Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Oaza
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oaza
Niedługo po przegnaniu z Azkabanu czarnoksięskiej mocy, na wyspie zaczęło budzić się życie. Drzewa wypuściły szybko, w kilka tygodni przypominając kilkunastoletnie olbrzymy, które rzucały cień na falujące w nadmorskiej wietrze wysokie trawy. Ogromna ilość białej magii wezbranej w tym miejscu zdawała się odżywiać rośliny, wspomagając ich rozrost. Właśnie między nimi wzniesiono pierwsze obozowisko gotowe na przyjęcie uchodźców pochodzących z niemagicznych rodzin, zmuszonych ukrywać się przed nienawistną władzą. Obozowisko nazwane zostało Oazą, przez wielu nazywanych Oazą Harolda lub Oazą Feniksa. Jeden z namiotów zajął zresztą sam Longbottom. Biała magia jest tu nie tylko wyczuwalna, ale i widoczna: jej moc krąży raz za czas pod postacią unoszących się w powietrzu bezpiecznych ciepłych ogników. Wydaje się, że naga ziemia na wyspie jest gorąca - dlatego nisko nad nią, poniżej kolan, na wilgotniejszych terenach wyspy unosi się gęsta mgła. Mówią, że za ten stan rzeczy odpowiadają ostatnie zdarzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Bagman spojrzał na Tristana na jego pytania odpowiadając w pierwszej kolejności.
- Nie ma innego sposobu poruszania się po Azkabanie - przyznał. - Nawet jakby był, w obliczu anomalii wszystkie magiczne środki transportu stałyby się zbyt niestabilne, to i tak dużo, że nie rozerwało was, gdy się tu pojawiliście. Wielu więźniów nie miało tyle szczęścia. Ale też, od początku maja niektóre rzeczy przenoszone są tu całkiem losowo, rzeczy, ludzie, artefakty, anomalia zdaje się ściągać do siebie wszystko, co czarnomagiczne.
Zamilkł, gdy podniósł się oddając księgę milczącemu Goyle'owi uśmiechając się chłodno na widok zmagań Cadana z butami.
- Nie zamierzam się stąd nigdzie ruszać, panowie. Powiedziałem wam wszystko, co potrzebne, żebyście opuścili to miejsce, zgodziłem się pomóc Czarnemu Panu, ale nie myślcie, że czyni to z nas przyjaciół. Zależy mi na możliwości opuszczenia tego miejsca z pobudek innych niż wasze, ale bez waszej pomocy doskonale się obejdę, panie Mulciber. Stanowicie pewne... ułatwienie, ale nie niezbędne, nie popełniajcie błędu zakładając, że bez was utknę tu na dobre. Jak już wspomniałem, Azkaban od wielu lat jest moim domem, radzę sobie tu zdecydowanie lepiej niż wy. I proszę darować sobie czcze groźby, to prędzej wy zginiecie beze mnie niż ja bez was. Ile patronusów wyczarował pan po drodze, panie Mulciber? Panie Rosier?
Głos Bagmana stał się zdecydowanie chłodniejszy, gdy odpowiadał na słowa Ramseya. Mężczyzna podszedł ponownie do regału zastawionego różnymi woluminami wyglądającymi na ręcznie zapisane.
- Nie wiem, w jaki sposób planujecie opanować anomalię, Czarny Pan z pewnością coś wymyślił, pytanie czy nie brak wam sił. Większość moich pomysłów na ujarzmienie rozbija się o kotwice.
Bagman spojrzał na Rycerzy z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Będę tu na was czekał jak skończycie z anomalią. Mam odpowiednio dużo materiałów, by stworzyć działającego świstoklika.
Ledwie skończył, a całe pomieszczenie (jak i cały Azkaban, o czym jednak zamknięci w celi mężczyźni wiedzieć nie mogli) zatrzęsło się najmocniej jak do tej pory. Ustanie na nogach okazało się wyzwaniem, nie jednak niemożliwym. Celowanie różdżką i chodzenie było zaś mocno utrudnione.
| Na odpis macie 48h.
ST każdego rzucanego zaklęcia wzrasta o 15 oczek.
ST ujarzmienia anomalii: 570
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
- Nie ma innego sposobu poruszania się po Azkabanie - przyznał. - Nawet jakby był, w obliczu anomalii wszystkie magiczne środki transportu stałyby się zbyt niestabilne, to i tak dużo, że nie rozerwało was, gdy się tu pojawiliście. Wielu więźniów nie miało tyle szczęścia. Ale też, od początku maja niektóre rzeczy przenoszone są tu całkiem losowo, rzeczy, ludzie, artefakty, anomalia zdaje się ściągać do siebie wszystko, co czarnomagiczne.
Zamilkł, gdy podniósł się oddając księgę milczącemu Goyle'owi uśmiechając się chłodno na widok zmagań Cadana z butami.
- Nie zamierzam się stąd nigdzie ruszać, panowie. Powiedziałem wam wszystko, co potrzebne, żebyście opuścili to miejsce, zgodziłem się pomóc Czarnemu Panu, ale nie myślcie, że czyni to z nas przyjaciół. Zależy mi na możliwości opuszczenia tego miejsca z pobudek innych niż wasze, ale bez waszej pomocy doskonale się obejdę, panie Mulciber. Stanowicie pewne... ułatwienie, ale nie niezbędne, nie popełniajcie błędu zakładając, że bez was utknę tu na dobre. Jak już wspomniałem, Azkaban od wielu lat jest moim domem, radzę sobie tu zdecydowanie lepiej niż wy. I proszę darować sobie czcze groźby, to prędzej wy zginiecie beze mnie niż ja bez was. Ile patronusów wyczarował pan po drodze, panie Mulciber? Panie Rosier?
Głos Bagmana stał się zdecydowanie chłodniejszy, gdy odpowiadał na słowa Ramseya. Mężczyzna podszedł ponownie do regału zastawionego różnymi woluminami wyglądającymi na ręcznie zapisane.
- Nie wiem, w jaki sposób planujecie opanować anomalię, Czarny Pan z pewnością coś wymyślił, pytanie czy nie brak wam sił. Większość moich pomysłów na ujarzmienie rozbija się o kotwice.
Bagman spojrzał na Rycerzy z nieprzeniknionym wyrazem twarzy.
- Będę tu na was czekał jak skończycie z anomalią. Mam odpowiednio dużo materiałów, by stworzyć działającego świstoklika.
Ledwie skończył, a całe pomieszczenie (jak i cały Azkaban, o czym jednak zamknięci w celi mężczyźni wiedzieć nie mogli) zatrzęsło się najmocniej jak do tej pory. Ustanie na nogach okazało się wyzwaniem, nie jednak niemożliwym. Celowanie różdżką i chodzenie było zaś mocno utrudnione.
| Na odpis macie 48h.
ST każdego rzucanego zaklęcia wzrasta o 15 oczek.
- Pula zdrowia:
- Tristan: 205/220 kara: 0
(tłuczone -15)
Ramsey: 181/211 kara: -5
(oparzenia -5; zatrucie cm -20; tłuczone -15; wzmocnienie +10)
Alex: 160/215 kara: -10
(oparzenia -10; tłuczone -15; osłabienie -10; zatrucie cm -10)
Cadan: 191/215 kara: -5
(tłuczone: ramię, plecy -24)
Minister: 195/220 kara: -5
(tłuczone -15)
- Pula poczytalności:
- Tristan: 81/110
Ramsey: 82/105
Cadan: 71/105
Alex: 77/110
- Mapa:
ST ujarzmienia anomalii: 570
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
Wysłuchał go - w milczeniu. Bynajmniej nie zamierzał szukać u niego przyjaciela, ale też nie takie było jego zadanie; pogróżka zniecierpliwionego Mulcibera wydawała się na miejscu - dobrze wiedzieli, że nie mogli zostawić go tutaj samego. Był cwany, potrafił ukrywać się w Azkabanie latami, co gorsza, przebywając w okolicach dementorów, co mogło świadczyć o sile jego umysłu. Drażniąco niepotrzebnej, burzącej ich plany. Na krótko przeniósł spojrzenie na Mulcibera, wychowali się razem, potrafili się rozumieć. Uniósł lekko brew, słysząc, że nie są mu potrzebni; nie wątpił w to, a ich relacja bynajmniej nie miała opierać się na współpracy, nie byli przecież równorzędni. Rozmawiał ze śmierciożercami. Nie bał się, że Bagman sobie bez nich nie poradzi, ale miał dość poważne powody bać się, że nie dopełni swojej części umowy.
- Rozumiem, że włada pan zaklęciem patronusa skuteczniej, niż my - odparł, wciąż na niego patrząc, bez skrępowania, Mroczny Znak wyssał z niego ostatnie, co było w nim dobre. Nie musiał czuć zażenowania niemocą, była ceną za zaszczyt, którego dostąpił. Dziwniejsze wydawało się, że Bagman o tym wiedział. - To jedyna broń przeciwko dementorom, którą pan posiada, panie Bagman? Wyjdziemy stąd prosto w ich ramiona, nie jesteśmy w stanie się przed nimi bronić. Panu się to udaje, od lat funkcjonuje pan w ich sąsiedztwie. Doceniam zbieraną latami mądrość, ale jeśli istnieje jeszcze coś, czym może się pan z nami podzielić, proszę to zrobić. Zapewne zdaje pan sobie sprawę z tego, że wielu innych na pana miejscu dawno straciłoby rozum - co pozwoliło panu przetrwać tak długo o zdrowych zmysłach? - Nie odjął od niego spojrzenia, samo porozumiewanie się z nimi nie mogło wystarczyć, każdy w Azkabanie powoli tracił rozum, tracił siebie, sam zaczynał to czuć: atmosfera tego miejsca przytłaczała, przygnębiała i powoli zabijała, Bagman pozostał niewzruszony. A psychiczna odporność mogła czynić tego czarodzieja tak samo niewrażliwym na najprostsze, jakimi dysponowali, sposoby zmuszenia go do współpracy.
- Rozumiem, że włada pan zaklęciem patronusa skuteczniej, niż my - odparł, wciąż na niego patrząc, bez skrępowania, Mroczny Znak wyssał z niego ostatnie, co było w nim dobre. Nie musiał czuć zażenowania niemocą, była ceną za zaszczyt, którego dostąpił. Dziwniejsze wydawało się, że Bagman o tym wiedział. - To jedyna broń przeciwko dementorom, którą pan posiada, panie Bagman? Wyjdziemy stąd prosto w ich ramiona, nie jesteśmy w stanie się przed nimi bronić. Panu się to udaje, od lat funkcjonuje pan w ich sąsiedztwie. Doceniam zbieraną latami mądrość, ale jeśli istnieje jeszcze coś, czym może się pan z nami podzielić, proszę to zrobić. Zapewne zdaje pan sobie sprawę z tego, że wielu innych na pana miejscu dawno straciłoby rozum - co pozwoliło panu przetrwać tak długo o zdrowych zmysłach? - Nie odjął od niego spojrzenia, samo porozumiewanie się z nimi nie mogło wystarczyć, każdy w Azkabanie powoli tracił rozum, tracił siebie, sam zaczynał to czuć: atmosfera tego miejsca przytłaczała, przygnębiała i powoli zabijała, Bagman pozostał niewzruszony. A psychiczna odporność mogła czynić tego czarodzieja tak samo niewrażliwym na najprostsze, jakimi dysponowali, sposoby zmuszenia go do współpracy.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Bagman spojrzał na Tristana mierząc go stalowym spojrzeniem.
- Skoro tak twierdzicie, zgadywałem, że wybieranie się do Azkabanu bez perfekcyjnej znajomości zaklęcia expecto patronum to zadanie godne szaleńca. Dziękuję za potwierdzenie.
Bagman przytrzymał się prawą dłonią regałowej półki próbując utrzymać równowagę.
- Posiadam lata pracy, panie Rosier, którymi nie zamierzam się z panem dzielić. Nasza rozmowa dobiegła końca, panowie. Anomalia jest poza tą celą, tam, gdzie też i wasze miejsce. Powiedziałem już, że nie zamierzam się stąd ruszać, żeby ratować was na każdym kroku przed tutejszymi zagrożeniami. Jeśli sobie z nimi nie radzicie, to nie powinniście się tu w ogóle byli pojawiać.
Rzucił krótkie spojrzenie Ramseyowi i Cadanowi.
- Jedyne, co mogę wam doradzić, to na dole jest źródło potężnej czarnomagicznej mocy. Jeżeli lubicie zwiedzać, może też warto się nim zainteresować albo wręcz go unikać, skoro takie straszne są wam wyzwania wymagające więcej niż mordowanie bezbronnych mugoli.
|To post uzupełniający, obowiązuje czas na odpis z poprzedniego posta. Odpisać mogą już tylko Ramsey, Cadan i Alexander, Tristan wykorzystał swoją kolejkę.
- Skoro tak twierdzicie, zgadywałem, że wybieranie się do Azkabanu bez perfekcyjnej znajomości zaklęcia expecto patronum to zadanie godne szaleńca. Dziękuję za potwierdzenie.
Bagman przytrzymał się prawą dłonią regałowej półki próbując utrzymać równowagę.
- Posiadam lata pracy, panie Rosier, którymi nie zamierzam się z panem dzielić. Nasza rozmowa dobiegła końca, panowie. Anomalia jest poza tą celą, tam, gdzie też i wasze miejsce. Powiedziałem już, że nie zamierzam się stąd ruszać, żeby ratować was na każdym kroku przed tutejszymi zagrożeniami. Jeśli sobie z nimi nie radzicie, to nie powinniście się tu w ogóle byli pojawiać.
Rzucił krótkie spojrzenie Ramseyowi i Cadanowi.
- Jedyne, co mogę wam doradzić, to na dole jest źródło potężnej czarnomagicznej mocy. Jeżeli lubicie zwiedzać, może też warto się nim zainteresować albo wręcz go unikać, skoro takie straszne są wam wyzwania wymagające więcej niż mordowanie bezbronnych mugoli.
|To post uzupełniający, obowiązuje czas na odpis z poprzedniego posta. Odpisać mogą już tylko Ramsey, Cadan i Alexander, Tristan wykorzystał swoją kolejkę.
Nie rozerwało ich, lecz rozdzieliło. Nie był wciąż pewien, czym było to spowodowane, wszystko działo się wyjątkowo szybko. Wpierw Perseus ich opuścił, później Minister, a zaraz po nim oni odpadli od świstoklika. Czy reszcie udało się dotrzeć do celu, czy wylądowali w miejscu, w którym mieli rozpocząć swoją wędrówkę po Azkabanie? Nie wiedzieli nawet, czy przeżyli.
— Wielka szkoda — mruknął pod nosem, słysząc jego słowa. Liczył na coś zgoła innego, na zawiązanie nici porozumienia, ale najwyraźniej Bagman nie chciał się przyjaźnić ze Śmierciożercami. A mógł pić Toujours Pur w ich towarzystwie, niewdzięcznik. — Jakie są więc pańskie pobudki do opuszczenia tego domu, panie Bagman? — spytał wznosząc prawą rękę z różdżką Wildera, na krańcu której świeciło światło. Skierował ją w stronę więźnia, by lepiej mu się przyjrzeć. — Nie docenia nas pan — skomentował na zakończenie, nie zamierzając mu jednak przedstawić szczegółów dotyczących tego, jak się tu znaleźli i tego, jak sobie dotąd poradzili. Wyraźnie nie interesowało go to, nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. Nie wykazaywał przy tym żadnyych oznak zainteresowania dla jakiegokolwiek tematu, a jeśli sądził, że posłuży się nimi do ujarzmienia anomalii, a następnie zniknie — był w błędzie. Wolą Czarnego pana było doprowadzenie Bagmana przed jego oblicze, niezależnie od stanu jego zdrowia i sposobu.
Spojrzał na Tristana w milczeniu, wstrzymując się wciąż z jakimkolwiek działaniem, choć zacisnął palce na swojej różdżce mocniej. Ale negocjacje nie dawały zamierzonych efektów, nie chciał im już zbyt wiele zdradzić. Nieoczekiwanie Azkaban zatrząsł się, ustanie na nogach stało się trudniejsze, na moment strąciło go to z pantałyku. Zreflektował się szybko. To był odpowiedni moment, by zareagować. Gdy Bagman chwycił się regału, postąpił krok to przodu i oparł się ramieniem o niego z drugiej strony. Uniósł tą samą rękę, różdżką z drewna judaszowca celując w Bagmana.
— Imperio — wyartykułował wyraźnie, mierząc prosto w niego, choć różdżka mu drżała, podobnie jak i on, gdy więzienie się trzęsło.
— Wielka szkoda — mruknął pod nosem, słysząc jego słowa. Liczył na coś zgoła innego, na zawiązanie nici porozumienia, ale najwyraźniej Bagman nie chciał się przyjaźnić ze Śmierciożercami. A mógł pić Toujours Pur w ich towarzystwie, niewdzięcznik. — Jakie są więc pańskie pobudki do opuszczenia tego domu, panie Bagman? — spytał wznosząc prawą rękę z różdżką Wildera, na krańcu której świeciło światło. Skierował ją w stronę więźnia, by lepiej mu się przyjrzeć. — Nie docenia nas pan — skomentował na zakończenie, nie zamierzając mu jednak przedstawić szczegółów dotyczących tego, jak się tu znaleźli i tego, jak sobie dotąd poradzili. Wyraźnie nie interesowało go to, nie robiło na nim najmniejszego wrażenia. Nie wykazaywał przy tym żadnyych oznak zainteresowania dla jakiegokolwiek tematu, a jeśli sądził, że posłuży się nimi do ujarzmienia anomalii, a następnie zniknie — był w błędzie. Wolą Czarnego pana było doprowadzenie Bagmana przed jego oblicze, niezależnie od stanu jego zdrowia i sposobu.
Spojrzał na Tristana w milczeniu, wstrzymując się wciąż z jakimkolwiek działaniem, choć zacisnął palce na swojej różdżce mocniej. Ale negocjacje nie dawały zamierzonych efektów, nie chciał im już zbyt wiele zdradzić. Nieoczekiwanie Azkaban zatrząsł się, ustanie na nogach stało się trudniejsze, na moment strąciło go to z pantałyku. Zreflektował się szybko. To był odpowiedni moment, by zareagować. Gdy Bagman chwycił się regału, postąpił krok to przodu i oparł się ramieniem o niego z drugiej strony. Uniósł tą samą rękę, różdżką z drewna judaszowca celując w Bagmana.
— Imperio — wyartykułował wyraźnie, mierząc prosto w niego, choć różdżka mu drżała, podobnie jak i on, gdy więzienie się trzęsło.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
--------------------------------
#3 'k10' : 1
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
--------------------------------
#3 'k10' : 1
Nic nie szło po ich myśli i chociaż akcji nie można było nazwać tragiczną to nadal daleko jej było do idealnej. Początkowo Cadan sądził, że krótka rozmowa z Bagmanem wystarczy, żeby zebrać siły i razem ruszyć w stronę anomalii. Niestety w miarę upływu czaru oraz wymiany zdań między trójką czarodziejów sytuacja klarowała się. Jako ta dużo bezsensowniejsza niż mogliby przypuszczać. Mężczyzna niezbyt mocno poczuwał się do obowiązku pomocy im, również swoją obecnością. Po założeniu butów Goyle umieścił opasłą księgę chwilowo pod prawą pachę oraz zmarszczył brwi, tym razem wpatrując się w nieznajomego niebędącego więźniem. Nie rozumiał jak można było sprzeciwiać się woli osób będących tutaj z rozkazu Czarnego Pana. Może ten człowiek nie miał nic do stracenia, może był obłąkany, lecz powinien mieć świadomość, że utrudnianie im zadania nie spotka się z aprobatą Lorda Voldemorta, którego gniew był sroższy niż mury Azkabanu. Cadan jeszcze nie odczuł tego na własnej skórze, jednakże wiedział, że nigdy nie pragnął do tego dopuścić, domyślając się jak mocno okrutna może być zemsta ich pana.
Nie robił żadnych gwałtownych ruchów, od niechcenia jakby umieszczając rękę w lewej kieszeni szaty. Dopiero popatrzywszy się to na Rosiera, to na Mulcibera, który wnet przepuścił atak, blondyn postanowił zrobić to samo nawet jeśli magia w tym miejscu i w jego stanie nie była jego mocną stroną.
- Regressio - wyartykułował, wyciągając wreszcie swoją własną różdżkę z lewej kieszeni oraz kierując ją na Bagmana. Robiło się coraz gorzej, atakowali czarodzieja, który z pewnością mógłby się im przydać, lecz jeśli ten odpowie na atak mogą mieć problemy z dogadaniem się z nim. Na razie o tym nie myślał starając się ze wszystkich sił dobrze wypowiedzieć formułę zaklęcia oraz nadać magicznemu drewnu odpowiedni ruch nadgarstkiem, żeby możliwie zminimalizować ewentualność pomyłki. Był zdany na łaskę i niełaskę tego przeklętego więzienia oraz szalejącej gdzieś anomalii.
Nie robił żadnych gwałtownych ruchów, od niechcenia jakby umieszczając rękę w lewej kieszeni szaty. Dopiero popatrzywszy się to na Rosiera, to na Mulcibera, który wnet przepuścił atak, blondyn postanowił zrobić to samo nawet jeśli magia w tym miejscu i w jego stanie nie była jego mocną stroną.
- Regressio - wyartykułował, wyciągając wreszcie swoją własną różdżkę z lewej kieszeni oraz kierując ją na Bagmana. Robiło się coraz gorzej, atakowali czarodzieja, który z pewnością mógłby się im przydać, lecz jeśli ten odpowie na atak mogą mieć problemy z dogadaniem się z nim. Na razie o tym nie myślał starając się ze wszystkich sił dobrze wypowiedzieć formułę zaklęcia oraz nadać magicznemu drewnu odpowiedni ruch nadgarstkiem, żeby możliwie zminimalizować ewentualność pomyłki. Był zdany na łaskę i niełaskę tego przeklętego więzienia oraz szalejącej gdzieś anomalii.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Zaklęcie Ramseya, pomimo niesprzyjajacych warunków, trafiło w sam środek piersi Bagmana. Ten jednak ograniczył się tylko do wymownego spojrzenia. I bez słowa stuknął różdżką w jedną z półek szafy, o którą się opierał. Użył do tego lewej ręki. I w momencie, w którym czar Cadana mijał Eijahę o około trzydzieści centymetrów, w całym pomieszczeniu zapadła nieprzenikniona ciemność. Mężczyźni poczuli znajome i charakterystyczne dla teleportacji szarpnięcie.
- Wspominałem o efektach ubocznych, nie wiem, gdzie wylądujecie - ginący w dali głos Bagmana doszedł do was jeszcze zanim uszy wypełnił wam nieznośny szum i porwała was siła, której nie daliście rady się oprzeć. Czuliście jakby wciągał was wir, coraz bardziej i bardziej, w jego środku wyczuwaliście olbrzymią, czarnomagiczną siłę. I kiedy już zdawała się ona być zaledwie na wyciągnięcie ręki, równie wielka siła dosłownie was wypluła. Nie mieliście nad swoim lotem żadnej kontroli.
|Kontynuacja dla wszystkich tutaj
- Wspominałem o efektach ubocznych, nie wiem, gdzie wylądujecie - ginący w dali głos Bagmana doszedł do was jeszcze zanim uszy wypełnił wam nieznośny szum i porwała was siła, której nie daliście rady się oprzeć. Czuliście jakby wciągał was wir, coraz bardziej i bardziej, w jego środku wyczuwaliście olbrzymią, czarnomagiczną siłę. I kiedy już zdawała się ona być zaledwie na wyciągnięcie ręki, równie wielka siła dosłownie was wypluła. Nie mieliście nad swoim lotem żadnej kontroli.
|Kontynuacja dla wszystkich tutaj
Pomimo pechowej anomalii, która zmieniła go w jakiś wielki magnes, przyciągający wszelkie wyładowania i utrudniający poruszanie się, udało mu się finalnie dotrzeć do przejścia. Tam po raz ostatni spojrzał na opierającą się o drzewo Bathildę. Bał się tego, co przyniesie ta noc, ale nie mógł - i nie zamierzał - się już wycofać. Mocno ścisnął różdżkę i z mozołem wkroczył w magiczne przejście, upewniając się, że ma przy sobie wszystkie niezbędne przedmioty oraz eliksiry. W kieszeni kurtki, na piersi, zawinięte w chusteczkę leżało jedno z lusterek dwukierunkowych, które pożyczył od Gabriela. Skamander miał głowę na karku, potrzebowali stałego kontaktu, dlatego z ulgą przyjął możliwość rozmawiania na odległość. Oby magia, zaklęta w tym małym przedmiocie, nie spłatała im figla w paskudnych korytarzach Azkabanu.
Później - świat wokół zawirował, a gdy ponownie otworzył oczy, nie znajdował się już w zieleni Zakazanego Lasu, a na kamiennej posadzce w potwornie chłodnym, ciemnym korytarzu. Wziął głęboki, ochrypły oddech - powietrze pachniało zgnilizną, rozkładem i morzem - po czym rozejrzał się dookoła, najbaczniej przyglądając się małej Emmie. - Ktoś musi mieć na nią cały czas oko, trzymać za rękę, uspokajać, uważać na to, co się z nią dzieje - powiedział, wyciągając różdżkę z kieszeni. Poruszał się powoli, z trudem, ciężko; jedynie dzięki niezwykłej sile woli i wyćwiczonemu ciału udało mu się dotrzeć do przejścia. Potrzebował dłuższej chwili, by wrócić do pełni sprawności. - Miejscie uszy i oczy szeroko otwarte. I na razie - nie rozdzielajmy się - zaproponował, po czym rozejrzał się dookoła, chcąc zobaczyć, gdzie się dokładnie znajdują i jakie niebezpieczeństwa mogły czyhać za rogiem, pod ich stopami lub nad głowami, zwisając z sufitu.
| spostrzegawczość
| mam -5 przez dwie kolejki
Później - świat wokół zawirował, a gdy ponownie otworzył oczy, nie znajdował się już w zieleni Zakazanego Lasu, a na kamiennej posadzce w potwornie chłodnym, ciemnym korytarzu. Wziął głęboki, ochrypły oddech - powietrze pachniało zgnilizną, rozkładem i morzem - po czym rozejrzał się dookoła, najbaczniej przyglądając się małej Emmie. - Ktoś musi mieć na nią cały czas oko, trzymać za rękę, uspokajać, uważać na to, co się z nią dzieje - powiedział, wyciągając różdżkę z kieszeni. Poruszał się powoli, z trudem, ciężko; jedynie dzięki niezwykłej sile woli i wyćwiczonemu ciału udało mu się dotrzeć do przejścia. Potrzebował dłuższej chwili, by wrócić do pełni sprawności. - Miejscie uszy i oczy szeroko otwarte. I na razie - nie rozdzielajmy się - zaproponował, po czym rozejrzał się dookoła, chcąc zobaczyć, gdzie się dokładnie znajdują i jakie niebezpieczeństwa mogły czyhać za rogiem, pod ich stopami lub nad głowami, zwisając z sufitu.
| spostrzegawczość
| mam -5 przez dwie kolejki
- ekwipunek:
- | ekwipunek: lusterko dwukierunkowe (z Samuelem), - Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcje, stat. 20)
- Kameleon, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir kociego kroku, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
- przedmioty z bonusami, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 5), maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21), Eliksir garota (1 porcje, stat. 21), propeller żądlibąkowy x2; oprócz tego paczka papierosów, piersiówka Bez Dna
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Utworzone dzięki magii patronusów przejście pozwoliło przedostać im się z Zakazanego Lasu prosto do Azkabanu. Lucinda nigdy wcześniej tu nie była, nawet nie myślała o tym, że kiedykolwiek będzie przechadzać się korytarzami tego okropnego miejsca. Nie chodziło nawet o sam cel czy dementorów mogących na każdym kroku przypomnieć im o swoich umiejętnościach. Chodziło o to jak okropnie zimne i przerażające to miejsce było. Ktoś kto zbudował Azkaban musiał być dumny z tego jaką formę finalnie on przyjął. Wierzyła, że nikt nie chciałby tu trafić nawet mając w świadomości popełnione zbrodnie.
Blondynka rozejrzała się po korytarzu bardzo ostrożnie stawiając każdy krok. Czuła, że musi być cały czas skupiona, w końcu dzisiejszej nocy chodziło o coś więcej niżeli poszukiwania artefaktów czy przeklętych przedmiotów. Mieli na zawsze pozbyć się anomalii, które skutecznie zakłóciły życie czarodziejów sprawiając, że magia stała się nie ich sprzymierzeńcem, a w pewnych momentach nawet i wrogiem. Selwyn zastanawiała się nad słowami, które wypowiedziała Pani Profesor. Oczywiście, że to nie była ich wina. Anomalie prędzej czy później pojawiłyby się w ich świecie, a oni wybrali moment, w którym jeszcze nie były tak bardzo niszczące. Z drugiej strony nikt tutaj nie był w stanie przewidzieć wszystkiego. To, że należeli do Zakonu Feniksa nie znaczyło, że są nieomylni. Wręcz przeciwnie. Zdarzało im się popełniać błędy, które później naprawdę ciężko było naprawić.
Lucinda przejechała wzrokiem po swoich towarzyszach chcąc przy zachowanym skupieniu zostawić też trochę zdrowego rozsądku. Nie mogli teraz przecież iść jak na skazanie. Dzieci to czuły. Finalnie wzrok blondynki padł właśnie na małą Emmę. Słysząc słowa Bena skinęła głową, ale jednocześnie miała nadzieje, że ktoś kto lepiej czuje się w towarzystwie dzieci i z dziećmi zajmie się małą czarownicą. Myślała logicznie. Dziecko nie mogło czuć się spokojnie kiedy osoba, która je chroni tym spokojem nie emanuje. - Carpiene – wypowiedziała szeptem. Miała nadzieje, że zaklęcie nic nie wykaże, ale znajdowali się w takim miejscu, że po prostu należało się wszystkiego spodziewać.
mam ze sobą: eliksir znieczulający od Asbjorna (1), eliksir wzmacniający krew. eliksir kociego kroku (1), eliksir niezłomności (1), antidotum podstawowe (1), różdżkę.
Blondynka rozejrzała się po korytarzu bardzo ostrożnie stawiając każdy krok. Czuła, że musi być cały czas skupiona, w końcu dzisiejszej nocy chodziło o coś więcej niżeli poszukiwania artefaktów czy przeklętych przedmiotów. Mieli na zawsze pozbyć się anomalii, które skutecznie zakłóciły życie czarodziejów sprawiając, że magia stała się nie ich sprzymierzeńcem, a w pewnych momentach nawet i wrogiem. Selwyn zastanawiała się nad słowami, które wypowiedziała Pani Profesor. Oczywiście, że to nie była ich wina. Anomalie prędzej czy później pojawiłyby się w ich świecie, a oni wybrali moment, w którym jeszcze nie były tak bardzo niszczące. Z drugiej strony nikt tutaj nie był w stanie przewidzieć wszystkiego. To, że należeli do Zakonu Feniksa nie znaczyło, że są nieomylni. Wręcz przeciwnie. Zdarzało im się popełniać błędy, które później naprawdę ciężko było naprawić.
Lucinda przejechała wzrokiem po swoich towarzyszach chcąc przy zachowanym skupieniu zostawić też trochę zdrowego rozsądku. Nie mogli teraz przecież iść jak na skazanie. Dzieci to czuły. Finalnie wzrok blondynki padł właśnie na małą Emmę. Słysząc słowa Bena skinęła głową, ale jednocześnie miała nadzieje, że ktoś kto lepiej czuje się w towarzystwie dzieci i z dziećmi zajmie się małą czarownicą. Myślała logicznie. Dziecko nie mogło czuć się spokojnie kiedy osoba, która je chroni tym spokojem nie emanuje. - Carpiene – wypowiedziała szeptem. Miała nadzieje, że zaklęcie nic nie wykaże, ale znajdowali się w takim miejscu, że po prostu należało się wszystkiego spodziewać.
mam ze sobą: eliksir znieczulający od Asbjorna (1), eliksir wzmacniający krew. eliksir kociego kroku (1), eliksir niezłomności (1), antidotum podstawowe (1), różdżkę.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 86
'k100' : 86
Użycie magii wiązało się z ryzykiem - odczułem je na własnej skórze, gdy otwieraliśmy portal. Przekroczenie go zajęło chwilę, mrugnięcie okiem. Tyle wystarczyło, aby z deszczowego lasu znaleźć się między zimnymi ścianami Azkabanu. Wiedziałem, że nasi badacze nie zawiedli, a mimo tego do końca nie wierzyłem, że podróż naprawdę się uda.
Wszystko miało się dzisiaj zakończyć.
Nie wiedzieliśmy jednak co konkretnie czeka nas na wyspie, której lokalizację trudno było określić przy pomocy zmysłów. Dementorzy, choć służyli Voldemortowi, mogli nadal się tutaj znajdować. Podobnie jak więźniowie - choć o ile nie dopadły ich anomalie, najpewniej pomarli z głodu lub pragnienia. Głucha cisza, pozorny spokój. Łagodne preludium szybko mogło wypaczyć swój charakter, gdzieś tutaj biło czarne serce mocy Grindewalda, nie spodziewałem się łatwego zadania. Poczekałem, aż wszyscy ruszą za Benjaminem - rozsądnym było, abym zamykał pochód, a gdzieś po środku znalazła się Emma. Przelotnie spojrzałem na Alexandra, zastanawiając się, czy w jego podświadomości wspomnienia mogły wyryć się na tyle mocno, by paradoksalnie wywołać reminiscencję. Każdy detal mógł okazać się pomocny.
- Magicus extremos - wyinkantowałem cicho, końcem różdżki subtelnie przecinając powietrze.
Wszystko miało się dzisiaj zakończyć.
Nie wiedzieliśmy jednak co konkretnie czeka nas na wyspie, której lokalizację trudno było określić przy pomocy zmysłów. Dementorzy, choć służyli Voldemortowi, mogli nadal się tutaj znajdować. Podobnie jak więźniowie - choć o ile nie dopadły ich anomalie, najpewniej pomarli z głodu lub pragnienia. Głucha cisza, pozorny spokój. Łagodne preludium szybko mogło wypaczyć swój charakter, gdzieś tutaj biło czarne serce mocy Grindewalda, nie spodziewałem się łatwego zadania. Poczekałem, aż wszyscy ruszą za Benjaminem - rozsądnym było, abym zamykał pochód, a gdzieś po środku znalazła się Emma. Przelotnie spojrzałem na Alexandra, zastanawiając się, czy w jego podświadomości wspomnienia mogły wyryć się na tyle mocno, by paradoksalnie wywołać reminiscencję. Każdy detal mógł okazać się pomocny.
- Magicus extremos - wyinkantowałem cicho, końcem różdżki subtelnie przecinając powietrze.
- ekwipunek:
Różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, bransoletka z włosem syreny (+3 do zwinności), fluoryt (+1 do OPCM)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 0)
- wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Wężowe usta (1 porcje, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10)
- Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
- miotła dobrej jakości (w torbie Sue)
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
#1 'k100' : 4
--------------------------------
#2 'Anomalie - CZ' :
Magia patronusów zadziałała. Kolejne świetliste zwierzęta pędziły ku okręgowi, a przejście już po chwili było gotowe, kolejni zakonnicy zaczęli ruszać w swoich grupach. Patrzył jak znikają starając się nie myśleć o tym, czy wielu z nich dane będzie powrócić, a jeśli nawet wrócą wszyscy, co czeka ich w drodze.
W końcu przyszła i ich kolej, tłum dookoła znacznie zmalał. Bertie nie oglądał się za siebie. Po prostu ruszył wraz z resztą grupy i już po chwili wszystko się zmieniło. Znaleźli się w Azkabanie. W ciemnym, chłodnym, nieprzyjemnym korytarzu. Aż dreszcze przechodziły na sam widok tego miejsca, Bott z kolei z automatu pomyślał o tych którzy są skazani na całe lata tutaj. A przynajmniej byli kiedy to miejsce funkcjonowało.
Zaraz jednak spojrzał na małą dziewczynkę, której nigdy nie powinno tu być, w przeciwieństwie do więźniów. Bał się tego dnia. Był pewien tego że powinien iść, a jednak się bał. Co musiała czuć ona? Była wyłącznie ofiarą, była mała, musiała ufać dorosłym właściwie nie wiedząc co może się stać.
Spojrzał na Bena, kiedy ten się odezwał, zaraz jednak wzrokiem znów odnajdując dziewczynkę. Wyciągnął w jej stronę lewą rękę, w prawej trzymając różdżkę.
- Chodź, trzymajmy się środka grupy, hm? - odezwał się do niej łagodnie, bo gdyby dziewczynkę coś wystraszyło, gdyby zechciała uciec na tyle nagle że wyrwałaby rączkę, lepiej żeby ktoś ją zatrzymał. No i tak - nie wiadomo skąd nadejdzie zagrożenie, dziecko powinno być chronione z każdej strony, prawda?
Celowo poprowadził ją tak, by z drugiej strony była Sue. Miał wrażenie że ona może być dla Emmy najmniej przerażającą postacią z nich wszystkich, być może przez ogólną pozytywną aurę Lovegood.
W końcu przyszła i ich kolej, tłum dookoła znacznie zmalał. Bertie nie oglądał się za siebie. Po prostu ruszył wraz z resztą grupy i już po chwili wszystko się zmieniło. Znaleźli się w Azkabanie. W ciemnym, chłodnym, nieprzyjemnym korytarzu. Aż dreszcze przechodziły na sam widok tego miejsca, Bott z kolei z automatu pomyślał o tych którzy są skazani na całe lata tutaj. A przynajmniej byli kiedy to miejsce funkcjonowało.
Zaraz jednak spojrzał na małą dziewczynkę, której nigdy nie powinno tu być, w przeciwieństwie do więźniów. Bał się tego dnia. Był pewien tego że powinien iść, a jednak się bał. Co musiała czuć ona? Była wyłącznie ofiarą, była mała, musiała ufać dorosłym właściwie nie wiedząc co może się stać.
Spojrzał na Bena, kiedy ten się odezwał, zaraz jednak wzrokiem znów odnajdując dziewczynkę. Wyciągnął w jej stronę lewą rękę, w prawej trzymając różdżkę.
- Chodź, trzymajmy się środka grupy, hm? - odezwał się do niej łagodnie, bo gdyby dziewczynkę coś wystraszyło, gdyby zechciała uciec na tyle nagle że wyrwałaby rączkę, lepiej żeby ktoś ją zatrzymał. No i tak - nie wiadomo skąd nadejdzie zagrożenie, dziecko powinno być chronione z każdej strony, prawda?
Celowo poprowadził ją tak, by z drugiej strony była Sue. Miał wrażenie że ona może być dla Emmy najmniej przerażającą postacią z nich wszystkich, być może przez ogólną pozytywną aurę Lovegood.
- EKWIPUNEK:
- brosza z alabastrowym jednorożcem,
propeller żądlibąkowy,
czosnkowy amulet,
wabik na wilkołaki,
różdżka
mugolskie bzdety: scyzoryk, zapalniczka, latarka,
eliksiry:
eliksir niezłomności (stat. 0),
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30)
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30, moc +10)
eliksir ożywiający stat. 15
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Oaza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda