Kawiarnia z czytelnią
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★ [bylobrzydkobedzieladnie]
Kawiarnia z czytelnią
Niezbyt duża kawiarnia, której ściany zapełnione są półkami z książkami. W jednym rogu, na parapecie dużego okna zawsze siedzi jeden z pracowników czytając którąś z baśni i legend. Dookoła czytającego często gromadzi się spora grupka dzieci zasłuchanych w opowieści, podczas gdy ich rodzice w spokoju rozmawiają przy niewielkich, okrągłych stolikach, rozkoszując się przy tym kawą, czy herbatą. Wieczorami czytane na głos powieści skierowane już są dla dorosłych. Czasem posłuchać można romansów lub książek historycznych. Repertuar zawsze wywieszony jest przed restauracją.
W piątki mają miejsce wieczory z Księgami Zakazanymi. Wówczas zaklęte książki wciągają obecnych w kawiarni do środka opowieści. Dzięki temu na własnej skórze przeżyć można całą historię. Opowieści te są w pełni bezpieczne, jeśli tylko słucha się instrukcji obsługi.
W piątki mają miejsce wieczory z Księgami Zakazanymi. Wówczas zaklęte książki wciągają obecnych w kawiarni do środka opowieści. Dzięki temu na własnej skórze przeżyć można całą historię. Opowieści te są w pełni bezpieczne, jeśli tylko słucha się instrukcji obsługi.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:21, w całości zmieniany 1 raz
Po wczorajszym spotkaniu z Alphardem miała zaskakująco dobry humor i nieschodzący z bladoróżowych warg uśmiech, którym obdarowywała każdą miniętą na swojej drodze osobę. Chociaż pierwotnym założeniem ich ostatniej rozmowy, z jej strony oczywiście, był cios ostateczny, zrażenie go do siebie i pokazanie, że pomysł z połączeniem ich węzłem małżeńskim jest wprost absurdalny, tak zdziwiła się tym, w jak umiejętny sposób ją podszedł – czego nie miała mu za złe. Dalej nie rozumiała przyczyny, z powodu której od samego początku znajdowała się pomiędzy nimi nić porozumienia, sposobność do prowadzenia konwersacji, na istotne lub nie, tematy, lecz przestała się jej doszukiwać z dniem wczorajszym – wbrew pozorom również i ona pokładała nadzieję w tym związku, choć do ostatniej chwili starała się wyrzec szczęścia, którego dopatrywała się w osobie lorda.
Dzisiejszy dzień był z kolei dniem pełnym zbiegów okoliczności i krzyżowania dróg z nieznajomymi osobami. Wizyta na Pokątnej nie zakończyła się tak, jak miała, gdy w pewnym momencie wpadła w tłum ludzi, zaś drogę arystokratki zagrodził człowiek odziany w płaszcz; i chociaż nie zwróciła z początku na to uwagi, będąc pewna, że w razie czego jej skrzacia towarzyszka zareaguje odpowiednio, tak, jak ją do tego chyba przygotowywano, nie dostrzegła jej braku obok, gdy rozmarzona gnała posto przed siebie. Podejmując próbę przeciśnięcia się pomiędzy ludźmi w pierwszej kolejności straciła strącony przez czyjąś dłoń kapelusz a gdy już schylała się, by go podnieść, niefortunnie powiodła wzrokiem przed siebie... szybko pożałowała tej decyzji; blade lico oblał czerwony rumieniec, oczy zaś rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy z wrzaskiem i wreszcie zakrywając twarz, zamaszyście podniosła się do pionu. Nie przejęła się tym, że w tym panicznym geście stratowała przechodzącego za nią cukiernika, jak i tym, że w ten sposób uchroniła jego nieskalaną myśl widokiem nagiego mężczyzny, gdy ten bez zawstydzenia pokazywał światu swoje wdzięki.
Potem na szczęście nie widziała już nic, tracąc przytomność oraz grunt pod stopami najwidoczniej z nadmiaru nieprzewidzianych emocji.
Dzisiejszy dzień był z kolei dniem pełnym zbiegów okoliczności i krzyżowania dróg z nieznajomymi osobami. Wizyta na Pokątnej nie zakończyła się tak, jak miała, gdy w pewnym momencie wpadła w tłum ludzi, zaś drogę arystokratki zagrodził człowiek odziany w płaszcz; i chociaż nie zwróciła z początku na to uwagi, będąc pewna, że w razie czego jej skrzacia towarzyszka zareaguje odpowiednio, tak, jak ją do tego chyba przygotowywano, nie dostrzegła jej braku obok, gdy rozmarzona gnała posto przed siebie. Podejmując próbę przeciśnięcia się pomiędzy ludźmi w pierwszej kolejności straciła strącony przez czyjąś dłoń kapelusz a gdy już schylała się, by go podnieść, niefortunnie powiodła wzrokiem przed siebie... szybko pożałowała tej decyzji; blade lico oblał czerwony rumieniec, oczy zaś rozszerzyły się do granic możliwości, kiedy z wrzaskiem i wreszcie zakrywając twarz, zamaszyście podniosła się do pionu. Nie przejęła się tym, że w tym panicznym geście stratowała przechodzącego za nią cukiernika, jak i tym, że w ten sposób uchroniła jego nieskalaną myśl widokiem nagiego mężczyzny, gdy ten bez zawstydzenia pokazywał światu swoje wdzięki.
Potem na szczęście nie widziała już nic, tracąc przytomność oraz grunt pod stopami najwidoczniej z nadmiaru nieprzewidzianych emocji.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Czas w kawiarni spędziłem zaskakująco miło! Naprawdę się tego nie spodziewałem, dlatego postanowiłem przychodzić tam częściej. To był mój debiut w opowiadaniu historii dzieciom, ale może powinienem się przebranżowić i odnaleźć docelowych słuchaczy właśnie w tak małych ludziach? Zazwyczaj starałem się zadręczać osoby dorosłe, ale umówmy się, oni nie są tacy chłonni ani żądni wiedzy. Natomiast dzieci - ach! Umysły jak mięciutka gąbka, zapasy energii nieskończone, pytania niezwykle logiczne i dające do myślenia. Gdyby ktoś mi wcześniej powiedział, że dzisiejsze spotkanie z tymi dziećmi przyniesie mi tyle radości, nigdy bym nie uwierzył! Ledwie wyszedłem z kawiarni, a już zastanawiałem się nad kolejnym spotkaniem. A może powinienem rozpocząć podobny cykl w lodziarni? Już od jakiegoś czasu czułem, że powinniśmy z Florence wprowadzić do naszego lokalu powiew świeżości - niekoniecznie w postaci nowego smaku lodów, a właśnie podobnych atrakcji. Z jednej strony naprawdę chciałem coś tam zorganizować - z drugiej byłem świadomy ograniczeń lokalowych. Pomieszczenie nie było duże, wręcz przeciwnie, dlatego zorganizowanie tam czegokolwiek na pewno byłoby skomplikowane. Czasami zastanawiałem się czy nie warto byłoby wykupić większego miejsca, ale to wiązało się z ogromnymi kosztami, które na chwilę obecną były poza moim zasięgiem. I pewnie będą poza moim zasięgiem bardzo długo. W takim wypadku musiałem cieszyć się z tego co mam i korzystać z podobnych okazji jak ta, żeby się wyżyć pedagogicznie. Chyba musiałem się podzielić częścią tych myśli z Florence - tym właśnie zaprzątałem sobie głowę, kiedy w moje ramiona nagle wpadła jakaś dama.
- Proszę pani? - Przestraszyłem się. Nieczęsto zdarzały mi się podobne sytuacje i przez chwilę nie byłem pewien co robić. - Halo, proszę pani? - Powtarzałem na próżno, chyba musiałem zrobić coś jeszcze. Moje serce nieznacznie przyspieszyło swój bieg - a jeżeli to coś poważnego? Nawet nie mogłem sobie przypomnieć zaklęcia przywołującego magiczne pogotowie, a przecież uczą go nas od dziecka! Dobrze, że nieznajoma była tak niska i leciutka (jak piórko!), dzięki temu mogłem bez większego trudu zejść ze środka chodnika i delikatnie ułożyć ją na ziemi. Od razu sprawdziłem czy oddycha (i modliłem się do Merlina, żeby tak było - nie poradziłbym sobie z trupem), ale na szczęście jej klatka piersiowa poruszała się miarowo. Czy miałem ją teraz lekko spoliczkować? Wylać szklankę zimnej wody? Dać coś do powąchania? Nie miałem zielonego pojęcia jak sobie poradzić w tej niecodziennej sytuacji. Moja siostra by wiedziała, znała się na pierwszej pomocy. Ja postanowiłem złapać ją za wątłe ramiona i lekko szturchnąć. - Słyszy mnie pani? - Chciałem wierzyć, że te pytania w czymś pomogą.
- Proszę pani? - Przestraszyłem się. Nieczęsto zdarzały mi się podobne sytuacje i przez chwilę nie byłem pewien co robić. - Halo, proszę pani? - Powtarzałem na próżno, chyba musiałem zrobić coś jeszcze. Moje serce nieznacznie przyspieszyło swój bieg - a jeżeli to coś poważnego? Nawet nie mogłem sobie przypomnieć zaklęcia przywołującego magiczne pogotowie, a przecież uczą go nas od dziecka! Dobrze, że nieznajoma była tak niska i leciutka (jak piórko!), dzięki temu mogłem bez większego trudu zejść ze środka chodnika i delikatnie ułożyć ją na ziemi. Od razu sprawdziłem czy oddycha (i modliłem się do Merlina, żeby tak było - nie poradziłbym sobie z trupem), ale na szczęście jej klatka piersiowa poruszała się miarowo. Czy miałem ją teraz lekko spoliczkować? Wylać szklankę zimnej wody? Dać coś do powąchania? Nie miałem zielonego pojęcia jak sobie poradzić w tej niecodziennej sytuacji. Moja siostra by wiedziała, znała się na pierwszej pomocy. Ja postanowiłem złapać ją za wątłe ramiona i lekko szturchnąć. - Słyszy mnie pani? - Chciałem wierzyć, że te pytania w czymś pomogą.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ocknęła się po dłuższej chwili. Powoli uchyliła powieki, mrużąc je, gdy jasne światło wdarło się gwałtownie przez kurtynę długich rzęs a dłonią, którą ostrożnie uniosła z ziemi, przysłoniła oczy.
– Co się stało? – Spytała cicho, nie mogąc odnaleźć się w sytuacji. Pamiętała, że przed chwilą szła Pokątną a teraz leżała na brudnym chodniku z tłumem gapiów wokół, którzy zdawali się być całkowicie obojętni na jej los... bladoróżowe wargi ozdobił grymas niezadowolenia, gdy jednak szybko przypomniała sobie o obnażającym się mężczyźnie wśród tłumu, wykrzywiła usta jeszcze bardziej, na samo wspomnienie tego wulgarnego widoku i to, że obcy człowiek trzymał ją za ramiona. Skonfrontowała swoje spojrzenie z tęczówkami mężczyzny, który wpatrywał się na nią z góry; nie wiedziała kim był, nie znała go, lecz wydawał się jej dziwnie znajomy. Na nieszczęście Floreana, pomyślała, że ów mężczyzną bez ubrania był... on. Wrzasnęła więc i niewiele myśląc wymierzyła mu cios z małej piąstki prosto w klatkę piersiową, żeby w końcu zerwać się z ziemi na proste nogi.
– Na Salazara, puszczaj! – uderzyła go w jedną z rąk. – Powinni cię zamknąć za publiczne obnażanie się – gdzie byli aurorzy, gdy byli potrzebni? Zapewniane patrole, kontrole? Gdzie byli ludzie – ponoć skorzy do pomocy – gdy w tłumie ludzi obcy mężczyzna nie dość, że hasał okryty jedynie płaszczem, to w dodatku swobodnie odciągnął ją na bok i położył na ziemi? Zdumiona całym zamieszaniem, rozejrzała się za swoją towarzyszką spaceru, lecz nim ją wypatrzyła, do jej uszu szybko dotarł przeraźliwy krzyk nieopodal.
Nie chcąc narażać się na stratowanie pod tupotem wielu stóp, poczekała, aż sytuacja nieco się uspokoi i dopiero wtedy zapytała przypadkowego przechodnia o przyczynę zbiegowiska. Przyczyna wyjątkowo ją zaskoczyła: ekshibicjonista z Pokątnej przyłapany na gorącym uczynku i schwytany. Czując zażenowanie swoim przedstawieniem, zwróciła się przodem do Floreana.
– A więc to nie ty? – Mimo wszystko odsunęła się jeszcze pół kroku do tyłu, nie spuszczając wzroku z biednego rzemieślnika, wobec którego odczuła pewnego rodzaju litość? przejęcie? przez tą pochopną opinię.
– Co się stało? – Spytała cicho, nie mogąc odnaleźć się w sytuacji. Pamiętała, że przed chwilą szła Pokątną a teraz leżała na brudnym chodniku z tłumem gapiów wokół, którzy zdawali się być całkowicie obojętni na jej los... bladoróżowe wargi ozdobił grymas niezadowolenia, gdy jednak szybko przypomniała sobie o obnażającym się mężczyźnie wśród tłumu, wykrzywiła usta jeszcze bardziej, na samo wspomnienie tego wulgarnego widoku i to, że obcy człowiek trzymał ją za ramiona. Skonfrontowała swoje spojrzenie z tęczówkami mężczyzny, który wpatrywał się na nią z góry; nie wiedziała kim był, nie znała go, lecz wydawał się jej dziwnie znajomy. Na nieszczęście Floreana, pomyślała, że ów mężczyzną bez ubrania był... on. Wrzasnęła więc i niewiele myśląc wymierzyła mu cios z małej piąstki prosto w klatkę piersiową, żeby w końcu zerwać się z ziemi na proste nogi.
– Na Salazara, puszczaj! – uderzyła go w jedną z rąk. – Powinni cię zamknąć za publiczne obnażanie się – gdzie byli aurorzy, gdy byli potrzebni? Zapewniane patrole, kontrole? Gdzie byli ludzie – ponoć skorzy do pomocy – gdy w tłumie ludzi obcy mężczyzna nie dość, że hasał okryty jedynie płaszczem, to w dodatku swobodnie odciągnął ją na bok i położył na ziemi? Zdumiona całym zamieszaniem, rozejrzała się za swoją towarzyszką spaceru, lecz nim ją wypatrzyła, do jej uszu szybko dotarł przeraźliwy krzyk nieopodal.
Nie chcąc narażać się na stratowanie pod tupotem wielu stóp, poczekała, aż sytuacja nieco się uspokoi i dopiero wtedy zapytała przypadkowego przechodnia o przyczynę zbiegowiska. Przyczyna wyjątkowo ją zaskoczyła: ekshibicjonista z Pokątnej przyłapany na gorącym uczynku i schwytany. Czując zażenowanie swoim przedstawieniem, zwróciła się przodem do Floreana.
– A więc to nie ty? – Mimo wszystko odsunęła się jeszcze pół kroku do tyłu, nie spuszczając wzroku z biednego rzemieślnika, wobec którego odczuła pewnego rodzaju litość? przejęcie? przez tą pochopną opinię.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Całe szczęście, że kobieta w końcu się ocknęła! Jeżeli nie obudziłaby się w przeciągu paru minut, zacząłbym się poważnie denerwować, bo kompletnie nie znam się na pierwszej pomocy. Musiałbym zdać się na przechodniach Pokątnej, a muszę niezadowolony zauważyć, że nawet teraz nie zwrócili uwagi na mój problem. Przechodzą obok i nawet się nie zapytają czy czegoś nie potrzebujemy. Może zainteresowaliby się gdybym zaczął krzyczeć i wołać o pomoc, ale tylko może. - Zemdlała pani - wytłumaczyłem szybko, wciąż kucając obok niej w pełnej gotowości do pomocy wstania z brudnego chodnika. W zasadzie mogłem ją wnieść do kawiarni - człowiek zupełnie nie myśli w takich podbramkowych sytuacjach. - Nie wiem dlaczego, może to ta pogoda? - Temperatura, ciśnienie? Nie wiem, nie znam się na ludzkim organizmie, nie potrafię znaleźć przyczyny omdleń. Trzeba było zostać uzdrowicielem - to niezwykłe praktyczny i przydatny zawód. - Ja może przyniosę pani wody - zaproponowałem, bo przyczyna mogła przecież leżeć w odwodnieniu, ale zanim zdążyłem się podnieść, kobieta jakby się przebudziła na nowo i uderzyła mnie w pierś. Odruchowo położyłem w tym samym miejscu dłoń, spoglądając na nią z mieszaniną zdziwienia i złości. Człowiek się stara, pomaga, i dostaje coś takiego w zamian? - Słucham? - Oburzyłem się, wstając z ziemi, energicznym ruchem czyszcząc kolana z ziemi i kurzu. - Ja się obnażam? Drogiej pani coś się pomyliło, nikt się tutaj nie obnaża - powiedziałem z pewnością, bo przecież w przeciwieństwie do kobiety nikogo ani niczego nie widziałem. Zacząłem masować miejsce w które mnie uderzyła, obserwując jak pyta się gapiów o to co w ogóle tutaj zaszło. Doprawdy, dlaczego tak często traktowano mnie jak przestępce, kiedy ja starałem się być miły dla każdej istoty chodzącej po tym globie? - Oczywiście, że nie! Czy ja wyglądam na osobę, która biegałaby nago po Pokątnej? - Może w moich zielonkawych spodniach w groszki nie wyglądałem na osobę do końca normalną, ale przecież nie byłem zboczeńcem. Westchnąłem cicho, chcąc uspokoić rosnące we mnie emocje - ostatnio stałem się o wiele mniej cierpliwy, powinienem zacząć nad tym panować. - Czy dobrze się pani czuje? Może wejdziemy do kawiarni i zamówię coś do picia? - Teraz poczułem się odpowiedzialny za jej zdrowie i nie mogłem jej wypuścić kiedy nie byłem pewny, że znowu gdzieś nie zemdleje. - A może pani nie jadła śniadania? To też sprzyja omdleniom! - Dodałem po chwili, dyskretnie mierząc ją wzrokiem - no chudzinka, to bardzo prawdopodobne. Otworzyłem drzwi do kawiarni, z której przecież przed chwilą wyszedłem, czekając aż pierwsza wejdzie do środka.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
W dzisiejszych czasach pewnym można było być tylko jednej rzeczy: śmierci. Nie oceniała więc, czy ktoś ubrany w zielone spodnie w groszki – doprawdy, co za absurdalny strój! – był ekshibicjonistą, czy jednak nie, wiedziała tylko, że przecież przed chwilą widziała mężczyznę, który pokazywał swoje wątpliwe wdzięki przed nią. Westchnęła, mierząc Floreana wzrokiem a potem spoglądając na tłum przechodzących ludzi.
– Drogi panie, wiem co widziałam. Przed chwilą stał tu mężczyzna, który miał na sobie tylko płaszcz a pod nim nic. – Zaczynała wierzyć, że to wszystko się jej śni, dlatego w manifeście uszczypnęła się w rękę. A gdy uznała, że to nie sen a prawda, skłaniała się ku kolejnej wersji: albo oszalała albo bujała w obłokach. Obie te wersje miały trochę sensu, gdy uświadomiła sobie, że rzeczywiście była ostatnio dość rozkojarzona. Zaskoczona tym ogromem altruizmu Floreana, początkowo dała mu się poprowadzić do kawiarni, lecz po paru metrach przystanęła.
– Dziękuję za pomoc, jednak nie mam czasu na spontaniczne śniadania z nieznajomymi. Obowiązki wzywają, pana z pewnością też. – Mężczyzna z pewnością nie wyglądał na arystokratę – przynajmniej dotychczas nie widziała go na żadnej uroczystości lub zwyczajnie nie zwróciła uwagi – a ona nie była typem osoby rozmawiającej z nieznajomymi ludźmi na ulicy. Dlatego cofnęła się jeszcze pół kroku w tył i wyprostowawszy się dumnie, rozglądnęła się za swoją towarzyszką spaceru. Ta najwidoczniej się zagubiła, co zaczynało niepokoić lady – w końcu w planie dnia nie miała ani pokazu męskich narządów ani poszukiwań służki na ulicy pełnej wątpliwej krwi ludzi.
– Proszę już iść, poradzę sobie. – Dodała stanowczo, krzyżując ręce za plecami i klnąc w myślach na cały dzisiejszy dzień. Chwilę później jej oczom ponownie ukazał się tamten mężczyzna, jednak tym razem prowadzony przez dwójkę strażników pilnujących porządku; cóż, chociaż z początku cieszyła się, tak po zaledwie paru sekundach odwróciła zniesmaczona wzrok: widocznie żaden nie wpadł na pomysł zapięcia płaszcza tak, by ten zakrywał w s z y s t k o.
– Drogi panie, wiem co widziałam. Przed chwilą stał tu mężczyzna, który miał na sobie tylko płaszcz a pod nim nic. – Zaczynała wierzyć, że to wszystko się jej śni, dlatego w manifeście uszczypnęła się w rękę. A gdy uznała, że to nie sen a prawda, skłaniała się ku kolejnej wersji: albo oszalała albo bujała w obłokach. Obie te wersje miały trochę sensu, gdy uświadomiła sobie, że rzeczywiście była ostatnio dość rozkojarzona. Zaskoczona tym ogromem altruizmu Floreana, początkowo dała mu się poprowadzić do kawiarni, lecz po paru metrach przystanęła.
– Dziękuję za pomoc, jednak nie mam czasu na spontaniczne śniadania z nieznajomymi. Obowiązki wzywają, pana z pewnością też. – Mężczyzna z pewnością nie wyglądał na arystokratę – przynajmniej dotychczas nie widziała go na żadnej uroczystości lub zwyczajnie nie zwróciła uwagi – a ona nie była typem osoby rozmawiającej z nieznajomymi ludźmi na ulicy. Dlatego cofnęła się jeszcze pół kroku w tył i wyprostowawszy się dumnie, rozglądnęła się za swoją towarzyszką spaceru. Ta najwidoczniej się zagubiła, co zaczynało niepokoić lady – w końcu w planie dnia nie miała ani pokazu męskich narządów ani poszukiwań służki na ulicy pełnej wątpliwej krwi ludzi.
– Proszę już iść, poradzę sobie. – Dodała stanowczo, krzyżując ręce za plecami i klnąc w myślach na cały dzisiejszy dzień. Chwilę później jej oczom ponownie ukazał się tamten mężczyzna, jednak tym razem prowadzony przez dwójkę strażników pilnujących porządku; cóż, chociaż z początku cieszyła się, tak po zaledwie paru sekundach odwróciła zniesmaczona wzrok: widocznie żaden nie wpadł na pomysł zapięcia płaszcza tak, by ten zakrywał w s z y s t k o.
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Opowiedziana przez nią historia brzmiała absurdalnie. Nagi mężczyzna na Pokątnej? W dodatku w samym środku pięknego dnia? Wśród tłumów zabieganych ludzi? Nic nie trzymało się kupy, ale z wrodzonej uprzejmości postanowiłem jej nie uświadamiać tego absurdu zbyt dobitnie. - Może pani coś się przewidziało, przecież to mało prawdopodobne - zaryzykowałem, biorąc głęboki wdech, który miał mi pomóc w uspokojeniu się po tych okropnych zarzutach. Przez całe życie staram się być miły i pomocny, a kiedy przychodzi co do czego to biorą mnie za truciciela albo ekshibicjonistę. To zaczynało być przykre, naprawdę.
- Proszę pani, śniadanie powinno być ważniejsze od jakichkolwiek innych obowiązków - stwierdziłem z pewnością, kiwając głową na potwierdzenie swych słów. Mama wpoiła mi parę życiowych mądrości i to była jedna z nich. Przecież nie mogłem teraz pozwolić, żeby nieznajoma odeszła i zapewne znowu zemdlała gdzieś za rogiem. - Ja mogę odłożyć swoje obowiązki na później. Pani też powinna - dodałem, dalej przytrzymując jej drzwi do kawiarni. Dlaczego kobiety musiały być takie uparte? Przecież starałem się jej pomóc, a ona zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Dobrze! Następnym razem zlekceważę taką sytuację i pozwolę leżeć biednemu człowiekowi na brudnym chodniku! Przełknąłem ślinę, powstrzymując się przed skrytykowaniem postawy nieznajomej. - Ale... - znowu zacząłem się sprzeciwiać, najwidoczniej nie potrafiłem po prostu zignorować osoby w potrzebie, nawet jeżeli ona wcale nie chciała sięgnąć po pomocną dłoń. - Och - dodałem, widząc jak dwóch funkcjonariuszy odprowadza mężczyznę w rozpiętym płaszczu. Skrzywiłem się, zauważając jego nagość. Czyli kobieta, którą postanowiłem uratować, wcale nie miała omamów! Trochę zrobiło mi się głupio, ale skąd mogłem wiedzieć? To naprawdę brzmiało absurdalnie! - Przepraszam... Najwidoczniej faktycznie istnieją ludzie, którzy biegają nago po Pokątnej - ciekawe gdzie go teraz zabiorą: do więzienia czy na odpowiedni oddział w szpitalu św. Munga? Sam nie wiedziałem co gorsze, ale nigdy nie byłem w żadnych z tych dwóch miejsc, więc tym bardziej ciężko było stwierdzić.
- Proszę pani, śniadanie powinno być ważniejsze od jakichkolwiek innych obowiązków - stwierdziłem z pewnością, kiwając głową na potwierdzenie swych słów. Mama wpoiła mi parę życiowych mądrości i to była jedna z nich. Przecież nie mogłem teraz pozwolić, żeby nieznajoma odeszła i zapewne znowu zemdlała gdzieś za rogiem. - Ja mogę odłożyć swoje obowiązki na później. Pani też powinna - dodałem, dalej przytrzymując jej drzwi do kawiarni. Dlaczego kobiety musiały być takie uparte? Przecież starałem się jej pomóc, a ona zdawała się w ogóle tego nie zauważać. Dobrze! Następnym razem zlekceważę taką sytuację i pozwolę leżeć biednemu człowiekowi na brudnym chodniku! Przełknąłem ślinę, powstrzymując się przed skrytykowaniem postawy nieznajomej. - Ale... - znowu zacząłem się sprzeciwiać, najwidoczniej nie potrafiłem po prostu zignorować osoby w potrzebie, nawet jeżeli ona wcale nie chciała sięgnąć po pomocną dłoń. - Och - dodałem, widząc jak dwóch funkcjonariuszy odprowadza mężczyznę w rozpiętym płaszczu. Skrzywiłem się, zauważając jego nagość. Czyli kobieta, którą postanowiłem uratować, wcale nie miała omamów! Trochę zrobiło mi się głupio, ale skąd mogłem wiedzieć? To naprawdę brzmiało absurdalnie! - Przepraszam... Najwidoczniej faktycznie istnieją ludzie, którzy biegają nago po Pokątnej - ciekawe gdzie go teraz zabiorą: do więzienia czy na odpowiedni oddział w szpitalu św. Munga? Sam nie wiedziałem co gorsze, ale nigdy nie byłem w żadnych z tych dwóch miejsc, więc tym bardziej ciężko było stwierdzić.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zaczynała tracić cierpliwość, szczególnie wtedy, gdy mężczyzna wciąż nie wierzył w jej wersję zdarzeń. Wiedziała przecież co widziała, nie oszalała i nie uderzyła się przed omdleniem w głowę, była zresztą dobrze wychowaną damą, która nie wyzywała obcych na ulicy bez powodu. W ogóle nie wyzywała ludzi, dzisiaj jedynie nazwała rzecz po imieniu! To, że się pomyliła stanowiło zupełnie odrębny problem, ale pomyłki zdarzały się każdemu, prawda? Z wyraźnym niezadowoleniem zrobiła kolejny krok w tył. Nie zamierzała jeść śniadania z obcym, nie, gdy ten w myślach pewnie stawiał ją koło wariatów i szaleńców. Już odmawiała, żegnając się po raz kolejny, kiedy mężczyzna wreszcie dostrzegł to, co powinien dostrzec już chwilę temu. Szybko więc posłała mu chłodne spojrzenie; nieznośne i pełne wymownego "a nie mówiłam?".
– Nie ma za co – Odparła, lecz nie oczekiwała przeprosin. W tej chwili chciała wrócić do domu i zamknąć się w swoich komnatach. – Jednak zalecam rozglądanie się wokół, niźli bujanie w obłokach. Na Pokątnej dzieje się wiele dziwnych rzeczy. To nie powinno pana szczególnie dziwić. – Dodała. Nie brzmiała miło; właściwie w jej głosie pobrzmiewała nuta chłodu i zdziwienia, że mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z ostatnich wydarzeń w tymże miejscu. Chociaż starała się nikogo nie oceniać, w myślach jednak szybko uznała, że to chyba on jest szalony. Nie ze względu na strój, a na bycie zaskakująco – szczerze – uprzejmym. Z tym nie spotykała się zbyt często.
Zerknęła jeszcze raz w stronę ekshibicjonisty i dwóch prowadzących go mężczyzn; ten zaczął się po raz kolejny wyrywać, choć na szczęście znajdował się teraz tyłem do nich.
– Jestem ciekawa jaką dostanie karę. – Bo chyba powinien ją dostać, prawa? Może potraktowanie nieprzyjemnym zaklęciami? Publiczny lincz? Obserwacja na oddziale psychiatrycznym? Cóż, nie wiedziała jaki jest wyrok za publiczne obnażanie się, wiedziała jednak, że gdyby jej ojciec się dowiedział o sytuacji, w której się znalazła: nieszczęśnik szybko by pożałował. A może pożałowałaby i ona, gdyby przewrażliwiona matka zrobiła jej wykład?
[bylobrzydkobedzieladnie]
– Nie ma za co – Odparła, lecz nie oczekiwała przeprosin. W tej chwili chciała wrócić do domu i zamknąć się w swoich komnatach. – Jednak zalecam rozglądanie się wokół, niźli bujanie w obłokach. Na Pokątnej dzieje się wiele dziwnych rzeczy. To nie powinno pana szczególnie dziwić. – Dodała. Nie brzmiała miło; właściwie w jej głosie pobrzmiewała nuta chłodu i zdziwienia, że mężczyzna nie zdawał sobie sprawy z ostatnich wydarzeń w tymże miejscu. Chociaż starała się nikogo nie oceniać, w myślach jednak szybko uznała, że to chyba on jest szalony. Nie ze względu na strój, a na bycie zaskakująco – szczerze – uprzejmym. Z tym nie spotykała się zbyt często.
Zerknęła jeszcze raz w stronę ekshibicjonisty i dwóch prowadzących go mężczyzn; ten zaczął się po raz kolejny wyrywać, choć na szczęście znajdował się teraz tyłem do nich.
– Jestem ciekawa jaką dostanie karę. – Bo chyba powinien ją dostać, prawa? Może potraktowanie nieprzyjemnym zaklęciami? Publiczny lincz? Obserwacja na oddziale psychiatrycznym? Cóż, nie wiedziała jaki jest wyrok za publiczne obnażanie się, wiedziała jednak, że gdyby jej ojciec się dowiedział o sytuacji, w której się znalazła: nieszczęśnik szybko by pożałował. A może pożałowałaby i ona, gdyby przewrażliwiona matka zrobiła jej wykład?
[bylobrzydkobedzieladnie]
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Ostatnio zmieniony przez Aurelia Carrow dnia 12.10.18 22:08, w całości zmieniany 1 raz
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Od razu wyczułem tę niemiłą nutę w jej głosie - chłodną, prawdopodobnie tak samo jak jej skostniałe serce. Jeżeli nie lubiłem czegoś bardziej od deficytu lodów to z pewnością były to niemiłe osoby. Człowiek się stara, rezygnuje ze swoich planów dla umilenia czyjegoś dnia i dostaje tylko to: spojrzenie pogardy, wyrzuty, jakby ta pomoc tylko ich dzień jeszcze bardziej zepsuła. Dobrze, proszę pani, dobrze! Proszę być pewnym, że zapamiętam pani twarz i już nigdy więcej pani nie pomogę, choćby zapaliły się pani te piękne włosy na samym środku zatłoczonego ministerstwa.
Właśnie tak sobie pomyślałem, ale z wiadomych względów nie wypowiedziałem tych słów na głos. Może powinienem, ale mimo wszystko nie potrafiłem. Czasami bywałem zbyt uprzejmy, niepotrzebnie. - Mówi pani, że biegający nago mężczyzna nie powinien mnie dziwić? Cóż, w takim razie wolę pozostać taki niezaznajomiony z codziennością jak teraz - odparłem, zmuszając swe usta do wygięcia się w niewielki uśmiech. Owszem, dziwne rzeczy się działy i to nie tylko na ulicy Pokątnej, ale i w całej Wielkiej Brytanii. Wiedziałem to jeszcze lepiej od niej, i niestety były to rzeczy dużo gorsze od takich dziwolągów jak tamten facet. Westchnąłem, spoglądając w kierunku miejsca, w którym przed chwilą stał wraz z towarzystwem funkcjonariuszy magicznej policji. - Pewnie noc w Tower - zgadywałem, chociaż równie możliwe było również to, że nie zrobią z nim nic. Przez pożar w ministerstwie pewnie mieli dużo innych rzeczy do roboty niż zajmowaniem się taką osobą. Niestety. - A może nie? Nie wiem - dodałem, ponownie skupiając wzrok na swojej rozmówczyni. - Czyli rozumiem, że jednak nie uda mi się namówić pani na coś do jedzenia? - Nie miałem zamiaru dłużej jej na to namawiać, bo jeszcze wyjdę na takiego samego psychola jak tamten nagi mężczyzna. - W takim razie do widzenia, oby w lepszych okolicznościach - powiedziałem, pomału odchodząc od nowo poznanej kobiety. - Proszę na siebie uważać - dodałem na odchodne i zniknąłem w tłumie ludzi (a może nie, może moje spodnie na to nie pozwalały).
zt <3
Właśnie tak sobie pomyślałem, ale z wiadomych względów nie wypowiedziałem tych słów na głos. Może powinienem, ale mimo wszystko nie potrafiłem. Czasami bywałem zbyt uprzejmy, niepotrzebnie. - Mówi pani, że biegający nago mężczyzna nie powinien mnie dziwić? Cóż, w takim razie wolę pozostać taki niezaznajomiony z codziennością jak teraz - odparłem, zmuszając swe usta do wygięcia się w niewielki uśmiech. Owszem, dziwne rzeczy się działy i to nie tylko na ulicy Pokątnej, ale i w całej Wielkiej Brytanii. Wiedziałem to jeszcze lepiej od niej, i niestety były to rzeczy dużo gorsze od takich dziwolągów jak tamten facet. Westchnąłem, spoglądając w kierunku miejsca, w którym przed chwilą stał wraz z towarzystwem funkcjonariuszy magicznej policji. - Pewnie noc w Tower - zgadywałem, chociaż równie możliwe było również to, że nie zrobią z nim nic. Przez pożar w ministerstwie pewnie mieli dużo innych rzeczy do roboty niż zajmowaniem się taką osobą. Niestety. - A może nie? Nie wiem - dodałem, ponownie skupiając wzrok na swojej rozmówczyni. - Czyli rozumiem, że jednak nie uda mi się namówić pani na coś do jedzenia? - Nie miałem zamiaru dłużej jej na to namawiać, bo jeszcze wyjdę na takiego samego psychola jak tamten nagi mężczyzna. - W takim razie do widzenia, oby w lepszych okolicznościach - powiedziałem, pomału odchodząc od nowo poznanej kobiety. - Proszę na siebie uważać - dodałem na odchodne i zniknąłem w tłumie ludzi (a może nie, może moje spodnie na to nie pozwalały).
zt <3
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Nie była niemiła, tak przynajmniej sądziła, a jeśli jednak – niespecjalnie się tym przejęła, bo nie czuła, by zrobiła coś złego. Może gdyby mężczyzna uwierzył w jej historię o ekshibicjoniście z Pokątnej, prowodyrze całego zamieszania, to miałaby teraz wyrzuty sumienia, że potraktowała go w ten sposób. Lecz on szedł w zaparte, sugerował jej, że może miała omamy i uroiła to sobie, prawdopodobnie z braku śniadania – jak więc mogła zmienić nastawienie na to zdecydowanie lepsze? Była tylko kobietą, upartą, w dodatku podchodzącą z rodziny, która długo żywiła urazę, choć nie przyznawała się do tego i stwarzała pozory, że wszystko jest w porządku. A teraz czuła się urażona, skrywając to pod lekkim uśmiechem. Westchnęła, również zapamiętując sobie twarz Floreana, ot, na przyszłość, gdyby znowu dane bym się im było spotkać. Wiedziałaby wtedy, że powinna go unikać lub przynajmniej być wyczulona na to, co mówi.
– W dzisiejszych czasach nic nie powinno pana dziwić. – A może powinno i to ona utraciła pewną część beztroskiego życia nastawiając się, że w każdej chwili i miejscu może stać się coś absurdalnego, czy złego? Nie wiedziała, nie komentowała więcej i nie spoglądała w kierunku mężczyzny prowadzonego przez funkcjonariuszy. Jej wzrok został mocno skalany i wystarczyło na dzisiaj jakichkolwiek wrażeń. Nim zdołała się zaprzeć, znalazła się w progu kawiarni. Już po chwili do jej nosa dostał się zapach świeżej kawy i jedzenia, przez co poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku domagającym się nakarmienia. Postanowiła jednak iść w zaparte; na zadane pytanie pokręciła więc głową.
– Może innym razem, gdy mój wzrok nie zostanie naruszony podobnymi widokami. – Odparła, zdecydowanie przyjemniej, niż wcześniej, choć wiedziała już, że nie zrobiła na Floreanie dobrego wrażenia; nie taki zresztą był cel jej wizyty na Pokątnej. Pożegnała się i poczekała na swoją przyzwoitkę, a potem wraz z nią wróciła do Sandal Castle. Tam pożałowała, że nie skusiła się na kawę; zauważyła już dawno, że picie kawy w zimnych, grubych murach posiadłości nie sprawiało jej tyle radości co wyjście do ludzi.
zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
– W dzisiejszych czasach nic nie powinno pana dziwić. – A może powinno i to ona utraciła pewną część beztroskiego życia nastawiając się, że w każdej chwili i miejscu może stać się coś absurdalnego, czy złego? Nie wiedziała, nie komentowała więcej i nie spoglądała w kierunku mężczyzny prowadzonego przez funkcjonariuszy. Jej wzrok został mocno skalany i wystarczyło na dzisiaj jakichkolwiek wrażeń. Nim zdołała się zaprzeć, znalazła się w progu kawiarni. Już po chwili do jej nosa dostał się zapach świeżej kawy i jedzenia, przez co poczuła nieprzyjemny uścisk w żołądku domagającym się nakarmienia. Postanowiła jednak iść w zaparte; na zadane pytanie pokręciła więc głową.
– Może innym razem, gdy mój wzrok nie zostanie naruszony podobnymi widokami. – Odparła, zdecydowanie przyjemniej, niż wcześniej, choć wiedziała już, że nie zrobiła na Floreanie dobrego wrażenia; nie taki zresztą był cel jej wizyty na Pokątnej. Pożegnała się i poczekała na swoją przyzwoitkę, a potem wraz z nią wróciła do Sandal Castle. Tam pożałowała, że nie skusiła się na kawę; zauważyła już dawno, że picie kawy w zimnych, grubych murach posiadłości nie sprawiało jej tyle radości co wyjście do ludzi.
zt
[bylobrzydkobedzieladnie]
FreedomThere is more than one kind of freedom. Freedom to and freedom from.
Don't underrate it.
Don't underrate it.
Aurelia Carrow
Zawód : opiekunka aetonanów
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
It is part of her beauty, this quality of being not quite there, dreamlike.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
9 IX
Znajdowali się przed jednym z budynków leżących na Ulicy Pokątnej, w jednym z najbardziej istotnych miejsc dla czarodziejskiej społeczności w Wielkiej Brytanii. Choć w ostatnich czasach tłumy już nie były tak wielkie, bo znakomitą większość od miejscu publicznych odstraszała wieść o wprowadzeniu stanu wojennego, to jednak czarodziejów wcale nie brakowało. Trzeba było żyć dalej, zatem ludzie chętnie sięgali również po rozrywki. Dlatego też jedna z ciasnych kawiarenek pełniąca również rolę czytelni w piątkowy wieczór pełna było czarodziejów i czarownic chcących zanurzyć się w lekturze. I to dosłownie. Z pomocą magii blisko trzydzieści osób wkroczyło w książkowy świat. Gdy wreszcie z niego wyszło, realia lekkiej powieści przerodziły się w pełni rzeczywistą makabrę. Dwóch czarodziejów wyjęło różdżki i zaczęło rzucać czarnomagicznymi zaklęciami bez opamiętania i na oślep, zaś ofiary próbowały się skryć pomiędzy regałami. Tylko kilka osób uciekło zanim drzwi zablokowane zostały z pomocą Protego Kletva.
Na miejsce zdarzenia szybko ściągnięta została grupa aurorów, jak i zespół ratowniczy. Szybko okazało się, że mają do czynienia z sytuacją zakładniczą. Dwaj sprawcy opanowali budynek i wykrzykiwali swoje żądania. Kiedy jeden co jakiś czas posyłał zaklęcie w stronę grupy aurorów przez okno, drugi pastwił się nad jedną z osób zatrzymanych w środku. Potrzebowali na miejscu ratowników i w końcu zjawiło się trzech.
Kieran zerknął na ratowniczkę z Czarodziejskiego Pogotowia Ratunkowego. Nawet jeśli było to pokrewieństwo tak dalekie, że aż mocno rozmyte, to jednak Kieran wykazywał pewną troskę o krewniaczkę. W pracy podobne uczucia należało od siebie odsuwać, jednak nic nie mógł poradzić na to, że pozostawał świadom rodzinnych więzów. Spoglądał na Hagrid i już wszystko w niej mu mówiło, że płynie w niej krew Rineheartów. Może to rysy twarzy ją zdradzały, a może dość uparte spojrzenie i ta duma w jej postawie. Ale i tak wszyscy będę w kółko powtarzać, że tak naprawdę jest nieokrzesana jak każdy Hagrid. Domieszka irlandzkiej krwi również się w niej objawiała, w to przynajmniej wierzył, ponieważ też należał do ludzi upartych i obstających przy swoim. Nieopodal znajdowała się córka jego dalekiej kuzynki i miał na to baczenie. Na całe szczęście miała trzymać się z daleka od potencjalnej linii wymiany zaklęć.
– Hagrid! – przywołał ją do siebie stanowczo jednym ryknięciem, aby udowodnić wszystkim zgromadzonym, że nie będzie tolerował sprzeciwu. Zresztą, jego pozycja umocniła się dzięki wzdrygnięciom dwóch młodych aurorów. Wpatrywał się wyczekująco w wysoką i smukłą postać Cecily. – Na razie trzymaj się na uboczu. Dowodzący akcją ściąga jeszcze negocjatora, ale już wiemy, że jest kilka osób rannych, w tym prawdopodobnie jedna ciężko.
Już zdążyli uzgodnić z porywaczami, że ci uwolnią zakładnika, który przekaże dokładną listę żądań. Musieli w pierwszej kolejności nawiązać dialog i przy okazji zabezpieczyć teren, aby nikt nie przeszkadzał podczas akcji. Kieran był jednak trzymany w obwodzie. Polecono mu zająć się odbitymi zakładnikami. Każdy taki zakładnik równie dobrze może okazać się zbrodniarzem.
Znajdowali się przed jednym z budynków leżących na Ulicy Pokątnej, w jednym z najbardziej istotnych miejsc dla czarodziejskiej społeczności w Wielkiej Brytanii. Choć w ostatnich czasach tłumy już nie były tak wielkie, bo znakomitą większość od miejscu publicznych odstraszała wieść o wprowadzeniu stanu wojennego, to jednak czarodziejów wcale nie brakowało. Trzeba było żyć dalej, zatem ludzie chętnie sięgali również po rozrywki. Dlatego też jedna z ciasnych kawiarenek pełniąca również rolę czytelni w piątkowy wieczór pełna było czarodziejów i czarownic chcących zanurzyć się w lekturze. I to dosłownie. Z pomocą magii blisko trzydzieści osób wkroczyło w książkowy świat. Gdy wreszcie z niego wyszło, realia lekkiej powieści przerodziły się w pełni rzeczywistą makabrę. Dwóch czarodziejów wyjęło różdżki i zaczęło rzucać czarnomagicznymi zaklęciami bez opamiętania i na oślep, zaś ofiary próbowały się skryć pomiędzy regałami. Tylko kilka osób uciekło zanim drzwi zablokowane zostały z pomocą Protego Kletva.
Na miejsce zdarzenia szybko ściągnięta została grupa aurorów, jak i zespół ratowniczy. Szybko okazało się, że mają do czynienia z sytuacją zakładniczą. Dwaj sprawcy opanowali budynek i wykrzykiwali swoje żądania. Kiedy jeden co jakiś czas posyłał zaklęcie w stronę grupy aurorów przez okno, drugi pastwił się nad jedną z osób zatrzymanych w środku. Potrzebowali na miejscu ratowników i w końcu zjawiło się trzech.
Kieran zerknął na ratowniczkę z Czarodziejskiego Pogotowia Ratunkowego. Nawet jeśli było to pokrewieństwo tak dalekie, że aż mocno rozmyte, to jednak Kieran wykazywał pewną troskę o krewniaczkę. W pracy podobne uczucia należało od siebie odsuwać, jednak nic nie mógł poradzić na to, że pozostawał świadom rodzinnych więzów. Spoglądał na Hagrid i już wszystko w niej mu mówiło, że płynie w niej krew Rineheartów. Może to rysy twarzy ją zdradzały, a może dość uparte spojrzenie i ta duma w jej postawie. Ale i tak wszyscy będę w kółko powtarzać, że tak naprawdę jest nieokrzesana jak każdy Hagrid. Domieszka irlandzkiej krwi również się w niej objawiała, w to przynajmniej wierzył, ponieważ też należał do ludzi upartych i obstających przy swoim. Nieopodal znajdowała się córka jego dalekiej kuzynki i miał na to baczenie. Na całe szczęście miała trzymać się z daleka od potencjalnej linii wymiany zaklęć.
– Hagrid! – przywołał ją do siebie stanowczo jednym ryknięciem, aby udowodnić wszystkim zgromadzonym, że nie będzie tolerował sprzeciwu. Zresztą, jego pozycja umocniła się dzięki wzdrygnięciom dwóch młodych aurorów. Wpatrywał się wyczekująco w wysoką i smukłą postać Cecily. – Na razie trzymaj się na uboczu. Dowodzący akcją ściąga jeszcze negocjatora, ale już wiemy, że jest kilka osób rannych, w tym prawdopodobnie jedna ciężko.
Już zdążyli uzgodnić z porywaczami, że ci uwolnią zakładnika, który przekaże dokładną listę żądań. Musieli w pierwszej kolejności nawiązać dialog i przy okazji zabezpieczyć teren, aby nikt nie przeszkadzał podczas akcji. Kieran był jednak trzymany w obwodzie. Polecono mu zająć się odbitymi zakładnikami. Każdy taki zakładnik równie dobrze może okazać się zbrodniarzem.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Przeklinała w duchu dzień, w którym zamiast współczucia, w jej żyłach zaczęła krążyć z podekscytowania adrenalina. Cecily nie potrafiła określić, przy którym wezwaniu przestała odbierać otaczający ją świat emocjami, a zaczęła umysłem. Niewiele pamiętała ze swojego pierwszego krytycznego przypadku, jaki przyszło jej ratować, biorąc pod uwagę fakt, że prawie zemdlała na środku ulicy, widząc poszatkowane czarnomagicznymi zaklęciami zwłoki, pokrywające praktycznie każdy cal ulicy.Oczywiście, że sprawa dotyczyła interwencji Biura Aurorów. Co prawda, z owego dnia wyszła nie tylko wzbogacona o nowe, bolesne, aczkolwiek niezbędne doświadczenie zawodowe, ale też nowego przyjaciela – Gabriela. Od owego dnia Cecily przeszła już przez wiele traumatycznych katastrof i sytuacji bez wyjścia, w których mimo powszechnego chaosu udawało jej się uratować wiele, mniej lub bardziej winnych istnień. Dlatego, właśnie kiedy usłyszała wezwanie na kolejne miejsce przestępstwa, Hagrid dopilnowała, by zostać członkiem skierowanej tam ekipy. Dobrze bowiem przypuszczała, że skala tragedii nie jest byle jaka, a do takich wydarzeń oddelegowują jedynie najlepszych. Los chciał by jednym z tych specjalistów był nie kto inny, tylko Kieran Rineheart. Nikt z rodziny Sabriny nie był w stanie powiedzieć, jakie właściwie łączyło ich pokrewieństwo, nawet sama matka Cecily przebąkiwała tylko coś o wójtostwie, ale na tym szczegółowe informacje się kończyły. Nie zmieniało to jednak faktu, iż właśnie Jackie i Kieran byli pierwszymi osobami, którzy wykazali w stosunku do Cily coś na kształt troski, zaraz po jej przybyciu do Londynu. Dziewczyna została przygotowana już na ich specyficzne charaktery, ale o dziwo okazało się, że najwyraźniej miała w sobie więcej z irlandzkich przodków niż przypuszczała, bo podobieństwo dostrzegał nawet największy sceptyk. Nie chodziło nawet o wygląd fizyczny, na tym polu bowiem Cecylia wiele odziedziczyła po swoim postawnym ojcu, ale coś w jej spojrzeniu, czy też sposobie, w jaki marszczyła brwi, kiedy omawiana sprawa wywoływała w Hagrid wątpliwość wręcz krzyczał istotne dane na temat jej pochodzenia. Obecność Kierana nie zapewniała jednak szczególnych wygód, lub też rozluźnienia, a wręcz przeciwnie. Cecily doskonale zdawała sobie sprawę, że albo da z siebie wszystko, albo nic – nie istniał żaden przystanek pomiędzy tymi dwoma stanami. Dotarła zatem na miejsce zdarzenia uzbrojona w swój profesjonalny, zacięty wyraz twarzy i torbę medyczną, jednocześnie uważnie rozglądając się na boki. Donośny głos wuja nie można było pomylić z niczyim innym tonem. Zamrugała kilkakrotnie, niezmiennie zdumiona siłą, z jaką Rineheart mógł oddziaływać na swoje otoczenie zaledwie tym jednym słowem. Nie zwlekając chwili dłużej, czym prędzej znalazła się u boku aurora, rzucając po drodze współczujące spojrzenia parze jego podwładnych. Z jednej strony za nic w świecie nie chciałaby znaleźć się w ich skórze, czuć oddech Kierana na karku i jego badawcze spojrzenie, śledzące każdy swój ruch, ale z drugiej, Cily była pewna, że spod kurateli tego człowieka, nie wyjdą żadni inni ludzie, jak tylko doskonali profesjonaliści, gotowi poradzić sobie w każdej sytuacji.
– Jak długo już znęcają się nad krytycznym? To kwestia czasu nim nie będzie już czego ratować, musicie uzgodnić z nimi nasze wejście do środka jak najszybciej. – Zmrużyła oczy słysząc donośne krzyki zza okien kawiarni, prawie jakby obdzierano biedaka ze skóry, kto wie, czy aby to właśnie się tam nie działo. — Jesteśmy na wasze polecenie, kiedy tylko dasz nam znak, wchodzimy. — W odległości kilku kroków od Cecily stanęła pozostała dwójka ratowników, jeden kolega z kursu uzdrowicieli i drugi — doświadczony magimedyk od urazów pozaklęciowych. Do takich alarmów nie wysyłano świeżaków, życie więzionych czarodziejów mogło zależeć od ułamka sekundy w szybkości ich reakcji. Potrzebowali zatem doświadczonych osób, które miały już do czynienia z aurorami i ich metodami postępowania.
– Jak długo już znęcają się nad krytycznym? To kwestia czasu nim nie będzie już czego ratować, musicie uzgodnić z nimi nasze wejście do środka jak najszybciej. – Zmrużyła oczy słysząc donośne krzyki zza okien kawiarni, prawie jakby obdzierano biedaka ze skóry, kto wie, czy aby to właśnie się tam nie działo. — Jesteśmy na wasze polecenie, kiedy tylko dasz nam znak, wchodzimy. — W odległości kilku kroków od Cecily stanęła pozostała dwójka ratowników, jeden kolega z kursu uzdrowicieli i drugi — doświadczony magimedyk od urazów pozaklęciowych. Do takich alarmów nie wysyłano świeżaków, życie więzionych czarodziejów mogło zależeć od ułamka sekundy w szybkości ich reakcji. Potrzebowali zatem doświadczonych osób, które miały już do czynienia z aurorami i ich metodami postępowania.
Our hearts
become hearts of flesh when we learn where the outcast weeps
Cecily Hagrid
Zawód : Ratownik w Czarodziejskim Pogotowiu Ratunkowym
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
You have not lived today until you have done something for someone who can never repay you
♪
♪
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
– Nie ma mowy o narażaniu zespołu ratowniczego – odparł stanowczo, nie potrafiąc wyzbyć się odrobiny surowości nawet wobec krewniaczki, dalekiej, bo dalekiej, ale jednak krewniaczki. Mierzył ja ostrym spojrzeniem, lecz niebieskich oczu wcale nie dominował chłód, krył się w nim dziki błysk i żar dowodzący istnienia troski. – Dostarczanie niestabilnemu agresorowi kolejnych zakładników to nie jest dobre posunięcie – zechciał wyjaśnić jej łaskawie, czego nie czynił zbyt często, niechętny do łagodnego traktowania osób, które już powinny o reagowaniu w sytuacjach kryzysowych widzieć takie podstawy. Ale Cecily była jeszcze młoda, dopiero wyuczyła się fachu, właściwie wciąż zdobywała kolejne doświadczenia. – Też nie jestem zadowolony z takiego obrotu spraw, ale trzeba działać racjonalnie – dodał już spokojniej, tylko w jej stronę, ostrożnie cedząc słowa, aby nie brzmiały całkowicie łagodnie. Wszak chodziło o jego reputację wiecznie wściekłego aurora, co to nie daje taryfy ulgowej nawet własnej córce. Jackie jednak radziła sobie świetnie, choć czasem, coraz rzadziej, zdarzały jej się drobne potknięcia. To nie był dobry moment na przyrównywanie doświadczenia i determinacji dwóch młodych kobiet różnych profesji, choć równie niebezpiecznych; dwóch młodych kobiet mu bliskich poprzez więzy krwi, nawet jeśli o zupełnie innej sile.
– Musimy lepiej zorientować się w sytuacji.
Odsunął się dwa kroki od Hagrid po to, aby lepiej widzieć drzwi wejściowe do budynku. Grupa aurorów znała już dobrze rozkład pomieszczeń, co przyniosło niezbyt ułatwiającą działanie konkluzję – w wąskich i ciasnych przestrzeniach łatwiej było o popełnienie błędu. Właśnie dlatego potrzebowali cholernego negocjatora, zanim zdecydują się na jakikolwiek ruch. Krzyki biedaka, na którego znów zaczęto po krótkiej przerwie rzucać zaklęcia, tylko zwiększały zniecierpliwienie wszystkich zgromadzonych. Również rosło rozgoryczenie gapiów, co nie rozumieli, że powinni dać służbom możliwość do działania zamiast komentować donośnie każde posunięcie. Rineheart zdołał kilku krzykaczy uciszyć gniewnym spojrzeniem, ale na krótko, bo po oddaleniu się od niego przystanęli z drugiej strony, choć odrobinę ciszej rzucali amatorskimi uwagami.
Pojawienie się negocjatora sprawiło, że odetchnął z ulgą. Mężczyzna rzucił zaklęcie zwiększające siłę jego głosu i zaczął jak najbardziej łagodnie i pojednawczo przemawiać. Jeden ze sprawców nie wycelował w jego stronę żadnego zaklęcia, właściwie odpuścił. Również wrzaski torturowanego zakładnika ustały. Aby ukazać dobrą wolę, siłą wypchnęli przez okno najbardziej poturbowanego mężczyznę, którego natychmiast odciągnięto od budynku i przetransportowano do ratowników. Kieran trzymał się na uboczu, aby umożliwić pracę magomedykom. Na wszelki wypadek ściskał różdżkę w dłoni, nie zdejmując spojrzenia z ofiary. Prędzej czy później będzie musiał zacząć zadawać pytania o czarnoksiężników i sytuację reszty zakładników bez zważania na stan pierwszego uwolnionego czarodzieja.
– Musimy lepiej zorientować się w sytuacji.
Odsunął się dwa kroki od Hagrid po to, aby lepiej widzieć drzwi wejściowe do budynku. Grupa aurorów znała już dobrze rozkład pomieszczeń, co przyniosło niezbyt ułatwiającą działanie konkluzję – w wąskich i ciasnych przestrzeniach łatwiej było o popełnienie błędu. Właśnie dlatego potrzebowali cholernego negocjatora, zanim zdecydują się na jakikolwiek ruch. Krzyki biedaka, na którego znów zaczęto po krótkiej przerwie rzucać zaklęcia, tylko zwiększały zniecierpliwienie wszystkich zgromadzonych. Również rosło rozgoryczenie gapiów, co nie rozumieli, że powinni dać służbom możliwość do działania zamiast komentować donośnie każde posunięcie. Rineheart zdołał kilku krzykaczy uciszyć gniewnym spojrzeniem, ale na krótko, bo po oddaleniu się od niego przystanęli z drugiej strony, choć odrobinę ciszej rzucali amatorskimi uwagami.
Pojawienie się negocjatora sprawiło, że odetchnął z ulgą. Mężczyzna rzucił zaklęcie zwiększające siłę jego głosu i zaczął jak najbardziej łagodnie i pojednawczo przemawiać. Jeden ze sprawców nie wycelował w jego stronę żadnego zaklęcia, właściwie odpuścił. Również wrzaski torturowanego zakładnika ustały. Aby ukazać dobrą wolę, siłą wypchnęli przez okno najbardziej poturbowanego mężczyznę, którego natychmiast odciągnięto od budynku i przetransportowano do ratowników. Kieran trzymał się na uboczu, aby umożliwić pracę magomedykom. Na wszelki wypadek ściskał różdżkę w dłoni, nie zdejmując spojrzenia z ofiary. Prędzej czy później będzie musiał zacząć zadawać pytania o czarnoksiężników i sytuację reszty zakładników bez zważania na stan pierwszego uwolnionego czarodzieja.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Czterdziestoletni William Pichard był już jednym z doświadczonych magomedyków i widział w swoim życiu wiele dziwnych urazów, które były efektem nieszczęśliwych wypadków. Zdarzyło mu się kilka raz doprowadzać do porządku cudze twarze po nieudanych zaklęciach transmutacyjnych. Leczył oparzenia wyrządzone przez wybuchające kociołki. Raz na jakiś czas składał do kupy czarodziejów po nieudanych teleportacjach, musząc przez to dość często szukać tak newraligcznych części ciała, jak nos czy palce, w dwóch różnych lokacjach. Chyba najgorsze w jego karieże przypadki rozszczepień miały miejsce po pierwszomajowym wybuchu anomalii. Brakowało ludzi do udzielania pomocy i panował tak wielki chaos, że nikt nie wiedział, gdzie udać się najpierw i właściwie do jakiego zgłoszenia jest na dobrą sprawę kierowany. Jednak w pamięci bardziej od majowych interwencji utkwiła mu ta jedna czerwcowa. Czasem, gdy nocą zamyka oczy, może dokładnie przypomnieć sobie widok poparzeń i swąd spalenizny, dzikie płomienie wspinające się coraz wyżej. Próbował pomóc jak największej liczbie poszkodowanych, ale nie mógł działać na pół gwizdka. Do Czarodziejskiego Pogotowia dołączył dlatego, że chciał nieść pomoc, angażując się nieco bardziej niż wpatrywanie się na kolejne medyczne przypadki zza solidnego biurka.
Los sprawił, że znów przyszło mu oglądać z boku odbicie zakładników z rąk nieprzewidywalnych ludzi. Naprawdę nie wiedział dlaczego ludzie z taką łatwością robią sobie wzajemnie różne potworności. Gdy myślał o złych uczynkach za wiele, ciążyło mu to na duszy. Ale szybko przestał zastanawiać się nad motywacjami przestępców, bo oto przetransportowano do nich pierwszą ofiarę. Od razu zwrócił uwagę na wyłamaną kość z prawego barku i zmasakrowaną lewą dłoń. Bolesny uraz, ale przynajmniej nie zagrażający życiu ofiary. Choć mogły być też inne zranienia, niewidoczne jednak gołym okiem. Próbował dotknąć poszkodowanego, jednak ten drgnał niespokojnie i odsunął się jak najdalej od jego dłoni z przerażeniem w oczach.
- Jesteś już bezpieczny – wyrzucił z siebie ratownik jak najbardziej łagodnie, jednak jego pacjent wcale nie wydawał się co do tego przekonany i z lękiem zerkał co jakiś czas na starszego, dość rosłego aurora, co znajdował się tuz obok i na wszystko miał baczenie. - Nazywam się William Pichard i jestem ratownikiem – zaprezentował się ze słabym uśmiechem. - A to Cecily Hagrid. Pomożemy ci.
William w pierwszej kolejności podał mocno zdezorientowanemu i obolałemu mężczyźnie eliksir uspokajający. Nie było to łatwe zadanie, bo nijak nie szło przekonać mężczyznę, żeby wypił go od razu. Ale w końcu pochłonął zawartość fiolki. Odprężenie na jego twarzy pozwoliło podać kolejny eliksir, tym razem przeciwbólowy. Umysł stępiony lekami był bardziej skłonny do współpracy.
- Musisz nam teraz powiedzieć o swoich obrażeniach – poprosił spokojnie, kiedy Cecily rzucała zaklęcie mające uwolnić ich od groźnych anomalii. Usłyszenie inkantacji Maxima Paceum i jemu przyniosło spokój.
Los sprawił, że znów przyszło mu oglądać z boku odbicie zakładników z rąk nieprzewidywalnych ludzi. Naprawdę nie wiedział dlaczego ludzie z taką łatwością robią sobie wzajemnie różne potworności. Gdy myślał o złych uczynkach za wiele, ciążyło mu to na duszy. Ale szybko przestał zastanawiać się nad motywacjami przestępców, bo oto przetransportowano do nich pierwszą ofiarę. Od razu zwrócił uwagę na wyłamaną kość z prawego barku i zmasakrowaną lewą dłoń. Bolesny uraz, ale przynajmniej nie zagrażający życiu ofiary. Choć mogły być też inne zranienia, niewidoczne jednak gołym okiem. Próbował dotknąć poszkodowanego, jednak ten drgnał niespokojnie i odsunął się jak najdalej od jego dłoni z przerażeniem w oczach.
- Jesteś już bezpieczny – wyrzucił z siebie ratownik jak najbardziej łagodnie, jednak jego pacjent wcale nie wydawał się co do tego przekonany i z lękiem zerkał co jakiś czas na starszego, dość rosłego aurora, co znajdował się tuz obok i na wszystko miał baczenie. - Nazywam się William Pichard i jestem ratownikiem – zaprezentował się ze słabym uśmiechem. - A to Cecily Hagrid. Pomożemy ci.
William w pierwszej kolejności podał mocno zdezorientowanemu i obolałemu mężczyźnie eliksir uspokajający. Nie było to łatwe zadanie, bo nijak nie szło przekonać mężczyznę, żeby wypił go od razu. Ale w końcu pochłonął zawartość fiolki. Odprężenie na jego twarzy pozwoliło podać kolejny eliksir, tym razem przeciwbólowy. Umysł stępiony lekami był bardziej skłonny do współpracy.
- Musisz nam teraz powiedzieć o swoich obrażeniach – poprosił spokojnie, kiedy Cecily rzucała zaklęcie mające uwolnić ich od groźnych anomalii. Usłyszenie inkantacji Maxima Paceum i jemu przyniosło spokój.
I show not your face but your heart's desire
Beznamiętnie spoglądał na działania magomedyków, którzy mimo wszystko czekali dłuższą chwilę na wyznaczenie im jakiegokolwiek zadania. I Rineheart wcale nie czuł, żeby taki obrót spraw ucieszył kogokolwiek. Z własnego doświadczenia wiedział, że bezczynność potrafi doprowadzić do szału, lecz w takich przypadkach chciałby, żeby uzdrowiciele czekali bezczynnie i nawet nie doczekali się wcale jakiejkolwiek interwencji. Ale ulżyło mu, że ratownicy mają czymś się zająć, zwłaszcza Cecily. Nawet jeśli ich pokrewieństwo było mocno rozmyte, to jednak czaiła się w nim troska o daleką krewniaczkę. Gdy zajęła się pacjentem, prawdopodobnie to ukróciło jej pomysły kreujące niebezpieczną wizję siłowego wtargnięcia do księgarni, aby na miejscu, pomimo dalszej obecności sprawców, nieść pierwszą pomoc poszkodowanym. Brawurowość młodej Hagrid, ta niezwykła chęć do działania, tak naprawdę mogła bardziej wszystkim zaszkodzić. Zresztą, niepotrzebnie się martwił, żaden auror dowodzący taką akcją nie zgodziłby się na podobny heroizm w kontrowersyjnej postaci.
Nie był pewien jakie eliksiry zostały mężczyźnie podane i nie zamierzał kwestionować poczynań ratowników, jednak otępienie widoczne na twarzy poszkodowanego wcale nie napawało go entuzjazmem. Już na swoim przykładzie nauczył się jak działają eliksiry uspokajające, dlatego czuł, że nie będzie łatwo dogadać się z pierwszym dostępnym świadkiem. Nie chciał dręczyć ofiary, jednak potrzebował informacji. Być może uda się uzyskać lepszą wiedzę na temat sprawców, co pomogłoby lepiej zaplanować całą akcję odbicia zakładników.
Zmarszczył brwi, gdy poszkodowany zaczął opowiadać o bolesnym uścisku w piersi, który pojawił się po rzuceniu czaru przez jednego ze sprawców. O niesamowitym bólu w brzuchu i jakby przemieszczaniu się jelit w jego jamie brzusznej. Przy zdawaniu swojej relacji bełkotał, ale na całe szczęście nie zachowywał się gwałtownie i nie szlochał, choć w jego oczach nadal krył się strach. To były ewidentne przykłady na użycie czarnej magii, choć Kieran na chwilę obecną nie spodziewał się niczego innego.
– Opowiedz mi o sprawcach – zażądał stanowczo, nie odrywając intensywnego spojrzenia niebieskich oczu od poszkodowanego. – Musimy dowiedzieć się o nich jak najwięcej.
Ranny mężczyzna drgnął niespokojnie i trudno było oszacować, czy to przez jedno z zaklęć uzdrowicielskich wycelowanych w jego umęczoną dłoń, czy może jednak przez surowy ton aurora.
Nie był pewien jakie eliksiry zostały mężczyźnie podane i nie zamierzał kwestionować poczynań ratowników, jednak otępienie widoczne na twarzy poszkodowanego wcale nie napawało go entuzjazmem. Już na swoim przykładzie nauczył się jak działają eliksiry uspokajające, dlatego czuł, że nie będzie łatwo dogadać się z pierwszym dostępnym świadkiem. Nie chciał dręczyć ofiary, jednak potrzebował informacji. Być może uda się uzyskać lepszą wiedzę na temat sprawców, co pomogłoby lepiej zaplanować całą akcję odbicia zakładników.
Zmarszczył brwi, gdy poszkodowany zaczął opowiadać o bolesnym uścisku w piersi, który pojawił się po rzuceniu czaru przez jednego ze sprawców. O niesamowitym bólu w brzuchu i jakby przemieszczaniu się jelit w jego jamie brzusznej. Przy zdawaniu swojej relacji bełkotał, ale na całe szczęście nie zachowywał się gwałtownie i nie szlochał, choć w jego oczach nadal krył się strach. To były ewidentne przykłady na użycie czarnej magii, choć Kieran na chwilę obecną nie spodziewał się niczego innego.
– Opowiedz mi o sprawcach – zażądał stanowczo, nie odrywając intensywnego spojrzenia niebieskich oczu od poszkodowanego. – Musimy dowiedzieć się o nich jak najwięcej.
Ranny mężczyzna drgnął niespokojnie i trudno było oszacować, czy to przez jedno z zaklęć uzdrowicielskich wycelowanych w jego umęczoną dłoń, czy może jednak przez surowy ton aurora.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Fachowym okiem spoglądał na poszkodowanego, lecz w oczach Williama kryła się też troska, bo nie zawsze był w stanie silić się na beznamiętność. Nauczył się dystansować od pewnych rzeczy, pracę zostawiał za sobą i robił wszystko, aby nie myśleć o niej w wolnym czasie. Nie potrafił jednak zabić w sobie współczucia. Kto lepiej od ratownika może zrozumieć cudzy ból?
- Jak się nazywasz? - spytał ostrożnie, gdy zaczął mieć pewność, że podane eliksiry działają już bez zarzutu, wreszcie obecne w całym krwiobiegu. Serce pompujące krew wydawało się bić już w spokojnym, normalnym tempie. To był dobry znak.
- Peter – odpowiedź przyszła z lekkim opóźnieniem, ale udowadniała, ze kontakt z poszkodowanym wciąż jest możliwy. Zatem eliksir uspokajający podany został w odpowiedniej dawce. Ale w takiej sytuacji wydawać by się mogło, że żadna jego ilość nie mogła okazać się zbyt duża.
Od samego początku, gdy tylko ujrzał tak tragiczny stan lewej dłoni, zastanawiał się jak mógłby ją poskładać. Chwycił delikatnie nadgarstek mężczyzny i uniósł nieco jego dłoń, aby móc przyjrzeć się jej lepiej. Wręcz zmiażdżone paliczki musiały zadawać ogromną boleść. Czy eliksir przeciwbólowy rzeczywiście przepędził ból całkowicie? Każdy paliczek trzeba będzie złożyć znów razem, na każdy rzucić to samo zaklęcie. Tak długotrwały proces wolał zostawić na leczenie w Szpitalu Świętego Munga, gdzie mogli mieć stuprocentową pewność, że magia nie wyrwie się nagle spod kontroli i nie wyrządzi więcej szkód niż pożytku. Zaczął więc zabezpieczać całą dłoń. W miarę możliwości usztywnił ją, nałożył gazę na zranienia i zabandażował. Cecily z kolei zajęła się prawym barkiem, który udało jej się nastawić z pomocą magii. Krótkim skinieniem głowy okazał jej aprobatę.
W międzyczasie słuchał o katuszach, jakim został poddany mężczyzna. Poczuł przerażenie, zwłaszcza na myśl, że jego organy mogły zostać przesunięte a nawet całkowicie usunięte. Natychmiast rzucił Diagno Haemo, chcąc przekonać się, które organy mogą źle funkcjonować, jednak nie wykrył żadnych poważniejszych zmian. Aż odetchnął z ulgą.
Wtedy jednak nadeszło kolejne zaskoczenie. Nauczył się, że aurorom często brakuje wyczucia, jednak w tej chwili to był szczyt wszystkiego. Spojrzał na dojrzałego aurora z jawnym wyrzutem, lecz nie odważył się zaatakować go werbalnie. Nie czuł zresztą, żeby było tu miejsce na dyskusje.
- To dla dobra innych, Peter – szepnął w stronę pacjenta.
Kolejne krzyki dochodząc z zabarykadowanego lokalu sprawiły, że słowa magomedyka stały się bardziej realne niż można było przypuszczać.
- Jak się nazywasz? - spytał ostrożnie, gdy zaczął mieć pewność, że podane eliksiry działają już bez zarzutu, wreszcie obecne w całym krwiobiegu. Serce pompujące krew wydawało się bić już w spokojnym, normalnym tempie. To był dobry znak.
- Peter – odpowiedź przyszła z lekkim opóźnieniem, ale udowadniała, ze kontakt z poszkodowanym wciąż jest możliwy. Zatem eliksir uspokajający podany został w odpowiedniej dawce. Ale w takiej sytuacji wydawać by się mogło, że żadna jego ilość nie mogła okazać się zbyt duża.
Od samego początku, gdy tylko ujrzał tak tragiczny stan lewej dłoni, zastanawiał się jak mógłby ją poskładać. Chwycił delikatnie nadgarstek mężczyzny i uniósł nieco jego dłoń, aby móc przyjrzeć się jej lepiej. Wręcz zmiażdżone paliczki musiały zadawać ogromną boleść. Czy eliksir przeciwbólowy rzeczywiście przepędził ból całkowicie? Każdy paliczek trzeba będzie złożyć znów razem, na każdy rzucić to samo zaklęcie. Tak długotrwały proces wolał zostawić na leczenie w Szpitalu Świętego Munga, gdzie mogli mieć stuprocentową pewność, że magia nie wyrwie się nagle spod kontroli i nie wyrządzi więcej szkód niż pożytku. Zaczął więc zabezpieczać całą dłoń. W miarę możliwości usztywnił ją, nałożył gazę na zranienia i zabandażował. Cecily z kolei zajęła się prawym barkiem, który udało jej się nastawić z pomocą magii. Krótkim skinieniem głowy okazał jej aprobatę.
W międzyczasie słuchał o katuszach, jakim został poddany mężczyzna. Poczuł przerażenie, zwłaszcza na myśl, że jego organy mogły zostać przesunięte a nawet całkowicie usunięte. Natychmiast rzucił Diagno Haemo, chcąc przekonać się, które organy mogą źle funkcjonować, jednak nie wykrył żadnych poważniejszych zmian. Aż odetchnął z ulgą.
Wtedy jednak nadeszło kolejne zaskoczenie. Nauczył się, że aurorom często brakuje wyczucia, jednak w tej chwili to był szczyt wszystkiego. Spojrzał na dojrzałego aurora z jawnym wyrzutem, lecz nie odważył się zaatakować go werbalnie. Nie czuł zresztą, żeby było tu miejsce na dyskusje.
- To dla dobra innych, Peter – szepnął w stronę pacjenta.
Kolejne krzyki dochodząc z zabarykadowanego lokalu sprawiły, że słowa magomedyka stały się bardziej realne niż można było przypuszczać.
I show not your face but your heart's desire
Kawiarnia z czytelnią
Szybka odpowiedź