Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Ruiny
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ruiny
Azkaban za sprawą nagromadzonej białej magii obrócił się w ruinę. Wielki wybuch odsłonił najniższe warstwy przerażającego więzienia, otwierając dostęp do niekiedy przedziwnych prastarych ruin. Wiadomym jest, że Azkaban wzniósł jeden z wielkich rodów, nie jest jednak jasne, na czym właściwie, ani też w jaki sposób. Kamienie układają się w niezwykłe wzory i są pokryte mało zrozumiałymi, symbolicznymi żłobieniami sprawiającymi wrażenie pierwotnych. Niektórzy spekulują, że są tworami dementorów, którzy z wyspy uczynili wcześniej swoje królestwo. Od wilgotnej ziemi wznosi się para, wypuszczona w powietrze ciepłem nagromadzonej silnej białej magii.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Widziała jak postać dziewczynki znikała jej z zasięgu wzroku, jak powoli rozpływała się w ciemności, a krętość schodów sprawiała coraz większe problemy w szybkim dogonieniu dziecka. Jej kołysanka była cicha, niepokojąca, choć Marcella pamiętała ją z tych czasów, gdy śpiewana była przez jej macochę, a czasami starszą siostrę. Kiedy ona i Arabella były razem, małe, szczęśliwe, a świat był prosty. Mimo to czuła w niej coś upiornego, gdy kolejne słowa pojawiały się w jej głowie powodowały dreszcz na plecach i uczucie niepokoju.
Wydawało się, że świat wokół niej zaczął się walić. Słyszała za sobą kroki, ciągle skupiona na tym, by Julia nie biegła pierwsza, by ktoś jest obok niej, bo jeśli ona zniknie im z oczu, stracą swoją szansę. Tylko ona wiedziała, gdzie mają się udać.
Usłyszała za sobą trzask. Przystanęła tylko na chwilę, widząc, że wszystko wokół niej zaczyna się walić. Schodek kilka przed nią się zapadł, wtedy się odwróciła i usłyszała krzyk kobiety. - Tonks! - zakryła usta ze strachem. Wydawało się, że wszystko sie trzęsie, zmienia. Zadrżała. Było niebezpiecznie, ale wiedziała, że Just sobie poradzi... Nie mogła zginąć, nie tutaj, nie teraz.
Skupiła się na Julii, na tym, że dziewczynka nadal mogła być sama. Obejrzała się na Lucana tylko na chwilę po czym zdjęła z ramienia swoją miotłę i wsiadła na nią. Tak będzie bezpieczniej, tak będzie po prostu lepiej.
Nie mogli pozwolić, by dziewczynka zniknęła im z oczu, więc zacisnęła mocno dłoń na trzonku miotły i wzniosła się nisko ponad schody, po czym w wzdłuż schodów zaczęła zlatywać. Szybciej, dalej, z uporem. Prosto w ciemność.
| Latanie na miotle - III
Wydawało się, że świat wokół niej zaczął się walić. Słyszała za sobą kroki, ciągle skupiona na tym, by Julia nie biegła pierwsza, by ktoś jest obok niej, bo jeśli ona zniknie im z oczu, stracą swoją szansę. Tylko ona wiedziała, gdzie mają się udać.
Usłyszała za sobą trzask. Przystanęła tylko na chwilę, widząc, że wszystko wokół niej zaczyna się walić. Schodek kilka przed nią się zapadł, wtedy się odwróciła i usłyszała krzyk kobiety. - Tonks! - zakryła usta ze strachem. Wydawało się, że wszystko sie trzęsie, zmienia. Zadrżała. Było niebezpiecznie, ale wiedziała, że Just sobie poradzi... Nie mogła zginąć, nie tutaj, nie teraz.
Skupiła się na Julii, na tym, że dziewczynka nadal mogła być sama. Obejrzała się na Lucana tylko na chwilę po czym zdjęła z ramienia swoją miotłę i wsiadła na nią. Tak będzie bezpieczniej, tak będzie po prostu lepiej.
Nie mogli pozwolić, by dziewczynka zniknęła im z oczu, więc zacisnęła mocno dłoń na trzonku miotły i wzniosła się nisko ponad schody, po czym w wzdłuż schodów zaczęła zlatywać. Szybciej, dalej, z uporem. Prosto w ciemność.
| Latanie na miotle - III
nim w popiół się zmienię, będę wielkim
płomieniem
The member 'Marcella Figg' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 87
'k100' : 87
Reakcja na zaklęcie była dziwna; początkowo nijaka, później czar wskazał coś na dole schodów; ni to człowiek, ni zasadzka, ni to jedno, ni cała chmara, zaklęcie nie działało, anomalia je wypaczyła, a jednak dawało podpowiedź co do czającego się w ciemnościach niebezpieczeństwa. Bardzo potężnego, zdolnego wypaczyć silną białą magię. Podobna myśl budziła grozę, ale jeśli spojrzeć na to praktyczniej - dawała też nadzieję, że zmierzali we właściwym kierunku.
- Bądźcie gotowi, u dołu coś jest - zawołał do pozostałych, cofając się w kierunku schodów - przodem pozostając jednak odwróconym ku dziecięcemu pokojowi. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w stający w płomieniach pokoik, a także na ciemność, która wtem zaczęła się rozlewać - i w końcu sięgać ku niemu; ciemność, nicość, otchłań, jak to nazwać - i jak z tym walczyć? Pokój się walił, powinien ruszyć za pozostałymi - ale schody waliły się tak samo, dostrzegł formującą się mackę - mknącą wprost ku niemu - lecz wzrok uniósł nad nią, ku zatrzaśniętym drzwiom, zza których dobiegały ciche uderzenia.
- Barty?! To ty?! Nie otworzymy tego! Uciekaj, znajdź okrężną drogę! - Cokolwiek rozlewało się w ich kierunku, wnet rozleje się również w jego; zaklęcie Brendana nie odnalazło tutaj ani istoty ani zasadzki, ta ciemność, ta moc, ta macka - musiała być raczej zjawiskiem, a z takim walczyć nie mogli. Przeciągnął przecząco głową, oglądając się za siebie - nie było wątpliwości, że jedyna droga wiodła w dół - w otchłań bez końca. Ale to coś nie mogło pomknąć za nimi. Te macki - nie mogły po nich sięgnąć. Nie sądził, by jakiekolwiek zaklęcie było w stanie na tę moc zadziałać, najprawdopodobniej nie była materialna. Starał się myśleć trzeźwo, odnaleźć cokolwiek, czym można by było z tym walczyć - odnajdując w pamięci schemat pozwalający na uśpienie anomalii. Mając go w pamięci, skierował różdżkę ku ciemności mknącej ku nim w obronnym goście, wypowiadając formułę, którą niegdyś opracowała Bathilda - formułę ujarzmienia anomalii.
schemat naprawy anomalii zakonu; +120 do rzutu
- Bądźcie gotowi, u dołu coś jest - zawołał do pozostałych, cofając się w kierunku schodów - przodem pozostając jednak odwróconym ku dziecięcemu pokojowi. Szeroko otwartymi oczyma wpatrywał się w stający w płomieniach pokoik, a także na ciemność, która wtem zaczęła się rozlewać - i w końcu sięgać ku niemu; ciemność, nicość, otchłań, jak to nazwać - i jak z tym walczyć? Pokój się walił, powinien ruszyć za pozostałymi - ale schody waliły się tak samo, dostrzegł formującą się mackę - mknącą wprost ku niemu - lecz wzrok uniósł nad nią, ku zatrzaśniętym drzwiom, zza których dobiegały ciche uderzenia.
- Barty?! To ty?! Nie otworzymy tego! Uciekaj, znajdź okrężną drogę! - Cokolwiek rozlewało się w ich kierunku, wnet rozleje się również w jego; zaklęcie Brendana nie odnalazło tutaj ani istoty ani zasadzki, ta ciemność, ta moc, ta macka - musiała być raczej zjawiskiem, a z takim walczyć nie mogli. Przeciągnął przecząco głową, oglądając się za siebie - nie było wątpliwości, że jedyna droga wiodła w dół - w otchłań bez końca. Ale to coś nie mogło pomknąć za nimi. Te macki - nie mogły po nich sięgnąć. Nie sądził, by jakiekolwiek zaklęcie było w stanie na tę moc zadziałać, najprawdopodobniej nie była materialna. Starał się myśleć trzeźwo, odnaleźć cokolwiek, czym można by było z tym walczyć - odnajdując w pamięci schemat pozwalający na uśpienie anomalii. Mając go w pamięci, skierował różdżkę ku ciemności mknącej ku nim w obronnym goście, wypowiadając formułę, którą niegdyś opracowała Bathilda - formułę ujarzmienia anomalii.
schemat naprawy anomalii zakonu; +120 do rzutu
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Zacisnęła usta w wąską linię kiedy okazało się, że również i jej zaklęcie się nie udało. Weasley miała tego świadomość, w końcu urok był naprawdę trudny - a ona nie była aurorem z wieloletnim stażem. Jednak miała nadzieję, że szczęście jej dopisze i zdoła wyczarować odrobinę silnej magii. Nic z tego. Potrząsnęła rudą głową, na nowo koncentrując się na otoczeniu i rzeczywistości. Obejrzała się na Brendana, wciąż znajdującego się u szczytu schodów. Posłała mu pytające spojrzenie, ale nie odezwała się ani słowem; kto jak kto, ale on na pewno wiedział co robi. Mimo tej świaodmości martwiła się, nie potrafiła tego w sobie stłumić. Uniosła głowę na głos Herewarda, zastanawiając się czy nie powinni po niego iść. Jednak mężczyzna był Gwardzistą, wiedział na co się pisał, nie mogli zaprzestać misji z jego powodu - choć brzmiało to dość okrutnie. Ria przełknęła ślinę, postanawiając, że z determinacją zejdzie po schodach wraz z innymi, ale anomalia Azkabanu miała na to inne plany.
Wszystko nagle zaczęło się trząść i rozpadać - Rhiannon odruchowo chwyciła się jakiegoś stałego punktu, ale nie całkiem, ponieważ w dłoni wciąż miała różdżkę, natomiast w drugiej ręce miotłę. Zresztą, zaraz również i to zniknęło, drżąc w posadach oraz mknąć wprost do destrukcji. Nie zdążyła obrócić się do Brena - dokładnie wtedy Just runęła w dół, Weasley usłyszała krzyk Marcelli. Bez zawahania wskoczyła na miotłę, usiłując jak najszybciej znaleźć się na dole i chwycić Tonks, nim ta spadnie - nie wiadomo w co, nie wiadomo z jak dużej wysokości. Musiała przy tym uważać, ponieważ sypiące się kamienie stanowiły zagrożenie, stąd musiała postarać się ich unikać, ale jednak nie zwalniając. Usiłowała w tym całym chaosie dostrzec sylwetkę Gwardzistki, zdążyć nim stanie się najgorsze. Czuła, jak serce boleśnie obija się o żebra, jak gardło nieprzyjemnie zaciskało się, nie pozwalając żadnej zgłosce wydobyć się na powierzchnię, do świata zewnętrznego. Była zdeterminowana, nawet jeśli miało jej się nie udać. Tak naprawdę nie myślała o tym za wiele, po prostu działała, czy raczej próbowała.
Wszystko nagle zaczęło się trząść i rozpadać - Rhiannon odruchowo chwyciła się jakiegoś stałego punktu, ale nie całkiem, ponieważ w dłoni wciąż miała różdżkę, natomiast w drugiej ręce miotłę. Zresztą, zaraz również i to zniknęło, drżąc w posadach oraz mknąć wprost do destrukcji. Nie zdążyła obrócić się do Brena - dokładnie wtedy Just runęła w dół, Weasley usłyszała krzyk Marcelli. Bez zawahania wskoczyła na miotłę, usiłując jak najszybciej znaleźć się na dole i chwycić Tonks, nim ta spadnie - nie wiadomo w co, nie wiadomo z jak dużej wysokości. Musiała przy tym uważać, ponieważ sypiące się kamienie stanowiły zagrożenie, stąd musiała postarać się ich unikać, ale jednak nie zwalniając. Usiłowała w tym całym chaosie dostrzec sylwetkę Gwardzistki, zdążyć nim stanie się najgorsze. Czuła, jak serce boleśnie obija się o żebra, jak gardło nieprzyjemnie zaciskało się, nie pozwalając żadnej zgłosce wydobyć się na powierzchnię, do świata zewnętrznego. Była zdeterminowana, nawet jeśli miało jej się nie udać. Tak naprawdę nie myślała o tym za wiele, po prostu działała, czy raczej próbowała.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
The member 'Ria Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 68
'k100' : 68
Dziewczynka nie udzieliła jej odpowiedzi na pytanie o nuconą kołysanką, wobec której Maxine miała dziwne przeczucia (choć właściwie wszystko wokół było w tym momencie podejrzane i niepokojące). Ściągnęła usta w wąską kreskę, podążając uparcie przed siebie. Gdzieś za sobą słyszała głos Herewarda i kroki aurorów, spojrzenie skupiła jednak na krętych schodach, które ujrzała dzięki świetlistej kuli Justine. Nie było ścian - wyłącznie ciemność. Wiodły w dół, ku nieznanemu, a Julia zbiegała po schodach tak śmiało i pewnie, że Maxine zaczynała sądzić, że już poprzewracało jej się w głowie od bliskości anomalii. Obejrzała się za siebie, słysząc odgłosy zawalającej się komnaty oraz ostrzeżenie Brendana przed tym, co czekało ich na dole. Zacisnęła mocniej palce na różdżce, a wtedy schody zachwiały się w posadach. Justine zleciała w przepaść, nakazując im iść dalej, Hereward nie mógł się do nich dostać, a Julia znikała im z oczu. Kamienie pod stopami Maxine chwiały się i czuła, że zaraz i ona runie - dlatego nie czekała. Zdjęła miotłę z ramienia i wsiadła na nią, podejmując szybką decyzję, by popędzić za Marcellą i znaleźć Julię. Nie mogli zgubić dziewczynek. Zostawiała za sobą Brendana i Kierana, ale była pewna, że sobie poradzą - byli doświadczonymi aurorami.
Dosiadła miotły i podleciała do Lucana.
- Wsiadaj, znajdziemy Julię - powiedziała, mając nadzieję, że Abbott nie będzie zwlekał i usiądzie na miotle za nią, aby mogli razem dogonić Marcellę - i Julię.
| miotła bardzo dobrej jakości, III w lataniu
Dosiadła miotły i podleciała do Lucana.
- Wsiadaj, znajdziemy Julię - powiedziała, mając nadzieję, że Abbott nie będzie zwlekał i usiądzie na miotle za nią, aby mogli razem dogonić Marcellę - i Julię.
| miotła bardzo dobrej jakości, III w lataniu
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Ciemno wokół, nic tu nie ma, ona iść już każe, jak zgubicie drogę teraz to nic nie pokaże – wyśpiewane przez małą Julię słowa sprawił, że podejrzliwie zmarszczył brwi. Już i tak wierzył, że powinni podążać za dziewczynką, w końcu to ona miała wskazywać im drogę. Poleganie na intuicji dziecka było obecnie jedynym rozwiązaniem w tej trudnej sytuacji. A z każdą chwilą wszystko komplikowało się coraz bardziej. Dotarcie do kolejnych schodów, które mogły jedynie zaprowadzić ich w dół, wywołało niebezpieczne zmiany. Jakby pionki poruszyły się o jedno pole zbyt szybko. Czy może było to spowodowane zachowaniem Julii? Wolał nie dociekać, najważniejsze było przetrwanie. Schody zaczęły się rozsypywać, posyłając tym samym Tonks w dół. Kieran wierzył, że Gwardzistka sobie poradzi. Musiała. I tak prędzej czy później musieli się znaleźć na dole, bo tylko tam prowadziły coraz bardziej rozsypujące się schody.
Wiedział, że musi zaryzykować. Nie widział dla siebie innego wyjścia, gdy wokół nich wszystko się waliło. Każdy musiał podjąć decyzję jak poradzić sobie z tą sytuacją. Czarownice, które zapobiegawczo zabrały ze sobą miotły, teraz mogły z nich skorzystać. Rineheart z kolei musiał teraz polegać na własnej magii. Jak na razie nie sprawiała im żadnych niespodzianek, więc może powinien temu zaufać. przynajmniej ten jeden raz.
Spojrzał krytycznie w dół. Ciemna otchłań, nie był w stanie dostrzec jej dna. Ale gdzieś musiał być koniec. Ścisnął mocniej swoją różdżkę, poprawił torbę przerzuconą przez ramię. Nie było więcej czasu na rozmyślania. Skoczył. Już na początku lotu próbował tak ustabilizować swoje ciało, aby mieć dobry widok w dół. Zdołał jeszcze szarpnąć różdżką, aby zaraz po tym geście wykrzyknąć inkantację zaklęcia. – Lento!
Kto wie, może przeżyje. Wciąż czuł wsparcie magii Brendana i Rii.
Wiedział, że musi zaryzykować. Nie widział dla siebie innego wyjścia, gdy wokół nich wszystko się waliło. Każdy musiał podjąć decyzję jak poradzić sobie z tą sytuacją. Czarownice, które zapobiegawczo zabrały ze sobą miotły, teraz mogły z nich skorzystać. Rineheart z kolei musiał teraz polegać na własnej magii. Jak na razie nie sprawiała im żadnych niespodzianek, więc może powinien temu zaufać. przynajmniej ten jeden raz.
Spojrzał krytycznie w dół. Ciemna otchłań, nie był w stanie dostrzec jej dna. Ale gdzieś musiał być koniec. Ścisnął mocniej swoją różdżkę, poprawił torbę przerzuconą przez ramię. Nie było więcej czasu na rozmyślania. Skoczył. Już na początku lotu próbował tak ustabilizować swoje ciało, aby mieć dobry widok w dół. Zdołał jeszcze szarpnąć różdżką, aby zaraz po tym geście wykrzyknąć inkantację zaklęcia. – Lento!
Kto wie, może przeżyje. Wciąż czuł wsparcie magii Brendana i Rii.
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I pochwalam tajń życia w pieśni
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
To musiała być anomalia - jej moc tak mocno zaczęła oddziaływać na dziewczynkę, że Julia bez zastanowienia pobiegła w dół, w dół w całkowitą ciemność - a przecież ciężko było o bardziej straszne okoliczności. Wpływ anomalii musiał być zbyt mocny, by dziewczynka myślała trzeźwo. Lucan nie był pewien, jak długo jego słowa będą miały jakikolwiek wpływ na Julię... o ile oczywiście dziewczynka w ogóle je usłyszy, bo chwilowo oddaliła się na tyle, że ciężko było cokolwiek dostrzec. Nawet zaklęcia rozjaśniające niewiele pomagały.
- Julio! - zawołał, gdy schody nagle zaczęły... znikać. Prawie nastąpił nogą na lukę w stopniach, w ostatniej chwili wycofując się na - póki co jeszcze stabilny - stopień powyżej. Jasna cholera, a co jeśli młoda wpadnie w taką dziurę? - Julio, kochanie, proszę poczekaj na nas! - gdy tuż obok niego pojawiła się Maxine na miotle, Lucan nie zawahał się ani chwili. Chociaż szczerze nie znosił latania na miotle, nie marudził i wpakował się za Desmond, przytrzymując się kobiety jedną ręką - drugą trzymając wysoko i zaciskając dłoń na różdżce rzucającej światło. Czuł jak serce podeszło mu do gardła - bo ucichła kołysanka Julii, ale również dlatego że zauważył że na stopniach nie ma Tonks. Jednak o ile mógł liczyć na to, że gwardzistka poradzi sobie czarami lub któraś z pozostałych dosiadających mioteł kobiet pomoże Tonks, tak Julia przepadła jak kamień w wodę.
- Widzi ją ktoś? - zawołał, licząc na jakąkolwiek odpowiedź. I pluł sobie w brodę, że pozwolił jej tak pobiec samopas, mimo że przecież to on miał się nią zajmować. A co jeśli runęła ze schodów? - Julio, skarbie, odezwij się!
Retoryka II
- Julio! - zawołał, gdy schody nagle zaczęły... znikać. Prawie nastąpił nogą na lukę w stopniach, w ostatniej chwili wycofując się na - póki co jeszcze stabilny - stopień powyżej. Jasna cholera, a co jeśli młoda wpadnie w taką dziurę? - Julio, kochanie, proszę poczekaj na nas! - gdy tuż obok niego pojawiła się Maxine na miotle, Lucan nie zawahał się ani chwili. Chociaż szczerze nie znosił latania na miotle, nie marudził i wpakował się za Desmond, przytrzymując się kobiety jedną ręką - drugą trzymając wysoko i zaciskając dłoń na różdżce rzucającej światło. Czuł jak serce podeszło mu do gardła - bo ucichła kołysanka Julii, ale również dlatego że zauważył że na stopniach nie ma Tonks. Jednak o ile mógł liczyć na to, że gwardzistka poradzi sobie czarami lub któraś z pozostałych dosiadających mioteł kobiet pomoże Tonks, tak Julia przepadła jak kamień w wodę.
- Widzi ją ktoś? - zawołał, licząc na jakąkolwiek odpowiedź. I pluł sobie w brodę, że pozwolił jej tak pobiec samopas, mimo że przecież to on miał się nią zajmować. A co jeśli runęła ze schodów? - Julio, skarbie, odezwij się!
Retoryka II
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Krzyk spadającej Justine dotarł do wszystkich, którzy znajdowali się na schodach, ale bardzo szybko cichł, a po kilku słowach nie było już słychać nic, wszyscy stracili czarownicę z oczu. Leciała w dół, ale bezbłędnie rzucone zaklęcie zatrzymało ją kilka cali nad ziemią. Po chwili opadła lekko na nią, a wokół uniósł się kurz, opuszczając zimne, pokryte ziemią, częściowo też zasuszoną, spaloną trawą, uschniętymi gałęziami i pędami kamienie.
Marcella, podobnie jak chwilę po niej Ria i Maxime dobyła miotły. Lucan zajął miejsce za Desmond, cała czwórka pomknęła w dół, w lepką ciemność. Kieran skoczył dobrowolnie, na górze pozostał tylko Brendan. Ciemność, która przed nim stanęła zdawała się być żywa i bardzo prawdziwa. Była też całkiem zła, tak zła, że przenikała niepokojem Weasleya na wskroś, ale auror nie poddał jej się, zamiast tego, kierując w nią różdżką i korzystając z wiedzy, jaką posiadł w walce z podobnymi mocami. Z jego różdżki rozbłysnęło światło, które widział tylko on, ale było tak jasne i intensywne, że czarne jak smoła macki cofnęły się w pośpiechu, a część z nich ugodzona promieniami białej magii rozprysnęła się w pył, który w intensywnym blasku zaczął się mienić. Schody drżały. Dziecięcy pokój przestał się rozpadać, płomienie zgasły, ale to, co wcześniej widział Brendan zniknęło. Przed nim ostała się zrujnowana, więzienna cela. Rudy stracił grunt pod nogami, kamienie na których stał rozsypały się, a grawitacja pociągnęła go w dół, za resztą.
Podróż w dół na miotłach nie była wcale łatwa. Jakieś dziwne siły naprzemienne oddziaływały na lecącą czwórkę, jakby coś gniotło ich z każdej strony, pchając ku dołowi, jakby przyciąganie było tak wielkie, że sprawiało dyskomfort, a każda próba przyhamowania po drodze, sprawiała ból. Ale dzięki doskonałym umiejętnościom całej trójce bezpiecznie udało się wylądować na ziemi. Krzyk Lucana głuchł gdzieś po drodze, nikt nie słyszał tego, co mówi, prócz jego samego. Kieran równie skutecznie ochronił się przed upadkiem, rzucając pomyślnie zaklęcie. Zatrzymał się tuż nad ziemią, a później opadł na nią lekko, znów podrywając w górę osadzający się wokół kurz.
Wokół panował półmrok, chmury były ciemne, burzowe, jakby były brudne, ale pomiędzy nimi gdzieniegdzie prześwitywała jasność, odznaczająca niebo od ziemi jaśniejszą linią horyzontu. Okolica była jak ciągnący się po nieskończoność teren pokryty starą, zniszczoną i ususzoną roślinnością. Gdzieniegdzie znajdowały się drzewa pozbawione liści, o czarnej, popękanej korze – jakby były martwe, zasuszone lub dawno temu spalone. Ziemię pokrywały popękane kamienie, przypominające bruk, płaskie, ale zniszczone, chropowate. Być może niegdyś porastała je roślinność, ale teraz spomiędzy nich wystawały korzenie i pnącza – twarde, niezbyt łamliwe, ale wyglądające na chore. Gdyby się przyjrzeć można było dostrzec kamienną ścieżkę, ukrytą w kurzu, prowadzącą w kierunku wzniesienia, na którym stała strzelista ruina fortecy z ciemnego kamienia. Nie miała dachu, ani części ścian. Z daleka można było dostrzec, że przypominała dawno zapomniany, zrujnowany zamek. Znacznie bliżej, na mniejszym wzniesieniu znajdowało się jedyne żywe drzewo. Na drzewie ktoś siedział. Ale pod nim stała wielka istotna. Był to olbrzym. Prawdopodobnie tuż obok niego wiodła ścieżka.
Ale Zakonnicy nie byli sami. Po ich prawej stronie, kilka jardów dalej mogli dostrzec trzy duchy. Środkowy z nich, mężczyzna w bardzo starym, pradawnym stroju miał bardzo smutny wyraz twarzy, a lekko stąpające obok niego kobiety głaskały go po ramieniu. Były niezbyt urodziwe. Gdyby spojrzeć w drugą stronę można było dostrzec inne duchy – trzy dusze jaśniejsze od innych, o marmurowych, nieruchomych i nieco przerażonych twarzach snuły się za duchem starej, pomarszczonej kobiety. Za ich plecami mogli dostrzec ducha, który drżał, skulony pod jednym z suchych, martwych drzew, a obok niego całkiem naga i wynędzniała kobieta, przytulała się do pnia, szukając w nim schronienia. Z przodu, na ścieżce pojawił się żwawy i zdrowo wyglądający duch, który dyskutował z innym, przypominającym samą śmierć. Gdzieś dalej kłóciła się wzburzona dusza z inną, trzymającą w ręku tarcze i miecz. Ta druga w jednej chwili przecięła powietrze swoim mieczem, przepoławiając kłótliwą towarzyszkę, ale nic się nie wydarzyło — wszak oboje byli martwi. Po chwili oba duchy wzięły się pod ramię i ruszyły przed siebie. Żaden z duchów nie wyglądał, jakby przejął się obecnością ludzi, być może żaden z nich ich nie zauważył. Tylko stojący daleko bezczynny olbrzym zwrócił ku nich wzrok. Lucan mógł od razu rozpoznać jego osobę. Wyglądał jak znany mu z historycznych rycin Bran Krwiopijca, olbrzym znany z uwielbiania chleba ze sproszkowanych kości Anglików. Choć ta informacja mogła być przez wszystkich skojarzona tylko Abbott mógł pamiętać, że został zabity przez nieletniego czarodzieja, który w owym zaczarowanym chlebie podał mu truciznę, która zdołała go powalić. Łapczywy olbrzym nie był zbyt bystry, ale bardzo bezwzględny.
Niebo rozcięło się, rozjaśniało błyskawicą, otaczając całą ponurą krainę bladym, zimnym światłem. A z pękniętych chmur wypadła istota. Człowiek leciał w dół, ciągnięty niezwykłą siłą, a jego rude włosy mierzwił pęd.
| Na odpis macie czas do 01.05 do 22:00. Mistrz Gry ma też dla was muzyczny podkład i będzie miał całą playlistę.
Bran Krwiopijca posiada statystkę sprawności: 100 i zwinności: 2. Jego żywotność wynosi 600.
Aktywne zaklęcia:
Magicus Extremos (Ria) +13 3/3
Marcella, podobnie jak chwilę po niej Ria i Maxime dobyła miotły. Lucan zajął miejsce za Desmond, cała czwórka pomknęła w dół, w lepką ciemność. Kieran skoczył dobrowolnie, na górze pozostał tylko Brendan. Ciemność, która przed nim stanęła zdawała się być żywa i bardzo prawdziwa. Była też całkiem zła, tak zła, że przenikała niepokojem Weasleya na wskroś, ale auror nie poddał jej się, zamiast tego, kierując w nią różdżką i korzystając z wiedzy, jaką posiadł w walce z podobnymi mocami. Z jego różdżki rozbłysnęło światło, które widział tylko on, ale było tak jasne i intensywne, że czarne jak smoła macki cofnęły się w pośpiechu, a część z nich ugodzona promieniami białej magii rozprysnęła się w pył, który w intensywnym blasku zaczął się mienić. Schody drżały. Dziecięcy pokój przestał się rozpadać, płomienie zgasły, ale to, co wcześniej widział Brendan zniknęło. Przed nim ostała się zrujnowana, więzienna cela. Rudy stracił grunt pod nogami, kamienie na których stał rozsypały się, a grawitacja pociągnęła go w dół, za resztą.
Podróż w dół na miotłach nie była wcale łatwa. Jakieś dziwne siły naprzemienne oddziaływały na lecącą czwórkę, jakby coś gniotło ich z każdej strony, pchając ku dołowi, jakby przyciąganie było tak wielkie, że sprawiało dyskomfort, a każda próba przyhamowania po drodze, sprawiała ból. Ale dzięki doskonałym umiejętnościom całej trójce bezpiecznie udało się wylądować na ziemi. Krzyk Lucana głuchł gdzieś po drodze, nikt nie słyszał tego, co mówi, prócz jego samego. Kieran równie skutecznie ochronił się przed upadkiem, rzucając pomyślnie zaklęcie. Zatrzymał się tuż nad ziemią, a później opadł na nią lekko, znów podrywając w górę osadzający się wokół kurz.
Wokół panował półmrok, chmury były ciemne, burzowe, jakby były brudne, ale pomiędzy nimi gdzieniegdzie prześwitywała jasność, odznaczająca niebo od ziemi jaśniejszą linią horyzontu. Okolica była jak ciągnący się po nieskończoność teren pokryty starą, zniszczoną i ususzoną roślinnością. Gdzieniegdzie znajdowały się drzewa pozbawione liści, o czarnej, popękanej korze – jakby były martwe, zasuszone lub dawno temu spalone. Ziemię pokrywały popękane kamienie, przypominające bruk, płaskie, ale zniszczone, chropowate. Być może niegdyś porastała je roślinność, ale teraz spomiędzy nich wystawały korzenie i pnącza – twarde, niezbyt łamliwe, ale wyglądające na chore. Gdyby się przyjrzeć można było dostrzec kamienną ścieżkę, ukrytą w kurzu, prowadzącą w kierunku wzniesienia, na którym stała strzelista ruina fortecy z ciemnego kamienia. Nie miała dachu, ani części ścian. Z daleka można było dostrzec, że przypominała dawno zapomniany, zrujnowany zamek. Znacznie bliżej, na mniejszym wzniesieniu znajdowało się jedyne żywe drzewo. Na drzewie ktoś siedział. Ale pod nim stała wielka istotna. Był to olbrzym. Prawdopodobnie tuż obok niego wiodła ścieżka.
Ale Zakonnicy nie byli sami. Po ich prawej stronie, kilka jardów dalej mogli dostrzec trzy duchy. Środkowy z nich, mężczyzna w bardzo starym, pradawnym stroju miał bardzo smutny wyraz twarzy, a lekko stąpające obok niego kobiety głaskały go po ramieniu. Były niezbyt urodziwe. Gdyby spojrzeć w drugą stronę można było dostrzec inne duchy – trzy dusze jaśniejsze od innych, o marmurowych, nieruchomych i nieco przerażonych twarzach snuły się za duchem starej, pomarszczonej kobiety. Za ich plecami mogli dostrzec ducha, który drżał, skulony pod jednym z suchych, martwych drzew, a obok niego całkiem naga i wynędzniała kobieta, przytulała się do pnia, szukając w nim schronienia. Z przodu, na ścieżce pojawił się żwawy i zdrowo wyglądający duch, który dyskutował z innym, przypominającym samą śmierć. Gdzieś dalej kłóciła się wzburzona dusza z inną, trzymającą w ręku tarcze i miecz. Ta druga w jednej chwili przecięła powietrze swoim mieczem, przepoławiając kłótliwą towarzyszkę, ale nic się nie wydarzyło — wszak oboje byli martwi. Po chwili oba duchy wzięły się pod ramię i ruszyły przed siebie. Żaden z duchów nie wyglądał, jakby przejął się obecnością ludzi, być może żaden z nich ich nie zauważył. Tylko stojący daleko bezczynny olbrzym zwrócił ku nich wzrok. Lucan mógł od razu rozpoznać jego osobę. Wyglądał jak znany mu z historycznych rycin Bran Krwiopijca, olbrzym znany z uwielbiania chleba ze sproszkowanych kości Anglików. Choć ta informacja mogła być przez wszystkich skojarzona tylko Abbott mógł pamiętać, że został zabity przez nieletniego czarodzieja, który w owym zaczarowanym chlebie podał mu truciznę, która zdołała go powalić. Łapczywy olbrzym nie był zbyt bystry, ale bardzo bezwzględny.
Niebo rozcięło się, rozjaśniało błyskawicą, otaczając całą ponurą krainę bladym, zimnym światłem. A z pękniętych chmur wypadła istota. Człowiek leciał w dół, ciągnięty niezwykłą siłą, a jego rude włosy mierzwił pęd.
| Na odpis macie czas do 01.05 do 22:00. Mistrz Gry ma też dla was muzyczny podkład i będzie miał całą playlistę.
Bran Krwiopijca posiada statystkę sprawności: 100 i zwinności: 2. Jego żywotność wynosi 600.
Aktywne zaklęcia:
Magicus Extremos (Ria) +13 3/3
- Mapka:
Możecie się w tej kolejce poruszyć o dowolną ilość pól.
- Żywotność:
Justine: 240/240
Brendan: 365/380
-15 (elektryczne)
Kieran: 229/244
-15 (elektryczne)
Lucan: 232/232
Maxine: 200/215
-15(elektryczne)
Ria: 220/220
Marcella: 250/250
- Ekwipunek:
Justine:
różdżka, czerwony kryształ, pazur gryfa zatopiony w bursztynie, czarna perła, broszka z alabastrowym jednorożcem
Eliksiry:
- Wieczny Płomień (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir Wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 10), (stat. 12, 1 porcja)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 13)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcji, stat. 23, moc = 106)
- Złoty eliksir (1 porcje, stat. 29)
- Smocza Łza (1 porcje)
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Czuwający Strażnik, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
Brendan:
propeller żądlibąkowy, meteoryt, szczurza czaszka
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 26)
- Eliksir ochrony (1 porcje, stat. 21)
- Antidotum podstawowe (10 porcji, stat. 23)
- Eliksir natychmiastowej jasności (4 porcje, stat. 23)
- Eliksir grozy (5 porcji, stat. 23)
- Eliksir znieczulający (4 porcje, stat. 23)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (4 porcje, stat. 23)
- Maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0)
Kieran:
różdżka, tabliczka czekolady, torba wypełniona eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 5),
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15),
- wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 29),
- smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5),
- eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 0),
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 23, moc = 106),
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117),
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29),
- Wieczny płomień (1 porcja, stat. 35, moc +15)
- Wywar wzmacniający (1 porcja, stat. 20),
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20),
- Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20),
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 20)
Lucan:
różdżka, czekolada;
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 30, moc +15)
- Pies gończy ( porcja, stat. 7)
Maxine:
różdżka, propeller żądlibąkowy, kamień runiczny, miotła bardzo dobrej jakości, bransoleta z włosów syreny, 4 tabliczki czekolady, nóż, mugolskie zapałki
- Eliksir niezłomności, 1 porcja (stat. 22)
- Czuwający strażnik, 1 porcja (stat. 22)
- Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir kociego kroku (1 porcje, stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 23, moc = 104)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcje, stat. 23)
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (1 porcja, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 28)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
Ria:
miotła, różdżka, szczurza czaszka.
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 28, 123 oczka)
-Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 28)
-Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
-Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 28)
-Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 26, 107 oczek)
-Kameleon (1 porcja, stat. 28, 119 oczek)
-Antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 28)
-Mieszanka antydepresyjna (1 porcja, stat. 20)
Marcella:
różdżka, miotła (przewieszona przez plecy na rzemieniu), lusterko dwukierunkowe (drugie posiada Samuel Skamander)
- eliksir przeciwbólowy (6 porcji, stat. 10)
- wywar ze szczuroszczeta (3 porcje, stat. 10)
- maść z wodnej gwiazdy (2 porcje, stat. 10)
- Felix felicis (1 porcja, stat. 26, data warzenia - 10.09)
- Wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (1 porcja, stat. 28, 124 oczka)
Krzyk, poznawał głos Justine, ale to nie miało większego znaczenia - czarownica nie była słaba, potrafiła sobie poradzić i wyjść na czterech łapach z większych opresji od tej. Skupiał się przed tym, co miał przed sobą, a co mogło uderzyć w grupę - skupiał się na domknięciu pochodu i odcięciu pogoni. Ta czerń - ciemność, otchłań - przerażała, ale przecież na przywilej strachu nie mógł sobie pozwolić - macki umknęły przed białą magią jak diabelskie pnącza czmychały przed światłem; coś podpowiadało mu, że to porównanie miało więcej niż jedno odniesienie. Wpatrywał się w iskrzący pył z mieszaniną lęku i fascynacji, ale wyczuwalne drżenie pod stopami nie pozwoliło mu na więcej - odwrócił się z impetem, upewniając się, że na górze nie pozostał nikt więcej.
- BARTY?! - Brak odpowiedzi; nie słyszał go? Zwrócił się znów ku pokoikowi - dziwnie pustemu; Julia znała to miejsce, ze wspomnień czy ze snów? Czy potrafiła odróżnić jedno od drugiego? Czy dziecięce zabawki mogły być jedynie przynętą mającą zwabić dziecko, tanią iluzją wabiącą ich niby lep muchy? Nie było wątpliwości, że weszli wprost w zasadzkę, grunt osuwał się im pod nogami dosłownie i w przenośni. Zbyt dużo było w tej wyprawie niepokojących metafor. W końcu kamienie posypały się również pod nim; starał się zachować przytomność umysłu, wnet, sprzecznie do kierunku lotu, wypowiadając formułę: - Lento! - mając nadzieję na miękkie zderzenie z kolejną sceną.
- BARTY?! - Brak odpowiedzi; nie słyszał go? Zwrócił się znów ku pokoikowi - dziwnie pustemu; Julia znała to miejsce, ze wspomnień czy ze snów? Czy potrafiła odróżnić jedno od drugiego? Czy dziecięce zabawki mogły być jedynie przynętą mającą zwabić dziecko, tanią iluzją wabiącą ich niby lep muchy? Nie było wątpliwości, że weszli wprost w zasadzkę, grunt osuwał się im pod nogami dosłownie i w przenośni. Zbyt dużo było w tej wyprawie niepokojących metafor. W końcu kamienie posypały się również pod nim; starał się zachować przytomność umysłu, wnet, sprzecznie do kierunku lotu, wypowiadając formułę: - Lento! - mając nadzieję na miękkie zderzenie z kolejną sceną.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Wielokrotnie pikowała już szaleńczo w dół, w różne warunki pogodowe, w wichury, podczas trwającej nieustannie czarnomagiczne burzy, a przed kilkoma tygodniami w głąb starej wieży, gdzie ukryty był starożytny czakran, żaden lot nie mógł równać się jednak z tym. Czuła, że coś gna ich przed siebie, w dół, a jednocześnie gniecie z każdej strony. Kiedy próbowała zwolnić, by Abbott nie spadł przypadkiem, coś boleśnie uciskało każdą tkankę. Zacisnęła mocno dłonie na trzonku nowej miotły, pochylając sie nad nią niżej, by jak najszybciej wydostać się z lepkiej ciemności.
Opuścili ją, nie przyniosło to jednak ulgi, znaleźli się wszyscy na bezkresnej, martwej pustyni - nie wiedziała jak to możliwe, że coś takiego istniało pod Azkabanem, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to kolejna iluzja, którą rozpościerała przed nimi anomalia. Drzewa były martwe i uschnięte, jak cała roślinność wokół, oprócz jednego jedynego na drzewa. Nie potrafiła dostrzec kto na nim siedzi, a uwagę Desmond przyciągał stwór - wielki, obrzydliwy olbrzym. Nie mieli szans, by przemknąć się obok niego po ścieżce wiodącej ku zrujnowanemu zamczysku.
Znieruchomiała na chwilę, widząc Brendana szybującego w dół w szaleńczym tempie, wyciągała już różdżkę, ale auror nie potrzebował niczyjej pomocy, sam poradził sobie znakomicie.
- Spróbuj z nimi porozmawiać - powiedziała do Lucana, wyróżniającego się talentem retorycznym, duchy mogły im coś podpowiedzieć. Kiedy czarodziej zsiadł z jej miotły, Maxine wzniosła się wyżej. - Spróbuję go odciągnąć od drzewa. Tam ktoś jest, to może Julia? - poinformowała innych, stojących blisko. Nigdzie nie dostrzegała dziewczynki, musieli odnaleźć ją jak najprędzej, ale olbrzym stał im na przeszkodzie.
Nie wiedziała na ile to rozsądne, pewnie wcale, bo olbrzym mógł ją zgnieść w dłoni jak lalkę, ale wierzyła, że nie będzie w stanie jej złapać - na to nie zamierzała pozwolić. Wzniosła się wysoko na miotle i zaczęła lecieć w kierunku drzewa. Podleciała bliżej, ale na tyle, by pozostać poza zasięgiem jego wielkich łapsk.
- HEJ, BRZYDALU - krzyknęła Maxine w stronę olbrzyma, starając się zwrócić na siebie jego uwagę. - Chcesz się pobawić w berka? Chodź tu cuchnący grubasie, paskudniejszej twarzy w życiu nie widziałam - mówiła głośno i donośnie, zastanawiając się, czy olbrzym jest w stanie zrozumieć ludzką mowę i język angielski. Miała nadzieję, że tak, pragnęła go sprowokować do ruszenia się z miejsca, by odszedł od drzewa, na którym ktoś siedział. - A może nie potrafisz?
Krzyknąwszy to odleciała kawałek, trochę wyżej, wierząc, że półgłówek ruszy za nią.
| podlatuję do olbrzyma, a potem w lewo, by odciągnąć go od drzewa
latanie na miotle III, bonus za miotę +20
Opuścili ją, nie przyniosło to jednak ulgi, znaleźli się wszyscy na bezkresnej, martwej pustyni - nie wiedziała jak to możliwe, że coś takiego istniało pod Azkabanem, nie mogła oprzeć się wrażeniu, że to kolejna iluzja, którą rozpościerała przed nimi anomalia. Drzewa były martwe i uschnięte, jak cała roślinność wokół, oprócz jednego jedynego na drzewa. Nie potrafiła dostrzec kto na nim siedzi, a uwagę Desmond przyciągał stwór - wielki, obrzydliwy olbrzym. Nie mieli szans, by przemknąć się obok niego po ścieżce wiodącej ku zrujnowanemu zamczysku.
Znieruchomiała na chwilę, widząc Brendana szybującego w dół w szaleńczym tempie, wyciągała już różdżkę, ale auror nie potrzebował niczyjej pomocy, sam poradził sobie znakomicie.
- Spróbuj z nimi porozmawiać - powiedziała do Lucana, wyróżniającego się talentem retorycznym, duchy mogły im coś podpowiedzieć. Kiedy czarodziej zsiadł z jej miotły, Maxine wzniosła się wyżej. - Spróbuję go odciągnąć od drzewa. Tam ktoś jest, to może Julia? - poinformowała innych, stojących blisko. Nigdzie nie dostrzegała dziewczynki, musieli odnaleźć ją jak najprędzej, ale olbrzym stał im na przeszkodzie.
Nie wiedziała na ile to rozsądne, pewnie wcale, bo olbrzym mógł ją zgnieść w dłoni jak lalkę, ale wierzyła, że nie będzie w stanie jej złapać - na to nie zamierzała pozwolić. Wzniosła się wysoko na miotle i zaczęła lecieć w kierunku drzewa. Podleciała bliżej, ale na tyle, by pozostać poza zasięgiem jego wielkich łapsk.
- HEJ, BRZYDALU - krzyknęła Maxine w stronę olbrzyma, starając się zwrócić na siebie jego uwagę. - Chcesz się pobawić w berka? Chodź tu cuchnący grubasie, paskudniejszej twarzy w życiu nie widziałam - mówiła głośno i donośnie, zastanawiając się, czy olbrzym jest w stanie zrozumieć ludzką mowę i język angielski. Miała nadzieję, że tak, pragnęła go sprowokować do ruszenia się z miejsca, by odszedł od drzewa, na którym ktoś siedział. - A może nie potrafisz?
Krzyknąwszy to odleciała kawałek, trochę wyżej, wierząc, że półgłówek ruszy za nią.
| podlatuję do olbrzyma, a potem w lewo, by odciągnąć go od drzewa
latanie na miotle III, bonus za miotę +20
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
Ruiny
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda