Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Samotna wieża
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Samotna wieża
Po pierwszej wojnie czarodziejów pewien Szkot postanowił uczcić pamięć bohaterów grą na dudach. Wdrapywał się więc na najwyższy punkt wieży i grał na nich hymn pochwalny w każdy piątek przed wschodem słońca. Przechadzał się tamtędy drażliwy myśliwy, który polował na rzadki okaz niedźwiedzia. Muzyka dud rozbrzmiała akurat w momencie, gdy myśliwy celował do stworzenia i zaalarmowała go, zmuszając do ucieczki. Rozwścieczony mężczyzna wycelował z kuszy do Szkota i zabił go na miejscu.
Grajek jednak nie mógł rozstać się z tym miejscem i swoim obowiązkiem nawet po śmierci, dlatego teraz pojawia się tam w każdy piątek jako duch, odgrywając swój hymn na cześć poległych.
Drzwi do wieży pozostają zamknięte od kilkudziesięciu lat. Powiada się, że rosnące dookoła wieży jodły i świerki strzegą jej tajemnic przed niepowołanymi. Miękki dywan z traw tworzy idealne podłoże do pikników.
Grajek jednak nie mógł rozstać się z tym miejscem i swoim obowiązkiem nawet po śmierci, dlatego teraz pojawia się tam w każdy piątek jako duch, odgrywając swój hymn na cześć poległych.
Drzwi do wieży pozostają zamknięte od kilkudziesięciu lat. Powiada się, że rosnące dookoła wieży jodły i świerki strzegą jej tajemnic przed niepowołanymi. Miękki dywan z traw tworzy idealne podłoże do pikników.
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 46, 89
'k100' : 46, 89
Wiedział doskonale, że był to dopiero początek konkurencji, ale nie potrafił powstrzymać triumfalnego uśmiechu, wykwitającego na jego ustach w reakcji na wyjątkowo udane rzuty. Chociaż zazwyczaj raczej łapał kulki, niż je rzucał, coś z morderczych treningów musiało mu jednak pozostać – a przynajmniej na to liczył, mając nadzieję, że za bezbłędne trafienie do skarpetek nie był odpowiedzialny jedynie łut kapryśnego szczęścia. – Ze względu na s-se-sernik, czy mój n-n-niewątpliwy talent? – zapytał, odwracając się w stronę Charlie i odwzajemniając zarówno uśmiech, jak i łobuzerskie mrugnięcie okiem. Cieszył się, że spotykali się w okolicznościach szczęśliwszych niż te, w których się poznali, zastanawiając się jednocześnie, czy jej myślom również zdarzało się uciekać niepostrzeżenie w stronę osób, których nie było już wśród żywych.
Chyba nie dało się tego uniknąć, nawet gdy dookoła grała szkocka muzyka.
Odwrócił się do Brendana, chcąc podziękować mu za słowa uznania i je odwzajemnić – Weasley zdawał się rzucać kulkami tak samo celnie, jak zaklęciami – ale wyrazy zamarły mu na ustach, gdy usłyszał własne imię. Niewypowiedziane, o dziwo, przez żadnego z obecnych Zakonników; rozejrzał się zdezorientowany, potrzebując kilku długich sekund na umiejscowienie źródła głosu w białej skarpetce, którą początkowo zupełnie zignorował. Szczęka opadła mu odrobinę i przez moment wpatrywał się w plującą marchewkowym sokiem skarpetkę jak oniemiały, z wrażenia zapominając o manierach i o tym, że wypadałoby pomóc Charlene pozbyć się pomarańczowych plam. Na szczęście Brendan miał głowę solidniej przymocowaną do karku niż on.
Oderwał spojrzenie od skarpetkowej kłótni, rozglądając się po reszcie towarzystwa i dopiero, kiedy upewnił się, że nie miał halucynacji, a pozostali również widzieli i słyszeli to, co on, roześmiał się, kręcąc głową i sięgając po dwie kolejne kulki. – Hej, B-b-billy – zagadnął, wołając do niebieskiej skarpetki, która najwyraźniej zanosiła się głośnym szlochem. – Ja też jestem B-b-billy – poinformował, mrużąc jedno oko i ważąc pierwszą kulkę w dłoni. – Nie p-p-płacz, Samantha po prostu ci za-za-zazdrości. Ze mnie też zawsze się ś-ś-śmiali – powiedział, nie do końca pewien, dlaczego właściwie pocieszał smutny element garderoby; może naprawdę udzielił mu się pijany nastrój wesela.
Wymierzył raz jeszcze, wykonując dwa rzuty: najpierw do niebieskiej skarpetki, później do czarnej.
1. niebieska, 2. czarna
Chyba nie dało się tego uniknąć, nawet gdy dookoła grała szkocka muzyka.
Odwrócił się do Brendana, chcąc podziękować mu za słowa uznania i je odwzajemnić – Weasley zdawał się rzucać kulkami tak samo celnie, jak zaklęciami – ale wyrazy zamarły mu na ustach, gdy usłyszał własne imię. Niewypowiedziane, o dziwo, przez żadnego z obecnych Zakonników; rozejrzał się zdezorientowany, potrzebując kilku długich sekund na umiejscowienie źródła głosu w białej skarpetce, którą początkowo zupełnie zignorował. Szczęka opadła mu odrobinę i przez moment wpatrywał się w plującą marchewkowym sokiem skarpetkę jak oniemiały, z wrażenia zapominając o manierach i o tym, że wypadałoby pomóc Charlene pozbyć się pomarańczowych plam. Na szczęście Brendan miał głowę solidniej przymocowaną do karku niż on.
Oderwał spojrzenie od skarpetkowej kłótni, rozglądając się po reszcie towarzystwa i dopiero, kiedy upewnił się, że nie miał halucynacji, a pozostali również widzieli i słyszeli to, co on, roześmiał się, kręcąc głową i sięgając po dwie kolejne kulki. – Hej, B-b-billy – zagadnął, wołając do niebieskiej skarpetki, która najwyraźniej zanosiła się głośnym szlochem. – Ja też jestem B-b-billy – poinformował, mrużąc jedno oko i ważąc pierwszą kulkę w dłoni. – Nie p-p-płacz, Samantha po prostu ci za-za-zazdrości. Ze mnie też zawsze się ś-ś-śmiali – powiedział, nie do końca pewien, dlaczego właściwie pocieszał smutny element garderoby; może naprawdę udzielił mu się pijany nastrój wesela.
Wymierzył raz jeszcze, wykonując dwa rzuty: najpierw do niebieskiej skarpetki, później do czarnej.
1. niebieska, 2. czarna
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 25, 26
'k100' : 25, 26
Archibald uśmiechnął się triumfalnie, kiedy trafił swoją kulką do białej skarpety (co z tego, że wydawała się być najprostszą do trafienia). Lubił wygrywać, to chyba oczywiste, choć widząc jak jego przeciwnicy z łatwością radzą sobie z najtrudniejszą skarpetą, trochę zwątpił w swoje szanse. Potem jego uśmiech na chwilę zrzedł, kiedy został opluty sokiem marchewkowym - spojrzał oburzony na swoją nową szatę wyjściową i dorodną pomarańczową plamę na koszuli. Jak miał się jej pozbyć? Nie będzie ryzykował pożarem czy atakiem duszności dla wyczyszczenia niewielkiej plamy! Przynajmniej w tym momencie był tego pewien, ale zapewne po zabawie wyjmie różdżkę i podejmie ryzyko. - Hej, co to miało być! - Rzucił, odrywając wzrok od plamy. Miał ochotę coś im odpyskować, ale ostatecznie zacisnął zęby i się powstrzymał. Zamiast tego spojrzał na Brendana, któremu powodziło się o wiele lepiej. - Nie, wcale - przedrzeźnił go, wyjmując z woreczka kolejne dwie kulki. Postanowił jeszcze raz spróbować trafić do niebieskiej skarpety - to nie mogło być aż takie trudne. - No dobrze, dobrze. Podzielimy się z tobą - dodał, przyglądając się obranym celom. - Albo Billy się z nami podzieli - mruknął po chwili, widząc jak po raz kolejny trafia do obu skarpet. - Hej, Billy, nie oszukuj - zaśmiał się, oczywiście dobrze wiedząc, że u niego to po prostu wrodzony talent i lata spędzone na miotle. Sportowcy już to w sobie mieli, że rzucanie do skarpet to dla nich pestka. Archibald większość czasu spędzał w pozycji stojąco-siedzącej i wyczucia celu nie ćwiczył, więc i skarpetki na niego pluły. - Proszę, nie płacz, jesteś piękną skarpetą. Aż żałuję, że takiej nie mam - powiedział do niebieskiej skarpety, bo tak się wierciła, że za nic nie mógł w nią wycelować. Nie wiedział czy jego przemowa coś da, ale spróbować nigdy nie zaszkodzi. Zmrużył oczy, jeszcze raz przymierzając się do rzutu, by w końcu go wykonać - do niebieskiej i do białej. Za czarną na razie się nie brał, najpierw musiał się rozgrzać.
