Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham
Zapomniane schody
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Zapomniane schody
Schody prowadzące donikąd są prawdopodobnie ostatnią spuścizną Longbottomów na terenie hrabstwa Durham. Burke’owie nigdy nie dowiedzieli się, co miało powstać w tym miejscu, więc zapomnieli o ledwo rozpoczętej budowli. Przez lata, las dookoła nich zdążył bujnie rozkwitnąć i otoczyć zielonym, zacisznym korytarzem kamienne schody, urywające się tuż nad wyciętym niedawno w plątaninie zdrewniałych korzeni okrągłym oknem, wpuszczającym nieco światła do kryjówki.
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'k10' : 4
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k10' : 4
--------------------------------
#3 'k10' : 4
Nigdy nie myślała, że stanie w obliczu nauki opanowania, cierpliwości i zachowania jasnego umysłu - w tak nieoczekiwanym zdarzeniu. Wiedziała oczywiście, że treningi szermiercze wymagały od niej czujności i refleksu, ale sytuacja, w której znalazła się z Lordem Burke, wykraczała poza ramy zrozumienia. To, co miało być przyjemna rozgrywką, powoli zataczało się zmęczonym upadkiem. Inara miała dosyć. Spotykała się z nieprzyjemnymi opiniami, ale aktualnie miała do czynienia z upartymi impertynentami. W dodatku duchami, którym ciężko było przetłumaczyć cokolwiek.
Teoretycznie nie powinna się dziwić. Dwa duchy wciąż były zamknięte w czasach i rozumieniu, które przypadało na lata ich żywota. bez ładu i składu przekładali własne doświadczenia na tych żyjących, a niefortunnie Inara i Quentin znaleźli się w ich polu rażenia. Męczyła się coraz bardziej, tym bardziej pamiętając tajemnicę, która rosła pod jej sercem. Potrzebowała zakończyć spotkanie, ale szlachecka duma i krew Carrow nie pozwalała na wycofanie - Oburzające jest zachowanie niegodne gentlemana - usta wydęła i zacisnęła moment później - i miarkuje na słabą znajomość rodów i ich wychowania - każdy, niezależnie od płci był w domu Carrow uczony od dziecka jazdy konnej, polowań i szermierki. Insynuacje, że powinna siedzieć w kuchni, były zwyczajnie uwłaczające rodzinnym tradycjom - Pójdę do salonu, ale razem z tobą. moją rolą jest dbać o braci, tym bardziej takim, którym brakuje oleju w głowie - duszyca odezwała się złośliwie, a szlachcianka czuła, jak napięcie gdzieś wewnątrz narasta i przybiera bolesny nacisk na klatkę piersiową. Inara powoli przytknęła dłoń do piersi, ale zaraz opuściła ją, wiedząc, że na nic zdadzą się podobne zabiegi - Gorzej, mój Lordzie, że tę oborę próbują przenieść i na nas - podjęła słowa Quentina, na nowo starając się zignorować gniewne piski w głowie. Zerknęła zapobiegawczo w stronę sędziów, ale wciąż nie dostrzegała jakiegokolwiek zainteresowania, poza szermiercze meldunki. Jeśli była to jakaś kara dla niej, za obecność, czemu wina spadała i na jej towarzysza?
Mimo zamętu panującego tak w głowie, jak i na zewnątrz, jej dwa ataki celnie sunęły do celu. Przynajmniej do czasu, aż przeciwnik nie wyszedł z inicjatywa kontrataku. Co prawda nie zdobył punktu, ale skutecznie obronił się przed jej podwójna akcją. Odsunęła się ledwie o krok, by z uznaniem kiwnąć głowa w stronę mężczyzny. Na odpowiedź nie czekała, wykonując szermierczy wyskok, licząc, że duch nie przeszkodzi jej w zamiarze.
Teoretycznie nie powinna się dziwić. Dwa duchy wciąż były zamknięte w czasach i rozumieniu, które przypadało na lata ich żywota. bez ładu i składu przekładali własne doświadczenia na tych żyjących, a niefortunnie Inara i Quentin znaleźli się w ich polu rażenia. Męczyła się coraz bardziej, tym bardziej pamiętając tajemnicę, która rosła pod jej sercem. Potrzebowała zakończyć spotkanie, ale szlachecka duma i krew Carrow nie pozwalała na wycofanie - Oburzające jest zachowanie niegodne gentlemana - usta wydęła i zacisnęła moment później - i miarkuje na słabą znajomość rodów i ich wychowania - każdy, niezależnie od płci był w domu Carrow uczony od dziecka jazdy konnej, polowań i szermierki. Insynuacje, że powinna siedzieć w kuchni, były zwyczajnie uwłaczające rodzinnym tradycjom - Pójdę do salonu, ale razem z tobą. moją rolą jest dbać o braci, tym bardziej takim, którym brakuje oleju w głowie - duszyca odezwała się złośliwie, a szlachcianka czuła, jak napięcie gdzieś wewnątrz narasta i przybiera bolesny nacisk na klatkę piersiową. Inara powoli przytknęła dłoń do piersi, ale zaraz opuściła ją, wiedząc, że na nic zdadzą się podobne zabiegi - Gorzej, mój Lordzie, że tę oborę próbują przenieść i na nas - podjęła słowa Quentina, na nowo starając się zignorować gniewne piski w głowie. Zerknęła zapobiegawczo w stronę sędziów, ale wciąż nie dostrzegała jakiegokolwiek zainteresowania, poza szermiercze meldunki. Jeśli była to jakaś kara dla niej, za obecność, czemu wina spadała i na jej towarzysza?
Mimo zamętu panującego tak w głowie, jak i na zewnątrz, jej dwa ataki celnie sunęły do celu. Przynajmniej do czasu, aż przeciwnik nie wyszedł z inicjatywa kontrataku. Co prawda nie zdobył punktu, ale skutecznie obronił się przed jej podwójna akcją. Odsunęła się ledwie o krok, by z uznaniem kiwnąć głowa w stronę mężczyzny. Na odpowiedź nie czekała, wykonując szermierczy wyskok, licząc, że duch nie przeszkodzi jej w zamiarze.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
The member 'Inara Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 93
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k100' : 93
--------------------------------
#2 'k10' : 4
Utrzymała własną świadomość w ryzach i zamiast wrzasków ducha, otrzymała chwilowy spokój. Może pomagało skupienie na wykonywanej czynności, a może powolutku uczyła się chronić własne myśli przed niechcianym intruzem. Nie sądziła, by był to aktualnie stan permanentny, ale cieszyła się chwilą oderwania od obcej obecności, która zagłuszała jej własny umysł. Tyle wystarczyło, by płynnie przeszła w tryb szermierczej walki, celując w klatkę piersiową Quentina. Mógł się jeszcze obronić, oczywiście, już widziała możliwości przeciwnika i lekceważenie było ostatnim, co mogło wpaść do jej głowy. Dlatego, bez namysłu, korzystając z chwili wolności własnej woli, wyprowadziła kolejna akcję, raz jeszcze porywając się na szermierczy wyskok. Nawet jeśli poprawka ataku nie sięgnie celu, wiedziała, że przed pierwszym - jej przeciwnik - będzie musiał się bronić. To, czy tym razem uda jej się wystarczająco skupić na walce, było zupełnie inna sprawą. Ale nadzieja była.
Nie minęła chwila, kiedy głos ducha wdarł się na powrót w zasięg myśli - ...co ty sobie wyobrażasz, nie możesz od tak mnie ignorować! - Inara nie była tylko pewna, czy słowa kierowane były do niej, czy do krnąbrnego brata, który zawłaszczał ciało Burke'a. Potrzebowała skupić się raz jeszcze, wypchnąć zalegającą w świadomości bytność i nie pozwalać na ciągłe rozkojarzenie - Gdybyś mnie posłuchał, wszystko ułożyłoby się w najlepszy porządek. Odwracasz temat, ale znam swoja misję! Chce cie uratować, a to ważniejsze niż siedzenie w kuchni! - Eliza pisnęła, a Inara czuła w uszach nieprzyjemne wibracje. Tym razem bez kłopotu zgadła adresata wypowiedzi, mimowolnie ciesząc się, że "księżniczka" skupiała swój gniew na bracie, a mniej na niej - A nie przyszło wam do głowy, że bez naszej pomocy też możecie się drzeć? Tylko dodatkowo nie utrudniacie życia innym. Nie potrzebne wam nasze ciała, żeby prowadzić - bezsensowne - kłótnie - Inara mocniej zacisnęła dłoń na uchwycie rapiera, wzmacniając docisk i tym samym niemo oczekując odwetu jej towarzysza. na ten nie musiała przecież długo czekać.
Nie minęła chwila, kiedy głos ducha wdarł się na powrót w zasięg myśli - ...co ty sobie wyobrażasz, nie możesz od tak mnie ignorować! - Inara nie była tylko pewna, czy słowa kierowane były do niej, czy do krnąbrnego brata, który zawłaszczał ciało Burke'a. Potrzebowała skupić się raz jeszcze, wypchnąć zalegającą w świadomości bytność i nie pozwalać na ciągłe rozkojarzenie - Gdybyś mnie posłuchał, wszystko ułożyłoby się w najlepszy porządek. Odwracasz temat, ale znam swoja misję! Chce cie uratować, a to ważniejsze niż siedzenie w kuchni! - Eliza pisnęła, a Inara czuła w uszach nieprzyjemne wibracje. Tym razem bez kłopotu zgadła adresata wypowiedzi, mimowolnie ciesząc się, że "księżniczka" skupiała swój gniew na bracie, a mniej na niej - A nie przyszło wam do głowy, że bez naszej pomocy też możecie się drzeć? Tylko dodatkowo nie utrudniacie życia innym. Nie potrzebne wam nasze ciała, żeby prowadzić - bezsensowne - kłótnie - Inara mocniej zacisnęła dłoń na uchwycie rapiera, wzmacniając docisk i tym samym niemo oczekując odwetu jej towarzysza. na ten nie musiała przecież długo czekać.
The knife that has pierced my heart, I can’t pull it out Because if I do It’ll send up a huge spray of tears that can’t be stopped
The member 'Inara Nott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'k10' : 9
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'k10' : 9
Wynik nadal jest ten sam. Dziwnym trafem udaje mi się obronić przed celnymi ciosami Inary. Nie wyprowadzam co prawda dodatkowego ataku, ale to nic. Grunt, że dwa florety stykają się ze sobą nie pozwalając kobiecie zdobyć punktów. Żałuję, że przyszło nam walczyć w takich warunkach, naprawdę. Chodzi o to, że te przeklęte duchy odbierają całą radość z pojedynku. Naprawdę lubię szermierkę i żałuję, że mam tak mało okazji do jej trenowania. Na pierwszym miejscu zawsze stoją eliksiry. I chyba przez to muszę się mierzyć z wąskimi możliwościami podreperowania warsztatu szermierczego. A teraz, gdy wreszcie mam okazję podnieść swoje dość mierne kwalifikacje, napotykam na tak paskudne utrudnienia. Najbardziej to mi wstyd, że lady Nott musi wysłuchiwać obelg w swoim kierunku, a ja nawet gdybym chciał, to nie mogę sprać tego niewychowanego gbura. Nie dość, że jest duchem, to jeszcze siedzi mi w umyśle.
- Rody rodami, ale tradycja tradycją. Jeśli tam u was w tej waszej rodzinie pozwalają na takie rzeczy kobietom, to pozostaje mi tylko współczuć postępującej demoralizacji - mówi duch, ale niestety poruszają się moje usta. Kręcę głową z niedowierzaniem. Dobrze, może rzeczywiście to dość niefortunne, żeby kobieta chwytała za floret i stawała w szranki z mężczyznami, ale przecież nigdy nie odnosiłbym się do niej w taki sposób. Może mi się to nie podobać, ale to niczego nie zmieni. Lepiej więc milczeć i po prostu działać.
- Jeśli komuś brakuje oleju w głowie, to właśnie tobie. To ty latasz za mną z tymi swoimi obrzydliwymi swetrami, a potem się dziwisz, że ci uciekam. To boli. Zastanów się nad sobą - nadaje nadal, a ja naprawdę mam już dość. Wywracam oczami i szkoda, że akurat tego nie widać przez przyłbicę. Z drugiej strony może to i lepiej skoro nie jest to zbyt elegancki gest.
- Niestety, pozostaje nam się opierać tym barbarzyńskim zagrywkom - mówię, kiedy w końcu zostaję dopuszczony do głosu. Ale to nie trwa zbyt długo, młodzik znów zaczyna nadawać. Czuję, jak wzrasta w nim złość, jak się szamocze i jak bardzo chce mi utrudnić pojedynek. Kontratak, który próbuję wykonać w odpowiedzi na niezwykle celny wyskok, na pewno okaże się melodramatyczną porażką. Wszystko przez tego upiora, naturalnie.
- Misję, to ty masz w kuchni. Tak jak miskę. Zrób z niej użytek - odpowiada chłopak siostrze. - A ty paniusiu nie przeszkadzaj jak dorośli się kłócą - burczy w stronę Inary, wielce obrażony oraz rozgniewany. Wzdycham cierpiętniczo i modlę się o rychły koniec tego pojedynku, gdyż nie daję już rady z tym darciem się wewnątrz czaszki. To nie na moje nerwy, pragnę spokoju przecież. Tylko tyle i aż tyle.
Pierwsza kostka k10 to kontratak, druga to koncentracja.
- Rody rodami, ale tradycja tradycją. Jeśli tam u was w tej waszej rodzinie pozwalają na takie rzeczy kobietom, to pozostaje mi tylko współczuć postępującej demoralizacji - mówi duch, ale niestety poruszają się moje usta. Kręcę głową z niedowierzaniem. Dobrze, może rzeczywiście to dość niefortunne, żeby kobieta chwytała za floret i stawała w szranki z mężczyznami, ale przecież nigdy nie odnosiłbym się do niej w taki sposób. Może mi się to nie podobać, ale to niczego nie zmieni. Lepiej więc milczeć i po prostu działać.
- Jeśli komuś brakuje oleju w głowie, to właśnie tobie. To ty latasz za mną z tymi swoimi obrzydliwymi swetrami, a potem się dziwisz, że ci uciekam. To boli. Zastanów się nad sobą - nadaje nadal, a ja naprawdę mam już dość. Wywracam oczami i szkoda, że akurat tego nie widać przez przyłbicę. Z drugiej strony może to i lepiej skoro nie jest to zbyt elegancki gest.
- Niestety, pozostaje nam się opierać tym barbarzyńskim zagrywkom - mówię, kiedy w końcu zostaję dopuszczony do głosu. Ale to nie trwa zbyt długo, młodzik znów zaczyna nadawać. Czuję, jak wzrasta w nim złość, jak się szamocze i jak bardzo chce mi utrudnić pojedynek. Kontratak, który próbuję wykonać w odpowiedzi na niezwykle celny wyskok, na pewno okaże się melodramatyczną porażką. Wszystko przez tego upiora, naturalnie.
- Misję, to ty masz w kuchni. Tak jak miskę. Zrób z niej użytek - odpowiada chłopak siostrze. - A ty paniusiu nie przeszkadzaj jak dorośli się kłócą - burczy w stronę Inary, wielce obrażony oraz rozgniewany. Wzdycham cierpiętniczo i modlę się o rychły koniec tego pojedynku, gdyż nie daję już rady z tym darciem się wewnątrz czaszki. To nie na moje nerwy, pragnę spokoju przecież. Tylko tyle i aż tyle.
Pierwsza kostka k10 to kontratak, druga to koncentracja.
Milczenie, cisza grobowa, a jakże wymowna. Zdmuchnęła iskry złudzeń. Zostawiła tło straconych nadziei.
I powiedziała więcej niż słowa.
I powiedziała więcej niż słowa.
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Quentin Burke' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k10' : 7
--------------------------------
#3 'k10' : 10
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k10' : 7
--------------------------------
#3 'k10' : 10
Może pod wpływem nieproszonego gościa w jej ciele, może z powodu nadzwyczajnej wilgotności powietrza, Inara momentalnie zasłabła i osunęła się na ziemię. Szpada wypadła z jej delikatnej dłoni, a szlachcianka zachwiała się na miękkich nogach tuż przed ostrożnym upadkiem, jakby resztkami świadomości chciała obronić się przed groźnym - dla niej - urazem. Zaskoczony Quentin nie zdołał zareagować, bowiem uprzedziła go prędka pomoc sędziego. Na miejscu zaraz pojawili się czuwający magomedycy, którzy roztoczyli nad zemdloną szlachcianką troskliwą i profesjonalną opiekę. Duchy rodzeństwa jakby wyczuły koniec zabawy i samodzielnie dokonały eksmisji z ciał uczestników pojedynku, więc Quentin pozostawał w pełni sobą i jako on też mógł przemówić, gdy sędzia pogratulował mu dzielnie toczonego pojedynu oraz wygranej. Inara nie mogła kontynuwać walki, więc to Burke'owi przypadł laur zwycięzcy.
|gratuluję wygranej!
|gratuluję wygranej!
I show not your face but your heart's desire
6.10.1957
Nadszedł dzień, w którym miała spotkać się z Aresem Carrow pierwszy raz od pamiętnego wieczoru w teatrze, kiedy padły gorzkie i oschłe słowa i to z jego strony. Dzień wcześniej widzieli się ledwo na pogrzebie Alpharda. Ukłon, powitanie, uprzejmość niczego więcej nie wypadało zrobić gdyż wiadomość o zaręczynach miała pozostać na razie w ukryciu. Wiedziały o nich jedynie osoby z najbliższego grona, a dziś miała pokazać lordowi Carrow cząstkę Durham. Hrabstwo było określane mianem surowego i chłodnego, ale mało kto wiedział, że pod tą powierzchowną oceną ukrywało się piękne i zachwycające miejsce, należało jedynie wiedzieć gdzie patrzeć. Durham posiadało swoje tajemnice, o których nawet Burkowie nie wiedzieli. Stare ruiny, o których wiedziała i nawet pomimo zakazu matki pozwoliła sobie na zbliżenie się do nich, jednak nie odważyła się aby wejść do środka. Wiecznie kwitnące drzewo przy którym ponoć można spotkać ducha białej damy. Bywała tam parę razy, ale jedynie czuła czyjąś obecność, nigdy jednak nie miała okazji spotkać owej kobiety. Do tych miejsc nie chciała jednak zaprowadzić Aresa, może kiedyś, ale nie dziś, gdy zapewne większość czasu spędzą w milczeniu. Tak przynajmniej podejrzewała, bo czy byli w stanie ze sobą rozmawiać? Listy łatwo się pisało, kiedy nie musisz patrzeć i słyszeć drugiej osoby. Wczoraj pochowali brata Aquili i Rigela, jak dzisiaj może być wesołą i pozbawioną trosk młodą panną, która właśnie została zaręczona. Powinna tryskać radością i być ciągle uśmiechnięta, a jednak swobodna wesołość nie przychodziła jej łatwo. Stojąc przed otwartą szafą nadal zastanawiała się co powinna ubrać na to spotkanie. To tylko ubranie, a jednak stanowiło teraz dla młodej damy wielki problem. Jak nałoży spodnie to Adela ją zje na miejscu, jak nałoży długą spódnicę to zaraz będzie cała w błocie. W nocy padało i miejscami mogli natrafić na małe bajorka w trakcie ich małej wyprawy. Z drugiej jednak strony lepiej aby przyszły małżonek wiedział z kim przyjdzie mu żyć, a Prim nie miała zamiaru ukrywć swojej trochę butnej natury. Sięgnęła po wygodne, z dobrej wełny szare spodnie z szerokimi nogawkami, które wpuściła w wysokie buty. Do tego ubrała miękką koszulę, na którą narzuciła dobrze skrojoną i dopasowaną kamizelkę, a całości dopełnił płaszcz zapinany na dwurzędowe guziki. Dobrała jeszcze jedwabny szal owijając go wokół szyi i skórzane rękawiczki. Spojrzała na siebie w lustrze zaplatając włosy w gruby warkocz, tym razem jednak nie upięła ich w kok, tylko odrzuciła włosy do tyłu. Przechyliła lekko głowę na bok stwierdzając, że wygląda dobrze. Wyszła na spotkanie z lordem Carrow, był to kawałek od zamku, ale nie chciała się tam teleportować wolała się przejść aby pozbierać myśli i ułożyć jakiś plan w głowie. W liście podała mu dokładne instrukcje gdzie mają się spotkać więc liczyła na to, że trafi bez problemu do oznaczonego miejsca spotkania. Po chwili stanęła przy kamieniu milowym i oparła się o niego plecami krzyżując ramiona na piersi, była przed czasem i pomimo tego, że powietrze było rześkie to czuła jak pod płaszczem się wręcz gotuje ze zdenerwowania. Nie miała pojęcia czego się spodziewać.
Kiedy dojrzała Aresa od razu się wyprostowała. Była ciekawa czy tym razem również przyniósł ze sobą daktyle albo inne łakocie. Poznała kolejne oblicze tego czarodzieja poprzedniego dnia. Co jeszcze składało się na jego obraz? Chciała poznać go lepiej skoro miał stać się jej mężem. Wiele pytań się kotłowało w jej głowie, ale nie mogła od razu ich zadać Spodziewała się, że część zbędzie albo odmówi odpowiedzi.
-Lordzie Carrow - skinęła mu głową na powitanie. - Miło Cię widzieć.
Nadszedł dzień, w którym miała spotkać się z Aresem Carrow pierwszy raz od pamiętnego wieczoru w teatrze, kiedy padły gorzkie i oschłe słowa i to z jego strony. Dzień wcześniej widzieli się ledwo na pogrzebie Alpharda. Ukłon, powitanie, uprzejmość niczego więcej nie wypadało zrobić gdyż wiadomość o zaręczynach miała pozostać na razie w ukryciu. Wiedziały o nich jedynie osoby z najbliższego grona, a dziś miała pokazać lordowi Carrow cząstkę Durham. Hrabstwo było określane mianem surowego i chłodnego, ale mało kto wiedział, że pod tą powierzchowną oceną ukrywało się piękne i zachwycające miejsce, należało jedynie wiedzieć gdzie patrzeć. Durham posiadało swoje tajemnice, o których nawet Burkowie nie wiedzieli. Stare ruiny, o których wiedziała i nawet pomimo zakazu matki pozwoliła sobie na zbliżenie się do nich, jednak nie odważyła się aby wejść do środka. Wiecznie kwitnące drzewo przy którym ponoć można spotkać ducha białej damy. Bywała tam parę razy, ale jedynie czuła czyjąś obecność, nigdy jednak nie miała okazji spotkać owej kobiety. Do tych miejsc nie chciała jednak zaprowadzić Aresa, może kiedyś, ale nie dziś, gdy zapewne większość czasu spędzą w milczeniu. Tak przynajmniej podejrzewała, bo czy byli w stanie ze sobą rozmawiać? Listy łatwo się pisało, kiedy nie musisz patrzeć i słyszeć drugiej osoby. Wczoraj pochowali brata Aquili i Rigela, jak dzisiaj może być wesołą i pozbawioną trosk młodą panną, która właśnie została zaręczona. Powinna tryskać radością i być ciągle uśmiechnięta, a jednak swobodna wesołość nie przychodziła jej łatwo. Stojąc przed otwartą szafą nadal zastanawiała się co powinna ubrać na to spotkanie. To tylko ubranie, a jednak stanowiło teraz dla młodej damy wielki problem. Jak nałoży spodnie to Adela ją zje na miejscu, jak nałoży długą spódnicę to zaraz będzie cała w błocie. W nocy padało i miejscami mogli natrafić na małe bajorka w trakcie ich małej wyprawy. Z drugiej jednak strony lepiej aby przyszły małżonek wiedział z kim przyjdzie mu żyć, a Prim nie miała zamiaru ukrywć swojej trochę butnej natury. Sięgnęła po wygodne, z dobrej wełny szare spodnie z szerokimi nogawkami, które wpuściła w wysokie buty. Do tego ubrała miękką koszulę, na którą narzuciła dobrze skrojoną i dopasowaną kamizelkę, a całości dopełnił płaszcz zapinany na dwurzędowe guziki. Dobrała jeszcze jedwabny szal owijając go wokół szyi i skórzane rękawiczki. Spojrzała na siebie w lustrze zaplatając włosy w gruby warkocz, tym razem jednak nie upięła ich w kok, tylko odrzuciła włosy do tyłu. Przechyliła lekko głowę na bok stwierdzając, że wygląda dobrze. Wyszła na spotkanie z lordem Carrow, był to kawałek od zamku, ale nie chciała się tam teleportować wolała się przejść aby pozbierać myśli i ułożyć jakiś plan w głowie. W liście podała mu dokładne instrukcje gdzie mają się spotkać więc liczyła na to, że trafi bez problemu do oznaczonego miejsca spotkania. Po chwili stanęła przy kamieniu milowym i oparła się o niego plecami krzyżując ramiona na piersi, była przed czasem i pomimo tego, że powietrze było rześkie to czuła jak pod płaszczem się wręcz gotuje ze zdenerwowania. Nie miała pojęcia czego się spodziewać.
Kiedy dojrzała Aresa od razu się wyprostowała. Była ciekawa czy tym razem również przyniósł ze sobą daktyle albo inne łakocie. Poznała kolejne oblicze tego czarodzieja poprzedniego dnia. Co jeszcze składało się na jego obraz? Chciała poznać go lepiej skoro miał stać się jej mężem. Wiele pytań się kotłowało w jej głowie, ale nie mogła od razu ich zadać Spodziewała się, że część zbędzie albo odmówi odpowiedzi.
-Lordzie Carrow - skinęła mu głową na powitanie. - Miło Cię widzieć.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
6.10
Wydarzenia dnia poprzedniego wciąż żywe w mojej głowie, odbijały się cieniami pod oczami. Nie mogłem spać całą noc, dopiero nad ranem udało mi się chwilę odpocząć. Na śniadaniu nestor zauważył, że musiałem mocno przeżyć pogrzeb, bo wyglądam jakbym sam wyszedł zza grobu. Na ten żart odpowiedziałem niechętnie, ale tak by nie podejrzewał nic. A na pewno nie to, że problem wrócił . Wciąż świeże wspomnienie Aurory, nie pozwalało mi myśleć o niczym innym, poza tym, jak zrobić tak, by Lord Aaron nie dowiedział się o tym, jak nieudolnie poradziłem - a raczej nie poradziłem sobie z problemem panny Sprout. Odkąd tylko dowiedział się o tym, jakie utrzymuje z nią kontakty, zaraz uświadomił mnie, że kiedy tylko kwestia mojego ślubu będzie jasna, to owa panna ma zniknąć. I chociaż ociągałem się z tym do ostatniej chwili, pod koniec czerwca zakończyłem znajomość z nią, a już kilka tygodni później dowiadywałem się od lorda Burke, że będę mężem jego młodszej siostry. Pech chciał, że już zdążyłem ową damę do siebie zrazić, dlatego z lękiem oczekiwałem wielkiego suszenia głowy ze strony nestora. To na szczęście nie przyszło, przyszły za to listy o śmierci jednego z lordów i tym samym sprawa mojego ożenku zeszła na jakby boczny tor.
Kiedy jednak wczoraj odbył się pogrzeb lorda Black, nie miałem już więcej powodów do tego, by odkładać całą tą sprawę z narzeczeństwem. Chciałem wybadać teren, a oczywiście najlepszym sposobem na to było zaproszenie damy na spacerek.
Słyszałem o lady Primrose tak dziwne i sprzeczne opowieści, że trudno mi było podjąć ostateczną decyzję, czy powinienem być wobec niej uprzedzony. Uznałem jednak, że bukiet kwiatów i zaproszenie na spacer, to właśnie idealny sposób na trafienie do serca dziewczyny. I właśnie dlatego, zaraz po śniadaniu wyruszyłem i pojawiłem się na ziemiach Durham, by towarzyszyć młodej pannie Burke. Z jej listu zrozumiałem, że czeka nas długa wędrówka, dlatego ubrałem wygodne skórzane buty - tak na prawdę nie były aż tak wygodne, jakbym chciał, ale przecież lord nie narzeka na odciski. Dopiero później, mocząc stopy wieczorem, będę przeklinał się za to, że ubrałem te buty. Poza tym dobrałem lekki płaszcz w takim samym zielonkawym odceniu jak koszula i spodnie. Zrezygnowałem z większości biżuterii, pozostawiając tylko zegarek i sygnet, natomiast uznałem, że skoro będzie to spacer po wsi, to nikt nie musi oglądać tam moich brosz i kryształów. A jednak korciło mnie, więc na pewno powrócę do tematu już przy pierwszym oficjalnym spotkaniu dla narzeczeńców.
- Lady Primrose - przywitałem się, obserwując ją tak samo, jak wczoraj w powozie w którym prawie spytałem: - Jak kwiaty? Mam nadzieję, że nie przesadziłem z ich ilością? Znam na tyle lorda Edgara, że podejrzewam, że uznał to za zbytek - a nie znam go wcale, więc mówić mogę wiele rzeczy. Przesunąłem spojrzeniem po twarzy dziewczyny, szczególną wagę przykuły piegi. Interesujące, zwykle arystokratki starały się uczynić wszystko, by zakryć piegi, natomiast ona wcale nie posuwa się do takich absurdalnych zagrań. Wydawało mi się, że wcześniej nie widziałem ich, więc może to nowa moda i sobie je przyprawiła specjalnie na to spotkanie? - Jak się czujesz po wczoraj, lady?
Wydarzenia dnia poprzedniego wciąż żywe w mojej głowie, odbijały się cieniami pod oczami. Nie mogłem spać całą noc, dopiero nad ranem udało mi się chwilę odpocząć. Na śniadaniu nestor zauważył, że musiałem mocno przeżyć pogrzeb, bo wyglądam jakbym sam wyszedł zza grobu. Na ten żart odpowiedziałem niechętnie, ale tak by nie podejrzewał nic. A na pewno nie to, że problem wrócił . Wciąż świeże wspomnienie Aurory, nie pozwalało mi myśleć o niczym innym, poza tym, jak zrobić tak, by Lord Aaron nie dowiedział się o tym, jak nieudolnie poradziłem - a raczej nie poradziłem sobie z problemem panny Sprout. Odkąd tylko dowiedział się o tym, jakie utrzymuje z nią kontakty, zaraz uświadomił mnie, że kiedy tylko kwestia mojego ślubu będzie jasna, to owa panna ma zniknąć. I chociaż ociągałem się z tym do ostatniej chwili, pod koniec czerwca zakończyłem znajomość z nią, a już kilka tygodni później dowiadywałem się od lorda Burke, że będę mężem jego młodszej siostry. Pech chciał, że już zdążyłem ową damę do siebie zrazić, dlatego z lękiem oczekiwałem wielkiego suszenia głowy ze strony nestora. To na szczęście nie przyszło, przyszły za to listy o śmierci jednego z lordów i tym samym sprawa mojego ożenku zeszła na jakby boczny tor.
Kiedy jednak wczoraj odbył się pogrzeb lorda Black, nie miałem już więcej powodów do tego, by odkładać całą tą sprawę z narzeczeństwem. Chciałem wybadać teren, a oczywiście najlepszym sposobem na to było zaproszenie damy na spacerek.
Słyszałem o lady Primrose tak dziwne i sprzeczne opowieści, że trudno mi było podjąć ostateczną decyzję, czy powinienem być wobec niej uprzedzony. Uznałem jednak, że bukiet kwiatów i zaproszenie na spacer, to właśnie idealny sposób na trafienie do serca dziewczyny. I właśnie dlatego, zaraz po śniadaniu wyruszyłem i pojawiłem się na ziemiach Durham, by towarzyszyć młodej pannie Burke. Z jej listu zrozumiałem, że czeka nas długa wędrówka, dlatego ubrałem wygodne skórzane buty - tak na prawdę nie były aż tak wygodne, jakbym chciał, ale przecież lord nie narzeka na odciski. Dopiero później, mocząc stopy wieczorem, będę przeklinał się za to, że ubrałem te buty. Poza tym dobrałem lekki płaszcz w takim samym zielonkawym odceniu jak koszula i spodnie. Zrezygnowałem z większości biżuterii, pozostawiając tylko zegarek i sygnet, natomiast uznałem, że skoro będzie to spacer po wsi, to nikt nie musi oglądać tam moich brosz i kryształów. A jednak korciło mnie, więc na pewno powrócę do tematu już przy pierwszym oficjalnym spotkaniu dla narzeczeńców.
- Lady Primrose - przywitałem się, obserwując ją tak samo, jak wczoraj w powozie w którym prawie spytałem: - Jak kwiaty? Mam nadzieję, że nie przesadziłem z ich ilością? Znam na tyle lorda Edgara, że podejrzewam, że uznał to za zbytek - a nie znam go wcale, więc mówić mogę wiele rzeczy. Przesunąłem spojrzeniem po twarzy dziewczyny, szczególną wagę przykuły piegi. Interesujące, zwykle arystokratki starały się uczynić wszystko, by zakryć piegi, natomiast ona wcale nie posuwa się do takich absurdalnych zagrań. Wydawało mi się, że wcześniej nie widziałem ich, więc może to nowa moda i sobie je przyprawiła specjalnie na to spotkanie? - Jak się czujesz po wczoraj, lady?
Oto oni, dwójka ludzi, która jak wielu przed nimi została układami skierowana ku małżeństwu. Nie zdając sobie sprawy z rozterek Aresa Prim skupiała się na sobie, a dokładniej na tym aby nie zniechęcić do siebie mężczyzny… jeszcze bardziej. Gdyby wiedziała jakie informacje uzyskał na je temat narzeczony, jakie historie opowiadał o niej człowiek, któremu ufała, którego znała od kiedy była dzieckiem. Gdyby tylko była świadoma całego tła tego zdarzenia, tych sytuacji być może dzisiejszego spotkania by nie było albo wyglądałoby ono całkowicie inaczej. Sploty wydarzeń są jednak bardzo często niezależne od samych zainteresowanych, a oni sami musieli odnaleźć się w tej sytuacji. Był od niej starszy, zdecydowanie bardziej doświadczony życiowo, wiedziała, ze dużo podróżował, czy będzie chciał się podzielić jakimiś opowieściami, czy uzna, że nie warto aby zaprzątała tym sobie swojej „ślicznej główki”? Byli sami, bez nadzoru i choć nie pierwszy raz to tym razem nie czuła się tak swobodnie czy beztrosko. Nie była pewna czy chce mu rzucać kolejne wyzwanie czy chcę go testować. Choć możliwe, że teraz właśnie powinna to zrobić.
-Dziękuję, bardzo doceniam ten gest, kwiaty są piękne – odpowiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy i zmieszaniem. – Brat był pod wrażeniem.
Co objawiało się nieznacznym uniesieniem brwi oraz cichym chrząknięcie ale bez komentarza, a to oznaczało, że zachowanie Aresa zyskało jego aprobatę. Primrose zaś codziennie podziwiała kwiaty, dotykając ich miękkich płatków napawając się ich wonią. Teraz zaś wskazała dłonią kierunek, w którym się udadzą na spacerze. – Ruszamy?
Zapytała jeszcze kierując swoje kroki na ścieżkę. Nie pomna tego, że Ares zauważył jej piegi nadal szukała odpowiednich słów aby odpowiedzieć na jego pytanie. Piegi podobnie jak nos były przez dłuższy czas kompleksami lady Burke, która uważała, że nie dodają jej uroku, a wręcz szpecą jej twarz, a przecież nie należała do klasycznych piękności, którymi zachwycali się mężczyźni. To jej przyjaciółki – Aquila i Evandra były uznawane za te ładniejsze. Z czasem jednak Primrose przestała zwracać uwagi na piegi oraz za duży nos skupiając na zdobywaniu wiedzy. Kiedy zapytał jak się czuje po pogrzebie nie bardzo wiedziała co powiedzieć, słyszała jego rozmowę z Francisem choć wcale nie miała zamiaru podsłuchiwać. Zaraz tez przywołała wspomnienie w powozie kiedy wyskoczył z poczęstunkiem w postaci daktyli i zaśmiała się cicho. Szybko jednak się zreflektowała, że Ares może to odebrać jako wyśmiewanie jego.
-Przepraszam -odpowiedziała szybko. – Przypomniałam sobie jak bratowa strofowała ciebie za jedzenie daktyli, a ja ukradkiem próbowałam pozbyć się pestki i trzymałam ją zaciśniętą w mojej dłoni przez całą podróż. Spowodowałeś u niej skok ciśnienia, lordzie Aresie.
Kiedy wspominała minę bratowej i kuriozalność całej sytuacji nerwowość zniknęła.- To pan sprowadził testrale na pogrzeb?
Zagadnęła jeszcze przypominając sobie rozmowę Aresa z jego bratanicami gdy jechali do krypty. Całkiem sprawnie poradził sobie z ich pytaniami. Cały czas kotłowało się w jej głowie pytanie, a które bardzo chciała znać odpowiedź, ale czy było wskazane aby je zadała?
-Proszę mi powiedzieć, od jak dawna wiedziałeś o układzie pomiędzy naszymi rodami, lordzie Aresie?
Tymczasem szli ścieżką, która coraz bardziej zagłębiała się w poszycie leśne. W powietrzu unosił się zapach ciężkiej, mokrej ziemi. Podłoże pod ich stopami uginało się lekko i sprężyście zachęcając do dalszej wędrówki. Ruch sprawiał, że nie musiała cały czas na niego patrzeć, a obawiała się, że gdy pozwoli sobie na dłuższe spojrzenie to zaleje się rumieńcem na wspomnienie pewnego snu. Uspokój się Prim to nie czas na takie dywagacje. Skarciła sama siebie i splotła dłonie za plecami.
-Dziękuję, bardzo doceniam ten gest, kwiaty są piękne – odpowiedziała z delikatnym uśmiechem na twarzy i zmieszaniem. – Brat był pod wrażeniem.
Co objawiało się nieznacznym uniesieniem brwi oraz cichym chrząknięcie ale bez komentarza, a to oznaczało, że zachowanie Aresa zyskało jego aprobatę. Primrose zaś codziennie podziwiała kwiaty, dotykając ich miękkich płatków napawając się ich wonią. Teraz zaś wskazała dłonią kierunek, w którym się udadzą na spacerze. – Ruszamy?
Zapytała jeszcze kierując swoje kroki na ścieżkę. Nie pomna tego, że Ares zauważył jej piegi nadal szukała odpowiednich słów aby odpowiedzieć na jego pytanie. Piegi podobnie jak nos były przez dłuższy czas kompleksami lady Burke, która uważała, że nie dodają jej uroku, a wręcz szpecą jej twarz, a przecież nie należała do klasycznych piękności, którymi zachwycali się mężczyźni. To jej przyjaciółki – Aquila i Evandra były uznawane za te ładniejsze. Z czasem jednak Primrose przestała zwracać uwagi na piegi oraz za duży nos skupiając na zdobywaniu wiedzy. Kiedy zapytał jak się czuje po pogrzebie nie bardzo wiedziała co powiedzieć, słyszała jego rozmowę z Francisem choć wcale nie miała zamiaru podsłuchiwać. Zaraz tez przywołała wspomnienie w powozie kiedy wyskoczył z poczęstunkiem w postaci daktyli i zaśmiała się cicho. Szybko jednak się zreflektowała, że Ares może to odebrać jako wyśmiewanie jego.
-Przepraszam -odpowiedziała szybko. – Przypomniałam sobie jak bratowa strofowała ciebie za jedzenie daktyli, a ja ukradkiem próbowałam pozbyć się pestki i trzymałam ją zaciśniętą w mojej dłoni przez całą podróż. Spowodowałeś u niej skok ciśnienia, lordzie Aresie.
Kiedy wspominała minę bratowej i kuriozalność całej sytuacji nerwowość zniknęła.- To pan sprowadził testrale na pogrzeb?
Zagadnęła jeszcze przypominając sobie rozmowę Aresa z jego bratanicami gdy jechali do krypty. Całkiem sprawnie poradził sobie z ich pytaniami. Cały czas kotłowało się w jej głowie pytanie, a które bardzo chciała znać odpowiedź, ale czy było wskazane aby je zadała?
-Proszę mi powiedzieć, od jak dawna wiedziałeś o układzie pomiędzy naszymi rodami, lordzie Aresie?
Tymczasem szli ścieżką, która coraz bardziej zagłębiała się w poszycie leśne. W powietrzu unosił się zapach ciężkiej, mokrej ziemi. Podłoże pod ich stopami uginało się lekko i sprężyście zachęcając do dalszej wędrówki. Ruch sprawiał, że nie musiała cały czas na niego patrzeć, a obawiała się, że gdy pozwoli sobie na dłuższe spojrzenie to zaleje się rumieńcem na wspomnienie pewnego snu. Uspokój się Prim to nie czas na takie dywagacje. Skarciła sama siebie i splotła dłonie za plecami.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Uniesione lekko brwi mają być moją reakcją na to, że zrobiłem wrażenie na nestorze Edgarze. Może rzeczywiście jest jeszcze w nim jakaś strona o której nie wiem. Nie znałem go za dobrze, ale samo to jak wypowiadła się o nim Lady Primrose, dawało mi pewnego rodzaju przekonanie, że wewnątrz rodziny panują emocje, których nie okazuje się na zewnątrz. Czyż w każdej nie było tak samo? A jednak wydaje się, że u nich wewnątrz jest cieplej niż na zewnątrz. U mnie zaś jest na odwrót. I jeżeli na salonach prezentowany jestem jako zdolny, atrakcyjny i lubiany, przy stole ledwo co umiemy z Nestorem ze sobą rozmawiać. Nasz dobry kontakt urwał się w chwili, kiedy kazał mi wracać z zagranicznych wojaży. Od tamtego czasu nie mogę liczyć na przychylny wzrok.
Ruszyliśmy. Po pewnym czasie słyszę lekki chichot, co zdało mi się tak surrealistyczne, że aż się obejrzałem za siebie, czy nie śledzi nas jakiś poligreist, albo coś podobnego? Niczego takiego nie dojrzałem i wtedy Primrose się odzywa, ujawniając, że to ona się śmiała. Rzeczywiście, dość śmieszna sytuacja, przyznaje sam przed sobą kiwając głową z uśmiechem na ustach.
- Faktycznie, Nestorowa Burke wyraźnie przeżyła śmierć lorda Black, skoro tak się przejęła moimi daktylami -a swoją drogą, dziś kiedy o tym myśle, mam wrażenie, ze owe częstowanie daktylami było w zupełnie innym życiu. Tak wiele rzeczy wydarzyło się od wczorajszego poranka! - Prawdę powiedziawszy, nie sądziłem, że tak zgłodnieję, ale rano nie mieliśmy nawet czasu zjeść śniadania. Transport koni kazał się być trochę dłuższy niż planowaliśmy. Nie zrozum mnie źle - Lord Black zapraszał nas na śniadanie przed uroczystością. Natomiast niestety nie zgraliśmy się w czasie, musiałem pomóc moim pracownikom przy testralach i zdołałem napić się tylko kilka łyków czarnej kawy. Mam nadzieję, że Lady nie słyszałaś, jak mi kiszki marsza grały podczas uroczystości w krypcie - na samo wspomnienie tego, jak na jednym daktylu przesiedziałem wszystkie te okropności w krypcie, znów skręcało mnie w żołądku. - Z drugiej strony, nie byłby to i tak największy hałas, który się wydarzył - skomentowałem przypominając sobie sytuację z klaszczącą dziewczyną, jej wyprowadzeniem, a także jakieś mini podpalenie o którym poinformowali mnie później ludzie, którzy siedzieli nieopodal zakłócaczy ciszy.
Przeszliśmy ścieżką dalej i skinąłem głową.
- Tak, wczoraj również odwiozłem je do hodowli pana Baldwina w Kornwalii. Zdumiało mnie jak bezproblemowo poszła współpraca z tym jegomościem. To miła odmiana, wraca wiara w to, że jednak coś jeszcze dla kornwalijczyków znaczy ród czystokrwisty - rzuciłem jakąś politycznie agresywną myślą, nakręcony wspomnieniami wczorajszego pogrzebu Blacka. Ciekawe jak długo potrwa moje zaangażowanie polityczne. Miesiąc?
Spacerując, oddalamy się od zamku Durham. Mimo, ze już raz byliśmy kiedyś tylko we dwoje na spacerze, to tamtym razem byliśmy tylko dwójką samotnych dorosłych osób. Dziś miałem Primrose za bardzo młodą , siebie za bardzo poważnego lorda i czułem pewną żałosność tego spotkania. Że nawet nie pozwolono mi samemu zdziałać nic w naszej relacji, trochę mi zabierając całą frajdę, za którą idzie zdobywanie serc młodych dam.
Niestety Primrose też chciała wiedzieć jak długo wiedziałem o układzie pomiedzy naszymi rodami. Przyznać się jej, ze nic nie wiedziałem i zostałem wmanewrowany, to jak przyznac, że nie ma się nad swoim życiem prawie żadnej kontroli. Z drugiej strony, ukrywać, udawać, że sam chciałbym z nią wziąć ślub, kiedy nie byłem dla niej ani razu miły - skazywałem ją tym na przekonanie o tragicznej przyszłości. To równie upokarzające co przyznanie do tej pierwszej sprawy. Tamto upokarzało mnie, to ją. Milczę chwilę, zbierając myśli, podejmując decyzję, że wolę być dżentelmenem, a nie tyranem.
-Od niedawna - założone za plecami ręce tańczyły wokół siebie niespokojnie. - Za to Ty, mylady, mam wrażenie, ze wiedziałaś o tym wcześniej. Czy już wtedy, kiedy przyjechałaś do mnie w lipcu?
Ruszyliśmy. Po pewnym czasie słyszę lekki chichot, co zdało mi się tak surrealistyczne, że aż się obejrzałem za siebie, czy nie śledzi nas jakiś poligreist, albo coś podobnego? Niczego takiego nie dojrzałem i wtedy Primrose się odzywa, ujawniając, że to ona się śmiała. Rzeczywiście, dość śmieszna sytuacja, przyznaje sam przed sobą kiwając głową z uśmiechem na ustach.
- Faktycznie, Nestorowa Burke wyraźnie przeżyła śmierć lorda Black, skoro tak się przejęła moimi daktylami -a swoją drogą, dziś kiedy o tym myśle, mam wrażenie, ze owe częstowanie daktylami było w zupełnie innym życiu. Tak wiele rzeczy wydarzyło się od wczorajszego poranka! - Prawdę powiedziawszy, nie sądziłem, że tak zgłodnieję, ale rano nie mieliśmy nawet czasu zjeść śniadania. Transport koni kazał się być trochę dłuższy niż planowaliśmy. Nie zrozum mnie źle - Lord Black zapraszał nas na śniadanie przed uroczystością. Natomiast niestety nie zgraliśmy się w czasie, musiałem pomóc moim pracownikom przy testralach i zdołałem napić się tylko kilka łyków czarnej kawy. Mam nadzieję, że Lady nie słyszałaś, jak mi kiszki marsza grały podczas uroczystości w krypcie - na samo wspomnienie tego, jak na jednym daktylu przesiedziałem wszystkie te okropności w krypcie, znów skręcało mnie w żołądku. - Z drugiej strony, nie byłby to i tak największy hałas, który się wydarzył - skomentowałem przypominając sobie sytuację z klaszczącą dziewczyną, jej wyprowadzeniem, a także jakieś mini podpalenie o którym poinformowali mnie później ludzie, którzy siedzieli nieopodal zakłócaczy ciszy.
Przeszliśmy ścieżką dalej i skinąłem głową.
- Tak, wczoraj również odwiozłem je do hodowli pana Baldwina w Kornwalii. Zdumiało mnie jak bezproblemowo poszła współpraca z tym jegomościem. To miła odmiana, wraca wiara w to, że jednak coś jeszcze dla kornwalijczyków znaczy ród czystokrwisty - rzuciłem jakąś politycznie agresywną myślą, nakręcony wspomnieniami wczorajszego pogrzebu Blacka. Ciekawe jak długo potrwa moje zaangażowanie polityczne. Miesiąc?
Spacerując, oddalamy się od zamku Durham. Mimo, ze już raz byliśmy kiedyś tylko we dwoje na spacerze, to tamtym razem byliśmy tylko dwójką samotnych dorosłych osób. Dziś miałem Primrose za bardzo młodą , siebie za bardzo poważnego lorda i czułem pewną żałosność tego spotkania. Że nawet nie pozwolono mi samemu zdziałać nic w naszej relacji, trochę mi zabierając całą frajdę, za którą idzie zdobywanie serc młodych dam.
Niestety Primrose też chciała wiedzieć jak długo wiedziałem o układzie pomiedzy naszymi rodami. Przyznać się jej, ze nic nie wiedziałem i zostałem wmanewrowany, to jak przyznac, że nie ma się nad swoim życiem prawie żadnej kontroli. Z drugiej strony, ukrywać, udawać, że sam chciałbym z nią wziąć ślub, kiedy nie byłem dla niej ani razu miły - skazywałem ją tym na przekonanie o tragicznej przyszłości. To równie upokarzające co przyznanie do tej pierwszej sprawy. Tamto upokarzało mnie, to ją. Milczę chwilę, zbierając myśli, podejmując decyzję, że wolę być dżentelmenem, a nie tyranem.
-Od niedawna - założone za plecami ręce tańczyły wokół siebie niespokojnie. - Za to Ty, mylady, mam wrażenie, ze wiedziałaś o tym wcześniej. Czy już wtedy, kiedy przyjechałaś do mnie w lipcu?
Ród Burke nie okazywał emocji na zewnątrz, ale w środku kotłowało się ich wiele. Nie byli też wybitnie wylewni, ale między sobą potrafili dostrzec te drobne gesty, drgnięcia które informowały o tym co się dzieje wewnątrz człowieka. Przez lata nauczyła się dostrzegać te drobne niuanse nie tylko wśród najbliższych, ale również przy znajomych czy przyjaciołach. Sami zaś potrafili unosić się w emocjach czego dowodem była jej rozmowa z Edgarem pierwszego października gdy oznajmił jej, że poślubi Aresa. Jednak informację tą poprzedziła bardzo nie miła wymiana zdań. Jednak kiedyś musiało do niej dojść, prędzej czy później. Wciąż w głowie mają wspomnienie tamtego popołudnia, chłodne spojrzenie oczy lorda nestora, irytację Adeli. Teraz czuła się głupio, zachowała się nieodpowiedzialnie, a na swoje usprawiedliwienie nic nie miała. Każda próba wyjaśnienia w jej własnej głowie brzmiała żałośnie. Chociaż była dorosłą kobietą czasami zachowywała się jak rozkapryszona nastolatka i choć takie sformułowanie nie padło z ust Edgara to wystarczyło, że sama czarownica tak o sobie mówiła. Bolała ją ta kłótnia z bratem, była niczym sztych w serce i wolała aby rozmowa odbyła się w innej atmosferze, ale mleko już zostało rozlane.
-Sądzę, że moja bratowa bardziej przejęła się tym co wypada niż nie wypada - zwróciła się do Aresa. - Blackowie i Craouchowie nigdy nie mieli po drodze. Zbyt dużo narosło między nimi waśni.
Doskonale wiedziała, ze Adeline nie darzy zbytnią sympatią przedstawicieli rodu Black. Prim czasami śmieszyły owe niesnaski zwłaszcza, że wszyscy stali po tej samej stronie. Dążyli do tego samego, a jednak dawne urazy nadal pozostały. Choć przykład Rosierów i Blacków pokazywał, że można znaleźć nić porozumienia. Niestety śmierć Alpharda zakończyła ten układ gwałtownie i zdecydowanie zbyt szybko. Zastanawiało ją to czy lord Pollux spróbuje połączyć związkiem małżeńskim Rosierów z Cygnusem lub Rigelem. - Może być lord spokojny nie słyszałam tego.
Zapewniła Aresa nadal lekko rozbawiona całą sytuacją, która miała miejsce w powozie.
-To wszystko jednak tłumaczy, nikt nie powinien mieć żadnych pretensji.
Sama często jadła śniadanie w biegu porywając tost lub jakiś kawałek tarty kiedy biegła do sklepu lub celem załatwienia innych spraw. Matka zawsze kręciła na to głową, ale pogodziła się chyba z tym, że córka była trochę niespokojnym duchem i nakładanie zbyt wielu więzów mogło spowodować katastrofę. Chcąc czy nie chcąc wszystkie jej dzieci były dość uparte.
-Kornwalia? - Spojrzała na niego zaskoczona nie tylko tym, że był na terenie rodu, który otwarcie przeciwstawiał się Ministerstwu to jeszcze, że tym razem był dość rozgadany. Ostatnio kiedy się widzieli raczył ją krótkimi, szorstkimi zdaniami. Co się stało? Co się zmieniło tak nagle, że jego nastawienie wobec niej było inne? Nestor go zmusił? Nakłonił aby nie zniechęcał do siebie młodej damy? Miała jedynie nadzieję, że część zachowań jednak nie jest wymuszona. Wolała od samego początku wiedzieć na czym stoi i jak ich relacja ma wyglądać. - To bardzo odważne z twojej strony. Nie obawiałeś się, że ktoś się dowie iż przebywasz na ich terenie? Mogli wykorzystać to przeciwko tobie, lordzie Aresie.
Oczami wyobraźni widziała porwanie albo zaciekłą walkę, która zmusza Aresa do podpisania bardzo niewygodnych dokumentów lub złożenia wieczystej przysięgi. Ostatnie zaś jej pytanie sprawiło, że mężczyzna na chwilę zamilkł więc miała okazję przez dłuższą chwilę patrzeć na jego profil. Prosty nos, zarysowana mocno szczęka, taka twarz mogła służyć artystom do tworzenia posągów greckich herosów, a w przypadku imienia jej… narzeczonego, wręcz boga wojny. Odwróciła szybko wzrok aby nie zorientował się, że się w jego wpatruje. W końcu odpowiedział przybierając dokładnie samą pozę jak ona. Ukrywając dłonie, by nie zdradzać swojego zdenerwowania? Zakłopotania i zmieszania?
-Tak myślałam - powiedziała cicho, praktycznie do siebie. Wobec tego jej podejrzenia były słuszne. Patrzyła pod swoje nogi, jak stawia kroki na miękkiej trawie. -Dowiedziałam się sześć dni temu.
Zwolniła na chwilę i podniosła wzrok na niego. - Podejrzewałam, że coś się szykuje, ale nie wiedziałam z kim.
W szarozielonych oczach zapaliły się iskry kiedy patrzyła na Aresa.
-Czy to dlatego tak zostałam potraktowana w teatrze? - Zapytała ponownie. - Myślałeś, że ciebie sprawdzam, testuję? Staram się… uwieść? Podejrzewałeś, że brat mnie wysłał na przeszpiegi w lipcu?
Przypomniała sobie rozmowę z Evandrą kiedy doszła właśnie do takich wniosków, słysząc Aresa okazało się, że do słusznych i prawdziwych.
-O nie… - wyszeptała gdyż głos uwiązł jej w gardle kiedy zaczęła łączyć fakty jeszcze bardziej. - Nasza relacja, to są twoje słowa lordzie, przez wzgląd na naszą relację musisz ukrócić znajomość. Ośmieszyłam się, całkowicie i niezaprzeczalnie. Wiedziałam, że coś zrobiłam…
Przyspieszyła kroku gdyż musiała wszystko sobie poukładać w głowie. Ares był przekonany, że stara się go usidlić? Sprawdzić czy będzie dobrym mężem? Przez myśl jej nawet to nie przeszło, to oznacza, że musiał podejrzewać wszystko znacznie wcześniej. Roślinność wokół nich gęstniała coraz bardziej, a teren zaczął się lekko wznosić ku górze. Promienie słoneczne przebijające się przez korony drzew tworzyło złote smugi na poszyciu leśnym nadając otoczeniu iście baśniowy wygląd.
-Nie skojarzyłam faktów, a przecież nie od parady byłam w Ravenclaw - powiedziała jeszcze obejrzała się na Aresa. - Czemu nic nie powiedziałeś? Od razu bym… może by nie doszło do tej całej szarady w teatrze.
Pod płaszczem dosłownie się gotowała, czuła jak serce wali jej jak oszalałe w klatce piersiowej.
-Sądzę, że moja bratowa bardziej przejęła się tym co wypada niż nie wypada - zwróciła się do Aresa. - Blackowie i Craouchowie nigdy nie mieli po drodze. Zbyt dużo narosło między nimi waśni.
Doskonale wiedziała, ze Adeline nie darzy zbytnią sympatią przedstawicieli rodu Black. Prim czasami śmieszyły owe niesnaski zwłaszcza, że wszyscy stali po tej samej stronie. Dążyli do tego samego, a jednak dawne urazy nadal pozostały. Choć przykład Rosierów i Blacków pokazywał, że można znaleźć nić porozumienia. Niestety śmierć Alpharda zakończyła ten układ gwałtownie i zdecydowanie zbyt szybko. Zastanawiało ją to czy lord Pollux spróbuje połączyć związkiem małżeńskim Rosierów z Cygnusem lub Rigelem. - Może być lord spokojny nie słyszałam tego.
Zapewniła Aresa nadal lekko rozbawiona całą sytuacją, która miała miejsce w powozie.
-To wszystko jednak tłumaczy, nikt nie powinien mieć żadnych pretensji.
Sama często jadła śniadanie w biegu porywając tost lub jakiś kawałek tarty kiedy biegła do sklepu lub celem załatwienia innych spraw. Matka zawsze kręciła na to głową, ale pogodziła się chyba z tym, że córka była trochę niespokojnym duchem i nakładanie zbyt wielu więzów mogło spowodować katastrofę. Chcąc czy nie chcąc wszystkie jej dzieci były dość uparte.
-Kornwalia? - Spojrzała na niego zaskoczona nie tylko tym, że był na terenie rodu, który otwarcie przeciwstawiał się Ministerstwu to jeszcze, że tym razem był dość rozgadany. Ostatnio kiedy się widzieli raczył ją krótkimi, szorstkimi zdaniami. Co się stało? Co się zmieniło tak nagle, że jego nastawienie wobec niej było inne? Nestor go zmusił? Nakłonił aby nie zniechęcał do siebie młodej damy? Miała jedynie nadzieję, że część zachowań jednak nie jest wymuszona. Wolała od samego początku wiedzieć na czym stoi i jak ich relacja ma wyglądać. - To bardzo odważne z twojej strony. Nie obawiałeś się, że ktoś się dowie iż przebywasz na ich terenie? Mogli wykorzystać to przeciwko tobie, lordzie Aresie.
Oczami wyobraźni widziała porwanie albo zaciekłą walkę, która zmusza Aresa do podpisania bardzo niewygodnych dokumentów lub złożenia wieczystej przysięgi. Ostatnie zaś jej pytanie sprawiło, że mężczyzna na chwilę zamilkł więc miała okazję przez dłuższą chwilę patrzeć na jego profil. Prosty nos, zarysowana mocno szczęka, taka twarz mogła służyć artystom do tworzenia posągów greckich herosów, a w przypadku imienia jej… narzeczonego, wręcz boga wojny. Odwróciła szybko wzrok aby nie zorientował się, że się w jego wpatruje. W końcu odpowiedział przybierając dokładnie samą pozę jak ona. Ukrywając dłonie, by nie zdradzać swojego zdenerwowania? Zakłopotania i zmieszania?
-Tak myślałam - powiedziała cicho, praktycznie do siebie. Wobec tego jej podejrzenia były słuszne. Patrzyła pod swoje nogi, jak stawia kroki na miękkiej trawie. -Dowiedziałam się sześć dni temu.
Zwolniła na chwilę i podniosła wzrok na niego. - Podejrzewałam, że coś się szykuje, ale nie wiedziałam z kim.
W szarozielonych oczach zapaliły się iskry kiedy patrzyła na Aresa.
-Czy to dlatego tak zostałam potraktowana w teatrze? - Zapytała ponownie. - Myślałeś, że ciebie sprawdzam, testuję? Staram się… uwieść? Podejrzewałeś, że brat mnie wysłał na przeszpiegi w lipcu?
Przypomniała sobie rozmowę z Evandrą kiedy doszła właśnie do takich wniosków, słysząc Aresa okazało się, że do słusznych i prawdziwych.
-O nie… - wyszeptała gdyż głos uwiązł jej w gardle kiedy zaczęła łączyć fakty jeszcze bardziej. - Nasza relacja, to są twoje słowa lordzie, przez wzgląd na naszą relację musisz ukrócić znajomość. Ośmieszyłam się, całkowicie i niezaprzeczalnie. Wiedziałam, że coś zrobiłam…
Przyspieszyła kroku gdyż musiała wszystko sobie poukładać w głowie. Ares był przekonany, że stara się go usidlić? Sprawdzić czy będzie dobrym mężem? Przez myśl jej nawet to nie przeszło, to oznacza, że musiał podejrzewać wszystko znacznie wcześniej. Roślinność wokół nich gęstniała coraz bardziej, a teren zaczął się lekko wznosić ku górze. Promienie słoneczne przebijające się przez korony drzew tworzyło złote smugi na poszyciu leśnym nadając otoczeniu iście baśniowy wygląd.
-Nie skojarzyłam faktów, a przecież nie od parady byłam w Ravenclaw - powiedziała jeszcze obejrzała się na Aresa. - Czemu nic nie powiedziałeś? Od razu bym… może by nie doszło do tej całej szarady w teatrze.
Pod płaszczem dosłownie się gotowała, czuła jak serce wali jej jak oszalałe w klatce piersiowej.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
- Tak, to prawda, nawet dołączenie do nowej rodziny, pozostawia przecież całe lata wychowań w młodej damie - mówię, trochę jakby filozofując, zastanawiając się nad tym, jak będzie w naszym przypadku. Czy skazany jestem na typową dla Burke'ów piszczącą w uszach ciszę do końca życia? Czy żony z tego rodu są równie zdystansowane prywatnie, co publicznie? Zdumiewało mnie, jak kuzynka Adela zdołała urodzić lordowi Edgarowi jakiekolwiek dzieci, ale może jest łatwiej, kiedy to mężczyzna jest tym milczącym, kamiennym posągiem - jak sobie ich wyobrażałem we własnych myślach. Odrazu miałem tego potwierdzenie, kiedy na mój wywód, Primrose nie znalazła więcej niż jednego zdania. Z drugiej strony, mówiłem takie kretyństwa, a ona była wciąż jeszcze panienką na wydaniu, wstrzymującą się przed popełnieniem gafy, może nie jest wszystko stracone. Sam pamiętam, że byłem podobnie zachowawczy w trakcie pierwszych sabatów. Kiedy inni lordowie spędzali godziny na rozmowach z damami, ja stalem cały wieczór wymieniając się uwagami z tymi lordami, którzy akurat wracali z podrywu. Byłem jak statek, który nie wypływa na wszechmiar oceanu, stojący w porcie, patrzący na inne statki, które wypływały i powtaracały z wieloma opowieściami. Dopiero po reprymendzie macochy, wypłynąłem na poszukiwania, a i wtedy przypominały one raczej milczące deptanie sobie po stopach z inną szlachcianką.
- To logiczne, bo tylko jeżeli posiedliśmy zdolność legimencji, możemy tak na prawdę wiedzieć co dzieje się u drugiego człowieka. W innych wypadkach, dowiadujemy się o nim tylko tyle ile sam zdecyduje się nam powiedzieć - mówię chwilę przed tym, kiedy opowiadam jej o swojej podróży do Kornwalii. Samo wspomnienie wczorajszego wieczoru sprawia, że jestem bardziej przybity niż po pogrzebie. Po powrocie zresztą długo nie spałem, a dziś rano obudziłem się w niewygodnej pozycji na fotelu, gdzie najwidoczniej zmroczył mnie sen. Wykończenie widoczne jest na mojej twarzy. Możliwe, że Primrose źle je zinterpretuje, doszukując się w nim reakcji na nasze przyszłe narzeczeństwo. Ale mi od końca września bardzo wiele rzeczy spędza sen z powiek i te podkrążone oczy czy lekkie rumieńce zmęczenia przy policzkach - to jest tego wynik. Nie wyglądam zdrowo, żaden ze mnie bóg wojny pełen sił witalnych. Przypominam raczej balon z którego spuszczono powietrze.
- To prawda, należało działać tak, aby jak najmniej osób o tym wiedziało. Ale z panem Baldwinem, który zarządza tamtymi hodowlami, jesteśmy partnerami biznesowymi, wierzę, że ponad podziałami. A może nawet ma on podobne do mnie poglądy - na śmierć, na pewno. - Myślę, że jemu też zależało na tym, żeby lordowie Mcmillian się o tym nie dowiedzieli. Poza tym, działałem na prośbę lordów Black, liczę że w związku z tym, nasz sojusz się tylko umocnił - pominąłem, może bezmyślnie, tutaj powód: czyli śmierć Alpharda. Ujawiniłem tym samym, że bardziej interesują mnie żywi niż martwi? Prawdopodobnie. Ale taka prawda. Co mi po martwym, skoro żywi podejmują decyzje.
Sześć dni. W jej ustach brzmi to jak wyrok. Unoszę lekko brew, niezdolny do pozbawienia reakcji na te słowa. A więc i dla niej ten czas nie był kolorowy. Czy mogę wynosić to po jej zachowaniu? Nie, przecież się niczym nie zdradziła. Jest odpowiednio umiarkowanie ciekawska, grzeczna i nie wiem dlaczego, wolę myśleć, że cierpi tak jak ja, zamiast dać jej prawo do przeżycia nowej, dobrej przygody. Pogrążony w tych myślach, nie zorientowałem się, kiedy Primrose nagle zaczęła przeglądać na wylot moje myśli. Skąd wiedziała o tym, co pomyślałem, jak to pomyślałem?! Czyżby umiała czytać w myślach!? Tak, to by miało sens, skoro zna się na czarnej magii . Daniel podsunął mi tę myśl z tym, że od dziecka przesiaduje w sklepie, ale dopiero po jakimś czasie doszedłem do tego wniosku. Patrzę jej w oczy i powtarzam sobie w głowie "Jeżeli umiesz czytać w myślach, to daj mi tego znak". Powtarzałem to kilka razy i nagle zerwała połączenie naszych spojrzeń i ruszyła przodem, a mnie zmroziło. Och nie, przecież czytanie w myślach to najgorsza umiejętność, którą powinna posiadać żona. Jak mogę się przed tym chronić! Koniecznie dopytam Daniela. Swoją drogą, dlaczego wciąż nie odpisał na mój dzisiejszy list poranny? Och, pewnie leży skacowany pod stołem w jakimś burdelu.
Przyśpieszam kroku i idę za panną Burke. Ta nagła zmiana tempa, również pobudziła mnie do mówienia:
- Proszę mi wybaczyć, lady Primrose, ale co mogłem innego pomysleć. Przecież Twoje odwiedziny w lipcu były... Lady, w życiu żadna szlachcianka nie postawiłaby mnie w takiej sytuacji, gdyby nie liczyła na to, że uda jej się mnie zdobyć. To było najwyraźniej krótkowzroczne myślenie, ale przez moment nawet mnie zabolało, że to ty na mnie polujesz Pani, a przecież oboje wiemy, że być powinno odwrotnie. Ugodziłaś w moje męskie ego tego dnia, panno Burke. - język mi się rozplątał, ale uznałem, że i tak koń już pogrzebany, ślub i tak będzie, przecież mnie młoda Primrose nie rzuci na kilka dni przed zawiązaniem umowy za to, że powiem kilka słów za dużo. Robię kilka szybszych kroków, by się z nią zrównać, a może nawet zatrzymać w tym jej pędzie po schodach. - Ale proszę mnie teraz tylko za to nie przepraszać, tak jak w teatrze. Wciąż podtrzymuję to zdanie, że nie jesteś mi winna ich wcale. To, że tak to odebrałem, teraz widzę wyraźnie, że było błędne. Zdaje się, że pomimo tego, co powiedział mi Wroński, wcale nie zmanipulowałaś brata, by wybrał ci mnie za męża - zastanawiam się, czy potwierdzi, wolałbym, żeby potwierdziła moją nadzieję. Ale czy nie byłaby Burkiem, gdyby nie powiedziała tego co chcę usłyszeć?
Westchnąłem, otrzepałem marynarkę i podejmuję decyzję o tym, że musimy się dogadać. Koniecznie.
- A więc jak zapatrujesz się na to małżeństwo? Jakiekolwiek trupy w szafie albo duchy przeszłości, które pewnego dnia wyskoczą na mnie zza rogu? - dlaczego zadałem to pytanie, nie wiem. Wystawiam się tym pytaniem na szachownicy, jakbym tylko czekał na jej odbicie "a u ciebie?". Czy powiem jej o Aurorze... Nie, nie może o niej wiedzieć. Gdyby się dowiedziała, jej niewinne kobiece serce odrazu by się na mnie zamknęło. Byłaby nieszczęśliwa przez resztę wspólnych lat, czując w każdym moim geście pewną zachowawczość i wyobrażając sobie, że "z nią było inaczej". Nie byłem gotowy zrbić jej czegoś takiego. Ale to może zmęczenie kazało mi w takim razie zadać powyższe pytanie.
- To logiczne, bo tylko jeżeli posiedliśmy zdolność legimencji, możemy tak na prawdę wiedzieć co dzieje się u drugiego człowieka. W innych wypadkach, dowiadujemy się o nim tylko tyle ile sam zdecyduje się nam powiedzieć - mówię chwilę przed tym, kiedy opowiadam jej o swojej podróży do Kornwalii. Samo wspomnienie wczorajszego wieczoru sprawia, że jestem bardziej przybity niż po pogrzebie. Po powrocie zresztą długo nie spałem, a dziś rano obudziłem się w niewygodnej pozycji na fotelu, gdzie najwidoczniej zmroczył mnie sen. Wykończenie widoczne jest na mojej twarzy. Możliwe, że Primrose źle je zinterpretuje, doszukując się w nim reakcji na nasze przyszłe narzeczeństwo. Ale mi od końca września bardzo wiele rzeczy spędza sen z powiek i te podkrążone oczy czy lekkie rumieńce zmęczenia przy policzkach - to jest tego wynik. Nie wyglądam zdrowo, żaden ze mnie bóg wojny pełen sił witalnych. Przypominam raczej balon z którego spuszczono powietrze.
- To prawda, należało działać tak, aby jak najmniej osób o tym wiedziało. Ale z panem Baldwinem, który zarządza tamtymi hodowlami, jesteśmy partnerami biznesowymi, wierzę, że ponad podziałami. A może nawet ma on podobne do mnie poglądy - na śmierć, na pewno. - Myślę, że jemu też zależało na tym, żeby lordowie Mcmillian się o tym nie dowiedzieli. Poza tym, działałem na prośbę lordów Black, liczę że w związku z tym, nasz sojusz się tylko umocnił - pominąłem, może bezmyślnie, tutaj powód: czyli śmierć Alpharda. Ujawiniłem tym samym, że bardziej interesują mnie żywi niż martwi? Prawdopodobnie. Ale taka prawda. Co mi po martwym, skoro żywi podejmują decyzje.
Sześć dni. W jej ustach brzmi to jak wyrok. Unoszę lekko brew, niezdolny do pozbawienia reakcji na te słowa. A więc i dla niej ten czas nie był kolorowy. Czy mogę wynosić to po jej zachowaniu? Nie, przecież się niczym nie zdradziła. Jest odpowiednio umiarkowanie ciekawska, grzeczna i nie wiem dlaczego, wolę myśleć, że cierpi tak jak ja, zamiast dać jej prawo do przeżycia nowej, dobrej przygody. Pogrążony w tych myślach, nie zorientowałem się, kiedy Primrose nagle zaczęła przeglądać na wylot moje myśli. Skąd wiedziała o tym, co pomyślałem, jak to pomyślałem?! Czyżby umiała czytać w myślach!? Tak, to by miało sens, skoro zna się na czarnej magii . Daniel podsunął mi tę myśl z tym, że od dziecka przesiaduje w sklepie, ale dopiero po jakimś czasie doszedłem do tego wniosku. Patrzę jej w oczy i powtarzam sobie w głowie "Jeżeli umiesz czytać w myślach, to daj mi tego znak". Powtarzałem to kilka razy i nagle zerwała połączenie naszych spojrzeń i ruszyła przodem, a mnie zmroziło. Och nie, przecież czytanie w myślach to najgorsza umiejętność, którą powinna posiadać żona. Jak mogę się przed tym chronić! Koniecznie dopytam Daniela. Swoją drogą, dlaczego wciąż nie odpisał na mój dzisiejszy list poranny? Och, pewnie leży skacowany pod stołem w jakimś burdelu.
Przyśpieszam kroku i idę za panną Burke. Ta nagła zmiana tempa, również pobudziła mnie do mówienia:
- Proszę mi wybaczyć, lady Primrose, ale co mogłem innego pomysleć. Przecież Twoje odwiedziny w lipcu były... Lady, w życiu żadna szlachcianka nie postawiłaby mnie w takiej sytuacji, gdyby nie liczyła na to, że uda jej się mnie zdobyć. To było najwyraźniej krótkowzroczne myślenie, ale przez moment nawet mnie zabolało, że to ty na mnie polujesz Pani, a przecież oboje wiemy, że być powinno odwrotnie. Ugodziłaś w moje męskie ego tego dnia, panno Burke. - język mi się rozplątał, ale uznałem, że i tak koń już pogrzebany, ślub i tak będzie, przecież mnie młoda Primrose nie rzuci na kilka dni przed zawiązaniem umowy za to, że powiem kilka słów za dużo. Robię kilka szybszych kroków, by się z nią zrównać, a może nawet zatrzymać w tym jej pędzie po schodach. - Ale proszę mnie teraz tylko za to nie przepraszać, tak jak w teatrze. Wciąż podtrzymuję to zdanie, że nie jesteś mi winna ich wcale. To, że tak to odebrałem, teraz widzę wyraźnie, że było błędne. Zdaje się, że pomimo tego, co powiedział mi Wroński, wcale nie zmanipulowałaś brata, by wybrał ci mnie za męża - zastanawiam się, czy potwierdzi, wolałbym, żeby potwierdziła moją nadzieję. Ale czy nie byłaby Burkiem, gdyby nie powiedziała tego co chcę usłyszeć?
Westchnąłem, otrzepałem marynarkę i podejmuję decyzję o tym, że musimy się dogadać. Koniecznie.
- A więc jak zapatrujesz się na to małżeństwo? Jakiekolwiek trupy w szafie albo duchy przeszłości, które pewnego dnia wyskoczą na mnie zza rogu? - dlaczego zadałem to pytanie, nie wiem. Wystawiam się tym pytaniem na szachownicy, jakbym tylko czekał na jej odbicie "a u ciebie?". Czy powiem jej o Aurorze... Nie, nie może o niej wiedzieć. Gdyby się dowiedziała, jej niewinne kobiece serce odrazu by się na mnie zamknęło. Byłaby nieszczęśliwa przez resztę wspólnych lat, czując w każdym moim geście pewną zachowawczość i wyobrażając sobie, że "z nią było inaczej". Nie byłem gotowy zrbić jej czegoś takiego. Ale to może zmęczenie kazało mi w takim razie zadać powyższe pytanie.
Czasami miała ochotę się śmiać wtedy kiedy nie było to mile widziane oraz milczeć wtedy kiedy oczekiwano pełnych zdań i dyskusji chociaż miałaby być jałowa i nudna. Nie wiedziała na ile może sobie jeszcze pozwolić przy Aresie, czy jej nagły śmiech będzie dla niego obrazą czy może zabawnym podsumowaniem słów lub wydarzenia, czy jej milczenie nie zostanie odebrane jako mrukliwość oraz chłód jaki był typowy dla jej rodziny. Jedno było pewne, Primrose była najmniej ponurą osobą z całego rodzeństwa Burków jej pokolenia. Mała Oriana była żywym srebrem w chłodnych murach Durham i czasami przypominała lady Burke nią samą kiedy również miała osiem lat. Poznanie drugiego człowieka było ciężkim i trudnym zadaniem, bo nawet jak mówili o samych sobie to często pomijali fakty niewygodne lub krępujące więc zgodnie z założeniem lorda Carrow poznawali tylko część prawdy a czasami jedynie małe ziarno okraszone odpowiednimi opowieściami.
- Lub poprzez jego obserwację - dodała jeszcze do stwierdzenia Aresa. Patrzenie na zachowanie innych opowiadało wiele o drugiej osobie. Język i słowa mogły tworzyć piękny obraz ale to gesty zdradzały drugą osobę. Niekontrolowane tiki, spojrzenia, powściągliwość w ruchach, która świadczyła o tym, że ktoś właśnie zastanawia jak się powinien zachować, a nie jak chce postąpić. Obserwacja bywała bardzo przydatna. Kiedy opowiadał jej o swojej transakcji w Kornwalii słuchała go z ogromnym zaciekawieniem i nie udawanym zainteresowaniem.
-Zaufany partner biznesowy jest na wagę złota - skomentowała jego słowa ze spokojem w głosie. - Nie ma niczego gorszego jak obawa, że prowadzenie interesów z nim może zaszkodzić lub pogorszyć jakość naszych usług. Testrale zaś dobrze się prezentowały na pogrzebie i ich obecność miała iście symboliczne znaczenie, choć zdaję sobie sprawę, że część gości mogła ich nie widzieć.
Ona sama na początku miała mieszane uczucia do testrali, ale to dlatego że nie znała tych zwierząt, dopiero kiedy ktoś jej wytłumaczył czym są oraz co reprezentują zaczęła na nie patrzeć z innej perspektywy.
-Śmierć ostatnio zdaje się być częstym towarzyszem - dodała jeszcze chyba bardziej do siebie niż do niego, nie ściszyła jednak głosu tylko patrzyła spokojnie przed siebie jakby właśnie widziała samą śmierć przed nimi, ale jednocześnie się jej nie bała.
Kolejne słowa i zdania, które wymieniali sprawiały, że zakręciło się jej głowie od nadmiaru informacji. Nie wiedziała, że jej podejrzenia były słuszne i właśnie Ares czuł się prześwietlony na wylot, jednak Primrose sama potrzebowała chwili aby wszystkie elementy układanki ułożyć w jedną całość. W czasie stawiania szybkich i zdecydowanych kroków nawet nie zauważyła jak dotarli do zapomnianych schodów i zaczęli się po nich wspinać.
-Nie - zaprzeczyła od razu kręcąc głową. - Masz rację, zachowałam się jak idiotka. Co też sobie wtedy myślałam? To przecież logiczne, że musiałeś w ten sposób pomyśleć. Czasami jednak najpierw działam, a dopiero potem myślę zbierając plon konsekwencji na sam koniec.
Była zawstydzona swoim zachowaniem i aż dziw brał, że tamtego dnia Ares jej nie odesłał z kwitkiem jednocześnie informując Edgara o jej niestosownym zachowaniu. Dopiero by się miała z pyszna! Była na siebie zła, że pozwoliła aby kierowały nią emocje a nie zdrowy rozsądek. Była zbyt impulsywna czasami. Już w szkole przez to często siedziała w kozie, a razem z nią Evandra, Aquila i Rigel. Wzięła parę głębokich oddechów i zatrzymała się gwałtownie kiedy Ares się z nią zrównał, a byli w połowie wysokości schodów, które nagle wyrastały w środku lasu pokryte mchem oraz poszyciem leśnym.
-Wroński? - Zapytała ostrzej niż chciała, a potem dodała już łagodniej? - Daniel Wroński powiedział, że mogłam zmanipulować brata? Kiedy go pytałam o ciebie zarzekał się, że nic o tobie nie wie, ale widzę, że tobie chętnie o mnie opowiadał?
Nie mogła uwierzyć, że człowiek któremu ufała, któremu zatwierdziła akt małżeński tak ją okłamał i oszukał. Jaki miał w tym interes? Dlaczego to zrobił? Zmarszczyła lekko brwi w niezadowoleniu kiedy nad tym się zastanawiała, ale nie miała powodów by nie wierzyć w tej chwili Aresowi. Zdawał się mówić prawdę jakby chciał aby pomiędzy nimi nie było niedomówień już na samym początku. Zostali narzeczeństwem z woli dwóch nestorów mogli albo dojść do jakiegoś porozumienia albo traktować się z chłodną obojętnością. Spojrzała na lorda Carrow i nie uszło jej uwadze odmalowane zmęczenie na jego twarzy. Podkrążone oczy oraz twarz bez blasku jawnie o tym świadczyły, nie wiedziała czy to oznaki tego, że dziś mieli się spotkać czy może dręczyły go jeszcze inne problemy, o których nie wiedziała i nie miała prawa wiedzieć gdyż do tej pory każde z nich wiodło osobno swoje życie nie oglądając się na przyszłe konsekwencje jakie mogą wyniknąć gdy staną na ślubnym kobiercu. Nie przewidziała jednak tego, że jej mężem będzie lord Carrow. Świadomość jednak, że Daniel zdradził jej zaufanie bolała mocno, zwłaszcza, że jeszcze przed paroma dniami broniła go w kłótni z bratem.
-Żadnych trupów - wypaliła szybko. - Żadne duchy.
Postąpiła ponownie parę kroków w górę po kamiennych schodach, ku prześwitowi nad nimi, który świadczył o tym, że znaleźli się w zarośniętej przez przyrodę budowli albo jej fragmencie.
-Nie wiem co sądzić o tym małżeństwie - przyznała po chwili otwarcie zbierając w sobie całą odwagę. Nie spodziewała się, że ten temat tak szybko zostanie przez nich poruszony. - Wiem tylko, że nie chcę być dla ciebie ciężarem i żoną, którą znienawidzisz.
W końcu odważyła się powiedzieć na głos słowa, które krążyły po jej głowie od jakiegoś czasu.
-Jeżeli pytasz o kochanków czy mężczyznę, którego darzę głębszym uczuciem to możesz być spokojny, nikogo takiego nie ma. - Zapewniła Aresa pewnym i melodyjnym głosem, w którym rozbrzmiewała twardsza nuta idealnie pasująca do osoby lady Burke. Jej szarozielone oczy patrzyły prosto na Aresa, a cień roślinności kładł się na jej twarzy. Była inna kwestia, wokół której krążyła od jakiegoś czasu. Znów postąpiła parę stopni ku górze, a dłonią sięgnęła do kołnierzyka płaszcza zapiętego pod samą szyję. Pozwoliła sobie na poluzowanie dwóch guzików, gdyż czuła się jakby właśnie traciła oddech.
-Chciałabym móc jedynie prowadzić dalej swoje badania - powiedziała po dłuższej chwili ciszy, w trakcie której zbierała w myślach odpowiednie słowa. - Móc się realizować nie tylko jako żona lorda, ale również jako… naukowiec.
Mówiąc ostatnie słowa na chwilę uciekła wzrokiem na bok, ale potem znów zwróciła je na narzeczonego. Tak, był jej narzeczonym, człowiekiem, z którym miała spędzić resztę swojego życia i chciała aby wiedział, że nie zadowoli jej jedynie rola matki i żony.
-A ty, lordzie? - Zadała to pytanie, którego obawiał. - Powinnam o czymś wiedzieć?
Przecież słyszała jego rozmowę z Francisem na pogrzebie. Miała swoje podejrzenia, pytanie zaś brzmiało czy Ares będzie miał odwagę choć trochę jej wyjawić prawdy o sobie? Nie oczekiwał pełnej spowiedzi z całego swojego życia, ale uchylenia rąbka tajemnicy.
- Lub poprzez jego obserwację - dodała jeszcze do stwierdzenia Aresa. Patrzenie na zachowanie innych opowiadało wiele o drugiej osobie. Język i słowa mogły tworzyć piękny obraz ale to gesty zdradzały drugą osobę. Niekontrolowane tiki, spojrzenia, powściągliwość w ruchach, która świadczyła o tym, że ktoś właśnie zastanawia jak się powinien zachować, a nie jak chce postąpić. Obserwacja bywała bardzo przydatna. Kiedy opowiadał jej o swojej transakcji w Kornwalii słuchała go z ogromnym zaciekawieniem i nie udawanym zainteresowaniem.
-Zaufany partner biznesowy jest na wagę złota - skomentowała jego słowa ze spokojem w głosie. - Nie ma niczego gorszego jak obawa, że prowadzenie interesów z nim może zaszkodzić lub pogorszyć jakość naszych usług. Testrale zaś dobrze się prezentowały na pogrzebie i ich obecność miała iście symboliczne znaczenie, choć zdaję sobie sprawę, że część gości mogła ich nie widzieć.
Ona sama na początku miała mieszane uczucia do testrali, ale to dlatego że nie znała tych zwierząt, dopiero kiedy ktoś jej wytłumaczył czym są oraz co reprezentują zaczęła na nie patrzeć z innej perspektywy.
-Śmierć ostatnio zdaje się być częstym towarzyszem - dodała jeszcze chyba bardziej do siebie niż do niego, nie ściszyła jednak głosu tylko patrzyła spokojnie przed siebie jakby właśnie widziała samą śmierć przed nimi, ale jednocześnie się jej nie bała.
Kolejne słowa i zdania, które wymieniali sprawiały, że zakręciło się jej głowie od nadmiaru informacji. Nie wiedziała, że jej podejrzenia były słuszne i właśnie Ares czuł się prześwietlony na wylot, jednak Primrose sama potrzebowała chwili aby wszystkie elementy układanki ułożyć w jedną całość. W czasie stawiania szybkich i zdecydowanych kroków nawet nie zauważyła jak dotarli do zapomnianych schodów i zaczęli się po nich wspinać.
-Nie - zaprzeczyła od razu kręcąc głową. - Masz rację, zachowałam się jak idiotka. Co też sobie wtedy myślałam? To przecież logiczne, że musiałeś w ten sposób pomyśleć. Czasami jednak najpierw działam, a dopiero potem myślę zbierając plon konsekwencji na sam koniec.
Była zawstydzona swoim zachowaniem i aż dziw brał, że tamtego dnia Ares jej nie odesłał z kwitkiem jednocześnie informując Edgara o jej niestosownym zachowaniu. Dopiero by się miała z pyszna! Była na siebie zła, że pozwoliła aby kierowały nią emocje a nie zdrowy rozsądek. Była zbyt impulsywna czasami. Już w szkole przez to często siedziała w kozie, a razem z nią Evandra, Aquila i Rigel. Wzięła parę głębokich oddechów i zatrzymała się gwałtownie kiedy Ares się z nią zrównał, a byli w połowie wysokości schodów, które nagle wyrastały w środku lasu pokryte mchem oraz poszyciem leśnym.
-Wroński? - Zapytała ostrzej niż chciała, a potem dodała już łagodniej? - Daniel Wroński powiedział, że mogłam zmanipulować brata? Kiedy go pytałam o ciebie zarzekał się, że nic o tobie nie wie, ale widzę, że tobie chętnie o mnie opowiadał?
Nie mogła uwierzyć, że człowiek któremu ufała, któremu zatwierdziła akt małżeński tak ją okłamał i oszukał. Jaki miał w tym interes? Dlaczego to zrobił? Zmarszczyła lekko brwi w niezadowoleniu kiedy nad tym się zastanawiała, ale nie miała powodów by nie wierzyć w tej chwili Aresowi. Zdawał się mówić prawdę jakby chciał aby pomiędzy nimi nie było niedomówień już na samym początku. Zostali narzeczeństwem z woli dwóch nestorów mogli albo dojść do jakiegoś porozumienia albo traktować się z chłodną obojętnością. Spojrzała na lorda Carrow i nie uszło jej uwadze odmalowane zmęczenie na jego twarzy. Podkrążone oczy oraz twarz bez blasku jawnie o tym świadczyły, nie wiedziała czy to oznaki tego, że dziś mieli się spotkać czy może dręczyły go jeszcze inne problemy, o których nie wiedziała i nie miała prawa wiedzieć gdyż do tej pory każde z nich wiodło osobno swoje życie nie oglądając się na przyszłe konsekwencje jakie mogą wyniknąć gdy staną na ślubnym kobiercu. Nie przewidziała jednak tego, że jej mężem będzie lord Carrow. Świadomość jednak, że Daniel zdradził jej zaufanie bolała mocno, zwłaszcza, że jeszcze przed paroma dniami broniła go w kłótni z bratem.
-Żadnych trupów - wypaliła szybko. - Żadne duchy.
Postąpiła ponownie parę kroków w górę po kamiennych schodach, ku prześwitowi nad nimi, który świadczył o tym, że znaleźli się w zarośniętej przez przyrodę budowli albo jej fragmencie.
-Nie wiem co sądzić o tym małżeństwie - przyznała po chwili otwarcie zbierając w sobie całą odwagę. Nie spodziewała się, że ten temat tak szybko zostanie przez nich poruszony. - Wiem tylko, że nie chcę być dla ciebie ciężarem i żoną, którą znienawidzisz.
W końcu odważyła się powiedzieć na głos słowa, które krążyły po jej głowie od jakiegoś czasu.
-Jeżeli pytasz o kochanków czy mężczyznę, którego darzę głębszym uczuciem to możesz być spokojny, nikogo takiego nie ma. - Zapewniła Aresa pewnym i melodyjnym głosem, w którym rozbrzmiewała twardsza nuta idealnie pasująca do osoby lady Burke. Jej szarozielone oczy patrzyły prosto na Aresa, a cień roślinności kładł się na jej twarzy. Była inna kwestia, wokół której krążyła od jakiegoś czasu. Znów postąpiła parę stopni ku górze, a dłonią sięgnęła do kołnierzyka płaszcza zapiętego pod samą szyję. Pozwoliła sobie na poluzowanie dwóch guzików, gdyż czuła się jakby właśnie traciła oddech.
-Chciałabym móc jedynie prowadzić dalej swoje badania - powiedziała po dłuższej chwili ciszy, w trakcie której zbierała w myślach odpowiednie słowa. - Móc się realizować nie tylko jako żona lorda, ale również jako… naukowiec.
Mówiąc ostatnie słowa na chwilę uciekła wzrokiem na bok, ale potem znów zwróciła je na narzeczonego. Tak, był jej narzeczonym, człowiekiem, z którym miała spędzić resztę swojego życia i chciała aby wiedział, że nie zadowoli jej jedynie rola matki i żony.
-A ty, lordzie? - Zadała to pytanie, którego obawiał. - Powinnam o czymś wiedzieć?
Przecież słyszała jego rozmowę z Francisem na pogrzebie. Miała swoje podejrzenia, pytanie zaś brzmiało czy Ares będzie miał odwagę choć trochę jej wyjawić prawdy o sobie? Nie oczekiwał pełnej spowiedzi z całego swojego życia, ale uchylenia rąbka tajemnicy.
May god have mercy on my enemies
'cause I won't
'cause I won't
Primrose Burke
Zawód : Badacz artefaktów, twórca talizmanów, Dama
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Problem wyjątków od reguł polega na ustaleniu granicy.
OPCM : 4 +1
UROKI : 1
ALCHEMIA : 29 +2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 6 +2
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Rycerze Walpurgii
Zapomniane schody
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Anglia i Walia :: Durham