Biblioteka
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Biblioteka
Jak każda rodzina, także Burke'owie posiadają swoją prywatną skarbnicę wiedzy. Biblioteka w Durham Castle stanowi dumę i chlubę całego rodu. Znajdują się tutaj tysiące, jeśli nie setki tysięcy książek - gromadzone były przez lata, a najstarsze z nich, zapisane na pergaminie rozpadającym się już niemal w palcach, pamiętają jeszcze czasy pierwszych Burke'ów. Są pośród nich i takie, zawierające sekrety, które nigdy nie powinny ujrzeć światła dziennego; te są przepełnione wiedzą o czarnej magii, tak ściśle przecież związanej z tą rodziną. Aby pomieścić wszystkie te woluminy, biblioteka składa się aż z dwóch pięter. Poza książkami znaleźć można tutaj również inne przedmioty, niezwykle przydatne do nauki z zakresu wszelakich dziedzin - od astronomii, przez geografię, na alchemii kończąc.
- Dlaczego miałbym mieć coś przeciwko? Możesz z niej korzystać, kiedy tylko potrzebujesz, moja pani - odpowiedział. W tym momencie zupełnie nie pamiętał o tym, że podczas ich spotkania w domu Blacków, Craig już raz zaprosił Aquilę do zapoznania się z zawartością ich biblioteki. Nie spodziewał się wtedy także, że kobieta faktycznie z tego zaproszenia skorzysta. Nadal był zaskoczony faktem, że ją tu zastał, i wściekły na to, że nikt mu nie powiedział. Nie obchodził go fakt, że kazał sobie nie przeszkadzać. O czymś takim powinien jednak zostać poinformowany!
Jej słowa o herbacie właściwie go nie uspokoiły, miał zamiar później wypytać skrzaty, czy faktycznie lady Black została w jakikolwiek sposób ugoszczona - a jeśli nie, to te parszywe przykurcze z pewnością tego pożałują. I tak pożałują nieprzekazania mu informacji, ale to już zupełnie inna kwestia. Nie miał jednak zamiaru zradzać swoich zamiarów teraz na głos, ani tym bardziej denerwować się. Do jego zadań należało teraz zadbać o to, aby lady Black została odpowiednio zaopiekowana.
Trzymając dłoń Aquili w swojej, pozwolił sobie na krótkie podziwianie jej osoby. Za czasów gdy oboje brylowali jeszcze we Francji, była mu dość bliska, nawet jeśli nigdy specjalnie jej tego nie okazywał. Bardzo cenił jednak wszelakie angielskie akcenty na obczyźnie, a odnalezienie tak ujmującej rozmówczyni graniczyło niemal z cudem. Był jej wdzięczny za tamte dni i tygodnie, choć pewnie nie miała o tym pojęcia.
- Tak, są moje - westchnął, odrywając w końcu, z pewnym ociąganiem, wzrok od postaci Aquili. Przeniósł go na czarnego kota, który wyglądał jak niewiniątko. Ciężko by mu było stwierdzić, który z futrzaków był odpowiedzialny za rozbicie wazy - rudzielec ogółem był mniej zwrotny, ale ciemny nie wahał się zahaczać o wszelakie meble, gdy zwiewał przed drugim kotem - Bash i Zołza. - przedstawił je jeszcze. Nie zamierzał wyjaśniać rozbieżności w kocich imionach... chyba że Aquila sama o to zapyta. - Cały dzień im coś odbija, nie mogłem się przez nie skupić na pracy. Wybacz proszę, że ci przerwały... i narobiły takiego strasznego bałaganu. - rzekł, patrząc na Basha karcąco. Gestem dłoni pogonił kota - oba futrzaki wybiegły z biblioteki, zapewne przenosząc demolkę gdzie indziej. Craig tymczasem pozbierał do końca wszystkie papiery. Nadal należało je poukładać, ale cóż... przynajmniej nie zalegały na podłodze. Wazą sie póki co nie przejmował. Prawdopodobnie da się ją naprawić reparo. Jeśli nie, skrzaty będą ją sklejać całą noc.
- Pozwól zatem, że zaproponuję ci lampkę trunku z naszych piwniczek - zaoferował, ponownie ujmując dłoń Aquili i prowadząc ją ku jednej z kilku kanap ustawionych w drugiej części biblioteki. Usadził lady na jednej z nich, zanim jednak zasiadł naprzeciwko, złożył na grzbiecie jej dłoni krótki pocałunek - Jeszcze raz przepraszam za to zaniedbanie. Mogę tylko pokornie błagać lady o wybaczenie - wyrzekł, lekko ściszając głos i patrząc jej w oczy. Dopiero po dłuższej chwili odsunął się, głośno wzywając imię Paprocha - jednego ze skrzatów - i każąc mu przynieść dwa kieliszki i butlę najlepszego wina z piwnic Durham.
Jej słowa o herbacie właściwie go nie uspokoiły, miał zamiar później wypytać skrzaty, czy faktycznie lady Black została w jakikolwiek sposób ugoszczona - a jeśli nie, to te parszywe przykurcze z pewnością tego pożałują. I tak pożałują nieprzekazania mu informacji, ale to już zupełnie inna kwestia. Nie miał jednak zamiaru zradzać swoich zamiarów teraz na głos, ani tym bardziej denerwować się. Do jego zadań należało teraz zadbać o to, aby lady Black została odpowiednio zaopiekowana.
Trzymając dłoń Aquili w swojej, pozwolił sobie na krótkie podziwianie jej osoby. Za czasów gdy oboje brylowali jeszcze we Francji, była mu dość bliska, nawet jeśli nigdy specjalnie jej tego nie okazywał. Bardzo cenił jednak wszelakie angielskie akcenty na obczyźnie, a odnalezienie tak ujmującej rozmówczyni graniczyło niemal z cudem. Był jej wdzięczny za tamte dni i tygodnie, choć pewnie nie miała o tym pojęcia.
- Tak, są moje - westchnął, odrywając w końcu, z pewnym ociąganiem, wzrok od postaci Aquili. Przeniósł go na czarnego kota, który wyglądał jak niewiniątko. Ciężko by mu było stwierdzić, który z futrzaków był odpowiedzialny za rozbicie wazy - rudzielec ogółem był mniej zwrotny, ale ciemny nie wahał się zahaczać o wszelakie meble, gdy zwiewał przed drugim kotem - Bash i Zołza. - przedstawił je jeszcze. Nie zamierzał wyjaśniać rozbieżności w kocich imionach... chyba że Aquila sama o to zapyta. - Cały dzień im coś odbija, nie mogłem się przez nie skupić na pracy. Wybacz proszę, że ci przerwały... i narobiły takiego strasznego bałaganu. - rzekł, patrząc na Basha karcąco. Gestem dłoni pogonił kota - oba futrzaki wybiegły z biblioteki, zapewne przenosząc demolkę gdzie indziej. Craig tymczasem pozbierał do końca wszystkie papiery. Nadal należało je poukładać, ale cóż... przynajmniej nie zalegały na podłodze. Wazą sie póki co nie przejmował. Prawdopodobnie da się ją naprawić reparo. Jeśli nie, skrzaty będą ją sklejać całą noc.
- Pozwól zatem, że zaproponuję ci lampkę trunku z naszych piwniczek - zaoferował, ponownie ujmując dłoń Aquili i prowadząc ją ku jednej z kilku kanap ustawionych w drugiej części biblioteki. Usadził lady na jednej z nich, zanim jednak zasiadł naprzeciwko, złożył na grzbiecie jej dłoni krótki pocałunek - Jeszcze raz przepraszam za to zaniedbanie. Mogę tylko pokornie błagać lady o wybaczenie - wyrzekł, lekko ściszając głos i patrząc jej w oczy. Dopiero po dłuższej chwili odsunął się, głośno wzywając imię Paprocha - jednego ze skrzatów - i każąc mu przynieść dwa kieliszki i butlę najlepszego wina z piwnic Durham.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Zamek należący do rodu Burke był o wiele większy niż siedziba Blacków na Grimmauld Place 12. Tam, w centrum politycznych zamieszek, w miejscu, w którym zapadały najważniejsze decyzje dotyczące ich świata, zawsze panowała krzątanina. Wydzielone sypialnie miały się nijak do potężnych kamiennych murów, ale przy tym Durham wydawało się być takie samotne.
- To bardzo szczodre, dziękuję. Zachwyca mnie... - Twe spojrzenie... - ...wielkość tego księgozbioru - przeniosła spojrzenie na dziesiątki regałów, po czym znów wróciła do oczu Craiga.
Nie chciała przynudzać. Matka uczulała ją zresztą, że mężczyzn należy słuchać, a nie z nimi dyskutować. Irma Black, zawsze poprawna, w głowie Aquili przyprawiająca wręcz o mdłości z nudów, miała coś absolutnie niezwykłego. Związek rodziców dziewczyny opierał się o prawdziwą miłość, coś tak szczególnie niezwykłego w tych czasach. Ostatnia rozmowa z Primrose uświadamiała młodą szlachciankę w tym czego tak naprawdę poszukuje. Skupienie się na własnym rozwoju, na tworzeniu, na pisaniu... To wszystko nie było jej w stanie dać uczucia, którego pośród suchego pergaminu poszukiwała. Czy naprawdę coś innego miało znaczenie?
- Cóż za... ciekawe imię dla kota - skomentowała gdy ten przedstawił własne zwierzaki. - Jeśli mam zgadywać to Zołza to ta ruda, prawda? - czyż to nie wydawało się oczywiste, skoro to ona goniła biednego Basha aż do biblioteki, doprowadzając go do znalezienia bezpiecznej przystani na biurku, przy którym pracowała Aquila. - Wiesz Craig... Czego jak czego, ale nie spodziewałam się, że właśnie Ty będziesz opiekować się dwoma kotami.
Burke nigdy nie wydawał jej się oschły, co najwyżej delikatnie szalony. Czas spędzony we Francji dostatecznie pokazał jak ten obracał swoje towarzystwo wokół palca, zawsze z tym dzikim płomieniem rządzącym jego oczami. Jednak obecność dwóch kotów w życiu mężczyzny mogła oznaczać kompletnie nową, wcześniej nieodkrytą przez dziewczynę, cechę charakteru Craiga. Opiekuńczość.
- Och, Twoje koty nie były dla mnie problemem, naprawdę... - rozburzyły tylko wszystkie papiery, które miała niemal do końca przygotowane. - Na Grimmauld Place 12 próżno szukać zwierząt, jeśli oczywiście nie liczyć skrzatów. Mam nadzieję, że to ja nie zaburzyłam im zabawy - w końcu była zaledwie gościem.
Propozycja Burke'a, niemal natychmiastowa po ostatnich słowach dziewczyny, spotkała się z jej głębokim uśmiechem. Alkohol nie stanowił dla Aquili uzależnienia, bez którego nie mogła się obejść, jednak wino, zwłaszcza w takich momentach jak ten, potrafiło nie o tyle rozjaśnić umysł, co go rozluźnić. Pocałunek złożony na jej dłoni odbijał się jeszcze echem w głowie gdy ta, prowadzona przez Craiga, siadała na jednej z kanap. To jego spojrzenie, przenoszące z zupełnie inne miejsce, szalone, a zarazem spokojne jak ocean. Zaśmiała się, zwodzona przez jego czułe słowa. Czy naprawdę musieli widywać się tak rzadko? Czy naprawdę zawsze musiał być to kompletny przypadek? Nie miał za co przepraszać.
- Craig... Nie chciałabym byś źle odebrał moje słowa, ale... - och, uspokój się dziewczyno. - chyba cieszę się, że Cię widzę, Lordzie Burke. Ostatnio widuję Cię częściej niż przez ostatnie lata. I... - upiła łyk wina, które właśnie podał jej skrzat. - ...nie tęsknisz czasem za Francją? Zastanawiałam się... Zastanawiałam się, czy wybranka Twego serca jest szczęśliwa, że wróciłeś do ojczyzny? Ostatnie wydarzenia nie każdemu mogą się podobać - jej się podobały.
Szlachetnie urodzeni, tacy jak ona, tacy jak Craig Burke, w końcu mieli sposobność odebrać to co należało do nich. Po latach tłamszenia pod rządami szalonych ministrów, w końcu ich nazwiska stanowiły o potędze. W końcu czystość ich krwi przekłada się na przywileje, tak bardzo w końcu należne. Niespodziewanie czarny kot, dotychczas siedzący na biurku, wskoczył prosto na kolana Aquili, kładąc się na nich niczym na poduszce. Nie miała serca go strącać, w końcu nie była tyranem.
- Och... - wypaliła tylko kładąc na nim dłoń i delikatnie drapiąc za lewym uchem gdy ten kładł się w najlepsze zostawiając włosy na idealnie skrojonej sukience. - Czyż nie jest uroczy?
Leżący na plecach Bash łapkami trącał wielki szmaragd spoczywający na szyi dziewczyny. Prezent od anonimowego darczyńcy cieszył oczy i rozbudzał myśli, teraz jednak służył kotu za zabawkę, co nie przeszkadzało lady Black. Czy jednak dawca tego prezentu byłby zadowolony, że ta pozwala kotu szturchać łapką drogi kamień?
- To bardzo szczodre, dziękuję. Zachwyca mnie... - Twe spojrzenie... - ...wielkość tego księgozbioru - przeniosła spojrzenie na dziesiątki regałów, po czym znów wróciła do oczu Craiga.
Nie chciała przynudzać. Matka uczulała ją zresztą, że mężczyzn należy słuchać, a nie z nimi dyskutować. Irma Black, zawsze poprawna, w głowie Aquili przyprawiająca wręcz o mdłości z nudów, miała coś absolutnie niezwykłego. Związek rodziców dziewczyny opierał się o prawdziwą miłość, coś tak szczególnie niezwykłego w tych czasach. Ostatnia rozmowa z Primrose uświadamiała młodą szlachciankę w tym czego tak naprawdę poszukuje. Skupienie się na własnym rozwoju, na tworzeniu, na pisaniu... To wszystko nie było jej w stanie dać uczucia, którego pośród suchego pergaminu poszukiwała. Czy naprawdę coś innego miało znaczenie?
- Cóż za... ciekawe imię dla kota - skomentowała gdy ten przedstawił własne zwierzaki. - Jeśli mam zgadywać to Zołza to ta ruda, prawda? - czyż to nie wydawało się oczywiste, skoro to ona goniła biednego Basha aż do biblioteki, doprowadzając go do znalezienia bezpiecznej przystani na biurku, przy którym pracowała Aquila. - Wiesz Craig... Czego jak czego, ale nie spodziewałam się, że właśnie Ty będziesz opiekować się dwoma kotami.
Burke nigdy nie wydawał jej się oschły, co najwyżej delikatnie szalony. Czas spędzony we Francji dostatecznie pokazał jak ten obracał swoje towarzystwo wokół palca, zawsze z tym dzikim płomieniem rządzącym jego oczami. Jednak obecność dwóch kotów w życiu mężczyzny mogła oznaczać kompletnie nową, wcześniej nieodkrytą przez dziewczynę, cechę charakteru Craiga. Opiekuńczość.
- Och, Twoje koty nie były dla mnie problemem, naprawdę... - rozburzyły tylko wszystkie papiery, które miała niemal do końca przygotowane. - Na Grimmauld Place 12 próżno szukać zwierząt, jeśli oczywiście nie liczyć skrzatów. Mam nadzieję, że to ja nie zaburzyłam im zabawy - w końcu była zaledwie gościem.
Propozycja Burke'a, niemal natychmiastowa po ostatnich słowach dziewczyny, spotkała się z jej głębokim uśmiechem. Alkohol nie stanowił dla Aquili uzależnienia, bez którego nie mogła się obejść, jednak wino, zwłaszcza w takich momentach jak ten, potrafiło nie o tyle rozjaśnić umysł, co go rozluźnić. Pocałunek złożony na jej dłoni odbijał się jeszcze echem w głowie gdy ta, prowadzona przez Craiga, siadała na jednej z kanap. To jego spojrzenie, przenoszące z zupełnie inne miejsce, szalone, a zarazem spokojne jak ocean. Zaśmiała się, zwodzona przez jego czułe słowa. Czy naprawdę musieli widywać się tak rzadko? Czy naprawdę zawsze musiał być to kompletny przypadek? Nie miał za co przepraszać.
- Craig... Nie chciałabym byś źle odebrał moje słowa, ale... - och, uspokój się dziewczyno. - chyba cieszę się, że Cię widzę, Lordzie Burke. Ostatnio widuję Cię częściej niż przez ostatnie lata. I... - upiła łyk wina, które właśnie podał jej skrzat. - ...nie tęsknisz czasem za Francją? Zastanawiałam się... Zastanawiałam się, czy wybranka Twego serca jest szczęśliwa, że wróciłeś do ojczyzny? Ostatnie wydarzenia nie każdemu mogą się podobać - jej się podobały.
Szlachetnie urodzeni, tacy jak ona, tacy jak Craig Burke, w końcu mieli sposobność odebrać to co należało do nich. Po latach tłamszenia pod rządami szalonych ministrów, w końcu ich nazwiska stanowiły o potędze. W końcu czystość ich krwi przekłada się na przywileje, tak bardzo w końcu należne. Niespodziewanie czarny kot, dotychczas siedzący na biurku, wskoczył prosto na kolana Aquili, kładąc się na nich niczym na poduszce. Nie miała serca go strącać, w końcu nie była tyranem.
- Och... - wypaliła tylko kładąc na nim dłoń i delikatnie drapiąc za lewym uchem gdy ten kładł się w najlepsze zostawiając włosy na idealnie skrojonej sukience. - Czyż nie jest uroczy?
Leżący na plecach Bash łapkami trącał wielki szmaragd spoczywający na szyi dziewczyny. Prezent od anonimowego darczyńcy cieszył oczy i rozbudzał myśli, teraz jednak służył kotu za zabawkę, co nie przeszkadzało lady Black. Czy jednak dawca tego prezentu byłby zadowolony, że ta pozwala kotu szturchać łapką drogi kamień?
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Tak. Moja siostra ją tak nazwała. Bardzo adekwatnie - skomentował krótko, nie wnikając głębiej w fakt, że właściwie był to początkowo niezbyt pozytywny przydomek nadany kotu, odnoszący się do jego niezbyt przyjemnego charakteru, ale też jednocześnie do samej siostry Craiga. Nie raz i nie dwa to ją samą nazywał zołzą. Ich dwójka była bardzo zżyta, jednocześnie nigdy nie szczędzili sobie docinek i psikusów - czasem nawet takich, które dla innych mogłyby już zakrawać o przesadę. Kotka była właśnie prezentem od kobiety - więc gdy już imię Zołza przylgnęło do sierściucha, nawet nie próbował go zmieniać. - Od lat towarzyszył mi tylko Bash. Siostra uznała, że z racji na mój nieulegający zmianie stan cywilny, uczyni ze mnie starego kawalera ze stadem kotów - parsknął, spoglądając gdzieś w bok. Tak, to był jeden z głupich żartów jego siostry. Ale wziął tego przeklętego kota, bo co miał zrobić. Nie był przecież całkowicie bezduszny, a jeden kot w tę czy we wtę nie robił różnicy.
- Ale dość o kotach. Ostatnim czym powinnaś się przejmować, to zakłócenie ich zabawy - lubił te sierściuchy ale doprawdy, szlachcianka, do tego będąca jego gościem, stała w hierarchii zdecydowanie wyżej. Dlatego też ucieszył się, że zgodziła się podążyć za nim i spocząć na wygodnej sofie. Wyglądało na to, że ten dzień nie był do końca stracony. Nie udało mu się co prawda wykonać żadnej pracy, mógł jednak pocieszyć się wyśmienitym towarzystwem. Lady Black osłodziła mu więc to frustrujące popołudnie. Niemal z miejsca zapomniał o swojej wcześniejszej irytacji.
- Dlaczego miałbym źle to odebrać? - słowa kobiety zadziwiły go. Gdy skrzat nalał im wina, Craig gestem dłoni kazał mu zostawić butelkę i odejść. Wiedział, że parszywy szczur i tak zapewne będzie podsłuchiwać, ale nie chciał go przynajmniej oglądać na oczy - Moja droga Aquilo, lata które spędziłem we Francji cenię sobie bardziej, niż mógłbym to wyrazić. Wierzę, że otworzyły mi oczy na wiele spraw i nie byłbym tą samą osobą, którą jestem dziś, gdybym nie odwiedził tylu francuskich dworków i rezydencji. - odpowiedział szczerze. Nawet dziś, mimo że powrócił do ojczyzny już dawno temu, widział sporą rozbieżność - on i jego kuzynostwo potrafili patrzeć na te same rzeczy zupełnie inaczej - Czasem tęsknię. Życie było wtedy zdecydowanie bardziej... spokojne i kolorowe. - zmarszczył lekko brwi pod koniec wypowiedzi, nie komentując chwilowo słów o "wybrance jego serca". O kogo mogło chodzić? Czy to Primrose jej coś nagadała? Czy też może Aquila w jakiś sposób dowiedziała się o Belvinie? Ich ostatnia kłótnia nie była co prawda zbyt dyskretna, ale przez lata związku Craig dbał o to, by nikt się nie zorientował o tej relacji... Z resztą nie ważne, to i tak należało już do przeszłości.
- Och, tak, bardzo uroczy - zgodził się, nawet nie patrząc na kota - Choć znam kogoś, kto zdecydowanie bardziej zasługuje na to miano. - odstawił swój kieliszek na blat, a potem powoli powstał. Obszedł dookoła siedzisko, na którym spoczywała Aquila, stając za jej plecami. Wystarczyło, by się tylko lekko pochylił, a duży, migoczący kamień na jej szyi ukazał się jego oczom. Oczywiście, że go zauważył. Francesca istotnie spisała się wyśmienicie, a sama ozdoba prezentowała się perfekcyjnie na obojczyku lady Black. Kosztowało to małą fortunę, ale warto było.
- Cieszę się, że prezent przypadł ci do gustu. - odezwał się cicho, nachylając się do ucha kobiety. Bardzo był ciekaw... czy odgadła, od kogo pochodził ten podarek?
- Ale dość o kotach. Ostatnim czym powinnaś się przejmować, to zakłócenie ich zabawy - lubił te sierściuchy ale doprawdy, szlachcianka, do tego będąca jego gościem, stała w hierarchii zdecydowanie wyżej. Dlatego też ucieszył się, że zgodziła się podążyć za nim i spocząć na wygodnej sofie. Wyglądało na to, że ten dzień nie był do końca stracony. Nie udało mu się co prawda wykonać żadnej pracy, mógł jednak pocieszyć się wyśmienitym towarzystwem. Lady Black osłodziła mu więc to frustrujące popołudnie. Niemal z miejsca zapomniał o swojej wcześniejszej irytacji.
- Dlaczego miałbym źle to odebrać? - słowa kobiety zadziwiły go. Gdy skrzat nalał im wina, Craig gestem dłoni kazał mu zostawić butelkę i odejść. Wiedział, że parszywy szczur i tak zapewne będzie podsłuchiwać, ale nie chciał go przynajmniej oglądać na oczy - Moja droga Aquilo, lata które spędziłem we Francji cenię sobie bardziej, niż mógłbym to wyrazić. Wierzę, że otworzyły mi oczy na wiele spraw i nie byłbym tą samą osobą, którą jestem dziś, gdybym nie odwiedził tylu francuskich dworków i rezydencji. - odpowiedział szczerze. Nawet dziś, mimo że powrócił do ojczyzny już dawno temu, widział sporą rozbieżność - on i jego kuzynostwo potrafili patrzeć na te same rzeczy zupełnie inaczej - Czasem tęsknię. Życie było wtedy zdecydowanie bardziej... spokojne i kolorowe. - zmarszczył lekko brwi pod koniec wypowiedzi, nie komentując chwilowo słów o "wybrance jego serca". O kogo mogło chodzić? Czy to Primrose jej coś nagadała? Czy też może Aquila w jakiś sposób dowiedziała się o Belvinie? Ich ostatnia kłótnia nie była co prawda zbyt dyskretna, ale przez lata związku Craig dbał o to, by nikt się nie zorientował o tej relacji... Z resztą nie ważne, to i tak należało już do przeszłości.
- Och, tak, bardzo uroczy - zgodził się, nawet nie patrząc na kota - Choć znam kogoś, kto zdecydowanie bardziej zasługuje na to miano. - odstawił swój kieliszek na blat, a potem powoli powstał. Obszedł dookoła siedzisko, na którym spoczywała Aquila, stając za jej plecami. Wystarczyło, by się tylko lekko pochylił, a duży, migoczący kamień na jej szyi ukazał się jego oczom. Oczywiście, że go zauważył. Francesca istotnie spisała się wyśmienicie, a sama ozdoba prezentowała się perfekcyjnie na obojczyku lady Black. Kosztowało to małą fortunę, ale warto było.
- Cieszę się, że prezent przypadł ci do gustu. - odezwał się cicho, nachylając się do ucha kobiety. Bardzo był ciekaw... czy odgadła, od kogo pochodził ten podarek?
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Aquila próbowała sobie przypomnieć kiedy mogłaby poznać siostrę Craiga i choć na pewno okazję ku temu były, to jednak jedyną kobietą z rodu Burke z którą utrzymywała bliską relację, pozostawała Primrose, kuzynka mężczyzny. Ta już przy ich sierpniowym śniadaniu wypytywała o ich relacje, tak jakby albo sama coś przeczuwała albo chciała pobawić się w swatkę. Black speszyła się wtedy, co zapewne Prim dostrzegła, w końcu znały się od lat. Na pewno jednak mogła jej ufać, przecież przyjaciółka nie powiedziałaby o tym rumieńcu kuzynowi.
Zaśmiała się jedynie słysząc jaką przyszłość dla Craiga zaplanowała mu własna siostra. Przecież nie wypadało powiedzieć, że na starość o wiele lepiej niż ze stadem kotów wyglądałby z nią na portrecie. Skrzat na gest dłoni niemal uciekł, chociaż Aquili wydawało się przez chwilę, że widzi szpiczaste ucho wychylające się zza regału gdy rozmawiali.
- Na pewno jeszcze będzie spokojnie i... kolorowo - zapewniła go z pogodnym uśmiechem. - Domyślam się, że często bywasz w Londynie, na pewno widzisz zmiany, które się tam dokonują. Mi szkoda jedynie Big Bena, lubiłam to miejsce, wiesz... Alphard wspominał, że na pewno stanie nowy i jeszcze większy, ale pewnie mówił tak tylko by nie było mi przykro - zamyśliła się, bo chociaż rodzeństwo zwykle się nie okłamywało, to kto mógł wiedzieć co miał wtedy na myśli.
Upiła kolejny łyk wina gdy tylko Lord Burke wstał ze swojej kanapy i wolnym krokiem zmierzał w jej stronę. Czy temperatura na zewnątrz znów zaczynała się ocieplać czy po prostu w bibliotece zrobiło się nagle duszno? Nieco zawiedziona, że ten nie usiadł obok niej w głowie zmagała się z jedynym pytaniem. Czy powiedziała coś nie tak, że wstał i sobie poszedł? Wątpliwości szybko ucichły, bo krok usłyszała tuż za sobą, a zaraz potem poczuła ciepły oddech na własnym uchu. Kobietę zamurowało, wszystkie te teorie i przewijające się obrazy gentlemanów, z których każdy z nich mógł być tym tajemniczym darczyńcą, ustały.
- Nie spodziewałam się takiego prezentu, a kobieta która go przyniosła nie chciała zdradzić nazwiska, ale...
Coś ją trafiło, mózg wolniej przetworzył informację i dopiero teraz już była pewna. Odwróciła szybko głowę w jego stronę. Było to wręcz nieuniknionym, ale i tak przeżyła szok gdy ich twarze znalazły się tuż obok siebie. Czyli to jednak on. Nie żaden mężczyzna o krwi jedynie czystej, żadna przyjaciółka, nie własny brat. On.
- Mam rozumieć, że... - ta piękna bajka jest prawdziwa? - Chciałam byś to był Ty, ale... - nie była już nawet pewna co powiedziała na głos. - To znaczy... Jest piękny - nie mrugała, ciągle wpatrując się w te szaleńcze spojrzenie.
Nie chciała być zwodzona, jeśli miała być zaledwie kolejną w notesie i musiała poznać powód, zrozumieć dlaczego tak się czuje i dlaczego atmosfera między nimi gęstniała za każdym razem gdy się widzieli. A może było to jedynie jej wrażenie, może sama nakręcała się w tych swoich myślach i tak naprawdę wszystko działo się w jej głowie? Szalona Aquila Black, pierwsza tego imienia, jeszcze tego by brakowało.
- Dlaczego?
Czyżby ktoś za jej plecami już zaplanował jej ślub, czy to miał być prezent który miałby udobruchać ją przed narzeczeństwem. Jeśli pisany był jej Craig to nawet nie zawahałaby się powiedzieć tak, na tle wszystkich nie miał sobie równych, jednak ścisk w gardle chciał by było to coś znacznie głębszego, coś zupełnie innego niż tylko aranżowane małżeństwo. A może kompletnie się pomyliła, może wcale nie chodziło o niego, może popełniła potężny błąd w osądzie?
Zaśmiała się jedynie słysząc jaką przyszłość dla Craiga zaplanowała mu własna siostra. Przecież nie wypadało powiedzieć, że na starość o wiele lepiej niż ze stadem kotów wyglądałby z nią na portrecie. Skrzat na gest dłoni niemal uciekł, chociaż Aquili wydawało się przez chwilę, że widzi szpiczaste ucho wychylające się zza regału gdy rozmawiali.
- Na pewno jeszcze będzie spokojnie i... kolorowo - zapewniła go z pogodnym uśmiechem. - Domyślam się, że często bywasz w Londynie, na pewno widzisz zmiany, które się tam dokonują. Mi szkoda jedynie Big Bena, lubiłam to miejsce, wiesz... Alphard wspominał, że na pewno stanie nowy i jeszcze większy, ale pewnie mówił tak tylko by nie było mi przykro - zamyśliła się, bo chociaż rodzeństwo zwykle się nie okłamywało, to kto mógł wiedzieć co miał wtedy na myśli.
Upiła kolejny łyk wina gdy tylko Lord Burke wstał ze swojej kanapy i wolnym krokiem zmierzał w jej stronę. Czy temperatura na zewnątrz znów zaczynała się ocieplać czy po prostu w bibliotece zrobiło się nagle duszno? Nieco zawiedziona, że ten nie usiadł obok niej w głowie zmagała się z jedynym pytaniem. Czy powiedziała coś nie tak, że wstał i sobie poszedł? Wątpliwości szybko ucichły, bo krok usłyszała tuż za sobą, a zaraz potem poczuła ciepły oddech na własnym uchu. Kobietę zamurowało, wszystkie te teorie i przewijające się obrazy gentlemanów, z których każdy z nich mógł być tym tajemniczym darczyńcą, ustały.
- Nie spodziewałam się takiego prezentu, a kobieta która go przyniosła nie chciała zdradzić nazwiska, ale...
Coś ją trafiło, mózg wolniej przetworzył informację i dopiero teraz już była pewna. Odwróciła szybko głowę w jego stronę. Było to wręcz nieuniknionym, ale i tak przeżyła szok gdy ich twarze znalazły się tuż obok siebie. Czyli to jednak on. Nie żaden mężczyzna o krwi jedynie czystej, żadna przyjaciółka, nie własny brat. On.
- Mam rozumieć, że... - ta piękna bajka jest prawdziwa? - Chciałam byś to był Ty, ale... - nie była już nawet pewna co powiedziała na głos. - To znaczy... Jest piękny - nie mrugała, ciągle wpatrując się w te szaleńcze spojrzenie.
Nie chciała być zwodzona, jeśli miała być zaledwie kolejną w notesie i musiała poznać powód, zrozumieć dlaczego tak się czuje i dlaczego atmosfera między nimi gęstniała za każdym razem gdy się widzieli. A może było to jedynie jej wrażenie, może sama nakręcała się w tych swoich myślach i tak naprawdę wszystko działo się w jej głowie? Szalona Aquila Black, pierwsza tego imienia, jeszcze tego by brakowało.
- Dlaczego?
Czyżby ktoś za jej plecami już zaplanował jej ślub, czy to miał być prezent który miałby udobruchać ją przed narzeczeństwem. Jeśli pisany był jej Craig to nawet nie zawahałaby się powiedzieć tak, na tle wszystkich nie miał sobie równych, jednak ścisk w gardle chciał by było to coś znacznie głębszego, coś zupełnie innego niż tylko aranżowane małżeństwo. A może kompletnie się pomyliła, może wcale nie chodziło o niego, może popełniła potężny błąd w osądzie?
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Siostra Craiga nosiła dziś inne nazwisko - jako że już lata temu została wydana za mąż, dziś nie spotykała się ze swoją rodziną tak często, jak to było dawniej. Nie dziwnym więc było, że Aquila nie miała okazji do tej pory poznać jej lepiej. Prędzej czy później jednak nadejdzie taki dzień. Craig nie był tylko pewny, czy chciał być wtedy obok. Oh, jego siostra na pewno wykorzystałaby okazję, żeby zrobić małe zamieszanie. Było też bardziej niż pewne, że Aquila nasłuchałaby się wyssanych z palca bajeczek i zmyślonych półprawd o Craigu. Taki to był po prostu typ kobiety. Zołza no.
Wzmianka o Big Benie wzięła Burke'a trochę z zaskoczenia. Musiał się postarać, aby zachować całkowicie kamienną twarz. Przecież nie zamierzał tutaj zdradzać się z tym, że to on sam - a także wspomniany przez lady Black Alphard - byli odpowiedzialni za podpalenie wielkiej wieży zegarowej. Postanowił więc przytaknąć kobiecie - one to z resztą lubiły - I ja sądzę, że w końcu rozpocznie się budowa. Jego szczątki są utrzymywane magią, co powstrzymuje je przed zawaleniem się na ulicę... ale marna z tego ozdoba i symbol miasta. Obecnie uwaga wszystkich skupiona jest gdzieś indziej, ale nie obawiaj się - jestem pewny, że gdy sytuacja nieco się uspokoi, Big Ben istotnie zostanie odbudowany. Większy i okazalszy. - uśmiechnął się dobrotliwie - Wtedy z pewnością nastaną spokojniejsze czasy. A odwiedziny w stolicy będą prawdziwą przyjemnością.
Zastanawiał się, czy Aquila odgadnie, od kogo pochodził prezent. Ciekaw był, czy Francesca może jednak się wygadała - i tylko w liście napisała mu, że wykonała swoje zadanie jak należy. Teraz jednak widział, po reakcji Aquili, że Borgia mówiła prawdę.
Ale dlaczego właściwie podarował pannie Black taką błyskotkę? Właściwie, było to bardzo dobre pytanie. Craig nie potrafiłby wskazać jednej odpowiedzi, nie zastanawiał się nad tym z resztą. Nie rozmyślał, po prostu uznał, że pragnie ofiarować Aquili szmaragd. To, że lubił czarować kobiety, było prawdą znaną nie od dziś. Nie chodziło jednak o to, nie do końca. Czy może więc wpływ na taką decyzję miał fakt, że wcale nie tak dawno Burke w dość burzliwy sposób zakończył swój tajny związek? Choć początkowo sądził, że nic się w jego życiu nie zmieni, powoli zaczynała mu trochę doskwierać samotność - coś więc mogło w tym być. To jednak nadal nie tłumaczyło wprost, czemu to właśnie Aquilę postanowił tak rozpieścić. Bo przecież kobiecym towarzystwem mógł się cieszyć kiedy tylko sobie zamarzył. Wystarczyło udać się w odpowiednie miejsce i sypnąć galeonami. Odpowiedzi należało więc szukać gdzie indziej - zarówno w przeszłości, jak i teraźniejszości. Już jako niewinny podlotek, Aquila przyciągała jego wzrok. Choć nigdy nie obdarował jej niczym bardziej sugestywnym niż kilka żartów i lekki flirt, wciąż była dla niego istotna. Dziś mógł podziwiać jak rozkwitła i, cóż, starczy dodać, że nie mógł wyjść ze zdumienia, że taki kwiat nie został jeszcze podarowany któremuś ze szlachciców. Najwyraźniej jednak Pollux był bardzo wybredny w tej kwestii.
- Chciałaś? - powtórzył za nią, jakby smakując to słowo. Bo w tym jednym, króciutkim zdaniu zawartych było bardzo wiele informacji. Tym razem Burke obszedł kanapę, faktycznie siadając obok Aquili i spoglądając jej prosto w oczy. Może brzmiało to odrobinę śmiesznie, szczególnie gdy mowa była o dorosłym mężczyźnie, a do tego szlachcicu, ale Craig powoli przestawał wierzyć w coś takiego jak miłość. A przynajmniej miłość inna, niż ta rodzinna, miłował w końcu Primrose, swoją siostrę, a także, rzecz jasna, brata i kuzynów. Każda z kobiet, które pragnął obdarować uczuciem, prędzej czy później jednak znikała z jego życia - czasem to on był tego powodem, czasem nie. Sądził, że ten żar już wygasł, że nie sposób było go już rozniecić na nowo. Jednakże zauważył niedawno, że w obecności Aquili budziła się w nim do życia iskierka. Jedna, jedyna, malutka i niepozorna.
- Bo cię cenię, moja Aquilo. - tak chyba można by to określić najprościej. I było to najbliższe prawdzie - Jesteś mi droga, uznałem więc, że zasługujesz na najpiękniejszą z ozdób. Żebyś mogła wspominać mnie za każdym razem, gdy padnie na niego twój wzrok. - odpowiedział powoli. Nie chciał na nią naciskać - choć zapewne co innego można było pomyśleć, widząc rozmiary szmaragdu. Sam nie był pewny, co czuł, wiedział tylko jedno - zależało mu na niej.
Wzmianka o Big Benie wzięła Burke'a trochę z zaskoczenia. Musiał się postarać, aby zachować całkowicie kamienną twarz. Przecież nie zamierzał tutaj zdradzać się z tym, że to on sam - a także wspomniany przez lady Black Alphard - byli odpowiedzialni za podpalenie wielkiej wieży zegarowej. Postanowił więc przytaknąć kobiecie - one to z resztą lubiły - I ja sądzę, że w końcu rozpocznie się budowa. Jego szczątki są utrzymywane magią, co powstrzymuje je przed zawaleniem się na ulicę... ale marna z tego ozdoba i symbol miasta. Obecnie uwaga wszystkich skupiona jest gdzieś indziej, ale nie obawiaj się - jestem pewny, że gdy sytuacja nieco się uspokoi, Big Ben istotnie zostanie odbudowany. Większy i okazalszy. - uśmiechnął się dobrotliwie - Wtedy z pewnością nastaną spokojniejsze czasy. A odwiedziny w stolicy będą prawdziwą przyjemnością.
Zastanawiał się, czy Aquila odgadnie, od kogo pochodził prezent. Ciekaw był, czy Francesca może jednak się wygadała - i tylko w liście napisała mu, że wykonała swoje zadanie jak należy. Teraz jednak widział, po reakcji Aquili, że Borgia mówiła prawdę.
Ale dlaczego właściwie podarował pannie Black taką błyskotkę? Właściwie, było to bardzo dobre pytanie. Craig nie potrafiłby wskazać jednej odpowiedzi, nie zastanawiał się nad tym z resztą. Nie rozmyślał, po prostu uznał, że pragnie ofiarować Aquili szmaragd. To, że lubił czarować kobiety, było prawdą znaną nie od dziś. Nie chodziło jednak o to, nie do końca. Czy może więc wpływ na taką decyzję miał fakt, że wcale nie tak dawno Burke w dość burzliwy sposób zakończył swój tajny związek? Choć początkowo sądził, że nic się w jego życiu nie zmieni, powoli zaczynała mu trochę doskwierać samotność - coś więc mogło w tym być. To jednak nadal nie tłumaczyło wprost, czemu to właśnie Aquilę postanowił tak rozpieścić. Bo przecież kobiecym towarzystwem mógł się cieszyć kiedy tylko sobie zamarzył. Wystarczyło udać się w odpowiednie miejsce i sypnąć galeonami. Odpowiedzi należało więc szukać gdzie indziej - zarówno w przeszłości, jak i teraźniejszości. Już jako niewinny podlotek, Aquila przyciągała jego wzrok. Choć nigdy nie obdarował jej niczym bardziej sugestywnym niż kilka żartów i lekki flirt, wciąż była dla niego istotna. Dziś mógł podziwiać jak rozkwitła i, cóż, starczy dodać, że nie mógł wyjść ze zdumienia, że taki kwiat nie został jeszcze podarowany któremuś ze szlachciców. Najwyraźniej jednak Pollux był bardzo wybredny w tej kwestii.
- Chciałaś? - powtórzył za nią, jakby smakując to słowo. Bo w tym jednym, króciutkim zdaniu zawartych było bardzo wiele informacji. Tym razem Burke obszedł kanapę, faktycznie siadając obok Aquili i spoglądając jej prosto w oczy. Może brzmiało to odrobinę śmiesznie, szczególnie gdy mowa była o dorosłym mężczyźnie, a do tego szlachcicu, ale Craig powoli przestawał wierzyć w coś takiego jak miłość. A przynajmniej miłość inna, niż ta rodzinna, miłował w końcu Primrose, swoją siostrę, a także, rzecz jasna, brata i kuzynów. Każda z kobiet, które pragnął obdarować uczuciem, prędzej czy później jednak znikała z jego życia - czasem to on był tego powodem, czasem nie. Sądził, że ten żar już wygasł, że nie sposób było go już rozniecić na nowo. Jednakże zauważył niedawno, że w obecności Aquili budziła się w nim do życia iskierka. Jedna, jedyna, malutka i niepozorna.
- Bo cię cenię, moja Aquilo. - tak chyba można by to określić najprościej. I było to najbliższe prawdzie - Jesteś mi droga, uznałem więc, że zasługujesz na najpiękniejszą z ozdób. Żebyś mogła wspominać mnie za każdym razem, gdy padnie na niego twój wzrok. - odpowiedział powoli. Nie chciał na nią naciskać - choć zapewne co innego można było pomyśleć, widząc rozmiary szmaragdu. Sam nie był pewny, co czuł, wiedział tylko jedno - zależało mu na niej.
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Jak nierealnym wydawał się ten jeden krótki moment gdy każdy francuski bal wracał do jej myśli, gdy to samo spojrzenie migało w różnych sceneriach, za każdym razem tak samo odległe, tak samo bezsensowne i tak samo niezrozumiałe. Tym razem powinna móc być pewna, pewniejsza przynajmniej, ale oprócz faktów które w jej głowie sklejały się w spójną całość, poznała jedynie teraźniejszość, nie zdając sobie najmniejszej sprawy z planów które przyszykował dla niej, które przyszykował dla nich los. Niewiele znała. Oprócz setek przewertowanych książek, oprócz godzin spędzonych na tańcach, na zwykłej zabawie i na zwykłych rozmyślaniach, była skupiona na jednej perspektywie. Na perspektywie bycia Aquilą Black. Lata mijały, a Pollux przystawał na jej prośbę by w domu mogła zostać do końca wojny, by na pewno jej przyszły mąż, druga połowa jej czarnego serca, była bezpieczna i była żywa. Ojciec zgodził się poczekać aż Big Ben zostanie odbudowany, aż odwiedziny w stolicy będą prawdziwą przyjemnością, a ona nie zostanie młodą wdową.
Milczała słuchając tylko jak powoli słowa wypływały z ust mężczyzny. Milczała gdy skończył mówić i gdy kot zeskoczył z jej kolan, zainteresowany swoją przyjaciółką. Milczała gdy Craig siadał na kanapie i gdy dziwny skurcz w kręgosłupie mówił jej, że pora uciekać. Nie ruszyła się jednak na krok. Wspominała chwilę gdy we Francji, na jednym z zakrapianych balów, już nieco wstawiona cydrem, spytała go jakim byłby śniadaniem. Nawet przez chwilę chciała do tego wrócić, ale nie było potrzeby. Craig Burke byłby przecież idealnym tostem z dżemem.
- Chciałam.
Potwierdziła jak deklarację, w pełni świadoma tego słowa. Przez chwilę zmrużyła oczy wypatrując gdzieś w jego spojrzeniu podstępu. Czyżby za momencik zza regału miała wyskoczyć jej własna kuzynka przebrana w spodnie, klękająca przed nią i śmiejąca się do rozpuku? Cichy szelest mógłby na to wskazać, gdyby nie fakt, że zapewne należał do jednego ze skrzatów. Sytuacja wydawała się być jednak jak najbardziej prawdziwa, kłująco rzeczywista, choć całkowicie niepewna w swych skutkach.
- Dziękuję, lordzie Burke - minimalnie skinęła mu głową. - Obawiam się, że dopiąłeś swego - ani w myśl było jej zwracanie prezentu, był zbyt piękny i zbyt dobrze wykonany, będzie spoglądać na niego i myśleć o tym mężczyźnie.
W tym momencie obiecała sobie jednak, że kiedyś mu się odwdzięczy, choć nie miała pojęcia jak. Zapewne ładny diament pasowałby do jego oczu, ale na to wyobrażenie niemal wybuchła śmiechem, powstrzymała się jednak.
- Masz dobry gust... - przygryzła dolną wargę. - Do klejnotów, rzecz jasna.
Matka powtarzała by pamiętała o swojej wartości, a ta nie mogła stanowić ceny galeonów wydanych na ten prezent. Była o wiele większa, nie przeliczalna na złote monety. Chyba chciała złapać go za rękę i pozwolić sobie na to by objął ją w pasie. Nie chciała być zwodzona i nie chciała go zwodzić. Jej ród od lat pałali się polityką, ale kłamstwo nie leżało w naturze Aquili Black. Najbardziej bolesna prawda i najszczerszy uśmiech zawsze miały większe znaczenie niż łatwa droga do celu. Nikt nie patrzył, przecież mogłaby tak po prostu powiedzieć by pocałował ją. Tu, teraz i bez chwili zawahania. Milczała jednak, patrzyła na niego i najzwyczajniej milczała.
- Chciałabym byś kiedyś spotkał się ze mną nie przez przypadek, Craig. Byś Ty nie przyszedł do mego brata i bym ja nie odwiedziła Twojej biblioteki. Zrobiłbyś to dla mnie? - spytała jeszcze upijając kolejny łyk wina, ale obawiała się odpowiedzi, obawiała się zaprzeczenia.
Położyła wszystko na jedną kartę, choć on mógł mieć w rękawie asa. Pomyślał o niej, dał jej prezent kosztowniejszy niż klasyczna biżuteria spoczywająca w jej skrzyni, powiedział te miłe słowa, jednak... Jednak wciąż z tyłu głowy dziewczyny było coś co w ustach zostawiało gorzki posmak. Nie chciała wrócić na Grimmauld Place 12 i przypadkiem dowiedzieć się, że jest zaręczona, nie chciała wybrać się do Paryża i przypadkiem natrafić tam na ślubny kobierzec. Chciała przestać być przypadkiem, a zacząć być jedynym wyborem.
Milczała słuchając tylko jak powoli słowa wypływały z ust mężczyzny. Milczała gdy skończył mówić i gdy kot zeskoczył z jej kolan, zainteresowany swoją przyjaciółką. Milczała gdy Craig siadał na kanapie i gdy dziwny skurcz w kręgosłupie mówił jej, że pora uciekać. Nie ruszyła się jednak na krok. Wspominała chwilę gdy we Francji, na jednym z zakrapianych balów, już nieco wstawiona cydrem, spytała go jakim byłby śniadaniem. Nawet przez chwilę chciała do tego wrócić, ale nie było potrzeby. Craig Burke byłby przecież idealnym tostem z dżemem.
- Chciałam.
Potwierdziła jak deklarację, w pełni świadoma tego słowa. Przez chwilę zmrużyła oczy wypatrując gdzieś w jego spojrzeniu podstępu. Czyżby za momencik zza regału miała wyskoczyć jej własna kuzynka przebrana w spodnie, klękająca przed nią i śmiejąca się do rozpuku? Cichy szelest mógłby na to wskazać, gdyby nie fakt, że zapewne należał do jednego ze skrzatów. Sytuacja wydawała się być jednak jak najbardziej prawdziwa, kłująco rzeczywista, choć całkowicie niepewna w swych skutkach.
- Dziękuję, lordzie Burke - minimalnie skinęła mu głową. - Obawiam się, że dopiąłeś swego - ani w myśl było jej zwracanie prezentu, był zbyt piękny i zbyt dobrze wykonany, będzie spoglądać na niego i myśleć o tym mężczyźnie.
W tym momencie obiecała sobie jednak, że kiedyś mu się odwdzięczy, choć nie miała pojęcia jak. Zapewne ładny diament pasowałby do jego oczu, ale na to wyobrażenie niemal wybuchła śmiechem, powstrzymała się jednak.
- Masz dobry gust... - przygryzła dolną wargę. - Do klejnotów, rzecz jasna.
Matka powtarzała by pamiętała o swojej wartości, a ta nie mogła stanowić ceny galeonów wydanych na ten prezent. Była o wiele większa, nie przeliczalna na złote monety. Chyba chciała złapać go za rękę i pozwolić sobie na to by objął ją w pasie. Nie chciała być zwodzona i nie chciała go zwodzić. Jej ród od lat pałali się polityką, ale kłamstwo nie leżało w naturze Aquili Black. Najbardziej bolesna prawda i najszczerszy uśmiech zawsze miały większe znaczenie niż łatwa droga do celu. Nikt nie patrzył, przecież mogłaby tak po prostu powiedzieć by pocałował ją. Tu, teraz i bez chwili zawahania. Milczała jednak, patrzyła na niego i najzwyczajniej milczała.
- Chciałabym byś kiedyś spotkał się ze mną nie przez przypadek, Craig. Byś Ty nie przyszedł do mego brata i bym ja nie odwiedziła Twojej biblioteki. Zrobiłbyś to dla mnie? - spytała jeszcze upijając kolejny łyk wina, ale obawiała się odpowiedzi, obawiała się zaprzeczenia.
Położyła wszystko na jedną kartę, choć on mógł mieć w rękawie asa. Pomyślał o niej, dał jej prezent kosztowniejszy niż klasyczna biżuteria spoczywająca w jej skrzyni, powiedział te miłe słowa, jednak... Jednak wciąż z tyłu głowy dziewczyny było coś co w ustach zostawiało gorzki posmak. Nie chciała wrócić na Grimmauld Place 12 i przypadkiem dowiedzieć się, że jest zaręczona, nie chciała wybrać się do Paryża i przypadkiem natrafić tam na ślubny kobierzec. Chciała przestać być przypadkiem, a zacząć być jedynym wyborem.
Może nic tam nie będzie. może to tylko fantazja. Potrzeba poszukiwania, która mnie wzmacnia. Potrzeba mi tego by wzrastać.
Aquila Black
Zawód : badaczka historii, filantropka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Czas znika, mija przeszłość, wiek niezwrotnie bieży,
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
A występków szkaradność lub cnoty przykłady,
Te obrzydłe, te święte zostawują ślady.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
- Niezwykle cieszę się, że to słyszę. - wiele by dał, żeby móc pojąć, co inni o nim myślą. Co lady Aquila Black naprawdę o nim sądzi. Z jednej strony nie był w stanie zaprzeczyć, że jej osoba była niezwykle intrygująca, miała w sobie coś, co go przyciągało. Z drugiej strony wciąż pamiętał jeszcze echo swojego poprzedniego rozstania, czy naprawdę chciał się pakować ponownie w coś takiego? Gdyby znał jej myśli, wiedziałby, czego mógłby się spodziewać. Byłby spokojniejszy. Chyba powoli popadał w jakąś paranoję, zaczynał się martwić o to, czy kolejny raz nie zostanie pozostawiony sam sobie, na lodzie, z zawiedzionymi nadziejami i pustym sercem. Tego typu zmartwienia należało raczej wsadzić między kartki jakiegoś taniego romansidła.
Nie powinien teraz wykonywać żadnych odważnych kroków. Nie powinien dawać nadziei ani jej, ani też nawet sobie. Szczególnie sobie. Wszystkie jego czyny do tej pory były podyktowane chwilą. Nawet postanowienie o podarowaniu jej tak drogiego prezentu. Kamień szlachetny, który spoczywał teraz na jej piersi, znajdował się w jego posiadaniu już od pewnego czasu. Zwykły przypadek sprawił, że coś, co przez tak długi czas nie znajdowało żadnego konkretnego zastosowania, w końcu znalazło swoje przeznaczenie. Oczywistym było co prawda, że szmaragd najprawdopodobniej stanie się elementem biżuterii - kto jednak finalnie miał zostać nią obdarowany... Craig dowiedział się tego w chwili, gdy spojrzał na kamień i w jego umyśle niemal od razu pojawiła się postać Aquili. To był impuls. Nie tak to jednak wszystko powinno wyglądać. Był świadom, że w pierwszej kolejności powinien porozmawiać z jednym nestorem... a następnie obaj udaliby się na oficjalną wizytę u ojca lady Black. Burke naprawdę nie chciał jej przywiązywać do siebie emocjonalnie w momencie, gdy mogło się okazać, że Pollux ma już co do swojej córki jakieś plany. Zwykle niewiele obchodziła go większość zasad, które definiowały świat i życie arystokracji. Tym razem jednak ręce trzymał przy sobie. Choć skłamałby, gdyby powiedział, że go nie kusiło.
- Spełnienie twojego życzenia będzie dla mnie zaszczytem - odpowiedział jej szczerze. Ujął delikatnie jedną z jej dłoni i złożył na jej wierzchu pocałunek. Niestety, dziś nie mogła liczyć na więcej. Czuł, że i tak już wprawił w ruch machinę, którą ciężko byłoby zatrzymać. Nie był z resztą pewien, czy w ogóle chciałby próbować.
zt x2
Nie powinien teraz wykonywać żadnych odważnych kroków. Nie powinien dawać nadziei ani jej, ani też nawet sobie. Szczególnie sobie. Wszystkie jego czyny do tej pory były podyktowane chwilą. Nawet postanowienie o podarowaniu jej tak drogiego prezentu. Kamień szlachetny, który spoczywał teraz na jej piersi, znajdował się w jego posiadaniu już od pewnego czasu. Zwykły przypadek sprawił, że coś, co przez tak długi czas nie znajdowało żadnego konkretnego zastosowania, w końcu znalazło swoje przeznaczenie. Oczywistym było co prawda, że szmaragd najprawdopodobniej stanie się elementem biżuterii - kto jednak finalnie miał zostać nią obdarowany... Craig dowiedział się tego w chwili, gdy spojrzał na kamień i w jego umyśle niemal od razu pojawiła się postać Aquili. To był impuls. Nie tak to jednak wszystko powinno wyglądać. Był świadom, że w pierwszej kolejności powinien porozmawiać z jednym nestorem... a następnie obaj udaliby się na oficjalną wizytę u ojca lady Black. Burke naprawdę nie chciał jej przywiązywać do siebie emocjonalnie w momencie, gdy mogło się okazać, że Pollux ma już co do swojej córki jakieś plany. Zwykle niewiele obchodziła go większość zasad, które definiowały świat i życie arystokracji. Tym razem jednak ręce trzymał przy sobie. Choć skłamałby, gdyby powiedział, że go nie kusiło.
- Spełnienie twojego życzenia będzie dla mnie zaszczytem - odpowiedział jej szczerze. Ujął delikatnie jedną z jej dłoni i złożył na jej wierzchu pocałunek. Niestety, dziś nie mogła liczyć na więcej. Czuł, że i tak już wprawił w ruch machinę, którą ciężko byłoby zatrzymać. Nie był z resztą pewien, czy w ogóle chciałby próbować.
zt x2
monster
When I look in the mirror
I know what I see
One with the demon, one with the beast
I know what I see
One with the demon, one with the beast
The animal in me
Craig Burke
Zawód : Handlarz czarnomagicznymi przedmiotami, diler opium
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
If I die today, it won’t be so bad
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
I can escape all the nightmares I’ve had
All of my angry and all of my sad
Gone in the blink of an eye
OPCM : 7 +1
UROKI : 13 +3
ALCHEMIA : 5
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 32 +3
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
9 października 1957 roku
Niespodziewana podróż poślubna, jak i równie niespodziewane wyznania, wprawiły eteryczną alchemiczkę w iście szampański humor, nawet jeśli czasami nadal zdawała się nie wierzyć w to, jaki pięknie to wszystko się obróciło. Zwykły układ z bratnią duszą zdawał się przerodzić w coś większego, bardziej znaczącego... i stałego. W nowej codzienności odnajdowała się całkiem sprawnie, a dobry humor nie opuszczał jej nawet po kilku dniach od powrotu z pięknego Paryża. W Durham chciała zjawić się wcześniej. Przepełniona nowymi siłami chciała rozpocząć pracę nad projektem, który już jakiś czas temu pojawił się w jej głowie oraz w jakim miała jej pomóc zaprzyjaźniona czarownica... Jednocześnie zdążyła odrobinę stęsknić się za towarzystwem panny Burke pewna, że dzisiejsza praca zapewne zakończy się na nadrabianiu towarzyskich zaległości. Nie wiedziała, w którym dokładnie momencie ich znajomość stała się bardziej zażyła, była jednak pewna, że wspólny projekt jedynie zacieśni więzi. A ta wizja wydawała się niezwykle przyjemna, chociażby przez widmo kolejnej, wspólnej pracy naukowej.
Tuż po pracy teleportowała się przed bramy zamku w towarzystwie kilkudziesięciu niezwykle ciężkich ksiąg, nawet jeśli nałożyła na nie odpowiednie zaklęcia, zmniejszające ich wagę. Przez chwilę przemknęło jej przez myśl, iż mogła poprosić o pomoc Daniela, z drugiej jednak strony brzemię jej nauki powinno spoczywać głównie na jej barkach. Wielkie wrota otworzyły się a skrzat poprowadził eteryczną alchemiczkę wprost do biblioteki, gdzie ponoć oczekiwała jej już Primrose. Szaroniebieskie spojrzenie z zachwytem wodziło po tych wszystkich regałach oraz książkach w jakich otoczeniu się znalazła, chyba pierwszy raz w życiu czując delikatne ukłucie zazdrości.
- Merlinie, gdybym nie miała męża chciałabym tu zamieszkać... - Rzuciła z wyraźnym zachwytem, by po chwili utkwić bystre spojrzenie w buzi panny Burke. Promienny uśmiech rozjaśnił delikatną twarz, dłonie odłożyły książki na pobliski stoliczek by wątłe ramiona mogły owinąć się wokół drobnej sylwetki. - Och, jak dobrze Cię widzieć, Primrose! - Rzuciła z zachwytem, muskając ustami piegowaty policzek, gdy uwalniała przyjaciółkę ze swoich ramion. Faktycznie cieszyła się ze spotkania, w emocjach nie do końca wiedząc, od czego powinna zacząć. - Dostałaś pocztówkę? Och, mam Ci tyle do opowiedzenia! Lecz najpierw... - Przerwała, by podsunąć pannie Burke przywiezione ze sobą tomy ksiąg. - Nie mogłam zapomnieć o rozmowie, jaką odbyłyśmy w dziale ksiąg zakazanych, poruszyłam kilka znajomości i udało mi się zdobić kilka ciekawych ksiąg. Ta... - Tu wskazała księgę o tytule "Dawne rytuały celtów i nordów" - Jest dla Ciebie. Taki mały prezent, może przyda Ci się przy Twoim projekcie... - Delikatny rumieniec pojawił się na buzi pani Wroński. Zapewne nie powinna, jej skrytka z pewnością była mniej zasobna od skrytki Primrose, gdy jednak znajomy przyniósł jej tę księgę nie potrafiła pozwolić, aby ot tak gdzieś przepadła miast znaleźć drogę w ręce ciemnowłosej. - A te dwie mają pomóc nam przy naszym wspólnym projekcie. Widzisz, widziałam się ostatnio z moim przyjacielem który posiada ogromną wiedzę o stworzeniach, rozmawialiśmy o małżach, rozpisał mi wszystko co wiedział i z tego jasno wynika, iż nie mamy co nawet o tym myśleć. Mam jednak kilka nowych pomysłów, aby jednak się nimi zająć, musimy wybrać kamień który będzie naszym głównym ośrodkiem zainteresowania oraz wzorem... Nadążasz, prawda? - Ekscytacja wybrzmiewała w delikatnym głosie oraz szaroniebieskim spojrzeniu, a sama Frances nie mogła się doczekać, gdy przyjdzie im zagłębić się w temat.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie widziała się z Frances od dnia jej ślubu, teraz już pani Wroński miała zjawić się w Durham aby mogły omówić szczegóły ich projektu, o którym od jakiegoś czasu rozmawiały. 30 września alchemiczka życzyła jej szczęścia w małżeństwie wręczając swój ślubny bukiet, nie wiedziała jak jej słowa okazały się prorocze. Raptem dzień później dowiedziała się, że zostanie żoną Aresa Carrow. W międzyczasie przyszła piękna pocztówka mówiąca o tym, że Daniel spełnił marzenie swojej małżonki. Musiał być jej wielce oddany. Zresztą nie miała powodów aby poddawać jego uczucia w wątpliwość. Była tam, patrzyła na tą dwójkę i widziała uczucie jakim się darzyli. Zaraz po śniadaniu udała się do biblioteki gdzie miała spotkać się z Frances. Patrzyła na wysokie regały pełne książek, na stare woluminy i zastanawiała się czy w Sandal Castle mają też tak dużą bibliotekę. Nie pamiętała, choć zdarzało się jej odwiedzać Isabellę. Myślała, że ta zjawi się na pogrzebie Alpharda, ale jednak coś musiało ją zatrzymać. Gdy usłyszała jak drzwi do pomieszczenia się otwierając wstała wygładzając wełniane, czarne spodnie na szelkach, które miała na sobie, a do tego szarą koszulę i czarne perły na szyi. Ciemne włosy zebrane w elegancki kok spięty srebrną szpilą do włosów, którą na końcu zdobił motyw nietoperza trzymającego w łapkach, a jakżeby inaczej, czarną, lśniącą perłę, dopełniał całości wyglądu lady Burke.
-Frances - uśmiechnęła się na jej widok i powitała przyjaciółkę w ramionach. - Możesz przebywać tu tak często jak chcesz, choć nie zachęcam do porzucania małżonka.
Przyzwyczaiła się do widoku jaki prezentowała biblioteka, ale w takich chwilach uświadamiała sobie, że mogła wzbudzać zachwyt.
-Pocztówka dotarła, opowiesz mi jak jest we Francji mam nadzieję. - Ucałowała obydwa jasne policzki alchemiczki i rozlała herbaty do filiżanek, które wcześniej przyniósł skrzat imieniem Paproch. Zaraz w jej dłoniach wylądowała książka, którą przyniosła jej blondynka. - Nie musiałaś. Dziękuje.
Przyjęła prezent i z największa pieczołowitością otworzyła okładkę by przewertować parę kartek. Uśmiechnęła się delikatnie, była zachwycona tym co trzymała w dłoniach i chociaż nie skakała pod sufit z radości ani nie piszczała to w jej szaro zielonych oczach można było wyczytać zachwyt oraz wdzięczność.
-To jest wspaniały prezent, Frances. Wiesz… - zanim zdążyła coś powiedzieć alchemiczka wpadła w potok słów na temat badań jakie miały przeprowadzić. Pomimo podróży poślubnej nie próżnowała i już zaczynała rozeznawać się w pewnych kwestiach, aż Prim zrobiło się głupio. Ona w tym czasie przeżywała fakt swojego małżeństwa, pogrzeb Alpharda i dramaty rodzinne związane z Edgarem. Nie poświęciła zbyt wiele czasu ich projektowi. Jednak nie potrafiła przejść obojętnie obok problemów jakie dotykały ich najbliższych, ale za to nie powinna roztrząsać tak kwestii narzeczeństwa. W końcu każdego z arystokratów to czekało, ale chyba musiała najzwyczajniej to przetrawić.
-Zawsze warto było spróbować - odparła na informację o małżach. - Musiałyśmy sprawdzić czy można to wykorzystać i nadążam za tobą oraz chętnie wybiorę z kamień i skupię się już na pracy tylko musisz o czymś wiedzieć… - Wzięła głębszy oddech. - Zostałam zaręczona z lordem Aresem Carrow.
-Frances - uśmiechnęła się na jej widok i powitała przyjaciółkę w ramionach. - Możesz przebywać tu tak często jak chcesz, choć nie zachęcam do porzucania małżonka.
Przyzwyczaiła się do widoku jaki prezentowała biblioteka, ale w takich chwilach uświadamiała sobie, że mogła wzbudzać zachwyt.
-Pocztówka dotarła, opowiesz mi jak jest we Francji mam nadzieję. - Ucałowała obydwa jasne policzki alchemiczki i rozlała herbaty do filiżanek, które wcześniej przyniósł skrzat imieniem Paproch. Zaraz w jej dłoniach wylądowała książka, którą przyniosła jej blondynka. - Nie musiałaś. Dziękuje.
Przyjęła prezent i z największa pieczołowitością otworzyła okładkę by przewertować parę kartek. Uśmiechnęła się delikatnie, była zachwycona tym co trzymała w dłoniach i chociaż nie skakała pod sufit z radości ani nie piszczała to w jej szaro zielonych oczach można było wyczytać zachwyt oraz wdzięczność.
-To jest wspaniały prezent, Frances. Wiesz… - zanim zdążyła coś powiedzieć alchemiczka wpadła w potok słów na temat badań jakie miały przeprowadzić. Pomimo podróży poślubnej nie próżnowała i już zaczynała rozeznawać się w pewnych kwestiach, aż Prim zrobiło się głupio. Ona w tym czasie przeżywała fakt swojego małżeństwa, pogrzeb Alpharda i dramaty rodzinne związane z Edgarem. Nie poświęciła zbyt wiele czasu ich projektowi. Jednak nie potrafiła przejść obojętnie obok problemów jakie dotykały ich najbliższych, ale za to nie powinna roztrząsać tak kwestii narzeczeństwa. W końcu każdego z arystokratów to czekało, ale chyba musiała najzwyczajniej to przetrawić.
-Zawsze warto było spróbować - odparła na informację o małżach. - Musiałyśmy sprawdzić czy można to wykorzystać i nadążam za tobą oraz chętnie wybiorę z kamień i skupię się już na pracy tylko musisz o czymś wiedzieć… - Wzięła głębszy oddech. - Zostałam zaręczona z lordem Aresem Carrow.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Pani Wroński nie miała jeszcze najmniejszego pojęcia o rozterkach przyjaciółki. Wpierw była zbyt pochłonięta przygotowaniami do ślubu oraz pracą, później niespodziewaną podróżą poślubną która narobiła jej odrobinę towarzyskich zaległości. Nie żałowała jednak, wycieczkę u boku męża uznając za niezapomnianą… i chyba potrzebną, by doszli do własnych pragnień, stabilizując ich relację. Układ nie obowiązywał, a ona miała pozostać panią Wrońską już do końca swych dni.
- Och, obawiam się, że raczej nie da się nas już od siebie odkleić… - Wyznała z delikatnym rumieńcem, jaki pojawił się na jej buzi. Fakt, iż Daniel faktycznie darzył ją uczuciem nadal wydawał jej się piękny i odrobinę abstrakcyjny. - Z przyjemnością jednak będę tu częściej bywać. - Dodała z błyskiem w oku, szaroniebieskie spojrzenie przenosząc na chwilę ponownie na te wszystkie regały przepełnione księgami. Och, z przyjemnością zagłębiłaby się w te wszystkie tomy, jeśli tylko pozwoliłby jej na to czas wolny.
- Och, opowiem ze szczegółami! - Odpowiedziała z ekscytacją w głosie, sięgając ku filiżance z herbatą by upić z niej niewielki łyk. Na pierwszy rzut oka dało się dostrzec, że krótki wyjazd zadziałał na eteryczna alchemiczkę niezwykle korzystnie. Zmęczenie zniknęło z jej buzi, szaroniebieskie spojrzenie błyszczało szczęściem, a uśmiech nie potrafił zniknąć z malinowych warg. - Oczywiście, że musiałam Prim. Ta książka skończyłaby jako podkładka pod stół, gdybym nie wzięła jej dla Ciebie. - Mówiła lekko, jakoby książka nie była wcale wygórowanym prezentem. Primrose miała bystry umysł, a pani Wroński chciała wspierać ją w naukowym rozwoju, niezwykle zaciekawiona jej planami.
Widziała zachwyt oaz wdzięczność w jej spojrzeniu, co wywołało kolejny, promienny uśmiech na jej buzi. - Mam nadzieję, że się przyda. - Skwitowała jedynie, w pełni usatysfakcjonowana z odpowiedni. Doskonale wiedziała, że Primrose nie należała do wylewnych czarownic.
Nie potrafiła powstrzymać słów, jakie uciekały z jej ust. Chciała poinformować przyjaciółkę o wszystkich, istotnych kwestiach dotyczących wspólnego projektu, samej nie mogąc doczekać się rozpoczęcia wspólnej pracy która, miała nadzieję, minie w niezwykle przyjemny sposób. Już kilka razy miała okazję zauważyć, że niezwykle dobrze myślało jej się w towarzystwie panny Burke.
I już chciała coś dodać, dopowiedzieć coś do swojej teorii i zabrać się do pracy, gdy Primrose podzieliła się z nią jakże istotną nowiną. Frances zamrugała, uważniej przyglądając się piegowatej buzi, po czym uniosła filiżankę do ust, by upić łyk herbaty.
- Carrow? Wysoki brunet zajmujący się stajniami? Ja… Och, miałam okazję go poznać i jeśli chcesz, opowiem Ci wszystko, co wiem… - Odpowiedziała niepewnie, nie będąc pewną co o tym wszystkim sądzić. Mężczyzna którego miała okazję parę razy spotkać zrobił na niej specyficzne wrażenie, które wywoływało troskę względem panny Burke. - Jaki mamy plan? Lubisz go? Chcesz naszprycować go amortencją? Podać eliksir zaufania i zmusić do wieczystej przysięgi? Albo veritaserum, żeby wyśpiewał Ci wszystko co chcesz? Czy go nie lubisz i otrujemy go, pozorując wypadek? - Wyrzucała z siebie wszystkie możliwości, jakie przyszły jej do głowy widząc reakcję przyjaciółki, jednocześnie oferując współudział w możliwej zbrodni. Lorda Carrow znała pobieżnie z dość dwuznacznych rozmów, a Primrose z pewnością nie zasługiwała na męża, który nie doceni piękna jej duszy i bystrości umysłu.
- Och, obawiam się, że raczej nie da się nas już od siebie odkleić… - Wyznała z delikatnym rumieńcem, jaki pojawił się na jej buzi. Fakt, iż Daniel faktycznie darzył ją uczuciem nadal wydawał jej się piękny i odrobinę abstrakcyjny. - Z przyjemnością jednak będę tu częściej bywać. - Dodała z błyskiem w oku, szaroniebieskie spojrzenie przenosząc na chwilę ponownie na te wszystkie regały przepełnione księgami. Och, z przyjemnością zagłębiłaby się w te wszystkie tomy, jeśli tylko pozwoliłby jej na to czas wolny.
- Och, opowiem ze szczegółami! - Odpowiedziała z ekscytacją w głosie, sięgając ku filiżance z herbatą by upić z niej niewielki łyk. Na pierwszy rzut oka dało się dostrzec, że krótki wyjazd zadziałał na eteryczna alchemiczkę niezwykle korzystnie. Zmęczenie zniknęło z jej buzi, szaroniebieskie spojrzenie błyszczało szczęściem, a uśmiech nie potrafił zniknąć z malinowych warg. - Oczywiście, że musiałam Prim. Ta książka skończyłaby jako podkładka pod stół, gdybym nie wzięła jej dla Ciebie. - Mówiła lekko, jakoby książka nie była wcale wygórowanym prezentem. Primrose miała bystry umysł, a pani Wroński chciała wspierać ją w naukowym rozwoju, niezwykle zaciekawiona jej planami.
Widziała zachwyt oaz wdzięczność w jej spojrzeniu, co wywołało kolejny, promienny uśmiech na jej buzi. - Mam nadzieję, że się przyda. - Skwitowała jedynie, w pełni usatysfakcjonowana z odpowiedni. Doskonale wiedziała, że Primrose nie należała do wylewnych czarownic.
Nie potrafiła powstrzymać słów, jakie uciekały z jej ust. Chciała poinformować przyjaciółkę o wszystkich, istotnych kwestiach dotyczących wspólnego projektu, samej nie mogąc doczekać się rozpoczęcia wspólnej pracy która, miała nadzieję, minie w niezwykle przyjemny sposób. Już kilka razy miała okazję zauważyć, że niezwykle dobrze myślało jej się w towarzystwie panny Burke.
I już chciała coś dodać, dopowiedzieć coś do swojej teorii i zabrać się do pracy, gdy Primrose podzieliła się z nią jakże istotną nowiną. Frances zamrugała, uważniej przyglądając się piegowatej buzi, po czym uniosła filiżankę do ust, by upić łyk herbaty.
- Carrow? Wysoki brunet zajmujący się stajniami? Ja… Och, miałam okazję go poznać i jeśli chcesz, opowiem Ci wszystko, co wiem… - Odpowiedziała niepewnie, nie będąc pewną co o tym wszystkim sądzić. Mężczyzna którego miała okazję parę razy spotkać zrobił na niej specyficzne wrażenie, które wywoływało troskę względem panny Burke. - Jaki mamy plan? Lubisz go? Chcesz naszprycować go amortencją? Podać eliksir zaufania i zmusić do wieczystej przysięgi? Albo veritaserum, żeby wyśpiewał Ci wszystko co chcesz? Czy go nie lubisz i otrujemy go, pozorując wypadek? - Wyrzucała z siebie wszystkie możliwości, jakie przyszły jej do głowy widząc reakcję przyjaciółki, jednocześnie oferując współudział w możliwej zbrodni. Lorda Carrow znała pobieżnie z dość dwuznacznych rozmów, a Primrose z pewnością nie zasługiwała na męża, który nie doceni piękna jej duszy i bystrości umysłu.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Widok uradowanej i pełnej życia Frances cieszył Prim. Pamiętała jak alchemiczka stresowała się przed swoim ślubem, jak oglądały jej suknię ślubną. Zaraz też powróciło wspomnienie rozmowy przed paroma dniami kiedy nestor rodu wyraził swoją dezaprobatę dla znajomości Primrose z Danielem, na innej stopie niż biznesowej. Czy ta niechęć będzie również odbijać się na przyjaciółce? Nie mogła do tego dopuścić! Miała w planach odbyć z bratem jeszcze jedną rozmowę, ale musiała poczekać aż emocje opadną. W głowie już rodził się jej plan jak to rozegrać, niczym partię szachów, gdzie każdy argument był figurą, a każde pole sprzeciwem Edgara. Wierzyła jednak w jego zdrowy rozsądek oraz w to, że nie ma zamiaru sprowadzić siostry jedynie do roli karty atutowej rodu Burke. Dał jej skrzydła, nie mogła uwierzyć, że chce teraz je obciąć i pozostawić krwawiące rany. Na razie jednak postanowiła nie dzielić się swoimi problemami ze świeżo upieczoną panią Wroński. Nie był to odpowiedni moment, najpierw musiała rozmówić się z nestorem.
Książka od przyjaciółki przyjemnie ciążyła w dłoni, a gdy usłyszała, że mogła skończyć jako podkładka pokręciła z oburzeniem głową.
-Dobrze, że do tego nie odpuściłaś. – Odłożyła prezent na stolik sięgając po swoją filiżankę z bursztynowym, ciepłym napojem. Na paterze obok pojawiły się cytrynowe ciasteczka, jedne z ulubionych Lady Burke. – Zacznę ją czytać jeszcze dzisiaj.
Nie było to czcze gadanie, gdyż gdyby mogła już teraz zanurzyłaby się w lekturze, ale dobre wychowanie jej na to nie pozwalało, poza tym chciała spędzić te parę chwil w towarzystwie Frances. Mogła śmiało stwierdzić, że życie małżeńskie jej służyło. Czy u niej będzie podobnie? Szczerze wątpiła, oni z Aresem nie mieli pałać do siebie uczuciem. Mieli stanowić potwierdzenie sojuszu i spłodzić kolejnych dziedziców rodu Carrow. Ta ostatnia myśl spędzała sen z powiek lady Burke, ale jeszcze nie miała odwagi tym głośno mówić. Ona, ta która zajadle broniła własnych przekonań, dążyła do samorealizacji, która chciała sprawić, że kobiety nie będą postrzegane jedynie jako piękny dodatek do mężczyzny nie potrafiła rozmawiać o relacjach damsko – męskich. Co za ironia.
Uniosła do góry brwi kiedy okazało się, ze Frances zna Aresa i to lepiej niż sam Daniel. Przekrzywiła lekko głowę na bok jakby nad czymś się zastanawiała.
-Dokładnie ten sam – pokiwała głową. – Jeżeli możesz podzielić się jakąś wiedzą na jego temat będę ci ogromnie wdzięczna. Sama nie wiem co o nim myśleć.
Wskazała Frances miękkie fotele, chciała wysłuchać co miała o nim do powiedzenia nim skupią się na tworzeniu planu ich badań. Te mogły poczekać jeszcze pięć minut. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc kolejne zdania wypadające z ust alchemiczki, a w jej oczach pojawiła się szczera wdzięczność za te słowa.
-Nie wiem czy go lubię, nie znam go. Choć pałałam do niego sporą niechęcią, tak ostatnio był wobec mnie uprzejmy. – Nie chciała się zbytnio angażować. Musiał być uprzejmy bo tego wymagała od nich sytuacja, w której się znalazł. – Nie oczekuję wielkiej miłości, liczę jednak na szacunek. Na razie mówię ci to w tajemnicy, tylko wąskie grono może o tym wiedzieć. Oficjalna informacja pójdzie w świat pod koniec tego miesiąca.
Oczywiście, że gdzieś w głębi chciała aby mąż zapałał do niej uczuciem tak jak w książkach, które czytywała jako nastolatka. Jednak to była fikcja, a ona żyła w realnym świecie, który rządził się innymi prawami.
-O jakim kamieniu myślałaś, a może na podstawie twoich pomysłów wybierzemy ten właściwy? – Odstawiła filiżankę na bok gotowa wrócić do omawiania ich badań. Temat ten skutecznie odciągał ją od osoby Aresa i problemów związanych z narzeczeństwem.
Książka od przyjaciółki przyjemnie ciążyła w dłoni, a gdy usłyszała, że mogła skończyć jako podkładka pokręciła z oburzeniem głową.
-Dobrze, że do tego nie odpuściłaś. – Odłożyła prezent na stolik sięgając po swoją filiżankę z bursztynowym, ciepłym napojem. Na paterze obok pojawiły się cytrynowe ciasteczka, jedne z ulubionych Lady Burke. – Zacznę ją czytać jeszcze dzisiaj.
Nie było to czcze gadanie, gdyż gdyby mogła już teraz zanurzyłaby się w lekturze, ale dobre wychowanie jej na to nie pozwalało, poza tym chciała spędzić te parę chwil w towarzystwie Frances. Mogła śmiało stwierdzić, że życie małżeńskie jej służyło. Czy u niej będzie podobnie? Szczerze wątpiła, oni z Aresem nie mieli pałać do siebie uczuciem. Mieli stanowić potwierdzenie sojuszu i spłodzić kolejnych dziedziców rodu Carrow. Ta ostatnia myśl spędzała sen z powiek lady Burke, ale jeszcze nie miała odwagi tym głośno mówić. Ona, ta która zajadle broniła własnych przekonań, dążyła do samorealizacji, która chciała sprawić, że kobiety nie będą postrzegane jedynie jako piękny dodatek do mężczyzny nie potrafiła rozmawiać o relacjach damsko – męskich. Co za ironia.
Uniosła do góry brwi kiedy okazało się, ze Frances zna Aresa i to lepiej niż sam Daniel. Przekrzywiła lekko głowę na bok jakby nad czymś się zastanawiała.
-Dokładnie ten sam – pokiwała głową. – Jeżeli możesz podzielić się jakąś wiedzą na jego temat będę ci ogromnie wdzięczna. Sama nie wiem co o nim myśleć.
Wskazała Frances miękkie fotele, chciała wysłuchać co miała o nim do powiedzenia nim skupią się na tworzeniu planu ich badań. Te mogły poczekać jeszcze pięć minut. Uśmiechnęła się delikatnie słysząc kolejne zdania wypadające z ust alchemiczki, a w jej oczach pojawiła się szczera wdzięczność za te słowa.
-Nie wiem czy go lubię, nie znam go. Choć pałałam do niego sporą niechęcią, tak ostatnio był wobec mnie uprzejmy. – Nie chciała się zbytnio angażować. Musiał być uprzejmy bo tego wymagała od nich sytuacja, w której się znalazł. – Nie oczekuję wielkiej miłości, liczę jednak na szacunek. Na razie mówię ci to w tajemnicy, tylko wąskie grono może o tym wiedzieć. Oficjalna informacja pójdzie w świat pod koniec tego miesiąca.
Oczywiście, że gdzieś w głębi chciała aby mąż zapałał do niej uczuciem tak jak w książkach, które czytywała jako nastolatka. Jednak to była fikcja, a ona żyła w realnym świecie, który rządził się innymi prawami.
-O jakim kamieniu myślałaś, a może na podstawie twoich pomysłów wybierzemy ten właściwy? – Odstawiła filiżankę na bok gotowa wrócić do omawiania ich badań. Temat ten skutecznie odciągał ją od osoby Aresa i problemów związanych z narzeczeństwem.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Eteryczna alchemiczka uśmiechnęła się, słysząc słowa przyjaciółki. Niezwykle cieszyła się, że prezent przypadł pannie Burke do gustu, nawet jeśli gdzieś w środku szczerze wątpiła, by naukowa dusza nie ucieszyła się z książki, traktującej o obiektach jej zainteresowań. Była pewna, że słowa Primrose były szczere, a ona nie powstrzyma się przed zatopieniem w podarowanej lekturze. Lady Burke była zbyt ciekawa, bystra oraz spragniona wiedzy, aby nie skorzystać z okazji. I Frances doskonale to rozumiała, samej dziejąc podobne zapędy.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy zasiadła na miękkim fotelu. Założyła nogę na nogę, poprawiła palcami materię swojej sukienki i dopiero wtedy przeniosła szaroniebieskie spojrzenie na buzię Primrose. Wahała się jedynie przez chwilę - nie chciała przypadkiem ukryć czegoś, co mogłoby okazać się niezwykle istotne dla jej przyjaciółki.
- Widziałam go tylko dwa razy, ale zrobił na mnie odrobinę mieszane wrażenie. Widzisz, pierwszy raz miałam okazję poznać gdy załatwiałam pewną sprawę w rezerwacie testrali. Zaczepił mnie, zaczął opowiadać o przeznaczeniu i tym, jak to nasze spotkanie nie mogło być przypadkiem. Wdaliśmy się w małą dyskusję na temat przeznaczenia, testrali, cytował mi Szekspira i zapraszał na przejażdżkę… - Opowiedziała, kręcąc z rozbawieniem głową. - Muszę przyznać, że wydawał się być wtedy odrobinę czarujący. - Dodała, wzruszając wątłym ramieniem. Niezwykle miło rozmawiało jej się w rezerwacie testrali, temu nie mogła zaprzeczyć. - Drugi raz miałam okazję spotkać go podczas konferencji alchemicznej. Dopiero tam powiedział mi, że jest lordem. Porozmawialiśmy chwilę o wydarzeniu, rzucał mi tekstami o tym jak to chodzę mu po głowie i jak to pojawił się tylko po to, aby mnie tam spotkać. Był dziwne zaskoczony, jak dowiedział się u kogo pracuję. Wyraził zainteresowanie moją praca naukową, ponoć poszukuje alchemika który stworzyłby eliksir który odmieni oblicze świata… Dobrze wiesz, że nie zignorowałabym takich słów. Spytałam go o jego pomysł, lecz ten zaproponował mi, aby porozmawiać o tym przy kolacji… Wyobrażasz to siebie? Jeść kolację przy ingrediencjach, odczynnikach i pergaminach z badaniami? - Frances pokręciła z niedowierzaniem głową. Nigdy nie była specjalistką w relacjach damsko-męskich przez co nie zwęszyła podstępu, zawartego w męskich słowach. - Powiedziałam mu, że jeśli jest zainteresowany patronowaniem podobnemu projektowy winien wysłać mi sowę z bardziej odpowiednią propozycją spotkania. To były odrobinę dziwne spotkania, przynajmniej w moim odczuciu, choć przynajmniej wydaje się być interesującym rozmówcą. - Dopowiedziała resztę historii, cały czas nie odrywając szaroniebieskich tęczówek od buzi Primrose, mając nadzieję, że jej słowa nie wywołają u niej negatywnych reakcji.
- Och Prim, Carrow byłby skończonym głupcem, jeśli nie darzyłby Cię szacunkiem. A uczucie… czasem przychodzi w niespodziewanym momencie, wiesz? Bo widzisz… Ja i Daniel nie braliśmy ślubu z miłości. Przyjaźniliśmy się od jakiegoś czasu, a jego nazwisko miało pomóc zapewnić mi bezpieczeństwo bo moja rodzina pozostawia wiele do życzenia, według planu mieliśmy się rozwieść za kilka miesięcy… Ale po drodze jakoś tak wyszło, że się w sobie zakochaliśmy i… Och, to takie głupie ale nawet nie wiem, kiedy straciłam dla niego głowę. - Wyznała, a rumieniec przyozdobił jasne lico. Miała nadzieję, że Primrose nie będzie miała jej za złe zatajenia tego niewielkiego szczegółu, zwłaszcza, gdy swoją opowieścią chciała podnieść dziewczynę na duchu. Kto wie, może jej codzienność u boku Aresa nie będzie taka zła? Trzeba było być wyjątkowo pozbawionym umysłu, aby narażać się na gniew mistrza alchemii, a tak się składało, że Primrose posiadała jeden, niezwykle bystry w tej dziedzinie umysł po swojej stronie. - Niemniej, możesz na mnie liczyć. Niezależnie czy będziesz chciała, żeby myślał tylko o Tobie, potrzebowała informacji czy chciała go otruć i upozorować zniknięcie… We dwie, z pewnością coś wymyślimy. A na teraz mogę zaproponować Ci eliksir, który wzbudzi w nim zaufanie w subtelny oraz delikatny sposób… Z pewnością uda Ci się odpowiednio go podejść, by wyjawił Ci odrobinę więcej. I nie martw się, nikomu nie szepnę ani słowa. - Ciepły uśmiech pojawił się na malinowych ustach, a eteryczna alchemiczka na chwilę zacisnęła smukłe palce na dłoni ciemnowłosej, chcąc dodać jej otuchy w tej dziwnej sytuacji. Pani Wroński zamierzała wspierać przyjaciółkę w tej drodze, zwłaszcza, iż sama przeszła ją jeszcze nie tak dawno temu.
- Wpierw myślałam o diamentach, ciężko będzie nam jednak uzyskać podobną twardość, a później… - Frances sięgnęła po księgę, by otworzyć ją w miejscu, w której wystawała z niej zakładka. - Fascynują mnie opale, obawiam się jednak, że uzyskanie kamienia z tak wieloma kolorami może być niezwykle problematyczne i nie powinnyśmy się tym zajmować, póki nie znamy w pełni procesów. Zastanawiałam się nad szmaragdem, aleksandrytem, akwamarynem, turmalinem, jadelitem oraz rubinami. O tutaj… - Tu wskazała odpowiednie miejsce w księdze. - Rozpisane są ich właściwości oraz, niestety w bardzo okrojony sposób, to jak powstają w naturze. Powinnyśmy przeanalizować te wiadomości aby sprawdzić, który z nich najłatwiej przyjdzie nam stworzyć w sztucznych warunkach… Później będziemy musiały zakupić jedną sztukę, abym mogła dokładnie zbadać jej skład i byśmy mogły zacząć pracować dalej. Mam dojścia do osoby, która będzie w stanie zdobyć dla mnie wybrany przez nas kamień, tylko… Och, wiesz, że przyjaźnię się z Tobą nie przez Twoje nazwisko, prawda? - Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy przyszło jej poruszyć najtrudniejszą z kwestii. Nie chciała, aby Primrose przypadkiem sądziła, iż została zaproszona do wspólnych badań jedynie z powodu nazwiska bądź zawartości skrytki. - Nie będę w stanie sama opłacić zakupu rubinu. Widzisz, nie zarabiam dużo, a ceny w sklepach tak drastycznie poszły w górę…Potrzebowałabym małej pożyczki, żebyśmy mogły podziałać z projektem i... Och, tak mi głupio to mówić. - Wyznała z zawstydzeniem w głosie, na chwilę uciekając spojrzeniem na bok, gotowa oddać lady Burke całą sumę gdy już ją uzbiera.
Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy zasiadła na miękkim fotelu. Założyła nogę na nogę, poprawiła palcami materię swojej sukienki i dopiero wtedy przeniosła szaroniebieskie spojrzenie na buzię Primrose. Wahała się jedynie przez chwilę - nie chciała przypadkiem ukryć czegoś, co mogłoby okazać się niezwykle istotne dla jej przyjaciółki.
- Widziałam go tylko dwa razy, ale zrobił na mnie odrobinę mieszane wrażenie. Widzisz, pierwszy raz miałam okazję poznać gdy załatwiałam pewną sprawę w rezerwacie testrali. Zaczepił mnie, zaczął opowiadać o przeznaczeniu i tym, jak to nasze spotkanie nie mogło być przypadkiem. Wdaliśmy się w małą dyskusję na temat przeznaczenia, testrali, cytował mi Szekspira i zapraszał na przejażdżkę… - Opowiedziała, kręcąc z rozbawieniem głową. - Muszę przyznać, że wydawał się być wtedy odrobinę czarujący. - Dodała, wzruszając wątłym ramieniem. Niezwykle miło rozmawiało jej się w rezerwacie testrali, temu nie mogła zaprzeczyć. - Drugi raz miałam okazję spotkać go podczas konferencji alchemicznej. Dopiero tam powiedział mi, że jest lordem. Porozmawialiśmy chwilę o wydarzeniu, rzucał mi tekstami o tym jak to chodzę mu po głowie i jak to pojawił się tylko po to, aby mnie tam spotkać. Był dziwne zaskoczony, jak dowiedział się u kogo pracuję. Wyraził zainteresowanie moją praca naukową, ponoć poszukuje alchemika który stworzyłby eliksir który odmieni oblicze świata… Dobrze wiesz, że nie zignorowałabym takich słów. Spytałam go o jego pomysł, lecz ten zaproponował mi, aby porozmawiać o tym przy kolacji… Wyobrażasz to siebie? Jeść kolację przy ingrediencjach, odczynnikach i pergaminach z badaniami? - Frances pokręciła z niedowierzaniem głową. Nigdy nie była specjalistką w relacjach damsko-męskich przez co nie zwęszyła podstępu, zawartego w męskich słowach. - Powiedziałam mu, że jeśli jest zainteresowany patronowaniem podobnemu projektowy winien wysłać mi sowę z bardziej odpowiednią propozycją spotkania. To były odrobinę dziwne spotkania, przynajmniej w moim odczuciu, choć przynajmniej wydaje się być interesującym rozmówcą. - Dopowiedziała resztę historii, cały czas nie odrywając szaroniebieskich tęczówek od buzi Primrose, mając nadzieję, że jej słowa nie wywołają u niej negatywnych reakcji.
- Och Prim, Carrow byłby skończonym głupcem, jeśli nie darzyłby Cię szacunkiem. A uczucie… czasem przychodzi w niespodziewanym momencie, wiesz? Bo widzisz… Ja i Daniel nie braliśmy ślubu z miłości. Przyjaźniliśmy się od jakiegoś czasu, a jego nazwisko miało pomóc zapewnić mi bezpieczeństwo bo moja rodzina pozostawia wiele do życzenia, według planu mieliśmy się rozwieść za kilka miesięcy… Ale po drodze jakoś tak wyszło, że się w sobie zakochaliśmy i… Och, to takie głupie ale nawet nie wiem, kiedy straciłam dla niego głowę. - Wyznała, a rumieniec przyozdobił jasne lico. Miała nadzieję, że Primrose nie będzie miała jej za złe zatajenia tego niewielkiego szczegółu, zwłaszcza, gdy swoją opowieścią chciała podnieść dziewczynę na duchu. Kto wie, może jej codzienność u boku Aresa nie będzie taka zła? Trzeba było być wyjątkowo pozbawionym umysłu, aby narażać się na gniew mistrza alchemii, a tak się składało, że Primrose posiadała jeden, niezwykle bystry w tej dziedzinie umysł po swojej stronie. - Niemniej, możesz na mnie liczyć. Niezależnie czy będziesz chciała, żeby myślał tylko o Tobie, potrzebowała informacji czy chciała go otruć i upozorować zniknięcie… We dwie, z pewnością coś wymyślimy. A na teraz mogę zaproponować Ci eliksir, który wzbudzi w nim zaufanie w subtelny oraz delikatny sposób… Z pewnością uda Ci się odpowiednio go podejść, by wyjawił Ci odrobinę więcej. I nie martw się, nikomu nie szepnę ani słowa. - Ciepły uśmiech pojawił się na malinowych ustach, a eteryczna alchemiczka na chwilę zacisnęła smukłe palce na dłoni ciemnowłosej, chcąc dodać jej otuchy w tej dziwnej sytuacji. Pani Wroński zamierzała wspierać przyjaciółkę w tej drodze, zwłaszcza, iż sama przeszła ją jeszcze nie tak dawno temu.
- Wpierw myślałam o diamentach, ciężko będzie nam jednak uzyskać podobną twardość, a później… - Frances sięgnęła po księgę, by otworzyć ją w miejscu, w której wystawała z niej zakładka. - Fascynują mnie opale, obawiam się jednak, że uzyskanie kamienia z tak wieloma kolorami może być niezwykle problematyczne i nie powinnyśmy się tym zajmować, póki nie znamy w pełni procesów. Zastanawiałam się nad szmaragdem, aleksandrytem, akwamarynem, turmalinem, jadelitem oraz rubinami. O tutaj… - Tu wskazała odpowiednie miejsce w księdze. - Rozpisane są ich właściwości oraz, niestety w bardzo okrojony sposób, to jak powstają w naturze. Powinnyśmy przeanalizować te wiadomości aby sprawdzić, który z nich najłatwiej przyjdzie nam stworzyć w sztucznych warunkach… Później będziemy musiały zakupić jedną sztukę, abym mogła dokładnie zbadać jej skład i byśmy mogły zacząć pracować dalej. Mam dojścia do osoby, która będzie w stanie zdobyć dla mnie wybrany przez nas kamień, tylko… Och, wiesz, że przyjaźnię się z Tobą nie przez Twoje nazwisko, prawda? - Ciche westchnienie wyrwało się z jej piersi, gdy przyszło jej poruszyć najtrudniejszą z kwestii. Nie chciała, aby Primrose przypadkiem sądziła, iż została zaproszona do wspólnych badań jedynie z powodu nazwiska bądź zawartości skrytki. - Nie będę w stanie sama opłacić zakupu rubinu. Widzisz, nie zarabiam dużo, a ceny w sklepach tak drastycznie poszły w górę…Potrzebowałabym małej pożyczki, żebyśmy mogły podziałać z projektem i... Och, tak mi głupio to mówić. - Wyznała z zawstydzeniem w głosie, na chwilę uciekając spojrzeniem na bok, gotowa oddać lady Burke całą sumę gdy już ją uzbiera.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Książka była idealnym prezent dla lady Burke, takim, który zawsze jest trafiony, a jeżeli dotykał jeszcze kwestii jej zainteresowań to był to prezent jeden z najlepszych. Dlatego pani Wroński nie musiała się obawiać, że swoim podarkiem narobiła kłopotu. Podobnie jak przyjaciółka usiadła w fotelu zapadając się w nim delikatnie i skrzyżowała nogi w kostkach trzymając filiżankę i spodeczek w dłoni. Upijając różanej herbaty słuchała uważnie słów alchemiczki jednocześnie przypominając sobie rozmowę z Aresem sprzed paru dni. Wydawało się jej wtedy, że będą obydwoje milczeć, a okazało się, że byli całkiem wygadani i wiele kwestii omówili na samym początku. Jednak teraz mogła poznać jeszcze inne oblicze narzeczonego, które zapewne nie było i nie będzie dostępne dla niej. Cytowanie Szekspira było jedną z rewelacji, gdyż jeszcze teatrze zarzekał się, że go niecierpi. Jak widać Ares Carrow potrafił być czarującym człowiekiem jeżeli miał w tym własny interes lub zachowanie takie było przeznaczone dla konkretnej osoby. Ona raczej nie wchodziła do tego grona, upiła znów łyk herbaty słuchając dalej wywodu Frances i cicho parsknęła w filiżankę słysząc o kolacji. Pokręciła z rozbawieniem głową.
-Myślę, że nie chciał rozmawiać w pracowni, tylko jakieś eleganckiej restauracji. Chciał się z tobą spotkać. - Wyjaśniła przyjaciółce, gdyż kiedy alchemiczka starała się zrozumieć uczucia i intencje innych poprzez cyfry, to jednak w Primrose Burke nadal w głębi tkwiła romantyczna dusza, która wyłapywała takie niuanse, nie zawsze skutecznie i nigdy u siebie, ale u innych to co innego. Frances była piękną kobietą, to był niezaprzeczalny fakt, miała w sobie wiele gracji i wdzięku, nic dziwnego, że wpadła w oko Aresowi, pytanie tylko czy ten wiedział, że jest ona żoną Daniela?
Zresztą sam Wroński miał teraz wielkiego u niej minusa, gdyż okazało się, że ją okłamał i to zwinnie oraz skutecznie, poczuła się tym faktem mocno dotknięta.
Kolejne zdania wprowadziły ją w małe osłupienie, a filiżanka dotknęła spodeczka z cichym brzękiem. Frances też przed nią zataiła prawdę. Pokazywała suknie, opowiadała o ślubie pozwalając Primrose wierzyć, że poślubia mężczyznę, którego pokochała. Czy już w dniu ślubu wiedzieli, że się nie rozejdą czy może pozwalali jej mówić wiedząc, że za parę miesięcy podpisywać będą papiery rozwodowe i będą musieli albo powiedzieć jej prawdę albo wymyślać kolejne kłamstwo. Wzięła głębszy oddech, bo słowa brata zdawały się w tym momencie boleśnie prawdziwe. Widziała rumieniec i zaangażowanie na twarzy przyjaciółki, ale nie zmieniało to faktu, że poczuła kolejne ukłucie zawodu, niczym mała szpileczka, która wbija się w cienką i delikatną skórę pod paznokciem. Dotkliwe i bolesne, choć nie pozostawia głębokich blizn na lata. Sytuacja Frances i Daniela była biegunowo odległa od tej, w której tkwiła z Aresem. Państwo Wrońscy sami podjęli taką decyzję o zawarciu układu, Prim i Aresowi zostało to narzucone przez nestorów dwóch rodów. U nich nie było mowy o rozwodzie, mieli tkwić w tym małżeństwie do końca niezależnie czy pojawi się uczucie czy też staną się sobie obojętni jak obojętni potrafią być dla siebie obcy ludzie. Odstawiła filiżankę na bok dając sobie tych parę dodatkowych sekund na zebranie myśli.
-Dziękuję Frances, że mi o tym powiedziałaś - odezwała się w końcu marszcząc lekko brwi. Nie chciała wybuchnąć, nie chciała być surową dla alchemiczki w swej ocenie. - Gdybyście się jednak rozwiedli mogłabym mieć spore kłopoty, gdyż pod waszym aktem ślubnym podpisałam się jako Burke, reprezentowałam tym samym całą swoją rodzinę a nie tylko siebie. Informowałam podpisem, że popieram ten związek i szczerze w niego wierzę.
Nie chciał brzmieć aż tak oschle ale jednak tak się stało. Nie potrafiła jednak inaczej, Frances trochę ją zraniła zatajając dość ważne fakty. Być może rzeczywiście była zbyt naiwna jak twierdził Edgar. A gdyby ich związek się rozpadł gniew nestora byłaby słuszna i nie mogłaby go za to winić.
-Na razie zaś wolę poznawać mojego narzeczonego tradycyjnymi metodami, ale jeżeli będzie taka konieczność nie zapomnę o twojej propozycji. - Przywołała na twarz delikatny uśmiech słysząc kolejne zapewnienia z ust alchemiczki. Widziała w jej oczach szczerą chęć pomocy w czasie kryzysu więc nie cofnęła swojej dłoni ale ucieszyła się w duchu kiedy rozmowa zeszła na ich badania i mogła przestać myśleć o tym jak bardzo musi zacząć się pilnować we wszystkim co robi i co mówi. Za jakiś czas stanie się lady Carrow i świat nie będzie już taki dla niej wyrozumiały. Bowiem to co uchodziło na sucho lady Burke, pannie na wydaniu, nie zostanie wybaczone lady Carrow, żonie Aresa i prawdopodobnie matce jego dzieci.
-Szmaragdem, aleksandrytem, akwamarynem, turmalinem, jadeitem oraz rubinami - powtórzyła za Frances wszystkie kamienie i sięgnęła po księgę, którą przyniosła alchemiczka. Dla niej każdy z tych kamieni miał inne znaczenie w tworzeniu talizmanów, inne właściwości oraz odpowiedni zapis numerologiczny, ale to też można było uwzględnić w wyborze tego najwłaściwszego. Powoli wstała ze swojego miejsce wyciągając różdżkę.
-Accio, Spis powszechny kamieni szlachetnych - powiedziała wykonując odpowiedni ruch nadgarstkiem, a po chwili w jej stronę szybowała gruba książka z mosiężnymi zdobieniami. Pochwyciła ją w dłonie i odłożyła na stolik po czym wykonała ten sam gest i przywołała dwie kolejne pozycje, które ułożyła na małym stosie. - W tych książkach powinniśmy znaleźć więcej informacji, które nam pomogą zadecydować, który kamień będzie najwłaściwszy do naszych badań. Korzystam z nich przy tworzeniu talizmanów.
Małej pożyczki - po raz kolejny tego dnia Frances zaskoczyła i zdumiała Primrose. Ciemnowłosa kobieta uniosła do góry lekko brwi i pokręciła głową.
-To są nasze wspólne badania, dlatego wyłożę na nie konkretną sumę, a słowa pożyczka osobiście mnie uraża. - Odparła stanowczo, gdyż nie wyobrażała sobie, że Frances jej będzie oddawać pieniądze kiedy obydwie mają przecież tworzyć i badać proces tworzenia się sztucznych kamieni. Czy może Frances się obawiała, że teraz kiedy została zaręczona z Aresem to jej czas się skurczy i nie będzie mogła w pełni oddać się badaniom tym samym zostawiając więcej pracy na barkach alchemiczki? Nic, ani nikt nie mógł odciągnąć młodej lady Burke od tego przedsięwzięcia. Była zdeterminowana i nawet gniew nestora nie był jej w tej chwili straszny.
-Myślę, że nie chciał rozmawiać w pracowni, tylko jakieś eleganckiej restauracji. Chciał się z tobą spotkać. - Wyjaśniła przyjaciółce, gdyż kiedy alchemiczka starała się zrozumieć uczucia i intencje innych poprzez cyfry, to jednak w Primrose Burke nadal w głębi tkwiła romantyczna dusza, która wyłapywała takie niuanse, nie zawsze skutecznie i nigdy u siebie, ale u innych to co innego. Frances była piękną kobietą, to był niezaprzeczalny fakt, miała w sobie wiele gracji i wdzięku, nic dziwnego, że wpadła w oko Aresowi, pytanie tylko czy ten wiedział, że jest ona żoną Daniela?
Zresztą sam Wroński miał teraz wielkiego u niej minusa, gdyż okazało się, że ją okłamał i to zwinnie oraz skutecznie, poczuła się tym faktem mocno dotknięta.
Kolejne zdania wprowadziły ją w małe osłupienie, a filiżanka dotknęła spodeczka z cichym brzękiem. Frances też przed nią zataiła prawdę. Pokazywała suknie, opowiadała o ślubie pozwalając Primrose wierzyć, że poślubia mężczyznę, którego pokochała. Czy już w dniu ślubu wiedzieli, że się nie rozejdą czy może pozwalali jej mówić wiedząc, że za parę miesięcy podpisywać będą papiery rozwodowe i będą musieli albo powiedzieć jej prawdę albo wymyślać kolejne kłamstwo. Wzięła głębszy oddech, bo słowa brata zdawały się w tym momencie boleśnie prawdziwe. Widziała rumieniec i zaangażowanie na twarzy przyjaciółki, ale nie zmieniało to faktu, że poczuła kolejne ukłucie zawodu, niczym mała szpileczka, która wbija się w cienką i delikatną skórę pod paznokciem. Dotkliwe i bolesne, choć nie pozostawia głębokich blizn na lata. Sytuacja Frances i Daniela była biegunowo odległa od tej, w której tkwiła z Aresem. Państwo Wrońscy sami podjęli taką decyzję o zawarciu układu, Prim i Aresowi zostało to narzucone przez nestorów dwóch rodów. U nich nie było mowy o rozwodzie, mieli tkwić w tym małżeństwie do końca niezależnie czy pojawi się uczucie czy też staną się sobie obojętni jak obojętni potrafią być dla siebie obcy ludzie. Odstawiła filiżankę na bok dając sobie tych parę dodatkowych sekund na zebranie myśli.
-Dziękuję Frances, że mi o tym powiedziałaś - odezwała się w końcu marszcząc lekko brwi. Nie chciała wybuchnąć, nie chciała być surową dla alchemiczki w swej ocenie. - Gdybyście się jednak rozwiedli mogłabym mieć spore kłopoty, gdyż pod waszym aktem ślubnym podpisałam się jako Burke, reprezentowałam tym samym całą swoją rodzinę a nie tylko siebie. Informowałam podpisem, że popieram ten związek i szczerze w niego wierzę.
Nie chciał brzmieć aż tak oschle ale jednak tak się stało. Nie potrafiła jednak inaczej, Frances trochę ją zraniła zatajając dość ważne fakty. Być może rzeczywiście była zbyt naiwna jak twierdził Edgar. A gdyby ich związek się rozpadł gniew nestora byłaby słuszna i nie mogłaby go za to winić.
-Na razie zaś wolę poznawać mojego narzeczonego tradycyjnymi metodami, ale jeżeli będzie taka konieczność nie zapomnę o twojej propozycji. - Przywołała na twarz delikatny uśmiech słysząc kolejne zapewnienia z ust alchemiczki. Widziała w jej oczach szczerą chęć pomocy w czasie kryzysu więc nie cofnęła swojej dłoni ale ucieszyła się w duchu kiedy rozmowa zeszła na ich badania i mogła przestać myśleć o tym jak bardzo musi zacząć się pilnować we wszystkim co robi i co mówi. Za jakiś czas stanie się lady Carrow i świat nie będzie już taki dla niej wyrozumiały. Bowiem to co uchodziło na sucho lady Burke, pannie na wydaniu, nie zostanie wybaczone lady Carrow, żonie Aresa i prawdopodobnie matce jego dzieci.
-Szmaragdem, aleksandrytem, akwamarynem, turmalinem, jadeitem oraz rubinami - powtórzyła za Frances wszystkie kamienie i sięgnęła po księgę, którą przyniosła alchemiczka. Dla niej każdy z tych kamieni miał inne znaczenie w tworzeniu talizmanów, inne właściwości oraz odpowiedni zapis numerologiczny, ale to też można było uwzględnić w wyborze tego najwłaściwszego. Powoli wstała ze swojego miejsce wyciągając różdżkę.
-Accio, Spis powszechny kamieni szlachetnych - powiedziała wykonując odpowiedni ruch nadgarstkiem, a po chwili w jej stronę szybowała gruba książka z mosiężnymi zdobieniami. Pochwyciła ją w dłonie i odłożyła na stolik po czym wykonała ten sam gest i przywołała dwie kolejne pozycje, które ułożyła na małym stosie. - W tych książkach powinniśmy znaleźć więcej informacji, które nam pomogą zadecydować, który kamień będzie najwłaściwszy do naszych badań. Korzystam z nich przy tworzeniu talizmanów.
Małej pożyczki - po raz kolejny tego dnia Frances zaskoczyła i zdumiała Primrose. Ciemnowłosa kobieta uniosła do góry lekko brwi i pokręciła głową.
-To są nasze wspólne badania, dlatego wyłożę na nie konkretną sumę, a słowa pożyczka osobiście mnie uraża. - Odparła stanowczo, gdyż nie wyobrażała sobie, że Frances jej będzie oddawać pieniądze kiedy obydwie mają przecież tworzyć i badać proces tworzenia się sztucznych kamieni. Czy może Frances się obawiała, że teraz kiedy została zaręczona z Aresem to jej czas się skurczy i nie będzie mogła w pełni oddać się badaniom tym samym zostawiając więcej pracy na barkach alchemiczki? Nic, ani nikt nie mógł odciągnąć młodej lady Burke od tego przedsięwzięcia. Była zdeterminowana i nawet gniew nestora nie był jej w tej chwili straszny.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Eteryczna alchemiczka zamrugała, z zaskoczeniem zerkając w kierunku panny Burke, do tej pory trwając w przekonaniu, iż chodziło jedynie o nowy projekt badawczy powiązany z jej polem działania, nie dostrzegając w tym zaproszenia o zupełnie innym podłożu.
- Spotkać nie w celu omówieniu projektu…? - Upewniła się, a rumieniec pojawił się na jej buzi. Zbyt pochłonięta wizją kolejnego, interesującego wyzwania w dziedzinie naukowej nawet przez chwilę nie sądziła, iż mogłoby chodzić o coś innego, zwłaszcza iż już wtedy pierścionek zaręczynowy zdobił jej dłoń. - To chyba już wiem, czemu nie otrzymałam żadnej sowy. Merlinie, trochę mi teraz głupio… - Dodała, na chwilę uciekając spojrzeniem na filiżankę, w delikatnym zakłopotaniu. Nie chciała, aby Primrose posądziła ją o jakąkolwiek, nieprofesjonalną relację z jej narzeczonym. Frances nie miała najmniejszego zamiaru w dawać się w jakiekolwiek romanse, zbyt zapatrzona i zbyt zakochana w swoim mężu, aby choćby pomyśleć o innym mężczyźnie w taki sposób. Daniel znaczył dla niej zbyt wiele, by podjąć się działania, które nie dość, że by go zraniło, to jeszcze zaprzepaściłoby ich relację, a tego eteryczna alchemiczka z pewnością nigdy by nie chciała.
- Och, Primrose… - Zaczęła delikatnie, widząc zmarszczenie jej brwi oraz to coś w szarozielonym spojrzeniu. Nie chciała, aby przyjaciółka odebrała jej słowa w zły sposób bądź zarzuciła stałą nieszczerość czy dążenia do wyrządzenia jej krzywdy. - Nie poprosiłabym Cię o przeprowadzenie ceremonii ze świadomością, że przysporzy Ci to w którymkolwiek momencie kłopotów i narazi na nieprzyjemności. Nie mówiłam Ci o tym wcześniej, gdyż w tamtym czasie początkowe założenia były już nieaktualne, a teraz… Chyba chciałam, żebyś nie traciła nadziei. - Mówiła przyciszonym głosem pełnym ciepłych tonów, nie odrywając uważnego spojrzenia od buzi panny Burke. - Póki co nie zanosi się, abyśmy chociaż pomyśleli o rozwodzie i mam najszczerszą nadzieję, że tak już pozostanie. - Dodała wzruszając wątłym ramieniem, z nadzieją wyraźnie wypisaną w głosie. Szczerze wierzyła w uczucie swojej bratniej duszy i miała nadzieję, że żadna siła nie będzie w stanie go zmienić, samej równie szczerze chcąc spędzić z Wrońskim resztę swoich dni.
Uśmiechnęła się ślicznie oraz niezwykle niewinnie słysząc kolejne słowa Primrose. Nie miała zamiaru namawiać ją na alchemiczne sztuczki, chciała jednak, aby ciemnowłosa posiadała świadomość tego, iż Frances z pewnością jej pomoże, jeśli będzie taka potrzeba.
Temat przeszedł na ich pracę, a pani Wroński śmiało wypowiadała swoje myśli, chcąc wprowadzić przyjaciółkę w zalążki snutych przez nią teorii. Mimo iż w ostatnim czasie pochłaniała ją praca, udało jej się uporządkować pomysły którymi wymieniały się w Dziale Ksiąg Zakazanych. Była pewna, że we dwie będą w stanie odnaleźć odpowiedni minerał, który później przygotują w warunkach laboratoryjnych, zwłaszcza iż miały dostęp do skomplikowanej, alchemicznej aparatury.
Z zaciekawieniem wodziła wzrokiem za Primrose, a gdy ta przywołała odpowiednią księgę, szaroniebieskie spojrzenie skupiło się na opasłym tomie oraz jego pożółkłych stronicach. Zamyślenie pojawiło się na delikatnej buzi, a eteryczna alchemiczka zastanowiła się sposobem odpowiedniego dobrania kamienia, nad którym będą prowadzić prace.
- Dobrze, przeanalizujemy każdy z kamieni. Wydaje mi się, że z naszą wiedzą będziemy w stanie spojrzeć na nie w szerszej perspektywie… - Wypowiedziała, z torebki wyjmując notes oraz kawałek ołówka, które zawsze ze sobą nosiła. W końcu, nigdy nie miało się pewności, kiedy przyda się kilka drobnych obliczeń, czyż nie?
Delikatny rumieniec pojawił się na jej buzi, gdy po raz drugi podczas dzisiejszego spotkania nabrała wrażenia, iż uraziła drogą Primrose. - Och, dziękuję Primrose. Nie gniewaj się na mnie, po prostu nie chciałam, abyś pomyślała, że robię ten projekt z Tobą jedynie ze względów finansowych... O wiele bardziej cenię Twój bystry umysł. - Odpowiedziała nieśmiało, na chwilę uciekając wzrokiem. Z największą przyjemnością opłaciłaby cały projekt ze swojej kieszeni, z miesiąca na miesiąc życie stawało się jednak coraz droższe, a jej skrytka mocno cierpiała po spłacie kredytu zaciągniętego na kupno Szafirowego Wzgórza.
- Dobrze, przeanalizujmy wszystkie kamienie o których wspomniałam. Ja skupię się na alchemicznej części, będę jednak niezmiernie wdzięczna, jeśli dodasz do tego informacje które Ty uznałabyś za istotne. - Zaczęła, uważniej przyglądając się buzi ciemnowłosej, by później zanurzyć się w księgach. Nie była jeszcze pewna, co powinny uznać za główne kryterium, dlatego też postanowiła pójść drogą dokładnej analizy. - Jadelit to inaczej krzemian sodu i glinu o doskonałej łupliwości. W naturze rzadko tworzy dobrze wykształcone kryształy, zwykle jest zbitą masą oraz tworzy się w niskich temperaturach i wysokich ciśnieniach. Szmaragd to inaczej glinokrzemian berylu, który w swej naturze jest dość kruchy… - Przerwała na chwilę, uważnie wertując karty wszystkich ksiąg.-… Lecz nie mamy informacji, tyczącej procesu jego powstawania. - Nie zdziwił ją brak informacji na ten temat, w przypadku kamieni szlachetnych częściej mówiło się o ich właściwościach oraz zastosowaniu. - Aleksandryt to tlenek glinu i berylu, zmienia barwę zależnie od tego, czy patrzy się na niego w świetle dziennym czy sztucznym, odkryto je stosunkowo niedawno, powstają na skałach magmowych oraz przeobrażonych… Akwamaryn ma skłąd podobny do szmaragdu, oba są odmianami berylu, związany jest ze skałami granitowymi i ponoć jest niezwykle kruchy. Turmalin to krzemian, zawiera w sobie borokrzemiany sodu, wapnia, glinu, litu… I dziesięciu innych pierwiastków, co może być niezwykle problematyczne w kwestii odpowiedniego ich połączenia. Również są kruche, w dodatku przyciągają kurz i niewielkie skrawki papieru… Co też mogłoby być problemem, musiałybyśmy przygotować odpowiedni pokój i postarać się, aby nie znalazł się w nim choć gram kurzu… - Zamyślenie pojawiło się w głosie eterycznej alchemiczki, gdy przedstawiała kolejne właściwości wybranych kamieni, wynikające z alchemicznych danych oraz wzorów opisanych w księgach. Ich czytanie od dawna nie stanowiło dla niej najmniejszego problemu. - Rubin są odmianą korundu, to tlenek glinu domieszkowany trójwartościowymi jonami chromu, ponoć zmieniają odrobinę barwę zależnie od światła jakie przez niego przechodzi. Wykazują tenencję do luminescencji, a to oznacza, że emitują fale świetlne, a nasycenie ich barwy zależy od domieszki dodatkowego składnika… Co ciekawe, jeśli uda nam się go stworzyć na tej bazie mogłobyśmy pracować ze stworzeniem innych odmian korundu. Jest jednym z najcenniejszych kamieni, zwłaszcza w barwie krwi gołębiej. - Ciche westchnienie uleciało z jej ust gdy zakończyła przytaczać wszystkie informacje. Gardło pokryło się nieprzyjemną suchością, to też pani Wroński uniosła filiżankę do ust, by upić letniego naparu. Szaroniebieskie spojrzenie z zaciekawieniem powędrowało ku buzi Primrose oczekując jej słów, opinii oraz analiz - obie zajmowały się alchemią, obie jednak zajmowały się odrobinę innym ich aspektem. A to mogło pomóc im otrzymać pełniejszy pogląd sytuacji.
- Spotkać nie w celu omówieniu projektu…? - Upewniła się, a rumieniec pojawił się na jej buzi. Zbyt pochłonięta wizją kolejnego, interesującego wyzwania w dziedzinie naukowej nawet przez chwilę nie sądziła, iż mogłoby chodzić o coś innego, zwłaszcza iż już wtedy pierścionek zaręczynowy zdobił jej dłoń. - To chyba już wiem, czemu nie otrzymałam żadnej sowy. Merlinie, trochę mi teraz głupio… - Dodała, na chwilę uciekając spojrzeniem na filiżankę, w delikatnym zakłopotaniu. Nie chciała, aby Primrose posądziła ją o jakąkolwiek, nieprofesjonalną relację z jej narzeczonym. Frances nie miała najmniejszego zamiaru w dawać się w jakiekolwiek romanse, zbyt zapatrzona i zbyt zakochana w swoim mężu, aby choćby pomyśleć o innym mężczyźnie w taki sposób. Daniel znaczył dla niej zbyt wiele, by podjąć się działania, które nie dość, że by go zraniło, to jeszcze zaprzepaściłoby ich relację, a tego eteryczna alchemiczka z pewnością nigdy by nie chciała.
- Och, Primrose… - Zaczęła delikatnie, widząc zmarszczenie jej brwi oraz to coś w szarozielonym spojrzeniu. Nie chciała, aby przyjaciółka odebrała jej słowa w zły sposób bądź zarzuciła stałą nieszczerość czy dążenia do wyrządzenia jej krzywdy. - Nie poprosiłabym Cię o przeprowadzenie ceremonii ze świadomością, że przysporzy Ci to w którymkolwiek momencie kłopotów i narazi na nieprzyjemności. Nie mówiłam Ci o tym wcześniej, gdyż w tamtym czasie początkowe założenia były już nieaktualne, a teraz… Chyba chciałam, żebyś nie traciła nadziei. - Mówiła przyciszonym głosem pełnym ciepłych tonów, nie odrywając uważnego spojrzenia od buzi panny Burke. - Póki co nie zanosi się, abyśmy chociaż pomyśleli o rozwodzie i mam najszczerszą nadzieję, że tak już pozostanie. - Dodała wzruszając wątłym ramieniem, z nadzieją wyraźnie wypisaną w głosie. Szczerze wierzyła w uczucie swojej bratniej duszy i miała nadzieję, że żadna siła nie będzie w stanie go zmienić, samej równie szczerze chcąc spędzić z Wrońskim resztę swoich dni.
Uśmiechnęła się ślicznie oraz niezwykle niewinnie słysząc kolejne słowa Primrose. Nie miała zamiaru namawiać ją na alchemiczne sztuczki, chciała jednak, aby ciemnowłosa posiadała świadomość tego, iż Frances z pewnością jej pomoże, jeśli będzie taka potrzeba.
Temat przeszedł na ich pracę, a pani Wroński śmiało wypowiadała swoje myśli, chcąc wprowadzić przyjaciółkę w zalążki snutych przez nią teorii. Mimo iż w ostatnim czasie pochłaniała ją praca, udało jej się uporządkować pomysły którymi wymieniały się w Dziale Ksiąg Zakazanych. Była pewna, że we dwie będą w stanie odnaleźć odpowiedni minerał, który później przygotują w warunkach laboratoryjnych, zwłaszcza iż miały dostęp do skomplikowanej, alchemicznej aparatury.
Z zaciekawieniem wodziła wzrokiem za Primrose, a gdy ta przywołała odpowiednią księgę, szaroniebieskie spojrzenie skupiło się na opasłym tomie oraz jego pożółkłych stronicach. Zamyślenie pojawiło się na delikatnej buzi, a eteryczna alchemiczka zastanowiła się sposobem odpowiedniego dobrania kamienia, nad którym będą prowadzić prace.
- Dobrze, przeanalizujemy każdy z kamieni. Wydaje mi się, że z naszą wiedzą będziemy w stanie spojrzeć na nie w szerszej perspektywie… - Wypowiedziała, z torebki wyjmując notes oraz kawałek ołówka, które zawsze ze sobą nosiła. W końcu, nigdy nie miało się pewności, kiedy przyda się kilka drobnych obliczeń, czyż nie?
Delikatny rumieniec pojawił się na jej buzi, gdy po raz drugi podczas dzisiejszego spotkania nabrała wrażenia, iż uraziła drogą Primrose. - Och, dziękuję Primrose. Nie gniewaj się na mnie, po prostu nie chciałam, abyś pomyślała, że robię ten projekt z Tobą jedynie ze względów finansowych... O wiele bardziej cenię Twój bystry umysł. - Odpowiedziała nieśmiało, na chwilę uciekając wzrokiem. Z największą przyjemnością opłaciłaby cały projekt ze swojej kieszeni, z miesiąca na miesiąc życie stawało się jednak coraz droższe, a jej skrytka mocno cierpiała po spłacie kredytu zaciągniętego na kupno Szafirowego Wzgórza.
- Dobrze, przeanalizujmy wszystkie kamienie o których wspomniałam. Ja skupię się na alchemicznej części, będę jednak niezmiernie wdzięczna, jeśli dodasz do tego informacje które Ty uznałabyś za istotne. - Zaczęła, uważniej przyglądając się buzi ciemnowłosej, by później zanurzyć się w księgach. Nie była jeszcze pewna, co powinny uznać za główne kryterium, dlatego też postanowiła pójść drogą dokładnej analizy. - Jadelit to inaczej krzemian sodu i glinu o doskonałej łupliwości. W naturze rzadko tworzy dobrze wykształcone kryształy, zwykle jest zbitą masą oraz tworzy się w niskich temperaturach i wysokich ciśnieniach. Szmaragd to inaczej glinokrzemian berylu, który w swej naturze jest dość kruchy… - Przerwała na chwilę, uważnie wertując karty wszystkich ksiąg.-… Lecz nie mamy informacji, tyczącej procesu jego powstawania. - Nie zdziwił ją brak informacji na ten temat, w przypadku kamieni szlachetnych częściej mówiło się o ich właściwościach oraz zastosowaniu. - Aleksandryt to tlenek glinu i berylu, zmienia barwę zależnie od tego, czy patrzy się na niego w świetle dziennym czy sztucznym, odkryto je stosunkowo niedawno, powstają na skałach magmowych oraz przeobrażonych… Akwamaryn ma skłąd podobny do szmaragdu, oba są odmianami berylu, związany jest ze skałami granitowymi i ponoć jest niezwykle kruchy. Turmalin to krzemian, zawiera w sobie borokrzemiany sodu, wapnia, glinu, litu… I dziesięciu innych pierwiastków, co może być niezwykle problematyczne w kwestii odpowiedniego ich połączenia. Również są kruche, w dodatku przyciągają kurz i niewielkie skrawki papieru… Co też mogłoby być problemem, musiałybyśmy przygotować odpowiedni pokój i postarać się, aby nie znalazł się w nim choć gram kurzu… - Zamyślenie pojawiło się w głosie eterycznej alchemiczki, gdy przedstawiała kolejne właściwości wybranych kamieni, wynikające z alchemicznych danych oraz wzorów opisanych w księgach. Ich czytanie od dawna nie stanowiło dla niej najmniejszego problemu. - Rubin są odmianą korundu, to tlenek glinu domieszkowany trójwartościowymi jonami chromu, ponoć zmieniają odrobinę barwę zależnie od światła jakie przez niego przechodzi. Wykazują tenencję do luminescencji, a to oznacza, że emitują fale świetlne, a nasycenie ich barwy zależy od domieszki dodatkowego składnika… Co ciekawe, jeśli uda nam się go stworzyć na tej bazie mogłobyśmy pracować ze stworzeniem innych odmian korundu. Jest jednym z najcenniejszych kamieni, zwłaszcza w barwie krwi gołębiej. - Ciche westchnienie uleciało z jej ust gdy zakończyła przytaczać wszystkie informacje. Gardło pokryło się nieprzyjemną suchością, to też pani Wroński uniosła filiżankę do ust, by upić letniego naparu. Szaroniebieskie spojrzenie z zaciekawieniem powędrowało ku buzi Primrose oczekując jej słów, opinii oraz analiz - obie zajmowały się alchemią, obie jednak zajmowały się odrobinę innym ich aspektem. A to mogło pomóc im otrzymać pełniejszy pogląd sytuacji.
Frances Wroński
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zamężna
Even darkness must pass. A new day will come. And when the sun shines, it'll shine out the clearer.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Na zewnątrz opanowana, chłodna, stonowana ale też nie zawsze, dziś starała się zachować za wszelką cenę fason. W środku jednak kotłowały się emocje, które po spotkaniu z Aresem i Francisem nadal się nie uspokoiły, a czekało ją spotkanie z samą Evandrą. Zbyt wiele kwestii prywatnych teraz wypływało. Zaczynało się ze sobą mieszać i przeplatać. Potrzebowała perspektywy, potrzebowała spojrzeć na wszystko świeżym okiem, bez tego całego bagażu jaki się ostatnio zaczął zbierać, o jaki sama się prosiła. Czy Frances była jednym z duchów przeszłości jej narzeczonego? Czy chciała znać odpowiedź na to pytanie? Bardzo możliwe, że nie więc pokręciła jedynie głową dając tym samym znak pani Wroński, żeby się nie przejmowała tym, że lord Carrow zapraszał ją na kolację. Zanim wola rodów ich związała ze sobą prowadził normalne życie, nie był pustelnikiem. Choć wprost tego nie powiedział, to zdawała sobie sprawę, że miała stać się żoną człowieka z przeszłością i nawet jeżeli wierzył, że upora się ze wszystkimi swoimi sprawami to musiał mieć świadomość, że czasami duchy nadal będą się pojawiać. Słuchała uważnie zapewnień alchemiczki pragnąc szczerze wierzyć w każde jej słowo. Była przecież na ślubie, widziała tych dwojga i wtedy nie mogła wątpić w ich uczucie. Czy właśnie tamtego dnia uświadomili sobie, że cały ten związek nie będzie farsą? Będzie wiecznie trwał? Chcieli się razem zestarzeć? Rozmowa z Aresem poruszyła w Prim dawne struny, które uśpiła przed laty. Dlaczego zadał jej te pytania? Dlaczego zaczęła się nad nimi zastanawiać zamiast uciąć wtedy dyskusję?
-Następnym razem nie ukrywaj takich informacji przede mną - poprosiła jedynie dając tym samym znak, że uważa temat za zamknięty. Nie było sensu go dalej drążyć. Dała się zwieść iluzji, drugi raz tego samego błędu nie popełni. Chciała ufać i wierzyć Frances, dlatego nie miała zamiaru chować urazy czy się dąsać. Nie chciała też poruszać kwestii Daniela, który zdawał się świetnie znać Aresa i jego życie prywatne. Jednak z tym przecherą miała zamiar porozmawiać osobiście i nie zrzucać tego na barki Frances, która i tak zdawała się być poruszona faktem, że uraziła lady Burke.
Odetchnęła z ulgą kiedy ich rozmowa zeszła na badania jakimi miały się zająć. Książki lądowały na stoliku, a alchemiczka je przeglądała, po kolejne sięgnęła Primrose i otworzyła na odpowiednich stronach. Sięgnęła po swój notatnik i ołówek by czynić własne notatki, z połączenia ich z tymi, które poczyniała blondynka mogły dojść do ciekawych wniosków.
-Jadeit to kamień władzy, długowieczności i mądrości. Planetą jadeitu jest Merkury. Bardzo popularny w Chinach i tam uznawany za kamień cesarski, ale to jak powstaje może być dla nas ciężkie w warunkach sztucznych. - Wtrąciła się zaraz po słowach przyjaciółki - Możemy mieć problem ze stworzeniem spójnego kryształu. Co mamy dalej?
Przez chwilę analizowała słowa Frances co jakiś czas kiwając głową.
-Szmaragd to symbol pokoju, piękna, wierności i odrodzenia, niezwykle cenny oraz silny magicznie. Nie wiem czy w sztucznym kamieniu byłybyśmy w stanie odtworzyć jego magiczne właściwości. - Przerzuciła parę stronić swojej książki, którą miała otworzoną na kolanach. - Aleksandryt, wiesz że mówi się o nim, że jest szmaragdem za dnia, a rubinem w nocy? Jest łupliwy, może stwarzać kłopoty przy obróbce. Musimy zdecydować się na coś trwalszego. Akwamaryn? Turmalin? Obydwa zdają się również za ciężkie na sam początek, zwłaszcza Turmalin. A akwamaryn była niezwykle kapryśny gdy stosuję go w tworzeniu talizmanów. Nie ulega łatwo ani czarom ani runom. Musimy wybrać taki kamień, który nie będzie stanowił dla nas wyzwania w samym swoim składzie i dopasowaniem do niego techniki zgodnej z jego zapisem numerologicznym. Skład chemiczny to jedno, ale numerologia to drugie. Będziemy w niego ingerować nie tylko fizycznie poprzez temperaturę czy ciśnienie, ale również naruszymy strukturę składnika magicznego, który musi być dla nas w miarę łatwy do odtworzenia w procesie tworzenia sztucznego kamienia. Nie łudźmy się, nabywcy będą patrzeć nie tylko na jego wygląd.
Kiedy Frances mówiła o rubinie zawiesiła na niej uważne spojrzenie szarozielonych oczu, zastukała palcami w notes.
-Rubin - mruknęła pod nosem. - To bardzo twardy kamień, mocny i wytrzymały. Chyba podobne właściwości ma szafir o ile się nie mylę, ale to trzeba sprawdzić. Rubin zaś wzmacnia energię, zwiększa świadomość, odwagę , przynosi bogactwo, szczęście w miłość i ochronę w walce i ma równowagę numerologiczną, najlepszą ze wszystkich innych kamieni. Jest drogi, ale wspólnie powinno nas stać na jego zakup.
Oczywiście mogła pójść do brata po pieniądze, ale chciała aby to był jej projekt, jej badania. Nie chciała do tego wykorzystywać faktu, że urodziła w takiej a nie innej rodzinie. Miała swoje oszczędności, nie jakieś wielkie, ale na tyle spore aby było je stać na zakup odpowiedniego kamienia.
-Następnym razem nie ukrywaj takich informacji przede mną - poprosiła jedynie dając tym samym znak, że uważa temat za zamknięty. Nie było sensu go dalej drążyć. Dała się zwieść iluzji, drugi raz tego samego błędu nie popełni. Chciała ufać i wierzyć Frances, dlatego nie miała zamiaru chować urazy czy się dąsać. Nie chciała też poruszać kwestii Daniela, który zdawał się świetnie znać Aresa i jego życie prywatne. Jednak z tym przecherą miała zamiar porozmawiać osobiście i nie zrzucać tego na barki Frances, która i tak zdawała się być poruszona faktem, że uraziła lady Burke.
Odetchnęła z ulgą kiedy ich rozmowa zeszła na badania jakimi miały się zająć. Książki lądowały na stoliku, a alchemiczka je przeglądała, po kolejne sięgnęła Primrose i otworzyła na odpowiednich stronach. Sięgnęła po swój notatnik i ołówek by czynić własne notatki, z połączenia ich z tymi, które poczyniała blondynka mogły dojść do ciekawych wniosków.
-Jadeit to kamień władzy, długowieczności i mądrości. Planetą jadeitu jest Merkury. Bardzo popularny w Chinach i tam uznawany za kamień cesarski, ale to jak powstaje może być dla nas ciężkie w warunkach sztucznych. - Wtrąciła się zaraz po słowach przyjaciółki - Możemy mieć problem ze stworzeniem spójnego kryształu. Co mamy dalej?
Przez chwilę analizowała słowa Frances co jakiś czas kiwając głową.
-Szmaragd to symbol pokoju, piękna, wierności i odrodzenia, niezwykle cenny oraz silny magicznie. Nie wiem czy w sztucznym kamieniu byłybyśmy w stanie odtworzyć jego magiczne właściwości. - Przerzuciła parę stronić swojej książki, którą miała otworzoną na kolanach. - Aleksandryt, wiesz że mówi się o nim, że jest szmaragdem za dnia, a rubinem w nocy? Jest łupliwy, może stwarzać kłopoty przy obróbce. Musimy zdecydować się na coś trwalszego. Akwamaryn? Turmalin? Obydwa zdają się również za ciężkie na sam początek, zwłaszcza Turmalin. A akwamaryn była niezwykle kapryśny gdy stosuję go w tworzeniu talizmanów. Nie ulega łatwo ani czarom ani runom. Musimy wybrać taki kamień, który nie będzie stanowił dla nas wyzwania w samym swoim składzie i dopasowaniem do niego techniki zgodnej z jego zapisem numerologicznym. Skład chemiczny to jedno, ale numerologia to drugie. Będziemy w niego ingerować nie tylko fizycznie poprzez temperaturę czy ciśnienie, ale również naruszymy strukturę składnika magicznego, który musi być dla nas w miarę łatwy do odtworzenia w procesie tworzenia sztucznego kamienia. Nie łudźmy się, nabywcy będą patrzeć nie tylko na jego wygląd.
Kiedy Frances mówiła o rubinie zawiesiła na niej uważne spojrzenie szarozielonych oczu, zastukała palcami w notes.
-Rubin - mruknęła pod nosem. - To bardzo twardy kamień, mocny i wytrzymały. Chyba podobne właściwości ma szafir o ile się nie mylę, ale to trzeba sprawdzić. Rubin zaś wzmacnia energię, zwiększa świadomość, odwagę , przynosi bogactwo, szczęście w miłość i ochronę w walce i ma równowagę numerologiczną, najlepszą ze wszystkich innych kamieni. Jest drogi, ale wspólnie powinno nas stać na jego zakup.
Oczywiście mogła pójść do brata po pieniądze, ale chciała aby to był jej projekt, jej badania. Nie chciała do tego wykorzystywać faktu, że urodziła w takiej a nie innej rodzinie. Miała swoje oszczędności, nie jakieś wielkie, ale na tyle spore aby było je stać na zakup odpowiedniego kamienia.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Biblioteka
Szybka odpowiedź