Polana
Miejsce to najpiękniej wygląda jasną nocą, oświetlone blaskiem bijącym od rozgwieżdżonego nieba. Jeśli wierzyć plotkom rozpowszechnianym przez najstarszych ze zbirów, czasem - z rzadka, oczywiście - przebiegają tędy pojedyncze okazy dzikich jednorożców. Na nich zapewne też czyhają; świadomi ceny za ich krew, włosie, czy błyszczące, twarde jak skała rogi. Za ile lat te stworzenia staną się tylko legendą?
Melodia niosła się po całej polanie. I choć to cymbały i skrzypce było słychać najmocniej, nie dało się ukryć, że wyjątkowe brzmienie zawdzięczała także skrzypcom, harfie i irlandzkim bębnom. Celtycka muzyka splatała się z rytmem czarodziejom dobrze znanym, doskonałym do klasycznych podrygów i piruetów. I choć nie było nigdzie typowego parkietu, a muzycy nie przypominali orkiestr znanych z sabatów czy innych dostojnym wydarzeń, tańcom nie było końca odkąd tylko pierwsi czarodzieje znaleźli się na polanie. Muzycy ubrani w starodawne czarodziejskie stroje zajmowali miejsce przy jednym z mniejszych, trzaskających ognisk. Siedzieli na głazach i konarach, rozświetleni złotym blaskiem wznoszących się płomieni, przygrywali pod nóżkę, kłaniając się lekko nowym parom. Podczas miłosnego festiwalu Brón Trogain, nawet podczas tańców, czarodzieje składali hołd Matce Ziemi. Kobiety niezależnie od wieku i statusu zdejmowały pantofle na obcasie, które mogły wbijać się w miękką ziemię, zrzucały cienkie wierzchnie okrycia, tiary i kapelusze, by w samym środku polany ująć dłoń wybranka i zatańczyć. Pary wirowały na miękkiej, ugniecionej trawie w rzędach jak na sali balowej. Cienkie, przewiewne materiały sukni falowały na wietrze i przy obrotach, a kwiaty na głowach dziewcząt, które puściły na jeziorze splecione przez siebie wianki drżały przy każdym ruchu.
Umęczone tańcem pary mogły odpocząć przy drewnianych stołach; spocząć na ławach, na które dla komfortu gości narzucone tkane, miękkie, materiały. Stoły zastawione były syto. Pierwsze zebrane tego lata owoce i warzywa wymieszane ze sobą w misach, ziemniaki podawane na różne sposoby. Nie brakowało przede wszystkim chleba, który był symbolem pokarmu i poświęcenia Tailtiu, świeżego nabiału serwowanego na tradycyjnych paterach i przede wszystkim pieczonego na rożnie mięsa reema podawanego na drewnianych deskach — pokrojonego na porcje.
Między wiedźmami dbającymi o to, by goście festiwalu nie byli głodni spacerowały młode dziewczęta wielu kojarzone z pierwszej, dziękczynnej uczty. Jedne widziano z dzbanami pełnymi wody lub tradycyjnego, domowego bimbru, inne na drewnianych tacach proponowały gościom alkohole z różnych części świata — spłynęły statkami do Anglii specjalnie na święto Brón Trogain wraz z handlarzami z kontynentu.
Dziewczę podsuwa ci tacę z ręcznie malowanymi kielichami. Każdy z nich przedstawia coś innego, różnią się dominującym kolorem w swych malowidłach, lecz przede wszystkim — różnią się zawartością. W celu degustacji wina, postać rzuca kością k10 na jeden z kielichów.
- Wina:
1. Kielich przedstawiający Dagdę — mężczyznę trzymającego maczugę i kocioł. W środku Clos Mazeyres - francuskie czerwone wino z Pomerolu. Składają się na nie szczepy Cabernet Sauvignon, Cabernet Franc i Merlot. Doskonałe do jagnięciny i dziczyzny. Posiada ciemno rubinowo-fioletowe odcienie. Bogaty bukiet czarnych i czerwonych owoców zachwyca i zadowala najbardziej wytrawne podniebienia. Niezwykłością jest nieco waniliowa końcówka, która w trakcie degustacji utrzymuje się na podniebieniu.
2. Kielich z czerwienią, przedstawia Morrigan w towarzystwie krew i kruków. Zawartość kielicha to Chateau Vray Canon Boyer 1954 - to doskonale starzejące się wytrawne wino z Canon-Fronsac. Łatwo wyczuwalny aromat suszonych jagód o bogatym smaku wzbogaca mocne taniny i wytrawne wykończenie. Posiada piękny burgundowy odcień. Winne wykończenie jest przyjemne i długie. Doskonałe Bordeaux.
3. Kielich z wizerunkiem Lugh — młodego mężczyzny z procą i włócznia. Chateau Marienlyst 1952 - wino wytrawne, o głębokiej rubinowo-fioletowej barwie i owocowych aromatach, w szczególności wiśniowych z delikatną nutą przypraw. W ustach stabilne, o dobrej owocowości i gładkich taninach z delikatnym akcentem przypraw na finiszu.
4. Kielich z Tailtiu, bogini Ziemi. Czarkę wypełnia Chateau Le Fournas Bernadotte - Bernadotte ma stałe cechy doskonałego wina o niepowtarzalnym smaku, który jest doceniany przez znawców. Bernadotte oferuje głęboki rubinowy kolor. Nos uwalnia aromaty czerwonych owoców z nutami przypraw; bukiet jest wyrazisty i trwały. Na podniebieniu jego hojność potwierdza się, jest świeże, o subtelnych taninach, a jego wykończenie długie i miękkie.
5. Kielich z Ogmą, przedstawia starszego mężczyznę trzymającego łańcuchy, a na nich, ludzkie głowy. Chateau Monbrison - Wytrawne wino w intensywnym rubinowym kolorze. Posiada intensywne i złożone aromaty, począwszy od kwiecistych aromatów fiołka i róży z nutami owocowymi z czarnej porzeczki aż po borówki, maliny i ciemne wiśnie, a następnie lekko miętową nutę balsamiczną. Smak dość zbudowany o miękkich i jedwabistych taninach które świetnie łączą się ze świeżością, czyniąc je doskonale zrównoważonym.
6. Kielich z Aongusem. Chateau Lyonnat 1954 - Czerwone, wytrawne wino z Saint-Émilion, Bordeaux. Charakteryzują je eleganckie wysoko skoncentrowane taniny owocowe, jędrne - pełne i gęste z mnóstwem aromatów owocowych i dużych tanin.
7. Kielich z podobizną Ecny — patronem mądrości. Mouton - Cadet - Mouton Cadet to wino stworzone przez legendarnego plantatora winorośli i poetę Barona Philippe de Rothschild w 1930 roku. Wino o głębokiej rubinowej barwie, intensywnym bukiecie dojrzałych czerwonych owoców, o łagodnych taninach. Powstaje z winogron szczepu Cabernet Sauvignon, Merlot i Cabernet Franc zbieranych ręcznie w parcelach z apelacji Bordeaux. Wino zrównoważone, znakomite do dań obiadowych na bazie czerwonego mięsa i warzyw w sosie, do twardych serów; cechuje się wysokim potencjałem starzenia.
8. Kielich przyozdobiony czernią, z podobizną boga śmierci — Arawnem. Rioja - białe hiszpańskie wino z prowincji La Rioja. Stworzone ze szczepów Chardonnay, Sauvignon Blanc i Verdejo. To wino wysokiej jakości, które leżakuje co najmniej cztery lata w dębowych beczkach. Posiada bladożółty odcień z zielonkawym akcentem. W nosie błyskawicznie wyczuć eksplozję egotycznych owoców z mieszanką ziół i kopru. Jest świeże, eleganckie z dobrą kwasowością, co zawdzięcza uprawom na dużej wysokości w atlantyckim klimacie.
9. Kielich z podobizną Cernunnosa, przedstawiający mężczyznę z upiornym, krwawym porożem. S'Emilion L'Angelus 1955 - wytrawne wino czerwone o lekko cierpkim smaku, które niezmiennie od dekady jest doceniane przez koneserów. Klasyczne Bordeaux pełne aromatów ciemnych owoców. W smaku jest łagodne i czyste, z lekkimi taninami. Idealnie pasuje do czerwonego mięsa.
10. Kielich przedstawiający druidów. W środku Senorio de los LLanos - czerwone hiszpańskie wytrawne wino i ciemnym i intensywnym kolorze z niuansami terakoty. Posiada złożony zapach, z lekkimi i dojrzałymi akcentami kawy i kakao. Struktura smaku jest klarowna i elegancka. Wyczuwalna jest za to obecność głębokich tanin. Pochodzi z regionu La Mancha.
Na polanie można było też spotkać około dziesięcioletnie dzieci z glinianymi dzbanami. Małe dziewczynki przemykały między dorosłymi w letnich sukienkach, z rozwianymi słowami, a ich małe główki zdobyły korony z suszonych ziół. Grzecznie oferowały napitek z dzbana, który dźwigały, ale nie pamiętały, co znajdowało się w środku. Były w stanie wspomnieć jedynie o alkoholu innym niż wino. Zawsze towarzyszyli im mali chłopcy w lnianych koszulach, którzy nosili rogi reema, służące za kielichy do tych szczególnych napojów. Rozkojarzeniu dzieci trudno się było dziwić, gdy wokół tak wiele się działo. Ludzie kosztowali potraw i win, głośno ze sobą rozmawiali, tańczyli. Same niecierpliwie przebierały nóżkami. By skorzystać z degustacji koktajlu należy odebrać róg reema od chłopca i rzucić kością k10 na zawartość jej dzbanka.
- Koktajle:
- 1. Nieśmiałek – koktajl z winem musującyn, wodą i słodkim likierem kokosowym jest idealną propozycją dla osób odnajdujących się w delikatnych i słodkich smakach. Niejednokrotnie jego smak zawstydza degustujących i to w sposób dosłowny. Już po pierwszym łyku czujesz jak ogarnia cię niesamowita nieśmiałość. Krępują cię spojrzenia innych, wstydzisz się zabierać głos i wyrażać opinie podczas konwersacji. Efekt ten minie, gdy sięgniesz po kolejnego drinka.
2. Wróżka - migoczący od samego początku kieliszek wypełniony jest skrzacim winem oraz lekkim, owocowym musem nadającym koktajlowi nieco gęstszej konsystencji. Już po pierwszym łyku dostrzegasz, jak otaczający cię z każdej strony brokat osiada na Twojej szacie, sprawiając, że mieni się jeszcze bardziej, a głos brzmi nieco piskliwie, jakby należał do maleńkiego skrzydlatego elfa.
3. Druzgotek – szczególnie dla wielbicieli ostrych i ciężkich alkoholi. Starzony rum z odrobiną wody i dużą ilością lodu sprawia, że twoje zachowanie zmienia się w iście demoniczne. Masz wrażenie jakby każdy spoglądał na ciebie w sposób oceniający, masz również większą tendencję do wszczynania awantur, ale za każdym razem, gdy chcesz wyprowadzić atak w czyimś kierunku masz wrażenie jakby ktoś wylał na ciebie kubeł zimnej wody. Twoje ubranie pozostaje suche, a emocje opadają.
4. Oddech smoka - tylko wprawny alchemik poczuje, że w tej kompozycji ciężkiej whiskey przesiąkniętej zapachem dębowej beczki znajdują się ogniste nasiona. Jeden łyk wystarcza, aby Twój głos zniżył swoją barwę do przytłaczającego słuch basu. W miarę opróżniania kielicha czujesz coraz mocniejszy, siarkowy zapach oraz dym wypuszczany przez nozdrza lub usta z każdym oddechem. Wypicie do ostatniej kropli prowadzi do zionięcia ogniem i tymczasowego osmolenia własnej szaty. Koktajl pozostawia po sobie palący posmak oraz pragnienie.
5. Dziki kwiatek – to nic innego jak potocznie zwana miodówka, czyli nalewka z miodu. Nazwa może jednak zmylić, niewielu wie, że to właśnie duszki nazywane Dzikimi Kwiatkami tłoczą i butelkują miód potrzebny do stworzenia właśnie tej nalewki. Nalewka jest mocna w smaku, ale na długo postawia w ustach słodki posmak. To właśnie dzięki tej słodyczy masz ochotę na wypowiadanie się w samych superlatywach o osobach znajdujących się najbliżej ciebie.
6. Creme de la creme - likier porzeczkowy pozostawia po sobie niezapomniane wrażenie w połączeniu z gorzką czekoladą. Smak zostaje z Tobą na dłużej, podobnie jak zapach kakao. Czujesz lekkie otumanienie i to za sprawą już pierwszego drinka. Przyjemne uczucie lekkiej głowy i wolności towarzyszy Ci od pierwszego zamoczenia ust w napoju. Masz wrażenie, że wszystkie troski odchodzą w niepamięć i chcesz zatrzymać tę chwilę na dłuższy czas.
7. Wampir – propozycja dla osób, które nie boją się mocnych smaków i łakną niesamowitych wrażeń. Wyczuwalna whisky, starzony rum oraz wódka stanowią bazę dla tego koktajlu. Podawany z sokiem malinowym i dużą ilością kruszonego lodu. Nie bez powodu jego nazwa nawiązuje do krwiopijcy, ponieważ w szybkim tempie wysysa twoje siły witalne, mąci umysł, wpływa na percepcję. Intensywność smaku sprawia, że już po jednym łyku czujesz się pijany.
8. Królowa Śniegu - intensywność smaku imbiru doprawiona tonikiem i kruszonym lodem, serwowana z ćwiartką pomarańczy. Orzeźwiające, niezbyt słodkie połączenie niemal od razu wywołuje gęsią skórkę i ogarniające Cię zewsząd uczucie chłodu. Oddech zmienią się w typową dla chłodu parę, w której wesoło wirują płatki śniegu. Pomimo zimna ogarnia Cię rozluźnienie, przypominają Ci się dziecięce lata, kiedy bawiłeś się wśród śniegu, a samo wspomnienie wywołuje przyjemne uczucie dziecięcej radości.
9. Burleska - słynny francuski Calvados, którego jabłkowy bukiet przebija się w każdym łyku, doprawione cynamonem, wanilią i odrobiną gorzkiego amaretto przełamującego wyraźną słodycz. Także i Twój głos nabrał wyraźnej, wręcz uwodzącej głębi. Pozostajesz w przekonaniu, że jedno wypowiedziane słowo rozplątuje cudze języki i skłania ku powierzeniu najgłębszych sekretów.
10. Erato - kołyszący się w wysokim szkle alkohol ma ciemnoczerwony kolor. Po jego spróbowaniu czujesz rozpływający się na języku musujący smak granatu i cytryny, cierpkość ginu i delikatną nutę mięty. Masz wrażenie, jakby światło stało się nieco bardziej różowe, a twoja głowa nic nie ważyła, choć zdecydowanie nie jest to stan upojenia alkoholowego. Twoje myśli stają się niezwykle lotne, przez co ciężko jest ci dokończyć jeden wątek w konwersacji: nieustannie wpadają ci do głowy kolejne dygresje do wtrącenia.
Starowiny z wiklinowymi koszami spacerujące po polanie nienachalnie proponują odpoczywającym gościom skosztowanie specjalnego deseru z ciasta drożdżowego z masą migdałową. W jednym z kawałków ciasta jest ukryta srebrna moneta, która wedle przesądów ma zapewnić szczęśliwemu znalazcy obfitość i szczęście. W trakcie Brón Trogain, każdy gość może zamówić specjalne ciasto i rzucić kością k100.
1-99 - nic się nie dzieje
100 - znajdujesz szczęśliwą monetę! Możesz założyć, że oddałeś ją do przetopienia w jednym z lokali na Pokątnej i zgłosić ten fakt w temacie "Komponenty Magiczne" aby otrzymać komponent srebro. Jeśli nie przetopisz monety, jednorazowo ochroni Cię przed efektem pierwszej wyrzuconej przez ciebie po festiwalu krytycznej porażki, a potem rozpadnie się w pył.
Każdy poziom biegłości szczęście obniża ST losowania srebrnej monety o 5 oczek (95 dla poziomu I, 90 dla poziomu II, 85 dla poziomu III).
[bylobrzydkobedzieladnie]
Kiedy rzuciła kolejne zaklęcie, Michael ponownie uniósł różdżkę, by znowu starannie rzucić:
- Protego!
Oby tylko wystarczająco szybko.
'k100' : 48
- Finite Incantatem - rzucam w końcu, ukracając jego męki. - Przepowiadam ci wielką karierę, mój drogi! Ruszaj na parkiet, a podbijesz niejedne niewieście serce.
Kiedy cofnęła już zaklęcie, zaśmiał się cicho.
- Obawiam się, że jestem tylko podstarzałym ekscentrykiem – rzucił lekko; zdecydowanie nie postrzegał się w takich kategoriach. Był tylko samotnym dziwakiem oddanym własnym sprawom.
Znowu uniósł różdżkę:
- Jęzlep!
Błaha uczniowska sztuczka popularna w Hogwarcie, ale bywała użyteczna w pojedynkach.
'k100' : 19
- Mobilicorpus! - Znowu celuję różdżką w jego stronę, licząc na to, że może uda mi się go wylewitować w powietrze. Kto wie, może okaże się, że Michael ma lęk wysokości?
'k100' : 13
- Expelliarmus! – Tym razem postanowił spróbować ją rozbroić używając kolejnego prostego, ale bardzo użytecznego zaklęcia pojedynkowego.
'k100' : 70
- Gratuluję. - Zbliżyłam się w jego stronę, uznając, że nasze dzisiejsze spotkanie powoli chyli się ku końcowi. - Bardzo ci dziękuję za dzisiaj, jestem ogromnie wdzięczna. Chyba będziemy wracać?
- To drobiazg, sam potrzebowałem trochę rozrywki. I cieszę się, że mogłem ci pomóc – rzekł. – Myślę, że naprawdę nieźle ci szło. I jeśli jeszcze kiedyś będziesz chciała znowu poćwiczyć, wiesz, do kogo pisać, prawda? – Mrugnął do niej lekko; w pobliżu niej czuł się zaskakująco swobodnie, dawno wyzbył się dystansu i spięcia, jakie niekiedy odczuwał przy nieznajomych kobietach.
Był zadowolony z tego spotkania. Nauczanie innych tego, co było jego największą pasją naprawdę sprawiało mu przyjemność, tym większą, jeśli naprawdę widział konkretne rezultaty, a tak niewątpliwie było w przypadku Magrit.
- Tak, wracajmy już – powiedział; widział przecież, że była zmęczona. – Dziękuję za spędzenie miłego dnia – dodał jeszcze i pożegnał się, zanim obrócił się w miejscu, żeby zniknąć i zmaterializować się na podwórzu na tyłach swojego domu.
Był naprawdę zadowolony z tego spotkania.
| zt. x 2
Rudzielec udał się do ogrodu chcąc tam spotkać się z pewną znajomą, która poprosiła rudzielca o pomoc. Niestety nie podała żadnych szczegółów, więc rudzielec zgodził się spotkać w tym miejscu i się umówili przy jakimś drzewie. Ona miała czekać na niego, więc nie widział problemu. Co prawda nie wypada dziewczynie czekać, ale nie jego wina, że dopiero teraz mógł na chwilę oderwać ze swych obowiązków, by udać się w te miejsce. Nawet nie przypuszczał, że wśród natury może być tak spokojnie. Brak oznak zbliżającej się wojny, tylko życie współgra z tym, co matka natura dala.
Idąc wzdłuż ścieżki zauważył kilkoro ludzi, w tym nawet jednego rozpoznał, lecz czyjś dotyk szybko zmienił jego zamiary przywitania się. nieco zdziwiony delikatnym i miękkim dotykiem odwrócił się w stronę kobiety, którą okazała się być Clementine. A więc z ojcem przyszła tutaj pospacerować i posłuchać śpiewu ptaków i szumu drzew. Sam współczuł dziewczynie braku wzroku, która nie powinna być jej w ogóle odebrana. Przyłożył swą dłoń do niej chcąc jednocześnie się z nią kulturalnie przywitać - co wypadało nawet w jego przypadku, gdy nagle poczuł dziwne zwijanie w okolicy pępka, a chwilę później byli już całkiem gdzie indziej. Co się na złamanego knuta... Nagle wylądowali na polanie, czego w ogóle się nie spodziewał. Nawet nie miał jak rozejrzeć się, bo z chwila przybycia zaraz poczuł pod sobą nierówny teren, a sekundę później ciągnącą dłoń Clementine, która nie potrafiła odnaleźć się na nierównym terenie. W dość nietypowej pozycji - nogą między jej udami, której początkowo nawet nie zarejestrował, oraz bliskość ich ciała nieco zmieszała rudzielca. odruchowo serce nieco przyśpieszyło, jak i jego oddech dziwnie zaczął się mieszać z jej nierównym oddechem.
-Clementine.- cicho wymówił jej imię, lecz zaraz pokręcił nieco głową, jak i kilka razy zamknął i otworzył swe powieki i dopiero wtedy przerzucił się na bok strącając swą i tak niezbyt dużą wagę z ciała drobnej rudowłosej i położył się na plecach na śniegu, który pewnie nieco wszedł w jego rude kudły.
- Przypuszczam, że dotknęłaś świstoklika, bo innego wytłumaczenia nie widzę.- zaczął spokojnie wyrównując tempo swego serca, jak i oddechu, który już się znormalizował. Podniósł się do pozycji siedzącej i zerknął na Clementine podając jej pomocną dłoń, gdyby chciała podnieść się z zimnego podłoża. Co za cholernie dziwna sytuacja! oby nikt z gazet ich nie widział, bo wtedy będzie musiał grubo się tłumaczyć Marcelyn, jak i ojcu Clementine, który pewnie myśli, że rudzielec porwał jego córkę w jakieś nieznane kraje. A on przecież przyszedł do tego ogrodu z innymi zamiarami, chcąc się spotkać zupełnie z kimś innym, niż z rodzinnymi znajomymi.
- Jesteśmy na jakiejś polanie, chyba w okolicach Waltham Forest. Nic cię nie boli?- dokończył zadając nader oczywiste pytanie. Może chciał wiedzieć, że nic sobie nie złamała lub nie skręciła podczas tego skoku w przestrzeń.
I teraz rudzielec miał kolejny problem. Jak odprowadzi dziewczynę do jej ojca. Jak na kolejna złość losu tego dnia, nie umie teleportacji łącznej. Da rade przejść pieszo po nierównym terenie nawet do najbliższego pomieszczenia z siecią fiuu? Bo owszem, mógłby na szybko zrobić świstoklik, lecz gdy ktoś to odkryje, to zaraz zamkną rudzielca. A już niemało narozrabiał w ciągu kilku lat, nie potrzebował kolejnych kłopotów z prawem.
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
— Barry? — nie widziała się z nim z tak dużą intensywnością, żeby być pewną, że to jego głos rozpoznała, chociaż niewątpliwie był to jakiś Weasley. Instynktownie bowiem ten ton rozpoznała jako towarzyszący niegdyś Lyrze, której barwę rozpoznawała nieomylnie. Podniosła się zaledwie na łokciach, wyczuwając jakiś ruch ze strony mężczyzny, którego nie potrafiła określić. Zabawne, jak ludzie czasami w zwykłych odruchach próbowali jej pomóc, z której to pomocy w rzeczywistości nawet gdyby chciała skorzystać, nie mogła. Nie widziała wyciągniętej w jej kierunku ręki, dlatego oparła się dłońmi obok siebie i rozejrzała w przestrzeni. Mimo, że nie mogła niczego zobaczyć, chciała się zorientować czy są w stanie określić kierunek wiatru, albo cokolwiek, co pozwoli im wrócić tam, skąd się teleportowali. Ojciec pewnie odchodził od zmysłów. W zastanowieniu przeczesała wilgotne od śniegu, naturalnie splątane włosy, wsłuchując się w ton towarzyszącego jej mężczyzny. Pokręciła przecząco głową słysząc jego zatroskane pytanie i spróbowała wstać, przenosząc ręce przed siebie, ale jedynie przysiadła na stopach, a jej twarz rozświetlił nieznaczny uśmiech. Ojciec nigdy nie pozwoliłby jej się oddalić tak bardzo od domu.
— Waltham Forest… — powtórzyła ciszej za mężczyzną, podnosząc się w końcu, a skoro jak twierdził Barry znajdowali się na polanie, a ona nie miała powodów, żeby mu nie ufać, skierowała się w przypadkowym kierunku, mijając mężczyznę. Oddaliła się jedynie na kilka metrów, zanim wygięła się w jego kierunku, oglądając się za ramię:
— Masz coś przeciwko zwiedzeniu tego terenu? — pytała co prawda, ale jej wzrok, chociaż niewidomy, w połączeniu z mimiką jej twarzy był pełen nadziei na aprobatę. Trudno byłoby jej odmówić, skoro miało się wrażenie, że odpowiedź wiele dla Clementine znaczyła.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |
-Tak.- przytaknął po chwili przypominając sobie, że nie zobaczy jego. Mogła tylko słuchem rozpoznać jego mowę i ton, podobny do rodzeństwa, lecz lepiej ja upewnić, że nie jest w jakichś nikczemnych rekach. Barry nie zamierza jej zrobić żadnej krzywdy. Pomoże jej wrócić do jej ojca, od którego pewnie odbierze burdę, za uprowadzenie jej. Już to się jemu całkowicie nie podobało, a co dopiero zgłoszenie w Ministerstwie. Nie, wolałby uniknąć rozgłosu.
Będąc już w pozycji siedzącej, obserwował, jak Clementine sama próbuje wstać. Sam już podniósł się z pozycji siedzącej i pomógł już jej ostatecznie wstać, a gdy zrobiła sama parę kroków, to ją uważnie obserwował. Była taka drobna i krucha, nie chciał by cokolwiek jej się stało. Zabawne, ile razy jemu to przeszło przez myśl przez takie krótkie wręcz spotkanie. I jeszcze te jej skromne pytanie, na które przez chwile nie wiedział, co odpowiedzieć. Tak? Nie? Nie powinienem? Miał mętlik w głowie, lecz ostateczna decyzja została podjęta chyba przez jej mimikę, która wręcz nieme błagała o taki spacer. I szybkie oddanie jej ojcu właśnie zostało wyparte na czas nieokreślony.
- Jeśli chcesz, to możemy pospacerować.- powiedział po chwili uśmiechając się, czego ona raczej nie dostrzegła. Ale za to mogła usłyszeć, jak zbliżył się do niej i ujął jej delikatną dłoń w swoje ramię. Chciał mieć pewność, że w razie złego stąpnięcia zdąży ją złapać. No i też chciał być jej przewodnikiem, by w ten niepewny śnieg nie wdepnęła w jakąś niewygodną dziurę. Może to było zbyt mocno poufałe jak na rudzielca, ale to przecież można uznać za przyjacielski spacer.
- Myślisz, że twój ojciec złoży na mnie skargę?- zadałem pytanie powoli dając pierwsze kroki do lasu. Skoro chciała pochodzić, to nie musieli się nigdzie śpieszyć, choć Barry instynktownie starał obrać taką drogę, z której potem będzie mógł zaprowadzić Clementine do jej domu. Zerknął na niebo, z którego powolnym, czy raczej żółwim tempem zaczęły spadać malutkie płatki śniegu. Uśmiechnął się pod nosem, choć czuł już, że częściowo tylna część płaszczu jest mokra przez śniegowe podłoże. Chyba się nie rozchoruje, prawa?
But 'til it does I'll have an empty heart
So I'll just have to believe
Somewhere out there you thinking of me...
— Chcę — zapewniła mężczyznę. Sama nie miała przyczyn do zmartwień. Oczywiście była świadoma faktu, że ojciec poruszy niebo i ziemię, żeby dowiedzieć się, gdzie znajduje się jego córka, ale obecnie nic nie mogła poradzić na to, gdzie się znajdowali. Nie miała wielu okazji poruszać się po londyńskich lasach, jeśli miałaby być szczera, nie przypominała sobie ani jednej wyprawy w takie miejsce. Nic dziwnego, że wydawała się ciekawa tej przestrzeni, roślinności i zwierząt. Wolną dłoń wyciągnęła na bok, kiedy w końcu usłyszała trzask łamanej gałązki po stopami, zgadując, że znaleźli się na leśnej ścieżce w bliskości z polaną. Jej dłoń natrafiła na liście krzewu zupełnie różnego niż drzewostany w okolicach jej posiadłości. Tam napotkać można było tylko jaśminy. Palce cofnęła tylko dlatego, że szorstkość zeschłych gałęzi raniła jej skórę. Pogoda im nie dopisywała. Nieco przemoczony płaszcz nieco Clementine wadził, więc postanowiła nieco osuszyć materiał, chociaż mając na uwadze swoje umiejętności magiczne nie liczyła na to w dużym stopniu. Mimo wszystko szepnęła formułę zaklęcia, skupiając się na tym, czy rzucone Caldorus odniosło jakiś skutek. Dla bezpieczeństwa zarzuciła też kaptur na głowę, pogrążając się na chwilę w ciszy, dopóki Barry jej nie przerwał.
— Nie chciałabym Cię okłamywać, a jeśli powiem ci co myślę, obawiam się, że możesz zmienić zdanie co do spaceru — rzuciła jeszcze ciszej niż wcześniej, jakby ten niegłośny ton miał w rzeczywistości nie dotrzeć do uszu Barry’ego. Clementine czułaby się jednak winna przemilczając pewne kwestie, dlatego dodała:
— Złoży skargę wszędzie. W pierwszej kolejności na ogród botaniczny. Wobec ciebie powinien być bardziej wyrozumiały z uwagi na powiązania naszych rodzin. Czy Garrett ufa ci na tyle, żeby stać po twojej stronie, jeśli dostanie od mojego ojca list z zażaleniem?
Clementine znała rozumowanie swojego ojca. Zanim wywoła ogólną aferę, najpierw najpewniej spróbuje się zorientować, czy musi. Robienie niepotrzebnego szumu mogłoby zesłać na ich dom niepotrzebną uwagę.
" There's no need to be perfect to inspire others let people get inspired by how you deal with your imperfections |