Piwniczna pracownia alchemiczna I
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Pracownia Valeriego
Ściany obłożone są książkami, fiolkami pustymi i wypełnionymi różnymi specyfikami, zmyślnymi aparaturami, butelkami pełnymi alkoholu, przedmiotami użytecznymi jak i niepotrzebnymi śmieciami. Wszystko co nie zmieściło się na półkach znalazło swoje miejsce w stertach uklepanych po kątach oraz na główkach gwoździ artystycznie poprzybijanych tam gdzie tylko się dało byle tylko wycyganić trochę cennego miejsca.
Tuż za wejściem znajduje się para krzeseł, których oparcia dla wygody są obłożone liniejącymi, zwierzęcymi skórami. Główną atrakcją pracowni jest długi solidny stół przy którym alchemik przygotowuje ingrediencje.
Centralną zaś atrakcją jest palenisko z kotłem. W podłodze znajduje się kratka prowadząca do ścieku w którą alchemik zlewa niewypały.
Tuż za wejściem znajduje się para krzeseł, których oparcia dla wygody są obłożone liniejącymi, zwierzęcymi skórami. Główną atrakcją pracowni jest długi solidny stół przy którym alchemik przygotowuje ingrediencje.
Centralną zaś atrakcją jest palenisko z kotłem. W podłodze znajduje się kratka prowadząca do ścieku w którą alchemik zlewa niewypały.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Valerij Dolohov dnia 25.07.18 8:01, w całości zmieniany 3 razy
Rookwood prychnęła pod nosem na wspomnienie mikstury. Nazwisko niewiele jej mówiło. Miała nadzieję, że to bujda, plotka, nieprawda; nikt nie powinien być tak głupi, by wręczać tym bestiom narzędzie do ręki. To jakby ułożyć usta do pocałunku z dementorem, by wyssał Ci duszę. Głupota. Sigrun po latach doświadczenia z wilkołakami widziała tylko jedno wyjście: wybicie ich wszystkich, co do jednego. Postrzegała ich jako potwory, wynaturzenia, podludzi, niegodnych istnienia i koegzystencji z jedyną godną rasą - czarodziejów czystej krwi. Dotknięci klątwą likantropii stali dla niej nieco wyżej niż mugole, największy brud tego świata, lecz wciąż życia byli niegodni. Miała świadomość, że w pracy często swej władzy nad używała; nie jeden wilkołak stracił przezeń życie, chociaż nie musiał. Rookwood żałowała jedynie, że podobny zabieg nie udał się z każdym futrzakiem jakiego na drodze spotkała.
-Co za kretynka - warknęła rozjuszona Sigrun -Co, chce aby to robactwo miało kontrolę nad sobą, kiedy zmieniają się w krwiożercze bestie?
Cóż za hipokryzja. Najpewniej sama zabiła w swym życiu więcej osób, niźli przeciętny wilkołak; sprawiało jej to radość, rozkosz, potrafiła z morderstwa czerpać niemal seksualną satysfakcję, lecz uważała to za przywilej czarnoksiężników, czarodziejów czystej krwi. Szlam i inne, nie w pelni ludzkie istoty nie miały prawa bytu.
Otwierała już usta, by wygłosić całą tyradę na ten temat, lecz w ostateczności zamknęła jadaczkę; Dolohov zdawał się już zdecydowanie bardziej zainteresowany łuską smoka i snutymi w myślach planami, do którego kociołka ją wrzuci. To już ją nie bardzo interesowało, liczyła jedynie, że zapamięta tę przysługę i odwdzięczy się w odpowiednim momencie: ona nie zapominała o tym, że mogła na niego liczyć. Także i tego wieczoru, bo pomimo szczątkowych informacji i niezbyt bystrego odpisu, odgadł jaki eliksir miała myśli.
-Tak, tak, dokładnie. Eliksir grozy - przytaknęła Sigrun, łapiąc się na myśli, że nazwa ta brzmi głupio. Niewazne, wazne, że działa. A na alkohol nigdy nie trzeba było ją długo namawiać. Chwycila za szklankę, stuknęła nią o szkło Valerija, po czym oboje wypili jednym haustem ich zawartość. Paliło w gardło bardziej, niż by sobie tego życzyła.
Zaraz potem Dolohov wręczył jej niewielką fiolkę wypełnioną czarnym eliksirem, pachnącym rosą, a łowczyni dźwignęła się z miejsca. Ona także miała swoją robotę. Pożegnawszy się z alchemikiem, opuściła na prędce zarówno jego piwnicę, jak i rodzinną kamienicę.
| ztx2
-Co za kretynka - warknęła rozjuszona Sigrun -Co, chce aby to robactwo miało kontrolę nad sobą, kiedy zmieniają się w krwiożercze bestie?
Cóż za hipokryzja. Najpewniej sama zabiła w swym życiu więcej osób, niźli przeciętny wilkołak; sprawiało jej to radość, rozkosz, potrafiła z morderstwa czerpać niemal seksualną satysfakcję, lecz uważała to za przywilej czarnoksiężników, czarodziejów czystej krwi. Szlam i inne, nie w pelni ludzkie istoty nie miały prawa bytu.
Otwierała już usta, by wygłosić całą tyradę na ten temat, lecz w ostateczności zamknęła jadaczkę; Dolohov zdawał się już zdecydowanie bardziej zainteresowany łuską smoka i snutymi w myślach planami, do którego kociołka ją wrzuci. To już ją nie bardzo interesowało, liczyła jedynie, że zapamięta tę przysługę i odwdzięczy się w odpowiednim momencie: ona nie zapominała o tym, że mogła na niego liczyć. Także i tego wieczoru, bo pomimo szczątkowych informacji i niezbyt bystrego odpisu, odgadł jaki eliksir miała myśli.
-Tak, tak, dokładnie. Eliksir grozy - przytaknęła Sigrun, łapiąc się na myśli, że nazwa ta brzmi głupio. Niewazne, wazne, że działa. A na alkohol nigdy nie trzeba było ją długo namawiać. Chwycila za szklankę, stuknęła nią o szkło Valerija, po czym oboje wypili jednym haustem ich zawartość. Paliło w gardło bardziej, niż by sobie tego życzyła.
Zaraz potem Dolohov wręczył jej niewielką fiolkę wypełnioną czarnym eliksirem, pachnącym rosą, a łowczyni dźwignęła się z miejsca. Ona także miała swoją robotę. Pożegnawszy się z alchemikiem, opuściła na prędce zarówno jego piwnicę, jak i rodzinną kamienicę.
| ztx2
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Piwniczne okienko było uchylone. Wciąż było czuć wilgoć z którą alchemik starał się walczyć i z tego też powodu palenisko używane do grzania kotła w tym momencie grzało całe pomieszczenie paląc się mocnym ogniem goniącym tkwiącą w szczelinach posadzki wodę za okno. Sam Dolohov chodził wzdłuż swojej pracowni w tą i z powrotem trzymając w dłoni kartkę spisaną przez nikogo innego jak siebie samego. Wypełniona była od góry do dołu, od lewej do prawej gąszczem numerologicznych obliczeń. Wszystkie były skomplikowane i zawiłe. Dotyczyły kilku konkretnych przypadków dając tym samym po przeliczeniu kilka konkretnych obliczeń. Przypadkami byli chorzy na sinicę. Dolohov przeprowadził gruntowny zestaw pytań dotyczący tego przy jakich zaklęciach zaznawali jej objawów oraz tego przy jakim konkretnie uroku choroba pochłonęła ich doszczętnie. Następnie Valerij przeanalizował rzeczone czary pod kątem numerologicznym w sposób chorobliwie skrupulatny. Nie miał bowiem co do tego złudzeń, że odpowiednie czary przyciągają odpowiednie anomalie, które niczym pasożyty podczepiały się i zaburzały strukturę zaklęć by dostać się z powietrza, otoczenia przez różdżkę do ofiary - czarodzieja. W tym momencie należało doszukać się analogi i sformować wniosek. Do tego potrzebował jeszcze czasu.
Stojące na jego stoliku fiolki, ku którym przeniósł swoje spojrzenie a w których znajdowały się próbki ziem z miejsc w których wystąpiła anomalia. Przeważnie ziemi, lecz były też gałązki, trafił się ślimak - wszystko to było zalane alchemicznym naparem tak samo jak kawałki próbek pobranych od pacjentów. Był to odczynnik mający zmierzyć czarno magiczne stężenie cząstek powiązanych z anomaliami. Stężenie to było szacowane właśnie przez ta ciecz, która w przeciągu kolejnej doby w zależności od stężenia miała przyjąć różne odcienie zieleni. Potem należało to wszystko porównać - wyniki czarnomagicznych cząstek bytujących na terenach anomaliowych, z tymi zawiązanymi w chorych do uroków jakich ci chorzy użyli, a które to doprowadziły do zakażenia.
Potrzebował na to jeszcze chwili. W tym czasie jeszcze raz przeliczy zaklęcia przypadku numer trzy. Chyba wkradł mu się błąd...
|Badania Barwinka (Etap I, 1.3 a), numerologia II
Stojące na jego stoliku fiolki, ku którym przeniósł swoje spojrzenie a w których znajdowały się próbki ziem z miejsc w których wystąpiła anomalia. Przeważnie ziemi, lecz były też gałązki, trafił się ślimak - wszystko to było zalane alchemicznym naparem tak samo jak kawałki próbek pobranych od pacjentów. Był to odczynnik mający zmierzyć czarno magiczne stężenie cząstek powiązanych z anomaliami. Stężenie to było szacowane właśnie przez ta ciecz, która w przeciągu kolejnej doby w zależności od stężenia miała przyjąć różne odcienie zieleni. Potem należało to wszystko porównać - wyniki czarnomagicznych cząstek bytujących na terenach anomaliowych, z tymi zawiązanymi w chorych do uroków jakich ci chorzy użyli, a które to doprowadziły do zakażenia.
Potrzebował na to jeszcze chwili. W tym czasie jeszcze raz przeliczy zaklęcia przypadku numer trzy. Chyba wkradł mu się błąd...
|Badania Barwinka (Etap I, 1.3 a), numerologia II
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 60
'k100' : 60
Przyjrzał się dokładniej zapisywanemu równaniu zdając sobie po chwili sprawę z tego, że tonie błąd tylko niewyraźnie zapisany znak. Poprawił go wyraźniej, a potem jeszcze raz wszystko przejrzał stojąc i trzymając pergamin w rękach. Wystarczająco dużo przesiedział przy biurku wyprowadzając te wszystkie wyliczenia. Potrzebował odskoczni i taką sobie też zapewniał.
Gdy wszystko zdawało się wyglądać na poprawne odłożył pergamin na biurko, dołożył do ognia drewna i zaczął przyglądać się probówkom i kolorze znajdującej się w niej cieczy. Woda mętniała w niektórych. Należało zbroić się jednak w cierpliwość. Nie zamierzał przekazać Cassandrze błędnych informacji, które mogły zniweczyć tak skrupulatnie przygotowanych przez nią badań. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Uzbroił się więc w cierpliwość tak jak zwykle to bywało gdy na efekty pewnych alchemicznych eksperymentów należało czekać. Nie miał z tym problemów. Tak w końcu wyglądała jego codzienność -na czekaniu.
Gdy barwa się wyklarowała, a rezultat badania dało się jednoznacznie określić Dolohov zapisał spostrzeżenia, dokonując kolejnych wyliczeń i zestawiając je z tymi których sam dokonał. Zadumał się dłużej nad sformowaniem wniosku, który ze starannością zapisał na pergaminie,a który wraz z dokumentacją zamierzał dostarczyć wiedźmie. To był długi dzień, a może już noc...?
|zt
Gdy wszystko zdawało się wyglądać na poprawne odłożył pergamin na biurko, dołożył do ognia drewna i zaczął przyglądać się probówkom i kolorze znajdującej się w niej cieczy. Woda mętniała w niektórych. Należało zbroić się jednak w cierpliwość. Nie zamierzał przekazać Cassandrze błędnych informacji, które mogły zniweczyć tak skrupulatnie przygotowanych przez nią badań. Wszystko musiało być dopięte na ostatni guzik. Uzbroił się więc w cierpliwość tak jak zwykle to bywało gdy na efekty pewnych alchemicznych eksperymentów należało czekać. Nie miał z tym problemów. Tak w końcu wyglądała jego codzienność -na czekaniu.
Gdy barwa się wyklarowała, a rezultat badania dało się jednoznacznie określić Dolohov zapisał spostrzeżenia, dokonując kolejnych wyliczeń i zestawiając je z tymi których sam dokonał. Zadumał się dłużej nad sformowaniem wniosku, który ze starannością zapisał na pergaminie,a który wraz z dokumentacją zamierzał dostarczyć wiedźmie. To był długi dzień, a może już noc...?
|zt
18 V
Jak zwykle był wieczór bo też taką porą najlepiej mu się pracowało - kiedy większość domowników już spała, a on sam właściwie się budził do życia. Do swojego prawdziwego życia wypełnionego tajemnicą, ingrediencjami, bulgoczącym kotłem, trzaskającym pod nim paleniskiem, dymem, nauką i przede wszystkim magią. Wydobywał ją z każdej cząstki mniej, bardziej ożywionej, jak i nieożywionej materii przy pomocy wyszukanych, długotrwałych procesów. Tak miało być i dziś. W pracowni oświetlonej pół tuzinem świec, trzymając w oczodole powiększające szkiełko wyrywał z wypchanego jeżozwierza pincetą kolce. Nie byle jakie, lecz te szczególne, które zmieniały swój odcień z jasnego na ciemny na swej długości częściej niż czterokrotnie. Nucił przy tym pod nosem jakaś rosyjską balladę w tym samym języku. Za jego plecami w kotle bulgotała ziołowa baza pod eliksir składająca się z utartego żywego imbiru i garści suszonego lubczyku. Rozpościerał on w pracowni pikantno-słodką woń przywodzącą na myśl jakiś dziwny rosół.
Gdy wybrał pięć kolców zaczął ścierać je na tarce o drobnych oczkach uważając by pył z ciemnej części nie mieszał się z jasnym - w tym celu ucierał ingrediencję nad dwoma talerzykami i przed przejściem na inny odcień przecierał dokładnie narzędzie swojej pracy. Był to proces mozolny, jednak on ani na chwilę nie tracił zainteresowania. Gdy skończył - jasny pył z kolców jeżozwierza wymieszał w moździerzu z aloesem. Gdy powstała jednolita masa podszedł z nią do kotła i wyłożył ją do wody, która momentalnie zmętniała przybierając barwę rozwodnionej gliny albo jak ktoś wolał być podręcznikowym gestapo - mleczny. Dolał do naparu następnie trzy pinty zimnej wody. Zamieszał różdżką, której koniec po tym oblizał. Zamlaskał kilkakrotnie badając gorycz uzyskanego naparu w którym ostatecznie w tym właśnie momencie ułożył bezoar, który ciężko opadł na dno. Dolohov wyczekiwał następnie aż napar się zagotuje, a gdy to nastąpiło dosypał resztę pyłu z kolców jeżozwierza.
|Gotuję: antidotum na niepowszechne trucizny; Zużywam: bezoar; Alchemia V; Eliksiry +29
Jak zwykle był wieczór bo też taką porą najlepiej mu się pracowało - kiedy większość domowników już spała, a on sam właściwie się budził do życia. Do swojego prawdziwego życia wypełnionego tajemnicą, ingrediencjami, bulgoczącym kotłem, trzaskającym pod nim paleniskiem, dymem, nauką i przede wszystkim magią. Wydobywał ją z każdej cząstki mniej, bardziej ożywionej, jak i nieożywionej materii przy pomocy wyszukanych, długotrwałych procesów. Tak miało być i dziś. W pracowni oświetlonej pół tuzinem świec, trzymając w oczodole powiększające szkiełko wyrywał z wypchanego jeżozwierza pincetą kolce. Nie byle jakie, lecz te szczególne, które zmieniały swój odcień z jasnego na ciemny na swej długości częściej niż czterokrotnie. Nucił przy tym pod nosem jakaś rosyjską balladę w tym samym języku. Za jego plecami w kotle bulgotała ziołowa baza pod eliksir składająca się z utartego żywego imbiru i garści suszonego lubczyku. Rozpościerał on w pracowni pikantno-słodką woń przywodzącą na myśl jakiś dziwny rosół.
Gdy wybrał pięć kolców zaczął ścierać je na tarce o drobnych oczkach uważając by pył z ciemnej części nie mieszał się z jasnym - w tym celu ucierał ingrediencję nad dwoma talerzykami i przed przejściem na inny odcień przecierał dokładnie narzędzie swojej pracy. Był to proces mozolny, jednak on ani na chwilę nie tracił zainteresowania. Gdy skończył - jasny pył z kolców jeżozwierza wymieszał w moździerzu z aloesem. Gdy powstała jednolita masa podszedł z nią do kotła i wyłożył ją do wody, która momentalnie zmętniała przybierając barwę rozwodnionej gliny albo jak ktoś wolał być podręcznikowym gestapo - mleczny. Dolał do naparu następnie trzy pinty zimnej wody. Zamieszał różdżką, której koniec po tym oblizał. Zamlaskał kilkakrotnie badając gorycz uzyskanego naparu w którym ostatecznie w tym właśnie momencie ułożył bezoar, który ciężko opadł na dno. Dolohov wyczekiwał następnie aż napar się zagotuje, a gdy to nastąpiło dosypał resztę pyłu z kolców jeżozwierza.
|Gotuję: antidotum na niepowszechne trucizny; Zużywam: bezoar; Alchemia V; Eliksiry +29
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Pył po zetknięciu z powierzchnia naparu zajął się ogniem nie pozostawiając po sekundzie po sobie jakiegokolwiek śladu. Dolohov pomieszał nad naparem różdżką w konkretny sposób celem wydobycia pożądanej magii. Obserwował po tym taflę naparu przez kolejny kwadrans. Będąc upewnionym, że wszystko przebiegło po jego myśli, a eliksir się udał, zdjął kocioł znad paleniska i przelał zawartość do wiadra w którym mikstura miała odpoczywać i stygnąć. Valerij bardzo dokładnie chochlą oskrobał zawartość kociołka, który następnie zasypał solą i zalał wodą. Poruszył nad całością różdżką pozostawiając złoty kociołek do odmoknięcia. Chciał w ten sposób zdezynfekować kociołek z magicznych zaburzeń, które mogły nagromadzić się w porach kotła. Przeważnie nie stosował podobnych zabiegów uważając, że zanieczyszczenia pozostałe po tradycyjnym płukaniu mają marginalny wpływ na kolejny gotowany specyfik, jednak dzisiejszej nocy planował zabrać się za trudne zlecenie dotyczące ich sprawy.
Po tym, jak tak zostawił kociołek podszedł do kawałka stołu, na którym czekały sporządzone przez niego notatki. Wszystkie byłe efektem wczorajszej wizyty w B&B, gdzie wraz z lady Burke próbował wyznaczyć ingrediencje, które w kontakcie z włosiem buchonorożca osiągały najbardziej stabilne efekty przy zachowaniu odpowiedniego poziomu mocy pozwalającego na wykreowanie przez Valerija pożądanego efektu końcowego. Alchemik przeczytał wszystkie sporządzone przez siebie spostrzeżenia, przypominając sobie problematykę zagadnienia nad którym w tym momencie pragnął popracować. W niewielkiej skrzyneczce stojącej obok znajdowały się rzeczone ingrediencje. Roztworzył ja gdy skończył wyjmując ingrediencje. Najwięcej było rzeczonego włosia buchnorożca mającego stanowić serce eliksiru. W trakcie badań trafił na trop tego, że bezoar doskonale komponował się z sierścią, tworząc w połączeniu i przy odpowiedniej temperaturze na powierzchni błękitna skorupę. Był to pewien postęp, jednak Valerij ciągle nie mógł dojść do tego, jaka ingrediencja roślinna mogłaby z powodzeniem wejść w skład eliksiru. Mógł wybrać tylko jedną. W tym momencie miał do tej pozycji dwóch pretendentów w postaci mięty oraz skrzeloziela. Potrzebował przeprowadzić dodatkowych testów. Wyjął więc liczne probówki, rurki, kolby i zabrał się za dzieło.
|Badania: mikstura kryształu, etap II c, E= 24
Po tym, jak tak zostawił kociołek podszedł do kawałka stołu, na którym czekały sporządzone przez niego notatki. Wszystkie byłe efektem wczorajszej wizyty w B&B, gdzie wraz z lady Burke próbował wyznaczyć ingrediencje, które w kontakcie z włosiem buchonorożca osiągały najbardziej stabilne efekty przy zachowaniu odpowiedniego poziomu mocy pozwalającego na wykreowanie przez Valerija pożądanego efektu końcowego. Alchemik przeczytał wszystkie sporządzone przez siebie spostrzeżenia, przypominając sobie problematykę zagadnienia nad którym w tym momencie pragnął popracować. W niewielkiej skrzyneczce stojącej obok znajdowały się rzeczone ingrediencje. Roztworzył ja gdy skończył wyjmując ingrediencje. Najwięcej było rzeczonego włosia buchnorożca mającego stanowić serce eliksiru. W trakcie badań trafił na trop tego, że bezoar doskonale komponował się z sierścią, tworząc w połączeniu i przy odpowiedniej temperaturze na powierzchni błękitna skorupę. Był to pewien postęp, jednak Valerij ciągle nie mógł dojść do tego, jaka ingrediencja roślinna mogłaby z powodzeniem wejść w skład eliksiru. Mógł wybrać tylko jedną. W tym momencie miał do tej pozycji dwóch pretendentów w postaci mięty oraz skrzeloziela. Potrzebował przeprowadzić dodatkowych testów. Wyjął więc liczne probówki, rurki, kolby i zabrał się za dzieło.
|Badania: mikstura kryształu, etap II c, E= 24
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 88
'k100' : 88
W rurkach bulgotało, "blupało" i stękało. Napar testowy ważony w kolbie uciekając przez pożółkłą rurkę zmieniał swą barwę z przezroczytego, na granatowy, by następnie po wycieknięciu i połączeniu się z mdło różowa wodą w podłużnej fiolce przybrać odcień głębokiej zieleni. Valerij pomieszał probówkową na którą to wytrwale zezował. Pod wpływem tegoż zabiegu na ściankach tejże osadził się kożuch podobny do tego, który wyściela powierzchnię zagotowanego mleka. Rosjanin hymknął przeciągle, chwytając w ten sam czas pióro którym odnotował zapalczywością efekt, jak i wnioski, które były w tym przypadku kluczowe. Zadowolony z siebie wstał z krzesła na którym garbił się przez ostatni czas. Przeciągnął się i drapiąc po brodzie udał się w stronę swojego barku. Wynalazł butelkę orzechówki, nalał jej sobie do szklanki. Posiorbując podszedł do złotego kociołka, który był w trakcie odmakania. Po tym, jak dopił resztę trunku, a szklankę odstawił na bok, podwiną rękaw koszuli i umoczył rękę. Dłonią ślizgał się po wewnętrznej powierzchni magicznego garnka. Nie czuł spiekoty na opuszkach. Było więc dobrze. Przechylił kocioł wylewając wodę do kratki. Umył go i dokładnie osuszył. Przed ustawieniem nad paleniskiem wysmarował ze skrupulatnością dno kotła mirrą. Następnie stał nad kotłem trzymając dłoń ja jego zewnętrznej ścianie - badał w ten sposób temperaturę. Gdy powierzchnia z którąś się stykał była już gorąca, a zapach mirry wręcz dusił sięgnął po słoik z wodą w którym to od trzech ni marynował się kamień księżycowy z liśćmi waleriany. Zawartość roztworzonego słoika znalazła się wewnątrz kotła. Podniósł się przy tym wielki obłok aromatycznej pary. Gdy rozbiegła się po pracowni, a Dolohov był wstanie dostrzec powierzchnię ważonej mikstury doprawił ją łyżka stołową olejku różanego. Poruszył nad wywarem różdżką i nakrył go pokrywką. Zaczął zastanawiać się jakiej ingrediencji zwierzęcej powinien użyć mając oczywiście na uwadze obecną konsystencję wywaru. W grę wchodziły wyłącznie pióra mające wpłynąć na lekkość. Oczywistym wyborem były pióra memortka, zebrane koniecznie po śmierci, a nie za życia. Miały doskonały wpływ na tak potrzebną z założenia retorykę zażywającego. Do tego, hm... Dolohov błądził swym wzrokiem po przeszklonych gablotkach decydując się ostatecznie również na pawie pióro - dumne, silne, dobrze komponujące się ze złotem. To też nalazło się w kotle. Zaraz po tym, jak w pieniącym się naparze znikły chorągiewki pierza, Valerij wrzucił do gara złotą obrączkę. Piana momentalnie w tym momencie opadła, zniknęła. Alchemik zaś ze skupieniem zaczął mieszać wywar obserwując jego zmieniającą się konsystencję. Gdy po zaobserwowaniu wszystkich parametrów zdobył pewność że już czas - dodał serce eliksiru, krew jednorożca.
|Felix Felicis, zużywam krew jednorożca od Dei, A=V, E=29
|Felix Felicis, zużywam krew jednorożca od Dei, A=V, E=29
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 47
'k100' : 47
Mikstura się nie powiodła. Dolohov zasępił się zastanawiając się gdzie popełnił błąd. Powinien policzyć szczeciny na pawim piórze, może trochę mniej rozcieńczyć napar... Może...
Mleko się rozlało tak samo jak zawartość przechylonego ku kratce w podłodze prowadzącą do ścieku w którym prawdopodobnie lęgły się rzeczy które nie śniły się nawet numerologom. Naturalnie zaraz zabrał się również do szorowania kotła. Skrupulatnie cal o calu. Wytarł go do sucha postanawiając kolejną próbę popełnić nieco inaczej. Suchy kocioł postawił nad paleniskiem wsypując do jego wnętrza pięć miarek mąki z łusek ramory. Prażył pył pilnując by ogień nie był zbyt odważny. Gdy biel zmieniła barwę na złotawy dodał dwie pinty wody miodowej która w kontakcie z utartym prochem miała dać kwaśny odczyn, nawet nieco żrący. Zamiar ten się powiódł, bo już po chwili z kotła buchała para która nieprzyjemnie piekła skórę twarzy i łzawiąc oczy. Rosjanin płacząc podszedł do komody wygrzebując z jej szuflady jak gdyby opaskę na oczy do spania. Była z jakiejś skóry. Ściśle przylegała do twarzy i miała w miejscach na oczy przeszklone, okrągłe otwory pozwalające widzieć przez nie jak przez okulary. Twarz obwiązał chustą której materiał zwilżył w jakiejś galarecie która miała chronić jego układ oddechowy przed wyniszczeniem.
Gdy wszystko zaczęło wrzeć Dolohov poruszył nad naparem różdżką wzmagając krążącą nad nią magiczną energię. Trzy w lewo, pięć w prawo i skruszonego księżycowego kamienia garść. Złotej biżuterii już nie miał. Poświęcił więc monetę ze złota – jej dodanie wywołało gwałtowną fioletową pianę która niebezpiecznie groziła wykipieniem. Cztery krople olejku różanego jednak załagodziło sytuację. Valerij zmienił również kolejny składnik roślinny tym razem wybierając kwiat dyptamu, które mimo wszystko dobrze podbijała moc naparu. Podobnie zresztą jak pawie pióro, którego szczeciny policzył ze skrupulatnością upewniając się tym razem po dziesięć razy że ich ilość po obydwu stronach jest parzysta.
Widząc, że mikstura stała się za gęsta zrezygnował z piór memortka n a rzecz krwi tego sworznia. Dobrze. Teraz...teraz pozostawało wygasić płomień pod kotłem. Gdy tafla naparu była już spokojna alchemik dodał serce eliksiru z krwi jednorożca. Poruszył różdżką....
|Felix Felicis, zużywam krew jednorożca od Quentina, A=V, E=29
Mleko się rozlało tak samo jak zawartość przechylonego ku kratce w podłodze prowadzącą do ścieku w którym prawdopodobnie lęgły się rzeczy które nie śniły się nawet numerologom. Naturalnie zaraz zabrał się również do szorowania kotła. Skrupulatnie cal o calu. Wytarł go do sucha postanawiając kolejną próbę popełnić nieco inaczej. Suchy kocioł postawił nad paleniskiem wsypując do jego wnętrza pięć miarek mąki z łusek ramory. Prażył pył pilnując by ogień nie był zbyt odważny. Gdy biel zmieniła barwę na złotawy dodał dwie pinty wody miodowej która w kontakcie z utartym prochem miała dać kwaśny odczyn, nawet nieco żrący. Zamiar ten się powiódł, bo już po chwili z kotła buchała para która nieprzyjemnie piekła skórę twarzy i łzawiąc oczy. Rosjanin płacząc podszedł do komody wygrzebując z jej szuflady jak gdyby opaskę na oczy do spania. Była z jakiejś skóry. Ściśle przylegała do twarzy i miała w miejscach na oczy przeszklone, okrągłe otwory pozwalające widzieć przez nie jak przez okulary. Twarz obwiązał chustą której materiał zwilżył w jakiejś galarecie która miała chronić jego układ oddechowy przed wyniszczeniem.
Gdy wszystko zaczęło wrzeć Dolohov poruszył nad naparem różdżką wzmagając krążącą nad nią magiczną energię. Trzy w lewo, pięć w prawo i skruszonego księżycowego kamienia garść. Złotej biżuterii już nie miał. Poświęcił więc monetę ze złota – jej dodanie wywołało gwałtowną fioletową pianę która niebezpiecznie groziła wykipieniem. Cztery krople olejku różanego jednak załagodziło sytuację. Valerij zmienił również kolejny składnik roślinny tym razem wybierając kwiat dyptamu, które mimo wszystko dobrze podbijała moc naparu. Podobnie zresztą jak pawie pióro, którego szczeciny policzył ze skrupulatnością upewniając się tym razem po dziesięć razy że ich ilość po obydwu stronach jest parzysta.
Widząc, że mikstura stała się za gęsta zrezygnował z piór memortka n a rzecz krwi tego sworznia. Dobrze. Teraz...teraz pozostawało wygasić płomień pod kotłem. Gdy tafla naparu była już spokojna alchemik dodał serce eliksiru z krwi jednorożca. Poruszył różdżką....
|Felix Felicis, zużywam krew jednorożca od Quentina, A=V, E=29
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 36
'k100' : 36
I nagle z powierzchni uwarzonej mikstury wystrzeliła fontanna miękkiej piany obryzgując wszystko dookoła! Dolohov będąc w szoku zastygł będąc oblepiony całą srebrnawą chmurą delikatnych pęcherzyków w niemałej konsternacji. Przynajmniej dopóki piana nie zaczęła go piec w odsłonięte fragmenty skóry. Trochę spanikowany pobiegł wówczas do łazienki opłukać się. Tragedia! Później gdy udało doprowadzić mu się ten cały bałagan do porządku kontemplował ze szklanką pokolorowanego spirytusu. Być może to kwestia zniwelowanego balansu pomiędzy szlachetnością, a jej brakiem w składnikach...? Postanowił spróbować raz jeszcze. Tak jak poprzednio zaczął od przygotowania kwaśnego, żrącego roztworu poprzez wymieszanie podprażonej mąki z łusek ramory oraz wody miodowej. Dokładnie w takiej samej proporcji jakiej użył poprzednio: pięć miarek proszku na dwie pinty cieczy. Tu był pewien, że co do tego połączenia nie może mieć żadnego ale.
Bez zmian w dalszej kolejności dodał skruszoną garść kamienia księżycowego i z bólem serca i wewnętrznym wyciem duszy poświęcił drugą złotą monetę godząc się na to, że na bułki w takim rozrachunku starczy mu funduszy jedynie do przyszłego tygodnia. Czego jednak się nie robiło dla udanego eksperymentu....
Zmiany zaczął wprowadzać od teraz. Zamiast olejku różanego dodał jako katalizator łyżkę stołową goździków. Poruszył różdżką pomagając ingrediencji odpowiednio zadziałać na napar, którego zapach stał się lżejszy. Bez wątpienia stało się tak również za zasługą kwiatu dyptamu, który jak poprzednio tak i teraz zagościł w składzie trzeciego już tego wieczoru podejścia.
Gdy napar zgęstniał Dolohov go już nie rozcieńczał. Nie zdecydował się tym razem na pióra postanawiając zastąpić je bardziej neutralnymi ingrediencjami takimi jak pancerzyki chropianka oraz pancerzykami chitynowymi żuków. Było to...dość kontrowersyjne rozwiązanie jednak gęstość wiązań pomiędzy takim dopasowaniem, a tym które Rosjanin wykonał poprzednio była zgodna. Ilość cząstek uwalnianych w temperaturze ważenia przypadająca na jedną miarę objętości była również proporcjonalna. Nie chciał jednak szeptać d siebie: to musi się tym razem udać, lecz wcale tak być nie musiało.
Valerij wygasił palenisko i podobnie jak poprzednio – dolał uncji krwi jednorożca.
|Felix Felicis, zużywam krew jednorożca od Quentina, A=V, E=29
Bez zmian w dalszej kolejności dodał skruszoną garść kamienia księżycowego i z bólem serca i wewnętrznym wyciem duszy poświęcił drugą złotą monetę godząc się na to, że na bułki w takim rozrachunku starczy mu funduszy jedynie do przyszłego tygodnia. Czego jednak się nie robiło dla udanego eksperymentu....
Zmiany zaczął wprowadzać od teraz. Zamiast olejku różanego dodał jako katalizator łyżkę stołową goździków. Poruszył różdżką pomagając ingrediencji odpowiednio zadziałać na napar, którego zapach stał się lżejszy. Bez wątpienia stało się tak również za zasługą kwiatu dyptamu, który jak poprzednio tak i teraz zagościł w składzie trzeciego już tego wieczoru podejścia.
Gdy napar zgęstniał Dolohov go już nie rozcieńczał. Nie zdecydował się tym razem na pióra postanawiając zastąpić je bardziej neutralnymi ingrediencjami takimi jak pancerzyki chropianka oraz pancerzykami chitynowymi żuków. Było to...dość kontrowersyjne rozwiązanie jednak gęstość wiązań pomiędzy takim dopasowaniem, a tym które Rosjanin wykonał poprzednio była zgodna. Ilość cząstek uwalnianych w temperaturze ważenia przypadająca na jedną miarę objętości była również proporcjonalna. Nie chciał jednak szeptać d siebie: to musi się tym razem udać, lecz wcale tak być nie musiało.
Valerij wygasił palenisko i podobnie jak poprzednio – dolał uncji krwi jednorożca.
|Felix Felicis, zużywam krew jednorożca od Quentina, A=V, E=29
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Udało się! Powierzchnia naparu przyjęła serce tworząc z niej własne serce. W przeciągu kolejnego kwadrans pomimo iż płomień pod paleniskiem już był wygasły napar gwałtownie parował redukując swą objętość. Valerij przygotował specjalną fiolkę na eliksir tego typu. Pozostała w kotle ciecz starczyła na uzupełnienie jej po szyjkę. Zakorkował go z pieczołowitością składając go następnie do drobnej szkatułki wypchanej delikatnymi wiórkami. Poruszył różdżką, a zamek w niej zatrzasnął się ze szczęknięciem. Szkatułkę zaniósł do składzika. Jutro zaniesie ją do lorda Burke'a. A teraz...a teraz to miał jeszcze co robić. Chociaż tak właściwie nie miał już na nic siły. Noc zmieniała się w błędy, leniwy świt. Niechętnie, lecz jednak.
Rosjanin zabrał się zatem za porządkowanie pracowni. Okienko co prawda było otwarte na oścież to jednak żrący zaduch wciąż trawił powietrze i drażnił płuca. Alchemik chwycił więc szmatkę i zaczął prymitywnie zmuszać powietrze do ustępstwa i wybycia poza ściany jego alchemicznego warsztatu. Zmachał się niemiłosiernie. Umęczony fizycznym wysiłkiem opadł ciężko na jedno z pokrytych futrem krzeseł. Ściągnął z twarzy alchemiczne okulary oraz chustę z twarzy. Przetarł czoło z potu, a włosy palcami zaczesał do tyłu poprawiając wiązanie rzemienia, które miało trzymać je w mocnym kucu. Westchnął z ulga pozwalając a właściwie ciesząc się ze świeżego powietrza. Nabił sobie fajki, którą odpalił ruchem różdżki. Podsunął się do stołu przy którym zasiadł przyciągając do siebie jedną z ksiąg w których prowadził spis wykorzystywanych przez siebie ingrediencji oraz eliksiry które powstały w danym dniu. Wszystkie zapiski były prowadzone bardzo skrupulatnie. Uwzględniony był przy każdym czas ważenia oraz odstępy pomiędzy dodawanymi kolejnymi składnikami. Ilość, jakość zużytych ingrediencji z dopiskami o dostawcach od których te zostały zakupione. Naturalnie nie można było zapomnieć o fazach księżyca, gwiazdach. Wszystko to znajdowało się w tej księdze nad którą Valerij o chwili zasnął. Obudził się dopiero późnym popołudniem z przerażeniem zauważając że zaślinił i rozmazał atrament na jednej ze stronic.
|zt
Rosjanin zabrał się zatem za porządkowanie pracowni. Okienko co prawda było otwarte na oścież to jednak żrący zaduch wciąż trawił powietrze i drażnił płuca. Alchemik chwycił więc szmatkę i zaczął prymitywnie zmuszać powietrze do ustępstwa i wybycia poza ściany jego alchemicznego warsztatu. Zmachał się niemiłosiernie. Umęczony fizycznym wysiłkiem opadł ciężko na jedno z pokrytych futrem krzeseł. Ściągnął z twarzy alchemiczne okulary oraz chustę z twarzy. Przetarł czoło z potu, a włosy palcami zaczesał do tyłu poprawiając wiązanie rzemienia, które miało trzymać je w mocnym kucu. Westchnął z ulga pozwalając a właściwie ciesząc się ze świeżego powietrza. Nabił sobie fajki, którą odpalił ruchem różdżki. Podsunął się do stołu przy którym zasiadł przyciągając do siebie jedną z ksiąg w których prowadził spis wykorzystywanych przez siebie ingrediencji oraz eliksiry które powstały w danym dniu. Wszystkie zapiski były prowadzone bardzo skrupulatnie. Uwzględniony był przy każdym czas ważenia oraz odstępy pomiędzy dodawanymi kolejnymi składnikami. Ilość, jakość zużytych ingrediencji z dopiskami o dostawcach od których te zostały zakupione. Naturalnie nie można było zapomnieć o fazach księżyca, gwiazdach. Wszystko to znajdowało się w tej księdze nad którą Valerij o chwili zasnął. Obudził się dopiero późnym popołudniem z przerażeniem zauważając że zaślinił i rozmazał atrament na jednej ze stronic.
|zt
Piwniczna pracownia alchemiczna I
Szybka odpowiedź