Pracownia alchemiczna
Strona 1 z 21 • 1, 2, 3 ... 11 ... 21
AutorWiadomość
Pracownia alchemiczna
Mieszcząca się w podziemiach pracownia alchemiczna całkowicie poświęcona została zadaniu przygotowywania eliksirów na zamówienie. Dojście do niej jest dość kłopotliwe - należy przebrnąć przez gąszcz korytarzy tworzących skomplikowany labirynt. Dla kogoś, kto nie zagląda do pomieszczenia zbyt często, jego położenie pozostaje nieznane. Dopiero pod koniec długiej wędrówki można odnaleźć ciężkie, drewniane drzwi z metalowymi elementami; po przekroczeniu progu pokoju wzdłuż ścian znajdują się solidne, mahoniowe regały skrywające najróżniejsze księgi, ingrediencje oraz przedmioty. W centrum znajduje się porządny stół wraz z paleniskiem potrzebnym do podgrzewania kociołka. Jedno, jedyne okno widnieje na wprost wejścia - wiecznie jest ubrudzone, najczęściej także zasłaniane grubą kotarą.
15.05
Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem mój brak optymizmu. Widzę świat w ciemnych barwach dokładnie takich samych jakie osnuwają Durham oraz Śmiertelny Nokturn. Nie do końca wierzę, że uda mi się przynajmniej część eliksirów dzisiejszego dnia stworzyć, ale to nic. Boję się, że przeterminują mi się ingrediencje. Niektóre mają już kilka miesięcy, ale ja głupi do tej pory wolałem ich nie zużywać. Tym razem muszę, żeby przynajmniej mieć szanse stworzyć z nich coś sensownego. To będzie długi oraz mozolny dzień. Jestem jednak gotów. Chyba już gorzej nie będzie od czasu wybuchu znacznej części posiadłości nad Wear, gdzie skrzat nieumyślnie strącił coś do bulgoczącego kotła, przez co rozsadziło niemal połowę dworku. I tak oto jestem tutaj, na starych śmieciach.
Wynonna znosi to dużo lepiej, ja nadal nie mogę przyzwyczaić się do spotykania całej rodziny podczas posiłku. Brakuje tylko Craiga. Mam nadzieję, że jego odbicie z Azkabanu powiedzie się. Wszyscy tu na niego czekamy. Ja zaś cieszę się tylko, że w tak ogromnym zamku poza porami spożywania wspólnie śniadań, obiadów czy kolacji to nie spotykam prawie nikogo. Nie chodzę też po nim jakoś szczególnie często, głównie zaszywając się w piwnicach.
Tak jak teraz. Odpowiedni uniform i można działać. Na pierwszy ogień postanawiam zrobić eliksir Pierdzioszka. Gdybym nie był zwykłym gburem, zapewne zaśmiewałbym się zarówno z jego nazwy jak i działania, ale nie mam szczególnie poczucia humoru co sprawia, że po prostu przystępuję do działania. Zagotowuję wodę w kociołku ustawiając go nad paleniskiem, następnie przystępuję do przygotowania ingrediencji. Na samym początku dodaję w fiolce jad boomslanga, po czym mieszam całość pięć razy w lewo i dwa w prawo. W moździerzu rozdrabniam kolce jeżowca w liczbie czterech, które wkrótce także lądują w zupie. Wlewam także fiolkę krwi nietoperza obserwując jak wywar nabiera mocno czerwonej barwy. Wsypuję również pięć łusek ramory dzięki czemu eliksir delikatnie świeci. Mieszam czternaście razy w lewo i osiemnaście w prawo. Na koniec ostrożnie kroję w drobną kostkę muchomora, dość dorodnego. On też ląduje w bulgoczącym eliksirze. Wydaje mi się, że wszystko wygląda w porządku, gdyż unoszący się smród wydaje się być odpowiedni.
Dla nikogo nie powinno być zaskoczeniem mój brak optymizmu. Widzę świat w ciemnych barwach dokładnie takich samych jakie osnuwają Durham oraz Śmiertelny Nokturn. Nie do końca wierzę, że uda mi się przynajmniej część eliksirów dzisiejszego dnia stworzyć, ale to nic. Boję się, że przeterminują mi się ingrediencje. Niektóre mają już kilka miesięcy, ale ja głupi do tej pory wolałem ich nie zużywać. Tym razem muszę, żeby przynajmniej mieć szanse stworzyć z nich coś sensownego. To będzie długi oraz mozolny dzień. Jestem jednak gotów. Chyba już gorzej nie będzie od czasu wybuchu znacznej części posiadłości nad Wear, gdzie skrzat nieumyślnie strącił coś do bulgoczącego kotła, przez co rozsadziło niemal połowę dworku. I tak oto jestem tutaj, na starych śmieciach.
Wynonna znosi to dużo lepiej, ja nadal nie mogę przyzwyczaić się do spotykania całej rodziny podczas posiłku. Brakuje tylko Craiga. Mam nadzieję, że jego odbicie z Azkabanu powiedzie się. Wszyscy tu na niego czekamy. Ja zaś cieszę się tylko, że w tak ogromnym zamku poza porami spożywania wspólnie śniadań, obiadów czy kolacji to nie spotykam prawie nikogo. Nie chodzę też po nim jakoś szczególnie często, głównie zaszywając się w piwnicach.
Tak jak teraz. Odpowiedni uniform i można działać. Na pierwszy ogień postanawiam zrobić eliksir Pierdzioszka. Gdybym nie był zwykłym gburem, zapewne zaśmiewałbym się zarówno z jego nazwy jak i działania, ale nie mam szczególnie poczucia humoru co sprawia, że po prostu przystępuję do działania. Zagotowuję wodę w kociołku ustawiając go nad paleniskiem, następnie przystępuję do przygotowania ingrediencji. Na samym początku dodaję w fiolce jad boomslanga, po czym mieszam całość pięć razy w lewo i dwa w prawo. W moździerzu rozdrabniam kolce jeżowca w liczbie czterech, które wkrótce także lądują w zupie. Wlewam także fiolkę krwi nietoperza obserwując jak wywar nabiera mocno czerwonej barwy. Wsypuję również pięć łusek ramory dzięki czemu eliksir delikatnie świeci. Mieszam czternaście razy w lewo i osiemnaście w prawo. Na koniec ostrożnie kroję w drobną kostkę muchomora, dość dorodnego. On też ląduje w bulgoczącym eliksirze. Wydaje mi się, że wszystko wygląda w porządku, gdyż unoszący się smród wydaje się być odpowiedni.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 52
'k100' : 52
Nie, to jednak nie jest ten odór. Stwierdzam to na szczęście po dość krótkiej analizie wdychania tych aromatów. Kolor także nie wydaje się być tak intensywny jak powinien. To sprawia, że bez skrupułów wylewam całą zawartość w miejsce, gdzie ten smród nie będzie aż tak zaporowy do istnienia wszystkich mieszkańców. Skrzata naturalnie zatrudniam do wyczyszczenia kotła, nie chcę wszak używać magii kiedy ta tak szaleje. Ręcznie przecież się do tego nie zabiorę.
W międzyczasie przygotowuję wszystkie składniki do kolejnego wywaru. Tym razem wezmę się za zrobienie wywaru z sangwinarii. Chyba za bardzo brnę w stronę układu trawiennego, no cóż. Zamierzam zignorować bezsensowne myśli. Wyjmuję z szafki najpierw serce, czyli akonit. Następnie szukam sangwinarii uważając, żeby obchodzić się z nimi ostrożnie, przede wszystkim w rękawicach. Do tego język kameleona przechowywany w płóciennym woreczku, dziób sowy, która prawdopodobnie jeszcze jakiś czas temu rozsyłała dzielnie listy, a także osiem suszonych pająków zamkniętych w szklanym słoju. Wyglądają ohydnie, ale ostatecznie nie będę ich jeść.
Kiedy kociołek jest gotowy do użytku, wlewam do niego wodę oraz zawieszam gar nad palnikiem. W momencie rozpoczęcia bulgotania, wrzucam do środka pokruszoną i pokrojoną sangwinarię. Mieszam dziesięć razy w prawo, dziesięć w lewo. Czekam pół godziny, aż mikstura nabierze mlecznej barwy. Wtedy zmniejszam ogień oraz dodaję pokrojony język kameleona. Kolor zmienia się pięknie w pomarańcz. Rozdrobniony dziób sowy także ląduje na dnie gara. Mieszam pięć razy w lewo i osiem w prawo. Znów muszę odczekać, tym razem piętnaście minut. Przesypuję odliczone pająki, po czym zwiększam temperaturę alchemicznej zupy. Jak na stosunkowo łatwy w przygotowaniu eliksir jest bardzo upierdliwy w przygotowaniu. Pewnie gdzieś się pomylę w trakcie.
Nareszcie nadchodzi moment kulminacyjny czyli dodanie serca tego eliksiru. Poszatkowany akonit ląduje we wrzącym wywarze. Z kociołka coś bucha, powodując niewielkie wybuchy na powierzchni. To znak, żeby trochę zmniejszyć intensywność ognia w palenisku. Ostatnie, kilkukrotne zamieszanie i pozostaje czekać na efekty lub ich brak.
W międzyczasie przygotowuję wszystkie składniki do kolejnego wywaru. Tym razem wezmę się za zrobienie wywaru z sangwinarii. Chyba za bardzo brnę w stronę układu trawiennego, no cóż. Zamierzam zignorować bezsensowne myśli. Wyjmuję z szafki najpierw serce, czyli akonit. Następnie szukam sangwinarii uważając, żeby obchodzić się z nimi ostrożnie, przede wszystkim w rękawicach. Do tego język kameleona przechowywany w płóciennym woreczku, dziób sowy, która prawdopodobnie jeszcze jakiś czas temu rozsyłała dzielnie listy, a także osiem suszonych pająków zamkniętych w szklanym słoju. Wyglądają ohydnie, ale ostatecznie nie będę ich jeść.
Kiedy kociołek jest gotowy do użytku, wlewam do niego wodę oraz zawieszam gar nad palnikiem. W momencie rozpoczęcia bulgotania, wrzucam do środka pokruszoną i pokrojoną sangwinarię. Mieszam dziesięć razy w prawo, dziesięć w lewo. Czekam pół godziny, aż mikstura nabierze mlecznej barwy. Wtedy zmniejszam ogień oraz dodaję pokrojony język kameleona. Kolor zmienia się pięknie w pomarańcz. Rozdrobniony dziób sowy także ląduje na dnie gara. Mieszam pięć razy w lewo i osiem w prawo. Znów muszę odczekać, tym razem piętnaście minut. Przesypuję odliczone pająki, po czym zwiększam temperaturę alchemicznej zupy. Jak na stosunkowo łatwy w przygotowaniu eliksir jest bardzo upierdliwy w przygotowaniu. Pewnie gdzieś się pomylę w trakcie.
Nareszcie nadchodzi moment kulminacyjny czyli dodanie serca tego eliksiru. Poszatkowany akonit ląduje we wrzącym wywarze. Z kociołka coś bucha, powodując niewielkie wybuchy na powierzchni. To znak, żeby trochę zmniejszyć intensywność ognia w palenisku. Ostatnie, kilkukrotne zamieszanie i pozostaje czekać na efekty lub ich brak.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 82
'k100' : 82
No, już się bałem, że naprawdę nic mi dzisiaj nie wyjdzie. Z zadowoleniem stwierdzam, że wywar z sangwinarii wygląda niezaprzeczalnie dobrze. Konsystencja oraz zapach także się zgadza. Z niejako poczuciem ulgi chwytam za kociołek przelewając miksturę do aż pięciu fiolek. Każdą naturalnie odpowiednio opisuję, gdyż przy takiej ilości składowania naczyń może sprawić, że dojdzie do pomyłki, tego zaś wolę uniknąć. W tak zwanym międzyczasie skrzat ponownie przystępuje do wymycia naczynia. Wszystko musi być idealnie czyste, żeby pozostałości poprzednich eliksirów nie miały wpływu na przyszłe specyfiki, zapewne znacznie je rujnując.
Kiedy wszystko jest gotowe, znów przystępuję do standardowych procedur warzenia, czyli do rozpalenia ognia w palenisku oraz zagotowania wody w kociołku. Następny w planie jest eliksir grozy. Stosunkowo prosty, ale nie stawiam wszystkiego na jedną kartę. Bywa tak, że właśnie takie wywary są najbardziej destrukcyjne, czyli kolokwialnie rzecz ujmując, w ogóle nie wychodzą. Ostrożnie zatem odkładam na blat trzy uncje włosia akromantuli zamkniętej w szklanym naczynku. Do tego dobieram siedem skrzydełek bahanek umieszczonych w materiałowym woreczku, dwie fiolki krwi salamandry, gorącej w dotyku, a także cztery karaluchy. Obrzydlistwo, ale co zrobić. Na koniec jedyna ingrediencja roślinna, czyli pięć liści chińskiej kąsającej kapusty, wyjątkowo złośliwej oraz upierdliwej.
Po pokrojeniu, poszatkowaniu oraz rozdrobnieniu wszelakich składników potrzebnych do tego eliksiru, rozpoczynam warzenie. Zmniejszam ogień i wsypuję do gorącej wody włosie. Wywar momentalnie robi się czarny. Na razie delikatnie, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, powinien przybrać na intensywności barwy. Zostawiam go tak do ostygnięcia, żeby wtedy wlać obie fiolki krwi salamandry. Następuje bardzo burzliwa reakcja, dobrze, że nie robię jej na gorąco. Kiedy wszystkie bulgoty oraz syki ustępują, zabieram się za ponowne rozpalenie ognia. Czekam aż do zagotowania, gdzie dodaję skrzydełka bahanek. Dwadzieścia zamieszań w lewo, dwadzieścia w prawo i pięć ponownie w lewo. Poszatkowana kapusta znajduje swoje miejsce w kotle, wprawiając eliksir w syczenie po raz kolejny. Na koniec rozgniecione karaluchy. Zostawiam eliksir do gotowania na dwie godziny, podczas których decyduję się na zjedzenie czegoś. Kiedy wracam, ma się okazać czy wszystko jest w porządku.
Kiedy wszystko jest gotowe, znów przystępuję do standardowych procedur warzenia, czyli do rozpalenia ognia w palenisku oraz zagotowania wody w kociołku. Następny w planie jest eliksir grozy. Stosunkowo prosty, ale nie stawiam wszystkiego na jedną kartę. Bywa tak, że właśnie takie wywary są najbardziej destrukcyjne, czyli kolokwialnie rzecz ujmując, w ogóle nie wychodzą. Ostrożnie zatem odkładam na blat trzy uncje włosia akromantuli zamkniętej w szklanym naczynku. Do tego dobieram siedem skrzydełek bahanek umieszczonych w materiałowym woreczku, dwie fiolki krwi salamandry, gorącej w dotyku, a także cztery karaluchy. Obrzydlistwo, ale co zrobić. Na koniec jedyna ingrediencja roślinna, czyli pięć liści chińskiej kąsającej kapusty, wyjątkowo złośliwej oraz upierdliwej.
Po pokrojeniu, poszatkowaniu oraz rozdrobnieniu wszelakich składników potrzebnych do tego eliksiru, rozpoczynam warzenie. Zmniejszam ogień i wsypuję do gorącej wody włosie. Wywar momentalnie robi się czarny. Na razie delikatnie, ale jeśli wszystko pójdzie dobrze, powinien przybrać na intensywności barwy. Zostawiam go tak do ostygnięcia, żeby wtedy wlać obie fiolki krwi salamandry. Następuje bardzo burzliwa reakcja, dobrze, że nie robię jej na gorąco. Kiedy wszystkie bulgoty oraz syki ustępują, zabieram się za ponowne rozpalenie ognia. Czekam aż do zagotowania, gdzie dodaję skrzydełka bahanek. Dwadzieścia zamieszań w lewo, dwadzieścia w prawo i pięć ponownie w lewo. Poszatkowana kapusta znajduje swoje miejsce w kotle, wprawiając eliksir w syczenie po raz kolejny. Na koniec rozgniecione karaluchy. Zostawiam eliksir do gotowania na dwie godziny, podczas których decyduję się na zjedzenie czegoś. Kiedy wracam, ma się okazać czy wszystko jest w porządku.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 32
'k100' : 32
Eliksir grozy także okazuje się być sukcesem. Ma intensywną, czarną barwę oraz charakterystyczny zapach rosy. Zaczynam wierzyć, że ten dzień, chociaż niewątpliwie ciężki, nie będzie całkowicie stracony. Jedynie trochę. Nadal oscyluję wokół stosunkowo prostych w wykonaniu eliksirów, najtrudniejsze chyba zostawiając na koniec, nie wiedząc czy to nie jest najbardziej fatalnym pomysłem na jaki wpadłem, ale co zrobić. Muszę się dopiero wczuć w ten cały proceder wytwórstwa różnej maści mikstur.
Rozlewam eliksir grozy do pięciu fiolek, a podczas ich opisywania skrzat czyści kociołek. Biedny, może bym mu współczuł gdyby nie to, że to jego praca. Nie oszukujmy się, wcale nie jest taka ciężka. Moja jest gorsza, przypomina poruszanie się słonia w składzie porcelany, byleby tylko niczego nie zepsuć. Oddycham z ulgą przystępując znów do stworzenia kolejnego wywaru. Po raz nie wiem który już dzisiejszego dnia zapalam palenisko czekając na zagotowanie się w garze wody.
Teraz postanawiam przyrządzić eliksir kociego wzroku. Także potencjalnie łatwy, jednak tak jak wcześniej, nie przesądzam niczego. Za jego serce wybieram ślaz, który na szczęście nie zdążył się jeszcze ususzyć podczas oczekiwania na moje łaskawe skorzystanie z niego. Do tego naturalnie niezbędny składnik, czyli ślina dzikiego kuguchara zamknięta w szklanej ampułce. Oprócz tego wyciągam z szafki trzy pióra hipogryfa, dziesięć pancerzyków żuków oraz niewielki flakonik syropu z trzminorka.
Pancerzyki rozdrabniam, ślaz siekam i na tym kończy się moje przygotowanie. Wreszcie mogę zacząć samo warzenie. Na sam początek wlewam do wody ślinę, mieszam całość czternaście razy w prawo i raz w lewo. Potem dodaję ślazu obserwując wzmożone bulgotanie. Obniżam trochę temperaturę całego zestawu, żeby po pół godzinie przystąpić do dalszych czynności. Wlewam syrop z trzminorka starając się nie wąchać specyfiku. Nie chcę w końcu popaść w skrajną melancholię. Wrzucam w całości pióra hipogryfa zaczynając mieszać zupę, dwadzieścia razy w lewo. Na koniec wsypuję rozdrobnione pancerzyki żuków. Mieszam jeszcze dziesięć razy w lewo oraz dwa w prawo, w tym czasie mając nadzieję, że moje starania zostaną nagrodzone.
Rozlewam eliksir grozy do pięciu fiolek, a podczas ich opisywania skrzat czyści kociołek. Biedny, może bym mu współczuł gdyby nie to, że to jego praca. Nie oszukujmy się, wcale nie jest taka ciężka. Moja jest gorsza, przypomina poruszanie się słonia w składzie porcelany, byleby tylko niczego nie zepsuć. Oddycham z ulgą przystępując znów do stworzenia kolejnego wywaru. Po raz nie wiem który już dzisiejszego dnia zapalam palenisko czekając na zagotowanie się w garze wody.
Teraz postanawiam przyrządzić eliksir kociego wzroku. Także potencjalnie łatwy, jednak tak jak wcześniej, nie przesądzam niczego. Za jego serce wybieram ślaz, który na szczęście nie zdążył się jeszcze ususzyć podczas oczekiwania na moje łaskawe skorzystanie z niego. Do tego naturalnie niezbędny składnik, czyli ślina dzikiego kuguchara zamknięta w szklanej ampułce. Oprócz tego wyciągam z szafki trzy pióra hipogryfa, dziesięć pancerzyków żuków oraz niewielki flakonik syropu z trzminorka.
Pancerzyki rozdrabniam, ślaz siekam i na tym kończy się moje przygotowanie. Wreszcie mogę zacząć samo warzenie. Na sam początek wlewam do wody ślinę, mieszam całość czternaście razy w prawo i raz w lewo. Potem dodaję ślazu obserwując wzmożone bulgotanie. Obniżam trochę temperaturę całego zestawu, żeby po pół godzinie przystąpić do dalszych czynności. Wlewam syrop z trzminorka starając się nie wąchać specyfiku. Nie chcę w końcu popaść w skrajną melancholię. Wrzucam w całości pióra hipogryfa zaczynając mieszać zupę, dwadzieścia razy w lewo. Na koniec wsypuję rozdrobnione pancerzyki żuków. Mieszam jeszcze dziesięć razy w lewo oraz dwa w prawo, w tym czasie mając nadzieję, że moje starania zostaną nagrodzone.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Także przygotowanie eliksiru kociego wzroku kończy się sukcesem. Może nie spektakularnym, ale wygląda przyzwoicie. Odpowiednia konsystencja, kolor oraz zapach. Kiwam zadowolony głową, następnie daję skrzatowi znać, żeby zabrał się za czyszczenie kotła. Po tym już, jak przelewam miksturę do poszczególnych fiolek. Kolejne ich opisanie, kolejna zaduma nad tym, co powinienem zrobić później. Zastanawiam się nad tym intensywnie, coraz bardziej chcąc zepchnąć zrobienie najtrudniejszych wywarów na sam koniec, co też swoją drogą nie napawa mnie poczuciem pewności co do własnych osądów. Nie mniej decyduję się teraz na coś równie prostego w przygotowaniu. Przynajmniej w teorii.
Rozpalam ogień, wlewam do żeliwnego naczynia wodę, całość ustawiam nad palnikiem. Postanawiam tym razem przyrządzić eliksir o wdzięcznej nazwie czuwający strażnik. Myślę, że taki specyfik poprawiający koncentrację zawsze się przyda, bez względu na wszystko. To sprawia, że wyjmuję z szafki fiolkę krwi reema, mającą intensywnie metaliczną woń. Dokładnie taką samą powinien mieć gotowy wywar. Ciekaw jestem czy rzeczywiście się uda. Muszę po prostu spróbować, bez tego to na pewno nigdy się nie dowiem. Dobieram do tego dwie fiolki śluzu gumochłona, mało apetycznego swoją drogą. Sięgam również po niewielkie naczynko z krwią memortka. I jeszcze na dokładkę szklany słoiczek z dwudziestoma żywymi dżdżownicami. Na zakończenie czterysta gramów czarnych jagód. Praktycznie nie muszę nic z tymi ingrediencjami robić, gdyż wszystkie albo należy przelać albo wrzucić w całości. Oby się zatem nie pomylić na innych etapach produkcji.
Po zagotowaniu się wody wrzucam wszystkie dżdżownice do kotła. Te przestają się wić, jaśnieją pod wpływem wysokiej temperatury. Od razu dodaję krew memortka oraz krew reema obserwując jak barwa powstającego eliksiru przybiera szkarłatną barwę. Zapach unoszący się w pomieszczeniu rzeczywiście jest ostry, metaliczny, ale jeszcze za wcześnie stwierdzić czy prawidłowy. Na to składa się mnóstwo różnych czynników. Mieszam wszystko piętnaście razy w lewo oraz siedem razy w prawo. Następnie dolewam do wrzącej zupy śluz gumochłona, co trwa dość długo przez jego kleistość. Coś obrzydliwego. Kręcę głową, wrzucając wszystkie czarne jagody. Mieszam dwa razy w prawo, raz w lewo i pięć w prawo. Odstawiam na piętnaście minut, podczas których owoce powinny się rozłożyć i dać szary koloryt miksturze. Już za chwilę wszystko się okaże.
Rozpalam ogień, wlewam do żeliwnego naczynia wodę, całość ustawiam nad palnikiem. Postanawiam tym razem przyrządzić eliksir o wdzięcznej nazwie czuwający strażnik. Myślę, że taki specyfik poprawiający koncentrację zawsze się przyda, bez względu na wszystko. To sprawia, że wyjmuję z szafki fiolkę krwi reema, mającą intensywnie metaliczną woń. Dokładnie taką samą powinien mieć gotowy wywar. Ciekaw jestem czy rzeczywiście się uda. Muszę po prostu spróbować, bez tego to na pewno nigdy się nie dowiem. Dobieram do tego dwie fiolki śluzu gumochłona, mało apetycznego swoją drogą. Sięgam również po niewielkie naczynko z krwią memortka. I jeszcze na dokładkę szklany słoiczek z dwudziestoma żywymi dżdżownicami. Na zakończenie czterysta gramów czarnych jagód. Praktycznie nie muszę nic z tymi ingrediencjami robić, gdyż wszystkie albo należy przelać albo wrzucić w całości. Oby się zatem nie pomylić na innych etapach produkcji.
Po zagotowaniu się wody wrzucam wszystkie dżdżownice do kotła. Te przestają się wić, jaśnieją pod wpływem wysokiej temperatury. Od razu dodaję krew memortka oraz krew reema obserwując jak barwa powstającego eliksiru przybiera szkarłatną barwę. Zapach unoszący się w pomieszczeniu rzeczywiście jest ostry, metaliczny, ale jeszcze za wcześnie stwierdzić czy prawidłowy. Na to składa się mnóstwo różnych czynników. Mieszam wszystko piętnaście razy w lewo oraz siedem razy w prawo. Następnie dolewam do wrzącej zupy śluz gumochłona, co trwa dość długo przez jego kleistość. Coś obrzydliwego. Kręcę głową, wrzucając wszystkie czarne jagody. Mieszam dwa razy w prawo, raz w lewo i pięć w prawo. Odstawiam na piętnaście minut, podczas których owoce powinny się rozłożyć i dać szary koloryt miksturze. Już za chwilę wszystko się okaże.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 77
'k100' : 77
Po piętnastu minutach mogę zaobserwować idealną, szarą barwę utworzonego czuwającego strażnika. Po obejrzeniu wnętrza kotła zgadza się także konsystencja oraz zapach, wyraźnie przywołujący na myśl metaliczną woń krwi. Także tę partię zaliczam zatem do udanych. Przelewam szybko do następnych fiolek zastanawiając się jednocześnie czy w ogóle mam jeszcze tyle naczyń na te wszystkie moje eksperymenty. Kontrolne spojrzenie w głąb szafki, żeby ocenić stan własnych zapasów. Na szczęście jeszcze trochę mam tego arsenału, może pomieszczę te wszystkie mikstury. A już na pewno jeśli wszystkie kolejne się nie udadzą. Dobra, postaram się być nieco bardziej optymistyczny. To znaczy, myśleć optymistycznie. W każdym razie po kolejnym odczekaniu aż skrzat wyczyści kociołek zabieram się do kolejnej produkcji. Tym razem sięgnę po coś nieco trudniejszego, co swoją drogą jest niezwykle ryzykowne, ale kiedyś trzeba spróbować.
Nadchodzi czas na spróbowanie uwarzenia smoczego eliksiru. Niesamowicie silna trucizna, to byłby cud gdyby się udało. Nie, żeby była jakoś szczególnie skomplikowana w przygotowaniu, ale najprostsza też nie jest. Dlatego koncentruję wszystkie swoje myśli, chociaż jestem już niesamowicie zmęczony. Cały dzień siedzę w tej pracowni. Czasem trzeba się poświęcić. Tak jak teraz. Przecieram oczy i zabieram się do roboty.
Najpierw upewniam się czy wszystko mam, standardowo. Najważniejsze jest serce, czyli jad smoka. Jest, w specjalnie wzmacnianym naczyniu. Na pewno okropnie żrące. W każdym razie zastanawiam się co dobrać do tego. Mam trochę części skorpeny, kolce, płetwy, skóra z gruczołami jadowymi. Nada się do tego wywaru. Do tego ogon szczura. Rybie elementy rozdrabniam w moździerzu, zaś szczurzy ogon szatkuję na niewielkie plasterki. Jeszcze dwie ingrediencje roślinne. Myślę trochę, aż decyduję się wybrać belladonnę, niezwykle trującą. Znów muszę pamiętać o środkach ostrożności. Dokładnie ją kroję. Przydadzą się jeszcze liście dębu w liczbie ośmiu. Postanawiam rozkruszyć je na drobny pył.
Kiedy udaje mi się standardowo zagotować wodę, to właśnie od składników roślinnych rozpoczynam cały proces. Wrzucam wymieszane części kwiatu oraz liści czując niesamowicie ziołowy zapach dookoła. Mieszam wszystko bardzo intensywnie, jeszcze bardziej zwiększając temperaturę całości. Następnie dodaję ogon szczura, znów mieszam, cztery razy w prawo i raz w lewo. Teraz muszę wszystko ostudzić. Idę zatem na kolację, a jak wracam, dopiero wtedy dodaję części skorpeny oraz jad smoka. Bardzo intensywna reakcja uświadamia mnie o słuszności tej decyzji. Ostatnie mieszanie i dopiero teraz wszystko się okaże.
Nadchodzi czas na spróbowanie uwarzenia smoczego eliksiru. Niesamowicie silna trucizna, to byłby cud gdyby się udało. Nie, żeby była jakoś szczególnie skomplikowana w przygotowaniu, ale najprostsza też nie jest. Dlatego koncentruję wszystkie swoje myśli, chociaż jestem już niesamowicie zmęczony. Cały dzień siedzę w tej pracowni. Czasem trzeba się poświęcić. Tak jak teraz. Przecieram oczy i zabieram się do roboty.
Najpierw upewniam się czy wszystko mam, standardowo. Najważniejsze jest serce, czyli jad smoka. Jest, w specjalnie wzmacnianym naczyniu. Na pewno okropnie żrące. W każdym razie zastanawiam się co dobrać do tego. Mam trochę części skorpeny, kolce, płetwy, skóra z gruczołami jadowymi. Nada się do tego wywaru. Do tego ogon szczura. Rybie elementy rozdrabniam w moździerzu, zaś szczurzy ogon szatkuję na niewielkie plasterki. Jeszcze dwie ingrediencje roślinne. Myślę trochę, aż decyduję się wybrać belladonnę, niezwykle trującą. Znów muszę pamiętać o środkach ostrożności. Dokładnie ją kroję. Przydadzą się jeszcze liście dębu w liczbie ośmiu. Postanawiam rozkruszyć je na drobny pył.
Kiedy udaje mi się standardowo zagotować wodę, to właśnie od składników roślinnych rozpoczynam cały proces. Wrzucam wymieszane części kwiatu oraz liści czując niesamowicie ziołowy zapach dookoła. Mieszam wszystko bardzo intensywnie, jeszcze bardziej zwiększając temperaturę całości. Następnie dodaję ogon szczura, znów mieszam, cztery razy w prawo i raz w lewo. Teraz muszę wszystko ostudzić. Idę zatem na kolację, a jak wracam, dopiero wtedy dodaję części skorpeny oraz jad smoka. Bardzo intensywna reakcja uświadamia mnie o słuszności tej decyzji. Ostatnie mieszanie i dopiero teraz wszystko się okaże.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Dobrze, wręcz fenomenalnie. Wszystko idzie zgodnie z planem. Smoczy eliksir wygląda nienagannie, śmierdzi paskudnie i ogólnie sprawia wrażenie dobrze uwarzonego. Udaje mi się zatem stworzyć aż cztery porcje, wybornie. Jeszcze nie wiem kogo będę truł, ale to nie ma większego znaczenia tak naprawdę. Zawsze ktoś się znajdzie, kogo należałoby uciszyć. Obchodzę się więc ostrożnie z tym specyfikiem, znów zapewne znudzony skrzat musi przystąpić do wyczyszczenia kotła. Domyślam się, że to działanie nudne i wysoce przewidywalne, ale co zrobić, ktoś musi się tym zająć. Wiadomo, że to nie ja będę tą osobą. Zaraz zresztą tracę zainteresowanie, całkowicie koncentrując się na katalogowaniu wszystkich mikstur stworzonych dzisiejszego dnia. Dokładne opisanie oraz schowanie w odpowiednim miejscu jest równie ważne co sam proces produkcji. Tak myślę. Chociaż z drugiej strony to całkowicie niewspółmierne porównanie. Nieważne.
To robi się już dość nudne, rzeczywiście. To ciągłe rozpalanie ognia, wlewanie wody, zawieszanie kociołka, oczekiwanie na ugotowanie się cieczy. Dopiero dalej jest zabawa, czy raczej numerologiczna dokładność, astronomiczne obliczenia oraz dobór odpowiednich składników. Przypomina to wielką, alchemiczną szachownicę oraz logistyczne rozpracowanie planu działania.
Nadchodzi czas na zrobienie czegoś dla mnie, co zapewne od razu zwiększa mi szanse na niepowodzenie, ale staram się nie nastawiać od razu katastroficznie. Zacznę przygotowywać wywar wzmacniający krew. Niby nie jest trudny, jednak z drugiej strony nie jestem wprawiony w warzeniu eliksirów leczniczych. Czasem trzeba zrobić coś innego, wszak lubię naukę, lubię się rozwijać. Prawdopodobnie właśnie nadarza się dobra ku temu okazja.
Najpierw wyciągam z woreczka odpowiednio przygotowaną, spetryfikowaną i dorodną mandragorę. Kroję ją w grube plastry, uważając żeby się przypadkiem nie zaciąć. Kruszę również jedenaście lasek cynamonu, wspaniale pachnącego oraz równie wspaniale rozgrzewającego. Wyjmuję słoiczek lubczyku, konkretniej to jego zebranych już listków. Stawiam go na blat w zasięgu ręki. Dodam także sześć sowich piór o leczniczych właściwościach i żądła żądlibąka. Z tego powinno wyjść coś naprawdę dobrego, przynajmniej taką żywię nadzieję.
Zauważywszy bulgotanie wody dodaję do niej pięknie pachnącego cynamonu oraz wszystkie sowie pióra. Mieszam powoli całość. Pięć razy w prawo, osiem razy w lewo i znów dwa w prawo. Czekam pięć minut, żeby dodać pokruszoną garść żądeł. I znów mieszanie, osiem razy w prawo. Jeszcze garść poszatkowanych liści lubczyku oraz cała pokrojona mandragora. Teraz muszę to tak godzinę pogotować, żeby wszystko się rozłożyło stanowiąc wartościową zupę. Oby rzeczywiście tak było.
To robi się już dość nudne, rzeczywiście. To ciągłe rozpalanie ognia, wlewanie wody, zawieszanie kociołka, oczekiwanie na ugotowanie się cieczy. Dopiero dalej jest zabawa, czy raczej numerologiczna dokładność, astronomiczne obliczenia oraz dobór odpowiednich składników. Przypomina to wielką, alchemiczną szachownicę oraz logistyczne rozpracowanie planu działania.
Nadchodzi czas na zrobienie czegoś dla mnie, co zapewne od razu zwiększa mi szanse na niepowodzenie, ale staram się nie nastawiać od razu katastroficznie. Zacznę przygotowywać wywar wzmacniający krew. Niby nie jest trudny, jednak z drugiej strony nie jestem wprawiony w warzeniu eliksirów leczniczych. Czasem trzeba zrobić coś innego, wszak lubię naukę, lubię się rozwijać. Prawdopodobnie właśnie nadarza się dobra ku temu okazja.
Najpierw wyciągam z woreczka odpowiednio przygotowaną, spetryfikowaną i dorodną mandragorę. Kroję ją w grube plastry, uważając żeby się przypadkiem nie zaciąć. Kruszę również jedenaście lasek cynamonu, wspaniale pachnącego oraz równie wspaniale rozgrzewającego. Wyjmuję słoiczek lubczyku, konkretniej to jego zebranych już listków. Stawiam go na blat w zasięgu ręki. Dodam także sześć sowich piór o leczniczych właściwościach i żądła żądlibąka. Z tego powinno wyjść coś naprawdę dobrego, przynajmniej taką żywię nadzieję.
Zauważywszy bulgotanie wody dodaję do niej pięknie pachnącego cynamonu oraz wszystkie sowie pióra. Mieszam powoli całość. Pięć razy w prawo, osiem razy w lewo i znów dwa w prawo. Czekam pięć minut, żeby dodać pokruszoną garść żądeł. I znów mieszanie, osiem razy w prawo. Jeszcze garść poszatkowanych liści lubczyku oraz cała pokrojona mandragora. Teraz muszę to tak godzinę pogotować, żeby wszystko się rozłożyło stanowiąc wartościową zupę. Oby rzeczywiście tak było.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Strona 1 z 21 • 1, 2, 3 ... 11 ... 21
Pracownia alchemiczna
Szybka odpowiedź