Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Ruiny zamku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ruiny zamku
Umieszczony na wysokim brzegu zamek mugolom jawi się jako zwyczajne ruiny, które lata swojej świetności mają dawno za sobą. Czarodzieje jednak dostrzegają to, co zaklęcia kryją przed wzrokiem niemagicznych - dawną chwałę starej warowni. W nocy bowiem ruiny zaczynają tętnić życiem. Pojawiają się dawno zburzone ściany, na suficie rozkwitają brylantowe żyrandole, a w powietrzu rozbrzmiewa muzyka. Po zachodzie słońca zamek staje się widmem samego siebie sprzed lat i choć budulec swoją materią przypomina ciało ducha, to tyle nieraz wystarczy, by poczuć choć namiastkę dawno minionych czasów i przyjrzeć się balom, jakie niegdyś się tu odbywały, a niekiedy nawet i bitwom, jakie stoczono. Kręcące się wówczas po ruinach postaci, pozostając całkowicie niematerialne, zdają się nie zauważać nawet żyjących i zamknięte w przeszłości w dalszym ciągu, nieustannie od setek lat kontynuują swe dawno już zakończone życia.
- Zapewniam cię, mówisz tak tylko dlatego, że nie tańczyłaś jeszcze ze mną.
Mówiąc to, Aldrich nie zdołał powstrzymać się od śmiechu. Prawda, że całkiem nieźle szło mu wywijanie w kilcie, ale daleko było jeszcze, przynajmniej jemu, do tancerza pierwszego sortu. Przynajmniej udało mu się jednak pochwycić spadający (wciąż nie wiadomo, skąd) biały kwiat róży, z którym nie do końca wiedział, co zrobić, skoro już ma go w ręce. Pomiędzy podskokami nieporadnym gestem wręczył ją więc Poppy. Najładniej prezentowałaby się zatknięta za uchem w jej ciemnych włosach, Aldrich wolał jednak nie ryzykować, że palce zaplączą się w jej fryzurę i zarobi tym samym na wyćwiczoną na hogwarckich urwisach burę od pielęgniarki.
Kiedy przed oczyma przewijali mu się starzy przyjaciele na zmianę z ludźmi, których dopiero niedawno miał okazję poznać, Aldrichowi zdało się nagle, że kiedyś na wszystko było więcej czasu; częściej widywał bliskich, a rozmowy z nimi nie były poprzedzane krótkim repetytorium z „międzyczasu”. Za zmianami łatwiej było nadążyć, a przede wszystkim jakby nie musiał się przejmować, kiedy zobaczy się z nimi znowu; następne spotkanie było najwyżej kwestią dni, może tygodnia, nie wymagało żadnego planu.
- A ona za tobą. Bardzo żałuję, że nie mogła przyjść tu ze mną, ale dopiero co przechorowała grypę. A pewnie pokazałaby nam wszystkim, jak naprawdę powinno się tańczyć. – Al bawił się wspaniale, lecz żadna z radości dorosłych nie mogła równać się z dziecięcym entuzjazmem. Mimo to rytm wyklaskiwany przez widzów, muzyka i okrzyki, na które zdobywali się co odważniejsi śmiałkowie w obu kółkach, skutecznie zagłuszały myśli o innych sprawach i właśnie teraz, po raz pierwszy od dawna, naprawdę bliski był beztroski.
Rozłączył się z Poppy, by trafić w sam środek zamieszania pełnego tartanu w kratę, nie mówiąc już o wirujących w obrotach sukienek panien, które przemykały przed nim tworząc wstążkę. Roześmiane kobiece twarze łączyły się w rozmyty przez szybki rytm muzyki kolaż, Aldrich dopiero ponownie widząc przed sobą Eileen mógł odetchnąć z ulgą i wrócić do prostych w porównaniu z kolejnymi figurami podskoków. Dołączył do niej w ostatniej chwili, z trudnością trafiając w takt odmierzający kolejne kroki. Nieopatrznie stawiając nogi wyczuł, że jedna z desek w parkiecie nieco się obluzowała, co przy kolejnym obrocie mogło być katastrofalne w skutkach. Starał się więc w miarę możliwości nie potknąć się, zwłaszcza teraz, gdy musiał podtrzymywać na swoim ramieniu najjaśniejszą gwiazdę wieczoru.
- Sam ledwie nadążam. – przyznał jej, kiedy udało mu się złapać oddech.
Mówiąc to, Aldrich nie zdołał powstrzymać się od śmiechu. Prawda, że całkiem nieźle szło mu wywijanie w kilcie, ale daleko było jeszcze, przynajmniej jemu, do tancerza pierwszego sortu. Przynajmniej udało mu się jednak pochwycić spadający (wciąż nie wiadomo, skąd) biały kwiat róży, z którym nie do końca wiedział, co zrobić, skoro już ma go w ręce. Pomiędzy podskokami nieporadnym gestem wręczył ją więc Poppy. Najładniej prezentowałaby się zatknięta za uchem w jej ciemnych włosach, Aldrich wolał jednak nie ryzykować, że palce zaplączą się w jej fryzurę i zarobi tym samym na wyćwiczoną na hogwarckich urwisach burę od pielęgniarki.
Kiedy przed oczyma przewijali mu się starzy przyjaciele na zmianę z ludźmi, których dopiero niedawno miał okazję poznać, Aldrichowi zdało się nagle, że kiedyś na wszystko było więcej czasu; częściej widywał bliskich, a rozmowy z nimi nie były poprzedzane krótkim repetytorium z „międzyczasu”. Za zmianami łatwiej było nadążyć, a przede wszystkim jakby nie musiał się przejmować, kiedy zobaczy się z nimi znowu; następne spotkanie było najwyżej kwestią dni, może tygodnia, nie wymagało żadnego planu.
- A ona za tobą. Bardzo żałuję, że nie mogła przyjść tu ze mną, ale dopiero co przechorowała grypę. A pewnie pokazałaby nam wszystkim, jak naprawdę powinno się tańczyć. – Al bawił się wspaniale, lecz żadna z radości dorosłych nie mogła równać się z dziecięcym entuzjazmem. Mimo to rytm wyklaskiwany przez widzów, muzyka i okrzyki, na które zdobywali się co odważniejsi śmiałkowie w obu kółkach, skutecznie zagłuszały myśli o innych sprawach i właśnie teraz, po raz pierwszy od dawna, naprawdę bliski był beztroski.
Rozłączył się z Poppy, by trafić w sam środek zamieszania pełnego tartanu w kratę, nie mówiąc już o wirujących w obrotach sukienek panien, które przemykały przed nim tworząc wstążkę. Roześmiane kobiece twarze łączyły się w rozmyty przez szybki rytm muzyki kolaż, Aldrich dopiero ponownie widząc przed sobą Eileen mógł odetchnąć z ulgą i wrócić do prostych w porównaniu z kolejnymi figurami podskoków. Dołączył do niej w ostatniej chwili, z trudnością trafiając w takt odmierzający kolejne kroki. Nieopatrznie stawiając nogi wyczuł, że jedna z desek w parkiecie nieco się obluzowała, co przy kolejnym obrocie mogło być katastrofalne w skutkach. Starał się więc w miarę możliwości nie potknąć się, zwłaszcza teraz, gdy musiał podtrzymywać na swoim ramieniu najjaśniejszą gwiazdę wieczoru.
- Sam ledwie nadążam. – przyznał jej, kiedy udało mu się złapać oddech.
Aldrich McKinnon
Zawód : uzdrowiciel
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I am and always will be the optimist. The hoper of far-flung hopes and the dreamer of improbable dreams.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Aldrich McKinnon' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 66, 90
--------------------------------
#2 'k10' : 3
#1 'k100' : 66, 90
--------------------------------
#2 'k10' : 3
- Będę miał to na uwadze – odparłem krótko Just, w duchu trochę śmiejąc się z tej matematyki, która zdawała się być piętą achillesową mojej rodziny – choć czy miałem prawo nazywać tym imieniem Malfoyów, z którymi łączyli mnie jedynie wspólni przodkowie, których najchętniej wymazanoby z mojej pamięci, z mojej krwi, z moich rysów twarzy? Znaczy, to ostatnie było dość proste do zrealizowania, życie zdołało mnie jednak gorzko nauczyć, że najlepszą ostoję stanowili ci, których wybieraliśmy sami. Znaczy, to nie tak, że zapomniałem o siostrach czy Abraxasie – zwyczajnie wiedziałem, że próba sforsowania ich bram, by móc zapleść na nowo nić porozumienia była z góry skazana na niepowodzenie. No, może poza Callisto, która czasem wręczała mi przepustkę – choć czasami odnosiłem wrażenie, że robiła to tylko po to, by pokazać mi, że niczego nie wskóram.
Mogłem jedynie zazdrościć – ja, Frederick Fox, nieskalany negatywnymi odczuciami. Jamiemu - rodzeństwa, które stało za nim murem. Eileen i Herewardowi – wolnego wyboru, zapieczętowanego przysięgą. Chciałem zgubić te myśli gdzieś między kolejnymi przeplotami wstążki, ale uczepiły się mnie niczym rzep psidwaczego ogona, mimowolnie przypominając o imieniu, które nadal nosiłem w sercu – najwyraźniej po to, by wygryzało w nim coraz więcej dziur.
Mijając się z Justine, dostrzegłem zsuwającą się z jej włosów wstążkę, która powolnym, krętym ruchem zaczęła spływać w kierunku posadzki. Zanim więc dotarłem do Charlene, w locie pochwyciłem biały pasek materiału, dyskretnie wsuwając go w dłoń właścicielki.
Oby tylko Skamander nie pomyślał sobie, że przesyłam Just tajne wiadomości...
- Najwyraźniej nie tylko tobie – skomentowałem uwagę alchemiczki, gdy na potwierdzenie jej słów tuż pod jej nogami zmaterializował się mały chłopiec. Pojawił się w zasadzie znikąd, nakazując mi się zastanowić, czy przypadkiem nie było to kolejną anomalią; ponieważ taniec trwał dalej, a sam również nie chciałem zdeptać dzieciaka, podczas obrotów skróciłem dzielący mnie i Leighton dystans do minimum – i choć mogłoby się wydawać, że właśnie zamierzałem przekazać jej coś niezwykle sekretnego, albo szepnąć do ucha kilka lisich sztuczek, w gruncie rzeczy próbowałem ocalić chłopca od kilku siniaków.
Nawet, jeśli Just była na wyciągnięcie ręki.
Mogłem jedynie zazdrościć – ja, Frederick Fox, nieskalany negatywnymi odczuciami. Jamiemu - rodzeństwa, które stało za nim murem. Eileen i Herewardowi – wolnego wyboru, zapieczętowanego przysięgą. Chciałem zgubić te myśli gdzieś między kolejnymi przeplotami wstążki, ale uczepiły się mnie niczym rzep psidwaczego ogona, mimowolnie przypominając o imieniu, które nadal nosiłem w sercu – najwyraźniej po to, by wygryzało w nim coraz więcej dziur.
Mijając się z Justine, dostrzegłem zsuwającą się z jej włosów wstążkę, która powolnym, krętym ruchem zaczęła spływać w kierunku posadzki. Zanim więc dotarłem do Charlene, w locie pochwyciłem biały pasek materiału, dyskretnie wsuwając go w dłoń właścicielki.
Oby tylko Skamander nie pomyślał sobie, że przesyłam Just tajne wiadomości...
- Najwyraźniej nie tylko tobie – skomentowałem uwagę alchemiczki, gdy na potwierdzenie jej słów tuż pod jej nogami zmaterializował się mały chłopiec. Pojawił się w zasadzie znikąd, nakazując mi się zastanowić, czy przypadkiem nie było to kolejną anomalią; ponieważ taniec trwał dalej, a sam również nie chciałem zdeptać dzieciaka, podczas obrotów skróciłem dzielący mnie i Leighton dystans do minimum – i choć mogłoby się wydawać, że właśnie zamierzałem przekazać jej coś niezwykle sekretnego, albo szepnąć do ucha kilka lisich sztuczek, w gruncie rzeczy próbowałem ocalić chłopca od kilku siniaków.
Nawet, jeśli Just była na wyciągnięcie ręki.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96, 94
--------------------------------
#2 'k10' : 9
#1 'k100' : 96, 94
--------------------------------
#2 'k10' : 9
Czerpałem przyjemność podszytą poczuciem winy z tego, jak moje słowa wpłynęły na Josephine - w końcu były tylko słowami, a sugestywne obrazy za nimi się kryjące stały się wytworem tylko i wyłącznie jej wyobraźni. Byłem momentami okropny jak dochodziło co do czego, jednak uparcie spychałem winę na te chocliki, które mnie do tego namawiały. Tak, te tajemnicze, złośliwe, okropne chochliki, którym nieprzerwanie od wielu lat razem z Julią przypisywaliśmy wytwarzanie najgorszych psot i złośliwości. Mimo wszystko nie powinienem jednak tak otwarcie mówić kobiecie takich nieodpowiednich zdań, bo w końcu nawet jeżeli była moją bliską przyjaciółką i pozwalaliśmy sobie na odrobinę więcej szczerości i bezpruderyjności w niektórych tematach to poczułem się jednak dostatecznie winny, aby zebrać te kilka słów i ubrać w nie błaganie o przebaczenie. W końcu co innego było mówić nieodpowiednie rzeczy prywatnie, a co innego szeptać je na ucho w towarzystwie - presja wynikająca z towarzystwa innych osób była zbyt duża. Na płonący stos Wendeliny, cóż za faux pas. Niech cię, młodości, dlaczego stwierdziłem że takie zabawianie się jej zakłopotaniem będzie śmieszne?
- Przepraszam, potrafię być momentami strasznie bezmyślny. Wybacz - powiedziałem do niej ze szczerą skruchą, nim nie wypuściłem Josie z objęć. Poczułem się trochę zagubiony w tym wszystkim, zarówno z tego powodu iż teraz było mi głupio z powodu mojego zachowania jak i dlatego, że na parkiecie działy się jakiś niepojęte rzeczy. Zrobiłem więc jedyne, co w tej sytuacji zrobić mogłem - zerkając na prowadzącą wszystkich Minerwę i czarodziejów tańczących razem ze mną w rytmicznych podskokach podążałem w ich ślady. Przeplataliśmy się w naszym ośmioosobowym gronie niczym wstęgi albo pasma warkoczy. Rozejrzałem się dookoła i obserwując drugie z kółek doszedłem do wniosku, że wygląda to całkiem ładnie. Mijając gdzieś w tańcu pannę Fenwick uśmiechnąłem się przepraszająco i zawiesiłem spojrzenie na niej chyba odrobinę zbyt długo - zachodzące słońce odbijało się złocistym, płomiennym blaskiem w jej włosach, igrając z moimi oczami. Pomarańczowa róża wśród starannie zakręconych loków z każdą chwilą wydawała się pasować jej coraz bardziej, jednak ta myśl sprawiła, że moje serce podskoczyło dziwnie, ni to niepewnie, ni to we wciąż odbijającym się echem skrępowaniu. Nie dane mi było tego ustalić, ponieważ zaraz znów znalazłem się u boku Sally.
- Znów się spotykamy - uśmiechnąłem się uprzejmie, starając się jak najlepiej podskakiwać. Nawet wtedy, gdy ktoś - prawdopodobnie uważając to za znakomity żart - wystrzelił we mnie barwne węże serpentyn. Spróbowałem więc z gracją tak zatańczyć, żeby od włożonej w to energii połączonej z wykonywanymi z premedytacją potrząśnięciami głową pozbyć się utrudniających patrzenie, mówienie i ogólnie robienie cokolwiek serpentyn. A byłem wtedy wręcz przekonany, że sprawczynią tego kolorowego ataku na moją osobę była jakaś szkocka wersja ciotki Brunhildy.
- Przepraszam, potrafię być momentami strasznie bezmyślny. Wybacz - powiedziałem do niej ze szczerą skruchą, nim nie wypuściłem Josie z objęć. Poczułem się trochę zagubiony w tym wszystkim, zarówno z tego powodu iż teraz było mi głupio z powodu mojego zachowania jak i dlatego, że na parkiecie działy się jakiś niepojęte rzeczy. Zrobiłem więc jedyne, co w tej sytuacji zrobić mogłem - zerkając na prowadzącą wszystkich Minerwę i czarodziejów tańczących razem ze mną w rytmicznych podskokach podążałem w ich ślady. Przeplataliśmy się w naszym ośmioosobowym gronie niczym wstęgi albo pasma warkoczy. Rozejrzałem się dookoła i obserwując drugie z kółek doszedłem do wniosku, że wygląda to całkiem ładnie. Mijając gdzieś w tańcu pannę Fenwick uśmiechnąłem się przepraszająco i zawiesiłem spojrzenie na niej chyba odrobinę zbyt długo - zachodzące słońce odbijało się złocistym, płomiennym blaskiem w jej włosach, igrając z moimi oczami. Pomarańczowa róża wśród starannie zakręconych loków z każdą chwilą wydawała się pasować jej coraz bardziej, jednak ta myśl sprawiła, że moje serce podskoczyło dziwnie, ni to niepewnie, ni to we wciąż odbijającym się echem skrępowaniu. Nie dane mi było tego ustalić, ponieważ zaraz znów znalazłem się u boku Sally.
- Znów się spotykamy - uśmiechnąłem się uprzejmie, starając się jak najlepiej podskakiwać. Nawet wtedy, gdy ktoś - prawdopodobnie uważając to za znakomity żart - wystrzelił we mnie barwne węże serpentyn. Spróbowałem więc z gracją tak zatańczyć, żeby od włożonej w to energii połączonej z wykonywanymi z premedytacją potrząśnięciami głową pozbyć się utrudniających patrzenie, mówienie i ogólnie robienie cokolwiek serpentyn. A byłem wtedy wręcz przekonany, że sprawczynią tego kolorowego ataku na moją osobę była jakaś szkocka wersja ciotki Brunhildy.
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9, 64
--------------------------------
#2 'k10' : 2
#1 'k100' : 9, 64
--------------------------------
#2 'k10' : 2
To dziwne, jaką moc potrafi mieć melodia. Zupełnie nie jest związana z obrażeniami, ani obroną. Tym bardziej z innymi dziedzinami. To czym się charakteryzuje, to swoiste oczyszczenie, chociaż w konstrukcji oderwanej do magicznych rytuałów. Ruch, rytm i coraz szybsze uderzenia serca, które mimowolnie zgrywało się z dźwiękami, które unosiły kilka par stóp w rytmicznych drganiach.
Mógłby się nawet uśmiechnąć, tym bardziej patrząc na tych kilka osób, o których wiedział, że zostali spaczeni smutkiem, że pusta sączyła się z rozszerzonych źrenic i przenikała słowa. Na kilka chwil, stawali się czyści, rozbrojeni, oderwani od ciążących na nich klątwach. Nawet tej rysującej blizny głęboko pod skórą - Dziś nawet bym się na to nie krzywił - większość wiedziała, jaką niechęcią darzył dziedzinę, w której Bartius był mistrzem. W oczach aurora błysnęła stara, dawno duszona iskra zawadiaka, ale umknęła, nim sam właściciel pojął jej znaczenie. Za wcześnie. Na kolejne pytanie po prostu kiwnął głową. Chciał przyznać Eileen rację, chciał uśmiechnąć się i rzeczywiście bawić się dobrze, ale cień nie zniknął, czekał - Po tańcach będę musiał już iść - dodał cicho nim ostatni rytm pozwolił na zatoczenie wiankowego koła z młodą mężatką.
Melodia nie pozwalała na przestanki, tak jak nagromadzone wokół tańczących atrakcje, niekoniecznie związane z organizacją. Chichot przekradających sie pod nogami dzieci, opadające pod stopy kwiaty i ogłuszające dudnienie instrumentów. A Skamander dostrzegł, że czeka go powtórka z rozrywki. Ledwie usłyszał charakterystyczny pstryk towarzyszący otwieranemu szampanowi i już wiedział, ze musiał wykonać - mniej lub bardziej - taneczny unik - Tak mówisz? - zawiesił pytanie, obejmując kobiecą talię i obracając w ramionach Justine. Taniec i uniki podobno nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego. Widocznie dziś miał zostać poddany wielokrotnemu testowi na refleks, nie spodziewając się, jak bardzo przyda mu się ta umiejętność później w nocy w walce. Los bywał rzeczywiście przewrotny, nawet podczas tańca. A może szczególnie?
Mógłby się nawet uśmiechnąć, tym bardziej patrząc na tych kilka osób, o których wiedział, że zostali spaczeni smutkiem, że pusta sączyła się z rozszerzonych źrenic i przenikała słowa. Na kilka chwil, stawali się czyści, rozbrojeni, oderwani od ciążących na nich klątwach. Nawet tej rysującej blizny głęboko pod skórą - Dziś nawet bym się na to nie krzywił - większość wiedziała, jaką niechęcią darzył dziedzinę, w której Bartius był mistrzem. W oczach aurora błysnęła stara, dawno duszona iskra zawadiaka, ale umknęła, nim sam właściciel pojął jej znaczenie. Za wcześnie. Na kolejne pytanie po prostu kiwnął głową. Chciał przyznać Eileen rację, chciał uśmiechnąć się i rzeczywiście bawić się dobrze, ale cień nie zniknął, czekał - Po tańcach będę musiał już iść - dodał cicho nim ostatni rytm pozwolił na zatoczenie wiankowego koła z młodą mężatką.
Melodia nie pozwalała na przestanki, tak jak nagromadzone wokół tańczących atrakcje, niekoniecznie związane z organizacją. Chichot przekradających sie pod nogami dzieci, opadające pod stopy kwiaty i ogłuszające dudnienie instrumentów. A Skamander dostrzegł, że czeka go powtórka z rozrywki. Ledwie usłyszał charakterystyczny pstryk towarzyszący otwieranemu szampanowi i już wiedział, ze musiał wykonać - mniej lub bardziej - taneczny unik - Tak mówisz? - zawiesił pytanie, obejmując kobiecą talię i obracając w ramionach Justine. Taniec i uniki podobno nie miały ze sobą zbyt wiele wspólnego. Widocznie dziś miał zostać poddany wielokrotnemu testowi na refleks, nie spodziewając się, jak bardzo przyda mu się ta umiejętność później w nocy w walce. Los bywał rzeczywiście przewrotny, nawet podczas tańca. A może szczególnie?
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'k100' : 12
--------------------------------
#3 'k10' : 8
#1 'k100' : 18
--------------------------------
#2 'k100' : 12
--------------------------------
#3 'k10' : 8
Na parkiecie zrobił się zamęt - wpadaliście na siebie w czasie przeplatanek, przez co figura straciła nieco na płynności, ale wyglądało na to, że nikt nie miał o to do nikogo żalu. Muzyka płynęła dalej, zmartwienia odeszły w niepamięć.
Kilkoro z was miało nieco więcej pecha. Samuel dostał korkiem prosto w ramię i pewnie jutro obudzi się z siniakiem, Justine zahaczyła nogą o małego chłopca, którzy natychmiast uciekł z płaczem do mamy, Poppy nie udało się umknąć przed piwem i zrobiła się nieładna plama na jej sukience, Florence nie udało się pochwycić poszetki, a Minnie na chwilę straciła orientację słuchową z jednej strony. Ale taniec trwał dalej i nie było co martwić się przeszłością!
Uwaga, zmieniam odrobinę zasady!
Tańczona figura w tej kolejce: Pączek z dziurką i zmiana na trzy po raz pierwszy, ST 65 (tura piąta) – figury są połączone!
Wytyczne: Wszyscy znów zbijają się w kółeczko, a w środku tańczy jedna osoba (w kółku pierwszym jest to Justine, w drugim jest to Minnie). Potem osoby, które są w środku tańczą taniec ósemkowy (jak na gifie) z osobami, które są wypisane poniżej. W następnej kolejności jest wymiana – do środka w pierwszym kółeczku wchodzi Poppy, w drugim Josephine.
Kto z kim:
Kółeczko 1: 1) Fred, Justine, Aldrich; 2) Samuel, Poppy, Florean
Kółeczko 2: 1) Ben, Minnie, Alex; 2) Billy, Josephine, Joseph
Zadania na tę kolejkę: rzucić kością k100 na taniec (zawsze pierwsza kość), rzucić kością k100 na działanie (zawsze druga kość), które podane jest w zdarzeniu losowym (wyjątek to zdarzenie numer 1) oraz rzucić kością k10 na kolejne zdarzenie losowe.
| Czas na odpis trwa do godzin wieczornych 5 lutego.
Wszystkie pytania i wątpliwości kierujcie do Eileen. Ważne! Jeśli przewidujecie opóźnienie w odpisie, napiszcie mi koniecznie, żebym mogła przedłużyć wam termin.
Post z zasadami znajduje się TUTAJ.
[spoiler]
Kilkoro z was miało nieco więcej pecha. Samuel dostał korkiem prosto w ramię i pewnie jutro obudzi się z siniakiem, Justine zahaczyła nogą o małego chłopca, którzy natychmiast uciekł z płaczem do mamy, Poppy nie udało się umknąć przed piwem i zrobiła się nieładna plama na jej sukience, Florence nie udało się pochwycić poszetki, a Minnie na chwilę straciła orientację słuchową z jednej strony. Ale taniec trwał dalej i nie było co martwić się przeszłością!
Uwaga, zmieniam odrobinę zasady!
Tańczona figura w tej kolejce: Pączek z dziurką i zmiana na trzy po raz pierwszy, ST 65 (tura piąta) – figury są połączone!
Wytyczne: Wszyscy znów zbijają się w kółeczko, a w środku tańczy jedna osoba (w kółku pierwszym jest to Justine, w drugim jest to Minnie). Potem osoby, które są w środku tańczą taniec ósemkowy (jak na gifie) z osobami, które są wypisane poniżej. W następnej kolejności jest wymiana – do środka w pierwszym kółeczku wchodzi Poppy, w drugim Josephine.
Kto z kim:
Kółeczko 1: 1) Fred, Justine, Aldrich; 2) Samuel, Poppy, Florean
Kółeczko 2: 1) Ben, Minnie, Alex; 2) Billy, Josephine, Joseph
Zadania na tę kolejkę: rzucić kością k100 na taniec (zawsze pierwsza kość), rzucić kością k100 na działanie (zawsze druga kość), które podane jest w zdarzeniu losowym (wyjątek to zdarzenie numer 1) oraz rzucić kością k10 na kolejne zdarzenie losowe.
| Czas na odpis trwa do godzin wieczornych 5 lutego.
Wszystkie pytania i wątpliwości kierujcie do Eileen. Ważne! Jeśli przewidujecie opóźnienie w odpisie, napiszcie mi koniecznie, żebym mogła przedłużyć wam termin.
Post z zasadami znajduje się TUTAJ.
[spoiler]
- Ranking:
L.p. Postać Ranking Styl 1. Eileen Bartius 15 -1, -, +1 2. Samuel Skamander 16 +1, +1, -1 3. Justine Tonks 10 -1, +2, -1 4. Frederick Fox 22 +1, +1, +1 5. Charlene Leighton 14 +2, +1, +1 6. Florean Fortescue 17 +2, -, - 7. Poppy Pomfrey 17 +2, +1, -1 8. Aldrich McKinnon 18 -, +2, +1 L.p. Postać Ranking Styl 1. Sally Moore 13 +1, +2, - 2. Joseph Wright 18 -, +1, +2 3. Florence Fortescue 16 +1, +1, -1 4. Benjamin Wright 22 +1, -1, +2 5. Minnie McGonagall 21 +1, +1, -1 6. Billy Moore 18 +1, +1, +1 7. Josephine Fenwick 24 +1, +1, +2 8. Alexander Selwyn 16 -1, +1, +1
- Zdarzenia:
- NIKT (1)
- Spoiler:
- Rozwiązało Ci się sznurowadło (lub rzemyk w baletce)! Jeżeli następną figurę uda ci się wykonać z ST wyższym o 10, dostaniesz +1 punkt za styl i sznurowadło (lub rzemyk) magicznie zawiązuje się samo. Jeżeli nie - spada ci but, otrzymujesz -1 punkt za styl.
Alexander (2)- Spoiler:
- O nie, na parkiecie jest luźna deska! Musisz ją zgrabnie ominąć - ST wynosi 40, doliczana jest wartość uników. Jeśli je osiągniesz, nie tracisz rytmu i płynności ruchów, przysługuje ci +1 za styl. Jeśli nie uda ci się uniknąć deski, potykasz się niezgrabnie, otrzymujesz –1 za styl.
Aldrich, Florence (3)- Spoiler:
- Ktoś rzucił w powietrze kwiat białej róży (bez kolców), przelatuje on nad twoją głową. Złap go, aby dostać +2 punkty za styl, w tym celu w następnym poście wykonaj rzut kością k100, ST pochwycenia kwiatu wynosi 80, do rzutu doliczana jest biegłość spostrzegawczości. Jeśli nie pochwycisz go, nic się nie dzieje.
Charlene (4)- Spoiler:
- Śliski parkiet to zmora każdego tancerza, w czasie tańca musisz utrzymać równowagę - ST to 40, doliczana jest wartość uników. Jeśli suma wyniesie >80, nie dość, że ustałeś na nogach, to jeszcze wykonałeś zgrabny obrót (+2 do stylu)! Jeśli suma wyniosła mniej niż wymagane ST, poniosłeś porażkę i otrzymujesz –1 do stylu; jeśli równa 40 lub mniejsza niż 80, dostajesz tylko +1 za styl.
NIKT (5)- Spoiler:
- Partnerce/partnerowi z twojej prawej strony spadła na ziemię biała wstążka/poszetka (wstążka wypada kobiecie, poszetka mężczyźnie). ST płynnego podniesienie przedmiotu z ziemi, bez tracenia rytmu i kroków, równe jest 50, dodaje się wartość uników. Jeśli uda ci się podnieść wstążkę/poszetkę i oddać ją właścicielce/właścicielowi, dostajesz +1 za styl; jeśli nie, ale podejmiesz próbę, wpadasz na partnerkę i tracisz 1 punkt za styl.
Justine, Joseph, Benjamin (6)- Spoiler:
- W czasie tańców ktoś przez przypadek szturchnął Szkota i strumień ale z jego kufla właśnie na ciebie leci. ST uniknięcia go wynosi 40, doliczana jest wartość uników. Jeśli wynik wyniesie >70, wykonałeś zręczny uskok, który zagwarantował ci +2 punkt za styl (jeśli tylko osiągniesz wymagane ST, +1 za styl). Jeśli nie unikniesz piwa, na twoim ubiorze znajdzie się sporej wielkości, korzennie pachnąca plama, co daje –1 punkt za styl.
Billy (7)- Spoiler:
- Również dzieci chciały się bawić! Pod twoimi nogami zjawiło się jedno z nich, musisz odskoczyć od niego lub przeskoczyć przeszkodę - ST wynosi 50, doliczana jest wartość uników. Jeśli wynik będzie większy niż 75, zdobywasz 2 punkty za stylowe uniknięcie malca i płynny powrót do figury. Jeśli osiągniesz wymagane st, +1 do stylu; jeśli potkniesz się o malca, to ucieknie z płaczem do mamy i załatwi ci –1 punkt za bycie stylowo okrzyczanym przez szkocką matronę.
Eileen, Florean (8 )- Spoiler:
- Ktoś za tobą otworzył butelkę szampana, ale nieopatrznie nie skontrolował korka, który właśnie leci w twoją stronę z szybkością startującej miotły. Uniknij go, a unikniesz również bolesnego siniaka – ST wynosi 50, dolicza się wartość uników. Jeśli osiągniesz ST, przysługuje ci 1 punkt za stylowy gest przy figurze; jeśli nie, gubisz nie tylko krok, ale również i 1 punkt za styl.
Sally, Samuel, Frederick, Poppy, Minnie (9)- Spoiler:
- Chichotliwa ciotka omyłkowo rzuciła w ciebie kolorowymi serpentynami, które owinęły się wokół twojej głowy i szyi. Spróbuj poruszać energicznie ramionami, żeby odsłonić swoje oczy! ST wynosi 35, doliczana jest wartość sprawności. Jeśli ci się uda, doliczany jest 1 punkt za kolorowy styl tańca; jeśli nie, serpentyna wpadnie ci do ust i będziesz musiał ją wypluć, a to odejmuje ci 1 punkt do stylu.
Josephine (10)- Spoiler:
- Zaczarowane dudy z części orkiestrowej dmuchnęły ci prosto w ucho i odrobinę przygłuchłeś. Musisz ustać na nogach - ST wynosi 40, doliczany jest bonus z wartości uników. Jeśli nie zgubisz kroku i rytmu, przysługuje ci +1 punkt za styl; jeśli pogubisz się na parkiecie, dostaniesz -1 za styl.
I show not your face but your heart's desire
Zakręcone hulańce znów zdekoncentrowały Benjamina do tego stopnia, że z trudem orientował się w kolejnej figurze. Na szczęście udało mu się zdobyć swój wojenny łup. Sięgnął ręką na tyle wysoko, że bez problemu złapał w dłoń gładką łodygę róży. Nie mógł opuścić ramienia od razu, bowiem wokół hasały urokliwe dzierlatki - wolał nie walnąć ich łokciem w głowę, dlatego też wykonał kilka pląsów, wymachując białym kwiatem nad głową, co zapewne wywołało estetyczny zachwyt. On sam nie zwracał na to uwagi, poddał się muzyce oraz chęci zniszczenia: gdy w końcu udało mu się obniżyć różę do poziomu własnego wzroku, spróbował wyrwać z niej płatki, bezskutecznie, drugą ręką bowiem utrzymywał wstęgę tancerzy. Westchnął rozdzierająco, co nie było słyszalne w dźwiękach donośnej muzyki, i postanowił, że dokona metaforycznej zemsty na kwiatku już po tańcach. Zwłaszcza, że zbliżał się najbardziej skomplikowany etap. Pączek z dziurką, wymiany partnerów, kręcenie się wokół własnej osi i szaleńcze ósemki, wymagające całkowitego skupienia, by przez przypadek nie zderzyć się z kimś innym. Na sekundę ustabilizował niecne stopy i skupił wzrok na tańczącej w środku kółka Minnie, by po chwili dać się jej porwać do tańca - we trójkę. Drugie ramię blondynki pochwycił Alex, któremu Jaimie posłał szeroki uśmiech, wymachując jednocześnie z groźnym wyrazem twarzy wymachując mu różą przed nosem. Miał nadzieję, że młody uzdrowiciel zrozumie szytą grubymi nićmi metaforę znienawidzonej szumowiny. Nie miał czasu jej zwerbalizować, znów powrócił do kółka, by zrobić miejsce reszcie tancerzy, wymijających się z wyjątkową gracją. On sam zdążył się już spocić i nieco namotać: był rad, że udało mu się wypomadować brodę i włosy tak mocno, że nic nie odstawało od czaszki, burząc elegancki wizerunek niechlujnym loczkiem. Wypiął dumnie pierś, podrygując w rytm muzyki i wpatrując się w wyraźnie rozweselonego rudzielca, który właśnie w tym momencie postanowił - w wyniku przypadku - chlusnąć piwem właśnie w jego stronę. Wright przeraził się nie na żarty, ubrał swoją jedyną elegancką błękitną koszulę i chciał do końca manewrów tanecznych prezentować się odpowiednio godnie, dlatego spróbował wykonać drapieżny sus w bok, by uniknąć strumienia alkoholu, który z pewnością zdruzgotałby jego nieskazitelną prezencję.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'k100' : 37
--------------------------------
#3 'k10' : 6
#1 'k100' : 61
--------------------------------
#2 'k100' : 37
--------------------------------
#3 'k10' : 6
Och, świetnie, jak miała tańczyć, kiedy nic nie słyszała? Melodia wlatywała jednym uchem, wylatywała drugim, ściągała brew, usiłując dosłyszeć nuty, ale skutkowało to jedynie plątaniną niezbornych kroków - nie podobała jej się ta rola ani sposób, w jaki się zaprezentowała; znacznie lepiej bawiła się, wsłuchując w rytm, takt i dając ponieść się zabawie, emocjom, klimatowi melodii - melodii, którą jednak w tym celu musiała słyszeć. Skrzywiła się z niezadowoleniem, po raz kolejny mocniej następując na lewą nogę - zupełnie jakby chciała wytrzepać z ucha wodę. Nie odniosła zamierzonego skutku, ale za to potrąciła starszą panią, która akurat rozrzucała poplątane wstążki. Kolorowe serpentyny, które opadły na jej pszeniczne włosy i wątłe ramiona, były przynajmniej barwne - i niosły radość. W rytm muzyki potrząsnęła ciałem, chcąc się ich pozbyć - znów z uśmiechem odmalowanym na twarzy nagle znalazłszy się pośrodku weselnego koła: zajęta nieproszonymi ozdobami nie od razu spostrzegła ten moment, a jednak - odnalazła się w nim łatwo. Chwyciła się pod boki zgodnie z manierą górskich tańców, nie przestając przebierać nogami i podrygując z nogi na nogę, później uniosła też wątłe ręce ponad głowę, klaskając parę razy wciąż w takt muzyki - mając nadzieję, że tym sposobem skuteczniej pozbędzie się kolorowych wstążek, jednocześnie chcąc zachęcić do tańca pozostałych gości, nie wszyscy odnajdywali się w tej konwencji, ale to nie miało większego znaczenia - liczyła się dobra zabawa. Zabawa w kręgu przyjaciół wyzwalała endorfiny, tak wyraźnie odbijające się w niosącym się po sali radosnym śmiechu. Nie rozumiała przekomarzań związanych z różą, wzięła ją za żart, kiedy porwała Benjamina i Alexandra do tańca - znacząco uśmiechając się do tego drugiego - czy nie on przypominał, że był jej ten taniec winny? Ósemka, wpierw z Benjaminem, kładąc dłoń na jego przedramieniu - potem zwinnie przeskakując ku Selwynowi, baletki radośnie stukały przy każdym kolejnym podskoku, a ona sama - wciąż próbowała pozbyć się girland ozdabiających jej głowę, nie pomagając sobie przy tym rękoma.
Kto pierwszy został królem? A kto chciał zostać bogiem? Kto pierwszy był człowiekiem? Kto będzie nim
ostatni?
ostatni?
The member 'Minnie McGonagall' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 1, 40
'k100' : 1, 40
-Ojej, na grypę? - zmarszczyła brwi, kiedy jeszcze tańczyła w parze z Aldrichem. Niezwykle zmartwił ją tymi słowami. Nie dość, że dzieci dręczyły teraz magiczne anomalie, na które wciąż nikt nic nie potrafił poradzić, to jeszcze takie choróbsko musiało ją dopaść.... Cóż, z pewnścią musiala się od kogoś zarazić. Aldrich był uzdrowicielem, Poppy nie wątpiła w to, że wie jak ważny jest ciepły ubiór i z pewnością dbał, by jego siostrzenica na zewnątrz wychodziła odpowiednio przygotowana -Jeśli potrzebowałbyś pomocy, to wiesz, że możesz na mnie liczyć! - powiedziała jeszcze, nim taniec zmusił ją do opuszczenia go. Nie miała oczywiście na myśli pomocy medycznej, nie wątpiła w jego umiejętności lecznicze, lecz może potrzebował, by ktoś dziewczynki popilnował?
Tak się zamyśliła nad losem dziewczynki, że tym razem nie udało się jej pokonac przeciwności losu. Nie umknęła zgrabnie przed piwem, które wylądowało na jej granatowej sukience, na samym dekolcie, robiąc na nim wielą, nieestetyczną plamę. Jęknęła głośno, choć nikt tego nie usłyszał przez głośną muzykę - jako pedantka i osoba nader schludna była zrozpaczona. Oczywiście mogła usunąć tę plamę różdzką, ale przecież nie mogła tego zrobić w tańcu. Musiała kontynuować w brudnej sukience, więc zaczerwieniła się jak burak.
Może jeszcze by to zniosła, tańczyła w kółeczku przygarbiona, miala nadzieję, że nikt nie zwróci na nią uwagi, zwłaszcza gdy uniosła dłonie, by klaskać, kiedy Justine tańczyła z Fredem i Aldrichem na środku, lecz... Zorientowała się, że następna ma być ona.
A niech to...
Musiała wyjść na środek kółeczka, zrobiła to z cierpiętniczą i bardzo zawstydzoną miną, czerwonymi jak pomidory policzkami, teraz wszyscy mieli zobaczyć tę wielką plamę na sukience i bardzo się tego wstydziła. Próbowała się uśmiechnąć, lecz wyszło to jej jakoś blado, więc spojrzenie miała raczej wbite w podłogę, gdy tańczyła ósemki z Samuelem i Floreanem.
Nie dość było jej jednak nieszczęść, bo po chwili nazbyt chichotliwa starsza czarownica przypadkiem rzuciła w nią kolorywymi serpentynami, które oplotły jej głowę i szyję. Może to nie był jednak taki dobry pomysł, aby tańcować? Zaczęła energicznie ruszać ramionami, by się tych wątpliwych ozdób pozbyć.
Tak się zamyśliła nad losem dziewczynki, że tym razem nie udało się jej pokonac przeciwności losu. Nie umknęła zgrabnie przed piwem, które wylądowało na jej granatowej sukience, na samym dekolcie, robiąc na nim wielą, nieestetyczną plamę. Jęknęła głośno, choć nikt tego nie usłyszał przez głośną muzykę - jako pedantka i osoba nader schludna była zrozpaczona. Oczywiście mogła usunąć tę plamę różdzką, ale przecież nie mogła tego zrobić w tańcu. Musiała kontynuować w brudnej sukience, więc zaczerwieniła się jak burak.
Może jeszcze by to zniosła, tańczyła w kółeczku przygarbiona, miala nadzieję, że nikt nie zwróci na nią uwagi, zwłaszcza gdy uniosła dłonie, by klaskać, kiedy Justine tańczyła z Fredem i Aldrichem na środku, lecz... Zorientowała się, że następna ma być ona.
A niech to...
Musiała wyjść na środek kółeczka, zrobiła to z cierpiętniczą i bardzo zawstydzoną miną, czerwonymi jak pomidory policzkami, teraz wszyscy mieli zobaczyć tę wielką plamę na sukience i bardzo się tego wstydziła. Próbowała się uśmiechnąć, lecz wyszło to jej jakoś blado, więc spojrzenie miała raczej wbite w podłogę, gdy tańczyła ósemki z Samuelem i Floreanem.
Nie dość było jej jednak nieszczęść, bo po chwili nazbyt chichotliwa starsza czarownica przypadkiem rzuciła w nią kolorywymi serpentynami, które oplotły jej głowę i szyję. Może to nie był jednak taki dobry pomysł, aby tańcować? Zaczęła energicznie ruszać ramionami, by się tych wątpliwych ozdób pozbyć.
Poppy Pomfrey
Zawód : pielęgniarka w Hogwarcie
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
nie przeczułam w głębi snu,
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Poppy Pomfrey' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 98, 97
--------------------------------
#2 'k10' : 2
#1 'k100' : 98, 97
--------------------------------
#2 'k10' : 2
Ruiny zamku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness