Wydarzenia


Ekipa forum
Ogrody
AutorWiadomość
Ogrody [odnośnik]08.08.17 18:36
First topic message reminder :

Ogrody

★★★★
Ogrody nie są duże, ale dostosowane do spacerów i wzniesione nie tylko z myślą o damach z klatkami piersiowymi ściśniętymi ciasnymi gorsetami albo dzieciach, ale i pozostałych gościach. Kręte ścieżki usypane drobnym czarnym kamieniem snują się wzdłuż tylko pozornie dzikich różanych krzewów i prowadzą prosto do zamkniętego labiryntu z żywopłotu, pośrodku którego szemrze kamienna fontanna z rzeźbami trzech syren. Bliżej wejścia, na rozległym półotwartym tarasie otoczonym najpiękniejszymi krwistymi różami, znajdują się trzy stoliki, a na nich oprawione w skórę karty dań oraz win z mieszczącej się na piętrze restauracji: za sprawą magii spełniane są nawet najciszej wypowiedziane życzenia, dania materializują się na stołach. Kafle tarasu mają barwę modrej wody, gdzieniegdzie rozjaśniane czerwonymi akcentami. W powietrzu unosi się zapach róż oraz nektaru fioletowych kwiatów o płatkach wielkości pięści, które ustawiono wzdłuż ścian budynku w wysokich porcelanowych wazonach. Przed wejściem na tereny ogrodu czarodzieje proszeni są o podanie nazwiska - jeśli nie jest to oczywiste - które jest następnie weryfikowane jako czystokrwiste.
Wstęp wyłącznie dla postaci krwi czystej. Muffliato.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:23, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ogrody - Page 6 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ogrody [odnośnik]03.03.21 11:34
Spuściła spojrzenie, krzywiąc się wewnątrz na jego słowa. Traktował ją na równi, tylko dlatego, że jej matką była szlachcianką, a jeśli byłaby ciut niżej w hierarchii? Byli rodziną, a mimo to poczuła się, jakby ktoś personalnie postanowił wbić jej sztylet. A może źle czytała jego słowa? Przemilczała jego wypowiedź, a jej zdenerwowanie, na szczęście można było czytać, jako zgodę z jego słowami. Chyba… przynajmniej tak jej się wydawało, więc grała tak dalej.
Też tego nie rozumiem, powinien dziękować za taki dar, całować Blacków po rękach – wysyczała, chociaż na sam dźwięk tych słów zrobiło jej się niedobrze. A może to papieros? – Tchórz – powtórzyła. – Pasożyt – dodała inwektywę, dla podkreślenia własnej niechęci do tejże zagadkowej osoby. – I jeszcze ta cała afera… Gdybym w porę nie rzuciła zaklęcia, to ta… ta… nie, nie mam słów – pokręciła głową na wspomnienie tego incydentu. – Jakiś mężczyzna… ech… nie wiem co próbował zrobić, ale mu nie wyszło, iskry potoczyły się po podłodze gdy wypadła mu różdżka i podpaliła szaty. Było to zaraz po tym klaskaniu… Co to w ogóle było? I ta wypowiedź Craiga… A Edgar, nestor… To był szczyt wszystkiego. Rozumiesz, że zapytał swojej żony „Czyj to pogrzeb?” – właśnie to sobie przypomniała. Histerycznie zaśmiała się, a potem potarła po czole, wierzchem dłoni. – Nestor… pytający się… Czyj. To. Pogrzeb. Co za brak szacunku. I rozumiem, że szanowny Craig Burke mógł się oburzyć, lecz wydzieranie się na całą kryptę do tej… ewidentnie obłąkanej kobiety było poniżej pasa. Wystarczyło ją wyprowadzić, po prostu. Jeśli odnosiłby się w ten sposób do przyszłej żony... Wyobrażasz sobie… no nie wiem, chociażby Aquilę pod jego ręką? Jestem oburzona zachowaniem Burke’ów… Nie wiem co w nich wstąpiło. Prim pisała mi, że tamtej nocy wrócili poobijani. I Edgar, i Craig… A co jeśli to jeden z nich został uratowany przez… no wiesz… Święta Roweno… - pokręciła głową, sama zszokowana słowotokiem, który wylał się z jej ust. Nie było w tym kłamstw, zaledwie przypuszczenia i sama prawda.
Potem znów go słuchała, lecz, ani trochę jej to nie uspokoiło. Niesamowicie stare, tylko co… – Krwawe ofiary? Ale po co? Dla wygrania wojny? Można to zrobić normalnym sposobem, a nie – urwała, nie mogła już dokończyć. – Europa też miała swoje bóstwa rządne podobnych rytuałów – a jednak zainteresowanie historią, na coś się jednak jej przydało. – Czy to już nie jest fanatyzm? Nie robimy bożka z kogoś, kto nim nie jest? – choć ewidentnie, Czarny Pan budził lęk i grozę, tak nie był niezniszczalny.
Kolejne słowa kuzyna sprawiły, że poczuła się, jakby ziemia zaczęła się pod nią zawalać. A więc to tak ich rekrutowali? Tak tworzyli mięso armatnie? – Nie. Nie, nie, nie… - zaprzeczała w pierwszej chwili, czując panikę w sercu. Nie, nie on. Nagle to wszystko stało się tak realne i bolesne. Kręciła głową w zaprzeczeniu, lecz wiedziała, że nic nie wskóra. Nic. Zdania nestora nie zmieni mogła jedynie próbować zaczerpnąć z tego ochłapów dla siebie. Czy to była właśnie gra o wysoką stawkę? Zamrugała kilkakrotnie, odganiając łzy i skupiła spojrzenie na ciemnych oczach kuzyna, gdy ponownie zaczął mówić. – Prawda. Nie… nie poprę tej decyzji, wiesz, że nie chcę abyś tam szedł – przymknęła na chwilę powieki, biorąc głębszy oddech, a on mówił dalej. Możliwości? Potęga? Zadrżała. Brzmiał jak jej ojciec… jak perfidny i dążący do potęgi egoista. Zagryzła wargi, odwracając na chwilę spojrzenie. – Cokolwiek jest tą mocą… nie chcę żebyś skończył jak Alphard. Nie chcę byś poświęcał się za kogoś, ani za… - głos jej zadrżał, a wymowne spojrzenie wróciło na oczy kuzyna. – Proszę, nie daj im się zabić. To jest obosieczny miecz…  
Słuchała go dalej, lecz to wszystko zdawało się rysować w jeszcze gorszym świetle. Brzmiało jak okrutnie napisana tragedia, z której jedyną opcją ucieczki, mogła być śmierć. – Mógł zostać zmuszony… - wyszeptała, zdając sobie sprawę, że przecież istniały zaklęcia, które mogły złuszczać innych do pewnych czynów. A jeśli to zrobią z Rigelem? A jeśli część z popleczników Czarnego Pana nie ma wyboru? – Może to Rosier, a może nie. Może Burke… tak jak mówiłam wcześniej. A może tego kogoś nawet nie było na pogrzebie – prychnęła załamana, a zaraz potem zerknęła badawczo na kuzyna.
Wiem… Och, Rigel… Jaka ja byłam głupia, że poleciałam na widok chorego smoka. Cholera jasna… Jeden z przyjaciół również mówił mi, że oni mogą być… niebezpieczni. Nie pojadę tam, jutro napiszę wypowiedzenie… T-tak, znajdziemy lepsze miejsce – przyznała, kiwając głową. Już nie wiedziała czy to co czuła i mówiła względem pracy w Kent było prawdą czy nie, a może te wszystkie wątpliwości pogłębiły się jeszcze bardziej? – Może otworzę szkołę tańca – parsknęła gorzkim śmiechem, odnosząc się do propozycji kuzyna, którą zaoferował na potańcówce. Nie, teraz nie otworzyłaby szkoły tańca, chyba że taką, w której mogłaby otwarcie zatańczyć na śmierć Czarnego Pana. Co za durny pomysł…
Pokręciła głową z niedowierzaniem. Starożytne klątwy, legendy, niesamowicie stare… coś… Co robili słudzy Czarnego Pana? Czy dążyli do odkrywania tak chorych artefaktów, jak jej ojciec? – Starożytne klątwy, może jeszcze pogańskie zaklęcia, tak jak mówiłeś. Nie mają od tego badaczy czy innych… pionków, tylko muszą poświęcać… - słowa ugrzęzły jej w gardle. Właściwie to miała Alpharda za równie chorego co cała reszta towarzystwa oddanego Voldemortowi. Czy tak łatwo można było przerwać przywiązanie? Spoglądała na Rigela, zastanawiając się czy byłaby w stanie go uratować, odsunąć od tego, lecz przecież już się zgodził. A czy byłaby go w stanie wykorzystać? Rodzina… Pusty zwrot. Jednak to wciąż był Rigel, ten sam, z którym przesiadywała w dormitorium. Ten sam, który również miał swoje… problemy z innością. Już próbowała wierzyć w Aquilę, a co z nim? Co z Rigelem? Westchnęła gorzko i zaczęła zwijać woalkę, a potem składać ją, tak aby stanowiła zaledwie kulkę w jej drobnej dłoni. Na żart uniosła lekko brew i pokręciła głową. – Spokojnie – zaśmiała się, chociaż jego reakcja była dosyć… specyficzna. Czy podejrzana? Forsycja tego akurat nie wyłapała, skupiona wciąż na tym co padło wcześniej. Wysłuchała w spokoju jego odpowiedzi, kiwając głową, chociaż część tych informacji ledwo do niej dochodziła. – Brzmi fascynująco… to… twoje badania czy departamentu? Jeśli twoje… Rigel, mógłbyś się na tym wybić – przyznała, starając się wykrzesać uśmiech. Gdyby tylko zajął się tymi badaniami i nauką, ile lżej byłoby jej na sercu. Westchnęła ciężko, kolejny raz, starając się wyzbierać myśli. – Dam ci znać, dobrze? Podejrzewam, że to może nam zająć kilka godzin, więc zarezerwuj sobie pół dnia, a ja te pół dnia postaram znaleźć u siebie, w porządku?


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Ogrody [odnośnik]03.03.21 11:38
-Albo przynajmniej przyjść, przyznać się i podziękować. Ma u nas dług życia. - zamknął oczy, próbując się uspokoić. Czy prawda o tożsamości osoby, która przeżyła dzięki Alphardowi i jej opowieść ukoiła by ich ból? Pomogła lepiej zrozumieć sytuację? Możliwe. Na pewno to było o wiele lepsze niż setki kłębiących się w nieskończonym chaosie pytań. - I nie rozumiem zupełnie... dlaczego Czarny Pan nic nie zrobił.
Ostatnie powiedział bardzo cicho, wpatrując się w drobne kamyczki na ziemi. Przecież nie mogło być tak, że On na to pozwolił. Nie mógł. W końcu wiedział, jak ważna jest czystość krwi, pochodzenie.
Może go tam nie było, żeby zareagować? Albo nie zdążył…
Nie mogło być innej opcji. Z drugiej strony, czego Rigel w ogóle mógł oczekiwać. W końcu to tylko człowiek. Potężny mag, ale nadal tylko człowiek - nie bożek, za jakiego inni go biorą. Czarny Pan nie był cudotwórcą. Nie mógł wszystkich ocalić.
-Co? - Black uniósł brwi wyraźnie zdumiony. Kojarzył jakiś popłoch na tylnych rzędach, ale nie był w stanie wypatrzeć, kto i co tam robił. Westchnął. - Wiem, że ten krzyk był kompletnie nie na miejscu, lecz nawet sobie nie wyobrażasz, jak mi wtedy ulżyło. Pewnie sam bym tam zaczął krzyczeć albo zrobiłbym coś innego i równie niestosownego. Ale klaskanie? Na Merlina, dlaczego tych ludzi nie uczą w domu zasad dobrego wychowania. To powinno być obowiązkowe.
Przeczesał dłonią włosy.
-Możliwe, że tamta noc wielu zmieniła… -zamyślił się. - Słyszałem, jak Pani Mericourt pouczała Pannę Rookwood, żeby ta się zachowywała właściwie. Nie znam dobrze Panny Sigrun, ale nigdy nie sprawiała wrażenia osoby, która nie wiedziałaby jak się zachować na pogrzebie. Może… Może jednym zabrało życie a innym rozum?
Przekrzywił głowę i spojrzał na kuzynkę.
-Klątwa mogła również ich dosięgnąć, ale w inny sposób. Cholera, trzeba było bardziej uważać na historii magii. Chociaż... Alphardowi jego wiedza nie pomogła.
Znowu się zasępił.
-Oczywiście, że można. Ale wiesz… -chwile wahał się jak by to lepiej ująć. - Trudniej jest myśleć niestandardowo. Dla niektórych.
Na słowa o bożku Rigel tylko kiwnął twierdząco. Miał podobne zdanie. Zatracenie się w pełnej wierze do jednej osoby może się skończyć katastrofą. Dlatego mimo zaufania i miłości, jaką darzył ojca, wolał sprawdzać i analizować jego decyzje, a nie ślepo za nimi podążać.
-Spróbuje dowiedzieć się jak najwięcej. I obiecuję, że będę ostrożny.- uśmiechnął się do Forsythii uspokajająco. - Jeszcze będziesz bawić moje dzieci i pokażesz im, jak tańczą lunaballe.
Chciał zażartować, żeby w jakiś sposób poprawić i tak ciężka i przygnębiającą atmosferę.
-Jak mówiłem, byłabyś znakomitą nauczycielką tańca. Ale jeśli będziesz chciała robić coś jeszcze innego - możesz liczyć na moje wsparcie. Może przychodnię dla magicznych stworzeń? Taką porządną. Azyl?
Kolejne pytanie o rejestr nadal go niepokoiło, ale jak już wszedł w to kłamstwo, to musiał brnąć dalej. W końcu nie było innego odwrotu.
-Moja inwencja. Miałem myśl, że prawdopodobnie nie doczekam się żadnego poważniejszego zadania, więc uznałem, że zwyczajnie wymyślę własne. Zrobię badania i przyniosę im ładnie oprawione, a do tego z kokardką na wierzchu.
W sumie mógłby to zrobić. Wtedy upiecze dwie pieczenie przy jednym ogniu, jak wszystko pójdzie pomyślnie.
-Dziękuję! Jak będziesz tylko coś wiedziała, to ślij mi sowy. Porozmawiam z przełożonymi.


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Ogrody [odnośnik]03.03.21 11:41
Pokiwała głową, absolutnie zgadzając się w tej kwestii z kuzynem. Niezależnie od tego co miała w głowie, to jednak ten, za kogo Alphard oddał życie, z pewnością powinien się do tego przyznać i podziękować. Wymagał tego chociaż szacunek, a jeśli nawet tego, ten ktoś, nie był w stanie zrobić, wówczas pokazywał tylko swój brak wychowania, brak odpowiedzialności i brak ogłady. Żałosne zachowanie, dziecinne wręcz – a jeśli to była ta obłąkana kobieta od klaskania? Najpewniej myśli Forsycji pobiegłyby dalej, lecz słowa kuzyna nieco zszokowały młodą czarownicę. Zmarszczyła lekko brwi, a zaraz potem westchnęła. – Może go tam nie było, a może… cóż… - wymownie pokręciła głową, wskazując, że może po prostu tak komuś było na rękę.
Wylewanie z siebie emocji, nawet w tak zakłamany sposób, nieco ostudziło wulkan, którym była panna Crabbe od pogrzebu. Wyrzucenie z siebie tego co działo się wokół niej, również zahamowało odrobinę tę narastającą agresję, a słowa kuzyna uświadomiły ją, że tak naprawdę zachowanie jej sąsiadki z rzędu, było jeszcze gorsze, niż sądziła. Zagryzła wargi, już nie panując nad tym odruchem – będzie musiała zaopatrzyć się w balsam do ust, który jakoś zniweluje dzisiejsze skutki gniewu. – Być może, lecz tym powinien zająć się ktoś inny, ktoś z obsługi pogrzebu, a nie lord – zauważyła, wzdychając lekko. Być może organizacja nawaliła? A może po prostu nikt nie spodziewał się takiego zachowania. – Sigrun Rookwood… Obiło mi się to nazwisko o uszy kiedyś, lecz nie wiem, o kim mówisz, ale twoja teoria brzmi… sensownie. Może wszyscy zapłacili tam jakąś cenę, a te… dziwaczne zachowania, pokazują, kto brał w tym udział… – myślała na głos, odrobinę zagubiona. Czy w takim razie pogrzeb opływał w Rycerzy Walpurgii? – Może oklaski były po prostu… kolejnym efektem ubocznym – rzuciła w eter, zerkając na przestrzeń wokół, jakby chciała dopatrzeć się tam czegoś więcej. Potem już tylko ponownie pokiwała głową i przytuliła kuzyna jeszcze raz, oplatając dłonie wokół jego szyi. Nie chciała właściwie tego robić, lecz przecież kiedyś by tak zrobiła, prawda? I to nie tyle, że czuła do niego nienawiść czy niechęć, po prostu… czuła ból, który rysował jej ciało i duszę, za każdym razem gdy uświadamiała sobie, jak zepsuta była jej rodzina i otoczenie. Oczywiście, mogłaby sprawić, aby ten ból zniknął, wystarczyłoby zapomnieć z pomocą zaklęcia, jednak dlaczego chciałaby zapomnieć, skoro ten ból i ta strata, stanowiły wszystko, co po jej dotychczasowym życiu pozostało. Pochowała coś razem z Alphardem, nareszcie to zrobiła.
Odsunęła się, czując niewymowne ukłucie w sercu na wzmiankę o lunaballach, o azylu… jej oczy zaszkliły się i choć chciała powiedzieć mu prawdę, że tak nigdy nie będzie, to kiwnęła głową. Ciężka kropla pociekła po policzku, tego wszystkiego było dzisiaj zbyt wiele. Czuła się wykończona i tylko pragnęła ułożyć się w miękkiej pościeli, oddając objęciom Morfeusza. – Może kiedyś – kiwnęła głową, ocierając policzek. – Choć wolałabym odkrywać te nowe, wiesz… – przyznała się nieśmiało, pijąc do swych marzeń. Tak, nadal chciała podróżować, nadal chciała poznawać i odkrywać.
Pokiwała głową z uznaniem na słowa kuzyna i uśmiechnęła się na tyle na ile potrafiła. – Myślę, że to naprawdę wyjątkowo ciekawy temat do badań. Jeśli po tym cię nie docenią… to popełnią poważny błąd – stwierdziła dosyć butnie, a zaraz potem zerknęła do tyłu na dźwięk uchylających się drzwi od budynku. Ktoś postanowił naruszyć ich własny, prywatny, mały świat… – Oczywiście, jak tylko się czegoś dowiem, to natychmiast ci napiszę – kiwnęła głową, przytulając kuzyna ostatni raz. – Chodźmy, robi się zimno – zaproponowała, odsuwając się i robiąc kilka kroków w tył, aby zachęcić Rigela do wspólnego powrotu na salę.


I wciąż nie starczało, i ciągle było brak
Ciągle bolało, że ciągle jest tak

Forsythia Crabbe
Forsythia Crabbe
Zawód : Magizoolog w Ministerstwie Magii
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
l'appel du vide
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8816-forsythia-a-crabbe https://www.morsmordre.net/t8824-maypole#262975 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f299-brook-street-72 https://www.morsmordre.net/t8821-skrytka-bankowa-nr-2082#262964 https://www.morsmordre.net/t8822-forsythia-crabbe#262969
Re: Ogrody [odnośnik]03.03.21 11:44
-Może... po prostu nie mógł. - spojrzał gdzieś w szare jesienne niebo. - Wielu zastanawiało się, jak pokonać śmierć. Ale nawet z bajek wiemy, że to bardzo sprytny przeciwnik. I nawet najpotężniejszy czarodziej od samego początku jest na przegranej pozycji. Samemu jest... arcytrudno wyśliznąć się z jej łap, a co dopiero pomóc innej osobie.
Myślenie o tym sprawiało, że Rigel czuł się spokojniejszy. Łatwiej było wytłumaczyć niemoc Czarnego Pana w obliczu nieuniknionego, niż w ogóle brać pod uwagę możliwość, że tamten nie chciał interweniować i pozwolił Alphardowi umrzeć w tak przerażający sposób, uznając jego życie za mniej warte.
-Tak, masz rację, to by było najlepsze wyjście - kiwnął. - Smutno jest patrzeć na to wszystko… Nawet nie wiem, czy ktokolwiek się nimi wszystkimi zajął. Pomógł. Czy to również jest wielki sekret? I co - teraz wszyscy ci skrzywdzeni czarodzieje muszą udawać, że wszystko jest w jak największym porządku? I wystawiać się na te wszystkie krępujące i nietaktyczne sytuacje, narażające ich reputację na szwank? Przecież to się może skończyć katastrofą… Kto wie, czy to nie będzie ewoluować… jak choroba?
Black urwał, jak tylko kuzynka przytuliła się do niego. Nie spodziewał się tak nagłej reakcji z jej strony, ale dzień był ciężki, a smutek mógł zaatakować w najmniej odpowiednim momencie. Pogłaskał ją delikatnie po plecach, próbując pocieszyć przynajmniej takim drobnym gestem.
-Na pewno tamte nowe ścieżki będą równie wspaniałe, co te już znane.
Ostatecznie zamilkł. W końcu czasami cisza i gest były lepszym wsparciem niż źle ułożone słowa.
-Będę dobrej myśli. Jeśli moje badania będą mogły w przyszłości komuś pomóc - to tym bardziej będę w to iść. - uśmiechnął się do Forsythii. - Jeszcze raz dziękuję.
Tak, to będzie dobry pomysł. Poczuł drobne wyrzuty sumienia, że chciał w tak chamski sposób wykorzystać dostęp do rejestru. Tylko po to, by znaleźć tą jedną konkretną osobę. Nie, nie mógł tego zrobić. Powinien tę wiedzę wykorzystać do czegoś pożytecznego, przydatnego, dobrego dla innych. Czy gdyby rzeczywiście spróbował przeprowadzić to badanie, zrozumiał mechanizmy działania i wpływ na umysł, to czy by był w stanie znaleźć sposób, jak ulżyć w bólu osobom zmagającym się z tym nieszczęściem?
Zwykłe kłamstwo zaczęło ewoluować. I już nie chodziło o awans. Tylko faktyczną pomoc.
-Tak, chodźmy. Wino stygnie. - lekko zamyślony, chwycił pod rękę kuzynkę i razem weszli do sali.

| ztx2 tears


HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8887-rigel-black https://www.morsmordre.net/t9011-apt#270971 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t9012-skrytka-bankowa-nr-2091#270977 https://www.morsmordre.net/t9026-rigel-a-black#271647
Re: Ogrody [odnośnik]02.08.22 16:58
| 15.06

Ogrody otaczające La Fantasmagorię budziły zachwyt o każdej porze roku, lecz tegoroczny początek lata sprawił, że zielone połacie, otoczone marmurowym ogrodzeniem, przypominały raj. Po burzy zawsze wychodziło słońce, a chłostane potężnymi deszczami rośliny, skąpane później w czerwcowych promieniach, rozkwitały pełnią swej urody. Oczywiście było to głównie zasługą troskliwych pracowników, doglądających różanych krzewów z czułością, jaką zazwyczaj poświęca się dzieciom lub ulubionym zwierzętom, niechowana pod kloszem przyroda ciężko znosiła ulewy a później susze, gwałtowne różnice temperatur nie sprzyjały rozwojowi, lecz Deirdre nie musiała kłopotać się takimi detalami. Zatrudniała najwprawniejszych specjalistów z zakresu magicznej flory właśnie po to, by móc po prostu cieszyć oczy widokiem pękających pąków, ozdobionych perlistą rosą płatków i soczystych kolorów, wabiących ku sobie motyle i niegroźne gatunki owadów. Tylko tego brakowało, by jakąś wrażliwą szlachciankę podczas spaceru w czasie antraktu ugryzła złośliwa pszczoła, żądblibąk lub co gorsza czarodziejska osa; otoczenie La Fantasmagorii miało być tak idealne, jak wszystko, co tyczyło się opery, Mericourt jasno wyartykułowała więc swe potrzeby na spotkaniu z podwładnymi. Naiwnie głucha na przebąkiwania ogrodników na temat ekosystemów oraz niezbędnej roli robactwa; mieli sprawić, by ogrody baletu kwitły życiem, nie obchodziło ją, czy uczynią to na podstawie paktu z diabłem, kosztujących krocie nawozów sprowadzanych z okolic Durmstrangu lub klątw wytruwających fruwające i brzęczące nieprzyjemności.
Nieobecne w południowym słońcu. Deirdre pojawiła się wśród żywopłotów i krzewów nieco wcześniej niż zwykle - w ciągu letnich miesięcy lubiła tę chwilę wytchnienia przed nagromadzeniem obowiązków; nawet krótki spacer po ogrodach baletu uspokajał ją i dodawał sił - z zadowoleniem przyjmując nie tylko nieobecność owadów, ale przede wszystkim czar ogrodów. Ostatnie wichury podniszczyły nieco starszy drzewostan, ale pracownicy zadbali o to, by szybko naprawić szkody oraz odnowić poranione okazy flory, różane ogrody wyglądały więc jak namalowane, bez ani jednego poszarzałego kwiatu, zeschniętego listka i wygiętej pod nieodpowiednim kątem gałązki, o nierównym trawniku nie wspominając.
Coś jednak wymykało się perfekcji obrazu, coś nie pasowało do równania - coś, a raczej ktoś. Deirdre zauważyła od razu smukłą sylwetkę podążającą boczną ścieżką w stronę terenu zarezerwowanego wyłącznie dla pracowników La Fantasmagorii. Młodzieniec szybko zniknął za wyższymi żywopłotami, dyskretnie kryjącymi mały, kamienny dziedziniec, prowadzący wprost na zaplecze podwodnej sceny. Nie zdążyła przyjrzeć się mężczyźnie, wiedziała jednak, że nie należy do pracowników baletu - odruchowo ruszyła jego śladem, podświadomie wysuwając różdżkę zza pasa sukni i kryjąc ją w rozszerzonym rękawie. Przezorny zawsze ubezpieczony; wątpiła, by jakikolwiek terrorysta, nawet ten całkowicie szalony, próbował zaszkodzić miejscu pozostającemu pod protekcją dwójki śmierciożerców, ale...Musiała mieć pewność. Stąpała cicho, schodząc w wysokich obcasach na trawę, by nie poinformować nieznajomego o swej obecności; zachwiała się lekko, ale zachowała równowagę, finalnie znajdując się kilka metrów za brunetem. - Co pan tu robi? - zapytała głośno, surowo, bez powitań, zapowiedzi czy ostrzeżeń. Przystanęła na krawędzi ścieżki, śmiało przyglądając się plecom czarodzieja. Ubrany był elegancko, lecz jeśli był kimś wrogim, nie zjawiłby się tutaj przecież bez przebrania; musiała być czujna. Kocie oczy z całą intensywnością wbijały się w kark smukłego nieznajomego, a palce Deirdre zaciskały się na różdżce skrytej pod materiałem szaty. Żaden z gości La Fantasmagorii nie zapuściłby się aż tutaj - w najlepszym przypadku miała do czynienia z kierowanym podejrzanym fetyszem miłośnikiem podglądania syren, w najgorszym: z sabotażystą.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]03.08.22 12:16
Nie zdążył się na dobre zadomowić na Wyspach, a już do jego uszu dotarła do niego fama La Fantasmagorii. Francuska nazwa tego miejsca dawała nadzieję na to, że być może odnajdzie w pochmurnej Anglii skrawek swojej ojczyzny. Kto wie, może stanie się stałym bywalcem?
Nic więc dziwnego, że młody Lestrange postanowił zobaczyć to miejsce osobiście i wyrobić sobie swoją własną opinię. Nie był pewien czy mógł polegać na opiniach innych. Poza tym weryfikacja tego co zasłyszał nie była taka trudna. W najgorszym wypadku zmarnuje jedno popołudnie, a w najlepszym… mile je spędzi.
Na początek postanowił zacząć swoje zwiedzanie od ogrodów. Musiał przyznać, że ten był swego rodzaju perełką. Nie zdziwiłoby go gdyby to miejsce było natchnieniem do tła na portrecie niejednej Lady. Szybko jednak znudził go ten perfekcyjny krajobraz i wiedziony młodzieńczą ciekawością postanowił poznać sekrety tego miejsca. W końcu nie jeden ogród miał boczne ścieżki prowadzące do tajemniczych i urokliwych miejsc, o których wiedzieli często bywający tutaj goście. Poza tym czy to nie gdzieś tutaj powinno znajdować się przejście na tyły podwodnej sceny? Musiał przyznać, że był zaintrygowany tym miejscem. Ciężko, żeby było inaczej. W końcu był muzykiem i miejsca w których rozbrzmiewały dźwięki różnych melodii były dla niego interesujące. Drugą zaś rzeczą były syreny, stworzenia te niezmiennie go fascynowały i chyba nic w tym dziwnego, nazwisko Lestrange go zobowiązywało. Chociaż możliwe, że jego krewniakom, którzy się wychowali na Wyspie Wight morskie kusicielki zdążyły spowszednieć.
Zajęty buszowaniem po ogrodzie nie zwrócił uwagi na to, że ktoś ruszył jego śladem. No a kiedy się zorientował było już za późno. Drgnął lekko kiedy usłyszał za sobą surowy kobiecy głos. Wtedy też zrozumiał, że nie powinno go być w tym miejscu, ot zapomniał się. Przez moment w jego głowie pojawiła się myśl aby udawać, że nie rozumie po angielsku, na szczęście ten pomysł rozpłynął równie szybko jak się pojawił. Wielu czarodziejów, szczególnie czystokrwistych, znało francuski i chłopak tylko by się naraził na śmieszność, a tego nie chciał. Będzie musiał podejść do tematu w inny sposób. Spokojnie obrócił się w jej stronę. Na wszelki wypadek wolał nie dokonywać żadnych gwałtownych ruchów, przynajmniej dopóki nieznajoma nie będzie usatysfakcjonowana jego wyjaśnieniem.
-Bonjour… Madame- z przyzwyczajenia odezwał się po francusku, zaraz jednak przeszedł na język angielski. -Muszę przyznać, że się zapomniałem się. – przyznał szczerze. - Poddałem się atmosferze tego miejsca i zapomniałem, że goście nie wszędzie mają wstęp- w zasadzie nie mijał się z prawdą. We Francji większość muzyków kojarzyła jego ojca, a czasem nawet jego samego i zwykle bez przeszkód mógł wchodzić do miejsc zarezerwowanych dla artystów i obsługi. Na moment zapomniał, że nie jest już na kontynencie. - Pardonnez-moi- dodał jeszcze. Uznał, że przeprosiny mogą się przydać, szczególnie, że czarownica nie sprawiała wrażenie kogoś tutaj pracującego. Może miała coś wspólnego z właścicielami, a może była patronką tego miejsca? Timothée nie orientował się jeszcze zbyt dobrze kto był kim w kręgach brytyjskiej socjety. Lepiej było być zbyt ostrożnym niż obrazić kogoś kogo nie powinien.
Timothee Lestrange
Timothee Lestrange
Zawód : solista
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Here is no choice but either do or die.
OPCM : 4
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11300-timothee-lestrange-w-budowie https://www.morsmordre.net/t11356-eclair https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11311-skrytka-bankowa-nr-2566#347764 https://www.morsmordre.net/t11310-timothee-lestrange
Re: Ogrody [odnośnik]03.08.22 17:22
Wypowiedź w języku francuskim dawała nadzieję - złudną? - na kontakt z młodzieńcem wykształconym, prawdziwym gościem La Fantasmagorii, który po prostu zgubił drogę, być może zbyt rozochocony drogim, sprowadzanym wprost z Europy szampanem lub wytrawnym winem. Coś jednak nie dawało Deirdre spokoju; nigdy nie osiadała na laurach ani nie zakładała najlepszego, woląc przygotować się na to, co trudne, straszne i wymagające. Nie zamierzała więc ufać instynktowi, podpowiadającemu, że ma do czynienia z zaledwie dzieckiem; ot, młodzieniec, który wypił jeden kieliszek za dużo podczas wystawnego lunchu a potem, oszołomiony czarem syren, które obserwował z widowni poprzedniego wieczoru, postanowił ponownie je odwiedzić, chcąc w dyskrecji obserwować obnażone piersi i zachwycać się brokatem ich łusek, podkreślającym tylko nieskazitelność nieokrytej żadnym materiałem skóry. Taka intepretacja była za prosta, a zaślepieni i niemoralnie oddani Longbottomowi szaleńcy potrafili wpasować się w tłum, równie skutecznie, co syreny, mamiąc swą prezencją. Deirdre nie uśmiechnęła się więc do bruneta, nie spoufaliła się z nim, nie przestała też mocno przytrzymywać różdzki rozgrzanymi palcami, uważnie przyglądając się mimice młodzieńca. Był przystojny, owszem, biorąc pod uwagę perfekcję genów, powinno to świadczyć o jego perfekcyjnym rodowodzie, lecz niestety natura nie działała tak jednoznacznie. Miła dla oka prezencja nie stanowiła przepustki do braku podejrzeń, tak samo jak wprawny, francuski akcent.
- Doprawdy? - powiedziała spokojnie, skąpo, nie uspokajając czarodzieja łagodnością tonu. Spoglądała na niego surowo, kontrolnie, aczkolwiek bez wrogości, która mogłaby zagrozić dobrej opinii o madame Mericourt. Może naprawdę miała do czynienia z zagubionym paniczykiem, zapominającym o Merlinim świecie z powodu przytłoczenia pięknem spektaklu, syren w nim występujących bądź oparów kwiatów, rozsiewających otumaniającą woń po całym ogrodzie. - La Fantasmagoria potrafi oczarować, ba, wprowadzić w prawdziwy trans pięknem swych występów. Czy można wiedzieć, jaki tytuł oczarował pana do tego stopnia, by próbować zakraść się za kulisy podwodnej sceny? - zagadnęła pozornie nonszalancko, prawie kokieteryjnie - ale czujne spojrzenie kompletnie czarnych oczu sugerowało, że niepoprawna odpowiedź może spotkać się z odgryzieniem głowy. W najlepszym przypadku. - Wspaniały akcent. Pochodzi pan z Francji? - dorzuciła uprzejmie, dając mu szansę, by sprostował używaną przez nią tytulaturę. Wolała nie nazwać lordem kogoś, kto na to nie zasługiwał; wiedziała też, że prawdziwy arystokrata od razu sprostuje to nieporozumienie. - Co pana akurat tutaj sprowadziło? - dodała kolejną cegiełkę do obronnego muru pytań; spodziewała się przedstawienia się przez młodzieńca, zaakcentowania swego pochodzenia; mając nazwisko, mogłaby łatwo sprawdzić, czy natknęła się na zdradzieckiego sabotażystę czy prawdziwego lorda. Co jednak, jeśli natrafiła na człowieka tylko czystej krwi? Musiała pozostać czujna, nie wybaczyłaby sobie, gdyby jej przesadnie łaskawe podejście zakończyło się dla magicznego baletu jakimkolwiek zagrożeniem.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]03.08.22 20:02
Och, tym razem Deirdre raczej się nie przeliczyła jeśli chodzi o powiązanie znajomości języka francuskiego z dobrym wykształceniem. Nie zawsze tak było, wszakże każdy mógł się nauczyć mówić w innym języku w różnych okolicznościach. Bo czyż zwykli czarodzieje często podróżujący między Wyspami a Kontynentem nie nauczą się w końcu kilku frazesów? No ale faktycznie, mimo że nie był to doskonały wyznacznik, to istniało większe prawdopodobieństwo, że ktoś władający francuskim również coś sobą reprezentował.
Słysząc odpowiedź i ton głosu czarownicy, Timothée był w stanie się domyślić, że jeszcze nie przekonał swojej rozmówczyni o braku złych zamiarów. Na szczęście czarownica nie była też pewna czy przyszedł tu w ramach jakiegoś sabotażu. Nie była to idealna sytuacja, ale też nie była tragiczna.
-Jeszcze nie miałem okazji oglądać występu na słynnej podwodnej scenie. Na pewno nadrobię to niedopatrzenie w najbliższym czasie –zapewnił. - Byłem ciekaw wyglądu tejże sceny. Nie jest to rzecz powszechna, a nawet powiedziałbym, że to swego rodzaju perełka- powiedział całkiem szczerze.
- Je suis impardonnable.- dopiero kiedy rozmówczyni zwróciła uwagę na jego akcent zorientował się, że jeszcze się nie przedstawił. Było to spore niedopatrzenie z jego strony do którego nie powinno dojść. Na szczęście to można było bardzo łatwo naprawić.
- Timothée Lestrange- przedstawił się z niejaką dumą w głosie. - Dopiero od niedawna przebywam w Anglii. Można powiedzieć, że dopiero odkrywam miejsca jakie Londyn i Wielka Brytania mają do zaoferowania. – dodał potwierdzając tym równocześnie, że w istocie pochodził z Francji. Liczył na to, że nie musiał już więcej tłumaczyć się z próby wejścia za kulisy i mogli ten temat pozostawić już za sobą.
-Mimo, że jestem na Wyspach dopiero od paru dni, to już zdążyłem usłyszeć o La Fantasmagorii. Chciałem się przekonać na własne oczy jak wygląda to miejsce i czy może odnajdę tutaj namiastkę swojej ojczyzny- to chyba był całkiem dobry powód do odwiedzin, prawda? – Poza tym z racji moich zainteresowań wszelkie miejsca w których można usłyszeć muzykę są dla mnie zajmujące- uzupełnił.
Timothee Lestrange
Timothee Lestrange
Zawód : solista
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Here is no choice but either do or die.
OPCM : 4
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11300-timothee-lestrange-w-budowie https://www.morsmordre.net/t11356-eclair https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11311-skrytka-bankowa-nr-2566#347764 https://www.morsmordre.net/t11310-timothee-lestrange
Re: Ogrody [odnośnik]05.08.22 10:34
Mężczyzna - młodzieniec właściwie, miał w sobie urok chłopca, a choć z jego postury biła pewność siebie oraz spokój, to gładka twarz i nieco niewinne wejrzenie oczu zdradzały niewielkie życiowe doświadczenie - nie wydawał się ani speszony, ani przerażony. Nie ratował się ucieczką, nie szukał wymówek, nie próbował oddalić się od madame Mericourt ani zniknąć pomiędzy krzewami, przemawiał z gracją świadczącą o towarzyskim obyciu. Podejrzliwość Deirdre malała z każdym jego słowem, nie czuła się jednak zawiedziona czy zirytowana własnym przewrażliwieniem. O dobro i bezpieczeństwo La Fantasmagorii dbała momentami lepiej niż o własne dzieci - do czasu; ostatnio stała się zdecydowanie bardziej przychylna bliźniętom, lecz gdy znajdowała się w pracy, skupiała się wyłącznie na tym, by otoczyć opieką wszystkie aspekty działania magicznego baletu. Nie była jak inni dyrektorzy czy marszandowie, ślepo idący ku swemu gabinetowi w przekonaniu o tym, że nie będą zawracać sobie głowy sprawami mniejszej wagi - madame Mericourt zwracała uwagę na detale, na stan ogrodu, na prezencję odźwiernych, na gasnącą magię iluzji w zachodnim skrzydle, na zły rodzaj kwiatów w loży Carrowów, na nierówno powieszony obraz, szybko zlecając naprawę usterek i niedociągnięć. Ba, jeśli było to możliwe, sama wprowadzała zmiany. Praca u podstaw wcale jej nie uwłaczała, wręcz przeciwnie, stałą czujność w szerokim zakresie perfekcji baletu uznawała za jeden ze swoich podstawowych obowiązków. Nic więc dziwnego, że choć mogła zlecić zatrzymanie i przesłuchanie nieznajomego któremuś z pracowników, wolała sprawdzić to sama. Jak się okazało, słusznie. Nadgorliwy strażnik mógłby popełnić jakieś faux pas, a gdyby natrafił na prawdziwego terrorystę, ba, być może nawet poplecznika wyszkolonego przez Zakonu Feniksa, zapewne nie podołałby jego pacyfikacji. Szczęśliwie przez Deirdre stał tylko lord Lestrange. Przedstawienie się rozwiało wszelkie wątpliwości. I znacząco zmieniło aurę otaczającą skośnooką czarownicę. Może nie rozpromieniła się w sztucznym uśmiechu, ale wyraźnie się rozluźniła, przywdziewając na twarz maskę uprzejmego zdziwienia.
- Jakże miło lorda poznać, lordzie Lestrange - skłoniła się lekko z szacunkiem, na krótko, później prostując się i powracając do śmiałego spoglądania na reprezentanta rodu szaleńców. Intrygujące. Jeszcze go tutaj nie widziała - a przecież spotykała wielu debiutujących reprezentantów szlachty. - Madame Mericourt, mam zaszczyt opiekować się tym przybytkiem. Stąd też wynikła moja...interwencja. Rozumie lord, mamy niespokojne czasy, więc szczerze troszczę się o to, by za kulisami podwodnej sceny nie znalazł się nikt niepowołany - i ona się przedstawiła, razem z wyjaśnieniami, zastanawiając się, co też Timothee wie o wojnie, o Londynie i o wszystkim, co działo się tutaj na przestrzeni ostatnich miesięcy. A może lat? - Żałuję, że nie zapowiedział lord swego przybycia. Przygotowałabym dla lorda lożę należącą do rodu Lestrange, być może udałoby się także zorganizować prywatny występ syrenich baletnic. Krewni nestorstwa Rosierów są u nas witani ze specjalnymi honorami - kontynuowała miękko, obracając się nieco w bok, gestem zapraszając Timothy'ego do podążenia obok niej. Nie w kierunku drzwi baletu, a z powrotem ku ogrodom. Mimo wszystko nie zamierzała nagradzać zagubienia i samowoli. - Czy to lady Evandra poleciła lordowi wybranie się do La Fantasmagorii? - zagadnęła nonszalancko, ciekawa nie tylko ewentualnej motywacji lady doyenne, ale przede wszystkim stopnia ich pokrewieństwa. - Na jakim instrumencie lord gra? A może tworzy lord własną muzykę? - kontynuowała okazanie zainteresowania, gotowa przyjąć gościa w jak najlepszy sposób, choć kolidowało to trochę z jej planami. Zamierzała poświęcić młodzieńcowi niezbędną uwagę a potem poprowadzić go do jednego z opiekunów artystycznych scen, by ci przejęli opiekę nad świeżo wyklutym, francuskim pisklęciem, gubiącym się w brytyjskich ogrodach.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]06.08.22 18:16
Trzeba było przyznać, że Madame Mericourt całkiem trafnie, w swoich myślach, oceniła Młodego Lorda. Może to dzięki swojemu pochodzeniu pewność siebie była dlań czymś naturalnym? Dzieci arystokratów były przecież wychowywane na dumnych przedstawicieli swych rodów. Kimże by był gdyby sprawiał wrażenie onieśmielonego podczas rozmowy z kimś nieznajomym? Poza tym w swym krótkim życiu Timothée nie mógł nie zauważyć, że osoby zahukane miały nieco trudniejsze życie. Czy było mu ich żal? Niespecjalnie. Co do zaś doświadczenia życiowego, tego owszem młodemu Lestrange’owi brakowało. Nic dziwnego zresztą, ledwie parę tygodni temu opuścił szkolne mury i dopiero zaczynał przekonywać się jak wygląda prawdziwe życie.
Podejście i zaangażowanie madame Mericourt do spraw La Fantasmagorii było wielce godne podziwu, a jej postawa powinna być przykładem dla innych. Gdybyż wszyscy w ten sposób doglądali swoich działalności! Wtedy z pewnością w Londynie, a i może w całej Anglii, byłoby mnóstwo niezwykłych, pięknych miejsc.
Kiedy czarownica mu się przedstawiła z lekko zaskoczyła go swoim francusko brzmiącym nazwiskiem. Chociaż, to nie powinno być nic dziwnego. Nie jedna rodzina przybyła z Francji by osiedlić się na Wyspach i odwrotnie.
-Oczywiście- nawet pozwolił sobie na lekki uśmiech - doskonale rozumiem, lepiej niczego nie bagatelizować- zgodził się z czarownicą.
-Och, nie chciałem, żeby to było takie… oficjalne.- machnął lekko dłonią jakby dla zaznaczenia, że nie ma o czym mówić. -Następnym razem, oczywiście, zapowiem swoją wizytę- obiecał. Dzisiaj miał w planach tylko mały rekonesans. Ot, zweryfikowanie zasłyszanych opinii i zaspokojenie własnej ciekawości. Trochę zdziwiło go wspomnienie o specjalnym traktowaniu krewnych nestorstwa Rosierów, nie przypominał sobie żeby ktoś mu mówił o jakimś powiązaniu Rosierów z tym przybytkiem. Chociaż… może mówił tylko nie zwrócił na to uwagi? Zaproszony gestem ruszył wraz ze swoją rozmówczynią z powrotem w stronę ogrodów. Podwodna scena mu nie ucieknie, obejrzy ją sobie innym razem.
-Kuzynka Evandra wspominała mi o kilku interesujących miejscach, gdzie mógłbym się wybrać w Londynie i La Fantasmagoria była na szczycie tej listy- odpowiedział dość oględnie. Faktycznie Lady Doyenne wspominała mu o Lodyńskich perełkach, które mógłby odwiedzić. Problem polegał na tym… że słuchał ją jednym uchem. To była jedna z jego wad. Czasem jak zaczynał myśleć o muzyce, potrafił się całkowicie wyłączyć i jedynie słuchać swojego rozmówicy… biernie. No ale co mógł poradzić kiedy do głowy przyszła mu doskonała interpretacja jednego utworu? Na szczęście Timothée podczas swej bytności w Beauxbatons nauczył się sprawiać wrażenie uważnego na tyle by nie zostać przyłapanym na nieuwadze. Nazwę La Fantasmagoria zapamiętał głównie dzięki jej francuskiej nazwie. Nie pamiętał jednak czy Evandra mówiła coś jeszcze na temat tego magicznego baletu, czy nie.
- Moją specjalnością jest obój, ale mniej wymagające utwory też jestem w stanie zagrać na fortepianie. Obawiam się, że brak mi jeszcze dostatecznej wiedzy i doświadczenia by móc tworzyć własne utwory którymi mógłbym się podzielić z szerszą publicznością- wyznał. Czasem zdarzało mu się napisać jakąś melodię dla zabawy, nie było to jednak nic wielkiego, żadne wiekopomne dzieło.
-A Panią? Interesuje bardziej muzyka czy może taniec?- skoro była opiekunką Fantasmagorii to musiało to być jedno z dwóch, prawda? No albo oba.
Timothee Lestrange
Timothee Lestrange
Zawód : solista
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Here is no choice but either do or die.
OPCM : 4
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11300-timothee-lestrange-w-budowie https://www.morsmordre.net/t11356-eclair https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11311-skrytka-bankowa-nr-2566#347764 https://www.morsmordre.net/t11310-timothee-lestrange
Re: Ogrody [odnośnik]09.08.22 13:48
- Nie przepada lord za oficjalnymi powitaniami? - zdziwiła się uprzejmie, sądziła, że arystokraci wręcz uwielbiali podkreślać swe pochodzenie, zasługi, pozycję; że robili wszystko, by wkraczać w nowe miejsca tylko po czerwonym dywanie a najlepiej: w metaforycznej lektyce. Istniały oczywiście rody nieco skromniejsze, bardziej wycofane czy zaborczo chroniące swej prywatności, lecz do tego grona z pewnością nie należeli Lestrange'owie. Celebrowali swą inność na tajemniczej wyspie, lecz nie sposób było uznać ich za wstydliwych lub zachowawczych, a perfekcja wychowania nie przeszkadzała przecież w melodyjnej megalomanii. Wyjątkowo silnej u mężczyzn - i chłopców dopiero wchodzących w dorosłość, zadufanych, nieposkromionych, przekonanych o własnej wielkości, niepotwierdzonej jeszcze doświadczeniem. - Byłoby wspaniale, choć zapewne teraz, skoro już lorda poznałam, otrzyma lord po prostu zaproszenie na kolejną premierę. W La Fantasmagorii dbamy o to, by czarodzieje z Wyspy Wight byli z wyprzedzeniem informowani oraz zapraszani na najważniejsze wydarzenia nadchodzącego sezonu - kontynuowała miękko, z zadowoleniem przyjmując brak sprzeciwu wobec skierowania swych kroków w stronę ogrodów. Timothee nie zerkał tęsknie na drzwi prowadzące do garderób roznegliżowanych syren, nie domagał się specjalnego traktowania, nie wszczynał kulturalnych awantur - zadziwiające, może jednak Beauxbatons doskonale spisywało się w wychowaniu nawet charakterów zbudowanych na ekstremalnie wybuchowych genach Lestrange'ów?
Łączących Timothee'go z Evandrą. Przez twarz Deirdre przemknął tajemniczy uśmiech, splotła dłonie przed sobą, chowając je w rękawach przeciwległych rąk, niczym gejsza. Szła nieśpiesznie, nie dając po sobie poznać, że czas ją goni, lecz pokonywała kolejne stopy ścieżki na tyle stanowczo, by młodzieniec posłusznie podążał za nią w labiryncie żywopłotów, różanych krzewów i oszałamiająco pięknych pomników. - Och, jesteście tak blisko spokrewnieni z lady doyenne? Wspaniała wiadomość - znów doskonale odegrała zdziwienia oraz oddanie. - To miejsce zostało stworzone właśnie dla niej, dla lady Evandry. Przybytek piękna jako podarunek bezgranicznie zakochanego mężczyzny. Dowód miłości, skrywający w sobie nieskończone możliwości korzystania z artystycznych doznań - poinformowała w swobodnym rozmarzeniu. Lubiła podtrzymywać romantyczną legendę magicznego baletu, podkreślać, że podniosła aura otaczająca budynek nie wzięła się znikąd, że La Fantasmagoria jest wyjątkowa pod każdym względem, wyróżniająca się na tle innych filii tego typu nie tylko repertuarem, ale przede wszystkim poruszającą serca historią - oraz magią tkwiącą w każdym detalu.
- Obój? Cóż za interesujący instrument. Wymaga lat praktyki, lecz jego brzmienie jest niezapomniane, wspaniale uzupełnia pełne dramaturgii kompozycje - skomentowała specjalność Timothee'go, spodziewała się właśnie pianina lub skrzypiec, typowych dla lordów, mile się jednak zaskoczyła. Tak jak pytaniem, które jej zadał; zazwyczaj arystokraci ignorowali istnienie drugiej osoby, nie byli ciekawi jej opinii i doświadczeń, chyba, że pragnęli podważyć kompetencje skośnookiej madame Mericourt. Timothee nie wyglądał na kogoś takiego. - Zdecydowanie muzyka. Od strony teoretycznej. Kiedyś więcej śpiewałam i tańczyłam, lecz zdecydowanie zamknęłam już ten etap swej kariery - uśmiechnęła się do niego uroczo, mówiła prawdę, pracowała ciałem - i pracowała swym talentem, w zupełnie odmienny sposób od tego, w jakim specjalizowały się szlachcianki, w wąskim gronie dzielące się śpiewem lub innymi artystycznymi wynikami. - Teraz zajmuję się artystami, opiekuję się nimi - i magicznym baletem. Cieszę się, że lady doyenne poleciła lordowi akurat to miejsce; wierzę, że sugestia ta nie wynikała tylko z prywatnych konotacji - dodała lekko, kolejnym dyskretnym gestem wskazując Lestrange'owi drogę ku marmurowym schodkom prowadzącym do głównego skrzyżowania ogrodów; to tam mógł zadecydować, czy zniknie za furtką prowadzącą na promenadę magicznego portu, czy postanowi przespacerować się po wnętrzu baletu.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]12.08.22 10:25
Zerknął z ukosa na swoją rozmówczynię. Nie spodziewał się, że kobieta wyciągnie akurat takie wnioski.
-To nie tak, że nie przepadam- powiedział powoli -Ale każdy czasem potrzebuje małej odmiany. Ponadto nie planowałem dzisiejszych odwiedzin w La Fantasmagorie. Obawiam się, że sowa z wiadomością o mojej wizycie mogłaby nie zdążyć dotrzeć na czas. - – nie musiał się tłumaczyć. W zasadzie to jako przedstawiciel rodu Lestrange nie miał tego w zwyczaju, ale nie chciał wyjść na jakiegoś strachliwego paniczyka, który boi się oficjalnych sytuacji. Chociaż, chyba na takiego nie wyglądał?

-Doskonale- skinął głową z aprobatą. Wiedząc wcześniej o premierze będzie mógł odpowiednio zagospodarować swój czas by móc się na niej pojawić. - Chętnie obejrzę inscenizację w tutejszym teatrze. To musi być niezwykłe przeżycie- uprzejme słowa gładko płynęły z jego ust. Nie były jednak nieszczere. Ciekaw był całej oprawy tutejszego baletu.
Co do zaś charakteru Timothée, może w istocie w Beauxbatons dobrze radzili sobie z wybuchową naturą co poniektórych szlachetnie urodzonych młodzieńców. Nie należy jednak bagatelizować genów Nottów, jakie płynęły w jego żyłach oraz starannego wychowania pod uważnym okiem ojca i matki. No, a może to po prostu efekt wychowywania się poza Thorness Manor? Czynników dla których był jaki był mogło być wiele. Poza tym pytanie brzmiało, czy młody Lestrange faktycznie był zrównoważony, czy może zwyczajnie trzymał swoją rodzinną megalomanię i szaleństwo w ryzach, a wszystko było jedynie przybraną maską? A może ta słynna nieobliczalność miała się dopiero w nim objawić? Zapewne czas pokaże.
Uprzejmie się zdziwił słysząc historię tego miejsca.
-Doprawdy? W takim razie będę musiał poprosić kiedyś kuzynkę o dokładniejszą historię powstania Fantasmagorii. Z pewnością to zajmująca opowieść- może w istocie ją o to zapyta, a może sobie daruje. Nie sądził, że będzie to coś co go zainteresuje. Może prędzej gdyby był panną na wydaniu to takie historie bardzo by go zajmowały. Na szczęście tak nie było.
- Zgadzam się w całej rozciągłości- pozwolił sobie na krótki uśmiech. -W istocie wybrałem obój ze względu na jego brzmienie. Mam wrażenie, że jego miękki dźwięk działa na mnie kojąco. – to był jeden z powodów dla którego wybrał ten instrument. Drugi był bardziej prozaiczny. Nie chciał grać na tym samym instrumencie co swój ojciec.
- Żałuję zatem, że nie było mi dane widzieć występu Madame. – powiedział uprzejmie zupełnie nieświadom, że Deirdre wcale nie miała na myśli występu na znanej scenie. - Od strony teoretycznej?- zaraz wrócił jednak do muzyki. –Jakiego rodzaju pisze Pani utwory?- był ciekaw. Timothée nie miał zwyczaju ignorować swoich rozmówców. Szczególnie teraz, kiedy wszedł w nieznane sobie środowisko brytyjskiej socjety. Nie było to wielkie poświęcenie z jego strony, a mógł mieć pewność, że nie zrazi do siebie kogoś kogo nie powinien. Poza tym Madame Mericourt zdawała się być błyskotliwą czarownicą. Nie mogło być inaczej skoro powierzono jej opiekę nad teatrem.
- Och, opieka nad artystami musi być bardzo… złożonym zdaniem- sam przecież miał styczność z artystycznym światem i wiedział jak niektórzy potrafili być… trudni.
-Myślę, że Evandra całkiem dobrze mnie zna i wiedziała, że miejsca związane z muzyką są w kręgu moich ścisłych zainteresowań- cóż, nie był w stanie odpowiedzieć za lady doyenne, dlaczego akurat poleciła mu to miejsce. Musiał jednak przyznać, że jak na razie nie był rozczarowany. Przez cały czas tej przyjemnej konwersacji, Timothée dawał się prowadzić swojej rozmówczyni.
Timothee Lestrange
Timothee Lestrange
Zawód : solista
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Here is no choice but either do or die.
OPCM : 4
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11300-timothee-lestrange-w-budowie https://www.morsmordre.net/t11356-eclair https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11311-skrytka-bankowa-nr-2566#347764 https://www.morsmordre.net/t11310-timothee-lestrange
Re: Ogrody [odnośnik]12.08.22 13:45
Nie oczekiwała od niego żadnych wyjaśnień, chciała go po prostu lepiej poznać i delikatnie wypytać o motywacje, sądząc, że spomiędzy wierszy wyczyta coś więcej na temat podejścia rodu Lestrange do koronnego klejnotu w różanej koronie nałożonej na głowę jednej z cór Wyspy Wight. Zależało jej na doskołanej opinii La Fantasmagorii nie tylko wśród nadobnych mieszkańców Kent, ale też innych szlacheckich posiadłości. Timothee pojawił się jednak w Anglii niedawno, wydawał się też nieco chwiejnie stawiać pierwsze kroki na brytyjskiej ziemi, łaskawie więc nie próbowała wyciągnąć z niego wieści intensywniej czy brutalniej, zadowalając się uśmiechem, który wykwitł na twarzy młodzieńca. Małe kroczki. Sercami kolejnego pokolenia miłośników sztuki zajmie się w dalszej kolejności lub wręcz przerzuci ten obowiązek na kogoś innego.
- A więc przygnała tu lorda nieplanowana ciekawość. To dobrze świadczy o artystycznej duszy i potrzebie doświadczania nowego - skomentowała łagodnie, zastanawiając się tylko przez moment nad swobodą nastoletniego wieku, nad wolnością, nad nieskrępowanym korzystaniem z czasu; ona nigdy nie otrzymała takiego daru, pracowała ciężko, wiecznie zajęta nauką i obowiązkami. Beztroskie korzystanie z piękna Londynu nigdy nie wchodziło w grę - ale cóż, ona nie urodziła się w pałacach.
- Dziwię się, że od razu nie zdradziła lordowi tej romantycznej historii, lecz być może nie było na nią czasu. Wszak trudno jest opisać miłość, zwłaszcza tak wielką. Lady doyenne i lord nestor są przykładem prawdziwie magicznego, trwałego i pięknego małżeństwa, czyż nie? - wygłosiła bez egzaltacji, z doskonale odegranym szacunkiem, ba, prawie podziwem, jednocześnie rozważając, dlaczego też Evandra nie chwali się (już?) swym prezentem. To przez nią, przez kochankę sprowadzoną do tego miejsca? Czy skaziła swą obecnością nieskalany dotąd dowód uczucia? A może półwila nie potrafiła jeszcze bez rumieńca mówić o madame Mericourt, bo za każdym razem, gdy przywoływała nazwę magicznego baletu w jej głowie pojawiały się skrajnie niemoralne obrazy? Znów uśmiechnęła się lekko, lecz równie dobrze rozmówca mógł uznać to za komentarz do otwartego pytania. I komentarza, z którym nie mogła się zgodzić: ona akurat cieszyła się, że młody lord nie pojawił się w Wenus przyprowadzony tam przez ojca lub starszego brata, by w luksusowych warunkach wprowadzono go w dorosłość.
- Och, nie, źle się wyraziłam. Nie komponuję, ale znam wielu twórców, potrafię dobrze ocenić jakość utworu, moja wiedza na temat muzyki jest dość biegła. Odbieram, krytykuję, potrafię zaproponować współpracę artystom wybitnym, lecz pozostaję mi chłonięcie mistrzostwa - odparła na pytanie o kompozycje; pisała listy gratulacyjne, zaproszenia oraz przemowy, komponowanie muzyki nigdy jej nie interesowało. - I tak w istocie jest. To wrażliwe dusze, pełne magii oraz charakteru, często chwiejnego. Sam pewnie lord wie, jak mocno oddziałuje na zachowanie wena lub artystyczny pociąg - kontynuowała dalej, przystając w końcu na rozdrożu ścieżek. Mogłaby szczerze ponarzekać na kaprysy syren, rosnące finansowe oczekiwania marszandów i baletnice o podejrzanej moralności, ale Timothee był na to za młody, a madame Mericourt zbyt perfekcyjnie odgrywała swą rolę pozbawionej złośliwości czarownicy. - Niestety, wzywają mnie pozostałe obowiązki. Czy woli lord wyruszyć w dalszą przygodę w magicznym porcie, czy pragnie lord zwiedzić La Fantasmagorię poza godzinami otwarcia? Jeśli tak, chętnie zaprowadzę lorda do jednego z odźwiernych i moich podwładnych, by otoczył lorda opieką - zaproponowała, przystając przez Timothee'm. Chciała dać mu wybór lub chociaż ułudę wyboru; wolałaby, by nie plątał się podczas prób, bo choć wydawał się niezwykle grzeczny, to obecność obcych zawsze wpływała na komfort baletnic, orkiestry i syren; ze względu na jego pochodzenie była jednak gotowa zaoferować mu tę opcję.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ogrody [odnośnik]17.08.22 8:36
Pytanie tylko brzmiało czy Timothée wychowany na francuskiej ziemi i do tego jeszcze dość młody, był dobrym wyznacznikiem tego jaki stosunek do lady doyenne miała reszta rodu. Niby był jednym z nich, zazwyczaj bywał raz do roku na Wyspie Wight, ale czy to było dostatecznie wiele, żeby przesiąknąć wszystkim tym co mieli w sobie lordowie Hampshire? Jak bardzo różnił się od przedstawicieli brytyjskiej gałęzi rodu Lestrange? A może te różnice były jedynie kosmetyczne i mimo różnych krajów pochodzenia Lestrange’owie byli dokładnie tacy sami?
-Zgadza się- przytaknął swej rozmówczyni gdy ta skomentowała małżeństwo Rosierów. Dodatkowo, jakby jeszcze dla zaakcentowania tejże aprobaty, kiwnął głową. Co do zaś samej romantycznej historii tego miejsca… czyżby to było to o czym mówiła mu Evandra, a on zajęty własnymi myślami tego nie słuchał? Przecież się nie przyzna do nieuważności.
-Skoro tak to może któregoś dnia wykorzystam Madame- powiedział żartobliwym tonem. - Od jakiegoś czasu pracuję nad koncertem na obój Straussa. I o ile od strony technicznej nie mam już problemów, tak nie jestem pewien czy to już jest odpowiednia forma, którą można zaprezentować publiczności- jemu osobiście wydawało się, że w istocie już tak było, ale zdołał się przekonać w swoim krótkim życiu, iż zawsze warto było zapytać o opinię kogoś bardziej zdystansowanego.
Timothée przystanął wraz z Deirdre na rozstaju. Nie musiał się zastanawiać nad wyborem.
- Naturellement, nie chcę madam odrywać od pracy. Nie chcę też nadużywać gościnności. Chętnie wybiorę się na dalszą przechadzkę po magicznym porcie. To w istocie niezwykłe miejsce. – próby baletu tak naprawdę działały na niego nieco odstraszająco. Dostatecznie się namęczył w Beauxbatons, kiedy koledzy zajmujący się tańcem baletowym chcieli mieć oprawę muzyczną podczas swoich prób. Non, pas cette fois. Co ciekawe jego niechęć sięgała tylko prób, same przedstawienia tak na niego nie działały. No, może oprócz nieszczęsnego Jeziora Łabędziego.
-Dziękuję za zajmującą rozmowę, mam nadzieję, że wkrótce będzie nam dane spotkać się ponownie- pożegnał się z czarownicą i ruszył dalej poznawać Londyn.

| zt x2
Timothee Lestrange
Timothee Lestrange
Zawód : solista
Wiek : 18
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Here is no choice but either do or die.
OPCM : 4
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 1
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 3
CZARNA MAGIA : 0 +3
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 16
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11300-timothee-lestrange-w-budowie https://www.morsmordre.net/t11356-eclair https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t11311-skrytka-bankowa-nr-2566#347764 https://www.morsmordre.net/t11310-timothee-lestrange
Re: Ogrody [odnośnik]02.11.24 10:28
29 września
z powodu zajętej locki przyjmuję, że siedzimy sobie tutaj

Fakt, że list Blaise’a wieńczył zwrot wyjątkowo bezpośredni, wręcz wpadający w poufałość, poprawiał jej humor.
Podobnie zresztą jak okazja do wystrojenia się; Adda od zawsze lubiła się dobrze prezentować, spojrzenia taksujące sylwetkę traktowała jak umilacz, a w końcu – albo może przede wszystkim – podobała jej się świadomość, że wszystkie zabiegi przed lusterkiem przynoszą odpowiedni efekt. Kokieteryjna natura nienachalnie ułatwiała jej wkupienie się w łaski osób na których jej aktualnie zależało – fakt, że Blaise był jej dawnym kolegą ze szkoły, a teraz nie-tak-dawnym kolegą z pracy tylko wszystko ułatwiał. Mieli wspólną przeszłość, mieli wspólną teraźniejszość, ponadto Blaise sprawiał wrażenie człowieka, który był zdolny do dotrzymania jej tempa w szermierce słownej. Addę z kolei szalenie ciekawił fakt czy będzie to kolejna rozmowa z podwójnym dnem, jaką odbyła chociażby z Tristanem, czy może inny rodzaj konwersacji.
W końcu rozmowa nie toczyła się jedynie za pomocą słów; każdy, kto miał z nią do czynienia więcej niż kwadrans musiał być już tego świadom.
U progu La Fantasmagorie pojawiła się modnie spóźniona – nie za długo, by towarzysza nie znudzić, ale i nie za krótko, by miał choćby szansę na parę myśli poświęconych tylko jej. Z miejsca została przechwycona przez obsługę lokalu: jeden z miłych panów zajął się jej elegancką opończą i przytrzymał kopertówkę, gdy ściągała rękawiczki, drugi bez zwłoki zweryfikował czystość nazwiska – Adriana de Verley, jestem umówiona z lordem Blaise’m Selwynem – i namierzył miejsce, które zajmował jej dzisiejszy towarzysz.
Zmierzając w kierunku tego jednego, odosobnionego stolika w loggii Adda zastanawiała się czy jego wybór podyktowany jest specjalną okazją, której jeszcze nie jest do końca świadoma, czy też może jest to jedynie zwykły przypadek. Krótki spacer przez część restauracyjną dał jej wstępne rozeznanie w terenie; La Fantasmagorie prezentowała się dziś wyjątkowo żywo, każdy stolik był zajęty, co umacniało podejrzenie czystego przypadku. Obycie w zawodzie szpiega nie pozwoliło jej jednak przyjąć tego faktu za pewnik; zawsze powinna spodziewać się niespodziewanego.
Lordzie Selwyn – odezwała się w ramach powitania, wciąż jeszcze trzymając się oficjalnego tonu, jak i ram konwenansów, choć błąkający się w zielonych oczach wesoły ognik przeczył sztywnej nucie. – Mam nadzieję, że nie czeka lord zbyt długo.
Milczący czarodziej z obsługi zwinnie odsunął jej krzesło i odczekał aż zajmie miejsce, a po chwili skłonił z szacunkiem głowę, gest kierując do szlachetnie urodzonego i bezszelestnie opuścił loggię, pozostawiajac ich samym sobie.
Adda tymczasem złożyła wargi do kolejnego uśmiechu: lisiego, ewidentnie podszytego rozbawieniem i zwykłą sympatią. Kliknęło zapięcie kopertówki, czarownica sięgnęła po niewielką papierośnicę.
Zbyt długie czekanie mogłoby zaowocować przesadną tęsknotą, tęsknota z kolei mogłaby doprowadzić do poetyckiej śmierci wśród pięknych kwiatów. – Krótkim spojrzeniem objęła okolicę. – I kto wtedy objaśniłby mi zawiłości kolejnych kompozycji smakowych w winach? – Westchnęła teatralnie, wyciągnęła z papierośnicy cygaretkę w bordowej bibułce. – Masz ochotę? – Stuknęła czerwonym paznokciem w wieczko. – Wiśniowe, jeśli cię to ciekawi.


Mam niespełna trzydzieści lat
i jak kot muszę umrzeć
dziewięć razy


Adriana Tonks
Adriana Tonks
Zawód : podwójna agentka, rebeliantka
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
I can run away
I can try to hide
and pretend
OPCM : 8
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 30 +6
CZARNA MAGIA : 1 +2
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11438-adriana-adda-de-verley https://www.morsmordre.net/t11442-rodzynka#353850 https://www.morsmordre.net/t12085-adriana-tonks#372538 https://www.morsmordre.net/f177-somerset-wybrzeze-exmoor-somerset-wrzosowa-przystan https://www.morsmordre.net/t11444-skrytka-bankowa-nr-2503#353855 https://www.morsmordre.net/t11449-adriana-de-verley#353913

Strona 6 z 6 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6

Ogrody
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach