Wydarzenia


Ekipa forum
Mały park
AutorWiadomość
Mały park [odnośnik]17.07.17 2:15

Mały park

To bez wątpienia jeden z mniejszych londyńskich parków. Znajduje się tu zaledwie kilka spacerowych alejek, ale mieszkający w okolicy czarodzieje, nie chcąc zbyt często stykać się z mugolami i pragnąc zachować dla siebie przestrzeń zieleni w powiększającym się coraz szybciej mieście, obłożyli go zaklęciami ochronnymi. Każdy mugol, który chce zagłębić się w park, nagle przypomina sobie o czymś ważnym, co każe mu natychmiast zawrócić.
Przy jednym z drzew znajduje się huśtawka, być może zawieszona tu niegdyś przez jednego z bywalców parku. Są to nieco sfatygowane dwie długie liny przywiązane do mocnych gałęzi drzew, złączone drewnianą podpróchniałą belką, pełniącą funkcję siedziska. Nie wygląda zachęcająco, ale ma swój urok, dlatego często jest miejscem spotkań między zakochanymi parami. Wygląda na zwykłą huśtawkę, jednak jeśli niepostrzeżenie dotknie się ją różdżką, to sama zaczyna się bujać, wyręczając w tym osobę z niej korzystającą.
Oprócz niej w parku można znaleźć też kilka nie najnowszych ławeczek i stary, od dawna nie odnawiany plac zabaw dla dzieci. Jest to też wygodne miejsce, gdzie można bez obaw o mugolskie spojrzenia się teleportować.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Mały park Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Mały park [odnośnik]09.08.17 16:22
21 kwietnia 1956
Mimo wyjątkowo wczesnej pobudki, Cassius zdawał się być w dobrym nastroju. Nie wiadomym jednak było, czy cieszył się z powodu godziny, podczas której znaczna część lordów jeszcze wylegiwała się w ciepłych łóżkach, czy może dlatego, że czekało go spotkanie z przeuroczą – jak słyszał – panną Sheridan. Dotąd nie miał przyjemności poznania jej osobiście, lecz dziś miało się to zmienić. Był niezmiernie ciekaw tego, czy rzeczywiście posiadała umiejętności, które przed nim zachwalano. Pragnął wiedzieć, co potrafiła i w jakim celu to wykorzystywała. Na uwadze miał także fakt, że jej działalność stanowiła jej jedyny zarobek (tak przynajmniej mu powiedziano) i skrycie liczył, iż wiedzę tę da się przekuć w konstruktywny twór.
Zjawiwszy się bezpośrednio w parku, udał się w stronę jednej z obskurnych ławek na uboczu. Mimo wszystko nie chciał być widziany tak wcześnie rano w towarzystwie kobiety. W pewnych kręgach uchodziło to za jawną prowokację, na którą nie miał ani czasu, ani ochoty. Unikał towarzyskich niesnasek i zawiłości, toteż niczym dziwnym było, iż tego poranka płaszcz z wysokim kołnierzem, osłaniającym twarz stanowił o jego prezencji. Choć mógł elegancko zagiąć dość sztywny materiał, nie uczynił tego, osłaniając się nie tylko przed ciekawskimi spojrzeniami, lecz także zdradliwą pogodą. Otaczająca go poranna mgła mogła w każdej chwili odsłonić jego oblicze i wszystkie starania co do zachowania bezpieczeństwa oraz poufności spotkania zostałyby zniweczone.
W oczekiwaniu na pojawienie się panny Sheridan, Cassius sięgnął do wnętrza płaszcza po papierosa; odpalił go, pocierając kciuk właściwy koniec i mocno zaciągnął się, przez dłuższą chwile usidlając dym we własnym ciele. Gdy postanowił go uwolnić, przestrzeń najbliższa jego twarzy zniknęła w szarej chmurze, która po krótkiej chwili zniknęła i zaraz została zastąpiona kolejną. Proceder ten, niemalże akt celebracji ponawiał raz po raz z gracją przystającą lordowi, ciesząc się chwilą prywatności poświęconą tylko na to. Jego myśli nie krążyły wokół żadnej konkretnej sprawy, choć natarczywie próbowały skupić uwagę na spotkaniu, które miało zaraz nastąpić. Niestety, w tym przypadku nie było o czym rozmyślać. Skromna wiedza o pannie Sheridan powinna wprawić go w irytację, co – ku własnemu zdziwieniu – nie nastąpiło. W obliczu niewiedzy, jeden z niewielu razy, emanował prawdziwym, niczym niepodszytym spokojem zupełnie tak, jakby znalezienie się w nowej, obcej sytuacji nie sprawiało mu żadnych problemów. Nie wiedział jednak, czy do tego stopnia nauczył oszukiwać samego siebie, czy taka naprawdę była rzeczywistość, z którą się mierzył.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Mały park [odnośnik]09.08.17 19:40
Życie panny Sheridan od jakiegoś czasu było wypełnione zagadkami. Tajemnicze listy, skryte intencje, niejasne przeczucia, spotkania, na które przywdziewała rozliczne maski. Gdzieś na dnie świadomości jej rozsądek podpowiadał jej, że powinna być bardziej uważna, nie zatracać się w kolejnych niebezpieczeństwach, ona jednak zdawała się nie słyszeć jego głosu. W jej mniemaniu większość świata była nieciekawa, nudna, szara, niewarta uwagi, więc kiedy pojawiało się coś, co rozbudzało ją ze stanu apatii, nie mogła spocząć dopóki nie dowiedziała się wszystkiego i nie zaspokoiła swojego głodu wiedzy. W tym wypadku nie było inaczej. Kiedy do jej okna przybyła sówka z listem od lorda Notta, była trochę zdziwiona. Podpisał się tak jawnie — osoby zainteresowane jej umiejętnościami rzadko decydowały się na takie postępowanie; zwłaszcza jeśli ich miano poprzedzał tytuł lorda — a jednak treść jego listów była enigmatyczna. Nie wyczytała w nich żadnych konkretów, istniała nawet możliwość, że się myliła i wcale nie chodziło o amulety tylko o jej wiedzę z dziedziny starożytnych run. Jeżeli dobrze pamiętała, jej kuzynka wspomniała kiedyś o Cassiusie, a Yvette przecież nie wiedziała czym tak naprawdę Pandora się zajmuje. Dopuszczała też do siebie taką ewentualność, iż to była jednak pomyłka. Prawdy można się było dowiedzieć tylko w jeden sposób!
Nie przeszkadzała jej wczesna pora — mimo iż była stworzeniem nocy, nie rannym ptaszkiem — jeśli tajemnica miała się wyjaśnić, to było warto. Wyszła z mieszkania jeszcze kiedy nad miastem zalegała ciemna łuna. Rześkie, chłodne powietrze pozbawiło ją resztek snu, motywując ją do żywego marszu. Lubiła przychodzić wcześniej w umówione miejsce, rozglądać się, podziwiać widoki oraz orientować się w sytuacji. Tym razem, ktoś ją w tym ubiegł.
Jedyną zmianą w jej mimice, która mogłaby zdradzić, że była nieco zdumiona takim obrotem spraw, były jej nieznacznie uniesione brwi. Swój wzrok, spoglądający zarówno z przenikliwością jak i pewną dozą uznania, zatrzymała na mężczyźnie stojącym przy trochę podniszczonej ławce. Zdawał się na kogoś czekać. Wokół niego rozciągały się chmury dymu papierosowego, otoczenie poza tym wypełniała jeszcze poranna mgła, dodając scenie surrealistycznej aury. Przyłapała się na tym, że jej myśli rozbiegają się, rozważają czy to osobliwe spotkanie jest rzeczywiście dobrym pomysłem, więc aby rozwiać ich wątpliwości, ruszyła powoli w stronę osoby, której przez chwilę się przyglądała. Pewnie już ją i tak zobaczył, w końcu trudno było zignorować jej zwiewną, czarną suknię, tańczącą na wietrze przy jej każdym kroku, tak bardzo kontrastującą z mleczną mgiełką. Na głowie miała swój kapelusz, kryjący jej twarz w cieniu. Tak jak i on, nie chciała być przypadkiem rozpoznana; nie posiadała wielu ubrań w jasnych kolorach, swoje przebranie skupiała więc na innych aspektach swojej aparycji. Nie miała charakterystycznej urody, ciężko było dostrzec jej rysy, gdy oczy opadało jej kilka niesfornych kosmyków grzywki. Jej szyję owijała chusta, dodatkowo odwracająca uwagę od jej bladej cery, na której odznaczały się tylko muśnięte subtelną szminką usta, naznaczone nieodgadnionym uśmiechem. Nie patrzyła bezpośrednio na niego, nie mogąc sobie pozwolić na ewentualną pomyłkę. Na pewno istniały inne powody, dla innych ludzi, nie tylko ona i Cassius mogli tu zaplanować swoje spotkanie. Mimo to, coś jej mówiło, że to właśnie był on. Zatrzymała się nieopodal ławki, kilka metrów od niego.
Nieczęsto wstaję na tyle wcześnie, by obejrzeć wschód słońca — powiedziała, wciąż nie odwracając podbródka w stronę mężczyzny. — Robię to tylko, kiedy mam do tego powody.
Nie miała wielkiego obycia na salonach, a jej wiedza w zakresie dobrych manier ograniczała się do tego, co podchwyciła u swoich znajomych czy rodziny. Starała się jednak zaprezentować się ze swojej najlepszej strony, zapewne by nie przynieść wstydu tym wcześniej wymienionym. Jednakże nie potrafiła aż tak dobrze udawać... Jej ruchy nie były wypełnione gracją, nie dygała jak baletnica. Patrzyła tylko ogromnymi, orzechowymi tęczówkami, które kryły w sobie nie jeden sekret, ale też nadawały jej eterycznego wyglądu. Wydawała się nigdy nie pasować do otoczenia, do krajobrazu, jakby wyrwano ją z kart nie tej książki, często też sprawiała wrażenie pogrążonej we własnych myślach. Jednakże tego poranka to było jak najbardziej na miejscu, dwie postacie ukryte w gęstej mgle, niezadane pytania zawieszone pomiędzy nimi.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Mały park [odnośnik]10.08.17 22:38
Cassius z wolna zaciągnął się raz jeszcze papierosowym dymem, nim niedopałek zdusił o metalową ramę ławki. Przez tę krótką chwilę zdawał się nie odnotowywać obecności zaproszonej tu panny Sheridan, ignorując drugą osobę, wstał z miejsca, by elegancko zadeptać resztki papierosa podeszwą buta.
Ku temu — poprawił ją, poprawiając kołnierz płaszcza tak, aby nie ujawniał zbyt mocno jego oblicza. — Wschód słońca niech będzie przyjemną dekoracją tego dnia. Niezbyt nachalną w swym pięknie. Skomplikowaną w prostym odbiorze. — Dodał, podchodząc nieco bliżej kobiety, której twarzy nie mógł dostrzec. Działał po omacku, nie mając pewności, czy to naprawdę była ona. Nikt jednak nie wiedział, że właśnie tutaj oczekiwał spotkania, zatem prawdopodobieństwo zajścia pomyłki istnieć nie mogło.
Cassius Nott, miło mi poznać pannę w tych nieszczególnie oficjalnych okolicznościach — rzekł, nieznacznie skinąwszy głową w jej kierunku, co spod kołnierza właściwie nie było zbyt dobrze widoczne. — Mam nadzieję, że nie będzie pannie przeszkadzać pozostawanie w ciągłym ruchu. — Gestem ręki wskazał jej kierunek, w którym zapragnął podążać, by móc prowadzić ją jedną z kilku ustronnych ścieżek prowadzących do głównej bramy.
Mimo niewielkich rozmiarów tego parku, tempo nadane przez Cassiusa było niczym stawianie stopy za stopą. Nie spieszył się, podziwiając okoliczne budowle oraz roślinność, dyskretnie zerkając ku swojej towarzyszce, dając jej chwilę na oswojenie się z sytuacją. Miał prawo mieć słuszne podejrzenia, iż dotychczas nie miała zbyt wielu okazji, by przebywać w otoczeniu lorda. Nie biła od niej żadna siła, która świadczyłaby o takowych doświadczeniach. Obojętność, może odrobina strachu przed niepewnością tego spotkania. To dało się dostrzec. Tak to odczytywał i wobec takiej sytuacji grał, umacniając swoją przewagę, choć nie wiadomo, czy czynił to słusznie.
Zaprosiłem cię, ponieważ — zaczął bezpośrednio, robiąc krótką, dramatyczną pauzę – zgodnie z informacjami, w posiadanie których udało mi się wejść, posiadasz dość szczególne umiejętności. Być może masz także w tym zakresie wiedzę, której nie oczekuję. Niemniej jednak pragnę dowiedzieć się, jak, gdzie oraz kiedy doświadczyłaś pewnego rodzaju sztuk, kategorii magii, o których nie powinniśmy głośno mówić. Moje źródło twierdzi, że potrafisz co nieco w tej kwestii, a ja pragnę wiedzieć, jak wiele. W końcu to twoje źródło zarobków, czyż nie? — Zapytał z humorem, nutą cichego rozbawienia, krocząc powoli obok niej, obserwując ją, śledząc każdy jej krok, by znaleźć potknięcie. Każdy, nawet najmniejszy błąd dawał mu przewagę w płaszczyznach, o istnieniu których nie miała pojęcia, bowiem nie należeli do jednego świata. Istotne różnice, tworzące między nimi gruby mur, było właściwie widać jak na dłoni, choć dla przeciętnego obserwatora byli zaledwie parą spacerującą parkową alejką. Nie widzieli tego, co Cassius dostrzegał w innych, jak korzystał z ich niewiedzy, nieświadomości oraz podatności, by zyskiwać to, czego potrzebował do osiągnięcia celów. Dziś stawiał na szali ją, postępując zgodnie z własną ciekawością, poznając ją powoli, subtelnie wyznaczając nowe granice, które wkrótce będzie musiał przekroczyć, jeśli ta młoda kobieta rzeczywiście była w posiadaniu informacji, których prawdziwie pożądał.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Mały park [odnośnik]12.08.17 1:49
Zmuszona była unieść brwi w delikatnym zdumieniu, czego jednak mężczyzna nie mógł dostrzec nawet gdyby spoglądał w jej stronę, ponieważ cień, który rzucało rondo jej kapelusza zlewał się kaskadą jej ciemnobrązowej grzywki, skutecznie tuszując pęknięcia, niedoskonałości w prezentowanej przez nią masce. Powstrzymała się od wzruszenia ramionami, bo mimo wszystko miał rację. Zamiast tego powołała na usta dziwnie ukontentowany uśmiech; lubiła wyzwania niemal tak samo jak tajemnice.
Miło słyszeć, że bystry umysł nie zawodzi pana nawet o tak wczesnej porze. — Słowa wypłynęły z jej ust bez pośpiechu, wręcz leniwie, ale były one dla niej jednocześnie przypomnieniem, ostrzeżeniem, że nie powinna opuszczać swojej gardy. Być może nie czuła się spięta ani zestresowana, ponieważ... Właśnie. Czy fałszywe poczucie bezpieczeństwa, które ją otaczało było tylko sytuacyjne, czy rozlewało się jeszcze z pewnej naiwności, najwyraźniej opanowując każdą sferę jej życia? Przekonanie, że była wyjątkowa, była kochana, zacierało się z czasem, zapewne to był jego najjaśniejszy przebłysk przed całkowitą ciemnością.
Odpowiedziała mu podobnym skinieniem, choć jej odznaczało się nieco bardziej, gdyż za ruchem jej głowy podążył czarny kapelusz.
Pandora Sheridan — przedstawiła się krótko, dla formalności, zastanawiając się raczej nad tym, czy podawanie sobie ręki było raczej zarezerwowane dla mężczyzn, czy może dla szlachciców. — Oczywiście. Właściwie to dawno nie spacerowałam, więc przyjemnie będzie zażyć świeżego powietrza w tak zacnym towarzystwie. — Nie sposób było określić, do jakiego stopnia mówiła prawdę, ile było w tym grzeczności, ile ironii. Jej ton był zupełnie pozbawiony złośliwości, słychać było uśmiech w jej głosie, nawet jeśli usta wciąż przysłaniał szal. Zdecydowała się go obniżyć, ukazując okraszone szminką wargi.
Nie znała go; być może w trakcie ich spotkania to wypowiedziane wcześniej zdanie nabierze konkretnej barwy. Szła obok niego, nie przejmując się tym, że czasem zdarzało jej się zostać dwa kroki w tyle, a innym razem wyprzedzić go o trzy. Nie była pewna czy spędzał ten czas dobierając odpowiednie słowa do okazji, czy może miał już wcześniej wszystko opracowane i był to tylko fortel, mający na celu podjudzenie jej ciekawości, bądź niepewności. Był zagadkowym człowiekiem. Gdy skupiał się na niemym podziwianiu krajobrazu, zajmowała się studiowaniem jego profilu. Jak zakładał, nie spędzała zbyt wiele czasu w towarzystwie lordów, i obudziła się w niej dawna fascynacja mugolami tym razem skierowała na drugi koniec spektrum czystości krwi. Jak wtedy, była zainteresowana czymś nowym, obcym, nieznanym, tak i teraz oczekiwała, że coś ją nagle uderzy i w końcu dotrze do niej wymiar niewspółmierności między nimi. I tak jak poprzednio, nie była w stanie wychwycić tego ulotnego czegoś; tego, co wywoływało nienawiść, zazdrość, wojnę. Zanim miała okazję przeanalizować swoje wyniki, Cassius przerwał ciszę.
Przechyliła głowę w jedną stronę, spoglądając najpierw na niego, a następnie przenosząc wzrok na szarawe niebo.
To dość skomplikowane — zaczęła, nie precyzując, co dokładnie ma na myśli. Może była to prawda, która dotyczyła zarówno wyrabiania amuletów jak i jej wiedzy. — Nie robię t e g o dla pieniędzy. — Powiedziała dość stanowczo, jakby jej cześć usiłowała się bronić przed jego słowami, mimo iż nie były one rzucone w formie oskarżenia. To tylko w pewnym stopniu mijało się z rzeczywistością. Ojciec zapewniał jej godne życie, prawie idealne, ale potrzebowała własnego zarobku, aby zrealizować własne cele. — Podczas procesu poznaję... historie. Ludzie i ich pragnienia oraz sama wiedza nie mogą być zmierzone w bogactwach. A to, co powstaje, to nie tylko magia, ale sztuka. Nie oceniam tego w kategoriach dobra i zła, to znacznie przewyższa te wartości i zaczyna istnieć samo.To, że zazwyczaj dostaję za to galeony, to tylko dodatek. Potrzebuję ich tylko z praktycznych względów, mogłaby dodać, ale miała nadzieję, że lord wyczyta to między jej słowami.
Nie omieszkała zauważyć, iż ich spotkaniu towarzyszyła atmosfera nieufności. Spoglądała na niego spod przymrużonych powiek, a w jego postać, okryta szczelnie płaszczem, nie zdradzała zbyt wiele. Naturalnie, starała się to odwzajemnić, ale na swój sposób.
Nie potrafiła tkać pięknych sieci kłamstw, ubierać swoich intencji w litanię uroczych zwrotów. W jej przekonaniu czarodzieje, którzy wychowywali się w szlacheckich włościach, właśnie tym się na co dzień zajmowali. Ich życie obracało się wokół pozorów, iluzji, fałszywych grzeczności; ona wolała używać niewielkiej ilości słów, pozwalać swoim rozmówcom samym zaplątać się w korytarzach prawdy. Doceniała poezję, ale swoich myśli nie potrafiła ukryć w malowniczych metaforach. Może pod tym względem preferowała logiczne oraz bezpośrednie wyjaśnienia, w końcu starożytne runy i numerologia sprawiały jej przyjemność, a były wypełnione powtarzającymi się wzorami, które mogło dostrzec tylko wyćwiczone, bystre oko.
Właściwie to jest mi dość obojętne, kto przekazał panu te informacje, skoro najwyraźniej nie miał dostępu do szczegółów — stwierdziła dość bezpośrednio, poprawiając kapelusz i posyłając mu nienagannie uprzejmy uśmiech — Jeśli mam cokolwiek panu zdradzać, chciałabym jednak wiedzieć, co zamierza pan uczynić z tą wiedzą? A przede wszystkim, dlaczego mam o tym opowiadać akurat panu?
Nikt nie poznał jeszcze całej historii jej wyjazdu do Francji. Ani jej rodzina, ani najbliżsi przyjaciele. Był to pierwszy powód, dla którego wolała pozostać ostrożna w kwestii przekazywania informacji. Drugi był prosty — jak się jej teraz zdawało, miała przewagę, przez tę chwilę, nawet jeśli krótką, była na uprzywilejowanej pozycji i nie chciała się z nią jeszcze rozstawać.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Mały park [odnośnik]23.08.17 22:14
Spotkanie z panną Sheridan niosło ze sobą zagadkę, którą pragnął rozwiązać. Wiedział o niej tak niewiele, właściwie nic, czym mógłby szafować, by zyskać jej względy. Skromna wiedza na temat jej sposobu na życie również niosła ze sobą zbyt mało, dlatego Cassius postanowił grać jednym z tych atutów, nad którymi pracował całe życie.
To mi jest niezmiernie miło móc odetchnąć świeżym powietrzem, nim zostanie nam ono skradzione — odparł, zespalając spojrzenie ze ścieżką, którą zaczęli podążać. W tym krótkim sformułowaniu nie krył absolutnie żadnego podstępu ani intrygi. Stwierdzając tak oczywiste, grzecznościowe epitety, otwierał przed nią podwoje świata, do którego nie miała wstępu. Niemalże nieśmiało oferował jej możliwości niedostępne dla otaczającego ich pospólstwa. Jak na ironię zaproponował Pandorze tak niepozorne miejsce, nie chcąc wpędzać jej w kompleksy z powodu braku obycia w wyższych sferach. Przymykał oko na pomyłki, napominając samego siebie, aby nie wspominać o nich głośno, zachować je w odmętach własnego umysłu.
Nie przeczę, że twoje zajęcie, Pandoro, jest łatwe. To właśnie jego wysoce skomplikowany charakter przywiodły moją sowę do ciebie, zaś mnie tutaj. Pragnę zrozumieć to, czego potrafisz dokonać; dowiedzieć się, co umiesz. — Zrobił krótką pauzę, pozwalając swojej nowej towarzyszce przetrawić ukryte komplementy. Nie oczekiwał, że dostrzeże w jego słowach czynione jej awanse, wyrażając się w tak oględny sposób, skoro dla niego nie istniały tak proste słowa jak lubię, nie lubię oraz wszystkie im podobne wyrażenia emocjonalne. Każda jego wypowiedź musiała być nacechowana w odpowiedni sposób, jeśli dzięki swym towarzyskim umiejętnościom miał zjednywać sobie innych; w drugą stronę zwykle działało to znacznie łatwiej, wszak – by dorobić się wroga – wystarczyłoby obrazić jego rodzinę i magiczne umiejętności, a Cassius od zawsze kształtował w sobie tę część siebie, która pozwalała mu pozyskać nowych przyjaciół, towarzyszy do wspólnych rozmów, obiadów, przyjęć czy robienia interesów.
Dla panny Sheridan jeszcze nie znalazł właściwego miejsca w tym zacnym gronie znanych mu osobistości. Wiedział o niej zbyt mało, by zaoferować jej konkretną propozycję. Nie miał pewności, czy pragnęłaby skorzystać na znajomości z nim, czy jedynie zrobić interes i zapomnieć o jego istnieniu. Ostatnia opcja oczywiście byłaby najgorszą z możliwych. Cassius Nott pamiętał o wszystkich, z którymi miał do czynienia w jakikolwiek sposób. Mając dziurawą pamięć, byłby wyjątkowo nietrafionym członkiem swego rodu, gdyby musiał na każdym przyjęciu pytać gości o ich imiona. Dobrym obyczajem było zapamiętanie chociaż tyle, bowiem resztę informacji dało się ponownie odzyskać w trakcie rozmowy.
Bogactwo, stosy złotych galeonów z pewnością otwierają wiele dróg i są dla niektórych drogą, by wkupić się w łaski arystokracji, jednakże — przerwał, zerkając w stronę Pandory, posyłając jej przelotny uśmiech ledwie widoczny zza podniesionego kołnierza — to, z kim przystajesz, jest dużo ważniejsze. Nasz społeczny konstrukt w pierwszej kolejności zainteresowany jest tym, kogo znasz i co cię z nim łączy, co potrafisz i jak bardzo mogą zyskać na znajomości z tobą. Wyjątkowo inteligentni będą potrafili zmrużyć oko na pustą sakiewkę oraz to, że nie jesteś święta. — Ten krótki wykład był pewną drogą uświadomienia, na którą wprowadził Pandorę bez jej zgody. Ponosił wielkie ryzyko, odsłaniając przed nią rąbek tajemnic szlacheckiego świata, nie mając pewności, czy rzeczywiście miała do zaoferowania coś w zamian. Nie należąc do jego świata, musiała mieć to coś, bowiem niewielu arystokratów znalazło się w gronie przyjaciół tak po prostu. Wyrażał jednak nadzieję, że panna Sheridan posiadała odpowiednio duży intelekt nawet, jeśli nie do końca potrafiła zrozumieć jego porywające wypowiedzi.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Mały park [odnośnik]27.08.17 0:31
Gdyby wiedziała, że ktoś określa ją mianem zagadki, spłonęłaby chyba po raz pierwszy w swoim życiu rumieńcem, ponieważ ukochała misteria i tajemnice ponad wszystko. W takich splotach było można się oczywiście łatwo pogubić, uciekając, tworząc ściany własnego labiryntu i ryzykując wykrycie. Czym jednak różniły się maski, które ona nosiła, od twarzy, które przed światem prezentował prawie każdy? W samotności zdejmuje się fałszywe oblicze, by znów je przybrać, dopasować do towarzyskich potyczek. Kłamstwo powtarzane jak mantra stawało się prawdą, tak też po drodze gubiły się osobowości, a w ich ogromie stawało się niemożliwe jednoznaczne stwierdzenie, od której się zaczęło.
Starała się obserwować każde poruszenie i gest ze strony Cassiusa, chociaż w tej gęstej porannej mgle oraz za wysokim kołnierzem, ciężko było dostrzec jego twarz.
Zdążyć zanim je skradną oddechy ludzi maluczkich czy zwyczajna, szara nuda, która rozlewa się na wszystkich bez wyjątków wraz z nadejściem brzasku… — powiedziała miękko, cichym, ledwo słyszalnym tonem. Nie chciała go prowokować, ton pozbawiony był wyzwania, taką już miała naturę, że starała się utrzymać dystans i nie pokazywać zainteresowania. A przecież on też był zagadką.
Nie miała pojęcia czym właściwie zajmował się lord Nott. Właściwie, nie znała profesji żadnego z wielkich lordów, a ten fakt przemawiał sam za siebie. Czy Cassius zasiadał za potężnym, zdobionym biurkiem, samym gestem decydując, kto następny wypełni swą bladą osobowością jego gabinet? A może wychodził, wystawiał się codziennie na zmienne polityczne wiatry, próbując odnaleźć drogę pośród identycznie wyglądających drzew? Mimowolnie jej wzrok powędrował w stronę jego rąk — czy nosiły one bruzdy pracy manualnej, czy raczej na jego palcach odciskało się tylko pióro i jego stalówka? Na pewno nie musiał uczyć się wyrabiania amuletów i innych, mógłby kupić sobie każdy, jaki mu się wymarzy, a jednak jego słowa wydawały się zaczepiać o kwestie głębsze aniżeli zwyczajne nabycie pożądanego produktu. Ani słowem mężczyzna nie zasugerował, że chodzi o jakieś zamówienie, o namacalny przedmiot; czyżby chciał poznać podstawy, teorię budującą podwaliny jej umiejętności? Nikomu raczej nie wyjaśniała na czym polegała jej profesja, nie było ku temu powodów. Poza tym, gdyby każdy potrafił tworzyć talizmany, nie byłoby to wyjątkowe, a ona nie miałaby klientów. Właściwie nie lubiła tego określenia, „klienci”. Zazwyczaj zlecenia były jednorazowe, niewiele spotkań, jeszcze mniej słów na tematy inne niż te dotyczące zamówień. Nie wiedziała jednak jak inaczej mogłaby ich nazwać. Za to zaczynała nabierać przekonania, że Cassius i tak nie należy do tej kategorii.
W ocenie swoich umiejętności była krytyczna, ale sprawiedliwa. Bywało, iż dany amulet nie zachwycał jej wizualnie, bądź efekt nie odpowiadał jej wcześniejszej wizji. Zawsze, bez wyjątku, stawiała na jakość, dlatego mogła być doceniana. Poświęcała temu czas, uwagę, uczucie, a także swoje życie. To było coś, czego szczegółami dzieliła się tylko z tymi, Była skrytą osobą, często wątpiła nawet w swoich bliskich, więc jeśli miała coś zdradzić mężczyźnie idącemu obok niej, to raczej z typowo ludzkich, materialnych powodów. Wątpiła, by mogła się między nimi utworzyć nić zaufania — podejrzewała, iż kimkolwiek nie był w życiu codziennym, miarkował swoje słowa i decyzje podejmował nader ostrożnie.
Ach, skoro pan to tak widzi — zaczęła, zwalniając, by zostać na moment w tyle za lordem. Rozważała swoje opcje; uznała, że stoją przed nią dwa rozwiązania, a na końcu żadnej z tych dróg nie widziała światła, tylko wszechogarniającą ciemność. Mogła też zrezygnować, odwrócić się i z powrotem zamknąć w swoich czterech ścianach, ale wtedy nigdy nie dowiedziałaby się, co się stanie jeżeli wyjdzie mu na przód. — Faktycznie, odczytywanie starożytnych run to sztuka skomplikowana, czasem nużąca... — mówiła z pełną powagą, niezachwianym głosem. Lewą dłoń niezauważalnie przysunęła do lewej kieszeni płaszcza. Złapała palcami mały woreczek. — Ale jakie fascynujące sekrety potrafi przed nami odkryć. — Kiedy kończyła, rozplątywała rzemyk, którym zawiniątko było przewiązane i obserwowała uważnie twarz mężczyzny. Wyciągnęła w jego stronę to, przy tym geście drgnęły jej kąciki ust. Powietrze wypełnił słodki, kwiatowy zapach wymieszany z nutą ziół. W środku znajdował niepozorny wisiorek, którego kryształ mienił się blaskiem gwiazd. Motyw konstelacji, nocnego nieba i ciał niebieskich towarzyszył jej od zawsze, więc nic dziwnego, że często nawet nieświadomie przemycała to do swoich dzieł. Zanim jednak zagłębiła się w jego historię, chciała aby Cassius sam sprawdził, co potrafi zrobić. Właśnie taką przyjęła interpretację jego słów; oto przykład jej działalności.
Milczała, czekając aż ujmie go w palce i poczuje jak zalewają go wspomnienia. Tak to wyglądało, nałożony na szyję lub po prostu dotykany, amulet sprawiał, że przed oczami pojawiało się przyjemne zdarzenie, które dzieliliśmy z osobą, którą bezpowrotnie straciliśmy. Krótki przebłysk uśmiechu, fragment konwersacji, za to bardzo wyraźna sylwetka przyjaciela, członka rodziny. W przypadku, gdy jakiś szczęściarz nic nie utracił, można było doświadczyć zupełnie oderwanego od rzeczywistości uczucia euforii. Ta właściwość pozostawiała po sobie słodko-gorzkie wrażenia, dawała chwilową ulgę, ale mogła wydobyć ukryty żal. Dlatego zaniechała stosowania go, a także wstrzymywała się przed oddaniem go w cudze ręce. Za miała mu to dokładnie wyjaśnić, po tym jak sam spróbował.
Oderwała orzechowe oczy od jego sylwetki i powędrowała nimi po koronach drzew, które powoli opuszczała poranna mgła. Gdzieś w oddali dostrzegła spieszącą się parę, z innego miejsca dobiegały dźwięki krzątaniny.
Czy tego właśnie pragną wszyscy, bogactwa? — zapytała, nie oczekując żadnej jednoznacznej odpowiedzi. Po krótkiej pauzie, kontynuowała: — Wstępu na salony, fałszywych grzeczności? Może w głębi serca. — Ostatnie dodała ściszając głos. Nie mówiła tego z cynizmem, chociaż w jej przekonaniu właśnie takie były realia arystokracji.
Kiedy wzięła głębszy oddech, poprawiając szal by chronić twarz przed chłodnymi podmuchami wiatru, po raz pierwszy posłała mu pełny uśmiech.
Nie ma takiej potrzeby, lordzie Nott. Nie potrafię tańczyć, nie interesują mnie bale. Nie jestem damą, nie musimy udawać, że jest inaczej. Nie pasuję do pańskiego świata, który w swym przepychu nie zwróciłby na mnie uwagi, nawet patrząc tylko z góry — Ona swój wzrok kierowała wprost na niego, licząc, iż wyłapie jakąś szczerą reakcję. — Nie pragnę takiego piedestału. Nie należę też do rynsztoku społeczeństwa. Znam swoją wartość, naprawdę. Nic mnie nie obchodzi publiczność ani chwała.
Być może część z tego nie do końca leżała na równi z prawdą. To pozostawało dla jego oceny, była ciekawa, co będzie o tym sądził. Zaczęła iść wolno do przodu, na pozór zastanawiając się czy warto pociągnąć dalej tę odpowiedź. Nie minęła minuta, a odwróciła profil w jego stronę, by rzec:
Jest jednak coś, czego pragnę.


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Mały park [odnośnik]31.08.17 16:04
Skryta fascynacja wiedzą, umiejętnościami oraz niewątpliwie praktykami Pandory była dla Cassiusa pożywką niemal idealną. Pozbawioną namacalnej skazy przyjemnością, którą pragnął czerpać całymi garściami, bowiem w tak osobliwej sytuacji nie zadowoliłyby go żadne półśrodki czy niepełne, wybrakowane konsumpcje. Jedynie va banque interesował Notta dostatecznie mocno, choć najwyraźniej przeprawa po nagrodę zapowiadała się na nieco dłuższą oraz bardziej wymagającą, tym samym czyniąc ją znacznie interesującą, ambitniejszą i – przede wszystkim – odpowiadającą jego wewnętrznym, prawdziwie wysokim wymaganiom.
Znana jest mi ta szlachetna, poniekąd zapomniana, niezrozumiana przez ignorantów, sztuka — odpowiedział cicho, by tylko Pandora mogła go dosłyszeć. Nie zniżał tonu do szeptu, choć subtelnie nim sygnalizował, że sprawa wymagała wysokiej dyskrecji. — Więc jednak coś potrafisz, panno Sheridan. Fascynujące — dodał z niemal nieistniejącą dozą sarkazmu i cynizmu w tonie głosu, świdrując spojrzeniem wyciągnięty woreczek. Z uwagą wiódł wzrokiem za palcami Pandory, śledząc każdy najmniejszy ruch, chłonąc wrażenia z tego, co zamierzała przed nim odkryć. Był niemal całkowicie pewien, że pod materiałem skrywało się dzieło jej rąk; mała próba umiejętności, o które pytał.
W swej fascynacji zdolnościami Pandory zapominał jednak o własnym bezpieczeństwie. Pragnął jak najszybciej wyciągnąć własną dłoń, by chwycić za to coś i poznać skrytą w tym czymś moc. Jedynie ostrożność w kontaktach z innymi – oraz nieco rozgrzany dystans do zasłyszanych plotek – trzymała Cassiusa w ryzach opanowania i spokoju. Uniesioną nieświadomie dłoń zatrzymał przy sobie, jakby sygnalizował jej zaprzestanie tego procederu, choć wyraz twarzy niewątpliwie nakazywał jak najszybsze odkrycie przed nim tego sekretu. Mimo opanowania i spokojnej mimiki, oczy wyrażały ciche pragnienie, gdy na jej dłoni spoczął amulet.
Piękny — szepnął, spoglądając nań pod różnymi perspektywami, sycąc zmysł wzroku doznaniami trudnymi do wyrażenia skomplikowanymi epitetami. Potrafił jednak dostrzec to, co rzeczywiście istniało. Prostotę kształtów pieczętującą całość, barwę nocnego nieba przerytą gwiazdami. Był pewien, że amulet wzięty pod lupę jubilera, skrywał w sobie konstelacje znane Cassiusowi z lekcji astronomii zdradzające ułamek możliwości. Niewątpliwie także – w nieomylności własnej dumy – to wszystko musiało mieć związek z wróżbiarstwem. Sztuką absolutnie obcą jego świadomości.
Rzucając Pandorze pytające spojrzenie, dostrzegł w nim zachętę, by sam wypróbował jej zdolności. Nie wiedział, czego oczekiwać, jakich doznań się spodziewać, a mimo to jego dłoń z wolna wędrowała w stronę amuletu, aż opuszki palców delikatnie musnęły powierzchnię przedmiotu – a rzeczywistość gwałtownie straciła na znaczeniu i w pierwszej chwili Cassius znalazł się pośród gwiezdnych konstelacji zupełnie, jakby znalazł się w samym sercu amuletu i doświadczał zamkniętego w nim świata, nie mając pojęcia, co na niego czekało.
Wtem zalała go fala zgoła różnorakich uczuć, z którymi rzadko miał styczność. Był wtedy dzieckiem, kiedy to wszystko się zdarzyło. Niczego nieświadomym brzdącem noszącym godność lorda szanowanego pośród arystokracji mimo tak niewielu lat. Towarzyszyła mu siostra, jego przekleństwo. Skąpana we własnej nienawiści do niewinnego dziecka, namówiła go, by przekroczył bramy Sherwood.  To właśnie wtedy utracił swoje zdrowie, bowiem właśnie tego brakowało mu najbardziej. Choć właściwe wydarzenia potoczyły się już w Hogwarcie, to jego siostra odebrała mu najcenniejszą rzecz, zadając niewyobrażalny ból, który musiał odbić się na jego twarzy: wargi ściśnięte w wąską kreskę, powieki zaciśnięte ze wszystkich sił, złość, gniew, pragnienie zemsty i ujrzenia rodzonej siostry w kałuży krwi, błagającej o życie.
I otworzył gwałtownie oczy, odsuwając palce od amuletu, gwałtownie wznosząc na twarz obojętność tak chłodną i zimną, że przy odrobinie magii powinna skuć cały park lodem.
Fascynujące — wymamrotał, cofając się o krok w obawie przed niechybną próbą oddania się szaleństwu. — Co dokładnie czyni posiadaczowi? — zapytał, obdarzając Pandorę obojętnym spojrzeniem, pragnąc natychmiastowej odpowiedzi, bowiem musiał wiedzieć. Niezaspokojenie jego potrzeb wiązało się ze złością niewspółmierną do przyczyn, budząc w nim potrzebę udzielenia odpowiedzi i kary dwakroć potężniejszej i boleśniejszej niż ktoś mógł na nią zasługiwać, czyniąc szaleństwo samemu sobie, wszak nie chełpił się umiarem ani powściągliwością jakiegokolwiek rodzaju, gdy zadawał innym cierpienie przy pomocy różdżki. Zbyt dobrze wiedział, że po tym świecie kroczyły jednostki, a nawet całe gromady ignorantów niezaznajomionych z szantażem, manipulacją czy kłamstwem. Znał także i takich, którym sztuki te nie były obce, a jednak widział ich nieumiejętność, brak obycia, miotanie się niczym zasłona przy otwartym oknie, nieporadne krążenie we mgle i to nad tymi ćwierćinteligentami ubolewał najbardziej, będąc dziedzicem prawdziwej perory. Nikt inny nie potrafił czynić tego, co członkom jego rodziny się udawało. Nie posiadali władzy nadanej jedynie Nottom i Pandora nie miała o tym pojęcia. Nie mogła mieć.
Wszyscy pragniemy tego bogactwa — odpowiedział. — Ty również — szepnął, zerkając na nią i posyłając zachęcające spojrzenie. Nie zamierzał pętać jej we własnych poglądach. Nie była na to gotowa. Jej świadomość tkwiła jeszcze w głębokim śnie, lecz to jemu przypadał niechybny zaszczyt dokonania przebudzenia.
Nazywając mnie teraz lordem, czynisz mi zarzut, Pandoro — rzekł półszeptem. — Wiesz, kim jestem i jakie wartości reprezentuję. Daję ci do nich wąską ścieżkę, którą sama będziesz musiała przekształcić w drogę o twardym gruncie. Co z nią uczynisz, pozostaje jedynie twoją sprawą. Możliwości już znasz. Musisz jedynie podjąćwłaściwądecyzję. — Mówiąc to, patrzył na Pandorę z odrobiną urazy w oczach. Ciemne tęczówki Cassiusa lśniły lekko w zanikającej mgle, zdradzając jej, że nie wierzył w kłamstwa, deklaracje i obelgi, które wypowiedziała. Znał ludzi. Wiedział, czego pragnęli, pożądali i Pandora nie była inna, bowiem była dokładnie taka sama jak cała reszta. Nuta powątpiewania zaszczyciła jednak jego myśli w tej kwestii. Honor i uniesienie dumą bywały mylące, jeśli miało się do czynienia z lordem równym sobie, ale nie w jej przypadku, skoro nie dała sprawie ciszy i zdradziła się ze swoimi pragnieniami.
Czego pożądasz, Pandoro? Jakie jest twoje pragnienie? — Zapytał, obdarzając ją uważnym spojrzeniem z rodzaju tych, które ponoć przeszywały na wskroś, docierając do najskrytszych pragnień serca.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Mały park [odnośnik]05.09.17 15:13
Podejrzewała, że coś, co lord Nott usłyszał o amuletach, musiało go ująć, porwać jego uwagę w niezwykły sposób, skoro zaryzykował wysłanie  listu, a nawet spotkanie w cztery oczy. Nie wiedziała, cóż to dokładnie było, ale mogła mieć pewne wyobrażenie.  Nie raz zetknęła się ze skrywaną fascynacją, z ognikami powstrzymywanego zainteresowania, które na przekór wydawały się płonąć jaśniej i jaśniej aż objawiały się w niepowstrzymanych gestach oraz w nerwowych pytaniach, rzucanych pozornie od niechcenia. Być może mężczyzna idący obok niej był w stanie znacznie lepiej ukrywać swoje prawdziwe zamiary niż większość osób, z którymi miała styczność ze względu na swoją nietypową pasję, lecz nie musiała widzieć ani jego twarzy, ani doszukiwać się subtelnych drgnięć tonu w jego głosie, gdyż jeszcze przez tym jak jej orzechowe oczy ujrzały go po raz pierwszy, wydała swój osąd. Wszystko, co teraz robiła, służyło jedynie dalszemu potwierdzeniu tego przeczucia. Wiem coś, czego nie wiesz. Co zrobisz, by to zmienić? Nie była jednak świadoma tego, że ona też była poddawana skrupulatnej ocenie. Lubiła obserwować i wartościować innych, lecz gubiła się patrząc na samą siebie.
Jego komentarz delikatnie otarł się o jej dumę. Skrzywiła się nieznaczenie, jednocześnie pocierając ze sobą dłonie, winiąc nieprzyjemny chłód za swój nagły przejaw emocji. Przed nią jeszcze wiele, starała się mimo to pilnować, pamiętać, że nie było już nikogo, kto mógłby ją obronić. Biorąc pod uwagę jej młody wiek chyba zaczęła dobrze. Budowała swą działalność na pretekstach — jej niemała wiedza z związana z odczytywaniem starożytnych run była trafną przykrywką, gdyby ktokolwiek przechwycił jej korespondencję, bądź wpadł na nich w parku — połączonych z zapewnianiem wysokiej klasy talizmanów. Pewien stopień tajemniczości działał jej więc na korzyść, istniały drobne niedogodności w takim układzie, ale jej dzieła je wynagradzały. Z resztą, miewała klientów, dla których dyskrecja znaczyła wiele, a tak było ją prościej zapewnić niż gdyby prowadziła gdzieś zwyczajny, pospolity sklep z amuletami.
Mógłby się pan jeszcze nie raz zdziwićgdyby miał mnie pan okazję bliżej poznać, pozostawiła te słowa niedopowiedziane. Ponownie. Wolała pozostawiać część swoich myśli dla siebie, również doceniając, iż nie należało o t e j kwestii mówić wprost. Nie należała do osób zbyt wylewnych, jeżeli pragnąłby się czegoś dowiedzieć, musiałby zapytać. Wtedy zdecydowałaby czy wyjawić przed nim kolejny sekret, czy nie.
Przechyliła główkę z zadowoleniem przemieszanym ze szczyptą drobnej ciekawości. Nie mogła się powstrzymać. Do demonstracji zazwyczaj używała innych swoich wytworów, ten miał w sobie słodko-gorzką nutę, ponieważ stworzyła go dla siebie, z premedytacją, miał mieć do wykonania jeden cel. W pewien sposób był częścią jej samej, co na pewno znaczyło więcej niż gdyby na przykład ukazała Cassiusowi kawałek nieba, bądź podarowała mu powrót do najbardziej upojnych wspomnień. Według niej otaczanie się przyjemnościami było wyborem ludzi słabych, płytkich; tych, którzy już się poddali. Czyż nie byłaby to ujma dla jego osoby, gdyby próbowała omamić go czarującymi, apolińskimi obrazami?
Wzruszyła nieznacznie ramionami, słysząc jego komplement. Prawie zapomniała już ile nocy poświęciła studiowaniu nieba oraz gwiezdnych map, jak w głowie echem odbijały jej się wykłady Jaydena, a serce rwało się do pamiątek po matce — tej, która jako pierwsza odkryła przed nią bezkres konstelacji, niemal mistyczny wpływ ciał niebieskich na śmiertelne dusze. Ona nie była poetką, nie potrafiłaby namalować przed nim opisu tego wszystkiego, musiały mu wystarczyć własne oczy… a także odczucia, których nie mogły wyrazić żadne istniejące słowa. Czekała, obserwując go z nieprzeniknionym wyrazem twarzy. W głębi rodziła się w niej satysfakcja, wspinała się po jej kręgosłupie, powoli ogarniając każdą jej część, której dotknęła. Po to tworzyła. Chciała żeby doznania powodowane przez pozornie niegroźne ozdoby wywierały realny wpływ na czarodziejów, by tym samym otwierali oczy na to, że nie wszystko jest tym czym się wydaje.
Odebrała od niego ostrożnie gwiezdny wisiorek, po czym zaczęła mówić, skupiając wzrok na bezpiecznym wsunięciu go do woreczka i zabezpieczeniu go:
Zrobiłam go wiele lat temu dla kogoś bliskiego. Miało być jego ostatnią szansą. Zależało mi na nim mimo jego wszystkich win. — Tu podniosła wzrok, spoglądając prosto na niego. W jej oczach nie czaiły się żadne uczucie, była obojętna, prawie jakby ta historia dotyczyła kogoś innego. — Chciałam mu wybaczyć, musiałam się jednak przekonać, że naprawdę żałuje tego, co zrobił. Już nie pamiętam, jak go zachęciłam do przymierzenia go, lecz nie zdradziłam mu prawdy. — Chowała już swój skarb do kieszeni, tam też pozostawiła dłoń, chroniąc ją przed mrozem poranka. — To nie mnie zobaczył. Nie ja byłam w jego wspomnieniach, nie ja byłam osobą, którą żałował, że stracił… Amulet ukazuje nam kogoś, kogo skrzywdziliśmy lub kto skrzywdził nas, najczęściej w dość przyjemnej sytuacji, by uświadomić z gorzkim wyrafinowaniem, iż to już przepadło.
Leander. Bohater jej dziecięcych snów, król na zamku, rycerz, który nigdy nie przybył jej na ratunek. Chłodny, zazdrosny, zawsze po drugiej stronie przepaści, oddzielającej rodzeństwo od siebie. Jej uczucia względem niego rozmyły się z czasem, równie dobrze mógłby być dla niej kimś obcym. Nie była pewna gdzie się teraz znajduje, nie rozmawiali od lat. Właśnie od tego spotkania, od kiedy jej nadzieje z nim związane zostały rozbite na drobne kawałeczki, których nie miała już ochoty odnosić.
Nie skruszyła się pod naciskiem zdań przez niego wypowiadanych ani pod jego zdecydowanym spojrzeniem. Nie przewidziała tego. Nie sądziła, że cokolwiek, co powie będzie w stanie ją tak pobudzić i przyciągnąć, tak ją zaintryguje. Musiała mu przyznać rację w pewnych kwestiach, acz ku pozostałym rzucała wyzwanie. Udowodnij mi, że się mylę. Co do szlachty, co do niego, co do jej własnych decyzji.
Pochyliła się ku niemu, swój głos zniżając do ledwo słyszalnego szeptu. W tej chwili rzeczywiście wiedziała, czego chce.
Będziesz mi winny przysługę, Cassiusie.

[bylobrzydkobedzieladnie]


we all have our reasons.


Ostatnio zmieniony przez Pandora Sheridan dnia 15.09.17 13:59, w całości zmieniany 1 raz
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Mały park [odnośnik]13.09.17 13:45
Być może park ten nie był najlepszym miejscem, które mógł zaproponować na to spotkanie. Uliczki skryte w opadającej mgle i porannym świetle traciły swój tajemniczy, a także ponury i mroczny charakter, pozwalając pochłonąć się w radości, która zawita tu wraz z przybyciem rodzin z dziećmi. Cassius nie czuł się komfortowo w otwartych przestrzeniach przeznaczonych dla pospólstwa. Brakowało im klasy, smaku oraz szyku, który z niemałym wdziękiem odbijał się w jego oczach, determinował każdy następny krok, kolejne wypowiadane słowa. Zamknięcie w czterech ścianach bogactwa pozwalało mu lepiej działać, a z kolei tutaj nie miał takiej możliwości. Pusta przestrzeń publiczna wbrew pozorom ograniczała go, dając sobą zbyt wiele możliwości, czyniąc to spotkanie dużo bardziej ponurym niż pragnął się przekonać.
Brak znanej z salonów intymności przełamywały słowa, które usłyszał. Lekko zmarszczył brwi, patrząc przed siebie, dostrzegając w oddali jedno z bocznych wyjść na ulice Londynu. Czuł, że spotkanie należało zakończyć w tym miejscu. Przypuszczenia, plotki i domysły jednak nie opuściły jego myśli, choć dowiedział się więcej, znacznie więcej aniżeli przypuszczał, zapraszając pannę Sheridan na to potajemne spotkanie. Niemniej jednak rozwiał pewne wątpliwości zasiane przez innych. Pozyskał nowe informacje, które mógł z łatwością wykorzystać w dowolny sposób, mogąc obrócić je przeciw samemu źródłu zasłyszanych nowinek. Mógł to zrobić; z łatwością pogrążyć Pandorę w publicznym ostracyzmie za to, co ośmieliła się pokazać mu poprzez amulet, za to, że nie potrafiła uwierzyć w jego słowa. Mógł, lecz nie zamierzał czynić. Postanowił dalej ją obserwować, poczynić pewne przygotowania, aby nabrać całkowitej pewności.
Żal po stracie jest niczym blizna po najgorszej z klątw — odparł cicho, sunąc powoli alejką. — Nie sposób go usunąć. Nawet sprytnie rzucone Obliviate nie pozbawi cię uczucia wspominającego stratę. Możesz z tym walczyć, buntować się, lecz lepiej będzie zaakceptować konsekwencje tego, co uczyniliśmy, co nam zostało uczynionei zemścić się w stosownej chwili, dopowiedział już sam sobie w myślach, posyłając Pandorze skromną namiastkę towarzyskiego uśmiechu, obdarzając ją tak nikłą przyjazną emocją, iż pewnie nie spostrzegłaby tego. Nie sądził, żeby przejmowała się tym na tyle. Był dla niej zaledwie jednym z wielu lordów; nikim szczególnym. Oceniła go przez pryzmat gazet, plotek i wystawnego życia, na które mógł sobie pozwolić. Cassius wiedział jednak, że myliła się co do każdej opinii, którą miała na jego temat. Udowodni jej to przy najbliższej okazji, bowiem przeczuwał, że nastąpi ona szybciej niż tego oczekiwał. Dużo szybciej.
Przysługę? — powtórzył pytająco, rzucając jej wyraźnie zainteresowane spojrzenie. Szybko się uczy, uznał, obserwując młodą czarownicę. Ale czy potrafiła nadążyć za wszystkim?
Przysługi mają to do siebie, że potrafią nigdy się nie kończyć. Jesteś skłonna podjąć takie ryzyko, nim przyjdzie nam opuścić to miejsce? — Zapytał jeszcze, kierując wzrok ku coraz wyraźniejszej bramie. Jej obskurny charakter niemal przytłaczał to, co znajdowało się w reszcie parku. Jednocześnie dawało jasny sygnał, że nie o każdej porze było to bezpieczne miejsce, co w rzeczywistości przekładało się jedynie na to, że o swoje życie mogły lękać się kobiety. Nie sądził, by mieszkańcy okolicznych kamienic wykazywali się aż tak wielką impertynencją, żeby podejmować prób ataku na mężczyznę czy spacerującą parę czarodziejów.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Mały park [odnośnik]16.09.17 0:48
Śledząc trajektorię spojrzeń Cassiusa, doszła do wniosku, że nie tylko przykłada znacznie większą wagę do obserwacji otoczenia niż ona, ale też zapewne mógłby mieć więcej do stracenia. Pewnie miał rację, i to od samego początku, zakładając, iż młoda wiedźma posiada stosunkowo niewielką wiedzę na temat obycia na salonach oraz zasad, budujących realia angielskiej szlachty. Nie czuła z tego powodu pustki, na co dzień wszak nie zaglądała do tego świata z wyższej półki ani nie marzyła o balach. Mimo to, potrafiła uszanować jego pragnienie prywatności, uważne pilnowanie swojej reputacji, ostrożne manewrowanie, mające na celu utrzymanie pewnych spraw w sekrecie. Pandora nie była osobistością, nie zaznała smaku sławy, nie pisano o niej w gazetach; kroki, które stawiała w życiu przynosiły konsekwencje tylko dla niej, wpływając może nieznacznie tylko na małą grupkę bliskich jej osób. Nie dźwigała tak dużego brzemienia, jej decyzje nie odbijały się echem pośród gazet, które uznawały ją za pospolitą, nieciekawą czarownicę przez co każdy jej czyn pozostawał tak samo nierozpoznawalny. Jedyne, o co musiała dbać, to o uchowanie tajemnicy przed ojcem z czym, jak na razie, radziła sobie całkiem nieźle. Oczy widzą to, co widzieć chcą, póki nie wynosiła swej działalności ku szerokiej publice, istniały niewielkie szanse, że się to zmieni. Nie było to jednak niemożliwe.
Liczę na twą dyskrecję — powiedziała znienacka, zupełnie nie odnosząc się do wcześniejszych elementów konwersacji. Zmrużyła delikatnie powieki, wpatrując się w jego twarz zupełnie poważnie, licząc na to, iż ujrzy jakiś przejaw niefałszywej obietnicy. Myśli lorda Nott nie były jej znane, nie wiadome jej było, że przewinęła się w nich możliwość wydania jej sekretów. Jej własna ostrożność ukazywała się w tych słowach, nie było to pytanie tylko wyrażenie jej oczekiwania, fraza, służąca jak kropka na końcu ich niepisanej umowy. Ich spotkanie z pozoru nie nosiło śladów niczego niezwykłego, przecież zdarzało jej się rozmawiać z wieloma potencjalnymi klientami, acz tu oferowana wiedza czy ewentualna zapłata nie były oczywiste, materialne, opierały się bardziej na zaufaniu oraz na czystej wierze, iż nie zostanie ono zdradzone. Czy mogła sobie pozwolić na takie ryzyko? Umiejętność posługiwania się manipulacją, oczarowywania pięknymi zwrotami i pozyskiwania tego, czego się pragnie tylko grą pozorów zapewne przychodziły mu naturalnie. Być może sama temu uległa, gdy ciekawość zwyciężyła, a jej dłoń wypisała pozytywny odzew na jego list. Uważała jednak, że kłamstwa nie wykluczały lojalności, może wybiórczej, ale trwałej.
Nieco zesztywniała, kiedy usłyszała jego opinię o stracie, zgadzając się z nią w pewien sposób. Nie cierpiała najbardziej z powodu brata, zbyt krótko był w jej życiu, niewystarczająco głęboko zasiał swą obecność w jej pamięci, by nawiedzać ją każdego dnia. Nie oznaczało to, że panna Sheridan nie miała innych tragedii, które mogłyby ją dręczyć. — Ból też jest częścią nas samych — wymówiła cicho, nie spoglądając w jego stronę. Gdyby miała wybór, nie chciałaby się pozbyć wspomnień chwil spędzonych z matką, nie wymazałaby ich za nic. Nie umiała sobie poradzić z tym, co się stało, może potrzebowała trochę więcej czasu. Miała swój kontakt z próbą wpłynięcia na bieg zdarzeń, igranie z takimi siłami było zbyt niebezpieczne, przeraziło ją i odstraszyło od zagłębiania się w ciemnomagiczne korytarze. Oczywiście, dalej żywiła podobne fascynacje, ale nie były one już skierowane ku próbom ponownego połączenia się z chociażby namiastką Celeste. Podniosła swe orzechowe oczy akurat by złapać cień uśmiechu pracownika ministerstwa, a może to tylko promienie słońca przeganiały cienie, tworząc taką iluzję. Zachowując pewną powściągliwość, wzruszyła delikatnie ramionami i skinęła lekko głową, potwierdzając swoje poprzednie słowa. Już z niej wypłynęły, nie mogła ich cofnąć, więc postanowiła pozostać przy swoim.
Zbliżali się nieuchronnie do bramy, każdy jej krok stanowił o upływających minutach. Było jej znacznie cieplej niż na samym początku tego spotkania, niebo przejaśniało się, głosy dookoła były coraz żywsze. Już zaplanowała, że gdy się rozstaną, uda się do kawiarni po przeciwnej stronie parku, po pierwsze by zatopić usta w upragnionej jaśminowej herbacie, a po drugie, by uzasadnić jakoś swą nieobecność w mieszkaniu.
Cóż, dokładnie o to mi chodziło... — zdradziła, posyłając mu ostatni nieznaczny, ulotny uśmiech. Resztę zostawiła jego domysłom. Jej włosy podskoczyły miękko, gdy szybko schyliła podbródek w geście pożegnania, a w następnej chwili obracała się na pięcie, by opuścić to miejsce.

| zt x 2


we all have our reasons.
Pandora Sheridan
Pandora Sheridan
Zawód : nikt
Wiek : 22.
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
you're a little late
i'm already torn
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
to form imaginary lines, forget your scars we’ll forget mine.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t4892-pandora-a-sheridan https://www.morsmordre.net/t4914-poczta-pandory#107112 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f324-hogsmeade-mieszkanie-nr-17 https://www.morsmordre.net/t5032-skrytka-bankowa-nr-259#108047 https://www.morsmordre.net/t4917-pandora-a-sheridan
Re: Mały park [odnośnik]18.04.18 13:08
14 VI 1956
Trzynaście razy przechodził już chyba tą samą alejką. Park, w którym przyszło mu się znaleźć, był wyjątkowo małą połacią zieleni, a on potrzebował przynajmniej chwili spokoju z daleka od wszystkich tych, którzy mogliby go rozpoznać. Już półtora miesiąca przebywał w Anglii, a jak dotąd nie było mu dane natknąć się na nikogo z dawnych znajomych, którzy pewnie zdążyli już spisać go na straty. Nie ukrywał się szczególnie, ale i nie paradował głównymi ulicami. Większość czasu spędzał w rezerwacie, dzisiaj jednak wybrał się do miasta po kilka sprawunków, a nogi skierowały go w końcu tutaj. Od rana męczył go paskudny katar; sam już nie miał pomysłu, czy zwalić to na karb przeziębienia, czy może miał uczulenie na jakąś roślinę. W każdym razie korzystał ze spokoju, zanim ktoś zdąży pomyśleć, że go śledzi, co nie byłoby tak nieprawdopodobne, biorąc pod uwagę, że niektórych przechodniów mijał już kilka razy. O dziwo nie prezentował się dzisiaj jakoś wyjątkowo podejrzanie, ot, na tyle zwyczajnie, by jawić się jako młodzieniec, który wybrał się na spacer, bo chciał najwyraźniej odsapnąć od tłoku miasta.
Z beznamiętną miną przyglądał się otoczeniu, zatrzymując na chwilę wzrok na placu zabaw, gdzie bawiło się trochę dzieciaków; samemu na chwilę wrócił myślami ku czasom dzieciństwa, choć zdarzało mu się to już niezwykle rzadko. Jego niestety nikt w takie miejsca nie zabierał, bo nie było na to czasu, chociaż wkoło ich domu było sporo miejsca do zabawy i to właśnie tam spędzał czas, wspinając się na drzewa, trenując na małej, dziecięcej miotle czy zwyczajnie odkrywając tajemnice, które niewątpliwie musiały czaić się w zaroślach i tylko czekać na odkrycie. Gdy był starszy, dołączyły do niego również siostry, wtedy dopiero zaczęła się zabawa... Nie trwała jednak długo. Odkąd poszedł do szkoły, wszystko się zmieniło, a czasu na zabawę zabrakło. Zastąpiły go obowiązki szkolne, odkładane na krótko tylko w wakacje. Thomas zawsze przykładał się do nauki, stąd nawet wówczas, gdy pozornie nie powinien się martwić nauką, i tak zaglądał do książek. Nie tylko podręczników.
Te rozmyślania przerwało mu jednak dojmujące uczucie, że zbliża się kolejne, potężne kichnięcie. Sięgnął po chusteczkę do kieszeni i wyjął gwałtownie, by jak najszybciej przytknąć do nosa; zanim jednak zrozumiał, że wraz z chusteczką z kieszeni wypadła mu różdżka, było za późno, a na jego nieszczęście z jej końca wyfrunął promień światła, który pomknął w kierunku, którego na pierwszy rzut oka nie mógł określić. Gdy już jego kichnięcie poniosło się echem po polanie, odwrócił się w stronę, gdzie różdżka uznała za stosowne sama się obsłużyć. Zrozumiawszy, że właśnie ma poważne kłopoty, zamarł w bezruchu, mogąc jedynie obserwować rosnącą w szybkim tempie, czekoladową żabę, którą wyrzuciła z dłoni drobna blondynka. Najwyraźniej ona również spacerowała tą samą alejką, robiąc sobie przerwę na przekąskę. Przekąska zaczęła jednak urastać do rozmiarów tak absurdalnych, że najadłby się nią cały oddział, a Thomas wpatrywał się w to zjawisko, zastanawiając się, czy nie znalazł się przypadkiem we śnie jakiegoś dziecka, które mogło marzyć o takiej ilości czekolady.


I'll tell you my sins and you can sharpen your knife and offer me that deathless death


Ostatnio zmieniony przez Thomas Vane dnia 20.04.18 14:06, w całości zmieniany 1 raz
Thomas Vane
Thomas Vane
Zawód : opiekun testrali, były amnezjator
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
when you can't beat the odds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5889-thomas-vane https://www.morsmordre.net/t5923-prospero#140353 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t5934-skrytka-bankowa-nr-1473#140565 https://www.morsmordre.net/t5922-thomas-vane#140351
Re: Mały park [odnośnik]18.04.18 17:33
Charlie udała się do parku, gdzie miała spotkać się ze znajomym, który miał przekazać jej ingrediencje, by wykonała z nich eliksir na zamówienie. Oprócz pracy dla Munga starała się nie zapominać o zobowiązaniach wobec Zakonu czy znajomych, i choć jej czas wolny czasem na tym cierpiał, wciąż przyjmowała zlecenia indywidualne, choć rzadziej; maj i czerwiec przyniosły natłok pracy w Mungu. Ale jej pasja do eliksirów nigdy nie kończyła się na samej pracy, lubiła się tym zajmować i poza nią.
Było zimno; czerwiec przyniósł anomalie obfitujące w prawdziwie zimową, śnieżną pogodę. Park wyglądał jednak przepięknie w tej scenerii, piękniej niż podczas prawdziwej zimy, w której przeważała szarzyzna, mgła i deszcze, a dni były krótkie. Ale niestety zdawała sobie sprawę, że za tym pięknem kryją się zdecydowanie przykre sprawy, i wolałaby teraz przeżywać zupełnie zwyczajne lato.
Czekając, urozmaicała sobie czas spacerem. Na placu zabaw bawiło się kilkoro dzieci; wiedząc o tym, że dzieci były szczególnie narażone na anomalie, trzymała się na bezpieczny dystans, wspominając przelotnie czasy swojego dzieciństwa. Wtedy jej plac zabaw stanowiło całe otoczenie domku Leightonów wraz z kornwalijską plażą i klifami, oraz pobliskim małym laskiem. Dzieci w mieście nie miały jednak takich atrakcji i dorośli musieli wymyślić inne sposoby urozmaicenia im zabawy. Sama zamieszkała w mieście dopiero po skończeniu szkoły, więc nie do końca wiedziała jak to jest, tym bardziej, że i tak mieszkała na obrzeżach Londynu, a nie w jego centrum.
Wyjęła z torebki czekoladową żabę. Tym drobnym smakołykiem, tak lubianym za dawnych dziecinnych czasów, chciała osłodzić sobie oczekiwanie w tym chłodzie. Czekolada zawsze poprawiała nastrój i dodawała energii. Prawie nie zwróciła uwagi na spacerującego alejkami mężczyznę, jednego z nielicznych przechodniów, którym zimowa aura najwyraźniej nie była straszna. Skupiła się na odpakowaniu swojego przysmaku, w końcu musiała uważać, żeby żaba skuszona wizją wolności jej nie uciekła. Jej pierwsza czekoladowa żaba, którą dostała w dzieciństwie, w taki właśnie sposób uciekła z pudełka i zaczęła uciekać po całej kuchni, zanim złapał ją i zjadł jej brat.
Ledwie otworzyła wieczko, zauważyła jednak błysk światła, który przeleciał obok niej trafiając wprost w żabę. Ta podskoczyła i zakumkała głośno, a potem nagle zaczęła rosnąć. Zaskoczona Charlie wypuściła ją z dłoni, a żaba upadła na śnieg, nie przestając rosnąć. Po chwili była już wielkości małego psa, a minutę później konia. Wtedy Charlie ocknęła się z szoku i natychmiast się odsunęła; żaba była wyższa od niej, a czekolady z niej wystarczyłoby, żeby obdzielić wszystkich uczniów Hogwartu. Zapewne miała też równie adekwatny do swoich rozmiarów apetyt, a Charlie nie zamierzała kończyć swojego żywota jako przekąska dla monstrualnej czekoladowej żaby, powiększonej zapewne jakąś anomalią. Zaczęła uciekać; żaba za sprawą swoich rozmiarów rozgniotła pobliską ławkę i wyraźnie miała zamiar pospieszyć za młodą kobietą, która chwilę temu chciała ją zjeść.
Biegnąc, nagle poczuła, że na kogoś wpada i siłą rozpędu prawie wywróciła siebie i mężczyznę, z którym się zderzyła, nie wiedząc, że to on jest winowajcą zajścia.
- Przepraszam... żaba... anomalia... – wydyszała, oglądając się przez ramię. Nie sposób było nie zauważyć gigantycznej żaby, która ledwie mieściła się w parkowej alejce i była dość wielka i ciężka, by niszczyć ławki i kosze na śmieci.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton
Re: Mały park [odnośnik]20.04.18 14:06
Normalnie pewnie nawet za całkiem zabawną uznałby zamianę ról, która zaszła na jego oczach w zaledwie ułamku sekundy; żaba z ofiary, stała się drapieżnikiem i to w dodatku drapieżnikiem monstrualnych rozmiarów. Thomas doskonale pamiętał tę przekąskę z dzieciństwa a nawet później, już z czasów szkolnych; kiedy to cieszyła się ogromną popularnością, zwłaszcza w trakcie podróży do Hogwartu, gdzie można było kupić je z wózka ze słodyczami. Żaby zapamiętale podrzucali dziewczynom do przedziałów, natomiast sami wymieniali się z zapałem kartami, które były dołączone do pudełka. Tutaj jednak o karcie nawet nie pomyślał, nie kiedy żaba zaczęła demolować park. Nie byłby jednak sobą, gdyby spanikował, czy skamieniał z szoku, choć kolejny czekał go, gdy kobieta, do której należała ta śmieszna teraz ilość czekolady, z impetem na niego wpadła. Zachwiał się, choć nie przewrócił, nawet jeżeli nie było o to ciężko na oblodzonej alejce i złapał nieznajomą, co by nie pociągnęła go za sobą, bo z pozycji leżącej raczej ciężej byłoby poderwać się do ucieczki.
To moja wina — zakomunikował pospiesznie, chcąc się w razie potrzeby wycofać, ale i żaba trochę zwolniła, zupełnie najwyraźniej nieprzyzwyczajona do aż takiej masy, a co za tym idzie, znacznie mniej skoczna niż jej mniejszy odpowiednik. Jakby na potwierdzenie swoich słów, kichnął ponownie, tym razem ostrożniej obchodząc się z różdżką i uważając, żeby przypadkiem znowu nie powiększyła żaby. Wówczas mieliby problem na jeszcze większą skalę. Sytuacja była tak absurdalna, że nie mógł uwierzyć w to, co przed sobą widzi; być może właśnie dlatego postanowił się upewnić, że wzrok nie płata mu figli.
To nie sen, prawda? — Zapytał ponuro. Czasy, gdy taka ilość czekolady by go ucieszyła, niestety minęły bezpowrotnie. Obecnie mógł się tylko zastanawiać nad konsekwencjami i zastanowić, co zrobić z tym monstrum. Wszystko rozwiązania, które przychodziły mu do głowy, zakładały użycie magii i to w sposób, który żabę zwyczajnie zniszczy; to z kolei wiązało się z odłamkami czekolady, które rozprysną się na pół parku, jeśli nie dalej. W dziedzinie transmutacji nigdy nie był zbyt biegły, stąd pojawiła się obawa, że nie ma sensu nawet próbować rozwiązywać sprawę w ten sposób. Żaba chwilowo zaklinowała się między dwoma drzewami i Thomas obstawiał, że te prędzej się złamią, niż utrzymają ją w ryzach. Już uniósł różdżkę, by spróbować zniszczyć żabę reducto, ale uznał, że to może być katastrofalne w skutkach.Wówczas jednak udało jej się oswobodzić i ponownie ruszyła w ich kierunku, wywołując drgania podłoża. Pomyślał, że bezpiecznie będzie odciągnąć ją od polany i ludzi, a może potem jakoś zniszczyć; skoro zatem najwyraźniej upatrzyła sobie za ofiarę swoją niedoszłą morderczynię, Vane złapał ją za przedramię.
Możemy ją stąd odciągnąć, a potem spróbować spacyfikować — zaproponował, cofając się gwałtownie i ciągnąc za sobą nieznajomą, choć nie chcąc jej przy tym szarpać. Tak naprawdę wolałby sam posprzątać bałagan, którego przypadkiem narobił, ale niestety Charlie stała się celem żaby, z którego nie zamierzała najwyraźniej rezygnować na rzecz Vane'a. Chcąc więc lub nie chcąc, musieli się z tym uporać w dwójkę, byle jak najdalej od innych przechodni. Część z nich już się rozpierzchła, nie było ich zresztą zbyt wielu. Godzina trzynasta po południu to czas obiadu, nie spacerów po parku.


I'll tell you my sins and you can sharpen your knife and offer me that deathless death
Thomas Vane
Thomas Vane
Zawód : opiekun testrali, były amnezjator
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
when you can't beat the odds
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5889-thomas-vane https://www.morsmordre.net/t5923-prospero#140353 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t5934-skrytka-bankowa-nr-1473#140565 https://www.morsmordre.net/t5922-thomas-vane#140351
Re: Mały park [odnośnik]21.04.18 2:28
Kto by pomyślał, że z niewinnego, ożywionego kawałka czekolady może wyrosnąć takie monstrum? Charlie jako mała dziewczynka miewała wyrzuty sumienia, kiedy jadła swoje pierwsze czekoladowe żaby, które ruszały się i skakały jak prawdziwe, ale potem zrozumiała, że one wcale nie żyją, że to czary dają taką iluzję. W świecie magii wiele rzeczy się poruszało; słodycze, różne przedmioty, jak i zdjęcia czy magiczne obrazy. Te ostatnie naprawdę dawały iluzję życia, bo mówiły i dało się z nimi porozmawiać niemal jak z prawdziwą osobą.
Ale czekoladowe żaby zawsze były po prostu kawałkiem czekolady tylko naśladującej zachowanie prawdziwego zwierzęcia. Nie posiadały prawdziwego ciała ani nie czuły bólu, kiedy były zjadane przez czarodziejskie dzieci. Pamiętała je doskonale, a także karty, którymi dzieciaki lubiły się wymieniać.
Ale ta żaba nie była już taka zwyczajna. Pod wpływem zaklęcia (a może zbłąkanej anomalii?) urosła do ogromnych rozmiarów. Możliwe też, że ten sam czar dał jej namiastkę instynktu prawdziwej żaby lub przynajmniej jej głód. Co innego tłumaczyłoby to, że żaba postanowiła zainteresować się akurat osobą, która przed chwilą próbowała ją zjeść? Teraz role się odwróciły; biorąc pod uwagę różnicę rozmiarów, to prędzej żaba mogłaby pożreć Charlie niż odwrotnie. Zjedzenie takiej ilości czekolady zajęłoby lata, a dla żaby pewnie wystarczyłoby mlaśnięcie czekoladowego jęzora... Nie, skończenie w brzuchu przerośniętej czekoladowej żaby nie było czymś, czego mogła chcieć. Właściwie brzmiało jak coś z najbardziej nierealistycznego snu, ale maj i czerwiec i komplikacje z magią i pogodą zaskoczyły ją wiele razy, zazwyczaj negatywnie. Może więc trzymetrowa żaba nie powinna jej już dziwić?
Uciekając wpadła na kogoś i zachwiała się. Poczuła jednak, że mężczyzna łapie ją i przytrzymuje w pionie. Udało jej się ustać na nogach i odruchowo zadarła głowę w górę, by spojrzeć na męską twarz, która ukazała się jej oczom. Przelotnie dostrzegła szaroniebieskie oczy i dołeczek w policzku nieznajomego, ale z pewnością nie był to odpowiedni czas na analizowanie jego wyglądu i zastanawianie się, czy czasem go gdzieś nie widziała. Kilkanaście metrów za ich plecami znajdował się znacznie większy problem, czekoladowy i z wyraźnie głodnym apetytem.
- Jak to: pana wina? – zapytała, unosząc brwi i zastanawiając się nad tym, czy mógł rzucić takie zaklęcie celowo, czy może to zwykły przypadek, kaprys anomalii. To drugie było bardzo możliwe. – To nie sen, choć wolałabym, żeby tak było – powiedziała cicho, oglądając się przez ramię. – Ta anomalia... To przypomina skutki zaklęcia powiększającego... Wyjątkowo mocnego zaklęcia powiększającego. – Bo przecież anomalie regularnie wpływały na zaklęcia, sama miała okazję się o tym przekonać. Może to właśnie ta dodatkowa moc prócz rozmiarów sprawiła też, że żaba nie była tylko bezmyślnym czekoladowym tworem.
Teraz chwilowo zaklinowała się między drzewami, wyraźnie nieprzyzwyczajona do tak wielkich gabarytów i masy. Bawiące się w pobliżu dzieci już zauważyły monstrum i zaczęły z piskiem uciekać.
- Musimy odciągnąć ją od dzieci – powiedziała cicho, przytakując jego słowom. Lepiej, by żaba podążyła za nimi z dala od innych; wtedy będą mogli spróbować coś z nią zrobić bez obaw, że jakaś kolejna anomalia znów ją zwiększy lub zagrozi osobom postronnym.
Bez słowa protestu pobiegła za mężczyzną. Wiedziała, że żaba też ich widzi, ale o to przecież chodziło, by ją zauważyła i ruszyła za nią, nie za dziećmi.
- Hej, tu jestem! – zawołała, machając ręką. Żaba dzięki swoim rozmiarom na szczęście była powolna i ociężała, nie potrafiła skakać tak, jak wtedy, kiedy była mała, choć z każdym jej ruchem po parku i tak roznosiły się głośne tąpnięcia, a jedno z drzew, między którymi wcześniej się zaklinowała, w końcu pękło z trzaskiem i runęło na ziemię, a oswobodzona żaba mogła ruszyć ku nim.
- Spróbujmy ją zmniejszyć zanim zniszczy pół parku i kogoś zje. Zna pan transmutację? Możemy spróbować Reparifarge lub Reducio – powiedziała, wymieniając zaklęcia, które jako pierwsze przyszły jej do głowy. Głos lekko jej zadrżał, sytuacja wciąż jawiła jej się nierealistycznie, ale to była cała prawda, właśnie zastanawiała się nad tym, jak obłaskawić gigantyczną i bardzo żarłoczną czekoladową żabę. Nie była pewna, czy jedno zaklęcie zadziała na tak dużą żabę, zwłaszcza jeśli jej powiększenie mogło być skutkiem jakiejś anomalii, więc miała nadzieję, że mężczyzna posiadał choć podstawowe umiejętności w tym zakresie, by jej pomóc.
Sięgnęła do torby w poszukiwaniu różdżki; jak na złość ta zawieruszyła się i straciła kilka cennych sekund, nerwowym ruchem próbując ją wymacać.




Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Charlene Leighton
Charlene Leighton
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Chciałoby się uciec,
ale nie przed wszystkim się da.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5367-charlene-leighton https://www.morsmordre.net/t5375-listy-do-charlie https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5388-skrytka-bankowa-nr-1338 https://www.morsmordre.net/t5387-charlene-leighton

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Mały park
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach