Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset
Droga do Tyneham
AutorWiadomość
Droga do Tyneham
Tyneham — wieś niegdyś zamieszkiwana zarówno przez czarodziejów, jak i mugoli, od przeszło dziesięciu lat gromadzi jedynie magicznych obywateli, po tym jak ludzi przymusowo wysiedlono, rzekomo z powodówu dziwnej wojny. Tak naprawdę mieszkańcy opuścili wioskę ze względu na uciążliwą dla nich aurę— krucze gromady, stroniące od ludzi, dzikie koty, stale unosząca się mgła, wszechobecne i trudne do wyjaśnienia w lecie zimno i wiecznie zachmurzone niebo, a do tego wszystkiego niewyjaśnione zniknięcia niemagicznych mieszkańców. Mieścina od wieków była szczególnie lubowana przez wiedźmy i pasjonatów czarnej magii, którzy podobno bez skrupułów odbywali swe praktyki na niewinnych mugolach. Droga do miasteczka prowadzi od północy i u jego stóp znajduje się drewniany most, który każdemu, kto na niego wejdzie snuje krótkotrwałe psikusy, mające zniechęcić włóczykijów, lękliwych czarodziejów i mugoli przed wtargnięciem.
Po wejściu na most należy rzucić kością k6.
1 - Most zaczyna się kołysać delikatnie na boki, powoli, coraz mocniej. Woda pod nim zaczyna delikatnie bulgotać i parować. Otaczająca cię aura wzbudza strach, lecz jest niegroźna. Wystarczy przezwyciężyć dziwny, nieuzasadniony lęk i ruszyć dalej.
2 - Liny utrzymujące most przemieniają się w spętane ze sobą węże, które żółtymi ślepiami śledzą każdy twój ruch. Nim zdołasz zejść na drugi brzeg spróbują cię pokąsać.
3 - Deski, po których stąpasz zaczynają się rozpuszczać z każdym twoim krokiem, jakby twoje podeszwy parzyły. Musisz ruszyć szybko przed siebie, aby uniknąć kąpieli w bagnie — ST przedostania się na brzeg wynosi 40 (do rzutu należy doliczyć unik). Jeśli ci się nie powiedzie i wpadniesz, ktoś szybko musi udzielić ci pomocy, inaczej zaczniesz się topić. Na szczęście chroniąca to miejsce magia ma jedynie odstraszyć, nie zabić, więc bagno samoistnie wyrzuci cię na brzeg.
4 - Jedna z desek dosłownie zapadła się pod tobą, na szczęście szczelina była wystarczająco niewielka, by utknęła ci w niej jedynie noga. Nabawiłeś się kilku zadrapań i siniaków, lecz oprócz tego jesteś cały. Jeśli dalej chcesz — możesz przejść na drugi brzeg bezpiecznie.
5 - Most stanął w płomieniach. Musisz szybko zdecydować, co robić — ugasić pożar (obowiązuje ST spisu zaklęć), ruszyć biegiem na któryś brzeg (ST dotarcia wynosi 60, do rzutu należy doliczyć unik) lub zaryzykować teleportacją (ST uniknięcia rozszczepienia wynosi 70). Jeśli nie uda ci się przezwyciężyć ognia zostaniesz poparzony i stracisz 10 PŻ.
6 - Nie wydarzyło się zupełnie nic — najwyraźniej jesteś tu mile widziany.
Lokacja zawiera kości.Po wejściu na most należy rzucić kością k6.
1 - Most zaczyna się kołysać delikatnie na boki, powoli, coraz mocniej. Woda pod nim zaczyna delikatnie bulgotać i parować. Otaczająca cię aura wzbudza strach, lecz jest niegroźna. Wystarczy przezwyciężyć dziwny, nieuzasadniony lęk i ruszyć dalej.
2 - Liny utrzymujące most przemieniają się w spętane ze sobą węże, które żółtymi ślepiami śledzą każdy twój ruch. Nim zdołasz zejść na drugi brzeg spróbują cię pokąsać.
3 - Deski, po których stąpasz zaczynają się rozpuszczać z każdym twoim krokiem, jakby twoje podeszwy parzyły. Musisz ruszyć szybko przed siebie, aby uniknąć kąpieli w bagnie — ST przedostania się na brzeg wynosi 40 (do rzutu należy doliczyć unik). Jeśli ci się nie powiedzie i wpadniesz, ktoś szybko musi udzielić ci pomocy, inaczej zaczniesz się topić. Na szczęście chroniąca to miejsce magia ma jedynie odstraszyć, nie zabić, więc bagno samoistnie wyrzuci cię na brzeg.
4 - Jedna z desek dosłownie zapadła się pod tobą, na szczęście szczelina była wystarczająco niewielka, by utknęła ci w niej jedynie noga. Nabawiłeś się kilku zadrapań i siniaków, lecz oprócz tego jesteś cały. Jeśli dalej chcesz — możesz przejść na drugi brzeg bezpiecznie.
5 - Most stanął w płomieniach. Musisz szybko zdecydować, co robić — ugasić pożar (obowiązuje ST spisu zaklęć), ruszyć biegiem na któryś brzeg (ST dotarcia wynosi 60, do rzutu należy doliczyć unik) lub zaryzykować teleportacją (ST uniknięcia rozszczepienia wynosi 70). Jeśli nie uda ci się przezwyciężyć ognia zostaniesz poparzony i stracisz 10 PŻ.
6 - Nie wydarzyło się zupełnie nic — najwyraźniej jesteś tu mile widziany.
12.04
O Tyneham krąży wiele legend. Nie należę co prawda do szczególnych eksploratorów magicznego świata, ale staram się interesować ciekawostkami mającymi alchemię lub czarną magię w rycinie swej przeszłości. Po odwiedzeniu pełnego szlamowatości Kolegium Uniwersyteckiego uznałem, że mam dość tamtej beznadziei na najbliższe całe życie. Magia jest o niebo lepsza, bardziej interesująca i w ogóle stanowi nie lada potęgę w dzisiejszym świecie. Nie to co brudna nauka nie mająca pokrycia w rzeczywistości. Trochę się boję tego, co zastanę w tym miasteczku - to naturalne. Mity mitami, ale gdzie leży granica między fantastyką a prawdą? Czy nie powinienem przypadkiem drżeć o swoje życie w momencie spotkania równie nieprzyjemnych czarnoksiężników? Nie zastanawiam się nad tym. Po prostu pakuję się dostając informację, że w tej wiosce może znajdować się bardzo ciekawy czarnomagiczny artefakt. Idę sam, chociaż powinienem uczyć się na własnych błędach. Ignoruję wewnętrzne podszepty rozumu chcąc być po prostu samemu. W pojedynkę lepiej się myśli, sprawniej żyje oraz cisza łagodzi wszystkie nerwy oraz niedogodności.
Ubrany w czarną, prostą szatę ze srebrnymi wstawkami teleportuję się nieopodal, bo w samym Tyneham nie działa ani aportacja ani deportacja. Czekam chwilę, aż minie nieznośny ścisk w żołądku oraz zawirowania w głowie, a potem z różdżką dzierżoną w dłoni zmierzam do przodu. W myślach układam plan jak dokładnie zdobędę pożądany przeze mnie przedmiot, a nogi grzęzną mi w zbyt podmokłym terenie. Krzywię się nieznacznie widząc zabłocone, na szczęście wysokie obuwie oraz dość sporą część szaty. Ignorując drobne przeszkody idę dalej.
Między drzewami, otulony mgłą; kiedy zerkam na niebo jest ono całkowicie zachmurzone. Sprawdzam godzinę na zegarku, powoli zbliża się wieczór. Sięgam do torby po jeszcze jedną fiolkę eliksiru wzmacniającego krew, następnie zmierzam w kierunku mostu. Rzeczywiście nie wygląda zbyt dobrze, iluzja jest naprawdę niezła. Biorę głęboki wdech. Zmierzam wprost na chyboczące się deski. Odnoszę nawet wrażenie, że unosi się wokół siarkowy zapach. A może to tylko wyobraźnia płata mi figla? Łapię się mocno lin, nie luzując uchwytu na różdżce.
O Tyneham krąży wiele legend. Nie należę co prawda do szczególnych eksploratorów magicznego świata, ale staram się interesować ciekawostkami mającymi alchemię lub czarną magię w rycinie swej przeszłości. Po odwiedzeniu pełnego szlamowatości Kolegium Uniwersyteckiego uznałem, że mam dość tamtej beznadziei na najbliższe całe życie. Magia jest o niebo lepsza, bardziej interesująca i w ogóle stanowi nie lada potęgę w dzisiejszym świecie. Nie to co brudna nauka nie mająca pokrycia w rzeczywistości. Trochę się boję tego, co zastanę w tym miasteczku - to naturalne. Mity mitami, ale gdzie leży granica między fantastyką a prawdą? Czy nie powinienem przypadkiem drżeć o swoje życie w momencie spotkania równie nieprzyjemnych czarnoksiężników? Nie zastanawiam się nad tym. Po prostu pakuję się dostając informację, że w tej wiosce może znajdować się bardzo ciekawy czarnomagiczny artefakt. Idę sam, chociaż powinienem uczyć się na własnych błędach. Ignoruję wewnętrzne podszepty rozumu chcąc być po prostu samemu. W pojedynkę lepiej się myśli, sprawniej żyje oraz cisza łagodzi wszystkie nerwy oraz niedogodności.
Ubrany w czarną, prostą szatę ze srebrnymi wstawkami teleportuję się nieopodal, bo w samym Tyneham nie działa ani aportacja ani deportacja. Czekam chwilę, aż minie nieznośny ścisk w żołądku oraz zawirowania w głowie, a potem z różdżką dzierżoną w dłoni zmierzam do przodu. W myślach układam plan jak dokładnie zdobędę pożądany przeze mnie przedmiot, a nogi grzęzną mi w zbyt podmokłym terenie. Krzywię się nieznacznie widząc zabłocone, na szczęście wysokie obuwie oraz dość sporą część szaty. Ignorując drobne przeszkody idę dalej.
Między drzewami, otulony mgłą; kiedy zerkam na niebo jest ono całkowicie zachmurzone. Sprawdzam godzinę na zegarku, powoli zbliża się wieczór. Sięgam do torby po jeszcze jedną fiolkę eliksiru wzmacniającego krew, następnie zmierzam w kierunku mostu. Rzeczywiście nie wygląda zbyt dobrze, iluzja jest naprawdę niezła. Biorę głęboki wdech. Zmierzam wprost na chyboczące się deski. Odnoszę nawet wrażenie, że unosi się wokół siarkowy zapach. A może to tylko wyobraźnia płata mi figla? Łapię się mocno lin, nie luzując uchwytu na różdżce.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : rzut kością
'k6' : 4
'k6' : 4
Jayden tego dnia pojawił się w Londynie. Przyszedł z nieodłącznym uśmiechem na twarzy, by poszukać odpowiednich materiałów w Bibliotece Londyńskiej, ale dotyczący władania Fryderyka I Pruskiego. Każdy młody naukowiec był jeszcze niepewny swoich możliwości i tak naprawdę dotyczyło to każdego zawodu. Jay też taki był, jeśli chodziło o zaczęcie pisania i publikowania swoich tekstów w przeróżnych tematycznych gazetach. Później jednak przychodziło mu to łatwiej i nie bał się rozwijać swoich myśli. Wciąż jednak nie sądził, że zjadł wszystkie rozumy. Absolutnie nie! Ciągle musiał się dokształcać właśnie na przykład z historii, by lepiej zrozumieć zagadnienia astronomiczne. Do tego numerologia również była potrzebną dziedziną wiedzy do zgłębiania zagadek kosmosu. Pamiętał, że tę szeroką perspektywę wszczepił mu dziadek, ale również i rodzice, którzy pomimo swoich kompletnie różnych zawodów również chcieli i sięgali po wiadomości z innych tematów, by stać się jeszcze lepszymi ludźmi jak i pracownikami czy muzykami. To była duża wartość, którą Jayden doceniał ze wszystkich sił, wierząc w to, że nic nie działo się przypadkiem. Nawet pół godziny wcześniej to pojawienie się w dziale historycznym, które mógł przełożyć na zupełnie inny dzień sprawiło, że mógł się spotkać z lady Evelyn Slughorn i porozmawiać przez moment o nauce. Bardzo rzadko spotykał tak młodych ludzi, którzy interesowali się wiedzą szeroko pojętą. Większość jego uczniów chciała być aurorami lub graczami quidditcha i uważali, że są to najlepsze zajęcia na świecie. JJ uśmiechał się na ich entuzjazm, bowiem miło było czuć w Hogwarcie jeszcze młodzieńczy zapał. Szczególnie w ostatnim czasie. Po pożegnaniu się z nią, miał już opuszczać bibliotekę, ale przypomniał sobie, że chciał coś jeszcze sprawdzić. Nie było proste odnaleźć się ponownie w tym labiryncie książek, książek i jeszcze raz książek. Wydawało mu się, że przechodził między tymi regałami już piąty raz. Zgubił się? To było możliwe szczególnie dla niego. Kluczył chyba z dobre kolejne pół godziny, nie wiedząc już kompletnie gdzie był. Znajdował się w budynku, dlatego nie mógł odczytać kierunku z nieba... Świetnie. Latał jak dziecko we mgle, aż w końcu zauważył wielki napis Astrologia. Uśmiechnął się szeroko, czując, że nadzieja naprawdę umiera ostatnia. Nie wierzył w przepowiadanie przyszłości z gwiazd, ale potrzebował czegoś z tej dziedziny. Pusty i zakurzony dział nie wyglądał przy tym na często używany. Szukał chwilę jakichś mówiący o książkach tytułów, aż znalazł coś, co wydawało się interesujące na ostatnim regale. Dostanie się tam trochę mu zajęło, ale po wspinaczce na wysokiej drabinie złapał tomiszcze. Nie wiedział tylko jednego, ale wkrótce miał się dowiedzieć. Poczuł dzikie szarpnięcie w bok i przeraził się, że spadnie kilka metrów w dół na podłogę, ale nic się takiego nie stało, a poczuł na twarzy uderzenie chłodu i po chwili zamiast wśród książek znalazł się na pustkowiu. A przynajmniej w pierwszej chwili tak właśnie było. Dopiero po kilku sekundach zdał sobie sprawę, że stał na moście, a dookoła panowała gęsta mgła.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Jay nie zauważył mężczyzny przed sobą. Nawet nie był w stanie, bo most nagle stanął w płomieniach. Otworzył szeroko oczy, nie rozumiejąc co się działo. W końcu przed momentem był jeszcze w bibliotece! I wciąż trzymał nawet książki - jedna w kieszeni płaszcza, a druga w dłoni. Świetnie. Świstoklik... Kto zrobił go w miejscu publicznym i tak nagle? Nie było jednak czasu na zastanawianie się. W końcu im dłużej się tu znajdował mógł się pięknie sfajczyć, a na pewno nie zamierzał sobie na to pozwolić. Sobie, a w szczególności swoim materiałom, które znajdowały się w dzienniku w specjalnej kieszonce marynarki. Myślałby kto! Musiał szybko podjąć działanie, co robić. Stał pośrodku mostu, dlatego dobiegnięcie na drugą stronę było kompletnie bez sensu. JJ szybko wsadził świstoklik do kieszeni, żeby w razie czego móc wrócić... Skądkolwiek właśnie się znajdował. Już on wspomni osobom pracującym w bibliotece o tym, by uważniej sprawdzali swoje zbiory. Każdy mugol mógł go znaleźć... A przynajmniej Jay tak uważał, bo nie wiedział, która z części jest dostępna dla nich. Mugol albo dziecko! No, nieważne kto, ale nie powinno się takich rzeczy kłaść na zwykłej półce! Jako nauczyciel był zresztą dość wyczulony na takie sytuacje, bo Hogwart był nie tylko szkołą dla uczniów, ale również profesorów. Przetrwania. Szczególnie że mając nad głową kogoś takiego jak Gellert Grindelwald, trzeba było mieć oczy dookoła głowy i nie zawsze udawało się widzieć wszystko. Cóż. Vane był sobą, ale też dostrzegał więcej niż niektórzy przez obiektywne i świeże podejście do otoczenia. Jeśli akurat nie kierował się tak pasującymi do niego emocjami... Ale to tam szczegół. Teraz musiał się zająć ogniem, który z każdą chwilą stawał się coraz większy.
- Aquamenti - rzucił, kierując różdżkę w najbliższe płomienie. Jeśli chciał się stad wydostać to musiał dobrze wypowiedzieć zaklęcie. Możliwe że gdyby zauważył drugą osobę, poprosiłby o pomoc, ale teraz działał w pojedynkę. I gdyby nie pożar, wiedziałby gdzie się znajduje. Ale wszystko stanęło przeciwko niemu, ale nie martwił się za bardzo. Jakoś zawsze wychodził żywy ze wszystkich opresji.
- Aquamenti - rzucił, kierując różdżkę w najbliższe płomienie. Jeśli chciał się stad wydostać to musiał dobrze wypowiedzieć zaklęcie. Możliwe że gdyby zauważył drugą osobę, poprosiłby o pomoc, ale teraz działał w pojedynkę. I gdyby nie pożar, wiedziałby gdzie się znajduje. Ale wszystko stanęło przeciwko niemu, ale nie martwił się za bardzo. Jakoś zawsze wychodził żywy ze wszystkich opresji.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
Most chybocze się lekko, mimowolnie zwracam uwagę na bagna dookoła oraz pod sobą. Idę spokojnie dopóki jedna z desek ułamuje się pod ciężarem mojej stopy. Ta zawisa pomiędzy drewnem a wodą przyprawiając mnie o szybsze bicie serca. Złorzeczę trochę pod nosem, próbując wydostać się z tej pułapki. Nie trwa to długo - zbutwiała deska ustępuje pod naporem siły z jaką unoszę nogę. Z donośnym hukiem roztrzaskuje się spadając w dół - potem słyszę już tylko głośne chlupnięcie. Omijam pozostawioną wyrwę stwierdzając, że do końca mostu nie zostało już wiele drogi. Dam radę. I właśnie kiedy stawiam kolejne kroki, przede mną materializuje się jakiś mężczyzna. Wygląda na zdezorientowanego, w dodatku zastawia mi przejście. Ściągam niezadowolony brwi, po czym obracam głowę za siebie. Droga powrotna jest zdecydowanie dalej, a przynajmniej tak mi się zdaje. Naprawdę to chyba jesteśmy we względnej połowie tej kładki nad bagnami. Zaciskam mocniej palce na linach zamierzając go przeskoczyć, ale wtedy dzieje się coś niespodziewanego.
Cały most staje w płomieniach. Otwieram szeroko oczy z nieskrywanym niedowierzaniem. Jakim cudem? Skoro tu tak wilgotno? Nie zastanawiam się nad tym dłużej. Nieznajomy mężczyzna zaczyna gasić pożar wodą, ale szczerze wątpię w powodzenie tej akcji. Niech cię szlag trafi, kimkolwiek jesteś.
- Nebula exstiguere - wypowiadam inkantację, machając różdżką. Najlepiej jak potrafię. Dobrze, że chociaż nie trafiam na szlamę, wtedy to niechybnie bym tu przez nią zginął. Tak to mam jeszcze jakieś szanse. Mam w sobie wiele optymizmu, gdyż nie wiem jeszcze, że ogień będzie moim przekleństwem. Zatem wierzę, że wyczarowanie fioletowej mgły jest możliwe, a co więcej, że nawet jestem w stanie ja to zrobić. Ja, który refleksu nie mam za grosz, a obrona przed czarną magią nie jest moim konikiem. Ostatnio jednak dużo ćwiczę, szczególnie na pojedynkach, więc pozostaję dobrej myśli. W przeciwnym razie staniemy się zaraz pieczonymi kiełbaskami, a tego naprawdę wolałbym uniknąć. Mam więc nadzieję, że nieznajomy jest ogarnięty.
Cały most staje w płomieniach. Otwieram szeroko oczy z nieskrywanym niedowierzaniem. Jakim cudem? Skoro tu tak wilgotno? Nie zastanawiam się nad tym dłużej. Nieznajomy mężczyzna zaczyna gasić pożar wodą, ale szczerze wątpię w powodzenie tej akcji. Niech cię szlag trafi, kimkolwiek jesteś.
- Nebula exstiguere - wypowiadam inkantację, machając różdżką. Najlepiej jak potrafię. Dobrze, że chociaż nie trafiam na szlamę, wtedy to niechybnie bym tu przez nią zginął. Tak to mam jeszcze jakieś szanse. Mam w sobie wiele optymizmu, gdyż nie wiem jeszcze, że ogień będzie moim przekleństwem. Zatem wierzę, że wyczarowanie fioletowej mgły jest możliwe, a co więcej, że nawet jestem w stanie ja to zrobić. Ja, który refleksu nie mam za grosz, a obrona przed czarną magią nie jest moim konikiem. Ostatnio jednak dużo ćwiczę, szczególnie na pojedynkach, więc pozostaję dobrej myśli. W przeciwnym razie staniemy się zaraz pieczonymi kiełbaskami, a tego naprawdę wolałbym uniknąć. Mam więc nadzieję, że nieznajomy jest ogarnięty.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : rzut kością
'k100' : 75
'k100' : 75
Jay wycofywał się po chwili, widząc, że zaklęcie było tym z udanych. A więc częściowo po kłopocie. Zaraz jednak usłyszał głos kolejnej osoby i przed nim zamajaczyła sylwetka jakiegoś jegomościa. Na brodę Merlina! Ale go przestraszył! Zjawiać się tak nagle! Wcześniej profesor go nie widział i raczej nie mógł zobaczyć ze względu na chaos dookoła niego. Dopiero gdy ujarzmił nieco płomienie, przejście między nieznajomymi się otworzyło i mogli się dostrzec. Gdy tylko jednak ich zaklęcia podziałały, JJ odwrócił się i pobiegł ku jednemu z brzegów, który miał za plecami. Sądził, że ów nieznajomy również podąży jego śladem. W końcu magia ich obu była na tyle silna i skuteczna, że poradzili sobie z większością płomieni. Co prawda nie wszystkimi, ale to starczyło, by się stamtąd wydostać. Vane nie wiedział, gdzie jest ani co to był za most, więc obojętnym dla niego było w którą stronę się uda. Byle tylko był stały ląd! Gdy tylko opowie tą historię w szkole, nie uwierzą mu! Eileen pewnie stwierdzi, że znów się objadł słodyczami na noc i takie tego efekty. Ale nie. To była najprawdziwsza prawda, a do tego czuł gorąc ognia, który buchał swoimi językami na prawo i lewo. Liany się chybotały pod jego szybkim krokiem, ale deski wytrzymały. Nie było to takie trudne, chociaż pewnie tak musiał się czuć pijany człowiek, któremu gleba uciekała dosłownie spod nóg. JJ liczył tylko na to, że jego towarzysz idzie tuż za nim lub pobiegł w przeciwną stronę. Nie chciał, żeby coś mu się stało. Nawet jeśli jego zamiary nie były przyjazne. Jayden nie znał innych i zawsze podchodził do wszystkich jak do przyjaciół. Potknął się na ostatnim metrze, ale nie upadł, bo jakimś cudem zawiał silny podmuch wiatru, który wyprostował go. No, tak. Wszechświat pilnował profesora.
- Aquamenti! - rzucił raz jeszcze, stojąc już na lądzie i wskazując różdżką ostatki dziwnej sytuacji, która właśnie zapanowała. Odgarnął chaotyczną czuprynę, która przypominała teraz bardziej grzebień koguta niż włosy, ale skąd on miał to wiedzieć?
- Aquamenti! - rzucił raz jeszcze, stojąc już na lądzie i wskazując różdżką ostatki dziwnej sytuacji, która właśnie zapanowała. Odgarnął chaotyczną czuprynę, która przypominała teraz bardziej grzebień koguta niż włosy, ale skąd on miał to wiedzieć?
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : rzut kością
'k100' : 53
'k100' : 53
Gdybym znał myśli nieznajomego kazałbym mu się popukać w głowę. Najlepiej murem. To on się wystraszył? A co ja miałem powiedzieć? To właśnie on się zmaterializował nie wiadomo skąd na mojej drodze. W dodatku kiedy tylko się pojawił to zaczęły buchać płomienie. Przypadek? Nie wydaje mi się. I tak zerkam na niego krytycznym spojrzeniem, ale niedługo. Muszę w końcu załagodzić ten ogień, który wcale nie jest wymyślony iluzją – kąsa gorącem od samego pojawienia się. Na szczęście z zaklęcia formuje się gęsta, fioletowa mgła gasząc większość z pożaru. Widzę, jak nieznajomy czarodziej biegnie na drugi brzeg, więc nie stoję jak kołek i również podążam szybko w tamto miejsce. Czuję niewypowiedzianą ulgę stojąc nogami na twardym gruncie prostej drogi do Tyneham. Oddycham szybko, nieco zmęczony po takim biegu, oglądam się za siebie. Udany strumień wywołujący wodę gasi ostatnie niedobitki. Co ciekawe most wygląda dokładnie tak samo jak przedtem. To naprawdę ciekawe miejsce.
- Widocznie wzięli nas za… - zaczynam spoglądając na mężczyznę. - Niemagicznych - kończę. Nie wiem z kim mam do czynienia, nie chcę też używać wulgarnych słów w obliczu kogoś, kto jest mi obcy. Tak jak jego poglądy.
- Idziesz do Tyneham? - dopytuję. Nie wiem co tu robi, ale nie wygląda na kogoś, kto zaplanował sobie tę wycieczkę. W przeciwieństwie do mnie. Jestem natomiast ciekaw czy zamierza mi siedzieć na ogonie czy raczej pójdzie w swoją stronę. Wolałbym, żeby wybrał opcję drugą. Nie potrzebuję żadnych świadków podczas zdobywania czarnomagicznego przedmiotu. Wręcz wolałbym, żeby nie było przy tym nikogo. Jednak jeśli zdecyduje się tam poczłapać, będę musiał zmienić plany. Ewentualnie się go jakoś pozbyć.
Nie czekając na jego odpowiedź zacząłem iść do tej wioski. Oddalona jest jeszcze z tego miejsca jakiś kawałek. Nogi grzęzną w ziemi przypominającej bardziej błoto niż twardy grunt, ale zdaję się tym nie przejmować. Jednak jak się okazuje, to nie były jedyne atrakcje tych terenów. To, co wydaje mi się kłodą, jest raczej jakimś magicznym zwierzęciem. Przekonuję się o tym, kiedy boleśnie gryzie moją kostkę, z której próbuję się go pozbyć wykonując nieskoordynowane ruchy nogą. Jak to się nazywało? Czytałem o tym kiedyś. Błotoryj?
- Widocznie wzięli nas za… - zaczynam spoglądając na mężczyznę. - Niemagicznych - kończę. Nie wiem z kim mam do czynienia, nie chcę też używać wulgarnych słów w obliczu kogoś, kto jest mi obcy. Tak jak jego poglądy.
- Idziesz do Tyneham? - dopytuję. Nie wiem co tu robi, ale nie wygląda na kogoś, kto zaplanował sobie tę wycieczkę. W przeciwieństwie do mnie. Jestem natomiast ciekaw czy zamierza mi siedzieć na ogonie czy raczej pójdzie w swoją stronę. Wolałbym, żeby wybrał opcję drugą. Nie potrzebuję żadnych świadków podczas zdobywania czarnomagicznego przedmiotu. Wręcz wolałbym, żeby nie było przy tym nikogo. Jednak jeśli zdecyduje się tam poczłapać, będę musiał zmienić plany. Ewentualnie się go jakoś pozbyć.
Nie czekając na jego odpowiedź zacząłem iść do tej wioski. Oddalona jest jeszcze z tego miejsca jakiś kawałek. Nogi grzęzną w ziemi przypominającej bardziej błoto niż twardy grunt, ale zdaję się tym nie przejmować. Jednak jak się okazuje, to nie były jedyne atrakcje tych terenów. To, co wydaje mi się kłodą, jest raczej jakimś magicznym zwierzęciem. Przekonuję się o tym, kiedy boleśnie gryzie moją kostkę, z której próbuję się go pozbyć wykonując nieskoordynowane ruchy nogą. Jak to się nazywało? Czytałem o tym kiedyś. Błotoryj?
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Łuhu! - wykrzyknął Jay z uśmiechem na ustach i przeczesał stojącą grzywę dłonią. - O mały włos. A jednak zadziałało - powiedział, patrząc na różdżkę i wzruszył ramionami. Ostatnio coś jego jabłoń nie chciała go coś słuchać, ale może dlatego że oboje potrzebowali wypoczynku. W każdym razie zabawnie byłoby, gdyby tym razem odmówiła pomocy profesorowi. Na szczęście gdy on był spokojny, drewno wyczuwało nastrój swojego właściciela i razem z nim się synchronizowało. Jak teraz. Jayden czuł wielki, szczery uśmiech zadowolenia na twarzy, czego nie mógł powiedzieć o swoim... Nowym koledze. Ten patrzył na niego z jakimś dziwnym chłodem i czymś, czego Vane absolutnie nie potrafił zrozumieć. Jednak mało skupiał się na emocjach bijących z jego twarzy, bo chodziło o to, że wspólnie udało im się zbiec przed płomieniami i żadnemu z nich nie przypalił się nawet skrawek ubrania. Idealnie. Do tego książki były całe. Jeszcze ważniejsze niż oni sami. - Dziwne miejsce na projektowanie świstoklików - odparł na słowa o niemagicznych człowiekowi i poprawił na ramieniu torbę, łapiąc instynktownie kieszeń płaszcza, gdzie tkwił dziennik. - Jesteś w bibliotece i bang! - pstryknął palcami. - Jesteś w dżungli - dodał i rozejrzał się dookoła. Dopiero teraz mógł się w pełni skupić na miejscu, w którym wylądował. Pod nim były bulgoczące bagna, przed nim mgła, a nad nim gęstwina leśnych koron drzew. Czyli nici z nawigacji po niebie... Skrzywił się lekko, ale nie było czasu na zbyt długie myślenie, bo w tej samej chwili nieznajomy zadał mu pytanie, którego Jay niespecjalnie słuchał, mając głowę zamąconą czym innym.
- Gdzie idę? - powtórzył za nim, ale ten nie odpowiedział tylko ruszył naprzód. Raczej nie interesowało go to, co zrobi astronom, jednak ten nie chciał zostać sam w takim miejscu. - Zaczekaj na mnie! - krzyknął i pobiegł w ślad za mężczyzną, przeskakując wystające konary. Miał szczęście, że nie poszedł przodem, bo sam teraz by tkwił po kolana w bagnie. Na razie jednak jedynie stał i patrzył lekko zdegustowany, czując jak smród rozkładu dociera mu do nozdrzy. Kto tu mieszkał? I czego szukał tutaj ów napotkany samotnik? Sławy i chwały? Ingrediencji? A może jeszcze czegoś? Znowu jednak lawina myśli musiała zostać przerwana, gdy wydawało mu się, że coś poruszyło się w błocie. Nie był znawcą flory i fauny, ale raczej nie mogło to być nic przyjaznego. Chyba... - Orbis! - rzucił, kierując różdżkę w to coś. Nie widział zbyt wiele przez te opary, ale sądził, że te dziwne podrygi, które wykonywał jego towarzysz nie były tańcem, a próbą pozbycia się czegoś z kostki. Jeśli nie... Nic się nie stanie.
- Gdzie idę? - powtórzył za nim, ale ten nie odpowiedział tylko ruszył naprzód. Raczej nie interesowało go to, co zrobi astronom, jednak ten nie chciał zostać sam w takim miejscu. - Zaczekaj na mnie! - krzyknął i pobiegł w ślad za mężczyzną, przeskakując wystające konary. Miał szczęście, że nie poszedł przodem, bo sam teraz by tkwił po kolana w bagnie. Na razie jednak jedynie stał i patrzył lekko zdegustowany, czując jak smród rozkładu dociera mu do nozdrzy. Kto tu mieszkał? I czego szukał tutaj ów napotkany samotnik? Sławy i chwały? Ingrediencji? A może jeszcze czegoś? Znowu jednak lawina myśli musiała zostać przerwana, gdy wydawało mu się, że coś poruszyło się w błocie. Nie był znawcą flory i fauny, ale raczej nie mogło to być nic przyjaznego. Chyba... - Orbis! - rzucił, kierując różdżkę w to coś. Nie widział zbyt wiele przez te opary, ale sądził, że te dziwne podrygi, które wykonywał jego towarzysz nie były tańcem, a próbą pozbycia się czegoś z kostki. Jeśli nie... Nic się nie stanie.
Maybe that’s what he is about. Not winning, but failing and getting back up. Knowing he’ll fail, fail a thousand times,
BUT STILL DON'T GIVE UP
Jayden Vane
Zawód : astronom, profesor, publicysta, badacz, erudyta, ojciec
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowiec
Sometimes the truth
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
OPCM : -
UROKI : -
ALCHEMIA : -
UZDRAWIANIE : -
TRANSMUTACJA : -
CZARNA MAGIA : -
ZWINNOŚĆ : -
SPRAWNOŚĆ : -
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Jayden Vane' has done the following action : rzut kością
'k100' : 6
'k100' : 6
Nie przepadam za entuzjastycznymi ludźmi, prawdopodobnie dlatego, że sam taki nie jestem i nigdy nie będę. I nie zrozumiem pobudek targających takim czarodziejom i czarownicom. To jakby wejść do zupełnie obcego świata. Dość sceptycznie przyglądam się mężczyźnie, któremu bliżej do nastolatkowi niż dorosłemu, jednak z grzeczności kiwam głową na jego opowieść. A więc jest tutaj przypadkiem - wyśmienicie. To oznacza, że nie wie do końca gdzie jest i będzie się za mną ciągnął jak smród po gaciach. Wzdycham ledwie słyszalnie po czym ruszam w drogę. Nie zamierzam sterczeć tutaj całej wieczności, zaraz może zaatakować nas zwierzyna. Cóż, nie mylę się za bardzo.
- Tyneham. Magiczna wioska - tłumaczę cierpliwie, chociaż bez żadnych emocji. Jak to możliwe, że nigdy o niej nie słyszał? Kręcę głową nie wdawając się w zbędne szczegóły. Nie jestem w końcu żadnym przewodnikiem. Jak będzie chciał się dokształcić, to pójdzie do biblioteki. Zakładając, że ten temat w ogóle go zainteresuje. I zdoła wrócić do domu. Raczej można się stąd teleportować, chociaż kto wie. To miejsce jest niezwykłe. I w swojej niezwykłości mocno nietypowe. Nie zdziwiłbym się gdyby jednak taka opcja nie wchodziła w grę, po coś te iluzje ostatecznie istnieją.
I wszystko miało skończyć się dobrze. Gdyby nie to coś przyczepione do mojej nogi. Wbijające ostre zęby w kostkę. Wykrzywiam twarz w grymasie bólu próbując strzepnąć zwierzę, ale ono nie reaguje na moje dzikie pląsy. Niech to szlag. Już zamierzam cisnąć w nie jakimś paskudnym zaklęciem kiedy nieznajomy natręt znów się materializuje i to tuż obok. Patrzę na niego trochę sceptycznie i słusznie - z jego różdżki wystrzela raptem snop iskier, który płoszy tego całego błotoryja. Z gardła wydobywa się jęk bólu kiedy wystraszone stworzenie mocniej zaciska szczęki na mojej nodze.
- Błagam, nie pomagaj mi - mówię przez zaciśnięte zęby. Sam podnoszę swoją różdżkę oraz kieruję ją na źródło bólu. - Animal somni - rzucam, chociaż tak szczerze mówiąc bez większych nadziei. Najchętniej potraktowałbym go jakąś klątwą, ale niestety mam niechcianą publikę. Zatem muszę improwizować.
- Tyneham. Magiczna wioska - tłumaczę cierpliwie, chociaż bez żadnych emocji. Jak to możliwe, że nigdy o niej nie słyszał? Kręcę głową nie wdawając się w zbędne szczegóły. Nie jestem w końcu żadnym przewodnikiem. Jak będzie chciał się dokształcić, to pójdzie do biblioteki. Zakładając, że ten temat w ogóle go zainteresuje. I zdoła wrócić do domu. Raczej można się stąd teleportować, chociaż kto wie. To miejsce jest niezwykłe. I w swojej niezwykłości mocno nietypowe. Nie zdziwiłbym się gdyby jednak taka opcja nie wchodziła w grę, po coś te iluzje ostatecznie istnieją.
I wszystko miało skończyć się dobrze. Gdyby nie to coś przyczepione do mojej nogi. Wbijające ostre zęby w kostkę. Wykrzywiam twarz w grymasie bólu próbując strzepnąć zwierzę, ale ono nie reaguje na moje dzikie pląsy. Niech to szlag. Już zamierzam cisnąć w nie jakimś paskudnym zaklęciem kiedy nieznajomy natręt znów się materializuje i to tuż obok. Patrzę na niego trochę sceptycznie i słusznie - z jego różdżki wystrzela raptem snop iskier, który płoszy tego całego błotoryja. Z gardła wydobywa się jęk bólu kiedy wystraszone stworzenie mocniej zaciska szczęki na mojej nodze.
- Błagam, nie pomagaj mi - mówię przez zaciśnięte zęby. Sam podnoszę swoją różdżkę oraz kieruję ją na źródło bólu. - Animal somni - rzucam, chociaż tak szczerze mówiąc bez większych nadziei. Najchętniej potraktowałbym go jakąś klątwą, ale niestety mam niechcianą publikę. Zatem muszę improwizować.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Droga do Tyneham
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Dorset