Ruiny Mer-Akha, Walia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ruiny Mer-Arkha
Mer-Arkha było ongiś, jeszcze przed ustanowieniem Walii Walią, miastem goblińskim - jedną z ich najpotężniejszych twierdz, owianą chwałą i mrożącymi krew w żyłach legendami, opowiadającymi tak o męstwie oraz odwadze, jak i braku litości, pragmatyzmie i krwawych, pozbawionych litości podbojach. Mer-Arkha zostało jednak zrównane z ziemią tysiące lat temu przez przodków najdawniejszych rodów celtyckiego pochodzenia - kładąc kres goblińskiej ekspansji w tym rejonie. Pozostałości po mieście wydają się być żywą lekcją historii - choć nieliczne, to te, które pozostały, wydają się zachowane w doskonałym stanie. Nic dziwnego, gobliny uchodzą za doskonałych budowniczych - ani wojna ani wiatr nie zetrą ich konstrukcji w pył. Oprócz trzech nadkruszonych domów ujrzeć można fragment niegdyś ogromnego muru obronnego, studni oraz wysokich miejskich schodów, a także niedużą część sali tronowej, włączając w to sam - podniszczony, ale zachowany - imponujący kamienny tron, na którym zasiadał w tamtym czasie gobliński król, Gambra Waleczny. Fakt, że ruiny znajdują się raczej dalej od cywilizacji niż bliżej i zarośnięte są wysokimi drzewami, nie powstrzymuje mugoli przed dotarciem tutaj - czasem przewijają się pojedynczy turyści, którzy mnożą teorie spiskowe odnośnie tego, czym właściwie te ruiny są - zwykle stawiając na pozaziemską cywilizację.
Jeśli posiadasz przynajmniej III poziom biegłości historia magii, możesz służyć za przewodnika czarodziejów po tym miejscu i opowiedzieć więcej o dawnej wojnie oraz związanych z nią legendach.
Jeśli posiadasz przynajmniej III poziom biegłości historia magii, możesz służyć za przewodnika czarodziejów po tym miejscu i opowiedzieć więcej o dawnej wojnie oraz związanych z nią legendach.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.03.19 13:37, w całości zmieniany 1 raz
Kolejny dzień i kolejne sprawy na głowie. Poranna zmiana dobiła ją okropnie, zwłaszcza, że poprzedniego dnia miała popołudniową - wróciła do domu przybita i zmęczona, kilka godzin snu i kolejna sprawa. Była w trakcie patrolu, kiedy znów pojawił się Bott i zaproponował poprawę tego, co zaczęli dnia poprzedniego. Z jednej strony zareagowała tak, jakby była zupełnie zrezygnowana, ale ponownie, pomimo wszelkim przypuszczeniom, ponownie się zgodziła. Taka była zaskakująca, choć tym razem już nie czuła się aż tak przekonana.
Musieli przebyć długą drogę, żeby się tutaj znaleźć. Marcella wstąpiła do ruin z miotłą pod pachą i różdżką w drugiej dłoni. Anomalie były na tyle nieprzewidywalne, że powodowały różne skutki. Czasami przybierały postać zwykłego zapachu, czasami jakiejś rośliny, a czasami były po prostu agresywne. Należało więc być ostrożnym, odpowiednio ostrożnym. I właśnie to wzrok Figg sugerował w tej chwili niesławnemu wytwórcy fasolek. Chociaż był nieco bardziej przychylny niż poprzedniego dnia. Czuła pewną dozę szacunku do ludzi, którzy się nie poddają po pierwszym razie. Ona pewnie też spróbowałaby ponownie, gdyby znalazła na to odpowiedni czas. Pewnie każdy mógł być odpowiedni, jednak tym razem po prostu o tym nie myślała. Myślała o odpoczynku. Ale ten nastąpi dopiero po wykonaniu zadania. I może to być dziwne, ale naprawdę podobało jej się to jak daleko od domu wylądowała tego wieczora. Miała doskonały pretekst, żeby przebyć na miotle pół Wielkiej Brytanii, a uwielbiała latać na miotle, wyczynowo czy też nie. Może uda się jej napotkać jakąś przyjazną chmurkę.
Pora była w tej chwili zupełnie inna niż dnia poprzedniego. Wybrali się tutaj popołudniu, a gdy dotarli na miejsce słońce już powoli zachodziło. Niestety, bo jej wzrok nie był do końca perfekcyjny, a w złym świetle nawet okulary potrafiły nieco zawodzić, nawet pomimo magicznych właściwości. Do lotu na miotle wybrała jednak gogle, które poprawiały jej wzrok i chroniły jednocześnie oczy. Zdjęła je chwilę przed wejściem do ruin.
Nie zdążyła się nawet specjalnie rozejrzeć, gdy jedna z rzeźb wyrosła tuż przed jej twarzą i momentalnie zamachnęła się na kobietę mieczem. - Amicus! - To zaklęcie wypowiedziała bardzo głośno, bo nie miała czasu na ostrzeżenia w innym stylu.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Anomalia Marcelki
Chciał zaproponować, że polecą samochodem. Uwielbiał Miętusa, był w stanie wciskać pedały nogą i kikutem na zmianę, a jazda była cholernie wygodna. To byłoby zdecydowanie lepsze. Ostatecznie jednak nie był przekonany, czy powinien się przyznawać przed panią policjant która ewidentnie za nim nie przepadała (ciekawe czemu?) że ma w swoim garażu dwie nielegalne maszyny. Nie spodziewał się może inspekcji, ale nie wiedział czego może się spodziewać.
Ostatecznie polecieli więc miotłami jakie Marcy niewątpliwie uważala za najwygodniejszą opcję nie wiedząc o możliwościach związanych z magicznym samochodem czy motorem.
O tym miejscu usłyszał od przyjaciela, który jakiś czas temu miał tu randkę, od niego tez dowiedział się, że cholera, szkoda że takie dziwne rzeczy się tam porobiły i już miał kolejny cel, zamierzał działać.
Kiedy tylko obniżyli lot, jakby spod ziemi zaczęły się wyłaniać kamienne posągi. Przerażający widok. Szczególnie, kiedy dostrzegało się ich lśniące miecze. Ledwo wylądowali na gruzowisku - czy raczej Marcy wylądowała, on cały czas unosił się nad ziemią - a posągi ruszyły w ich stronę.
Na szczęście jednak Marcy zareagowała na czas. On ledwo uniósł różdżkę, kiedy posągi zatrzymały się w miejscu, wyraźnie tracąc zainteresowanie nimi. Na szczęście.
Niestety jednak - coś zaczęło się z nią dziać, a Bertie dobrze wiedział co to jest. I jego entuzjazm lekko osłabł.
- Masz sinicę? - spytał dla pewności, choć dokładnie tak to wyglądało. Nie wiedział, że ten napad może pojawić się jednorazowo. - Znam kobietę, która próbuje to leczyć. W sumie to sam poddaję się jej terapii aktualnie. - dodał jeszcze. Nie był pewien czy Marcy powinna wchodzić na Nokturn jako policjantka, ale może Cass i jej by pomogła?
- Tym razem się uda, zobaczysz. - dodał jeszcze, bo na prawdę w to wierzył. Jak to on. Chciał jeszcze trochę wzmocnić towarzyszkę tak samo jak jemu pomógł Sam w swojej próbie.
- Magicus Extremos. - wypowiedział, skupiając się przy ruchu różdżką, bo zaklęcie jakie chciał rzucić nie należało do najłatwiejszych. Było jednak bardzo przydatne, gdyby tylko się udało, zwiększyłoby choć odrobinkę ich szansę.
Chciał zaproponować, że polecą samochodem. Uwielbiał Miętusa, był w stanie wciskać pedały nogą i kikutem na zmianę, a jazda była cholernie wygodna. To byłoby zdecydowanie lepsze. Ostatecznie jednak nie był przekonany, czy powinien się przyznawać przed panią policjant która ewidentnie za nim nie przepadała (ciekawe czemu?) że ma w swoim garażu dwie nielegalne maszyny. Nie spodziewał się może inspekcji, ale nie wiedział czego może się spodziewać.
Ostatecznie polecieli więc miotłami jakie Marcy niewątpliwie uważala za najwygodniejszą opcję nie wiedząc o możliwościach związanych z magicznym samochodem czy motorem.
O tym miejscu usłyszał od przyjaciela, który jakiś czas temu miał tu randkę, od niego tez dowiedział się, że cholera, szkoda że takie dziwne rzeczy się tam porobiły i już miał kolejny cel, zamierzał działać.
Kiedy tylko obniżyli lot, jakby spod ziemi zaczęły się wyłaniać kamienne posągi. Przerażający widok. Szczególnie, kiedy dostrzegało się ich lśniące miecze. Ledwo wylądowali na gruzowisku - czy raczej Marcy wylądowała, on cały czas unosił się nad ziemią - a posągi ruszyły w ich stronę.
Na szczęście jednak Marcy zareagowała na czas. On ledwo uniósł różdżkę, kiedy posągi zatrzymały się w miejscu, wyraźnie tracąc zainteresowanie nimi. Na szczęście.
Niestety jednak - coś zaczęło się z nią dziać, a Bertie dobrze wiedział co to jest. I jego entuzjazm lekko osłabł.
- Masz sinicę? - spytał dla pewności, choć dokładnie tak to wyglądało. Nie wiedział, że ten napad może pojawić się jednorazowo. - Znam kobietę, która próbuje to leczyć. W sumie to sam poddaję się jej terapii aktualnie. - dodał jeszcze. Nie był pewien czy Marcy powinna wchodzić na Nokturn jako policjantka, ale może Cass i jej by pomogła?
- Tym razem się uda, zobaczysz. - dodał jeszcze, bo na prawdę w to wierzył. Jak to on. Chciał jeszcze trochę wzmocnić towarzyszkę tak samo jak jemu pomógł Sam w swojej próbie.
- Magicus Extremos. - wypowiedział, skupiając się przy ruchu różdżką, bo zaklęcie jakie chciał rzucić nie należało do najłatwiejszych. Było jednak bardzo przydatne, gdyby tylko się udało, zwiększyłoby choć odrobinkę ich szansę.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Zastanawiała się skąd on brał te wszystkie informacje, ale już nawet nie dopytywała. Tutaj zachodziła zupełnie inna relacja, musiała zapomnieć trochę o swojej pracowniczej dociekliwości, schować to w kieszeń i rozgraniczyć pewne rzeczy. Wiedziała, że ludzie w różny sposób się zachowują, czasami nie do końca legalnie, ale nie miała zamiaru ganiać go za coś, co nie było realnym przewinieniem i nie narażało czyjegoś zdrowia i życia. Swoje mógł narażać, co jej do tego.
Właściwie zauważyła cokolwiek, kiedy chłopak zwrócił na nią uwagę. Odwróciła się zaskoczona w jego stronę. - Hę? - Cienka czerwona linia krwi zaznaczyła się tuż pod jej nosem i spłynęła na muśnięte szminką usta, zlewając się z nimi kolorem. Wtedy poczuła ciepło i lekki smak własnej krwi. Od razu ją starła, po prostu, wierzchem dłoni i spojrzała na ów zjawisko lekko zaskoczona. Okej, tego się nie spodziewała. - Nic o tym nie wiem. Może to tylko wina niewyspania. - Machnęła na to ręką, uznając, że nie jest to teraz tak ważne.
Czyżby ujawniła jej się jakaś choroba? Właściwie ostatnio obcowała z czarną magią częściej niż kiedyś, a nie bez powodu sinicę nazywano chorobą zawodową służb porządkowych. Niektórzy powiedzieliby, że przecież brygada się tym nie zajmuje i byliby w sporym błędzie. Aurorzy to jednostka elitarna i często nie zajmowali się takimi rzeczami jak sprawdzenie czy w ogóle doszło do użycia czarnej magii, najczęściej to właśnie Brygada jako pierwsza pojawiała się na miejscu przestępstwa, powiadamiając inne służby później. Pełnili rolę pośredników przy sprawach innych. - Ty ją masz? - spytała, zerkając na Berta kątem oka. Mało o nim wiedziała, w końcu przez jej śmiertelne obrażenie się właściwie nie rozmawiali.
Nie poczuła za wiele po rzuceniu zaklęcia, więc od razu zrozumiała, że nie zadziałało. Uśmiechnęła się tylko łagodnie do młodszego chłopaka. - Dzięki. - I tak to rzuciła, doceniając chociaż próbę takiego rozwiązania. W sumie nie byli aż taką złą ekipą, prawda? - Dobra, tym razem musi się udać. Mów to sobie, Bott.
Gdy posągi usunęły się z ich drogi już bardzo łatwo było im znaleźć serce anomalii. Marcella już drugi raz w ciągu dwóch dni wyciągnęła różdżkę przed siebie w celu użycia białej magii, przeciwko splątanej energii.
| Metoda Zakonu - 20*1 + k100
Właściwie zauważyła cokolwiek, kiedy chłopak zwrócił na nią uwagę. Odwróciła się zaskoczona w jego stronę. - Hę? - Cienka czerwona linia krwi zaznaczyła się tuż pod jej nosem i spłynęła na muśnięte szminką usta, zlewając się z nimi kolorem. Wtedy poczuła ciepło i lekki smak własnej krwi. Od razu ją starła, po prostu, wierzchem dłoni i spojrzała na ów zjawisko lekko zaskoczona. Okej, tego się nie spodziewała. - Nic o tym nie wiem. Może to tylko wina niewyspania. - Machnęła na to ręką, uznając, że nie jest to teraz tak ważne.
Czyżby ujawniła jej się jakaś choroba? Właściwie ostatnio obcowała z czarną magią częściej niż kiedyś, a nie bez powodu sinicę nazywano chorobą zawodową służb porządkowych. Niektórzy powiedzieliby, że przecież brygada się tym nie zajmuje i byliby w sporym błędzie. Aurorzy to jednostka elitarna i często nie zajmowali się takimi rzeczami jak sprawdzenie czy w ogóle doszło do użycia czarnej magii, najczęściej to właśnie Brygada jako pierwsza pojawiała się na miejscu przestępstwa, powiadamiając inne służby później. Pełnili rolę pośredników przy sprawach innych. - Ty ją masz? - spytała, zerkając na Berta kątem oka. Mało o nim wiedziała, w końcu przez jej śmiertelne obrażenie się właściwie nie rozmawiali.
Nie poczuła za wiele po rzuceniu zaklęcia, więc od razu zrozumiała, że nie zadziałało. Uśmiechnęła się tylko łagodnie do młodszego chłopaka. - Dzięki. - I tak to rzuciła, doceniając chociaż próbę takiego rozwiązania. W sumie nie byli aż taką złą ekipą, prawda? - Dobra, tym razem musi się udać. Mów to sobie, Bott.
Gdy posągi usunęły się z ich drogi już bardzo łatwo było im znaleźć serce anomalii. Marcella już drugi raz w ciągu dwóch dni wyciągnęła różdżkę przed siebie w celu użycia białej magii, przeciwko splątanej energii.
| Metoda Zakonu - 20*1 + k100
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
98+20+(1.5x20)= 138/130
Gdyby jego chustka nie była w tej chwili cała w jego krwi, zaoferowałby ją Marcelce, tak jednak byłoby to co najmniej dziwne i nieprzyjemne. Narazie tak czy inaczej cieszył się, że te najsilniejsze skutki uboczne powoli mijają. Jego nos nie był źródłem tsunami kilka razy dziennie, najbardziej cieszył się z tego, że spod jego paznokci nie wydobywa się już tak często krew - to było cholernie uciążliwe w czasie pieczenia, musiał przerywać i czekać aż minie, zwykle moczył dłonie zimną wodą żeby to przyspieszyć. Ewentualnie mieszał składniki łyżkami ale to nie to samo i nadal nie daje gwarancji, że jakaś kropla krwi nie skapnie. To jednak mijało, a młody Bott wierzył że w związku z terapią Cassandry - minie bezpowrotnie.
Dlatego na jej słowa wyjątkowo nie rzucił głupawym żartem, a odezwał się całkiem serio.
- Zbadaj to. Szczególnie jako policjantka powinnaś mieć pewność. - stwierdził, zaraz jednak znów się uśmiechając.
- Tak, mam. - przyznał. I nie marudził jakoś szczególnie, choć nie zaprzeczyłby, że uciążliwe jest to cholerstwo. - Mam nadzieję, że już niedługo.
Wspominał już o terapii. Liczył że poskutkuje. Miał tu, przed sobą dowód na to, że to się zdarza coraz częściej, coraz większej ilości osób, skoro czarna magia krąży dookoła jak gdyby nigdy nic.
- Zawsze warto próbować. - z jego różdżki nie wydobył się promień, wiedział więc że się nie udało.
Jego uśmiech lekko się poszerzył, kiedy Marcelka przyznała mu rację - optymizm, tego im trzeba. Szczególnie kiedy starają się wykrzesać z siebie to co najlepsze. Tak czy inaczej ruszyli wspólnie dalej - ku centrum anomalii, które dało się wyraźnie wyczuć. Kątem oka w drodze zerkał na posągi, te jednak pozostawały nieruchome.
Nie pierwszy już raz uniósł różdżkę, kiedy znaleźli się wystarczająco blisko. Raz się udało - uda się ponownie, wierzył w to. Wraz z Marcellą zaczął poruszać różdżką, przesuwając się powoli i starając się skupić na centrum anomalii, by opanować i uspokoić rozszalałą magię.
Gdyby jego chustka nie była w tej chwili cała w jego krwi, zaoferowałby ją Marcelce, tak jednak byłoby to co najmniej dziwne i nieprzyjemne. Narazie tak czy inaczej cieszył się, że te najsilniejsze skutki uboczne powoli mijają. Jego nos nie był źródłem tsunami kilka razy dziennie, najbardziej cieszył się z tego, że spod jego paznokci nie wydobywa się już tak często krew - to było cholernie uciążliwe w czasie pieczenia, musiał przerywać i czekać aż minie, zwykle moczył dłonie zimną wodą żeby to przyspieszyć. Ewentualnie mieszał składniki łyżkami ale to nie to samo i nadal nie daje gwarancji, że jakaś kropla krwi nie skapnie. To jednak mijało, a młody Bott wierzył że w związku z terapią Cassandry - minie bezpowrotnie.
Dlatego na jej słowa wyjątkowo nie rzucił głupawym żartem, a odezwał się całkiem serio.
- Zbadaj to. Szczególnie jako policjantka powinnaś mieć pewność. - stwierdził, zaraz jednak znów się uśmiechając.
- Tak, mam. - przyznał. I nie marudził jakoś szczególnie, choć nie zaprzeczyłby, że uciążliwe jest to cholerstwo. - Mam nadzieję, że już niedługo.
Wspominał już o terapii. Liczył że poskutkuje. Miał tu, przed sobą dowód na to, że to się zdarza coraz częściej, coraz większej ilości osób, skoro czarna magia krąży dookoła jak gdyby nigdy nic.
- Zawsze warto próbować. - z jego różdżki nie wydobył się promień, wiedział więc że się nie udało.
Jego uśmiech lekko się poszerzył, kiedy Marcelka przyznała mu rację - optymizm, tego im trzeba. Szczególnie kiedy starają się wykrzesać z siebie to co najlepsze. Tak czy inaczej ruszyli wspólnie dalej - ku centrum anomalii, które dało się wyraźnie wyczuć. Kątem oka w drodze zerkał na posągi, te jednak pozostawały nieruchome.
Nie pierwszy już raz uniósł różdżkę, kiedy znaleźli się wystarczająco blisko. Raz się udało - uda się ponownie, wierzył w to. Wraz z Marcellą zaczął poruszać różdżką, przesuwając się powoli i starając się skupić na centrum anomalii, by opanować i uspokoić rozszalałą magię.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
98+20+(1.5x20)+15 = 152/130
Nie wiedziała, że chłopak cierpi na jakąś chorobę. Osoby takie jak Marcella, z miękkim serduszkiem, zazwyczaj nieco delikatniej traktowały tych, którzy mieli na koncie jakieś choroby. Jasne, że fakt cierpienia na sinicę nie usprawiedliwiał jego nieodpowiedzialnego postępowania, które niedawno jej zaserwował, ale mimo to w jakiś sposób ją to poruszyło, dlatego szybko odwróciła spojrzenie, żeby w pełni skupić się na wijącej się pod ich różdżkami anomalii. Sama nie wiedziała zupełnie czy byłaby w stanie uśmiechać się czując na karku oddech czegoś tak bliskiego śmierci jak choroba. Nie potrafiła na to odpowiedzieć, musiałaby sprawdzić na własnej skórze. Chociaż strata ojca nie zmazała uśmiechu z jej twarzy na długo. Oczywiście, że tęskniła za jego osobą - jego opowiadaniami, jego uśmiechem, dobrocią i oślim uporem, jednak wiedziała również najlepiej, że gdyby widział ją przygnębioną na pewno nie byłby zadowolony. Przełknęła więc gorzkie drzwi i wypełniała obowiązki, które on chciałby wypełniać. Zakon Feniksa był spuścizną po ojcu, gdy zniknął, zaczęła angażować się bardziej. Zmieniła postępowanie, nabrała pewności siebie i ruszyła do przodu nawet nie wiedząc kiedy wola ojca stała się jej własną. Figgowie często dzielili zachowania. Te głupie i porywcze jak i te bardziej szlachetne.
- Zrobię to, nie martw się o mnie. Jestem całkiem dużą dziewczynką. - Posłała mu ciepły uśmiech.
Byli już coraz bliżej serca anomalii, zduszając ją swoimi czarami. Gdy zbliżali się coraz bardziej, czuła na palcach lekkie, nieprzyjemne ciepło, jakby parzące. Anomalia nie chciała się tak łatwo poddać, jednak w końcu coraz lepiej poddawała się ich magii. Figg uśmiechnęła się pod nosem. Prawie wykonali zadanie...
I nagle poczuła przedziwny odór, który zupełnie rozproszył jej uwagę. Jakby coś się paliło, ale nie była to ani paląca się wełna ani palący się papier. Coś jak stopniały gorącem grunt. Odkaszlnęła cicho i zorientowała się, że wpadli w pułapkę. Jeśli nie będą potrafili wyjść, utkną tu na dobre. - Bertie, tam! - powiedziała, wskazując palcem na mozaikę. Wprawdzie kojarzyła ją skądś, ale nie umiała dokładnie powiedzieć skąd ją zna. Wyglądała jak stworzona przez gobliny. - Spróbuję, dobrze? - spytała po czym podeszła do tego miejsca, widząc, że anomalia została opanowana. Elementy się przesuwały, więc mogła spróbować je ułożyć zgodnie z tym co pamiętała.
| Historia Magii I
Nie wiedziała, że chłopak cierpi na jakąś chorobę. Osoby takie jak Marcella, z miękkim serduszkiem, zazwyczaj nieco delikatniej traktowały tych, którzy mieli na koncie jakieś choroby. Jasne, że fakt cierpienia na sinicę nie usprawiedliwiał jego nieodpowiedzialnego postępowania, które niedawno jej zaserwował, ale mimo to w jakiś sposób ją to poruszyło, dlatego szybko odwróciła spojrzenie, żeby w pełni skupić się na wijącej się pod ich różdżkami anomalii. Sama nie wiedziała zupełnie czy byłaby w stanie uśmiechać się czując na karku oddech czegoś tak bliskiego śmierci jak choroba. Nie potrafiła na to odpowiedzieć, musiałaby sprawdzić na własnej skórze. Chociaż strata ojca nie zmazała uśmiechu z jej twarzy na długo. Oczywiście, że tęskniła za jego osobą - jego opowiadaniami, jego uśmiechem, dobrocią i oślim uporem, jednak wiedziała również najlepiej, że gdyby widział ją przygnębioną na pewno nie byłby zadowolony. Przełknęła więc gorzkie drzwi i wypełniała obowiązki, które on chciałby wypełniać. Zakon Feniksa był spuścizną po ojcu, gdy zniknął, zaczęła angażować się bardziej. Zmieniła postępowanie, nabrała pewności siebie i ruszyła do przodu nawet nie wiedząc kiedy wola ojca stała się jej własną. Figgowie często dzielili zachowania. Te głupie i porywcze jak i te bardziej szlachetne.
- Zrobię to, nie martw się o mnie. Jestem całkiem dużą dziewczynką. - Posłała mu ciepły uśmiech.
Byli już coraz bliżej serca anomalii, zduszając ją swoimi czarami. Gdy zbliżali się coraz bardziej, czuła na palcach lekkie, nieprzyjemne ciepło, jakby parzące. Anomalia nie chciała się tak łatwo poddać, jednak w końcu coraz lepiej poddawała się ich magii. Figg uśmiechnęła się pod nosem. Prawie wykonali zadanie...
I nagle poczuła przedziwny odór, który zupełnie rozproszył jej uwagę. Jakby coś się paliło, ale nie była to ani paląca się wełna ani palący się papier. Coś jak stopniały gorącem grunt. Odkaszlnęła cicho i zorientowała się, że wpadli w pułapkę. Jeśli nie będą potrafili wyjść, utkną tu na dobre. - Bertie, tam! - powiedziała, wskazując palcem na mozaikę. Wprawdzie kojarzyła ją skądś, ale nie umiała dokładnie powiedzieć skąd ją zna. Wyglądała jak stworzona przez gobliny. - Spróbuję, dobrze? - spytała po czym podeszła do tego miejsca, widząc, że anomalia została opanowana. Elementy się przesuwały, więc mogła spróbować je ułożyć zgodnie z tym co pamiętała.
| Historia Magii I
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 94
'k100' : 94
Od tej pory to ustabilizowane miejsce staje się terenem sprzyjającym rzucaniem czarów przez wszystkich członków Zakonu Feniksa. Sukces zagwarantował im bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów podczas kolejnych gier w tej lokacji. Chwała wam za to, pewnego dnia świat za to podziękuje.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
| Możecie kontynuować rozgrywkę.
Wyczuł, że coś się zmieniło. Jej zachowanie się ociepliło, nawet uśmiechnęła się do niego. Troszkę go to zdziwiło, dla niego choroba nie była usprawiedliwieniem na cokolwiek. Każdy w końcu borykał się z jakimiś problemami większymi czy mniejszymi. Możliwe, że ostatnimi czasy jego postawa pod tym względem się trochę zmieniła.
Nie zamierzał jednak absolutnie narzekać szczególnie, że wiedział że sobie przeskrobał i pewnie będzie to jeszcze i tak pokutował. Teraz jednak inne rzeczy mu w głowie były.
- Polemizowałbym. - stwierdził udając iż nie dostrzegł metafory, a kiedy zrównał z dziewczyną krok, patnął pojedynczym gestem jej głowę. Była tak zabawnie niska przy tych słowach, że nie mógł się powstrzymać. Dalej jednak ruszył po prostu wgłąb anomalii, bo byli tu w konkretnym celu i nie było nim dopracowywanie swoich relacji społecznych.
Zadanie nie było łatwe. W sumie to jednak Bertie mimo swojego optymizmu obawiał się kolejnej porażki - a jednak udało się. Czuł jak anomalia ustępuje pod naporem ich magii, jak wszystko w okolicy się uspokaja. Odetchnął z ulgą, choć i on musiał dostrzec, że coś jest nie tak.
Anomalie zwykle mimo uspokojenia pozostawiały po sobie jakieś pozostałości, tak było i tym razem. Dookoła zaczęło się robić dziwnie, oddychanie stało się jakby trudniejsze, wyczuł też parzenie na skórze.
Dopiero kiedy Marcy wskazała mu mozaikę, zrozumiał iż to co się dzieje nie jest pozostałością anomalii, a zwyczajną goblinią pułapką. Odsunął się żeby widzieć całość, skinął jej głową kiedy zaproponowała ze coś zrobi, wydawało się, ze wie co robi.
- Ten zielony dach nie na lewo? - spytał dość intuicyjnie, ze wszystkich sił starając się jakoś pomóc, przesuwając część bo pieczenie w płucach jasno sugerowało, że muszą się spieszyć.
A jednak się udało i już po chwili wypadli na zewnątrz, jak nigdy doceniając świeże powietrze.
- Muszę przyznać panno Figg, że zgrany z nas duet i pogratulować wspaniałych działań ku lepszemu jutru. - na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Mieszał się ze zmęczeniem i lekkim szokiem, był jednak szczery. Udało im się, czy to nie najważniejsze? Magia w tym miejscu została ustabilizowana. Bertie wciąż unosząc się na swojej miotle ukłonił się lekko. Jeszcze chwila, a prawdziwe akrobacje będzie na niej odstawiał.
Nie zamierzał jednak absolutnie narzekać szczególnie, że wiedział że sobie przeskrobał i pewnie będzie to jeszcze i tak pokutował. Teraz jednak inne rzeczy mu w głowie były.
- Polemizowałbym. - stwierdził udając iż nie dostrzegł metafory, a kiedy zrównał z dziewczyną krok, patnął pojedynczym gestem jej głowę. Była tak zabawnie niska przy tych słowach, że nie mógł się powstrzymać. Dalej jednak ruszył po prostu wgłąb anomalii, bo byli tu w konkretnym celu i nie było nim dopracowywanie swoich relacji społecznych.
Zadanie nie było łatwe. W sumie to jednak Bertie mimo swojego optymizmu obawiał się kolejnej porażki - a jednak udało się. Czuł jak anomalia ustępuje pod naporem ich magii, jak wszystko w okolicy się uspokaja. Odetchnął z ulgą, choć i on musiał dostrzec, że coś jest nie tak.
Anomalie zwykle mimo uspokojenia pozostawiały po sobie jakieś pozostałości, tak było i tym razem. Dookoła zaczęło się robić dziwnie, oddychanie stało się jakby trudniejsze, wyczuł też parzenie na skórze.
Dopiero kiedy Marcy wskazała mu mozaikę, zrozumiał iż to co się dzieje nie jest pozostałością anomalii, a zwyczajną goblinią pułapką. Odsunął się żeby widzieć całość, skinął jej głową kiedy zaproponowała ze coś zrobi, wydawało się, ze wie co robi.
- Ten zielony dach nie na lewo? - spytał dość intuicyjnie, ze wszystkich sił starając się jakoś pomóc, przesuwając część bo pieczenie w płucach jasno sugerowało, że muszą się spieszyć.
A jednak się udało i już po chwili wypadli na zewnątrz, jak nigdy doceniając świeże powietrze.
- Muszę przyznać panno Figg, że zgrany z nas duet i pogratulować wspaniałych działań ku lepszemu jutru. - na jego twarzy ponownie pojawił się uśmiech. Mieszał się ze zmęczeniem i lekkim szokiem, był jednak szczery. Udało im się, czy to nie najważniejsze? Magia w tym miejscu została ustabilizowana. Bertie wciąż unosząc się na swojej miotle ukłonił się lekko. Jeszcze chwila, a prawdziwe akrobacje będzie na niej odstawiał.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
O rany, wcale nie była taka niska, okej! Jak na kobietę to była dokładnie takiego wzrostu jak trzeba. Raczej już nie uda jej się urosnąć, więc czepianie się o to zupełnie nic nie da. No chyba, że jakaś pokręcona anomalia zmieni ją w giganta, ostatnio słyszała doniesienia o jakiejś powiększonej do ogromnych rozmiarów czekoladowej żabie. W tym świecie trzeba się już spodziewać dosłownie wszystkiego.
Spojrzała na niego unosząc brew na tyle, żeby z łatwością to dostrzegł. Miała ochotę coś mu zrobić, ale pastwienie się nad kaleką nie było zupełnie w jej stylu. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak łatwo byłoby Cię teraz przewrócić, Bertie. Masz farta, że jesteśmy w takiej sytuacji. - powiedziała ostrym, przynajmniej na tyle ile potrafiła, tonem, mrużąc przy tym oczy groźnie.
Udało im się nawet pomimo tej małej, głupiej prowokacji. Po kilku przestawieniach układanki przypomniała sobie dokładnie jak wyglądał obrazek na ostatniej stronie podręcznika do Historii Magii. Wykorzystała odrobinę Botta do pomocy i już chwilę później byli wolni, mogli zaczerpnąć świeżego powietrza i opuścić pomieszczenie, które zapewne niedługo będzie niebezpieczne z powodu goblińskiej pułapki. Te stwory nigdy nie przestaną jej zadziwiać, ich technologia naprawdę nieraz pokazywała, że wybijali się ponad swoją epokę i czasami nawet przewyższali poziom czarodziejów. Nawet w dzisiejszych czasach, przecież trzęśli całym światem finansów!
Marcella zostawiła za sobą tamto miejsce i od razu przeczesała włosy, kosmyki po lewej stronie zaczesując za ucho i po chwili uśmiechnęła się pogodnie, a na koniec nawet cicho się zaśmiała. I to całkiem urokliwie. Byli całkiem bezpieczni, cały stres minął... - Ta, całkiem niezła z nas ekipa. - W tym momencie położyła dłoń na ramieniu Berta i pchnęła go lekko na ziemię, na tyle, aby wywrócił się na ten głupi tyłek, ale nie zrobił sobie przy tym większej krzywdy. Jego noga jeszcze jej w tym pomogła. - A to za nazwanie mnie małą. - Wyjaśniła mu i pochyliła się lekko nad biednym Bottem, który został sprowadzony na ziemię. Uśmiechała się przy tym cieplutko, pokazując ząbki.
Spojrzała na niego unosząc brew na tyle, żeby z łatwością to dostrzegł. Miała ochotę coś mu zrobić, ale pastwienie się nad kaleką nie było zupełnie w jej stylu. - Nawet sobie nie wyobrażasz jak łatwo byłoby Cię teraz przewrócić, Bertie. Masz farta, że jesteśmy w takiej sytuacji. - powiedziała ostrym, przynajmniej na tyle ile potrafiła, tonem, mrużąc przy tym oczy groźnie.
Udało im się nawet pomimo tej małej, głupiej prowokacji. Po kilku przestawieniach układanki przypomniała sobie dokładnie jak wyglądał obrazek na ostatniej stronie podręcznika do Historii Magii. Wykorzystała odrobinę Botta do pomocy i już chwilę później byli wolni, mogli zaczerpnąć świeżego powietrza i opuścić pomieszczenie, które zapewne niedługo będzie niebezpieczne z powodu goblińskiej pułapki. Te stwory nigdy nie przestaną jej zadziwiać, ich technologia naprawdę nieraz pokazywała, że wybijali się ponad swoją epokę i czasami nawet przewyższali poziom czarodziejów. Nawet w dzisiejszych czasach, przecież trzęśli całym światem finansów!
Marcella zostawiła za sobą tamto miejsce i od razu przeczesała włosy, kosmyki po lewej stronie zaczesując za ucho i po chwili uśmiechnęła się pogodnie, a na koniec nawet cicho się zaśmiała. I to całkiem urokliwie. Byli całkiem bezpieczni, cały stres minął... - Ta, całkiem niezła z nas ekipa. - W tym momencie położyła dłoń na ramieniu Berta i pchnęła go lekko na ziemię, na tyle, aby wywrócił się na ten głupi tyłek, ale nie zrobił sobie przy tym większej krzywdy. Jego noga jeszcze jej w tym pomogła. - A to za nazwanie mnie małą. - Wyjaśniła mu i pochyliła się lekko nad biednym Bottem, który został sprowadzony na ziemię. Uśmiechała się przy tym cieplutko, pokazując ząbki.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Uśmiechnął się na jej słowa radośnie. Na prawdę cały piał z satysfakcji. Po wielu porażkach jakie za sobą miał, w końcu zaczęło mu się udawać - to było coś. Czy raczej im, choć jako że niemal na każdą anomalię szedł z inną osobą, trudno określić to jakoś konkretniej. Teraz, kiedy zagrożenie było za nimi, niewiele brakowało by porwał jedną z krwiożerczych rzeźb do tańca na tej swojej jednej nodze. No dobrze, prędzej Marcelkę by porwał bo ona przestała być taka krwiożercza.
Może zapomniała, że był pacanem?
- Oh, najlepsza. - stwierdził z zadowoleniem, zdziwiony kiedy ten karzełek go popchnął i zepchnął z miotły. - No wiesz!
Zawołał, lądując na czterech literach i je sobie obijając oczywiście. Nie jakoś mocno, ale przecież może sobie pomarudzić, prawda? Prawda. Na objaśnienia zaraz pokiwał głową.
- Miałem na myśli jedynie rozmiary fizyczne pod względem których chyba trudno się kłócić? - wrócił do tonu którym często ostatnio przedrzeźniał arystokratów, wspaniale się przy tym bawiąc. Taki z niego lord Bott dżentelmen, a co. - Wewnętrznie niewątpliwie jest pani panno Figg czarownicą zdecydowanie godnych rozmiarów.
Dodał zaraz. Gramolił się przy tym w tym gruzie pod sobą, trochę się podpierał, już miał doświadczenie z wstawaniem bez użycia jednej nogi więc nie było tak źle. W końcu stał na jednej nodze, lewą ręką podtrzymał się Marcelki żeby znowu nie polecieć, prawą przywołał do siebie miotłę która upadła wraz z nim na ziemię i siadł na zaczarowany przedmiot.
- Szczerze to ciągle mam wrażenie jakby te rzeźby miały ożyć. - przyznał, rozglądając się przy tym dookoła. Nie poradzi nic na to, wyglądały dość przerażająco.
- Gdzie zostawiłaś swoją miotłę? - zagadnął jeszcze, rozglądając się dookoła, bo gdzieś musiał przedmiot być, tylko Bott jakoś tak nie zatrybił chwili w której Marcy z niej zsiadała i ją chowała w jakieś miejsce. - Chyba pora wracać.
Może zapomniała, że był pacanem?
- Oh, najlepsza. - stwierdził z zadowoleniem, zdziwiony kiedy ten karzełek go popchnął i zepchnął z miotły. - No wiesz!
Zawołał, lądując na czterech literach i je sobie obijając oczywiście. Nie jakoś mocno, ale przecież może sobie pomarudzić, prawda? Prawda. Na objaśnienia zaraz pokiwał głową.
- Miałem na myśli jedynie rozmiary fizyczne pod względem których chyba trudno się kłócić? - wrócił do tonu którym często ostatnio przedrzeźniał arystokratów, wspaniale się przy tym bawiąc. Taki z niego lord Bott dżentelmen, a co. - Wewnętrznie niewątpliwie jest pani panno Figg czarownicą zdecydowanie godnych rozmiarów.
Dodał zaraz. Gramolił się przy tym w tym gruzie pod sobą, trochę się podpierał, już miał doświadczenie z wstawaniem bez użycia jednej nogi więc nie było tak źle. W końcu stał na jednej nodze, lewą ręką podtrzymał się Marcelki żeby znowu nie polecieć, prawą przywołał do siebie miotłę która upadła wraz z nim na ziemię i siadł na zaczarowany przedmiot.
- Szczerze to ciągle mam wrażenie jakby te rzeźby miały ożyć. - przyznał, rozglądając się przy tym dookoła. Nie poradzi nic na to, wyglądały dość przerażająco.
- Gdzie zostawiłaś swoją miotłę? - zagadnął jeszcze, rozglądając się dookoła, bo gdzieś musiał przedmiot być, tylko Bott jakoś tak nie zatrybił chwili w której Marcy z niej zsiadała i ją chowała w jakieś miejsce. - Chyba pora wracać.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Już dawno zeszła z miotły! I zostawiła ją tylko przy wejściu, gdzie mieli mozaikę. Dziwne, że tego nie dostrzegł, mimo wszystko wolała mieć dwie ręce wolne, gdy naprawiała anomalię, a nawet ona czasami potrzebowała potrzymać się ręką na miotle, a przecież człowiekiem stąpającym po ziemi nie była.
Uśmiech na jej twarzy mówił wszystko - cieszyła się jak szalona, że otrzymał to co powinien za nazywanie akurat jej małą. Co z tego, że miała więcej lat i mniej we wzroście? Niech dzieciak nie podskakuje! Przewróciła oczami szybko i wyciągnęła rękę do Bertiego, żeby mógł w końcu wrócić do stojącej pozycji. Nie była aż tak straszną sadystką, żeby ciągle tylko patrzeć jak biedak gramoli się na ziemi nieporadnie. Aż trudno uwierzyć, że ten sam czarodziej chwilę temu wykazał się pełnym profesjonalizmem. - O jaki pan elokwentny, panie Bott, prawie bym się nabrała. - Pokręciła lekko głową. Zgarnęła szybko miotłę, opartą o ścianę niedaleko i jeszcze nim nań wsiadła założyła na oczy swoje gogle. Niestety wada wzroku to niezbyt fajna sprawa i musiała ich używać, żeby widzieć jakby jakiś nadużywający prędkości koleś na nielegalnym dywanie jej nie umknął. - Lecimy dłuższą drogą? Jest całkiem ciepło.
Wprawdzie nie miała specjalnego powodu, żeby dogadywać się lepiej z Bertie'm. Skąd, nadal była na niego zła za to okropne przestępstwo, którego się dopuścił, jednakże bądźmy szczerzy - minęło nieco czasu, a fochy po prostu przeszkadzałyby im we współpracy, dlatego schowała nieco swoją urażoną dumę w kieszeń i na chwilę zapomniała o splunięciu w postać sprawiedliwości przez obecnego tutaj chłopaka. Dzisiaj miała ogromną ochotę po prostu polatać. Może wróci aż do Szkocji stąd właśnie na dywanie? Brzmi spoko. - Jestem pewna, że nie dasz rady mnie przegonić. - Nie mógł teraz zobaczyć jej wyzywającego spojrzenia, ale już sam uśmiech rysujący się zaraz pod nosem kobiety mógł mówić, że to było wyzwanie. Mogła sobie na to pozwolić, skoro sprawa była w pełni załatwiona. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby wynagrodzić sobie trud odrobiną zabawy.
Uśmiech na jej twarzy mówił wszystko - cieszyła się jak szalona, że otrzymał to co powinien za nazywanie akurat jej małą. Co z tego, że miała więcej lat i mniej we wzroście? Niech dzieciak nie podskakuje! Przewróciła oczami szybko i wyciągnęła rękę do Bertiego, żeby mógł w końcu wrócić do stojącej pozycji. Nie była aż tak straszną sadystką, żeby ciągle tylko patrzeć jak biedak gramoli się na ziemi nieporadnie. Aż trudno uwierzyć, że ten sam czarodziej chwilę temu wykazał się pełnym profesjonalizmem. - O jaki pan elokwentny, panie Bott, prawie bym się nabrała. - Pokręciła lekko głową. Zgarnęła szybko miotłę, opartą o ścianę niedaleko i jeszcze nim nań wsiadła założyła na oczy swoje gogle. Niestety wada wzroku to niezbyt fajna sprawa i musiała ich używać, żeby widzieć jakby jakiś nadużywający prędkości koleś na nielegalnym dywanie jej nie umknął. - Lecimy dłuższą drogą? Jest całkiem ciepło.
Wprawdzie nie miała specjalnego powodu, żeby dogadywać się lepiej z Bertie'm. Skąd, nadal była na niego zła za to okropne przestępstwo, którego się dopuścił, jednakże bądźmy szczerzy - minęło nieco czasu, a fochy po prostu przeszkadzałyby im we współpracy, dlatego schowała nieco swoją urażoną dumę w kieszeń i na chwilę zapomniała o splunięciu w postać sprawiedliwości przez obecnego tutaj chłopaka. Dzisiaj miała ogromną ochotę po prostu polatać. Może wróci aż do Szkocji stąd właśnie na dywanie? Brzmi spoko. - Jestem pewna, że nie dasz rady mnie przegonić. - Nie mógł teraz zobaczyć jej wyzywającego spojrzenia, ale już sam uśmiech rysujący się zaraz pod nosem kobiety mógł mówić, że to było wyzwanie. Mogła sobie na to pozwolić, skoro sprawa była w pełni załatwiona. Nic nie stało na przeszkodzie, żeby wynagrodzić sobie trud odrobiną zabawy.
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
Ruiny Mer-Akha, Walia
Szybka odpowiedź