Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Źródło
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Źródło
Wyspa Azkabanu przeszła ostatnim czasem wiele, od wybuchu anomalii i opanowaniu ją przez złe czarnoksięskie moce aż do ostatecznego oczyszczenia tego miejsca białą magią Zakonu Feniksa. Nierówności terenu popękały, w wielu miejscach wypuszczając strumienie jasnej, mieniącej się wody ocenianej przez czarodziejów nie tylko jako zdatną do picia: białe moce, które w całości przeniknęły w ziemię Azkabanu, nadały jej leczniczych właściwości. Przywraca siły, usuwa zatrucia, przyśpiesza gojenie się ran. Najzdrowsza jest woda spływająca bezpośrednio ze skał - te, które połączą się z gruntem i rzekami uciekają do obmywającego wyspę morza przeważnie są już zanieczyszczone. Zdobycie jej wymaga zanurzenia się w rzece i podpłynięcia pod niewielki wodospad lub wspięcia się na wyboiste skały. W pobliżu największego ze źródeł pojawia się dużo ptaków, a w powietrzu błądzą cząstki białej magii przypominające ogromne świetliki; przeważnie w okolicy jest cicho i spokojnie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 16.07.19 20:07, w całości zmieniany 3 razy
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 30
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Zaklęcie przyniosło pożądany efekt, pnącze rozerwało się, wypuszczając Gabriela, a ten zrobił, co w jego mocy, by pokonać źródło ich chwilowego problemu. Już chciała ruszyć ku niemu dalej, gdy usłyszała łomot dochodzący z miejsca, które dopiero co opuściła. Stanęła przed wyborem, a na decyzję miała zaledwie kilka sekund. Wiedziała po co przybyła do Azkabanu, znała wyznaczone zadanie. Musiała upewnić się, że zostanie ono wykonane do końca, że anomalia zostanie pokonana, nawet kosztem życia dziecka. Gardziła sobą za myślenie w tych kategoriach, za bycie tak samolubną, lecz przecież działanie było banalnie proste. Albo Piers, albo dalsze narażanie życia innych dzieci, w tym jej syna; nie było innego wyjścia. Buzia Amosa przywołana w myślach pomogła jej w szybkim podjęciu decyzji - rudowłosa przytrzymała ramię czarodziejskiej torby, mocniej zacisnęła palce na różdżce i pobiegła z powrotem w stronę Piersa oraz reszty Zakonników. Nie była pewna, co tam zastanie, ale wiedziała jedno: musiała trzymać się jak najbliżej chłopca.
Dobiegła w momencie, gdy komnata zaczynała się walić, a współuczestnicy misji wchodzili w ciemny korytarz; ruszyła wiec za nimi bez chwili zawahania, uważając na gruz sypiący się ze ścian. Jednak nawet on nie był tak groźny jak przeczucie, że są na wyciągnięcie ręki od serca anomalii. Czarna magia była wszędzie i wdzierała się do ich umysłów, lecz musieli temu podołać, musieli okazać się silniejsi.
Jessa ruszyła więc za Samuelem i resztą, prosto w ciemność.
Dobiegła w momencie, gdy komnata zaczynała się walić, a współuczestnicy misji wchodzili w ciemny korytarz; ruszyła wiec za nimi bez chwili zawahania, uważając na gruz sypiący się ze ścian. Jednak nawet on nie był tak groźny jak przeczucie, że są na wyciągnięcie ręki od serca anomalii. Czarna magia była wszędzie i wdzierała się do ich umysłów, lecz musieli temu podołać, musieli okazać się silniejsi.
Jessa ruszyła więc za Samuelem i resztą, prosto w ciemność.
when the river's running red and we begin to falter, we'll hang on to the edge...come hell or high water
Rzeczywistość zachwiała się. I wtedy dojrzała jego. Jej oddech na kilka chwil całkowicie zamarł w płucach, zaraz jednak zmusiła się do ponownego oddychania. To jeszcze nie był koniec. Zapalona przez nią świeca rozbłysła połomienień, jednak towarzyszył temu trzask. Widziała, jak kolejno zapalane świecie niszczą te, przed którymi świecie nadal nie płonęły. Magia Kierana wymknęła się spod kontroli jedynie skracając ich czas na reakcję. To były rzeźby, a jednak krwawiły jak prawdziwe. Justine patrzyła na posąg Bartiusa zaciskając wargi. Jej wzrok przeciągnęły znów dzieci. Które na kilka chwil stały się znów sobą, by zaraz zniknąć. Na środku znalazła się Julia.
Zza otwartych wrót dotarło do nich światło. Ciepłe, które padło prosto na Just stojącą nadal na podium i trzy rzeźby. Czuła ciepło, które na chwilę pozwoliło jej zapomnieć o przeraźliwym zimnie, które wprawiało w drżenie niewielkie ciało. Dźwięk pękających rzeźb brzmiał jak najgorszy dźwięk jej życia. Przez chwilę wpatrywała się pusto w podest na którym stała rzeźba Bartiusa a ciężka gula spłynęła jej do gardła. Przez chwilę nie słyszała walącego się świata, rozwalających kamieni, trzęsienia wokół. Przez chwilę, była tylko pustka i równie pusta myśl, że to nie powinno się tak skończyć. Że to nie on powinien stać się ofiarą ich przejścia dalej. Głos Julii ją otrzeźwił. zamrugała kilka razy spoglądając na nią. Złapała spojrzenie Marcelli i skinęła jej głową. Zeskoczyła z podium i ruszyła, puszczając resztę przed sobą, odbierając eliksir od Kierana. Widziała załamanie Lucana, ale nie była w stanie ulżyć mu w bólu w walącej się rzeczywistości.
- Masz. Wypij to, całą fiolkę, pomoże. - zwróciła się do niego, wyciągając z pasa mieszankę antydepresyjną i podając w jego kierunku. - Maxine. - zwróciła się do niej. Gdy wspinały się już po schodach. - Przede mną. - powiedziała, łapiąc za jej koszulę i unosząc do góry. Przytknęła różdżkę do obrażeń na jej plecach. - Episkey Maxima. - wypowiedziała inkantację. Puściła materiał. - Chodźmy. - poprosiła, wspinając się po schodach ku górze.
| przekazuję Lucanowi mieszankę antydepresyjną
Zza otwartych wrót dotarło do nich światło. Ciepłe, które padło prosto na Just stojącą nadal na podium i trzy rzeźby. Czuła ciepło, które na chwilę pozwoliło jej zapomnieć o przeraźliwym zimnie, które wprawiało w drżenie niewielkie ciało. Dźwięk pękających rzeźb brzmiał jak najgorszy dźwięk jej życia. Przez chwilę wpatrywała się pusto w podest na którym stała rzeźba Bartiusa a ciężka gula spłynęła jej do gardła. Przez chwilę nie słyszała walącego się świata, rozwalających kamieni, trzęsienia wokół. Przez chwilę, była tylko pustka i równie pusta myśl, że to nie powinno się tak skończyć. Że to nie on powinien stać się ofiarą ich przejścia dalej. Głos Julii ją otrzeźwił. zamrugała kilka razy spoglądając na nią. Złapała spojrzenie Marcelli i skinęła jej głową. Zeskoczyła z podium i ruszyła, puszczając resztę przed sobą, odbierając eliksir od Kierana. Widziała załamanie Lucana, ale nie była w stanie ulżyć mu w bólu w walącej się rzeczywistości.
- Masz. Wypij to, całą fiolkę, pomoże. - zwróciła się do niego, wyciągając z pasa mieszankę antydepresyjną i podając w jego kierunku. - Maxine. - zwróciła się do niej. Gdy wspinały się już po schodach. - Przede mną. - powiedziała, łapiąc za jej koszulę i unosząc do góry. Przytknęła różdżkę do obrażeń na jej plecach. - Episkey Maxima. - wypowiedziała inkantację. Puściła materiał. - Chodźmy. - poprosiła, wspinając się po schodach ku górze.
| przekazuję Lucanowi mieszankę antydepresyjną
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 54
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Wydawało jej się, że zaklęcie z pozoru było udane i zapewne przecięłoby normalną roślinę, ale te pnącza stawały się coraz silniejsze, wzmacniane bliskością anomalii, więc Diffindo nawet nie drasnęło pędu, będącego wytworem czarnej magii. Gdyby nie to, że Gabriel najwyraźniej zdążył, macka niewątpliwie zaraz by ją ukąsiła. Ale nagle zaczęła słabnąć i więdnąć, co sprawiło, że uwięzieni aurorzy odzyskali możliwość poruszania się. Otwarciu uległy również wrota i już nic nie zagradzało im dalszej drogi w nieznane. Czarnomagiczna moc stała się jeszcze bardziej odczuwalna, potężniejsza niż wszystko, co kiedykolwiek miała okazję widzieć, a przecież widziała niejedną anomalię. Żadna jednak nie dorównywała tej, niosącej ze sobą ogromną, odrażającą i najbardziej plugawą moc. I to właśnie tam musieli się teraz udać, prowadząc ze sobą Piersa.
Anomalia jednak nie była bezbronna i najwyraźniej nie zamierzała pozwolić im zbyt łatwo się zbliżyć. Nagle ziemia pod ich stopami zaczęła się trząść i w końcu pękać, kruszył się także sufit, grożąc zawaleniem się na ich głowy. Wiedziała, że nie mogli tu zostać i mogli jedynie wycofać się lub iść na przód. Tak naprawdę opcja była jedna – musieli iść na przód, do anomalii, by ocalić świat.
W ślad za Samuelem rzuciła się w kierunku przejścia. Już nic jej nie trzymało, więc ruszyła do przodu, osłaniając głowę przed lecącymi z góry gruzami. Pamiętała o Tonksie – jednak auror musiał poradzić sobie sam. Skoro Artur, wydawałoby się, że już stracony, zdołał do nich wrócić, Tonks też da radę, pragnęła w to wierzyć. Nie mogli na niego czekać, jeśli chcieli doprowadzić chłopca do anomalii we względnie dobrym stanie. To było ich misją.
Ruszyła tuż za Samuelem, zamierzając być obok, gdyby potrzebował pomocy z Piersem. Zachowywała czujność, a w dłoni trzymała różdżkę, mając nadzieję, że w kluczowym momencie magia już jej nie zawiedzie. Zadanie musiało zostać wykonane.
Anomalia jednak nie była bezbronna i najwyraźniej nie zamierzała pozwolić im zbyt łatwo się zbliżyć. Nagle ziemia pod ich stopami zaczęła się trząść i w końcu pękać, kruszył się także sufit, grożąc zawaleniem się na ich głowy. Wiedziała, że nie mogli tu zostać i mogli jedynie wycofać się lub iść na przód. Tak naprawdę opcja była jedna – musieli iść na przód, do anomalii, by ocalić świat.
W ślad za Samuelem rzuciła się w kierunku przejścia. Już nic jej nie trzymało, więc ruszyła do przodu, osłaniając głowę przed lecącymi z góry gruzami. Pamiętała o Tonksie – jednak auror musiał poradzić sobie sam. Skoro Artur, wydawałoby się, że już stracony, zdołał do nich wrócić, Tonks też da radę, pragnęła w to wierzyć. Nie mogli na niego czekać, jeśli chcieli doprowadzić chłopca do anomalii we względnie dobrym stanie. To było ich misją.
Ruszyła tuż za Samuelem, zamierzając być obok, gdyby potrzebował pomocy z Piersem. Zachowywała czujność, a w dłoni trzymała różdżkę, mając nadzieję, że w kluczowym momencie magia już jej nie zawiedzie. Zadanie musiało zostać wykonane.
Never fear
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
shadows, for
shadows only
mean there is
a light shining
somewhere near by.
Będąc dzieckiem, nieświadomym jeszcze istnienia czarów, marzyła o niezwykłych przygodach, pełnych magii i niebezpieczeństw, ale fascynujących i powinna była chyba uważać tego, czego sobie życzy. Rzeczywistość zupełnie rozminęła się z fantazjami, była przerażająca i mrożąca krew żyłach. Świat wokól jął się chaotycznie rozciągać, to znów kurczyć, rozbuchana energia mąciła obraz przed oczyma Maxine, która starała się zachować zimną krew. Świeca, jaką chciała zapalić, zapłonęła i zgodnie z obawą powstało kolejne pękniecie, tym razem w piersi dorosłego strażnika i popłynęła z niego krew. Czy było już za późno, by go ocalić?
Przeniosła spojrzenie na rzeźbę Herewarda, ona także pękała i spłynęła krew, a serce Maxine zamarlo na chwilę. Stracili go? Bezpowrotnie? Wstrzymała oddech, nie chcąc pozwolić myślom się rozproszyć, bo wiedziała, że wtedy zginie - i zginą inni, a wciąż nie wykonali powierzonego im zadania. Musieli przeć na przód, choćby nie wiadomo co. Gdy zapłonęły wszystkie świece, czwórka kamiennych dzieci, stała się znowu sobą, ale zaledwie na kilka chwil, nie zdążyła nawet ruszyć w ich kierunku. Uniosły się do góry pod postacią błękitnej mgiełki.
Noc dobiegała końca, ale dla nich to wcale nie był jeszcze koniec.
Pozostałe rzeźby skruszyły się w drobny mak, skały także się kruszyły, zniszczeniu ulegało wszystko wokół, pozostały jedynie schody, prowadzące w górę, w nieznane - i zakrwawiona Julia, łkająca, że nie chce tam iść. Maxine otwierała już usta, by coś powiedzieć, Marcella jednak przejęła pałeczkę, próbując przekonać dziewczynkę do ruszenia do przodu. Blondynka kiwnęła głową Tonks i ruszyła do przodu, czując jednak jak ta łapie ją koszulę, sama sięgnęła ręką by odsłonić obtłuczenia. - Dziękuję - powiedziała głucho, poprawiając ubranie, gdy Gwardzistka rzuciła zaklęcie. Zaczęła się wspinać po schodach za innymi, uniosła też różdżkę z zamiarem wzmocnienia wszystkich swych sojuszników. - Magicus Extremos!
Przeniosła spojrzenie na rzeźbę Herewarda, ona także pękała i spłynęła krew, a serce Maxine zamarlo na chwilę. Stracili go? Bezpowrotnie? Wstrzymała oddech, nie chcąc pozwolić myślom się rozproszyć, bo wiedziała, że wtedy zginie - i zginą inni, a wciąż nie wykonali powierzonego im zadania. Musieli przeć na przód, choćby nie wiadomo co. Gdy zapłonęły wszystkie świece, czwórka kamiennych dzieci, stała się znowu sobą, ale zaledwie na kilka chwil, nie zdążyła nawet ruszyć w ich kierunku. Uniosły się do góry pod postacią błękitnej mgiełki.
Noc dobiegała końca, ale dla nich to wcale nie był jeszcze koniec.
Pozostałe rzeźby skruszyły się w drobny mak, skały także się kruszyły, zniszczeniu ulegało wszystko wokół, pozostały jedynie schody, prowadzące w górę, w nieznane - i zakrwawiona Julia, łkająca, że nie chce tam iść. Maxine otwierała już usta, by coś powiedzieć, Marcella jednak przejęła pałeczkę, próbując przekonać dziewczynkę do ruszenia do przodu. Blondynka kiwnęła głową Tonks i ruszyła do przodu, czując jednak jak ta łapie ją koszulę, sama sięgnęła ręką by odsłonić obtłuczenia. - Dziękuję - powiedziała głucho, poprawiając ubranie, gdy Gwardzistka rzuciła zaklęcie. Zaczęła się wspinać po schodach za innymi, uniosła też różdżkę z zamiarem wzmocnienia wszystkich swych sojuszników. - Magicus Extremos!
That girl with pearls in her hair
is she real or just made of air?
The member 'Maxine Desmond' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Naturalnie, że się nie udało. Jakże mogłoby. Niewiele magii opuszcza moją różdżkę, a na dodatek te przeklęte pnącza wcale nie odpuszczają. Tym razem nie jestem zwinny na tyle, żeby uskoczyć tym przeklętym gałęziom. Czuję, jak boleśnie oplatają moje ciało mknąc wyżej i wyżej. Niech to szlag. Próbuję wierzgać, kopać i się nie poddawać, ale to wszystko na nic, jak zawsze. Właściwie dociera do mnie, że chyba muszę je rozwalić za pomocą magii albo coś, ale cóż. Jej plugawy odłam nie odpuszcza, raz po raz wypełniając pomieszczenie. Nie wiem już jak z tym walczyć.
Dobrze, że Tonks ma głowę na karku. To prawdopodobnie dzięki niemu te cholerstwa zaczęły niszczeć, kruszyć i w ogóle odpadać z mojego cudownego ciała. Oddycham niejako z ulgą, bo nagle okazuje się, że już nie muszę myśleć o tym jak to powstrzymać. Ekstra.
Szkoda, że cała reszta nie jest już taka super. Bo nagle okazuje się, że podejrzane drzwi stają otworem, a całe zło świata koncentruje się właśnie na nas. Szlag, to wszystko oznacza, ni mniej, ni więcej, że to tam mamy zmierzać. Do środka anomalii. Ugh, wolałbym tego uniknąć, ale cóż, tak jakby cała misja opiera się właśnie na tym. Więc, no, nie, nie ma innego zakończenia, Lupin. Zresztą pospiesz się, bo tak jakby wszystko dookoła się trzęsie, pęka, niszczeje. Jeszcze chwila i zginiesz mało bohatersko przygnieciony przez kamienie albo spadając szybko na sam dół w jednej ze szczelin. To nie jest ani trochę dobry plan.
Więc biegnę zgodnie z instrukcją Sama, rzucając się z całą resztą w korytarz mający doprowadzić nas do celu. Fantastycznie, to, czego potrzebuję. Muszę być mimo wszystko ostrożny, żeby się o coś nie potknąć i tak dalej, więc trzymam w dłoni różdżkę i rozglądam się na tyle, na ile moje oko mi na to pozwala. Rany, Ida będzie wkurzona. Jeśli wyjdę stąd żywy, muszę wymyślić jakąś bajkę dla mojej kondycji.
Dobrze, że Tonks ma głowę na karku. To prawdopodobnie dzięki niemu te cholerstwa zaczęły niszczeć, kruszyć i w ogóle odpadać z mojego cudownego ciała. Oddycham niejako z ulgą, bo nagle okazuje się, że już nie muszę myśleć o tym jak to powstrzymać. Ekstra.
Szkoda, że cała reszta nie jest już taka super. Bo nagle okazuje się, że podejrzane drzwi stają otworem, a całe zło świata koncentruje się właśnie na nas. Szlag, to wszystko oznacza, ni mniej, ni więcej, że to tam mamy zmierzać. Do środka anomalii. Ugh, wolałbym tego uniknąć, ale cóż, tak jakby cała misja opiera się właśnie na tym. Więc, no, nie, nie ma innego zakończenia, Lupin. Zresztą pospiesz się, bo tak jakby wszystko dookoła się trzęsie, pęka, niszczeje. Jeszcze chwila i zginiesz mało bohatersko przygnieciony przez kamienie albo spadając szybko na sam dół w jednej ze szczelin. To nie jest ani trochę dobry plan.
Więc biegnę zgodnie z instrukcją Sama, rzucając się z całą resztą w korytarz mający doprowadzić nas do celu. Fantastycznie, to, czego potrzebuję. Muszę być mimo wszystko ostrożny, żeby się o coś nie potknąć i tak dalej, więc trzymam w dłoni różdżkę i rozglądam się na tyle, na ile moje oko mi na to pozwala. Rany, Ida będzie wkurzona. Jeśli wyjdę stąd żywy, muszę wymyślić jakąś bajkę dla mojej kondycji.
I don't know
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
how to deal with serious emotions
without turning them
into a fucking joke
Randall Lupin
Zawód : były policjant, kurs aurorski zawieszony
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
Don't get attached.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Nieaktywni
Za pomocą magii stworzyła bukiet, który delikatnie ułożyła przed posągiem chłopca. W myślach odnajdywała smutek, jaki mógł towarzyszyć tej ponurej scenie. Scenie odgrywanej przez rzeźby najmłodszych z ludzi - co przerażało po stokroć bardziej niż śmierć dorosłych. Wojna zbierała swoje żniwo; to przez nie znajdowali się w tym miejscu. To przez nie musieli ciągnąć bezbronne dzieci do serca anomalii. Ria wzdrygnęła się na przypomnienie tego, po co tu przybyli. Aczkolwiek brakowało czasu - świece rozpaliły się jasnym płomieniem, podobnie zresztą jak suche gałęzie dookoła nich. To musiała być wina wypaczenia magii, z pewnością. Świat dookoła pękał w szwach, ziemia drżała pod stopami, musieli działać. Bren wciąż próbował wyważyć drzwi, dzieci… dzieci nagle zniknęły, rozpływając się w powietrzu. Figury dorosłych zaczęły się rozpadać, krwawić? Weasley zamrugała nieprzytomnie, wkrótce jednak odrywając wzrok od makabrycznego widoku – skupiła się na otwierających się drzwiach, z kolei rzeczywistość nie przestawała autodestrukcji. Musieli stąd uciekać, jak najprędzej.
Dostrzegła, że większość grupy zaczęła biec w stronę schodów. Rhiannon poprawiła uchwyt na różdżce i miotle, po czym ostrożnie podążyła za resztą. Była beznadziejna w przemowach, nie zdołałaby przekonać do siebie wystraszonej, zakrwawionej Julii. Dobrze, że była z nimi Marcella. Choć ta wiedza nie do końca ukoiła nerwy rudowłosej, to kobieta postanowiła nie bać się już więcej. Stawiała szybkie, uważne kroki, usiłując nie zostać w tyle. Zresztą, tam najprawdopodobniej był jej kuzyn, jak zawsze na straży bezpieczeństwa innych. Przy czym starała się ignorować zaciskanie żołądka, które towarzyszyło wiedzy - wiedzy, że znajdowali się coraz bliżej celu ich misji. Moc, z jaką musieli walczyć, była przerażająca. Potężna. Niszczycielska. Mogli widzieć się już po raz ostatni w życiu. Mimo to musieli walczyć, dla dobra świata. To przeświadczenie pozwalało Rii trzymać emocje w ryzach oraz tłamsić wszelkie wątpliwości. Nie było na nie miejsca.
Dostrzegła, że większość grupy zaczęła biec w stronę schodów. Rhiannon poprawiła uchwyt na różdżce i miotle, po czym ostrożnie podążyła za resztą. Była beznadziejna w przemowach, nie zdołałaby przekonać do siebie wystraszonej, zakrwawionej Julii. Dobrze, że była z nimi Marcella. Choć ta wiedza nie do końca ukoiła nerwy rudowłosej, to kobieta postanowiła nie bać się już więcej. Stawiała szybkie, uważne kroki, usiłując nie zostać w tyle. Zresztą, tam najprawdopodobniej był jej kuzyn, jak zawsze na straży bezpieczeństwa innych. Przy czym starała się ignorować zaciskanie żołądka, które towarzyszyło wiedzy - wiedzy, że znajdowali się coraz bliżej celu ich misji. Moc, z jaką musieli walczyć, była przerażająca. Potężna. Niszczycielska. Mogli widzieć się już po raz ostatni w życiu. Mimo to musieli walczyć, dla dobra świata. To przeświadczenie pozwalało Rii trzymać emocje w ryzach oraz tłamsić wszelkie wątpliwości. Nie było na nie miejsca.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
Musieliśmy ruszać, wszystko waliło się wokół nas. Ruszyłem w ślad za Samem, w końcu dowodził moją grupą. Trzymałem się obok Sophii, oboje byliśmy w pogotowiu, gdyby potrzebował pomocy z Piersem.
Każdy krok dzielił nas od śmierci pod gruzem, nie miałem ochoty sprawdzać jak bardzo jest realny. Przeszliśmy przez przez wrota, wprost w ciemność. Znów spróbowałem rozświetlić mrok swoim patronusem, chociaż już opuszczały mnie w tym względzie nadzieje. Chyba w takim miejscu potrzeba znacznie czystszego serca niż moje, żeby przywołać coś tak pięknego.
- Expecto Patronum - rzuciłem, zbierając resztki moje woli.
Niezależnie od rezultatu, kroczyłem wraz z moją grupą.
Każdy krok dzielił nas od śmierci pod gruzem, nie miałem ochoty sprawdzać jak bardzo jest realny. Przeszliśmy przez przez wrota, wprost w ciemność. Znów spróbowałem rozświetlić mrok swoim patronusem, chociaż już opuszczały mnie w tym względzie nadzieje. Chyba w takim miejscu potrzeba znacznie czystszego serca niż moje, żeby przywołać coś tak pięknego.
- Expecto Patronum - rzuciłem, zbierając resztki moje woli.
Niezależnie od rezultatu, kroczyłem wraz z moją grupą.
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Artur Longbottom' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 22
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Przecież wiedział. Instynktownie wiedział, że to się tak skończy - aby Wyspa Rzeźb stała się kompletna, musieli zniszczyć trójkę dorosłych, w tym Herewarda. Drugi gwardzista padł. Jego różka zatrzymała się w pół ruchu, powstrzymał się od ciśnięcia kolejnego zaklęcia; zamiast tego - próbował uspokoić rytm serca i zatrzymać galopujące myśli, nie mógł zawrócić nurtu rzeki. Nie zmieni tego, co się wydarzyło. Nieważne, jak mocno będzie próbował. I nieważne, że pod kamieniem równie dobrze mógł stać on, Julia lub Ria. Wrócił się ku rzeźbom, zamykając dłonią porywany wiatrem piasek i zatrzymał kilka ziaren, wrzucając je do skórzanej sakwy. Tylko tyle będzie mógł dać Eileen, kiedy wrócą - ale to wciąż było więcej niż nic. Piasek grzebał trójkę ludzi, ale Hereward nigdy nie miałby nic przeciwko zbiorowej mogile, gdyby wiedział, że leżący przy nim ludzie byli szlachetni. I była w nim krew, również należąca do Herewarda: jedyna prawdziwa cząstka jego, która wciąż istniała. Kątem oka dostrzegł Julię, na której na dłużej zatrzymał spojrzenie. Nawet nie wiedział, co mógłby jej powiedzieć. Pocieszyć, powiedzieć nie martw się? Bez niej ta wyprawa nie mogła się udać, zdecydowali się zmusić ją do poświęcenia. I zdecydowali się uchronić ją przed nieuchronnym, poświęcając coś znacznie cenniejszego, ale mniej niewinnego.
Tak być musiało.
Bez przekonania wyruszył wraz z pozostałymi, pozostając czujnym i bacznie oglądając się wokół.
Tak być musiało.
Bez przekonania wyruszył wraz z pozostałymi, pozostając czujnym i bacznie oglądając się wokół.
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Benjamin, Alexander, Frederick, Bertie, Jackie, Lucinda, Susanne zanurzyli się w ciemnościach wraz z Emmą; zdawało się, że z kroku na krok w dziewczynce budziło się coraz więcej obaw, ale była tak dzielna, jak dzielne może być dziecko w jej wieku. Alexander przywołał świetlistego kruka, by ten uleczył Lucndę - czarownica poczuła, jak patronus przenika w jej ciało, dodając jej sił. Susanne sięgnęła po białą magię, by za jej potęgą wzmocnić swoich towarzyszy. Przejście przez białą kotarę dawało złudne poczucie bezpieczeństwa, moment później zewsząd otoczyła was ciemność zmieszana z chłodem ścian i dusznością powietrza. Błysk za waszymi plecami zniknął, coś chciało odciąć was od drogi ucieczki.
Lucan, Brendan, Justine, Marcella, Kieran, Maxine i Ria ruszyli schodami wraz z Julią, dziewczynka wtuliła się w ramię Marcelli, oglądając się za siebie, na boki i w końcu poruszając się wraz z Zakonnikami. Oddychała ciężko. Kieran wypił eliksir, który pozwolił mu rozjaśnić umysł - uspokoić i skoncentrować chaotyczne myśli, Justine zaleczyła rany Maxine. Czarownica wzmocniła swoich towarzyszy białą magią - dzięki wzmocnieniu zyskanemu przez Kierana i Rię była do tego zdolna. Schodziliście schodami, w dół, ku nieznanemu, coraz mocniej wyczuwając uderzającą z podziemi moc: czarną, obrzydliwą, zepsutą. Przerażającą bardziej, niż cokolwiek, co dotąd znaliście. Po chwili schody za wami zaczęły się kruszyć, zmuszając was, byście przyśpieszyli kroku - i wypadli na korytarz ciągnący się pomiędzy celami Azkabanu.
Samuel, Anthony, Randall, Sophia i Artur, pozostawiając w tyle Gabriela, zanurzyli się w ciemnościach. Samuel przywołał patronusa, który potruchtał przez ciemności, nie rozganiając jednak przedziwnych mroków - i ginąc gdzieś w ich krańcu. Artur usiłował go wspomóc - bezskutecznie, wszechogarniający mrok uniemożliwiał mu skupienie się na tym, co pozytywne. Jessa dotarła do rozpadającej się komnaty i dzięki nadzwyczajnemu refleksowi - wzmocnionemu odpowiednim eliksirem - zdołała dogonić pozostałych, unikając walącego się stropu. Korytarz za wami zapadł się, odcinając drogę ucieczki, a Piers nie miał innego wyjścia, jak nie oponować dłużej przed dalszą drogą.
WSZYSCY
Im głębiej zanurzaliście się w mroczny korytarz otchłani, tym bardziej przerażającą zdawała się przestrzeń - czarna magia nagromadzona wokół was zdawała się tak wyczuwalna, że niemal namacalna. Najbardziej doświadczeni pośród was aurorzy nie mieli nigdy do czynienia z czymś tak potężnym: a jednak zjawisko potrafili rozpoznać wszyscy. Z każdym kolejnym krokiem czuliście, jak kamienna posadzka drżała pod wpływem nagromadzonej mocy, z sufitu sypał się pył i gruz, powietrze zdawało się coraz bardziej duszne, zapach zgniły i mdlący, bardziej, niż rozkładające się zwłoki, a przestrzeń wokół stawała się coraz zimniejsza. Nawet ciemność wydawała się być tutaj inna - zlewała się z przestrzenią, pożerała ją, sunąc mackami czarnych cieni ku wam, nie potrafiąc was jednak uchwycić. Zbliżaliście się do źródła anomalii, anomalii-matki, której zniszczenie mogło wreszcie ocalić świat przed zgubą. Wiedzieliście, że moc anomalii musi zostać ukierunkowana w ciała trójki niewinnych, a jednak naznaczonych okrucieństwem dzieci - by zniszczyć to, co mają w środku i odejść na zawsze. Kluczem do ich ocalenia miał być kamień wskrzeszenia - z którym przez Azkaban miał przejść sam Harold Longbottom. Nie tylko - nieliczni znali sekret o większym poswięceniu przekazany im przez Bathildę Bagshot, zaklęty w dwóch amuletach, które na szyi wciąż mieli tak Benjamin, jak Samuel.
Lucinda i Jackie jako pierwsze spostrzegły z naprzeciwka truchtającego koziorożca Samuela - ledwie moment później rzucił się on w oczy pozostałych członków grupy, zaraz potem koziorożec pognał dalej i zaszedł drogę grupie prowadzonej przez Justine, nie pozostawiając wątpliwości co do osoby, która mogła go przywołać. Bliskość pozostałych Zakonników jedynie potwierdzały domysły - znaleźliście się już na miejscu.
Wszystkie trzy grupy wynurzyły się z trzech korytarzy zbiegających się w sześciokątnej komnacie. Światło rozganiające wreszcie straszliwe mroki biło z jej środka: Harold Longbottom, owinięty czarnym płaszczem, z zawziętością wypisaną na twarzy i zaciśniętymi zębami kierował różdżkę naprzeciw przedziwnego stworzenia; z niej sunęła fala potężnej białej mocy. Co uważniejsi mogli dostrzec, że w wolnej ręce ściskał szary kamień - to musiał być kamień wskrzeszenia, całkowicie pozbawiony jednak swojej mocy. Fala zderzała się z czarną kopułą, jaką otaczała się owa istota - przypominała nagą smukłą kobietę o rozwianych włosach, cała stworzona była jednak z rozmytego cienia. Anomalia-matka znajdowała się przed wami i nie zamierzała poddać się bez walki.
Światło rzucone przez magię Longbottoma nie tylko pozwoliło wam dostrzec siebie nawzajem, ale i przyjrzeć się przestrzeni wokół. Ściany pomiędzy odnogami korytarzy zajmowały cele, w większości zniszczone i przepalone czarną magią. W niektórych leżały kości - też czarne. Kamienie tutaj nosiły wyraźne ślady po potwornym zjawisku - było na nich wiele smolistych i krwawych śladów, jedne zaschnięte, inne śluzowate; w niektórych miejscach posadzkę pokrywało mięso, które zdawało się pulsować i żyć, obrastało przestrzeń jak mech lub pleśń. Anomalia przypominała organizm, który sycił się ponurą i złowieszczą aurą tego miejsca, zaanektowanego przez dementorów Azkabanu. Ale dziś: mogliście ją zniszczyć.
- Szybciej - Usłyszeliście zdecydowany głos Longbottoma - podniósł w górę rękę z kamieniem. Nie lśnił blaskiem. Nie dawał nadziei na to, że ocali kogokolwiek. - Dzieci muszą być bliżej. Rytuał - już. Kamień musi zyskać moc. Wszyscy, pomóżcie mi. Zniszczymy tę potworę, choćby nas miało wszystkich piekło pochłonąć. Skoncentrujcie się na swojej magii tak, jak uczyła was tego Bathilda - i uderzajcie w kopułę, dostaniemy się do niej.
Przez pomieszczenie przebił się wrzask, kobiecy, wysoki, przerażający; dudniący w uszach, dekoncentrujący, ogłuszający i przeraźliwy. Anomalia się bała.
I dzieci też się bały.
Jessa: 216/236 (15 - poparzenia, 5 - psychiczne)
Anthony: 208/249 (15 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte, 11 - rozszczepienie, zerwana skóra z lewej dłoni), kara -5
Sophia: 174/244 (35 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte, 10 - osłabienie, 10 - szarpane); kara: -10
Randall: 167/232 (60 - tłuczone, 5 - cięte); -10; -15 do zaklęć wymagających u]celowania ( złamany oczodół, wylew krwi do oka)
Samuel: 183/266 (10 - tłuczone, 5 - cięte, 38 - szarpane, 15 - tłuczone, 15 - poparzenia,); kara: -15
Artur: 162/242 (30 - tłuczone, 35 - szarpane, 15 - zatrucia); kara: -15
Justine: 215/240 (20 - odmrożenia, 5 - psychiczne)
Brendan: 315/380 (15 -elektryczne, 10 - psychiczne, 10 - tłuczone, 30 - szarpane); kara -5
Kieran: 199/244 (15 - elektryczne, 20 - tłuczone, 10 - cięte - utrata ucha); kara -5
Lucan: 192/232 (40 - psychiczne); kara -5
Maxine: 169/215 (4 - elektryczne, 27 - tłuczone, 15 - psychiczne); kara -10
Ria: 220/220
Marcella: 218/250 (22 - psychiczne,10 - odmrożenia); kara -5
Benjamin 295/370 [15(elektryczne), 30(psychiczne), 15(tłuczone) (+max. 59); -10
Frederick 140/270 [15(elektryczne) 30(psychiczne), 35(psychiczne), 30(zatrucie-osłabienie), 15(tłuczone)]; -20
Alexander 90/220 [30(psychiczne), 35(psychiczne), 50(tłuczone) 15(tłuczone) ]; -30
Bertie 155/220 [15(elektryczne), 35(psychiczne) 15(tłuczone)]; -15
Lucinda 181/181
Jackie 211/211
Susanne 130/230 [30(psychiczne), 35(psychiczne), 20 (tłuczone) 15(tłuczone); kara -20
Samuel wykorzystana moc Zakonu 2/5
Justine wykorzystana moc Zakonu 2/4
Brendan wykorzystana moc Zakonu 1/4
Benjamin wykorzystana moc Zakonu 3/4
Frederick wykorzystana moc Zakonu 3/4
Alexander wykorzystana moc Zakonu 2/3
Bertie wykorzystana moc Zakonu 2/2
Veritas Claro (Brendan) 5/5
Magicus Extremos (Lucan, Brendan, Justine, Marcella, Ria, Maxine) +15 3/3
Magicus Extremos (Lucan, Brendan, Justine, Marcella, Kieran, Maxine) +13 3/3
Magicus Extremos (Benjamin, Alexander, Frederick, Bertie, Jackie, Lucinda) +10 1/3
Magicus Extremos (Lucan, Brendan, Justine, Marcella, Ria, Kieran) +15 1/3
Eliksir kociej zwinności - Jessa - 5/5
Eliksir czyścioszek - Benjamin - 6/10
Na odpis macie 72 godziny.
Lucan, Brendan, Justine, Marcella, Kieran, Maxine i Ria ruszyli schodami wraz z Julią, dziewczynka wtuliła się w ramię Marcelli, oglądając się za siebie, na boki i w końcu poruszając się wraz z Zakonnikami. Oddychała ciężko. Kieran wypił eliksir, który pozwolił mu rozjaśnić umysł - uspokoić i skoncentrować chaotyczne myśli, Justine zaleczyła rany Maxine. Czarownica wzmocniła swoich towarzyszy białą magią - dzięki wzmocnieniu zyskanemu przez Kierana i Rię była do tego zdolna. Schodziliście schodami, w dół, ku nieznanemu, coraz mocniej wyczuwając uderzającą z podziemi moc: czarną, obrzydliwą, zepsutą. Przerażającą bardziej, niż cokolwiek, co dotąd znaliście. Po chwili schody za wami zaczęły się kruszyć, zmuszając was, byście przyśpieszyli kroku - i wypadli na korytarz ciągnący się pomiędzy celami Azkabanu.
Samuel, Anthony, Randall, Sophia i Artur, pozostawiając w tyle Gabriela, zanurzyli się w ciemnościach. Samuel przywołał patronusa, który potruchtał przez ciemności, nie rozganiając jednak przedziwnych mroków - i ginąc gdzieś w ich krańcu. Artur usiłował go wspomóc - bezskutecznie, wszechogarniający mrok uniemożliwiał mu skupienie się na tym, co pozytywne. Jessa dotarła do rozpadającej się komnaty i dzięki nadzwyczajnemu refleksowi - wzmocnionemu odpowiednim eliksirem - zdołała dogonić pozostałych, unikając walącego się stropu. Korytarz za wami zapadł się, odcinając drogę ucieczki, a Piers nie miał innego wyjścia, jak nie oponować dłużej przed dalszą drogą.
WSZYSCY
Im głębiej zanurzaliście się w mroczny korytarz otchłani, tym bardziej przerażającą zdawała się przestrzeń - czarna magia nagromadzona wokół was zdawała się tak wyczuwalna, że niemal namacalna. Najbardziej doświadczeni pośród was aurorzy nie mieli nigdy do czynienia z czymś tak potężnym: a jednak zjawisko potrafili rozpoznać wszyscy. Z każdym kolejnym krokiem czuliście, jak kamienna posadzka drżała pod wpływem nagromadzonej mocy, z sufitu sypał się pył i gruz, powietrze zdawało się coraz bardziej duszne, zapach zgniły i mdlący, bardziej, niż rozkładające się zwłoki, a przestrzeń wokół stawała się coraz zimniejsza. Nawet ciemność wydawała się być tutaj inna - zlewała się z przestrzenią, pożerała ją, sunąc mackami czarnych cieni ku wam, nie potrafiąc was jednak uchwycić. Zbliżaliście się do źródła anomalii, anomalii-matki, której zniszczenie mogło wreszcie ocalić świat przed zgubą. Wiedzieliście, że moc anomalii musi zostać ukierunkowana w ciała trójki niewinnych, a jednak naznaczonych okrucieństwem dzieci - by zniszczyć to, co mają w środku i odejść na zawsze. Kluczem do ich ocalenia miał być kamień wskrzeszenia - z którym przez Azkaban miał przejść sam Harold Longbottom. Nie tylko - nieliczni znali sekret o większym poswięceniu przekazany im przez Bathildę Bagshot, zaklęty w dwóch amuletach, które na szyi wciąż mieli tak Benjamin, jak Samuel.
Lucinda i Jackie jako pierwsze spostrzegły z naprzeciwka truchtającego koziorożca Samuela - ledwie moment później rzucił się on w oczy pozostałych członków grupy, zaraz potem koziorożec pognał dalej i zaszedł drogę grupie prowadzonej przez Justine, nie pozostawiając wątpliwości co do osoby, która mogła go przywołać. Bliskość pozostałych Zakonników jedynie potwierdzały domysły - znaleźliście się już na miejscu.
Wszystkie trzy grupy wynurzyły się z trzech korytarzy zbiegających się w sześciokątnej komnacie. Światło rozganiające wreszcie straszliwe mroki biło z jej środka: Harold Longbottom, owinięty czarnym płaszczem, z zawziętością wypisaną na twarzy i zaciśniętymi zębami kierował różdżkę naprzeciw przedziwnego stworzenia; z niej sunęła fala potężnej białej mocy. Co uważniejsi mogli dostrzec, że w wolnej ręce ściskał szary kamień - to musiał być kamień wskrzeszenia, całkowicie pozbawiony jednak swojej mocy. Fala zderzała się z czarną kopułą, jaką otaczała się owa istota - przypominała nagą smukłą kobietę o rozwianych włosach, cała stworzona była jednak z rozmytego cienia. Anomalia-matka znajdowała się przed wami i nie zamierzała poddać się bez walki.
Światło rzucone przez magię Longbottoma nie tylko pozwoliło wam dostrzec siebie nawzajem, ale i przyjrzeć się przestrzeni wokół. Ściany pomiędzy odnogami korytarzy zajmowały cele, w większości zniszczone i przepalone czarną magią. W niektórych leżały kości - też czarne. Kamienie tutaj nosiły wyraźne ślady po potwornym zjawisku - było na nich wiele smolistych i krwawych śladów, jedne zaschnięte, inne śluzowate; w niektórych miejscach posadzkę pokrywało mięso, które zdawało się pulsować i żyć, obrastało przestrzeń jak mech lub pleśń. Anomalia przypominała organizm, który sycił się ponurą i złowieszczą aurą tego miejsca, zaanektowanego przez dementorów Azkabanu. Ale dziś: mogliście ją zniszczyć.
- Szybciej - Usłyszeliście zdecydowany głos Longbottoma - podniósł w górę rękę z kamieniem. Nie lśnił blaskiem. Nie dawał nadziei na to, że ocali kogokolwiek. - Dzieci muszą być bliżej. Rytuał - już. Kamień musi zyskać moc. Wszyscy, pomóżcie mi. Zniszczymy tę potworę, choćby nas miało wszystkich piekło pochłonąć. Skoncentrujcie się na swojej magii tak, jak uczyła was tego Bathilda - i uderzajcie w kopułę, dostaniemy się do niej.
Przez pomieszczenie przebił się wrzask, kobiecy, wysoki, przerażający; dudniący w uszach, dekoncentrujący, ogłuszający i przeraźliwy. Anomalia się bała.
I dzieci też się bały.
Jessa: 216/236 (15 - poparzenia, 5 - psychiczne)
Anthony: 208/249 (15 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte, 11 - rozszczepienie, zerwana skóra z lewej dłoni), kara -5
Sophia: 174/244 (35 - poparzenia, 10 - tłuczone, 5 - cięte, 10 - osłabienie, 10 - szarpane); kara: -10
Randall: 167/232 (60 - tłuczone, 5 - cięte); -10; -15 do zaklęć wymagających u]celowania ( złamany oczodół, wylew krwi do oka)
Samuel: 183/266 (10 - tłuczone, 5 - cięte, 38 - szarpane, 15 - tłuczone, 15 - poparzenia,); kara: -15
Artur: 162/242 (30 - tłuczone, 35 - szarpane, 15 - zatrucia); kara: -15
Justine: 215/240 (20 - odmrożenia, 5 - psychiczne)
Brendan: 315/380 (15 -elektryczne, 10 - psychiczne, 10 - tłuczone, 30 - szarpane); kara -5
Kieran: 199/244 (15 - elektryczne, 20 - tłuczone, 10 - cięte - utrata ucha); kara -5
Lucan: 192/232 (40 - psychiczne); kara -5
Maxine: 169/215 (4 - elektryczne, 27 - tłuczone, 15 - psychiczne); kara -10
Ria: 220/220
Marcella: 218/250 (22 - psychiczne,10 - odmrożenia); kara -5
Benjamin 295/370 [15(elektryczne), 30(psychiczne), 15(tłuczone) (+max. 59); -10
Frederick 140/270 [15(elektryczne) 30(psychiczne), 35(psychiczne), 30(zatrucie-osłabienie), 15(tłuczone)]; -20
Alexander 90/220 [30(psychiczne), 35(psychiczne), 50(tłuczone) 15(tłuczone) ]; -30
Bertie 155/220 [15(elektryczne), 35(psychiczne) 15(tłuczone)]; -15
Lucinda 181/181
Jackie 211/211
Susanne 130/230 [30(psychiczne), 35(psychiczne), 20 (tłuczone) 15(tłuczone); kara -20
Samuel wykorzystana moc Zakonu 2/5
Justine wykorzystana moc Zakonu 2/4
Brendan wykorzystana moc Zakonu 1/4
Benjamin wykorzystana moc Zakonu 3/4
Frederick wykorzystana moc Zakonu 3/4
Alexander wykorzystana moc Zakonu 2/3
Bertie wykorzystana moc Zakonu 2/2
Veritas Claro (Brendan) 5/5
Magicus Extremos (Lucan, Brendan, Justine, Marcella, Ria, Maxine) +15 3/3
Magicus Extremos (Lucan, Brendan, Justine, Marcella, Kieran, Maxine) +13 3/3
Magicus Extremos (Benjamin, Alexander, Frederick, Bertie, Jackie, Lucinda) +10 1/3
Magicus Extremos (Lucan, Brendan, Justine, Marcella, Ria, Kieran) +15 1/3
Eliksir kociej zwinności - Jessa - 5/5
Eliksir czyścioszek - Benjamin - 6/10
Na odpis macie 72 godziny.
Była na skraju wyczerpania, kiedy patronus Bena sięgnął jej ciała. Przypływ mocy był tak nagły, że musiała przytrzymać się ściany obok której przechodziła. Skóra ściągnęła się, rany do końca zabliźniały, w głowie pojaśniało – przed oczami również, a zaraz potem pojawił się czarno-biały śnieg, mroczki, które jednak szybko przeszły. Zamrugała kilkukrotnie, oddychając głęboko. Serce nagle przyspieszyło, chcąc nadążyć za płynącą wartkim strumieniem krwią. Nie miała jednak czasu na odpoczynek, musieli iść dalej, za błękitną ścianą czekała na nich dalsza część ich drogi. Przytrzymała się ramienia Bena, mocniejszym uściskiem dziękując mu za okazaną pomoc, jednocześnie prosząc o wsparcie, gdy pokonywała kolejne kroki. Mięśnie się wzmocniły – puściła go, jak tylko błysnęły po drugiej stronie pierwsze lekkie przebłyski kolorów. I patronus. Jego kształt dotarł do niej szybko, ale coś w niej zadrżało, zaraz zastygając, gdy srebrna mgła rozwiała się w zimnym powietrzu Azkabanu. Usta rozchyliły się mimowolnie, gdy zobaczyła Justine. Zrobiła krok w kierunku ich grupy, rozglądając się dalej – Bren. Utkwiła w nim spojrzenie, przełykając ślinę, wzrokiem badając jego stan. Byli cali i zdrowi. Na pewno dorobili się ran w czasie wędrówki przez ruiny, ale żyli. Jeden moment później pojawiła się grupa, w której zobaczyła ojca. Żył, był cały. Ale czy mogła odetchnąć? Przebiegając wzrokiem po pozostałych sylwetkach zdawało jej się, że było ich… mniej. Mniej niż na początku. Nie było jednak czasu, by dochodzić do matematycznych wniosków. Aura, która ich otaczała, była przygniatająca. Jackie czuła niemal fizyczny ciężar na swoich ramionach. Wydawało jej się, że przykleja się do odsłoniętych partii skóry, do jej okrwawionej dłoni jak ciepły deszcz, ciężkie, letnie powietrze. Była zimna, stalowa, surowa. Przez tyle miesięcy nie potrafili sobie z tym poradzić, dlaczego więc miały to przeżywać dzieci? Ich kruche ciała były w stanie uleczyć tak wiele zła? Nie wyobrażała sobie tego. Wciąż nie chciała.
To, co widzieli wszyscy, było przerażające – zwłaszcza w obliczu tego, że śmierć za cały naród podejmą właśnie ci najmłodsi – a oni stanęli przed ostateczną próbą. Musieli pokonać Anomalię i razem z nią chaos zalegający na wyspach od tak dawna. Longbottom dotarł, dotarli i oni. Nie wszyscy, ale wciąż z mocą. Powstrzymać toczący się pod ich nogami koszmar, żywą tkankę, która mogła rozrosnąć się jeszcze bardziej. Musieli to powstrzymać. Teraz.
Ścisnęła mocniej różdżkę i uniosła ją, swoją moc kierując wprost na kopułę, która otaczała zjawę. Dokładnie tak jak przy leczeniu miejsc dotkniętych rozkołataną magią. Wzrokiem pochwyciła to, co były minister magii trzymał w dłoni. Dlaczego kamień zdawał się tak zimny? Martwy? To nie mogło się tutaj skończyć. Nie dla dzieci.
Zgarbiła się pod naporem wrzasku, skuliła ramiona, jakby chciała nakryć sobie nimi uszy. Cholera by to wzięła.
To, co widzieli wszyscy, było przerażające – zwłaszcza w obliczu tego, że śmierć za cały naród podejmą właśnie ci najmłodsi – a oni stanęli przed ostateczną próbą. Musieli pokonać Anomalię i razem z nią chaos zalegający na wyspach od tak dawna. Longbottom dotarł, dotarli i oni. Nie wszyscy, ale wciąż z mocą. Powstrzymać toczący się pod ich nogami koszmar, żywą tkankę, która mogła rozrosnąć się jeszcze bardziej. Musieli to powstrzymać. Teraz.
Ścisnęła mocniej różdżkę i uniosła ją, swoją moc kierując wprost na kopułę, która otaczała zjawę. Dokładnie tak jak przy leczeniu miejsc dotkniętych rozkołataną magią. Wzrokiem pochwyciła to, co były minister magii trzymał w dłoni. Dlaczego kamień zdawał się tak zimny? Martwy? To nie mogło się tutaj skończyć. Nie dla dzieci.
Zgarbiła się pod naporem wrzasku, skuliła ramiona, jakby chciała nakryć sobie nimi uszy. Cholera by to wzięła.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 11
'k100' : 11
Źródło
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda