Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham
Zapomniane schody
AutorWiadomość
Zapomniane schody
Schody prowadzące donikąd są prawdopodobnie ostatnią spuścizną Longbottomów na terenie hrabstwa Durham. Burke’owie nigdy nie dowiedzieli się, co miało powstać w tym miejscu, więc zapomnieli o ledwo rozpoczętej budowli. Przez lata, las dookoła nich zdążył bujnie rozkwitnąć i otoczyć zielonym, zacisznym korytarzem kamienne schody, urywające się tuż nad wyciętym niedawno w plątaninie zdrewniałych korzeni okrągłym oknem, wpuszczającym nieco światła do kryjówki.
Świstoklik przeniósł was na ukryte schody, znajdujące się pod pokrywą kilkusetletnich drzew. Światło dzienne przebłyskiwało z prawie idealnie okrągłego otworu wyciętego na samym szczycie kamiennych, porosłych mchem stopni, a w zagajniku silnie pachniało żywicą i mokrą trawą. Zajęliście pozycje pełne gotowości, sprężyste i harde, skłoniliście głowy, przywitaliście się odpowiednimi ruchami ramienia dzierżącego broń, lecz zanim zdołaliście wymienić pierwsze ciosy, dokładnie pomiędzy wami zmaterializowało się widmo młodzieńca.
-Na Salazara – zagrzmiał, ściągając z siebie powyciągany sweter – zielony, w kontraście dla każdej części jego dusznego przyodziewku – i jednocześnie przecierając jakby zaspane oczy – czy wasze siostry, to też są – za przeproszeniem – tu skłonił głowę w waszą stronę – takie niecnoty? – spytał, z przerażeniem wpatrując się w swoją klatkę piersiową, poznaczoną świetlistymi smugami i wgłębieniami, jakby kraterami po oparzeniach – obraziła się na mnie, w ogóle się nie odzywa i każe nosić te ohydne łachy! A one parzą! Och, za co, za co? – młodzieniec złapał się za głowę, a tuż pod wasze stopy upadło kilka długich, przezroczystych piór.
-Nie wrócę do niej więcej, za żadne skarby, starczy, że znęca się nad tymi dziesięcioma niezgułami. Tylko którego z nich wybrać… – zastanawiał się w głos młodzieniec, nagle przestając zwracać na was uwagę. Wyczuwaliście jednak, że duch knuje coś niedobrego i wiedzieliście, że musicie się pośpieszyć, jeśli nie chcecie ściągnąć na siebie kłopotów.
|Zanim zacznie się pojedynek, musie poradzić sobie z komplikacjami. Rozwiązanie waszego problemu poskutkuje drobnymi bonusami, przydatnymi w czasie walk, zaś nieporadzenie sobie z nim - karami. Tylko jedna osoba może otrzymać nagrodę, obowiązuje zasada: kto pierwszy, ten lepszy.
Możecie podjąć wyłącznie jednej próby przepędzenia ducha.
Na odpis macie 48 godzin
-Na Salazara – zagrzmiał, ściągając z siebie powyciągany sweter – zielony, w kontraście dla każdej części jego dusznego przyodziewku – i jednocześnie przecierając jakby zaspane oczy – czy wasze siostry, to też są – za przeproszeniem – tu skłonił głowę w waszą stronę – takie niecnoty? – spytał, z przerażeniem wpatrując się w swoją klatkę piersiową, poznaczoną świetlistymi smugami i wgłębieniami, jakby kraterami po oparzeniach – obraziła się na mnie, w ogóle się nie odzywa i każe nosić te ohydne łachy! A one parzą! Och, za co, za co? – młodzieniec złapał się za głowę, a tuż pod wasze stopy upadło kilka długich, przezroczystych piór.
-Nie wrócę do niej więcej, za żadne skarby, starczy, że znęca się nad tymi dziesięcioma niezgułami. Tylko którego z nich wybrać… – zastanawiał się w głos młodzieniec, nagle przestając zwracać na was uwagę. Wyczuwaliście jednak, że duch knuje coś niedobrego i wiedzieliście, że musicie się pośpieszyć, jeśli nie chcecie ściągnąć na siebie kłopotów.
- sposoby na przegnanie ducha:
- - przywołanie po imieniu siostry młodzieńca (nie wymaga ST, wystarczy prawidłowo je odgadnąć)
- schowanie przed duchem, ST wynosi 65, do rzutu doliczany jest bonus przysługujący za biegłość ukrywania się
- użycie zaklęcia wpływającego na umysł ducha, które pozwoli wam go zdezorientować, ST zgodne z podanym w tabeli, wyjątek stanowi Confundus, w tym przypadku sukces pozwoli osiągnąć urok rzucony z mocą co najmniej 100 oczek
- każda inna czynność, która zostanie zaakceptowana przeze mnie
|Zanim zacznie się pojedynek, musie poradzić sobie z komplikacjami. Rozwiązanie waszego problemu poskutkuje drobnymi bonusami, przydatnymi w czasie walk, zaś nieporadzenie sobie z nim - karami. Tylko jedna osoba może otrzymać nagrodę, obowiązuje zasada: kto pierwszy, ten lepszy.
Możecie podjąć wyłącznie jednej próby przepędzenia ducha.
Na odpis macie 48 godzin
I show not your face but your heart's desire
Nie musiała przyglądać się twarzom zebranych arystokratów, by wiedzieć, jak wiele krzywych (zniesmaczonych?) spojrzeń przetykało otoczenie. Kobieta. Turiej szermierczy. Co takiego łączyło? Inara mogłaby długo przedstawiając argumenty, które logicznie tłumaczyły jej obecność. Nosiła już nazwisko męża, ale wciąż była Carrowem z krwi i kości. Pamiętała doskonale dumę ojca (nawet dziadek), gdy pod okiem Mistrza uczyła się sztuki szermierczej. Polowania. Jazda konna. Szlachetna potyczka na florety. Inara z dumą nosiła nabyte umiejętności i nie zamierzała wstydzić się swojej krwi.
I nie byłą w tym sama. Nie dziś. Z uśmiechem przywitała Lilianę, która na przybyła razem na miejsce w jej towarzystwie. Ciche spotkania pod dachem i wspólne treningi w niecodzienny sposób przybliżyły je do siebie. Dzieliły pasję, która burzyła krew i płynęła wartko z kwitnącym rumieńcem zmęczenia - Powodzenia moja droga - szepnęła nachylając się do jasnowłosej kobiety, niemal ze śmiechem zerkając na oburzone sylwetki szlacheckich plotkar. Odsunęła się dopiero, gdy usłyszała swoje imię i nazwisko przeciwnika. Quentin. Milczący sojusznik.
Zawsze dziwnie się czuła, gdy korzystała za świstokliku. Nieprzyjemny ucisk w żołądku i zawroty głowy uderzyły niemal natychmiastowo, gdy magia wypluła ją w obcym miejscu. Schody. Wysokie i kręte, jakby sięgać miały nieba. Zmrużyła źrenice przyglądając się niezwykłości, ale uwagę przyciągnął jej turniejowy towarzysz - Miło cię widzieć, Quentinie - skłoniła się lekko, poprawiając przy okazji czarne, skórzane rękawiczki, zgrywające się barwą z wykrojoną kamizelką, wiązaną pod szyją i spódnicy o barwie ciemnej zieleni. Nie tak długiej, sięgającej połowy łydki i z wiązanymi botkami z niewielkim obcasem. Musiała czuć się pewnie, a strój nie mógł krepować jej ruchów. Pod szyją wiązana wstążka w kolorze zieleni. Włosy miała splecione ciasny warkocz.
Odsunęła się na właściwą odległość, ale zanim cokolwiek pozwoliło na rozpoczęcie rozgrywki, pojawił się nieoczekiwany gość. Inara zamarła w bezruchu, przyglądając się niematerialnej sylwetce ducha. Zieleń okrycia rzucił cień wspomnień. Opowieści, które słyszała od babki. Chłodna z natury i raczej cicha kobieta, bardzo przykładała się do historii rodu, nie tylko rodowego. W końcu w jej żyłach płynęła także krew Flintów. Pióra. Sowie? Legenda. A może mogła się mylić? Poskładane naprędce wskazówki błędnie kierowały ją do odpowiedzi i imienia, które zakołatało się na linii języka? - Co prawda, nigdy nie miałam siostry... - zawiesiła głos, próbując odnaleźć twarz młodzieńca - ale bracia Blodeuwedd, „Zrodzonej z kwiatów” zapewne wymagają niesamowitych pokładów...cierpliwości - W końcu nadal nad nimi czuwała. Czyż nie tak? Rozejrzała się czujniej, możne gdzieś pojawić się miała wspomniana niecnota? Krążyła legenda, że jej obecność przynosiła szczęście.
I nie byłą w tym sama. Nie dziś. Z uśmiechem przywitała Lilianę, która na przybyła razem na miejsce w jej towarzystwie. Ciche spotkania pod dachem i wspólne treningi w niecodzienny sposób przybliżyły je do siebie. Dzieliły pasję, która burzyła krew i płynęła wartko z kwitnącym rumieńcem zmęczenia - Powodzenia moja droga - szepnęła nachylając się do jasnowłosej kobiety, niemal ze śmiechem zerkając na oburzone sylwetki szlacheckich plotkar. Odsunęła się dopiero, gdy usłyszała swoje imię i nazwisko przeciwnika. Quentin. Milczący sojusznik.
Zawsze dziwnie się czuła, gdy korzystała za świstokliku. Nieprzyjemny ucisk w żołądku i zawroty głowy uderzyły niemal natychmiastowo, gdy magia wypluła ją w obcym miejscu. Schody. Wysokie i kręte, jakby sięgać miały nieba. Zmrużyła źrenice przyglądając się niezwykłości, ale uwagę przyciągnął jej turniejowy towarzysz - Miło cię widzieć, Quentinie - skłoniła się lekko, poprawiając przy okazji czarne, skórzane rękawiczki, zgrywające się barwą z wykrojoną kamizelką, wiązaną pod szyją i spódnicy o barwie ciemnej zieleni. Nie tak długiej, sięgającej połowy łydki i z wiązanymi botkami z niewielkim obcasem. Musiała czuć się pewnie, a strój nie mógł krepować jej ruchów. Pod szyją wiązana wstążka w kolorze zieleni. Włosy miała splecione ciasny warkocz.
Odsunęła się na właściwą odległość, ale zanim cokolwiek pozwoliło na rozpoczęcie rozgrywki, pojawił się nieoczekiwany gość. Inara zamarła w bezruchu, przyglądając się niematerialnej sylwetce ducha. Zieleń okrycia rzucił cień wspomnień. Opowieści, które słyszała od babki. Chłodna z natury i raczej cicha kobieta, bardzo przykładała się do historii rodu, nie tylko rodowego. W końcu w jej żyłach płynęła także krew Flintów. Pióra. Sowie? Legenda. A może mogła się mylić? Poskładane naprędce wskazówki błędnie kierowały ją do odpowiedzi i imienia, które zakołatało się na linii języka? - Co prawda, nigdy nie miałam siostry... - zawiesiła głos, próbując odnaleźć twarz młodzieńca - ale bracia Blodeuwedd, „Zrodzonej z kwiatów” zapewne wymagają niesamowitych pokładów...cierpliwości - W końcu nadal nad nimi czuwała. Czyż nie tak? Rozejrzała się czujniej, możne gdzieś pojawić się miała wspomniana niecnota? Krążyła legenda, że jej obecność przynosiła szczęście.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
Durham i Beamish, to by się tego spodziewał? Wręcz nie wypadało nam nie wziąć udziału w szermierczym turnieju. Nie jestem co prawda przekonany do konieczności dzielenia się sekretami Burke’ów ze wszystkimi czarodziejami świata, chociaż uczestników ma być ponoć raptem garstka, ale widocznie organizatorzy ugadali się z kim trzeba. Nie mnie w to wnikać. Liczę zresztą na nieco rozrywki, może nawet oderwanie myśli od tych trudniejszych spraw plączących mi się po głowie? Nie, na zwycięstwo nie liczę, musiałbym być albo szaleńcem, albo skrajnym narcyzem. Nie jestem żadnym z nich. Spędzenie czasu na świeżym powietrzu oraz pełne godności zajęcia fizyczne powinny być tym, czego mi trzeba. Z takim nastawieniem szykuję się do wyjścia. W czarnych szatach przeszytymi srebrnymi nićmi, z fularem w takimż samym kolorze oraz ciepłym nakryciem na strój jestem gotów do opuszczenia zamku. Wraz z bratem, z którym widzieliśmy się już przy śniadaniu, dlatego kolejne pozdrowienia pozbawione są sensu.
Za to nie potrafię ukryć zdziwienia kiedy wśród mężczyzn widzę także kobiety, gotowe do uczestnictwa w tym kameralnym konkursie. Moja mina jak zwykle nie wyraża niemal niczego, chociaż lekkie uniesienie brwi powinno wystarczyć za przedstawienie zdziwienia zaistniałą sytuacją. Staram się jednak zachować neutralność.
- Lady Yaxley, Inaro - witam obie panie, chociaż wywołanie nazwiska tej pierwszej budzi we mnie speszenie oraz zakłopotanie, przez co szybko uciekam wzrokiem do szykującego się do przemowy mężczyzny. Serce bije mi nieco intensywniej niż powinno, ale zrzucam to na karb emocji, jakie będą nam towarzyszyć podczas potyczek. Tak, właśnie tak.
Witam się także z resztą znajomych, czyli z Magnusem, Lupusem i Morgothem, zdecydowanie pewniej czując się wśród mężczyzn. I tak nie trwa to długo. Moje skonfundowanie nabiera na sile wraz z informacją, że moją przeciwniczką zostanie lady Nott. Nie dość, że się zbłaźnię, o jeszcze przed kobietą. Los chce mnie chyba wpędzić w poczucie przygnębienia lub depresję, ale nie poddam się tak łatwo. Zdecydowanie łapię za świstoklik.
Stoję przez chwilę w miejscu chcąc doprowadzić organizm do ładu, aż wreszcie dociera do mnie, że powinniśmy już zaczynać. Kiwam lekko głową chcąc zaproponować rozpoczęcie pojedynku, ale wtedy pojawia się przy nas duch. Wydaje mi się, że powinienem go znać. I te jego słowa… nie dają mi spokoju. Przenoszę zaskoczone spojrzenie na Inarę. Nigdy nie powiązałbym go z Blodeuwedd, ale kto wie? Nie, coś mi świta.
- A czy twą niecną siostrą nie jest przypadkiem Morgana le Fay, a ty nie masz na imię Artur? Jeśli tak, to rzeczywiście nieźle wdepnąłeś - stwierdzam wreszcie na głos, pozwalając westchnięciu opuścić moje płuca. - Bez względu na prawdę, pozwolisz, że zaczniemy turniej? - zwracam się do ducha, bo jednak podejrzewam, że moja towarzyszka nie ma nic przeciwko temu.
Za to nie potrafię ukryć zdziwienia kiedy wśród mężczyzn widzę także kobiety, gotowe do uczestnictwa w tym kameralnym konkursie. Moja mina jak zwykle nie wyraża niemal niczego, chociaż lekkie uniesienie brwi powinno wystarczyć za przedstawienie zdziwienia zaistniałą sytuacją. Staram się jednak zachować neutralność.
- Lady Yaxley, Inaro - witam obie panie, chociaż wywołanie nazwiska tej pierwszej budzi we mnie speszenie oraz zakłopotanie, przez co szybko uciekam wzrokiem do szykującego się do przemowy mężczyzny. Serce bije mi nieco intensywniej niż powinno, ale zrzucam to na karb emocji, jakie będą nam towarzyszyć podczas potyczek. Tak, właśnie tak.
Witam się także z resztą znajomych, czyli z Magnusem, Lupusem i Morgothem, zdecydowanie pewniej czując się wśród mężczyzn. I tak nie trwa to długo. Moje skonfundowanie nabiera na sile wraz z informacją, że moją przeciwniczką zostanie lady Nott. Nie dość, że się zbłaźnię, o jeszcze przed kobietą. Los chce mnie chyba wpędzić w poczucie przygnębienia lub depresję, ale nie poddam się tak łatwo. Zdecydowanie łapię za świstoklik.
Stoję przez chwilę w miejscu chcąc doprowadzić organizm do ładu, aż wreszcie dociera do mnie, że powinniśmy już zaczynać. Kiwam lekko głową chcąc zaproponować rozpoczęcie pojedynku, ale wtedy pojawia się przy nas duch. Wydaje mi się, że powinienem go znać. I te jego słowa… nie dają mi spokoju. Przenoszę zaskoczone spojrzenie na Inarę. Nigdy nie powiązałbym go z Blodeuwedd, ale kto wie? Nie, coś mi świta.
- A czy twą niecną siostrą nie jest przypadkiem Morgana le Fay, a ty nie masz na imię Artur? Jeśli tak, to rzeczywiście nieźle wdepnąłeś - stwierdzam wreszcie na głos, pozwalając westchnięciu opuścić moje płuca. - Bez względu na prawdę, pozwolisz, że zaczniemy turniej? - zwracam się do ducha, bo jednak podejrzewam, że moja towarzyszka nie ma nic przeciwko temu.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Widmo nie odpowiedziało od razu, kuląc się w dziwnej pozycji - ni to przyczajonego do ataku drapieżnika, ni ofiary, szykującego się do prędkiego odwrotu - i co jakiś czas odwracając się, by nerwowo zerknąć ponad swym ramieniem. Młodzieniec wyraźnie się denerwował, a wszelkich złych omenów wypatrywał przez okrągły otwór u szczytu schodów, skąd prześwitywał kawałek bezchmurnego nieba.
-Masz szczęście, pani, masz szczęście! - wykrzyknął, unosząc ręce do twarzy i usiłując potrzeć swój podbródek - ubzdurała sobie, że mnie uratuje, kiedy ja wcale nie potrzebuję pomocy - nadął się, wyraźnie obruszony wspomnieniem nadopiekuńczej siostry - Blodeuwedd? Któż to? - spytał, marszcząc jasne brwi, choć niemal od razu machnął lekceważąco ręką, jakby kwestia podniesiona przez Inarę była zupełnie nieistotna, przynajmniej dla niego.
-Ha, a to dobre! - wtrącenie Quentina zdołało rozbawić młodzieńca, bo roześmiał się do rozpuku, porozumiewawczo szturchając Burke'a w bok, co ten mógł poczuć jako spryskanie swej klatki piersiowej lodowatą wodą - wprawdzie jestem królewiczem, ale tym królem jeszcze nikt mnie nie obwołał - powiedział, z niezwykle zadowoloną miną, prędko jednak zmienioną w grymas przerażenia.
-O nie, Eliza już tu jest. Szybko, szybko, muszę coś zrobić - wykrztusił, mówiąc bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego. Zanim Quentin zdążył zareagować, duch po prostu w niego wsiąknął, ciasno przylegając do aury mężczyzny.
-Pozwól, że zostanę tu na moment. Póki ona sobie nie pójdzie - wyszeptał młodzieniec porozumiewawczo - właściwie, nie masz wyboru, ale nie czuj się urażony - poprosił. Chłopaka słyszał tylko Quentin - jakby drugi głos rozchodzący się w jego głowie. Myślami mógł się z nim porozumieć, choć żadna siła perswazji nie dała rady wyciągnąć widma z ciała, które dzielił teraz z lordem Burke. Dokładnie w tym samym momencie, który młodzieniec wybrał na zespolenie się z Quentinem, przez owalne, wyciosane w gałęziach okno, wpłynęło dziesięć świetlistych łabędzi, niosących na swym grzbiecie widmową dziewczynę. Panna natychmiast zbliżyła się do Inary i zwróciła się do niej autorytatywnym tonem:
-Gdzie on jest? - spytała, ręką wskazując na porzucony, zielony sweter - wiem, że jest blisko - załkała histerycznie, bełkocząc o straszliwej chorobie, zmieniającej jej braci w dzikie ptaki i o uporze najmłodszego z nich, który nie chce przyjmować lekarstw i twierdzi, że jest animagiem - jeśli nie założy swetra, który utkałam mu z pokrzyw, umrze! - zawyła dziewczyna, podpływając coraz to bliżej Inary. Młodzieniec w środku Quentina nerwowo obgryzał paznokcie, a jego nastrój udzielił się również gospodarzowi jego ciała.
-Ha! Znalazłam! No, a teraz, paniusiu, pozwolisz mi porozmawiać z mym drogim braciszkiem! - zakrzyknęło głośno widmo panny, wnikając w lady Nott, nim ta zdołała zareagować. Inara słyszała teraz myśli Elizy, identycznie, jak Quentin wsłuchiwał się w głos swego nieproszonego gościa. Duchy ostro się ze sobą kłóciły i nie wyglądało, by miały zamiar szybko opuścić ciała lady Nott i lorda Burke.
Ten moment wybrał sędzia odziany w fioletową liberię, aby wynurzyć się zza splątanych konarów drzewa u podstawy schodów (nie wiedzieliście, czy był tam od początku, obserwując wasze perypetie, czy też przybył dopiero teraz) i poinstruować was do właściwego ustawienia. Przywitaliście się odpowiednią konfiguracją ruchów, po czym założyliście ochronne maski, mężczyzna dał znak do rozpoczęcia pojedynku.
|Zaczyna Inara, link do losowania kolejności znajduje się tutaj.
Wasze początkowe ustawienie (będzie aktualizowane) znajduje się tutaj.
Inara oznaczona jest kolorem fioletowym, Quentin niebieskim.
W związku z tym, że żadnemu z Was nie udało się rozwiązać zagadki, a duchy wsiąknęły w Wasze ciała i nie zważając na niedogodną sytuację, nie zamierzają zaniechać sporu, do każdego ruchu obowiązuję Was dodatkowy rzut k10 na zachowanie spokoju i zignorowanie kłótni duchów, wciąż toczącej się w Waszych głowach. Wynik poniżej 4 oznacza, że nie możecie skupić się na wykonywanej czynności i uznaje się ją za (nawet w przypadku osiągnięcia wymaganego ST) nieudaną.
Na odpis macie 48 godzin.[/b]
-Masz szczęście, pani, masz szczęście! - wykrzyknął, unosząc ręce do twarzy i usiłując potrzeć swój podbródek - ubzdurała sobie, że mnie uratuje, kiedy ja wcale nie potrzebuję pomocy - nadął się, wyraźnie obruszony wspomnieniem nadopiekuńczej siostry - Blodeuwedd? Któż to? - spytał, marszcząc jasne brwi, choć niemal od razu machnął lekceważąco ręką, jakby kwestia podniesiona przez Inarę była zupełnie nieistotna, przynajmniej dla niego.
-Ha, a to dobre! - wtrącenie Quentina zdołało rozbawić młodzieńca, bo roześmiał się do rozpuku, porozumiewawczo szturchając Burke'a w bok, co ten mógł poczuć jako spryskanie swej klatki piersiowej lodowatą wodą - wprawdzie jestem królewiczem, ale tym królem jeszcze nikt mnie nie obwołał - powiedział, z niezwykle zadowoloną miną, prędko jednak zmienioną w grymas przerażenia.
-O nie, Eliza już tu jest. Szybko, szybko, muszę coś zrobić - wykrztusił, mówiąc bardziej do siebie, niż do kogokolwiek innego. Zanim Quentin zdążył zareagować, duch po prostu w niego wsiąknął, ciasno przylegając do aury mężczyzny.
-Pozwól, że zostanę tu na moment. Póki ona sobie nie pójdzie - wyszeptał młodzieniec porozumiewawczo - właściwie, nie masz wyboru, ale nie czuj się urażony - poprosił. Chłopaka słyszał tylko Quentin - jakby drugi głos rozchodzący się w jego głowie. Myślami mógł się z nim porozumieć, choć żadna siła perswazji nie dała rady wyciągnąć widma z ciała, które dzielił teraz z lordem Burke. Dokładnie w tym samym momencie, który młodzieniec wybrał na zespolenie się z Quentinem, przez owalne, wyciosane w gałęziach okno, wpłynęło dziesięć świetlistych łabędzi, niosących na swym grzbiecie widmową dziewczynę. Panna natychmiast zbliżyła się do Inary i zwróciła się do niej autorytatywnym tonem:
-Gdzie on jest? - spytała, ręką wskazując na porzucony, zielony sweter - wiem, że jest blisko - załkała histerycznie, bełkocząc o straszliwej chorobie, zmieniającej jej braci w dzikie ptaki i o uporze najmłodszego z nich, który nie chce przyjmować lekarstw i twierdzi, że jest animagiem - jeśli nie założy swetra, który utkałam mu z pokrzyw, umrze! - zawyła dziewczyna, podpływając coraz to bliżej Inary. Młodzieniec w środku Quentina nerwowo obgryzał paznokcie, a jego nastrój udzielił się również gospodarzowi jego ciała.
-Ha! Znalazłam! No, a teraz, paniusiu, pozwolisz mi porozmawiać z mym drogim braciszkiem! - zakrzyknęło głośno widmo panny, wnikając w lady Nott, nim ta zdołała zareagować. Inara słyszała teraz myśli Elizy, identycznie, jak Quentin wsłuchiwał się w głos swego nieproszonego gościa. Duchy ostro się ze sobą kłóciły i nie wyglądało, by miały zamiar szybko opuścić ciała lady Nott i lorda Burke.
Ten moment wybrał sędzia odziany w fioletową liberię, aby wynurzyć się zza splątanych konarów drzewa u podstawy schodów (nie wiedzieliście, czy był tam od początku, obserwując wasze perypetie, czy też przybył dopiero teraz) i poinstruować was do właściwego ustawienia. Przywitaliście się odpowiednią konfiguracją ruchów, po czym założyliście ochronne maski, mężczyzna dał znak do rozpoczęcia pojedynku.
- mechanika:
- Pojedynki szermiercze rozgrywa się turowo – po ataku pierwszego z graczy i akcji drugiego (unik, parowanie, kontratak) kolejka odwraca się lub w szczególnym przypadku kontrataku, wraca do pierwszego gracza. Jeśli atak pierwszego gracza jest nieudany, drugi gracz nie broni się i przysługują mu dwie próby ataku.
Gracz A wykonując atak ma do dyspozycji trzy możliwości:
A.wypad szermierczy – najmniejszy zasięg, niemożliwy do dokonania już z odległości jednego kroku (ST udanego wypadu wynosi 50, do rzutu dodaje się bonus z biegłości)
B.sunięcie szermiercze – można pominąć odległość kroku
(ST udanego sunięcia wynosi 60, do rzutu dodaje się bonus z biegłości)
C.wyskok szermierczy – można pominąć odległość kroku, udany blokuje kontratak przeciwnika
(ST udanego wyskoku wynosi 75, do rzutu dodaje się bonus z biegłości)
PONADTO gracz może poświęcić swoją turę (ataku) na wykonanie odpowiednio kroku w tył lub w przód (np. wykonać atak, po czym cofnąć się o krok, aby dopiero w kolejnym poście zwiększyć dystans). Na krok w tył lub w przód w kolejce atakującej gracz nie musi rzucać kością.
Gracz B broniąc się przed atakiem gracza A (jeśli atak się nie powiódł, oczywiście sam może atakować, wybierając którąś z powyższych opcji) również ma do dyspozycji trzy możliwe rozwiązania:
A. krok w tył – cofnięcie się o krok celem zwiększenia dystansu, skuteczne jedynie wtedy, jeśli gracz A wykonał wypad szermierczy - pozostałe ataki mają większy zasięg
(ST udanego kroku w tył wynosi 50, do rzutu dodaje się bonus ze statystyki uników przemnożoną razy dwa)
B. parowanie – skuteczne zablokowanie ciosu gracza A
(żeby parowanie się powiodło, minimalne ST musi wynosić ST uzyskaną przez gracza A - sumę rzutu kością + bonus przysługujący z biegłości)
C. kontratak – zaatakowanie gracza A w momencie, kiedy on również wykonuje atak, daje możliwość zdobycia punktu w tym samym czasie; wykonanie kontrataku blokuje wyskok szermierczy
(ST kontrataku odpowiada ST poszczególnym z ataków) gracz B wykonując kontratak musi ponadto rzucić kością k10 (nie dotyczy to postaci o III stopniu biegłości)
1) postaciom o II i wyższym stopniu biegłości udaje się wykonać kontratak w momencie, kiedy na k10 wypadnie wynik większy bądź równy 3
2) postaciom o I stopniu biegłości udaje się wykonać kontratak w momencie, kiedy na k10 wypadnie wynik większy bądź równy 7
3) w wypadku nieudanego kontrataku, kolejka wraca do gracza A
4) jeśli gracz B osiągnie odpowiednie ST rzucając kością k100 i dodając do wyniku bonus przysługujący za biegłość, ale z k10 wynika porażka, oznacza to, że gracz B obronił się przed atakiem gracza A, lecz nie zadał mu ciosu
Wygrywa gracz, który jako pierwszy zdobędzie pięć punktów - za każde trafienie przysługuje jeden punkt. W przypadku remisu (wynik cztery do czterech, udany atak gracza A i udany kontratak gracza B) wygrywa gracz, który jako pierwszy zdobędzie kolejny punkt.
Polem trafienia jest jedynie tułów.
|Zaczyna Inara, link do losowania kolejności znajduje się tutaj.
Wasze początkowe ustawienie (będzie aktualizowane) znajduje się tutaj.
Inara oznaczona jest kolorem fioletowym, Quentin niebieskim.
W związku z tym, że żadnemu z Was nie udało się rozwiązać zagadki, a duchy wsiąknęły w Wasze ciała i nie zważając na niedogodną sytuację, nie zamierzają zaniechać sporu, do każdego ruchu obowiązuję Was dodatkowy rzut k10 na zachowanie spokoju i zignorowanie kłótni duchów, wciąż toczącej się w Waszych głowach. Wynik poniżej 4 oznacza, że nie możecie skupić się na wykonywanej czynności i uznaje się ją za (nawet w przypadku osiągnięcia wymaganego ST) nieudaną.
Na odpis macie 48 godzin.[/b]
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 22.01.18 21:13, w całości zmieniany 1 raz
Sylwetka ducha była zdecydowanie fascynująca. Inara przyglądała się spod przymrożonych powiek, a lekki floret trzymała wciąż opuszczony, zaznaczając tym samym niegotowość do rozpoczęcia walki. Dopóki zresztą mieli nieoczekiwane towarzystwo, rozpoczynanie czegokolwiek byłoby raczej frapujące - Nie jestem tego taka pewna, zawsze wydawała mi się to fascynująca perspektywa, ale zapewne mój Panie... - zawiesiła głos, a kolejne słowa wytrąciły ją z początkowego zapewnienie. Duch rzeczywiście należał do jednej ze słyszanych opowieści, ale nie należał do rodowych legend. Baśń. usta rozchyliły się w uśmiechu - Ktoś, kto przypominałby twoją siostrę początkowo, ale jednak się myliłam, wybacz pomyłkę - dygnęła lekko, ale nadal nie wypuściła z ręki broni. Spojrzała za to na Quentina, który mimo milczącej, jak zawsze postawy, zapewne nie był aż tak zadowolony z jej uczestnictwa, jak ona sama. Tylko czego się spodziewali po kobiecie z domu Carrow? Szermierka, jak szlachetna aktywność była przekazywana w jej domu już od najmłodszych lat, ustępując jedynie jeździectwu - Chyba powinniśmy przypomnieć sobie niektóre baśni - zdążyła uśmiechnąć się do mężczyzny, a potem drgnęła, spinając mięśnie, gdy duch królewicza wdarł się w postać jej szermierczego towarzysza - Quentinie? - słyszała o sytuacjach nawiedzenia domów, ale...osób? Na reakcję czasu nie miała, bo na polanie pojawiła się rzeczona Eliza. Alchemiczka przekręciła się, a broń uniosła nieco wyżej. Żadna obrona w starciu z duchem, ale odruch był intuicyjny. Miała jeszcze różdżkę, ale... - Paniusiu? NIE! - zapowietrzyła się i kaszlnęła, a zetkniecie z przeraźliwym chłodem niemal wygiął jej ciało w łuk. Zamrugała nieprzytomnie i odetchnęła. Duch zniknął z pola widzenia, ale czuła obecność w sobie. W głowie i wrzaski, który wyrywały się z niematerialnych ust - Czy tobie już naprawdę klątwa uderzyła do głowy? Nie rozumiesz ile poświęcam, żeby cię uratować?! Zgłupiałeś do reszty! Wyłaź i zakładaj tę szatę nim zginiesz! - głos z założenia ładny, obijał się w głowie Inary jak dudniące echo - Przestańcie - czarnowłosa nie była pewna, czy mówi to na głos, czy też do duchów, które toczyły zażartą kłótnię.
Było jej zimno, wyraźnie zbladła, ale pomysł na uwolnienie się nie przyszedł. Pojawił sie za to mężczyzna w liberii dając sygnał do rozpoczęcia turnieju, jakby totalnie zignorował (nie widział?) rozgrywającej się....no własnie. W ich głowach batalii. Poruszyła dłonią i ramionami, starając się rozluźnić i skupić na wydarzeniu, w którym brała udział. Szermierka. Stanęła w lekki rozkroku i wysunęła broń przed siebie - Powodzenia - a gdy sygnał dla rozpoczęcia się pojawił, zdecydowała się na wypad szermierczy. Niezależnie od finału jej zagrywki, wykonała od razu krok w tył, tym samym zwiększając dystans od przeciwnika.
Szermierka I
Było jej zimno, wyraźnie zbladła, ale pomysł na uwolnienie się nie przyszedł. Pojawił sie za to mężczyzna w liberii dając sygnał do rozpoczęcia turnieju, jakby totalnie zignorował (nie widział?) rozgrywającej się....no własnie. W ich głowach batalii. Poruszyła dłonią i ramionami, starając się rozluźnić i skupić na wydarzeniu, w którym brała udział. Szermierka. Stanęła w lekki rozkroku i wysunęła broń przed siebie - Powodzenia - a gdy sygnał dla rozpoczęcia się pojawił, zdecydowała się na wypad szermierczy. Niezależnie od finału jej zagrywki, wykonała od razu krok w tył, tym samym zwiększając dystans od przeciwnika.
Szermierka I
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
The member 'Inara Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k10' : 10
#1 'k100' : 26
--------------------------------
#2 'k10' : 10
Jestem szczerze zdziwiony niepoprawną odpowiedzią. Wszystko się przecież zgadza, siostra, brat, parzące szaty, dziesięć sióstr, chociaż te widocznie sobie wymyśliłem. Ściągam niezadowolony brwi nie rozumiejąc, o co temu duchowi chodzi. Nie znam żadnej Elizy, łabędzi ani jej brata. Co za bezsens. I jeszcze mnie wyśmiewa. Aż mam ochotę rzucić w niego jakąś paskudną klątwą, żeby się zamknął, ale na szczęście dociera do mnie to, że ducha nie zabiję. Dlatego ręka jedynie dotyka włóknistej faktury drewna, ale odejmuję ją równie szybko co ułożyłem przed chwilą na rękojeści. Zaczyna mnie ta pokręcona sytuacja mocno irytować. Mam stoczyć bój w turnieju, nie przeganiać niezrównoważone zjawy.
- Najlepiej zniknij - rzucam zatem, naprawdę łudząc się, że niematerialny młodzieniec zniknie, a my nareszcie będziemy mogli rozpocząć potyczkę. Ale nie, naturalnie, że nie. Wszystko musi pokomplikować się jeszcze bardziej. Coraz mocniej zły nie zdążam zaprotestować przeciwko wtargnięciu w moje ciało. Robi mi się przeraźliwie zimno, a oczy otwieram szeroko ze zdumienia. Na Asę, nie wiem co tu się dzieje, ale to jakiś koszmar.
- Nie pozwalam - zaprzeczam od razu, nie wiedząc nawet, że duch wypowiada się tylko w mojej głowie, zaś ja mówię na głos. - Czuję się urażony i będę się czuł dopóki waćpan nie opuścisz mojego ciała - dodaję oburzony, specjalnie podkreślając, że to rozchodzi się o mnie, a nie jego czy kogokolwiek innego. Nie wiem co to za bezprawie, ale jestem oburzony. I wtedy widzę jak zjawia się rzeczona Eliza i jeszcze chyba opętuje Inarę. Co za potworność.
- Nie wiem jak się ich pozbyć - mówię do lady Nott już bardziej zmieszany niż zły. Czuję przejmującą nerwowość jegomościa, który wyraźnie się boi i chyba pragnie zachować milczenie, w nadziei, że jego siostra, kimkolwiek jest, nie dostrzeże jego zdradzieckiej facjaty. I nawet gdyby sama się nie domyśliła scenariusza, na pewno sam wydałbym tego wrednego ducha.
- Na litość Slytherina, przesadzasz Elizo. Nic mi się nie dzieje, za to od twoich ubrań dostaję piekącej wysypki i migreny. Przynieś mi lepiej piwo kobieto, od niego od razu poczuję się lepiej, a i umysł jest światlejszy - odpowiada młodzik, ale nie wiem czy to się dalej dzieje w mojej głowie czy już na głos. Jestem przerażony, a sędzia nic sobie z tego nie robi, nawet nie próbuje się pozbyć tych podłych zjaw. Muszę napisać ze skargą do Cheshire, tak być nie może.
Ale zanim decyduję się na jakikolwiek krok, zdobywam na twarzy maskę, w ręku trzymam floret i rozpoczyna się walka. Dziwne, że Inara jest się w stanie skoncentrować w tym harmidrze.
- Oj Elizo, coś ci nie idzie ta zabawa. Odłóż lepiej floret i zajmij się czymś pożytecznym, na przykład gotowaniem strawy - komentuje prześmiewczo nieznany mi jegomość, który opętuje moje zmysły. Aż się boję czy mi wyjdzie. Decyduję się na sunięcie szermiercze, żeby móc pokonać odległość dzielącą mnie od przeciwniczki. Cała radość z turnieju gdzieś mi umyka, bo wiem już, że to będzie istna katorga, ale wycofać się teraz nie wypada i w ogóle.
- Najlepiej zniknij - rzucam zatem, naprawdę łudząc się, że niematerialny młodzieniec zniknie, a my nareszcie będziemy mogli rozpocząć potyczkę. Ale nie, naturalnie, że nie. Wszystko musi pokomplikować się jeszcze bardziej. Coraz mocniej zły nie zdążam zaprotestować przeciwko wtargnięciu w moje ciało. Robi mi się przeraźliwie zimno, a oczy otwieram szeroko ze zdumienia. Na Asę, nie wiem co tu się dzieje, ale to jakiś koszmar.
- Nie pozwalam - zaprzeczam od razu, nie wiedząc nawet, że duch wypowiada się tylko w mojej głowie, zaś ja mówię na głos. - Czuję się urażony i będę się czuł dopóki waćpan nie opuścisz mojego ciała - dodaję oburzony, specjalnie podkreślając, że to rozchodzi się o mnie, a nie jego czy kogokolwiek innego. Nie wiem co to za bezprawie, ale jestem oburzony. I wtedy widzę jak zjawia się rzeczona Eliza i jeszcze chyba opętuje Inarę. Co za potworność.
- Nie wiem jak się ich pozbyć - mówię do lady Nott już bardziej zmieszany niż zły. Czuję przejmującą nerwowość jegomościa, który wyraźnie się boi i chyba pragnie zachować milczenie, w nadziei, że jego siostra, kimkolwiek jest, nie dostrzeże jego zdradzieckiej facjaty. I nawet gdyby sama się nie domyśliła scenariusza, na pewno sam wydałbym tego wrednego ducha.
- Na litość Slytherina, przesadzasz Elizo. Nic mi się nie dzieje, za to od twoich ubrań dostaję piekącej wysypki i migreny. Przynieś mi lepiej piwo kobieto, od niego od razu poczuję się lepiej, a i umysł jest światlejszy - odpowiada młodzik, ale nie wiem czy to się dalej dzieje w mojej głowie czy już na głos. Jestem przerażony, a sędzia nic sobie z tego nie robi, nawet nie próbuje się pozbyć tych podłych zjaw. Muszę napisać ze skargą do Cheshire, tak być nie może.
Ale zanim decyduję się na jakikolwiek krok, zdobywam na twarzy maskę, w ręku trzymam floret i rozpoczyna się walka. Dziwne, że Inara jest się w stanie skoncentrować w tym harmidrze.
- Oj Elizo, coś ci nie idzie ta zabawa. Odłóż lepiej floret i zajmij się czymś pożytecznym, na przykład gotowaniem strawy - komentuje prześmiewczo nieznany mi jegomość, który opętuje moje zmysły. Aż się boję czy mi wyjdzie. Decyduję się na sunięcie szermiercze, żeby móc pokonać odległość dzielącą mnie od przeciwniczki. Cała radość z turnieju gdzieś mi umyka, bo wiem już, że to będzie istna katorga, ale wycofać się teraz nie wypada i w ogóle.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k10' : 2
#1 'k100' : 27
--------------------------------
#2 'k10' : 2
Niestety nie jestem w stanie mocniej skoncentrować się na pojedynku. Duch w moim ciele jest naprawdę nieznośny, w dodatku chyba lubi sobie dowcipkować, czego ja osobiście nie cierpię. A przynajmniej nie w tak prymitywny sposób. Czuję, jak paraliżuje mnie strach, jak tracę kontrolę nad sobą. Rozglądam się w poszukiwaniu pomocy zamiast całkowicie skoncentrować się na trafieniu Inary. W rezultacie mój floret zupełnie zbacza z toru, a sunięcie wygląda raczej jak koczkodani taniec, czyli nic wartego uwagi. Ściska mi gardło z tego przejęcia, blednę i czerwienię się na zmianę, a ponadto czuję, że zjawa nie jest zadowolona z mojego ruchu.
- Poruszasz się jak moja babcia u schyłku wieku. Więcej życia, machnij tym floretem jakoś porządniej - słyszę w mojej głowie nie będąc w ogóle pewnym, czy lady Nott też to słyszy czy to wszystko naprawdę jest rezultatem mojej chwiejnej psychiki. - Nie możemy przegrać, Eliza ciągle mnie strofuje i się rządzi. Jak wygra, to jeszcze będę musiał założyć ten jej durny sweter, a tego nie zdzierżę. Albo wygramy, albo spuszczę ci takie manto, że popamiętasz - dodaje, nie ukrywając groźby w swym głosie. Jestem zrozpaczony. Kiedyś szermierka wychodziła mi naprawdę nieźle, ale teraz nie jestem w nią już tak dobry. Wolę nie narażać się na gniew ducha, bo chyba bym sobie z tym nie poradził, ale perspektywy na zwycięstwo też są raczej nikłe. Dlatego przełykam głośno ślinę, usiłując przeforsować kolejne sunięcie, ale nie mam pojęcia co z tego wyjdzie. Gadanina młodzieńca nie za bardzo pomaga mi w koncentracji na machaniu floretem, jak to jakże zgrabnie ujął. Ale powiedzmy, że próbuję wykrzesać z siebie więcej życia, usiłując trafić oponentkę gdzieś w okolice brzucha. Wyżej to mi raczej nie wypada. Aż się czerwienię na samą myśl. Życie jest ciężkie.
- Poruszasz się jak moja babcia u schyłku wieku. Więcej życia, machnij tym floretem jakoś porządniej - słyszę w mojej głowie nie będąc w ogóle pewnym, czy lady Nott też to słyszy czy to wszystko naprawdę jest rezultatem mojej chwiejnej psychiki. - Nie możemy przegrać, Eliza ciągle mnie strofuje i się rządzi. Jak wygra, to jeszcze będę musiał założyć ten jej durny sweter, a tego nie zdzierżę. Albo wygramy, albo spuszczę ci takie manto, że popamiętasz - dodaje, nie ukrywając groźby w swym głosie. Jestem zrozpaczony. Kiedyś szermierka wychodziła mi naprawdę nieźle, ale teraz nie jestem w nią już tak dobry. Wolę nie narażać się na gniew ducha, bo chyba bym sobie z tym nie poradził, ale perspektywy na zwycięstwo też są raczej nikłe. Dlatego przełykam głośno ślinę, usiłując przeforsować kolejne sunięcie, ale nie mam pojęcia co z tego wyjdzie. Gadanina młodzieńca nie za bardzo pomaga mi w koncentracji na machaniu floretem, jak to jakże zgrabnie ujął. Ale powiedzmy, że próbuję wykrzesać z siebie więcej życia, usiłując trafić oponentkę gdzieś w okolice brzucha. Wyżej to mi raczej nie wypada. Aż się czerwienię na samą myśl. Życie jest ciężkie.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 93
--------------------------------
#2 'k10' : 5
#1 'k100' : 93
--------------------------------
#2 'k10' : 5
Zawodnicy w towarzystwie duchów przystąpili do walki, Inara jako pierwsza na pewnych nogach poruszyła się do przodu, by niespodziewanym pchnięciem dosięgnąć Quentina; niestety, prawdopodobnie przez wściekłe syki Elizy, nie skoncentrowała się wystarczająco, a lord Burke zdołał bez większych trudności umknąć przed jej ciosem. Zdawałoby się, że mężczyźnie nie pójdzie dużo lepiej, kiedy jego pierwszy odwet okazał się nieudany - była to jednak wyłącznie chwila słabości. Quentin w mgnieniu oka wykonał kolejne gładkie sunięcie, zdolne do zdobycia dla niego perfekcyjnego, czystego punktu. Inara będzie musiała wykazać się ogromnymi umiejętnościami, szybkością i zręcznością, aby odeprzeć atak lorda.
I show not your face but your heart's desire
Nie lubiła zimna, a ten wdzierał się pod skórę i głębiej, ogniskując się gdzieś w piersi. I chaos w głowie, do którego nie była przyzwyczajona. Myśli jej własne i te należące do obcej. Była z niej księżniczka, czy tez nie - nie miała prawa wdzierać się w jej ciało bez zgody. Wierzchem dłoni przetarła policzek, jakby czuła tam niechciany dotyk. Spojrzała na Quentina blada i z niejasnym przestrachem - Ja też nie wiem - pokręciła głową, chociaż to w milczącym zazwyczaj szlachcicu próbowała znaleźć oparcie. Nigdy nie doświadczyła czegoś podobnego i pierwsze wrażenia nasuwały jej tylko narastającą niepewność - gdzie zaczynała się ona sama, a gdzie paskudnica zajmująca jej myśli i burząca pewność ruchów. - Jeszcze mnie popamiętasz - mruknęła cicho, do siebie, chociaż miała nadzieję, że duszyca zapamięta jej słowa. Była alchemikiem i do głowy przychodziło już jej kilka pomysł, jaki przygotować i przypomnieć niechcianej "lokatorce", że zachowanie było co najmniej nieuprzejme - Ja przesadzam? Robisz z siebie idiotę, jako jedyny wyłamujesz się i wszystko muszę zaczynać od początku! - pisnęła Eliza, absolutnie ignorując próby wyparcia jej z głowy - ..a Ty paniusiu nie utrudniaj, nie skończyłam! - Inara wciągnęła gwałtownie powietrze, akurat w tym samym momencie, gdy jej cios minął towarzysza pojedynkowego. Palce ześlizgnęły się z rękojeści, ale zdążyła przytrzymać broń i zachować równowagę. Wygięła usta, czując jak narasta w niej pulsująca nad mostkiem frustracja. Z pojedynku chciała czerpać radość, rozluźnić się, a przez niewdzięczne duchy miała problem z koncentracją na swoim działaniu - Nigdy nie byłam od machania floretem, to ta pannica coś wymyśla - burknęła księżniczka, a czarnowłosa wyraźnie słyszała nakreślone w słowach lekceważenie - Rusz swojego paniczyka, niech ją szybciej stąd przegoni. Wtedy już mi nie umkniesz. Ciekawe, czy jeśli on włoży twoją szatę, zadziała tak samo?... - w głowie jej się kręciło od nadmiaru myśli, którymi torpedował ją duch. A musiała się do tego ruszać, wyrywając z dusznych objęć nabyte umiejętności szermiercze - Może byś go łatwiej złapała, jakbyś nie była taką marudną gderą. Nie dziwię mu się, że przed tobą ucieka - usta poruszyły się, ale alchemiczka nie była pewna, czy jej słowa popłynęły zwerbalizowane, czy zamknęły się w jej własnej głowie. I rozkojarzenie znowu dało o sobie znać, bo szlachcic wykonał wyjątkowo celny cios. Widziała podobne zagrania u swego Mistrza i musiała cicho przyznać, że robiło wrażenie zawsze. Kącik warg uniósł się na kilka sekund odrywając sie od potyczki, która toczyły w ich głowach duchy. Musiała szybko reagować. Obrona graniczyła z cudem i szybko odrzuciła ten pomysł. Zdecydowała się na coś bardziej ryzykownego i wykonała kontratak, naśladując w sunięciu Quentina. Jeśli jej się powiedzie, przynajmniej będą stratni oboje, jeśli nie, cóż, będzie musiała próbować znowu. Nic nie szkodziło.
1. Rzut za kontratak
2. Rzut na udany kontratak (I poziom biegłości szermierczej)
3. Rzut na duszne rozkojarzenie
1. Rzut za kontratak
2. Rzut na udany kontratak (I poziom biegłości szermierczej)
3. Rzut na duszne rozkojarzenie
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
The member 'Inara Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'k10' : 7
#1 'k100' : 90
--------------------------------
#2 'k10' : 1
--------------------------------
#3 'k10' : 7
Nieproszone towarzystwo w postaci nieustannie sprzeczających się duchów, nie mogło sprzyjać walczącej parze, a jednak mimo tego, zarówno Quentin jak i Inara, zdawali się radzić sobie znakomicie. Atak, wystosowany przez lorda Burke miał ogromne szanse na powodzenie; sędzia z uznaniem gwizdnął przez zęby, aprobująco kiwając głową na szermierczą wprawę mężczyzny. Nie docenił przy tym lady Nott, której udało się skutecznie sparować pchnięcie floretu. Kobieta chciała wykorzystać siłę impetu uderzenia, aby samemu zadać cios, niestety jej broń ześlizgnęła się po klindze przeciwnika, a Inara straciła cenne sekundy przewagi.
|0:0
Quentin, kolejka wraca do Ciebie, znajdujesz się na tyle blisko, by atakować dowolną metodą
|0:0
Quentin, kolejka wraca do Ciebie, znajdujesz się na tyle blisko, by atakować dowolną metodą
I show not your face but your heart's desire
Zapomniane schody
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham