Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Wybrzeże
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nad nadmorskim brzegiem zachwyca nade wszystko krajobraz, słońce, gdy zachodzi, mieni się w czarnej morskiej wodzie feerią barw pomimo porywistego wiatru. Wody wokół jednak nie są bezpieczne, oprócz bogatych ławic śledzi i makreli, zamieszkują je też płaszczki, zdarzają się niekiedy zagubione kałamarnice i samotne skorpeny. Nad wodą można czasem zaobserwować wynurzające się ogony morskich węży. Biała magia uformowana w błędne ogniki, które topią się w wodzie nadaje temu miejscu wyjątkowej atmosfery. Wybrzeże jest nierówne, piaski gdzieniegdzie formują się w wydmy, pomiędzy którymi częściowo ukryta jest przysypana piachem wąska szczelina. Wypełniona jest wilgotnym, mokrym piachem, ale w ciepłe dni piach się usypuje głębiej, a każdy śmiałek, który w nią wejdzie może utknąć.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:42, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 44
'k100' : 44
Kotłująca się woda runęła prosto w ziemię — jej szum zmienił się w głuchy huk spadającego z dużej wysokości ciężaru, a ten dźwięk poniósł się po całej Oazie. Ziemia zadrżała pod naporem wody, a wyspa zdawała się trząść. Ziemia pękała, a ciała nieumarłych wypływały spod podmytej piaskiem ziemi. I dopiero teraz dało się dostrzec — przez ułamek sekundy — że było ich naprawdę dużo. Czarodzieje wiedzieli, jak działać zespołowo. Trójka z nich zgromadziła się szybko blisko siebie, by zaraz wypowiedzieć wspólnie inkantację tarczy totalnej. Kopuła otoczyła Steffena, Floreana i Volansa. W tym samym czasie Samuel uniósł różdżkę, zachęcając towarzyszącą mu czarownicę do pomocy, ale ona jęknęła z rozpaczą.
— Nie...nie potrafię...— szepnęła, patrząc mu w oczy z bólem, z żałością i przeprosinami wymalowanymi na twarzy. Wiedziała, że zginą. I była z tym pogodzona. Ściana wody obniżała się z chwilą, kiedy kotłujące się fale uderzyły w polanę rozładunkowa i łąkę białych kwiatów, ale za tamtym uderzeniem zapadła się cała fala, zalewając także wybrzeże, które miała pod sobą. Woda porywała ze sobą wszystko. Łamała drzewa, prowizoryczne budynki. Nic nie było w stanie przetrwać tak potężnego żywiołu.
Ale rzeczywistość pękała. Było to już widać wcześniej — w tych pęknięciach pojawiało się jasne światło. Obraz otaczającego się świata odpadał kawałek po kawałku niczym zaschnięta farba z obrazu, powoli, a potem coraz szybciej, pozbywając się fatalnego, katastroficznego wydarzenia. Po drugiej stronie nie było nic — była jasność. Intensywna biel, oślepiającą, przerażająca i bezkresna. A na samym jej środku stał czarodziej z wyciągniętą różdżką. Jego czarodziejska szata łomotała na wietrze, podobnie jak siwe, pokręcone włosy. Stał do was tyłem — a to z jego różdżki rozchodził się ten intensywny blask. Ale to nie był Albus Dumbledore. I Steffen, i Florean i Samuel i Volans wiedzieli, że był to nikt inny jak Harold Longbottom. Otaczająca was biel zaczynała się rozpadać, rozmywać — spływała jak farba po szybie, odsłaniając po jej drugiej stronie chmurne niebo, wciąż spokojne morze, plażę, drzewa w oddali.
I wtedy białe światło zgasło.
Kiedy ziemia się zatrzęsła, wybrzeże odczuło to najsłabiej, ale drżenie wyczuwane pod stopami wystarczyło, by zbudzić ciała więźniów Azkabanu, który jeszcze miesiącami od powstania Oazy wraz z morskim prądem uderzały o skały, osiadały na piasku. Istoty, które zostały czymś obudzone wydostawały się z ziemi, która za sprawką trzęsienia osypywała się bez trudu na boki, ułatwiając im wyjście z grząskiego terenu. Kościste paluchy wysuwały się z gruntu, po nich wydostawały się głowy o pustych oczodołach, a na końcu nagie sylwetki nadżarte czasem i robactwem. Byli powolni, nie wyglądali na niebezpiecznych, ale jednocześnie z każda upływającą sekundą coś zdawało się zmieniać...
Kiedy na wybrzeżu pojawił się Volans, od razu po ujrzeniu z czym ma do czynienia trzeźwo i bez zastanowienia wycelował różdżką przed ożywieńców, których miał w zasięgu wzroku w pierwszej chwili. Magia, która pomknęła z jego różdżki była jednak zbyt słaba, by dotrzeć w punkt i zrealizować plan czarodzieja. Zaraz po nim na miotle pojawił się doświadczony auror. Samuel sięgnął po białą magię, moc, która szlifowana latami zdołała czynić rzeczy dla wielu nieprawdopodobne. Kiedy z jego różdżki pomknął świetlisty patronus, ciała istot zaczęły kruszyć się w pył. Jednocześnie skupiska białej magii wokół zatrzymały się wokół, opadając na resztki kruszących się sylwetek. Ożywieńcy zdążyli wyprostować się, przytomnie zwrócić głowy w kierunku Samuela i Volansa, którzy mogli ujrzeć, jak sekundy przed spopieleniem nadżarte głowy, niczym obleczone resztkami tkanek czaszki zaczynają zmieniać się, coraz bardziej przypominając ludzką twarz — pojawiły się mięśnie, ścięgna, skóra, włosy, a puste oczodoły wypełniły się białkami — pustymi jak u lalki. Wychudzona twarz została nadżarta magią Skamandera, blaskiem patronusa, ale nie pochłonęła jej całkowicie. Kilka zniekształconych, ludzkich głów, o ludzko wyglądających twarzach upadło bezwładnie na ziemię. Na wybrzeżu pojawił się także Florean, który z daleka mógł dostrzec rozgrywającą się scenę. Skoncentrowany na tym, co działo się przed Skamanderem i Moorem mógł nie zauważyć, że po lewej stronie Moora z ziemi wysuwają się nieumarłe dłonie. Rzucił zaklęcie, z sukcesem wzmacniając swoich towarzyszy. Dopiero wtedy czarodzieje mogli ujrzeć jak wpierw przed nimi, z kolejnych zbiorowych mogił, ale także wokół nich wydostają się ciała pochowanych więźniów Azkabanu. Było ich kilkanaście — ale każdy kto uczestniczył w kopaniu grobów wiedział, że było ich tu znacznie więcej.
Każdy z trójki Zakonników czuł duszę na ramieniu, każde z trzech serc biło jak szalone, a ich dłonie nieco drżały. Kiedy spojrzeli po sobie musieli wiedzieć, że już to przeżyli. To wszystko już raz się zdarzyło. I doprowadziło ich do końca.
Termin odpisu mija 16 sierpnia o godz: 22:00. Możecie wykonać 3 akcje angażujące. Przeniesienie się do innej lokacji jest uznane za akcje.
Wszyscy posiadacie wszystkie dotychczasowe wspomnienia.
Magicus Extremos Floreana: +15 3/3...
Fortuno dla Floreana 3/3
Obrażenia:
Volans: 223/223
Florean: 200/200
Samuel: 200/200
Energia magiczna:
Volans: 30/50
Florean: 39/50
Samuel: 31/50
— Nie...nie potrafię...— szepnęła, patrząc mu w oczy z bólem, z żałością i przeprosinami wymalowanymi na twarzy. Wiedziała, że zginą. I była z tym pogodzona. Ściana wody obniżała się z chwilą, kiedy kotłujące się fale uderzyły w polanę rozładunkowa i łąkę białych kwiatów, ale za tamtym uderzeniem zapadła się cała fala, zalewając także wybrzeże, które miała pod sobą. Woda porywała ze sobą wszystko. Łamała drzewa, prowizoryczne budynki. Nic nie było w stanie przetrwać tak potężnego żywiołu.
Ale rzeczywistość pękała. Było to już widać wcześniej — w tych pęknięciach pojawiało się jasne światło. Obraz otaczającego się świata odpadał kawałek po kawałku niczym zaschnięta farba z obrazu, powoli, a potem coraz szybciej, pozbywając się fatalnego, katastroficznego wydarzenia. Po drugiej stronie nie było nic — była jasność. Intensywna biel, oślepiającą, przerażająca i bezkresna. A na samym jej środku stał czarodziej z wyciągniętą różdżką. Jego czarodziejska szata łomotała na wietrze, podobnie jak siwe, pokręcone włosy. Stał do was tyłem — a to z jego różdżki rozchodził się ten intensywny blask. Ale to nie był Albus Dumbledore. I Steffen, i Florean i Samuel i Volans wiedzieli, że był to nikt inny jak Harold Longbottom. Otaczająca was biel zaczynała się rozpadać, rozmywać — spływała jak farba po szybie, odsłaniając po jej drugiej stronie chmurne niebo, wciąż spokojne morze, plażę, drzewa w oddali.
I wtedy białe światło zgasło.
***
Kiedy ziemia się zatrzęsła, wybrzeże odczuło to najsłabiej, ale drżenie wyczuwane pod stopami wystarczyło, by zbudzić ciała więźniów Azkabanu, który jeszcze miesiącami od powstania Oazy wraz z morskim prądem uderzały o skały, osiadały na piasku. Istoty, które zostały czymś obudzone wydostawały się z ziemi, która za sprawką trzęsienia osypywała się bez trudu na boki, ułatwiając im wyjście z grząskiego terenu. Kościste paluchy wysuwały się z gruntu, po nich wydostawały się głowy o pustych oczodołach, a na końcu nagie sylwetki nadżarte czasem i robactwem. Byli powolni, nie wyglądali na niebezpiecznych, ale jednocześnie z każda upływającą sekundą coś zdawało się zmieniać...
Kiedy na wybrzeżu pojawił się Volans, od razu po ujrzeniu z czym ma do czynienia trzeźwo i bez zastanowienia wycelował różdżką przed ożywieńców, których miał w zasięgu wzroku w pierwszej chwili. Magia, która pomknęła z jego różdżki była jednak zbyt słaba, by dotrzeć w punkt i zrealizować plan czarodzieja. Zaraz po nim na miotle pojawił się doświadczony auror. Samuel sięgnął po białą magię, moc, która szlifowana latami zdołała czynić rzeczy dla wielu nieprawdopodobne. Kiedy z jego różdżki pomknął świetlisty patronus, ciała istot zaczęły kruszyć się w pył. Jednocześnie skupiska białej magii wokół zatrzymały się wokół, opadając na resztki kruszących się sylwetek. Ożywieńcy zdążyli wyprostować się, przytomnie zwrócić głowy w kierunku Samuela i Volansa, którzy mogli ujrzeć, jak sekundy przed spopieleniem nadżarte głowy, niczym obleczone resztkami tkanek czaszki zaczynają zmieniać się, coraz bardziej przypominając ludzką twarz — pojawiły się mięśnie, ścięgna, skóra, włosy, a puste oczodoły wypełniły się białkami — pustymi jak u lalki. Wychudzona twarz została nadżarta magią Skamandera, blaskiem patronusa, ale nie pochłonęła jej całkowicie. Kilka zniekształconych, ludzkich głów, o ludzko wyglądających twarzach upadło bezwładnie na ziemię. Na wybrzeżu pojawił się także Florean, który z daleka mógł dostrzec rozgrywającą się scenę. Skoncentrowany na tym, co działo się przed Skamanderem i Moorem mógł nie zauważyć, że po lewej stronie Moora z ziemi wysuwają się nieumarłe dłonie. Rzucił zaklęcie, z sukcesem wzmacniając swoich towarzyszy. Dopiero wtedy czarodzieje mogli ujrzeć jak wpierw przed nimi, z kolejnych zbiorowych mogił, ale także wokół nich wydostają się ciała pochowanych więźniów Azkabanu. Było ich kilkanaście — ale każdy kto uczestniczył w kopaniu grobów wiedział, że było ich tu znacznie więcej.
Każdy z trójki Zakonników czuł duszę na ramieniu, każde z trzech serc biło jak szalone, a ich dłonie nieco drżały. Kiedy spojrzeli po sobie musieli wiedzieć, że już to przeżyli. To wszystko już raz się zdarzyło. I doprowadziło ich do końca.
Wszyscy posiadacie wszystkie dotychczasowe wspomnienia.
Magicus Extremos Floreana: +15 3/3...
Fortuno dla Floreana 3/3
Obrażenia:
Volans: 223/223
Florean: 200/200
Samuel: 200/200
Energia magiczna:
Volans: 30/50
Florean: 39/50
Samuel: 31/50
Ramsey Mulciber
Krótki moment, mignięcie i czuł jak palce mocniej zacisnęły się na ramieniu na kobiecym ramieniu, by zapadła ciemność. I cisza, która jak fala zmyła przeraźliwy szum pożerającej wyspę wody. I ich. Zdawało się, że tyle razy umierał, że ta kolejna, nie miała znaczenia. A jedna, gdy w mroku pojawiły się pęknięcia, a światło migotało w szczelina, przeciskając się i rozszerzając cofającym jak klatki w mugolskim filmie.
W centrum rozbrzmiewającej jasności - samotna sylwetka. Zarys tak wyraźny, jakby wycięty na tle bezkresności. I chociaż pierwsze wrażenie mogło podpowiadać dawne wspomnienie Profesora, Skamander wiedział zbyt dobrze, że tę ciemność przełamywał Harold Longbottom. Czy był kolejnym na liście ich przywódców, który poświęcał się by oni mogli trwa dalej? Coś nieprzyjemnie zgrzytnęło w niewidzialnej jeszcze piersi, zupełnie, jakby był przez chwilę tylko świadomością, widzem, który patrzyła najpierw jak świat ginął, a potem cofał katastrofę.
Obrazy plaży i wybrzeża, jeszcze nie niespokojnego nieba plamami rozlewało się wokół, gdy auror zrozumiał, ze znowu stał na wybrzeżu dłonią wciąż zaciśniętą, ale nie na kobiecym ramieniu, a na gorącej od mocy różdżce. Światło patronusa przed momentem popieliła wysuwające się z ziemi trupy. Odwrócił się w stronę towarzyszy, szukając pewności, że nie tylko on był świadkiem rozgrywającej się tragedii. I poświęcenia ich Ministra - Wróciliśmy. Te same wydarzenia dzieją się od początku. Musimy to powstrzymać - nim znowu będzie za późno. Rzucił faktami, ostatnią myśl pozostawiając niezwerbalizowaną. Niemal od razu sięgając po miotłę, na której usiadł. Za chwilę ziemia miała zacząć drżeć. Za chwilę przybieganie plaża kobieta (czy na pewno?), ale nie miał zamiaru podważać czegoś o tak katastroficznym znaczeniu - Expecto Patronum - zainkantował zaklęcie, jednocześnie chwytając się wspomnienia, które teraz błysnęło melodią śpiewaną przez feniksa tak wyraźnie, że niemal widział światło odbijające się pod powiekami. Jeśli mieli zmienić bieg wydarzeń, potrzebowali więcej niż jedna różdżka przy pomocy - Do brzegów zbliża się tsunami, musimy zatrzymać zbliżającą się do wyspy falę, którą niedługo dotrze. Każdy zdolny w magii, szczególnie transmutacji, niech pomoże na wybrzeżu! - niemal wykrzyczał tak podobną informację jak wcześniej. Wtedy - było już za późno, teraz, jeśli tylko pojawi się wsparcie, wtedy...
Zmrużył ślepia, odsyłając znowu świetlistego koziorożca w stronę Ratusza i centrum wyspy. Odetchnął, odbijając się od ziemi, z jedną ręką uniesioną - Homenum Revelio - przywołał kolejne zaklęcie, tym razem skupiając się na szczególe, jakim byli żywi. Pamiętał, że dziewczyna mówiła o plaży, a więcej i na plażę została ściągnięta jego uwaga. Jeśli chłopak żył - tym razem zdąży.
| Oba zaklęcia udane tutaj
W centrum rozbrzmiewającej jasności - samotna sylwetka. Zarys tak wyraźny, jakby wycięty na tle bezkresności. I chociaż pierwsze wrażenie mogło podpowiadać dawne wspomnienie Profesora, Skamander wiedział zbyt dobrze, że tę ciemność przełamywał Harold Longbottom. Czy był kolejnym na liście ich przywódców, który poświęcał się by oni mogli trwa dalej? Coś nieprzyjemnie zgrzytnęło w niewidzialnej jeszcze piersi, zupełnie, jakby był przez chwilę tylko świadomością, widzem, który patrzyła najpierw jak świat ginął, a potem cofał katastrofę.
Obrazy plaży i wybrzeża, jeszcze nie niespokojnego nieba plamami rozlewało się wokół, gdy auror zrozumiał, ze znowu stał na wybrzeżu dłonią wciąż zaciśniętą, ale nie na kobiecym ramieniu, a na gorącej od mocy różdżce. Światło patronusa przed momentem popieliła wysuwające się z ziemi trupy. Odwrócił się w stronę towarzyszy, szukając pewności, że nie tylko on był świadkiem rozgrywającej się tragedii. I poświęcenia ich Ministra - Wróciliśmy. Te same wydarzenia dzieją się od początku. Musimy to powstrzymać - nim znowu będzie za późno. Rzucił faktami, ostatnią myśl pozostawiając niezwerbalizowaną. Niemal od razu sięgając po miotłę, na której usiadł. Za chwilę ziemia miała zacząć drżeć. Za chwilę przybieganie plaża kobieta (czy na pewno?), ale nie miał zamiaru podważać czegoś o tak katastroficznym znaczeniu - Expecto Patronum - zainkantował zaklęcie, jednocześnie chwytając się wspomnienia, które teraz błysnęło melodią śpiewaną przez feniksa tak wyraźnie, że niemal widział światło odbijające się pod powiekami. Jeśli mieli zmienić bieg wydarzeń, potrzebowali więcej niż jedna różdżka przy pomocy - Do brzegów zbliża się tsunami, musimy zatrzymać zbliżającą się do wyspy falę, którą niedługo dotrze. Każdy zdolny w magii, szczególnie transmutacji, niech pomoże na wybrzeżu! - niemal wykrzyczał tak podobną informację jak wcześniej. Wtedy - było już za późno, teraz, jeśli tylko pojawi się wsparcie, wtedy...
Zmrużył ślepia, odsyłając znowu świetlistego koziorożca w stronę Ratusza i centrum wyspy. Odetchnął, odbijając się od ziemi, z jedną ręką uniesioną - Homenum Revelio - przywołał kolejne zaklęcie, tym razem skupiając się na szczególe, jakim byli żywi. Pamiętał, że dziewczyna mówiła o plaży, a więcej i na plażę została ściągnięta jego uwaga. Jeśli chłopak żył - tym razem zdąży.
| Oba zaklęcia udane tutaj
Darkness brings evil things
the reckoning begins
stąd
Biegł ile sił w nogach, tym razem wzmocniony Mico, choć czuł, że pewnie i tak zaschnie mu w gardle. Przez moment próbował chyba prowadzić Aidana i czarodziejów, którzy mogli do nich dołączyć, ale jeśli i bez magii byli szybsi to dał się wyprzedzić, pokazując im dłonią kierunek. Szybko, szybciej.
Wybrzeża nie pamiętał - nie było go tu - więc wziął przerażony oddech na widok kilkunastu trupich sylwetek, ale szybko przypomniał sobie, że fala zmyje przecież ich wszystkich. Martwych też. Dobiegł do Floreana, Samuela i Volansa, kontrolnie zerkając pod nogi. Ile mieli czasu?
-Volans, uważaj! - patrząc na ziemię, dostrzegł kościste ręce obok nóg Moore'a - ale na tyle powolne, że nie sięgnął po różdżkę, wciąż kalkulując w głowie jak przygotować się na tsunami. Wzrok podążył za świetlistym koziorożcem.
-Wezwał pan pomoc - upewnił się, bardziej twierdząc niż pytając, spoglądając na aurora.
Aurora.
-Tam, na łące - zaczął prędko, przecież żaden z nich o tym nie wiedział -Za chwilę będzie trzęsienie ziemi, to ono wywoła falę. Po nim pojawiła się burza, ale wcześniej drobiny magii zmierzały jakby do szczeliny, bo teraz na łące jest szczelina, dziura, tam gdzie pierwszy raz pękła ziemia... A potem w dziurę uderzały pioruny, tak jakby coś je tam ściągało. I jeszcze... ta szczelina zdawała się nas wołać, a ludzie, którzy nad nią stali, oni byli jakby w transie, nie chcieli się od niej cofnąć, nawet gdy ostrzegałem ich przed trzęsieniem. Dopiero Aidan jednego odciągnął. - zerknął przez ramię na kuzyna, może widział coś więcej? -A Billy... Billy tam wleciał na miotle, wtedy i zanim tu przybiegłem mówił, że była tam magia i runy. Że to chyba ona stworzyła trzęsienie, ale nie wiem skąd wie, przybiegłem tu. Lucinda z nim została. - streścił prędko, wszystkim, ale spoglądał na Samuela, jako jedyny był tutaj aurorem, znał się najlepiej na białej i czarnej magii, czy mógł coś o tym wszystkim wiedzieć? I przede wszystkim - cokolwiek tam nie było, czy Billy i Lucinda podołają temu sami?
-Aidan, gdy przybiegną ludzie, powiedz wszystkim biegłym w transmutacji, że na falę działało Fluxobedio, ale musimy je rzucać razem. - zwrócił się do kuzyna. -Florean, te fale rozbijały się o skały - myślisz, że możemy je powiększyć, że to pomoże? - dla tsunami zdawały się drobną przeszkodą, ale zawsze jakąś, same były wobec niego małe. -Volans - przypomniał sobie, że gdy pojedynkowali się z kuzynem ze szmalcownikami, władał świetnie urokami. -Jeśli dasz radę wyczarować iluzję wału powodziowego, mogę go zmaterializować, jest takie zaklęcie- ale samemu będzie mi trudniej. - Panno leżało w zasięgu jego możliwości, ćwiczył je, wiedział jak działa, ale potrzebowali dużej iluzji, wprawny kuzyn miał na to większe szanse - on natomiast mógł rzucić Lentus.
Rozejrzał się, w poszukiwaniu odpowiednich skał, chcąc wykorzystać je do stworzenia naturalnej ochrony - i pokazać Aidanowi i Floreanowi, o czym myślał. Wybrał jedną jak najdalej od brzegu, by fala rozbiła się o nią póki może. Nie wiedział, czy zdołają powstrzymać całą, albo o co rozbiją się mniejsze fale, niech otoczenie działa zatem na ich korzyść.
-Engiorgio! - krzyknął, próbując wykorzystać znajomość geomancji do powiększenia skały tak, by nadal stała na dnie stabilnie.
akcja 2 - Engiorgio
będę jeszcze pisać
Biegł ile sił w nogach, tym razem wzmocniony Mico, choć czuł, że pewnie i tak zaschnie mu w gardle. Przez moment próbował chyba prowadzić Aidana i czarodziejów, którzy mogli do nich dołączyć, ale jeśli i bez magii byli szybsi to dał się wyprzedzić, pokazując im dłonią kierunek. Szybko, szybciej.
Wybrzeża nie pamiętał - nie było go tu - więc wziął przerażony oddech na widok kilkunastu trupich sylwetek, ale szybko przypomniał sobie, że fala zmyje przecież ich wszystkich. Martwych też. Dobiegł do Floreana, Samuela i Volansa, kontrolnie zerkając pod nogi. Ile mieli czasu?
-Volans, uważaj! - patrząc na ziemię, dostrzegł kościste ręce obok nóg Moore'a - ale na tyle powolne, że nie sięgnął po różdżkę, wciąż kalkulując w głowie jak przygotować się na tsunami. Wzrok podążył za świetlistym koziorożcem.
-Wezwał pan pomoc - upewnił się, bardziej twierdząc niż pytając, spoglądając na aurora.
Aurora.
-Tam, na łące - zaczął prędko, przecież żaden z nich o tym nie wiedział -Za chwilę będzie trzęsienie ziemi, to ono wywoła falę. Po nim pojawiła się burza, ale wcześniej drobiny magii zmierzały jakby do szczeliny, bo teraz na łące jest szczelina, dziura, tam gdzie pierwszy raz pękła ziemia... A potem w dziurę uderzały pioruny, tak jakby coś je tam ściągało. I jeszcze... ta szczelina zdawała się nas wołać, a ludzie, którzy nad nią stali, oni byli jakby w transie, nie chcieli się od niej cofnąć, nawet gdy ostrzegałem ich przed trzęsieniem. Dopiero Aidan jednego odciągnął. - zerknął przez ramię na kuzyna, może widział coś więcej? -A Billy... Billy tam wleciał na miotle, wtedy i zanim tu przybiegłem mówił, że była tam magia i runy. Że to chyba ona stworzyła trzęsienie, ale nie wiem skąd wie, przybiegłem tu. Lucinda z nim została. - streścił prędko, wszystkim, ale spoglądał na Samuela, jako jedyny był tutaj aurorem, znał się najlepiej na białej i czarnej magii, czy mógł coś o tym wszystkim wiedzieć? I przede wszystkim - cokolwiek tam nie było, czy Billy i Lucinda podołają temu sami?
-Aidan, gdy przybiegną ludzie, powiedz wszystkim biegłym w transmutacji, że na falę działało Fluxobedio, ale musimy je rzucać razem. - zwrócił się do kuzyna. -Florean, te fale rozbijały się o skały - myślisz, że możemy je powiększyć, że to pomoże? - dla tsunami zdawały się drobną przeszkodą, ale zawsze jakąś, same były wobec niego małe. -Volans - przypomniał sobie, że gdy pojedynkowali się z kuzynem ze szmalcownikami, władał świetnie urokami. -Jeśli dasz radę wyczarować iluzję wału powodziowego, mogę go zmaterializować, jest takie zaklęcie- ale samemu będzie mi trudniej. - Panno leżało w zasięgu jego możliwości, ćwiczył je, wiedział jak działa, ale potrzebowali dużej iluzji, wprawny kuzyn miał na to większe szanse - on natomiast mógł rzucić Lentus.
Rozejrzał się, w poszukiwaniu odpowiednich skał, chcąc wykorzystać je do stworzenia naturalnej ochrony - i pokazać Aidanowi i Floreanowi, o czym myślał. Wybrał jedną jak najdalej od brzegu, by fala rozbiła się o nią póki może. Nie wiedział, czy zdołają powstrzymać całą, albo o co rozbiją się mniejsze fale, niech otoczenie działa zatem na ich korzyść.
-Engiorgio! - krzyknął, próbując wykorzystać znajomość geomancji do powiększenia skały tak, by nadal stała na dnie stabilnie.
akcja 2 - Engiorgio
będę jeszcze pisać
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 22
'k100' : 22
Samo wyobrażenie utraty życia pod masą spienionej wody wydawało mu się przerażającym doświadczeniem. Ale o wiele gorsze było doświadczenie tego naprawdę. Kresu wszystkiego. Nadziei na lepsze jutro. Wszystkie plany i cała przyszłość została pochłonięta przez piętrzący się bezmiar wody. Otaczająca go ciemność ustąpiła oślepiającej go bieli, ukazując mu sylwetkę czarodzieja, w którym rozpoznał Harolda Longbottoma. Gdy światłość ustąpiła, wszystko było tak jak przedtem. Na pozór. Trzęsienie ziemi, powracający zza grobu więźniowie stosunkowo niedawnego Azkabanu i znów czekało ich ponowne działanie aby oczyścić z umarlaków ten teren.
Pozostawał boleśnie świadomy tego, co miało miejsce. Wszystko to już przeżyli. Wszystko to było ich końcem. Taka moc miała swoją cenę, tego był pewien. Dostali drugą szansę. Zatem powinni dobrze ją wykorzystać. Trzeciej nie mogli oczekiwać od losu. Ani od nikogo. Tego był całkowicie pewien.
— Zrobimy wszystko, co w naszej mocy — Zapewnił poważnie, starając się za wszelką cenę brzmieć na zdeterminowanego. Pozwolił aby ta myśl pozostała między nimi niewypowiedziana. Trudno było mu się otrząsnąć po tym, co miało miejsce. Pewnych rzeczy wolałby pozostać nieświadomy. Przedtem dali z siebie wszystko, ostatecznie ponosząc porażkę. Teraz byli bogatsi o wspomnienia swoich przeszłych ja. Niewątpliwie pozwoli im to działać skuteczniej. Chciał w to wierzyć, że tym razem nie zawiodą tych wszystkich ludzi. Popierał wezwanie innych do walki o tę wyspę. Zwłaszcza tych, którzy byli biegli w transmutacji.
Ponownie byli tutaj razem z Floreanem i Samuelem. Za pierwszym razem dołączył do nich jego kuzyn Steffen. Nie miał pewności, co do tego w tym momencie. Na szczęście, ich nie zawiódł i przybył po raz drugi z odsieczą. To nie było to miejsce dla jego młodszego brata. Aidan powinien być bardzo daleko stąd, w domu. Wtedy byłby bezpieczny. Żywy. Wszak to jego pokolenie miało żyć w lepszych czasach, które oni starali się wywalczyć.
— Odczuliśmy to już w niedalekiej przeszłości. Drżenie ziemi zachęciło do wyjścia z ziemi tych umarlaków. Wszystko to nas spotkało. O tej dziurze w ziemi i o tych wszystkich zjawiskach z nią związanych słyszę po raz pierwszy. Trzeba pozbyć się tej dziury. Wtedy skończą się nasze problemy. Nie ma w tym nic naturalnego, skoro tak wpływa na ludzi — Zwrócił się do kuzyna odnośnie wymiany informacji. Teraz to wszystko miało więcej sensu. Co prawda, nie miał typowej dla aurorów wiedzy o takich zjawiskach... ale to, co usłyszał, wystarczyło mu do wyrobienia sobie pewnej opinii.
— Co zrobił?! Dobrze, że przynajmniej nie jest sam — Zawołał w przypływie nagłego zdenerwowania w związku zachowania kolejnego młodszego brata. Posłał Aidanowi surowe spojrzenie. Gdyby miał teraz na zbesztanie go to właśnie nakazywałby mu opuszczenie tej wyspy. Gdyby się opierał to przy nadmiarze czasu nawet dopilnowałby, że zostawił za sobą Oazę.
— Nie powinno stanowić to dla mnie problemu — Zapewnił rozdzielającego zadania kuzyna. To mogło się udać. Powiększone skały jako falochrony i stworzony z iluzji wał przeciwpowodziowy do zmaterializowania. Musieli spróbować. Odetchnął parokrotnie. Musiał skupić się na powierzonym mu zadaniu. A zamartwiając się o swoich braci nie będzie w stanie temu sprostać. To również było dla nich.
— Panno! — Wyobraził sobie wspomniany wał przeciwpowodziowy, rozciągający się przed nim. Wystarczająco wysoki aby stanowił dlatego żywiołu kolejną przeszkodę. Wyciągnął dłoń z różdżką przed siebie, wypowiadając to zaklęcie. Potem postara się pomóc przy tych skałach.
Rzucam k100 na Panno (ST 80)
Pozostawał boleśnie świadomy tego, co miało miejsce. Wszystko to już przeżyli. Wszystko to było ich końcem. Taka moc miała swoją cenę, tego był pewien. Dostali drugą szansę. Zatem powinni dobrze ją wykorzystać. Trzeciej nie mogli oczekiwać od losu. Ani od nikogo. Tego był całkowicie pewien.
— Zrobimy wszystko, co w naszej mocy — Zapewnił poważnie, starając się za wszelką cenę brzmieć na zdeterminowanego. Pozwolił aby ta myśl pozostała między nimi niewypowiedziana. Trudno było mu się otrząsnąć po tym, co miało miejsce. Pewnych rzeczy wolałby pozostać nieświadomy. Przedtem dali z siebie wszystko, ostatecznie ponosząc porażkę. Teraz byli bogatsi o wspomnienia swoich przeszłych ja. Niewątpliwie pozwoli im to działać skuteczniej. Chciał w to wierzyć, że tym razem nie zawiodą tych wszystkich ludzi. Popierał wezwanie innych do walki o tę wyspę. Zwłaszcza tych, którzy byli biegli w transmutacji.
Ponownie byli tutaj razem z Floreanem i Samuelem. Za pierwszym razem dołączył do nich jego kuzyn Steffen. Nie miał pewności, co do tego w tym momencie. Na szczęście, ich nie zawiódł i przybył po raz drugi z odsieczą. To nie było to miejsce dla jego młodszego brata. Aidan powinien być bardzo daleko stąd, w domu. Wtedy byłby bezpieczny. Żywy. Wszak to jego pokolenie miało żyć w lepszych czasach, które oni starali się wywalczyć.
— Odczuliśmy to już w niedalekiej przeszłości. Drżenie ziemi zachęciło do wyjścia z ziemi tych umarlaków. Wszystko to nas spotkało. O tej dziurze w ziemi i o tych wszystkich zjawiskach z nią związanych słyszę po raz pierwszy. Trzeba pozbyć się tej dziury. Wtedy skończą się nasze problemy. Nie ma w tym nic naturalnego, skoro tak wpływa na ludzi — Zwrócił się do kuzyna odnośnie wymiany informacji. Teraz to wszystko miało więcej sensu. Co prawda, nie miał typowej dla aurorów wiedzy o takich zjawiskach... ale to, co usłyszał, wystarczyło mu do wyrobienia sobie pewnej opinii.
— Co zrobił?! Dobrze, że przynajmniej nie jest sam — Zawołał w przypływie nagłego zdenerwowania w związku zachowania kolejnego młodszego brata. Posłał Aidanowi surowe spojrzenie. Gdyby miał teraz na zbesztanie go to właśnie nakazywałby mu opuszczenie tej wyspy. Gdyby się opierał to przy nadmiarze czasu nawet dopilnowałby, że zostawił za sobą Oazę.
— Nie powinno stanowić to dla mnie problemu — Zapewnił rozdzielającego zadania kuzyna. To mogło się udać. Powiększone skały jako falochrony i stworzony z iluzji wał przeciwpowodziowy do zmaterializowania. Musieli spróbować. Odetchnął parokrotnie. Musiał skupić się na powierzonym mu zadaniu. A zamartwiając się o swoich braci nie będzie w stanie temu sprostać. To również było dla nich.
— Panno! — Wyobraził sobie wspomniany wał przeciwpowodziowy, rozciągający się przed nim. Wystarczająco wysoki aby stanowił dlatego żywiołu kolejną przeszkodę. Wyciągnął dłoń z różdżką przed siebie, wypowiadając to zaklęcie. Potem postara się pomóc przy tych skałach.
Rzucam k100 na Panno (ST 80)
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16
'k100' : 16
— Engiorgio! — Zgodnie z tym, co również planował w oparciu o zasłyszany ze strony kuzyna czar, postanowił spróbować swoich sił w podstawowej transmutacji. To był poziom pierwszorocznych uczniów Hogwartu. Wymierzył różdżką w skalne konstrukcje.
Rzucam 2k100 na Engiorgio (ST 45)
Rzucam 2k100 na Engiorgio (ST 45)
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 17, 97
'k100' : 17, 97
-Wleciał sprawdzić, co jest w środku. - wyjaśnił prędko Volansowi, rozumiejąc obawę o Billy'ego. -Z brzegu nie było widać, a tam coś jest, coś dziwnego. - sam też próbował przecież coś dojrzeć, dlatego podszedł blisko szczeliny - ale obserwacja nic mu nie dała, słyszał tylko upiorny głos i widział zmarznięte brzegi.
Zobaczył, że kuzyn dołączył do powiększania skał - już celował różdżką w kolejną, ale się zawahał.
-Zerknijcie na tą moją, pilnujcie balansu - te, które wydają się być szersze u podstawy, mogą być mocniej osadzone na dnie. - doradził szybko reszcie, a samemu skierował różdżkę na taflę wody. Czy skały i ich czary powstrzymają aż tak dużą masę? Miał jeszcze mgnienie chwili, chciał czegoś spróbować. -Możemy jeszcze spróbować je odwodnić...! - krzyknął, ale decyzję pozostawił towarzyszom - myślał tak prędko, że wolał, by sami ocenili czy ta hipoteza ma sens i czy zdołaliby go wspomóc. Samemu władał transmutacją tak biegle, że chciał - musiał - spróbować; dokonał już niemożliwego opanowując sztukę animagii w szkole, musiał próbować przekraczać granice dalej i dalej.
Przymknął na moment oczy, chcąc skupić się jak najbardziej, skumulować jak najwięcej mocy w swoim zaklęciu.
-Siccitasio. - syknął, celując w taflę wody za skałami, tam, gdzie powstała fala. Mógł próbować różnych rzeczy - zmiany powierzchni wody, transmutacji w inny przedmiot, może nawet w cień - ale to tylko wznieciłoby kolejne fale, a zaklęcie, które wybrał działało równomiernie. Chciał odwodnić morze jak najbardziej, równomiernie, zminimalizować masę wody. Nigdy nie rzucał tego zaklęcia na zbiorniki wodne, zwłaszcza tak ogromne, to byłoby ekologicznie nierozważne, ale teraz chodziło przecież o życie ich wszystkich, o przetrwanie Zakonu Feniksa i całej Oazy - a ta świadomość dodawała mu determinacji i sił.
Zobaczył, że kuzyn dołączył do powiększania skał - już celował różdżką w kolejną, ale się zawahał.
-Zerknijcie na tą moją, pilnujcie balansu - te, które wydają się być szersze u podstawy, mogą być mocniej osadzone na dnie. - doradził szybko reszcie, a samemu skierował różdżkę na taflę wody. Czy skały i ich czary powstrzymają aż tak dużą masę? Miał jeszcze mgnienie chwili, chciał czegoś spróbować. -Możemy jeszcze spróbować je odwodnić...! - krzyknął, ale decyzję pozostawił towarzyszom - myślał tak prędko, że wolał, by sami ocenili czy ta hipoteza ma sens i czy zdołaliby go wspomóc. Samemu władał transmutacją tak biegle, że chciał - musiał - spróbować; dokonał już niemożliwego opanowując sztukę animagii w szkole, musiał próbować przekraczać granice dalej i dalej.
Przymknął na moment oczy, chcąc skupić się jak najbardziej, skumulować jak najwięcej mocy w swoim zaklęciu.
-Siccitasio. - syknął, celując w taflę wody za skałami, tam, gdzie powstała fala. Mógł próbować różnych rzeczy - zmiany powierzchni wody, transmutacji w inny przedmiot, może nawet w cień - ale to tylko wznieciłoby kolejne fale, a zaklęcie, które wybrał działało równomiernie. Chciał odwodnić morze jak najbardziej, równomiernie, zminimalizować masę wody. Nigdy nie rzucał tego zaklęcia na zbiorniki wodne, zwłaszcza tak ogromne, to byłoby ekologicznie nierozważne, ale teraz chodziło przecież o życie ich wszystkich, o przetrwanie Zakonu Feniksa i całej Oazy - a ta świadomość dodawała mu determinacji i sił.
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 69
'k100' : 69
Wiedziałem, że to się nie może tak skończyć. Nie sądziłem jednak, że... cofnie się czas. Zafascynowany przyglądałem się wszystkiemu, co działo się wokół, a potem stałem na wybrzeżu jak urzeczony przez kilka chwil. – Niesamowite! – Krzyknąłem do swoich towarzyszy, wciąż czując pozytywny wpływ fortuno. – Żyjemy! – Uniosłem zaciśniętą pięść, widząc zbliżającego się w naszym kierunku Steffena i jakiegoś młodego chłopaka u jego boku. Żyjemy, bo cofnął się czas. Jeszcze nie byłem pewny czy naprawdę się cofnął, czy to tylko kolejna wizja – to nieistotne, mogliśmy jeszcze raz podjąć próbę ratunku Oazy. Spojrzałem na paskudne zombie, wydostające się spod ziemi. Nie było sensu tracić na nie czasu, tym razem nie popełnię tego błędu – może dzięki temu uda mi się uchronić przed nią, przed martwymi ciałami przyjaciół, przed płomieniami na mojej skórze. Na samą myśl wszystko zaczęło mnie swędzieć.
– Tak! Każda przeszkoda pomoże – odpowiedziałem Steffenowi, rozglądając się po wybrzeżu. Po chwili wycelowałem różdżkę w jedną ze skał; starałem się wybrać tę obok skały wybranej przez Steffena, by zbudować faktyczny wielki mur. – Engiorgio – rzuciłem znajomą inkantację, lecz po chwili przemknął mi po głowie cień wątpliwości. – Te fale były ogromne, trzeba coś zrobić z wodą, dopóki jest na to czas – obawiałem się, że wielka fala tsunami będzie w stanie połknąć powiększone przez nas skały, ale zaraz poprawił mi się humor, jakby kończące się już fortuno siłą odpychało ode mnie wszelkie wątpliwości. Dlatego odważnie stanąłem u boku Steffena, wyciągając przed siebie różdżkę. – Siccitasio – zawtórowałem, choć to zaklęcie nie należało do prostych i dotychczas czytałem o nim tylko w podręczniku. Ale wierzyłem, że się uda. Naprawdę mocno, mocniej niż dopuszczało to racjonalne myślenie. – A gdyby tak... A gdyby odbić falę zanim urośnie? Zbudować mur tam dalej, w głąb oceanu? – Zaproponowałem, przyglądając się skalistemu wybrzeżu, w końcu obierając za cel wystający czubek skały, gdzieś tam dalej. – Engiorgio! – Krzyknąłem głośno, choć przecież Pan Rineheart mi tłumaczył, że krzyk wcale nie zwiększa mocy zaklęcia, ale teraz czułem, że właśnie to mi pomoże. – Damy radę, chłopaki! – Pocieszyłem wszystkich, bo przecież nie mieliśmy innego wyjścia. I znaliśmy przyszłość, a z tą wiedzą już nic nie mogło nam przeszkodzić.
1. Engiorgio
2. Siccitasio
3. Engiorgio
– Tak! Każda przeszkoda pomoże – odpowiedziałem Steffenowi, rozglądając się po wybrzeżu. Po chwili wycelowałem różdżkę w jedną ze skał; starałem się wybrać tę obok skały wybranej przez Steffena, by zbudować faktyczny wielki mur. – Engiorgio – rzuciłem znajomą inkantację, lecz po chwili przemknął mi po głowie cień wątpliwości. – Te fale były ogromne, trzeba coś zrobić z wodą, dopóki jest na to czas – obawiałem się, że wielka fala tsunami będzie w stanie połknąć powiększone przez nas skały, ale zaraz poprawił mi się humor, jakby kończące się już fortuno siłą odpychało ode mnie wszelkie wątpliwości. Dlatego odważnie stanąłem u boku Steffena, wyciągając przed siebie różdżkę. – Siccitasio – zawtórowałem, choć to zaklęcie nie należało do prostych i dotychczas czytałem o nim tylko w podręczniku. Ale wierzyłem, że się uda. Naprawdę mocno, mocniej niż dopuszczało to racjonalne myślenie. – A gdyby tak... A gdyby odbić falę zanim urośnie? Zbudować mur tam dalej, w głąb oceanu? – Zaproponowałem, przyglądając się skalistemu wybrzeżu, w końcu obierając za cel wystający czubek skały, gdzieś tam dalej. – Engiorgio! – Krzyknąłem głośno, choć przecież Pan Rineheart mi tłumaczył, że krzyk wcale nie zwiększa mocy zaklęcia, ale teraz czułem, że właśnie to mi pomoże. – Damy radę, chłopaki! – Pocieszyłem wszystkich, bo przecież nie mieliśmy innego wyjścia. I znaliśmy przyszłość, a z tą wiedzą już nic nie mogło nam przeszkodzić.
1. Engiorgio
2. Siccitasio
3. Engiorgio
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33, 75, 18
'k100' : 33, 75, 18
stąd
I on biegł ile sił w nogach nie będąc do końca pewnym ile mieli czasu. Fali nie było jeszcze widać, kolejne trzęsienie też jeszcze nie nastąpiło, ale co jeśli tym razem będzie inaczej? Wciąż nie był też pewien jak to powtrzymać. Co zadziała na falę? I czy będzie ich wystarczająco wiele by faktycznie mieć moc, aby z nią walczyć. Wbiegł na wybrzeże wraz z kuzynem zauważając... ciało, ruszające się ciało, martwe ciało, ale ruszające. - Co to jest?! - Zawołał wyciągając różdżkę i stając jak najdalej. Czy coś jeszcze go dzisiaj zdziwi? Wzrokiem odnalazł szybko Volansa. Całego i zdrowego. Co stało się z nim ostatnim razem? Też zatonął jak i on? Nawet nie mógł się z nim pożegnać. - Na mnie nie patrz. Mówiłem, że to zły pomysł. - Od razu rzucił do brata widząc krzywę spojrzenie wymierzone w jego stronę. PRZECIEŻ TO NIE JEGO WINA!
Żarliwie pokiwał głową słysząc komendę kuzyna wierząc mu na słowo i nie zamierzając nawet dyskutować. Rozglądnął się po wybrzeżu w poszukiwaniu nowoprzybyłych. - Sonorus. -Uniósł różdżkę kierując ją na własne gardło. - Za niedługo pojawi się tu fala, musimy razem i jednocześnie rzucić na nią Fluxobedio. Tylko to zadziała! - Powtarzał słowa te kilkukrotnie, gdy tylko zauważał na wybrzeżu nowe twarze chcąc, aby każdy go usłyszał.
akcja 3 - Sonorus
I on biegł ile sił w nogach nie będąc do końca pewnym ile mieli czasu. Fali nie było jeszcze widać, kolejne trzęsienie też jeszcze nie nastąpiło, ale co jeśli tym razem będzie inaczej? Wciąż nie był też pewien jak to powtrzymać. Co zadziała na falę? I czy będzie ich wystarczająco wiele by faktycznie mieć moc, aby z nią walczyć. Wbiegł na wybrzeże wraz z kuzynem zauważając... ciało, ruszające się ciało, martwe ciało, ale ruszające. - Co to jest?! - Zawołał wyciągając różdżkę i stając jak najdalej. Czy coś jeszcze go dzisiaj zdziwi? Wzrokiem odnalazł szybko Volansa. Całego i zdrowego. Co stało się z nim ostatnim razem? Też zatonął jak i on? Nawet nie mógł się z nim pożegnać. - Na mnie nie patrz. Mówiłem, że to zły pomysł. - Od razu rzucił do brata widząc krzywę spojrzenie wymierzone w jego stronę. PRZECIEŻ TO NIE JEGO WINA!
Żarliwie pokiwał głową słysząc komendę kuzyna wierząc mu na słowo i nie zamierzając nawet dyskutować. Rozglądnął się po wybrzeżu w poszukiwaniu nowoprzybyłych. - Sonorus. -Uniósł różdżkę kierując ją na własne gardło. - Za niedługo pojawi się tu fala, musimy razem i jednocześnie rzucić na nią Fluxobedio. Tylko to zadziała! - Powtarzał słowa te kilkukrotnie, gdy tylko zauważał na wybrzeżu nowe twarze chcąc, aby każdy go usłyszał.
akcja 3 - Sonorus
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aidan Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 79
'k100' : 79
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda