Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Ruiny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny
Azkaban za sprawą nagromadzonej białej magii obrócił się w ruinę. Wielki wybuch odsłonił najniższe warstwy przerażającego więzienia, otwierając dostęp do niekiedy przedziwnych prastarych ruin. Wiadomym jest, że Azkaban wzniósł jeden z wielkich rodów, nie jest jednak jasne, na czym właściwie, ani też w jaki sposób. Kamienie układają się w niezwykłe wzory i są pokryte mało zrozumiałymi, symbolicznymi żłobieniami sprawiającymi wrażenie pierwotnych. Niektórzy spekulują, że są tworami dementorów, którzy z wyspy uczynili wcześniej swoje królestwo. Od wilgotnej ziemi wznosi się para, wypuszczona w powietrze ciepłem nagromadzonej silnej białej magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Zadziałało, dziewczynkę uspokoiła obecność patronusa, połączona z ciepłym podejściem czarodziejów - choć w jej radości w miejscu tak ponurym jak Azkaban było coś potwornie makabrycznego i jeszcze bardziej niesprawiedliwego. Nie tak powinno wyglądać jej dzieciństwo.
- To autorskie runy - stwierdził, przyglądając się znakom nad wejściem. Nie przychodziło mu to bez wysiłku, ale jego wiedza była świeża - uważał w trakcie szkolenia, a po jego zakończeniu utrwalał wyniesioną wiedzę. - Z wyjątkiem tych trzech - wskazał kolejne - pierwsza to eihwaz, symbolizuje trwałość w dążeniu do celu, życie i śmierć, zmiany, podróż duchową; druga to algiz, opowiada i instynkcie, naturalnej ochronie, bezpieczeństwie i męstwie, symbolizuje siłę, pomyślność i kontakt z rzeczywistością. Ostatnia: teiwaz, sprawiedliwość i precyzyjny cel, ale też stanowczość i poświęcenie. Żadna z tych run nie jest odwrócona - nie stanowią niebezpieczeństwa, nie oznaczają klątwy. Wyglądają, jakby raczej opisywały to pomieszczenie - jako bezpieczne... lub były dla nas drogowskazem - Wpatrywał się w znaki krótko, po chwili przekręcając przecząco głową. - To nie jest wyjątkowe miejsce - dodał zaraz - runy znakują wszystkie korytarze w Azkabanie. - Choć nie wiedział, dlaczego. Wnętrze pomieszczenia było zaskakujące, jak dziecięcy pokój, w którym Grindelwald mógł przetrzymwać ofiary swoich makabrycznych eksperymentów. Tutaj, pod nosem Ministerstwa: mogli podejrzewać, że cały czas miał je pod butem. Nie powiedział jednak słowa w obawie przed wywołaniem przyktrych wspomnień u dziewczynki. - Skąd ta mała zna to miejsce? - zwrócił się do Lucana i Marcelli, kiedy dziewczynka szalała pomiędzy kolejnymi zabawkami. Jeśli ktoś miał szanse się z nią dogadać - to najprędzej oni, wiedział, że nie będzie mu łatwo wzbudzić zaufania dziecka. Uniósł lekko brew, kiedy porwała pokryte pajęczyną ciasteczko, ponownie przeciągając wzrok na Marcelle, zupełnie jakby chciał się w ten sposób upewnić, czy dziecku nie szkodzą kilkuletnie czerstwe ciasteczka pozostawione w wilgotnym i zapewne zagrzybionym pomieszczeniu.
- Barty?! - krzyknął w kierunku Herewarda, kiedy ten przeszedł przez drzwi. - Jesteśmy w kontakcie?! Co widzisz?! - Krzyk może był mało subtelny, ale cokolwiek czyhało w Azkabanie - i tak ich odnajdzie. Do jego uszu dobiegła rymowanka dziewczynki, a on doszukiwał się w jej treści czegoś ważniejszego, powtarzając w myślach kolejne rymy. Mogły nie być pozbawione znaczenia. Julia pobiegła dalej - zamykał pochód, więc zatrzymał się na jego końcu; wysunął różdżkę, szepcząc inkantację:
- Carpiene
- To autorskie runy - stwierdził, przyglądając się znakom nad wejściem. Nie przychodziło mu to bez wysiłku, ale jego wiedza była świeża - uważał w trakcie szkolenia, a po jego zakończeniu utrwalał wyniesioną wiedzę. - Z wyjątkiem tych trzech - wskazał kolejne - pierwsza to eihwaz, symbolizuje trwałość w dążeniu do celu, życie i śmierć, zmiany, podróż duchową; druga to algiz, opowiada i instynkcie, naturalnej ochronie, bezpieczeństwie i męstwie, symbolizuje siłę, pomyślność i kontakt z rzeczywistością. Ostatnia: teiwaz, sprawiedliwość i precyzyjny cel, ale też stanowczość i poświęcenie. Żadna z tych run nie jest odwrócona - nie stanowią niebezpieczeństwa, nie oznaczają klątwy. Wyglądają, jakby raczej opisywały to pomieszczenie - jako bezpieczne... lub były dla nas drogowskazem - Wpatrywał się w znaki krótko, po chwili przekręcając przecząco głową. - To nie jest wyjątkowe miejsce - dodał zaraz - runy znakują wszystkie korytarze w Azkabanie. - Choć nie wiedział, dlaczego. Wnętrze pomieszczenia było zaskakujące, jak dziecięcy pokój, w którym Grindelwald mógł przetrzymwać ofiary swoich makabrycznych eksperymentów. Tutaj, pod nosem Ministerstwa: mogli podejrzewać, że cały czas miał je pod butem. Nie powiedział jednak słowa w obawie przed wywołaniem przyktrych wspomnień u dziewczynki. - Skąd ta mała zna to miejsce? - zwrócił się do Lucana i Marcelli, kiedy dziewczynka szalała pomiędzy kolejnymi zabawkami. Jeśli ktoś miał szanse się z nią dogadać - to najprędzej oni, wiedział, że nie będzie mu łatwo wzbudzić zaufania dziecka. Uniósł lekko brew, kiedy porwała pokryte pajęczyną ciasteczko, ponownie przeciągając wzrok na Marcelle, zupełnie jakby chciał się w ten sposób upewnić, czy dziecku nie szkodzą kilkuletnie czerstwe ciasteczka pozostawione w wilgotnym i zapewne zagrzybionym pomieszczeniu.
