Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham
Altana na skraju lasu
Strona 1 z 22 • 1, 2, 3 ... 11 ... 22
AutorWiadomość
Altana na skraju lasu
Najbardziej zazieleniony zakątek lasu, płynnie przechodzący w zaczarowaną, leśną głuszę. Soczysty kolor trawy przetyka się gdzieniegdzie z fioletowym i różowym kwieciem, nie pozwalającym zapomnieć o godności organizatorów, tuż przy granicy z całkowicie zieloną częścią puszczy przebiega drobny strumyk z krystalicznie czystą wodą. Tuż za nim znajduje się altanka, magicznie powiększona i mieszcząca znacznie więcej osób, niż wydawałoby się po jej rozmiarach.
19.05.
Mroczni panowie Cheshire nawet w tak wyjątkowej sytuacji nie poczynili odstępstwa od swych twardych reguł i jak co roku skrzętnie skorzystali z gościnności rodu Burke, który udostępnił im swoje ziemie na czas trwania wiosennego turnieju szermierczego. Arystokraci zbierali się tłumnie – mężni lordowie przybywali, by wziąć udział w szermierczych potyczkach a nobliwe lady wykorzystywały okazję, by ze stosownej odległości obserwować zmagania panów. W tym roku po raz pierwszy
w turnieju mogły wystartować kobiety, lecz z oczywistych przyczyn, niewiele dam wykorzystało daną im sposobność. Szermiercze umiejętności wciąż pozostawały domeną mężczyzn, a obnoszenie się nimi w niewieścim towarzystwie nie uchodziło za tak wielką cnotę, jak talent przejawiany w tańcu czy grze na instrumencie.
Na skraju rozległego ogrodu, gdzie zieleń rosnących klomb dopiero przegryzała się z purpurą krzewiącego się dziko lasu, w magicznie powiększonej altance urządzono punkt widokowy. Nie brakło tam wygodnych siedzisk, ani unoszących się tac z wystawnymi przekąskami, winem oraz orzeźwiającymi napojami, słudzy krążyli wokół arystokratów gotowi natychmiast spełnić każdą, nawet tę niewypowiedzianą zachciankę. Dla amatorów szermierczych pojedynków przygotowano również zaczarowane lornetki, umożliwiające obserwowanie potyczki wprost z wygodnych i miękkich lewitujących foteli. Z niewidzialnego gramofonu sączyła się przyjemna, klasyczna muzyka, a całości iście sielankowej atmosfery dopełniała przepiękna pogoda i rozchodzące się dookoła wiosenne, kwiatowe zapachy. Gdy już wszyscy zaproszeni przybyli na miejsce, głos zabrał mistrz ceremonii – niski, przysadzisty mężczyzna, który najprawdopodobniej nigdy nie dzierżył w dłoni floretu, a z szermierką miał do czynienia wyłącznie poprzez podręcznik jej teorii. Niemniej jednak, Paul Baldwin tryskał szczerym entuzjazmem, witając z podestu gospodarza ostatnich maruderów i w końcu oficjalnie otwierając wydarzenie.
-Witam szanownych lordów i nadobne lady na dorocznym turnieju szermierczym w Beamish – powiedział radośnie, a jego ciepły, medialny głos rozszedł się echem po całym zielonym zakątku – Przypominam, iż gospodarzami dzisiejszego wydarzenia jest szlachetny ród Rowle, który gości was tu dziś dzięki uprzejmości lordów Durham – dodał, elokwentnie wymieniając oba wielkie nazwiska, biorące udział w organizacji turnieju.
-Nasi uczestnicy odbędą walki metodą repasaży, a dwóch najlepszych już wkrótce zmierzy się
w wielkim finale i stoczy pojedynek o mistrzostwo – zapowiedział Bladwin, drżącym z emocji głosem, jakby sam już nie mógł się doczekać, aby poznać godność mistrza – zawodnicy wkrótce zostaną przeniesieni na areny specjalnymi świstoklikami wraz z profesjonalnym sędzią, zaś panowie i panie, którzy nie bierzecie udziału w konkursowych zmaganiach, możecie śledzić potyczki dzięki tym wspaniałym lornetkom – rozentuzjazmował się mężczyzna, ocierając spocone z podekscytowania czoło jedwabną chusteczką i odpowiednio wskazując ręką na czekające na uczestników świstokliki oraz zaczarowane okulary. Denerwował się niemalże tak samo, jak oni, ale oto nadeszła wielka chwila, w której to szermierze mieli poznać imiona swoich przeciwników. Paul uśmiechając się porozumiewawczo do publiczności, sięgnął za pazuchę swej liliowej szaty (ukłon w kierunku jego pracodawców) i wyciągnął jedwabny woreczek, w którym na srebrnych płytkach znajdowały się wygrawerowane nazwiska zawodników.
-A zatem – odchrząknął mężczyzna, sięgając do środka mieszka – Louvel Rowle zmierzy się z… – Baldwin zrobił efektowną przerwę, na pomruk niecierpliwości ze strony szlacheckiej socjety – Magnusem Rowle’em – ogłosił, nie kryjąc uśmiechu i rzucając żartobliwą uwagę o braterskiej rywalizacji na wszystkich polach – kolejna para: Lupus Black i Liliana Yaxley – ogłosił, marszcząc dyskretnie brwi, jakby wiedział, iż pojedynek mężczyzny z kobietą nie wzbudzi pozytywnych emocji nawet wśród koneserów tego sportu – Edgar Burke stanie naprzeciw Morgotha Yaxleya – wyrecytował, odkładając srebrne sztabki na niewielki stoliczek – zaś przeciwnikiem Quentina Burke’a będzie Inara Nott – wyznaczył raz jeszcze mieszaną parę, wychwytując już poirytowane spojrzenie jednego z głównych organizatorów – Adrien Carrow automatycznie zakwalifikował się do drugiego etapu zmagań przez nieparzystą liczbę uczestników – ogłosił Baldwin, nie zapominając absolutnie o najstarszym zawodniku tegorocznego turnieju. Po odczytaniu listy, płynnie dał sygnał do nieznacznego zgłośnienia muzyki i niezauważenie opuścił scenę. Zapowiedział turniej, a tym samym przeciął wstęgę symbolizującą wstęp do szampańskiej, szlachetnej zabawy.
|Witam Was wszystkich na turnieju szermierczym <3
W lokacjach, które nie zostały wykorzystane jako areny można pisać swobodne wątki przed i po (a także w trakcie, jeśli znajdzie się ktoś chętny do obserwowania zmagań szermierzy) konkursie.
Link do losowania par znajduje się tutaj
Louvel i Magnus walczą w purpurowej kniei
Lupus i Liliana walczą na moście oszustów
Edgar i Morgoth walczą pod kamiennym łukiem
Quentin i Inara walczą na zapomnianych schodach
jeśli pojawią się pytania odnośnie mechaniki lub komplikacje datowe, zapraszam na pewu <3
Mroczni panowie Cheshire nawet w tak wyjątkowej sytuacji nie poczynili odstępstwa od swych twardych reguł i jak co roku skrzętnie skorzystali z gościnności rodu Burke, który udostępnił im swoje ziemie na czas trwania wiosennego turnieju szermierczego. Arystokraci zbierali się tłumnie – mężni lordowie przybywali, by wziąć udział w szermierczych potyczkach a nobliwe lady wykorzystywały okazję, by ze stosownej odległości obserwować zmagania panów. W tym roku po raz pierwszy
w turnieju mogły wystartować kobiety, lecz z oczywistych przyczyn, niewiele dam wykorzystało daną im sposobność. Szermiercze umiejętności wciąż pozostawały domeną mężczyzn, a obnoszenie się nimi w niewieścim towarzystwie nie uchodziło za tak wielką cnotę, jak talent przejawiany w tańcu czy grze na instrumencie.
Na skraju rozległego ogrodu, gdzie zieleń rosnących klomb dopiero przegryzała się z purpurą krzewiącego się dziko lasu, w magicznie powiększonej altance urządzono punkt widokowy. Nie brakło tam wygodnych siedzisk, ani unoszących się tac z wystawnymi przekąskami, winem oraz orzeźwiającymi napojami, słudzy krążyli wokół arystokratów gotowi natychmiast spełnić każdą, nawet tę niewypowiedzianą zachciankę. Dla amatorów szermierczych pojedynków przygotowano również zaczarowane lornetki, umożliwiające obserwowanie potyczki wprost z wygodnych i miękkich lewitujących foteli. Z niewidzialnego gramofonu sączyła się przyjemna, klasyczna muzyka, a całości iście sielankowej atmosfery dopełniała przepiękna pogoda i rozchodzące się dookoła wiosenne, kwiatowe zapachy. Gdy już wszyscy zaproszeni przybyli na miejsce, głos zabrał mistrz ceremonii – niski, przysadzisty mężczyzna, który najprawdopodobniej nigdy nie dzierżył w dłoni floretu, a z szermierką miał do czynienia wyłącznie poprzez podręcznik jej teorii. Niemniej jednak, Paul Baldwin tryskał szczerym entuzjazmem, witając z podestu gospodarza ostatnich maruderów i w końcu oficjalnie otwierając wydarzenie.
-Witam szanownych lordów i nadobne lady na dorocznym turnieju szermierczym w Beamish – powiedział radośnie, a jego ciepły, medialny głos rozszedł się echem po całym zielonym zakątku – Przypominam, iż gospodarzami dzisiejszego wydarzenia jest szlachetny ród Rowle, który gości was tu dziś dzięki uprzejmości lordów Durham – dodał, elokwentnie wymieniając oba wielkie nazwiska, biorące udział w organizacji turnieju.
-Nasi uczestnicy odbędą walki metodą repasaży, a dwóch najlepszych już wkrótce zmierzy się
w wielkim finale i stoczy pojedynek o mistrzostwo – zapowiedział Bladwin, drżącym z emocji głosem, jakby sam już nie mógł się doczekać, aby poznać godność mistrza – zawodnicy wkrótce zostaną przeniesieni na areny specjalnymi świstoklikami wraz z profesjonalnym sędzią, zaś panowie i panie, którzy nie bierzecie udziału w konkursowych zmaganiach, możecie śledzić potyczki dzięki tym wspaniałym lornetkom – rozentuzjazmował się mężczyzna, ocierając spocone z podekscytowania czoło jedwabną chusteczką i odpowiednio wskazując ręką na czekające na uczestników świstokliki oraz zaczarowane okulary. Denerwował się niemalże tak samo, jak oni, ale oto nadeszła wielka chwila, w której to szermierze mieli poznać imiona swoich przeciwników. Paul uśmiechając się porozumiewawczo do publiczności, sięgnął za pazuchę swej liliowej szaty (ukłon w kierunku jego pracodawców) i wyciągnął jedwabny woreczek, w którym na srebrnych płytkach znajdowały się wygrawerowane nazwiska zawodników.
-A zatem – odchrząknął mężczyzna, sięgając do środka mieszka – Louvel Rowle zmierzy się z… – Baldwin zrobił efektowną przerwę, na pomruk niecierpliwości ze strony szlacheckiej socjety – Magnusem Rowle’em – ogłosił, nie kryjąc uśmiechu i rzucając żartobliwą uwagę o braterskiej rywalizacji na wszystkich polach – kolejna para: Lupus Black i Liliana Yaxley – ogłosił, marszcząc dyskretnie brwi, jakby wiedział, iż pojedynek mężczyzny z kobietą nie wzbudzi pozytywnych emocji nawet wśród koneserów tego sportu – Edgar Burke stanie naprzeciw Morgotha Yaxleya – wyrecytował, odkładając srebrne sztabki na niewielki stoliczek – zaś przeciwnikiem Quentina Burke’a będzie Inara Nott – wyznaczył raz jeszcze mieszaną parę, wychwytując już poirytowane spojrzenie jednego z głównych organizatorów – Adrien Carrow automatycznie zakwalifikował się do drugiego etapu zmagań przez nieparzystą liczbę uczestników – ogłosił Baldwin, nie zapominając absolutnie o najstarszym zawodniku tegorocznego turnieju. Po odczytaniu listy, płynnie dał sygnał do nieznacznego zgłośnienia muzyki i niezauważenie opuścił scenę. Zapowiedział turniej, a tym samym przeciął wstęgę symbolizującą wstęp do szampańskiej, szlachetnej zabawy.
|Witam Was wszystkich na turnieju szermierczym <3
W lokacjach, które nie zostały wykorzystane jako areny można pisać swobodne wątki przed i po (a także w trakcie, jeśli znajdzie się ktoś chętny do obserwowania zmagań szermierzy) konkursie.
Link do losowania par znajduje się tutaj
Louvel i Magnus walczą w purpurowej kniei
Lupus i Liliana walczą na moście oszustów
Edgar i Morgoth walczą pod kamiennym łukiem
Quentin i Inara walczą na zapomnianych schodach
jeśli pojawią się pytania odnośnie mechaniki lub komplikacje datowe, zapraszam na pewu <3
I show not your face but your heart's desire
| 27 marca
O rodzinie Madouc słyszał niejednokrotnie. Nie tylko w kontekście dostawców Rycerzy, ale i jeszcze wcześniej, nim zasilił szeregi popleczników Czarnego Pana. Wieloletnie doświadczenie w pozyskiwaniu ingrediencji, o których inni mogli jedynie pomarzyć, czyniło z nich groźnych konkurentów - Caelan specjalizował się w przemycie składników alchemicznych, lecz nie mógł się z nimi równać. Tym bardziej zdziwiła go informacja, jakoby kontakt z Madoucami miał się urwać. Co się stało? Podobno wysyłane do nich sowy wracały bez odpowiedzi, zaś Rycerze, podobnie jak wielu innych klientów, zostali z niczym. Albo byli prawdziwymi głupcami, albo stało się coś, co uniemożliwiło im wywiązanie się ze swych obowiązków. Wszak Czarny Pan wzbudzał w sercach wszystkich niekwestionowany strach, Caelan nie mógł więc uwierzyć, by znani ze swej sumienności i rozwagi Madoucowie ignorowali jego sprawę celowo.
Nim wyruszył w drogę, upewnił się, że zabiera ze sobą wszystko, co może okazać się przydatne - zarówno miotłę, na której zamierzał dotrzeć do wskazanej przez lorda Edgara altany, jak i otrzymane od utalentowanych alchemików eliksiry. Nie narzekał na konieczność udania się do odległego Durham, wszak opuszczenie nieznośnie głośnego domu, w którym stale lamentował urodzony w grudniu potomek, przyniosło mu niemałą ulgę. W pobliże twierdzy rodowej Burke'ów dostał się na pokładzie swego żaglowca. Odkąd napędzana anomaliami burza ustała, podróżowanie drogą morską stało się wiele prostsze. Również podjęcie decyzji o locie na miotle nie musiało już stanowić objawu szaleństwa, choć żeglarz wciąż nie przekonał się do tej metody transportu po felernym upadku nieopodal Big Bena.
Błądził wśród soczyście zielonych traw i strzelistych, sięgających ku niebu drzew; po pewnym czasie nie był pewien, czy czegoś nie pomylił, lecz wierzył, że posiłkując się kompasem w końcu stawi się na miejscu spotkania. Ubrany w wygodne, ciemne szaty i tweedowy płaszcz z wieloma kieszeniami, powoli przemierzał wąskie leśne ścieżki, łudząc się, że nie każe lordowi na siebie czekać. Po godzinie żwawego spaceru ujrzał między pniami coś, co okazało się wskazaną przez niego altaną. Nie chcąc zostać przez nikogo zaskoczonym, uważnie rozejrzał się dookoła, lecz wyglądało na to, że na polanie znajdował się sam. Liście szumiały cicho, a co jakiś czas dobiegały do niego z oddali ptasie trele, nie odróżnił jednak żadnego dźwięku, który miałby okazać się alarmujący. To uspokoiło go na tyle, że ruszył w kierunku altany z zamiarem zajęcia w niej miejsca. Zostawił w niej niesioną do tej pory miotłę, cierpliwie oczekując na przybycie Edgara. Po jakimś czasie ujrzał znajomą twarz nestora.
- Lordzie Burke - przywitał się cicho, skinąwszy przy tym krótko głową.
| różdżka, Veritaserum (1 porcje, stat. 40, moc +10, uwarzony 01.09), Felix Felicis (1 porcje, stat. 40, moc +15), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5), Pies gończy (1 porcja, stat. 5)
O rodzinie Madouc słyszał niejednokrotnie. Nie tylko w kontekście dostawców Rycerzy, ale i jeszcze wcześniej, nim zasilił szeregi popleczników Czarnego Pana. Wieloletnie doświadczenie w pozyskiwaniu ingrediencji, o których inni mogli jedynie pomarzyć, czyniło z nich groźnych konkurentów - Caelan specjalizował się w przemycie składników alchemicznych, lecz nie mógł się z nimi równać. Tym bardziej zdziwiła go informacja, jakoby kontakt z Madoucami miał się urwać. Co się stało? Podobno wysyłane do nich sowy wracały bez odpowiedzi, zaś Rycerze, podobnie jak wielu innych klientów, zostali z niczym. Albo byli prawdziwymi głupcami, albo stało się coś, co uniemożliwiło im wywiązanie się ze swych obowiązków. Wszak Czarny Pan wzbudzał w sercach wszystkich niekwestionowany strach, Caelan nie mógł więc uwierzyć, by znani ze swej sumienności i rozwagi Madoucowie ignorowali jego sprawę celowo.
Nim wyruszył w drogę, upewnił się, że zabiera ze sobą wszystko, co może okazać się przydatne - zarówno miotłę, na której zamierzał dotrzeć do wskazanej przez lorda Edgara altany, jak i otrzymane od utalentowanych alchemików eliksiry. Nie narzekał na konieczność udania się do odległego Durham, wszak opuszczenie nieznośnie głośnego domu, w którym stale lamentował urodzony w grudniu potomek, przyniosło mu niemałą ulgę. W pobliże twierdzy rodowej Burke'ów dostał się na pokładzie swego żaglowca. Odkąd napędzana anomaliami burza ustała, podróżowanie drogą morską stało się wiele prostsze. Również podjęcie decyzji o locie na miotle nie musiało już stanowić objawu szaleństwa, choć żeglarz wciąż nie przekonał się do tej metody transportu po felernym upadku nieopodal Big Bena.
Błądził wśród soczyście zielonych traw i strzelistych, sięgających ku niebu drzew; po pewnym czasie nie był pewien, czy czegoś nie pomylił, lecz wierzył, że posiłkując się kompasem w końcu stawi się na miejscu spotkania. Ubrany w wygodne, ciemne szaty i tweedowy płaszcz z wieloma kieszeniami, powoli przemierzał wąskie leśne ścieżki, łudząc się, że nie każe lordowi na siebie czekać. Po godzinie żwawego spaceru ujrzał między pniami coś, co okazało się wskazaną przez niego altaną. Nie chcąc zostać przez nikogo zaskoczonym, uważnie rozejrzał się dookoła, lecz wyglądało na to, że na polanie znajdował się sam. Liście szumiały cicho, a co jakiś czas dobiegały do niego z oddali ptasie trele, nie odróżnił jednak żadnego dźwięku, który miałby okazać się alarmujący. To uspokoiło go na tyle, że ruszył w kierunku altany z zamiarem zajęcia w niej miejsca. Zostawił w niej niesioną do tej pory miotłę, cierpliwie oczekując na przybycie Edgara. Po jakimś czasie ujrzał znajomą twarz nestora.
- Lordzie Burke - przywitał się cicho, skinąwszy przy tym krótko głową.
| różdżka, Veritaserum (1 porcje, stat. 40, moc +10, uwarzony 01.09), Felix Felicis (1 porcje, stat. 40, moc +15), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5), Pies gończy (1 porcja, stat. 5)
paint me as a villain
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
[27.03]
Madouc, rodzina słynąca z tego, że jest w stanie załatwić rzeczy niemożliwe do załatwienia. Mowa oczywiście o magicznych ingrediencjach, które przez wytrawnych alchemików były niezwykle cenione. Jednakże Madoucowie nigdy nie interesowali Tonksa w tej materii. Nazwisko tej rodziny kojarzyło mu się z inną sprawą... Chodziło o tortury przeprowadzane na mugolach przez czarodziejską rodzinę. Sprawa została umorzona niemalże natychmiast. Wiedział, że to nie może być przypadek. I do tego zniknięcie rodziny? Trzeba było to sprawdzić. A gdzie lepiej, jak nie u samego źródła? W tej wyprawie wcale nie mieli towarzyszyć mu koledzy z Biura Aurorów. Dzisiaj miał pojawić się w hrabstwie Durham w wyjątkowym towarzystwie lorda Ollivandera, którego zdążył poznać podczas jednej z prowadzonych przez siebie spraw oraz lorda Abbotta, wraz z którym ustabilizował magię w wesołym miasteczku. Po dzień dzisiejszy z dozą nieufności patrzył na wypchane pluszem podobizny zwierząt.
Nie było czasu do stracenia, na miejscu mieli pojawić się jeszcze tego samego dnia, dlatego Gabriel jedynie spakował eliksiry, które ostatnim razem udało mu się wziąć od Poppy oraz parę dwukierunkowych luster, mogących przydać się do komunikacji. Odpowiadał za sporządzenie planu i ochronę, dlatego chciał dołożyć wszelkich starań, aby lordowie wrócili bezpiecznie do swych posiadłości. Szczególnie, że mieli do kogo wracać. Zjawił się na miejscu i pozostał na skraju kniei. Musiał potraktować tę misję zadaniowo, jako kolejne wyjście w teren. Czekał więc, na uboczu obserwując okolicę. Towarzysze nie kazali na siebie długo czekać. W niedługiej chwili na miejscu znaleźli się lord Ulysses i lord Lucan. Tonks skinął im głową na powitanie. - Nie wiemy czego się spodziewać - zaczął szeptem, wzrok przenosząc na towarzyszy. Wierzył, że lepszej kompanii nie mógł wybrać. Skinął jedynie głową, na znak, że powinni zaczynać. Przekazał jedno z lusterek Ulyssesowi, zaś drugie zostawił przy sobie. Następnie uniósł delikatnie dłoń, na której zaciśnięta była różdżka i wypowiedział inkantację zaklęcia. - Homenum Revelio - dziękował Merlinowi za ustabilizowaną magię i możliwość swobodnego rzucania czarów co mogło ich uchronić przed czymkolwiek co mogli tu spotkać. Jeżeli oskarżenia były prawdziwe to nie mogli ryzykować.
//mam ze sobą różdżkę, lusterka dwukierunkowe (jedno oddaję Ulkowi) eliksir samoregeneracji i eliksir znieczulający
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Gabriel Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 85
'k100' : 85
Minęło wiele tygodni odkąd Edgar przemierzał te tereny. Ostatnio ilość pracy nie pozwalała mu na spontaniczne wycieczki do lasu, który przecież tak uwielbiał – w dzieciństwie spędzał w Baemish mnóstwo czasu, odkrywając z młodszym bratem zakamarki rodzinnego hrabstwa. Uwielbiali zakładać się o to, który z nich dłużej wytrzyma w strasznej grocie, nawet jeżeli każda próba wejścia do tego miejsca kończyła się na przerażonym i rozdygotanym ciele. Uwielbiali biegać po polu maków, szczególnie, kiedy kwitło i zmieniało swój kolor na krwistą czerwień. Jednak najbardziej upodobali sobie jedno z zaczarowanych drzew, w końcu przyzwyczajając się do obecności irytującego ducha młodej kobiety. Spędzali tam czas na typowo młodzieńczych czynnościach: Śścigali się, wspinali, walczyli na szpady, czasem po prostu siedzieli i rozmawiali.
Tym razem znalazł się w okolicy z zupełnie innego powodu. Rodzina Madouc była do tej pory świetnym pracownikiem. Wypełniali zlecenia bez zbędnego mrugnięcia okiem, zawsze zaopatrując sklep na Nokturnie w najlepszej jakości ingrediencje, które potem Burke'owie sprzedawali najwyższej klasy trucicielom i alchemikom. Sam Edgar nie miał pojęcia w jaki sposób pozyskują niektóre z nich, szczególnie te, które wręcz balansują na granicy legendarności. Taki pracownik to skarb, o czym Burkowie pamiętali i sowicie im płacili za zdobyte składniki. Przynajmniej tak było zanim zapadli się pod ziemię. Przestali odpowiadać na listy, mimo że każdy kolejny stawał się coraz groźniejszy. Klienci zostali z pustymi rękoma, co nadszarpnęło dobrą renomę Burke'ów. Nie pozostało nic innego jak złożyć rodzinie Madouc wizytę i na własne oczy sprawdzić co się dzieje.
Od samego początku nie zamierzał iść tam sam, chociaż w planach bardziej zamierzał zająć się tym wraz ze swoim krewnym niż Goylem. Ostatecznie uznał to jednak za dobry pomysł – przyda się świeże spojrzenie na tę sprawę. Ubrany jak zwykle w ciemne szaty wyruszył w stronę altany, mijając nieopodal charakterystyczne fioletowe drzewa kniei, w kieszeni trzymając jedynie różdżkę i fluoryt. Nieszczególnie wierzył w magię kamieni, jednak z tym jednym faktycznie czuł się pewniej. Kiwnął głową w powściągliwym akcie powitania, podchodząc bliżej do Caelana. Chwilę później wyciągnął z kieszeni różdżkę, celując nią w swojego towarzysza. - Magicus extremos - mruknął, niemalże delektując się swobodą w rzucaniu zaklęć. Odzwyczaił się od tego uczucia. - Nie wiadomo co tam zastaniemy - wyjaśnił pokrótce, spoglądając w kierunku domu Madouc'ów. - Idziemy? - Nie ma co tracić czasu.
