadkowo. Przechylił nieco głowę, spoglądając z inne kąta na kobietę, jakby szukała na twarzy drobnych załamań światła - Zajrzyj pod Czarnego Kocura i powołaj się na mnie - przełamała ciszę, nie podnosząc jednak głosu i wypowiadając zdanie, jakby zażartowała, ale w zielonych tęczówkach trudno było szukać wesołości. Odetchnęła cicho i zerwała kontakt spojrzeń, chwytając punkt gdzieś za ramieniem kobiety i tylko przelotnie zerkając na zaplatane w pięść palce, tym samy też dając chwilę, by czarownica ukryła wypływającą emocję.
Drgnęła słysząc pytanie. Jak sobie radziła? - Jestem tu, radzę sobie w nowej rzeczywistości - sparafrazowała słowa, które jeszcze przed chwilą usłyszała od towarzyszki, ale bez złośliwości, którą mogłaby sugerować treść - Maeve, ty też tu jesteś. Korzystaj z tej szansy ile możesz - być może zabrzmiało to dziwnie, nawet górnolotnie, ale zamiar był inny. W jakiś sposób brakowało jej rozmów z ciemnowłosą czarownicą, ale jeśli się nie myliła, coś zniekształciło jej wcześniejsza przejrzystość postrzegania rzeczywistości. Oczywiście, ciężko było znaleźć dziś kogoś, kto nie został potraktowany tragedią. Nie znała tez wystarczająco rodziny Clearwater, by móc wyciągać większe wnioski, ale cicha kalkulacja spływała drobnymi podpowiedziami.


As a child you would wait
And watch from far away
But you always knew that you'd be the one
That work while they all play

Veronica Findlay
Veronica Findlay
Zawód : Szuka informacji
Wiek : 38
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
Potrzeba wielkiego talentu i umiejętności, by ukryć swój talent i umiejętności
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8274-veronica-findlay#240381 https://www.morsmordre.net/t8327-verito#240939 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f161-dolina-godryka-17 https://www.morsmordre.net/t8330-skrytka-bankowa-1990#241107 https://www.morsmordre.net/t8326-veronica-findlay#240930

Strona 14 z 18 Previous  1 ... 8 ... 13, 14, 15, 16, 17, 18  Next

Trakt kolejowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach