Sala bankietowa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
★★★★
Podgląd mapki i pierwszy post - spotkanie Rycerzy Walpurgii.[bylobrzydkobedzieladnie]
Sala bankietowa
Sala bankietowa służy organizacji mniejszych koncertów, ale też innych wykwintnych uroczystości, pozbawiona podwyższonej sceny oraz typowej widowni buduje kameralny klimat. Kiedy do sali wchodzą goście, wewnątrz pojawiają się wygodne, szerokie fotele wyścielane czarnym aksamitem, rozrzucone chaotycznie, nie jak teatralna widownia w ilości odpowiadającej zbierającym się gościom. Szeroki parkiet wykonany z ciemnego drewna lśni i odbija sylwetki gości niemal jak lustro; zwykle pozostaje pusty, pozostawiając miejsce na taniec przy koncertujących muzykach. Na podobne uroczystości wpuszczani są jedynie odpowiednio elegancko ubrani goście. W razie potrzeby miejsce to zamienia się w salę bankietową, a szeroki parkiet przecina równie długi stół, przy którym ustawiają się owe fotele. Wysokie jaśniejące bielą ściany zdobią trzy akty przedstawiające syreny występujące w Fantasmagorii, tu i ówdzie ustawiono pękate porcelanowe donice obsadzone zaczarowanymi kwiatami o intensywnym zapachu. Stojące kandelabry rzucają na całość blade, romantyczne światło blaskiem kilkudziesięciu świec, olbrzymie okno, przez które mogłoby się przebić dzienne światło, przysłania przejrzysta granatowa firanka. Pomiędzy fotelami lewitują srebrne tace z szampanem, owocami i francuskimi przystawkami.
Muffliato.Podgląd mapki i pierwszy post - spotkanie Rycerzy Walpurgii.[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:22, w całości zmieniany 1 raz
Zebranie powoli zmierzało już ku końcowi. Craig żałował, że nie mógł wziąć udział w większej ilości przedsięwzięć, jednak szeregi Rycerzy Walpurgii pełne były wszelakich specjalistów. Burke nawet w dziedzinach w których on sam czuł się dość pewnie - ot, choćby gdy mowa jest o starożytnych runach - bez trudu mógł wytypować kogoś, kto potrafił więcej. Gorzki to był smak bezsilności, świadom jednak był również faktu, że nic nie trwało wiecznie. O tym z resztą zdołał się już przekonać, gdy wyzwolono go z więzienia, w którym miał przecież tkwić aż do śmierci.
Rekonwalescencja oraz powrót do pełni sprawności miały być z pewnością długie. Burke nie zamierzał jednak próżnować, póki nie będzie mógł wyjść na ulicę zamierzał zagłębić się w morze wiedzy, które dostępne było przecież na wyciągnięcie ręki - w księgi i pergaminy. Kto wie, może pomiędzy literami odkryje coś naprawdę przydatnego. A może po prostu przypomni sobie runy, których już zapomniał? Nauczy się o nich więcej? Mimo że korzystał z tej wiedzy w pracy, dopiero pośród mrocznych, zimnych i przerażających korytarzy Azkabanu docenił jak przydatna była ich znajomość.
Gdy Morgoth obwieścił koniec zebrania a nad stołem rozgorzała jeszcze dyskusja alchemików oraz dysputa na temat krakena, Craig zupełnie się wyłączył. Skrzywił się z wyraźną odrazą, widząc jak wino rozlane przez Traversa płynie po pięknym, kunsztownie wykonanym i zapewne nietanim blacie stołu. I choć zwykle lubił zaczepki, rzucanie uszczypliwymi uwagami i słowne utarczki, dziś daleki był od podjęcia się tego typu rozrywek. Nie czuł się sobą. Ta jaśniejsza, głośniejsza, naiwniejsza część jego jestestwa schowała się w szafie, bo po jego umyśle wciąż skakał potwór.
Quentinowi skinął tylko głową. Sam zamierzał się oczywiście trzymać blisko Edgara, skoro młodszy z kuzynów postanowił zostać chwilę dłużej. - Na pewno się zjawię. Dziękuję, kuzynie - nie mówił tego głośno, ale wiedział, że jego rodzina doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak ogromne wsparcie od nich otrzymywał. Gdyby nie oni, nie miałby szans wydobrzeć. Tymczasem jednak mógł jedynie podnieść się od stołu, krótkim kiwnięciem głowy pożegnać się ze wszystkimi, którzy jeszcze pozostali na sali, a potem skierować się do wyjścia - powoli, by pozwolić Edgarowi za nim dołączyć przed wyjściem na ulicę.
zt
Rekonwalescencja oraz powrót do pełni sprawności miały być z pewnością długie. Burke nie zamierzał jednak próżnować, póki nie będzie mógł wyjść na ulicę zamierzał zagłębić się w morze wiedzy, które dostępne było przecież na wyciągnięcie ręki - w księgi i pergaminy. Kto wie, może pomiędzy literami odkryje coś naprawdę przydatnego. A może po prostu przypomni sobie runy, których już zapomniał? Nauczy się o nich więcej? Mimo że korzystał z tej wiedzy w pracy, dopiero pośród mrocznych, zimnych i przerażających korytarzy Azkabanu docenił jak przydatna była ich znajomość.
Gdy Morgoth obwieścił koniec zebrania a nad stołem rozgorzała jeszcze dyskusja alchemików oraz dysputa na temat krakena, Craig zupełnie się wyłączył. Skrzywił się z wyraźną odrazą, widząc jak wino rozlane przez Traversa płynie po pięknym, kunsztownie wykonanym i zapewne nietanim blacie stołu. I choć zwykle lubił zaczepki, rzucanie uszczypliwymi uwagami i słowne utarczki, dziś daleki był od podjęcia się tego typu rozrywek. Nie czuł się sobą. Ta jaśniejsza, głośniejsza, naiwniejsza część jego jestestwa schowała się w szafie, bo po jego umyśle wciąż skakał potwór.
Quentinowi skinął tylko głową. Sam zamierzał się oczywiście trzymać blisko Edgara, skoro młodszy z kuzynów postanowił zostać chwilę dłużej. - Na pewno się zjawię. Dziękuję, kuzynie - nie mówił tego głośno, ale wiedział, że jego rodzina doskonale zdaje sobie sprawę z tego, jak ogromne wsparcie od nich otrzymywał. Gdyby nie oni, nie miałby szans wydobrzeć. Tymczasem jednak mógł jedynie podnieść się od stołu, krótkim kiwnięciem głowy pożegnać się ze wszystkimi, którzy jeszcze pozostali na sali, a potem skierować się do wyjścia - powoli, by pozwolić Edgarowi za nim dołączyć przed wyjściem na ulicę.
zt
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Ostatnio zmieniony przez Craig Burke dnia 01.06.18 18:54, w całości zmieniany 1 raz
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Edgarowi w zupełności wystarczyła ta mało wylewna odpowiedź kuzyna. Burkowie zawsze tak się porozumiewali, ale to dlatego, że doskonale się znali. Każdy nestor dbał o organizację regularnych rodzinnych kolacji, podczas których każdy z członków rodziny miał szansę na zacieśnianie więzów z resztą spokrewnionych z nim osób. To były rzadkie momenty, podczas których można było powiedzieć niemal wszystko. Każda, nawet najbardziej kontrowersyjna wypowiedź, była wtedy przedyskutowywana - czasem mniej, czasem bardziej emocjonalnie, ale poświęcano jej czas. Edgar nestorem nie był, ale również starał się spotykać ze swoją rodziną, przede wszystkim rodzonym rodzeństwem. Craiga znał jednak tak długo i tak dobrze, że traktował go niemalże tak samo. Jego pobyt w Azkabanie odbił się na każdym Burke'u - tym bardziej mógł mieć pewność, że teraz nie pozwolą mu tam trafić po raz drugi. Zrobią wszystko co w ich mocy - chociaż na dzisiejszym spotkaniu okazało się, że mogą wystarczyć zwykłe listy. Napisanie go nie będzie dla Edgara absolutnie żadnym problemem, w końcu nie raz rozwiązywał pisemnie nieciekawe sytuacje. Poza tym temat ich rodziny i czarnej magii pojawiał się tak często - przecież wiadomym było, że nie da się ich ruszyć. Stało za nimi zbyt wiele ważnych głów, a i sama organizacja rodzinnego biznesu była bardzo dobrze przemyślana. Incydent Craiga był bezprecedensowy i oby tak pozostało - nikt z nich nie mógł trafić do Azkabanu.
Ostatni raz zerknął na Quentina, upewniając się, że nie będzie wracał do Durham wraz z nimi. Dyskusja była dość żywa, dlatego postanowił dłużej nie czekać. Dogonił Craiga i wraz z nim wyszedł na ulicę, skąd mieli przedostać się do rodowej posiadłości w Durham. Spotkanie trwało naprawdę krótko - Edgar był przekonany, że spędzi w La Fantasmagorie o wiele więcej czasu. Sam nie wiedział czy to dobrze: z jednej strony mogło to oznaczać, że szybko i sprawnie przedyskutowali najważniejsze tematy. Z drugiej mogło to jednak oznaczać coś zgoła odmiennego - że właśnie im się to nie udało. To jednak nie było aż tak istotne - grunt, że każdy dostał swoje zadanie, a Czarny Plan miał bardzo wyraźnie zarysowany plan. Edgar mógł nie znać całego, ale samo to wystarczyło, by z niecierpliwością oczekiwać rezultatów.
I jak najszybciej wziąć się za klątwę dla Bagmana.
zt
Ostatni raz zerknął na Quentina, upewniając się, że nie będzie wracał do Durham wraz z nimi. Dyskusja była dość żywa, dlatego postanowił dłużej nie czekać. Dogonił Craiga i wraz z nim wyszedł na ulicę, skąd mieli przedostać się do rodowej posiadłości w Durham. Spotkanie trwało naprawdę krótko - Edgar był przekonany, że spędzi w La Fantasmagorie o wiele więcej czasu. Sam nie wiedział czy to dobrze: z jednej strony mogło to oznaczać, że szybko i sprawnie przedyskutowali najważniejsze tematy. Z drugiej mogło to jednak oznaczać coś zgoła odmiennego - że właśnie im się to nie udało. To jednak nie było aż tak istotne - grunt, że każdy dostał swoje zadanie, a Czarny Plan miał bardzo wyraźnie zarysowany plan. Edgar mógł nie znać całego, ale samo to wystarczyło, by z niecierpliwością oczekiwać rezultatów.
I jak najszybciej wziąć się za klątwę dla Bagmana.
zt
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Przystanął nieco na uboczu tak by pozostali alchemicy, jak i zainteresowani nową wiedzą się do niego zbliżyli. Nie dziwiło go, że Burke był jednym z pierwszych zainteresowanych tematem. Odczekał jeszcze chwilkę, a następnie nie chcąc go i innych przetrzymywać zaczął opowiadać o wymyślonym przez siebie eliksirze zaczynając od powiedzenia pokrótce o jego... wybuchowej naturze.
- Działanie tego eliksiru jest bardzo zbliżone do efektów jakie daje eliksir buchonorożca z tą różnica, że eksplozja jest lodowa. Uwolniona gwałtownie ciecz w kontakcie z powietrzem natychmiast, gwałtownie się krystalizuje powodując silne odmrożenia oraz unieruchamiając cel w epicentrum eksplozji. Eliksiru można również użyć na inny sposób... - ciągnął myśl, zwracając uwagę na inne właściwości autorskiej mikstury, która przy bardziej kontrolowanym, nie gwałtownym użyciu zamrażała powierzchnie na które została rozlana. Następnie przeszedł do składników - bezoar i włosie buchonorożca. To te ingredienje miały stanowić trzon, serce mikstury. Lodowe właściwości miała zaś budzić mięta, która w procesie długiego ważenia miała wydobywać z cieczy wszystko o najlepsze. Kolejność dodawania składników będących sercem nie miała znaczenia. Ważne było by mięta była pierwsza, by jak najdłużej się parzyła. Przy metodzie gotowania z wykorzystaniem gestykulacji różdżką ważnym było by nieme inkantacje czynić na opak, to samo się tyczyło astronomicznego ułożenia gwiazd na niebie - też należało je interpretować na opak jeżeli chciało się przewidzieć kiedy gwiezdne ułożenie będzie miało najlepszy wpływ na powodzenie mikstury. Gdy skończył. Podziękował uniżenie za uwagę i nieśmiało prosił by przekazać tą wiedzę dalej. W razie pytań wszyscy wiedzieli gdzie go szukać.
Następnie przyjął do Magnusa ingrediencje które ten miał mu przekazać. Miał iść dalej, lecz zdał sobie z czegoś sprawę.
- Lordzie Rowle, do eliksiru którego oczekujesz będę potrzebował pukla włosów oraz nieco krwi. Nie więcej niż pół uncji zdecydowanie wystarczy nawet na kilka prób - mówiąc to wyciągnął zza wewnętrznej kieszeni szaty dwie puste fiolki. Był przygotowany. Zresztą tak jak nie dało się spotkać narkomana bez uncji wróżkowego pyłu, tak nie dało się trafić alchemika chowającego po garderobie alchemicznych przyrządów. Gdy odebrał to co miał zastanawiał się nad tym, czy można mu już odejść - w tym momencie właśnie usłyszał Mancaira. Uniósł brwi wyżej ujmując jedną, a potem w drugą rękę kolejną fiolkę poświęcając im uwagę, jak i próbując znaleźć odpowiedź na nurtujące Drew pytanie.
|nie wiem czy muszę ale jak coś rzucam na rozpoznanie eliksirów I:
- Działanie tego eliksiru jest bardzo zbliżone do efektów jakie daje eliksir buchonorożca z tą różnica, że eksplozja jest lodowa. Uwolniona gwałtownie ciecz w kontakcie z powietrzem natychmiast, gwałtownie się krystalizuje powodując silne odmrożenia oraz unieruchamiając cel w epicentrum eksplozji. Eliksiru można również użyć na inny sposób... - ciągnął myśl, zwracając uwagę na inne właściwości autorskiej mikstury, która przy bardziej kontrolowanym, nie gwałtownym użyciu zamrażała powierzchnie na które została rozlana. Następnie przeszedł do składników - bezoar i włosie buchonorożca. To te ingredienje miały stanowić trzon, serce mikstury. Lodowe właściwości miała zaś budzić mięta, która w procesie długiego ważenia miała wydobywać z cieczy wszystko o najlepsze. Kolejność dodawania składników będących sercem nie miała znaczenia. Ważne było by mięta była pierwsza, by jak najdłużej się parzyła. Przy metodzie gotowania z wykorzystaniem gestykulacji różdżką ważnym było by nieme inkantacje czynić na opak, to samo się tyczyło astronomicznego ułożenia gwiazd na niebie - też należało je interpretować na opak jeżeli chciało się przewidzieć kiedy gwiezdne ułożenie będzie miało najlepszy wpływ na powodzenie mikstury. Gdy skończył. Podziękował uniżenie za uwagę i nieśmiało prosił by przekazać tą wiedzę dalej. W razie pytań wszyscy wiedzieli gdzie go szukać.
Następnie przyjął do Magnusa ingrediencje które ten miał mu przekazać. Miał iść dalej, lecz zdał sobie z czegoś sprawę.
- Lordzie Rowle, do eliksiru którego oczekujesz będę potrzebował pukla włosów oraz nieco krwi. Nie więcej niż pół uncji zdecydowanie wystarczy nawet na kilka prób - mówiąc to wyciągnął zza wewnętrznej kieszeni szaty dwie puste fiolki. Był przygotowany. Zresztą tak jak nie dało się spotkać narkomana bez uncji wróżkowego pyłu, tak nie dało się trafić alchemika chowającego po garderobie alchemicznych przyrządów. Gdy odebrał to co miał zastanawiał się nad tym, czy można mu już odejść - w tym momencie właśnie usłyszał Mancaira. Uniósł brwi wyżej ujmując jedną, a potem w drugą rękę kolejną fiolkę poświęcając im uwagę, jak i próbując znaleźć odpowiedź na nurtujące Drew pytanie.
|nie wiem czy muszę ale jak coś rzucam na rozpoznanie eliksirów I:
The member 'Valerij Dolohov' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 54
'k100' : 54
- Owszem, Magnusie. - odpowiedziałem mu spokojnie przenosząc na niego spojrzenie. Od planów do badań zawsze istniała droga, którą należało pokonać, rozplanować i dopiero potem zacząć czynić kolejne z kroków. Rzucanie się w wir bez wcześniejszego planu rzadko kiedy przynosiło owocne wyniki. - Wiem już kto posiada odpowiednie informacje, zamierzam odwiedzić go w przyszłym tygodniu. - skinął mu głową też, nie będzie miał żadnych oporów, by wziąć galeony od tych, którzy zobligowali się do tego.
Zerknął na siedzącego obok przyjaciela, gdy poczuł jego wzrok na sobie. Właściwie spodziewał się, że i Macnair wybierze się do elektrowni, kwestia ducha mogła być jedną z tych, które należało domknąć, zaś wątpił, by bez niego miało się to udać.
- Oczywiście. - odpowiedział Morgothowi przenosząc na niego znowu spojrzenie. Był świadom kapryśności kominków w ostatnim czasie, jednak nie zmieniało to faktów, że przez jego gabinet najprościej było dostać się do anomalii. Kominkiem, czy też inną drogą transportu, to od tego miejsca powinni zacząć. Nie powiedział jednak już nic więcej, jedynie przytakując głową, na słowa śmierciożercy, zwracając spojrzenie na marynarza, który jako jedyny zdawał się nie stracić przy stole dobrego humoru. Odpowiedział mu lekkim uśmiechem. Z zaciekawieniem przeniósł wzrok za spojrzeniem Traversa natrafiając na trzecią. Wszystko zdawało się łączyć w jedną znaczącą całość, ale nie stanowiło to już dla niego niczego, co powinno zajmować jego myśli dłużej, niż do momentu, gdy Salazar wymówił nazwisko przyjaciela.
Podniósł się z krzesła, ruszając w stronę Salazara, trochę nie sądził, by byli w stanie dojść dzisiaj do jakiegoś konkretnego planu, zważywszy na stan trzeźwości pirata, ale jeśli zapraszał go do stołu, nie zamierzał odmawiać.
- Savetterre. - przedstawił się, choć był pewien, że słyszał już padające jego nazwisko tutaj, wyciągnął też ku niemu dłoń. Zaraz zasiadając na jednym z wolnych krzeseł obok. Sięgnął też zaraz po jeden z pełnym kieliszków wina. Czekając na dalszy rozwój sytuacji.
Zerknął na siedzącego obok przyjaciela, gdy poczuł jego wzrok na sobie. Właściwie spodziewał się, że i Macnair wybierze się do elektrowni, kwestia ducha mogła być jedną z tych, które należało domknąć, zaś wątpił, by bez niego miało się to udać.
- Oczywiście. - odpowiedział Morgothowi przenosząc na niego znowu spojrzenie. Był świadom kapryśności kominków w ostatnim czasie, jednak nie zmieniało to faktów, że przez jego gabinet najprościej było dostać się do anomalii. Kominkiem, czy też inną drogą transportu, to od tego miejsca powinni zacząć. Nie powiedział jednak już nic więcej, jedynie przytakując głową, na słowa śmierciożercy, zwracając spojrzenie na marynarza, który jako jedyny zdawał się nie stracić przy stole dobrego humoru. Odpowiedział mu lekkim uśmiechem. Z zaciekawieniem przeniósł wzrok za spojrzeniem Traversa natrafiając na trzecią. Wszystko zdawało się łączyć w jedną znaczącą całość, ale nie stanowiło to już dla niego niczego, co powinno zajmować jego myśli dłużej, niż do momentu, gdy Salazar wymówił nazwisko przyjaciela.
Podniósł się z krzesła, ruszając w stronę Salazara, trochę nie sądził, by byli w stanie dojść dzisiaj do jakiegoś konkretnego planu, zważywszy na stan trzeźwości pirata, ale jeśli zapraszał go do stołu, nie zamierzał odmawiać.
- Savetterre. - przedstawił się, choć był pewien, że słyszał już padające jego nazwisko tutaj, wyciągnął też ku niemu dłoń. Zaraz zasiadając na jednym z wolnych krzeseł obok. Sięgnął też zaraz po jeden z pełnym kieliszków wina. Czekając na dalszy rozwój sytuacji.
Just wait and see, what am I capable of
Apollinare Sauveterre
Zawód : artysta, krytyk, dyrektor Galerii Sztuki
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sztuka zawsze, nieustannie zajmuje się dwiema sprawami: wiecznie rozmyśla o śmierci i dzięki temu wiecznie tworzy życie.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Na pewno tak będzie - zapewniła Rosiera z niezachwianą pewnością; bardzo często osobiście zjawiała się na placu odbudowy, aby dopilnować, czy prace szły do przodu; najpewniej gdyby tylko większa ilość Rycerzy Walpurgii zaangażowałaby się w spełnienie tego rozkazu, to już to właśnie spotkanie mogło mieć miejsce tam, gdzie docelowo życzył sobie tego Czarny Pan. Nie zamierzała jednak wypowiadać podobnych wątpliwości na głos, już raz została zrugana dziś za wyjście z inicjatywą; tych, którzy nie mieli zamiaru ubrudzić sobie rączek rozliczy z ich zaangażowania Czarny, bądź najpewniej najwyżsi rangą Śmierciożercy w jego imieniu.
Dalszym rozważaniom na temat skrytki i mechanizmu z jakim miałaby działać przysłuchiwała się w milczeniu; nie była numerologiem, aby mogła wesprzeć tę ideę własnym pomysłem. Rosier miał jednak słuszność, dobrze będzie wiedzieć, kto co z nie wyciąga; sama najpewniej chętnie z niej skorzysta - lecz tylko po to, aby przysłużyć się sprawie ich wszystkich.
Wesołkowatość Traversa i jego żarty w końcu ruszyły także i osowiałą Sigrun; prychnęła śmiechem pod nosem, musiała przyznać, że tupetu mu nie brakowało; ale to ceniła w innych. Zwróciła spojrzenie na Dolohova; czasami zastanawiała się dlaczego ktoś o takiej bystrości umysłu i umiejętności logicznego myślenia wciąż zamieszkiwał obskurną piwnicę. Valerij Dolohov miał wszelkie przymioty, talent, wyobraźnię i wiedzę, aby je spieniężyć - i zbić fortunę. A nadal przypominał czasem Nokturnowego obdartusa, naprawdę dziwne. Nie mniej utalentowana była Eir, która poprawiła Rosjanina; w tej kwestii mogła się z nią zgodzić. Nie miała jednak zamiaru brać udziału w tej dyskusji, ani tym bardziej zostawać dłużej.
Powiedziała wszytko, co do powiedzenia miała; przyjęła do wiadomości rozkazy i miała zamiar wykonać je bezzwłocznie. Nie wiedziała jeszcze kiedy wyruszy na spotkanie z anomalią, ani w które miejsce, ale bez wątpienia to uczyni. Dopaliła papierosa i pozwoliła sobie na wypicie jeszcze jednej lampki wina, na wypadek, gdyby ktoś czegoś jeszcze od niej chciał. Niedługo potem pożegnała się lakonicznie i opuściła podwodny balet należący do lorda Rosiera.
| zt
Dalszym rozważaniom na temat skrytki i mechanizmu z jakim miałaby działać przysłuchiwała się w milczeniu; nie była numerologiem, aby mogła wesprzeć tę ideę własnym pomysłem. Rosier miał jednak słuszność, dobrze będzie wiedzieć, kto co z nie wyciąga; sama najpewniej chętnie z niej skorzysta - lecz tylko po to, aby przysłużyć się sprawie ich wszystkich.
Wesołkowatość Traversa i jego żarty w końcu ruszyły także i osowiałą Sigrun; prychnęła śmiechem pod nosem, musiała przyznać, że tupetu mu nie brakowało; ale to ceniła w innych. Zwróciła spojrzenie na Dolohova; czasami zastanawiała się dlaczego ktoś o takiej bystrości umysłu i umiejętności logicznego myślenia wciąż zamieszkiwał obskurną piwnicę. Valerij Dolohov miał wszelkie przymioty, talent, wyobraźnię i wiedzę, aby je spieniężyć - i zbić fortunę. A nadal przypominał czasem Nokturnowego obdartusa, naprawdę dziwne. Nie mniej utalentowana była Eir, która poprawiła Rosjanina; w tej kwestii mogła się z nią zgodzić. Nie miała jednak zamiaru brać udziału w tej dyskusji, ani tym bardziej zostawać dłużej.
Powiedziała wszytko, co do powiedzenia miała; przyjęła do wiadomości rozkazy i miała zamiar wykonać je bezzwłocznie. Nie wiedziała jeszcze kiedy wyruszy na spotkanie z anomalią, ani w które miejsce, ale bez wątpienia to uczyni. Dopaliła papierosa i pozwoliła sobie na wypicie jeszcze jednej lampki wina, na wypadek, gdyby ktoś czegoś jeszcze od niej chciał. Niedługo potem pożegnała się lakonicznie i opuściła podwodny balet należący do lorda Rosiera.
| zt
She's lost control
again
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am
r u i n a t i o n
ruined
I am
r u i n a t i o n
OPCM : 35 +2
UROKI : 4 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : 47 +5
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Metamorfomag
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
— To dobra wiadomość — skomentował krótko prace nad odbudową Wywerny. Zbliżali się do końca. — Choć zdążyłem się tu zadomowić.— Nie mógł narzekać na Fantasmagorię; wygodniejszego i bardziej luksusowego miejsca spotkań nie mogli znaleźć nigdzie indziej. Choć lokale były tylko lokalami, mniej lub bardziej zaspokajającymi ludzkie przyziemne potrzeby, całkiem zaczęło mu się tu podobać. Lewitujące tace, niekończące się wino pod ręką, skrzypiące między zębami słodkie winogrona. Rosier ugościł Rycerzy lepiej niż niektórzy na to zasługiwali.
Decyzje zapadły, a spotkanie dobiegło końca. Wysłuchał deklaracji pomocy i współdziałania, śledząc wzrokiem wszystkich, którzy się odezwali, nie zamierzając się już odzywać. Kwestia skrytki wydała mu się już wyjaśniona. W odpowiedniej chwili wzniósł dłoń bez słowa, informując, że zajmie się kwestią zaklęć monitorujących ubytki, bo któż mógł to zrobić lepiej od niego? Zgasił drugiego papierosa, którego ćmił podczas tego spotkania. Na myśl mu nawet nie przyszło, że dla niego było to za dużo. Upił jeszcze łyk wina, nim podniósł się z siedziska i odłożył kielich na lewitującą tacę. Był zmęczony — nie tym spotkaniem, uważał je za częściowo udane, choć trudne. Z wielu należało siłą wydusić przyrzeczenia i obietnice, niektórzy wierzyli, że milcząca aprobata dla padających deklaracji i postanowień wystarczy, by odbębnić przymus. Obecność była odhaczona, ocenę efektywności pozostawił Tristanowi i Morgothowi. Ten drugi dobrze się spisał w roli przewodniczącego. Skinął mu głową na pożegnanie, później Tristanowi, na którym zatrzymał dłuższe spojrzenie. Forma mu wracała, był wyjątkowo silnym czarodziejem i niezwykle wytrzymałym. Ani przez chwilę nie wątpił, by Azkaban ciążył mu na barkach, uniemożliwiając funkcjonowanie. Każdy z nich zmagał się z tym, co z niego wyniósł, ale byli wystarczająco twardzi, by temu wszystkiemu podołać. Czarny Pan nie bez powodu powierzył im tą misję.
Przed wyjściem obdarzył Deirdre krótkim spojrzeniem, podobnie jak Drew, po czym zakomunikował ojcu, że nie zamierza dłużej tu zabawiać. Poczekał na niego na dworze, paląc trzeciego już papierosa, oparty o ścianę, wpatrzony przed siebie, na zamglony magiczny port.
| zt
Decyzje zapadły, a spotkanie dobiegło końca. Wysłuchał deklaracji pomocy i współdziałania, śledząc wzrokiem wszystkich, którzy się odezwali, nie zamierzając się już odzywać. Kwestia skrytki wydała mu się już wyjaśniona. W odpowiedniej chwili wzniósł dłoń bez słowa, informując, że zajmie się kwestią zaklęć monitorujących ubytki, bo któż mógł to zrobić lepiej od niego? Zgasił drugiego papierosa, którego ćmił podczas tego spotkania. Na myśl mu nawet nie przyszło, że dla niego było to za dużo. Upił jeszcze łyk wina, nim podniósł się z siedziska i odłożył kielich na lewitującą tacę. Był zmęczony — nie tym spotkaniem, uważał je za częściowo udane, choć trudne. Z wielu należało siłą wydusić przyrzeczenia i obietnice, niektórzy wierzyli, że milcząca aprobata dla padających deklaracji i postanowień wystarczy, by odbębnić przymus. Obecność była odhaczona, ocenę efektywności pozostawił Tristanowi i Morgothowi. Ten drugi dobrze się spisał w roli przewodniczącego. Skinął mu głową na pożegnanie, później Tristanowi, na którym zatrzymał dłuższe spojrzenie. Forma mu wracała, był wyjątkowo silnym czarodziejem i niezwykle wytrzymałym. Ani przez chwilę nie wątpił, by Azkaban ciążył mu na barkach, uniemożliwiając funkcjonowanie. Każdy z nich zmagał się z tym, co z niego wyniósł, ale byli wystarczająco twardzi, by temu wszystkiemu podołać. Czarny Pan nie bez powodu powierzył im tą misję.
Przed wyjściem obdarzył Deirdre krótkim spojrzeniem, podobnie jak Drew, po czym zakomunikował ojcu, że nie zamierza dłużej tu zabawiać. Poczekał na niego na dworze, paląc trzeciego już papierosa, oparty o ścianę, wpatrzony przed siebie, na zamglony magiczny port.
| zt
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Nie spodziewałem się, że wszyscy rzucą się z propozycją wzięcia udziału w badaniu, ale ilość osób, jaka się odezwała, trochę mnie jednak rozczarowała. Mieliśmy wielu alchemików, a żaden nie chciał wspomóc sprawy. Naprawdę szkoda. Dobrze, że przynajmniej doczekałem się dwóch testerów. Skinąłem głową w stronę brata oraz Burka, z przykrością odnotowując, że nikt wśród Rycerzy nie był chory na śmiertelną bladość. Musiałem w takim razie zrobić tak, jak zaproponował Tristan. Wizja pojenia tym pacjentów nie podobała mi się o tyle, że musiałem się narażać na ewentualne komplikacje w Mungu. Nie chciałbym, by ktokolwiek zorientował się, że testuję na chorych podejrzane specyfiki. Bardzo ciężko pracowałem na uznanie uzdrowicielskie oraz na pozycję w szpitalu, bym chciał to zaprzepaścić tak szybko. Wiedziałem jednak, że jeśli wśród członków organizacji nie znajdzie się choćby jedna osoba dotknięta tą chorobą, to nie będę miał innego wyjścia. Rozkaz Czarnego Pana oraz badania były ważniejsze od mojej kariery. Nie wiedziałem tylko jak zapatrywałby się na to ojciec gdyby nagle wyrzucili mnie z pracy; z drugiej strony koneksje oraz wpływy Blacków powinny zagwarantować mi co najwyżej naganę. Taką miałem nadzieję.
- Tak zrobię jeśli zajdzie taka potrzeba – zapewniłem Rosiera. Niestety na czas dyskusji o skrytce, duchu oraz krakenie trochę się wyłączyłem nie czując, bym miał tu cokolwiek do powiedzenia. Nie mogłem być przydatny. Postanowiłem tylko, że sporządzę alchemikom listę potrzebnych, prostych eliksirów leczniczych, które mógłby dawkować każdy. Nie byłem teraz pewien czy kojarzyłem jakiekolwiek, ale zamierzałem po powrocie do domu zagłębić się w lekturę ksiąg traktujących o leczniczych wywarach, by odświeżyć własne wiadomości.
Potem padały deklaracje, sposoby na ujarzmienie dzikiej bestii oraz inne słowa, które niekoniecznie nadawały się pod moją analizę. Wstałem więc i pożegnałem się ze wszystkimi krótkim do widzenia. Dłużej zawiesiłem wzrok na Morgocie i Magnusie, ale zaraz przeskoczyłem nim do osoby Cygnusa. Jeśli zamierzał wracać na Grimmauld Place to zabrałem się z nim, jeśli nie, to podążyłem samotnie do Londynu, układając w głowie plan działania.
z/t
- Tak zrobię jeśli zajdzie taka potrzeba – zapewniłem Rosiera. Niestety na czas dyskusji o skrytce, duchu oraz krakenie trochę się wyłączyłem nie czując, bym miał tu cokolwiek do powiedzenia. Nie mogłem być przydatny. Postanowiłem tylko, że sporządzę alchemikom listę potrzebnych, prostych eliksirów leczniczych, które mógłby dawkować każdy. Nie byłem teraz pewien czy kojarzyłem jakiekolwiek, ale zamierzałem po powrocie do domu zagłębić się w lekturę ksiąg traktujących o leczniczych wywarach, by odświeżyć własne wiadomości.
Potem padały deklaracje, sposoby na ujarzmienie dzikiej bestii oraz inne słowa, które niekoniecznie nadawały się pod moją analizę. Wstałem więc i pożegnałem się ze wszystkimi krótkim do widzenia. Dłużej zawiesiłem wzrok na Morgocie i Magnusie, ale zaraz przeskoczyłem nim do osoby Cygnusa. Jeśli zamierzał wracać na Grimmauld Place to zabrałem się z nim, jeśli nie, to podążyłem samotnie do Londynu, układając w głowie plan działania.
z/t
Lupus Black
Zawód : Uzdrowiciel na oddziale urazów pozaklęciowych
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Szedł podróżny w wilczurze, zaszedł mu wilk drogę.
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
"Znaj z odzieży - rzekł człowiek - co jestem, co mogę".
Wprzód się rozśmiał, rzekł potem człeku wilk ponury;
"Znam, żeś słaby, gdy cudzej potrzebujesz skóry".
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Eliksiry wydawały się Valerijowi znajome. Wymagały jednak więcej badań, odpowiedniego sprzętu, którego w obecnej chwili nie posiadał, by stwierdzić, czym były specyfiki z całą pewnością. Wstępnie mógł stwierdzić, że najprawdopodobniej ma do czynienia z truciznami, w tym z jedną bardzo silną.
|To tylko post związany z badaniem fiolek przez Valerija, nie zmienia nic w kwestii spotkania.
|To tylko post związany z badaniem fiolek przez Valerija, nie zmienia nic w kwestii spotkania.
20 PD za organizację spotkania otrzymują: Tristan i Morgoth
10 PD otrzymują: Deirdre, Salazar, Sigrun, Percival, Quentin, Lupus, Drew, Apollinaire, Ramsey, Magnus, Cygnus, Cyneric, Cadan, Ignotus,
5 PD otrzymują: Lyanna, Antonia, Valerij, Eir, Marianna, Craig, Elijah, Edgar
PD nie otrzymują: Thomas, Calean, Elisabeth, Yvette
Wciąż możecie pisać posty kończące lub kontynuować rozgrywkę.
-Pewne ślady dotyczące Czarnej Różdżki urywają się na Loksjasie - rzekł zaraz po Edgarze, badał historię na tyle długo, by nauczyć się szacunku także do legend i mitów, które inni najchętniej włożyliby między baśnie - brakuje informacji, co działo się z nią później, prócz plotek rozsiewanych przez Gregorowicza - uzupełnił, po Durmstrangu krążyło wiele opowieści, tak wśród uczniów, jak i profesorów. Jeśli było w tym coś więcej, ponad odwieczną rywalizację między wytwórcami różdżek...
-jeśli to prawda, Grindelwald miał do artefaktu dziecinnie łatwy dostep - zawiesił głos. Czarna Różdżka przechodziła z rąk do rąk poprzez morderstwo, jakie istniały więc szanse, iż przedmiot, jaki mieli zdobyć, pochodził prosto od czarnoksiężnika? Jedyną osobą, która mogła pokonać Grindelwalda, był przecież ich Pan, nie żywił wobec tego żadnych wątpliwości. Lecz... oni się jeszcze nie spotkali, a Grindelwald zaginął. Musieli działać więc na tym materiale, jaki posiadali. Jeśli nie Czarna Różdżka, może natkną się na coś równie pożądanego, co skusi Czarnego Pana, a im nie pozowli odczuć na sobie wymiaru jego gniewu.
-Dziękuję, nie skorzystam - odparł, krzywiąc się, jakby właśnie przełknął cytrynę. Miał po dziurki w nosie lubieżnego i rubasznego Traversa, zachowującego się dzieciąco niepoważnie w chwili, kiedy wszyscy pozostali (a przynajmniej większość) roztrząsali sprawy niecierpiące zwłoki. Chociaż może powinien skorzystać z okazji i podczas wycieczki po prostu wepchnąć pirata do wody i zaaranżować nieszczęśliwy wypadek? Miałby spokojną głowę, przynajmniej nie troszczyłby się już o Yvette... aczkolwiek podejrzewał, iż podpity Travers nie rozróżniłby jednej półwili od drugiej.
-Trzymaj - kiedy Rycerze zaczęli się rozchodzić, podszedł do Dolohova, wręczając mu trzy jedwabne mieszki - strączki wnykopieńki, róg buchorożca, żądło mantykory - wyliczył, nie miał zielonego pojęcia, do czego Rosjanin je wykorzysta, ale nie była to wygórowana zapłata za jego pomoc. Bezceremonialnie szarpnął się za włosy, wywrywając pokaźną garść i umieszczając ją w szklanej fiolce, wręczonej mu przez mężczyznę i równie beznamiętnie złapał za nóż do owoców, nacinając sobie zgięcie prawego ramienia, tuż przy żyle, by krew tryskała prędzej. Nadal bolało, chociaż po ostatnich wydarzeniach stał się nieco zobojętniały.
-Znakomicie. Mój wkład w badania dostarczę przez sowią pocztę - zapowiedział Francuzowi, po czym owinął się peleryną i niedbale kiwnął głową kilku osobom, w tym gospodarzom dzisiejszego spotkania. Z niektórymi zobaczy się prędko, znacznie szybciej niż na kolejnym zgromadzeniu. Mieli rozkazy do wypełnienia.
zt
-jeśli to prawda, Grindelwald miał do artefaktu dziecinnie łatwy dostep - zawiesił głos. Czarna Różdżka przechodziła z rąk do rąk poprzez morderstwo, jakie istniały więc szanse, iż przedmiot, jaki mieli zdobyć, pochodził prosto od czarnoksiężnika? Jedyną osobą, która mogła pokonać Grindelwalda, był przecież ich Pan, nie żywił wobec tego żadnych wątpliwości. Lecz... oni się jeszcze nie spotkali, a Grindelwald zaginął. Musieli działać więc na tym materiale, jaki posiadali. Jeśli nie Czarna Różdżka, może natkną się na coś równie pożądanego, co skusi Czarnego Pana, a im nie pozowli odczuć na sobie wymiaru jego gniewu.
-Dziękuję, nie skorzystam - odparł, krzywiąc się, jakby właśnie przełknął cytrynę. Miał po dziurki w nosie lubieżnego i rubasznego Traversa, zachowującego się dzieciąco niepoważnie w chwili, kiedy wszyscy pozostali (a przynajmniej większość) roztrząsali sprawy niecierpiące zwłoki. Chociaż może powinien skorzystać z okazji i podczas wycieczki po prostu wepchnąć pirata do wody i zaaranżować nieszczęśliwy wypadek? Miałby spokojną głowę, przynajmniej nie troszczyłby się już o Yvette... aczkolwiek podejrzewał, iż podpity Travers nie rozróżniłby jednej półwili od drugiej.
-Trzymaj - kiedy Rycerze zaczęli się rozchodzić, podszedł do Dolohova, wręczając mu trzy jedwabne mieszki - strączki wnykopieńki, róg buchorożca, żądło mantykory - wyliczył, nie miał zielonego pojęcia, do czego Rosjanin je wykorzysta, ale nie była to wygórowana zapłata za jego pomoc. Bezceremonialnie szarpnął się za włosy, wywrywając pokaźną garść i umieszczając ją w szklanej fiolce, wręczonej mu przez mężczyznę i równie beznamiętnie złapał za nóż do owoców, nacinając sobie zgięcie prawego ramienia, tuż przy żyle, by krew tryskała prędzej. Nadal bolało, chociaż po ostatnich wydarzeniach stał się nieco zobojętniały.
-Znakomicie. Mój wkład w badania dostarczę przez sowią pocztę - zapowiedział Francuzowi, po czym owinął się peleryną i niedbale kiwnął głową kilku osobom, w tym gospodarzom dzisiejszego spotkania. Z niektórymi zobaczy się prędko, znacznie szybciej niż na kolejnym zgromadzeniu. Mieli rozkazy do wypełnienia.
zt
Magnus Rowle
Zawód : reporter Walczącego Maga
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
O mój słodki Salazarze, o mój słodki
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
Powiedz mi, że warto
Że przejdziemy przez to wszystko gładko
Będzie wiosna dla mych dzieci przez kolejne tysiąc lat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Spotkanie dobiega końca, ale nie dla nas, alchemików. Mamy jeszcze pewne ustalenia, którymi musimy się podzielić z resztą. Najlepiej nie odwlekać tego w czasie, gdyż to dla wszystkich jest istotne. Nie możemy sobie podkradać składników ani brać ich na chybił trafił, w tym musi być zachowany sens. Lubię mieć wszystko uporządkowane, zwłaszcza ingrediencje więc pozostali alchemicy na pewno to rozumieją. To powoduje, że siedzę czekając trochę jak na szpilkach aż zaczniemy dyskutować. Najpierw jednak Eir mówi o krakenie, ale to dla mnie zbyt odległy temat. Z drugiej strony chętnie dostałbym w swoje łapki ten jad, o którym mówiono. Kto wie czy nie powstałaby z niego jeszcze silniejsza trucizna niż ze smoczych toksyn? Naprawdę chętnie zagłębiłbym się w temat, ale dobrze, że na razie wyprawa jest w marnych powijakach. Mam na głowie teraz inne rzeczy, przede wszystkim inferiusy. Pretendentów do zaszczytnych miejsc w poczet królików doświadczalnych już mam, pozostaje więc odnaleźć kogoś, kto zechciałby ich przemienić. Chyba jednego należałoby przenieść od Cassandry z tego co zrozumiałem, ale to teraz nieistotne. Mamy dyskutować.
Niestety zamiast tego Dolohov chwali się swoim przepisem na pewną miksturę, którą sam stworzył. To naprawdę ciekawe, chociaż na pierwszy rzut ucha dość ekstrawaganckie. Nie wyobrażam sobie strzelającego lodu, ale to nie znaczy, że to niemożliwe. Zastanawiam się nad tym głębiej jednocześnie słuchając o składnikach, a także sposobie jej uwarzenia. To na pewno cenne informacje. Żałuję, że nie mam skrawka pergaminu, żeby je sobie zapisać, ale sądzę, że zapamiętam. A jak nie to wyślę do Valerija sowę i sprawa od razu stanie się jasna jak słońce. Tym się więc nie przejmuję.
Czekam jeszcze, aż mężczyzna skończy rozmawiać z Magnusem i Drewem, a potem poruszam istotny element poruszanego podczas spotkania zagadnienia - skrzynkę na alchemiczne składniki. Uważam, że najlepiej byłoby to przedyskutować tutaj, skoro już tu wszyscy jesteśmy. Kolejne spotkanie w dogodnym dla wszystkim terminie może okazać się kłopotliwe. Na szczęście udaje nam się dojść do porozumienia i kiedy wszystko jest jasne, żegnam się z pozostałymi jeszcze w Fantasmagorii czarodziejami i ruszam w drogę powrotną do Durham.
zt.
Niestety zamiast tego Dolohov chwali się swoim przepisem na pewną miksturę, którą sam stworzył. To naprawdę ciekawe, chociaż na pierwszy rzut ucha dość ekstrawaganckie. Nie wyobrażam sobie strzelającego lodu, ale to nie znaczy, że to niemożliwe. Zastanawiam się nad tym głębiej jednocześnie słuchając o składnikach, a także sposobie jej uwarzenia. To na pewno cenne informacje. Żałuję, że nie mam skrawka pergaminu, żeby je sobie zapisać, ale sądzę, że zapamiętam. A jak nie to wyślę do Valerija sowę i sprawa od razu stanie się jasna jak słońce. Tym się więc nie przejmuję.
Czekam jeszcze, aż mężczyzna skończy rozmawiać z Magnusem i Drewem, a potem poruszam istotny element poruszanego podczas spotkania zagadnienia - skrzynkę na alchemiczne składniki. Uważam, że najlepiej byłoby to przedyskutować tutaj, skoro już tu wszyscy jesteśmy. Kolejne spotkanie w dogodnym dla wszystkim terminie może okazać się kłopotliwe. Na szczęście udaje nam się dojść do porozumienia i kiedy wszystko jest jasne, żegnam się z pozostałymi jeszcze w Fantasmagorii czarodziejami i ruszam w drogę powrotną do Durham.
zt.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Czując na sobie spojrzenie powędrował wzrokiem w kierunku Mulcibera, który opuszczał spotkanie od razu po jego zakończeniu. Nieszczególnie dziwiło to szatyna, bowiem dużo ostatnio przeszedł i choć wyglądał zdecydowanie lepiej niżeli jeszcze kilka dni wcześniej, to pewne rany wymagały o wiele dłuższej rekonwalescencji. Skinąwszy mu głową pożegnał się nie chcąc zbyt szybko zwracać mu głowy względem ustalonych planów; nie było to nic pilnego w przeciwieństwie do powrotu do pełni zdrowia.
Obserwując minę Dolohova nie wiedział do końca jak ją odczytać. Zdawał sobie sprawę, iż Rosjanin był specjalistą w swym fachu i rozpoznanie eliksirów nie mogło przysporzyć mu nader większego problemu, jednak spodziewał się, że potrzebował do tego czasu. Drew już dawno miał udać się z takowymi do odpowiedniej osoby, jednak nigdy nie było na to czasu – wówczas po prostu skorzystał z okazji. Liczył, że Valerij mu pomoże.
-Będę oczekiwać na sowę jeśli uda Ci się coś ustalić. Wiszę Ci przysługę- skinął głową w jego kierunku, a następnie sam udał się do wyjścia.
/zt
Obserwując minę Dolohova nie wiedział do końca jak ją odczytać. Zdawał sobie sprawę, iż Rosjanin był specjalistą w swym fachu i rozpoznanie eliksirów nie mogło przysporzyć mu nader większego problemu, jednak spodziewał się, że potrzebował do tego czasu. Drew już dawno miał udać się z takowymi do odpowiedniej osoby, jednak nigdy nie było na to czasu – wówczas po prostu skorzystał z okazji. Liczył, że Valerij mu pomoże.
-Będę oczekiwać na sowę jeśli uda Ci się coś ustalić. Wiszę Ci przysługę- skinął głową w jego kierunku, a następnie sam udał się do wyjścia.
/zt
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Nie wstał od razu, kiedy Morgoth zakończył spotkanie. Wsłuchiwał się gwar, który się podniósł, upewniając się, że wszyscy na wyjście byli już gotowi - że nie została żadna sprawa, której nie poruszono. Jałowa dyskusja o skrytce ucichła, alchemicy usiedli do obrad, pozostałe tematy wydawały się wyczerpane i wyjaśnione. Uchwycił nóżkę kielicha z winem, nie pił go wcześniej - zbyt skupiony na przebiegu spotkania, nad którym musiał przejąć panowanie; przytknął szkło do ust, nieśpiesznie dopijając wyśmienity francuski trunek.
... a wuj Salazar w tym czasie rozkręcał imprezę na dobre. Zatrzymał na nim spojrzenie, kiedy jego wzrok pomknął w kierunku Deirdre - nie zamierzał ciągnąć tematu macek dla swoich kobiet publicznie, przy wszystkich.
- Zabierz, ile zdołasz. - odparł, leniwie zsuwając się z siedziska, wstając, jeśli kraken okaże się bezużyteczny, może przynajmniej będzie smaczny. Ostatni raz obrzucił okiem na wciąż zgromadzonych w sali czarodziejów. Nie wyglądało na to, by ktoś go tu jeszcze potrzebował - jego również nie ciekawiło nic ponadto, co zostało już powiedziane. Dyskusje o sensie - lub jego braku - sprowadzenia krakena z elektrowni trwała dalej, ale uważał, że żywiołowemu żeglarzowi przyda się trochę rozrywki - jeśli spożytkuje swoją energię teraz, być może będzie jej miał mniej na kolejnym spotkaniu. Odprowadził spojrzeniami parę znajomych twarzy, na dłużej porozumiewawczo zatrzymując wzrok na twarzy Ramseya, po czym wyminął własne krzesło, zmierzając do wyjścia.
- Deirdre - wypowiedział przy tym jej imię, zmierzał do Białej Willi - powinna wyruszyć razem z nim. Ku drzwiom przeszedł tą stroną stołu, przy której zasiadł Salazar - po drodze zatrzymując dłoń na jego ramieniu. - Wyjdź tylnym wyjściem, proszę - mruknął, kierując się dalej - do drzwi; rycerze zasłużyli na odpoczynek, nawet jeśli wśród najbardziej zasłużonych nie było Traversa. Nie żałował im wina - nie zamierzał jednak słyszeć później o wytwornych damach w foyer wystraszonych przez pijanego pirata, który znikąd wziął się w Fantasmagorii. Przeszło mu przez myśl, że winien o tym kogoś powiadomić - pomimo dobrych chęci wuja nie mógł mieć pewności, czy po paru butelkach będzie o nich pamiętał. Ująwszy kiść winogron z jednej z lewitujących srebrnych tac, opuścił salę.
/ zt
... a wuj Salazar w tym czasie rozkręcał imprezę na dobre. Zatrzymał na nim spojrzenie, kiedy jego wzrok pomknął w kierunku Deirdre - nie zamierzał ciągnąć tematu macek dla swoich kobiet publicznie, przy wszystkich.
- Zabierz, ile zdołasz. - odparł, leniwie zsuwając się z siedziska, wstając, jeśli kraken okaże się bezużyteczny, może przynajmniej będzie smaczny. Ostatni raz obrzucił okiem na wciąż zgromadzonych w sali czarodziejów. Nie wyglądało na to, by ktoś go tu jeszcze potrzebował - jego również nie ciekawiło nic ponadto, co zostało już powiedziane. Dyskusje o sensie - lub jego braku - sprowadzenia krakena z elektrowni trwała dalej, ale uważał, że żywiołowemu żeglarzowi przyda się trochę rozrywki - jeśli spożytkuje swoją energię teraz, być może będzie jej miał mniej na kolejnym spotkaniu. Odprowadził spojrzeniami parę znajomych twarzy, na dłużej porozumiewawczo zatrzymując wzrok na twarzy Ramseya, po czym wyminął własne krzesło, zmierzając do wyjścia.
- Deirdre - wypowiedział przy tym jej imię, zmierzał do Białej Willi - powinna wyruszyć razem z nim. Ku drzwiom przeszedł tą stroną stołu, przy której zasiadł Salazar - po drodze zatrzymując dłoń na jego ramieniu. - Wyjdź tylnym wyjściem, proszę - mruknął, kierując się dalej - do drzwi; rycerze zasłużyli na odpoczynek, nawet jeśli wśród najbardziej zasłużonych nie było Traversa. Nie żałował im wina - nie zamierzał jednak słyszeć później o wytwornych damach w foyer wystraszonych przez pijanego pirata, który znikąd wziął się w Fantasmagorii. Przeszło mu przez myśl, że winien o tym kogoś powiadomić - pomimo dobrych chęci wuja nie mógł mieć pewności, czy po paru butelkach będzie o nich pamiętał. Ująwszy kiść winogron z jednej z lewitujących srebrnych tac, opuścił salę.
/ zt
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Wysłuchała podsumowań w milczeniu. Podjęto odpowiednie decyzje, przekazano najistotniejsze informacje, naszkicowano plany na następne tygodnie. Spotkanie przebiegło szybko i sprawnie, pomimo typowej już psidwaczej walki pomiędzy niektórymi mężczyznami. Deirdre myślami była jednak przy kobietach, zwłaszcza przy milczącej Elisabeth oraz impertynenckiej Yvette. Zaprosiła je obydwie, wtajemniczyła, proponowała roztoczenie protekcji. Blythe pokazała się z najgorszej strony; nie tylko zawiodła swych towarzyszy podczas niebezpiecznej misji, ale i pokazała się tutaj bez zapowiedzi, wprowadzając dezorientację oraz dając szowinistom dodatkowy arsenał do ataków na kobiecą część Rycerzy Walpurgii. Jeśli same siebie nie traktowały poważnie, zawodząc, jak miały oczekiwać szacunku od reszty? Lady Parkinson dawała jeszcze drugą szansę, rozumiała ewentualny strach przed wypowiadaniem się w gronie potężniejszych czarodziejów oraz przytłoczenie informacjami, niepokoiła ją jednak bierność, brak zaangażowania w odbudowę Białej Wywerny oraz naprawę anomalii. Wymagała od siebie niemożliwego, od innych - tylko odrobinę mniej, na razie jednak powstrzymywała publiczną krytykę. Wygładziła przód szaty typowym dla siebie, pedantycznym gestem, ze spojrzeniem utkwionym przed sobą - nawet gdy usłyszała dwuznaczne pytanie Salazara. Być może doszukiwała się w nim drugiego dna, wiedząc o jego prostackim charakterze; Travers zaczynał wysuwać się na prowadzenie w zaciętej walce o miano najbardziej irytującego Rycerza Walpurgii, a Deirdre była przekonana, że gdyby dowiedział się o zwycięstwie w tym rankingu, stałoby się to dla niego jedynie dodatkowym powodem radości. Mało interesowały ją macki, bardziej: odpowiedź Tristana. Rzeczowa i przy okazji dająca dodatkowe pole do interpretacji, przynajmniej dla niej, przewrażliwionej wydarzeniami ostatnich dni. Znów nie zareagowała w żaden sposób, pozostawiając dalsze dyskusje alchemikom oraz zaangażowanym Rycerzom. Sama wiedziała, co należy do jej obowiązków. Dopiero, gdy Rosier wstał, ponaglająco wypowiadając jej imię, uczyniła to samo, odruchowo, bez zastanowienia nad tym, czy w ogóle powinna reagować jak przywoływana podopieczna. Ruszyła wzdłuż długiego stołu, kiwając z szacunkiem głową poszczególnym Śmierciożercom oraz bliższym jej Rycerzom Walpurgii, po czym przekroczyła próg przestronnej sali bankietowej.
| zt
| zt
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Sala bankietowa
Szybka odpowiedź