1 - niebieska 2 - biała
1 - niebieska 2 - biała
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 40, 82
'k100' : 40, 82
- I jedno i drugie, Billy – rzuciła wesoło do Moore’a; choć poznali się w dość smutnych i nostalgicznych okolicznościach, tutaj na weselu chyba wszystkim dopisywał dobry humor. Charlie też czuła się lekko, i miała nastrój do zabawy, na przekór temu co działo się w minionych tygodniach.
Gdy zaczęli rzucać, skarpetki nagle ożyły i zaczęły rozmawiać. Ale jak się okazało, rzucanie do unoszących się w powietrzu skarpet wcale nie było takie proste. Żadna z jej kulek nie wpadła do środka, obie potoczyły się po trawie, a po chwili, ku jej zdumieniu, obie skarpety, w które tak nieudolnie celowała, nagle opluły ją sokiem. Zdziwiona Charlie uniosła brwi, dłonią ścierając z twarzy pomarańczową ciecz. To jednak nie pozbawiło jej dobrego nastroju i zapału do dalszej gry.
- Tak, w porządku. Dziękuję – powiedziała do Brendana, który szybko zareagował i podał jej chusteczkę. Otarła sobie twarz, pozbywając się z niej soku. – Chyba jeszcze zachowam ją na chwilę – dodała, podejrzewając, że jeszcze nie raz zostanie opluta sokiem. Jej celność z pewnością nie dorównywała tej, którą mogli się pochwalić auror oraz Billy; obaj popisali się naprawdę widowiskowymi rzutami. Każdemu z obecnych udało się trafić do choć jednej skarpety, oprócz niej. – Piękne rzuty – pochwaliła ich, niezrażona swoją całkowitą porażką podczas pierwszej tury. Podejrzewała, że przepyszny sernik znajdzie się w posiadaniu któregoś z nich. Sama musiała się dużo bardziej postarać i skupić, żeby tym razem sprawnie umieścić kulki w skarpetkach. Znów pochwyciła dwie ze stolika, zbliżając się do miejsca z którego należało oddać rzuty, ale skarpetki wciąż się kłóciły.
- Billy? – zdziwiła się, patrząc to na skarpetkę, to na stojącego w pobliżu Billy’ego, zastanawiając się, czy skarpeta mówi do niego i czy właśnie próbuje go obrazić, ale po chwili zrozumiała, że to zapewne imię niebieskiej skarpetki, która po chwili, w odpowiedzi na złośliwości białej, zaczęła głośno płakać. – Nie płacz już, Billy, wcale nie śmierdzisz. Łap – powiedziała, próbując znów rzucić kulkę w stronę niebieskiej skarpetki, a drugą posłała znowu w kierunku białej, nie mając jeszcze odwagi spróbować trudniejszego rzutu do czarnej skarpety. Ale pocieszanie płaczącej skarpetki było dość dziwacznym doświadczeniem, nawet biorąc pod uwagę że żyli w świecie magii i mówiące przedmioty nie powinny nikogo dziwić.
| 1 - niebieska, 2 - biała
Gdy zaczęli rzucać, skarpetki nagle ożyły i zaczęły rozmawiać. Ale jak się okazało, rzucanie do unoszących się w powietrzu skarpet wcale nie było takie proste. Żadna z jej kulek nie wpadła do środka, obie potoczyły się po trawie, a po chwili, ku jej zdumieniu, obie skarpety, w które tak nieudolnie celowała, nagle opluły ją sokiem. Zdziwiona Charlie uniosła brwi, dłonią ścierając z twarzy pomarańczową ciecz. To jednak nie pozbawiło jej dobrego nastroju i zapału do dalszej gry.
- Tak, w porządku. Dziękuję – powiedziała do Brendana, który szybko zareagował i podał jej chusteczkę. Otarła sobie twarz, pozbywając się z niej soku. – Chyba jeszcze zachowam ją na chwilę – dodała, podejrzewając, że jeszcze nie raz zostanie opluta sokiem. Jej celność z pewnością nie dorównywała tej, którą mogli się pochwalić auror oraz Billy; obaj popisali się naprawdę widowiskowymi rzutami. Każdemu z obecnych udało się trafić do choć jednej skarpety, oprócz niej. – Piękne rzuty – pochwaliła ich, niezrażona swoją całkowitą porażką podczas pierwszej tury. Podejrzewała, że przepyszny sernik znajdzie się w posiadaniu któregoś z nich. Sama musiała się dużo bardziej postarać i skupić, żeby tym razem sprawnie umieścić kulki w skarpetkach. Znów pochwyciła dwie ze stolika, zbliżając się do miejsca z którego należało oddać rzuty, ale skarpetki wciąż się kłóciły.
- Billy? – zdziwiła się, patrząc to na skarpetkę, to na stojącego w pobliżu Billy’ego, zastanawiając się, czy skarpeta mówi do niego i czy właśnie próbuje go obrazić, ale po chwili zrozumiała, że to zapewne imię niebieskiej skarpetki, która po chwili, w odpowiedzi na złośliwości białej, zaczęła głośno płakać. – Nie płacz już, Billy, wcale nie śmierdzisz. Łap – powiedziała, próbując znów rzucić kulkę w stronę niebieskiej skarpetki, a drugą posłała znowu w kierunku białej, nie mając jeszcze odwagi spróbować trudniejszego rzutu do czarnej skarpety. Ale pocieszanie płaczącej skarpetki było dość dziwacznym doświadczeniem, nawet biorąc pod uwagę że żyli w świecie magii i mówiące przedmioty nie powinny nikogo dziwić.
| 1 - niebieska, 2 - biała
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 16, 30
'k100' : 16, 30
Lorraine lubiła spędzać czas aktywnie. Jako matka miała do tego wiele sposobności i naprawdę często zapominała o tym, że niektórych rzeczy naprawdę nie powinna robić, że jej nie wypada. W domu nigdy nikogo nie udawała. Pozwalała na przeżywanie dzieciństwa swoim dzieciom na swój własny sposób oczywiście wiedząc, że w przyszłości będą musiały zmierzyć się z tym wszystkim z czym musiała mierzyć się Lorraine czy też Archibald. Nie unikała swoich obowiązków, ale doskonale wiedziała, że życie nie może się tylko na tym opierać. Wiedziała, że nie jest to najważniejsze. Byli właśnie na ślubie swoich przyjaciół, patrzyli na ich szczęście, nie mogła kochać tego czasu bardziej. Nie mogła kochać swoich bliskich już bardziej. Oczywiście czasem zastanawiała się jakby wyglądało ich życie gdyby nie dołączyli do Zakonu Feniksa. Najważniejsze w tym było to by pomóc wszystkim ludziom, by znaleźć lekarstwo na chorobę współczesności. Nie mogła jednak przejść obojętnie obok faktu, że to właśnie Zakon dał jej tych wszystkich wspaniałych ludzi, na których mogła zawsze liczyć. Uśmiechnęła się słysząc słowa męża, który bronił jej potraw chociaż wszyscy, którzy kiedyś próbowali tego co przygotowała to wiedzieli, że była naprawdę fatalna. Cieszyła się, że Grusia przychodziła jej często na ratunek. Teraz jednak musiała przyzwyczaić się do tego, że nie mieli już swoich własnych ścian, swojej własnej kuchni. Mieszkali z rodzicami i nestorami rodu Prewett i Lorraine nadal nie potrafiła do tej sytuacji przywyknąć. Wiedziała jednak, że musi. Nie tylko dla własnego spokoju, ale przede wszystkim dla spokoju jej rodziny. Kiedy skarpetki przemówiły Lorraine szerzej otworzyła oczy. Nie, żeby cokolwiek jeszcze miało ją zaskoczyć. Spojrzała po wszystkich, a kącik ust uniósł się jej w delikatnym uśmiechu. - Proszę nie płakać – zaczęła chcąc uspokoić skarpetkę i spojrzała na drugą, wulgarną, białą. - Zdecydowanie nie powinniśmy już w białą celować. - dodała i jak powiedziała tak zrobiła wybierając do rzutu niebieską i czarną skarpetkę.
1. niebieska
2. czarna
1. niebieska
2. czarna
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Lorraine Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k100' : 26
#1 'k100' : 43
--------------------------------
#2 'k100' : 26
Biała skarpetka wyraźnie się zaperzyła i wykrzywiła swoje wełniane zgrubienia, które miały przypominać usta, w podkówkę. Nie zauważyła nawet, kiedy połknęła dwie kulki - Archibalda i Charlene.
- Ale jesteście miętcy - skarpetki nie znały poprawnego języka. Nie ma się ku temu co dziwić. Wciąż był skarpetami. - Miętcy jak wełna po praniu!
Za to skarpetka niebieska przestała płakać po pełnych pocieszenia słowach. Uśmiechnęła się nawet i ba!, zaczerwieniła!
- Jacyście mili! Widzisz, Samantha, masz się od kogo uczyć! - zawołał Billy, a Samantha wyraźnie prychnęła. - Opowiem wam żart! Słuchajcie tego!
- Merlinie Wielki i Puchaty, uchowaj nas - burknęła czarna skarpetka, łykając szczęśliwie kulki, które posłał Billy i Brendan, przy okazji łypiąc nieprzyjemnie na Lorraine. - Mam dla pani radę. Najlepiej celować z otwartymi oczami. Nie z jednym zamkniętym.
- Dwie skarpetki spotykają się w szufladzie i jedna mówi do drugiej: jestem bez pary!
Niebieska skarpetka wybuchnęła śmiechem. Obie po jej bokach lekko się od niej odsunęły.
W tej turze ST dla skarpetki białej maleje o 10 (wynosi 20), a dla skarpetki czarnej wzrasta o 10 (wynosi 100).
| Czas na odpis wynosi 48h.
Wszystkie pytania i wątpliwości kierujcie do Eileen.
Post z zasadami znajduje się TUTAJ.
- Ale jesteście miętcy - skarpetki nie znały poprawnego języka. Nie ma się ku temu co dziwić. Wciąż był skarpetami. - Miętcy jak wełna po praniu!
Za to skarpetka niebieska przestała płakać po pełnych pocieszenia słowach. Uśmiechnęła się nawet i ba!, zaczerwieniła!
- Jacyście mili! Widzisz, Samantha, masz się od kogo uczyć! - zawołał Billy, a Samantha wyraźnie prychnęła. - Opowiem wam żart! Słuchajcie tego!
- Merlinie Wielki i Puchaty, uchowaj nas - burknęła czarna skarpetka, łykając szczęśliwie kulki, które posłał Billy i Brendan, przy okazji łypiąc nieprzyjemnie na Lorraine. - Mam dla pani radę. Najlepiej celować z otwartymi oczami. Nie z jednym zamkniętym.
- Dwie skarpetki spotykają się w szufladzie i jedna mówi do drugiej: jestem bez pary!
Niebieska skarpetka wybuchnęła śmiechem. Obie po jej bokach lekko się od niej odsunęły.
W tej turze ST dla skarpetki białej maleje o 10 (wynosi 20), a dla skarpetki czarnej wzrasta o 10 (wynosi 100).
| Czas na odpis wynosi 48h.
Wszystkie pytania i wątpliwości kierujcie do Eileen.
Post z zasadami znajduje się TUTAJ.
- Ranking:
L.p. Postać Ranking 1. Billy Moore (+70) 10 2. Archibald Prewett (+10) 2 3. Lorraine Prewett (+40) 5 4. Brendan Weasley (+40) 10 5. Charlene Leighton (+10) 1
I show not your face but your heart's desire
Uśmiechnął się półgębkiem, obserwując Billy'ego przedstawiającego się Billy'emu; po wszystkim będzie musiał zapytać się Herewarda, od kogo otrzymali ten garderobiany prezent - noszenie tych skarpet w butach musiało być niesamowicie problematyczne, nie tylko dlatego, że nie zamykały im się buzie, ale przede wszystkim dlatego, że bywały złośliwe. Zapewne głośno komentowały zapach stóp.
- Dzięki - odparł na słowa Archiego z uznaniem, bo rzeczywiście Prewett zajmował pod względem punktacji zaszczytne miejsce, nie wychylał się jednak zanadto: funkcja czarnego konia zdawała się sprawdzać znakomicie, a jeśli chodzi o wyśmienity sernik ciotki Roany, to czysta walka nie była najważniejsza - liczyło się zwycięstwo. - Uważaj, o co prosisz - przestrzegł mrukliwie Archibalda, nie chcąc, by usłyszały go wiszące elementy garderoby, bo nikt nie mógł wiedzieć, czy wraz z sernikiem nikt nie wciśnie im nagrody dodatkowej pod postacią upierdliwej skarpety. Skinął głową Charlene, bawełniana chusteczka rzeczywiście mogła mu się jeszcze przydać - i nie zamierzał jej odbierać dziewczynie, choć żywił głęboka nadzieję, że skarpetki nie wykażą się po raz drugi brakiem taktu. Byłoby to bardzo nieżyczliwe.
- Czy w ustach wełnianej skarpety jesteś miętki to komplement? - Zastanowił się na głos, wkładając dłoń do słoika ze szklanymi kulkami, uchwytując dwie kolejne - jedną z nich podrzucając lekko w powietrzu w oczekiwaniu na swoją kolej. Przystanął na linii rzutu tuż po Lorraine.
- Dobre! - przytaknął niebieskiej skarpecie, z życzliwym uśmiechem, choć wywołanym raczej całą sytuacją, aniżeli jej żartem - tego jednak wiedzieć nie mogła. Przez chwilę ważył w dłoni kulkę, po czym rzucił ją, celując do wnętrza niebieskiej skarpety. Mógłby śladem Billy'ego zapoznać się z nimi bliżej i wyznać, że miał w rodzinie Samanthę: ale Samantha już od dawna nie dzieliła z nimi krwi, zdradzając prawdziwie szlachetne i honorowe wartości. - Orientuj się, czarna - zawołał drugą, która wydawała się nieco obrażona - w jej stronę posyłając drugi szklany pocisk. Magia Szkocji nie przestawała zadziwiać, brakowało tylko potwora wynurzającego się z pobliskiego jeziora.
niebieska, czarna
- Dzięki - odparł na słowa Archiego z uznaniem, bo rzeczywiście Prewett zajmował pod względem punktacji zaszczytne miejsce, nie wychylał się jednak zanadto: funkcja czarnego konia zdawała się sprawdzać znakomicie, a jeśli chodzi o wyśmienity sernik ciotki Roany, to czysta walka nie była najważniejsza - liczyło się zwycięstwo. - Uważaj, o co prosisz - przestrzegł mrukliwie Archibalda, nie chcąc, by usłyszały go wiszące elementy garderoby, bo nikt nie mógł wiedzieć, czy wraz z sernikiem nikt nie wciśnie im nagrody dodatkowej pod postacią upierdliwej skarpety. Skinął głową Charlene, bawełniana chusteczka rzeczywiście mogła mu się jeszcze przydać - i nie zamierzał jej odbierać dziewczynie, choć żywił głęboka nadzieję, że skarpetki nie wykażą się po raz drugi brakiem taktu. Byłoby to bardzo nieżyczliwe.
- Czy w ustach wełnianej skarpety jesteś miętki to komplement? - Zastanowił się na głos, wkładając dłoń do słoika ze szklanymi kulkami, uchwytując dwie kolejne - jedną z nich podrzucając lekko w powietrzu w oczekiwaniu na swoją kolej. Przystanął na linii rzutu tuż po Lorraine.
- Dobre! - przytaknął niebieskiej skarpecie, z życzliwym uśmiechem, choć wywołanym raczej całą sytuacją, aniżeli jej żartem - tego jednak wiedzieć nie mogła. Przez chwilę ważył w dłoni kulkę, po czym rzucił ją, celując do wnętrza niebieskiej skarpety. Mógłby śladem Billy'ego zapoznać się z nimi bliżej i wyznać, że miał w rodzinie Samanthę: ale Samantha już od dawna nie dzieliła z nimi krwi, zdradzając prawdziwie szlachetne i honorowe wartości. - Orientuj się, czarna - zawołał drugą, która wydawała się nieco obrażona - w jej stronę posyłając drugi szklany pocisk. Magia Szkocji nie przestawała zadziwiać, brakowało tylko potwora wynurzającego się z pobliskiego jeziora.
niebieska, czarna
we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Brendan Weasley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 89, 81
'k100' : 89, 81
Archibald niekoniecznie miał na myśli siebie, kiedy proponował Brendanowi poczęstunek sernikiem - to jego żona pokazywała tutaj swój talent w rzucaniu do celu i to ona miała większe szanse na wygranie ciasta. Na szczęście tak czy owak Archibald będzie miał okazję do degustacji - o, bo tak to się robi. Idzie się we dwójkę, wtedy ma się większe szanse. - Ależ nie ma za co - odparł, po czym machnął ręką na jego kolejne słowa. Nie przejmował się ewentualną wygraną skarpetą - nigdy nie był szczególnie wrażliwy w stosunku do takich rzeczy, więc po prostu ją komuś odda? Wyrzuci? Na pewno nie położy w domu na półce, żeby bez przerwy mu jęczała nad głową.
Wyjął z woreczka dwie kolejne kulki i zerknął na czarną skarpetę, ale ostatecznie postanowił kolejny raz rzucić do białej i niebieskiej. Bo do tej pierwszej cały czas trafiał, a do tej drugiej chciał w końcu trafić.
biała, niebieska
Wyjął z woreczka dwie kolejne kulki i zerknął na czarną skarpetę, ale ostatecznie postanowił kolejny raz rzucić do białej i niebieskiej. Bo do tej pierwszej cały czas trafiał, a do tej drugiej chciał w końcu trafić.
biała, niebieska
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 64, 12
'k100' : 64, 12
Tym razem udało jej się wrzucić do skarpetki choć jedną kulkę, ale i tak póki co szło jej chyba najgorzej. Musiała popracować nad swoją celnością, nie była w tym dobra. No, ale w końcu nie była szukającą ani nie przeszła aurorskiego szkolenia, więc nie miała tak wyćwiczonego oka jak mężczyźni którzy ją otaczali i popisywali się kolejnymi celnymi rzutami do skarpet. Jej praca wymagała dużej ilości precyzji i wyczucia, ale nie na odległość, jej umiejętności skupiały się na zawartości kociołka i składnikach, które musiała odpowiednio przygotować i dodać do wywaru, tak, aby przybrał odpowiednie właściwości. Ale biorąc pod uwagę obecne czasy i przynależność do Zakonu chyba powinna zacząć pracować też nad innymi umiejętnościami, bo na ten moment nie miała do zaoferowania zbyt wiele poza alchemią i animagią, pewnie mocno odstając od reszty.
Ale teraz jej uwaga była skupiona przede wszystkim na skarpetach. Mówiących! To było zdecydowane zaskoczenie i zastanawiała się, kto stał za ich zaczarowaniem. Może Hereward? Był w końcu bardzo dobry w transmutacji i nawet Charlene mogła mu tylko pozazdrościć takiej znajomości tej dziedziny, nawet jeśli sama też poznała ją lepiej niż większość ludzi – w końcu animagów było naprawdę niewielu, a umiejętność była trudna i wymagająca.
Tak czy inaczej pewnie dziwnie byłoby jej nosić mówiące skarpetki na nogach. Ich uwagi rozpraszałyby ją przy wymagającej skupienia pracy. Teraz były jednak intrygującą ciekawostką, choć plucie na nią sokiem mogły sobie naprawdę odpuścić, bo nie chciała na weselu paradować w brudnej sukience, a z powodu anomalii próba usunięcia plam zaklęciem była ryzykowna. Kto by pomyślał, że przyjdzie taki czas, kiedy będzie się poważnie zastanawiać czy warto użyć jakiegoś zaklęcia, czy może lepiej odpuścić i uporać się z czymś w sposób całkowicie pozbawiony czarów? Nawet w domu większość czynności wykonywała teraz własnoręcznie, nawet tych, do których aż do maja używała różdżki. Cóż, czasy się zmieniły i nie warto było ryzykować obrażeniami bez potrzeby. Pracując jako alchemik w Mungu za dużo się naoglądała i nasłuchała o skutkach ubocznych anomalii.
Roześmiała się, może nie tyle z samego żartu niebieskiej skarpety co z całej sytuacji.
- Bardzo ładnie, Billy – pochwaliła skarpetę, co by się znowu na nich nie obraziła i nie zaczęła płakać, choć dwie pozostałe skarpetki się od niej odsunęły. – Ty też – rzuciła do prawdziwego Billy’ego, zdając sobie sprawę, że to mogło być trochę mylące. Ciekawe czy ten, kto zaczarował skarpetki i podarował im wełnianą „osobowość”, celowo wybrał takie imię?
- W końcu musi mi się udać. Do trzech razy sztuka, prawda? – rzuciła, biorąc kolejne kulki. Znów podjęła próbę trafienia do niebieskiej skarpetki, a potem do białej; czarna była obecnie nieco dalej i Charlie obawiała się że nie da rady do niej dorzucić.
| niebieska, biała
Ale teraz jej uwaga była skupiona przede wszystkim na skarpetach. Mówiących! To było zdecydowane zaskoczenie i zastanawiała się, kto stał za ich zaczarowaniem. Może Hereward? Był w końcu bardzo dobry w transmutacji i nawet Charlene mogła mu tylko pozazdrościć takiej znajomości tej dziedziny, nawet jeśli sama też poznała ją lepiej niż większość ludzi – w końcu animagów było naprawdę niewielu, a umiejętność była trudna i wymagająca.
Tak czy inaczej pewnie dziwnie byłoby jej nosić mówiące skarpetki na nogach. Ich uwagi rozpraszałyby ją przy wymagającej skupienia pracy. Teraz były jednak intrygującą ciekawostką, choć plucie na nią sokiem mogły sobie naprawdę odpuścić, bo nie chciała na weselu paradować w brudnej sukience, a z powodu anomalii próba usunięcia plam zaklęciem była ryzykowna. Kto by pomyślał, że przyjdzie taki czas, kiedy będzie się poważnie zastanawiać czy warto użyć jakiegoś zaklęcia, czy może lepiej odpuścić i uporać się z czymś w sposób całkowicie pozbawiony czarów? Nawet w domu większość czynności wykonywała teraz własnoręcznie, nawet tych, do których aż do maja używała różdżki. Cóż, czasy się zmieniły i nie warto było ryzykować obrażeniami bez potrzeby. Pracując jako alchemik w Mungu za dużo się naoglądała i nasłuchała o skutkach ubocznych anomalii.
Roześmiała się, może nie tyle z samego żartu niebieskiej skarpety co z całej sytuacji.
- Bardzo ładnie, Billy – pochwaliła skarpetę, co by się znowu na nich nie obraziła i nie zaczęła płakać, choć dwie pozostałe skarpetki się od niej odsunęły. – Ty też – rzuciła do prawdziwego Billy’ego, zdając sobie sprawę, że to mogło być trochę mylące. Ciekawe czy ten, kto zaczarował skarpetki i podarował im wełnianą „osobowość”, celowo wybrał takie imię?
- W końcu musi mi się udać. Do trzech razy sztuka, prawda? – rzuciła, biorąc kolejne kulki. Znów podjęła próbę trafienia do niebieskiej skarpetki, a potem do białej; czarna była obecnie nieco dalej i Charlie obawiała się że nie da rady do niej dorzucić.
| niebieska, biała
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
Strona 2 z 5 • 1, 2, 3, 4, 5
Samotna wieża
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness