Ruiny Mer-Akha, Walia
AutorWiadomość
First topic message reminder :
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ruiny Mer-Arkha
Mer-Arkha było ongiś, jeszcze przed ustanowieniem Walii Walią, miastem goblińskim - jedną z ich najpotężniejszych twierdz, owianą chwałą i mrożącymi krew w żyłach legendami, opowiadającymi tak o męstwie oraz odwadze, jak i braku litości, pragmatyzmie i krwawych, pozbawionych litości podbojach. Mer-Arkha zostało jednak zrównane z ziemią tysiące lat temu przez przodków najdawniejszych rodów celtyckiego pochodzenia - kładąc kres goblińskiej ekspansji w tym rejonie. Pozostałości po mieście wydają się być żywą lekcją historii - choć nieliczne, to te, które pozostały, wydają się zachowane w doskonałym stanie. Nic dziwnego, gobliny uchodzą za doskonałych budowniczych - ani wojna ani wiatr nie zetrą ich konstrukcji w pył. Oprócz trzech nadkruszonych domów ujrzeć można fragment niegdyś ogromnego muru obronnego, studni oraz wysokich miejskich schodów, a także niedużą część sali tronowej, włączając w to sam - podniszczony, ale zachowany - imponujący kamienny tron, na którym zasiadał w tamtym czasie gobliński król, Gambra Waleczny. Fakt, że ruiny znajdują się raczej dalej od cywilizacji niż bliżej i zarośnięte są wysokimi drzewami, nie powstrzymuje mugoli przed dotarciem tutaj - czasem przewijają się pojedynczy turyści, którzy mnożą teorie spiskowe odnośnie tego, czym właściwie te ruiny są - zwykle stawiając na pozaziemską cywilizację.
Jeśli posiadasz przynajmniej III poziom biegłości historia magii, możesz służyć za przewodnika czarodziejów po tym miejscu i opowiedzieć więcej o dawnej wojnie oraz związanych z nią legendach.
Jeśli posiadasz przynajmniej III poziom biegłości historia magii, możesz służyć za przewodnika czarodziejów po tym miejscu i opowiedzieć więcej o dawnej wojnie oraz związanych z nią legendach.
W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 12.03.19 13:37, w całości zmieniany 1 raz
Wolał się nie oglądać tylko jeszcze raz spróbować. Naprawdę ciężko było mu się skoncentrować i nie zdziwiłby się, gdyby reszta mu to wypomniała. Owszem. Nie wiedział, co miał robić, a pomóc Pomonie i tak nie potrafił. Nie umiał. Nie był nawet uzdrowicielem. Uczył astronomii i był naukowcem. Nie znał się na magii leczniczej, dlatego nawet gdyby chciał to mógł jedynie siedzieć z boku i patrzeć. A Pomonie ani reszcie nie to było potrzebne tylko ochrona. Żeby nikt ich nie zobaczył. Poniekąd nie wierzył, żeby ktoś ich tutaj znalazł specjalnie lub nawet przez przypadek. tak oddalone miejsce od jakiejkolwiek cywilizacji nie stawało się raczej celami samotnych wędrówek przy blasku księżyca. Bariera jednak nigdy nie miała zaszkodzić, a Vane wolał przynajmniej wiedzieć co robi. Poniekąd. W takim stanie jakim był, nie było to najlepsze rozwiązanie, ale nie miał wyjścia. Ani on ani tym bardziej reszta. Wiedział, że uzdrowiciele będą robili, co w ich mocy, a później gdy będzie to możliwe, wspólnie zabiorą stąd dzieci. Ciśnienie jednak pulsowało mu w głowie, a stado dzikich myśli galopowało przez wymęczony umysł profesora. Nie chciał ich zawieźć i nie powinien nawet myśleć w ten sposób. Odwrócił się jedynie do znajdującej się najbliżej Pomony i położył jej dłoń na ramieniu. Widział, że była w koszmarnym stanie, ale wciąż była przytomna. To najważniejsze. Ale jeśli się nie pospieszą nawet to im nie pomoże. Jayden spojrzał przed siebie prosto w czarną pustkę i skupił się na odpowiednich słowach. Chciał, żeby wszelka magia, która się w nim kryła przeszła na różdżkę i pomogła mu rzucić to zaklęcie.
- Salvio Hexia - mruknął, ale tym razem nieco głośniej i pewniej. Chociaż jego wnętrze wciąż było zdecydowanie za bardzo rozproszone przez leżących za jego plecami uczniów i jakiejś kobiety. Gdyby skupił się na czymś innym niż swoja specjalizacja, możliwe że nie byłby takim piątym kołem u wozu. Przejechał zewnętrzną dłonią po czole i zdał sobie sprawę, że ma ją ubrudzoną krwią Angusa. Wzdrygnął się. Może powinien był zacząć się uczyć, chociaż trochę anatomii, a potem magii leczniczej, żeby być przydatnym. Na Merlina! Był beznadziejny.
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Salvio Hexia - mruknął, ale tym razem nieco głośniej i pewniej. Chociaż jego wnętrze wciąż było zdecydowanie za bardzo rozproszone przez leżących za jego plecami uczniów i jakiejś kobiety. Gdyby skupił się na czymś innym niż swoja specjalizacja, możliwe że nie byłby takim piątym kołem u wozu. Przejechał zewnętrzną dłonią po czole i zdał sobie sprawę, że ma ją ubrudzoną krwią Angusa. Wzdrygnął się. Może powinien był zacząć się uczyć, chociaż trochę anatomii, a potem magii leczniczej, żeby być przydatnym. Na Merlina! Był beznadziejny.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Ostatnio zmieniony przez Jayden Vane dnia 04.08.19 17:36, w całości zmieniany 1 raz
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Każde słowo nauczycielki rzucało cień na serce Carrowa. To wszystko, ta cała relacja...on nie mógł tego zmienić i na to wszystko nijak wpłynąć niż tylko się po prostu martwić. To już się po prostu stało. Naturalnie nim też miotnęła złość i ogromne poczucie niesprawiedliwości wobec tego co się działo wokół. Po części żałował trochę, że mimo wszystko teraz wiedział,bo trudniej było mu oczyścić myśli. Ruchy różdżki wykonywał nieco zbyt nerwowo, jednak szczęśliwie różdżka zalśniła wykonując zaklęcie. Carrow wypuścił z wolna powietrze, próbując zyskać na rezonie. Kiwnął Archibaldowi głową porozumiewawczo, a potem rozchylił wilgotny od krwi materiał na poszarpanej przez bombardę bluzki. Musiał mieć lepszy wgląd ranę by móc odpowiednio dobrze zadziałać magią.
- Curatio Vulnera Horribilis - zażądał od różdżki wykonując okrężny ruch nadgarstka, apotem kierując magię na sączącą się ranę na klatce piersiowej.
- Curatio Vulnera Horribilis - zażądał od różdżki wykonując okrężny ruch nadgarstka, apotem kierując magię na sączącą się ranę na klatce piersiowej.
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Przestał słuchać Pomony i Jaydena, ich czyny notował jedynie kątem oka. Skupił się w całości na ratowaniu dzieci, konkretniej Lewisa, którego ręce leżały bezwladne, powyginane. Bardziej niepokoila go wyciekająca krew, ale w tym momencie nie mógł go odwrócić, by zahamować krwawienie. Sprawil by mu duży ból, prawdopodobnie również jeszcze bardziej wykrecajac połamane kości. Wycelował więc różdżkę w jego lewą rękę i powiedział- Feniterio - spoglądając z niepokojem na dwójkę pozostałych, jeszcze nieprzytomnych dzieci. Nastawiane kości i ich zrastanie zajmie mu dużo czasu, musiał zastanowić się nad nieco szybszym planem działania. Chyba nie miał innego wyjścia jak pobieżnie wyleczyć co poważniejsze obrażenia i dopiero wtedy zająć się tym porządnie.
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 28
'k100' : 28
Nie udaje się. Nie jestem zaskoczona. Przyjmuję to do wiadomości z zaskakującą obojętnością. Jedyne, co mnie trapi to fakt, że opóźniam właśnie pomoc dzieciom. Na które celowo się nie patrzę nie chcąc wzbudzić w sobie kolejnych pokładów frustrujących, destrukcyjnych emocji. Wolę jak jestem przesadnie spokojna, niezmącona absolutnie niczym. Rana boli oraz szczypie, chociaż to akurat dobry znak. Chyba. Nie odróżniam już pozytywów od negatywów, pogrążam się w czarnej dziurze zwątpienia. Nie uratujemy ich. I pomimo naprawdę celnych zaklęć ze strony uzdrowicieli, nie wierzę w to. Nie wierzę, że opanują aż czworo osób. Ja jestem nieprzydatna do czegokolwiek. Mogłabym tylko siedzieć i nic nie robić, a na pewno też coś bym zepsuła.
Unoszę głowę tak jak podnoszę wzrok na mężczyznę, który w niczym nie przypomina beztroskiego profesora astronomii. To nie ten Vane, z którym leżeliśmy na łące zajadając się pysznościami mamy Sprout i rozmawiając o wszystkim tak jak o niczym. Widzę, że jest roztrzęsiony, że zaklęcia nie wychodzą tak, jak powinny.
- Spokojnie Jay. Pomyśl o gwiazdach i skoncentruj się - mówię zachrypniętym głosem. Ufam, że będzie próbował do skutku. Zapach krwi jest wyczuwalny, to nie jest dobra wiadomość. Lepiej się skryć pod osłoną niewidzialności, nawet jeśli zwierzyna ma lepszy węch niż wzrok. Nie damy rady zatuszować unoszących się wokół woni, ale stworzyć iluzję opuszczonego miejsca już tak. Oddycham ciężko, wręcz wzdycham nad tą całą sytuacją. Jakby brakowało mi już jakichkolwiek słów. Nie wiem co zresztą i chociaż świadomość życia Brena oraz Foxa napawa niewysłowioną ulgą, to niewiedza odnośnie reszty Zakonników frustruje. Deprymuje. Roztrzaskuje serce i duszę na tysiące kawałków potęgując nieznośny ból.
- Curatio vulnera maxima - powtarzam po raz kolejny. I będę tak robić do znudzenia lub do śmierci poprzez wykrwawienie. Żaden z tych scenariuszy nie wydaje mi się w tym momencie straszny. Koniec różdżki niemal przytknięty jest do otwartej rany, jakbym tym samym miała zwiększyć szanse na powodzenie zaklęcia. Tak naprawdę żeby wyjść z tego jakoś w miarę stabilnie, to i tak musiałabym powtarzać inkantację jeszcze kilkukrotnie. Niestety nie posiadam tak ogromnych umiejętności jak uzdrowiciele. Mam jednak czas, nigdzie mi się nie spieszy. Jedynie do dzieci, ale jestem w stanie uwierzyć, że tylko bym im bardziej zaszkodziła niż pomogła.
Unoszę głowę tak jak podnoszę wzrok na mężczyznę, który w niczym nie przypomina beztroskiego profesora astronomii. To nie ten Vane, z którym leżeliśmy na łące zajadając się pysznościami mamy Sprout i rozmawiając o wszystkim tak jak o niczym. Widzę, że jest roztrzęsiony, że zaklęcia nie wychodzą tak, jak powinny.
- Spokojnie Jay. Pomyśl o gwiazdach i skoncentruj się - mówię zachrypniętym głosem. Ufam, że będzie próbował do skutku. Zapach krwi jest wyczuwalny, to nie jest dobra wiadomość. Lepiej się skryć pod osłoną niewidzialności, nawet jeśli zwierzyna ma lepszy węch niż wzrok. Nie damy rady zatuszować unoszących się wokół woni, ale stworzyć iluzję opuszczonego miejsca już tak. Oddycham ciężko, wręcz wzdycham nad tą całą sytuacją. Jakby brakowało mi już jakichkolwiek słów. Nie wiem co zresztą i chociaż świadomość życia Brena oraz Foxa napawa niewysłowioną ulgą, to niewiedza odnośnie reszty Zakonników frustruje. Deprymuje. Roztrzaskuje serce i duszę na tysiące kawałków potęgując nieznośny ból.
- Curatio vulnera maxima - powtarzam po raz kolejny. I będę tak robić do znudzenia lub do śmierci poprzez wykrwawienie. Żaden z tych scenariuszy nie wydaje mi się w tym momencie straszny. Koniec różdżki niemal przytknięty jest do otwartej rany, jakbym tym samym miała zwiększyć szanse na powodzenie zaklęcia. Tak naprawdę żeby wyjść z tego jakoś w miarę stabilnie, to i tak musiałabym powtarzać inkantację jeszcze kilkukrotnie. Niestety nie posiadam tak ogromnych umiejętności jak uzdrowiciele. Mam jednak czas, nigdzie mi się nie spieszy. Jedynie do dzieci, ale jestem w stanie uwierzyć, że tylko bym im bardziej zaszkodziła niż pomogła.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Pomona Sprout' has done the following action : rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
Gdyby Jay przeklinał, na pewno po jego umyśle błąkało się wiele bluźnierstw i wulgaryzmów przez tę nieudolność, którą właśnie okazywał. Nie wiedział, co się działo z dziećmi, bo nie mógł i tak się skupić na zaklęciu odpowiednio, gdy jego myśli były opanowane przez nieruchome, krwawiące ciała z twarzami, które znał. Jedne mniej inne bardziej, ale znał. Tej jednej starszej kobiety nie kojarzył, ale i tak przejął się jej losem i tym co będzie z nią dalej. Nie chciał być bezużyteczny, a jednak taki właśnie był. Cały drżał, nie mogąc odpowiednio się skupić. W pewnym sensie dobrym wyborem było nie iście w ślady ojca i nie myślenie o uzdrowicielstwie, bo jeśli zawsze miałby tak reagować to byłby koszmarnym medykiem. I to pewnie bez pracy. Co prawda chciałby również pomóc poszkodowanym, ale nie wiedział jak. Jedynie zawadzał, a serce podchodziło mu do gardła, gdy nie mógł się uspokoić. Przez to że był bardzo emocjonalnym człowiekiem i porozumiewał się głównie przez uczucia, teraz również nad nim zapanowały, a chciałby żeby to ona panował nad nimi. Niestety nie było to takie proste.
Słysząc głos Pomony, zerknął na nią przez ramię i uśmiechnął się blado. Żadne z nich nie przypominało siebie. Jeśli ktoś by im wtedy powiedział, że przyjdzie im się spotkać w takich okolicznościach, nie uwierzyłby. Przecież wspólnie spotykali się podczas wykradania jedzenia w nocy w zamkowej kuchni, śmiali się i chodzili wspólnie do pracy. Te wspomnienia jakby zupełnie gdzieś zanikły i zostały zastąpione czymś nierealnym. Jak dawno zapomniany sen odgłos śmiechu zniknął w jego pamięci, a teraz było samo cierpienie, zdezorientowanie. Czuł, że z każdym słowem nie staje się bardziej pewny. Mimo wszystko odetchnął lub starał się to zrobić i spojrzał w niebo. Czyste i takie samo jak zawsze. Milczące. Patrzące na niego z takim samym spokojem jak zawsze.
- Salvio Hexia - po raz trzeci i oby ostatni. Proszę, Roweno, Proszę cię. Proszę... Niemal skomlał w myślach. Nie chciał ich zawodzić, jednak nie był pewny rzucanych zaklęć. Brakowało mu tego spokoju i oddzielenia jednym wydarzeń, nawet traumatycznych od innych. Ale musiał coś zrobić. Musiał! Ale niech to już się skończy.
Słysząc głos Pomony, zerknął na nią przez ramię i uśmiechnął się blado. Żadne z nich nie przypominało siebie. Jeśli ktoś by im wtedy powiedział, że przyjdzie im się spotkać w takich okolicznościach, nie uwierzyłby. Przecież wspólnie spotykali się podczas wykradania jedzenia w nocy w zamkowej kuchni, śmiali się i chodzili wspólnie do pracy. Te wspomnienia jakby zupełnie gdzieś zanikły i zostały zastąpione czymś nierealnym. Jak dawno zapomniany sen odgłos śmiechu zniknął w jego pamięci, a teraz było samo cierpienie, zdezorientowanie. Czuł, że z każdym słowem nie staje się bardziej pewny. Mimo wszystko odetchnął lub starał się to zrobić i spojrzał w niebo. Czyste i takie samo jak zawsze. Milczące. Patrzące na niego z takim samym spokojem jak zawsze.
- Salvio Hexia - po raz trzeci i oby ostatni. Proszę, Roweno, Proszę cię. Proszę... Niemal skomlał w myślach. Nie chciał ich zawodzić, jednak nie był pewny rzucanych zaklęć. Brakowało mu tego spokoju i oddzielenia jednym wydarzeń, nawet traumatycznych od innych. Ale musiał coś zrobić. Musiał! Ale niech to już się skończy.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : rzut kością
'k100' : 12
'k100' : 12
Zaklęcie zadziałało; kość lewej ręki nastawiła się płynnym ruchem, i choć wciąż nie była zarośnięta, według Archibalda wyglądała niebo lepiej od drugiej. Zerknął w kierunku chłopca leżącego nieopodal, by od razu zabrać się za nastawianie drugiej ręki, jednak ostatecznie zmienił zdanie i postanowił najpierw do końca wyleczyć tą lewą. - Fractura Texta - powiedział wyraźnie, celując w nią różdżką. Musiało się udać, nie robił tego pierwszy raz w życiu. Potem będzie mógł zahamować krwawienie i pobiec do kolejnych rannych, bo choć druga ręka cały czas była połamana, nie powinna powodować znaczącej utraty sił tak jak obrażenia pozostałych chłopców. Merlinie, dlaczego doprowadzasz do takich sytuacji?
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : rzut kością
'k100' : 5
'k100' : 5
Magia zaczęła wiązać rozszarpaną bombardą skórę ponownie scalając ją w jeden płat i tym samym tamując najobfitsze źródło krwawienia. Dużo jeszcze było do zrobienia...Uzdrowiciel z bólem patrzył na zmasakrowaną kończynę i siniaki malujące się na bladej skórze świadczące o być może rozległych urazach wewnętrznych. Problem polegał na tym, że nie była jedyną w złym stanie, a im brakowało rąk na to by mogli poświęcić każdemu z osobna odpowiednio dużo czasu. Czas - to on im gonił i narzucał tempo. Adrien uznając więc, że na tę chwilę żywot rudowłosej dziewczyny został wydłużony i nie grozi jej wykrwawienie, zabrał się za kolejnego pacjenta - Angusa. Krwawienie z nosa nigdy nie świadczyło o niczym dobrym. Tym bardziej gdy Adrien był wstanie wyczuć pod palcami przerwanie ciągłości kości czaszki
- Surgito
- Surgito
Adrien Carrow
Zawód : Ordynator oddziału Zakażeń Magicznych
Wiek : 46
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wznosić się i upadać jest rzeczą ludzką. Ważne jest by nie bać się na nowo rozkładać swych skrzydeł i sięgać wyżej.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Adrien Carrow' has done the following action : rzut kością
'k100' : 56
'k100' : 56
Nic się nie dzieje tak jak powinno. Wszystko trwa zbyt długo, a nas jest za mało na taką ilość poszkodowanych. To się nie uda. I sama ta świadomość zaciska mi żołądek, a serce podnosi mi się do gardła. Niedobrze mi. Przytykam dłoń do ust mając wrażenie, że chyba już nie mogę się gorzej czuć, ale nic podobnego. Zamykam oczy starając się uspokoić, powrócić do wewnętrznej równowagi, co w ogóle nie jest proste. Przygryzam wargę zastanawiając się co mogę zrobić. Nic. Taka jest smutna prawda. Nie mogę zrobić nic, jestem bezużyteczna. Spoglądam na swoją ranę i nie potrafię się nią przejąć skoro wokół mnie umierają ludzie. Może powinno spotkać mnie to samo. Dalej nie potrafię wykrzesać z siebie ani jednej iskry optymistycznego myślenia. Zagłębiam się w ponurym, beznadziejnym świecie bez perspektyw oraz światła nadziei. Rozum podpowiada mi, że muszę wziąć się w garść i przestać się użalać nad całym światem oraz bezlitosnym losem, ale emocje nie chcą dopuścić do siebie takiego scenariusza powtarzając, że to nic nie da.
Tak jak zaklęcie Jaydena, tak jak moje zaklęcie, które nie materializuje się na końcu różdżki. Wzdycham więc ociężale, sądząc, że chyba gorzej już być nie może. Zawodzę, znów. Kolejny raz. Nie jestem nawet na przedsionku tego, co chciałam osiągnąć. Powinno mnie to demotywować, ale jestem już wystarczająco zdemotywowana.
- Curatio vulnera maxima - wydostaje się z moich ust nie wiem już który raz. I dalej celem jest moja rana, która chyba zakrzepnie szybciej sama niż z moją interwencją. Nie narzekam jednak. Dalej przede wszystkim żyję. Jeszcze. Zmartwienie Lilą oraz moimi uczniami na pewno blokuje mój magiczny potencjał, ale dalej celowo na nich nie patrzę. Wierzę, że uzdrowiciele dadzą radę sobie z nimi poradzić. Nie może być inaczej. Nie może. Merlinie, błagam, oszczędź im już dalszych cierpień, ale nie skazuj na śmierć. Proszę najmocniej na świecie.
Tak jak zaklęcie Jaydena, tak jak moje zaklęcie, które nie materializuje się na końcu różdżki. Wzdycham więc ociężale, sądząc, że chyba gorzej już być nie może. Zawodzę, znów. Kolejny raz. Nie jestem nawet na przedsionku tego, co chciałam osiągnąć. Powinno mnie to demotywować, ale jestem już wystarczająco zdemotywowana.
- Curatio vulnera maxima - wydostaje się z moich ust nie wiem już który raz. I dalej celem jest moja rana, która chyba zakrzepnie szybciej sama niż z moją interwencją. Nie narzekam jednak. Dalej przede wszystkim żyję. Jeszcze. Zmartwienie Lilą oraz moimi uczniami na pewno blokuje mój magiczny potencjał, ale dalej celowo na nich nie patrzę. Wierzę, że uzdrowiciele dadzą radę sobie z nimi poradzić. Nie może być inaczej. Nie może. Merlinie, błagam, oszczędź im już dalszych cierpień, ale nie skazuj na śmierć. Proszę najmocniej na świecie.
( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
ty jesteś tym co księżyc
od dawien dawna znaczył
tobą jest co słońce
kiedykolwiek zaśpiewa
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Ruiny Mer-Akha, Walia
Szybka odpowiedź