Wydarzenia


Ekipa forum
Jezioro
AutorWiadomość
Jezioro [odnośnik]10.03.12 23:12
First topic message reminder :

Jezioro

Umiejscowione nieopodal zagajnika jezioro jest wielkie, ogromne, ale nie niebieskie. Szara tafla wskazuje na dużą głębokość zbiornika. Nad lśniącą, gładką linią wody wije się mgła. Brzeg jeziora zdążyły już zająć wodorosty i glony, nie widać tu śladu ryb. A może to jedynie złudzenie? Może jezioro jest tak głębokie, że zamieszkują je dziwne stworzenia? Z pewnością nie ma tu kaczek, a kiedy zawieje wiatr, tafla niemal wcale się nie porusza. W tym miejscu nie słychać nic prócz szumu wiatru i delikatnego bicia fal o brzeg jeziora. Jest ciche, spokojne, mgliste i przyprawiające o dreszcze - opuszczone, puste, gdyż rzadko kto odważa się tu przyjść. To z pewnością nie idealny zakątek na romantyczny piknik, ale o gustach się nie rozmawia.

Wianki

Do niedawna organizowany w Weymouth festiwal lata, który łączył czarodziejów niezależnie od pochodzenia dobiegł końca wraz z chwilą rozpoczęcia wojny. Pogrążony w chaosie kraj nie miał ani chwili wytchnienia, a wspomnienia o święcie radości i spokoju było ledwie odległym snem. Wynegocjowane w czerwcu zawieszenie broni pozwoliło czarodziejom i czarownicom na powrót do tradycji po dwóch latach walk i rozlewu krwi. Choć strach nie opuszczał ludzi, pozwolił im na chwilowe odetchnięcie od toczonych bitew i ucieczkę przed koszmarami.

Już nie Weymouth, a Waltham w Londynie — symbol odrodzenia, czystości, idei i porządku stał się stolicą nowego święta miłości. Po Bezksiężycowej Nocy w stolicy kraju nie sposób było natknąć się mugola, a wszyscy o wątpliwym pochodzeniu byli sukcesywnie wyłapywani i usuwani. Zgodnie z tradycją, wianki plotły panny szukające miłości. Puszczały kwietne korony na taflę ofiarowując je kawalerom. Dziś nawet niektóre z zamężnych czarownic tęsknie powracają do tej tradycji by przypieczętować swój związek. I choć wyzwaniem nie jest już wzburzone, zimne morze, a głębokie jezioro w sercu Londynu, to wciąż wyraz odwagi i poświęcenia kawalera, którego czarownica nie może odmówić. Dlatego, kiedy czarodziej ofiarowuje kwietny wianek wybrance swego serca, zgodnie z tradycją winna spędzić w nim całą noc, a dzielnemu czarodziejowi oddać choć jeden taniec.



Romantyczne łódeczki

Na jednym z brzegów jeziora w Waltham, przy drewnianym pomoście przycumowane małe, drewniane łódeczki, których pilnuje nastoletni chłopiec. Celtyckim śpiewem i tradycyjnym tańcem na pomoście ściąga uwagę przechadzających się w okolicach brzegu czarodziejów, zapraszając do skorzystania z atrakcji. Za sykla przytrzyma łódeczkę, tak by nie odpłynęła podczas wsiadania. W łódeczce zmieszczą się dwie osoby wraz z paroma drobiazgami.

Jeśli odmówisz chłopcu pieniędzy zostawi cię w spokoju, poszukując innych gości. Jeśli wykażesz się szczodrością, nie tylko pomoże w bezpiecznym zajęciu miejsc w nieco chybotliwej łódeczce, ale także opowie o przepływie przez jezioro i wartych uwagi miejscach — także tym, z którego rzekomo najładniej widać gwiazdy i połyskującą na niebie kometę. Nim odpłyniesz, chłopak poprosi cię o chwilę cierpliwości. W tym czasie pobiegnie na polanę po dwa kielichy z winem lub koktajlem, wedle twojego życzenia (należy w tym temacie rzucić kością i odnieść się do wyniku z polany) i wręczy je wam życząc miłego spędzenia czasu.



[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jezioro - Page 18 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jezioro [odnośnik]28.08.24 15:50
- Cenię w ludziach iskrę odkrywcy – odpowiedziałem, czując jej dotyk na swoim policzku, brodzie i szyi, chociaż w rzeczywistości nawet mnie nie dotknęła. Ten nie-dotyk był jak patrzenie na ubraną kobietę ze świadomością wiedzy, co znajduje się pod materiałem; jaka błogość czeka po rozpięciu sukni i jakim widokiem można się niemo zachwycić. - Jeśli pragniesz sięgać, sięgnij – zachęciłem, uśmiechając się wyzywająco i przekręcając lekko głowę, by dotrzeć wzrokiem do jej palców, które przekornie zawisły milimetry nad moją skórą. Zachęcałem, kusiłem, prowokowałem, czekając na jeden ruch i jedno dotknięcie, które jednocześnie byłoby zachętą, kuszeniem i prowokacją dla mnie. Miękkość jej policzka, na którym oparłem dłoń i do którego ona sama się przytuliła, budziła ciekawość i zastanowienie, czy gdzie indziej jej skóra też jest taka miękka i delikatna; czy atłas dotyku będzie taki sam na ramionach i w talii, na plecach i brzuchu albo czy odnajdę go w strzeżonej tajemnicy ud. Mogłem się domyślać i same domysły burzyły mi krew w żyłach.
- Hypatio – ledwie rozchyliłem wargi wypowiadając jej imię; stłumiony dźwięk pozwolił mi opanować drżenie głosu, niecierpliwe wibracje świadczące o tym, że najchętniej bym po prostu milczał, zajmując język dotykiem jej skóry, prowadząc go pocałunkami od kącików jej ust do słodkiej miękkości warg. Przysunąłem się jeszcze bliżej, skracając dystans między nami niemal do zera; na swoim ciele czułem jej ciało, wilgoć mojej koszuli musiała przenikać na materiał jej sukienki, ale nie dbałem o to – nie troszczyłem się o suknię, o modowe dzieło sztuki! - w zapomnieniu wciągając głęboko powietrze. Gdzieś w tyle głowy wciąż czaiła się niepewność, czy właściwie zinterpretowałem sygnały, czy nie dopowiedziałem sobie tego, co chciałem, aby było prawdą, czy nie przeinaczyłem jej słów na swoją korzyść. Wszystko zdawało się układać doskonale, wręcz idealnie, jak w książkowym przykładzie dwojga ludzi gotowych dążyć do tego samego celu, do szukania przyjemności w słownym flircie i fizycznym dotyku. Niewinnym, subtelnym, ograniczonym, lecz wciąż dotyku, którego konwenanse brutalnie zakazywały.
- Zagłodzona martwa dusza to niewielka cena za tę przyjemność. - W tym zapewnieniu kryło się pogodzenie z losem, ciche przyzwolenie na konsekwencje i gotowość do ich poniesienia. Uśmiechnąłem się szczerze, radośnie, prawie że niewinnie i nie czekając dłużej, nie ryzykując nagłym „nie” wyszeptanym w niespodziewanym sprzeciwie, w zmienności kobiecego zdania, zmieszałem nasze oddechy w lekkości pocałunku. Nieśpiesznego mimo początkowej niecierpliwości moich ust i delikatnego w swojej pierwszej niepewności. Gdyby to był wyścig, niewątpliwie wygrałbym z Hypatią w przedbiegach, jednak przyjemność nigdy nie powinna być wyścigiem. Nigdy nie powinna być zawodami, w których ktokolwiek wygrywa lub przegrywa, dlatego się nie śpieszyłem, nie walczyłem, nie manifestowałem niepotrzebnie swojej przewagi. Czerpałem z tej chwili tyle, ile mogłem, dzieląc się rozkoszą płynącą z pocałunku.
Nie kolekcjonowałem dziewcząt i kobiet, nie obnosiłem się z ich uległością jak z orderami na piersi. Nie były dla mnie trofeami, ani zdobyczami, ani powodem do przechwałek i męskiej dumy. Były dowodem na to, że każda z nich może sama decydować o swoim życiu i działaniu; każda może powiedzieć tak lub nie, wybierając drogę, która najbardziej ją pociąga i fascynuje. Nie polowałem na nie, lecz pragnąłem, aby przychodziły do mnie same, świadome podjętej decyzji, a ja przyjmowałem ich zainteresowanie i życzenia zapomnienia z należytym szacunkiem i wdzięcznością, że to mnie zdecydowały się zaufać.
Czułem na wargach jej oddech, gorący i wilgotny, a pod ustami miękkość jej ust, która broniła dostępu do wnętrza; piekielna brama pożądania, do której Hypatia dzierżyła klucz, a którą pragnąłem tak bardzo przejść, bo nie wystarczało mi już samo miękko i delikatnie. Rozpocząłem szturm, pozornie skazany na porażkę; zaatakowałem mocniejszym naciskiem warg, głuchym jękiem, dłońmi wędrującymi po bokach jej ciała i kurczowo trzymającymi ją w talii. Naparłem językiem, prosząc o pozwolenie, zachęcając ją do rozchylenia ust. Nie żądałem przecież za dużo; tylko tyle oddania i zgody, by pokazać jej, jak na mnie działa, jak zawładnęła męskim, doświadczonym umysłem i przejęła kontrolę nad moim ciałem.
- Wpuść mnie – wyszeptałem chrapliwie w jej usta ni prośbę, ni rozkaz, gardłowy dźwięk pierwotny w samej swojej naturze, słyszany jedynie przez ludzi zawieszonych w tym samym wymiarze przyjemności. Każde muśnięcie palcami materiału jej sukni rezonowało we mnie opuszkami do nerwów, przenikało krew i drążyło kości, a każde dotknięcie warg upajało rozkoszą łamania zasad. Nie potrzebowałem wiele, ledwie szczeliny, w którą mógłbym się wślizgnąć językiem pogłębiając pocałunek i przenosząc nas z niewinności w lubieżność... Niemniej potrzebowałem czegokolwiek, aby samemu nie spłonąć.
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675
Re: Jezioro [odnośnik]06.09.24 15:44
Nie odzywała się. Hypatia Crescentia Crouch, dumna córka rodu Crouch odnalazła się w milczeniu, usadawiając się w nim jak w miękkiej pościeli. Słowa miały moc, ich brak — może jeszcze większą. Kusiła go umyślnie, tańcząc wokół konwenansów tworzących ich świat, świat wielu masek, uprzejmych uśmiechów, świat, w którym odległość między kobietami i mężczyznami była czymś niezwykle oczywistym. Zaburzyli ją, teraz, oboje. On, z dłonią na jej policzku, ona z policzkiem na jego dłoni, najwyraźniej równie winni tej sytuacji. Podobała jej się władza, którą teraz czuła. Przyjemny, niemalże elektryczny dreszcz przebiegający w dół kręgosłupa, noszący za sobą ciepło, wyginający kształtne usta w zadowolonym, niemalże anielskim uśmiechu. Mężczyźni byli tacy głupiutcy. Wystarczyło tylko odpowiednio poprowadzić rozmowę, rzucić dwa czy trzy dwuznaczne zdania i nie odrywać od nich oczu, aby widzieć w ich oczach płomień, który pochłaniał ich od środka. Dlatego też teraz nie odrywała spojrzenia od ciemnych oczu Harlanda, nawet gdy szeptał jej imię. Przypominał zdesperowanego człowieka, który modlił się do bogini o ulgę. Mogłaby być jego boginią, gdyby tylko zechciała. Sama przecież wznosiła swe modły do Afrodyty, a ta wspaniałomyślnie postawiła na jej drodze Harlanda Parkinsona w nagrodę za dożywotnie oddanie.
Ciało przy ciele, mokry ślad na sukni trzeba będzie osuszyć albo powie, że to efekt puszczania wianków, w zdaniu nie przemycając nawet ziarenka kłamstwa. Gdy był tak blisko, mógł czuć zapach fiołkowych perfum i kwiatów, które tworzyły starannie dobraną kompozycję jej wianka. Nawet woda jeziora nie dała rady zmyć z niego wszelkich śladów męskiego pachnidła, a z bliska kropelki wody, które wciąż ostały się na jego włosach, lśniły podobne do małych diamentów. Sięgnęłaby po nie, a może jeszcze dalej, gdyby tego chciała. Ciepłe opuszki palców dotykały bowiem szyi, na jego własne, niespokojne życzenie.
Mogłaby, gdyby sir Harland nie postąpił zbyt pochopnie, rujnując tym samym jej plan.
Usta na ustach, delikatnie, lecz z wyraźnym drażnieniem wynikłym z posiadanego przez niego zarostu. Przez moment zastygła w zupełnym bezruchu, ledwie pamiętając o tym, by oddychać. Usta nie smakowały zwycięstwem, nie nosiły w sobie miękkości tych kobiecych, choć wyraźnie czuła, że obchodził się z nią delikatnie, z wyraźnym szacunkiem. Dotyk jego dłoni pozostawiał po sobie parzący gorąc — mimo okoliczności, a może przez nie właśnie, wyjątkowo nieprzyjemny. Ostrzegała go. Jej honor był honorem jej rodziny, a on w swej zachłanności postanowił, że jego potrzeby były od niego ważniejsze. Że można było zbrukać dobre imię szlachetnie urodzonej panny. Im dłużej to trwało, tym większą czuła w sobie złość, a jednak nie mogła odsunąć się od razu. Ciało rozpalone gniewem potrzebowało chwili, potrzebowało impulsu, a Harland, w swej wspaniałomyślności, dał jej go nader szybko.
— Ani mi się waż — syknęła w jego usta, w tym samym momencie cofając się o krok w tył. Nerwy wzięły wodzę, pokierowały wzburzonym ciałem, a zaciśnięta w pięść dłoń lewej ręki z zamachem wyprowadziła cios prosto w lordowski nos. Hypatia syknęła z bólu, jeszcze nigdy nie zniżała się do przemocy fizycznej, nie miała więc pojęcia, że to uderzenie będzie boleć także ją. Natychmiast schowała lewą rękę za siebie, na swoje plecy, w miejsce, w którym wcześniej dotykał ją Harland. — Nie masz do mnie prawa — choć jej głos pozostawał cichy, nie zamierzała przecież robić sceny, która mogłaby przyciągnąć uwagę spacerujących gdzieś dalej, między drzewami ludzi, to wciąż słychać w nim było zarówno ognistą złość, jak i lodowaty chłód podjętego zamiaru wymierzenia sprawiedliwości. Gdzieś w środku cieszyła się co prawda, że aż tak na niego podziałała. Ale lord Parkinson poczynał sobie wyjątkowo bezczelnie, nie pytając jej nawet o zgodę. Sam sprowadził na siebie jej gniew, a Hypatia postanowiła, że zapłaci za to tu i teraz. Betulanie dawała czasu do namysłu zarówno jemu, jak i sobie samej. Cienka, przypominająca bicz wstęga czarnomagicznego zaklęcia już mknęła w jego kierunku. Da mu możliwość obrony, oczywiście. Coś, czego nie miał odwagi jej zaproponować.

| tu udany rzut na lekki cios w nos za 11 pkt obrażeń


These things that you're after, they can't be controlled.
This beast that you're after will eat you alive
And spit out your bones

Hypatia Crouch
Hypatia Crouch
Zawód : debiutantka
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
divinity will stain your fingers and mouth like a pomegranate. it will swallow you whole and spit you out,
wine-dark and wanting.
OPCM : 5 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 2 +3
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Jasnowidz

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12296-hypatia-crescentia-crouch#377992 https://www.morsmordre.net/t12301-nuntius#378115 https://www.morsmordre.net/t12332-hypatia-crouch#379076 https://www.morsmordre.net/f243-city-of-london-pallas-manor-siedziba-rodu-crouch https://www.morsmordre.net/t12303-skrytka-nr-2626#378117 https://www.morsmordre.net/t12302-hypatia-crouch#378116
Re: Jezioro [odnośnik]07.09.24 17:35
Poczułem ruch jej warg na swoich, jednak nie w sposób, którego pragnąłem; nie była to odpowiedź na mój pocałunek, ani miękkie zaproszenie, o które tak grzecznie prosiłem. Jak przez mgłę słyszałem głos Hypatii wypowiadający jakieś słowa, niezrozumiałe, bezsensowne, dziwne; czego nie miałem robić, na co nie powinienem się ważyć teraz, gdy wykonałem ostatni krok, zwabiony jej zachętą i przyzwoleniem, które odczytałem z jej gestów i dotyku? Oderwała się ode mnie z nagłą gwałtownością wyprowadzonego ciosu, nie dając najmniejszej szansy na obronę i reakcję; kobiece uderzenia nie mogły się równać z niszczycielską siłą męskiej pięści, ale i tak dawały pożądany efekt.
Cofnąłem się o krok, łapiąc się za nos bardziej z szoku i niedowierzania, niż z faktycznego bólu, chociaż i tak wydałem z siebie przeciągły jęk, gdy poczułem pod palcami bolesne pulsowanie. Opuszki dotknęły wilgoci i bez patrzenia byłem pewien, że ta mała szarańcza upuściła mi właśnie krwi; odrobinę satysfakcji przyniósł mi dźwięk jej syknięcia, ale nawet to nie stłumiło we mnie poczucia tak jawnej niesprawiedliwości.
Dlaczego? Przecież sama chciała! Sama się dopominała swoimi gestami i prowokującym spojrzeniem, kuszącym tonem głosu i delikatnością dotyku, który składała na moim policzku. Patrzyła mi w oczy w taki sposób, że i tak wytrzymałem zdecydowanie zbyt długo, powstrzymując się przed wcześniejszą bezczelnością, a teraz gdy potraktowałem ją tak łagodnie, tak delikatnie, z góry uprzedzając o swoich zamiarach, odpowiedziała mi brutalnością, która nigdy nie powinna skalać jej kobiecych dłoni.
Rzuciłem jej spojrzenie pełne wyrzutu i niekrytej złości, mnąc w ustach siarczyste przekleństwo, jako że nie wypadało zachowywać się wulgarnie w obecności damy, nawet jeśli ta dama próbowała mnie uszkodzić. Uniosłem głowę dokładnie w idealnym momencie, by dostrzec ruch jej ręki; zareagowałem instynktownie, nie czekając nawet na wypowiedzianą do końca formułę jakiejś zapewne bardzo kobiecej i subtelnej klątwy. Nawet na myśl mi nie przyszło, że ktoś tak delikatny mógłby poważyć się na coś więcej niż niezawodne Balneo.
- Protego! - zaklęcia starły się ze sobą, a ja na ułamek sekundy przymknąłem oczy; w tym ułamku dotarło do mnie, że zaraz umrę, a jeśli nie umrę na pewno, to umrę prawie. Błysk światła pod powiekami był jednak dowodem na to, że przeżyłem. Nie opuściłem jednak różdżki, wpatrując się w Hypatię z mieszaniną irytacji i zaskoczenia. - Zwariowałaś?! - teraz to ja syknąłem, bynajmniej jednak nie z powodu odczuwanego bólu. - Czarną magią w szlachcica?! - świdrowałem ją spojrzeniem, powoli i ostrożnie wycierając sobie krew spod nosa. Na szczęście cios, chociaż trafiony, był dość lekki i nie musiałem się zmagać z niebezpiecznym krwotokiem. Niebezpiecznym dla mojej koszuli, bo w kwestiach zdrowotnych poradziłby sobie jednym zaklęciem.
- Co to było? - zapytałem już spokojniej, wciąż jednak widząc w niej pewne zagrożenie, bo nie zwykłem ignorować niebezpieczeństwa ze strony kobiet, które tak wyraźnie zadeklarowały gotowość do walki. - Te aluzje i wysyłane sygnały, nie tego chciałaś? Żebym złamał zasady i cię pocałował wbrew rozsądkowi? - oderwałem od niej wzrok tylko na chwilę, by zerknąć ponad jej ramieniem, czy ktoś nie nadchodzi ścieżką, ale ta część lasu wydawała się nagle opustoszała. Nawet ptaki przestały się wydzierać. Przyszła tu ze mną, opuściła zasłonę przyzwoitości, podążając w ciemność lasu i ułudę prywatności. Kusiła słodkością głosu i wyzwaniem rzucanym mojej odwadze, gdy przekornie wspominała o rodzinnym honorze, badając, czy poważę się wykonać ten krok. A gdy go wykonałem, potraktowała mnie jak jakiegoś prymitywnego natręta! Nie wierzyłem, że mógłbym aż tak bardzo się pomylić.
A mimo to stała przede mną wyraźnie wzburzona, zdenerwowana, wręcz wściekła, jakbym dopuścił się najstraszniejszej zbrodni. Doprawdy, nie całowałem przecież tragicznie! Wręcz przeciwnie, był to jeden z moich powodów do dumy, nieskromny przejaw nieco toksycznej męskości, której nie udało mi się zwalczyć, więc postanowiłem zawrzeć z nią sojusz ku chwale zadowalania kobiet. A lady Hypatia najwyraźniej kompletnie nic sobie z tego nie robiła i jeszcze wyrażała związane z tym, całkowicie dla mnie niezrozumiałe, pretensje!
Harland Parkinson
Harland Parkinson
Zawód : Uzdrowiciel, drugi syn
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 6 +2
UZDRAWIANIE : 19 +2
TRANSMUTACJA : 0 +1
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 11
SPRAWNOŚĆ : 19
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12391-harland-dunstan-parkinson#381407 https://www.morsmordre.net/t12425-dior#382440 https://www.morsmordre.net/t12445-harland-parkinson#382735 https://www.morsmordre.net/f170-gloucestershire-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t12451-skrytka-bankowa-nr-2651 https://www.morsmordre.net/t12439-harland-parkinson#382675

Strona 18 z 18 Previous  1 ... 10 ... 16, 17, 18

Jezioro
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach