Wydarzenia


Ekipa forum
Brzozowa alejka
AutorWiadomość
Brzozowa alejka [odnośnik]17.07.17 1:40

Brzozowa alejka

Nieopodal brzegu jeziora Magicznej Sasanki zaczyna się ścieżka, która prowadzi prosto w brzozowy zagajnik. Alejka ta jest położona pomiędzy gęsto rosnącymi brzozami i zapewnia dość dużo prywatności, toteż jest miejscem chętnie wybieranym przez pary - nie brakuje tutaj jednak również samotnych myślicieli, którzy nabrali ochoty na spacer na świeżym powietrzu. Nie jest to typowa wydeptana dróżka, bowiem jej podłoże stanowi wiecznie zielona trawa, a raz po raz na środku ścieżynki znaleźć można brzozy, których rozłożyste konary tworzą baldachim nad przechodzącymi. Ścieżka oświetlona jest stojącymi w trawie między białymi pniami drzew magicznymi lampionami, których ciepły, migotliwy blask nadaje brzozowej alejce aury tajemniczości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzozowa alejka Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]03.02.18 17:45
|9 maja

Po ostatnim spotkaniu z grupą baletową w teatrze, kariera młodej projektantki przybrała nieoczekiwany obrót. Swój zakres obowiązków poszerzyła do pomocy nie tylko przy strojach tancerek, ale i przy dekoracjach oraz oprawie graficznej całego spektaklu. Jej rady okazywały się cenne, jak i same pomysły, które w połączeniu z historią o magicznych nimfach tworzyły baśniową całość. Cieszyła się z tej szansy, upatrując w niej okazji do rozwinięcia swoich umiejętności, nie tylko na polu projektowania, ale i zwróceniu się w stronę traktowanego po macoszemu ostatnimi czasy malarstwa, które wciąż miało specjalne miejsce w jej sercu. Dzisiejszego poranka jasnowłosa wstała dość wcześnie z zamiarem spaceru po pobliskich lasach, co zresztą od pewnego czasu było jej stałym rytuałem. Ale za tym spacerem kryło się coś więcej, niż zwykła chęć zaczerpnięcia powietrza, bowiem to właśnie tu zamierzała popracować.
Chcąc jak najlepiej oddać roślinne detale scenografii, udała się w jedno ze swoich ulubionych miejsc. Pogoda całkiem sprzyjała spacerom, tak samo poranne światło budzącego się do życia lasu - chodziła nieśpiesznie znanymi tylko sobie ścieżkami, co chwila przystając i szukając natchnienia. Gdy je odnalazła po kilku minutach, usiadła na zwalonym przez wiatr pniu i jęła się jak najdokładniejszego odwzorowywania zebranych po drodze liści. Pochłonięta w swoim zajęciu nie zwróciła uwagi na trzask dobiegający zza jej pleców, a za drugim razem uznała, że wkroczyła przecież na teren dzikich zwierząt, w tym przyjaznych saren, stałych bywalczyń tych okolic. Ale im dźwięk był bliżej, tym bardziej nie mogła się skupić i poderwawszy się na równe nogi, dobyła różdżki. Lasy - poza spokojem i chwilą wytchnienia - kojarzyły jej się z próbą porwania, a także nieumyślnym spowodowaniem śmierci. Nie chciała jednak reagować zbyt pochopnie, więc wytężając zmysły, rozglądnęła się powoli dookoła. Przez te lata nauczyła się nie panikować, a reagować, dlatego słysząc hałas - do złudzenia przypominający stąpanie człowieka - zza drzewa obok którego stała, bez wahania wymierzyła w tamtą stronę różdżką.
- Expe... - Inkantowała, w połowie rzucania zaklęcia niemal się nim dławiąc. Widok lorda Flinta wprawił ją teraz - i każdego innego razu - w lekkie zakłopotanie, skryte pod bladym uśmiechem, zaś różdżkę opuściła bezwiednie wzdłuż ciała. - Zakradanie się nie należy do najmądrzejszych pomysłów. Co też panu przyszło do głowy? - Oszczędzając sobie zbędnego powitania i przeprosin, usiadła z powrotem na swoim miejscu. Tu w lesie, skrytym od wścibskich oczu i uszu darowała sobie grzecznościowe traktowanie, niezbyt przejmując się faktem, że mogłaby go urazić. Przerwał jej pracę - o czym nie mógł wiedzieć, to jednak nie było dla niej argumentem - a tego nie tolerowała.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzozowa alejka Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]04.02.18 0:09
| początek fabularnego zmagania!!!

Deszcz odstąpił - na moment?; brudne od poszarzenia obłoki, zdołały się aktualnie rozpierzchnąć (tworzyły wcześniej wręcz jednolitą zasłonę pierzastych, zlewanych kształtów). Stawiane bez dysonansu pośpiechu kroki, prowadziły go w głąb alejki, wdrażały w malowniczą scenerię drzew poruszonych zgodnie z podmuchami powietrza; pozwalały wędrującemu również spojrzeniu sycić się okolicznym widokiem, znanym lecz wyjątkowym z każdą, następującą wizytą. Samotność nie napawała jego umysłu strachem, była wręcz przyjmowana z radością i nadchodzącą ulgą po niezliczonych kontaktach; przybieranych nagminnie schematach uznanych za adekwatne ekspresji. Rozkoszował się jej przybyciem, kontemplując w odosobnieniu przyrody, mogąc uwolnić wreszcie swój umysł, uporządkować liczne skomplikowania rozważań. Spacerował wzdłuż własnych, poznanych dróg, bardziej odcinających i stwarzających warunki - jakie sprzyjały zajęciu.
Własnych. Cóż.
Do czasu.
Rozpoznał , nie błąkając się i nie wątpiąc (czy aby na pewno? czy nie popełnił błędu, zauważając inną, nieznaną zresztą osobę). Wydawała się identycznie tak bliska jak oddalona, jak niedostępna przy pochłonięciu czynnością, której oddała się z roztaczaną aurą skupienia i pasji; zostawiła tym samym Cadmusa w nieuchronnym rozdarciu, w trudnej, za każdym razem okrutnej oraz niegrzecznej decyzji, wśród nowych, wypuszczających pędy pytań i słów, które najchętniej uszłyby z jego gardła - lecz równie chętnie wybierał złote milczenie i aktualnie wdrażał, nie pozwalając choćby drgnąć swoim ustom. Poruszył się, jeszcze nie obarczając pewnością, czy zdoła owym sposobem poszerzyć czy zmniejszyć dystans - stracił już jednak czas na podjęcie decyzji.
Podłoże było nakierowane przeciwko niemu: szelest oraz następujące trzaśnięcie ze skutecznością przerwały gęstą powłokę ciszy. O n a była przeciwko niemu? Słysząc jej głos, dostrzegając postawę, osiadł skoncentrowanym na jej postaci spojrzeniem. Uniósł nieznacznie brwi, niby naturalnie zdumiony, niewinny (co podkreślały otwarte w jej stronę dłonie).
- Przypadek - odpowiedział po krótkiej, nieprzedłużanej chwili. Zatrzymał się, nakreślony w wystroju smukłych pni drzew, jasnych, przetykanych niekiedy w swej barwie czernią. - Pomyślałem o sile przypadku - doprecyzował, akcentując ostatnie, zawarte w owym wydechu słowo w dosyć dwuznacznym wrażeniu, na pograniczu wiary i niewierzenia. Zdaniem niektórych, każdy epizod znajdował się zapisany w gwiazdach - on niemniej, nie czytał z atramentu nocnego nieba nadto wnikliwie, systematycznie ich konstelacji i najzwyczajniej przyjmował każde z zastanych zdarzeń.
- Między innymi. - Miał czelność bez najmniejszego zachwiania, bez odrywania wzroku dorzucić. Grał, dobierał, układał zdania; od zawsze bawił się nimi, w rzeczywistości ani na moment nie porzucając rezonu - który być może kiedyś stanie się jego zgubą. Kiedyś. Nie teraz.
Pogodność twarzy natychmiastowo zniknęła - skryła się pod bezwzględnym nastaniem powagi.  
- Proszę wybaczyć, niepokojenie pani było ostatnim z moich zamiarów.
Był szczery, zupełnie szczery; zamilkł na moment, na jeden, dwa odstępy w serii systematycznych mrugnięć.
- Miałem dylemat. - Wyznanie.
Nie drwił.
W żadnej sekundzie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]04.02.18 1:39
Nie spodziewała się towarzystwa; nie spodziewała się, że na tak rozległych terenach przypadkowo spotkają się dwie osoby, kierowane zapewne podobnymi pobudkami, zakładającymi spacer i oczyszczenie myśli. A jednak Francuzka nie wierzyła w przypadki, uznając, że wszystko co się dzieje wokół ma swój cel i powinność - nadejście lorda mogła więc co najwyżej teraz odbierać jako znak, by dać sobie spokój z pracą chociaż na jeden dzień, poranek, skoro i tak była przemęczona ostatnimi zleceniami. Nie odezwała się, zamiast tego uniosła nań ponownie spojrzenie, zdecydowanie łagodniejsze niż uprzednio. Nie zamierzała być niemiła, co niekoniecznie poszło po jej myśli, gdy potraktowała mężczyznę dość protekcjonalnie. Otworzyła znów szkicownik, przesuwając dłonią po grzbiecie atłasowej okładki.
- Miał pan szczęście. - Że opuściła różdżkę, dostrzegając w porę kto zamierzał podglądać ją zza drzewa przy pracy. Nie przewidywała w dniu dzisiejszym poszukiwań wytrąconej zaklęciem różdżki w krzakach, czy zmagania się z konsekwencjami rzucenia ów zaklęcia i cieszyła się, że tak się nie stało - nie lubiła nieplanowanych działań w skrupulatnie ułożonym planie dnia, musząc mieć wszystko pod kontrolą. Przypadki, czy nieplanowane działania przeważnie psuły humor potomkini, wytrącając ją z trudem utrzymywanej równowagi ducha.
Rozchyliła bladoróżowe wargi, ostatecznie zaniechując dopowiedzenia jeszcze kilku neutralnych słów o tym, że pogoda całkiem sprzyja, bo od kilku dni przecież można było zwariować z nagłymi migrenami i zmianami atmosferycznymi, wszak lord miał dylemat. To jedno słowo wydało jej się niezwykle interesujące - na co dzień nie spotykała się z dylematami obcych, innymi, niż dobór kreacji potencjalnej klientki, o dylematach męskiej części nie słysząc prawie nic. Podejrzewała jednak, że dylemat wcale nie był żadnym problemem, bo los - najwidoczniej - zadecydował a ona potrafiła domyśleć się o co mu chodziło.
- Oddać się samotnym spacerom, czy podjąć się rozmowy? Jak widać, zadecydowano za nas, to żaden dylemat. - Odparła spokojnie, przenosząc wzrok na zarysowaną częściowo kartkę. Bez skrępowania wróciła do swojego zajęcia, zgrabnymi kreskami odwzorowując kolejny liść z całego zebranego bukietu. Ze skrupulatnością rysowała każdy detal, od najmniejszego, pozornie niepotrzebnego począwszy. - Dylemat pojawia się teraz, gdy zastanawia się pan, czy zostać, czy może jednak odejść, uznając, że to spotkanie nie miało miejsca i żałować później podjętej decyzji. - Nie zamierzała trzymać go tutaj na siłę, bo niezależnie od przypadku, oddawała się pracy i wypełnianiu założonego z góry planu. To zresztą pozwalało odgonić natrętną myśl, pojawiającą się każdorazowo przy ich spotkaniach, choć nie sądziła, że Cadmus był aż tak dobrym obserwatorem, by był w stanie wyłapać lekkie zmieszanie wywołane jego obecnością.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzozowa alejka Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]05.02.18 13:08
Miał szczęście - niepowiedziane z wyolbrzymieniem, wpisywane w działalność dłoni (przeznaczenia?) przypadku, zrzucających ich w jedno miejsce, jeden punkt uwieczniony na mapie odgrodzonej drzewami alejki, odosobnionej od presji tracącej swój oddech w biegu rzeczywistości. Powietrze, po serii strug rozproszonych, opadających drobin mżystego deszczu, było zroszone wilgocią. Przez głowę Flinta przemknęła wtem myśl odmiennej interpretacji - preferował rozpatrywać to szczęście, niekoniecznie jako urywające się Expelliarmus; niezmiernie pragnął dojrzeć w nim zaistnienie spotkania oraz odkrycie pasji, które zdołało ocieplić chłodne pokłady wnętrza. Było w niej coś, sprawiające wręcz niemożliwym odprowadzenie wzroku ku innym elementom tak długo, jak pozostała w pobliżu; coś, nakładające, spinające niczym postronki ciekawość, nakazywało nie wracać do wcześniejszego spaceru, odzianego w płaszcz samotności. Nie wiedział. Nie wiedział, ale chciał wiedzieć.
Imponowała mu. Bez jakichkolwiek problemów rozczytywała zawiłe, osuszone z bezpośredniości treści, rozchodzące się wśród dzielącego sylwetki dystansu. Nawet, jeśli interpretacja wydawała się różnić - była jej własną, wybudowaną na osobistym punkcie widzenia; one nigdy nie mogły zostać powielonymi.
Dylemat przywdziewał jako maskę niepewność.
Czuł się związany przez niewidzialne łańcuchy, do okolicznych, utwardzonych zdrewnieniem łodyg, przykuty niżej liściastego sklepienia. Ukształtowanie twarzy nie ulegało zmianom; wyraz rozjaśniony był subtelnymi promieniami uśmiechu, który zakradł się w trakcie pierwszej nadarzonej okazji i zadomowił trwale na jego obliczu. Niezapisane zasady nie pozwalały mu odejść, choć równocześnie natura nie zezwalała narzucania się mimo egoistycznych pobudek. Dyskretnym spojrzeniem prześlizgnął się, śledząc ruch delikatnych, kobiecych dłoni, perfekcyjnie zaklętych w wykonywanej pracy. Nie, droga panno Baudelaire, komplikacja zagościła gdzie indziej, kołatała innymi wątpliwościami do wrót bezradnego umysłu. Odpowiedź była absolutnie trudniejsza do wydobycia, aniżeli w przypadku zagnieżdżenia się w korytarzach jego samego, ponieważ - owym razem - dotyczyła jej woli. Ich. Polegała na nieuchronnej decyzji między rozejściem się w strony własne, braku obecnych chęci a pozostaniem tutaj. Równie dobrze, mogliby liczyć (?) na drugą, zaistniałą w przyszłości przychylność losu, która sprowadzi ich w identyczne miejsce. Niestety, wyłącznie nieszczęścia obnosiły się przychodzeniem parami - a on, nie byłby w stanie rozpatrywać natknięcia w tych kategoriach.
Nie w jego dłoniach spoczywała decyzja. Potrafił się nie narzucać, potrafił milczeć, niemniej znajdował się obok.
- To już zależy od pani - oznajmił jej w pierwszej chwil. - Na ile zniosłaby pani moją obecność - dodał, przechylając się nieco wypuszczonymi słowami w stronę żartobliwej granicy. Czas wyznaczony (skończony? musisz odejść, Cadmusie?) miał zamiar poznać z jej słów. Na sam początek.
Ewentualnie - początek końca.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]07.02.18 11:45
Nie była do końca zadowolona, a właściwie wcale nie była zadowolona z tej nagłej wizyty. Właśnie wybierała się myślami w pewne miejsce, gdzie regularnie odbywała podróże, zatracając się pomiędzy byciem tu a ucieczką tam, choć po szybkim namyśle uznała, że wybrała ku temu nieodpowiednie miejsce. W czasach, gdy strach chodzić po centrum miasta, chyba niemądrym było tracenie czujności w środku lasu. Szczególnie, że tu nikt nie usłyszałby krzyku i rzucanych zaklęć. Brzozy tłumiły dźwięk, osłaniały przed widokiem nieproszonych oczu - nie bez powodu przecież mówiono o tym miejscu jako punkcie schadzek zakochanych. Przypominając sobie nagle pewną historię, przeniosła spojrzenie błękitnych tęczówek na swojego rozmówcę a potem nieśpiesznie na roztaczającą się przed nią okolicę.
- Słyszał pan legendy tego miejsca? - Spytała, odkładając stępiony ołówek na przegub kartek szkicownika. - Ponoć bardzo dawno temu żyła w pobliskiej okolicy dziewczyna. Miała źle poukładane w głowie, opowiadając ludziom, że nie miała matki, zaś ojciec znalazł ją w koszyku wyścielonym łabędzim puchem, podczas gdy łabędzica karmiła ją mlekiem. Nieprawdopodobne, prawda? Zamiast tego była piękna, wysoka, o śniadej cerze, ciemnych włosach i oczach. Ale to, że była piękna przysparzało jej ojcu kłopotów, bo oglądali się za nią wszyscy chłopcy i ona odwzajemniała te spojrzenia. Spotykała się z nimi tutaj, wśród tych brzóz, aż razu pewnego ojciec nakrył ją w jednoznacznej sytuacji z jednym z nich, kierowany zasłyszanymi w karczmie plotkami. Podobno poniosło go na tyle, że chciał pozbyć się problemu. Rzucił się na nią, jednak tamtej nocy życie zakończyło się dla niego, gdy jedna z opowieści młódki o wielkiej sile okazała się być prawdziwa. Od tamtej pory zamieszkała wśród tych drzew, mszcząc się na każdym napotkanym mężczyźnie. Czy to nie fascynujące, że być może siedzimy w tym miejscu? - Zakończyła z uśmiechem na ustach, prostując się. Była ciekawa męskiej reakcji na tę opowieść z mchu i paproci, serwowaną dzieciom na dobranoc, a nawet jeśli faktycznie miała miejsce taka sytuacja - to okolicę dobrała zupełnie przypadkowo. Była ciekawa jak zareaguje na taki początek znajomości, zupełnie odbiegający od sztampowego witam, jak się masz, dziękuję. W międzyczasie podniosła się z pnia i po wygładzeniu ruchem dłoni swojego płaszcza, powolnym krokiem ruszyła między drzewami, po drodze zahaczając swojego towarzysza.
- Ale spokojnie, lordzie Flint, chyba panu nic nie grozi. Nie, jeśli nie wierzy pan w legendy. - Korzystając z krótkiej chwili, przyjrzała się uważnie męskiej twarzy, skupiając się na niej chyba o kilka sekund za długo, by następnie ruszyć wolno przed siebie.

[bylobrzydkobedzieladnie]


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.


Ostatnio zmieniony przez Solene Baudelaire dnia 07.02.18 23:48, w całości zmieniany 1 raz
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzozowa alejka Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]07.02.18 23:40
Zagłębiał się w przytaczanej historii, zanurzał w ulotność słów uchodzących ciągiem - wyłamywanych wyraźnie spod subtelnego szumu gałęzi, kołyszących się nieprzerwanie w objęciach wiatru. Chwytał werbalizację, nie przerywał, wstrzymany w nienagannym milczeniu - w warsztacie swego umysłu przelewał każde z jej słów na barwy, na malowane spontanicznością myśli, wyobrażenia przybliżające zmysłową postać - uosobienie zguby. W swej zewnętrzności ona była jej przeciwieństwem, o bladej cerze i jasnych, jak wpadające, ciepłe promienie słońca kosmykach włosów, oczach odcieniu pozbawionego chmur nieba. Z drugiej strony, przyciągała podobnie (na ile zuchwale mógł stwierdzić), mogąc z łatwością uformowaniem przekazu - zapadłym spomiędzy idealnie skrojonych warg - przyprawić go o porażkę. Miała tę absolutną władzę, rozpatrującą między perspektywą zostania i opuszczenia jej towarzystwa.
Nie oznajmiła konkretnie.
Opowiadała.
Jak mógłbyś stchórzyć, Cadmusie? Jak mógłbyś - pozwolić w nagłej rozłące zostać smaganym bezuczuciowym strumieniom powietrza, mając dostęp do słów, do osoby, tak długo, jak pozostała w rzeczywistości w pobliżu ciebie? Całokształt był nieodpartym wyzwaniem, przed którym nie trząsł się i nie tchórzył, ciekawością, która choć była w stanie przybrać kształt grząskiej krawędzi pożerającej przepaści, została nieuchronnie przyjęta za przewodniczkę, tkaczkę aktualnych rozważań. Spojrzenia musnęły się, ponownie, zastygły w chwili tych obustronnych zmagań, prób rozczytania poszlak wetkniętych w formę mimiki. W jego przypadku nie ulegała drastycznym zmianom, lekka, pozyskująca z sytuacji przyjemność. Dostosowująca się. Niczym zawsze.
- Moja wiara nie powinna mieć najmniejszego znaczenia - wyjaśnił jej gładko, odpowiednio modelowanym głosem w stosunku do chwilowego skrócenia nakreślającej się odległości, aktualnie zwiększanej powolnym tempem kobiecych kroków. Tarcze tęczówek błysnęły, zawiązując w ułamku czasu pojedyncze refleksy.
- Istota tragedii leży w nieuchronności - postanowił dopełnić, rozjaśnić, do czego zmierza - niezależnie od podejmowanej decyzji. - Wolał pozostać; równie dobrze był w stanie zetknąć się z ową marą samotnie, dojrzeć jej uśmiech wyrywający z uścisku ramion zamyśleń. Wszędzie, tym był pisany tragizm - jeśli pisany był jemu, trudno, w jakimkolwiek znaczeniu, możliwości owego słowa, miał w swych zamiarach podążać jak za syrenim śpiewem. Poruszył się, nieskażony pośpiechem.  
Zostanie.
Podjął decyzję.
A ona?
- Uczono mnie, aby przyjmować od losu wszystko - powiedział, kiedy w stawianych krokach ośmielił się przybrać postać materialnego cienia-towarzysza kobiety. Stoicyzm był filozofią Flintów, których kontemplacje stąpały pośród metafor bez szwanku - umiłowanie niejednoznaczności wszczepiły mężczyźnie dumne oraz podobnie zadumane centaury. Firmament zawsze był kluczem, uzasadnieniem spraw przyszłych.
Czy dla nich również - miało się ono znaleźć?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]08.02.18 1:00
Czuła na sobie jego wzrok, kiedy zwrócona doń plecami oddalała się w tylko sobie wiadomym kierunku, zastanawiając się, czy mężczyzna podejmie się rozmowy, czy raczej szybko odejdzie, zniechęcony jej dziwną opowieścią - jak zapewne wielu zrobiłoby na jego miejscu. Fakt, że nie uciekł a wręcz przeciwnie, znajdował się w niedalekiej odległości dotrzymując dzielnie kroku, przywołał na usta potomkini delikatny uśmiech, po którym wnet skrzyżowała ręce za plecami. Złość, spowodowana przerwaniem jej pracy, zniknęła, ustępując miejsca dobrze ukrytemu pod obojętnym wyrazem twarzy zaciekawieniu. Wprawdzie dość bliska relacja z Cressidą pozwalała jej na poznanie specyfiki tego rodu w praktyce, ale kroczący za nią cień znacznie odbiegał charakterem od lady Fawley.
- Wiara ma bardzo duże znaczenie. Jeśli będziesz opowiadać jednemu dziecku bajki o duchach, to w końcu w nie uwierzy. Jeśli drugiemu tego oszczędzisz, mało prawdopodobne jest, że będzie doszukiwać się duchów wokół siebie i ciężko będzie go przekonać o ich istnieniu. - Nie chcąc jednak kontynuować tematu wiary, zatrzymała się i pozwoliła Cadmusowi zrównać się ze sobą.
- Czasami można grać na zwłokę. Nie uważasz, że igranie z losem jest przyjemne? - Sama była dobrym przykładem oszukiwania przeznaczenia, gdy próbowano ją porwać, wydać przymusowo za mąż, nie wspominając o serii niefortunnych zdarzeń, z których do tej pory wychodziła obronną ręką. Wiedziała jednak, że jeśli dane będzie jej zakończyć żywot z rąk handlarzy to prędzej czy później szczęście przestanie jej sprzyjać. Póki co nie zamierzała wybierać się na tamten świat. Nie, dopóki nie osiągnęła wszystkich swoich celów - to było wystarczającą motywacją do ciągłej ucieczki przed nieuchronnym i wyśmiewaniem mu się prosto w twarz.
- Natłok obowiązków zmusił lorda do samotnego spaceru po przedmieściach? - Zmieniając temat, na jak najbardziej neutralny, narzuciła spacerowe tempo, po kilku krokach dochodząc do wydeptanej między brzozami ścieżki. Stamtąd ruszyła wgłąb, w kierunku jeziora, co jakiś czas zerkając na swojego towarzysza. Niezmącony spokój na jego twarzy był dość zaskakujący, jak na prowadzenie go w nieznane.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzozowa alejka Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]10.02.18 12:55
Straszliwe było rozdarcie człowieka między punktami widzenia, między skrajnością biegunów, gdzie rozbijały obóz poglądy; w nim również zwijał się, czyhający niczym dusiciel tragizm. I wiara, napędzająca myśli, kręcące się z przeogromną trwogą wokół domniemanego zdarzenia, i brak wiary, unoszący się dumą i bezczelnością - potrafiły sprowadzać lawiny nieszczęść.
- Gdyby tylko brak wiary w przeznaczenie - wytknął - umiał nas przed nim uchronić. - Gdyby. Wówczas zmrużyłby swoje oczy, okroił pole widzenia, nie przewidywał, nie usiłował wypatrzeć; podążał pewnie swą ścieżką, pewny w zerwaniu owocu zakładanego celu. Atmosfera powoli się rozplatała, swobodna, pozbawiona aberracji nagłego wyrwania z pracy. Niefortunny przypadek mógł się okazać fortunnym, lecz tę ocenę chciał podjąć po zakończeniu, kiedy ich dwie sylwetki rozstaną się, uchodząc - każda w swoim kierunku.
- Bywa niekiedy warte swojego ryzyka. - Bywa, nie zawsze, acz zawsze, przynajmniej częściowo jest nieroztropne. To, co ma przyjść, prędzej czy później zagości, niepowstrzymane kruchością wystawionego na strumień wiejących w twarz zdarzeń człowieka, poddawanego prądom przyczyn i skutków oraz losowych, niezakładanych momentów. Zamyślił się, podążając z oddaniem, poddany spontaniczności drogi wewnątrz alejki, wniknął na moment pod taflę pełnych niezależności przyczyn. Nie. Nie był zmęczony. Nie uciekał przed siebie, pełen zgniatającego narządy strachu, pełen przesytu mdłej codzienności, którą to ciągle reguły świata wpychały na siłę w usta. Przyczyna była zaskakująco prosta.
- Usposobienie. - Zadźwięczało po ustąpieniu krótkiego antraktu oczekiwania. W życiu człowieka powinien być czas dla siebie, podobnie jak czas dla innych; czas na własne, porządkowanie chaosu - nie, wyłącznie nadmierne zabieganie o względy oraz karmienie się pozorami. Siebie nie mógł oszukać.
- Nie lubię odmawiać temu, co zwykło sprawiać przyjemność - podzielił się z nią stwierdzeniem, własną, nieposkromioną opinią. - Nawet, jeśli samotność w oczach niektórych jest niewygodna. - Ponieważ była. Ludzie bali się samych siebie, bali się tego, czego nie byli w stanie oszukać. Czasem jednak, odosobnienie sprzyjało, w otoczeniu natury - pozwalało wyizolować najwłaściwszą decyzję, odstąpić od wiecznej presji, zastygnąć w równie istotnej i kształtującej zadumie. Cóż, każdy wiedział, Flintowie są specyficzni.  
On jednak nieprzerwanie dostrzegał w tym wszystkim prawdę.
- Kto wie - zwrócił się, z delikatnym przypuszczeniem wobec niej samej - może zgodzilibyśmy się w kilku kwestiach. - W końcu podobnie znajdowała się tutaj. Sama, pragnąc najlepiej przelewać otoczenie na kartkę. - To dobre miejsce dla inspiracji.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]11.02.18 0:10
- Naturalnie, że brak wiary potrafi uchronić nas przed przeznaczeniem. Pozornie, dając człowiekowi chociaż odrobinę poczucia bezpieczeństwa i wiary w to, że życie leży w jego rękach i jest zależne od jego woli. Brak wiary w przeznaczenie jest zresztą rzeczą dość powszechną, mój drogi. - Odparła szybko, posyłając mu niezrozumiałe spojrzenie. - Świat dzieli się na kilka grup, w tym tych, którzy uparcie uznają, że całe życie mają odgórnie zapisane w gwiazdach i tych, którzy uznają przeciwnie. - A ty, Cadmusie? Do której grupy należysz? Czy podążasz za filozoficznymi rozważaniami, przypisanymi do twojego rodu, czy może jednak wytaczasz nowe, własne ścieżki? Uśmiechnęła się lekko, z zaciekawieniem, nie spoglądając jednak na swojego towarzysza. Wiedziała, że w pewnej chwili będzie musiała po prostu zakończyć te dywagacje, które bez trudu mogliby ciągnąć przez kolejnych kilka godzin, ale nie zamierzała pozostawić ich bez echa. Minione kilka minut wystarczyło, by zaciekawił ją swoją osobą, nawet jeśli z początku próbowała go odstraszyć i pozbyć się towarzystwa.
- Samotność jest piękna. - Uznała spokojnie. - To najlepsza okazja do oczyszczenia myśli, do zmagania się z nimi. To też domena ludzi odważnych. - Człowiek posiadał kilka masek, odrzucając je, kiedy pozostawał sam - być może ciągła potrzeba przebywania wśród ludzi dotyczyła szczególnie tych osób, które bały się własnego umysłu i konsekwencji pozostania samymi ze sobą? Nie poddawała tej kwestii nigdy w wątpliwość, bo sama podobnego problemu nie miała, znosząc nawet dzielnie koszmary budzące ją co noc i duchy przeszłości. W gruncie rzeczy preferowała swoje towarzystwo, spokój i równowagę ducha. - Kiedyś zamieszkam w domu w środku lasu. Samotnie, nieustannie inspirując się naturą. Z daleka od świata. - Wyznała nagle, przystając i pokazując rękoma wycinek okolicy, w którym ewentualnie mogłaby zamieszkać. Podobne myśli nękały ją od pewnego czasu i chyba tym, co wybijało jej ten pomysł z głowy, był fakt, że to właśnie w tych pięknych lasach tkwiło całe przekleństwo półwilego życia. Próba porwania, śmierć, złamane serce - jak na zawołanie. - W tym miejscu idealnie piłoby się poranną kawę, obserwując budzące się do życia rośliny. - Dodała i ruszywszy przed siebie, zahaczyła o wystający z ziemi korzeń niebezpiecznie przechylając się do przodu.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Brzozowa alejka Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]11.02.18 23:21
- …ale - nie kłócił się; zastanawiał, tylko, w filozoficznej dyskusji - czy wtedy, naprawdę będzie to przeznaczeniem? Albo, jak inni wolą, przypadkiem? - Podchwycił, mrużąc w ów epizodzie oczy. - Prawda jest niezależna od nas. - Równie dobrze, można analogicznie zapytać czymże jest nazwa? Czymże jest określenie? Czy aby to, co spotyka człowieka w zawiłych ścieżkach ciągnącej się egzystencji, posiada jakiś odgórny, nieznany jednomyślnie przez wszystkich - z precyzją wieńczący jego istotę wyraz? Czy nasze, własne opinie, mogą nadawać temu charakter wyznaczonego losu albo zwykłego zbiegu okoliczności, wyłonionego z przyczyn i skutków, ich konsekwencji? Rozmyślania mogłyby wznosić się nieskończenie ku górze, ciągle przynosząc nowe lawiny pytań, brak jakichkolwiek wyjaśnień. Pustkę, w przypadku wiedzy - panoszącą się pustkę. Przyszło im żyć najwyraźniej wśród mechanizmów niejasnych, przyoblekanych w domysły. Przypadek lub przeznaczenie - nikt tak naprawdę nie wiedział.
- To dobre marzenie - oznajmił po chwili ciszej. Każde z nich było dobre, o ile umiało naprawdę wypełnić szczęściem, szczęściem realnym i niekoniecznie kosztem najbliższych osób. Jej wypowiedź, traktująca o samotności była niezwykle trafna; przyjemnie się jej słuchało; czas wówczas jakby wytracał swoją surowość reguł, przyjemnie płynął wraz z każdym wdrażanym ruchem. W jej towarzystwie, podobnie - jak w umieszczeniu za zasłonami rozmyślań, codzienna presja znikała, całość stawała się naturalna, nawet, jeśli przestrzegał odwiecznie wpajane, nienaturalne normy. Lustrował wraz z nią tę scenerię, zawarty ułamek przepełnionego zieloną barwą terenu. Uśmiechnął się lekko. Niekoniecznie to idealne miejsce było utkwione tutaj - jak można spostrzec, nie stanowiło całkowitej ochrony pozostawania samotnym.
- Uwieczniałabyś je? - zapytał nagle, jakby samemu chłonąc swobodę i rezygnując chwilowo z przesadnej, przyozdobionej formy przy bezpośrednim zwrocie. Spojrzenie, obejmujące również piękno natury, w owej chwili skoncentrowało się na jej twarzy. Ciekawy, zaintrygowany niezmiennie przez całe natknięcie.  
- Chętnie zobaczyłbym efekt końcowy - sam postanowił powiedzieć. Wtem, zauważył nagłe potknięcie, pomagając przywrócić jej równowagę w krótkotrwałym, choć na swój sposób wyraźnym (bo bezpośrednim) dotyku. Myśli rozpierzchły się; musiał znowu, szybko je poukładać. - Dokładnie tak samo jak ten obecny. - Ten, który przerwałem. I wówczas - wybrał najlepsze w swoim odczuciu powolne oddalenie się, przy uprzednim pożegnaniu; żywił nadzieję, aby ta krótka przerwa nie wyrzuciła Solene doszczętnie z twórczego oddania, z jakim ją przypadkowo (?) zastał.

| zt x2
Gość
Anonymous
Gość
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]06.05.18 14:47
|stąd

Z cichym trzaskiem oznaczającym teleportację w alejce pojawiła się dójka czarodziejów. Kobieta i mężczyzna. Salazar doskonale wiedział, z czego słynie brzozowa dróżka. Osobiście preferował wycieczki na morzu w celu udowodnienia pannom (i paniom, nie można zapominać o mężatkach) swoich gorących uczuć. Składających się głównie z chwilowego zaciekawienia, pożądania i niepohamowanej chęci rozrywki. Szczury lądowe mogły jednak woleć spacerowanie między drzewami miast rejsów wśród fal. Nie rozumiał, ale potrafił to zaakceptować. Zastanawiał się nawet przez chwilę, czy ten cały Czarny Pan nie ma dość paskudnego poczucia humoru, że wybrał akurat takie miejsce na wizytę dla dwójki swoich popleczników - lorda i lady. - obojga stanu wolnego. Albo, że ma jakiś dziwny układ z Koronosem, który cel zeswatania brata z panną z dobrego rodu wziął sobie bardziej do serca, niż młodszy Travers podejrzewał.
- Nudy - odburknął na wcześniejsze zapewnienie Elisabeth o lojalności dla sprawy. Jakby była czymś wielkim. - Mogę pokacać ci lady ciekawsze przygody niż roznoszenie talerzy po chaszczach - Salazar błysnął swoim złotym zębem posyłając swojej rozmówczyni szelmowski uśmiech. Wyciągnął drugi świstoklik i położył go na ziemi sięgając po różdżkę. Wielkie cele, szlachetne walki i zmienianie biegu historii nie było szczególnie tym, co Salazara interesowało. Popierał chęć wyplewienia mugoli ze świata, bo mu przeszkadzali. Może nie zawsze, bo ściganie ich śmiesznych, metalowych okrętów po morzach i oceanach stanowiło jego ulubioną, piracką rozrywkę, ale panoszyli się zdecydowanie za bardzo. Czarnobrody mógłby budzić w marynarzach postrach znacznie większy, gdyby nie musiał kryć się ze swoją magią. Daleko było mu jednak do fanatyzmu niektórych Rycerzy. Z drugiej strony, nigdy nie widział potęgi Czarnego Pana na własne oczy, słyszał o niej tylko plotki i pełne przerysowanych zdarzeń opowieści, w których nie mógł mieć pewności, gdzie leży prawda. O nim też wszak gdzieniegdzie krążyły legendy.
- Confringo - wymierzył w świstoklik zgodnie z instrukcjami z nadesłanego listu. Mógł udowadniać jak bardzo nie wzrusza go estyma, jaką otaczano Lorda Voldemorta, ale nie zmieniało to faktu, że instynkt samozachowawczy i wiedza o tym, kto i jak bardzo postanowił w niego zawierzyć, nie pozwalały Traversowi ignorować Czarnego Pana. Choć nie przyznawał się nawet przed samym sobą, doskonale wiedział, że poleceń Tego, Którego Imienia Nie Wolno Wymawiać ignorować nie można.
Spojrzał jeszcze na swoją towarzyszkę ledwie ciekaw, co naprawdę zetknęło ją z Rycerzami Walpurgii. Może rzeczywiście była kolejnym fanatykiem. Tym razem jednak z uroczą twarzą przynajmniej.


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]06.05.18 14:47
The member 'Salazar Travers' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 82

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Brzozowa alejka HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzozowa alejka Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]08.05.18 17:13
Elisabeth nigdy wcześniej nie miała okazji gościć w brzozowej alejce, choć sama nazwa tego miejsca nie była jej obca. Na rodzinnych spotkaniach kuzynki nierzadko szeptały pomiędzy sobą o romantycznych spacerach odbywających się pod osłoną brzóz, które pragnęły zapamiętać do końca życia. Stąd znana była jej sława miejsca, skłaniająca do omijania go. Obce bowiem były jej podobne westchnienia. Zawsze swoją uwagę skupiała na rzeczach (jej zdaniem) o wiele ważniejszych, jak chociażby rozwijanie umiejętności i poszerzanie wiedzy. Najwyraźniej jednak los bywał przewrotny i przy pierwszej wizycie w alejce to właśnie jeden z lordów stał się jej towarzyszem. I to nie byle jaki. Salazar Travers wydawał się przepadać za czarowaniem kobiet swoimi słowami. Gdyby nie fakt, iż jej rękę obiecano komuś innemu, byłaby skłonna myśleć iż jest to kolejny odgórnie zaplanowany zabieg, usiłujący wydać ją za mąż.
Na jego odpowiedź przewróciła oczami. W jej głowie powoli kształtowało się zdanie na temat mężczyzny, które niestety nie było zbyt korzystne. Pozwoliła sobie jednak na chwilę przenieść wzrok na mężczyznę.
- Doprawdy? - spytała, unosząc lekko prawą brew. Ton jej głosu nie brzmiał jednak kpiąco czy wrednie, a dość neutralnie. Ktoś mógłby nawet pomyśleć, że jest zainteresowana tematem. W istocie po części była, jak zwykle chcąc dowiedzieć się nieco więcej o swoim rozmówcy. Nigdy nie wiadomo czy nie będzie kiedyś potrzebowała od niego przysługi.
Przyglądała się poczynaniom lorda, szczerze wierząc w powodzenie jego zaklęcia. I w istocie to się udało, w skutek czego magia eksplodowała. Zgodnie z listem od Czarnego Pana, powinni teraz przywołać w głowie szczęśliwe wspomnienia, nad czym Elisabeth długo wcześniej myślała. Dzięki temu jednak nie miała teraz wątpliwości jakie wspomnienie pragnie przywołać. Byłoby to to, w którym wraz z ojcem matki wyruszyła nad rzekę Skamander do ruin Troi. Podróż miała dla niej ogromne znaczenie i lubiła do niego wracać. W pewien sposób ją to podbudowywało.

rzut na przywołanie szczęśliwego wspomnienia


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Brzozowa alejka [odnośnik]08.05.18 17:13
The member 'Elisabeth Parkinson' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 9
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Brzozowa alejka Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Brzozowa alejka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach