Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness
Ruiny zamku
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ruiny zamku
Umieszczony na wysokim brzegu zamek mugolom jawi się jako zwyczajne ruiny, które lata swojej świetności mają dawno za sobą. Czarodzieje jednak dostrzegają to, co zaklęcia kryją przed wzrokiem niemagicznych - dawną chwałę starej warowni. W nocy bowiem ruiny zaczynają tętnić życiem. Pojawiają się dawno zburzone ściany, na suficie rozkwitają brylantowe żyrandole, a w powietrzu rozbrzmiewa muzyka. Po zachodzie słońca zamek staje się widmem samego siebie sprzed lat i choć budulec swoją materią przypomina ciało ducha, to tyle nieraz wystarczy, by poczuć choć namiastkę dawno minionych czasów i przyjrzeć się balom, jakie niegdyś się tu odbywały, a niekiedy nawet i bitwom, jakie stoczono. Kręcące się wówczas po ruinach postaci, pozostając całkowicie niematerialne, zdają się nie zauważać nawet żyjących i zamknięte w przeszłości w dalszym ciągu, nieustannie od setek lat kontynuują swe dawno już zakończone życia.
Tym razem nie poszło jej tak dobrze. Nagłe pojawienie się małego chłopca pod jej nogami rozproszyło ją, choć dzięki pomocy Foxa, który nagle przyciągnął ją w swoją stronę, udało jej się go ominąć. Niestety straciła dość znacznie na płynności i pogubiła się w tańcu, przez co jej wykonanie figury wyglądało dość nieporadnie. Ale i tak bawiła się dobrze. Mimo swojego oddania pasji nie była stereotypową alchemiczką o białej i cienkiej jak papier skórze i rachitycznych kończynach, która nigdy nie opuszczała swojej alchemicznej piwnicy i nie miała pojęcia o rzeczywistości. Cieszyła ją ta okazja do wyjścia gdzieś i rozrywki w przyjemnym towarzystwie, choć wielu z tych ludzi, mimo wspólnej przynależności do Zakonu, nie zdążyła jeszcze zbyt dobrze poznać. Liczyła jednak, że to się zmieni, a ślub Eileen i Herewarda mógł być dobrą okazją, by pobyć wśród nich i poznać ich w mniej poważnych okolicznościach. Kto wie, kiedy nadarzy się kolejna taka okazja do radości i świętowania? W tych czasach musieli korzystać z każdej takiej chwili.
Jej jasne policzki nabrały trochę kolorów, zielone oczy błyszczały, a na twarzy malował się uśmiech. Taniec robił się coraz trudniejszy i wymagał coraz bardziej zawiłych ruchów, ale nie zrażała się tym. Nawet jeśli popełniała błędy, była przecież w gronie przyjaznych dusz i mogła poczuć się naturalniej niż w innych okolicznościach. Nawet w Mungu, gdzie pracowała jako alchemik, nie wszyscy byli życzliwie nastawieni, współpraca z niektórymi była trudna, ale tak to już było, kiedy w jednym miejscu znajdowali się ludzie z bardzo różnych środowisk. W obecnych czasach napięcie było szczególnie wyczuwalne.
Teraz znowu wszyscy zbili się w kółeczko, tańcząc wokół Justine która znalazła się w środku. Charlie znów podała ręce towarzyszom po swoich obu stronach, starając się podskakiwać wraz z nimi i nadążyć za ruchami pozostałych. Ale, jak się okazało, posadzka w jednym miejscu była wyjątkowo śliska; być może ktoś rozlał w tym miejscu jakiś napój, bo bucik Charlie ujechał na parkiecie i musiała złapać równowagę, aby się nie potknąć i nie zepsuć figury. Trochę się momentami gubiła w tych wszystkich zamianach par i wywijanych na parkiecie ósemkach, ale tym razem to nie ona została wyciągnięta do tańca, pozostając z boku i przyglądając się pląsom innych, którzy oddawali się teraz radości płynącej z tańca.
Jej jasne policzki nabrały trochę kolorów, zielone oczy błyszczały, a na twarzy malował się uśmiech. Taniec robił się coraz trudniejszy i wymagał coraz bardziej zawiłych ruchów, ale nie zrażała się tym. Nawet jeśli popełniała błędy, była przecież w gronie przyjaznych dusz i mogła poczuć się naturalniej niż w innych okolicznościach. Nawet w Mungu, gdzie pracowała jako alchemik, nie wszyscy byli życzliwie nastawieni, współpraca z niektórymi była trudna, ale tak to już było, kiedy w jednym miejscu znajdowali się ludzie z bardzo różnych środowisk. W obecnych czasach napięcie było szczególnie wyczuwalne.
Teraz znowu wszyscy zbili się w kółeczko, tańcząc wokół Justine która znalazła się w środku. Charlie znów podała ręce towarzyszom po swoich obu stronach, starając się podskakiwać wraz z nimi i nadążyć za ruchami pozostałych. Ale, jak się okazało, posadzka w jednym miejscu była wyjątkowo śliska; być może ktoś rozlał w tym miejscu jakiś napój, bo bucik Charlie ujechał na parkiecie i musiała złapać równowagę, aby się nie potknąć i nie zepsuć figury. Trochę się momentami gubiła w tych wszystkich zamianach par i wywijanych na parkiecie ósemkach, ale tym razem to nie ona została wyciągnięta do tańca, pozostając z boku i przyglądając się pląsom innych, którzy oddawali się teraz radości płynącej z tańca.
Best not to look back. Best to believe there will be happily ever afters all the way around - and so there may be; who is to say there
will not be such endings?
The member 'Charlene Leighton' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 15, 20
--------------------------------
#2 'k10' : 6
#1 'k100' : 15, 20
--------------------------------
#2 'k10' : 6
Chłopiec został ocalony, niestety - nawet ja poczułem, że przez moje hulaszcze miraże Charlene zgubiła rytm. Nie byłem z tego powodu szczególnie dumny, zawsze uważałem, że to na męskich barkach spoczywał obowiązek prowadzenia partnerki w tańcu - nawet, jeśli był to taniec grupowy, a towarzyszki co chwila zmieniały twarze. Spojrzałem na nią przepraszająco, rzucając krótkie, niemal bezgłośne wybacz, okraszone lisim uśmiechem - jakby miał on zamazać całą moją przewinę. Ostatecznie... zazwyczaj tak to działało.
Dziwne było to uczucie - choć nie znałem kroków, nogi same zdawały się ponosić mnie w rytm szkockiej muzyki, decydując, w którą stronę wykonać następny ruch; i choć początkowo ten instynkt wydawał mi się naturalny, nie trzeba było wiele czasu, bym skojarzył jego działanie z czarną magią, choć starałem się odrzucić od siebie tak ponure myśli. Czy popadałem w paranoję? Czy anomalia, styczność z metodami działania czarnoksiężników, a do tego działalnośc w Zakonie Feniksa czyniły mnie... zbyt wyczulonym? Czy granice między magią białą a czarną były płynne? Kiedy kończyło się wsparcie, a zaczynało nadużycie?
Brwao, Fox. Znalazłeś sobie świetne tematy do przemyśleń w samym środku wesela. Nie wiem, na jak długo odkleiłem się od rzeczywistości - i czy w ogóle pozostało to zauważone. Gdy świadomość ściągnęła mnie na ziemię, Just była już wewnątrz kręgu, a mój widok ponownie przesłoniła wielobarwna tęcza z serpentyn. Może to i dobrze, bo na dobre odciągnęła moją głowę od ponurych dywagacji, choć zacząłem się zastanawiać, czy może Tonks mogła jednak mieć z tym coś wspólnego. Ruszyłem w środek kręgu, energicznie potrząsając przy tym czupryną i tym samym licząc na to, że uda mi się pozbyć dodatkowej ozdoby. Nie to, bym miał coś przeciwko kolorom, jednak odniosłem nieodparte wrażenie, że jeśli się ich nie pozbędę, za chwilę zostaną moim deserem.
Na krótki moment złapałem pod ramię Tonks, kręcąc się niczym dwa bączki, po czym ustąpiłem miejsca Aldrichowi.
Dziwne było to uczucie - choć nie znałem kroków, nogi same zdawały się ponosić mnie w rytm szkockiej muzyki, decydując, w którą stronę wykonać następny ruch; i choć początkowo ten instynkt wydawał mi się naturalny, nie trzeba było wiele czasu, bym skojarzył jego działanie z czarną magią, choć starałem się odrzucić od siebie tak ponure myśli. Czy popadałem w paranoję? Czy anomalia, styczność z metodami działania czarnoksiężników, a do tego działalnośc w Zakonie Feniksa czyniły mnie... zbyt wyczulonym? Czy granice między magią białą a czarną były płynne? Kiedy kończyło się wsparcie, a zaczynało nadużycie?
Brwao, Fox. Znalazłeś sobie świetne tematy do przemyśleń w samym środku wesela. Nie wiem, na jak długo odkleiłem się od rzeczywistości - i czy w ogóle pozostało to zauważone. Gdy świadomość ściągnęła mnie na ziemię, Just była już wewnątrz kręgu, a mój widok ponownie przesłoniła wielobarwna tęcza z serpentyn. Może to i dobrze, bo na dobre odciągnęła moją głowę od ponurych dywagacji, choć zacząłem się zastanawiać, czy może Tonks mogła jednak mieć z tym coś wspólnego. Ruszyłem w środek kręgu, energicznie potrząsając przy tym czupryną i tym samym licząc na to, że uda mi się pozbyć dodatkowej ozdoby. Nie to, bym miał coś przeciwko kolorom, jednak odniosłem nieodparte wrażenie, że jeśli się ich nie pozbędę, za chwilę zostaną moim deserem.
Na krótki moment złapałem pod ramię Tonks, kręcąc się niczym dwa bączki, po czym ustąpiłem miejsca Aldrichowi.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3, 23
--------------------------------
#2 'k10' : 6
#1 'k100' : 3, 23
--------------------------------
#2 'k10' : 6
Fakt iż Fred poniekąd zgodził się "mieć na uwadze" moją prośbę zdawał się być dla mnie wystarczającym, by nie podejmować dalej tematu i pozwolić, by po protu niosły mnie nogi. Sprawy jednak szybko obrały dość nieoczekiwany obrót. W momencie w którym przypadkiem pod moimi nogami zjawił się chłopiec, którego nie udało mi się ominąć. Z zaskoczoną miną odprowadziłam go wzrokiem gdy uciekał w stronę matki. Tak, zdecydowanie nie miałam podejścia do dzieci - zwłaszcza gdy tratowałam je gdy pojawiały się na mojej drodze. Zerknęłam tam raz jeszcze gubiąc rytm, zawieszając spojrzenie na dziecku i jego matce. Bolesna igła wbiła się, gdy obserwowałam, jak ta przytula go, otacza miłością, roztacza nad nim opiekę, dokładnie tak, jak przed laty robiła to moja matka.
Zamrugałam kilka razy odganiając łzy odwracając twarz w stronę Samuela, spróbowałam się uśmiechnąć, ale ten uśmiech wyszedł blado, bladziej niż ten wcześniejszy.
- Mam nadzieję. - odparłam jedynie i nie wiedząc kiedy znalazłam się na środku kółka. Rozejrzałam się zdumiona, ale nie mając za wiele czasu na rozmyślanie o sytuacji zamiast tego wzięłam się pod ręce z Fredem tańcząc ósemkę, by zaraz wrócić do środka i spróbować to samo z Aldrichem, dopiero po chwili dostrzegając lecący w moją stronę trunek. Cóż, zamierzałam spróbować go uniknąć, ale znów, zmoczona sukienka mogłaby zostać zamieniona na upragnione spodnie - w końcu miałabym ku temu doprawdy dobry powód, czyż nie? I nikt nie byłby w stanie winić mnie za to, że mojego ciała nie opina jakaś wyciągnięta nie wiadomo skąd sukienka. Gdyby ktoś zapytał o mój strój mogłabym opowiedzieć o nieszczęśliwym zbiegu okoliczności, który doprowadził to tego, że nie mogłam nosić tej jakże ujmująco pięknej kreacji. Mój smutek nie byłby szczery, ale z pewnością ja byłabym szczęśliwa.
Zamrugałam kilka razy odganiając łzy odwracając twarz w stronę Samuela, spróbowałam się uśmiechnąć, ale ten uśmiech wyszedł blado, bladziej niż ten wcześniejszy.
- Mam nadzieję. - odparłam jedynie i nie wiedząc kiedy znalazłam się na środku kółka. Rozejrzałam się zdumiona, ale nie mając za wiele czasu na rozmyślanie o sytuacji zamiast tego wzięłam się pod ręce z Fredem tańcząc ósemkę, by zaraz wrócić do środka i spróbować to samo z Aldrichem, dopiero po chwili dostrzegając lecący w moją stronę trunek. Cóż, zamierzałam spróbować go uniknąć, ale znów, zmoczona sukienka mogłaby zostać zamieniona na upragnione spodnie - w końcu miałabym ku temu doprawdy dobry powód, czyż nie? I nikt nie byłby w stanie winić mnie za to, że mojego ciała nie opina jakaś wyciągnięta nie wiadomo skąd sukienka. Gdyby ktoś zapytał o mój strój mogłabym opowiedzieć o nieszczęśliwym zbiegu okoliczności, który doprowadził to tego, że nie mogłam nosić tej jakże ujmująco pięknej kreacji. Mój smutek nie byłby szczery, ale z pewnością ja byłabym szczęśliwa.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Ostatnio zmieniony przez Justine Tonks dnia 25.05.18 14:16, w całości zmieniany 1 raz
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Zakon Feniksa
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 94, 6
--------------------------------
#2 'k100' : 14
#1 'k100' : 94, 6
--------------------------------
#2 'k100' : 14
The member 'Justine Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 9
'k10' : 9
Uderzenie nie było mocne, ale siarczyste odbicie od jego skóry, miało pozostawić bolesny siniak. Ot, jedna z kolejnych pamiątek, jakich się miał doprosić dzisiejszego wieczora. I zdecydowanie nie największa. Samuel posłał winowajcy krzywe spojrzenie, marszcząc czarne brwi, ale na słowa brakowało czasu, gdy nogi plątały się, wybijając z melodii i krusząc równy rytm wystukiwany stopami. Jak widział, nie tylko za jego przyczyną figura (chwilowo) wymknęła się spod kontroli tańczących, ale muzyka działała inaczej i kilka podskoków dalej, wyrównali koło.
Nie do końca odnajdował się w oferowanej konwencji i klimacie, ale na tych kilka chwil, odsuwał nieprzyjemne analizy (albo starał się to zrobić), co jakiś czas posyłając uśmiech Eileen, która dziś nie powinna zastanawiać się nad samopoczuciem towarzyszącej jej przyjaciół. Dzień był dla niej. Dla nich właściwie, dzieląc go na pół z Bartiusem.
Nie zdążył jeszcze dostatecznie odnaleźć się w narastających tonach i przyspieszonej melodii, gdy dźwięki przytłoczył dosyć świergotliwy, kobiecy śmiech. Katem oka dostrzegł starszą matronę o rozciągniętych psotnie wargach, które pasowały bardziej dzierlatkom. I oto na jego głowie i ramionach, nawet na czarnej brodzie, pojawiły sie kolorowe wstążki i serpentyny. Tę najbliższą, łaskocząca w nos starał się zdmuchnąć oddechem, ale pozostałe dzielnie czepiały się włosów i ubrania, nie dając zbyt łatwo pozbyć. Dłonie miał zajęte, obejmując palce towarzyszy i kręcąc ósemki z uroczą Poppy, której szkarłatny pąs zdobił jasne policzki. Wyglądała ślicznie i to jej twarz przyciągała spojrzenie, nie przybrudzona sukienka.
Zadaniem było nie popsuć tanecznych podrygiwań, by jednocześnie pozbyć się (w ruchu) wplatanych wstążek. Że też nawet w tańcu wymagało się takich pokładów sprytu i refleksu. Szkockie rytmy chyba nie będą należały do jego ulubionych, chociaż musiał przyznać, że klimat miał swój specyficzny urok, nieznany mu, bardziej odległy i zapewne dla wielu pociągający. Skamander wolał bardziej klasyczne rytmy, ale nie odmawiał piękna temu, co było mu nieznane. W końcu, to tajemnica najczęściej go pociągała. Ale może nie każda była dla niego.
Nie do końca odnajdował się w oferowanej konwencji i klimacie, ale na tych kilka chwil, odsuwał nieprzyjemne analizy (albo starał się to zrobić), co jakiś czas posyłając uśmiech Eileen, która dziś nie powinna zastanawiać się nad samopoczuciem towarzyszącej jej przyjaciół. Dzień był dla niej. Dla nich właściwie, dzieląc go na pół z Bartiusem.
Nie zdążył jeszcze dostatecznie odnaleźć się w narastających tonach i przyspieszonej melodii, gdy dźwięki przytłoczył dosyć świergotliwy, kobiecy śmiech. Katem oka dostrzegł starszą matronę o rozciągniętych psotnie wargach, które pasowały bardziej dzierlatkom. I oto na jego głowie i ramionach, nawet na czarnej brodzie, pojawiły sie kolorowe wstążki i serpentyny. Tę najbliższą, łaskocząca w nos starał się zdmuchnąć oddechem, ale pozostałe dzielnie czepiały się włosów i ubrania, nie dając zbyt łatwo pozbyć. Dłonie miał zajęte, obejmując palce towarzyszy i kręcąc ósemki z uroczą Poppy, której szkarłatny pąs zdobił jasne policzki. Wyglądała ślicznie i to jej twarz przyciągała spojrzenie, nie przybrudzona sukienka.
Zadaniem było nie popsuć tanecznych podrygiwań, by jednocześnie pozbyć się (w ruchu) wplatanych wstążek. Że też nawet w tańcu wymagało się takich pokładów sprytu i refleksu. Szkockie rytmy chyba nie będą należały do jego ulubionych, chociaż musiał przyznać, że klimat miał swój specyficzny urok, nieznany mu, bardziej odległy i zapewne dla wielu pociągający. Skamander wolał bardziej klasyczne rytmy, ale nie odmawiał piękna temu, co było mu nieznane. W końcu, to tajemnica najczęściej go pociągała. Ale może nie każda była dla niego.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k100' : 14
--------------------------------
#3 'k10' : 9
#1 'k100' : 75
--------------------------------
#2 'k100' : 14
--------------------------------
#3 'k10' : 9
Hopsasa, hopsasa! Kątem oka widziałem, że nasze figury nie są tak płynne jak być powinny, ale kto by się tym przejmował. Nie byliśmy profesjonalnymi tancerzami tylko gośćmi weselnymi, którzy chcieli bawić się do białego rana. A przynajmniej ja miałem takie plany i nadzieję, że nikt mi ich nie pokrzyzuje. Minęło dużo czasu odkąd byłem gościem podobnej imprezy, więc nie zamierzałem marnować okazji. Widziałem jak Florence skacze uśmiechnięta z Josephem, jak Aldrichowi plączą się nogi, jak Eileen rozświetla całą salę promieniującym od niej szczęściem. Już teraz byłem pewny, że będę wspominał ten ślub z sentymentem. Szczególnie, że debiutował tu nasz tort ala Fortescue.
Zaklaskałem wesoło do rytmu, kiedy Poppy wskoczyła do kółka. Widziałem jak się zaczerwieniła, a naprawdę nie miała powodu! Wtedy też zauważyłem jak w moim kierunku pędzi korek od szampana! Musiałem go uniknąć, naprawdę nie chciałem paradować z podbitym okiem. Wykonałem unik równie zwinny co na ścieżkach.
Zaklaskałem wesoło do rytmu, kiedy Poppy wskoczyła do kółka. Widziałem jak się zaczerwieniła, a naprawdę nie miała powodu! Wtedy też zauważyłem jak w moim kierunku pędzi korek od szampana! Musiałem go uniknąć, naprawdę nie chciałem paradować z podbitym okiem. Wykonałem unik równie zwinny co na ścieżkach.
not a perfect soldier
but a good man
but a good man
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Florean Fortescue' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 76, 52
--------------------------------
#2 'k10' : 1
#1 'k100' : 76, 52
--------------------------------
#2 'k10' : 1
Ach, nie wyszło jej. Spojrzała nieco niepocieszona na biały materiał, który został na podłodze. Nie zdołała go podnieść, trudno. Joseph jakoś da radę bez niego. Miała tylko nadzieję, że nikt nie potknie się na nim, bo to mogłoby doprowadzić do dość bolesnego upadku! Nie wyglądało jednak na to, by ktoś w ogóle zauważył pętającą się po posadzce poszetkę, Florence wkrótce więc też przestała zwracać na nią uwagę. Ujęła ręce swoich towarzyszy zabawy (już nawet zdecydowanie mniej speszona wyciągnęła dłonie ku Benjaminowi) i kółeczko poszło! Sukienka swobodnie podskakiwała jej do rytmu kroków, włosy także, uśmiech nie schodził z twarzy. Musiała przyznać, że w sumie już dość dawno się nie wystroiła tak porządnie - i gdy nadeszła taka chwila, Florence poczuła się niezwykle kobieco! Na co dzień nie było takiej okazji. Zwykłe zakładanie spódnic czy sukienek do pracy to nie było to samo co odświętne ubranie się na taką zabawę!
Kółeczko przystanęło - Florence zaczęła rytmicznie klaskać w rytm muzyki, kiedy w kółeczkach następowały kolejne zmiany. A choć patrzyła głównie na tańczących, jej uwadze nie uszedł także jegomość z tłumu, który postanowił rzucić nad tancerzy kilka białych róż. Hm, chyba nie był to pierwszy taki jego pomysł, w końcu wcześniej Joseph też próbował taki kwiat pochwycić. No, skoro miała teraz okazję, chyba spróbuje zawstydzić Wrighta - kiedy tylko róża leciała w jej kierunku, wyciągnęła ręce, próbując ją złapać ze zgrabnym piruetem.
Kółeczko przystanęło - Florence zaczęła rytmicznie klaskać w rytm muzyki, kiedy w kółeczkach następowały kolejne zmiany. A choć patrzyła głównie na tańczących, jej uwadze nie uszedł także jegomość z tłumu, który postanowił rzucić nad tancerzy kilka białych róż. Hm, chyba nie był to pierwszy taki jego pomysł, w końcu wcześniej Joseph też próbował taki kwiat pochwycić. No, skoro miała teraz okazję, chyba spróbuje zawstydzić Wrighta - kiedy tylko róża leciała w jej kierunku, wyciągnęła ręce, próbując ją złapać ze zgrabnym piruetem.
What is my life?
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Am I doing this right?
I just realized that I might
Not know what the hell is going on!
Florence Fortescue
Zawód : Bezrobotna
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
If you can't see anything beautiful about yourself...
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
Get a better mirror
Look a little closer
Stare a little longer
OPCM : 5 +2
UROKI : 4 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 10
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 3
Genetyka : Czarownica
Neutralni
The member 'Florence Fortescue' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 9, 100
--------------------------------
#2 'k10' : 7
#1 'k100' : 9, 100
--------------------------------
#2 'k10' : 7
Tak, jak się spodziewał, nie poradził sobie ze skomplikowaną przeplatanką: obserwowanie pozostałych tancerzy nie zdało się na nic, a kolorowe serpentyny dodatkowo rozproszyły jego uwagę; chociaż udało mu się skutecznie pozbyć barwnych wstążek, i nie wyglądał już jak wyjątkowo mało gustowne drzewko bożonarodzeniowe, to tę operację przypłacił wypadnięciem z rytmu na kilka długich sekund, w czasie których wpadł na co najmniej trzy osoby. W normalnych okolicznościach oblałby się zapewne gorącym rumieńcem zażenowania, ale beztroska atmosfera przyjęcia i szkocka muzyka, czyniły swoje cuda; zaśmiał się więc tylko, posyłając przepraszające spojrzenia poszkodowanym i – nie przestając wesoło podrygiwać – zajął ponownie swoje miejsce w świeżo uformowanym kółku.
Był zdecydowanie wdzięczny, że tym razem nie musiał robić wiele poza kręceniem się dookoła i obserwowaniem zmagań gości wyciąganych do środka przez Minnie; obserwował ją bezwiednie, z uśmiechem, nie zauważając wcale, by miała jakieś kłopoty z rytmem, a dodatkowe podskoki biorąc za taneczny ozdobnik. Nie miał zresztą za bardzo okazji do zastanowienia się nad zawiłością kroków wykonywanych przez tańczące w środku trójki, bo w polu jego widzenia – znów! – pojawiły się nagle rozbiegane dzieci, a jedno z nich postanowiło z jego nóg uczynić sobie przeszkodę, wokół której zaczęło podskakiwać jak szalone. – H-h-hej, uważaj! – rzucił, próbując przekrzyczeć muzykę, ale równie dobrze mógłby mówić do wirujących w powietrzu serpentyn; rudzielec z burzą loczków nic nie robił sobie z jego ostrzeżeń, nadal kręcąc się jak szalony, zmuszając Billy’ego do wykonania karkołomnej serii uników i sprawiając, że kompletnie przestał zwracać uwagę na to, co działo się na parkiecie. Zadanie nie było proste, zwłaszcza, że bardzo mocno starał się nie wypaść przy tym z rytmu, ale postanowił zrobić wszystko, żeby uchronić malca przed stratowaniem; nie tylko dlatego, że bliskie spotkanie najprawdopodobniej skończyłoby się dla niego mało szczęśliwie – przez cały czas czuł na sobie czujny wzrok jednej ze szkockich matron, najprawdopodobniej matki chłopca, albo kogoś, kto miał za zadanie mieć na niego oko. Zerknął na nią pobieżnie, po czym natychmiast odwrócił spojrzenie; z całą pewnością nie miał ochoty na bliższe zapoznanie.
Był zdecydowanie wdzięczny, że tym razem nie musiał robić wiele poza kręceniem się dookoła i obserwowaniem zmagań gości wyciąganych do środka przez Minnie; obserwował ją bezwiednie, z uśmiechem, nie zauważając wcale, by miała jakieś kłopoty z rytmem, a dodatkowe podskoki biorąc za taneczny ozdobnik. Nie miał zresztą za bardzo okazji do zastanowienia się nad zawiłością kroków wykonywanych przez tańczące w środku trójki, bo w polu jego widzenia – znów! – pojawiły się nagle rozbiegane dzieci, a jedno z nich postanowiło z jego nóg uczynić sobie przeszkodę, wokół której zaczęło podskakiwać jak szalone. – H-h-hej, uważaj! – rzucił, próbując przekrzyczeć muzykę, ale równie dobrze mógłby mówić do wirujących w powietrzu serpentyn; rudzielec z burzą loczków nic nie robił sobie z jego ostrzeżeń, nadal kręcąc się jak szalony, zmuszając Billy’ego do wykonania karkołomnej serii uników i sprawiając, że kompletnie przestał zwracać uwagę na to, co działo się na parkiecie. Zadanie nie było proste, zwłaszcza, że bardzo mocno starał się nie wypaść przy tym z rytmu, ale postanowił zrobić wszystko, żeby uchronić malca przed stratowaniem; nie tylko dlatego, że bliskie spotkanie najprawdopodobniej skończyłoby się dla niego mało szczęśliwie – przez cały czas czuł na sobie czujny wzrok jednej ze szkockich matron, najprawdopodobniej matki chłopca, albo kogoś, kto miał za zadanie mieć na niego oko. Zerknął na nią pobieżnie, po czym natychmiast odwrócił spojrzenie; z całą pewnością nie miał ochoty na bliższe zapoznanie.
I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Billy Moore' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 96, 79
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k100' : 96, 79
--------------------------------
#2 'k10' : 4
Ruiny zamku
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Szkocja :: Loch Ness