Korytarz
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Korytarz
Departament Tajemnic, jak sama nazwa wskazuje, to miejsce tajnych badań, skrywanych przed resztą pracowników Ministerstwa. Na tym piętrze wysiadają zwykle tylko Niewymowni, pracownicy znający tajemnice poszczególnych, zamkniętych sal, do których prowadzi długi, mroczny korytarz, bez okien i drzwi, z wyjątkiem czarnych, na samym końcu. Jeśli znalazłeś się tutaj przypadkiem, lepiej znikaj stąd zanim ktoś cię zauważy. Lecz jeśli trafiłeś tu celowo, waż na konsekwencje nieuprawnionego wejścia do którejś z sal.
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 80
'k100' : 80
Odpowiedziała mu całkowita cisza. Nie słyszał nic, żadnych szmerów, szelestów, stłumionych kroków, odgłosów rozmów. Wychylił się dalej, w końcu wyszedł na korytarz całkiem, jak najdelikatniej zamykając za sobą drzwi. Nie chciał, by echo niosące się z tej części departamentu zaalarmowało kogokolwiek, a już na pewno kręcącego się gdzieś w pobliżu Valkova, który i tak był już wystarczająco podejrzliwy względem jego praktyk. Korzystając z szansy jaką miał ruszył przed siebie szybkim, zdecydowanym krokiem, ściskając pod ręką zdobyte raporty, zasłaniając ich nagłówek ręką, przytrzymując je tak, by nie rozsypały nagle. Nie cieszył się jeszcze, zachowywał spokój i opanowanie, a jego twarz nie wyrażała zupełnie nic, jak zwykle; twarz człowieka bez wyrazu. Bacznym wzrokiem obserwował koniec korytarza przed sobą, oddychając cicho i głęboko nasłuchiwał tego, co działo się za nim. Skręcił w drogę prowadzącą do wyjścia, a gdy dotarł do windy wszedł do środka. Czekał aż sprowadzi go na dół, gdzie spotka się z Drew, by przekazać mu raporty. Tylko on mógł je bezpiecznie i bez wzbudzania niczyich podejrzeń wynieść je z ministerstwa. Zamierzał wrócić na górę i dotrzeć do sali śmierci nim Valkov dostarczy mu to, co obiecał. Co więcej, przeczuwał, że może tego dnia czekać go jeszcze rozmowa z przełożoną, która niekoniecznie wyrazi aprobatę względem jego dodatkowych zajęć.
Zerknął na zegarek — poszło mu znacznie dłużej niż zakładał. Liczył na to, że jego towarzysz wciąż czekał na niego na dole, inaczej sam będzie musiał się wymknąć.
Zerknął na zegarek — poszło mu znacznie dłużej niż zakładał. Liczył na to, że jego towarzysz wciąż czekał na niego na dole, inaczej sam będzie musiał się wymknąć.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Pomimo początkowych trudności Ramsey zdołał wynieść z archiwum potrzebne dokumenty. Po wykonaniu swoich misji obaj mężczyźni - Drew i Ramsey - mogli w spokoju i bezpiecznie się spotkać.
Po paru dniach Ramsey był w pracy świadkiem rozmowy, z której wynikało, że coś niepokojącego zadziało się ostatnio w Departamencie Tajemnic. Słyszał podszepty o jakichś eliksirach, ale nie zdołał poznać szczegółów - sprawa raportów, które zniknęły z archiwum, była jednak o wiele bardziej niepokojąca. Wydawało się, że Gregor Volkov nie chciał dać młodszemu koledze spokoju - po paru dniach zaczepił Ramseya, by porozmawiać z nim przyjaźnie o wszystkim i o niczym, choć widać było, że bystre spojrzenie starszego mężczyzny próbuje przeszyć Mulcibera na wskroś. Fakt, że w chwili przyłapania na gorącym uczynku Ramsey powołał się na przełożonych, również nie pozostał niezauważony - wkrótce został zaproszony na rozmowę, na której w szorstki sposób zadano mu mnóstwo pytań w związku z niedawną wycieczką do archiwum - i w związku z tym, że skłamał, jakoby otrzymał zgodę na zapoznawanie się z tajną dokumentacją. Starając się odpowiednio mocno, Ramsey mógł się z tego wyłgać - mógł mieć też jednak wrażenie, że przez kilka tygodni po tym "przesłuchaniu" jego poczynania obserwowane są jakoś uważniej niż zawsze. Dorobił się też wroga - Gregor Volkov zaczął łypać na Ramseya spode łba i próbować wyczytać wszystkie sekrety, jakie Mulciber skrywał na dnie serca.
Skradziony raport był natomiast długi i opisany w sposób zawiły; liczył sobie dziesiątki stron zapisanych z użyciem akademickiej wręcz terminologii. Z raportu Ramsey mógł wyczytać, że dotychczasowe badania nad dementorami wskazują, jakoby kontrolowanie tych istot stało się aktualnie możliwe - a wszystko za sprawą czarnej magii przeszywającej powietrze od czasu pierwszomajowego wybuchu. Raport nie wspominał zbyt wiele o anomaliach - w tym o ich źródle czy przyczynie. Wynikało z niego jednak, że owe anomalie są przydatne - że pomagają ujarzmić dementory poprzez pójście z nimi na układ. Dementorom można przekazać siłę wywodzącą się z czarnej magii, której pragną - a to można uczynić w sposób, który Ramseyowi bez zwątpienia przypominał metodę opanowywania anomalii usłyszaną od Czarnego Pana. Dementorzy, wedle raportu, po tchnięciu w nich siły mogliby z wdzięczności zdecydować się na współpracę i zwrócenie przysługi. Dalsza część dokumentacji była już mętna i niepoparta żadnymi badaniami - wynikało z tego, że opisana w raporcie metoda nie była jeszcze do końca sprawdzona i że bardziej przypominała teorię niż stan faktyczny.
| To już koniec, dziękuję za grę; pamiętaj, że Ramsey posiada raport w formie fizycznej.
Po paru dniach Ramsey był w pracy świadkiem rozmowy, z której wynikało, że coś niepokojącego zadziało się ostatnio w Departamencie Tajemnic. Słyszał podszepty o jakichś eliksirach, ale nie zdołał poznać szczegółów - sprawa raportów, które zniknęły z archiwum, była jednak o wiele bardziej niepokojąca. Wydawało się, że Gregor Volkov nie chciał dać młodszemu koledze spokoju - po paru dniach zaczepił Ramseya, by porozmawiać z nim przyjaźnie o wszystkim i o niczym, choć widać było, że bystre spojrzenie starszego mężczyzny próbuje przeszyć Mulcibera na wskroś. Fakt, że w chwili przyłapania na gorącym uczynku Ramsey powołał się na przełożonych, również nie pozostał niezauważony - wkrótce został zaproszony na rozmowę, na której w szorstki sposób zadano mu mnóstwo pytań w związku z niedawną wycieczką do archiwum - i w związku z tym, że skłamał, jakoby otrzymał zgodę na zapoznawanie się z tajną dokumentacją. Starając się odpowiednio mocno, Ramsey mógł się z tego wyłgać - mógł mieć też jednak wrażenie, że przez kilka tygodni po tym "przesłuchaniu" jego poczynania obserwowane są jakoś uważniej niż zawsze. Dorobił się też wroga - Gregor Volkov zaczął łypać na Ramseya spode łba i próbować wyczytać wszystkie sekrety, jakie Mulciber skrywał na dnie serca.
Skradziony raport był natomiast długi i opisany w sposób zawiły; liczył sobie dziesiątki stron zapisanych z użyciem akademickiej wręcz terminologii. Z raportu Ramsey mógł wyczytać, że dotychczasowe badania nad dementorami wskazują, jakoby kontrolowanie tych istot stało się aktualnie możliwe - a wszystko za sprawą czarnej magii przeszywającej powietrze od czasu pierwszomajowego wybuchu. Raport nie wspominał zbyt wiele o anomaliach - w tym o ich źródle czy przyczynie. Wynikało z niego jednak, że owe anomalie są przydatne - że pomagają ujarzmić dementory poprzez pójście z nimi na układ. Dementorom można przekazać siłę wywodzącą się z czarnej magii, której pragną - a to można uczynić w sposób, który Ramseyowi bez zwątpienia przypominał metodę opanowywania anomalii usłyszaną od Czarnego Pana. Dementorzy, wedle raportu, po tchnięciu w nich siły mogliby z wdzięczności zdecydować się na współpracę i zwrócenie przysługi. Dalsza część dokumentacji była już mętna i niepoparta żadnymi badaniami - wynikało z tego, że opisana w raporcie metoda nie była jeszcze do końca sprawdzona i że bardziej przypominała teorię niż stan faktyczny.
| To już koniec, dziękuję za grę; pamiętaj, że Ramsey posiada raport w formie fizycznej.
Brzmiało to niewiarygodnie, jednak udało mu się opuścić laboratorium bez żadnego problemu, a na dodatek z całkiem łakomym łupem. Zamknąwszy cicho drzwi nie patrzył więcej za siebie ruszając ku windzie pewnym krokiem, który reprezentował prawdziwy właściciel przybranej przez niego twarzy. Nie zawiódł, choć początkowo miał sporo wątpliwości. Nigdy nie działał impulsywnie, bez przygotowań i co gorsza – bez żadnego, konkretnego planu i odpowiednich wskazówek, które choć w nieznacznym stopniu mogły ułatwić osiągnięcie celu. Ministerstwo, a przede wszystkim pracujący w nim ludzie rządzili się swoimi prawami, a on takowych po prostu nie znał.
Wchodząc do windy czuł, jak cała adrenalina powoli z niego schodziła. Było to niesamowicie pozytywne uczucie zważywszy na poziom stresu, który towarzyszył podczas wizyty w laboratorium. Właściwie nie pojawiłby się, gdyby nie paskudna kapryśność magii psująca jego plany i co gorsza narażająca na wykrycie – kto bowiem, przebywający tam legalnie, starał się ukryć jakąkolwiek rzecz przed wzrokiem innych? Wystarczająco już przykuwał uwagę poprzez swoje zapewne niezbyt starannie podrobione zachowanie, niecodzienne poszukiwania i ilości fiolek, które zabrał.
Na każdym z pięter ktoś wsiadał do poruszającej się maszyny, jednakże żaden z czarodziejów nie skupił większej uwagi na Macnairze skinąwszy jedynie głową na jego widok. Nie chcąc spalić się na mecie odwzajemniał ów gest, lecz bez większego zaangażowania – jakoby robił to lekceważąco i nie zachęcająco do rozmowy. Z pewnością o wiele łatwiej było mu wejść w skórę starego buca niżeli rozgadanej pierdoły, którą uwielbiał cały departament.
Wsuwając dłonie w kieszenie długiej szaty opuścił windę rozglądając się w poszukiwaniu towarzysza. Ramsey miał równie ciężkie zadanie, choć przez wzgląd na jego rozeznanie w departamencie o niebo łatwiejsze, więc winien już na niego czekać. Obiecał wypełnić dane mu zadanie i jak na pierwszy raz poszło mu chyba całkiem nieźle – przynajmniej taką miał nadzieję. Wątpliwością poddawana była tylko kwestia eliksirów… na pewno się nie pomylił? Nie mógł, nie był aż tak skończonym idiotą. Chyba.
Stanąwszy z dala od zgiełku, ale wciąż na tyle blisko, by bystre oko mogło go dostrzec, oczekiwał. Nie rozglądał się, nie szukał rozmowy; chciał jak najszybciej rozpłynąć się w powietrzu. Mógłbyś łaskawie ścisnąć swe pośladki i przyspieszyć Mulciber.
Wchodząc do windy czuł, jak cała adrenalina powoli z niego schodziła. Było to niesamowicie pozytywne uczucie zważywszy na poziom stresu, który towarzyszył podczas wizyty w laboratorium. Właściwie nie pojawiłby się, gdyby nie paskudna kapryśność magii psująca jego plany i co gorsza narażająca na wykrycie – kto bowiem, przebywający tam legalnie, starał się ukryć jakąkolwiek rzecz przed wzrokiem innych? Wystarczająco już przykuwał uwagę poprzez swoje zapewne niezbyt starannie podrobione zachowanie, niecodzienne poszukiwania i ilości fiolek, które zabrał.
Na każdym z pięter ktoś wsiadał do poruszającej się maszyny, jednakże żaden z czarodziejów nie skupił większej uwagi na Macnairze skinąwszy jedynie głową na jego widok. Nie chcąc spalić się na mecie odwzajemniał ów gest, lecz bez większego zaangażowania – jakoby robił to lekceważąco i nie zachęcająco do rozmowy. Z pewnością o wiele łatwiej było mu wejść w skórę starego buca niżeli rozgadanej pierdoły, którą uwielbiał cały departament.
Wsuwając dłonie w kieszenie długiej szaty opuścił windę rozglądając się w poszukiwaniu towarzysza. Ramsey miał równie ciężkie zadanie, choć przez wzgląd na jego rozeznanie w departamencie o niebo łatwiejsze, więc winien już na niego czekać. Obiecał wypełnić dane mu zadanie i jak na pierwszy raz poszło mu chyba całkiem nieźle – przynajmniej taką miał nadzieję. Wątpliwością poddawana była tylko kwestia eliksirów… na pewno się nie pomylił? Nie mógł, nie był aż tak skończonym idiotą. Chyba.
Stanąwszy z dala od zgiełku, ale wciąż na tyle blisko, by bystre oko mogło go dostrzec, oczekiwał. Nie rozglądał się, nie szukał rozmowy; chciał jak najszybciej rozpłynąć się w powietrzu. Mógłbyś łaskawie ścisnąć swe pośladki i przyspieszyć Mulciber.
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Od samego początku wszystko szło nie tak — mógł to zwalać na pech, w którego nie wierzył, będąc tym, który za wszelką cenę dąży do sukcesu, lub chwilową utratę koncentracji, wszak ostatnio po głowie krążyło mu wiele myśli niezwiązanych ani z pracą, ani z zadaniem jakie go czekało. Nie tłumaczył sobie tego jednak w żaden sposób, początkowe trudności puszczając w niepamięć, uznając za niebyłe, nie czując też żadnego smaku satysfakcji, a chłodne poczucie obowiązku. Towarzyszyła mu jedynie świadomość, że kolejne dni nie będą należały do ani łatwych, ani szczególnie przyjemnych. Valkov, który stał się wobec niego podejrzliwy nie odpuści mu zbyt szybko. Wiedział o nim wystarczająco, by móc przewidzieć, że jego natura każe mu śledzić jego poczynania, czekając jak sęp na padlinę, aż powinie mu się noga, a on będzie mógł wyciągnąć z tego konsekwencje. Wiedział również, że prędzej czy później ktoś zauważy brak raportów, a jeśli Drew udało się wykraść eliksiry dość szybko powstanie zamieszanie, na które też będzie musiał zareagować. I będzie kłamał jak z nut, dostosowując się do sytuacji, przekonując innych o dogłębnym zdziwieniu, że komukolwiek udało się tego dokonać. Wtargnięcie obcemu do Departamentu Tajemnic było trudne, łatwo było dojrzeć nieznaną i niechcianą twarz wśród nielicznych niewymownych, a wykradnięcie z niego czegokolwiek graniczyło z cudem. A jednak mu się powiodło — i jak szybko się okazało, Drew również. Jadąc windą w ciszy pozwolił sobie na otwarcie dokumentów i pobieżne przejrzenie zawartości — nie miał czasu, by zgłębić się treść badań. Musiał jednak sprawdzić, że wykradzione przez niego raporty zawierały w sobie coś, co zagwarantuje mu poszukiwaną odpowiedź. Zawiły, naukowy język nie był mu obcy, wręcz przeciwnie, dość łatwo przebrnął przez pierwszą stronę choć nie doszukiwał się w tekście większego sensu. Odłożył sobie to na później, na wieczór, gdzie w spokoju przysiądzie do tego i przeanalizuje bardzo dokładnie.
Nie zobaczył go od razu po wyjściu z windy. Nie zatrzymywał się jednak, choć też nie spieszył zbytnio; idąc wolnym krokiem, ostrożnie i niezbyt ostentacyjnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Macnaira. Trwało to chwilę, nim dojrzał go stojącego w cieniu, z dala od ludzi, zatrzymanego w kącie. Naturalnym, niebudzącym niczyich bodejrzeń sposobem ruszył w jego kierunku, a upewniwszy się, że nikt mu się nie przygląda, podszedł do towarzysza.
— I?— spytał krótko, unosząc brwi z wyczekiwaniem. Nie musiał mu jednak odpowiadać, widział po jego minie i kurczowo ściskanym pakunku, że mu się udało. Miał wszystko, czego potrzebowali. Nie dając po sobie poznać, że odczuł wyraźną ulgę skinął głową i przekazał mu raport. — Zjawię się po to wieczorem— zapowiedział, zatrzymując zaciśnięte palce na dokumentach dłużej, uporczywym spojrzeniem dając mu jasno do zrozumienia, że ma tego pilnowac jak swojego własnego przyrodzenia. Wątpił, by zrozumiał wiele z naukowego bełkotu, ale nie mógł stracić w drodze do domu choćby ani jednej strony. Wierzył, że to o wiele łatwiejsze, niż dostanie się do laboratorium i zabranie niewymownym eliksiru wielosokowego.
To była dobra robota, ale słów podziękowania od niego nie usłyszy, choć był zadowolony z jego osiągnięć, szanował to, co udało mu się zrobić. Utwierdził go w przekonaniu, że wciągnięcie go do organizacji było wyjątkowo słusznym posunięciem. Dobrze się spisał, być może kiedy nadejdą lepsze czasy wypiją za to wydarzenie. Pozostawił go na dole i wrócił do swojego departamentu, aby zmierzyć się nie tylko ze służbowymi obowiązkami, ale i bacznym spojrzeniem Gregorego i przełożoną, niezbyt zadowoloną z powoływania się na jej szanowane nazwisko.
| zt Ramsey & Drew. Dziękuję MG <3
Nie zobaczył go od razu po wyjściu z windy. Nie zatrzymywał się jednak, choć też nie spieszył zbytnio; idąc wolnym krokiem, ostrożnie i niezbyt ostentacyjnie rozglądając się dookoła w poszukiwaniu Macnaira. Trwało to chwilę, nim dojrzał go stojącego w cieniu, z dala od ludzi, zatrzymanego w kącie. Naturalnym, niebudzącym niczyich bodejrzeń sposobem ruszył w jego kierunku, a upewniwszy się, że nikt mu się nie przygląda, podszedł do towarzysza.
— I?— spytał krótko, unosząc brwi z wyczekiwaniem. Nie musiał mu jednak odpowiadać, widział po jego minie i kurczowo ściskanym pakunku, że mu się udało. Miał wszystko, czego potrzebowali. Nie dając po sobie poznać, że odczuł wyraźną ulgę skinął głową i przekazał mu raport. — Zjawię się po to wieczorem— zapowiedział, zatrzymując zaciśnięte palce na dokumentach dłużej, uporczywym spojrzeniem dając mu jasno do zrozumienia, że ma tego pilnowac jak swojego własnego przyrodzenia. Wątpił, by zrozumiał wiele z naukowego bełkotu, ale nie mógł stracić w drodze do domu choćby ani jednej strony. Wierzył, że to o wiele łatwiejsze, niż dostanie się do laboratorium i zabranie niewymownym eliksiru wielosokowego.
To była dobra robota, ale słów podziękowania od niego nie usłyszy, choć był zadowolony z jego osiągnięć, szanował to, co udało mu się zrobić. Utwierdził go w przekonaniu, że wciągnięcie go do organizacji było wyjątkowo słusznym posunięciem. Dobrze się spisał, być może kiedy nadejdą lepsze czasy wypiją za to wydarzenie. Pozostawił go na dole i wrócił do swojego departamentu, aby zmierzyć się nie tylko ze służbowymi obowiązkami, ale i bacznym spojrzeniem Gregorego i przełożoną, niezbyt zadowoloną z powoływania się na jej szanowane nazwisko.
| zt Ramsey & Drew. Dziękuję MG <3
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Korytarz
Szybka odpowiedź