Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham
Opuszczone zamczysko
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Opuszczone zamczysko
Władcy Durham już kilka stuleci temu porzucili jedną ze swych posiadłości, spisując ją na straty i pozwalając, by stała się ona schronieniem dla leśnych stworzeń. Od lat nikt o nią nie dba, nikt się do niej nie zbliża, nikt – nawet ciekawskie latorośle rodu Burke – nie śmie zajrzeć do środka. Zamek stał się grobowcem i samotnią dla swego jedynego mieszkańca, którego obecność sprawiła, że panowie Durham bezwzględnie zabronili odwiedzania popadającego w ruinę budynku. Wyłącznie biegli w historii magii czarodzieje wiedzą, iż przed wiekami, młoda lady Burke sprzeciwiła się świętej woli swego ojca nakazującego jej poślubić wybranego przez siebie kandydata. Dziewczyna nie chciała tego uczynić i z rozpaczy zamknęła się w skrzyni, w jakiej rodzice trzymali jej wiano. Udusiła się, a po śmierci powróciła jako duch. Wstydliwa historia nie jest znana nawet samym Burke’om, gdyż starsze pokolenia robiły, co mogły, aby zatrzeć wstydliwą plamę na honorze rodziny. Dziś już prawie nikt o tym nie pamięta, ale i tak nikt nie zapuszcza się w okolice zamczyska, pomny na przestrogi oraz specyficzną aurę otaczającą ruiny.
- Wychodzę z założenia, że zawsze da się coś z czegoś zrobić. - odparłem spokojnie lekko kiwając głową – Jeśli czegoś nie da się naprawić, to należy to zbudować od nowa...czy jak w tym przypadku – machnąłem ręką jakby chciał jej pokazać wszystko w około – rozebrać budynek, a to co z niego pozostało użyć do odbudowy innych konstrukcji. - pozwoliłem sobie na lekki uśmiech.
Byłem dobrej myśli jeśli chodziło o to miejsce. Owszem, może i ten konkretny budynek był cały do rozbiórki, ale dom można było uratować. Odbudowa i możliwość zamieszkania, posiadanie dachu nad głową z całą pewnością podniesie na duchu mieszkańców. Chociaż wydawało się, że każde hrabstwo teraz dbało o siebie, co nikogo tak naprawdę nie dziwiło, to jednak byliśmy jednak państwem, jedną społecznością. Każdy chciał aby wszystko w około wróciło do normy, ale nie było opcji by to się stało jeśli nikt nie weźmie się do roboty. Nic nie przychodzi za darmo, ja to wiedziałem, ale czasami odnosiłem wrażenie, że niektórzy tylko czekali by ktoś zrobił wszystko za nich.
- To prawda, ale nie zawsze też da się oszczędzać. - pokręciłem głową patrząc na kobietę.
W czasach, w których aktualnie przyszło nam żyć, oszczędzanie było bardzo ważne. Nigdy nie było wiadomo kiedy znów postanowi na nas spać kolejna kometa czy inne anomalie. Ludzie robili wszystko by przeżyć, jednocześnie chcąc oszczędzać by mieć pieniądze na przyszłość kiedy wszystko zacznie wracać do normy. Ci, których było na to stać, odnosili sukces, ale nie wszyscy mieli takie szczęście. Ja mogłem siebie zaliczyć do tych szczęściarzy, bo mimo katastrofy i panującego w około przygnębienia, strachu i smutku, wyszedłem z tego obronną ręką. Moje usługi były teraz potrzebne jeszcze bardziej, a ja na tym zarabiałem. Niektórzy mogliby powiedzieć, że jestem hipokrytą, bo z jednej strony pomagam ludziom i mówię jak to pomoc w tych dniach jest ważna, ale z drugiej strony brałem od ludzi pieniądze. Ależ oczywiście, że tak, bo ja też przecie musiałem za coś żyć.
Kiedy kurz opadł i udało mi się złapać chociaż mały oddech, otworzyłem oczy i najpierw rozejrzałem się w około, aby w końcu utkwić spojrzenie w lady Burke.
- Wszystko w porządku, nic co by nie miało się zagoić. - powiedziałem spokojnie, a po chwili zdałem sobie sprawę, że nadal trzymam ją w talii, a ona w sumie to na mnie leży – Ale najważniejsze, że lady nic nie jest. - dodałem po chwili zabierając dłonie z jej ciała – Myślę, że na tą chwilę dobrym pomysłem będzie opuszczenie tego miejsca. Nie chcemy aby, nie daj Merlinie, doszło do jakiejś katastrofy z większym uszczerbkiem na zdrowiu. - odparłem uśmiechając się lekko.
Byłem dobrej myśli jeśli chodziło o to miejsce. Owszem, może i ten konkretny budynek był cały do rozbiórki, ale dom można było uratować. Odbudowa i możliwość zamieszkania, posiadanie dachu nad głową z całą pewnością podniesie na duchu mieszkańców. Chociaż wydawało się, że każde hrabstwo teraz dbało o siebie, co nikogo tak naprawdę nie dziwiło, to jednak byliśmy jednak państwem, jedną społecznością. Każdy chciał aby wszystko w około wróciło do normy, ale nie było opcji by to się stało jeśli nikt nie weźmie się do roboty. Nic nie przychodzi za darmo, ja to wiedziałem, ale czasami odnosiłem wrażenie, że niektórzy tylko czekali by ktoś zrobił wszystko za nich.
- To prawda, ale nie zawsze też da się oszczędzać. - pokręciłem głową patrząc na kobietę.
W czasach, w których aktualnie przyszło nam żyć, oszczędzanie było bardzo ważne. Nigdy nie było wiadomo kiedy znów postanowi na nas spać kolejna kometa czy inne anomalie. Ludzie robili wszystko by przeżyć, jednocześnie chcąc oszczędzać by mieć pieniądze na przyszłość kiedy wszystko zacznie wracać do normy. Ci, których było na to stać, odnosili sukces, ale nie wszyscy mieli takie szczęście. Ja mogłem siebie zaliczyć do tych szczęściarzy, bo mimo katastrofy i panującego w około przygnębienia, strachu i smutku, wyszedłem z tego obronną ręką. Moje usługi były teraz potrzebne jeszcze bardziej, a ja na tym zarabiałem. Niektórzy mogliby powiedzieć, że jestem hipokrytą, bo z jednej strony pomagam ludziom i mówię jak to pomoc w tych dniach jest ważna, ale z drugiej strony brałem od ludzi pieniądze. Ależ oczywiście, że tak, bo ja też przecie musiałem za coś żyć.
Kiedy kurz opadł i udało mi się złapać chociaż mały oddech, otworzyłem oczy i najpierw rozejrzałem się w około, aby w końcu utkwić spojrzenie w lady Burke.
- Wszystko w porządku, nic co by nie miało się zagoić. - powiedziałem spokojnie, a po chwili zdałem sobie sprawę, że nadal trzymam ją w talii, a ona w sumie to na mnie leży – Ale najważniejsze, że lady nic nie jest. - dodałem po chwili zabierając dłonie z jej ciała – Myślę, że na tą chwilę dobrym pomysłem będzie opuszczenie tego miejsca. Nie chcemy aby, nie daj Merlinie, doszło do jakiejś katastrofy z większym uszczerbkiem na zdrowiu. - odparłem uśmiechając się lekko.
Mitch Macnair
Zawód : Twórca magicznych budowli
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Czasem nie da się czegoś poskładać, trzeba wtedy sprzątnąć odłamki i zacząć budować od nowa.
OPCM : 5 +3
UROKI : 10 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 15
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Zdawało się, że to co czyniła była kroplą w morzu potrzeb. Pomimo tego nie poddawała się, bo jeżeli mogła pomóc paru osobom, to chciała to uczynić. Miała też nadzieję, że wsparcie ruszy kaskadowo - jedni maja zapewniony byt, wobec czego mogą pomagać innym. Zapiski oraz opinia pana Macnaira mogły zapewnić sprawne działania w hrabstwie.
-Będę wdzięczna jak otrzymam od pana wszystkie wytyczne, które będę mogła przekazać budowniczym. - Mieli nimi stać się zwykli ludzi. Nie było w kraju tylu budowniczych, aby zapewnić profesjonalne usługi, ale zawsze pojawiał się znikąd “złota rączka”, który okazywał się mieć zdolności ułatwiające działanie. Na takich ludzi liczyła - widziała ich w akcji wcześniej, kiedy trwały silne akcje wojenne. Teraz walczyli z żywiołem, ścigając się z czasem, aby na okres zimowy jak najwięcej osób miało dach nad głową.
Ten nad nimi zaś właśnie się zawalił.
-To dobrze. - Uśmiechnęła się z wyraźną ulgą i powoli wstała otrzepując swoje ubranie. Dopiero po chwili do niej dotarło co miał na myśli mężczyzna. Na ich szczęście, tereny były opuszczone więc nikt nie był obecny, aby do widocznej sceny dorobić całą opowieść, jaka mogła zszokować nie jednego i przyprawić o marsowe czoło jej ojca. Zerknęła na sufit kiedy opuszczali budynek. Dziura znacznie się powiększyła tym samym potwierdzając słowa czarodzieja. Budynek nadawał się wyłącznie do rozbiórki. Kiedy znaleźli się w bezpiecznym miejscu zwróciła się do mężczyzny ponownie.
-Dziękuję za pomoc. - Z tymi słowami wyciągnęła dłoń w geście uścisku. -Wiem już co robić, a jak otrzymam pełne wytyczne zaczniemy działać. Chciałabym, aby prace zakończyły się przed pierwszymi przymrozkami. Im więcej ludzi znajdzie na czas zimy dach nad głową, tym lepiej.
Nie mogła uratować każdego, nie mogła pomóc jednostkom każdej z osobna, ale mogła wesprzeć rodziny, mogła sprawić, że zaczną działać, ruszą z pomocą. -Gdyby czegoś pan potrzebował proszę śmiało wysyłać sowę. - Czuła wdzięczność. Nie robił tego za darmo i nie oczekiwała od niego postawy pełnej oddania społeczności magicznej. Musiał sam z czegoś żyć, ale mógł też odmówić, twierdząc, że jego osoba jest potrzebna na ziemiach, którymi zarządza Namiestnik Macnair.
Czekało ją jeszcze spotkanie z burmistrzem więc kiedy pożegnałą się z czarodziejem udała się na miejsce, w którym dalej mieli pochylać się nad sytuacją w hrabstwie.
|Przeznaczam 250 PM na rozbiórkę domostwa i przekazanie elementów zdatnych do budowy na odbudowe domostw czarodziejskich
|zt x2
-Będę wdzięczna jak otrzymam od pana wszystkie wytyczne, które będę mogła przekazać budowniczym. - Mieli nimi stać się zwykli ludzi. Nie było w kraju tylu budowniczych, aby zapewnić profesjonalne usługi, ale zawsze pojawiał się znikąd “złota rączka”, który okazywał się mieć zdolności ułatwiające działanie. Na takich ludzi liczyła - widziała ich w akcji wcześniej, kiedy trwały silne akcje wojenne. Teraz walczyli z żywiołem, ścigając się z czasem, aby na okres zimowy jak najwięcej osób miało dach nad głową.
Ten nad nimi zaś właśnie się zawalił.
-To dobrze. - Uśmiechnęła się z wyraźną ulgą i powoli wstała otrzepując swoje ubranie. Dopiero po chwili do niej dotarło co miał na myśli mężczyzna. Na ich szczęście, tereny były opuszczone więc nikt nie był obecny, aby do widocznej sceny dorobić całą opowieść, jaka mogła zszokować nie jednego i przyprawić o marsowe czoło jej ojca. Zerknęła na sufit kiedy opuszczali budynek. Dziura znacznie się powiększyła tym samym potwierdzając słowa czarodzieja. Budynek nadawał się wyłącznie do rozbiórki. Kiedy znaleźli się w bezpiecznym miejscu zwróciła się do mężczyzny ponownie.
-Dziękuję za pomoc. - Z tymi słowami wyciągnęła dłoń w geście uścisku. -Wiem już co robić, a jak otrzymam pełne wytyczne zaczniemy działać. Chciałabym, aby prace zakończyły się przed pierwszymi przymrozkami. Im więcej ludzi znajdzie na czas zimy dach nad głową, tym lepiej.
Nie mogła uratować każdego, nie mogła pomóc jednostkom każdej z osobna, ale mogła wesprzeć rodziny, mogła sprawić, że zaczną działać, ruszą z pomocą. -Gdyby czegoś pan potrzebował proszę śmiało wysyłać sowę. - Czuła wdzięczność. Nie robił tego za darmo i nie oczekiwała od niego postawy pełnej oddania społeczności magicznej. Musiał sam z czegoś żyć, ale mógł też odmówić, twierdząc, że jego osoba jest potrzebna na ziemiach, którymi zarządza Namiestnik Macnair.
Czekało ją jeszcze spotkanie z burmistrzem więc kiedy pożegnałą się z czarodziejem udała się na miejsce, w którym dalej mieli pochylać się nad sytuacją w hrabstwie.
|Przeznaczam 250 PM na rozbiórkę domostwa i przekazanie elementów zdatnych do budowy na odbudowe domostw czarodziejskich
|zt x2
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Strona 4 z 4 • 1, 2, 3, 4
Opuszczone zamczysko
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham