Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire
Pałac zimowy
rzucam na spostrzegawczość
'k100' : 7
Sallow nie zdołał dostrzec nic dziwnego, inaczej było w przypadku Jade. Przyglądając się uważnie sylwetce Mulcibera mogła dostrzec detale jego eleganckiego stroju, dumną posturę, pewny krok oraz śmiałe spojrzenie, jakim obdarzał towarzyszy przy stoliku. Na kilka sekund dostrzegła też dziwną, zieloną, pełną złowrogiego czaru aurę, która otaczała czarodzieja - zauważyła ją jako jedyna, tylko dzięki swej wyjątkowej spostrzegawczości. Mimo tego nie potrafiła powiązać jej z żadnym znanym sobie efektem działania zaklęcia czy kłątwy.
- Och, uwierz mi, że dzisiaj nie byłby to zbyt dobry pomysł, ona musi mieć większy dostęp do świeżego powietrza – poniekąd nie wiedział jak wybrnąć z tej sytuacji, choć żona wielokrotnie przed wyjściem go instruowała, ale Ethan, cóż, jak zwykle zapomniał, co miał powiedzieć. Chyba i tak nie poszło najgorzej, prawda? – Żyjemy ze sobą ponad trzydzieści lat, kilka godzin przerwy nie zrobi nam większej różnicy, a może twoja ciocia trochę się za mną stęskni – uśmiechnął się wesoło w stronę Everetta, tuszując swój lekki dyskomfort. Życie z żoną ostatnio wymagało dużych pokładów cierpliwości i zawczasu obmyślonej strategii, to było niemal jak pole bitwy, gdzie Ethan był tym próbującym ocalić zamek, a jego żona znajdowała co i raz nowe pomysły na wywołanie wojny. Cóż… Nie tak łatwo żyje się z kobietą, a tym bardziej w takim stanie. Naraz jednak usłyszał pytanie, które pomogło mu odciągnąć myśli. Zachichotał bezdźwięcznie, gdy dojrzał konkretnego ducha o którego pytał Everett, a reakcja uzdrowiciela nie brała się z chęci wyśmiania, a jedynie z faktu, iż zupełnie nie spodziewał się tu tej osobistości. – Stanisław August, czy też, jak niektórzy wolą - Stanisław Antoni Poniatowski. Nie jestem znawcą tegoż jegomościa, ale niemniej wiem, że był królem Polski. Dość… Kontrowersyjna postać, jak wszyscy, którzy czynili nieprzewidywalne, odważne i często niepochlebne działania – wytłumaczył przyciszonym głosem, będąc na powrót zwrócony w kierunku mównicy, jakby nie chciał wyjść na niegrzecznego przez przydługą obserwację jegomościa.
Odebrał od czarownicy okulary, przyglądając im się z zainteresowaniem, w międzyczasie pytając ów kobietę do czego też one służą, bowiem skąd miał inaczej uzyskać tę informację? Nie chciał wyjść na ignoranta i dopytywać później syna. Kobieta na szczęście potrafiła mu wyjaśnić pokrótce ich działanie, na co kąciki ust Ethana zawędrowały ku górze. Niebywały przedmiot, który właśnie spoczywał w jego dłoniach z pewnością przybliży go choć trochę do gwiazd, a przynajmniej uczyni je bardziej pasjonującymi dla takiego laika.
Zasłyszał tubalny głos Sallowa i skrzywił się mimowolnie, napinając mięśnie z poirytowania. Rysy twarzy uzdrowiciela wyostrzyły się, a wzrok od razu powędrował do mówcy. Czyżby naprawdę trzeba było robić tyle hałasu o nic, jedynie po to, by zwrócić na siebie uwagę wszystkich zebranych? Takie zachowanie nijak nie przystało do gentelmana, co więcej, było nie tyle niegrzeczne, co niesmaczne, przynajmniej w towarzystwie i na takim wydarzeniu. Nim Ethan zdążył zareagować i prosić o zignorowanie tego jakże nieprzyjemnego jegomościa, Jade już zdążyła wstać. Vane westchnął ciężko, wypuszczając wolno powietrze, jakby zupełnie nie chciał znaleźć się w takiej sytuacji, która nie powinna mieć w ogóle miejsca. Nie był zły na kobietę, ale jednocześnie nie mógł otwarcie przyznać, że pochwalał te działania, nawet jeżeli to drobne utarcie nosa mu się skrycie podobało. Pozostawił więc całą sytuację bez słowa komentarza, zamiast tego skierował swoją filiżankę z herbatą w stronę Everetta z sugestywnym spojrzeniem, które mówiło, że ten ma to, co było Ethanowi w tej chwili ewidentnie potrzebne. Nawet jeżeli Vane nie dostrzegł tego wprost, to przecież sam kiedyś był młody i jeszcze pamiętał, co się przynosiło na wielkie, pompatyczne uroczystości.
Spokój nie trwał jednak długo. Medyk zmarszczył brwi na widok zmierzającego ku scenie Mulcibera. Zupełnie nie rozumiał sytuacji, która właśnie rozgrywała się na jego oczach. Czyżby następny jakże kulturalny mężczyzna w towarzystwie? Wrota pałacu powinny jeszcze porządniej prześwietlać gości, strasznie dziwne osobowości miały okazję dzisiaj zawitać na tej sali. – Czy ktoś tutaj rozumie to, co widzę i potrafi mi to wytłumaczyć? – zapytał ciszej wszystkich zasiadających przy stoliku, a jego głos wskazywał na to, że zaczynał się niepokoić, bo choć uwielbiał niesnaski, to jednak niekoniecznie w takich chwilach.
i jeszcze raz przepraszam za spóźnienie
Zebrani zaczęli dostrzegać zamieszanie tuż przed mównicą i jak w pierwszym momencie Ramsey wydawało się być nieugięty w kwestii sięgnięcia po głos, w drugim już znajdował się opanowany. Jeden z czarodziejów z obsługi podszedł do mężczyzny i zaoferował mu miód, który miał dodać niewymownemu sił. Mulciber usiadł na swoje miejsce, a część wykładowa mogła się rozpocząć.
Tylko co?
Nie mógł na tym etapie poskładać tych wszystkich kawałków układanki, przez co nie wiedział też, jak reagować. Pozostawało mu jedynie bezradnie patrzeć, jak Niewymowny mija go i idzie dalej, zdecydowany wygłosić swoją wielką mowę.
Może lord Black powinien się oburzyć, zrobić coś... cokolwiek by opanować sytuację, jednak czuł, że może to tylko pogorszyć całą sytuację. Na szczęście, zanim doszło do katastrofy, Mulciber zatrzymał się, po czym wrócił na swoje miejsce. Mijając go, Rigel przyjrzał mu się badawczo. Sytuacja wyglądała na opanowaną, jednak na jak długo?
Musiał z nim o tym porozmawiać. A przynajmniej spróbować...
-Szanowni Państwo, to dla mnie prawdziwy zaszczyt, móc podzielić się w tym miejscu i w tak wspaniałym gronie wynikami badań. - Black uśmiechnął się do zebranych, zajmując miejsce przy mównicy, jednak uśmiech ten był dość blady. Nadal miał przed oczami te upiorne, zielone ślepia Niewymownego, i wizja ta bardzo przeszkadzała mu zebrać myśli. Mocniej zacisnął palce na drewnianym blacie - zupełnie jakby to była jedyna rzecz na tym świecie, zdolna go ocalić.
Tak długo czekał na ten dzień. Nie mógł tego schrzanić.
-Dotyczą one miejsc mocy oraz ich wpływu na otaczającą roślinność.
Black zrobił krótki wdech i wydech, próbując zwalczyć tremę. Raczej nie miewał okazji występować publicznie, w odróżnieniu od swojego rodzeństwa, dlatego spojrzenia, które nagle zwróciły się ku niemu, mocno go onieśmieliły. Nie był jednak złym mówcą, zwyczajnie brakowało mu praktyki.
-Miejsca mocy to specyficzne obszary magiczne, rozsiane po całej planecie, połączone ze sobą, niczym pajęczyna, liniami geomantycznymi. - zaczął powoli, z każdym słowem nabierając pewności siebie. - Są one znane ludzkości już od czasów starożytnych, jednak poważne, skupiające się na nich, badania numerologiczne, rozpoczęły się stosunkowo niedawno - na przełomie XIX i XX wieku, kiedy to dzięki staraniom badacza o imieniu André Bovis powstała mapa linii i miejsc mocy.
Black starał sobie wyobrazić, że nie wygłasza wielkiej mowy przed tłumem, tylko opowiada o swoim odkryciu bliskiej osobie, chcąc podzielić się tym małym okruchem wiedzy, małym elementem ogromnego i tajemniczego Wszechświata, jaki udało mu się posiąść.
-Starożytni odnajdywali te miejsca i tworzyli na ich terenie świątynie, grobowce, miasta, tym samym szukając dla kłębiącej się magii najlepszych możliwych zastosowań. Do jednych z najbardziej znanych miejsc mocy można zaliczyć egipskie piramidy, znajdujące się na płaskowyżu w Gizie. Żeby zapewnić zmarłym królom bezpieczną podróż do krain umarłych i połączenie się z bogami, piramidy z okresu IV Dynastii zostały wybudowane jako ziemskie odzwierciedlenie pasu Oriona, gdyż według wierzeń Ozyrys - bóg śmierci i odrodzenia, był utożsamiany właśnie z tym gwiazdozbiorem. - kiedy to mówił, lekki uśmiech zagościł na jego twarzy. - Kolejnym miejscem jest Mohendżo Daro w dolinie rzeki Indus - byłym regionie Indii Brytyjskich, obecny Pakistan. Była to ogromna miejska aglomeracja, która bardzo prężnie się rozwijała… - zrobił pauzę, po czym dodał poważniejszym tonem. - do momentu aż spotkała ją nieoczekiwana zagłada. Archeolodzy odkryli w ruinach domów ludzkie szkielety, promieniujące resztkami dziwnie chaotycznej magii. Niektóre z nich trzymały się za ręce, jakby próbując znaleźć ratunek i pocieszenie w ostatnich chwilach życia. Ponadto na terenie wykopalisk znaleziono czarne kawałki szkła, które były pozostałościami glinianych naczyń, stopionych na skutek działania niewyobrażalnie wysokiej temperatury. Istnieje wiele hipotez dotyczących losu tego miejsca, jednak jedną z najbardziej możliwych jest ta, mówiąca o niestabilności magicznego miejsca, które w pewnej chwili, niczym wulkan zabiło wszystkich mieszkańców i obróciło miasto w ruinę. - Rigel nawet sam nie zauważył, jak przestał kurczowo trzymać się mównicy. W końcu poczuł się swobodniej. - Jeszcze jednym ciekawym miejscem mocy jest góra Uluru w Australii. Dla Aborygenów od zawsze było to święte miejsce i szlak mitycznych duchów ich przodków. Co ciekawe, góra zmienia kolor w zależności od pory dnia i roku, dzięki niezwykłym minerałom, z jakich jest zbudowana. Ale również i w naszym kraju mam wiele miejsc, część z których do dziś służy czarodziejom. Na pewno słyszeli Państwo o bardzo największym zachowanym kamiennym kręgu, w Avenbury w hrabstwie Wiltshire oraz Czerwonym Źródle w Glastonbury, którego wody mogły leczyć najgorsze choroby - niestety, obecnie jego moc jest bardzo słaba. Oczywiście należy wspomnieć również Szkołę Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie i jej okolice oraz… Tower of London. Niestety najpotężniejsze miejsce mocy, jakie znajdowało się w Anglii - Stonehenge, zostało doszczętnie zdewastowane i trudno jest przewidzieć, jak zachowa się magia w tamtej okolicy. - prawdopodobnie każda osoba, przebywająca na sympozjum wiedziała, jak wielka to była strata dla całej społeczności naukowej.
-Warto podkreślić, że miejsca mocy wpływają nie tylko na osoby, znajdujące się w ich zasięgu, lecz także na otaczającą faunę i florę. Jednak efekty oddziaływania najbardziej są zauważalne, kiedy przyjrzymy się roślinom. Przez cały cykl swojego życia są w bezpośrednim kontakcie z kumulującą się w danym miejscu magią, która to wpływa na ich rozwój, kształt oraz moc.
Rigel długo myślał, jaka powinna być ta część wystąpienia. Oczywiście mógł zasypać słuchaczy wszelkiej maści naukowymi pojęciami, lecz czarodziej zadawał sobie sprawę, że nie każdy z obecnych na sali należy do grona naukowców, a zależało mu na jak najlepszym wytłumaczeniu tego, co odkrył.
-Pierwszą rzeczą, jaka rzuca się oczy, jest rozmiar tych roślin. Większość z Państwa doskonale pamięta okolice Hogwartu i drzewa, znajdujące się w jego sąsiedztwie, prawda? Ich rozmiary znacznie przekraczają standardową wysokość, jaką możemy zaobserwować u tych właśnie roślin - czy to iglastych, czy też liściastych. Miejsca mocy wpływają również na odporność roślin, dzięki czemu o wiele lżej znoszą choroby oraz na trudne warunki atmosferyczne. Przeprowadzone badania wskazują również na to, że oddziaływanie magii przepływającej przez taki teren sprawia, że rośliny żyją dłużej. Co ciekawe, miejsca mocy odbijają się również na… charakterze danej rośliny. Tak więc te agresywniejsze stają się jeszcze bardziej nieprzewidywalne i wojownicze. Tak na przykład wnykopieńka potrafi jeszcze dokładniej wyczuć nawet najdelikatniejszy ruch i zaatakować ze zdwojona mocą. A proszę sobie tylko wyobrazić, jak zachowuje się oraz jakie rozmiary osiąga jadowita tentakula, rosnąca w podobnym miejscu! - kiedy to mówił, był bardzo ożywiony, a nawet zaczął delikatnie gestykulować. - Drodzy Państwo, wnioski nasuwają się same. Dzięki wiedzy o tym, jak miejsce mocy wpływa na florę, można wzmacniać te aspekty roślin, na jakich najbardziej nam zależy. Na przykład wzmocnić lecznicze właściwości tych, wykorzystywanych w odpowiednich eliksirach i kadzidłach. Dzięki temu można osiągnąć mocniejszy i dłuższy efekt lub też mocno zaoszczędzić na dodawanym surowcu, z racji mocy, jaką posiada dana roślina. Niestety, przepełnione magią zieleń jest dosyć niestabilna, i mimo wyliczeń oraz zmian w samej recepturze trudno jest przewidzieć, czy osiągniemy zamierzony efekt, czy też nasze próba zakończą się katastrofą. Jednakże tutaj na pomoc przychodzą nam praktyki starożytnych, którzy bardzo mocno zwracali uwagę na to, w jakim dniu i jakiej porze oraz jakim narzędziem najlepiej jest zebrać daną roślinę, by okiełznać jej siłę. Dobrym przykładem są tu druidzi, którzy zbierali jemioły, rosnące wyłącznie na dębach, ścinając je złotym sierpem szóstego dnia po nowiu, aby wykorzystać w pełni ich moc i nie być narażonymi na... niechciane efekty uboczne. - odchrząknął. Chyba nigdy nie mówił aż tyle i nieprzyzwyczajone do wysiłku gardło powoli zaczynało dawać się we znaki. Ale Black kompletnie nie zwracał na to uwagi, gdyż zbliżał się do najważniejszej części swojej wypowiedzi.
-Podczas moich badań również udało mi się odkryć jeszcze jedną dość interesującą rzecz. Otóż analiza roślin może bezpośrednio pomóc w odkrywaniu tego, jak dane miejsce mocy się zachowuje z biegiem czasu. Kiedy spojrzymy na przekrój pnia drzewa i przyjrzymy się jego warstwom, będziemy w stanie odczytać, jakie zdarzenia miały miejsce na tym terenie przez ostatnie lata. Dokładnie w taki sam sposób, jak jesteśmy w stanie stwierdzić czy panowała susza, czy szalał pożar. Jest to szalenie istotne, gdyż dzięki temu jesteśmy w stanie określać, czy miejsce mocy miało wahnięcia energii, czy może też było świadkiem anomalii lub katastrofy magicznej, a badając również roślinność okolicznych miejsc, będziemy w stanie sprawdzić, jak przekłada się to na magiczną strukturę większego obszaru. Najprawdopodobniej będziemy mogli również przewidywać kataklizmy, związane z przypływami mocy, tak aby uniknąć losu miasta Mohendżo Daro. Możliwości na wykorzystanie tej wiedzy jest tysiące.
Szczególnie teraz, kiedy będzie trzeba przemyśleć, jak skutecznie odbudowywać kraj po wojnie i to z ograniczonymi zapasami. - dodał w myślach.
-W podsumowaniu chciałbym zaznaczyć, iż możliwości, jakie płyną z miejsc mocy, są niewyobrażalne, ale żeby we właściwy sposób je wykorzystać, a nawet w pełni zrozumieć, należy zwrócić się do wiedzy starożytnych i na tym fundamencie, czerpiąc z dokonań nowoczesnej nauki, zbudować coś, co będzie służyć kolejnym pokoleniom przez lata.
Rigel w końcu poczuł, jak napięcie, o którym nawet nie zdawał sobie sprawy, powoli zaczyna schodzić z jego ciała. Lekko drżały mu kolana, zupełnie jakby przez wiele godzin bezustannie biegał. Mimo odczuwanego dyskomfortu uśmiechnął się szeroko do zebranych.
-Bardzo dziękuje za uwagę. Z chęcią odpowiem też na Państwa pytania.
| link do szafki
Na Sali Tronowej zamieszanie zaczęło się w kilku miejscach jednocześnie. Stolik drugi ugościł niespodziewanego kompana, który nie każdej z obecnych dam przypadł do gustu, chociaż swoją nonszalancją nie wydawał się tym faktem przejęty. Odetta, jeśli się przyjrzała, mogła zauważyć charakterystyczne wykończenia na mankietach męskiej koszuli, jakie pochodzić mogły jedynie z Domu Mody Parkinson. Gdy się odezwała, para niebieskich oczu spoczęła na jej twarzy, a na ustach czarodzieja pojawił się pierwszy raz ciepły uśmiech, nie szarmancki, jaki towarzyszył mu, odkąd się tylko pojawił. - Bastien Vane, chociaż podejrzewam, że niewiele to mówi. - Nie dodał nic więcej, chociaż może gdyby Odetta zdecydowała się dodać parę słów i on nie zostałby na nie obojętny. Zaraz też zaśmiał się delikatnie, słysząc uwagę Elviry. - Czy to wyzwanie? - spytał, pozwalając, by kąciki ust zadrżały mu wyraźnie. Gdy uwagę Elviry pochłonęło zamieszanie, mężczyzna przez dłuższy moment przyglądał się blondwłosej uzdrowicielce, jakby zauważył jej wahanie. Finalnie przeniósł całą uwagę na to, co działo się przed mównicą.
Powoli zamieszanie przy stoliku trzecim cichło, gdy Ramsey zajął już swoje miejsce, a wraz z nim ci, którzy trwali przy jego boku. Przy stoliku czwartym natomiast Revna zdecydowała się podjąć rozmowy z wąsatym historykiem. Ten z wyraźnym niezadowoleniem przyjął brak reakcji Rity na swoje słowa, ale trwało to krótka, gdy druga z czarownic zadała mu pytanie. - Proszę się nie obawiać zadawania pytań, moja droga - powiedział, a kolejna chmura siwego dymu opuściła jego usta. - Lekkość powiadasz? A to ciekawe... - mruknął do siebie, ale zaraz też kontynuował urwany wątek. - W następnym artykule pragnę ujawnić, gdzie zaczyna się czystość krwi i jakie podstawy musi posiadać, by mówić o jej dominującym aspekcie. Być może zarysuję także wskaźniki wyższości czystej krwi czarodziejów nad innymi w sensie psychicznym, jak i fizycznym. - Tubalny głos oczytanego człowieka uciszył się, w momencie gdy uwaga wszystkich zwrócona została na Thaddeusa Sheridana zapowiadającego pierwszego wykładowcę.
Rigelowi udało się bez większych problemów dotrzeć na mównicę. Zasiadający przy stolikach znajdujących się w pierwszej linii mogli dostrzec jego wyraźną bladość, lecz ci, chociaż odrobinę zaznajomieni z charakterystyką szlacheckich rodów, mogli powiązać to z naturalną dla Blacków cerą. Jedynie niektórzy — którzy wcześniej zabierali już głos na mównicach — mogli domyślać się, iż debiutant walczył z tremą. Gdy już jednak młody lord zaczął opowiadać zebranym o swoich badaniach, nie zatrzymywał się, czując się pewniej i mówiąc z większym spokojem. Po przemowie mógł spotkać się z oklaskami, pytaniami, a kilkoro z obecnych badaczy poprosiło go o spotkania po sympozjum. Temat okazał się wszak ciekawy oraz mogący zostać eksplorowany dalej. Rigel mógł więc liczyć na wsparcie bardziej doświadczonych od siebie. Po lordzie Blacku na mównicy pojawiły się kolejne osoby — zielarze, specjaliści od magicznych stworzeń, anatomowie, a nawet literaci podkreślający istotę rozwijania wyobraźni u młodych pokoleń. Niektóre wykłady zaskarbiały sobie dużo uwagi, inne mniej, jednak nie można było odmówić, iż tej nocy wyjątkowo łatwo przychodziło gościom wysłuchiwanie padających z podwyższenia słów. Być może spowodowane to było atmosferą Pałacu Zimowego, a może herbatą, która magicznie uzupełniała się w wystawnych filiżankach za każdym razem, gdy została opróżniona. W chwilach przerwy otwierano boczne wyjścia na balkony, skąd można było podziwiać otaczające pałac góry oraz odetchnąć świeżym powietrzem.
Dopiero koło dziewiątej wieczorem Thaddeus Sheridan zapowiedział ostatnią tego wieczoru orację — profesor Vane miał zamknąć sympozjum własną wypowiedzią.
Czuli ją wszyscyy, prawda? Wiedzieli, że tkwi w nich. Silniej, słabiej. Oddychała, ale oddychała dzięki nim czy przez nich? - A jak winniśmy ją odczuwać? Spróbujmy to zobrazować w ten sposób: zaszedłem do najdalszego krańca mego ciała, aby upewnić się, czy mogę wyjść poza siebie. Zszedłem w najskrytsze głębie mego bytu, z lampą w dłoni, by odkryć, czy w najgłębszych zakamarkach ciemności zobaczę błysk wód płynącego prądu, czy mogę usłyszeć szmer ich tajemniczych wód, które wypływają z najgłębszych głębin i wytrysną, nie wiadomo gdzie. Z przerażeniem i upojnymi emocjami zdałem sobie sprawę, że moja biedna, drobna egzystencja była jednością z ogromem wszystkiego, co jest i wszystkiego, co wciąż jest w procesie stawania się. Również drzemiącej w nas magii. - Trzecia część wykładu była nieco odmienna od reszty, ale nie był w stanie umieścić wszystkiego w jednym, krótkim przemówieniu. - Czuję to: materia, która wydawała mi się najbardziej moja, umyka mi i umyka, lecz nie magia. Magia potrafi przejść, niczym eter, na wszystko. Jak chce i kiedy chce. Niezliczone promienie przechodzą więc przeze mnie we wszystkich kierunkach, a ja w pewien sposób jestem tylko miejscem, w którym się spotykają lub kłócą ze sobą. Wszelkiego rodzaju ukryte wpływy otaczają mnie i przenikają — również emanują ze mnie — przynosząc ze sobą echo i reperkusje wszystkiego, co wibruje i porusza się w bezkresnym eterze. Co więcej, wszystkie te uderzenia, całe to przenikanie, nie są niesprawiedliwymi wtargnięciami, które mam prawo odeprzeć. Wszak moje życie nie jest moje: znam to z nieubłaganego determinizmu zawartego w rozwoju obezwładniających emocji, bólu i śmierci. I czuję to nie tylko w moich członkach cielesnych, ale w samym rdzeniu tego, co jest najbardziej duchowe w mojej istocie. Oczywiście — jestem wolny. Ale co reprezentuje moja wolność, jeśli nie niedostrzegalny punkt pogrzebany w nieokreślonej masie praw i związków, których w zasadzie nie mogę kontrolować? Nie kontroluję eteru. Nie kontroluję magii. Wszystko, co mogę zrobić, to sprytnie zrobić z nich użytek, podążać za ich pochyleniem, żeglować z ich wiatrem. Każdy z nas może rozróżnić w głębi swojej istoty cały system głęboko zakorzenionych tendencji — prawo jego własnej indywidualnej ewolucji — którego nic nie może stłumić i które utrzymuje się na każdym etapie większej doskonałości. Ta osobista siła napędowa jest wyższa niż wolna wola; jest wpisana w nasz charakter, w rytm naszych myśli, w prymitywną falę naszych namiętności; i jest dla nas dziedzictwem życia, jest świadomym dowodem ogromnego prądu życiowego, który nas kształtuje, jest naszym poddaniem się wielkiemu zadaniu rozwoju oraz pojęciu. Jesteśmy więc zobligowani do korzystania z magii, lecz nie jej naginania. - Nie wszystkim znana była kosmologia, jednak Vane nie byłby sobą, gdyby nie sięgnął po jej zakres w celu większego nakreślenia problemu magii w życiu społeczeństwa. Domyślał się, że zapewne o ten fragment miało pojawić się najwięcej pytań, ale jeżeli nie mógł przynajmniej mieć wiarę w to, iż jakaś cząstka z tego, co powiedział, miała pozostać w umysłach słuchających go czarodziejów i czarownic. A to odnosiło się do jego akapitu zamykającego prelekcję. Do człowieka wiedzącego, iż nie wiedział tak naprawdę nic. - Jeśli, jak powiedziałem wcześniej, zejdziemy w głąb siebie, z przerażeniem odkryjemy tam, pod człowiekiem powierzchownych relacji i refleksji, nieznaną — człowieka, który jeszcze ledwo wyszedł z nieświadomości, na wpół rozbudzony: taki, którego rysy, widziane w półcieniu, zdają się wtapiać w oblicze świata. Żaden brutalny szok ani żadna delikatna pieszczota nie może się równać z gwałtownością i zaborczą siłą kontaktu między nami jako jednostkami a Wszechświatem, kiedy nagle, pod zwyczajnością naszych najbardziej znanych doświadczeń, uświadamiamy sobie z przerażeniem, że to, co wyłania się z nas wszystkich to wielki kosmos. Żaden człowiek, który raz doświadczył tej wizji, nie może o niej zapomnieć. Musimy wiedzieć, gdzie żyjemy i jak życie łączy się w jedno. Jeśli mamy zobaczyć rysy Absolutu rządzącego Wszechrzeczą — nieważne czy to magia, czy eter, czy coś zupełnie innego — i odpowiedzieć na jego wezwanie, zrozumieć jego znaczenie, i jeśli mamy nauczyć się żyć w większym zrozumieniu nie tylko otaczającej nas rzeczywistości, lecz też magii, musimy śmiało zanurzyć się w bezkres rzeczy i zobaczyć, dokąd prowadzi nas jego nurt. - Ostatniemu akapitowi poświęcił najwięcej ze swojego werbalnego namaszczenia, chcąc podkreślić jego znaczenie. Finalnie jednak zakończył, zastanawiając się, jaki wydźwięk pozostawiły po sobie wypowiedziane przez niego słowa.
Isn’t good enough.
Sometimes people deserve more.
Sometimes people deserve
To have their f a i t h rewarded.
Gdy zasugerowała złoty sposób na zdobycie sympatii nieznanej kobiety, przyłożył dłoń do piersi tak, jakby poczuł się dotknięty do żywego.
- Jak możesz sugerować, że opowiadałbym kłamstwa na twój temat za twoimi plecami? Żadna piękna kobieta by mnie do tego nie sprowokowała - powiedział twardo, trochę żartem, a trochę zupełnie poważnie. - No chyba, że masz na myśli prawdziwe historie z czasów naszej młodości. Myślę, że to też wystraszyłoby nie jedną.
Zaśmiał się cicho i mrugnął do Everetta. Nie znali się z bratem Jade tak dobrze, ale skoro był jej rodziną, to na pewno wiedział znacznie, znacznie więcej i w bardziej przystających okolicznościach miałby do opowiedzenia niejedną ciekawą historię. Potem zwrócił się do Ethana z mniej żartobliwym uśmiechem, unosząc do toastu już nie kieliszek, ale filiżankę z ciepłą herbatą. Doprawdy, kto by się spodziewał, że na przestrzeni lat tak spoważnieje, że niemą propozycję Jade skorzystania z piersiówki Everetta skwituje subtelnym przechyleniem głowy i uniesioną brwią. Jego wzrok stanowił wystarczającą odpowiedź.
Po rozdysponowaniu upominków każdy na kilka minut zamilkł, podziwiając, co przypadło mu w udziale. Niewielka książeczka Elrica nie miała nadzwyczaj dużo treści, ale już wiedział, że po powrocie z sympozjum dokładnie przestudiuje znajdującą się w niej linię czasu. Uśmiechnął się szeroko, gdy Jade odegrała scenkę w swoich ekscentrycznych okularach i wyzywająco rozłożył ramiona, gdy na dłużej zawiesiła spojrzenie na nim.
- Coś ciekawego, madame? Mam tatuaże czy nie mam, jak myślisz? - Pytanie było nieco przewrotne, bo choć spodziewał się, że nikt przy stole nie uzna go za mężczyznę, który zdecydowałby się na tak egzotyczną ozdobę kojarzoną raczej z marynarzami i przestępcami, sam dobrze wiedział, że jeden zaczarowany tatuaż posiadał. Była to jedna z tych przygód, z których nie był najbardziej dumny, lecz to przecież nie tak, że ktokolwiek mógł naprawdę domyślić się, że jego sugestia był czymś więcej niż kolejnym żartem. Nie wierzył w to, by na sympozjum rozdawali okulary o sprośnym działaniu.
Ogromna szkoda, że pozytywną atmosferę musiało zniweczyć wystąpienie polityka - abstrahując od tego, co Elric osobiście sądził na temat wysnutych przez niego tez, nie było to miejsce ani czas na rozmowę o czymkolwiek innym niż najnowsze odkrycia nauki. Skrzywił się, kiedy Jade ostro zareagowała na jego - bądź co bądź przyjacielską - sugestię, a potem z westchnieniem odpowiedział na pytanie Ethana:
- Wydaje mi się, panie Vane, że niektórych rzeczy nie warto obejmować granicami logiki. Oby tylko ta arogancja skończyła się wraz z rozpoczęciem pierwszego wykładu.
Całe szczęście, że niedługo po tym jak Jade wróciła na miejsce zapowiedziano pierwszy wykład - lorda Blacka. Sallow nie miał więcej okazji do podnoszenia swoich kontrowersyjnych dysput, raz na jakiś czas przemycając tylko przytyki w trakcie zadawania pytań. Pełna szacunku cisza spowiła słuchaczy, przerywana wyłącznie przez pytania i dyskusje we właściwych do tego chwilach. Elric angażował się w wiele z nich, tak że zanim dotarli do ostatniego przemówienia - Jaydena - bezwiednie wypił cztery lub pięć filiżanek herbaty dla nawilżenia gardła. Rzadko wychodził na balkon, nie odczuwał potrzeby odetchnięcia świeżym powietrzem - miał je na co dzień w pracy, dzisiaj całą uwagę poświęcił toczącym się rozmowom.
frighten me
znowu zaczął istnieć
ale istniał zupełnie inaczej
-Na zdrowie. - wzniósł lekko własny kieliszek z winem, gdy kelner podał Mulciberowi miodu. -Wszystko w porządku? Samemu czuję się tak czasem na konferencjach, choć rzadko na samym początku. - zagaił uprzejmie i wyrozumiale, jakby zostawiał Ramsey'owi furtkę do usprawiedliwienia się. Kątem oka posłał Primrose przepraszające spojrzenie - może powinien bardziej otwarcie stanąć w obronie jej honoru, ale szlachcianka sama zdawała się dostrzegać konieczność uspokojenia Mulcibera i przemawiała do niego równie grzecznie.
Oparł się wygodniej w fotelu, aby skupić się na wystąpieniu Rigela. Po fakcie nagrodził go żywymi oklaskami, ciesząc się z perspektywy nadchodzącej współpracy przy artykule. Podobne wydarzenia potrafiły być niesamowicie nudne, ale Sallow potrafił przekuć je w okazje towarzyskie, korzystając z własnej pozycji w Ministerstwie, zawierając nowe znajomości i proponując innym współpracę.
Pozostałe prelekcje nie były aż tak ciekawe, ale i tak starał się słuchać każdej uważnie, aby zapamiętać całość wydarzenia i upewnić się, że zostanie odpowiednio przedstawione w Walczącym Magu. Na Horyzonty nie mógł nijak wpłynąć, jeszcze nie - ale z dziennikarzami Maga łączyły go zażyłe relacje. Jeśli uznają wydarzenie za warte opisania, powinno być przedstawione jako triumf konserwatyzmu pod patronatem Avery'ch, jako naukowcy sprzymierzeni z nowym, politycznym porządkiem. Wybór hrabstwa pod władzą jednego z najbardziej antymugolskich rodów nie mógł być przypadkowy - a nawet jeśli był, to nie zostanie tak przedstawiony.
Czasami zerkał na stolik, przy którym siedziała Jade - świadom, że jawną aluzją do śmierci Solasa przekroczył kolejną granicę i że ma prawo być na niego wściekła. Czuł nikłe poczucie winy, ale próbował je zdusić. Nadal chciał porozmawiać z Sykes'ami po wszystkich prelekcjach - a gdy raz prawie podchwycił spojrzenie szwagierki, wciąż mogła wyczytać tą chęć z jego miny.
Z żywym zainteresowaniem wysłuchał wykładu profesora Vane, jakby próbując chwycić go za każde słówko - ten jednak okazał się zarówno ciekawy, jak i dość zachowawczy, rozwiawszy część obaw Corneliusa po przeczytaniu recenzji książki. I tak nie odmówił sobie zadania pytania.
więc pali się słowa. Nikt o treści popiołów nie pyta.
Skupiłem wzrok na twarzy wuja, gdy ten odpowiadał na moją propozycję przetasowania miejsc. Ciocia potrzebowała powietrza? Kilka godzin przerwy nie zrobi im różnicy...? Zmarszczyłem brwi, racząc Vane'a badawczym spojrzeniem; czy to jedynie wymuszona grzeczność, czy naprawdę nie chciał teraz siedzieć koło żony? I wtedy wybrzmiała w mej głowie ta natrętna, pojawiająca się znikąd myśl – pewnie posprzeczali się, pokłócili, dlatego ani nie przybyli na miejsce razem, ani nie zasiadali teraz przy jednym stole. Upiłem łyk doskonale rozgrzewającej herbaty, by zyskać na czasie – może rzuciłem się na nią trochę za szybko, bo poparzyła w język – po czym pokiwałem krótko, ze zrozumieniem, głową. – Na pewno się stęskni i będziecie ze sobą jeszcze drugie tyle. – Próbowałem brzmieć pokrzepiająco, swe słowa podkreśliłem nieco niezręcznym, w założeniu poufałym poklepaniem Ethana po ramieniu. Zaraz jednak skupiliśmy uwagę na zasiadającym przy jednym ze stolików duchu. – Król... Poski? – powtórzyłem zdziwionym szeptem; nie dałbym sobie ręki uciąć, czy wskazałbym wspomniany kraj na mapie, tym bardziej nie znałem jego historii. Byłem ciekaw, czy te kontrowersyjne działania oscylowały wokół nauki, czy dlatego znalazł się na sympozjum, lecz zachowałem to dla siebie.
– Mam to samo, nie wymienię się – rzuciłem w kierunku siostry z żartobliwą nutą, kiedy już wstęp dobiegł końca, a krążące wśród nas czarownice zaczęły zbierać datki na rzecz wsparcia młodych naukowców. Wylosowane okulary były dokładnie takie same, jak te, które trzymał w dłoniach wujek, jakie zakładała na nos Jade. Tylko towarzyszący nam magizoolog otrzymał coś innego; książkę? Ale chyba nie tę Jaydena, prawda? Chwila beztroski została zakłócona bezczelnym wyskokiem urzędnika. Z początku byłem nim bardziej rozbawiony niż zniesmaczony, zdawało mi się, że tak nachalne promowanie Ministerstwa nikomu nie może przypaść do gustu, a przeoczenie wskazanego już celu zbiórki ugasi zapał niedoszłego demagoga – dopiero wtedy, gdy jakże subtelnie zaczął wywlekać na powierzchnię świadomości demony przeszłości, pożary, moja wolna dłoń bezwiednie złożyła się w pięść. Ten Sallow miał szczęście, że znajdowaliśmy się w miejscu publicznym, że przyszliśmy tu dla Jaydena i dla Jaydena musieliśmy zachować spokój – inaczej Jade rozniosłaby go na strzępy, i to gołymi rękoma, bez użycia różdżki. A ja nie próbowałbym jej powstrzymać. Na koniec zatańczylibyśmy jeszcze na kurhanie wroga. – Nie powiem, żebym się tego nie spodziewał – odpowiedziałem względnie spokojnie, nie biorąc do siebie złości, którą kipiała siedząca obok czarownica; wiedziałem, że ta emocja nie była skierowana w moją stronę. I że potrzebowała chwili, by skutecznie odsunąć na bok wywołane przez Sallowa wzburzenie. – Po prostu jak już będziecie rozmawiać – kopać go tam, gdzie w teorii powinien mieć jaja? – spróbuj zrobić tak, żeby nie mogli wsadzić cię za to do Tower – mruknąłem cicho, w nieśmiesznym żarcie zawarłem ziarno powagi. Nie żebym współczuł zakłócającemu przebieg spotkania politykowi, zależało mi jedynie na bezpieczeństwu siostry.
Wszyscy zwróciliśmy spojrzenia w kierunku próbującego wedrzeć się na podwyższenie Mulcibera – no niewątpliwie dziwak. Ani nie rozumiałem tego, co działo się na naszych oczach, ani tym bardziej nie potrafiłem tego wytłumaczyć. Dlatego po prostu znowu sięgnąłem do kieszeni, by zgodnie z wolą poruszonego wuja dolać do jego filiżanki nieco przemyconego na salę alkoholu. – Służę – odparłem pod nosem, nie żałując Vane'owi miodu. Wyglądało na to, że potrzebował czegoś na uspokojenie, tak samo zresztą jak Jade, o której przecież nie zapomniałem. Chyba powinienem rozważyć kupno piersiówki bez dna. Zanim jednak doszłoby do kolejnego ekscesu, Dziwak zmienił swe zamiary, posłusznie odwrócił na pięcie i na powrót zajął miejsce przy stole z tym wężem, Sallowem. Wspaniale – czy oznaczało to, że w końcu rozpoczną się wykłady?
Wystąpienie młodego czarodzieja, przedstawionego nam jako lord Black, nawet przykuło moją uwagę; nie byłem może wielkim znawcą zielarstwa, lecz samo poruszenie tematu połączonych ze sobą miejsc mocy, miejsc wpływających na roślinność, więc pewnie i na zwierzęta, na minerały, jawił mi się jako coś na tyle interesującego, bym na chwilę przestał wiercić się na swoim krześle. Sam nie wyrywałem się z pytaniami, wysłuchałem jednak tych, które zostały zadane przez innych, ze skupieniem wyraźnie odmalowującym się na mej twarzy. Wciąż jednak byłem sobą, więc ze niecierpliwością wyczekiwałem przerw, w trakcie których urządzałem sobie krótkie spacery na balkon, gdzie podziwiałem widoki, ale też skręcałem kolejne papierosy; przy każdej takiej okazji zachęcałem innych, by mi potowarzyszyli. I chyba tylko to pozwoliło mi wytrzymać do dziewiątej, zapanować nad niespokojnymi dłońmi, zignorować ból zbyt długo tkwiącego w jednym miejscu tyłka.
Z szacunku do Jaydena zachowałem nienaganne milczenie, prostując na niewygodnym siedzisku, wkładając całą siłę w to, by nie rozkojarzyć się w trakcie przemówienia krewniaka. Jednak choćbym stracił wątek, albo zwyczajnie czegoś nie zrozumiał – byłem z niego po prostu dumny i nie żałowałem, że wbiłem się w tę niewygodną szatę, by móc go tego wieczoru wspierać. Nie spoczywał na laurach, nie pogrążał w rozpaczy, zamiast tego uparcie prąc do przodu, stale rozwijając w wybranej wiele lat temu dziedzinie. Obstawał przy swoim, nie bacząc na zewnętrzne naciski, na panujące w kraju nastroje; dość powiedzieć, że przedstawione w jego publikacji poglądy nie do końca zgadzały się z polityką Ministerstwa. Miałem nadzieję, że to dopiero początek, że czeka nas jeszcze wiele takich okazji jak ta, do obserwowania go w swym żywiole. Musiałem jednak przyznać, że im dłużej go słuchałem, tym wdzięczniejszy byłem za wszystkie wstawki, którymi przybliżał poruszany temat w pospolitszych, dosadniejszych słowach; może zdziadziałem, a może za długo tkwiłem w zamknięciu pałacu, lecz doceniałem prostotę, ta łatwiej trafiała do mojego przyziemnego umysłu.
A kiedy byłem już pewien, że kuzyn skończył mówić, że nie przerwę w ten sposób jego wystąpienia, zacząłem klaskać, głośno i wyraźnie.
My heart pitter-patters to the broken sound
You're the only one that can calm me down
- Może i niewiele mówi, ale wszędzie poznam dzieło z domu mody mojej rodziny. Winszuję gustu i zapraszam w odwiedziny w wolnej chwili, nasza najnowsza kolekcja na pewno zrobi wrażenie. Chociaż z tego co rozumiem, nie to przywiodło pana tutaj. – Uśmiechnęła się jeszcze, delikatnie składając dłonie na stół i spoglądając na Elvirę z uśmiechem. – Chętnie po tym wydarzeniu posłucham twojej opinii odnośnie wykładu, który cię zainteresuje.
W końcu to panna Multon była o wiele bardziej uzdolniona w kwestiach naukowych, co też zdecydowanie było widoczne podczas ich ostatniej wspólnej nauki. Odetta jednak wierzyła, że kiedyś jeszcze uśmiechnęła się po siedzących przy stole zanim nie spojrzała już w kierunku mównicy. Żałowała, że nie zabrała ze sobą kogoś, kto mógłby notować wszystko, ale miała nadzieję, że zapamięta tak wiele, jak mogła, a może i później będzie z tego istniał zapis. Albo ktoś inny robił notatki. Posłała jeszcze uśmiech kiedy w jej dłonie trafił kompas, ostrożnie otwierając go i spoglądając na jego tarczę. Idealnie, cudownie przyda jej się do robienia eliksirów.
Ostrożnie skierowała spojrzenie w stronę wykładającego teraz profesora Vane’a, pamiętając aby potem mu podziękować za tę wymianę, samej jednak wiedząc, że póki co nie powinna przeszkadzać. W przerwach, sięgając też po herbatę, udała się ostrożnie w stronę Rigela, gratulując mu udanego przemówienia i witając się jeszcze przy okazji z Primrose. Dopiero kiedy wróciła do stolika, nacieszyła się w pełni napojem, wymieniając nieco uwag z pozostałymi osobami przy stoliku.
death, love
And sacrifice
Przyjrzał się Jade, która najwidoczniej również potrzebowała chwili na uspokojenie i sam począł popijać doprawioną miodem herbatę, trochę w celu zapicia czymkolwiek własnego niepokoju, ekscytacji i zmartwienia. Skinął z wolna głową na słowa Elrica, jakby były one smutną prawdą. Widocznie nie wszyscy, mimo wychowania, potrafili się odpowiednio zachować w każdej sytuacji. Cieszył się za to, że mógł skupić się na płynących słowach z wykładu lorda Blacka. Ethan może i nie do końca miał przyjemność poznania ów czarodzieja, ale broszurka skutecznie uratowała go przed zapomnieniem personaliów mężczyzny. Vane znał się co nieco na zielarstwie, o magii też swoje pojęcie miał, to też z każdym słowem zaczął być coraz bardziej zainteresowany przemówieniem i choć informacje o samych miejscach mocy nie były dla uzdrowiciela szczególnie przyciągające, tak same rośliny już owszem. Nie słyszał o tego typu badaniach, nigdy też nie analizował za bardzo przesłań lorda Blacka, jednak mógł teraz to nadrobić, skoro już i tak wiedzę podstawiano mu niemal pod nos. Wysłuchał więc przemówienia do końca, by dopiero po jego zakończeniu przejrzeć ponownie rozkład dzisiejszych wykładów. Postanowił wstąpić jedynie na ten z anatomii, potem oczywiście na kończący, który przeznaczony był na jego syna, a przez resztę czasu oddawał się spacerom po pałacu w towarzystwie żony, popijając cudownie napełniającą się raz za razem herbatę. Raz, czy dwa wyszedł może na balkon, złapać dech świeżego powietrza, podziwiając nieskazitelnie bajkowy krajobraz. Przede wszystkim unikał niczym ognia swojej rodziny, jego teść wciąż patrzył na niego wilkiem, odkąd dowiedział się o ciąży swojej córki, ten mężczyzna w życiu nie powiedziałby złego słowa na temat małżeństwa Ethana, ale posyłanie zabójczych spojrzeń to już zupełnie inna rzecz. Widocznie nie każdy może się łatwo pogodzić z posiadaniem kolejnego wnuka, gdy ma się już prawnuków.
Wreszcie wybiła godzina zero. Vane wrócił wolnym krokiem do stolika, zachowując się nader spokojnie, choć trzeba było powiedzieć otwarcie, że wewnątrz aż kipiał od nadmiaru skumulowanych emocji, a szczególnie przepełniającej go ekscytacji. Usiadł na swoim krześle, odstawił drżącymi dłońmi filiżankę i cierpliwie poczekał, aż wszyscy zajmą swoje miejsca. Dojrzał swego syna, zajmującego miejsce za mównicą i już zaraz począł słuchać jego wypowiedzi, a choć nie miał z tego typu wystąpieniami Jaydena do czynienia pierwszy raz, to jednak za każdym odczuwał takie samo wzruszenie i podekscytowanie, wyraźnie to właśnie muszą czuć rodzice, gdy ich dziecko, choćby już dorosłe, ma okazję przemawiać w tak ważnej kwestii, móc otwarcie wyrazić swoje zdanie, które jest poparte faktami skrupulatnie opisywanymi i zbieranymi, by ostatecznie stworzyć z nich coś, co pozwoli w przyszłości zakwestionować niektóre staroświeckie poglądy. Od razu na sali rozległa się cisza, wynikająca zapewne tak samo z szacunku do przemawiającego, jak i z dobrych manier uczestników. Ethan prawdopodobnie nie potrzebował wyjaśnień, rozdrabniania zdań w celu zrozumienia przekazu, ale i również mu one nie przeszkadzały, dając również szansę na nowy sposób odebrania owych znaczeń. Nie oszukujmy się, miał do czynienia z tego typu językiem na co dzień, jednak niekoniecznie w kwestiach tego typu dziedziny, toż badania z którymi obcował były zupełnie inne. Wykład był długi, ale jednocześnie pochłaniający, więc jego przewidywany czas zleciał szybciej niż można się było tego spodziewać i nagle dobrnęli do końca, tak po prostu, choć uzdrowiciel mógłby jeszcze słuchać i słuchać, zapewne bez końca. Zaraz jednak dosłyszał oklaski, które wyszły z rąk Everetta, a które skutecznie wyrwały Ethana ze skupienia, które poświęcał wykładowi. Uśmiechnął się pod nosem i sięgnął po filiżankę, upijając łyk herbaty. Lekcja pierwsza - dopóki inni nie zaczynali klaskać, to uzdrowiciel nie zaczynał sam z siebie, jeszcze by mu potem Jayden głowę zmył, a tego już w ogóle chciał sobie oszczędzić.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Lady powitały się z ich niechcianym towarzyszem po swojemu, Elvira jednak ograniczyła się wyłącznie do skinięcia głową i przedłużającego się spojrzenia chłodnych oczu. Nie zamierzała pozwalać nikomu obcemu na całowanie grzbietu swojej dłoni.
- Może to pan interpretować jak zechce - powiedziała cicho, prawie szeptem, opuszczając wzrok na jego szatę i zastanawiając się, czy Odetta mówi poważnie o jej cenie. - Nazwisko Vane jest mi znane. Wyłącznie tyle.
Nie dane im zresztą było prowadzić dalej tej nieowocnej rozmowy, gdyż uwagę wszystkich przykuł zbliżający się początek sympozjum oraz kilka pomniejszych incydentów. W skupieniu obserwowała Ramseya do samego końca, do momentu aż wrócił do własnego stołu. Równocześnie nerwowo wykręcała dłonie pod obrusem, licząc na to, że nikt nie dostrzegł jej chwili zdenerwowania; co rzecz jasna było nadzieją płonną.
- Oczywiście, sympozjum musi zostać podsumowane przyjęciem - odpowiedziała krótko na propozycję Odetty.
Serię wykładów rozpoczął Rigel Black, młody mężczyzna, który za jej sprawą miał zostać wcielony w szeregi sojuszników Rycerzy; nadal miała mieszane uczucia co do tego zadania, lecz zostawiała mu wolną rękę i mnogość okazji do wykazania się, z których mógł, lecz nie musiał korzystać. Nie zamierzała wciągać do organizacji nikogo, kto się do niej nie nadawał.
Przez zdecydowaną większość uroczystości słuchała w milczeniu, popijając herbatę niewielkimi łykami i rzadko zabierając głos - jedynie wtedy, gdy naprawdę czuła taką potrzebę. Przy tematach, które zupełnie ją nudziły, wpatrywała się w okno, myśląc o czymś innym - natomiast podczas tych, które chciała słuchać, pozwalała sobie na wykonywanie drobnych notatek w dzienniku.
- Podoba ci się jak do tej pory? - spytała Odettę cicho, gdy końca dobiegł jeden z dłuższych i bardziej rozwlekłych wykładów, a potem powoli wstała, podając kuzynce rękę i proponując jej oraz lady Carrow wspólne wyjście na balkon, by odetchnąć powietrzem i podziwiać spowitą śniegiem okolicę. Bastiena zignorowała.
will you be satisfied?
Noc rozwijała się dla zebranych na wielorakie sposoby — niektórzy w ogóle nie poczuli upływających godzin, gdy czujnie zasłuchani nie mogli ukryć zachwytu; inni czuli znużenie już przy drugim prowadzącym i pozwolili sobie na opadanie głowy na pierś. Nie można było jednak zaprzeczyć, iż każdy wyciągnął coś z sympozjum dla siebie — jeżeli nie była to wiedza, mógł cieszyć się upominkiem, o ile tylko wrzucił datek. Odetta pomimo początkowego niezadowolenia, została nagrodzona nie tylko nowym upominkiem, ale także uwagą niespodziewanego towarzysza. Nie dało się zaprzeczyć, że czarodziej w jakimś stopniu zignorował pozostałe siedzące przy stoliku czarownice i skupił się na lady Parkinson. Ujął jej dłoń i oddał należyty szacunek. - W takim razie żywię nadzieję, że spotkam tam lady podczas następnych odwiedzin - odparł, nie dodając już nic więcej i zajmując się spisywaniem własnych przemyśleń na temat mijanych wykładów.
Godziny upływały, tak jak zbliżał się również koniec sympozjum. Po wstąpieniu na mównicę przez profesora Vane'a rozpoczęła się ostatnia z alokucji. Padające pytania nie pozostały bez odpowiedzi, jednak czas mijał nieubłaganie, dlatego — by nie przedłużać trwania kongresu — zaprzestano dopuszczać czarodziejów oraz czarownice do głosu. Sylwetka astronoma została zastąpiona opiekunem Pałacu Zimowego, który w mowie wieńczącej wydarzenie, pogratulował wpierw prelegentom i przeszedł już do meritum. - Dziękujemy wszystkim za przybycie i spędzenie z nami tego wieczoru. Zaszczytem było goszczenie kolejnego, tak ważnego wydarzenia naukowego w naszym pałacu. Pozostawiam państwa ze słowami Awicenny: Ulepszać duszę nauką, aby posuwać się przed siebie i pozostawić wszystko, albowiem dusza jest domem wszystkiego. Zaiste dusza jest naczyniem, zaś nauka — kagankiem, a mądrość ludzka — oliwą. Dbajmy więc, aby nigdy nie zgasł w nas płomień zapału zdobywania wiedzy. Dziękuję państwu bardzo. Dobranoc.
Gdy tylko Thaddeus Sheridan zamilkł, na wszystkich stolikach pojawiły się egzemplarze O pochodzeniu magii gotowe do zabrania, a drzwi Sali Tronowej rozwarły się. Goście mogli udać się do części restauracyjnej na późną, lecz wyjątkowo lekką kolację lub opuścić Pałac Zimowy. Niektórzy jednak zwlekali z zakończeniem wieczoru, pozwalając sobie na rozmowy oraz wymianę uwag. Sympozjum oficjalnie dobiegło końca.
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Shropshire