- Barty?! - krzyknął w kierunku Herewarda, kiedy ten przeszedł przez drzwi. - Jesteśmy w kontakcie?! Co widzisz?! - Krzyk może był mało subtelny, ale cokolwiek czyhało w Azkabanie - i tak ich odnajdzie. Do jego uszu dobiegła rymowanka dziewczynki, a on doszukiwał się w jej treści czegoś ważniejszego, powtarzając w myślach kolejne rymy. Mogły nie być pozbawione znaczenia. Julia pobiegła dalej - zamykał pochód, więc zatrzymał się na jego końcu; wysunął różdżkę, szepcząc inkantację:
- Carpiene
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 73
'k100' : 73
Gdy dziewczynka zaczęła szaleć po pokoju, szyk nie był już tak ułożony jak wcześniej, choć nadal trzymali się swojej strony. Marcella przeszła przez drzwi za Maxine i ujrzała miejsce, które na swój sposób wyglądało łagodnie, ale i upiornie ze względu na to, że musiało zostać opuszczone. Czy naprawdę tutaj Grinderwald trzymał dzieci? W takim okropnym miejscu, z daleka od wszystkich? Mogła się tylko domyślać, patrząc na to jak dziewczynka na to miejsce reagowała - najpierw histerycznie, jednak później zupełnie tak, jakby znalazła się na swoim terenie. W miejscu, które dobrze znała. U Marcelli wywoływało jednak tylko ciarki na plecach.
Zauważyła od razu jak dziewczynka wcina ciasteczka prosto z porzuconego talerzyka i aż drgnęła. Podeszła do małej powoli, spokojnie, ale trochę ze zdenerwowaniem, które próbowała ukryć. Przykucnęła na chwilę przy Julii. - Nie powinnaś tego jeść, od takich starych ciastek może Cię rozboleć brzuszek! - próbowała wyjaśnić łagodnie, ale trudno, żeby jej wysoki głos brzmiał jakoś szorstko. Uniosła spojrzenie na Lucana, który nawiązał z małą najsilniejszą dotąd więź i on powinien wypytać małą o to, skąd znała to miejsce i czemu było jej bliskie.
Na spojrzenie Brendana odpowiedziała spojrzeniem oczywistym - nie musiał się upewniać, to było oczywiste, że takie ciastka zaszkodzą małej i nie powinna nawet próbować ich dotykać, a co dopiero wpychać do buzi. Marcella podniosła jedno z tych ciastek, żeby się lepiej im przyjrzeć. Mogły być nie tylko stare przecież.
Następnie przyjrzała się małemu zestawowi do herbaty. Zauważyła, że filiżanek było siedem. Podniosła jedną z nich, za uszko, niezrażona osiadającym na naczyniu kurzem.
Kiedy dziewczynka niemal wybiegła z pokoju w stronę schodów, naprawdę przez chwilę biła się z myślami, czy opuszczać swoją lewą stronę, ale w momencie, kiedy dziecko im uciekało chyba nawet nie było potrzeby, by nadal trzymać ten szyk. Obejrzawszy się jedynie na Just i Brendana pobiegła za Julią. W końcu dzieci powinny wiedzieć, gdzie mają iść, więc pójście za nią było najlepszą opcją, ale już puszczanie małej przodem nie było zbyt bezpieczne. Lepiej będzie jeśli trochę ją przystopują, nawet jeśli zaryzykują, że znów zacznie płakać. Gdy tylko wkroczyła na schody machnęła różdżką, by rzuciwszy proste Lumos zapalić na jej końcu światło.
Zauważyła od razu jak dziewczynka wcina ciasteczka prosto z porzuconego talerzyka i aż drgnęła. Podeszła do małej powoli, spokojnie, ale trochę ze zdenerwowaniem, które próbowała ukryć. Przykucnęła na chwilę przy Julii. - Nie powinnaś tego jeść, od takich starych ciastek może Cię rozboleć brzuszek! - próbowała wyjaśnić łagodnie, ale trudno, żeby jej wysoki głos brzmiał jakoś szorstko. Uniosła spojrzenie na Lucana, który nawiązał z małą najsilniejszą dotąd więź i on powinien wypytać małą o to, skąd znała to miejsce i czemu było jej bliskie.
Na spojrzenie Brendana odpowiedziała spojrzeniem oczywistym - nie musiał się upewniać, to było oczywiste, że takie ciastka zaszkodzą małej i nie powinna nawet próbować ich dotykać, a co dopiero wpychać do buzi. Marcella podniosła jedno z tych ciastek, żeby się lepiej im przyjrzeć. Mogły być nie tylko stare przecież.
Następnie przyjrzała się małemu zestawowi do herbaty. Zauważyła, że filiżanek było siedem. Podniosła jedną z nich, za uszko, niezrażona osiadającym na naczyniu kurzem.
Kiedy dziewczynka niemal wybiegła z pokoju w stronę schodów, naprawdę przez chwilę biła się z myślami, czy opuszczać swoją lewą stronę, ale w momencie, kiedy dziecko im uciekało chyba nawet nie było potrzeby, by nadal trzymać ten szyk. Obejrzawszy się jedynie na Just i Brendana pobiegła za Julią. W końcu dzieci powinny wiedzieć, gdzie mają iść, więc pójście za nią było najlepszą opcją, ale już puszczanie małej przodem nie było zbyt bezpieczne. Lepiej będzie jeśli trochę ją przystopują, nawet jeśli zaryzykują, że znów zacznie płakać. Gdy tylko wkroczyła na schody machnęła różdżką, by rzuciwszy proste Lumos zapalić na jej końcu światło.
Stawiała kroki pewnie w kierunku drzwi zaciskając mocniej dłoń na swojej jasnej różdżce przesunęła spojrzeniem po znakach znajdujących się nad wejściem, jednak nie miała pojęcia, co mogą oznaczać. Zacisnęła dłoń na klamce, gdy zaklęcie Kierana zostało w nie wycelowane. Usłyszała też głos Herewarda. Ale zanim zdążyła mu odpowiedzieć usłyszała kroki na metalowych stopniach. Wzięła wdech zamiast tego i pociągnęła za masywne drzwi, które z lekkością uchyliły się. Jasne brwi zmarszczyły się. Słuchała wyjaśnień Brendana, próbując zapamiętać to, co mówił o znaczeniu niektórych z run nad drzwiami. Nic jej to jednak nie mówiło, nic nie dawało, przynajmniej nie teraz. Głos Julii przyciągnął jej spojrzenie weszła do pomieszczenia zaraz za małą, która zaskoczyła ją szybkością reakcji i później z widoczną konsternacją obserwowała zachowanie dziewczynki. Jasne tęczówki przesunęły się po ścianach, na chwilę zawieszając się też na stoliku z ciastkami i lalkami.
- Może kiedyś w nim była? - zadała pytanie na głos. Rzeczywiście, wątpiła, by Julia miała kiedyś sposobność przebywać w Azkabanie. Zmarszczyła lekko brwi. - Albo wygląda jak takie? - pytała dalej średnio pewna wypowiadanych słów. Ale dziewczynka zdawała sie zachowywać jak u siebie. Słowa wyliczanki nie zdawały się przypadkowe, przypominały grę. Powtarzała za nią słowa w myślach pamiętając, że w Hogwarcie to to, jak siedziały dzieci było odpowiedzią na zagadkę znajdującą się na drzwiach. Dzieci były kluczem, nie miała pewności, czy było tak też tym razem, ale wszystko mogło okazać się przydatne. - W Hogwarcie to w jaki sposób siedziały dzieci w jednej z sal, otwierało zagadkę w innej. Dzieci były kluczem, możliwe że i teraz będą. - powiedziała spoglądając na Julię, która akurat otwierała drzwi i wchodziła na schody niknące w ciemności. Widziała spojrzenie Figg i to jak rusza za dziewczynką. - Cholera, Figg. - mruknęła sama kierując się w stronę schodów skrytych w ciemnościach. - Bartius, postaraj się nas nie zgubić! - krzyknęła do mężczyzny, którego nadal nie widziała. - kierowała już kroki do zejścia - Sprawdźcie może jeszcze, czy czegoś tu nie ma i ruszajmy dalej, Bren na końcu. Dobra. Lucan? - mruknęła jedynie na chwilę zawieszając spojrzenie na mężczyźnie by podążył za nią i wchodząc w kolejne przejście. - Lumos Maxima! - zażądała, wywijając nadgarstkiem i kierując różdżkę przed nich, by oświetlić im ciemność. Musiała dogonić Julię i Marcellę. Nie bez powodu ustaliła, by to ona szła jako pierwsza a Brendan ostatni. Odpowiadała za tych ludzi i za ich życia. Schodziła ostrożnie, czując jak piosenka nucona przez Julię wbija się w jej głowę.
- Może kiedyś w nim była? - zadała pytanie na głos. Rzeczywiście, wątpiła, by Julia miała kiedyś sposobność przebywać w Azkabanie. Zmarszczyła lekko brwi. - Albo wygląda jak takie? - pytała dalej średnio pewna wypowiadanych słów. Ale dziewczynka zdawała sie zachowywać jak u siebie. Słowa wyliczanki nie zdawały się przypadkowe, przypominały grę. Powtarzała za nią słowa w myślach pamiętając, że w Hogwarcie to to, jak siedziały dzieci było odpowiedzią na zagadkę znajdującą się na drzwiach. Dzieci były kluczem, nie miała pewności, czy było tak też tym razem, ale wszystko mogło okazać się przydatne. - W Hogwarcie to w jaki sposób siedziały dzieci w jednej z sal, otwierało zagadkę w innej. Dzieci były kluczem, możliwe że i teraz będą. - powiedziała spoglądając na Julię, która akurat otwierała drzwi i wchodziła na schody niknące w ciemności. Widziała spojrzenie Figg i to jak rusza za dziewczynką. - Cholera, Figg. - mruknęła sama kierując się w stronę schodów skrytych w ciemnościach. - Bartius, postaraj się nas nie zgubić! - krzyknęła do mężczyzny, którego nadal nie widziała. - kierowała już kroki do zejścia - Sprawdźcie może jeszcze, czy czegoś tu nie ma i ruszajmy dalej, Bren na końcu. Dobra. Lucan? - mruknęła jedynie na chwilę zawieszając spojrzenie na mężczyźnie by podążył za nią i wchodząc w kolejne przejście. - Lumos Maxima! - zażądała, wywijając nadgarstkiem i kierując różdżkę przed nich, by oświetlić im ciemność. Musiała dogonić Julię i Marcellę. Nie bez powodu ustaliła, by to ona szła jako pierwsza a Brendan ostatni. Odpowiadała za tych ludzi i za ich życia. Schodziła ostrożnie, czując jak piosenka nucona przez Julię wbija się w jej głowę.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Choć runy nad żelaznymi wrotami wydały mu się znajome, to jednak nie potrafił rozszyfrować ich znaczenia. Nawet jeśli uczestniczył w szkoleniu o nich właśnie traktującym, to jednak nie zdążył na czas utrwalić zdobytej wiedzy, dość ubogiej. Teraz jednak nie miał czasu na plucie sobie w brodę za to rażące niedopatrzenie. Przynajmniej Brendan wyjaśnił ich znaczenie, dzięki czemu wiedzieli, że nie zostały stworzone w celu nałożenia klątwy. Kieran stawiał na to, że mogły stanowić zabezpieczenie, ale co konkretnie miały chronić i przed czym, to już nie był w stanie oszacować. Znaki były mu też znajome z widzenia jeszcze z jednego powodu – w Azkabanie aż się od nich roiło. Na pewno już wcześniej się z nimi zetknął w przeszłości.
Dziewczynka uspokoiła się po słowach Lucana, zaś twarz nieco pojaśniała na widok świetlistej postaci niedźwiedzia. Mimo to dziwny był jej nagły przypływ olśnienia, jak i późniejszy wybuch radości, po którym śmiało wpadła do tajemniczego pomieszczenia. Dość nietypowy widok zastali w środku, gdzie, jak się aurorowi wydawało, wszystko nabrało wyraźniejszych kształtów za sprawą obecności dziewczynki. Sceneria malowała się abstrakcyjnie i ponuro. Zmarszczył brwi, kiedy mała Julia skosztowała ciastka, jakby nie dostrzegając jego prawdziwego stanu, najważniejsze dla niej było to, że znalazł się przed nią ulubiony przysmak. Czy za pustymi filiżankami kryła się jakaś symbolika? Nie zadawał jednak żadnych pytań, komunikację z Julią wolał pozostawić Lucanowi i Marcelli. Choć wolałby, żeby mała nie wyrywała się z taką łatwością do przodu. Jej późniejsze skoki na pokolorowanych kamieniach obserwował z uwagą, pilnie wsłuchując się w wypowiadane przez nią rytmicznie słowa. Skoro miała im przewodzić, być może dawał wskazówki co do dalszej wędrówki. Albo zwyczajnie zaczynał robić się w murach Azkabanu jeszcze bardziej paranoiczny.
Szybko ruszył za innymi w kierunku drugich schodów, podążając za Julią. Powinni jednak nie dawać jej okazji do takiego bezmyślnego rzucania się do przodu. Kiedy rozbrzmiały inkantacje zaklęć, które swą mocą mogłyby rozpędzić mrok, próbował rozejrzeć się jak najdokładniej po całym otoczeniu, uważając gdzie stawia kroki.
| rzut na spostrzegawczość (III poziom biegłości)
Dziewczynka uspokoiła się po słowach Lucana, zaś twarz nieco pojaśniała na widok świetlistej postaci niedźwiedzia. Mimo to dziwny był jej nagły przypływ olśnienia, jak i późniejszy wybuch radości, po którym śmiało wpadła do tajemniczego pomieszczenia. Dość nietypowy widok zastali w środku, gdzie, jak się aurorowi wydawało, wszystko nabrało wyraźniejszych kształtów za sprawą obecności dziewczynki. Sceneria malowała się abstrakcyjnie i ponuro. Zmarszczył brwi, kiedy mała Julia skosztowała ciastka, jakby nie dostrzegając jego prawdziwego stanu, najważniejsze dla niej było to, że znalazł się przed nią ulubiony przysmak. Czy za pustymi filiżankami kryła się jakaś symbolika? Nie zadawał jednak żadnych pytań, komunikację z Julią wolał pozostawić Lucanowi i Marcelli. Choć wolałby, żeby mała nie wyrywała się z taką łatwością do przodu. Jej późniejsze skoki na pokolorowanych kamieniach obserwował z uwagą, pilnie wsłuchując się w wypowiadane przez nią rytmicznie słowa. Skoro miała im przewodzić, być może dawał wskazówki co do dalszej wędrówki. Albo zwyczajnie zaczynał robić się w murach Azkabanu jeszcze bardziej paranoiczny.
Szybko ruszył za innymi w kierunku drugich schodów, podążając za Julią. Powinni jednak nie dawać jej okazji do takiego bezmyślnego rzucania się do przodu. Kiedy rozbrzmiały inkantacje zaklęć, które swą mocą mogłyby rozpędzić mrok, próbował rozejrzeć się jak najdokładniej po całym otoczeniu, uważając gdzie stawia kroki.
| rzut na spostrzegawczość (III poziom biegłości)
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 37
'k100' : 37
Mała uspokoiła się, przynajmniej tyle udało mu się osiągnąć. Nie groziło im już spadnięcie w dół, do wody, a więc także kąpiel, której żadne z nich mogłoby nie przeżyć. Lucan wyprostował się, uznając, że tak jednak będzie mu wygodniej - być może jednak ten pomysł także okazał się chybiony, bo Julia niemal natychmiast sama pobiegła do drzwi, które wcześniej tak ją przeraziły.
Ona najwyraźniej się uspokoiła, za to on zamarł na kilka chwil, widząc pomieszczenie, które odkryli. Pomimo braku zimnych łańcuchów, krat, narzędzi tortur i zaschniętych rozbryzgów krwi na ścianach, pokój był zwyczajnie upiorny. Dziecięce rzeczy łatwo było splamić, zniszczyć, obrócić słodkie w przerażające. Właśnie to miało miejsce w tym pokoju - dlatego też Lucan był zdumiony, że Julia tak entuzjastycznie zareagowała na jego widok.
- Kochanie, ciocia Marcella ma rację, nie powinnaś tego jeść. - w razie wypadku mógł ją spróbować przekonać czekoladą, ale jednak wolał chwilowo nie oddawać małej tego smakołyku. Mimo swoich obaw, pozwolił się młodej pobawić, mając nadzieję, że sama zdradzi im coś więcej, jednak poza wyliczanką nie dowiedzieli się nic konkretnego. Lucan spróbował zapamiętać słowa piosenki, a nuż będą później do czegoś potrzebne.
- Julio, skarbie, opowiesz mi więcej o tym pokoju? To twój pokój? Mieszkałaś tutaj? - spróbował znów przemówić do dziewczynki, przykucając przy niej i próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Nie zdążył jej też złapać, kiedy ruszyła schodami dalej w dół - zupełnie bez strachu, jakby doskonale znała te korytarze. Aż miał ciarki na samą myśl. - Kochanie, poczekaj na nas, dobrze? Nie odchodź nigdzie sama! - zawołał za nią, ruszając od razu w ciemność za pozostałymi zakonnikami i za dziewczynką. Nie mieli wyboru, musieli za nią pójść. - Lumos - mruknął, chcąc mieć własne źródło światła.
retoryka II
Ona najwyraźniej się uspokoiła, za to on zamarł na kilka chwil, widząc pomieszczenie, które odkryli. Pomimo braku zimnych łańcuchów, krat, narzędzi tortur i zaschniętych rozbryzgów krwi na ścianach, pokój był zwyczajnie upiorny. Dziecięce rzeczy łatwo było splamić, zniszczyć, obrócić słodkie w przerażające. Właśnie to miało miejsce w tym pokoju - dlatego też Lucan był zdumiony, że Julia tak entuzjastycznie zareagowała na jego widok.
- Kochanie, ciocia Marcella ma rację, nie powinnaś tego jeść. - w razie wypadku mógł ją spróbować przekonać czekoladą, ale jednak wolał chwilowo nie oddawać małej tego smakołyku. Mimo swoich obaw, pozwolił się młodej pobawić, mając nadzieję, że sama zdradzi im coś więcej, jednak poza wyliczanką nie dowiedzieli się nic konkretnego. Lucan spróbował zapamiętać słowa piosenki, a nuż będą później do czegoś potrzebne.
- Julio, skarbie, opowiesz mi więcej o tym pokoju? To twój pokój? Mieszkałaś tutaj? - spróbował znów przemówić do dziewczynki, przykucając przy niej i próbując zwrócić na siebie jej uwagę. Nie zdążył jej też złapać, kiedy ruszyła schodami dalej w dół - zupełnie bez strachu, jakby doskonale znała te korytarze. Aż miał ciarki na samą myśl. - Kochanie, poczekaj na nas, dobrze? Nie odchodź nigdzie sama! - zawołał za nią, ruszając od razu w ciemność za pozostałymi zakonnikami i za dziewczynką. Nie mieli wyboru, musieli za nią pójść. - Lumos - mruknął, chcąc mieć własne źródło światła.
retoryka II
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Była pewna, że zaklęcie rzuciła poprawnie. Nie wykazało jednak żadnych pułapek, nie wykryło obecności obcych istot. - Carpiene nic nie wykazało - powiedziała, od razu dzieląc się z resztą swoimi spostrzeżeniami. Podniosła spojrzenie ponad drzwi, dostrzegając runy; nie potrafiła ich jednak rozczytać, nie znała ich wcale - właściwie to żadnych nie zdała, nigdy nie uczyła się starożytnych run. Przez chwile martwiła się, że mogą symbolizować klątwę, tyle wiedziała, ale Brendan pośpieszył z wyjaśnieniem.
Przelotnie spojrzała na potężnego, srebrzystego niedźwiedzia, który uspokoił dziewczynkę, po czym ruszyła za Justine, bez obawy, że po przekroczeniu progu zabije ich klątwa - albo wiedziona anomalią istota. Jasne brwi uniosły się jednak mocno, gdy ujrzała... dziecięcy pokoik.
Tego się nie spodziewała.
Rozglądała się lekko zszokowana, dostrzegając domek dla lalek, zabawkowe filiżanki, a w tym samym czasie Julia zdawała się stracić rozum. Wyrwała się, zaczęła jeść ciastka pokryte pajęczyną, bawić się lalkami. Po łzach i strachu nie było śladu. Czy oszalała? Zapanowanie nad dziewczynką pozostawiała jednak Lucanowi i Marcelli.
Pośpieszyła w kierunku otwartych przed dziecko drzwi; zgodnie z poleceniem Justine miała iść za nią, a przed Julią. Schody znikały w ciemności. Jej zaklęcie nie wykazało pułapek, czar Brendana mógł sprawdzić dalszy obszar, dlatego postanowiła użyć jeszcze innego - czy wszystko było naprawdę takie jakie się wydawało? - Veritas Claro! - powiedziała pewnie, po czym zwróciła się do Julii. - Czemu to nucisz?
Czy melodia popularnej kołysanki mogła mieć specjalne znaczenie? Nie wiedziała. W miejscu takim jak to wszystko wydawało jej się już podejrzane.
Przelotnie spojrzała na potężnego, srebrzystego niedźwiedzia, który uspokoił dziewczynkę, po czym ruszyła za Justine, bez obawy, że po przekroczeniu progu zabije ich klątwa - albo wiedziona anomalią istota. Jasne brwi uniosły się jednak mocno, gdy ujrzała... dziecięcy pokoik.
Tego się nie spodziewała.
Rozglądała się lekko zszokowana, dostrzegając domek dla lalek, zabawkowe filiżanki, a w tym samym czasie Julia zdawała się stracić rozum. Wyrwała się, zaczęła jeść ciastka pokryte pajęczyną, bawić się lalkami. Po łzach i strachu nie było śladu. Czy oszalała? Zapanowanie nad dziewczynką pozostawiała jednak Lucanowi i Marcelli.
Pośpieszyła w kierunku otwartych przed dziecko drzwi; zgodnie z poleceniem Justine miała iść za nią, a przed Julią. Schody znikały w ciemności. Jej zaklęcie nie wykazało pułapek, czar Brendana mógł sprawdzić dalszy obszar, dlatego postanowiła użyć jeszcze innego - czy wszystko było naprawdę takie jakie się wydawało? - Veritas Claro! - powiedziała pewnie, po czym zwróciła się do Julii. - Czemu to nucisz?
Czy melodia popularnej kołysanki mogła mieć specjalne znaczenie? Nie wiedziała. W miejscu takim jak to wszystko wydawało jej się już podejrzane.
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 4
'k100' : 4
Ria poniekąd odetchnęła z ulgą, gdy zaklęcie z końca różdżki rzeczywiście zaczęło odzwierciedlać to, czego potrzebowała - czyli celny urok nadający wszystkim nieco więcej siły. Odrobinę ledwie, ale zawsze coś, jak sama stwierdziła w chaotycznych myślach. Nie mogła znieść wizji samej siebie niezainteresowanej pomocą swym przyjaciołom, stąd decyzja wydawała się oczywista. Niestety, to było na tyle, przynajmniej w tamtym momencie. Weasley zawiesiła oko na silnym patronusie Brendana, który wyraźnie przypadł Julii do gustu. Uśmiechnęła się do niej lekko, choć mała była zaabsorbowana wydarzeniami dziejącymi się wokół nich - głównie nieprzeniknionej ciemności bijącej z dalszych zakamarków Azkabanu.
W którą to ciemność rzuciła się dziewczynka, zupełnie zmieniając swoje oblicze; z wystraszonej, wręcz spanikowanej osoby stała się ciekawskim, żywiołowym stworzeniem. Rhiannon z przestrachem spojrzała na jej wyczyny, głównie jedzenie starych ciastek - jednak pozostali już zwrócili na to dostateczną uwagę, stąd kobieta uniosła jedynie rdzawe brwi, choć zerknęła też pytająco na swoich towarzyszy. Zaraz jednak skoncentrowała się mocniej na tłumaczeniach Brena, który chyba jako jedyny znał się jako tako na runach. Ona widziała w nich tylko niezrozumiałe szlaczki, choć chętnie dowiedziałaby się o nich czegoś więcej. Najważniejsze, że nie oznaczały klątwy, pod tym kątem mogli odetchnąć z ulgą, choć szkoda, że nie zdołali wysupłać z nich niczego więcej. Pewnie brat Rii dałby radę zrozumieć coś więcej, ponieważ swego czasu fascynował się tą dziedziną magii, ale nie było go tutaj. W ogóle jakoś ostatnio wycofał się z życia siostry, co mocno martwiło rudowłosą. Jednak nie miała teraz czasu na myślenie o sprawach rodzinnych. Musiała skoncentrować się na tym, co działo się wokół niej.
Na chwilę zadarła głowę próbując ujrzeć rzeczonego Herewarda, ale nie dostrzegła nic prócz ciemności. Poszła za grupą, zgodnie z ustalonym wcześniej szykiem. Jednocześnie nasłuchiwała, zarówno rymowanki Julii, jak i wszystkich innych głosów. Zwłaszcza tych rzucających zaklęcia. - Veritas claro - spróbowała zaraz po Max, sądząc, że starania przyjaciółki prawdopodobnie nie odniosą skutku. Nic dziwnego, to był trudny urok, Weasley nie wiedziała czy miała w ogóle jakieś szanse go wyczarować, aczkolwiek zamierzała spróbować. Bez anomalii czuła się jakoś pewniej. Przycisnęła więc miotłę do pachy, pod którą ją niosła i obserwowała, poruszając się wraz z innymi do przodu.
W którą to ciemność rzuciła się dziewczynka, zupełnie zmieniając swoje oblicze; z wystraszonej, wręcz spanikowanej osoby stała się ciekawskim, żywiołowym stworzeniem. Rhiannon z przestrachem spojrzała na jej wyczyny, głównie jedzenie starych ciastek - jednak pozostali już zwrócili na to dostateczną uwagę, stąd kobieta uniosła jedynie rdzawe brwi, choć zerknęła też pytająco na swoich towarzyszy. Zaraz jednak skoncentrowała się mocniej na tłumaczeniach Brena, który chyba jako jedyny znał się jako tako na runach. Ona widziała w nich tylko niezrozumiałe szlaczki, choć chętnie dowiedziałaby się o nich czegoś więcej. Najważniejsze, że nie oznaczały klątwy, pod tym kątem mogli odetchnąć z ulgą, choć szkoda, że nie zdołali wysupłać z nich niczego więcej. Pewnie brat Rii dałby radę zrozumieć coś więcej, ponieważ swego czasu fascynował się tą dziedziną magii, ale nie było go tutaj. W ogóle jakoś ostatnio wycofał się z życia siostry, co mocno martwiło rudowłosą. Jednak nie miała teraz czasu na myślenie o sprawach rodzinnych. Musiała skoncentrować się na tym, co działo się wokół niej.
Na chwilę zadarła głowę próbując ujrzeć rzeczonego Herewarda, ale nie dostrzegła nic prócz ciemności. Poszła za grupą, zgodnie z ustalonym wcześniej szykiem. Jednocześnie nasłuchiwała, zarówno rymowanki Julii, jak i wszystkich innych głosów. Zwłaszcza tych rzucających zaklęcia. - Veritas claro - spróbowała zaraz po Max, sądząc, że starania przyjaciółki prawdopodobnie nie odniosą skutku. Nic dziwnego, to był trudny urok, Weasley nie wiedziała czy miała w ogóle jakieś szanse go wyczarować, aczkolwiek zamierzała spróbować. Bez anomalii czuła się jakoś pewniej. Przycisnęła więc miotłę do pachy, pod którą ją niosła i obserwowała, poruszając się wraz z innymi do przodu.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
The member 'Ria Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Julia pogrążona była we własnych myślach, pochłonięta wszystkim, co znalazła w pokoju. Słowa Lucana nie sprawiły, że podniosła na niego wzrok choćby na chwilę, wciąż zajmując się swoimi dziecięcymi sprawami, ale odrzuciła ciasteczko od siebie gwałtownie, a później otrzepała z obrzydzeniem rączki, jakby to jakiś brzydki pająk chwilę wcześniej spacerował jej po dłoni.
— Ale one są dobre — jęknęła z niezadowoleniem, jeszcze zanim udała się na schody.
— Byłam przez trochę — odpowiedziała Abbottowi, przerywając na moment swoje nucenie po drodze. Jej głos nie niósł się echem, które byłoby dla takiego miejsca jak to oczywiste. Gdyby znajdowali się na klatce schodowej - kolejnej - zbudowanej z kamienia, z pewnością wszystkie dźwięki odbijały by się od ścian, ale tych nie było nigdzie widać, wszędzie była tylko czerń. — Ciemno wokół, nic tu nie ma, ona iść już każe, jak zgubicie drogę teraz to nic nie pokaże — zaśpiewała cichutko dziewczynka, a jej głos był coraz cichszy.
Z różdżki Marcelli i Lucana błysnęło światło, czarownica ruszyła przodem, by złapać dziewczynkę, ale schody były strome i kręte.
— Widzę schody, schody i wciąż schody, ale słyszę was! Tu jest dość pusto, ani żywego ducha!— krzyknął Hereward, a jego głos stopniowo rósł na sile, czarodziej niewątpliwie zbliżał się w stronę drzwi.
Kiedy Brendan rzucił zaklęcie jego różdżka nawet nie drgnęła, chociaż auror był pewien, że jego zaklęcie było rzucone z doskonałą precyzją. W ostatniej chwili przepłynęła przez nią lekka wibracja. Weasley poczuł, że im cichsza była nucona przez Julię melodia tym drgania różdżki były coraz większe. Dziewczynka oddalała się nieustannie, na to wskazywał jej uciekający głos, a magia wtedy zaczęła się zmieniać, coś zaczęło się dziać. Być może otwarcie drzwi aktywowało jakiś mechanizm lub rozbudziło magie po drugiej stronie, być może Julia po drugiej stronie oddziaływała na te dwa miejsca. Czar rzucony przez aurora odnalazł dla niego odpowiedź na zadane jednym ruchem nadgarstka nieme pytanie, ostrzegał czarodzieja przed tym, co czaiło się na schodach, kilkanaście metrów niżej, niestety, nie sięgał tam jego wzrok, mimo, że Justine wyczarowała świetlistą kulę nad ich schodami. Oczom obecnych ukazały się strome, kamienne schody w kształcie spirali. Prowadziły wyłącznie w dół, były jedyną możliwą drogą. Gdzieś niżej mignęła blada sylwetka Julii, która szybko schodziła w dół, nie oglądając się na pozostałych. Nieprzerwanie nuciła kołysankę, jak zahipnotyzowana, lub przyciągana czymś dla Zakonników niewidocznym lub niesłyszalnym. Strome schody zdawały się nie mieć końca, niknęły w ciemności. Mrok panował również wokół — rozgoniony przez światło nie odsłonił zupełnie niczego, jakby byli w pustce, dookoła nie było zupełnie nic. Zaklęcie Maxine niczego nie wykazało, podobnie jak Rii. Oba czary były zbyt słabe, by rozgonić moc Azkabanu. Kieran ostrożnie schodząc po schodach w dół, mógł zauważyć, że z każdym przekroczonym stopniem w dół schody robią się coraz bardziej śliskie, ale żadna woda po nich nie spływała. Mógł również odnieść wrażenie, że im niżej tym robi się coraz cieplej, ale jednocześnie coraz bardziej wilgotno.
Nim wszyscy ruszyli za Julią, ciężkie, stalowe drzwi na korytarz zaczęły się zamykać. Zatrzasnęły się z głośnym trzaskiem, ale mógł to usłyszeć tylko Brendan stojący u szczytu schodów. Do pozostałych nie docierały już żadne dźwięki z pokoju, ani wnętrza Azkabanu. Za drzwiami zaś pozostał Hereward. Nie było słychać jego głosu, ale Weasley mógł usłyszeć ciche i stłumione puknięcia w drzwi. W tej samej chwili słabo przyklejone tapety z pokoiku zaczęły odłazić od ścian, zwijając się w kierunku podłogi, ale nim zdążyły opaść zmieniły się w popiół. Zabawkowe filiżanki pękły jakby pod wpływem wysokich dźwięków, rozbijając się w drobny mak. Zabawkowa jaszczurka stanęła w ogniu, a domek dla lalek rozpadł się w jednej chwili. Cały obrazek dziecięcego pokoju zaczął się sypać. Sypały się kamienie z sufitu, sypały się ściany, a zza nich przebijała lepka ciemność. Wpływała przez dziury do pokoju, wyciągała w kierunku Brendana coś, co wyglądało jak macki.
Ale tak, jak walił się pokój dziewczynki, tak samo zaczęły sypać się schody. Pojedyncze kamienie odklejały się od reszty i leciały w dół. Cała ścieżka zachwiała się na boki, zafalowała w górę i w dół, niestabilnie. Kiedy Just stawiała kolejny krok, kamień pod nią się usunął, pociągając dziewczynę w ciemność.
Kołysanka ucichła.
Ciemność przerzedzała się. Justine czuła, jak leci w dół, pęd wiatru chlastał ją po twarzy, szarpał włosy. Gdzieś w dole pojawił się w końcu jaśniejący punkt, który powiększał się z każdą chwilą. Różdżka cały czas spoczywała w jej dłoni. Obrócona spadaniem, widziała, jak drobniutki punkcik będący kulą światła, którą wyczarowała w końcu całkowicie znika. Nie słyszała niczego, nikogo, cały czas leciała w dół, spadała. Znów obróciła się na brzuch. Jasność, która się zbliżała wyglądała jak chmury, w które wpadła, czując na sobie wilgoć jaką w sobie trzymały. Gęsty płaszcz chmur nie stanowił dla niej żadnego problemu, wciąż leciała w dół, aż w końcu przedarła się na drugą stronę, ale przed sobą ujrzała tylko zbliżającą się w zawrotnej prędkości szaro-czarną ziemię.
| Na odpis macie czas do 28:04 do 22:00, ale jak odpiszecie wszyscy wcześniej Mistrz Gry też się uwinie!
Aktywne zaklęcia:
Magicus Extremos (Brendan) +20 3/3
Magicus Extremos (Ria) +13 2/3
— Ale one są dobre — jęknęła z niezadowoleniem, jeszcze zanim udała się na schody.
— Byłam przez trochę — odpowiedziała Abbottowi, przerywając na moment swoje nucenie po drodze. Jej głos nie niósł się echem, które byłoby dla takiego miejsca jak to oczywiste. Gdyby znajdowali się na klatce schodowej - kolejnej - zbudowanej z kamienia, z pewnością wszystkie dźwięki odbijały by się od ścian, ale tych nie było nigdzie widać, wszędzie była tylko czerń. — Ciemno wokół, nic tu nie ma, ona iść już każe, jak zgubicie drogę teraz to nic nie pokaże — zaśpiewała cichutko dziewczynka, a jej głos był coraz cichszy.
Z różdżki Marcelli i Lucana błysnęło światło, czarownica ruszyła przodem, by złapać dziewczynkę, ale schody były strome i kręte.
— Widzę schody, schody i wciąż schody, ale słyszę was! Tu jest dość pusto, ani żywego ducha!— krzyknął Hereward, a jego głos stopniowo rósł na sile, czarodziej niewątpliwie zbliżał się w stronę drzwi.
Kiedy Brendan rzucił zaklęcie jego różdżka nawet nie drgnęła, chociaż auror był pewien, że jego zaklęcie było rzucone z doskonałą precyzją. W ostatniej chwili przepłynęła przez nią lekka wibracja. Weasley poczuł, że im cichsza była nucona przez Julię melodia tym drgania różdżki były coraz większe. Dziewczynka oddalała się nieustannie, na to wskazywał jej uciekający głos, a magia wtedy zaczęła się zmieniać, coś zaczęło się dziać. Być może otwarcie drzwi aktywowało jakiś mechanizm lub rozbudziło magie po drugiej stronie, być może Julia po drugiej stronie oddziaływała na te dwa miejsca. Czar rzucony przez aurora odnalazł dla niego odpowiedź na zadane jednym ruchem nadgarstka nieme pytanie, ostrzegał czarodzieja przed tym, co czaiło się na schodach, kilkanaście metrów niżej, niestety, nie sięgał tam jego wzrok, mimo, że Justine wyczarowała świetlistą kulę nad ich schodami. Oczom obecnych ukazały się strome, kamienne schody w kształcie spirali. Prowadziły wyłącznie w dół, były jedyną możliwą drogą. Gdzieś niżej mignęła blada sylwetka Julii, która szybko schodziła w dół, nie oglądając się na pozostałych. Nieprzerwanie nuciła kołysankę, jak zahipnotyzowana, lub przyciągana czymś dla Zakonników niewidocznym lub niesłyszalnym. Strome schody zdawały się nie mieć końca, niknęły w ciemności. Mrok panował również wokół — rozgoniony przez światło nie odsłonił zupełnie niczego, jakby byli w pustce, dookoła nie było zupełnie nic. Zaklęcie Maxine niczego nie wykazało, podobnie jak Rii. Oba czary były zbyt słabe, by rozgonić moc Azkabanu. Kieran ostrożnie schodząc po schodach w dół, mógł zauważyć, że z każdym przekroczonym stopniem w dół schody robią się coraz bardziej śliskie, ale żadna woda po nich nie spływała. Mógł również odnieść wrażenie, że im niżej tym robi się coraz cieplej, ale jednocześnie coraz bardziej wilgotno.
Nim wszyscy ruszyli za Julią, ciężkie, stalowe drzwi na korytarz zaczęły się zamykać. Zatrzasnęły się z głośnym trzaskiem, ale mógł to usłyszeć tylko Brendan stojący u szczytu schodów. Do pozostałych nie docierały już żadne dźwięki z pokoju, ani wnętrza Azkabanu. Za drzwiami zaś pozostał Hereward. Nie było słychać jego głosu, ale Weasley mógł usłyszeć ciche i stłumione puknięcia w drzwi. W tej samej chwili słabo przyklejone tapety z pokoiku zaczęły odłazić od ścian, zwijając się w kierunku podłogi, ale nim zdążyły opaść zmieniły się w popiół. Zabawkowe filiżanki pękły jakby pod wpływem wysokich dźwięków, rozbijając się w drobny mak. Zabawkowa jaszczurka stanęła w ogniu, a domek dla lalek rozpadł się w jednej chwili. Cały obrazek dziecięcego pokoju zaczął się sypać. Sypały się kamienie z sufitu, sypały się ściany, a zza nich przebijała lepka ciemność. Wpływała przez dziury do pokoju, wyciągała w kierunku Brendana coś, co wyglądało jak macki.
Ale tak, jak walił się pokój dziewczynki, tak samo zaczęły sypać się schody. Pojedyncze kamienie odklejały się od reszty i leciały w dół. Cała ścieżka zachwiała się na boki, zafalowała w górę i w dół, niestabilnie. Kiedy Just stawiała kolejny krok, kamień pod nią się usunął, pociągając dziewczynę w ciemność.
Kołysanka ucichła.
Ciemność przerzedzała się. Justine czuła, jak leci w dół, pęd wiatru chlastał ją po twarzy, szarpał włosy. Gdzieś w dole pojawił się w końcu jaśniejący punkt, który powiększał się z każdą chwilą. Różdżka cały czas spoczywała w jej dłoni. Obrócona spadaniem, widziała, jak drobniutki punkcik będący kulą światła, którą wyczarowała w końcu całkowicie znika. Nie słyszała niczego, nikogo, cały czas leciała w dół, spadała. Znów obróciła się na brzuch. Jasność, która się zbliżała wyglądała jak chmury, w które wpadła, czując na sobie wilgoć jaką w sobie trzymały. Gęsty płaszcz chmur nie stanowił dla niej żadnego problemu, wciąż leciała w dół, aż w końcu przedarła się na drugą stronę, ale przed sobą ujrzała tylko zbliżającą się w zawrotnej prędkości szaro-czarną ziemię.
| Na odpis macie czas do 28:04 do 22:00, ale jak odpiszecie wszyscy wcześniej Mistrz Gry też się uwinie!
Aktywne zaklęcia:
Magicus Extremos (Brendan) +20 3/3
Magicus Extremos (Ria) +13 2/3
- Mapka:
Na mapce jest zonk, kierunek w dół jest odwrotnie niż pokazuje strzałka!
- Żywotność:
Justine: 240/240
Brendan: 365/380
-15 (elektryczne)
Kieran: 229/244
-15 (elektryczne)
Lucan: 232/232
Maxine: 200/215
-15(elektryczne)
Ria: 220/220
Marcella: 250/250
- Ekwipunek:
Justine:
różdżka, czerwony kryształ, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarna perła, broszka z alabastrowym jednorożcem
Eliksiry:
- Wieczny Płomień (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir Wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 10), (stat. 12, 1 porcja)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 13)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcji, stat. 23, moc = 106)
- Złoty eliksir (1 porcje, stat. 29)
- Smocza Łza (1 porcje)
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Czuwający Strażnik, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
Brendan:
propeller żądlibąkowy, meteoryt, szczurza czaszka
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 26)
- Eliksir ochrony (1 porcje, stat. 21)
- Antidotum podstawowe (10 porcji, stat. 23)
- Eliksir natychmiastowej jasności (4 porcje, stat. 23)
- Eliksir grozy (5 porcji, stat. 23)
- Eliksir znieczulający (4 porcje, stat. 23)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (4 porcje, stat. 23)
- Maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0)
Kieran:
różdżka, tabliczka czekolady, torba wypełniona eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5),
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15),
- wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 29),
- smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5),
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 0),
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106),
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117),
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29),
- Wieczny płomień (1 porcja, stat. 35, moc +15)
- Wywar wzmacniający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20),
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20),
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20)
Lucan:
różdżka, czekolada;
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 30, moc +15)
- Pies gończy ( porcja, stat. 7)
Maxine:
różdżka, propeller żądlibąkowy, kamień runiczny, miotła bardzo dobrej jakości, bransoleta z włosów syreny, 4 tabliczki czekolady, nóż, mugolskie zapałki
- Eliksir niezłomności, 1 porcja (stat. 22)
- Czuwający strażnik, 1 porcja (stat. 22)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir kociego kroku (1 porcje, stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 23, moc = 104)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcje, stat. 23)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 28)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
Ria:
miotła, różdżka, szczurza czaszka.
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 28, 123 oczka)
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
-Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
-Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
-Kameleon (1 porcja, stat. 28, 119 oczek)
-Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 28)
-Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
Marcella:
różdżka, miotła (przewieszona przez plecy na rzemieniu), lusterko dwukierunkowe (drugie posiada Samuel Skamander)
- eliksir przeciwbólowy (6 porcji, stat. 10)
- wywar ze szczuroszczeta (3 porcje, stat. 10)
- maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 10)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 28, 124 oczka)
Musiała je dogonić. Przesuwała sie w dół schodów możliwe jak najszybciej i jak najostrożniej. Julia nie powinna podążać pierwsza, co jeśli gdzieś w tej ciemności czaiło sie coś złego? Coś mrocznego, a ona była sama? Tracą ją, mogli stracić możliwość przywrócenia świata do ładu. Krok i kolejny, ruszając lekko nadgarstkiem by rzucić zaklęcie, które miało rozgonić ciemność. Miało - jednak bezskutecznie. Zasznurowała wargi, próbując odgonić od siebie złość krok, a potem następny, na krętych, ciągnących się w dół schodach. Słyszała ciche nucenie, Julia nadal schodziła w dół po schodkach i próbowała podążać jej śladem. Ale nagle coś się zmieniło. A może raczej, wszystko zaczęło tracić na swojej stabilności. Zacisnęła mocniej wargi i skupiła się na wykonywanych krokach nie przerywając marszu rozkładając lekko dłonie, by sobie pomóc w manewrowaniu ciałem. Schody zachwiały się, najpierw na boki, a potem zafalowały. Jej tempo spadło, zrobiła kolejny krok i...
...trafiła na pustkę.
Oczy rozszerzyły się w zdumieniu, gdy zrozumiała, że straciła grunt pod nogami a grawitacja ciągnie ją do dołu. Uderzyła w nią cisza i powietrze przez które przedzierała się z mdlącą szybkością. Znała to uczucie - spadania. Pamiętała je dokładnie, przeżywała je niezmiennie nocą. Wtedy tylko sama rzucała się w przepaść. Spadała, a ciemność rozrzedzała się, musiała zadbać o to, by się nie zatrzymali, to najpierw.
- Idźcie dalej! - krzyknęła wlewając w głos całą moc jaką posiadała. - Znajdę was. - dodała jeszcze, choć nie była tego już tak pewna. Zacisnęła mocniej dłoń w czarnej rękawiczce na różdżce - nie mogła jej stracić i wiedziała, że będzie miała jedynie ułamek sekundy na reakcję. Obróciła się, tracąc z widoku miejsce do którego leciała. Teraz spoglądała, jak jej Lumos Maxima, maleje z każdą upływającą chwilą. Była coraz dalej, w coraz większej ciszy i ciemności. Słyszała jedynie dźwięk, wydawany przez opływające ją powietrze. Znów obróciła się, nagle, gwałtwonie wpadając w jasność, która swoich wyglądem przypominała sunące po niebie obłoki. Przymknęła powieki, wlatując w nie i przelatując przez nie. Rozchyliła je niepewnie, czując, jak jej pęd z każdą chwilą jest jedynie większy. Jasność wilgotnego puchu zostawiła za sobą, dostrzegając grunt. Wzięła wdech, drugi, szybko kalkulując.
- Lento! - zażądała od swojej własnej różdżki, czując jak serce podchodzi jej do gardła. Jeśli zaklęcie się nie uda - jeśli nie wyjdzie. Chyba po raz kolejny da się zabić. Tym razem, już całkowicie. Nie sądziła, by ktoś był w stanie przeżyć uderzenie z taką szybkością.
...trafiła na pustkę.
Oczy rozszerzyły się w zdumieniu, gdy zrozumiała, że straciła grunt pod nogami a grawitacja ciągnie ją do dołu. Uderzyła w nią cisza i powietrze przez które przedzierała się z mdlącą szybkością. Znała to uczucie - spadania. Pamiętała je dokładnie, przeżywała je niezmiennie nocą. Wtedy tylko sama rzucała się w przepaść. Spadała, a ciemność rozrzedzała się, musiała zadbać o to, by się nie zatrzymali, to najpierw.
- Idźcie dalej! - krzyknęła wlewając w głos całą moc jaką posiadała. - Znajdę was. - dodała jeszcze, choć nie była tego już tak pewna. Zacisnęła mocniej dłoń w czarnej rękawiczce na różdżce - nie mogła jej stracić i wiedziała, że będzie miała jedynie ułamek sekundy na reakcję. Obróciła się, tracąc z widoku miejsce do którego leciała. Teraz spoglądała, jak jej Lumos Maxima, maleje z każdą upływającą chwilą. Była coraz dalej, w coraz większej ciszy i ciemności. Słyszała jedynie dźwięk, wydawany przez opływające ją powietrze. Znów obróciła się, nagle, gwałtwonie wpadając w jasność, która swoich wyglądem przypominała sunące po niebie obłoki. Przymknęła powieki, wlatując w nie i przelatując przez nie. Rozchyliła je niepewnie, czując, jak jej pęd z każdą chwilą jest jedynie większy. Jasność wilgotnego puchu zostawiła za sobą, dostrzegając grunt. Wzięła wdech, drugi, szybko kalkulując.
- Lento! - zażądała od swojej własnej różdżki, czując jak serce podchodzi jej do gardła. Jeśli zaklęcie się nie uda - jeśli nie wyjdzie. Chyba po raz kolejny da się zabić. Tym razem, już całkowicie. Nie sądziła, by ktoś był w stanie przeżyć uderzenie z taką szybkością.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 72
'k100' : 72
Ruiny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda