Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Wybrzeże
Strona 44 z 44 • 1 ... 23 ... 42, 43, 44
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wybrzeże
Nad nadmorskim brzegiem zachwyca nade wszystko krajobraz, słońce, gdy zachodzi, mieni się w czarnej morskiej wodzie feerią barw pomimo porywistego wiatru. Wody wokół jednak nie są bezpieczne, oprócz bogatych ławic śledzi i makreli, zamieszkują je też płaszczki, zdarzają się niekiedy zagubione kałamarnice i samotne skorpeny. Nad wodą można czasem zaobserwować wynurzające się ogony morskich węży. Biała magia uformowana w błędne ogniki, które topią się w wodzie nadaje temu miejscu wyjątkowej atmosfery. Wybrzeże jest nierówne, piaski gdzieniegdzie formują się w wydmy, pomiędzy którymi częściowo ukryta jest przysypana piachem wąska szczelina. Wypełniona jest wilgotnym, mokrym piachem, ale w ciepłe dni piach się usypuje głębiej, a każdy śmiałek, który w nią wejdzie może utknąć.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 26.09.22 18:42, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Upadł, znów na biodro, upiorne deja vu. Serce przyśpieszyło, w głowę zakradły się irracjonalne myśli: co, jeśli wszystko będzie jak wtedy, jeśli każde działanie będzie skazane na porażkę? Nie, nie mógł się im poddać - zresztą, przed chwilą rzucił dwa bezbłędne uroki, magia Samuela nadal napełniała go mocą i nadzieją. Póki mają ducha, póki mają nadzieję - będzie dobrze. Musi być. Pomyślał o Ministrze, o świetle, które wokół siebie roztaczał, o tym, jak przyszedł im z pomocą. A choć przez myśl przemknęło mu także straszne podejrzenie na myśl o tym, że Minister zniknął, prędko odgonił je od siebie, zanim zdążył je zwerbalizować. Wtedy sir Longbottom nad nimi czuwał i na pewno czuwa nadal, ale muszą poradzić sobie sami, pokazać, że potrafią się zorganizować, zdjąć z jego barków niemożliwy ciężar. Podniósł się na równe nogi i z rozdziawionymi ustami dostrzegł, że Florean nie ma tyle szczęścia. Ziemia rozstąpiła się pod nim (ale jak, skoro to piasek), a Steff już miał zawołać przyjaciela i podać mu rękę, jak w Gringottcie (wtedy omal nie spadli obydwaj, więc może lepiej nie), ale usłyszał inkantację Ascendio. Czyli z Florkiem wszystko w porządku - musiał się skupić na reszcie problemów, bo nad nimi wciąż piętrzył się szkwał, a przed nimi...
Zamrugał nerwowo, widząc jak nieumarłych jest coraz więcej, jak bez trudu przebijają się przez szklistą powłokę i stąpają po lodzie. Jak mogli je odstraszyć, pokonać? Nie było go wcześniej na plaży, gdy Zakonnicy ostatnio walczyli z nieumarłymi, w obliczu potęgi żywiołu żywe trupy nie były wtedy priorytetem. Poruszały się powoli, ale... chciały ich skrzywdzić? Czego chciały? Nie mogli dopuścić, by ich zaatakowały, by rozproszyły lub zraniły czarodziejów zebranych tutaj do ochrony przed żywiołem. Tylko tego brakowało, by walczyliz wiatrakami z trupami, zamiast przygotowywać się na nadchodzące uderzenie!
Postąpił o krok do przodu, by upewnić się, że nie stoi za żadnym z sojuszników, a przed nimi lub w linii prostej, a następnie skierował różdżkę przed siebie. Ręka nieco mu drżała, nie rzucał dawno tego zaklęcia, wolał manipulować gruntem za pomocą transmutacji, ale zdawało się najpewniejsze - i najmniej inwazyjne, w teorii ruchome piaski mogłyby unieruchomić te istoty (w teorii, w praktyce zombie wygrzebywały się przecież z piasku), ale nie chciał mocniej destabilizować terenu. A rów w końcu zmyje przecież morze - w końcu, bo na razie osuszył wybrzeże.
-Ulmus Aratrio! - krzyknął, chcąc odgrodzić nieumarłych od siebie i sojuszników, uważając na to, by nie rzucać zaklęcia pod nogi nikogo z czarodziejów, ale nie przejmując się jeśli na jego torze stały jakieś żywe trupy. Właściwie to nawet lepiej, wpadną wtedy w rów i minie (chyba?) trochę czasu zanim się wygrzebią.
Obejrzał się przez ramię na czarodzieja, który zauważył, że morze jest spokojne. Rozdziawił usta ze zdziwieniem, dopiero teraz orientując się, że bez kontekstu mógł dla nich brzmiećjak wariat co najmniej zagadkowo.
-Ale... nie pamiętacie? - wyrwało mu się z niedowierzaniem. Jeśli on, Aidan, Billy, Lucinda i inni pamiętlai - to dlaczego oni nie? Fala musiała przecież zalać całą Oazę, była widoczna nawet z łąki, nie umknęłaby innym. Już chciał im to wyjaśnić, ale zdał sobie sprawę, że jego monolog może tylko pogorszyć sytuację. Zerknął nerwowo na Aidana, ale potem uświadomił sobie, że czas gonił - a kuzyn nie może powtarzać po nim wszystkiego w nieskończoność. -Sonorus. - szepnął, kierując różdżkę na własne gardło. -POSŁUCHAJCIE! - odkrzyknął mężczyźnie i krzyknął do wszystkich, czując pieczenie w gardle. -CZUJECIE, JAK ZIEMIA DRŻY - ZNAM SIĘ NA GEOMANCJI, ZA MOMENT ZATRZĘSIE SIĘ ZNOWU. A WTEDY WSTRZĄS MOŻE WZBURZYĆ FALE TAK POTĘŻNE, ŻE ZAGROŻĄ WYSPIE! ZEBRALIŚMY WAS TUTAJ DO POMOCY - WSPÓLNIE ZDOŁAMY JE ODEGNAĆ, TAK JAK ODEGNALIŚMY TEN WAŁ SZKWAŁOWY! PODOŁAMY WSZYSTKIEMU, ALE MUSIMY PRACOWAĆ RAZEM! - krzyknął, nie przejmując się tym, że najwyżej ochrypnie. Struny głosowe się regenerowały, Oaza i życie i poczucie misji od Lorda Ministra były niepowtarzalne. -AERIS! - znów skierował różdżkę na chmury, mając nadzieję, że inni pójdą za jego przykładem - i chcąc całkowicie rozgonić wał szkwałowy, by zminimalizować przynajmniej to zagrożenie.
1. Ulmus Aratrio (k3 na szerokość, 3k10 na obrażenia jeśli trafi w nieumarłych, bardzo bardzo staram się nie trafić w czarodziejów)
2. Sonorus
3. Aeris (nie dorzucam k8 bo na wał/chmury)
Zamrugał nerwowo, widząc jak nieumarłych jest coraz więcej, jak bez trudu przebijają się przez szklistą powłokę i stąpają po lodzie. Jak mogli je odstraszyć, pokonać? Nie było go wcześniej na plaży, gdy Zakonnicy ostatnio walczyli z nieumarłymi, w obliczu potęgi żywiołu żywe trupy nie były wtedy priorytetem. Poruszały się powoli, ale... chciały ich skrzywdzić? Czego chciały? Nie mogli dopuścić, by ich zaatakowały, by rozproszyły lub zraniły czarodziejów zebranych tutaj do ochrony przed żywiołem. Tylko tego brakowało, by walczyli
Postąpił o krok do przodu, by upewnić się, że nie stoi za żadnym z sojuszników, a przed nimi lub w linii prostej, a następnie skierował różdżkę przed siebie. Ręka nieco mu drżała, nie rzucał dawno tego zaklęcia, wolał manipulować gruntem za pomocą transmutacji, ale zdawało się najpewniejsze - i najmniej inwazyjne, w teorii ruchome piaski mogłyby unieruchomić te istoty (w teorii, w praktyce zombie wygrzebywały się przecież z piasku), ale nie chciał mocniej destabilizować terenu. A rów w końcu zmyje przecież morze - w końcu, bo na razie osuszył wybrzeże.
-Ulmus Aratrio! - krzyknął, chcąc odgrodzić nieumarłych od siebie i sojuszników, uważając na to, by nie rzucać zaklęcia pod nogi nikogo z czarodziejów, ale nie przejmując się jeśli na jego torze stały jakieś żywe trupy. Właściwie to nawet lepiej, wpadną wtedy w rów i minie (chyba?) trochę czasu zanim się wygrzebią.
Obejrzał się przez ramię na czarodzieja, który zauważył, że morze jest spokojne. Rozdziawił usta ze zdziwieniem, dopiero teraz orientując się, że bez kontekstu mógł dla nich brzmieć
-Ale... nie pamiętacie? - wyrwało mu się z niedowierzaniem. Jeśli on, Aidan, Billy, Lucinda i inni pamiętlai - to dlaczego oni nie? Fala musiała przecież zalać całą Oazę, była widoczna nawet z łąki, nie umknęłaby innym. Już chciał im to wyjaśnić, ale zdał sobie sprawę, że jego monolog może tylko pogorszyć sytuację. Zerknął nerwowo na Aidana, ale potem uświadomił sobie, że czas gonił - a kuzyn nie może powtarzać po nim wszystkiego w nieskończoność. -Sonorus. - szepnął, kierując różdżkę na własne gardło. -POSŁUCHAJCIE! - odkrzyknął mężczyźnie i krzyknął do wszystkich, czując pieczenie w gardle. -CZUJECIE, JAK ZIEMIA DRŻY - ZNAM SIĘ NA GEOMANCJI, ZA MOMENT ZATRZĘSIE SIĘ ZNOWU. A WTEDY WSTRZĄS MOŻE WZBURZYĆ FALE TAK POTĘŻNE, ŻE ZAGROŻĄ WYSPIE! ZEBRALIŚMY WAS TUTAJ DO POMOCY - WSPÓLNIE ZDOŁAMY JE ODEGNAĆ, TAK JAK ODEGNALIŚMY TEN WAŁ SZKWAŁOWY! PODOŁAMY WSZYSTKIEMU, ALE MUSIMY PRACOWAĆ RAZEM! - krzyknął, nie przejmując się tym, że najwyżej ochrypnie. Struny głosowe się regenerowały, Oaza i życie i poczucie misji od Lorda Ministra były niepowtarzalne. -AERIS! - znów skierował różdżkę na chmury, mając nadzieję, że inni pójdą za jego przykładem - i chcąc całkowicie rozgonić wał szkwałowy, by zminimalizować przynajmniej to zagrożenie.
1. Ulmus Aratrio (k3 na szerokość, 3k10 na obrażenia jeśli trafi w nieumarłych, bardzo bardzo staram się nie trafić w czarodziejów)
2. Sonorus
3. Aeris (nie dorzucam k8 bo na wał/chmury)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k3' : 2
--------------------------------
#3 'k10' : 7, 5, 1
--------------------------------
#4 'k100' : 79
--------------------------------
#5 'k100' : 4
#1 'k100' : 55
--------------------------------
#2 'k3' : 2
--------------------------------
#3 'k10' : 7, 5, 1
--------------------------------
#4 'k100' : 79
--------------------------------
#5 'k100' : 4
Szybko wydostałem się z dziury, o mało znowu nie upadając przez pęd różdżki. Działo się tak wiele, że nie wiedziałem na czym skupić swoje myśli. Czy na tym, że ziemia znowu może się rozpaść pod moimi stopami, o tym, że armia nieumarłych depcze nam po piętach, czy... Wspomnienie przerażającej fali wystarczyło, żebym podjął decyzję. To ona nam najbardziej zagrażała. To ona groziła śmiercią. Uniosłem różdżkę, ponownie celując przed siebie, w morze, razem ze Steffenem i resztą czarodziejów. - Aeris! Aeris! - Rzucałem zaciekle, bo chciałem żyć, doświadczyć nowych rzeczy, odbudować dom na Pokątnej, zaznać spokoju.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 86, 6
'k100' : 86, 6
Gdy tylko poczuł wstrząs zaparł się nogami o podłoże starając się z całych sił utrzymać równowagę. Zastanawiał się co z panią Lucy i Billym... byli już w szczelinie? Co dokładnie tam było? Jego brat nie bez powodu chciał tam znów wrócić. Wciąż ten pomysł mu się jednak nie podobał. Te głosy wabiły, okłamywały. Cokolwiek to było nie ufał temu. Próbował połączyć to z tym co działo się tu i teraz. O ile falę i trzęsienia ziemi był w stanie objąć rozumem tak chodzących zmarłych już nie. - Wszyscy są cali? - Zapytał zmartwiony zakonników, jak i mieszkańców Oazy, którzy byli z nimi na wybrzeżu. Nie wiedział kiedy miała nadejść fala. Czy w ogóle nadejdzie. Może zaklęcia się powiodły, a zamiast fali faktycznie powstała ta chmura? - Uważajcie pod nogi! - Zawołał samemu zwracając uwagę na to gdzie staje.
Wysłuchał słów kuzyna i idąc za jego radą ponownie wymierzył różdżkę w chmury. - Aeris! Aeris! - Wypowiedział inkarnację jedna po drugiej pełen nadziei, że tym razem uda im się uchronić Oazę przed zagładą, a ich przed śmiercią. Nie utonie. Nie znów.
Wysłuchał słów kuzyna i idąc za jego radą ponownie wymierzył różdżkę w chmury. - Aeris! Aeris! - Wypowiedział inkarnację jedna po drugiej pełen nadziei, że tym razem uda im się uchronić Oazę przed zagładą, a ich przed śmiercią. Nie utonie. Nie znów.
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aidan Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k100' : 30
#1 'k100' : 58
--------------------------------
#2 'k100' : 30
Następnie swoją różdżkę znów skierował w kierunku żywych truposzów intensywnie myśląc nad tym jak mogliby ich powstrzymać. Ostatecznie obniżył różdżkę celując w zmrożony wcześniejszymi zaklęciami piasek pod nimi. - Fontesio!
The power of touch, a smile, a kind word, a listening ear, an honest compliment or the smallest act of caring, all of which have the potential to
turn the life around
turn the life around
Aidan Moore
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 18
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
The only way to deal with
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
an unfree world is to become
so absolutely free that your very existence is an act of rebellion.
OPCM : 8 +2
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 7 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 13
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aidan Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64
'k100' : 64
Słaby rozbłysk po rzuceniu tego zaklęcia napełnił go nadzieję na sukces w realizacji swojego planu. Efekt pierwszych działań nie usatysfakcjonował go. Na szczęście udało mu się zamrozić jednego z umarlaków, choć w dalszym ciągu to było za mało. Skinięciem głową wyraził uznanie dla działań podjętych przez kuzyna, Floreana i najmłodszego brata. Choć nadal nie zdołali powstrzymać każdej z napływającej fali umarlaków.
Brak nadciągającej fali również go niepokoił. Nie był w stanie odczuć upragnionej ulgi. Ona gdzieś tam była. Już to raz przeżyli. Choć może się mylił i wszystko będzie inaczej, bo teraz mierzyli się z potężnym wałem szkwałowym, który nie opierał się zaklęciom jego towarzyszy. To już coś.
Za to przebłysk odczuł, gdy ustał na własnych nogach podczas tego lekkiego trzęsienia ziemi. Kątem oka zauważył, że Steffen przewrócił się na bok i że Florean wpadł do powstałej niespodziewanie szczeliny. Jeszcze tego im brakowało, aby stracili w ten sposób kolejnego sojusznika. Florean wyglądał na takiego, co potrafi o siebie zadbać. Podobnie, jak Steffen. I nie pomylił się.
— Caeruleusio! Caeruleusio! — Zakrzyknął dwukrotnie, kierując różdżkę w pobliskie skupiska ożywionych zwłok. Oby poszło mu lepiej niż poprzednio.
— Jestem cały! A ty? — Zapewnił pośpiesznie Aidana. Czuł się odpowiedzialny za swojego najmłodszego brata. Upewnił się, że pewnie stoi na ziemi. Steffenowi pozostawił rozmowę z ludźmi. Nie po drodze było mu zastanawianie się, dlaczego oni pamiętają o wszystkim, natomiast pozostali sprawiali wrażenie nieświadomych strasznych wydarzeń z niedalekiej przeszłości. Liczył jednak, że wykrzyczana przez Steffka prawda i polecenia przyniosą odpowiedni efekt. Ci ludzie też powinni walczyć o swój dom.
— Aeris! — Zawtórował swoim towarzyszom, samemu kierując różdżkę na te chmury. Nie mógł postąpić inaczej.
1. Rzucam k100 na Caeruleusio (ST 60)
1.1 Rzucam 3k8 na obrażenia
2. Rzucam k100 na Caeruleusio (ST 60)
2.1 Rzucam 3k8 na obrażenia
3. Rzucam k100 na Aeris (ST 65) (nie dorzucam k8 bo na wał/chmury)
Brak nadciągającej fali również go niepokoił. Nie był w stanie odczuć upragnionej ulgi. Ona gdzieś tam była. Już to raz przeżyli. Choć może się mylił i wszystko będzie inaczej, bo teraz mierzyli się z potężnym wałem szkwałowym, który nie opierał się zaklęciom jego towarzyszy. To już coś.
Za to przebłysk odczuł, gdy ustał na własnych nogach podczas tego lekkiego trzęsienia ziemi. Kątem oka zauważył, że Steffen przewrócił się na bok i że Florean wpadł do powstałej niespodziewanie szczeliny. Jeszcze tego im brakowało, aby stracili w ten sposób kolejnego sojusznika. Florean wyglądał na takiego, co potrafi o siebie zadbać. Podobnie, jak Steffen. I nie pomylił się.
— Caeruleusio! Caeruleusio! — Zakrzyknął dwukrotnie, kierując różdżkę w pobliskie skupiska ożywionych zwłok. Oby poszło mu lepiej niż poprzednio.
— Jestem cały! A ty? — Zapewnił pośpiesznie Aidana. Czuł się odpowiedzialny za swojego najmłodszego brata. Upewnił się, że pewnie stoi na ziemi. Steffenowi pozostawił rozmowę z ludźmi. Nie po drodze było mu zastanawianie się, dlaczego oni pamiętają o wszystkim, natomiast pozostali sprawiali wrażenie nieświadomych strasznych wydarzeń z niedalekiej przeszłości. Liczył jednak, że wykrzyczana przez Steffka prawda i polecenia przyniosą odpowiedni efekt. Ci ludzie też powinni walczyć o swój dom.
— Aeris! — Zawtórował swoim towarzyszom, samemu kierując różdżkę na te chmury. Nie mógł postąpić inaczej.
1. Rzucam k100 na Caeruleusio (ST 60)
1.1 Rzucam 3k8 na obrażenia
2. Rzucam k100 na Caeruleusio (ST 60)
2.1 Rzucam 3k8 na obrażenia
3. Rzucam k100 na Aeris (ST 65) (nie dorzucam k8 bo na wał/chmury)
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Volans Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 4, 4
--------------------------------
#3 'k100' : 41
--------------------------------
#4 'k8' : 7, 3, 3
--------------------------------
#5 'k100' : 42
#1 'k100' : 83
--------------------------------
#2 'k8' : 1, 4, 4
--------------------------------
#3 'k100' : 41
--------------------------------
#4 'k8' : 7, 3, 3
--------------------------------
#5 'k100' : 42
Piach osypywał się do szczeliny, przypominając tym samym klepsydrę, a ta — że czas się kończył. Fortescue wyciągnął przed siebie różdżkę, sunąc w dół, prosto w wąski przesmyk i wypowiedział inkantację zaklęcia. Różdżka usłuchała go od razu, bez wahania ciągnąć go w stronę piachu, bezpieczniejszego podłoża. Niewiele brakowało, by czarodziej wpadł do środka. Powstała wyrwa w ziemi zdawała się poszerzać za sprawką opadającego w jej głąb piachu, ale nie sposób było dostrzec końca, ani tego, czy dziura w ziemi zostanie wypełniona znikającą z wybrzeża niewielką wydmą. Ziarenka uciekały błyskawicznie, aż wokół szczeliny, pojawiły się przebłyski litych skał.
Wydostający się z ziemi nieumarli pozostawali zagadką dla zakonników. Czym byli i czego chcieli, czy byli niebezpieczni czy nic nie mogli zrobić. Bez wątpienia jednak wygrzebywali się z piachu. Jeśli nie oddychali, nie groziło im uduszenie, jeśli nie żyli, nie przeszkadzało im nic, co mogło sprawiać ból. Steffen zamierzał definitywnie odgrodzić siebie i pozostałych, obecnych na wybrzeżu ludzi od nadciągających istot. Ich obecność wzbudziła w czarodziejach grozę, ale wszyscy zgodnie podnieśli różdżki, zamierzając wypełniać sugestie zakonników. Przynajmniej większość z nich.
—Incendio!— krzyknął jeden z mężczyzn, celując w istoty, ale jego różdżka odmówiła posłuszeństwa. Młody czarodziej wrzasnął przeraźliwie, kiedy nieumiejętnie rzucony czar, choć banalny, podpalił mu szatę. W ślad za nim poszło jednak kilku innych czarodziejów, których zaklęcia pomknęły w kierunku nieumarłych. Cztery udane uroki uderzyły w powoli poruszających się truposzów, rozpalając ich jak pochodnie. W tym samym czasie urok Steffena uderzył w ziemię. Wybrzeże zadrżało, a piasek zaczął powoli rozstępować się, dzieląc Zakonników, mieszkańców oazy i wygrzebujących się z piachu nieumarłych. Płonące istoty wpadły w piach, który wciąż się przesypywał, ogień zgasł, ale powstający rów między nimi przysypał część z nich. Aidan posłał w kierunku znikających nieumarłych silny strumień wody, natomiast Volans rzucił w nich lodowatym podmuchem. Ciała nieumarłych — zmoczone i skostniałe, nieruchome, ginęły w piachu, w kolejnej, nowej zbiorowej mogile. Zakonnicy mieli świadomość, że to wlanie tu, na wybrzeżu kopano ciała zmarłych. Ciała więźniów Azkabanu, których na wybrzeże wypluwało morze. Powstały rów był głęboki, ale to oznaczało, że większość ciał, które były tam — jeśli były zakopane, odkopię się znacznie łatwiej i znacznie szybciej wydostając na powierzchnię. Na ten moment i na tą chwilę wszystkie istoty przysypał piach.
Ktoś krzyknął z radości, ktoś rzucił serię przekleństw w stronę wybrzeża. Niektórzy spojrzeli po sobie, a potem na Steffena. On sam nie potrafił odczytać z ich twarzy, co wiedzieli, czego nie. Większość z nich stanowili mężczyźni, choć dużo starsi od pracownika banku, wedle męskich zasad, chcieli dziś pokazać siłę, nie słabość, a młodzieniec nie potrafił zgadnąć, czy to, co przeżyli, czy to co widzieli było tylko snem, czy może zdarzyło się naprawdę. Był jednak pewien, że słabnie. Magia zaczynała go męczyć, a rzucanie zaklęć wymagało coraz więcej wysiłku i energii. Jego słowa zostały wysłuchane już bez zbędnych komentarzy. Wszyscy unieśli różdżki, gotowi do działania. Czarodziej, który podpalił własną szatę ugasił ją dłonią i też wyprostował się. Kiedy Steffen krzyknął inkantację zaklęcia, wszyscy powtórzyli ją za nim. I choć jemu samemu nie wyszło, spośród kilkunastu mężczyzn, którzy stanęli tuż za nim, kilka wiązek pomknęło prosto w niebo. To samo uczynił Florean. Światło z jego różdżki błysnęło i wraz z salwą pozostałych pomknęło w niebo, po drodze przekształcając się w wiatr. Aidan ostrzegł ludzi i dołączył do ostrzału. Pomógł im także Volans. Seria zaklęć, które po drodze zmieniły się w wiatr osobno mogła być marną przeciwnością dla gnanych od morza, znacznie silniejszymi podmuchami chmur. Ale współdziałając, czarodzieje wzmogli wiatr tak silny, że wał szkwałowy, który powstał rozpraszał się bardzo szybko. Chmury, które się kłębiły rozmywały się, niczym mgła, unosząc i dołączając do pozostałych chmur na niebie, znacznie, znacznie wyże — nieszkodliwych, przynajmniej na ten moment. Zagrożenie znikało, wszyscy byli świadkami wielkiej mocy i siły, jaką mogli zbudować razem ze wszystkimi.Twarze przybyłych mieszkańców oazy rozjaśniły się. Mimo zmarszczek i wymalowanych doświadczeń, błysnęła w nich nadzieja i motywacja, rosła siła i chęć walki. Nie tylko w dzisiejszym starciu.
Wiatr rozwiał chmury nadciągające w stronę Oazy. Walka z żywiołem okazała się być wygrana. Wszyscy czekali na trzęsienie, które zapowiadał Steffen, na falę. Wszyscy stali w ciszy i pełnej gotowości z uniesionymi różdżkami. Skoncentrowani. Pewni tego, że im się powiedzie. Pewni tego, że i kolejny raz uda im się powstrzymać żywioł. Ale ani trzęsienie ani fala nie nadchodziły. Wokół zrobiło się cicho, spokojnie. Morze zaczęło się uspokajać, zalewając plażę powolnymi falami. Ani z rowu ani nowo powstałych wydm nie wydostawały się kolejne ciała. To, co miało się zdarzyć nie zdarzyło się, zatrzymując wszystkich w dziwnej niepewności i zawieszeniu, ale w końcu czarodzieje zaczęli opuszczać różdżki i zastanawiać się, co uczynić dalej. Pytania o to skierowane zostały do zakonników. Pojawił się też niepokój o bliskich.
Zakonnicy mogli uznać, że zagrożenie minęło, wyruszyć w różne części wyspy, by przekonać się, że wszyscy mieszkańcy przeludnionej oazy gromadzili się w dwóch miejscach. Na wybrzeżu i tam, pod ołtarzem światła.
Termin odpisu mija 8 września o godz: 22:00. Kontynuujecie tutaj.
Magicus Extremos (od Samuela) +29 3/3
Obrażenia:
Volans: 223/223
Florean: 200/200
Samuel: 200/200
Aidan: 202/232
tłuczone -20
Steffen:
tłuczone -20
Energia magiczna:
Volans: 20/50
Florean: 23/50
Samuel: 26/50
Aidan: 31/50
Steffen: 18/50
Wydostający się z ziemi nieumarli pozostawali zagadką dla zakonników. Czym byli i czego chcieli, czy byli niebezpieczni czy nic nie mogli zrobić. Bez wątpienia jednak wygrzebywali się z piachu. Jeśli nie oddychali, nie groziło im uduszenie, jeśli nie żyli, nie przeszkadzało im nic, co mogło sprawiać ból. Steffen zamierzał definitywnie odgrodzić siebie i pozostałych, obecnych na wybrzeżu ludzi od nadciągających istot. Ich obecność wzbudziła w czarodziejach grozę, ale wszyscy zgodnie podnieśli różdżki, zamierzając wypełniać sugestie zakonników. Przynajmniej większość z nich.
—Incendio!— krzyknął jeden z mężczyzn, celując w istoty, ale jego różdżka odmówiła posłuszeństwa. Młody czarodziej wrzasnął przeraźliwie, kiedy nieumiejętnie rzucony czar, choć banalny, podpalił mu szatę. W ślad za nim poszło jednak kilku innych czarodziejów, których zaklęcia pomknęły w kierunku nieumarłych. Cztery udane uroki uderzyły w powoli poruszających się truposzów, rozpalając ich jak pochodnie. W tym samym czasie urok Steffena uderzył w ziemię. Wybrzeże zadrżało, a piasek zaczął powoli rozstępować się, dzieląc Zakonników, mieszkańców oazy i wygrzebujących się z piachu nieumarłych. Płonące istoty wpadły w piach, który wciąż się przesypywał, ogień zgasł, ale powstający rów między nimi przysypał część z nich. Aidan posłał w kierunku znikających nieumarłych silny strumień wody, natomiast Volans rzucił w nich lodowatym podmuchem. Ciała nieumarłych — zmoczone i skostniałe, nieruchome, ginęły w piachu, w kolejnej, nowej zbiorowej mogile. Zakonnicy mieli świadomość, że to wlanie tu, na wybrzeżu kopano ciała zmarłych. Ciała więźniów Azkabanu, których na wybrzeże wypluwało morze. Powstały rów był głęboki, ale to oznaczało, że większość ciał, które były tam — jeśli były zakopane, odkopię się znacznie łatwiej i znacznie szybciej wydostając na powierzchnię. Na ten moment i na tą chwilę wszystkie istoty przysypał piach.
Ktoś krzyknął z radości, ktoś rzucił serię przekleństw w stronę wybrzeża. Niektórzy spojrzeli po sobie, a potem na Steffena. On sam nie potrafił odczytać z ich twarzy, co wiedzieli, czego nie. Większość z nich stanowili mężczyźni, choć dużo starsi od pracownika banku, wedle męskich zasad, chcieli dziś pokazać siłę, nie słabość, a młodzieniec nie potrafił zgadnąć, czy to, co przeżyli, czy to co widzieli było tylko snem, czy może zdarzyło się naprawdę. Był jednak pewien, że słabnie. Magia zaczynała go męczyć, a rzucanie zaklęć wymagało coraz więcej wysiłku i energii. Jego słowa zostały wysłuchane już bez zbędnych komentarzy. Wszyscy unieśli różdżki, gotowi do działania. Czarodziej, który podpalił własną szatę ugasił ją dłonią i też wyprostował się. Kiedy Steffen krzyknął inkantację zaklęcia, wszyscy powtórzyli ją za nim. I choć jemu samemu nie wyszło, spośród kilkunastu mężczyzn, którzy stanęli tuż za nim, kilka wiązek pomknęło prosto w niebo. To samo uczynił Florean. Światło z jego różdżki błysnęło i wraz z salwą pozostałych pomknęło w niebo, po drodze przekształcając się w wiatr. Aidan ostrzegł ludzi i dołączył do ostrzału. Pomógł im także Volans. Seria zaklęć, które po drodze zmieniły się w wiatr osobno mogła być marną przeciwnością dla gnanych od morza, znacznie silniejszymi podmuchami chmur. Ale współdziałając, czarodzieje wzmogli wiatr tak silny, że wał szkwałowy, który powstał rozpraszał się bardzo szybko. Chmury, które się kłębiły rozmywały się, niczym mgła, unosząc i dołączając do pozostałych chmur na niebie, znacznie, znacznie wyże — nieszkodliwych, przynajmniej na ten moment. Zagrożenie znikało, wszyscy byli świadkami wielkiej mocy i siły, jaką mogli zbudować razem ze wszystkimi.Twarze przybyłych mieszkańców oazy rozjaśniły się. Mimo zmarszczek i wymalowanych doświadczeń, błysnęła w nich nadzieja i motywacja, rosła siła i chęć walki. Nie tylko w dzisiejszym starciu.
Wiatr rozwiał chmury nadciągające w stronę Oazy. Walka z żywiołem okazała się być wygrana. Wszyscy czekali na trzęsienie, które zapowiadał Steffen, na falę. Wszyscy stali w ciszy i pełnej gotowości z uniesionymi różdżkami. Skoncentrowani. Pewni tego, że im się powiedzie. Pewni tego, że i kolejny raz uda im się powstrzymać żywioł. Ale ani trzęsienie ani fala nie nadchodziły. Wokół zrobiło się cicho, spokojnie. Morze zaczęło się uspokajać, zalewając plażę powolnymi falami. Ani z rowu ani nowo powstałych wydm nie wydostawały się kolejne ciała. To, co miało się zdarzyć nie zdarzyło się, zatrzymując wszystkich w dziwnej niepewności i zawieszeniu, ale w końcu czarodzieje zaczęli opuszczać różdżki i zastanawiać się, co uczynić dalej. Pytania o to skierowane zostały do zakonników. Pojawił się też niepokój o bliskich.
Zakonnicy mogli uznać, że zagrożenie minęło, wyruszyć w różne części wyspy, by przekonać się, że wszyscy mieszkańcy przeludnionej oazy gromadzili się w dwóch miejscach. Na wybrzeżu i tam, pod ołtarzem światła.
Magicus Extremos (od Samuela) +29 3/3
Obrażenia:
Volans: 223/223
Florean: 200/200
Samuel: 200/200
Aidan: 202/232
tłuczone -20
Steffen:
tłuczone -20
Energia magiczna:
Volans: 20/50
Florean: 23/50
Samuel: 26/50
Aidan: 31/50
Steffen: 18/50
Ramsey Mulciber
Strona 44 z 44 • 1 ... 23 ... 42, 43, 44
Wybrzeże
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda