Brzeg Tamizy
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Brzeg Tamizy
Olbrzymie i rozległe połacie szmaragdowej trawy okalające rwący nurt rzeki przyciągają zarówno mugoli, jak i czarodziejów, którzy zwykli w ciepłe dni rozkładać koce, wyjmować kosze piknikowe, by zanurzyć stopy w orzeźwiającej, chłodnej wodzie. Odpoczynek na łonie natury, jest wszakże wskazany, chociażby raz za czas.
Teren nie jest w żaden sposób strzeżony przez mugolskie służby, a czy czyni to czarodziejska policja, tego nie sposób zauważyć gołym okiem. W jedną z pierwszych niedziel tej wiosny miał tutaj miejsce zamach przeprowadzony przez zwolenników Grindelwalda, w którym zginęło kilkudziesięciu mugoli. Od tego czasu miejsce uchodzi za opustoszałe. Dużo mniej osób odpoczywa tutaj w wolne dni, a urwana tabliczka zakaz wprowadzania psów! dopełnia ponurego obrazka. Gdzieniegdzie leżą pogubione koce w szkocką kratę gdzie indziej - stare butelki, śmieci pozostawione przez nierozsądnych turystów.
Teren nie jest w żaden sposób strzeżony przez mugolskie służby, a czy czyni to czarodziejska policja, tego nie sposób zauważyć gołym okiem. W jedną z pierwszych niedziel tej wiosny miał tutaj miejsce zamach przeprowadzony przez zwolenników Grindelwalda, w którym zginęło kilkudziesięciu mugoli. Od tego czasu miejsce uchodzi za opustoszałe. Dużo mniej osób odpoczywa tutaj w wolne dni, a urwana tabliczka zakaz wprowadzania psów! dopełnia ponurego obrazka. Gdzieniegdzie leżą pogubione koce w szkocką kratę gdzie indziej - stare butelki, śmieci pozostawione przez nierozsądnych turystów.
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 5
'k6' : 5
Zapewniał Jima, że nie patrzył, ale to nie była prawda. Przyglądał się Yulii z pełną uwagą, gdy ociągała się przed zanurzeniem się w wodzie, stojąc w wieczornym chłodzie, nad brzegiem Tamizy, całkiem nago. Nad rzeką, skąpana w blasku księżyca, wyglądała piękniej niż kiedykolwiek - nawet jeśli woda była mętna i brudna, nawet jeśli otaczało ich wymarłe miasto śmierci. Nie myślał o patrolach, które mogły ich tutaj nawiedzić, o tym, że w mieście roiło się od wściekłych psów, a tutaj już od dawna trwała godzina policyjna. Zaśmiał się razem z Jamesem, nie miał przed nim tajemnic. Już nie, jedyna, która ukrywał, scaliła ich przysięgą krwi.
- Za dużo czasu spędzasz z babami. Zacząłeś gadać jak one. Czas na porządną imprezę w Parszywym. W trybie pilnym, zanim wyrosną ci cycki - wytknął mu, z plaskiem uderzając ramieniem w wodę - pozwalając płytkiej fali uderzyć w jego twarz, miał opory przed zabawami w wodzie, ostatnim razem wszystko wymknęło się spod jego kontroli. Jim stracił oddech, kiedy Marcel wcale nie chciał mu go odebrać. Był pewien, że to były tylko durne wygłupy - choć złość była prawdziwa - był pewien, że miał sytuację pod kontrolą. Ale nie miał, woda była zdradliwa i niebezpieczna. Naśladował go, ale Marcel nie mówił piskliwie, ale gdyby byli na lądzie, zdzieliłby go za to w łeb. Zaśmiał się, kiedy wspomniał o fantastycznym ciele, Yulia była chuda, ale bardzo zgrabna. Obok Eve wyglądała jak dziewczyna, nie kobieta, ale znał jej smak i wiedział, że była kobietą. - Gadasz o niej więcej niż ja, Jim - Spojrzał na niego prowokacyjnie, z łobuzerskim uśmiechem. Może pociągnąłby tę myśl dalej, gdyby w ich kierunku nie płynęła Eve. - Sekretem nie jest jej fantastyczne ciało, a to, co potrafi z nim zrobić - wyznał w tajemnicy, teatralnym szeptem, uciekając wpław przed jego znaczącym spojrzeniem, gdy napomknął o pasku. To był tylko pasek. Tylko przyjaźń. Tylko trochę naprawdę dobrej zabawy, której Yulia chciała. Jim drążył temat, a Marcel uparcie uciekał od myśli, które próbowały go drążyć. Nie chciał tego, wiedział, do czego to prowadzi. Jedną przyjaciółkę już stracił, nie chciał znów zachować się głupio. Parsknął śmiechem na jego przypaloną skórkę, stojąc obok siebie zawsze byli uosobieniem kontrastu. - Serio ma wyborne nadzienie? - powtórzył jego słowa, spoglądając pytająco na Eve - z powagą, choć iskry w źrenicach zdradzały rozbawienie. - Miałem nadzieję, że sama to przyzna - odparł z rozbawieniem, kiedy Yulia sprostowała słowa Eve, było mu trudno z tym, jak zabrała od niego Jima, zabrała go daleko od Londynu, ale starał się sobie tłumaczyć, że może tego potrzebowali, czasu dla siebie. Nie lubiła spędzać z nim wtedy czasu, odsunęła się od niego, nie wiedział, czemu. Chciał iść dalej, ale od dawna już jej nie potrafił zrozumieć. Wzrok odnalazł spojrzenie Cyganki, wyłapał jej przeciągające się milczenie. Yulia ją wywabiła od niezręczności, ale on chciałby szczerości. - Wy dranie! - zawołał z oburzeniem, nie zapraszali go? - Nigdy więcej nie przyjdę po was, idąc do klubu. Nigdy - zarzekł się, choć wiejskie potańcówki go nie ciągnęły, bo w mieście ludzie bawili się ciekawiej, choć jego słowom nie uwierzyłby nikt, kto znał go dłużej niż chwilę. - Jednak nie będzie żadnej imprezy. Po kąpieli idziemy do Parszywego, Yulia, sami - podkreślił ze zdecydowaniem.
Eve mówiła, że była gorąca, Jim ciągnął temat. On nie wiedział, jak się zachować, ciągnąć wzrokiem od jednego do drugiego, Eve wiele razy dała mu odczuć, że czuła się w jego towarzystwie niezręcznie i nie chciał jej w tę niezręczność wpędzać - jakby pływanie razem nago nie było dostatecznym przekroczeniem granic. Może trzymał się tej myśli, bo była ostatnią, która pozostała. Jim bagatelizował problem imprezy, a jemu się to udzielało - pewnie miał rację, na pewno miał. Znaczenie miało to, z kim się będą bawić, a nie z kim. W gronie przyjaciół czuł się zawsze najlepiej. Roześmiał się, słysząc dalsze słowa Jamesa, bez przekonania, bo widok dziewczyn na brzegu doprawiony dwuznacznymi rozmowami rzeczywiście pobudzał pragnienia. Nie był tak pewny siebie, by mówić o nich tu i teraz otwarcie, nie był też tak pewny, by przyznać się do nich wprost w gronie przyjaciół, nigdy tego nie robił, ale teraz, ale tutaj, pozostało mu tylko wyjść temu naprzeciw. Skłamałby przecież, mówiąc, że nie miał na nią ochoty. Jim mówił, że bez niej zwiędnie, obrócony na plecy teatralnie zamknął oczy i zapadł się pod wodę, w tej samej chwili, w której Eve na niego chlusnęła - bezwładnie opadł w dół, jakby uwiądł naprawdę, nęcony pragnieniem, jakiego woda zaspokoić nie mogła.
A woda była mętna i brudna, ale on otworzył oczy. W pierwszym odruchu zamierzał rzucić się za prowokującą go Eve, lecz gdy - wciąż nie wyrzucając się na powierzchnię, choć będzie musiał lada moment złapać powietrze - znalazł się tuż za nią, zza mętnej przesłony dostrzegając jej nagie ciało, dostrzegł dwa druzgotki, które pojawiły się przy nich; jeden przy nim i przy Eve, drugi kawałek dalej, ale nie miał jak ostrzec przyjaciół. Nie miał też przy sobie różdżki, bez namysłu chwycił dryfujące w wodzie przemoknięte drewno i wypchnął je w kierunku druzgotka.
1 - trafiam w oko, druzgotek jest smutny - puścił Marcela i Eve i zaczął się wycofywać
2 - nie trafiam, druzgotek puszcza Eve i koncentruje się na Marcelu, skacząc mu na głowę
3 - trafiam w głowę i tylko go rozdrażniam, poirytowany druzgotek z impetem ciągnie niżej Marcela niżej, ignorując Eve
- Za dużo czasu spędzasz z babami. Zacząłeś gadać jak one. Czas na porządną imprezę w Parszywym. W trybie pilnym, zanim wyrosną ci cycki - wytknął mu, z plaskiem uderzając ramieniem w wodę - pozwalając płytkiej fali uderzyć w jego twarz, miał opory przed zabawami w wodzie, ostatnim razem wszystko wymknęło się spod jego kontroli. Jim stracił oddech, kiedy Marcel wcale nie chciał mu go odebrać. Był pewien, że to były tylko durne wygłupy - choć złość była prawdziwa - był pewien, że miał sytuację pod kontrolą. Ale nie miał, woda była zdradliwa i niebezpieczna. Naśladował go, ale Marcel nie mówił piskliwie, ale gdyby byli na lądzie, zdzieliłby go za to w łeb. Zaśmiał się, kiedy wspomniał o fantastycznym ciele, Yulia była chuda, ale bardzo zgrabna. Obok Eve wyglądała jak dziewczyna, nie kobieta, ale znał jej smak i wiedział, że była kobietą. - Gadasz o niej więcej niż ja, Jim - Spojrzał na niego prowokacyjnie, z łobuzerskim uśmiechem. Może pociągnąłby tę myśl dalej, gdyby w ich kierunku nie płynęła Eve. - Sekretem nie jest jej fantastyczne ciało, a to, co potrafi z nim zrobić - wyznał w tajemnicy, teatralnym szeptem, uciekając wpław przed jego znaczącym spojrzeniem, gdy napomknął o pasku. To był tylko pasek. Tylko przyjaźń. Tylko trochę naprawdę dobrej zabawy, której Yulia chciała. Jim drążył temat, a Marcel uparcie uciekał od myśli, które próbowały go drążyć. Nie chciał tego, wiedział, do czego to prowadzi. Jedną przyjaciółkę już stracił, nie chciał znów zachować się głupio. Parsknął śmiechem na jego przypaloną skórkę, stojąc obok siebie zawsze byli uosobieniem kontrastu. - Serio ma wyborne nadzienie? - powtórzył jego słowa, spoglądając pytająco na Eve - z powagą, choć iskry w źrenicach zdradzały rozbawienie. - Miałem nadzieję, że sama to przyzna - odparł z rozbawieniem, kiedy Yulia sprostowała słowa Eve, było mu trudno z tym, jak zabrała od niego Jima, zabrała go daleko od Londynu, ale starał się sobie tłumaczyć, że może tego potrzebowali, czasu dla siebie. Nie lubiła spędzać z nim wtedy czasu, odsunęła się od niego, nie wiedział, czemu. Chciał iść dalej, ale od dawna już jej nie potrafił zrozumieć. Wzrok odnalazł spojrzenie Cyganki, wyłapał jej przeciągające się milczenie. Yulia ją wywabiła od niezręczności, ale on chciałby szczerości. - Wy dranie! - zawołał z oburzeniem, nie zapraszali go? - Nigdy więcej nie przyjdę po was, idąc do klubu. Nigdy - zarzekł się, choć wiejskie potańcówki go nie ciągnęły, bo w mieście ludzie bawili się ciekawiej, choć jego słowom nie uwierzyłby nikt, kto znał go dłużej niż chwilę. - Jednak nie będzie żadnej imprezy. Po kąpieli idziemy do Parszywego, Yulia, sami - podkreślił ze zdecydowaniem.
Eve mówiła, że była gorąca, Jim ciągnął temat. On nie wiedział, jak się zachować, ciągnąć wzrokiem od jednego do drugiego, Eve wiele razy dała mu odczuć, że czuła się w jego towarzystwie niezręcznie i nie chciał jej w tę niezręczność wpędzać - jakby pływanie razem nago nie było dostatecznym przekroczeniem granic. Może trzymał się tej myśli, bo była ostatnią, która pozostała. Jim bagatelizował problem imprezy, a jemu się to udzielało - pewnie miał rację, na pewno miał. Znaczenie miało to, z kim się będą bawić, a nie z kim. W gronie przyjaciół czuł się zawsze najlepiej. Roześmiał się, słysząc dalsze słowa Jamesa, bez przekonania, bo widok dziewczyn na brzegu doprawiony dwuznacznymi rozmowami rzeczywiście pobudzał pragnienia. Nie był tak pewny siebie, by mówić o nich tu i teraz otwarcie, nie był też tak pewny, by przyznać się do nich wprost w gronie przyjaciół, nigdy tego nie robił, ale teraz, ale tutaj, pozostało mu tylko wyjść temu naprzeciw. Skłamałby przecież, mówiąc, że nie miał na nią ochoty. Jim mówił, że bez niej zwiędnie, obrócony na plecy teatralnie zamknął oczy i zapadł się pod wodę, w tej samej chwili, w której Eve na niego chlusnęła - bezwładnie opadł w dół, jakby uwiądł naprawdę, nęcony pragnieniem, jakiego woda zaspokoić nie mogła.
A woda była mętna i brudna, ale on otworzył oczy. W pierwszym odruchu zamierzał rzucić się za prowokującą go Eve, lecz gdy - wciąż nie wyrzucając się na powierzchnię, choć będzie musiał lada moment złapać powietrze - znalazł się tuż za nią, zza mętnej przesłony dostrzegając jej nagie ciało, dostrzegł dwa druzgotki, które pojawiły się przy nich; jeden przy nim i przy Eve, drugi kawałek dalej, ale nie miał jak ostrzec przyjaciół. Nie miał też przy sobie różdżki, bez namysłu chwycił dryfujące w wodzie przemoknięte drewno i wypchnął je w kierunku druzgotka.
1 - trafiam w oko, druzgotek jest smutny - puścił Marcela i Eve i zaczął się wycofywać
2 - nie trafiam, druzgotek puszcza Eve i koncentruje się na Marcelu, skacząc mu na głowę
3 - trafiam w głowę i tylko go rozdrażniam, poirytowany druzgotek z impetem ciągnie niżej Marcela niżej, ignorując Eve
jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali
The member 'Marcelius Sallow' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 2
'k3' : 2
Yulia nadęła policzki, ale nic nie powiedziała. Oczywiście, że będzie mieć to pod kontrolą! Jeszcze zobaczą – wszyscy zobaczą – jak doskonale panuje nad sytuacją. Przecież to nie było takie trudne, tak? Spotykali się i potem… potem działo się to, co się działo, i no, rozchodzili się, tak? Nawet u niego nie spała – nie tak naprawdę – tylko wymykała się kiedy tylko przymknął oczy. Dziwnie jej było z tą świadomością, dziwnie było myśleć, że pewnie nic by jej nie zrobił.
Spanie w jednym łóżku z drugim człowiekiem obok było zasadniczo dziwną koncepcją – uznała Yulia wchodząc do wody. Przecież to we śnie jest się najbardziej bezbronnym.
Z progu niewesołych myśli wyrwały ją zaczepki Jima. Śmiałe, bezpośrednie, uderzające w ewidentnie żartobliwe nuty. Yulia spojrzała najpierw w jego stronę, a po chwili – całkiem leniwie i jakby od niechcenia – przeniosła wzrok na Marcela. Nietrudno było uchwycić jego spojrzenie.
– Skoro Marcel tak mówi – stwierdziła lekko, z porozu kierując słowa do Jima. Nie wróciła jednak do niego wzrokiem – to możesz mu przekazać, że zasady pozostają niezmiennie takie same i jak czegoś ode mnie chce – to mówi mi o tym sam. – Dopiero teraz odwróciła głowę w stronę Jamesa i wyszczerzyła ząbki w uśmiechu cwaniaka. – A nie woła kolegę.
Przemilczała krótką przepychankę o potańcówki i kto z kim się bawił, a kogo zabrakło – jej uwagę zwabiły dryfujące nieopodal łódki. Zdarzało się, że czasem ktoś tam coś zostawiał, może trafiliby na jedzenie? Albo butelkę jakiegoś gównianego rumu? Ewentualnie jakiegoś śpiącego pod plandeką marynarza, który przepuścił całą wypłatę na Zapomnianych Córkach i nie miał gdzie się podziać…
Zanurzyła się pod wodą, na ślepo popłynęła dalej. Koniec jej podróży wieńczył cel, którego świadomie nie obrała, ale nie chciała dać nic po sobie poznać.
– Ach, tak? – spytała miłym, aksamitnym tonem. Wyciągnęła dłoń, złapała Jima za ramię, by zaraz szepnąć mu na ucho: – Mój gust obejmuje blondynów. Jak postanowisz się przefarbować to daj znać.
Uśmiech wieńczący słowa przeciął jej wargi na krótką chwilę; Yulia niespecjalnie chciała dać się wciągnąć w rozmowę tego typu. Jim ściągał oko, tego odmówić mu nie mogła, ale jednocześnie pozostawał mężem Eve i wolała dać dyla zanim powie – albo zrobi – coś nieodpowiedniego.
Odpłynęła znów kawałek, radząc sobie z nurtem rzeki w całkiem dobry sposób i już-już miała złapać się burty łódki, kiedy coś owinęło się wokół jej kostki i szarpnęło w dół. Yulia zniknęła pod wodą, wypuściła gwałtownie powietrze z zaskoczenia, ale wystarczył solidny kopniak drugą nogą by pozbyć się… tego czegoś. Nie otworzyła oczu pod wodą, nie miała pojęcia co się tam przyplątało, ale z drugiej strony – chyba nie chciała wiedzieć.
Wynurzyła się po chwili i z głośnym sapnięciem wydusiła z siebie resztki powietrza, złapała świeży oddech. Płuca piekły, jakby w milczącym upomnieniu, że do życia potrzeba jej też tlenu.
– Co my tu mamy… – mruknęła sama do siebie, palce zaciskając na burcie łódki. Podciągnęła się zwinnie, zajrzała do środka, zmrużyła oczy. Chłodne krople spływały jej po czole, zbierały się na rzęsach, utrudniały widoczność. Coś… coś tam było chyba. Pod ławką.
Zanim jednak zdążyła się przyjrzeć – coś znów złapało ją za kostkę i pociągnęło w dół. Razem z łódką, która obróciła się dnem do góry, zakrywając miejsce w którym jeszcze chwilę temu była Yulia.
Spanie w jednym łóżku z drugim człowiekiem obok było zasadniczo dziwną koncepcją – uznała Yulia wchodząc do wody. Przecież to we śnie jest się najbardziej bezbronnym.
Z progu niewesołych myśli wyrwały ją zaczepki Jima. Śmiałe, bezpośrednie, uderzające w ewidentnie żartobliwe nuty. Yulia spojrzała najpierw w jego stronę, a po chwili – całkiem leniwie i jakby od niechcenia – przeniosła wzrok na Marcela. Nietrudno było uchwycić jego spojrzenie.
– Skoro Marcel tak mówi – stwierdziła lekko, z porozu kierując słowa do Jima. Nie wróciła jednak do niego wzrokiem – to możesz mu przekazać, że zasady pozostają niezmiennie takie same i jak czegoś ode mnie chce – to mówi mi o tym sam. – Dopiero teraz odwróciła głowę w stronę Jamesa i wyszczerzyła ząbki w uśmiechu cwaniaka. – A nie woła kolegę.
Przemilczała krótką przepychankę o potańcówki i kto z kim się bawił, a kogo zabrakło – jej uwagę zwabiły dryfujące nieopodal łódki. Zdarzało się, że czasem ktoś tam coś zostawiał, może trafiliby na jedzenie? Albo butelkę jakiegoś gównianego rumu? Ewentualnie jakiegoś śpiącego pod plandeką marynarza, który przepuścił całą wypłatę na Zapomnianych Córkach i nie miał gdzie się podziać…
Zanurzyła się pod wodą, na ślepo popłynęła dalej. Koniec jej podróży wieńczył cel, którego świadomie nie obrała, ale nie chciała dać nic po sobie poznać.
– Ach, tak? – spytała miłym, aksamitnym tonem. Wyciągnęła dłoń, złapała Jima za ramię, by zaraz szepnąć mu na ucho: – Mój gust obejmuje blondynów. Jak postanowisz się przefarbować to daj znać.
Uśmiech wieńczący słowa przeciął jej wargi na krótką chwilę; Yulia niespecjalnie chciała dać się wciągnąć w rozmowę tego typu. Jim ściągał oko, tego odmówić mu nie mogła, ale jednocześnie pozostawał mężem Eve i wolała dać dyla zanim powie – albo zrobi – coś nieodpowiedniego.
Odpłynęła znów kawałek, radząc sobie z nurtem rzeki w całkiem dobry sposób i już-już miała złapać się burty łódki, kiedy coś owinęło się wokół jej kostki i szarpnęło w dół. Yulia zniknęła pod wodą, wypuściła gwałtownie powietrze z zaskoczenia, ale wystarczył solidny kopniak drugą nogą by pozbyć się… tego czegoś. Nie otworzyła oczu pod wodą, nie miała pojęcia co się tam przyplątało, ale z drugiej strony – chyba nie chciała wiedzieć.
Wynurzyła się po chwili i z głośnym sapnięciem wydusiła z siebie resztki powietrza, złapała świeży oddech. Płuca piekły, jakby w milczącym upomnieniu, że do życia potrzeba jej też tlenu.
– Co my tu mamy… – mruknęła sama do siebie, palce zaciskając na burcie łódki. Podciągnęła się zwinnie, zajrzała do środka, zmrużyła oczy. Chłodne krople spływały jej po czole, zbierały się na rzęsach, utrudniały widoczność. Coś… coś tam było chyba. Pod ławką.
Zanim jednak zdążyła się przyjrzeć – coś znów złapało ją za kostkę i pociągnęło w dół. Razem z łódką, która obróciła się dnem do góry, zakrywając miejsce w którym jeszcze chwilę temu była Yulia.
I wasn't born a freak
I was born who I am
I was born who I am
the circus came later
Yulia Dyatlova
Zawód : złodziejka, kombinatorka
Wiek : 19/20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
I've got a million things that I can say to you
But that doesn't mean that I'm going to
But that doesn't mean that I'm going to
OPCM : 6 +3
UROKI : 6 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 26
SPRAWNOŚĆ : 11
Genetyka : Czarownica
Neutralni
Strona 15 z 15 • 1 ... 9 ... 13, 14, 15
Brzeg Tamizy
Szybka odpowiedź