| różdżka i fluoryt
Tym razem znalazł się w okolicy z zupełnie innego powodu. Rodzina Madouc była do tej pory świetnym pracownikiem. Wypełniali zlecenia bez zbędnego mrugnięcia okiem, zawsze zaopatrując sklep na Nokturnie w najlepszej jakości ingrediencje, które potem Burke'owie sprzedawali najwyższej klasy trucicielom i alchemikom. Sam Edgar nie miał pojęcia w jaki sposób pozyskują niektóre z nich, szczególnie te, które wręcz balansują na granicy legendarności. Taki pracownik to skarb, o czym Burkowie pamiętali i sowicie im płacili za zdobyte składniki. Przynajmniej tak było zanim zapadli się pod ziemię. Przestali odpowiadać na listy, mimo że każdy kolejny stawał się coraz groźniejszy. Klienci zostali z pustymi rękoma, co nadszarpnęło dobrą renomę Burke'ów. Nie pozostało nic innego jak złożyć rodzinie Madouc wizytę i na własne oczy sprawdzić co się dzieje.
Od samego początku nie zamierzał iść tam sam, chociaż w planach bardziej zamierzał zająć się tym wraz ze swoim krewnym niż Goylem. Ostatecznie uznał to jednak za dobry pomysł – przyda się świeże spojrzenie na tę sprawę. Ubrany jak zwykle w ciemne szaty wyruszył w stronę altany, mijając nieopodal charakterystyczne fioletowe drzewa kniei, w kieszeni trzymając jedynie różdżkę i fluoryt. Nieszczególnie wierzył w magię kamieni, jednak z tym jednym faktycznie czuł się pewniej. Kiwnął głową w powściągliwym akcie powitania, podchodząc bliżej do Caelana. Chwilę później wyciągnął z kieszeni różdżkę, celując nią w swojego towarzysza. - Magicus extremos - mruknął, niemalże delektując się swobodą w rzucaniu zaklęć. Odzwyczaił się od tego uczucia. - Nie wiadomo co tam zastaniemy - wyjaśnił pokrótce, spoglądając w kierunku domu Madouc'ów. - Idziemy? - Nie ma co tracić czasu.
| różdżka i fluoryt
We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens
kings and queens
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Edgar Burke' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 71
'k100' : 71
Podobnych spraw było już na pęczki. Lucan mógł niemal z pamięci recytować szczegóły dotyczące przypadków, gdy czarodziejska rodzina była oskarżona o znęcanie się nad mugolami. Dziś, kilka miesięcy po Stonehenge i dojściu przez Malfoya do władzy, nie było niczym niezwykłym że obdarzeni magią czuli się lepsi od niemagicznych obywateli Wielkiej Brytanii. Często w raportach, które czytał, powtarzały się wciąż te same nazwiska - jednak żadna z tych spraw nigdy nie nabrała tempa, żadna nigdy nie została oficjalnie przedstawiona Wziengamotowi, a podejrzani nawet nie byli przesłuchiwani. Tak oto działał obecnie wymiar sprawiedliwości brytyjskiego Ministerstwa Magii. Całkowicie sparaliżowany, skorumpowany i stronniczy do bólu.
Gdy więc w jego ręce wpadł kolejny z raportów tego typu, Lucan nie był specjalnie zaskoczony. Nazwisko Madouc nie było mu co prawda znane, ale to był chyba jedyny niecodzienny element dotyczący papierów, które otrzymał. Dużo większym zaskoczeniem było zaś, że rodzina ta okazała się być zakonowi niezwykle potrzebna - dostarczane przez nich ingrediencje były niezbędne alchemikom do tworzenia eliksirów, ale także przy budowie oazy. Nie było innego wyjścia - sprawę należało wyjaśnić osobiście.
Aby dostać się na miejsce, Lucan użył najbezpieczniejszego i sprawdzonego świstoklika. Anomalie udało się co prawda wyeliminować, wciąż jednak nie był skłonny spróbować skorzystać z teleportacji. Nie miał zamiaru ryzykować swoją głową przy ewentualnym rozszczepieniu i to jeszcze tuż przed tą wizytą. Tym bardziej, że ani Gabriel, który miał im przewodzić, ani także Ulysses, którego rodzina korzystała z usług Madouców, raczej nie byliby w stanie poskładać rozszczepionego czarodzieja.
Świstoklik przetransportował go kawałek od umówionego miejsca spotkania. Gdy dołączył do swoich towarzyszy, przywitał się z nimi mocnym uściskiem dłoni. Bezgłośnie przytaknął głową na słowa Gabriela. Cała ta sytuacja bardzo mu się nie podobała. Zaginięcie rodziny, która została oskarżona o znęcanie się nad mugolami, a która była bardzo użyteczna dla konkretnego odbiorcy, było bardziej niż podejrzane. Lucan miał tylko nadzieję, że nie zastaną domku rodzinnego Madouców ze ścianami wewnątrz przemalowanymi na czerwono krwią mieszkańców.
- Carpiene - mruknął, wyciągając różdżkę spod pazuchy płaszcza. Zarówno z powodu zimna, jak i faktu, ze prawdopodobnie będą musieli wtargnąć bezprawnie na teren czyjegoś domostwa, Lucan postanowił odziać się dziś w dłuższy płaszcz z głębokim kapturem. Działał w dobrych zamiarach, ale jednak wolał, aby nikt niepowołany nie dostrzegł go, jak znów łamie prawo.
Gdy więc w jego ręce wpadł kolejny z raportów tego typu, Lucan nie był specjalnie zaskoczony. Nazwisko Madouc nie było mu co prawda znane, ale to był chyba jedyny niecodzienny element dotyczący papierów, które otrzymał. Dużo większym zaskoczeniem było zaś, że rodzina ta okazała się być zakonowi niezwykle potrzebna - dostarczane przez nich ingrediencje były niezbędne alchemikom do tworzenia eliksirów, ale także przy budowie oazy. Nie było innego wyjścia - sprawę należało wyjaśnić osobiście.
Aby dostać się na miejsce, Lucan użył najbezpieczniejszego i sprawdzonego świstoklika. Anomalie udało się co prawda wyeliminować, wciąż jednak nie był skłonny spróbować skorzystać z teleportacji. Nie miał zamiaru ryzykować swoją głową przy ewentualnym rozszczepieniu i to jeszcze tuż przed tą wizytą. Tym bardziej, że ani Gabriel, który miał im przewodzić, ani także Ulysses, którego rodzina korzystała z usług Madouców, raczej nie byliby w stanie poskładać rozszczepionego czarodzieja.
Świstoklik przetransportował go kawałek od umówionego miejsca spotkania. Gdy dołączył do swoich towarzyszy, przywitał się z nimi mocnym uściskiem dłoni. Bezgłośnie przytaknął głową na słowa Gabriela. Cała ta sytuacja bardzo mu się nie podobała. Zaginięcie rodziny, która została oskarżona o znęcanie się nad mugolami, a która była bardzo użyteczna dla konkretnego odbiorcy, było bardziej niż podejrzane. Lucan miał tylko nadzieję, że nie zastaną domku rodzinnego Madouców ze ścianami wewnątrz przemalowanymi na czerwono krwią mieszkańców.
- Carpiene - mruknął, wyciągając różdżkę spod pazuchy płaszcza. Zarówno z powodu zimna, jak i faktu, ze prawdopodobnie będą musieli wtargnąć bezprawnie na teren czyjegoś domostwa, Lucan postanowił odziać się dziś w dłuższy płaszcz z głębokim kapturem. Działał w dobrych zamiarach, ale jednak wolał, aby nikt niepowołany nie dostrzegł go, jak znów łamie prawo.
- Ekwipunek:
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, 125 oczek)
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 9
'k100' : 9
Niespotykana wcześniej cisza urwała regularny kontakt, szybko wzbudzając zaskoczenie Ollivanderów, to zaś stopniowo przerodziło się w podejrzliwość. Madoucowie od lat stanowili najlepsze źródło trudnych do zdobycia ingrediencji i nikt nie wnikał przesadnie w sposoby, jakimi dochodziło do pozyskania tychże. Rodzina spowita tajemnicą, tym razem jeszcze głębszą, niż zazwyczaj - Ulysses nie czuł się więc zbyt pewnie, zmierzając wprost w ognisko szemranej sprawy, w dodatku odnosząc wrażenie, że wie na jej temat niewystarczająco wiele, choć część wątpliwości rozwiała rozmowa z Gabrielem oraz Lucanem. Trudno było ocenić, co mogą zastać w Durham - być może zmierzali do pustego domu bez poszlak, może mieli odnaleźć odpowiedź już w progach posiadłości - scenariusze pisały się same, rozważanie ich prawdopodobieństwa nie miało większego sensu, kolej rzeczy mogła zaskoczyć ich w każdej chwil, niwecząc nawet najbardziej precyzyjne plany.
Zjawił się w umówionym miejscu - a raczej w pewnym od niego oddaleniu, by charakterystycznym trzaskiem nie niepokoić ludzi, mogących przebywać w okolicy - korzystając z uroków teleportacji, która powróciła do łask po pozbyciu się problemu anomalii. Nie chował różdżki, obserwując bacznie otoczenie. Resztę odległości pokonał przy pomocy miotły, którą pozostawił obok, ukrytą. Bezgłośnie przywitał się z towarzyszami, kolejno ściskając ich dłonie. Zgadzał się z Tonksem - powinni zachować ostrożność, dom z pewnością był chroniony, Madoucowie nie pozostawialiby swoich tajemnic otworem. Odebrał od aurora lusterko, po czym narzucił na siebie pelerynę niewidkę, zakrywając ciemny płaszcz z kapturem, w którego kieszeniach kryły się eliksiry, nóż, a także pochwycony w Zakazanym Lesie kryształ. Zgodnie uznali, że utajona obecność może pozwolić na podjęcie dodatkowych działań lub wykonanie dodatkowych manewrów, gdyby takie okazały się potrzebne. Ollivander upewnił się jeszcze, że materiał radzi sobie z zakryciem całego ciała i leży wystarczająco wygodnie, by nie musiał przejmować się ewentualnymi niedogodnościami i odsłonięciami - mogły w jednej chwili pokrzyżować plany. Dopiero wtedy wypowiedział cicho parę słów, dbając o to, by dotarły tylko do uszu Gabriela i Lucana. - Będę trzymać się na dystans. Magicus Extremos - wypowiedział spokojnie formułę zaklęcia, licząc na to, że zdoła choć trochę wzmocnić mężczyzn nim ruszą w dalszą drogę.
| ekwipunek: różdżka, przedmioty z bonusami, peleryna niewidka (założona), lusterko dwukierunkowe (od Gabriela), kryształ z białego deszczu, nóż (bez bonusów), miotła, eliksir niezłomności, eliksir kociego kroku, marynowana narośl ze szczuroszczeta, eliksir ochrony
Zjawił się w umówionym miejscu - a raczej w pewnym od niego oddaleniu, by charakterystycznym trzaskiem nie niepokoić ludzi, mogących przebywać w okolicy - korzystając z uroków teleportacji, która powróciła do łask po pozbyciu się problemu anomalii. Nie chował różdżki, obserwując bacznie otoczenie. Resztę odległości pokonał przy pomocy miotły, którą pozostawił obok, ukrytą. Bezgłośnie przywitał się z towarzyszami, kolejno ściskając ich dłonie. Zgadzał się z Tonksem - powinni zachować ostrożność, dom z pewnością był chroniony, Madoucowie nie pozostawialiby swoich tajemnic otworem. Odebrał od aurora lusterko, po czym narzucił na siebie pelerynę niewidkę, zakrywając ciemny płaszcz z kapturem, w którego kieszeniach kryły się eliksiry, nóż, a także pochwycony w Zakazanym Lesie kryształ. Zgodnie uznali, że utajona obecność może pozwolić na podjęcie dodatkowych działań lub wykonanie dodatkowych manewrów, gdyby takie okazały się potrzebne. Ollivander upewnił się jeszcze, że materiał radzi sobie z zakryciem całego ciała i leży wystarczająco wygodnie, by nie musiał przejmować się ewentualnymi niedogodnościami i odsłonięciami - mogły w jednej chwili pokrzyżować plany. Dopiero wtedy wypowiedział cicho parę słów, dbając o to, by dotarły tylko do uszu Gabriela i Lucana. - Będę trzymać się na dystans. Magicus Extremos - wypowiedział spokojnie formułę zaklęcia, licząc na to, że zdoła choć trochę wzmocnić mężczyzn nim ruszą w dalszą drogę.
| ekwipunek: różdżka, przedmioty z bonusami, peleryna niewidka (założona), lusterko dwukierunkowe (od Gabriela), kryształ z białego deszczu, nóż (bez bonusów), miotła, eliksir niezłomności, eliksir kociego kroku, marynowana narośl ze szczuroszczeta, eliksir ochrony
psithurism (n.)
the sound of rustling leaves or wind in the trees
the sound of rustling leaves or wind in the trees
Ulysses Ollivander
Zawód : mistrz różdżkarstwa, numerolog, nestor
Wiek : 34
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
and somehow
the solitude just found me there
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Ulysses Ollivander' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Marcowy wieczór był chłodny, lecz nikogo nie powinno to dziwić. Zmierzchało, a świat powoli zaczynał pogrążać się w odcieniach szarości. Na niespiesznie ciemniejącym niebie odciskał się cienki kontur księżyca, który za dwa dni miał zniknąć z nieboskłonu całkowicie, a lekki wiatr leniwie przeganiał pojedyncze chmury - jakby świat napawał się spokojem, który nadszedł wraz z końcem ubiegłego roku i ustaniem anomalii. Do Anglii zbliżała się wiosna, którą dało się odczuć w powietrzu oraz dojrzeć w intensywnej zieleni trawy i na gałęziach drzew, gdzie nieśmiało pojawiały się pierwsze bazie.
Jednak tam, gdzie coś się pojawiało, nie raz dochodziło też do tajemniczych zniknięć. A zaginiona rodzina Madouc witała ostatnio na ustach większej ilości osób, niż każdy z was mógł się tego spodziewać.
Trójka Zakonników zbliżając się do domu łowców ingrediencji musiała przejść obok altany. Gabriel przezornie rzucił zaklęcie Homenum Revelio, które nim zdążył mrugnąć rozlało się po otoczeniu, ujawniając aurorowi obecność nie tylko jego towarzyszy, ale również i dwóch postaci, które znajdowały się w majaczącej za ostatnimi drzewami altanie. Zaklęcie Lucana okazało się nieudane, a im dłużej arystokrata oczekiwał jego efektu tym większą mógł mieć pewność, że magia nie zechciała go tym razem posłuchać. To samo tyczyło się inkantacji Ulyssesa, chociaż przez ułamek sekundy różdżkarz mógł mieć wrażenie, że drewno w jego dłoni zadrżało delikatnie w odpowiedzi - nic się jednak nie stało, jego towarzysze nie poczuli charakterystycznego dla Magicusa przypływu sił. Kiedy trójka Zakonników zbliżyła się do altany mogła wyraźnie dostrzec dwóch mężczyzn - a chociaż znaleźli się w zasięgu ich wzroku tak dzięki zaklęciu Tonksa posiadali cenne sekundy przewagi.
Edgar wymówił inkantację wzmacniającego zaklęcia, a Caelan od razu poczuł przypływ sił. Rycerze mieli zamiar opuścić altanę i ruszyć w kierunku domu rodziny Madouc - coś jednak im przeszkodziło.
| Mistrz Gry wita serdecznie wszystkich zebranych! W razie jakichkolwiek pytań zapraszam na PW do Alexandra.
Ulysses pozostaje niewidoczny dla Rycerzy.
Arystokraci są w stanie bez problemu się rozpoznać, za wyjątkiem Lucana, którego twarz skrywa kaptur. Jeżeli inne postaci miały fabularne podstawy do rozpoznania się, proszę o odpowiednią notatkę w dopisku poza fabularną treścią posta - ewentualne linki do rozgrywek są mile widziane.
Uznawane określenia słowne używane do poruszania się:
lewo
prawo
do góry po skosie w lewo
do góry po skosie w prawo
na dół po skosie w lewo
na dół po skosie w prawo
Obowiązuje mechanika poruszania się. Zmianę położenia należy umieścić w dopisku poza treścią fabularną posta, wraz z ilością kratek, o którą postać w danym kierunku się przemieszcza (przykład: Przemieszczam się o jedną kratkę na dół po skosie w lewo i dwie kratki w lewo). Inne określenia, takie jak do przodu oraz do tyłu, nie będą uznawane.
Ulysses z powodu używania peleryny niewidki przed dodaniem każdego posta fabularnego zobowiązany jest wysłać MG drogą prywatnej wiadomości zmiany w położeniu na mapie. Brak wiadomości będzie oznaczał pozostanie w miejscu.
Kolejność odpisów:
Zakon (24h), Rycerze (24h)
Działające zaklęcia:
Magicus Extremos 1/3 (+15 dla Caelana)
Jednak tam, gdzie coś się pojawiało, nie raz dochodziło też do tajemniczych zniknięć. A zaginiona rodzina Madouc witała ostatnio na ustach większej ilości osób, niż każdy z was mógł się tego spodziewać.
Trójka Zakonników zbliżając się do domu łowców ingrediencji musiała przejść obok altany. Gabriel przezornie rzucił zaklęcie Homenum Revelio, które nim zdążył mrugnąć rozlało się po otoczeniu, ujawniając aurorowi obecność nie tylko jego towarzyszy, ale również i dwóch postaci, które znajdowały się w majaczącej za ostatnimi drzewami altanie. Zaklęcie Lucana okazało się nieudane, a im dłużej arystokrata oczekiwał jego efektu tym większą mógł mieć pewność, że magia nie zechciała go tym razem posłuchać. To samo tyczyło się inkantacji Ulyssesa, chociaż przez ułamek sekundy różdżkarz mógł mieć wrażenie, że drewno w jego dłoni zadrżało delikatnie w odpowiedzi - nic się jednak nie stało, jego towarzysze nie poczuli charakterystycznego dla Magicusa przypływu sił. Kiedy trójka Zakonników zbliżyła się do altany mogła wyraźnie dostrzec dwóch mężczyzn - a chociaż znaleźli się w zasięgu ich wzroku tak dzięki zaklęciu Tonksa posiadali cenne sekundy przewagi.
Edgar wymówił inkantację wzmacniającego zaklęcia, a Caelan od razu poczuł przypływ sił. Rycerze mieli zamiar opuścić altanę i ruszyć w kierunku domu rodziny Madouc - coś jednak im przeszkodziło.
| Mistrz Gry wita serdecznie wszystkich zebranych! W razie jakichkolwiek pytań zapraszam na PW do Alexandra.
Ulysses pozostaje niewidoczny dla Rycerzy.
Arystokraci są w stanie bez problemu się rozpoznać, za wyjątkiem Lucana, którego twarz skrywa kaptur. Jeżeli inne postaci miały fabularne podstawy do rozpoznania się, proszę o odpowiednią notatkę w dopisku poza fabularną treścią posta - ewentualne linki do rozgrywek są mile widziane.
Uznawane określenia słowne używane do poruszania się:
lewo
prawo
do góry po skosie w lewo
do góry po skosie w prawo
na dół po skosie w lewo
na dół po skosie w prawo
Obowiązuje mechanika poruszania się. Zmianę położenia należy umieścić w dopisku poza treścią fabularną posta, wraz z ilością kratek, o którą postać w danym kierunku się przemieszcza (przykład: Przemieszczam się o jedną kratkę na dół po skosie w lewo i dwie kratki w lewo). Inne określenia, takie jak do przodu oraz do tyłu, nie będą uznawane.
Ulysses z powodu używania peleryny niewidki przed dodaniem każdego posta fabularnego zobowiązany jest wysłać MG drogą prywatnej wiadomości zmiany w położeniu na mapie. Brak wiadomości będzie oznaczał pozostanie w miejscu.
Kolejność odpisów:
Zakon (24h), Rycerze (24h)
Działające zaklęcia:
Magicus Extremos 1/3 (+15 dla Caelana)
- Mapa:
Nie można schować się za ani w altanie, ponieważ nie posiada ona ścian - postać nadal będzie widoczna dla pozostałych. Można chować się za choinkami oraz pniami drzew (brązowe punkty po środku), jednak żeby rzucić zaklęcie należy się zza nich wysunąć tak, aby postać mogła wycelować bez jakichkolwiek przeszkód.
- Żywotność:
- Caelan: 235/235
Edgar: [+ t.z.o.] 223/223
Gabriel: 240/240
Lucan: [+ św.] 232/232
Ulysses: [+ k.o., osłabiony węch] 200/200
- Ekwipunek:
- Caelan: różdżka, eliksiry:
- Veritaserum (1 porcja)
- Felix Felicis (1 porcja)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 5)
- Pies gończy (1 porcja, stat. 5)
Edgar: różdżka, fluoryt
Gabriel: różdżka, lusterko dwukierunkowe (z Ulyssesem), eliksiry:
- Eliksir samoregeneracji (1 porcja, stat. 20)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20)
Lucan: różdżka, eliksiry:
- Maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 30, moc +5)
- Eliksir znieczulający (1 porcja, stat. 20, moc +5)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 20, moc +10)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 28, moc +15)
Ulysses: różdżka, lusterko dwukierunkowe (z Gabrielem), peleryna niewidka (założona), nóż (bez bonusów), miotła, kryształ (Biały Deszcz), eliksiry:
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 30)
- Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 26, moc +5)
- Eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 28)
- Eliksir ochrony (1 porcja, stat. 30)
Udało się. Ledwie wypowiadana inkantacja spłynęła z jego ust, a zaklęcie rozlało się po terenie. Dzięki temu zauważył, że oprócz nich w obrębie działania rzuconego przez niego czaru, znajdują się też dwie postaci. Nie wiedział co prawda kim są, mogli na ten moment jedynie snuć spekulacje, natomiast mogło to jedynie wzbudzić potrzebę zachowania dodatkowej czujności. Nim ruszyli dalej zwrócił się z tą informacją do towarzyszy. - Nie jesteśmy sami, w altanie znajdują się jeszcze dwie postaci - ostrzegł. Nie było możliwości, aby stwierdził, czy owe dwie sylwetki to przedstawiciele rodziny Madouc. Niezależnie od tego musieli być czujni, a przede wszystkim przygotować się na ewentualne starcie. Ostatecznie anomalie już ich nie sięgały więc rzucenie zaklęcia ryzykowali jedynie jego niepowodzenie. Co było małą zapłatą, jeżeli mogli zapobiec ewentualnemu nieszczęściu i zdobyć minimalną przewagę nad przeciwnikiem. - Evanescentio - wypowiedział formułę zaklęcia możliwie cicho, kierując różdżkę w stronę Lucana. Nie chciał od razu zdradzić ich położenia, które mogło posłużyć jako element zaskoczenia dla potencjalnych przeciwników. Wiedział, że mogli nimi nie być, jednakże w swojej pracy nauczył się, że przezorność była raczej nagradzana niżeli potępiana. Mogło się udać, ostatecznie nic nie tracił a mogli wiele zyskać. Anomalie nie mogły ich już dosięgnąć, a przynajmniej nie powinny. Zbliżali się do nich i chociaż twarze były widoczne, to Gabriel nie potrafił rozpoznać żadnego z nich. Może to rodzina Madouc? Nie potrafił tego stwierdzić.
/idę do góry po skosie w prawo
/idę do góry po skosie w prawo
Gabriel X. Tonks
Zawód : zagubiony w wojennej zawierusze
Wiek : 30
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
I've got a message that you can't ignore
Maybe I'm just not the man I was before
Maybe I'm just not the man I was before
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Gabriel Tonks' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 33
'k100' : 33
Gdy tylko usłyszał, że nie byli tutaj sami, Lucan od razu lekko się spiął. Nie podobało mu się to co słyszał, wolał, aby cała akcja przebiegła spokojnie - żeby chociaż mogli bez trudu dostać się na miejsce. Tymczasem już napotkali jakąś przeszkodę. Arystokrata spojrzał w kierunku wskazanym przez Gabriela - i niemal syknął, rozpoznając jedną z sylwetek. Nie miał pojęcia kim był drugi z mężczyzn, ale pierwszy z nich bezsprzecznie należał do rycerzy, do czego sam się z resztą przyznał kilka miesięcy temu na Stonehenge.
- To jeden z Burke'ów - syknął - Świeżo mianowany nestor, Edgar. Nie wiem kim jest drugi, ale chyba możemy założyć, że obaj są sługami Voldemorta. - poinformował cicho pozostałą dwójkę. To znaczy że ta noc miała być zdecydowanie dłuższa niż zakładali. Skinął głową Gabrielowi, słysząc jakiego zaklęcia próbuje użyć. Nie był pewien czy się udało, ale nie zamierzał stać bezczynnie. Idąc krok za aurorem, wyciągnął różdżkę, celując ku altanie - Crassitudo - rozkazał.
|1 pole do góry po skosie w prawo
- To jeden z Burke'ów - syknął - Świeżo mianowany nestor, Edgar. Nie wiem kim jest drugi, ale chyba możemy założyć, że obaj są sługami Voldemorta. - poinformował cicho pozostałą dwójkę. To znaczy że ta noc miała być zdecydowanie dłuższa niż zakładali. Skinął głową Gabrielowi, słysząc jakiego zaklęcia próbuje użyć. Nie był pewien czy się udało, ale nie zamierzał stać bezczynnie. Idąc krok za aurorem, wyciągnął różdżkę, celując ku altanie - Crassitudo - rozkazał.
|1 pole do góry po skosie w prawo
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Strona 1 z 22 • 1, 2, 3 ... 11 ... 22
Altana na skraju lasu
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham