Wydarzenia


Ekipa forum
Park Exmoor
AutorWiadomość
Park Exmoor [odnośnik]17.07.17 1:40
First topic message reminder :

Park Exmoor

Utworzony niedawno, bo zaledwie w 1954 roku Park Narodowy Exmoor rozciąga się w głównej mierze na terenach Somerset, zaś jego najbardziej wysunięta na zachód część położona jest w Devon. Park słynie z najwyższych w Anglii klifów, Hangman oraz Cubonehill, wysokich na ponad trzysta metrów - w niezbyt wietrzne dni stają się one jednymi z ulubionych miejsc piknikowych zarówno mugoli jak i czarodziejów, kusząc zapierającymi dech w piersi widokami oraz niezwykłymi okazami miejscowej fauny i flory.
Niektóre strefy parku zostały wydzielone tylko dla społeczności magicznej. Somerset jest bowiem siedzibą Abbottów, którzy roztaczają honorową opiekę nad rzadkim gatunkiem dzikiego kuca aetonana; małymi skrzydlatymi konikami żyjącymi wyłącznie na terenach Parku Exmoor. Zwierzęta są z reguły łagodne, tylko młodociane okazy wykazują niezwykłą energię brykając radośnie na polanach. Na dorosłych kucach mogą jeździć dzieci oraz lekkie, drobne osoby dorosłe.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Park Exmoor - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Park Exmoor [odnośnik]26.07.22 19:47
Ciemność rozpościerała się przed nimi, falowała, zmniejszała i zwiększała, w końcu formując kształt podobny do człowieka, pozbawiony jednak twarzy i ostrych kątów; zupełnie jak czarny odlew sylwetki, wciąż kołyszący się w przestrzeni, zupełnie jak gdyby miał zaraz runąć. Nie miała pojęcia czym jest czarna maź, nie wiedziała skąd się wzięła i jakie są jej intencje – serce dudniło coraz donośniej, zimny strach przebiegał po paciorkach kręgosłupa, kiedy lustrowała to stworzenie, to Marię, chcąc znaleźć jakiekolwiek wytłumaczenie w koleżance. Ale ona również zdawała się być tak samo poruszona, przestraszona i zadziwiona jak Beddow; zupełnie nie tak miało wyglądać ich wspólne popołudnie. Książki porzucone na kocu zdążył otulić chłodny wiatr, stronnice wierzgały się na kolejnych podmuchach, krańce koca podwinęły się odrobinę pod leżący na środku koszyk. Słońce, choć wciąż wisiało na niebie, zdawało się jakby przygasnąć, pogrążone nie tyle co w czystym źle, co...smutku.
Bo z tym kojarzyła jej się mroczna masa, która znikąd znalazła się w parku i zdawała się zbliżać w ich kierunku, by w końcu stanąć. Nie mógł to być dementor, nie był to też bogin żadnej z nich; nie zwierzę i nie roślina – czym była postać rozsypująca się i formująca na nowo, zawodząca żałosnym krzykiem, który niósł się po okolicy?
Spojrzenie, które pomknęło za panną Multon było niepewne; Anne spojrzała na swoją towarzyszkę z nutą lęku, kiedy ta wyszła przed szereg, a różdżka w jej dłoni zniżyła się. Sama Beddow wciąż trzymała swoją w gotowości, wędrując znów spojrzeniem do istoty, która... o dziwo nie zmierzała w ich stronę, a w kierunku dumnych krzewów, na których niedługo miały rozkwitnąć kwiaty. Zbliżała się i oddalała, wyciągała kończyny na kształt ramion, które nie były w stanie objąć ani łodyg, ani niedokońca rozwiniętych kwiatów, a o płatki tych, które już rozkwitły, rozsypywała się z okropnym zawodem, który niósł się płaczliwym krzykiem po okolicy.
Dopiero po którymś z kolei, po prawie przyzwyczajeniu się do tego dziwnego dźwięku, Beddow udało się pokonać uczucie zimnego dreszczu oplatającego ciało. Wraz ze słowami Marii zaczęła baczniej obserwować istotę, pierw dziwiąc się na spostrzeżenie koleżanki, później jednak widząc, że miała ona rację... Zjawa naprawdę starała się sięgnąć kwiatów.
– Myślisz, że właśnie to powinnyśmy zrobić? – rzuciła niepewnie, wciąż szeptem, przeskakując spojrzeniem do dziewczyny, a później ponownie na zjawę – W porządku... – wymamrotała cicho, zgadzając się na propozycję; nie odpowiedziała Multon na pytanie o umiejętności, ale założyła, że właśnie o to może chodzić koleżance. Zaraz później przeszła dalej, na miejsce które wskazała Maria, a potem kucnęła, by powoli i ostrożnie zacząć sięgać po wyższe stokrotki i żółte kwiaty mleczów.
Może faktycznie należało podarować temu...czemuś, kwiaty.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Park Exmoor [odnośnik]04.08.22 18:55
Nie sądziła, żeby miały inne wyjście. Plecenie wianku dla... czymkolwiek była ta istota, nie było drogą, którą odruchowo wybraliby ludzie bardziej od nich dorośli. Dziewczęta miały jednak istotną przewagę nad doświadczeniem, które kazałoby im zaatakować tę masę. Po ich stronie bowiem stała wyobraźnia, przyjaciółka tracąca mocno na uznaniu w środku wojennej zawieruchy, skromnym zdaniem Marii zupełnie niezrozumiale. Ileż to przeczytały z Anne książek przez swe krótkie życia? Ile zasłyszały historii, czy to przypadkiem, czy zatrzymując na moment bieg wszystkich swoich spraw, by poświęcić swą uwagę słowom? Czy to na kartach ksiąg, czy to w ludowych podaniach szeptanych ściszonymi głosami, skrywały się mądrości, które uciekały mędrcom oceniającym świat przez swe szkiełko i oko. Może to niespotykane towarzystwo wywodziło się właśnie stamtąd? Z czasów, o których wszyscy dawno zapomnieli i tylko prawdziwie wrażliwe dusze mogły przejrzeć przez zasłonę strachu, smutku, żalu — stać wytrwale w miejscu, pomimo nagłych, chłodnych porywów wiatru — i dostrzec to, czym masa była naprawdę?
W końcu nie atakowała ich, pragnęła tylko dotyku kwiecia, liści, łodyg, gałęzi i wszelakiej roślinności. Nie mogła więc być mocą zupełnie złą. Te, na przykładzie dementora, nie pytały się nigdy o zgodę, z zatrważającą pewnością siebie biorąc to, czego najbardziej chciały. Anne i Maria miały wiele szczęścia, ze wszystkich możliwych opcji napotykając się właśnie na to, choć spotkały się przecież po to, by zapomnieć o trudach codzienności, zanurzyć się w obcych historiach, widzianych przez zwierciadła oczu bohaterek romantycznych powieści. Ale i na to — kiedyś — przyjdzie czas.
— Nie mam innego pomysłu... — przyznała z rozbrajającą szczerością, chociaż jej głos dalej drżał w przestrachu i nie mówiła tego z olbrzymim przekonaniem. Ale innym wyjściem była tylko ucieczka. Na to zawsze znajdował się czas, jeżeli zrobiłoby się naprawdę niebezpiecznie, miała przecież miotłę, mogła odlecieć gdzieś wysoko z Anne, tak jak latała już z Celine. Jeżeli miała przeczucie, że mogła w jakiś sposób pomóc temu czemuś, czemu by nie spróbować?
Zaczęła się cofać w kierunku, w którym skierowała się Anne, jednak cały czas starała się nie spuszczać masy z oczu. Dopiero kiedy delikatnie otarła się łydką o koleżankę, odstąpiła krok w bok, później kilka następnych, lekkich w tył tak, aby nie podeptać kwiatów i znaleźć się naprzeciw Beddow, wciąż z widokiem na to niespodziewane coś.
— Przepraszam, Annie... to nie miało tak wyglądać... — szepnęła, ostrożnie urywając kolejne łodygi kwiatów przy samej ziemi, na moment krzyżując spojrzenie z blondynką. W szarozielonych oczach Marii pojawiły się pierwsze kryształki łez, to naprawdę nie było w planie... — Słyszałam, że w Somerset jest bezpiecznie... — na pewno było bezpieczniej niż w Gloucestershire, chociaż tej myśli nie zwerbalizowała, ledwo powstrzymując dreszcz, który przeszedł przez jej ciało. Odkładała zerwane kwiaty po swojej lewej stronie, aż wreszcie, gdy uznała, że zebrała ich wystarczająco, rozpoczęła splatać łodygi ze sobą, tworząc powoli kolorowy wianek. Nie ruszyła się jednak z miejsca do czasu, aż koleżanka nie dała znać, że jest już na to gotowa. — Jeżeli się boisz to... To ja mogę mu dać te kwiatki, wiesz? — zaproponowała nieśmiało. Nie, żeby uważała, że Anne nie była odważna, ale... W jakiś sposób chciała jej wynagrodzić tę nieprzyjemność.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Park Exmoor [odnośnik]06.08.22 13:47
Nieduże pole okraszone wielobarwnymi kwiatami znajdowało się na małym wzniesieniu; dzieliło je od niego kilkanaście kroków, które pokonała krokiem w tył, wciąż zwrócona w kierunku zjawy, obserwując jej ruchy, zamiary – nadal nachylała się nad krzewem z kwitnącymi kwiatami, a jej ręce – przypominające bardziej macki niż faktyczne kończyny – rozlewały się o łodygi i liście wraz z przeraźliwym zawodzeniem roznoszącym się po okolicy. Anne schyliła się w końcu przy większym skupisku kolorowej roślinności, sięgając po kwiaty stokrotek, te z dłuższymi łodygami, odpowiednie do zaplecenia wianka. Wybierała też wyższe mlecze w intensywnym, żółtym kolorze, skupiona na swoim zadaniu, choć na usta wciąż cisnęło się jej mnóstwo pytań. Czy to coś na pewno nie zamierzało ich atakować? Czy ktoś jeszcze widział ciemną istotę? Czy kwiaty mogły pomóc?
– To nie twoja wina, Mario, naprawdę... – odpowiedziała towarzyszce równie cicho; nie mogły się tego spodziewać, nie kiedy na ustach malował się uśmiech, a serce radowało na myśl o wspólnym pikniku wśród prozy i poezji. Miały nawet przygotowany mały poczęstunek, to miało być popołudnie pełne wzniosłych idei i wspólnie wymienianych poglądów na temat fikcyjnych bohaterów, którzy w ich głowach praktycznie ożywali, stawali się prawdziwi i pasjonujący.
Ale to widocznie nie było im pisane – i nie było w tym winy ani Anne, ani Marii.
– Somerset jest bezpieczne, chyba... – wymamrotała cicho, bardziej do samej siebie niż dziewczyny, jak gdyby chciała dodać sobie otuchy i się pocieszyć, przekonać że to wcale nie była oznaka, by zastanawiać się nad opuszczeniem tego miejsca na dobre.
Odetchnęła ciężko, kiedy w dłoni było już dość dużo kwiatów; pęczki łodyg niemalże wypadały jej spomiędzy palców, więc zaczęła pleść wianek, dość duży, o obszernym rondzie, gdyby... to stworzenie chciało włożyć go na miejsce, w którym powinna być głowa. To chyba nie było możliwe, ale w tamtej chwili wydawało się jej logiczne.
– Nie boję się – zaprzeczyła od razu, nie tyle co urażona jej propozycją, co czując potrzebę powiedzenia tego samej sobie – udowodnienia, że nie czuje strachu, nawet jeśli powoli piętrzył się w ciele. Nie mogła się wycofać, nie mogła schować, uciec, udawać że nie widzi. W tym świecie były gorsze rzeczy.
Powoli podniosła się z pozycji klęczącej, zerkając jeszcze asekuracyjnie na pannę Multon.
– Chodźmy razem – zaproponowała, obejmując w dłoniach delikatny wianek z mleczy i stokrotek.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Park Exmoor [odnośnik]12.08.22 16:05
Serce ścisnęło się z przejęcia — ze strachu, to oczywiste, przecież ponawiające się raz za razem krzyki zjawy, masy, stworzenia odbijały się od bladych ścian czaszki dziewczęcia, które niekoniecznie wiedziało, co powinno zrobić w tej sytuacji, jak się zachować, co może zirytować to coś, a co ułaskawić. W szkole przykładała się szczególnie do nauki opieki nad magicznymi stworzeniami, lecz to, co obie dziewczęta miały przed oczami, wymykało się chyba definicji stworzenia. Nie posiadając pełnego kształtu, pewnych cech gatunkowych przydatnych do przypisania do którejś z istniejących już grup stanowiło według Marii coś pośredniego, zakotwiczonego... Pomiędzy. Pomiędzy światem, z którym kojarzył jej się Park Exmoor — z soczystą zielenią kwitnących traw i słońcem, które przecież nie tak dawno temu grzało policzki, jakby pragnęło tysiącem pocałunków stworzyć na jej policzkach gwiazdozbiory piegów, a tym, który poznała kilka tygodni wcześniej — grozą nocy, nagłego rozbrojenia, niechybnością śmierci, bycia pod niespodziewanym atakiem. Tak długo, jak mogły uniknąć starcia, powinny trzymać się tegoż sposobu, rwać dalej długie łodygi kwiatów i plątać je w wianki przepełnione bielą, ostrą, słoneczną żółcią i zróżowione od kolejnej odmiany stokrotek. Co do tego była pewna.
Pewien ciężar spadł jej z barków w chwili, gdy Anne zapewniła ją, że to nie jej wina. Wzniosła na moment spojrzenie na koleżankę, spojrzenie przeszklone ze wzruszenia, przepełnione niemym podziękowaniem. Nie było w świecie wiele osób podobnie wyrozumiałych, bała się, że to spotkanie, okazujące się straszliwym fiaskiem, doprowadzi do tego, że w pewnym momencie Anne nie odpowie na list, Gwiazdka zawróci z nim do domu, że w ten sposób — plecąc wianki w niespodziewanym strachu — przyjdzie im się ze sobą pożegnać.
Ale tak nie było, na szczęście tak nie było.
Jeszcze nigdy nie plotła wianków z równym zacięciem. Tak szybko i starannie jednocześnie. Wykonując tę czynność, myślała o splotach, których używała w szyciu, chcąc osiągnąć odpowiedni efekt. Gdy wzniosła oczy na Anne, ta miała już przy sobie swój wianek, wonny i delikatny, a jednak tak piękny... Maria zdecydowanie bardziej wolałaby, by kwietna korona trafiła na głowę Beddow, byłoby jej w niej z pewnością cudownie, ale nie dająca się zepchnąć do podświadomości obecność kazała im podejmować wybory nieoczywiste. Odnajdą jeszcze czas na powrót w te rejony, na prawdziwy piknik z kwiatami i czytaniem.
Pociągnęła lekko nosem, chcąc jednocześnie połknąć łzy strachu, które naleciały jej do oczu. Anne była taka odważna, mądra i ładna. Nie znały swych historii, a mimo to Maria bardzo szybko uznała koleżankę za kogoś niezwykle wartościowego, stawiając ją na równi bohaterkom z pochłanianych raz za razem książek. W oczach Multon potrafiła być równie idealna; one też przezwyciężały własne słabości, potrafiły odnaleźć siłę i odwagę w nawet najgorszych okolicznościach.
Skinęła głową, zgadzając się, by poszły z wiankami razem. Podeszła bliżej Anne, swój wianek trzymając w lewej ręce, a prawą chwytając ją za dłoń.
— To chyba nie ma głowy... — szepnęła, korzystając z bliskości koleżanki, spoglądając na nią wciąż z rosnącym niepokojem. Zbliżały się do stworzenia powoli, krok za krokiem, nie chcąc go przepłoszyć, a tym bardziej zirytować. — Spróbujmy nałożyć mu te wianki na... Ręce? — zaproponowała, gdy znalazły się już na tyle blisko, że wyciągnięte ręce z wiankami mogły sięgnąć tych utkanych z czerni.


Bądź sobą, zwłaszcza nie udawaj uczucia. Ani też nie podchodź cynicznie do miłości, albowiem wobec oschłości i rozczarowań ona jest wieczna jak trawa. Przyjmij spokojnie, co ci lata doradzają, z wdziękiem wyrzekając się spraw młodości. Rozwijaj siłę ducha, aby mogła cię osłonić w nagłym nieszczęściu. Lecz nie dręcz się tworami wyobraźni.
Maria Multon
Maria Multon
Zawód : stażystka w rezerwacie jednorożców
Wiek : 19 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You poor thing
sweet, mourning lamb
there's nothing you can do
OPCM : 12 +1
UROKI : 7 +4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t11098-maria-multon#342086 https://www.morsmordre.net/t11145-gwiazdka#342865 https://www.morsmordre.net/t12111-maria-multon https://www.morsmordre.net/f417-gloucestershire-tewkesbury-okruszek https://www.morsmordre.net/t11142-skrytka-bankowa-nr-2427#342857 https://www.morsmordre.net/t11143-maria-multon#360683
Re: Park Exmoor [odnośnik]21.08.22 13:13
Dłonie oplatały kruche sploty łodyg i kwiatów, choć starała się nie zaciskać palców, one machinalnie wczepiały się w stworzony w pośpiechu wianek; dopiero kiedy jedna ze stokrotek spadła, zdała sobie sprawę z własnego uścisku i rozluźniła nieco dłoń.
Wciąż szukała wzrokiem panny Multon; szukała, spoglądała, chciała znaleźć odpowiedzi, nawet jeśli Maria była tak samo zagubiona jak ona sama. Park był cichy i pusty – poza nimi i ciemną istotą nie było tutaj nikogo; zdawało jej się, że gdy przechodziła przez bramę widziała wiele koców z wylegującymi się sylwetkami, widziała dzieci i spacerowiczów. Teraz nie było nikogo.
Odetchnęła ciężko, później przełykając gorycz nawarstwiającą się w gardle; nie chciała płakać, nie mogła płakać. Po raz kolejny zerknęła na swoją towarzyszkę, a kiedy jej wianek był gotowy, ruszyła przed siebie. Powoli, ostrożnie, jakby zbliżała się do dzikiego zwierzęcia. Nie wiedziały czym była czarna materia – to nie było zwierzę, nie roślina, nie człowiek. Nie wyglądało, nie mówiło, choć jęk, który co chwila przecinał okolicę miał w sobie wiele z desperackiego wrzasku człowieka.
– Mhm – zdołała tylko krótko mruknąć, potwierdzając słowa panny Multon i zgadzając się na propozycję. Może bezpieczniej byłoby zostać wianki na ziemi, w jakiejś odległości od stworzenia? Może po prostu należało odwrócić się i uciec? Rozwiązania przychodziły i odchodziły prędko, jednocześnie niemalże uporczywie dobijało się do niej przekonanie, że faktycznie muszą przekazać kwiaty osobiście.
Ruszyła więc przodem, zerkając przez ramię na Marię tylko na moment. Istota wciąż wiła się w pobliżu kwiecistych krzewów, wciąż zawodziła kiedy ciemne macki rozbijały się o wysokie łodygi, a masa spływała po pojedynczych kwiatach kiedy starało się je zerwać.
Błagam, niech nas nie skrzywdzi.
Nie była pewna, czy prosi o to samą siebie, ciemną zjawę, czy prośbę kieruje do samego Boga; to nie było istotne, bo nagle stworzenie odwróciło się w jej kierunku i zastygło – ona sama stanęła tylko na moment, ułamek chwili, nim znów ruszyła jak w zwolnionym tempie przed siebie. Wyciągnęła ręce, kładąc na dłoniach kwietny wianek.
– To dla ciebie, proszę... – wyszeptała, patrząc na stworzenie, na jego górę, tam gdzie mogło mieć twarz – Nie skrzywdzimy cię – dodała, nie do końca jednak pewna swoich słów; to to coś mogło przecież chcieć skrzywdzić je – Tutaj jest drugi – wskazała dłonią na kwieciste sploty, które trzymała Maria.
Zjawa wciąż stała, spoglądała choć nie miała oczu, nie sięgała po wianek – jedynie wyciągała macki i je cofała, wciąż i wciąż.
– Och, pomożemy ci, poczekaj – westchnęła ciężko. Nie mogło sięgnąć kwiatów.
Z całą niepewnością i przestrachem ruszyła znów przed siebie, zmniejszając dystans między nią a stworzeniem – nie miało zapachu, choć zdawało jej się, że powietrze wokół zgęstniało. Znów wysunęło ciemne smugi, coś co wyglądało jak ramiona – w odpowiedzi na ten gest Annie nasunęła na jedną z nich wianek, pozwalając Marii zrobić to samo z drugą stroną.
– W porządku? – wymamrotała; do stworzenia, do siebie, do Marii – nie była już pewna. Zerknęła na koleżankę, a istota zaaferowana wiankami wydała z siebie kolejny dźwięk, tym razem przypominający pisk.
– Chodźmy, prędko – szept posłany do dziewczyny poprzedził kroki w tył; musiały się stąd wycofać, czym prędzej, póki zjawa zajęta była prezentem, jaki jej ofiarowały.


zt x2


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Park Exmoor [odnośnik]05.09.22 16:24
| 12 maja

Nadciągającą z opóźnieniem wiosnę przyjąłem z mieszanymi uczuciami. Z jednej strony – miałem już serdecznie dość wszędobylskiego mrozu, zalegających pod osłoną drzew połaci szarego, przybrudzonego śniegu, nie mówiąc już o wszystkich nieprzyjemnościach, które się z tym stanem wiązały. Nie musiałem być wziętym zielarzem, by rozumieć, że plony będą w tym roku marne, a ceny artykułów spożywczych nie spadną, przynajmniej nie w najbliższej przyszłości. Z drugiej – jak miały zachować się wygłodniałe, wybudzające się ze zbyt długiego snu zwierzęta? Kiedy dotrą do mych uszu doniesienia o pierwszych atakach „brutalnych bestii”? I jak nagła zmiana temperatur, czy odzywającego się pulsującym bólem głowy ciśnienia, mogła odbić się na angielskim krajobrazie...? Mimo tych wątpliwości z czymś na kształt ulgi odwieszałem płaszcz na kołek przy drzwiach, zadowalając narzuceniem na grzbiet grubszej kraciastej koszuli; biorąc pod uwagę fakt, że termometry wskazywały już ponad dwadzieścia stopni, powinna mi ona wystarczyć. Może i wybierałem się na spotkanie z szanownym panem lordem, lecz przecież nie zamierzałem się stroić; zresztą, z Rhennardem znaliśmy się na tyle długo, by doskonale wiedział, czego może się po mnie spodziewać. Nawet jeśli od naszego ostatniego widzenia minęły już całe lata, to wcale tego nie odczuwałem. A przynajmniej nie jakoś wybitnie dotkliwie. Na pewno musieliśmy jednak nadrobić pewne zaległości, dlatego też przed opuszczeniem Lancashire upewniłem się, że oprócz wykonanego już za pierwszym razem talizmanu, który miałem dostarczyć do Doliny Godryka, w plecaku znalazła się również wypełniona miodem pitnym piersiówka.
Pożegnałem Wilfreda, znaczy brykającego coraz odważniej garboroga, odstawiłem Jarvisa do ciotki, a później ruszyłem w drogę, nie wzbraniając się przed skorzystaniem z jakże wygodnej w tej sytuacji umiejętności teleportacji. Niegdyś tętniąca życiem wioska robiła na mnie przygnębiające wrażenie; okna licznych domów pozabijane były deskami i nawet bezdomne kociska stroniły od przecinania błotnistych uliczek Doliny, jak gdyby bały się, że zaraz padną ofiarą wojennej zawieruchy. Na szczęście nie potrzebowałem wiele czasu, by odnaleźć wspomniany w liście budynek oraz rozmówić się z jego podejrzliwym mieszkańcem. Co prawda staruszek niemalże wybił mi oko, tak zamaszyście wywijał swą różdżką, lecz zapłacił dokładnie tyle, na ile się umówiliśmy. Wtedy też nie pozostało mi nic innego, jak stłumić kiełkujący pod skórą niepokój – czyżby ktoś mi się przyglądał? czy to tylko złudzenie? – ruszyć dalej, ku Dunster Castle.
Nie zastanawiałem się nad tym, ile błota naniosę na eleganckie posadzki, gdy jakiś młodzian poprowadził mnie w głąb rezydencji, gdzie podobno wyczekiwał mnie lord Abbott. Zaintrygowanym spojrzeniem wodziłem od jednego obrazu do drugiego, co jakiś czas poprawiając pasek zsuwającego się z ramienia plecaka. Czego powinienem się po tym spotkaniu spodziewać? Może jednak wybralibyśmy się na spacer, choćby i niedaleki? Nie żebym narzekał na zaproszenie do zamku, ale znacznie swobodniej czułem się na łonie natury...
Urosłeś? – wypaliłem, gdy w końcu, po przejściu labiryntu korytarzy, stanąłem na progu jakiegoś pokoju, a mój wzrok odnalazł znajomą sylwetkę przyjaciela. Nic się nie zmienił. No prawie. Wciąż miał to samo chmurne spojrzenie, ten sam uśmiech, na którego widok niejednej miękły kolana, dostrzegłem jednak garść zmarszczek, które znaczyły jego czoło; czas musiał nie oszczędzać i jego. – Dobrze cię widzieć. – Poufale zamknąłem Rhennarda w niedźwiedzim uścisku, niewiele robiąc sobie z tego, co wypada, a co nie; zanim zdążyłbym się rozgościć, wypytać go o to, jak radzi sobie z rozdzierającym Anglię konfliktem, mój towarzysz oświadczył, że mógłbym mu z czymś pomóc i wychodzimy. Nie miałem nic przeciwko, wprost przeciwnie. Wolałem porozmawiać na osobności.
Gdzie idziemy, hm? A może będziemy lecieć? Czy to tajemnica? – Uniosłem brew, bez słowa oporu ruszyłem jednak śladami Abbotta, czujnym wzrokiem poszukując kolejnych zmian, które mogły umknąć mi w pierwszej chwili.


I'd like to feel at home again
Drowning peaceful through your hands
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896
Re: Park Exmoor [odnośnik]20.11.22 17:52
Nadal nie mógł uwierzyć w to, co zobaczył przedwczoraj, więc jego gabinet wyglądał okropnie. W dodatku ta okropność zyskiwała na wartości, gdy powiedział służącym, że pod żadnym pozorem mają tego gabinetu nie sprzątać - ułożenie ksiąg miało ogromne znaczenie w kontekście stworzenia, którego szukał, bo w każdej z nich znajdował kilka albo zaledwie jedną wzmiankę o gatunku, który, jak sądził, zobaczył niedaleko parku Exmoor. Teraz stał oparty plecami o jeden z olbrzymich regałów i wertował kolejne strony lektury, która niosła najwięcej nadziei. Palcem przechodził kolejno po cyfrach wydrukowanych na dole, by opuszką dotykać zaraz nazw angielskich i łacińskich będących wstępem do prezentowanej treści. I może niektórych ta informacja, którą zamierzał podzielić się tylko z Jarethem, gdy ten zjawi się w Dunster Castle, w ogóle by nie zaskoczyła, Rhennardowi w tej chwili wydawała się gwiazdką zesłaną z nieba.
- Niesamowite... - szepnął po raz kolejny, gdy w końcu udało mu się dotrzeć tam, gdzie dotrzeć chciał. Kolorowa ilustracja, opis dokładnie zgadzający się z tym, co widział. - Niesamowite!
Drzwi otworzyły się nieco zbyt gwałtownie niż otwierały się zazwyczaj - Henry nie radził sobie z nimi tak, jak pozostali, ale był młody i miał zapał do pracy, Rhett był pewien, że wyrobi w sobie pewną delikatność, którą cechowała się służba u Abbottów. O rodową posiadłość należało dbać, nawet jeśli w tym kontekście mówiono tylko o wyrabiających się zamkach.
- D-do pana, sir! Pan... - chłopak spojrzał zmieszany na Sykesa, bo zapomniał go najwyraźniej spytać o personalia przy wejściu.
- Jareth Sykes, wybacz... Everett Sykes? Dziękuję, Henry. Możesz już iść. Każ Zniczce przynieść mi torbę z kuchni, zaraz wychodzę. - chłopak niemal wybiegł, nie zamykając za sobą drzwi. Musiał się jeszcze wiele nauczyć.
Rhennard nie ukrywał pewnej ulgi, którą poczuł, gdy przyjaciel zamknął go w uścisku. Wróciła jakaś beztroska tamtych dni spędzonych w Hogwarcie, wspólne rozmowy i przyjacielskie szturchańce, gdy korytarzem szło dziewczę urokliwsze niż inne, zbierające się dookoła jak nierozkwitnięte pączki. Zaśmiał się, klepiąc go w pełnym tęsknoty geście po plecach.
- Chciałeś powiedzieć czy cię przerosłem - z podobnym sobie w nastoletnich latach uśmiechem poczochrał jego jasne włosy, takie same, jak te, które zdarzało mu się czochrać szmat czasu temu, wśród hogwarckich ścian. Wyglądał niemal identycznie, choć doroślej, mężniej. - Z wzajemnością... jak to trzeba teraz na ciebie wołać? Everett? Dobrze pamiętam? Skąd ta nagła zmiana? A może wcale nie nagła...
Zacisnął lekko usta, przypominając sobie, że przecież nie był w stanie zabrać tego wielkiego tomiska ze sobą, i tak torba była wypchana po brzegi. Wskazał jednak przyjacielowi na duży, kolorowy i ruchomy obraz pewnego kudłonia - szalenie podobnego do wszystkich innych kudłoni na świecie, ale jednak innego. Jego umaszczenie było jaskrawo-fioletowe, ale gdy ilustracja obróciła się w stronę światła, zmieniło barwę na żółtawo-niebieskie, za chwilę, gdy kudłoń obniżył się ku ziemi, zmieniając je znowu na zielono-brązowe, bardziej przypominające podłoże niż cokolwiek innego.
- Kudłoń wielki pierzasty. Powiesz mi: „ależ nie, Rhennardzie, ten gatunek wyginął przeszło 30 lat temu przez polowania na skóry”, a ja ci odpowiem: „ha, przyjacielu! I tu się mylisz!”. A teraz wyobraź sobie, że ten kudłoń jest u nas. W Somerset. Żywy i mający się bardziej niż świetnie. Zniczko!
Skrzatka pojawiła się z lekkim pyknięciem, z trudem trzymając na rękach torbę podróżniczą Rhennarda.



gdybym ziarnka
choć nie wszystkie
mocnym zawrzeć mógł uściskiem
gdybym z grzmiącej fali jedno choć ocalił


Rhennard Abbott
Rhennard Abbott
Zawód : opiekun w rezerwacie znikaczy
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
turn gold to sand
let night be done

OPCM : 10 +5
UROKI : 15
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11085-rhennard-abbott#341563 https://www.morsmordre.net/t11149-remus https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f204-dolina-godryka-norton-avenue-dunster-castle https://www.morsmordre.net/t11287-skrytka-bankowa-nr-2423#347035 https://www.morsmordre.net/t11286-rhennard-abbott#347022
Re: Park Exmoor [odnośnik]21.11.22 16:13
The member 'Rhennard Abbott' has done the following action : Rzut kością


'Zdarzenia' :
Park Exmoor - Page 6 DkueKwD
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Park Exmoor - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Park Exmoor [odnośnik]14.12.22 13:38
Nie przejmuj się, za Jaretha też się nie obrażę – wtrąciłem, machnąwszy przy tym lekceważąco ręką, gdy Rhennard zwrócił się do mnie pierwszym imieniem. Tym, z którego od dawna starałem się nie korzystać. Czasem sam dumałem, skąd we mnie ten ośli upór, wszak Everettem zostałem dopiero w Norwegii, gdy spotkałem na swej drodze Kobietę Przeklętą. Lecz może przemawiał przeze mnie nie tyle wstrętny masochizm, co pewnego rodzaju dojrzałość. Nie powinienem próbować zapomnieć, pozbyć się tamtych wydarzeń z głowy, a raczej wyciągnąć z nich odpowiednie wnioski i mądrzejszy kroczyć dalej. Poza tym, gdyby nie ona, nie ta kłamliwa żmija, nie byłoby na świecie Jarvisa. Chociaż za niego powinienem być jej wdzięczny. – Zaraz wychodzisz? – zainteresowałem się, wyginając przy tym brew w wyraźnym łuku. Mogłem nie widzieć Abbotta całe lata, lecz pewnych rzeczy nie sposób było zapomnieć. Coś się stało, coś ekscytującego, co wywoływało ten charakterystyczny błysk w lordowskim oku i zabarwiało gesty roztargnieniem. Odprowadziłem młodego Henry'ego wzrokiem, po czym już bez świadków powitałem się z dawno niewidzianym druhem jak należy. – Przerosłeś? No nie wiem, chyba w to nie wierzę – parsknąłem śmiechem, prędko stając na baczność, próbując porównać nas wzrostem. O ile za czasów szkoły byłem ewidentnie wyższy, co pomagało mi pilnować obręczy w trakcie meczów Quidditcha, o tyle teraz różnica się zatarła. Ba, może nawet Rhen miał rację, może naprawdę przegonił mnie o włos. – Uważaj, bo ja cię zaraz poczochram...! – dodałem jeszcze, gdy zmierzwił mi czuprynę, zupełnie jak wtedy, gdy ganialiśmy się po zamkowych korytarzach albo przepychaliśmy w Pokoju Wspólnym. Ech, te wyprawy do kuchni! Pakty ze skrzatami! Trudno było mi uwierzyć, że nie działo się to kilka miesięcy temu, a całe lata. – Trzeba jak trzeba, po prostu na Jaretha mogę nie zareagować, lojalnie uprzedzam. – Wzruszyłem lekko ramionami, przelotnie uciekając wzrokiem od twarzy rozmówcy, by ulokować go na panującym w gabinecie rozgardiaszu. Nie żeby chaos mi przeszkadzał, zastanawiałem się jednak, o co chodziło z tymi wszystkimi księgami, czy przypadkiem nie odrywałem go od jakiegoś istotnego zajęcia. – Zacząłem posługiwać się tym imieniem – moim drugim imieniem – po wyjeździe do Norwegii. I tak już jakoś zostało, przywykłem. Chociaż mateczki nigdy nie przekonam, żeby się przestawiła – wyjaśniłem w kilku słowach; bo i co miałem dodać? Często zachowywałem się jak garborgóg w składzie porcelany, to fakt, ale mimo wszystko nie chciałem rozpoczynać naszego spotkania – i to po tak długiej rozłące – smęceniem, a tym właśnie byłoby przyznawanie się do naiwności, łatwowierności, kompletnej ślepoty.
Coś nie tak? – mruknąłem w reakcji na ściągnięte wargi Abbotta. Zaraz jednak, nim jeszcze zdążyłby odpowiedzieć, wskazał dłonią jedną z leżących opodal ksiąg. Zrobiłem krok bliżej, zmrużyłem ślepia i pochyliłem nad ilustracją, która przedstawiała sylwetkę znajomego magicznego stworzenia. Lecz jego kolor...! Zgwizdałem cicho, po czym pokiwałem z uznaniem głową. Przez chwilę zmieniałem swoją pozycję, kąt nachylenia, by lepiej zaobserwować wszystkie odcienie, które grały w grzywie tego szczególnego kudłonia. – Cóż to za piękność – przyznałem ze szczerym podziwem, pełen uwielbienia dla matki natury i jej fantazji. – Nie żartuj. Jest tutaj? Gdzie dokładnie? Jesteś pewien? Widziałeś go na własne oczy? – zasypałem towarzysza gradem pytań, w końcu rozumiejąc, skąd wynikała jego ekscytacja; ba, sam zacząłem ją podzielać. Wszyscy myśleli, że ten wyjątkowy rodzaj kudłonia dawno wyginął, i to z naszej, czarodziejów, winy, naturalnie. Gdyby to jednak była prawda, gdyby udało się go uratować, a może nie tylko jego, może i drugiego takiego, otoczyć je ochroną, spróbować odtworzyć populację...
Drgnąłem, gdy zaraz obok nas zmaterializowała się wzywana przez Rhennarda skrzatka.
Na co my jeszcze czekamy! Opowiesz mi wszystko w drodze. Nie ma czasu do stracenia. – Poklepałem go po ramieniu, nie dopuszczając do siebie myśli, że jakieś lordowskie obowiązki mogłyby go teraz zatrzymać. O nie. To było ważne, piekielnie ważne, a jeśli ruszymy w teren we dwóch, na pewno nic nam się nie stanie.


I'd like to feel at home again
Drowning peaceful through your hands
Everett Sykes
Everett Sykes
Zawód : wagabunda
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I'm a free animal, free animal
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
OPCM : 12+1
UROKI : 6
ALCHEMIA : 16 +4
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10 +3
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9528-everett-sykes#289810 https://www.morsmordre.net/t9569-freya#291015 https://www.morsmordre.net/t12306-everett-sykes#378173 https://www.morsmordre.net/f356-lancashire-forest-of-bowland-gawra https://www.morsmordre.net/t9570-skrytka-bankowa-nr-2189#291016 https://www.morsmordre.net/t9530-jareth-everett-sykes#289896

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Park Exmoor
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach