Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Wyspa
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Wyspa
Na niewielkiej wysepce, otoczonej przez płytką, przetkniętą kamieniami rzeczkę, stoi sporych rozmiarów budynek, który kiedyś był domem dla niezdarnego alchemika, sądzącego, że może w pojedynkę zawojować świat. Nieprzerwanie eksperymentował z eliksirami, chcąc wynaleźć ten, który zapewnić miał mu nieśmiertelność. Niestety zły dobór składników spowodował ogromny wybuch, który nie tylko pozbawił go życia, ale także w znacznym stopniu uszkodził kamienną konstrukcję domu, czyniąc z niego ruinę. Słodki aromat wsiąknął w fundamenty i w ziemię, znacząc całą wyspę wonią bzu i rumianku.
Po latach na gruzach budynku rozrosła się bujna, barwna roślinność, która każdego wieczoru przyciąga w tę okolicę ogrom świetlików. Owady przysiadają na płatkach, oświetlając teren mlecznym blaskiem, a całości towarzyszy szemrząca w pobliżu rzeczka.
Po latach na gruzach budynku rozrosła się bujna, barwna roślinność, która każdego wieczoru przyciąga w tę okolicę ogrom świetlików. Owady przysiadają na płatkach, oświetlając teren mlecznym blaskiem, a całości towarzyszy szemrząca w pobliżu rzeczka.
Opuściła różdżkę i wetknęła ją za pasek. Dotarli do celu – jak jej się zdawało – teraz powinni zrobić to, po co przysłał ich tutaj pan minister. Cienista zasłona nie prezentowała się zbyt zachęcająco, a Primie nieustannie towarzyszyła przykra myśl, że pandemonium to się dopiero zacznie po odpaleniu świec. Mimo to – nie zamierzała zrezygnować. Nie kiedy dotarli już tak daleko…
– Zapalę swoją pierwsza – zwróciła się do towarzyszy i sięgnęła do przewieszonej przez tułów torby. Zabrzęczały zabezpieczone fiolki eliksirów, zaszeleściły podarte szmatki, którymi miała tamować krew jeśli magia zawiedzie, a po chwili wydobyła świecę i pióro feniksa.
– No to… – głos jej zadrżał, zdradził targające nią nerwy. Prima postąpiła krok do przodu, w stronę kaganka po prawej stronie. – …hop?
I przyłożyła pióro do knotu trzymanej kurczowo świecy.
|zapalam świecę i zaczynam imprezę
– Zapalę swoją pierwsza – zwróciła się do towarzyszy i sięgnęła do przewieszonej przez tułów torby. Zabrzęczały zabezpieczone fiolki eliksirów, zaszeleściły podarte szmatki, którymi miała tamować krew jeśli magia zawiedzie, a po chwili wydobyła świecę i pióro feniksa.
– No to… – głos jej zadrżał, zdradził targające nią nerwy. Prima postąpiła krok do przodu, w stronę kaganka po prawej stronie. – …hop?
I przyłożyła pióro do knotu trzymanej kurczowo świecy.
|zapalam świecę i zaczynam imprezę
świeć nam żywym, świeć umarłym
Wiedział, że będzie blisko – sam był świadkiem tego, jak szybko potrafiła poruszać się kelpia – ale chyba do samego końca nie zdawał sobie sprawy z tego, jak blisko. Wyskoczył z wody dosłownie w ostatniej chwili, czując na sobie naglący oddech śmierci, z całych sił podciągając się na brzeg ramionami, żeby wtargać za sobą poruszające się niezgrabnie nogi. Groźne kłapnięcie rozbrzmiało tuż za nim, nie chciał nawet wyobrażać sobie, co by się z nim stało, gdyby zęby bestii zacisnęły się na jego stopach. Obrócił się na plecy, dysząc ciężko, szaleńczy sprint w podwodnym jeziorze go zmęczył – w samą porę, żeby zobaczyć, jak kelpia zanurza się z powrotem pod ciemną powierzchnią wody. Czy na długo? Nie wiedział, ale nie miał zamiaru ryzykować, przeczuwając, że do północy musiało pozostać niewiele czasu. Podpierając się rękami, przesunął się dalej od krawędzi podwyższenia. Woda ciekła mu z włosów i ubrania, ale póki co było to jego najmniejsze zmartwienie.
– Wszystko w p-p-porządku – odpowiedział jednocześnie Neali i Primie. Starsza czarownica mówiła coś o kagankach, sugestia rozpalenia w nich świec brzmiała sensownie. – Nie traćmy czasu. Neala, weźmiesz moją świecę? – zapytał, sięgając do przytroczonej do pasa sakiewki, żeby ostrożnie wyciągnąć z niej świecę otrzymaną od Harolda Longbottoma. Wyciągnął ją w stronę siostry Brendana. – Zap-p-pal obie – cofnę zaklęcie i do was dołączę – wyjaśnił. Nie był pewien, jak długo zajmie mu odwrócenie transmutacji, mógł potrzebować kilku prób – a oni nie mogli czekać. Wisząca ponad stołem kurtyna wyglądała złowrogo, poza tym: coś mu mówiło, że cienista bestia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
| przekazuję świecę Neali
– Wszystko w p-p-porządku – odpowiedział jednocześnie Neali i Primie. Starsza czarownica mówiła coś o kagankach, sugestia rozpalenia w nich świec brzmiała sensownie. – Nie traćmy czasu. Neala, weźmiesz moją świecę? – zapytał, sięgając do przytroczonej do pasa sakiewki, żeby ostrożnie wyciągnąć z niej świecę otrzymaną od Harolda Longbottoma. Wyciągnął ją w stronę siostry Brendana. – Zap-p-pal obie – cofnę zaklęcie i do was dołączę – wyjaśnił. Nie był pewien, jak długo zajmie mu odwrócenie transmutacji, mógł potrzebować kilku prób – a oni nie mogli czekać. Wisząca ponad stołem kurtyna wyglądała złowrogo, poza tym: coś mu mówiło, że cienista bestia nie powiedziała jeszcze ostatniego słowa.
| przekazuję świecę Neali
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
Spojrzałam znad swojego miejsca na panią Primę, która mówiła, że zapali. Potrzebowałam chwili żeby załapać co właściwie zanim dotarło do mnie, że świecie wpatrywałam się w Williama czekając na odpowiedź czy cały w ogóle jest. Ale mówił, że był. Potaknęłam głową.
- To dobrze. - przyznałam, próbując się uśmiechnąć ale wyszło mi to tak średnio kiedy wzrok niepewnie wracał w stronę wody.
- Co…? - wróciłam do niego spojrzeniem. - Znaczy słucham? - poprawiłam się od razu, bo co było mało eleganckie. Zamrugałam kilka razy. Świecę? Spojrzałam na wyciągniętą w moją stronę świecę, a potem spojrzałam na twarz pana Williama? Ale chyba mówił poważnie i chyba miał rację. Nie powinniśmy marnować czasu. Dlatego wzięłam od niego tą świecę potakując głową z lekkim - albo bardzo wielkim zaklęciem. Dobrze. Niech będzie. Zapalmy je. Wróciłam w stronę tego stołu i tych kaganków, różdżkę wciskając w zęby - nie chciałam jej chować za bardzo. - sięgając do torby po swoją, którą wsadziłam w najbliższe miejsce odpalając, będąg gotową żeby pobiec i w ostatnie miejsce wsadzić tą trzecią i ją też odpalić i nie pozostawić pomiędzy odpaleniami zbyt długiej przerwy nie wiedząc w sumie, czy palić powinny się razem, czy po kolei.
| próbuje zapalić świecie swoją i Billa
- To dobrze. - przyznałam, próbując się uśmiechnąć ale wyszło mi to tak średnio kiedy wzrok niepewnie wracał w stronę wody.
- Co…? - wróciłam do niego spojrzeniem. - Znaczy słucham? - poprawiłam się od razu, bo co było mało eleganckie. Zamrugałam kilka razy. Świecę? Spojrzałam na wyciągniętą w moją stronę świecę, a potem spojrzałam na twarz pana Williama? Ale chyba mówił poważnie i chyba miał rację. Nie powinniśmy marnować czasu. Dlatego wzięłam od niego tą świecę potakując głową z lekkim - albo bardzo wielkim zaklęciem. Dobrze. Niech będzie. Zapalmy je. Wróciłam w stronę tego stołu i tych kaganków, różdżkę wciskając w zęby - nie chciałam jej chować za bardzo. - sięgając do torby po swoją, którą wsadziłam w najbliższe miejsce odpalając, będąg gotową żeby pobiec i w ostatnie miejsce wsadzić tą trzecią i ją też odpalić i nie pozostawić pomiędzy odpaleniami zbyt długiej przerwy nie wiedząc w sumie, czy palić powinny się razem, czy po kolei.
| próbuje zapalić świecie swoją i Billa
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
Prima osuszyła ubiór, dzięki czemu mogła na powrót cieszyć się swobodą ruchów. Wraz z Nealą znalazła się przy stole, wyraźnie przygotowanym pod jakowyś rytuał - przez kogo i dlaczego, nie mogły tego wiedzieć. Pośrodku dębowego stołu leżała otwarta księga, która na pierwszy rzut oka przypominała pamiętnik - miała daty wpisów, uzupełniana była atramentem i eleganckim pismem uczonego. Na stole dało się dostrzec też - pośród pomniejszych szpargałów, takich jak fiolki, atramenty, pióra, termometry czy urządzenia służące do magicznych pomiarów oraz sporej wielkości zwierciadła - kilkanaście szczegółowych anatomicznych rycin, Neala dostrzegała w nich rysunki organów, o których uczyła się w minionym tygodniu. Przedstawiały organy wewnętrzne, nerkę, wątrobę, żołądek, hipokamp - i były mocno pozakreślane, ale próba rozszyfrowania diagramów wymagała uwagi. Na niektórych rycinach Neala dostrzegała zaskakujące nieprawidłowości, na szkicach, choć wykonanych pieczołowicie i dokładnie, niektóre organy różniły się wyglądem od tych, które znała. Raczej nie wynikało to z medycznej patologii, niektóre z tych rycin zwyczajnie nie mogły przedstawiać ludzkich organów. Nikłe doświadczenie nie pozwoliło początkującej uzdrowicielce tylko na tej podstawie wysnuć tezy, której byłaby pewna.
Unoszący się nad dokumentami cień przelewał się dalej, niewzruszony próbami powstrzymania go przez Primę. Krążące wokół niego małe czarne chmury obracały się leniwie, pulsując intensywniej, gdy troje Zakonników znalazło się bliżej. Neala odebrała od Williama - zajętego swoim problemem - świecę i gdy wszystkie trzy spoczęły w kagankach, czarownice rozpaliły je ogniem feniksa. Coś się wydarzyło - płomień wpierw zatlił się na knotach intensywnie błękitnym blaskiem, potem zbladł nagle, gdy przelewająca się ciemność rozlała się mgłą wokół stołu, spłynęła po jego blacie, rozlała się na posadzce, popłynęła powietrzem, zagęszczając je duchotą. Wtem ziemia zadrżała, z sufitu osypał się tynk, wzniecając tabuny kurzu - jakby laboratorium lada moment miało się zawalić. I rzeczywiście, troje czarodziejów zaczynało dostrzegać szczeliny wspinające się po odrapanych podgrzybionych ścianach. Coś zakołysało wodą, która zalała pobliską nawę, w oddali rozległ się głośny łomot. Nagle konstrukcja tego podziemnego laboratorium wydała się niezwykle mało stabilna.
Nad trzema świecami - w trójkącie - na wysokości źródła, z którego rozlewał się cień, błysnęły trzy jasne punkty, które wnet połączyły się ze sobą subtelnymi świetlistymi liniami, między którymi również pojawiły się mniejsze i większe punkty. Prima kształt ten uznała za znajomy. Od jasnego tworu błysnęła ciepła, kojąca poświata, przed którą uciekała przetaczająca się powietrzem czarna mgła - rozpaczliwie jak nietoperz umykał przed słońcem, a im mocniej cień pierzchał, tym mocniej wydawała się drżeć ziemia. Pęknięcia od ścian przeszły na podłogę, rozprzestrzeniając się po niej w błyskawicznym tempie. Ukruszył się fragment podwyższenia tuż obok Williama, element wielkości pięści wpadł do wody. Piwnice się rozpadały.
William, wciąż nie uporawszy się ze swoim zaklęciem, dostrzegł nienaturalny ruch przy wodzie - bystre oko i koncentracja na przestrzeni innej niż świece pozwoliły mu wychwycić to w porę, dając mu szybszą przestrzeń na reakcję, gdy - zaskakując czarownice - z tafli wody wyrwał się rybi ogon cienistej, błyszczącej jak smoła kelpi, który miał zamaszyście trzasnąć prosto o stół, na którym zgromadzone zostały świece. Wodna kaskada rozlała się malowniczym półksiężycem, chlust wody poczuli na sobie wszyscy troje Zakonnicy, a od tragedii dzieliły ich tylko urywane chwile.
Czas na odpis: do środy, godziny 20. Możecie wykonać w tej turze do trzech akcji i napisać do trzech postów.
Aktywne zaklęcia:
Prima: magicus extremos +15, 2/3, oculus 2/3
Neala: magicus extremous +15, 2/3
Billy: squamacrus
Prima: cito 1/3
Energia magiczna:
William: 42/50
Prima: 47/50
Neala: 45/50
Żywotność:
William: 330/340; obrażenia 10 - tłuczone (sińce na prawym przedramieniu)
Prima: 175/185; obrażenia 10 - tłuczone (sińce na lewym udzie)
Neala: 206/211; obrażenia: 5 - tłuczone (sińce na prawym boku)
Unoszący się nad dokumentami cień przelewał się dalej, niewzruszony próbami powstrzymania go przez Primę. Krążące wokół niego małe czarne chmury obracały się leniwie, pulsując intensywniej, gdy troje Zakonników znalazło się bliżej. Neala odebrała od Williama - zajętego swoim problemem - świecę i gdy wszystkie trzy spoczęły w kagankach, czarownice rozpaliły je ogniem feniksa. Coś się wydarzyło - płomień wpierw zatlił się na knotach intensywnie błękitnym blaskiem, potem zbladł nagle, gdy przelewająca się ciemność rozlała się mgłą wokół stołu, spłynęła po jego blacie, rozlała się na posadzce, popłynęła powietrzem, zagęszczając je duchotą. Wtem ziemia zadrżała, z sufitu osypał się tynk, wzniecając tabuny kurzu - jakby laboratorium lada moment miało się zawalić. I rzeczywiście, troje czarodziejów zaczynało dostrzegać szczeliny wspinające się po odrapanych podgrzybionych ścianach. Coś zakołysało wodą, która zalała pobliską nawę, w oddali rozległ się głośny łomot. Nagle konstrukcja tego podziemnego laboratorium wydała się niezwykle mało stabilna.
Nad trzema świecami - w trójkącie - na wysokości źródła, z którego rozlewał się cień, błysnęły trzy jasne punkty, które wnet połączyły się ze sobą subtelnymi świetlistymi liniami, między którymi również pojawiły się mniejsze i większe punkty. Prima kształt ten uznała za znajomy. Od jasnego tworu błysnęła ciepła, kojąca poświata, przed którą uciekała przetaczająca się powietrzem czarna mgła - rozpaczliwie jak nietoperz umykał przed słońcem, a im mocniej cień pierzchał, tym mocniej wydawała się drżeć ziemia. Pęknięcia od ścian przeszły na podłogę, rozprzestrzeniając się po niej w błyskawicznym tempie. Ukruszył się fragment podwyższenia tuż obok Williama, element wielkości pięści wpadł do wody. Piwnice się rozpadały.
William, wciąż nie uporawszy się ze swoim zaklęciem, dostrzegł nienaturalny ruch przy wodzie - bystre oko i koncentracja na przestrzeni innej niż świece pozwoliły mu wychwycić to w porę, dając mu szybszą przestrzeń na reakcję, gdy - zaskakując czarownice - z tafli wody wyrwał się rybi ogon cienistej, błyszczącej jak smoła kelpi, który miał zamaszyście trzasnąć prosto o stół, na którym zgromadzone zostały świece. Wodna kaskada rozlała się malowniczym półksiężycem, chlust wody poczuli na sobie wszyscy troje Zakonnicy, a od tragedii dzieliły ich tylko urywane chwile.
Aktywne zaklęcia:
Prima: magicus extremos +15, 2/3, oculus 2/3
Neala: magicus extremous +15, 2/3
Billy: squamacrus
Prima: cito 1/3
Energia magiczna:
William: 42/50
Prima: 47/50
Neala: 45/50
Żywotność:
William: 330/340; obrażenia 10 - tłuczone (sińce na prawym przedramieniu)
Prima: 175/185; obrażenia 10 - tłuczone (sińce na lewym udzie)
Neala: 206/211; obrażenia: 5 - tłuczone (sińce na prawym boku)
Knoty świec zajaśniały błękitną poświatą, narodził się płomień, wlewając w serce Primy kruchą nadzieję, że to już koniec, że to wszystko. Że pani fortuna uśmiechnęła się do nich łagodnie i teraz pozostaje już tylko wrócić do domu, ubrać ciepłe kapcie, sprawdzić czy może został jeszcze jakiś kawałek tamtej szarlotki i zaparzyć sobie herbaty na rozgrzanie.
Wizja ta – słodka jak rzeczona szarlotka – rozwiała się równie szybko jak zagościła w sercu czarownicy. Mrok się nie poddawał, rozlał się mocniej, spłynął z blatu, wstrząsnął pomieszczeniem. Prima cofnęła się instynktownie, bezwiednie, ale gdy tylko spostrzegła jak płomień świecy maleje, jak słabnie, zatrzymała się w miejscu. Z determinacją zacięła wargi uzmysławiając sobie, że nie zaprzepaści szansy na przegnanie rozlewającej się po kraju ciemności, że nie pozwoli, by to się tak po prostu skończyło. Nawet jeśli miałaby tu zginąć – odda życie dla przyszłych pokoleń. Dla przyszłości w której nie ma wojny, nie ma głodu, nie ma prześladowań ani śmiertelnie niebezpiecznych cieni.
Zrobiła krok do przodu, z powrotem do tajemniczego stołu i wtedy – jakby w odpowiedzi na jej postanowienie – nad świecami zajaśniały drobne punkty, które szybko połączyły kolejne linie, ostatecznie formując kształt jednego z gwiazdozbiorów. Rozpoznała w nim koziorożca i choć wygląd tego stworzenia był łudząco podobny do kelpii, tak w stresie trudno było jej przywołać istotne szczegóły.
Zwłaszcza, że tego czasu miała za mało.
Za plecami słyszała plusk wody i świst powietrza omiatający ogon maszkary; co mogła zrobić? Zabrać świece, uciec na bok?
|astronomia IV, rzucam na dodatkowe informacje (?) albo wskazówkę jakąś
Wizja ta – słodka jak rzeczona szarlotka – rozwiała się równie szybko jak zagościła w sercu czarownicy. Mrok się nie poddawał, rozlał się mocniej, spłynął z blatu, wstrząsnął pomieszczeniem. Prima cofnęła się instynktownie, bezwiednie, ale gdy tylko spostrzegła jak płomień świecy maleje, jak słabnie, zatrzymała się w miejscu. Z determinacją zacięła wargi uzmysławiając sobie, że nie zaprzepaści szansy na przegnanie rozlewającej się po kraju ciemności, że nie pozwoli, by to się tak po prostu skończyło. Nawet jeśli miałaby tu zginąć – odda życie dla przyszłych pokoleń. Dla przyszłości w której nie ma wojny, nie ma głodu, nie ma prześladowań ani śmiertelnie niebezpiecznych cieni.
Zrobiła krok do przodu, z powrotem do tajemniczego stołu i wtedy – jakby w odpowiedzi na jej postanowienie – nad świecami zajaśniały drobne punkty, które szybko połączyły kolejne linie, ostatecznie formując kształt jednego z gwiazdozbiorów. Rozpoznała w nim koziorożca i choć wygląd tego stworzenia był łudząco podobny do kelpii, tak w stresie trudno było jej przywołać istotne szczegóły.
Zwłaszcza, że tego czasu miała za mało.
Za plecami słyszała plusk wody i świst powietrza omiatający ogon maszkary; co mogła zrobić? Zabrać świece, uciec na bok?
|astronomia IV, rzucam na dodatkowe informacje (?) albo wskazówkę jakąś
świeć nam żywym, świeć umarłym
The member 'Prima Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 24
'k100' : 24
Bez zawahania powierzył świecę Neali, nie mając wątpliwości co do tego, że wiedziała, co z nią zrobić. Lada moment miał do niej dołączyć, musiał jedynie odwrócić skutki transmutacji; cokolwiek miało się wydarzyć po rozpaleniu białej magii, nie mógł zmierzyć się z tym częściowo unieruchomiony – dlatego przez chwilę nie śledził poczynań czarownic, chcąc w pełni skupić się na poprawnym rzuceniu zaklęcia. Nie widział rozbłyskujących ponad stołem gwiazd – ale gdy już miał wypowiedzieć inkantację, poczuł drżenie. Dłoń dzierżąca różdżkę znieruchomiała, wyprostował się, dostrzegając, jak czerń przelewa się tuż obok. Wzdrygnął się mimowolnie, widok go zmroził, przywołując z pamięci sięgające ku niemu macki, utkane z mroku, które zniewoliły go tamtego dnia, skazując na łaskę Rosiera. Oddech na ułamek sekundy zamarł mu w gardle, kolejny wstrząs szarpnął ciałem; strącony gdzieś z góry kamień wpadł z pluskiem do wody, spojrzał w jego kierunku odruchowo, instynktownie – niemal od razu dostrzegając, że pod powierzchnią poruszało się coś jeszcze. Woda uniosła się ostrzegawczo, serce zabiło mu mocniej – jakby w jakiś sposób wiedziało, co miało nastąpić, zanim jeszcze dojrzały to oczy. – Uważajcie! – krzyknął, w tym samym momencie, w którym z głębin wynurzył się znajomy już kształt rybiego ogona. Zimna woda chlusnęła mu w twarz, uniósł różdżkę. – Protego maxima! – rzucił bez zastanowienia, chcąc stworzyć tarczę ponad stołem, powstrzymać kelpię przed strąceniem z niego świec. Nie miał żadnych wątpliwości, że to właśnie one były jej celem.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Serce biło mi okropnie. Łup, łup, łup. Dudniło że hej. Ale trudno było dziwić się w sumie. Powinnam się spodziewać i trochę spodziewałam się chyba, a jednak i tak zaskakiwało mnie to wszystko co działo się tutaj. Odebrałam od pana - znaczy - Williama święcę i razem ze swoją podbiegłam do stołu układając je na tych miejscach o których mówiła pani Prima. Anatomiczne ryciny zwróciły moją uwagę, ale mogłam w tym natłoku jedynie zerknąć na nią bo wiedziałam, że cała uwaga moja powinna być gdzie indziej. Coś mi jednak w nich nie pasowało. Coś się nie zgadzało do końca. Zerknęłam ku nim marszcząc brwi mocniej. Co to było i dlaczego?
Ale nie miałam czasu na to, żeby zrozumieć dokładnie co i dlaczego. Bo nad głowami unosił nam się cień. A jakieś czarne fikuśne chmury obracały. Zapaliliśmy świecie, buchnęł błyskiem, ale przygasły trochę jakby kiedy cień wziął i spadł na stół na przy którym stałyśmy obie. Dlaczego? Co z nim dalej zrobić trzeba było? Odwróciłam głowę przez ramię na Williama, on pewnie wiedzieć będzie co nie? Może należało rozpalić ogień? Ale nim zdążyłam powiedzieć cokolwiek ściany zadrżały a z sufitu posypał się tynk. Nie za dobrze. NO NIE ZA DOBRZE, CO NIE? Jakby wszystko ale nie chciałabym być pogrzebana żywcem. W sensie, umrę od uderzenia w głowę na bank. Ale nabiją mi te gruzy siniaków i jak ja potem w trumnie wyglądać będę? Nie dość że nie ładnie to jeszcze sino całkiem i mocniej tu i ówdzie. Czyli jeszcze gorzej niż koszmarnie. Ogarnij się, Neala. Jeszcze nie umarłaś, damy radę. Damy radę. I nagle Billy krzyknął odwróciłam głowę widząc i czując wodę zacisnęłam mocniej różdżkę i nim pomyślałam moje usta same krzyknęły.
- Protego Maxima! - bo właściwie co innego mogły?
| anatomia, zaklęcie
Ale nie miałam czasu na to, żeby zrozumieć dokładnie co i dlaczego. Bo nad głowami unosił nam się cień. A jakieś czarne fikuśne chmury obracały. Zapaliliśmy świecie, buchnęł błyskiem, ale przygasły trochę jakby kiedy cień wziął i spadł na stół na przy którym stałyśmy obie. Dlaczego? Co z nim dalej zrobić trzeba było? Odwróciłam głowę przez ramię na Williama, on pewnie wiedzieć będzie co nie? Może należało rozpalić ogień? Ale nim zdążyłam powiedzieć cokolwiek ściany zadrżały a z sufitu posypał się tynk. Nie za dobrze. NO NIE ZA DOBRZE, CO NIE? Jakby wszystko ale nie chciałabym być pogrzebana żywcem. W sensie, umrę od uderzenia w głowę na bank. Ale nabiją mi te gruzy siniaków i jak ja potem w trumnie wyglądać będę? Nie dość że nie ładnie to jeszcze sino całkiem i mocniej tu i ówdzie. Czyli jeszcze gorzej niż koszmarnie. Ogarnij się, Neala. Jeszcze nie umarłaś, damy radę. Damy radę. I nagle Billy krzyknął odwróciłam głowę widząc i czując wodę zacisnęłam mocniej różdżkę i nim pomyślałam moje usta same krzyknęły.
- Protego Maxima! - bo właściwie co innego mogły?
| anatomia, zaklęcie
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'k100' : 12
#1 'k100' : 21
--------------------------------
#2 'k100' : 12
Tarcza błysnęła nad nim dosłownie w ostatniej chwili – przez jeden przerażający moment był już niemal pewien, że utkany z mroku ogon uderzy prosto w stół, strącając z niego lśniące błękitnym blaskiem świece; że zgasną, zabierając ze sobą wszelką nadzieję na odegnanie cieni. Serce załomotało mu w klatce piersiowej, ale palce pewnie ściskały różdżkę – a kiedy kelpia, zamiast o blat, uderzyła o świetlistą osłonę, wypuścił z płuc wstrzymywane powietrze. Miał wrażenie, że protego zadrżało pod naporem ataku, rozwiało się zaraz potem – ale świece, przynajmniej na ułamki sekund, były bezpieczne.
Nie czekał, aż istota zaatakuje ponownie; ledwie najbardziej naglące zagrożenie minęło, William wziął dwa głębokie wdechy i zmusił się do ponownego skupienia nad odwróceniem transmutacji. Krążąca w żyłach adrenalina wyostrzała zmysły; skierował różdżkę na nogi. – Reparifarge – rzucił, przesuwając dłonią z góry na dół i niemal natychmiast czując charakterystyczne mrowienie. Błona uniemożliwiająca mu poruszanie się zniknęła, poruszał nogami, żeby upewnić się, że w całości – po czym podparł się lewą dłonią o mokrą posadzkę i zerwał na równe nogi.
Zrobił dwa kroki do tyłu, dopiero teraz poświęcając chwilę na rozejrzenie się dookoła. Wyglądało na to, że cokolwiek zrobili, w jakiś sposób zaburzyło to działanie magii; wstrząsy, każdy silniejszy od poprzedniego, nie pozostały bez wpływu na starą budowlę – William od razu dostrzegł charakterystyczne pęknięcia i rozbiegające się w różnych kierunkach, głębokie bruzdy. Zaklął w myślach; nic w tej piwnicy, nie wydawało się stabilne – ani ściany, ani sklepienie; woda, która ją zalała, prawdopodobnie podmyła grunt, niwelując jego nośność, a gwałtowne drżenie było jej sprawdzianem – moment, w którym to wszystko runie, był kwestią czasu. – Co to oznacza?! – zapytał Primę, próbując przekrzyczeć huk trzęsących się ścian, zatrzymując wzrok na lśniących ponad stołem gwiazdach, którym czarownica się przypatrywała. Co to było, co mogli zrobić? Jak mógł pomóc?
Zanim Prima zdążyłaby mu odpowiedzieć, odwrócił się znów w stronę wody; nie mogli jednocześnie radzić sobie z walącymi im się na głowę kamieniami i cienistą kelpią. – Murusio! – rzucił, przesuwając wyciągniętą różdżką od prawej do lewej strony – próbując wznieść mur biegnący w poprzek nawy, tuż przy linii wody; oddzielić ich o podwodnego jeziora – i od mieszkającego w nim potwora.
| tu rzuciłem na reparifarge - 61 + 10 + 3 = 74 (ST 70)
w poście dorzucam na murusio
Nie czekał, aż istota zaatakuje ponownie; ledwie najbardziej naglące zagrożenie minęło, William wziął dwa głębokie wdechy i zmusił się do ponownego skupienia nad odwróceniem transmutacji. Krążąca w żyłach adrenalina wyostrzała zmysły; skierował różdżkę na nogi. – Reparifarge – rzucił, przesuwając dłonią z góry na dół i niemal natychmiast czując charakterystyczne mrowienie. Błona uniemożliwiająca mu poruszanie się zniknęła, poruszał nogami, żeby upewnić się, że w całości – po czym podparł się lewą dłonią o mokrą posadzkę i zerwał na równe nogi.
Zrobił dwa kroki do tyłu, dopiero teraz poświęcając chwilę na rozejrzenie się dookoła. Wyglądało na to, że cokolwiek zrobili, w jakiś sposób zaburzyło to działanie magii; wstrząsy, każdy silniejszy od poprzedniego, nie pozostały bez wpływu na starą budowlę – William od razu dostrzegł charakterystyczne pęknięcia i rozbiegające się w różnych kierunkach, głębokie bruzdy. Zaklął w myślach; nic w tej piwnicy, nie wydawało się stabilne – ani ściany, ani sklepienie; woda, która ją zalała, prawdopodobnie podmyła grunt, niwelując jego nośność, a gwałtowne drżenie było jej sprawdzianem – moment, w którym to wszystko runie, był kwestią czasu. – Co to oznacza?! – zapytał Primę, próbując przekrzyczeć huk trzęsących się ścian, zatrzymując wzrok na lśniących ponad stołem gwiazdach, którym czarownica się przypatrywała. Co to było, co mogli zrobić? Jak mógł pomóc?
Zanim Prima zdążyłaby mu odpowiedzieć, odwrócił się znów w stronę wody; nie mogli jednocześnie radzić sobie z walącymi im się na głowę kamieniami i cienistą kelpią. – Murusio! – rzucił, przesuwając wyciągniętą różdżką od prawej do lewej strony – próbując wznieść mur biegnący w poprzek nawy, tuż przy linii wody; oddzielić ich o podwodnego jeziora – i od mieszkającego w nim potwora.
| tu rzuciłem na reparifarge - 61 + 10 + 3 = 74 (ST 70)
w poście dorzucam na murusio
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'William Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 3
'k100' : 3
Znajdujący się pośrodku gwiezdnej konstelacji cień wił się i kurczył, Prima bezbłędnie rozpoznała w świetle kształt gwiazdozbioru koziorożca. Jasne punkty rozświetlały mroki podziemnego laboratorium, a im dłużej czarownica się im przyglądała, tym mniej zrozumieć mogła: do czasu. Na tle form stworzonych z cienia obraz układał się w spójną całość. Mrok ścinał się ze światłem i zjawisko to przynajmniej w części odpowiedzialne było za przywołanie przedziwnej mary: Prima jednak była w stanie zorientować się, że układ kaganków na stole - w odniesieniu do źródła cienia - nie został ustawiony przypadkowo, ktoś wywołał tę reakcję intencjonalnie. A może, sądząc po czaszce, którą napotkała parę chwil temu, wywołać bezskutecznie próbował. Być może zabrakło mu czasu, być może szczęścia, a być może ostatniego elementu układanki, który dostarczył Zakon Feniksa: świec lub magicznego ognia, którym mogły zostać rozpalone. Wpatrując się w zwinięty cień dostrzegła, że wydał się nagle bardziej kulisty i mógł przypominać czarne słońce: słońce znajdujące się w zenicie nad koziorożcem, co tradycyjnie musiało skojarzyć się jednoznacznie z przesileniem zimowym. Prima uzmysłowiła sobie, że stała przed skomplikowaną i nie do końca zrozumiałą reakcją wymuszoną na pradawnej magii w celu przywołania... kalendarza? Chodziło o dzień: ale do czego ta data mogła być alchemikowi potrzebna?
Neala rzuciła w tym czasie okiem na ryciny i choć przyjrzała im się tylko przelotnie, dostrzegała, że oznaczenia na rycinach porównywały zdrowe i chore organy. Chore na co - nie była pewna - tkanki wydawały się mocno zdegenerowane, a ryciny wskazywały oddziaływanie na nie jakiejś zewnętrznej siły - brakowało jej wiedzy i doświadczenia, by w pełni zrozumieć ten schemat, ale wydawało jej się, że w podobny sposób mogła działać trucizna. W kilku miejscach wyłapała okiem hasła PYŁ i GWIEZDNY PYŁ, pod strzałkami opisującymi kierunek degeneracji. Niektóre z rycin wydawały się ludzkie, inne mniej, uwagę Neali zwrócił rysunek przełyku połączonego z żołądkiem. Dostrzegła na nim mięsień, którego istnienie uniemożliwiłoby człowiekowi zwrócenie treści żołądka. Oderwała od dokumentów uwagę, usiłując przywołać zaklęcie tarczy - ale serce biło zbyt mocno, a strach zbyt mocno gnieździł się w krtani, by młoda Zakonniczka zdołała poprawnie przywołać zaklęcie. Nie pozostała jednak bez wsparcia. Świetlista tarcza Williama błysnęła blaskiem mocniejszym, niż się spodziewał, zionęła błękitną łuną czerpiącą z jasnych płomieni świec i wydała z siebie głuchy dźwięk, gdy czarodziej - z wysiłkiem - przyjął na na uderzenie kelpii. Woda chlusnęła na stół, wilgoć zaczynała rozchodzić się na anatomicznych rycinach i dzienniku alchemika, rozmazując atrament.
Billy oswobodził swoje nogi - a następnie próbował wzmocnić nawę i odciąć Zakonników od wody, lecz wstrząs ziemi wytrącił go z równowagi, niwecząc ten wysiłek. Kątem oka dostrzegł też swoją kurtkę przewieszoną przez barierę schodów po przeciwległej stronie przejścia.
Jasność rozmyła się, nim Prima zdołała spojrzeć na nią okiem po raz drugi. Światło zebrało się razem w gęstsza kulę, a rozlany po pomieszczeniu cień walczył, czego znamieniem - oprócz rumoru rozpadających się ścian - były szepty, jakie zaczynały wzmagać się wokół, szepty dawnej zapomnianej celtyckiej mowy, niskie, głuchym echem wędrujące przez podziemia laboratorium. Podwyższenie pękło w pół, a głęboka szczelina przebiegła niebezpiecznie pod stołem, oddzielając Williama i Primę od Neali - nie na tyle, by wydało się to niebezpieczne, a przynajmniej nie póki wyrwa się nie powiększy. Mętna woda wzbierała się w dali, odrzucona kelpia nawracała, nabierając rozpędu z większej odległości. Rozpędzony przez światło cień zaczynał formować się w sylwetki przypominające cienie Zakonników, cień nabierał cech fizycznych i choć nie nabrał barw, to barwy stracił cały otaczający czarodziejów krajobraz, nie pozwalając odróżnić sylwetek realnych od upiornych i zrodzonych w nocy.
William spostrzegł obok siebie Primę, która potknęła się o krawędź podwyższenia i groził jej upadek w wodę, Prima spostrzegła obok siebie Nealę, która składała usta, by dmuchnąć na płomień świec, Neala wyczuła na ramieniu dłoń Primy, którą próbowała odciągnąć ja od stołu - dłonią sięgając po kaganek.
Czas na odpis: do poniedziałku, godziny 20. Możecie wykonać w tej turze do trzech akcji i napisać do trzech postów. Mistrz gry prosi o informację, kiedy kolejka będzie z Waszej strony skończona.
Aktywne zaklęcia:
Prima: magicus extremos +15, 3/3, oculus 3/3
Neala: magicus extremous +15, 3/3
Prima: cito 2/3
Energia magiczna:
William: 36/50
Prima: 46/50
Neala: 43/50
Żywotność:
William: 330/340; obrażenia 10 - tłuczone (sińce na prawym przedramieniu)
Prima: 175/185; obrażenia 10 - tłuczone (sińce na lewym udzie)
Neala: 206/211; obrażenia: 5 - tłuczone (sińce na prawym boku)
Neala rzuciła w tym czasie okiem na ryciny i choć przyjrzała im się tylko przelotnie, dostrzegała, że oznaczenia na rycinach porównywały zdrowe i chore organy. Chore na co - nie była pewna - tkanki wydawały się mocno zdegenerowane, a ryciny wskazywały oddziaływanie na nie jakiejś zewnętrznej siły - brakowało jej wiedzy i doświadczenia, by w pełni zrozumieć ten schemat, ale wydawało jej się, że w podobny sposób mogła działać trucizna. W kilku miejscach wyłapała okiem hasła PYŁ i GWIEZDNY PYŁ, pod strzałkami opisującymi kierunek degeneracji. Niektóre z rycin wydawały się ludzkie, inne mniej, uwagę Neali zwrócił rysunek przełyku połączonego z żołądkiem. Dostrzegła na nim mięsień, którego istnienie uniemożliwiłoby człowiekowi zwrócenie treści żołądka. Oderwała od dokumentów uwagę, usiłując przywołać zaklęcie tarczy - ale serce biło zbyt mocno, a strach zbyt mocno gnieździł się w krtani, by młoda Zakonniczka zdołała poprawnie przywołać zaklęcie. Nie pozostała jednak bez wsparcia. Świetlista tarcza Williama błysnęła blaskiem mocniejszym, niż się spodziewał, zionęła błękitną łuną czerpiącą z jasnych płomieni świec i wydała z siebie głuchy dźwięk, gdy czarodziej - z wysiłkiem - przyjął na na uderzenie kelpii. Woda chlusnęła na stół, wilgoć zaczynała rozchodzić się na anatomicznych rycinach i dzienniku alchemika, rozmazując atrament.
Billy oswobodził swoje nogi - a następnie próbował wzmocnić nawę i odciąć Zakonników od wody, lecz wstrząs ziemi wytrącił go z równowagi, niwecząc ten wysiłek. Kątem oka dostrzegł też swoją kurtkę przewieszoną przez barierę schodów po przeciwległej stronie przejścia.
Jasność rozmyła się, nim Prima zdołała spojrzeć na nią okiem po raz drugi. Światło zebrało się razem w gęstsza kulę, a rozlany po pomieszczeniu cień walczył, czego znamieniem - oprócz rumoru rozpadających się ścian - były szepty, jakie zaczynały wzmagać się wokół, szepty dawnej zapomnianej celtyckiej mowy, niskie, głuchym echem wędrujące przez podziemia laboratorium. Podwyższenie pękło w pół, a głęboka szczelina przebiegła niebezpiecznie pod stołem, oddzielając Williama i Primę od Neali - nie na tyle, by wydało się to niebezpieczne, a przynajmniej nie póki wyrwa się nie powiększy. Mętna woda wzbierała się w dali, odrzucona kelpia nawracała, nabierając rozpędu z większej odległości. Rozpędzony przez światło cień zaczynał formować się w sylwetki przypominające cienie Zakonników, cień nabierał cech fizycznych i choć nie nabrał barw, to barwy stracił cały otaczający czarodziejów krajobraz, nie pozwalając odróżnić sylwetek realnych od upiornych i zrodzonych w nocy.
William spostrzegł obok siebie Primę, która potknęła się o krawędź podwyższenia i groził jej upadek w wodę, Prima spostrzegła obok siebie Nealę, która składała usta, by dmuchnąć na płomień świec, Neala wyczuła na ramieniu dłoń Primy, którą próbowała odciągnąć ja od stołu - dłonią sięgając po kaganek.
Aktywne zaklęcia:
Prima: magicus extremos +15, 3/3, oculus 3/3
Neala: magicus extremous +15, 3/3
Prima: cito 2/3
Energia magiczna:
William: 36/50
Prima: 46/50
Neala: 43/50
Żywotność:
William: 330/340; obrażenia 10 - tłuczone (sińce na prawym przedramieniu)
Prima: 175/185; obrażenia 10 - tłuczone (sińce na lewym udzie)
Neala: 206/211; obrażenia: 5 - tłuczone (sińce na prawym boku)
Zerknęłam na ryciny, niewiele mogłam - i nie wiele czasu miałam również. Trudno było o jego więcej, kiedy w koło tyle się działo. Właściwie to nici były ze skupienia jakiegokolwiek. Niby. Ale spróbować musiałam chociaż odrobinę i im dłużej - w tej krótkiej chwili patrzyłam - tym mocniej rozumiałam cokolwiek.
- Tu coś o gwiezdnym pyle jest. - powiedziałam, a może krzyczałam już, żeby doszła to informacja do moich towarzyszy. Przesunęłam spojrzeniem dalej. - Te ryciny, one niby organy pokazują, ale nie do końca takie jak powinny - tak zdaje mi się. Taki mięsień istnieć nie powinien w ogóle w ludzkim organizmie. - powiedziałam z zastanowieniem, ale pewności mieć nie mogłam nadal uczyłam się tylko. Tylko jak to działać miało? W sensie, czy to wpływ tego pyłu mógł być na narządy ludzkie i nie? Zmarszczyłam brwi przesuwając wzrokiem po rycinach i notatkach próbując wyciągnąć z nich wiecej - informacji, wniosku, wszystkiego. Ale zanim skupiłam sie mocniej czy aby na pewno i czy w ogóle uniosłam różdżkę próbując obronić się - nieskutecznie przed niebezpieczeństwem. Szczęśliwie dla mnie samej, William rzucił zaklęcie, lepiej ode mnie.
Szepty które się rozległy sprawiły, że dreszcze mimowolnie przemknęły mi po plecach. Wzdrygnęłam się. Wokół się trzęsło, a może waliło. Ale to nie to przyniosło przerażenia najwięcej a cień, który kształtów nabrał nagle i ziemia, która pękła. Rozszerzyłam oczy mocniej, mrugnęłam raz, potem kolejny. A potem sobie przypomniałam. Hasło. Hasło. Co nie?
- PIEŚŃ FENIKSA! Mam ze sobą taki kamień! - mówiłam szybko, prawie słowa ze sobą łącząc. - Chyba może mnie teleportować jakby coś. Na razie tu będę, przy świecy, pilnować jej. - bo co wiecej mogłam? Niewiele. Wydarłam się swoją różdżkę kierując w stronę pani Primy obok mnie która rękę na ramieniu miała moim. O nie, o nie, o nie. Zeżre mnie. Zeżre? Ale na pewno? To cień, nie pani Prima? Kiedy znalazła się obok mnie była tam wcześniej. Na wszystkie aetonany bałagan, niech to będzie cień. Poprosiłam, bo różdżkę skierowałam gdzieś w stronę jej żeber. - Expulso! - wypowiedziałam płynnie wywijając różdżką, tak jak pokazywał mi kiedyś Brendan wcześniej.
1 anatomia
2 expulso
- Tu coś o gwiezdnym pyle jest. - powiedziałam, a może krzyczałam już, żeby doszła to informacja do moich towarzyszy. Przesunęłam spojrzeniem dalej. - Te ryciny, one niby organy pokazują, ale nie do końca takie jak powinny - tak zdaje mi się. Taki mięsień istnieć nie powinien w ogóle w ludzkim organizmie. - powiedziałam z zastanowieniem, ale pewności mieć nie mogłam nadal uczyłam się tylko. Tylko jak to działać miało? W sensie, czy to wpływ tego pyłu mógł być na narządy ludzkie i nie? Zmarszczyłam brwi przesuwając wzrokiem po rycinach i notatkach próbując wyciągnąć z nich wiecej - informacji, wniosku, wszystkiego. Ale zanim skupiłam sie mocniej czy aby na pewno i czy w ogóle uniosłam różdżkę próbując obronić się - nieskutecznie przed niebezpieczeństwem. Szczęśliwie dla mnie samej, William rzucił zaklęcie, lepiej ode mnie.
Szepty które się rozległy sprawiły, że dreszcze mimowolnie przemknęły mi po plecach. Wzdrygnęłam się. Wokół się trzęsło, a może waliło. Ale to nie to przyniosło przerażenia najwięcej a cień, który kształtów nabrał nagle i ziemia, która pękła. Rozszerzyłam oczy mocniej, mrugnęłam raz, potem kolejny. A potem sobie przypomniałam. Hasło. Hasło. Co nie?
- PIEŚŃ FENIKSA! Mam ze sobą taki kamień! - mówiłam szybko, prawie słowa ze sobą łącząc. - Chyba może mnie teleportować jakby coś. Na razie tu będę, przy świecy, pilnować jej. - bo co wiecej mogłam? Niewiele. Wydarłam się swoją różdżkę kierując w stronę pani Primy obok mnie która rękę na ramieniu miała moim. O nie, o nie, o nie. Zeżre mnie. Zeżre? Ale na pewno? To cień, nie pani Prima? Kiedy znalazła się obok mnie była tam wcześniej. Na wszystkie aetonany bałagan, niech to będzie cień. Poprosiłam, bo różdżkę skierowałam gdzieś w stronę jej żeber. - Expulso! - wypowiedziałam płynnie wywijając różdżką, tak jak pokazywał mi kiedyś Brendan wcześniej.
1 anatomia
2 expulso
she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Neala Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k100' : 77
#1 'k100' : 79
--------------------------------
#2 'k100' : 77
Wyspa
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness