Wydarzenia


Ekipa forum
Piwniczny Klub Jazzowy
AutorWiadomość
Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]17.07.17 1:43
First topic message reminder :

Piwniczny klub jazzowy

★★
Jak mawiają, potrzeba matką wynalazków - tak też narodził się piwniczny klub jazzowy. Jest to pierwszy tego rodzaju lokal na Wyspach, na który pomysł narodził się po wyprawie właściciela do Stanów. Nie każdego bowiem stać na wycieczkę do Cliodny, za to prawie każdy lubi się bawić przy dźwiękach muzyki na żywo. Wejście do klubu znajduje się pod poziomem ulicy, prowadzą do niego schodki umieszczone na końcu ślepego zaułka. Na drzwiach przywieszony jest plakat przedstawiający tańczącą kobietę w sukience w kropki. Gdy podejdzie do niej mugol nic się nie stanie, jednak jeżeli po schodach zejdzie czarodziej kobieta ruszy w tan, by śpiewnym, rozbawionym głosem poprosić o hasło. To zaś nie zmienia się nigdy; wystarczy powiedzieć "czy mogę prosić do tańca?", a kobieta zaśmieje się perliście i uchyli przed tobą drzwi do roztańczonego świata jazzu.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:16, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Piwniczny Klub Jazzowy - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]20.09.18 18:48
Nie mogła uwierzyć w to, co się właśnie działo – ona, Tilda Fancourt, zwykle spokojna niczym woda w bezwietrzny dzień, powściągliwa i stroniąca od niebezpiecznych rozrywek, właśnie dosiadła mugolskiego roweru.
Wciąż w wieczorowej sukni.
Wciąż w butach na obcasie – niskim, ale wciąż obcasie.
Nie miała nawet pojęcia, jak się jeździ na rowerze; choć technika zaprezentowana przed chwilą przez Bojczuka nie wyglądała na arcyskomplikowaną, nie zapominała o tym, że z ich dwojga tylko on miał w tej sztuce doświadczenie. Przycupnięta na ramie i uczepiona metalowej konstrukcji, czuła też, że nie była to bezpieczna pozycja do jazdy – że jechanie rowerem we dwójkę w ogóle nie było bezpieczne – lecz czy istniał jakikolwiek sens, by słuchać teraz rozsądku?
Nie, raczej nie.
Na pewno nie.
- Ruszaj! – nie wiedziała, czy w jej głosie brzmiała ekscytacja, strach, czy może jedno i drugie. Gdy Johnatan otoczył ją ramionami, po czym odepchnął się nogami od ziemi, o mało nie pisnęła – rower potoczył się w stronę bramy, wyraźnie przytłoczony ich ciężarem. Wciągnęła nocne powietrze do płuc, powtarzając sobie, że nie była przecież tchórzem, i uczepiła się mocniej roweru, aż wreszcie ten wytoczył się z bramy i powoli zaczął nabierać rozpędu.
- Na Merlina! Jadę rowerem! – tej nocy zdecydowanie brakowało jej już elokwencji, lecz nowe wrażenia oszołomiły Tildę i nawet nie zorientowała się, kiedy jej głos dołączył do głosu Bojczuka. Mknęli przez uśpiony Londyn – Londyn, który nie miał pojęcia, co działo się na jego ulicach - a pęd jeszcze bardziej burzył fryzurę Tildy. Ani na moment nie odważyła się jednak oderwać rąk od roweru i odgarnąć wpadające jej do oczu włosy, obawiając się, że jeśli to zrobi, szybko skończy na asfalcie.
Zresztą sądząc po trasie, którą wybrał właśnie Bojczuk, zanosiło się na to, że mimo wszystko na nim skończy.
- Ostra jazda? – wykrzyknęła pytająco, wpatrując się w punkt, gdzie biegnąca przed nimi ulica opadała dość gwałtownie, tworząc niemałe zbocze. Było jednak za późno, by zgłaszać jakiekolwiek zażalenia; nie minęła nawet sekunda, a pędzili już w dół i o dziwo Tilda śmiała się wraz z Johnatanem - może był to jej ostatni śmiech przed spektakularnym upadkiem i wybiciem sobie zębów.
Zjechali jednak bez większych przeszkód, nabierając jeszcze większego rozpędu, a Tilda stopniowo nabierała pewności, niemalże dumna, że przezwyciężyła strach.
- Czy jazda na rowerze jest trudna? Myślisz, że i ja dałabym radę? – krzyknęła do Bojczuka, ale nawet jeśli w jej głowie snuła się myśl, by zamienić się miejscami, wolała najpierw poradzić się eksperta.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]23.09.18 0:14
Nie wierzyłem. Jak matkę kocham, nie wierzyłem, że uda nam się zjechać ze zbocza bez zbitych kolan, zdartych łokci, połamanych nosów, wybitych zębów i masy innych większych bądź mniejszych obić... A jednak! Musiał być ze mnie naprawdę niezły cyklista, skoro tak to się wszystko potoczyło, że wciąż mknęliśmy przed siebie zamiast leżeć gdzieś plackiem na asfalcie albo w jakimś rowie. Jechaliśmy coraz wolniej - po pierwsze powierzchnie stały się jakieś bardziej płaskie, a po drugie zacząłem odczuwać pewne zmęczenie, coraz trudniej mi było pedałować, czułem nieznaczny ból w łydkach, a mój oddech przyspieszył, wydobywając się spomiędzy rozchylonych warg, w postaci delikatnej mgiełki, szybko rozpływającej się w chłodnym powietrzu.
- Właściwie... to ciężko... mi stwierdzić... tego... się... po prostu... nie... zapomina... - mówię, oddychając ciężko pomiędzy kolejnymi słowami - Chcesz... spróbować?... - unoszę obie brwi, ale ostatecznie wcale się jej nie dziwię! Gdybyśmy się zamienili miejscami, to ja też na bank Gringotta chciałbym spróbować, szczególnie, ze na pierwszy rzut oka wprawienie roweru w ruch wcale nie wyglądało na specjalnie skomplikowane. Problem pojawiał się, kiedy trzeba było utrzymać równowagę, ale kto wie? Może Tilda ma do tego jakiś specjalny talent? Zatrzymuję się, wspierając stopę na krawężniku i czekam aż zsiądzie, a zaraz i ja zsuwam się z siodełka, przystając na podłożu. Przez moment wspieram się na kierownicy, próbując uspokoić oddech, ale zaraz unoszę wysoko nogę, coby ją przełożyć ponad ramą.
- Dobra, szybki kurs. To są pedały - wskazuję na mechanizm wprawiający w ruch cały rower - Musisz na nie nastąpić po prostu, aż się zaczną kręcić, proste, siadasz na siodełku, trzymasz się kierownicy, nic skomplikowanego, co? - uśmiecham się, podając jej rower, żeby się z nim zaznajomiła zanim będzie próbować ujeżdżania - Ale prawdziwy problem pojawia się gdzie indziej. Równowaga. Prawdziwy problem to utrzymanie równowagi na dwóch kołach. - kiwam głową. W sumie sam byłem ciekaw jak sobie poradzi - Ale nie bój się, w razie czego będę cię łapał. - zapewniam, ponownie wprawiając w ruch aureolę potarganych loków, otaczającą mój łeb - Albo lepiej, po prostu trochę cię przytrzymam. - zaciskam palce na ramie i uśmiecham się szeroko. Trochę potrzymam, a później puszczę w odpowiednim momencie, niezły plan, hehe.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]02.10.18 18:27
Oczywiście, że chciała spróbować – teraz, gdy miała już na sumieniu kradzież roweru i szaloną przejażdżkę ulicami Londynu, nie zamierzała stchórzyć przed kolejnym wyzwaniem; rzeczywiście planowała samodzielnie zasiąść za kierownicą mugolskiego pojazdu i wprawić go w ruch siłą własnych mięśni. Słowa Johnatana potraktowała jako zachętę, zaledwie przez moment zastanawiając się, czy właśnie ryzykowała utratą wszystkich zębów, czy tylko niektórych.
- Jeśli teraz nie spróbuję, to kiedy? – rzuciła, śmiejąc się krótko. Wiedziała, że miała rację. Może była to jej jedyna szansa, aby sprawdzić się w roli rowerzystki? Może był to pierwszy i ostatni raz, kiedy korzystała z dobrodziejstw niemagicznego świata?
Wolała jednak nie zaprzątać sobie głowy podobnymi myślami, zdeterminowana, aby dosiąść roweru, gdy tylko Bojczuk wytłumaczy jej, jak nie wylądować na ziemi już przy pierwszym podejściu.
Kiedy Johnatan zatrzymał rower, Tilda zsiadła z niego ostrożnie, po czym z najwyższą uwagą wsłuchała się w słowa swojego towarzysza, podążając wzrokiem wszędzie tam, gdzie jego ręka. Jeżeli tak wielu mugoli potrafiło jeździć na rowerze i jeżeli Bojczuk, będący przecież czarodziejem, również to potrafił, dlaczego Tilda miałaby odnieść na tym polu porażkę? Marszcząc lekko brwi, obeszła rower ze wszystkich stron, badając jego mechanizm jak owada pod lupą i starając się zapamiętać wszystkie wskazówki Johnatana.
- Równowaga – powtórzyła za nim niczym leśne echo. - Myślę, że dam radę. To nie może być aż tak skomplikowane – pokręciła głową, jakby właśnie stwierdziła coś bardzo oczywistego. - Obyś rzeczywiście mnie złapał. Ta twarz jest warta miliony złotych smoków – zażartowała, odrzucając splątane włosy do tyłu i posyłając Bojczukowi zaczepny uśmiech.
Teoria dobiegła jednak końca; teraz przyszedł czas na praktykę. Tilda ostrożnie przełożyła nogę ponad ramę – sukienka wcale nie ułatwiała tej czynności – po czym usiadła na siodełku, z pewnym niepokojem odkrywając, że jej stopy z ledwością sięgały ziemi; rower był na nią zdecydowanie za wysoki. Nie zamierzała jednak poddać się już na wstępie, lecz biorąc głęboki wdech, sięgnęła ku kierownicy i zacisnęła na niej dłonie.
- Dobrze mi idzie? – zapytała Johnatana, mając nadzieję, że właśnie nie popełniła jakiegoś karygodnego błędu.
Przypominając sobie jego kolejne słowa – zwłaszcza te o równowadze - powoli oderwała jedną stopę od ziemi i umieściła ją na pedale, momentalnie czując, że utrzymanie nieszczęsnej równowagi stało się co najmniej dwa razy trudniejsze. Nie było jednak odwrotu; po wpływem impulsu odepchnęła się od ziemi drugą stopą, po czym pisnęła cicho, gdy rower ruszył chwiejnie do przodu. Miała nadzieję, że Bojczuk cały czas ją asekurował, bo nagle zwątpiła w swoje umiejętności – czuła się niedorzecznie i nie wiedziała, na czym powinna była skupić uwagę – na panowaniu nad kierownicą czy na pedałowaniu. Domyślała się, że sztuka polegała na skoordynowaniu tych dwóch czynności, lecz w jej wydaniu wychodziło to dość marnie.
Przygryzła dolną wargę, jadąc bardzo powoli, podczas gdy pod jej dłońmi kierownica wciąż obracała się gwałtownie to prawo, to w lewo.
Nie zauważyła nawet, kiedy przejechała kilka metrów – uświadomiła to sobie dopiero wtedy, gdy rower nabrał prędkości.
- Jak mam hamować?! – wyrzuciła z siebie, nagle uzmysławiając sobie, że Bojczuk wytłumaczył jej wszystko poza hamowaniem.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]13.10.18 1:24
- Oooo, żeby tylko miliony, całe miliardy! - kiwam głową, po czym unoszę jedną dłoń by sięgnąć dziewczęcego policzka; przesuwam po nim kciukiem i krótko muskam ustami jej nos, być może w ten sposób chcąc życzyć jej powodzenia - to z pewnością się przyda.
Postąpiłem krok w tył, dając jej trochę przestrzeni, kiedy odebrała ode mnie rower i splotłem palce przed sobą, przyglądając się dokładnie jak szykuje się do jazdy. Przekrzywiłem głowę na jedną stronę.
- Póki co świetnie, wyglądasz jak zawodowiec. - kiwam łbem, szczerząc się w szerokim uśmiechu. To było nawet całkiem zabawne, patrzeć jak czarownica próbuje ujeżdżać mugolskie maszyny. Nie sądziłem, że doświadczę kiedyś takiego widoku, a tu proszę! Wstrzymałem powietrze kiedy jedna z jej stóp oderwała się od podłoża i wypuściłem je z cichym świstem, gdy dołączyła do niej druga. Drgnąłem, a moje ręce wystrzeliły w kierunku kobiety, ale... hej! Jej naprawdę szło całkiem nieźle, nawet jeśli kierownica zdawała się szaleć, a rower chwiał niebezpiecznie... Nie zaliczyła jednak natychmiastowego zderzenia z brukiem, a to już był sukces.
- Niezła jesteś! - idę obok, gotów w każdej chwili ją łapać, bo nie chciałem by sobie zrobiła krzywdę przez jakieś moje głupie pomysły z rowerami w rolach głównych. Przyspieszam kroku, przechodząc do truchtu, ale wciąż nabiera prędkości i... i dopiero jej krzyk uświadomił mi, że fakt - nawet nie wspomniałem jak to ustrojstwo zatrzymać. Ale ze mnie baran! Jak mogłem zapomnieć o prawie najważniejszej rzeczy? No tak, trzeba było jakoś wprawić rower w ruch, ale trzeba też jakoś go zastopować przecież!
- Pedały do tyłu, pedały do tyłu! - krzyczę, bo zaczynam już zostawać w tyle, zmęczony nie tylko biegiem ale także samą przejażdżką i w ogóle wszystkim, ostatecznie był to wieczór pełen wrażeń. Nie mógł więc skończyć się tragicznie, a jakby wylądowała na jakiejś ścianie albo po prostu chodniku, to tak by właśnie było i plułbym sobie w brodę, że przeze mnie zdarła sobie kolana - Tylko bądź ostrożna! Żadnych gwałtownych ruchów! - dodaję, przyspieszając jeszcze bardziej, żeby ją dogonić i w razie czego łapać, chociaż ufałem, że obędzie się bez tego.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]16.10.18 21:44
Jej serce biło jak oszalałe. Nagle zdała sobie sprawę z tego, że jej wcześniejszy przypływ śmiałości był dość naiwny i właśnie zaczynał zbierać swoje brutalne żniwo. Za nic nie potrafiła zapanować nad kierownicą, a rower rozpędzał się coraz bardziej, mknąc przez pogrążone w mroku ulice - oddałaby własną różdżkę, byle tylko te przeklęte pojazdy słuchały tych, którzy ich dosiadali.
Z nerwów zapomniała też, że Bojczuk był tuż za nią, gotowy uchronić ją przed upadkiem na ziemię; dopiero jego krzyk sprowadził Tildę z powrotem na ziemię. Przygryzła dolną wargę niemal do krwi, przejęta żywym strachem, ale posłuchała jego rady, nieudolnie usiłując wyhamować. Nawet nie dotarło do niej, że z jej ust wydobyła wiązanka średnio pasujących do damy przekleństw, z których co najmniej połowę zasłyszała gdzieś na Nokturnie, ale w tym momencie nie było to najpoważniejsze zmartwienie. Owładnięta paniką, ze wszystkich sił uczepiła się kierownicy, kiedy rower zatrzymał się gwałtownie, niemalże wyrzucając ją do przodu.
- Nigdy… więcej! – wydyszała przez zaciśnięte zęby. Nie był to jednak koniec problemów; wyglądało na to, że nie dało się utrzymać równowagi na rowerze, po prostu na nim siedząc, o czym Tilda niefortunnie zapomniała. Pojazd zachwiał się gwałtownie i w dosłownie ostatniej chwili Fancourt zdołała zaprzeć się nogą o ziemię, unikając upadku.
Nie miała pojęcia, jak to zrobiła, ale ułamek sekundy później odskoczyła, puszczając rower i pozwalając mu upaść z trzaskiem na ziemię – i miała szczerą nadzieję, że hałas, jaki rozbrzmiał na ulicy, nie obudził nikogo śpiącego w pobliskim domu. Jednocześnie wpadła na Johnatana, chwytając go za ramiona niczym rozbitek koło ratunkowe.
- To chyba nie był dobry pomysł – wymamrotała, z trudem łapiąc równowagę, po czym zaśmiała się nagle, choć nawet nie wiedziała, skąd wziął się u niej ten przypływ wesołości. Potrząsnęła lekko głową, odrzucając z twarzy splątane kosmyki włosów. Teraz, gdy emocje nieco opadły, w jej ciele odezwało się zmęczenie. - Wiesz, naprawdę chciałabym, aby ta noc trwała w nieskończoność, ale mam wrażenie, że chyba powoli powinnam już wracać – w głosie Tildy zabrzmiała nuta smutku, gdy dotarły do niej jej własne słowa. Czuła, że dalsze hulanki byłyby ponad jej siły. - Koniec psot.
Jeszcze jeden uśmiech rozjaśnił rozgrzaną od wysiłku twarz Tildy, po czym przygasł nieco.
- Możesz mnie odprowadzić, wciąż mieszkam tam, gdzie dawniej, a możemy pożegnać się tutaj – dodała po chwili, wreszcie odrywając dłonie od ramion Bojczuka i prostując się nieco chwiejnie. Wciąż na niego patrzyła, usiłowała utrwalić w pamięci te niemiłosiernie skołtunione włosy i zawiadacki uśmiech, bo wiedziała, że nieprędko mogła znów ujrzeć bojczukową twarz.


You have witchcraftin your lips



Tilda Fancourt
Tilda Fancourt
Zawód : hoduję pająki
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna


the good ones always seem to break


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3972-tilda-fancourt https://www.morsmordre.net/t3987-arachne https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-redwood-avenue-17-3 https://www.morsmordre.net/t4010-skrytka-bankowa-nr-1022 https://www.morsmordre.net/t6385-tilda-fancourt#162295
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]25.10.18 20:40
Śmieję się razem z nią, widząc jak wyraz jej twarzy zmienia się z sekundy na sekundę; z prawdziwego przerażenia, w łagodne rozweselenie.
- To był świetny pomysł! Niewiele czarownic może się pochwalić jazdą na rowerze. - kręcę z rozbawieniem głową. Wiem doskonale, że nie jest to rzecz, którą będzie się chwalić, ale jedno musiała przyznać - ta noc na długo zagości w jej pamięci! W mojej zresztą także; cudowny, beztroski wieczór. Kolejne słowa Tildy sprawiły natomiast, że kąciki moich ust wygięły się lekko w dół.
- Szkoda... Ale masz rację, zaczyna już świtać. - gdzieś tam, pomiędzy wysokimi budynkami Londynu, niebo rozciągające się tuż nad horyzontem zaczynało przybierać blado-szarą barwę. Słońce nieśmiało pieściło je swoimi porannymi promieniami.
- Odprowadzę cię. - mówię, ponownie kiwając łepetyną, po czym wystawiam ku kobiecie ramię, tym samym oferując wtulenie w tę jakże umięśnioną kończynę. Chciałem się nacieszyć towarzystwem Tildy, pamiętałem doskonale nasze wspólne wieczory, spędzone w eleganckich komnatach Dziurawego Kotła, a teraz? Nie miałem pewności czy następnym razem nie przyjdzie nam spotkać się za miesiąc, trzy albo siedem... Być może będę zmuszony czekać jeszcze dłużej? Los złączył dziś nasze ścieżki, ale na jak długo? Co jeśli przecięły się jeno tego jednego wieczora? W drodze trochę rozmawialiśmy, a trochę milczeliśmy, wsłuchując się w dźwięki budzącego miasta. Blade światła odbijały się w szybach, zabarwionych szarością poranka. Nie spieszyliśmy się, chociaż obydwoje coraz mocniej odczuwaliśmy zmęczenie. A może właśnie dlatego? Czasem zwracałem uwagę Tildy na poszczególne, stare kamienice, zachwycając się perfekcyjnie wyrzeźbionymi zdobieniami - florystycznymi kształtami, przedstawicielami fauny i przeraźliwie śmiesznie wygiętymi twarzami. Zaspani ludzie powoli wychodzili na ulicę, gnając do pracy lub na autobus. Kiedy podeszliśmy pod budynek, w którym stacjonowała panna Fancourt, z nieba sączyły się pojedyncze krople deszczu.
- Niebo płacze nad naszym rozstaniem. - mówię, z uśmiechem i pochylam się by musnąć wargami miękkie usta Tildy. Nie odchodzę od razu - może uda mi się wprosić na śniadanie.

/ztx2




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]11.11.18 19:11
21 września
Zaproponowała luźne spotkanie podczas jednej z pogawędek w kantynie pracowników. Mieli się spotkać po pracy, trochę porozmawiać, pożartować z najdziwniejszych przypadków. Poznała Tonksa na początku swojego stażu w Mungu i chyba nie będzie dane zapomnieć już pannie Hagrid tamtego feralnego dnia. Pierwszy raz miała wizytować miejsce zbrodni i pomóc w opiece nad ewentualnymi rannymi. Niestety, zamiast potrzebujących, ich grupa natknęła się tylko na zwłoki. W paskudnym stanie. Ciała nie przypominały już swoich dawnych właścicieli, a jedynie kiepsko złączone zlepki mięśni, ścięgien i narządów. Cecily nigdy nie udawała szczególnie delikatnej, mało co potrafiło zaleźć dziewczynie za skórę, a jeszcze mniej prowadziło do emocjonalnego wzruszenia. Bynajmniej nie chodziło o jej braku uczuciowości, po prostu nie przywykła do okazywania tego co grało aktualnie w duszy dziewczyny, przy innych. Zdecydowanie, uzewnętrznianie się komukolwiek to nie jej działka. Tamta sytuacja jednak była zupełnie inna. Nigdy w życiu nic nie poruszyło ją mocniej, od tamtego widoku. Tragicznego, brutalnego, bez grama litości w sercach sprawców. Nie chcieli zwyczajnie zabić, pławili się w luksusie zadawania swym ofiarom bezgranicznego cierpienia. Nie musiała szczególnie długo analizować ran by wiedzieć, że konali w długich męczarniach. Miała wtedy zaledwie dziewiętnaście lat, była wciąż niezwykle młodą kobietą, a w tamtym momencie właściwie zszokowanym dzieckiem, którego dzielił krok od omdlenia na bruku przed budynkiem badanym przez funkcjonariuszy. Może to brzmieć nieco jak tania opowieść piastunki, mówiona na dobranoc podopiecznym , ale właśnie wtedy poznała Gabriela. Ani trochę nie przypominał innych aurorów. Najpierw usłyszała jego głos, a dopiero potem dojrzała twarz spod swoich przymrużonych powiek. Zatroskany, ciepły ton, który zbliżał się do niej w rytm stawianych kroków. Pomógł jej wstać i upewnił się by ktoś odprowadził ją do mieszkania. Chociaż Cecily nienawidziła okazywać słabości przed innymi, to potrafiła docenić szczery uśmiech i autentyczną troskę o drugiego człowieka, a właśnie taki był Gabriel. Można sobie wyobrazić zdziwienie Hagrid, kiedy odkryła, że to nie przypadkowy przechodzień, ale właśnie auror na służbie, zainteresował się czymś innym niż badaniem sceny zbrodni. Szanowała ich zawód, w skrytości ducha podziwiała jak wiele pracy mieli za sobą, a także ile musieli się wyrzec na poczet tak odpowiedzialnej posady, ale cóż... Zazwyczaj byli to ludzie nieszczególnie wrażliwi, zaprawieni w walce, gdyby podchodzili emocjonalnie do każdej sprawy, dawno już skończyliby na wydziale chorób psychicznych. Sama zresztą wiedziała jak bardzo wpływa na psychikę bycie aurorem. Ukochany wuj Kieran, czy Jackie całymi sobą urzeczywistniali wszystkie pożądane przez Ministerstwo wartości. Lojalni, bezkompromisowi, odważni, utalentowani, a przede wszystkim – skłonni poświęcić wiele, jeśli nie wszystko, byleby osiągnąć cel.
Od tamtego momentu, pojawiła się między nimi nić porozumienia. Zaczęło się od skinięć głową w geście powitania, kiedy mijali się na korytarzach Ministerstwa, potem nastąpiły krótkie rozmowy w przerwach między kolejnymi obowiązkami. W końcu, zanim spostrzegła co się dzieje – byli już dobrymi znajomymi, a Cecil dawno miała za sobą trudy kursu uzdrowicielskiego, a tym bardziej praktykę ratowniczą. Musiała przeżyć jeszcze setki takich oględzin, żeby przywyknąć zupełnie do widoku martwych ludzi i teraz, o ile można było tak powiedzieć, chwaliła się całkowicie niewzruszalnymi nerwami.
Nie mogła, niestety tego samego powiedzieć o wizji dzisiejszego spotkania z Gabrielem. Pech chciał by na miejsce wspólnego wypadu wybrali niedawno otwarty Piwniczny Klub Jazzowy. Wszystko zapowiadało się całkiem przyjemnie, gdyby nie wizja tańczenia. Cecily mogła tylko mieć nadzieję, że jej wyjątkowy brak uroku osobistego dostatecznie zniechęci wszelkich potencjalnych ochotników w prośbie o taniec. Na parkiecie bowiem, Hagrid, chociaż smukła i stosunkowo wiotka, nie różniła się we wdziękach ruchów od swojego kuzyna Rubeusa. Tak samo nieporadna. Mając w głowie wszystkie te obawy, szybko zbiegła po wąskich schodkach i  wkroczyła do uroczego świata tańczącego jazzu, tłumu wesoło podrygujących ciał, w towarzystwie roześmianych głosów. Musiała chwilę porozglądać się po zatłoczonej sali by dostrzec znajomego przy jednym ze stolików. Wypowiadając w myślach błagalne modły do wszystkich bóstw tańca, pomachała mu wesoło i ruszyła w odpowiednią stronę.
- Wybacz za spóźnienie, przy tych wszystkich anomaliach i innych dziwactwach, poruszanie się po mieście to istna katorga. – Rzuciła radośnie, zdejmując płaszcz. Wrześniowa, kapryśna pogoda dawała o sobie znać, toteż oblicze Cily zdobił nie tylko szalik, ale też czerwony od chłodu nos i policzki. Zarumieniona twarz, zabawnie kontrastowała swoją intensywną barwą, ze skromną, brązową sukienką w groszki, do której ubrania zmusiła ją Tangwystl. Nie możesz mi robić wstydu na mieście. Powtarzała za każdym razem, kiedy Cecil miała wybrać się na jakiekolwiek spotkanie ze znajomymi.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps


Ostatnio zmieniony przez Cecily Hagrid dnia 14.11.18 15:28, w całości zmieniany 1 raz
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Piwniczny Klub Jazzowy - Page 5 Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]14.11.18 15:14
| 21 września

Perspektywa wyjścia wydawała się dobrym pomysłem na spędzenie wieczoru. W życiu, gdzie praca decydowanie dominuje, nietrudno o wkradnięcie się monotonii, przez którą dni zlewały się w tygodnie i tak naprawdę traciło się rachubę czasu. W celu przerwania pasma jednakowych dni, postanowił skorzystać z propozycji złożonej przez Cily. Do dzisiaj pamiętał dzień, w którym przyszło im się poznać. Badał wtedy jedną z najbardziej okrutnych spraw, z jaką przyszło mu się spotkać. Nie było czego zbierać, ludzkie szczątki wyglądały prawie tak, jakby ktoś rzucił bezpośrednio na tego człowieka bombardę. Gdyby nie dosyć regularne, aczkolwiek okrutne rany to pomyślałby, że ma do czynienia z ofiarami wilkołaków. Nie pasowały jednak dwie rzeczy; do pełni mieli jeszcze trochę czasu, a w zadawanych ranach było zbyt wiele metody - zupełnie jakby morderca czerpał rozkosz z każdej zadanej rany. Ślady czarnej magii były niezaprzeczalne. I wśród tego zgiełku, funkcjonariuszy magicznej policji zabezpieczających teren, aurorów badających miejsce zbrodni i technicznych, znalazła się ona - jedna z ratowniczek magomedycznego. Drobna, młodziutka i zdecydowanie zbyt blada, aby było to naturalne. Podejście do panny Hagrid wydawało mu się odruchem niemalże naturalnym. Tonks dbał o tę część swojej osobowości - aby mimo tego co przyszło mu zobaczyć, nie zachorować na okropną w skutkach, społeczną przypadłość, jaką jest znieczulica. Okazuje się, ze nawet tak makabryczne okoliczności mogą sprzyjać nawiązaniu znajomości. Od tej pory uśmiechał się, gdy widział Cecily na horyzoncie uśmiechał się szerzej. I w taki sposób z dwójki obcych sobie ludzi, stali się przyjaciółmi. Kilkukrotne spotkania utwierdziły go jedynie w tym, że Cily była dobrą osobą, już jej dosyć wymowna reakcja na widok stworzonej masakry pokazywała, że nie była obojętna na ludzką krzywdę. A wbrew pozorom wśród ratowników się to zdarzało. Wkradała się pewna rutyna do ich zadań i często widząc to samo co aurorzy, uodporniali się na takie widoki. Na szczęście ten problem nie dotyczył Cecily.
Od dawna nie miał możliwości wyjścia gdziekolwiek. Czul, że to nie w porządku wobec śmierci matki i żałoby, którą powinien przejść. Na szczęście doszedł do wniosku, że jego matka - która była osobą pełną życia - nie chciałaby, aby jej syn marnował czas na siedzenie w domu z herbatą w ręku, skoro przecież wciąż był młodym człowiekiem i mógł wyjść gdzieś ze znajomą. Poza tym sama myśl o kolejnym wieczorze w samotności doprowadzała go do szału. Mijał się z Leanne, Justine szybko wyniosła się z rodzinnego domu, a Gabriel spędzał wieczoru patrząc się w tańczący ogień w kominku.
Sam nie wiedział co ich podkusiło na wybranie Klubu Jazzowego jako miejsce spotkania, przecież był okropnym tancerzem (brak biegłości tak bardzo boli). Może dlatego, że czasem warto wyjść poza własną sferę komfortu i po prostu zrobić z siebie publicznie pajaca, żeby było o czym opowiadać wnukom w bardziej ciekawy sposób niż praca. Poza tym, było to nowe miejsce, którego nie miał przyjemności jeszcze odwiedzić i spotkanie z Hagrid wydawało się odpowiednią okazją. Smutna prawda wyglądała tak, że Gabriel nie potrafił skoordynować swojego ciała w jakimkolwiek tańcu, a jakakolwiek próba tańca w parze kończyła się podeptanymi palcami. Grunt to mieć dystans do siebie - dlatego bez gderania wygrzebał z szafy najbardziej elegancki strój, jaki posiadał, a następnie udał się na miejsce spotkania. Co - trzeba zaznaczyć - wcale nie stanowiło o wyjątkowo odświętnym strojem. Garderoba Tonksa była bardzo uboga w taki rodzaj ubioru, dominowały w niej raczej praktyczne i komfortowe rzeczy. Jako, że przewidywane było spożywanie alkoholu, postanowił skorzystać z usług Błędnego Rycerza. Było to dużo bezpieczniejsze, niżeli latanie na miotle pod wpływem odurzającego trunku.
W lokalu pojawił się o ustalonej godzinie, trudno powiedzieć czy miał szczęście, czy wyjątkowo dobrze udało mu się obliczyć czas, jakiego będzie potrzebował, aby dostać się do Klubu. Zajął miejsce, rozglądając się wcześniej po pomieszczeniu w razie gdyby Cily jednak przyszła przed nim. Jednak ujrzał ją dopiero po zajęciu miejsca, gdy schodziła po schodach. I on podniósł rękę ku górze, a na jego twarzy pojawił się szeroki, ciepły uśmiech.
- Nic nie mów, latanie na miotle w taką pogodę to katorga, a teraz nie ma innego wyjścia. I naprawdę nie ma sprawy - stwierdził, zapewniając, że wszystko było ok. Musiał przyznać, że panienka Hagrid wyglądała naprawdę bardzo ładnie. Na szczęście bycie dżentelmenem nie było zarezerwowane jedynie dla szlachciców, dlatego jak na dobrze wychowanego mężczyznę przystało wstał, aby przywitać się z Cily i odsunąć dla niej krzesło. - Bardzo ładnie wyglądasz - skomplementował. To wcale nie lizusostwo, on bo po prostu stwierdzał fakt.
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]25.11.18 14:03
Najdziwniejsze chyba było to, że kompletnie nie pamiętała, które z nich wpadło na genialny pomysł spotkania się w klubie. Cały zarys brzmiał genialnie właśnie do momentu, gdy zdała sobie sprawę gdzie właściwie się wybierają. Nieco niezręcznie skinęła Gabrielowi głową w podzięce, za niezwykle gentlemeńskie zachowanie. Zawsze w takich sytuacjach Cecily nie wiedziała co powiedzieć, ani jak się zachować, ale miała na tyle oleju w głowie, żeby nie robić scen, tylko grzecznie przystać na pomoc Tonks. Usiadła wygodnie, rozglądając się z zaciekawieniem po sali. Po parkiecie wirowały w szybkim tańcu uśmiechnięte od ucha do ucha pary, a przy stolikach prowadzono żywe konwersacje. Ciężko było nie zarazić się entuzjazmem buzującym od wszystkich zgromadzonych, nawet biorąc pod uwagę to, co działo się poza bezpiecznymi murami lokalu. Zwróciła ponownie wzrok na Gabriela, słysząc uprzejmy komplement. Prawie niezauważalnie wywróciła oczami, ale na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. Taki właśnie był ten człowiek i niczego innego się po nim nie spodziewała. Uprzejmy do granic możliwości, silny, ale jednocześnie nieafiszujący się z własnymi zdolnościami. Zupełnie nowa kategoria aurorów, co ciekawiło ją nawet bardziej. Rzadko spotykało się czarodziejów takich jak on, którym udało się przebrnąć przez ciężkie lata treningów i najgorsze z najgorszych przestępstw. Większość zwyczajnie nie dawała rady, ze względu na swoją wysoką samoświadomość, nie potrafili patrzeć obojętnie na krzywdy innych, ale jednocześnie brzydziła ich brutalność.
- Ależ oczywiście, że ładnie wyglądam. Wyobrażasz sobie, że jeszcze w drodze musiałam odrzucić trzy propozycje zaręczyn? – Zamrugała oczami w udawanym oburzeniu, zadzierając ostentacyjnie podbródek. Zaraz jednak Cecil porzuciła swoje nieudolne próby naśladowania zachowań arystokratek, kiedy zerknęła mimochodem na swoją lewą nogę, spoczywającą pod blatem stołu.
- O cholibka... – Wyrwało się Hagrid, ale dopiero po chwili zorientowała się, że owe słowa wypowiedziała  na głos. Dużo większą uwagę poświęciła dorodnemu oczku, jakie ciągnęło się wzdłuż cielistych rajstop na jej łydce. Musiała nie zauważyć zadarcia, kiedy wchodziła na miotłę, a pewnie i te szybkie zakręty tuż przy gzymsach budynków nie pomogły w uniknięciu katastrofy.
- Ech, które z nas wpadło na pomysł tak eleganckiej lokacji? – Zapytała, próbując zachować pozory spokoju. Cecily starała się, żeby wszystko poszło jak powinno, ale najwyraźniej los miał wobec niej inne plany. No cóż, nie pierwszy raz musiała zdać się na własny instynkt, mając jedynie nadzieję, że Gabriel nie weźmie ją za jakąś niezadbaną wariatkę. Z resztą, dziwiła się jak mógł nie znaleźć jeszcze żadnej miłej narzeczonej. W przeciwieństwie do niej, wydawało się, iż Tonks spełnia wszystkie kryteria porządnego narzeczonego.  Bystry, dobrze wychowany, ze swoim czarującym uśmiechem, wielokrotnie wzbudzał wśród koleżanek — pielęgniarek na urazach pozaklęciowych napady ostentacyjnego śmiechu, który Cecylia komentowała tylko pytającym marszczeniem brwi. W ogóle cała ta sprawa z kokieteryjnym śmianiem się była okropnie trudna. Kiedyś, dla próby postanowiła zafundować Bertiemu popis jej flirciarskich zdolności, ale o ile dobrze pamięta, ten powiedział jej, że wygląda jak żaba wzywająca partnera do legowiska donośnym rechotem i powinna jak najszybciej przestać. Dlatego po tym zajściu nie próbowała już zmieniać tonu głosu, ani poprawiać akcentu.
Hagrid nigdy nie czuła potrzeby skrywania się za fałszywymi fasadami, ale świetnie rozumiała potrzebę pozowania na silniejszego, niż jest się w rzeczywistości. Czasami odnosiła wrażenie, że podobnie postępuje Tonks. Tak jak ona, nie chciał za żadne skarby, okazać własną niepewność w różnorakich sprawach. Auror, brat, czarodziej. Tak wiele odpowiedzialności spoczywającej na pojedynczych barkach wymagała ogromnego poświęcenia, a przecież nie od dziś wiadomo, że czasami nawet największe starania mogą nie przynieść pożądanego efektu.
- Ty też ładnie wyglądasz. – Przyznała cicho po chwili zamyślenia, ni z gruszki, ni z pietruszki. Dlaczego, bowiem miałaby nie odwzajemnić komplementu? Przecież mówiła prawdę, a chwalenie z pewnością nie mogło być zarezerwowane tylko dla mężczyzn. – Do tego stopnia ładnie, że aż mi żal przyznać się, ale kompletnie nie potrafię tańczyć. Jeśli wyjdziemy na parkiet, nie licz iż będę twoją dodatkową ozdobą. – Dodała żartobliwie, w myślach zastanawiając się, czy kiedykolwiek pomyślała wcześniej, że kiedyś przyda się Hagrid umiejętność tańczenia. Najwyraźniej nie można zawczasu mówić „hop”, bo można się przykro zaskoczyć w w najmniej spodziewanym momencie życia.


Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Piwniczny Klub Jazzowy - Page 5 Tumblr_nv6n6eEOtY1tesu1wo2_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6548-cecily-hagrid https://www.morsmordre.net/t6560-slepohulk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f211-harley-street-1-2 https://www.morsmordre.net/t6562-skrytka-bankowa-nr-1658#167375 https://www.morsmordre.net/t6561-cecily-fallon-hagrid
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]25.11.18 20:55
I chociaż sam Gabriel nie miał bladego pojęcia w jaki sposób znaleźli się dzisiaj właśnie tutaj, to atmosfera tego miejsca wydawała się być naprawdę odpowiednia lub po prostu wesoła. Zupełnie jakby Piwniczny Klub Jazzowy nie uczestniczył w wydarzeniach, które miały miejsce na powierzchni. Miał wrażenie, że wszystkie londyńskie szumowiny uciekały od tego miejsca, kryjąc się w nokturnowych spelunach. Tu było swojsko, przyjaźnie, czarodzieje siedzący przy stolikach wesoło dyskutowali, a co chwilę przy którymś z nich wybuchała salwa śmiechu, która była zwieńczeniem niebywale zabawnej anegdotki, czy innej historyjki. Roztańczony tłum zajmował parkiet, kolorowe suknie pań wirowały dookoła. I patrząc na tę radość, szczerą i niczym nie wymuszoną, cieszył się, że dzisiaj postanowili tu przyjść. Nawet jeżeli miał dwie lewe nogi, a jego kończyny nigdy nie chciały dać skoordynować się w tańcu. Dostrzegłszy to wywrócenie oczami u Hagrid, jego uśmiech poszerzył się jeszcze bardziej. Lubił spędzać czas w jej towarzystwie, z pewnością nie wpisywała się w szablon panienki z dobrego domu, pragnącej wiecznej atencji. I to nie tak, że miał ją za niewychowaną pannicę, której słoma z butów wychodzi, ale raczej lubił w niej tą naturalność. Nie kryła się z tym, że dżentelmeńskie odruchy, czy komplementy ją peszą, a z drugiej strony nie powie tego głośno, aby nie sprawić przykrości?
- Muszę przyznać, że nie zaszokowałaś mnie tą informacją. Dziś wyjątkowo odrzuciłaś jedynie trzech kandydatów, tak? - odbił piłeczkę. Nie mógł nie zaśmiać się pod nosem, widząc jej ewidentną próbę parodii tych arystokrackich panienek, do których Tonks żywił szczególnego rodzaju niechęć. Nie do wszystkich oczywiście, mowa tu głównie o tej konserwatywnej części rodów. Zmarszczył czoło, ściagając jednocześnie brwi do środka.
- Coś się stało? - spytał, chociaż nie umiał utrzymać powagi na swojej twarzy, słysząc to "powiedzonko", które niekontrolowanie wyrwało się z ust Cily. Nad jej pytaniem musiał zastanowić sie nieco dłużej, ale prawda była taka, że w tym przypadku jego pamięć zawodziła. - Jeżeli mam być szczery to nie mam pojęcia - stwierdził, jeszcze przez chwilę, próbując zmobilizować się do odnalezienia odpowiedniej informacji, ale widocznie jego mózg przestawił się na tryb czuwanie i nie miał zamiaru odpowiadać na prośby Gabriela. Cóż, już na poważnie zastanawiając się nad sprawami istotniejszymi, takimi jak status matrymonialny, to u Hagrid również nie mógł doszukać się wad, które wykluczyłyby ją z roli przyszłej żony, matki i gospodyni (nie to, żeby szufladkował kobiety jako kury domowe, Merlinie broń!). Była urocza, na swój sposób i nie potrzebowała do tego figlarnego rechotu (którego nawiasem mówiąc Gabriel nigdy nie rozumiał i pewnie za każdym razem zastanawiał się czy ma coś na twarzy i nie zdaje sobie z tego sprawy), ponieważ swoją delikatną urodą i cudownym charakterem załatwiłaby wszystko. No, ale widocznie los miał dla nich inny plan i nie postawił na ich drodze odpowiedniej osoby, a może nie zdjął klapek z ich oczu? Całkiem możliwe. W każdym razie, problemem w przypadku braku towarzyszki życia, w przypadku Gabriela mogła być jego amebowatość w sprawach uczuciowych. Podczas rozmów związanych z rozwijającą się relacją, w obliczu sytuacji, w której kwieciście powinien zapewniać o swoim uczuciu, on czuł się osaczony, robiąc krok do tyłu. Nie potrafił dobrać słów, te nie chciały wyjść z jego gardła. Widocznie sam czyn nie wystarczył, chociaż Tonks nie rozpamiętywał przyszłości, nie rozdrapywał starych ran.
Czuł odpowiedzialność na swoich barkach i czasem było to przytłaczające, ale żyli w czasach, kiedy niewolno im było się poddać. Poza tym, nie mniejszą odpowiedzialność dzierżyła w swoich dłoniach właśnie Cily, dzięki której umiejętnościom ludzie mieli jakiekolwiek szanse na przeżycie. Włączając w to ich - aurorów - którzy dosyć często potrzebowali błyskawicznej pomocy uzdrowicielskiej i ratownicy z pogotowia ratunkowego nie raz uratowali im życie.
- Starałem się jak mogłem, dziękuję - odparł uprzejmie na komplement, uśmiechając się przy tym, chociaż nie była to dla niego codzienna sytuacja. Niemniej jednak było to na pewno uprzejme. I naprawdę chciał się opanować, ale śmiech sam wydarł się z jego gardła, potrzebował chwili dla siebie, aby się uspokoić. - Wybacz mi Cily, ale obawiam się, że jeżeli wyjdziesz ze mną na parkiet to nabawisz się dwóch rzeczy; wstydu i podeptanych stóp - wydusił z siebie, przywołując się do porządku. - Naprawdę, jestem okropnym tancerzem, kiedy mam poruszyć się w rytm muzyki, moje ciało odmawia posłuszeństwa wykonując dziwne pląsy, jakbym został trafiony zaklęciem - dosyć barwnie podsumował swoje taneczne poczynania.
Gabriel X. Tonks
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6145-gabriel-tonks https://www.morsmordre.net/t6193-gabrysiowe-listy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t6795-skrytka-bankowa-nr-1529 https://www.morsmordre.net/t6194-gabriel-tonks
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]14.02.19 1:55
| 5 października

To był absolutnie najpiękniejszy dzień w jej dotychczasowym życiu.
Po prostu szła. Wracała z pracy w muzeum, zahaczając o Pokątną z planem zakupu paru najpotrzebniejszych drobiazgów: często tak robiła, do wyjścia z domu bez większej okazji nigdy nie potrafiła się zmusić, a w ten sposób przynajmniej mogła kupić te drobne rzeczy, które mimo wszystko były jej potrzebne do wygodnego, codziennego funkcjonowania.
Miała na sobie prostą sukienkę w ciemnej, przygaszonej barwie, która kontrastowała z barwą jej rozpuszczonych, rudych włosów. Na sukienkę zarzuciła lekki, jasny trencz, a przez ramię jak zwykle miała przewieszoną niewielką torebkę, w której trzymała różdżkę i portmonetkę z pieniędzmi.
Niespodziewanie poczuła delikatne ukłucie w szyję. Z gardła wyrwało jej się ciche „ał”, a jej ręka odruchowo powędrowała w to miejsce, odnajdując niewielką strzałkę. Jej czubek był pokryty odrobiną krwi. Zmarszczyła brwi. Czy to jakieś dziecko bawi się jakimś rodzajem magicznej procy? Nie zdziwiło by jej to.
Zaczęła się rozglądać, szukając osobnika, który mógł być winny całej tej sytuacji, ale w okolicy nie było ani jednego dziecka.
Za to był ON.
Wysoki brunet, której uroda zaparła jej dech w piersiach. Nigdy, przenigdy nie widziała kogoś o tak wielkiej urodzie. Kogoś, którego oczy mówiłyby tak wiele. Kogoś, z kim mogłaby spędzić całe swoje życie, mimo że przecież wcale do nie znała.
Zawsze marzyła o wielkiej miłości od pierwszego wejrzenia. I chyba w końcu łaskawy Bóg, którego świątynię odwiedzała w każde lato razem z matką, wysłuchał jej próśb. Oto właśnie ją dostała. Stała tuż przed nią, była na wyciągnięcie ręki… Bo jeśli to, co czuła, nie było miłością, to Gwen nie miała pojęcia co mogłoby nią być.
Chwilę później jej Jedyna Wielka Miłość, ku jej olbrzymiemu szczęściu, zaprosiła ją na wieczór do klubu. Oczywiście, że się zgodziła.

Do klubu przyszła w zupełnie nowej, kupionej specjalnie na tę okazję sukience. Długa, romantyczna, błękitna. Z opadającymi ramionami i koronkową górą. Wprawdzie nijak miała się do jazzowego klubu, ale Gwen wydała na nią niemal wszystkie swoje oszczędności. Bo była… doskonała na tę okazję. A to przecież była najważniejsza okazja w jej życiu. Nie na co dzień przeżywa się swoją pierwszą randkę z Jedyną Miłością Swojego Życia.
Czuła jednak, że to wciąż jest za mało. Wciąż czegoś brakuje. Ta noc potrzebowała czegoś jeszcze, aby być doskonałą. Po chwili już wiedziała czego.
Opuściła go na chwilę, która wystarczyła, aby podejść do organizatorów wieczoru i opłacić tę jedną, jedyną powolną piosenkę, którą muzycy grali tylko dla nich. W lokalu natychmiast zrobiło się romantycznie. Natychmiast zrobiło się tak, jak powinno być.
Wróciła do swojego ukochanego, z którym miała spędzić resztę życia i uśmiechając się nieśmiało, zapytała:
Zatańczymy?


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]16.02.19 23:17
Październik był dla niego miesiącem chaosu, nieustannego wyścigu z własnym życiem, które od jakiegoś czasu zdawało się pędzić na łeb na szyję, zostawiając go daleko w tyle; być może celowo – może za jego plecami zawarło potajemny układ z czasem samym w sobie, bo ten też sprawiał wrażenie wrogiego, mknąc prędko do przodu i nieubłagalnie przybliżając go do politycznego zjazdu, który miał zmienić wszystko. Starał się o tym nie myśleć, niestrudzenie zapełniał więc własne dni obowiązkami, z podwójnym zaangażowaniem i entuzjazmem pracując nad zbudowaniem od podstaw własnej grupy smoczych łowców, żyjąc od spotkania do spotkania, i prawie przestając bywać we własnym domu, targany nie tylko złymi przeczuciami, ale i paranoicznym strachem, że jeżeli zatrzyma się chociaż na chwilę, to już nie będzie w stanie ponownie ruszyć z miejsca.
Skąd mógł wiedzieć, że to właśnie świat postanowi zatrzymać się wokół niego?
Najpierw poczuł ukłucie, dziwne, niespodziewane; sięgnął dłonią do szyi instynktownie, spodziewając się wyczuć pod palcami ugryzienie jakiegoś złośliwego owada, ale zamiast tego na jego skórze rozmazała się kropla krwi, a tuż obok niej znalazł strzałkę – małą i niepozorną, kojarzącą mu się z zabawkowymi dmuchawkami, którymi czasami bawiły się niesforne dzieci. Już miał zamiar odszukać spojrzeniem winowajcę, gdy jego wzrok padł na nią: najpiękniejszą istotę, jaką kiedykolwiek spotkał na swojej drodze, z jasną twarzą okoloną włosami w kolorze jesiennych liści, ze skórą upstrzoną konstelacjami gwiazd i oczami, które barwą kojarzyły mu się z odbijającym się w ciepłym morzu niebem. Zaniemówił na dłuższą chwilę, przywołany do rzeczywistości jedynie przez lodowaty strach, że jeżeli natychmiast czegoś nie zrobi – nie podejdzie, nie odezwie się – to miłość jego życia na zawsze zniknie mu z oczu, a on nigdy więcej jej już nie odnajdzie. Niewiele zapamiętał z ich krótkiej rozmowy, oprócz tego, że jej głos był dla niego prawdziwą muzyką – muzyką, której mógłby słuchać w nieskończoność, zaklętą i magiczną, pozwalającą mu wreszcie zapomnieć o wszystkich troskach spędzających mu do tej pory sen z powiek. Nie wahał się długo przed zaproszeniem jej na wieczorne spotkanie, nie mieli przecież czasu do stracenia – nawet jeżeli czekała ich wieczność spędzona u swojego boku.
Nie miał pojęcia, skąd właściwie znał lokalizację jazzowego klubu, ani kto szepnął mu do ucha hasło pozwalające na dostanie się do środka, ale wszelkie wątpliwości wyparowały z jego głowy, gdy ujrzał ją po raz drugi, tym razem ubraną w piękną, błękitną sukienkę. Sam również ubrał się tamtego dnia starannie, wybrzydzając między koszulami i prawie doprowadzając do łez mieszkającego w Ashfield Manor, domowego skrzata. Nie mógł jednak pozwolić, by coś tak trywialnego jak niewłaściwy strój odebrało mu szansę na szczęście.
Podążył za nią tęsknie spojrzeniem, gdy zniknęła na chwilę, ledwie powstrzymując się przed podążeniem jej śladami, i oddychając z ulgą kiedy do niego wróciła. Powietrze wypełniła inna muzyka, wolniejsza, romantyczna – czy to po to poszła porozmawiać z organizatorami wieczoru? Ogarnęło go wzruszenie na myśl, że uczyniła to dla nich, i już wiedział, że od tej pory będzie to jego ulubiony utwór. – Oczywiście, moja pani – odpowiedział, jej życzenie było dla niego rozkazem – bez względu na to, że nie znał ani jednego współczesnego tańca. Ujął jej dłoń, prowadząc ją na parkiet, a gdy już się tam znaleźli, drugą oparł na jej plecach, w pozycji bardziej przystającej walcowi niż piwnicznemu klubowi. Nie zwracał jednak uwagi na rzucane w ich stronę spojrzenia, kobiety na pewno zwyczajnie zazdrościły jej urody, a mężczyźni jemu – najpiękniejszej partnerki w lokalu.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]17.02.19 1:50
On był… absolutnym ideałem. Takim, o jakim zawsze marzyła, nawet jeśli tego sobie nie uświadamiała. Odpowiednio starszy, aby mógł służyć jej zawsze dobrą radą i doświadczeniem. Odpowiednio wysoki, dzięki czemu mógł sięgać tam, gdzie ona nie potrafiła. Dobrze zbudowany, dzięki czemu czuła się przy nim bezpiecznie. Nie potrzebowała absolutnie niczego więcej. Po prostu wiedziała, że ten przystojny mężczyzna, którego imienia jeszcze nie poznała, został przysłany tu przez los specjalnie dla niej. A ona dla niego.
Niemal omdlała, gdy jej dotknął, prowadząc ją na parkiet. Wpatrywała się prosto w jego zielone oczy, kojarzące jej się barwą ze szlachetnymi kamieniami, marząc, aby móc spoglądać w nie codziennie, do końca swoich dni.
Pozwoliła mu się prowadzić w tańcu. Wpatrzona w niego, nawet nie zauważyła, że wybranek jej serca i jej jedyna prawdziwa miłość prowadzi ją tak, jak prowadzi się damę w walcu, nie w jazzie. Przecież to nie miało najmniejszego znaczenia. Z resztą, sama znała tylko podstawy tych klasycznych, balowych tańców. Dlatego gdyby nawet uświadomiła sobie ten fakt, byłaby z niego najzwyczajniej w świecie zadowolona.
Z resztą, jak można nie być zadowolonym, mając u swojego boku takiego mężczyznę?
Gdy piosenka dobiegła końca, obiecała sobie, że dowie się, co to za utwór. Niech wykonają go na ich ślubie, niech grają go w chwili, w której na świat przyjdą ich dzieci, a gdy odejdą z tego świata (oczywiście w tym samym momencie, niczym para ze średniowiecznych romansów) niech mistrz muzyki wykona go na ich wspólnym pogrzebie.
W końcu w klubie na chwilę zapanowała cisza. Gwen, bezustannie wpatrzona w swojego wybranka, odparła na tyle głośno, by ukochany nieznajomy był w stanie usłyszeć jej słowa, ale na tyle cicho, by zapewnić im choćby tę odrobinę prywatności, jaką można zapewnić sobie w pełnym ludzi tłumie:
Mówią, że kto umie czekać, wszystkiego się doczeka. Ale panie mojego serca, ja już dłużej czekać nie mogę. Pytanie wypełnia mą duszę. Jak mam się do pana zwracać? – spytała, ubierając swoją prośbę w najpiękniejsze słowa, jakie znalazła. Bo tylko wielkie sformułowania wydawały się być odpowiednie dla tej wyjątkowej nocy.
Z lekko rozchylonymi ustami i oczami wpatrzonymi w jego czekała na odpowiedź, nieświadomie zbliżając dłoń do tej pory trzymaną na jego ramieniu w stronę jego karku.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]24.02.19 14:20
Czuł się jak we śnie, ale jednym z tych najpiękniejszych, których nie śnił już od dawna, a dokładniej – odkąd senne marzenia zastąpiły spędzające mu sen z powiek koszmary. Odchodzące już teraz w niepamięć, odegnane samą obecnością tej niezwykłej, eterycznej istoty, która z jakiegoś powodu zgodziła się mu towarzyszyć, mimo że na pewno nie pochodziła z tego świata. Nie mogła, urodą podobna bardziej żyjącym w lasach Sherwood driadom, niż zwyczajnym śmiertelniczkom – co w ogóle skłoniło ją do wmieszania się między szarych czarodziejów? Nie wiedział, i nie chciał wyobrażać sobie rzeczywistości, w której rudowłosa piękność nigdy nie stanęłaby na jego drodze.
Nie chciał, by otaczająca ich melodia kiedykolwiek zamilkła, zmuszając go do wypuszczenia jej z objęć, ale świat nie miał okazać się dla niego aż tak łaskawy – ostatnie z nut wybrzmiały, pogrążając ich na sekundę we względnej ciszy, przerywanej jedynie niosącymi się nad ich głowami głosami tłumu, którego ani nie dostrzegał, ani dostrzegać nie chciał. Poczuł ukłucie paniki – bo co, jeżeli razem z muzyką rozpłynie się i ona? – i już-już miał udać się w stronę organizatorów, by powołując się na wszystkie rodowe koneksje definitywnie zażądać ponownego odegrania utworu, ale wtedy jego towarzyszka otworzyła usta, najwidoczniej chcąc coś do niego powiedzieć; oby nie były to słowa pożegnania.
Nachylił się w jej stronę odruchowo, nie mając zamiaru zgubić ani jednego wypływającego spomiędzy jej warg dźwięku; owionął go jej zapach – słodki, kwiatowy, świeży, przywodzący mu na myśl najdalsze i najcudowniejsze z odbytych przez niego podróży (a może te, w które dopiero miał się wybrać u jej boku?) – i od tej mieszanki doznań zakręciło mu się nagle w głowie. Musiał odsunąć się nieznacznie, przywołując wszystkie pozostałe mu pokłady silnej woli (a nie pozostało mu ich wiele), żeby nie skraść z jej ust zuchwałego pocałunku; nie chciał jej spłoszyć ani tym bardziej – wyjść na prostaka, choć oddalając się od niej, odczuwał ból niemal fizyczny.
Za późno; jak mógł zapomnieć się przedstawić? Gdzie podziało się jego wychowanie, gdzie wpajane uparcie zasady etykiety? – Wybacz mi pani, twoja uroda musiała odebrać mi zmysły, sprawiając, że zapomniałem o rzeczach przyziemnych. – Bo w końcu czy coś tak błahego, jak imiona, miało teraz znaczenie? Nie były one niczym ponad zlepek przypadkowych liter, nie mogły mieć wpływu na ich przyszłość; był zresztą gotów odrzucić dla niej własne, pozbyć się tytułów i bogactw. W porównaniu do niej, nie miały żadnej wartości. – Nazywam się Percival, pani. Czy zdradzisz mi, jak zwą ciebie? – poprosił, odszukując spojrzeniem jej oczy; mógłby w nich utonąć, zatracić się i już nie powrócić. Prawie to zrobił, czując na karku dotyk jej delikatnych palców, ale cierpliwie czekał na odpowiedź – choć nawet jeżeli by jej nie otrzymał, i tak odnalazłby dla niej wystarczająco wiele pięknych epitetów, by nie zabrakło mu ich do końca życia.




do not stand at my grave and weep
I am not there
I do not sleep

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : duch Stonehenge
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Duch

Duchy
Duchy
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott
Re: Piwniczny Klub Jazzowy [odnośnik]24.02.19 15:27
Zbliżył się do niej tak blisko, że była przekonana o nadchodzącym pocałunku. Pragnęła tego w tej chwili bardziej, niże czegokolwiek innego, jednak mężczyzna powstrzymał się w ostatniej chwili, odsuwając się od niej. Zadrżała, zastanawiając się, jak mogła w ogóle o tym marzyć? Znali się przecież ledwie od chwili, która jednak malarce wydawała się wiecznością.
Gwen nie mogła powstrzymać westchnienia, gdy jej ukochany otworzył. Chwilę wcześniej, gdy zgodził się na taniec z nią jego słowa trwały za krótko, aby wybrzmiały w pełni. Teraz, słuchając go, nie mogła się nadziwić jak aksamitny, jak ciepły, jak przyjemny był jego głos. Nikt jeszcze nigdy nie mówił do niej w ten sposób. Teraz pragnęła, aby ten znajomy-nie znajomy mówił tak do niej do końca ich wspólnych dni.
Mogliby zamieszkać w niewielkim domku nad strumieniem; w tle majaczyłyby góry. Wzięliby ślub w przepięknym lesie; jej długa, biała suknia sunęłaby za nią po mchu, a wszyscy przybyli byliby zachwyceni urodą jej ukochanego. Wkrótce później na świat przyszłyby ich dzieci. Piękne, zdrowe i rumiane, wychowujące się w zgodzie z naturą, kochające życie tak bardzo, jak kochaliby ich rodzice. W końcu jak tu nie kochać swojego żywota, mając obok siebie taką drugą połówkę? Gwen miała wrażenie, że w oczach mężczyzny widzi odbicie swoich pragnień.
Percival… – powtórzyła z czcią jego imię. Pasowało do niego: miano należące do towarzysza króla Artura, odważnego wojownika zakochanego w Ginewrze i Władcy Graala musiało doskonale oddawać to, kim był jej ukochany. – Piękne – dodała szeptem, wpatrzona w jedyną osobę na tym świecie, która w tej chwili się dla niej liczyła.
Chciałabym ci, panie mojego serca, podać miano równie znaczące jak twoje – odparła, z nagłym poczuciem wstydu. W końcu jej miano i jej nazwisko nie miały w sobie nic równie szlachetnego. – Nazywam się Gwendolyn, Percivalu.
Nagle ogarnęło ją zwątpienie dotyczące ich wspólnej przyszłości. Percival musiał być potomkiem królów. Kimś, kto zrobił i osiągnął w swoim życiu wiele. A ona… kim ona była? Tylko niewiele znaczącą malarką, z pochodzeniem przez które w oczach czarodziejów była nikim i niczym. Rodzina jej ukochanego na pewno jej przecież nie zaakceptuje, z ich wspólnego życia w chatce przy strumieniu na pewno nic nie wyniknie. Za dobrze wiedziała, jak wielkie znaczenie ma dla magicznych dobre zamążpójście.
Nawet nie przeszło jej przez myśl, że imię jej ukochanego może być zupełnym przypadkiem i że ten może być  równie mało znaczący, jak ona sama. W końcu ktoś, kto wygląda, rusza się i mówi w ten sposób musi mieć w sobie co najmniej lordowską krew.
W oczach rudowłosej pojawiły się pojedyncze łzy, gdy w klubie rozbrzmiała żywiołowa, jazzowa muzyka.


But I would lay my armor down if you said you’d rather
love than fight


Ostatnio zmieniony przez Gwendolyn Grey dnia 01.03.19 15:36, w całości zmieniany 1 raz
Gwendolyn Grey
Gwendolyn Grey
Zawód : malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
I cry a lot, but I am so productive; it's an art.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
They are the hunters, we are the foxes
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5715-gwendolyn-grey-budowa https://www.morsmordre.net/t5762-varda https://www.morsmordre.net/t12139-gwendolyn-grey#373392 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t5764-skrytka-bankowa-nr-1412#135988 https://www.morsmordre.net/t5763-g-grey#374042

Strona 5 z 11 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6 ... 9, 10, 11  Next

Piwniczny Klub Jazzowy
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach