Wydarzenia


Ekipa forum
Pub "Ostatnia stacja"
AutorWiadomość
Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]17.07.17 1:37
First topic message reminder :

Pub "Ostatnia stacja"

★★
Kilkaset jardów od stacji metra znajduje się ukryty przed mugolami niepozorny pub, który pomimo skrycia w cieniu kamienic i szykownych sklepów oraz klubów, powstrzymuje czarodziejów przed powrotem do domów. Jest to przybytek serwujący jedno z lepszych ale w Londynie, a także inne różnorodne alkohole. Nic więc dziwnego że co wieczór gdy tylko nadejdzie zmierzch pub wypełnia się ludźmi, a ich radosne rozmowy, pokrzykiwania i śpiewy mieszające się z muzyką szaf grających tworzy osobliwy koncert ludzkiego zbiorowiska, niemożliwe do pomylenia z czymkolwiek dźwięki zabawy i beztroski. Rzadko kiedy zdarzają tu się bójki, nad porządkiem czuwa tutaj niezmiennie para braci półkrwi, postawnych i barczystych właścicieli lokalu. Jeśli więc wieczorem nie masz jeszcze ochoty wracać do domu, a w kieszeni odkryjesz parę galeonów to "Ostatnia stacja" może okazać się właśnie tym miejscem, którego szukasz.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:26, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]28.04.19 12:55
Mięśnie zapiekły go od wysiłku, gdy biegnął w stronę przewróconych, drewnianych mebli, za którymi skutecznie schował się przed deszczem ostrych odłamków. Dawno już nie musiał wykazać się takim refleksem, ale dzięki wczesnemu ostrzeżeniu rudowłosej, zdołał uniknąć przykrego poharatania i tak już niezbyt przyjemnej w wizualnym odbiorze twarzy. Odetchnął z ulgą, gdy wszystko zdało się normować, uspokajać, powracać do pierwotnego stanu skupienia. Zerknął kontrolnie na Jessę, przesuwając uważnym spojrzeniem po jej gibkim ciele, rzecz jasna nie mając nic zdrożnego na myśli. - Jesteś cała, Diggory? - spytał; w ferworze naprawy anomalii nie miał okazji upewnić się, że towarzyszka nie doznała jakichś urazów, być może niewidocznych na pierwszy rzut oka. Kapryśna magia potrafiła ukrywać się w środku, rozrywać tkanki, mieszać w głowie, wyginać wnętrzności. - Nieźle sobie poradziłaś - mruknął z pochwałą, szczerą, żołnierską, pozbawioną wyrozumiałej czułości: gdyby zawaliła, zapewne zrugałby ją tak samo, jak mężczyznę. Bardzo cenił graczki Quidditcha, nie stosując wobec nich taryfy ulgowej. Później, wstał zza drewnianej osłony i - nasłuchując - ocenił wnętrze Ostatniej stacji. - Udało się nam - podsumował z mimowolną dumą, powietrze przestało wibrować, podłoże drżeć: znajdowali się już po prostu w zniszczonym pubie - wraz z dwójką właścicieli.
Ze smutkiem zerknął na leżące w tym samym miejscu ciała, potwornie pokiereszowane: kolejne ofiary ich błędu, ich pomyłki. Westchnął cicho, ale ciężar leżący na piersi wcale nie zelżał. - Powinniśmy ich pochować. Tylko tyle możemy w tej chwili zrobić - zdecydował, nie pozostało im nic więcej. Spóźnili się, nie ochronili ich, mogli teraz jedynie wypełnić ostatnią magiczną posługę. - Za pubem mieli mały sad, myślę, że toodpowiednie miejsce - powiedział, wyciągając przed siebie różdżkę, by cichym zaklęciem unieść jedno z ciał kilka centymetrów nad podłogę. Utrzymał je tam a potem przesunął, idąc powoli przez boczny korytarz, zaplecze, a w końcu przekraczając próg tylnych drzwi. Wiedział, że Jessa mu pomoże, dlatego powoli opuścił ciało na ziemię, rozglądając się za odpowiednim miejscem do pochówku. Tu, na świeżym powietrzu, w wilgoci i ciszy nocy, także było już spokojnie: jedynie księżyc przyglądał się im w milczeniu.


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]01.06.19 8:02
Pozostawała czujna; anomalie miały to do siebie, że potrafiły uderzyć w najmniej spodziewanym momencie. I chociaż czuła, że ta z pubu została już pokonana, nie mogła odpuścić całkowicie, musiała pozostać ostrożna. Okolica pozostawała opuszczona, ale ostatnimi czasy los lubił płatać psikusy, a przy źródłach niestabilnej magii kręcili się także ich przeciwnicy, poplecznicy Voldemorta. Jessa rozglądała się więc uważnie, wciąż skupiona na wyłapywaniu jakichkolwiek sygnałów, że obecność jej i Benjamina są tutaj zagrożone.
- Cała, wszystko w porządku – potwierdziła, kiwając głową swojemu towarzyszowi -  A ty? – dopytała, szybko oceniając wzrokiem, czy nie przybyło mu żadnych dodatkowych obrażeń.
Uporanie się z anomalią poszło im sprawnie i jeśli za jakiś czas Zakon miał dowiedzieć się o kolejnym takim cholerstwie, panoszącym się w kraju, rudowłosa nie wykluczała dalszej współpracy z Wrightem.
Był od niej wyższy rangą, ale wcale nie traktował jej przesadnie protekcjonalnie; dobrze zgrali się podczas naprawy, a to wróżyło możliwość kolejnego sukcesu. Zanim jednak Jessa mogłaby o takim pomyśleć, należało skupić się na teraźniejszości. Ben miał rację, nie mogli tak zostawić tutaj ciał właścicieli pubu, należało im okazać choćby odrobinę szacunku. Dlatego właśnie rudowłosa skinęła głową po raz kolejny i śladem swojego towarzysza zabrała się do pracy – przy pomocy zaklęcia uniosła drugie z ciał i powędrowała za Zakonnikiem, prosto do wspomnianego przez niego wcześniej sadu. Mimowolnie przypomniał się jej ten własny, ukochany, znajdujący się w Otterton i naszła ją nagle dziwna myśl, że nie miałaby nic przeciwko temu, żeby na wieczność spocząć właśnie tam. Miała nadzieję, że mężczyźni darzyli podobnym sentymentem swój skrawek ziemi i nie wrócą jako duchy, by krytykować Jessę i Benjamina za tę decyzję.
Szybko uporali się z wyżłobieniem w ziemi odpowiednio głębokiego dołu, zaklęcia nie czyniły przesadnego hałasu, nie przywołały także anomalii. Ciała właścicieli pubu „Ostatnia stacja” szybko znalazły się na dole, a Zakonnicy poświęcili minutę ciszy, by oddać cześć ich pamięci. Gdy pierwsze warstwy ziemi zaczęły pokrywać ich ciała, Jessa odwróciła już wzrok.
- Dzięki za współpracę – zwróciła się do Wrighta, gdy było już po wszystkim – Czas na kolejne wyzwania.


when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water

Jessa Diggory
Jessa Diggory
Zawód : łowczyni talentów
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
when it all goes
up in flames
we'll be
the last ones
s t a n d i n g
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 Ce647ec3fe24bd170c32be56a874bb97
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5833-jessa-diggory https://www.morsmordre.net/t5851-krasna#138351 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f146-devon-otterton-dom-diggorych https://www.morsmordre.net/t5856-skrytka-bankowa-nr-1442#138516 https://www.morsmordre.net/t5854-jessa-diggory#138467
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]01.06.19 10:09
Zapewnienie o tym, że ruda głowa nie straciła trwałego powiązania z resztą wysportowanego ciała, przyniosło Benjaminowi ulgę. Westchnął tylko cicho, wdychając do płuc unoszący się w powietrzu kurz oraz nieprzyjemny zapach rozkładu. - Złego licho nie bierze - mruknął w odpowiedzi, w swoistym stylu, odruchowo stawiając się w roli tego winnego; w miarę szybko zreflektował się jednak, nie powinien przecież podkopywać swej i tak niezbyt pozytywnej reputacji wśród Zakonników. - To znaczy, jestem cały, żadnych dodatkowych blizn - zreferował odrobinę pogodniejszym tonem, o ile taki w ogóle mógł z siebie wykrzesać w tej sytuacji. Udało im się naprawić anomalię, oczyścić kolejne miejsce z negatywnej energii, grożącej przebywającym tu ludziom, lecz zapłacili za to wysoką cenę - nie zapobiegli śmierci dwóch niewinnych czarodziejów, przybyli zbyt późno. Jaimie z ciężkim sercem przyglądał się dwóm ciałom, zastanawiając się, jaka łączyła ich historia, kto należał do kręgu ich bliskich, co lubili jeść i kiedy najczęściej się śmiali. Intensywnie myśląc - marząc? - o ich życiu, Wright w pewien sposób ich wskrzeszał, oddając im choć trochę ciepła i szacunku, na który zasłużyli.
Tył pubu był spokojny i cichy; nie do końca ogołocone z liści drzewa szumiały, zdrowa równowaga przyrody powracała do tego miejsca, mającego stać się także ostatnim przystankiem zmarłych czarodziejów. Wright zakasał rękawy koszuli i kolejnymi zaklęciami wykopywał pokłady ziemi, razem z Jessą przygotowując miejsce pochówku. Poźniej delikatnie, ostrożnie, z powagą złożyli w wilgotnym grobie ciała, równie miękko przykrywając je ziemią. Po krótkiej chwili milczenia, Benjamin ruszył nagle w bok, w stronę sadu; wrócił po kilku minutach, ściskając w ręku gałązkę z ostatnimi zielonymi listkami. Niestety, nie znalazł kwiatów ani niczego w charakterystyczny sposób pięknego, mogącego jakoś zaznaczyć misejsce pochowania ciał: wbił jednak ten zielony symbol nadziei w świeżą ziemię, otaczając go małymi kamykami, które zdążył zebrać podczas wykopywania grobu. Pomimo oddania ofiarom należytego szacunku, dalej pozostawał ponury, przygnębiony, obciążony tym, co zadziało się w pubie. Skinął głową Jessie, tak, kolejne wyzwania - chciał dalej pomagać, licząc na to, że tym razem nie pojawią się na miejscu zbyt późno.

| ztx2


Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 Frank-castle-punisher
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t656-benjamin-wright https://www.morsmordre.net/t683-smok#2087 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f203-kornwalia-sennen https://www.morsmordre.net/t4339-skrytka-bankowa-nr-178#92647 https://www.morsmordre.net/t1416-jaimie-wright
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]22.06.19 21:12
7 listopada?
Myślała. I była tym zmęczona. Pochylona nad w połowie pustym kuflem przypominała sobie przebieg wczorajszej akcji poszukiwawczej, która nad wszelkie szczęście skończyła się dla nich dobrze – pod każdym względem. Myślała nad wyrazem twarzy Dennisona, nad jego rękami całymi we krwi, nad pochylającą się nad zmasakrowanymi zwłokami sylwetką. Płakał, krzyczał, że to nie on, trząsł się jak galareta. Patrzyła na niego z obrzydzeniem, Sorham chwycił go za szmaty, wywlókł z ciemnego magazynu, w którym trzymał swoje ofiary. Wyszli stamtąd bez szwanku, nie bronił się, nie atakował ich, nie stawiał się. To było dziwne, Sorham mówił to samo, ale twardo stali przy tym, że to była jego wina. To ona miał ręce we krwi. Skonfiskowali różdżkę, dokonano oględzin, ofiary zabrano. Ostatnio zawiadamianie o śmierci krewnych spadało na nią. Sorham po raz kolejny się wyłgał, chociaż wrzeszczała na niego przez korytarz, żeby wepchnął sobie swoją wymówkę głęboko do gardła. Wysyłanie listów to była tylko połowa zadania – w drugiej należało przyjąć rodzinę przy zwłokach i odnotować w dokumentach rozpoznanie. „Przykro mi” brzmiało w jej ustach niezwykle sucho, cierpko, wibrowało nieznośną bezemocjonalnością. Zwłaszcza kobiety, dowiadując się o śmierci swojego dziecka, które czasami znajdowało się w niewłaściwym miejscu o niewłaściwym czasie, potrzebowały wtedy wsparcia, którego Jackie nie potrafiła dać. Stroniła od nadmiernego dzielenia się emocjami, które budziły się w niej właśnie w takich chwilach – w chwilach, gdy śmierć nagle stawała się zjawiskiem rzutującym na innych, a nie tylko pustym incydentem opublikowanym w aktach.
Oparła dwa palce na mostku nosa, masując go opuszkami tak mocno, aż zobaczyła pod powiekami świetliste męty. Uchyliła powieki dopiero, gdy te minęły, zostawiając fakturę zaledwie ze śladami fizycznej ingerencji.
Nie patrzyła na zegarek, nie musiała. Niektórzy czarodzieje w czasie wojny odnajdywali spokój w utartych rytuałach życia – wysoki, chudy człowiek w błękitnej szacie z ubrudzonymi na czarno końcami zamawiał zawsze kilka minut przed osiemnastą trzy kieliszki ognistej, wypijał je duszkiem i wychodził; kobieta w haftowanej szkarłatem szacie zabierała chwilę później od barmana niewielką paczkę, a zaraz po jej wyjściu, barman nerwowo rozglądał się po sali i w pośpiechu schodził do piwnicy, Jackie słyszała szybkie szuranie ginące pod podłogą. Tajemnice i milczenie docierały nawet tutaj, a może powinna powiedzieć – zwłaszcza tutaj. Znaleźć oazę było już coraz trudniej, wszędzie zaglądały oczy żmii, szukały nowych ofiar, okazji do wykorzystania. Nigdzie nie było już bezpiecznie.
Kelnerka postawiła przed nią kufel ich najlepszego ale, za co podziękowała jej skinieniem głowy. Podniosła na nią wzrok dopiero gdy niepewny głos przeobraził myśli w pytanie:
Jackie? – dziewczyna miała podkrążone oczy i jasne włosy zaplecione w gruby warkocz, ubrana skromnie, schludnie, odpowiednio do wykonywanego zawodu. Jackie przymrużyła oczy, nie poznawała jej. – Wiesz, gdzie podział się Andy? Andy Dutch. Jest a-aurorem – jej oczy zalśniły czystym smutkiem i strachem.
Otworzyła usta, ale żaden dźwięk się w nich nie wydobył. Znała go – choć słabo, wiedziała o jego zniknięciu. Nagłym i niepokojącym, zaraz po tym jak Malfoy objął rządy w Ministerstwie.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]29.06.19 23:26
Niemal zapomniał już, jak zatłoczony i duszny bywał Londyn, nawet – a może zwłaszcza? – przykryty wilgotną ścianą szemrzącego nieustannie deszczu, od czasu do czasu zamieniającego się w marznącą ścianę śniegu, zmieszanego z lodowymi igiełkami. Minął niemal rok, odkąd wyprowadził się z mieszkania w centrum – i prawie miesiąc od chwili, w której zamieszkał w skrytym w środku lasu domu, na nowo ucząc się zasypiać wśród tej przejmującej, przerywanej jedynie cichym oddechem ciszy. Rozciągające się we wszystkie strony połacie otwartego terenu, pozbawione tupotu kroków, przypadkowych krzyków i podejrzliwych spojrzeń rzucanych przez ramię, odzwyczaiły go od panującej w stolicy atmosfery, i teraz – przemierzając szybkim krokiem mokry i śliski chodnik, osłoniony wyłącznie materiałem ciemnego płaszcza z postawionym wysoko kołnierzem – czuł się prawie osaczony, na każdym rogu ulicy spoglądając za siebie i przypominając samemu sobie, że nikt oprócz Jackie nie wiedział, że przebywał aktualnie w Londynie. Może nie powinien być tego taki pewien – w końcu jej nie znał, a oprócz feralnego spotkania w Kumbrii, podczas którego żadne z nich nie było tak naprawdę w pełni świadome, nie mieli ze sobą nic wspólnego – ale wciąż miał w głowie głos Foxa, mówiącego mu pospiesznie, że mógł jej ufać; do tego samego przekonywał go zresztą jego własny instynkt, kierujący jego ręką, gdy wbrew zdrowemu rozsądkowi kreślił na pergaminie odpowiedź twierdzącą, zgadzając się na opuszczenie bezpiecznej kornwalijskiej kryjówki, żeby spotkać się z nią tutaj – gdzie każdy przechodzień mógł zasilać szeregi Rycerzy Walpurgii.
Zdusił wszystkie te myśli w zarodku, rozglądając się uważnie wzdłuż ciemnej ulicy. Błądził już trochę za długo, musiało być kilka minut po osiemnastej – ale po zatoczeniu trzeciej z kolei pętli, udało mu się wreszcie zlokalizować wspomniany w liście lokal. Wyglądał raczej zwyczajnie, jak reszta z dziesiątek rozsianych po mieście pubów, zatłoczony i pogrążony w lekkim półmroku; zawahał się tylko na sekundę – po czym pchnął drzwi prowadzące do głównej sali i wszedł do środka, przeciskając się tuż obok spieszącej się gdzieś kobiety w szacie z ciemnoczerwonymi akcentami. Zerknął na nią jedynie przelotnie, zaraz potem przenosząc swoją uwagę na wypełnione czarodziejami pomieszczenie, wśród nieznajomych twarzy starając się wypatrzeć tę konkretną, tylko odrobinę mniej nieznajomą. Zauważył ją przy jednym ze stolików, już pochyloną nad kuflem ciemnego piwa, rozmawiającą z dziewczyną, która chyba była kelnerką – nie był pewien; może powinien był zaczekać, aż skończą? – Chłopie, ktoś cię spetryfikował? – usłyszał za sobą, a zaraz potem ktoś go popchnął, sprawiając, że na ułamek sekundy stracił równowagę, orientując się jednocześnie, że zatarasował przejście. Mruknął więc coś niewyraźnie w ramach w przeprosin, nawet nie zaszczycając zirytowanego mężczyzny spojrzeniem, za to kierując się wreszcie do stolika, zza którego wychylała się drobna sylwetka Jackie.
Właściwie nie miał pojęcia, czego spodziewać się po tym spotkaniu – więc nie zakładał niczego, stwierdzając, że w najgorszym wypadku wypiją po kuflu piwa w niezręcznej ciszy, po czym rozejdą się w swoje strony. – Nie przeszkadzam? – upewnił się, zatrzymując się obok kelnerki, i obrzucając pytającym spojrzeniem najpierw ciemnowłosą aurorkę, a później samą pracownicę pubu. Czy kobiety się znały? Czy przerywał coś istotnego? Nie wypowiedział żadnego z tych pytań, ale i tak zdawały się wypłynąć na jego twarz, gdy czekał na odpowiedź, z dłonią wspartą o oparcie krzesła naprzeciwko Jackie.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]05.07.19 22:34
Nie chciała być zarzucana kolejnymi problemami, miała swoje własne i w dodatku całą masę spraw do wyjaśnienia na wczoraj. W Londynie ginęli ludzie – właśnie to chciała powiedzieć stojącej przed nią dziewczynie – ginęli z rąk potworów bez twarzy, których nikt nie potrafił odnaleźć, ukarać, skazać na cierpienie podobne temu, które zgotowali swoim ofiarom. Ale nie potrafiła. Nie potrafiła przyznać się do tego, że Biuro przestało kontrolować sytuację Wielkiej Brytanii; przestało kontrolować liczbe ofiar i powiększający się z każdym dniem tłum zwolenników czarnej magii, a potem – zwolenników samozwańczego Lorda. Znała Andy’ego. Należał raczej do rodzaju biurowych myszy, które załatwiają wszystko ekstremalnie szybko, ale i świetnie odnajdywał się w roli ginącego wśród cieni śledczego, którego często lubili zabierać podczas śledzenia podejrzanego. To nie tak, że się przyjaźnili. Lepiej znał go Rest, a ona dzięki niemu poznała ludzi, którzy wcześniej zdawali się być jedynie drobnymi, niewidzialnymi śrubkami w całej tej olbrzymiej maszynerii. Teraz stał przed nią żywy dowód na zaprzeczenie tej tezy – Andy miał rodzinę, która o niego dbała, która go kochała, dzięki niej istniał, znaczył więcej niż ktokolwiek mógł sądzić. I co miała jej powiedzieć? Prawdę? Czy może delikatnie skłamać? Czy to miało teraz jakiekolwiek znaczenie? Dookoła nich toczyła się wojna. A w czasie wojny ofiarami byli zwykli ludzie.
Małe śrubki w olbrzymiej maszynerii.
Nie wiem. Nie widzieliśmy go od jakiegoś czasu. Jest… – zdecydowała się na prawdę, ale kiedy zobaczyła, jak dziewczyna wyciera oczy mokre od łez, pożałowała. Mogła skłamać. Dać nadzieję na kolejny jeden dzień. – Był na liście zaginionych. Ale trwa śledztwo w jego… w ich sprawie. Robimy co w naszej mocy.
Pojawienie się Percivala było dla niej prawdziwą ulgą. Czuła się niemal przygnieciona do ceglanej, zimnej ściany przez filigranowy koszmar Ostatniej Stacji. Dziewczyna w pośpiechu otarła policzki i kiedy tylko usłyszała zamówienie, prędko odeszła, kelnerską tacę przyciskając do piersi.
Znowu mnie uratowałeś – spojrzała na niego spod szarych powiek. Tęczówki, dotąd jasne i żywe, były ciężkie i ciemne. – Tym razem przed tłumaczeniem się, że jak auror znika na więcej niż dzień, to w większości przypadków leży martwy w rynsztoku na którejś z ciemnych uliczek Londynu. – westchnęła cicho. Kiedy na niego patrzyła, praktycznie bez skrępowania, wydawał się inny niż wtedy… w Kumbrii. – Dobrze wyglądasz.
To chyba miało być powitanie. Niemrawe i pokrętne, ale zawsze jakieś.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]21.07.19 22:01
Kolejne sekundy upływające na obserwacji rozgrywającej się przed jego oczami sceny pozwoliły mu na wyłuskanie dodatkowych szczegółów: siedząca przy stoliku Jackie wyglądała, jakby miała ochotę być wszędzie, tylko nie tutaj, a na bladych policzkach kelnerki lśniły łzy, widoczne głównie dzięki słabemu blaskowi wiszących na ścianach lamp. Z jakiegoś powodu wątpił, by ich powodem było skrytykowanie przyniesionego trunku przez aurorkę – a jeśli nie, to musiało chodzić o coś prywatnego; o coś, w czym nieumyślnie przeszkodził swoim przybyciem, zjawiając się – na pewno – gdzieś między jedną wypowiedzią a drugą.
Był już bliski przeproszenia i wycofania się, by pozwolić im w spokoju dokończyć rozmowę, ale wyglądało na to, że eliksir się rozlał; dziewczyna z tacą wytarła pospiesznie policzki, najpierw robiąc krok do tyłu, jakby chciała odejść, a dopiero później przypominając sobie o swoich obowiązkach. Spojrzała na niego oczami o wciąż zaczerwienionych białkach, mamrocząc coś na temat zamówienia i sprawiając, że natychmiast poczuł się głupio – ale odegnał od siebie to wrażenie. – Jeszcze raz to samo poproszę – odpowiedział, wskazując przelotnie na kufel ciemnego piwa.
Gdy się odwróciła, zawiesił na niej spojrzenie tylko na moment, bardzo szybko przenosząc uwagę z powrotem na Jackie – w międzyczasie ściągając z szyi ciemny szalik i zsuwając z ramion płaszcz, żeby jedno i drugie odwiesić na oparciu krzesła. Musiał stłumić ogarniające go nagle uczucie odsłonięcia – od szczytu w Stonehenge nie minął nawet miesiąc i pojawianie się w miejscach publicznych wciąż jeszcze wpędzało go w dziwny, trudny do opisania dyskomfort – udało mu się jednak powstrzymać od nerwowego rozejrzenia się po pozostałych stolikach w poszukiwaniu jakiejkolwiek znajomej twarzy. Wątpił, by miał spotkać któregoś z Rycerzy Walpurgii w miejscu podobnym do tego. – Może nie czyńmy z tego tradycji – odpowiedział, pół-żartem, pół-serio, rzucając jej jednocześnie pytające spojrzenie. Nie wiedział, dlaczego tym razem potrzebowała ratunku – ale wyjaśnienie pojawiło się szybciej niż jego zamówiony alkohol. Niestety; gdyby miał przed sobą kufel piwa, mógłby przynajmniej wykorzystać go do stłumienia niekontrolowanego odkaszlnięcia, wywołanego faktem, że słowa Jackie uderzyły odrobinę za blisko kwestii, nad którą aktualnie wolałby się nie zastanawiać: ilu aurorów nie wróciło do swoich rodzin, bo zatrzymały ich zaklęcia popleczników Czarnego Pana? Ilu on sam zatrzymał? Przypomniał sobie zapłakane spojrzenie młodej dziewczyny i zrobiło mu się nagle niedobrze. – To chyba leży w naszej naturze – odpowiedział wreszcie, odchylając się lekko na krześle. – Nadzieja. Trzymanie się jej do samego końca – dodał, nie do końca pewien, czy wciąż mówił o kelnerce i zaginionym aurorze, czy może o samym sobie. Ale być może nie miało to większego znaczenia.
Uśmiechnął się lekko, słysząc padający z ust Jackie komplement. Nie wyglądał dobrze – nie we własnej ocenie, przez ostatni miesiąc schudł parę kilo, nadal miał też problemy ze snem – ale jeżeli porównywała go do obrazu nędzy i rozpaczy, który prezentował sobą w Kumbrii, to rzeczywiście miała rację. – Dziękuję, ty też – odpowiedział odruchowo. – Cieszę się, że wróciłaś do siebie. – Bo nie miał powodu, żeby życzyć jej źle.
Kelnerka pojawiła się znowu, żeby postawić przed nim ciężki kufel ciemnego piwa. Podziękował, ale tym razem nie spojrzał jej w oczy.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]24.07.19 23:42
Zadziwiał ją ten obraz. Zadziwiał i przerażał jednocześnie. Wyburzane budowle kładły się jak domki z kart w zaledwie kilka sekund, jedną chwilę, dłuższą czy krótszą, tłum gapiów patrzył na to z lękiem dobijającym się w różnobarwnych tęczówkach jak w gładkiej tafli jezioro. Natomiast magiczną społeczność zabijano na przestrzeni lat i widok krwawiących, wyniszczonych ludzi wlokących się po magicznych uliczkach był jakby bardziej do zaakceptowania. Źrenice przyzwyczaiły się do blasku ataków, do strzelających z nieba błyskawic; uszy zaakceptowały trzaski zaklęć uderzających o ściany budynków, krzyki przestraszonych ludzi. Wchodziło się do baru i nikt nie zdawał się spięty lękiem, choć Jackie wiedziała, że ten zawsze czyhał za rogiem, szukał tylko chwili, by wyskoczyć z pazurami. Odnajdywane oazy traktowane były jak długie terapie – pojone alkoholem umysły stawały się lżejsze, łatwiej zapominały, pozwalały krwawe szczegóły trwającej za drzwiami wojny traktować z większym dystansem. Ten świat toczyła choroba – choroba przyzwyczajenia. Sama przypominała sobie, jak szybko potrafiła pogodzić się z anomaliami, jak niecierpliwie oczekiwać, że jej różdżka nie odpowie, a zaklęcie chybi celu. Dziewczyna Andy’ego była przykładem tego, jak w jednej chwili potrafił runąć cały świat i jak szybko ta ułuda spokoju stała się najczystszą paniką. Rest nazwał kiedyś podobne zjawisko teoria mysiej pułapki.
Ta nazwa znów zamajaczyła pod ciemnymi włosami związanymi w niedbały kok. Gdy przeniosła spojrzenie piwnych tęczówek na Percivala, odniosła dziwne wrażenie, że rozumiał, co czuła. Dlaczego? Gdyby miała zgadywać, powiedziała, że to tajemnicza kobieca intuicja. Znali się zbyt krótko, by mogli badać emocje z oczu i drobnych, mimicznych zmian na twarzy. Uważała Percivala za porządnego człowieka, czarodzieja ze świetną intuicją i naprawdę godnymi gratulacji zdolnościami magicznymi. Śledziła jego sylwetkę, kiedy siadał, z dziwną stałością, biernością, przewracając karty historii w Kumbrii. I mimo że umysł zdawał się być ospały, spięte mięśnie odpuściły dopiero, gdy kelnerka od nich odeszła. Pozwoliła sobie nawet odpowiedzieć na ten drobny żart ze strony mężczyzny cieniem uśmiechu.
Co racja to racja. Ale to całkiem osobliwe, że los tak miło z nas drwi – wciąż rzucając nam pod nogi te same kłody. Co będzie następne? Smok strzegący wieży, w której ktoś jakimś cudem zamknął Jackie i Percival galopujący na białym koniu? Wolałaby nigdy nie doprowadzić do takiej sytuacji. Dotknęła opuszkami palców szklanej powierzchni kufla, badając rzeźbienia przypominające sztywną, jaszczurzą łuskę. – Oby tylko ten koniec nie okazał się upadkiem z wysoka. – Caroline nie wróciła. Wątpiła, żeby Andy miał większe szczęście.
Oboje chyba chcieli oszukać rzeczywistość, zakląć ją w jakiś płochy sposób, żeby wcale nie wydawała się tak trudna do przetrawienia – a więc tak, oboje wyglądali dobrze. Dobrze w porównaniu do tego, co działo się dookoła nich.
To też twoja zasługa. Czasami wyobrażam sobie, co mogło się ze mną stać, gdyby nie twoja decyzja. Mam nadzieję, że nie masz mi za złe, że do tego wracam. Potrzebuję odpowiedzi na kilka męczących mnie pytań, ale zanim zacznę, to… mój ojciec przekazuje ci podziękowania. Pluje sobie w brodę, że nie otworzył do ciebie wtedy ust. Ale był wdzięczny, chcę, żebyś o tym wiedział. Gdybyś czegoś potrzebował… wystarczy, że napiszesz. Pomożemy ci. – spojrzała na niego krótko, zaraz potem przenosząc wzrok na kufel i z ociąganiem znów wracając nim do twarzy Percivala. – Co do Kumbrii – znałeś osoby, które były tam razem z nami? Prócz Foxa i Skamandera, oczywiście. Chodzi mi o tę kobietę, pomogła mi wydostać się z dolnego piętra, miała na imię… Nem? I ten mężczyzna. Dokładnie ten, który zamienił się w czarną mgłę.
Aurorskie treningi i testy zmusiły ja do sięgania do wszystkie informacje, nieważne, czy chodziło o wroga, przestępcę czy drobnego niepozornie wyglądającego cywila – umysł potrzebował fragmentów, by układanka mogła zostać zapełniona, a te same z nieba nie spadały. Potrzebowała ludzi, którzy mogli wiedzieć więcej niż ona. I przy okazji mogła lepiej poznać samego Percivala.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]27.07.19 19:52
Zastanawiał się mimowolnie, czy potrafiła to wyczuć. Że to wszystko – podziemne, zadymione puby, tanie piwo, zwyczajna rozmowa we wtorkowy wieczór – nie było jego światem; że czuł się trochę jak dziecko, dopiero uczące się kroków, podczas gdy wszyscy dookoła tańczyli już walca; jak intruz lub oszust w kiepskim przebraniu, czy może – jak ktoś, kto to przebranie właśnie zrzucił, tylko po to, by zorientować się, że przez lata zdążyło już zabarwić jego skórę i zatruć go od środka. Wiedział, że była aurorką, czarownicą wyszkoloną w tropieniu czarnoksiężników – co by powiedziała na fakt, że jednego z nich miała przed sobą? Że jego dłonie, te same, którymi podniósł ją nieprzytomną z ziemi w Kumbrii, były używane do zgłębiania czarnej magii, naginania jej do jego woli, krzywdzenia innych? Czy traktowałaby go z taką samą życzliwością, czy może skrzywiłaby się z obrzydzeniem?
Spodziewał się, że będzie trudno: zejść z piedestału, roztrzaskać za sobą lustrzane pałace, które przez lata pozwalały mu na dostrzeganie jedynie siebie oraz tych, którzy razem z nim w nich mieszkali; żyć wśród ludzi do tej pory będących wyłącznie bezimienną mozaiką twarzy, postaci bez własnej historii, anonimowych nazwisk drukowanych w Proroku Codziennym; żyć w ogóle – łapał się na tym czasami, wstydliwie, z zażenowaniem, na zastanawianiu, czy nie byłoby lepiej, gdyby pogrzebała go rozstępująca się ziemia w Salisbury, albo gdyby Voldemort posłał w jego stronę więcej niż tylko nienawistne spojrzenie. Ale może właśnie to miała być jego kara, spędzenie reszty dni pomiędzy, na tym samotnym pasie ziemi niczyjej, rozciągniętej między Rycerzami Walpurgii, a Zakonem Feniksa. – Może po prostu się nam odpłaca – mruknął, uśmiechając się krzywo w odpowiedzi na jej słowa. Nie potrafił jej rozgryźć, ani na podstawie listów, ani teraz, gdy siedziała tuż przed nim. – Mówią, że to nie sam upadek jest tym, co nas zabija – dodał po chwili, trochę w zamyśleniu. – Że umieramy dopiero, kiedy nagle przestajemy spadać. – Zdrada, której dopuścił się w październiku była dla niego skokiem w pustkę, ale to nie wygłaszając obrazoburczą mowę czuł się, jakby umierał – ani nawet nie kiedy upadał na ostre kamienie, czy widział czarną chmurę dementorów nad swoją głową; powietrze uciekło z jego płuc dopiero, gdy w gorączce ugięły się pod nim kolana, a on sam opadł bezwładnie na ganek przed drzwiami Bena, orientując się, że nie zostało mu już nic, co uważał za drogie. Albo prawie nic.
Odetchnął bezgłośnie; dlaczego chciałaś się ze mną spotkać, Jackie? Skinął głową, potrzebowała odpowiedzi – potrafił to zrozumieć; nie był tylko pewien, czy był właściwą osobą, by ich jej udzielić. Upił łyk piwa, smakowało dziwnie, jakby poczuciem winy. Zawahał się; chciał jej powiedzieć, że nie miała u niego żadnego długu, ale wtedy musiałby wytłumaczyć, dlaczego – a na to nie potrafił się jeszcze zdobyć. Więc wycofał się w ostatniej chwili, zwyczajnie kiwając głową. – Ja... dziękuję – powiedział; tak, jakby przyjmował ofertę pomocy, choć już w tamtym momencie był pewien, że nigdy nie ośmieli się po nią zgłosić. – A co do twojego ojca – to zrozumiałe, że miał wtedy inne priorytety niż rozmowa z nieznajomym – dodał, starając się nie myśleć o tym, że jego córka lub syn wychowają się bez niego, najprawdopodobniej karmieni kłamstwami na jego temat. Odchrząknął, zmuszając swoje myśli do powrotu na właściwe tory: do Kumbrii, i do siedzącej naprzeciwko niego kobiety. – Nigdy wcześniej jej nie spotkałem – powiedział powoli, kręcąc głową, świadomie zaczynając od prostszej części pytania. Uniósł spojrzenie na Jackie; mógłby skłamać, czuł jednak, że zasługiwała na szczerość – a on nie odnajdywał żadnego powodu, dla którego miałby strzec prawdy. – Mężczyzna to Craig Burke. W Hogwarcie byliśmy w jednym dormitorium, zresztą razem z Foxem. Później… Długo uważałem go za przyjaciela. – Zamilkł, przez chwilę jeszcze nie spuszczając wzroku z jej twarzy i czekając na jej reakcję. – Jackie – odezwał się po sekundzie; zerknął w dół, na bladą powierzchnię piwa – ale tylko przelotnie. – Chciałbym, żebyś wiedziała, że nie byłem tam jako jeden z nich. – Czarnoksiężników, handlarzy, wielbicieli plugastwa i przemocy; nie spotkali się w końcu na sielankowym pikniku, a w siedlisku wszystkiego, co najgorsze. Jej powód obecności tam był raczej oczywisty, jego – już nie tak bardzo. Nie był pewien, dlaczego potrzebował to wyjaśnić. Może chodziło o jej nie do końca zrozumiałą życzliwość – a może wciąż o zapłakany wzrok snującej się gdzieś między stolikami kelnerki.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]29.07.19 13:53
Intrygował ją. Już od momentu, gdy spotkali się w Kumbrii i przyszło im ze sobą współpracować, jego obecność i zachowanie sprawiały, że szukała odpowiedzi, które mogłyby wypełnić pozostawione przez pytania wyrwy. Nie był oczywisty, choć im dłużej mu się przyglądała, dostrzegała coraz więcej szczegółów. Jego słowa idące za rękę z drobnymi gestami – niezbyt wyraźnymi uśmiechami, oczami, w których błyszczała iskra skrywanego bólu, zadra przeszkadzająca od dłuższego czasu? – odkrywały przed nią coraz więcej. Widziała ciężar na barkach, które zginały się pod nimi, luzując materiał płaszcza na ramionach, westchnięcia, choć bezgłośne, dające jawne poszlaki umęczenia. Nie był pierwszym, którego analizowała. Przesłuchiwała wielu zwyrodnialców, którzy za wszelką cenę próbowali zamarkować swoje prawdziwe „ja”, do każdego z nich musiała dotrzeć, odkryć ich grubą skórę, dostać się do trzewi i zmusić do gadania. Nie traktowała Percivala jak jednego z nich, ale jednak pojawił się w Kumbrii. Pojawił się w miejscu, do którego przypadkowy spacer nie prowadził; do miejsca, gdzie trzeba było się wślizgnąć jak do mysiej dziury i, przede wszystkim, mieć ku temu powody. Finalnie jednak stanął po stronie broniących ludzi, którzy zdecydowali się zgotować im piekło w podziemnym bunkrze, podjął razem z nią, Foxem i Skamanderem całkiem nielogiczną decyzję. I to dawało jej poczucie twardej pozycji względem niego. Zanim jednak dotarła do myśli krążących jej po głowie od czasu, gdy znalazła się w domu dzięki niemu, siedzącemu blisko mężczyźnie, miała wrażenie, że to pewien sposób spowiedzi, pokrętnego wyznania win. Od początku ojciec wmawiał jej, że tylko oni, aurorzy, są uznawani za najbardziej sprawiedliwych, rozsądnych i prawych czarodziejów, a idee o czystości krwi i czarna magia to choroba tego świata. Myślała, że jest czysta, ale jednak zbyt wiele istnień miała na swoim sumieniu. Zbyt wiele przelanej krwi, niedogonionych czarnoksiężników, którym dała okazję zabić kolejne osoby. Miał rację – moment spadania z wysoka wcale nie bolał, wręcz przeciwnie, dawał poczucie nieważkości, niezapowiedzianej przyjemności. Rzadko się zdarzało, że była typową optymistką, wolała twardo stąpać po ziemi. Wolała zostać zaskoczona niż gorzko rozczarowana.
Może tym razem to nie śmierć, a pogruchotane kości. Niektórzy żałują, że przez upadek łamią kręgosłup i cierpią do końca życia, zamiast umrzeć na miejscu. – czekało ją jeszcze wiele takich upadków, choć za wszelką cenę starała się ich unikać, dociekać, szukać, węszyć jak pies. Wciąż jednak w którymś momencie musiała powinąć jej się noga. Ktoś musiał umrzeć. Ktoś niewinny, niezasługujący na karę. Upiła nieco piwa, na krótką chwilę wracając do sylwetki ojca. Do jego twarzy, kiedy zobaczyli się w kuchni. Do chwil, za którymi tęskniła. – To nie do końca jest takie zrozumiałe. Jest aurorem, musimy uważać, być czujni. Ale najwyraźniej dobrze ci z oczu patrzy. – wcale nie uważała to za komplement, raczej za cechę każdego człowieka, którzy w rozmowie wykazują się czystymi intencjami. W tej chwili niewiele się pomyliła.
Objęła kufel dłońmi, splatając pod uchem palce, jakby chłód na zewnątrz nie wystarczał. Zerknęła na jego palce, ledwie okręcając głowę. Słuchała, skupiała się na informacjach, którymi się z nią dzielił. Chciałaby jeszcze gdzieś spotkać te kobietę, nawet jeśli za kontakty z handlarzami sztukami zakazanymi miałaby ją przydybać.
Musiało ci być niezręcznie, kiedy zobaczyłeś go po takim czasie. Starzy przyjaciele. – była pewna, że Percival nie miał pojęcia, kim Craig się stał. Może to i lepiej. I nie słyszała, by i Fox o nim wspominał. – Widziałeś, jak zamieniał się w czarną mgłę? Jak sądzisz, co to może być? Forma transmutacji? A może czarnej magii? – ona wiedziała więcej, ale być może i on posiadał jakieś szczątkowe informacje, widział w Londynie podobne przypadki. Tak nagle wyartykułowane imię zwróciło jej uwagi. W jego ustach nie brzmiało jednak twardo, rozkazująco, a w jakiś sposób kojąco, może nawet zaznaczał w ten sposób prośbę? Jego dalsze słowa ją zaniepokoiły. Próbował ją zapewnić o swojej niewinności? – Zorientowałam się. Ale jednak jakimś sposobem się tam znalazłeś. Więc co tam robiłeś?
Nie chciała brzmieć tak bardzo… zawodowo. Nie przyszła tutaj w końcu jako aurorka z wielkimi ambicjami, a jako czarownica, której czasami zdarzało się uwierzyć w innego człowieka.



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]30.07.19 13:25
Trudno było mu uwierzyć w to, jak blisko jego własnych doświadczeń padały jej słowa, jak trafnie uzupełniała pozostawione przez niego luki, i jak sprawnie manewrowała między niedopowiedzeniami. Zupełnie jakby wiedziała, choć przecież wiedzieć nie mogła; był tego pewien, w innym wypadku nie siedziałaby naprzeciwko, a jej spojrzenie nie miałoby tego nieodgadnionego wyrazu: przenikliwego, ale jednocześnie szukającego zrozumienia. Czy tego wszystkiego, o czym mówiła, zdążyła już nauczyć się na własnych błędach, czy były to zdania mądrości zasłyszane od kogoś innego? A może zwyczajnie posiadła już zdolność do rozczytywania jego gestów i wyciągania prawdy wprost z przeciągającego się milczenia? Nie wiedział – i prawdę mówiąc żaden scenariusz nie wydawał mu się specjalnie nieznośny, bo chociaż nie znali się zupełnie, dzieląc ze sobą zaledwie jeden szalony i pozbawiony sensu (oraz częściowo – zmysłów) wieczór, to z jakiegoś powodu był w stanie przyznać sam przed sobą, że darzył ją zaufaniem. Może wystarczyły słowa Foxa, wypowiedziane naprędce w podziemnym bunkrze, może przekonały go jej własne – wykrzyczane w stronę chowających się za szybą mugoli – a może zwyczajnie był zmęczony szukaniem ukrytych motywów i nieszczerych intencji tam, gdzie ich nie było. – Też tak kiedyś myślałem – odpowiedział bez namysłu, zanim właściwie dotarło do niego, do czego pośrednio się przyznawał; rzadko o tym myślał – ale kiedy rzeczywiście upadł, ponad trzy lata temu wracając do kraju z leczącymi się powoli poparzeniami i palącą, nieznośną świadomością, że już nigdy nic nie będzie takie samo, żałował, że nie umarł; więcej, niejednokrotnie próbował później naprawić ten błąd poczyniony przez rzeczywistość – czy nie po to wpychał się raz po raz w objęcia niebezpieczeństw, zaglądając na Nokturn i biorąc udział w nielegalnych pojedynkach, licząc na to, że za którymś razem powinie mu się noga? – Ale nawet z pogruchotanym kręgosłupem jesteś w stanie coś jeszcze zrobić. Naprawić, stworzyć. Komuś pomóc. I może gdzieś po drodze sprawić, że ta reszta dni będzie bardziej znośna. – Ben go tego nauczył. Że rany się zabliźniały, że porażkę, nawet tę najbardziej gorzką, dało się przełknąć – o ile miało się wystarczająco dużo odwagi. I odpowiednio wytrzymały żołądek. W innym wypadku już dawno by się poddał, ale jednak: mimo że świat, który znał, skończył się w Stonehenge, z jakiegoś szalonego powodu wciąż miał nadzieję. To było dobre uczucie, jeszcze obce – ale dobre.
Roześmiał się, słysząc następne zdania, wypływające z ust Jackie. Cicho, niemal bezgłośnie – rozbawione parsknięcie stłumił kufel, nad którym akurat się nachylił. Odstawił go ostrożnie na blat. – Najwyraźniej – przytaknął, zaraz po tym jednak dodał: – Chociaż jestem pewien, że nie wszyscy by się z tym zgodzili. – Zamilkł na moment, mląc w ustach następne słowa. – To tak działa? – odezwał się wreszcie z mieszaniną zainteresowania i powątpiewania, przeplatanymi autentyczną ciekawością. – Patrzycie na kogoś i wiecie, do czego jest zdolny? – To nie mogło być takie proste – a jednak, za każdym razem, gdy zdarzało mu się obcować z aurorami, miał wrażenie, że widzieli więcej.
Wbrew pozorom nie przeszkadzał mu ten mentalny powrót do Kumbrii; nie tutaj, w zatłoczonym pubie, chociaż faktycznie był czas, że nie był w stanie przespać spokojnie nocy, budząc się z nieodpartym wrażeniem, że ściany dusznej sypialni zbliżały się do siebie, gotowe zgnieść go w odbierającym powietrze uścisku. – Właściwie to w tamtej chwili przejmowałem się głównie tym, że siedzę w celi z rękami przykutymi do ściany, a obok rozkłada się trup – odpowiedział szczerze. Nie był pewien, czy niezręczność była odpowiednim słowem, którego użyłby do opisania swojej reakcji na śledzące go z drugiej strony pomieszczenia spojrzenie Craiga, ale prawdę mówiąc – zwyczajnie wolał nie analizować własnych uczuć, ani wtedy ani teraz. Cały ten temat w ogóle był śliski; upił łyk gorzkawego alkoholu, zastanawiając się, ile właściwie mógł powiedzieć Jackie. Czy fakt, że była tam ze Skamanderem i Foxem oznaczał, że również zasilała szeregi Zakonu Feniksa? Musiał założyć, że nie – nie mógł pozwolić sobie na potknięcia, zwłaszcza, odkąd wiązała go przysięga wieczysta. – Widziałem – przytaknął. Doskonale wiedział, czym była smolista, mglista forma, w którą zamienił się Śmierciożerca – a mimo że sam nigdy do końca nie nauczył się tej sztuki, zbliżając się do jej opanowania, ale nie przekraczając ostatecznej granicy, to doskonale wiedział jak; pamiętał żywo spotkanie w Białej Wywernie i zwój przekazany im przez Czarnego Pana. – Myślę, że po części jedno i drugie – odpowiedział z zawahaniem, dosyć szybko przeskakując na inny temat, gdy tylko nadarzyła się taka okazja. – Miałem się tam spotkać z handlarzem, który twierdził, że ma do zaoferowania smocze jaja – powiedział, krzywiąc się nieświadomie. Nierozwiązana sprawa wciąż go męczyła, jak ostry kamień w bucie albo drzazga wbita głęboko w palec, której w żaden sposób nie był w stanie się pozbyć. – Nie, żeby je kupić – jestem smokologiem, przed zamachem stanu pracowałem w Ministerstwie Magii, zajmowałem się organizowaniem wypraw. W czasie jednej z nich skradziono nam trzy jaja chińskich ogniomiotów. Zanim odszedłem z departamentu, obiecałem przyjacielowi, że je odzyskam. – Kolejna złamana obietnica – po wybuchu anomalii w Krainie Jezior, handlarz zapadł się pod ziemię; może zwietrzył podstęp, a może padł ofiarą niestabilnej magii; tak czy inaczej, Percival obawiał się, że ogniomioty wymknęły mu się z rąk na dobre.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]31.07.19 13:05
Dobrze było czasem porozmawiać z kimś, kto krążył jako samotna planeta po tej samej orbicie, zakreślał podobny szlak, gdy wyruszał na spacer, wiązki jasnego światła otaczały te same miejsca. W jakiś sposób napełniało ją to jednocześnie dziwną, parzącą płuca radością i niepokojem rozrywającym powoli skórę, przedzierający się między ścięgnami, włóknami mięśni. Bo znała to uczucie. Słuchając go, szukała jego genezy – skąd się wzięło, dlaczego błysnęło w jej umyśle i sprawiło, że jej ciało poczuło się dziwnie nie na miejscu, jakby powinno być teraz gdzieś indziej. Odpowiedź przyszła, gdy wzór myśli uwiązał się w jedną ze znanych jej sylwetek.
Przypominał jej Resta. Myślał podobnie jak on. Dlatego pomyślała o jego mądrościach – o teorii mysiej pułapki.
Skrzywiła się lekko, gasząc ten grymas zlatującą na policzek taflą czarnych włosów, które razem z nim zawinęła za ucho i zaczesała do tyłu. Wciąż były wilgotne od deszczu. Zgadzała się z nim – tak, jakby siedział przed nią Rest. Pomyślała, że to głupie. On już umarł, została po nim tylko błękitna apaszka, którą odziedziczył po ojcu. Los za to podarował jej Percivala. Może to nie było do końca takie głupie. Raczej pokrzepiające.
I sądzisz, że dzięki temu wyleczymy złamany kręgosłup? Że kiedykolwiek wyprostujemy się po porażkach? – ona sądziła, że nie, ale nie chciała mu też niczego sugerować, podpowiadać, że pewnych rzeczy naprawić się nie dało. Rozbite na ziemi jabłko nigdy nie wróci do pełni zdrowia, ale nakarmi zagubione zwierzęta, zapewni byt kilku owadom. Uśmiechnęła się do siebie, ale mimiczny, dobry gest dotarł tylko w kąciki ust, oczy, wciąż zmęczone, były dla niego zbyt daleko. Dopiero parsknięcie Percivala rozjaśniło nieco żar w jej tęczówkach. – Nie zawsze. Znacznie częściej dajemy wiarę zaklęciu. Mallus szybko potwierdza albo obala nasze tezy. – uniosła kufel, by upić z niego spory łyk. Nie miała powodów, by stosować je na jego skroni. Byli w gospodzie, ryzykowanie anomaliami było zbyt wysokie i zagrażało znajdującym się zgromadzonym wokół nich osobom. – A te znaki na niebie? Czaszka i węże. Sądzisz, że mają to samo źródło? – doceniała fakt, że nie był związany z Zakonem Feniksa i mogła o tym porozmawiać z kimś, o nieokreślonych poglądach, zbadać, czy budziły w nim niepokój tak silny, jak w niej, gdy doszły do niej słuchy o kolejnych, coraz częściej pojawiających się wśród gwiazd. Opowieści o smoczych jajach słuchała z uwagą. W końcu nieczęsto miała do czynienia z tak mistycznymi przedmiotami magicznego świata. Zbliżające się do siebie brwi stworzyły łagodne bruzdy, gdy wspomniał o ich kradzieży. Dopiero wtedy połączyła ze sobą fakty. Czytała raport, w którym wspominano o podobnej sytuacji. Rozejrzała się po lokalu, szukając nienachalnie twarzy, które mogłyby usłyszeć za dużo. Do tej pory prowadzili dość niejednoznaczną rozmowę, wymieniali się faktami, które sprowadzały niepokój, ale były powszechnie znane. Poza tym wolałaby nie wprowadzać Percivala w tajniki aurorskich archiwów, jeśli w pobliżu znalazłyby się niepowołane osoby. – Chyba wiem, o czym mówisz. I mogłabym ci powiedzieć więcej, ale nie w tym miejscu. Wyjdziemy stąd?
Zbyt wiele uszu mogło ich słuchać. A tego nie chcieli oboje. Ostatnie krople ciemnego ale zostały na dnie kufla ozdobionego jaszczurzą łuską - była gotowa do drogi.

| zt



pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 7sLa9Lq
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5414-jackie-rineheart#122455 https://www.morsmordre.net/t5418-kluska-jackie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f205-opoka-przy-rzece-wye-walia https://www.morsmordre.net/t5423-skrytka-bankowa-nr-1349 https://www.morsmordre.net/t5424-jackie-rineheart
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]29.01.20 20:15
30.01?

Steffen kojarzył Dudleya poprzez Bertiego, a teraz dzielili nawet miejsce pracy, ale ich ostatnie spotkanie było wyjątkowo niezręczne. Cattermole spektakularnie rozlał kawę, niesioną dla swojego szefa, a do posprzątania kałuży wezwano właśnie Sheridana. Steff nie miał pojęcia, że znajomy pracuje w Ministerstwie w takim charakterze i spotkanie bardzo go zaskoczyło. Dudley wydawał się bardzo pewny siebie, a wręcz troszkę zarozumiały, więc Steff wątpił, aby wycieranie podłóg w Ministerstwie należało do jego ambicji życiowych. Może to zwątpienie odmalowało się wtedy na jego twarzy, bo zapamiętał tamto spotkanie jako bardzo niezręczne i czym prędzej uciekł. Potem, gdy ochłonął, postanowił wynagrodzić Dudleyowi ewentualną przykrość i zaprosić go na piwo. Tym bardziej, że pamiętał o zainteresowaniu Sheridana historią magii i miał do niego kilka pytań.
Cattermole przespał większość wykładów o historii magii w Hogarcie, korzystając z krótkowzroczności profesora, siadając w ostatnim rzędzie i odsypiając długie noce, spędzone na próbach przemiany w szczura. Jego postanowieniem noworocznym było jednak nadrobić te braki. Może i wiedza o tym, kto był Ministrem Magii w 1789 roku, była zupełnie bezużyteczna, ale do Steffena coraz mocniej docierało, że jego ignorancja dotyczy również polityki. Nie mógł pozwolić sobie na niezrozumienie obecnej sytuacji politycznej, skoro zaangażował się w Zakon Feniksa. Tym bardziej, że opisywanie ploteczek dla "Czarownicy" również wymagało pewnego rozeznania w temacie. Prawdziwy powód spotkania z Dudleyem nie był jednak ani altruistyczny ani zawodowy. Steffena sprowadziła do pubu osobista ciekawość, powiązana z niedawnym zawodem miłosnym - czekał tylko na odpowiedni moment, aby sformułować swe pytanie bez wzbudzania podejrzeń.
Zajął miejsce w kącie i czekał na Sheridana. Pomachał mu wesoło, gdy ten przekroczył drzwi pubu i gestem zaprosił go do stolika.
-Dudley, strasznie długo się nie widzieliśmy! Jak się miewasz? Czego się napijesz? Podobno mają tu dobre ale! - zasypał chłopaka swoim zwyczajowym potokiem słów, w niepamięć puszczając ich spotkanie nad kałużą kawy - bo w prywatnym kontekście widzieli się faktycznie dłuższy czas temu.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]30.01.20 21:24
Nigdy nie zwracał na Steffena większej uwagi. W szkole starszy chłopak zwykle krył się w cieniu Bertiego Botta i Dudley po prostu brał go za tego mniej ważnego. Mniej istotnego, mniej zdolnego. Nie wartego szczególnego zainteresowania. Czas jednak pokazał, że młodzieńcza arogancja była co najmniej irracjonalna. W końcu to Cattermole został ministerialnym łamaczem klątw, a jemu zostało mycie podłóg. Choć kto wie, gdzie Steffen był dwa lata temu? W końcu dzieliły ich dwa szkolne lata. Młody mężczyzna miał większe możliwości związane ze szkoleniami czy zdobywaniem doświadczenia.
Nie miał wielkiej chęci na spędzaniu czasu ze Steffenem. Mimo że w trakcie spotkania w pracy chłopak wydawał się raczej (zbyt) sympatyczny i nieoceniający to Dudley czuł wewnętrzny ścisk. Kto wie, może to właśnie w pubie Cattermole planował go wyśmiać?
Zgodził się jednak, nie chcąc wyjść na totalnego, podejrzliwego dupka. I tak niektórzy go za takiego mieli, a Dudley, mimo wszystko, dalej był po prostu młodym chłopakiem. Takim, który chciał wychodzić do ludzi i spędzać z nimi czas. Szczególnie teraz, gdy nie musiał opiekować się matką i w końcu mógł sobie pozwolić na wyjścia poza dom. Miesiące, które spędził na opiekowaniu się rodzicielką, wybiły go z życia towarzyskiego.
Wszedł więc do baru o umówionej godzinie, odziany w dość prostą, ale typowo czarodziejką szatą: Dudley w żadnym razie nie miał zamiaru być wzięty za mugola. To przecież byłaby chyba obraza stanu! Wystarczy, że matka czasem kupowała mu niemagiczne stroje, uznając, że są wygodniejsze i bardziej praktyczne. Może i były, ale czarodziejski stan wymagał przecież poświęceń.
Po wejściu potrzebował chwili, aby namierzyć siedzącego w kącie Steffena. Zajęło mu to chwilę, nawet mimo machania chłopaka. W końcu jednak Dudley ruszył w jego stronę, z nieco szarmanckim uśmiechem na twarzy.
Cześć Steff – powiedział, przysiadając się do stolika i ściągając wierzchnie odzienie. – W porządku. Słyszałeś ten nowy kawałek Celestyny? Mam wrażenie, że wszyscy o nim ostatnio mówią – zagadał. Sam go nie słyszał; musiał kupić magiczne radio, ale jak na razie nie miał czasu, by wejść do sklepu. – To spróbujmy, niech będzie – zgodził się ze wzruszeniem ramion, zaczepiając kelnerkę i prosząc, by podała im piwo do stolika.


.. kiedy idę popływać, nie lubię się torturować, wchodząc do zimnej wody stopniowo. Nurkuję od razu i jest to paskudny skok, ale po nim cała reszta to pestka.

Dudley Sheridan
Dudley Sheridan
Zawód : Młodszy archiwista i genealog ds. rejestracji w MM
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Nie masz obowiązków wobec nikogo z wyjątkiem siebie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pub "Ostatnia stacja" - Page 3 EdI3Em4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7817-dudley-sheridan-w-budowie https://www.morsmordre.net/t7936-barberus#226451 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f103-pokatna-87-4 https://www.morsmordre.net/t7938-skrytka-nr-1880#226453 https://www.morsmordre.net/t7937-dudley-sheridan#226452
Re: Pub "Ostatnia stacja" [odnośnik]01.02.20 6:24
Na szczęście Cattermole był bardzo wrażliwy na nastroje płci pięknej i nie przejmował się tym, co myślą o nim rówieśnicy - dlatego nie zauważył dawnego lekceważenia i obecnej podejrzliwości Dudleya. Piwo było po prostu piwem, choć również formą rekompensaty za speszenie przy ich ostatnim spotkaniu. Steff miał w sobie sporo empatii i rozumiał, że spotkanie szkolnego znajomego jest mocno niekomfortowe, gdy trzyma się mopa w dłoni. Może i miał lepsze stanowisko pracy niż Sheridan, ale przecież on też borykał się z typowymi bolączkami młodych pracowników. Jego koledzy jakoś nie musieli nosić kawy dla szefa.
Cattermole nigdy nie bywał też podstępny - kłamał tylko dla własnych korzyści albo w samoobronie, oszustwo wydawało się zbytnim wysiłkiem aby kogoś wyśmiać. Dudley zresztą trzymał swoje osądy w sekrecie i Steffen nie miał powodu, aby poznać jego opinię o własnej osobie i się do niego zniechęcić.
Miał wielką chęć na spędzenie czasu z Dudleyem, bo w sumie to nie miał z kim wychodzić na piwo po pracy. Bertie, zajęty rozkręcaniem cukierni, miał coraz mniej czasu, a w dziale łamaczy klątw Steff był jednym z najmłodszych pracowników. Ci starsi spieszyli się do swoich rodzin, albo nie mieli chęci na integrację z gówniarzem.
Poza tym, była też ta sprawa, w której potrzebował pomocy Sheridana, ale z którą postanowił się na razie wstrzymać - choć milczenie kosztowało go sporo energii.
-Słyszałem go nawet na Sylwestrze! Śpiewała z moim kumplem Johnnym! - ucieszył się na wspomnienie Celestyny, bo gdy trauma po wydarzeniach na Sylwestrze zelżała, zaczął się szczerze cieszyć szczęściem Bojczuka. -A ty, byłeś wtedy w Dolinie Godryka? - zagaił ostrożnie, mając nadzieję, że nikt nie podeptał tam Dudleya.
-Za Nowy Rok! - wzniósł toast przyniesionym szybko ale. -Oczywiście, zapraszam! Dostałem niedawno podwyżkę. - uściślił i od razu skłamał, aby Dudley poczuł się trochę gorzej lepiej odnośnie przepijania pieniędzy kolegi. Zaproszenie wynikało trochę z litości... bo jego pensja była skromna, ale na pewno większa niż ta sprzątacza...a trochę dlatego, że spotkał się z Sheridanem dość interesownie.
-Nadal interesujesz się historią magii? Wiesz, szlacheckimi obyczajami i... takimi tam? - odchrząknął i upił nieco za duży łyk ale, aby zasłonić rumieńce na własnych policzkach.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen

Strona 3 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pub "Ostatnia stacja"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach