Wydarzenia


Ekipa forum
Biuro zgłoszeń
AutorWiadomość
Biuro zgłoszeń [odnośnik]23.06.15 23:25
First topic message reminder :

Biuro zgłoszeń

Przestronne, dobrze oświetlone pomieszczenie, w którym zawsze coś się dzieje. To sowa z łopotem skrzydeł przeleci tuż nad głowami przekrzykujących hałas ludzi, by zanieść pilną prośbę o interwencję, to do środka wpadnie rozhisteryzowany skrzat, który nieskładnie będzie opowiadał o strasznym wypadku, to nagle na środku zmaterializuje się patronus, by łamiącym się głosem poinformować o rozszczepieniu. Chaosu dopełniają wpadający czarodzieje, część by poinformować o kolejnej magicznej katastrofie, inni łapiący niemalże w locie papiery i wybiegający, żeby zająć się następną niecierpiącą zwłoki sprawą. Pracownicy przyjmujący zgłoszenia muszą wykazać się olbrzymią cierpliwością, talentem do pracowania w ciągłym stresie oraz donośnym głosem, aby móc przekrzyczeć hałas i przynajmniej na chwilę zapanować nad całym zamieszaniem.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biuro zgłoszeń - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]14.05.18 19:25
czerwiec '56 (przed pożarem MM)

Nie była pewna - oczywiście, że nie. Decyzja dojrzewała w niej długo, a każdy dzień tylko ją w niej upewniał. A jednak nadal obawiała się - czy postępuję dobrze? Czy jest to coś, co jej pomoże? Czy po prawie dekadzie przyuczania się i pracy w zawodzie ratownika powinna restrykcyjnie zmienić swoją ścieżkę? Czy nadawała się do tej, na której drogę chciała wkroczyć? Nie miała pojęcia, nadal jednak jeszcze pozostawał jej czas do przemyśleń podczas bezsennych nocy i chwil wytchnienia w ciągu dnia.
Nie sypiała dobrze, nocą dopadały ją demony o których istnieniu nie miał pojęcia nikt poza nią. Skrywała się poza kurtyną milczenia. Zmieniła się - a może nie ona się zmieniła a zmienił się cały świat. Sama już nie wiedziała. Zjawiała się na wezwania i na dyżury jednak coraz mocniej czuła jak serce pęka jej z każdą chwilą z którą znajdowała się w tym miejscu. Ludzie zaczęli patrzeć na nią inaczej. Większość wiedziała o tym co ją spotkało - najprawdopodobniej wymieniając informacje między sobą. I ich wzrok też zdawał się inny, posiadał w sobie więcej... litości? którą ciężko było jej znieść. Nie potrzebowała jej, przeszkadzało jej że zmieniły się jej relacje z współpracownikami - wszyscy byli jakby ostrożniejsi.
Ale nie miało to znaczenia, chęć niesienia pomocy - mimo wszystko - nadal była w niej silniejsza. Silniejsza niż wszystko inne. Zwłaszcza teraz, gdy ich światem wstrząsały anomalie ilość pracy wzrosła niebywale. Dyżury przeciągały się, a ilość wysyłanych w teren pracowników zdawała się ciągle za mała. Najbardziej problematyczne w anomaliowym szaleństwie były dzieci, nie posiadały kontroli którą opanowali już dorośli więc ich magia działała ciągle, atakując czy wpływając na ludzi znajdujących się nie daleko. Zresztą, nie tylko dzieci były problemem. Również mugole odczuli skutki anomalii na własnej skórze dowiadując się o istnieniu magii i nie potrafiąc poradzić sobie z siłami, których nie rozumieli. Poparzenia, utraty przytomności, krwotoki - to wszytko stało się dzienną rutyną liczoną jedynie w ilości odwiedzonych miejsc, rozkładając czas pomiędzy różne przypadłości. Problem z komunikacją również dawał się we znaki. Teraz Biuro wypełniała niezliczona liczba sów i patronusów - przy czym każdy zdawał sobie doskonale sprawę, że listowne wezwania były niebezpieczne. Sowy niosły listy zdecydowanie dłużej niż patronusy, to zaś powodowało możliwość dotarcia na miejsce zdarzenia za późno. Odczuli już tego skutki. Ona sama je odczuła. Wysłana na miejsce zdarzenia o kilka sekund za późno. Anomalie atakujące dziewczynkę najpierw doprowadziły do utraty przytomności przez jej matkę, później zaś do pożaru domu który wszczęła wystrzelona z jej ciała kula ognia. To ich sąsiadka zgłosiła zajście. Dziewczynkę, zatrutą dymem, udało się uratować, jednak dla jej matki było już za późno. Gdy służby gasiły ogień trawiący ich dobytek Just obserwowała małą, jasnowłosą dziewczynkę. Co będzie z nią dalej? Czy kiedyś pogodzi się ze stratą matki? Czy wybaczy sobie, a może zwyczajnie nie jest świadoma całego zdarzenia? Widziała też jej ojca gdy jeden ze starszych ratowników informował go o całym zajściu, najpierw przez jego twarz przetoczył się kalejdoskop emocji, potem opadł bezładnie na kolana, jedynie na chwilę po której podniósł się i ruszył do córki która siedziała niedaleko na ławce. Był przy niej, pocieszał ją i obejmował skrywając, że i jego serce rozdarło się na pół. Było w tym wszystkim coś dziwnie nostalgicznie pięknego, ale i niemożliwie do zmierzenia smutnego.
A jednak pomimo tego szaleństwa zdarzały się też interwencje zaskakujące, nie spowodowane żadną z anomalii. Takie, za którymi stał zwyczajnie los - czy też splot niefortunnych zdarzeń, czasem podyktowanych głupotą lub pychą głównego poszkodowanego. Widziała nadmuchanego ojca, gdy jedno z dzieci użyło na nim nieudanego zaklęcia. Zamiast chodził toczył się jak kulka, trochę czasu zajęło im doprowadzenie go do względnie normalnych rozmiarów, a całość akcji upływała w akompaniamencie płaczu jego młodszej córki, która lamentowała, że jej tata nie może być tak wielki, bowiem nie jest w stanie objąć jego szyi, ani nie będzie miał jak pochylić się by dać jej buzi na dobranoc. Gdy w końcu razem z Whitelem "naprawili" mężczyznę dziewczynka podbiegła do niej i objęła ją w pasie. Tonks zastygła wtedy niczym kamienny posąg, nie wiedząc co konkretnie powinna dalej zrobić. Nigdy nie znała się na dzieciach, nie umiała też z nimi rozmawiać. Zwyczajnie starała się omijać je szerokim łukiem i nie zostawać nigdy z żadnym sam na sam. Finalnie więc zdecydowała się na mocno pokraczne poklepanie dziewczynki po głowie i poczekanie, aż ta w końcu wypuści ją z objęć. Opuszczając ich mieszkanie zastanawiała się nadal - a może dalej - czy rzeczywiście postępuje dobrze. Czy właśnie nie dla takich chwil - pełnych wdzięczności i możliwości pomocy innym - zdecydowała się zostać ratowniczką? Czy była w stanie zrobić więcej w miejscu do którego zamierzała się wybrać? Nie wiedziała.
To był jeden z ostatnich jej dni - wiedziała, że to właśnie to. Jej wyniki spadały, jej chęć spadała, jej siły rozkładane były nierówno na kształcenie się przed egzaminem do którego miała zamiar podejść, anomaliami, które próbowała naprawić i pracą.
Sama poprosiła o spotkanie z przełożonym, przez całą wcześniejszą noc składając w zdania to co miała do powiedzenia chociaż wątpiła, że uda jej się powtórzyć to dokładnie tak jak zaplanowała. Wątpiła też, że to co chciała powiedzieć było odpowiednio dostateczne. Ale z każdą chwilą gdy układała sobie słowa zaczynała rozumieć, że w końcu jest pewna swojej decyzji, że nie zmieni jej już.
Słyszała jak jej kroki odbijają się cichym echem po korytarzach Ministerstwa Magii gdy zmierzała w stronę gabinetu swojego przełożonego. Czuła jak gula podochodzi jej aż do gardła gdy przełykała ślinę. Właściwie wiedziała, że prędzej czy później dostanie odpowiedź na swoją prośbę o spotkanie, jednak nie sądziła, że będzie jej się wydawało, że jest to aż tak szybko. Zapukała, a gdy usłyszała stanowcze "wejść" najpierw zajrzała, wystawiając tylko głowę za drzwi, by zaraz znaleźć się za nimi cała. Stanęła przed swoim przełożonym, przestępując z nogi na nogę, by po chwili zająć miejsce przed nim, gdy wskazał jej je ręką.
- Panno Tonks. - zaczął pozornie spokojnie spodziewając się - cóż, prawdopodobnie wszystkiego. Przez lata ich znajomość zaliczyła wiele upadków - wzlotów raczej poskąpił ich los i Justine zwyczajnie nie przepadała za jego osobą. Jednak szanowała go i doceniała umiejętność kierowania zespołem ludzi. Wzięła głęboki wdech splatając dłonie ze sobą i układając je na kolanach. Zmieniła jednak zdanie równie szybko rozplatając je i jedną z nich uniosła, by poprawić krótkie białe włosy mieszczące się na jej głowie. Wypuściła też w końcu powietrze unosząc niebieskie tęczówki na swojego przełożonego. - Nie mamy całego dnia. - upomniał ją gdy nadal milczała nie potrafiąc zebrać się w sobie, jakby nadal się wahając - a może zwyczajnie bojąc? Bo przecież zaczynanie od nowa było przerażające. Rozchyliła wargi i w końcu popuściła tamę pozwalając by usta zaczęły wypowiadać słowa. A może zwyczajnie wypluwać je jedno po drugim. Zaczęła od tego, że docenia czas który tutaj spędziła i że dziękuje za szansę, którą od niego dostała - widziała doskonale jak brew Rutherforda szybuje ku górze, ale nie zatrzymała potoku słów. Mówiła dalej, o tym, że decyzja którą podjęła nie jest nagła - doskonale zdawała sobie sobie sprawę, że nie podjęła jej wczoraj, że dojrzewała do niej długo, ale chyba weszła na tą ścieżkę już w momencie gdy przyjęła pióro i przystąpiła do Zakonu. Mówiła też, że nie chce sprawiać kłopotów i pomoże i pomagać będzie tak długo, jak będzie potrzeba - ale ona, ona sama musi spróbować chociaż przystąpić do egzaminu bo jeśli nie sprawdzi czy się nadaje, całe życie będzie się potem zastanawiać. Zapytała też o formalności, kończąc koślawo, że właściwie o to przyszła zapytać.
Kilka sekund ciszy, która opadła między nich gdy skończyła mówić, zdawały się wiecznością. W końcu jednak Dorian Rutherford zrobił coś, czego się nie spodziewała. Uśmiechnął się. Zwyczajnie, tak po prostu - nie mogła nie spróbować przypomnieć sobie czy kiedyś go takim widziała. I zaraz potem stwierdził jedynie, że rozumie. Nic więcej, tylko tyle objaśniając jej jeszcze kolejkę formalności i umawiając datę ostatniego dnia pracy. O dziwo zapewniając, że gdyby nie wyszło zawsze może powrócić a on chętnie ją przyjmie - zwłaszcza teraz gdy świat stał na głowie.
- Powodzenia. - powiedział do niej, gdy podniosła się z siedzenia. Wychodząc z jego biura czuła miękkość w kolanach. Jednak dopiero zamykając drzwi do jego gabinetu uświadomiła że zaczynała nową ścieżkę, nieznaną i przerażającą. Już niedługo miała przestać być ratowniczką, o tym kim będzie dalej miała się dopiero przekonać.

| zt



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Biuro zgłoszeń - Page 2 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]16.07.19 14:59
30.11

Kolejny monotonny dzień w Ministerstwie. Steffen dawał już radę chodzić do pracy bez nieustannego wspominania Howarda, ale cień zmarłego mentora wciąż towarzyszył mu przy obowiązkach zawodowych. Szczególnie tych nudnych. Z Howardem byłoby ciekawiej… Howard nigdy nie kazał mi iść na stołówkę po kawę… Howard nie mówił do mnie tak protekcjonalnie…
Od czerwcowego pożaru minęło już jednak kilka miesięcy, a Steffen musiał otrząsnąć się po żałobie. Howard nie wróci, a sam Cattermole zawalił pierwszy etap egzaminu w Gringottcie (na szczęście nie odnosząc poważnych obrażeń) i był na razie skazany na pracę w Ministerstwie. Pracę, która niegdyś sprawiała mu sporo radości, a teraz kojarzyła się z utraconym mentorem i - pod skrzydłami nowego przełożonego - stała się o wiele nudniejsza. Howard pozwalał Steffenowi zdejmować klątwy z osób i zacieśniać współpracę z aurorami, a nawet pracować w terenie. Obecnie Cattermole łamał głównie złośliwe klątwy nałożone na przedmioty. Częściej przebywał w dziale wypadków magicznych niż przestrzegania prawa. Ministerstwo odbudowano zaledwie dwa tygodnie temu, a on już wpadł w rutynę.
Od rana krzątał się po biurze zgłoszeń na dyżurze łamacza klątw. Przyjmował dość banalne zlecenia, ale przynajmniej dzięki temu nie miał starszych stażem łamaczy nad głową. Dawny mentor traktował go jak odpowiedzialngo i zdolnego dorosłego, bo był przecież zdolny i dorosły. Jako dwudziestojednolatek był jednak jednym z najmłodszych stażem pracowników, a młodzieńczy wygląd wcale nie ułatwiał mu życia. Przełożeni delegowali go do męczących, ale prostych spraw, tak jakby chcieli się nim wysłużyć i nie dostrzegali jego potencjału. Powinien był się tego spodziewać już rozpoczynając pracę, ale wtedy, od razu trafił pod skrzydła Howarda. Chyba praca pod wyrozumiałym i ambitnym mentorem zbytnio go rozpieściła i właśnie dlatego podchodził do rutyny z pewnym brakiem pokory.
Ale zdarzały się przecież ciekawe czy całkiem wdzięczne momenty. Steff podjął się kariery łamacza klątw nie tylko ze względu na szczere zainteresowanie tematem, ale również dlatego, że chciał czynić d o b r o. Dlatego czuł się nieco otępiały, zdejmując cały dzień klątwy z przedmiotów martwych, a za to nabierał wiatru w żagle podczas pracy z ludźmi. Błysk wdzięczności w oczach, ciekawa rozmowa, uśmiech - to wszystko nadawało sens jego obowiązkom. Dlatego cieszył się na męczące dyżury w pobliżu biura zgłoszeń, bo to oznaczało, że przynajmniej zetknie się z kimś twarzą w twarz. Pracownicy biura odbierali zgłoszenia od petentów, a tych z zaklętymi przedmiotami, lub przeklętych, odsyłali do Steffena. Natura departamentu oznaczała, że większość klątw była upierdliwa i złośliwa, ale nie niebezpieczna. Pracując z aurorami, Steff musiał mieć się na baczności i uważać na czarną magię... i jeszcze mieć jakiegoś kolegę nad głową. Teraz pracował nad banalniejszymi przypadkami, ale przynajmniej niezależnie.
Rozpoczął poranek od pomocy młodzianowi, który poprzedniego dnia wypił herbatę z kubka obłożonego klątwą Demostenesa.
-Bulbulbul - próbował wyjaśnić sprawę, ale Steff nakazał mu się uciszyć gestem ręki. Doskonale znał tą klątwę, jedną z prostszych do nałożenia i zdjęcia. Wiedział też, że mówienie staje się coraz bardziej utrudnione i bolesne przy uporczywych próbach i w miarę upływu czasu. Biedny chłopak, pewnie obudził się już w zaawansowanym stadium klątwy.
Finite Incantatem - wypowiedział zaklęcie dwukrotnie, najpierw ściągając je z przeklętego kubka (który chłopak trzeźwo przyniósł), a potem z ofiary. Rozruszawszy mięśnie języka, petent rozgadał się nagle, z oburzeniem opowiadając Steffenowi o swoim zazdrosnym współlokatorze.
-Dzisiaj wychodzę na kolację z dziewczyną, która mi się podoba i jemu też się podoba, więc musiał się dowiedzieć i dał mi przeklęty kubek, ale jego niedoczekanie, zdążyłem zdjąć klątwę i pójdę poderwać tą laskę i szukać nowego mieszkania, a to dzięki tobie, dziękuję, dziękuję! - zalał Steffena słowotokiem, z którego łamacz klątw poskładał intrygującą przestrogę o tym, aby nigdy nie mieszkać z podejrzanymi współlokatorami. Sam miał kawalerkę ciasną, ale własną - i choć czasami było mu samotnie, nikt nie będzie krzyżował mu randek z dziewczynami. Szkoda tylko, że miał niewiele czasu i chętnych na takie randki.
Życzył petentowi powodzenia w sprawch miłosnych i poczekał na kolejną sprawę.
Sprawę, którą będzie musiał zgłosić magicznej policji. Przyszła do niego zapłakana matka z dziewczynką, której nie dało się zdjąć bransoletki.
-Sprzedano mi ją na...no, w pobliżu Pokątnej i powiedziano, że pomaga w tym, żeby dzieci były grzeczne! Najpierw nie zauważyłam różnicy, a bransoletka jest ładna, ale dzisiaj rano Anabelle nie chciała zjeść owsianki i ta błyskotka zaczęła ją parzyć! A teraz nie możemy jej zdjąć! Błagam, niech pan pomoże mojej córeczce!
Steff z przerażeniem uświadomił sobie, że matka założyła swojej córeczce przedmiot obłożony Klątwą Podarunku. Przedmiot, który zacieśnia się na ciele i parzy, gdy ofiara odmawia wykonania poleceń obdarowującego. Co to za chory pomysł?! Finite Incantatem - zdjął bransoletkę natychmiast, ale zamiast odprawić panie do domu, wezwał na miejsce stróży prawa. Świadomie bądź nie, matka naraziła swoje dziecko na niebezpieczeństwo i nabyła nielegalny przedmiot w chorym celu. Kto to słyszał, zmuszać dzieci do posłuszeństwa klątwami?! Steff mał nadzieję, że naprawdę nie wiedziała nic o czarnomagicznej naturze przedmiotu, że dała się oszukać handlarzowi. Zapewne na Nokturnie, bo strasznie miotała się, podając lokację sklepu. Ale to już zadanie nie dla niego, tylko temat śledztwa magicznej policji.
Rozgoryczony dziecięcym cierpieniem, wyrwał się na szybką kawę, po czym wrócił do pracy. Po to, by znaleźć się w oko w oko z nadętym czterdziestoparolatkiem, który był oburzony przyjęciem w Ministerstwie. I jeszcze bardziej oburzony tym, że zajmuje się nim ktoś tak młody.
-Proszę natychmiast napisać w tym swoim raporcie, że mam wracać do świętego Munga, bo to sprawa dla profesjonalnych uzdrowicieli - nakręcił się, pomijając całkowicie powitanie i celowo akcentując słowo "profesjonalny" -A oni odesłali mnie tutaj, mówiąc że to klątwa, a nie choroba, ale ja wiem lepiej i to jest choroba i powinien się mną zająć ordynator ich oddziału, a nie ktoś z departementu wypadków magicznych! - fuczał na zdezorientowanego Steffena, który gorączkowo kartkował jego akta, usiłując się dowiedzieć, o co właściwie chodzi.
-Przepraszam, jakie pan ma objawy? - zagaił nadętego nieznajomego, który nadął się jeszcze bardziej i nagle zarumienił.
-To sprawa dla...uzdrowiciela. - prychnął, ściszając głos i rozglądając się nerwowo. Biedny Steff nie wiedział, jak ma się od niego cokolwiek dowiedzieć, ale na szczęście wyciąganie z ludzi informacji było jego drugą naturą. Po uporczywych pytaniach i znoszeniu dalszego prychania, dowiedział się w końcu, że mężczyzna ma problemy z żoną. I nie tylko z żoną. I w ogóle. Dedukując dalej, domyślił się, że chodzi o problemy z potencją i z trudem powstrzymał wybuch śmiechu. Paradoksalnie, facet chyba sobie na to zasłużył i wyglądało na to, że ma nie tylko żonę, ale również "przyjaciółkę." Steffen nie odczuł wobec niego ani odrobiny współczucia, ale pomoc była przecież jego pracą.
-To nie choroba, tylko Klątwa Ciężkiego Wieńca. Po jej zdjęciu, pańskie problemy miną od razu. - wyjaśnił, a jegomość rozchmurzył się nieco.
Steffen szybko rzucił Finite, chcąc zdjąć klątwę zanim znów zepsuje petentowi humor. Udało się, więc przeszedł do rzeczy:
-Tyle, że... przeklęty przedmiot nadal może znajdować się w pana domu lub otoczeniu. Polecam dokładne przypomnienie sobie z czym pan miał styczność tuż zanim...zaczęły się problemy, odszukanie podejrzanych przedmiotów i kolejną wizytę u nas. Zdejmiemy wtedy klątwę z przedmiotu i dopiero wtedy będzie pan całkowicie bezpieczny. - wyjaśnił haczyk, a do-niedawna-impotent nachmurzył się znów i zaczął bełkotać pod nosem o braku profesjonalizmu tych młodzików z Ministerstwa i jak on ma niby znaleźć ten przedmiot, skoro to ich praca. Steff wziął głęboki oddech, ale na szczęście został uratowany wezwaniem do kolejnego przypadku. Awanturniczy jegomość zabrał mu sporo czasu, a teraz będzie pewnie kłócił się w recepcji. Cattermole z ulgą udał się do innych klątw, a na koniec pracowitego dnia z jeszcze większą ulgą padł na łóżko w swoim domu. Może i praca nie była tak porywająca jak wymarzone szukanie skarbów w Gringottcie, ale to był w sumie całkiem ciekawy dzień.


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]21.07.19 10:35
do ustalenia

Jak na złość czkawka nie dawała mu o sobie zapomnieć i gdy tylko Heath zaczynał czkać było więcej niż pewne, że zaraz gdzieś się przypadkowo teleportuje. Może powinni z tym pójść do uzdrowicieli, bo to już robiło się dość niepokojące, a starsi Macmillanowie mieli już po prostu dość ciągłego szukania chłopca. Szczęście w nieszczęściu, że na razie przenosiło go w takie miejsca w których nie było zbyt niebezpiecznie, albo w których napotykał czarodziejów, którzy chcieli mu pomóc. Wiadomo, gorzej by było, gdyby na przykład trafił na taki Nokturn. To mogłoby się wtedy skończyć nieciekawie, chociaż przynajmniej na początku Heath traktowałby wizytę na Nokturnie jako przygodę życia. Pytanie tylko jak długo.
Mniejsza o to zresztą. Tym razem znowu miał szczęście i trafił w miejsce, które można było określić jako raczej bezpieczne. No bo chyba w ministerstwie magii nic mu nie groziło, przynajmniej w teorii. Chłopiec pojawił się z trzaskiem, jakieś pół metra nad ziemią i z krótkim okrzykiem spadł na ziemię. Nie był to krzyk mający oznaczać strach, bardziej zaskoczenie. Zdaje się, że aktualnie wylądował pod nogami jakiegoś czarodzieja. No… przynajmniej nie musiał nikogo szukać, żeby się, jak zwykle zresztą przy takiej okazji, dowiedzieć, gdzie jest i jak się ewentualnie dostać do domu. Najprościej chyba zapytać najbliżej stojącego niego czarodzieja, szczególnie, że wyglądał dość sympatycznie. Chyba go nie spławi, tak po prostu?
Mały Macmillan w miarę sprawnie zebrał się z posadzki, trochę tylko nieszczęśliwy, bo tyłek go trochę bolał od upadku i obrzucił szybkim spojrzeniem nieznajomego, przed którym wylądował, jakby chcąc się upewnić czy na pewno zagadywać do niego czy może znaleźć kogoś innego. Lustracja musiała wypaść dobrze, bo chłopiec zaraz się odezwał - Uhm… przepraszam…- zaczął może nieco nieśmiało, trochę jak nie on - ale gdzie ja właściwie się znalazłem? No bo wcześniej byłem w domu, a teraz jestem tutaj…- wyjaśnił trochę kulawo co zaszło.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]15.09.19 19:38
luty?

Steffen brał dzisiaj udział w pasjonujących badaniach z numerologami! Pracowali nad kwestią tego, czy klątwę rzuconą na osobę można przenieść na przedmiot zamiast po prostu zdjąć. Badania mogły pchnąć do przodu wiedzę o klątwach ogółem, lub umożliwić szybszą pomoc osobom w przypadku trudniejszych klątw. Znaczy, jak na razie to łatwiej było zdjąć klątwę z osoby zamiast przenieśc ją na przedmiot, ale Steff wierzył, że nauka poradzi sobie z tym problemem. Na razie eksperymentowali zresztą na łatwej do zdjęcia klątwie Oślich Uszu.
Spędził nad badaniami cały poranek i właśnie dumnie zmierzał na przerwę obiadową, ale najpierw musiał odnieść i zabezpieczyć szkatułkę z już-przeklętym-przedmiotem. Niósł więc w skrzyneczce przeklęty ołówek (Ministerstwo nie eksperymentowało na drogich przedmiotach) i zmierzał przez korytarz w stronę swojego biurka, aż...
...aż zmaterializował się przed nim jasnowłosy chłopiec! A konkretniej, tuż pod jego nogami!
-Och! - Steffen wyhamował gwałtownie, bo nie chciał w końcu zdeptać dziecka, ale i tak trochę potknął się o chłopca i skrzyneczka wyleciała z jego rąk. W teorii była dokładnie zamknięta, ale kuj swojemu przerażeniu Steff dostrzegł jak wieko rozchyla się, ołówek leci w stronę Heatha i...
...zareagował instynktownie, chcąc uchronić biedne dziecko przed straszną klątwą i złapał ołówek w locie!
-O szlag. - zorientował się po sekundzie (nie zorientowawszy się, by nie przeklinać przy dzieciach). Szybko schował ołówek do skrzyneczki, mając płonną nadzieję, że nic się nie stało, ale poczuł dojmujący ból w okolicy skroni i...
-Um, słuchaj młody, czy nic ci nie jest i czy mi rosną ośle uszy? - dopytał, zafrapowany, widząc zbierającego się z podłogi chłopca. Chętnie podałby mu pomocną dłoń, ale był zbyt zmartwiony tym, że chyba niechcący przyjął na siebie klątwę.
Z kolei mały Heath, zebrawszy się z podłogi, mógł ujrzeć fascynujący widok: nieznajomemu panu powoli wyrastały ośle uszy! Po kilkunastu sekundach zrobiły się całkiem duże i futrzaste.
Panikujący Steff zarejestrował jakimś cudem, że chłopiec coś mówi.
-Ah, um, może teleportacyjna czkawka? Słuchaj, tutaj nie jest bezpiecznie dla dzieci... to Ministerstwo, dział klątw, znaczy biuro zgłoszeń, ale ja jestem z działu klątw!


intellectual, journalist
little spy

Steffen Cattermole
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7358-steffen-cattermole https://www.morsmordre.net/t7438-szczury-nie-potrzebuja-sow#203253 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f127-dolina-godryka-szczurza-jama https://www.morsmordre.net/t7471-skrytka-bankowa-nr-1777#204954 https://www.morsmordre.net/t7439-steffen-cattermole?highlight=steffen
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]07.04.20 20:44
Wszystko stało się dość szybko, chociaż mały Macmillan jak na fana quidditcha przystało całkiem nieźle sobie radził z śledzeniem wzrokiem rzeczy, które się szybko poruszają. Dobrze, że Steffen wykazał się refleksem, bo Heath pewnie sam spróbowałby go złapać. Cóż, ośle uszy nie były wcale aż takie złe, dużo gorsze były świńskie uszu, które go prześladowały podczas anomalii jakie szalały w Wielkiej Brytanii.
Rozdziawił nieco szerzej swoje usta, gdy zobaczył, jak nieznajomemu rosną ośle uszy. Potrzebował chwili, żeby wrócić do rzeczywistości.
-No rosną! Takie duże i długie- potwierdził z entuzjazmem rękami jeszcze obrazując jakie były duże. Streffen na pocieszenie mógł tylko założyć, że młodzian nieco przesadził w swoim pokazie i rzeczone uszy wcale nie będą miały metra długości, sądząc po rozpiętości ramion blondynka. W sumie… całkiem fajnie wyglądały te uszy. Przyglądał się biednemu czarodziejowi zafascynowany nowością w jego fizjonomii. Nawet podszedł bliżej i w końcu wypalił z pierwszym pytaniem. A skoro poszło pierwsze… to zaraz można było się spodziewać kolejnych.
-Czy… mogę ich dotknąć? - zapytał. Co jak co, ale małemu lordowi wcale nie brakowało odwagi. No a uszy wydawały się być mięciutkie, chciał ich dotknąć. Jeśli jednak czarodziej mu tego zabroni to nie będzie próbować na siłę.
-No… pewnie czkawka. Czasem mi się zdarza- zgodził się bez większych zastrzeżeń z teorią Steffena. Może lepiej by było gdyby Steffen wcale nie mówił, że jest z działu klątw. Mały czarodziej od razu zasypał go mnóstwem pytań.
-Z działu klątw?- oczy miał prawie jak dwa sykle –[/b] Dużo macie klątw? Co te klątwy robią? Ciężko zepsuć taką klątwę?-[/b] niech Steffen się nie łudzi to była dopiero rozgrzewka. - W twoim dziale musi być ciekawie, prawda?- na moment się zamyślił -Chociaż i tak pewnie fajniej jest latać na miotle!- podzielił się swoim przemyśleniem. -O właśnie. Widziałeś kiedyś miotłę, na którą ktoś rzucił klątwę? Co wtedy taka miotła robi?- jego myśli przeskakiwały od jednej rzeczy do kolejnej. Na szczęście Heath naprawdę chciał usłyszeć odpowiedzi, więc na moment przestał zasypywać czarodzieja pytaniami.

|rzucam kość emocji -ciekawość
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]07.04.20 20:44
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'k10' : 9
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biuro zgłoszeń - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]28.11.23 21:41

koniec naszego swiata jest blisko

czternasty sierpnia pięćdziesiątego ósmego


Tak miał zakończyć się znany mi świat. Panika rozsiała twarze wszystkich wokół, widziałem ból, przerażenie, niesmak. Rozgoryczenie tragediami wzrastało wraz z kolejnymi doniesieniami, nie pamiętałem o konieczności jedzenia, gdy zbiegałem po raz setny pośród ministerialnych wind, łapiąc się kolejnych zgliszczy budowanego dotąd świata. Dłonie drżały z rana, żona zapowiedziała odwiedziny Sohvi, ja miałem odszukać Merję pośród tłumów zagubionych pracowników. Nie chciałem zdradzać tego, o co pomawiało mnie serce, kiedy po raz kolejny łapałem się na zdenerwowanym zaciskaniu pięści. Nie zauważałem uciekających mi sprzed nóg pracowników, nie zważałem na krzyki rozpościerające się za moimi plecami, gdy nie zważałem na wypowiadane personalia. Cel był jeden, niezaprzeczalny, a stukot pantofli wtapiał się w szum odczuwalnego tętna.
Gdzie jest Merja?
Zapytałem po raz pierwszy, a gdy spotkałem sie z murem braku odpowiedzi, palce wcisnęły się w szorstkość wnętrza dłoni. Zmarszczone brwi nadawały mi wyrazu wściekłości, usta zbite w cienką linię podkreślały to, co zwykłem czuć — troskę. Dziewczęta, teraz już dojrzałe kobiety, były słabym punktem, do którego nie potrafiłem się przyznać, a kiedy szpikulec obaw wbijał się w struktury tkanek, pozostawało mi już tylko szukanie pośród korytarzy, tłumiony w gardle grzechot rozwścieczenia, gdy odbijałem się od kolejnych drzwi, kolejnych ludzi, kolejnych odpowiedzi. Bałem się, cholernie się bałem, gdy mijane kolejne korowody ratowników dalej nie przedstawiały jej jasnej twarzy. Bałem się, niegotów nieść stratę kogoś, komu oddałem skamieniałe z natury serce w ramach dozgonnego oddania, opieki i bezgranicznej lojalności. Była zbyt młoda, delikatna mimo pełnionego zawodu, zawsze widziałem w niej kruchość nastoletnich lat, gdy bunt przerastał moje najmielsze oczekiwania.
Gdzie jest pani Zabini? — Zapytałem po raz ostatni z resztkami spokoju, wiedząc, że mimo mojej natury wzbiera się we mnie chęć rozszarpania najmniejszej, jednolitej struktury na pierwotne cząstki. Kolejna cisza, kolejne milczenie, kolejne zamknięte drzwi, gdy zobaczywszy na horyzoncie znanego doskonale Goyle'a, podszedłem bez większego zastanowienia, przetrzymując niższego mężczyznę w uścisku nagromadzonego rozwścieczenia — gdzie kurwa jest Zabini?! Gdzie jest Merja?! — Nie zwykłem kląć, nie wypadało to godnemu mężczyźnie, ale kultura wpoiła mi momenty, w których mogłem rzucić mięsem w nieprzemyślany, kierowany emocjami sposób. To był ten moment, to było to uczucie roztrzęsienia, które zobaczyłem w przerażonych oczach młodzika, ledwie zatrudnionego pracownika, który dłonią wskazał mi dalszy ciąg korytarzy. Niechże Merlin mi świadkiem, nie chciałem uwydatniać swoich obaw, swoich emocji przelewać na równie roztrzęsionych sytuacją pracowników, ale nie potrafiłem opanować napięcia mięśni, które gotowe były zawładnąć każdym ciałem, oby tylko dostać się do niej — bezpiecznej i zdrowej. Taka powinna być, skryć się teraz w schronie, oddać los w ręce bezpiecznej przystani. Ale szukałem jej pośród korytarzy pogotowia, wpoiwszy jej prawo do marzeń i prawo do działania, którym powinienem obdarować niedarowanego mi syna. Dałem jej świat, zaczerpnęła go garściami, a ja i teraz, i nigdy w przyszłości, nie byłem gotów oddać go jej w całości, szczyptę pozostawiając w ramach rodzicielskiej kontroli.
Merja! — Krzyknąłem po raz ostatni, a oddech ugrzązł mi w gardle. Chciałem tylko ją zobaczyć, tylko wiedzieć, że jest bezpieczna.



prawda jest jak dobre wino
często znajduje się je w najciemniejszym kącie piwnicy. co jakiś czas trzeba je odwrócić. a także delikatnie odkurzyć, zanim wyjmie się je na światło dzienne i spożytkuje.
Maerin Scorsone
Maerin Scorsone
Zawód : znawca prawa magicznego, zastępca kierownika służb administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 52 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
kłamałem więcej
niż kiedykolwiek chciałbym przyznać
a w moich żyłach płynęła krew
zimniejsza niż stal
OPCM : 15 +3
UROKI : 8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +2
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11770-maerin-scorsone https://www.morsmordre.net/t11896-gufo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11898-skrytka-bankowa-nr-2553#367831 https://www.morsmordre.net/t11897-maerin-scorsone
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]01.12.23 18:43
Tak miał skończyć się świat, pada fatalistyczne westchnienie tak, jak za każdym razem, gdy wezwania ratowników sypią się nieubłaganie. Metalowa łyżeczka obija się cicho o ścianki kubka, rozpuszczając wsypany do kawy cukier. Drżąca dłoń ujmuje uszko i podtyka naczynie pod spierzchnięte wargi, spijając łyk gorącego napoju — pierwszy w ciągu ostatnich długich godzin.
Merja stanowi obraz swoistej nędzy i rozpaczy, a nawet budzi trwogę. Długa spódnica postrzępiona w kilku miejscach zdaje się być już wielokrotnie zużyta i nienadająca się na publiczne wyjścia. Wsunięta za jej brzeg koszula dawno nie pamięta śnieżnej bieli, nosząc dzisiaj krwawe plamy na całej swej długości. Zarzucony na ramiona płaszcz przybrudzony jest błotem, wymaga porządnego odświeżenia, na co pani Zabini zdaje się nie zwracać uwagi. Puste spojrzenie otoczone cieniami zdradza zmęczenie, przemożną chęć powrotu do własnych czterech ścian, do ciepłego łóżka i świętego spokoju. Praca w Czarodziejskim Pogotowiu Ratowniczym nauczyła ją jednak, że o niektóre marzenia nie ma co walczyć.
Do uszu dochodzi wołanie. Przebija się przez nagromadzony szum tylko dlatego, że głos ten jest jej znany, jak żaden inny. Wypada szybko z dyżurki i wznosi się na palce, by znad głów tłumu rozejrzeć się w poszukiwaniu interesującej ją twarzy.
- Maerin?! - woła także, kiedy dostrzega nieopodal męską sylwetkę i w ścisku macha doń ręką, by zaraz przecisnąć się między ludźmi i dotrzeć do Scorsone. - Nic ci nie jest? - pyta uzdrowicielskim odruchem, przyglądając mu się bacznie. Wznosi rękę, by ująć jego twarz i obejrzeć z obu stron, czy aby na pewno pozbawiona jest wszelkich zadraśnięć. - Wszystko w porządku? Tato? - dodaje w pośpiechu, bo przecież w miejscach publicznych dbają o konwenanse, nawet w tak krytycznej sytuacji. Widząc, że nie ma na sobie żadnego śladu rany, wzdycha wreszcie ciężko, a na zmęczoną twarz wnika coś na kształt spokoju. - Cieszę się, że nic ci nie jest. Tam panuje prawdziwe szaleństwo. Zresztą tu wcale nie jest lepiej - dodaje, sięgając do sarkastycznego tonu i pobieżnie przesuwa wzrokiem po otaczających ich ludziach. - Nigdzie nie jest bezpiecznie, cały kraj ucierpiał pod tym nieszczęsnym ostrzałem. - Nie widzi sensu, by ukrywać przykre szczegóły, nie przed pracownikiem Wizengamotu, który pewnie lepiej zna stan faktyczny Anglii. Nie było go jednak wśród zawalonych gruzem ludzi, podziurawionych sypiącymi się z nieba kamieniami. Tak wiele chce mu opowiedzieć, podzielić się wrażeniami, zrzucić z siebie ciężar śmierci, lecz milknie na moment, utkwiwszy wzrok w czekoladowych oczach.
- Tak, wiem, wyglądam tragicznie. - Na kobiecą twarz wnika cień bladego uśmiechu. Błękit tęczówek błyszczy cieplejszym promieniem. - Zaraz po dyżurze ściągnęli mnie z powrotem i pracuję bez przerwy od wczorajszego ranka.
Tablica w sali odpraw do tej pory świeci się wieloma punktami, oznaczającymi kolejne wezwania. We znaki dają się braki kadrowe, bo nie dość, że spadł piekielny deszcz, to przeciągająca się wojna skutecznie przetrzebia ich szeregi. Chciałoby się rzec, że medyków dotykać się nie powinno, że stoją poza główną linią ostrzału, nikomu nie zawadzając. Szlamy są jednak bardzo kreatywne w wymyślaniu rozmaitej broni. Merja nie raz była świadkiem płonącej butelki z alkoholem, szybującej w stronę rannych; a ogień zwykł trawić wszystko.
- Czy z mamą wszystko w porządku? Co u Sohvi? - dopytuje, zawieszając w ojcu wyczekujące spojrzenie. Dotąd nie miała okazji o nich pomyśleć, a co dopiero sprawdzić ich stan.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]11.12.23 10:06
Wszystko zdawało się sypać i nic na świecie nie ukazywało tego, co nastąpiło ledwie w nocy. Zagryzałem zęby na opanowaniu chaosu, nad którym sam nie byłem w stanie zapanować — nikt nie był, dopóki pogorzeliska tliły się i pochłaniały kolejny ofiary. W tym wszystkim były one — moje córki, moja żona, moja rodzina, którą obiecałem pieczołowicie chronić. Czy byłem złym ojcem, gdy nie mogłem ochronić ich przed taką niesprawiedliwością? Gdzie była granica sprawczości, którą winien byłem przetrzymać, aby nie naruszyć idealnej struktury ich bezpieczeństwa.
Ból przemożny, ból nienaturalny, bowiem idący daleko poza fizyczność — miałem wrażenie, że tkanki rozwarstwiają się i ociekają brudną krwią, aż wtem na horyzoncie rozświetlił się widok, który mimowolnie wprowadził na moje usta uśmiech.
Nie martw się o mnie, ministralne szczury są nie do wytępienia. — Posiliłem się na żart, nie chciałem jej niepokoić. Spojrzenie krótko prześlizgnęło się po twarzy córki, chciałem zdjąć z niej każdy gram ciężaru, który urósł do skali niepohamowanej woli walki. Była silniejsza niż kiedykolwiek sądziłem, mocniejsza i pewniejsza swojej osoby. Ale czy powinna? Powinna zadbać o siebie; na Merlina, Merjo, nie możesz.
Wróć do domu, musisz odpocząć. Kto Ci kazał tu zostać?! — Gotów byłem się kłócić, wyjaśnić nieludzkiego przełożonego, który wprowadził moją córkę w konieczność pobytu pośród murów Pogotowia tak długo. Wściekłość rozlała się na twarzy, podłużna zmarszczka przecięła czoło i wprawiła w osłupienie całe moje ciało. Nieczęsto zdarzało się, by owładnęło mną poczucie bezsilności, a jednak teraz wiedziałem, że gdybym tylko je stracił, zniszczyłbym to, co zostało po katastrofie. Ale ona była obok, wyjątkowo beztroska jak na miarę tragedii — zawsze miała głowę na karku, bardziej niż inni, bardziej niż ja w jej wieku.
Matka pojechała do Sohvi, po drodze chce wstąpić do dziadków. Pracuję z sąsiadem młodej, mówił mi, że w okolicach ich wioski niewiele złego się stało, ale wolę, by matka to sprawdziła. — Odparłem swobodnie, zdobywając się na cień uśmiechu. Podział był naturalny, żona miała czas by zobaczyć na żywo drugą córkę, ja zaś okazję spotkać się ze starszą. Głęboko obawiałem się, że delikatna niczym płatki róży Sohvi będzie potrzebowała kogoś obok; wolałem jednak tego nie wyobrażać, o tym nie myśleć — jej smutek i płacz zawsze rozkładał mnie na czynniki pierwsze.
Sięgnąłem dłonią do twarzy Mer, zgarniając pojedynczy kosmyk za ucho kobiety. Robiłem tak od kilkudziesięciu zaraz lat, nie potrafiłem powstrzymać się przed drobnym gestem, który ukazał mi pojedynczą smugę ciemno-brązowej cieczy na jej twarzy. Głośniej wciągnąłem powietrze, dłoń zsunęła się na plecy, a ja instynktownie przyciągnąłem ją do siebie, by w lekkim uścisku drobnego ciała ruszyć korytarzem.
Nie jedź do Surrey i Essex, wybieraj inne zgłoszenia. Hertfordshire, Norfolk, Warwickshire... stamtąd mamy najmniej zgłoszeń, tam jedź pomagaj, bo wiem, że nie wyślę cię do domu. Nie słyszałem o żadnym niebezpieczeństwie w Berkshire, może przeniesiesz się na jakiś czas do ciotki? — Zaproponowałem, ale wiedziałem, że w życiu na to nie ustąpi. Choć obie uwielbiały moją szwagierkę, to Merja nie pozwoliłaby założyć sobie kajdan. Szanowałem to, póki żyła i póki to, co robiła, sprawiało jej przyjemność. Do czasu.



prawda jest jak dobre wino
często znajduje się je w najciemniejszym kącie piwnicy. co jakiś czas trzeba je odwrócić. a także delikatnie odkurzyć, zanim wyjmie się je na światło dzienne i spożytkuje.
Maerin Scorsone
Maerin Scorsone
Zawód : znawca prawa magicznego, zastępca kierownika służb administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 52 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
kłamałem więcej
niż kiedykolwiek chciałbym przyznać
a w moich żyłach płynęła krew
zimniejsza niż stal
OPCM : 15 +3
UROKI : 8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +2
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11770-maerin-scorsone https://www.morsmordre.net/t11896-gufo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11898-skrytka-bankowa-nr-2553#367831 https://www.morsmordre.net/t11897-maerin-scorsone
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]14.12.23 13:09
Kręci głową z dezaprobatą, choć wie, że ojciec sięga po ironię, by rozładować napięcie. Może i nie jest to najlepszy sposób, aby Merję uspokoić, tak spuszcza nieco z tonu. Skoro Scorsone ma w sobie na tyle siły, by żartować, to znaczy, że nie jest jeszcze z nim źle.
- Nie byliśmy przygotowani na tak wielką tragedię. Potrzebne są wszystkie ręce gotowe do pracy. Im szybciej się uwiniemy z wezwaniami, tym prędzej wrócimy do domów - sili się na łagodniejszy ton w odpowiedzi na wzburzenie czarodzieja. Kolejna piekląca się osoba, to ostatnie, czego im trzeba, a widok wzburzonego Maerina jest na tyle rzadki, że Zabini obawia się popychać go do skrajności, aby sprawdzić, co jeszcze w sobie kryje.
- Sohvi nie będzie chciała się stamtąd ruszyć. Skoro Szkocji udało się względnie ocaleć, może powinna tam zostać - myśli na głos, chcąc, by siostra była bezpieczna. Naturalnie byłoby lepiej, gdyby znajdowała się pod ręką, aby można było szybko zaregować w sytuacji kryzysu. Młoda kobieta nie jest na tyle silna, żeby przetrwać kolejne załamanie nerwowe, o utracie kończyn nie wspominając.
Ciepło męskiej dłoni na policzku rozpala go rumieńcem, tonącym gdzieś pod warstwą brunatnej czerwieni. Reaguje tak na niego od pewnego już czasu, zasłaniając się zwykłym zawstydzeniem, ale prawda leży w innym miejscu, dokładnie tam, gdzie Merja woli się nie zapuszczać. Pozwala się objąć i rusza korytarzem u boku ojca.
- Byłam już dzisiaj w Essex - ucina z ciężkim westchnieniem. Rozumie, że ojciec się przejmuje, że chce dla niej jak najlepiej, ale czasem powinien zwyczajnie pozwolić jej pracować. - Ludzie wszędzie potrzebują pomocy i nie zrezygnuję z wezwania, tylko dlatego, że wydaje się być zbyt trudne. Poza tym wolę zebrać się tam sama, niż posyłać jakiegoś młodzika, który zasili szeregi trupów. - Czasem próżno w Merji szukać empatii i zrozumienia, zwłaszcza kiedy wchodzi w tryb technicznego omawiania szczegółów. Każde niezdatne do odratowania ciało, jest denatem, nierzadko pozbawionym personaliów. Już lata temu musiała odsunąć od siebie nadmierną wrażliwość, z jaką traktowała swych pacjentów. Dziś stara się przestać o nich myśleć już w momencie, kiedy wypisuje druk w szpitalu i opuszcza jego progi z delikwentem przekazanym w dobre ręce. - I błagam cię, czy to kiedykolwiek zadziałało? Cisza i spokój nie są tym, co mi służy. Nie wtedy, kiedy mam świadomość, że czeka na mnie Anglia. - Ma w sobie potężne pokłady odpowiedzialności za kraj i jego mieszkańców. Może i nie uznaje się za wielką patriotkę, zwłaszcza mając w swoim życiu wiele okazji do podróżowania po różnych krajach, tak ma świadomość, że jest w tym świecie niezbędna i nikt nie jest w stanie zmienić sposobu jej myślenia. - Poza tym, nie potrafiłabym przeżyć z ciotką dłużej, jak kilka dni - dodaje z cieniem uśmiechu, bo tylko na taki żart ją stać. Szwagierka ojca jest sympatyczną kobietą, którą lubi odwiedzać, lecz nie na tyle, aby zamieszkać pod jej dachem, nawet tymczasowo. Ceni sobie niezależność, jak i możliwość trzymania ręki na pulsie. Z Pokątnej znacznie bliżej do Ministerstwa, a tu chce się obecnie znajdować.
- Gmach Ministerstwa zdaje się być dobrze zabezpieczony, ale te sypiące się z nieba gwiazdy mają też w poważaniu nasze zaklęcia. Trzymaj się od nich z daleka, nie przynoszą niczego dobrego - ostrzega, bo nie wie, jak wiele Maerin zdołał się dowiedzieć i czy miał okazję zaobserwować spadające meteoryty. - Jaki masz teraz plan? Czy Ministerstwo wie już, co spowodowało to oberwanie nieba? Czy wytycza już kolejne kroki?
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]19.12.23 23:53
Rozumiałem to; powinności wobec wykonywanego zawodu zawsze były u mnie na pierwszym miejscu, a jednak teraz patrzyłem na córkę — i jakkolwiek irracjonalnie to brzmiało — chciałem jedyne, by wróciła do domu. Rozgardiasz i niebezpieczeństwo za nim idące nie było miejscem dla kobiety; moje zdanie było niezmienne, odkąd wybrała swój zawód, nawet jeśli nie miałem już na nią wpływu.
Wysłuchałem dokładnie słów kobiety, wyłapując rację w jej słowach. Szkocja była bezpieczniejsza, miałem taką nadzieję i wierzyłem słowom Merji — może nadto poniosły mną emocje? Nie powinienem sobie na to pozwalać, a jednak czarne myśli przysłoniły gram logiki w wypowiadanych sentencjach.
Masz rację — zacząłem — po prostu na siebie uważaj. — To jedynie mogłem powiedzieć, gdy przemierzaliśmy kolejne korytarze i kolejne mijaliśmy drzwi. Widziałem jej stanowczość, co napawało mnie swoistą dumą, gdy w kobiecych ramionach odnaleziona była siła. Nie uważałem kobiet za silniejszych fizycznie, ale z pewnością potrafiły niejednego mężczyznę przerosnąć duchem — były w stanie więcej znieść, stanowić wybitne zaplecze porywczych, męskich decyzji. Ale mimo to potrzebowałem, prócz po prostu powinności, je chronić. Słowa Merji zbiły mnie z tropu, nabrałem ogłady i skupiłem się na niesionym pytaniu, po krótce analizując to, co winien byłem powiedzieć, a co przemilczeć.
Na razie najważniejszym jest rozdysponowanie sił i zbieranie informacji. Powodem tego... czegoś zajmie się raczej Departament Tajemnic, to rola naukowców, a nie urzędników — taką miałem przynajmniej nadzieję. — Większość kierownictwa dba, póki co, o ewidencję własnych strat. Wizengamot został zamrożony na najbliższe dni, odsyłamy niektórych pracowników do walki na bieżąco w terenie i z identyfikacją ludności. Ja mam jechać do Surrey, stamtąd jest najwięcej zgłoszeń. Crouchom sypie się na głowę, bez pomocy Ministerstwa ciężko będzie utrzymać tereny w ryzach. Podobnie w Cumberland, ale zbyt dobrze znam Crouchów, aby jechać teraz na obce mi tereny i porzucić stare śmieci. — Większość lordów zasiadała w Ministerstwie, niektóre znamienite persony naśladowałem za młodu, obserwując jak rozwijają się w Wizengamocie. Surrey otoczone było popielnym wieńcem, gorejące rany mogły nieść stęchliznę na cały kraj; potrzebowali każdego wsparcia, sięgali jednak po zaufanych doradców, wśród których najwidoczniej się znajdowałem. Ilość strat w ludziach nadal nie była stała - nie mieliśmy statystyk, a wiele ciał tkwiło pod gruzami, jeszcze inne walczyły o ostatnie oddechy. Merja zdawała sobie sprawę z zaistniałej patologii lepiej niż ktokolwiek inny.
Skupiam się teraz na organizacji. Najpierw Surrey, potem wracam tutaj i zajmiemy się zabezpieczeniami granic między wrogimi hrabstwami. Jeśli coś uderzy w promugolskie hrabstwa to wszystkie ofiary będą uciekać na ziemie kontrolowane... nie możemy na to pozwolić. — Taki był plan, ale czy się uda? Nie było silniejszej rzeczy niż przestraszony i rozzłoszczony owczy pęd, pragnienie walki, instynkty przetrwania. Lata doświadczeń pokazały mi właśnie to — ludzie nabierali zwierzęcych kształtów, gdy chodziło o ich dobro; na świecie nie ma altruistów. Ponoć, bo chwilę potem pogładziłem plecy córki i nabrałem na powrót innego odbioru sytuacji.



prawda jest jak dobre wino
często znajduje się je w najciemniejszym kącie piwnicy. co jakiś czas trzeba je odwrócić. a także delikatnie odkurzyć, zanim wyjmie się je na światło dzienne i spożytkuje.
Maerin Scorsone
Maerin Scorsone
Zawód : znawca prawa magicznego, zastępca kierownika służb administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 52 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
kłamałem więcej
niż kiedykolwiek chciałbym przyznać
a w moich żyłach płynęła krew
zimniejsza niż stal
OPCM : 15 +3
UROKI : 8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +2
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11770-maerin-scorsone https://www.morsmordre.net/t11896-gufo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11898-skrytka-bankowa-nr-2553#367831 https://www.morsmordre.net/t11897-maerin-scorsone
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]05.01.24 14:15
Troska Maerina jest nadto widoczna, zarówno w jego gestach, jak i słowach. Merja jest mu wdzięczna za te lata opieki i ciągłe, nieustające zainteresowanie. Sama Zabini wychodzi zaś z założenia, że nie potrzebuje ochrony żadnego mężczyzny, który uzna otoczenie jej zainteresowaniem za swoją powinność. Uznaje się za silną, samodzielną czarownicę, jakiej dodatkowe wsparcie nie jest potrzebne. Zbyt długo czuła się osamotniona w tym świecie, aby dziś komuś zawierzać. Komuś, kto zamierza narzucać nań ograniczenia, miast rzeczywiście wspierać. Uważaj na siebie, wybrzmiewa w męskich ustach, a w odpowiedzi nie ciśnie się nic prócz — Zawsze na siebie uważam.
Kiwa głową ze zrozumieniem, przyjmując wyjaśnienia. Nigdy specjalnie nie interesowała się działaniem Wizengamotu i urzędników w ogóle. Ma świadomość, że ich praca jest istotna i bez niej wiele w funkcjonowaniu społeczności by się posypało, jednak nie wnikała w szczegóły. Wiadomość o wyjeździe ojca przyjmuje z pewnym przestrachem, odnotowuje ścisk w żołądku i niepewność. Czy czarodziej, którego praca skupia się na przesiadywaniu za biurkiem, poradzi sobie w terenie? Jak będą wyglądały jego obowiązki?
- Ty również na siebie uważaj, zwłaszcza skoro stamtąd napływa najwięcej zgłoszeń - przestrzega z wyraźną w głosie troską. Nawet jeśli Ministerstwo ma swoje sposoby na zapobieganie wypadkom, w sytuacji takiej, jak ta, wiele może się wydarzyć.
Zwilża wargi w niepewności i nabiera więcej powietrza w płuca. Tereny promugolskie również ucierpiały, na co Merja ma namacalny dowód. Nie zamierza wspominać ojcu o nocnej wyprawie do Plymouth, co spotkałoby się z wyraźną dezaprobatą. Sama miała opory, aby pojawić się na terenie wroga, ale co miała zrobić, kiedy zwracają się do niej z bezpośrednią prośbą o pomoc?
- Nie można na to pozwolić? - dziwi się, ale nie ma zamiaru stanowić tu zdecydowanego oporu. - Czy ochrona ludności nie powinna być naszym priorytetem? Skoro już zdecydowaliby się u nas pojawić, musieliby pogodzić się z tranzycją. Sądzisz, że nie będą skłonni porzucić swoich dotychczasowych poglądów, kiedy okaże się, że jesteśmy ich jedynym sposobem na ratunek? - Chce wierzyć w ludzi, w ich dobro i chęć zmiany. Gdyby nie to, już dawno porzuciłaby swoją pracę, polegającą na służbie innym. - Mam nadzieję, że wszystko przebiegnie pomyślnie. Spodziewasz się dużego nakładu pracy? Widziałam, że zniszczenia są potężne, w każdym hrabstwie doszło do licznych tragedii, pożary, masowe zgony, walące się budynki. Sam Londyn także nie jest od nich wolny, wszędzie panuje chaos. - Kręci głową z rezygnacją, mając okazję obejrzeć pewną część stolicy.
Przystaje w jednym z bocznych korytarzy, aby móc znów unieść wzrok na przystojną twarz Maerina. Wzbudza w niej zaufanie oraz ciepło, jak i usilną potrzebę upewnienia się, że jest bezpieczny.
- Może mogłabym dzisiejszej nocy pojawić się w Hertfordshire, o ile nie dostanę kolejnych wezwań - podsuwa nieśmiało, chcąc mieć pewność, że ojcu nie stanie się nic złego, że będzie na wyciągnięcie ręki. Ojcu, bo matka od dłuższego już czasu spada na dalszy plan, zwłaszcza swoim przeciętnym zainteresowaniem losami córek. Już sam fakt, że zdecydowała się na dłuższy czas pojawić w Anglii, sprawia, że Merja dziwi się jej zachowaniu, o odwiedzinach Sohvi nie wspominając.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]22.05.24 12:57
Była moją córką, choć krew barwiła się innym nasieniem. Była moją córką, bo to ja nadałem jej wzór piastowanego teraz człowieczeństwa — co więc uczyniłem źle, że obie córki porzucały spokój i bezpieczeństwo w ramy walki o dobro innych. Gdzie popełniłem błąd, chcąc w mamkach i niańkach nauczyć je kobiecości, której nigdy nie pokazała im matka.
Bywała uparta, drążyła niczym kropla skałę i powodowała pęknięcia, które ciężko było zasklepić. Pytania wydawały się momentami irracjonalne, ale wcale takimi nie były — rozumiałem postulaty, zgadzałem się, ale kolano ugiąłem o jeden raz za dużo, by akceptować odmienność. Nie było odwrotu od wojny, nie była tym nawet katastrofa. Wieczorem, gdy słońce chyliło się ku zachodowi, ludzie patrzyli na nią z zachwytem i niepokojem. Jej ogon, długi i świetlisty, przecinał firmament niczym miecz. Nikt nie podejrzewał, że ta iskrząca kula lodu i skał, płynąca majestatycznie przez próżnię, stanie się zwiastunem końca jednego świata i początku innego.
Szara ludność otrzyma pomoc od swoich włodarzy, jak każda inna oddanych hrabstw. Obawiamy się jednak wykorzystania chwili przez rebeliantów, w zmasowanym tłumie zlęknionych najłatwiej byłoby siać spustoszenie. — Patrzyłem na nią, na jasne kosmyki spływające po ramionach i ten już dojrzały, kobiecy uśmiech, który odziedziczyła po matce. Serce biło mocniej na myśl o krzywdzie; choć po śmierci męża na powrót to ja winien byłem sprawować opiekę, coś nakazywało mi milczeć, ani słowo zakazu nie wypłynęło spomiędzy spierzchniętych warg.
Wieści są niepokojące, sowy nie nadążają docierać, straciliśmy też kilku gońców... skala jest olbrzymia, ale jak ogromna, dowiemy się w ciągu dwóch tygodni. To, co spadło, może mieć przecież skutki długofalowe. — Byłem o tym przekonany, takie zjawisko nigdy dotąd nie odwiedziło naszej ojczyzny. Nie żyłem może na tym świecie wyjątkowo długo, ale wystarczająco, by rozumieć skalę niedoświadczonego dotąd kataklizmu. Niechże Merlin ma nas w opiece.
Pojaw — nie potrzebowałem mówić nic więcej, nie potęgowałem wypowiedzi i nie unosiłem się emocjami, które chwilę wcześniej zawładnęły moim ciałem. Wiedziałem, że większą motywacją byłyby już odwiedziny sąsiadki McKenny, która na starość opowiadała o swoim pochodzeniu częściej, niż zdołała odetchnąć; z pewnością nie chodziło o Lorę, której persona wydawała się zapomniana. Nie mogłem powiedzieć nic więcej, nie chciałem.
Sama na to zapracowała.
Jeśli cokolwiek by się działo to... — wiesz, że każdy tu mnie zna. Wiesz, że zawsze będę przy was. Zawsze byłem, od początku, gdy tylko zaprzysiągłem ich matce dozgonną wierność, uczciwość i miłość. Byłem gotów zaprzepaścić przysięgi, ale nigdy nie odpuściłbym dobra córek, które zawsze miało być na pierwszym miejscu. Ponad karierą, ponad moim dobrem. Ojcostwo to nie tylko troska i odpowiedzialność, to także sztuka bycia obecnym w każdej chwili, celebrowania codziennych cudów. To troska, które boleśnie czułem, że tylko ja mogę im podarować z obu osób rodzicielskich. Teraz nie miała u boku męża, nie miała wsparcia, które w nim widziałem — była sama, a taka nie powinna być.




prawda jest jak dobre wino
często znajduje się je w najciemniejszym kącie piwnicy. co jakiś czas trzeba je odwrócić. a także delikatnie odkurzyć, zanim wyjmie się je na światło dzienne i spożytkuje.
Maerin Scorsone
Maerin Scorsone
Zawód : znawca prawa magicznego, zastępca kierownika służb administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 52 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
kłamałem więcej
niż kiedykolwiek chciałbym przyznać
a w moich żyłach płynęła krew
zimniejsza niż stal
OPCM : 15 +3
UROKI : 8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +2
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11770-maerin-scorsone https://www.morsmordre.net/t11896-gufo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11898-skrytka-bankowa-nr-2553#367831 https://www.morsmordre.net/t11897-maerin-scorsone
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]13.06.24 17:06
- To niedobrze - mruczy pod nosem i ściąga jasne brwi, zmartwiona potencjalnym atakiem. - Czas zawieszenia broni już się skończył? Jeśli taka sytuacja jest w całym kraju, to także rebelianci mają ręce pełne roboty. Sądzisz, że ot tak zostawiliby swoich i ruszyli na nas? - Nie do końca chce w tę teorię uwierzyć. Była dziś z samego rana w Plymouth, tam także spadające z nieba gwiazdy siały spustoszenie, jednak niczego nie można być pewnym. Poplecznicy Zakonu Feniksa to niebezpieczni, szaleni ludzie. Kto o zdrowych zmysłach zdecydowałby się na dalsze ukrywanie, kiedy wreszcie mają okazję, aby wyjść z cienia i pokazać swój prawdziwy potencjał? To nie mieści się w głowie.
- Oby wszystko udało się doprowadzić do porządku - mówi bardziej do siebie, niż do ojca i zasępia się strapiona. Z wolna opada już z sił i coraz trudniej jest przejmować się tragedią pełnią serca. Należy zachować trzeźwość umysłu i zwyczajnie traktować tę sytuację jako nadnaturalny stan alarmowy — nie zaś koniec świata, podczas którego załamuje się ręce i modli do wszelkich bogów. Pozostaje mieć nadzieję, że do następnego ostrzału nie dojdzie i to, czym muszą się zająć, jest ratowanie rannych i odbudowa miasta. Renowacja stolicy dopiero co uległa zakończeniu, a znów trzeba zatrudnić konstruktorów. Czy Ministerstwo się z tego wypłaci? Czy nowa namiestniczka Londynu zdaje sobie sprawę z ogromu czekających na nią prac? Nie to zaprząta teraz głowę Merji, ma ważniejsze sprawy do załatwienia.
- Z miłych rzeczy, odbierałam dzisiaj poród - próbuje przybrać na twarz pocieszający uśmiech. - Absolutnie nie leży to w zakresie moich kompetencji, ale każda akcja jest w pewien sposób… pouczająca. - Wszechobecna krew to coś zwyczajowego w pracy ratownika. Radzenie sobie z cierpiącymi, próba załagodzenia ich bólu, ale żeby rozpoznanie, w którym kierunku w brzuchu matki ułoży się niemowlę? Tym razem, pomimo komplikacji, udało się uratować zarówno matkę, jak i jej dziecko. - W przyrodzie wszystko zostaje w równowadze. Jedno życie zostaje odebrane, na świat przychodzi drugie. - Marna to pociecha w obliczu katastrofy zakrawającej na tak potężną skalę, ale lepsze to od ciągłego zamartwiania się. Zabini nigdy szczególnie nie przepadała za dziećmi, nie aspirowała również do roli matki. Zdawała sobie sprawę z faktu, że jest to naturalna kolej rzeczy po zamążpójściu, ale odwlekała ten moment z obawy, że będzie musiała porzucić pracę w ratownictwie. Była zaś na to gotowa, uznając wyższe dobro oraz powinność jako coś nieuchronnego. Śmierć Theodore okazała się być szczęściem w nieszczęściu. Nie miała co liczyć na ponowne rychłe zamążpójście, ani nie było jej do tego spieszno. Podobnie zresztą jest i teraz, no bo gdzie miałaby szukać kolejnego kandydata, kiedy stale obraca się wśród znajomych z pracy?
Przestępuje z jednej nogi na drugą i lustruje spojrzeniem strapioną twarz Maerina. Jak na dłoni widzi, że jest zwyczajnie przemęczony i potrzebuje wytchnienia.
- Chodź, zaparzę ci herbaty. Usiądziesz na moment, odpoczniesz. Mnie też przyda się chwila oddechu, a w ratowniczej kanciapie pewnie już nikogo nie ma - zachęca go i pociąga lekko za ramię w kierunku dyżurki.
Choć w istocie nie ma obecnie nikogo, na czyim ramieniu mogłaby się teraz wesprzeć, nie może narzekać. Nauczyła się radzić sobie sama i wychodzi z założenia, że nie potrzebuje nikogo więcej. Zwłaszcza że ze swoim pechowym gustem do zajętych, bądź niedostępnych mężczyzn, nie ma co liczyć na żadną stabilność.
Merja Zabini
Merja Zabini
Zawód : Czarodziejskie Pogotowie Ratownicze
Wiek : 28
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
hope
is the only thing
stronger than fear
OPCM : 2 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 21 +4
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12125-merja-zabini https://www.morsmordre.net/t12157-penelope#374243 https://www.morsmordre.net/t12164-merja-zabini#374667 https://www.morsmordre.net/f458-city-of-london-pokatna-38-2 https://www.morsmordre.net/t12131-merja-zabini#373315
Re: Biuro zgłoszeń [odnośnik]20.08.24 16:48
Zadawała coraz więcej pytań, a mi do głowy przychodziło tylko to, że nie powinienem jej tym obarczać. Przełknąłem nerwowo ślinę, marszcząc czoło w lekkim grymasie zastanowienia, bo tym trafniejsze były, im bardziej nie chciałem się teraz zadrążać w tym temacie. Musiałem, jednak, odpowiedzieć.
Rebelianci też ludzie... jakkolwiek ciężko to powiedzieć. Nie cała masa jest zdziczała, część z pewnością poddała się po prostu plugawej propagandzie, a ta część pozostanie ratować swoich. Zawieszenie pozostaje, przynajmniej nie o tym teraz prowadzimy rozmowy. Ważne będzie jednak, aby postawić klarowne granice i nie pozwolić, aby destabilizacja obciążyła nasz budżet ponoszeniem kosztów za nieudolność proplugawych lordów — Ministerstwa nie było stać na wspieranie przeciwników, którymi, bądź co bądź, niezmiennie pozostawali. Nie leżało to w mojej kompetencji, jeszcze kilka minut temu nawet o tym nie myślałem, pragnąć jedynie znaleźć pewność w jej osobie i w tym, że jest bezpieczna. Odkąd straciliśmy Theodore, musiałem być bardziej czujny niż zwykle. A co gorsze, to otóż to — straciliśmy, bo sam do zięcia pałałem niekiedy powąpiewaniem, ale także ogromem męskiej sympatii. Dbał o nią, doprawdy przy nim rozkwitała - tak, jak teraz w pracy, stąd nie mogłem jej odmówić niebezpieczego, ale jednak pełnego pasji zawodu.
Jestem pewien, że z twoją werwą, to z własnego powodu zdążyłaś już pojąć jakieś nauki — dodałem, krótko podsumowując swoje słowa ledwie zaśmianiem, na czym łapałem się coraz częściej. Cmoknięcie w usta ukróciło to jednak, a ja dałem się zaciągnąć za córką, początkowo pragnąc zaprotestować, ale finalnie jednak przytakując na jej propozycję. Wiem, że chciała dobrze i to tłumaczenie o jej własnym odpoczynku było naciągnięte, ale moment rozmowy nie mógł zawalić całego świata. Już dawno zdałem sobie sprawę, że nie jestem w tym cholernym świecie jedynym, który był sprawczy — odciążyło to mnie na tyle, by móc poświęcać rodzinie wystarczająco dużo czasu.
Moja żona nadal nie potrafiła tego pojąć.
Ale taka pół na pół z wodą, bo za pół godziny mamy zebranie sztabu. — Ktoś musi, w końcu, ten cholerny kraj ratować.



prawda jest jak dobre wino
często znajduje się je w najciemniejszym kącie piwnicy. co jakiś czas trzeba je odwrócić. a także delikatnie odkurzyć, zanim wyjmie się je na światło dzienne i spożytkuje.
Maerin Scorsone
Maerin Scorsone
Zawód : znawca prawa magicznego, zastępca kierownika służb administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 52 lata
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
kłamałem więcej
niż kiedykolwiek chciałbym przyznać
a w moich żyłach płynęła krew
zimniejsza niż stal
OPCM : 15 +3
UROKI : 8
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +2
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11770-maerin-scorsone https://www.morsmordre.net/t11896-gufo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t11898-skrytka-bankowa-nr-2553#367831 https://www.morsmordre.net/t11897-maerin-scorsone

Strona 2 z 3 Previous  1, 2, 3  Next

Biuro zgłoszeń
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach