Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Oaza
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oaza
Niedługo po przegnaniu z Azkabanu czarnoksięskiej mocy, na wyspie zaczęło budzić się życie. Drzewa wypuściły szybko, w kilka tygodni przypominając kilkunastoletnie olbrzymy, które rzucały cień na falujące w nadmorskiej wietrze wysokie trawy. Ogromna ilość białej magii wezbranej w tym miejscu zdawała się odżywiać rośliny, wspomagając ich rozrost. Właśnie między nimi wzniesiono pierwsze obozowisko gotowe na przyjęcie uchodźców pochodzących z niemagicznych rodzin, zmuszonych ukrywać się przed nienawistną władzą. Obozowisko nazwane zostało Oazą, przez wielu nazywanych Oazą Harolda lub Oazą Feniksa. Jeden z namiotów zajął zresztą sam Longbottom. Biała magia jest tu nie tylko wyczuwalna, ale i widoczna: jej moc krąży raz za czas pod postacią unoszących się w powietrzu bezpiecznych ciepłych ogników. Wydaje się, że naga ziemia na wyspie jest gorąca - dlatego nisko nad nią, poniżej kolan, na wilgotniejszych terenach wyspy unosi się gęsta mgła. Mówią, że za ten stan rzeczy odpowiadają ostatnie zdarzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Cadanowi udało się zdjąć zaklęcie bez najmniejszego problemu. Minister natychmiast zerwał się na nogi i pobiegł przed siebie nawet nie oglądając się na zgromadzonych z tyłu dementorów. Świetlisty kruk nie radził sobie z napierającą mgłą zbyt skutecznie. Niewsparty żadnym innym patronusam, gasł coraz szybciej. Różdżka, którą czarował Tristan rozjarzyła się słabym blaskiem, który uciekł z jej końca i smugą poleciał gdzieś w stronę mgły. Wyraźnie wciągnięty przez anomalię. Minister zgodnie z poleceniem wyczarował swojego patronusa. Ponownie w powietrzu zmaterializowała się świetlista i przerośnięta pszczoła, która poleciała w kierunku dementorów wspomagając wzmocnionego przez Alexandra kruka. Selwyn nawiedzony jednak przez wizję nie mógł zobaczyć efektu swojego zaklęcia. Podobnie jak Ramsey, którego czar pomknął w kierunku dementorów, ale rozmył się w połowie drogi wywołując jedynie delikatny powiew powietrza, niczym wiosenny wietrzyk, który przyniósł do uszu uciekającej gromady jęki umierających więźniów.
- Trzy! Cela trzy! - Minister wykrzykiwał na głos między głośnymi haustami powietrza. Pędził przy tym niesiony strachem, pozostawiony w tyle przez równie szybko biegnącego Cadana.
- Tam nic nie ma! Dementorzy! Dużo dementorów. I cele! Takie jak tu! - Przez ramię odpowiadał na pytania Tristana nie planując jednak ani na chwilę się zatrzymywać.
| Na odpis macie 48h.
Na przyszłość - ściąganie własnych zaklęć nie wymaga rzucania kością.
Eliksir wielosokowy: 14/20; Alexander 13/20
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
- Trzy! Cela trzy! - Minister wykrzykiwał na głos między głośnymi haustami powietrza. Pędził przy tym niesiony strachem, pozostawiony w tyle przez równie szybko biegnącego Cadana.
- Tam nic nie ma! Dementorzy! Dużo dementorów. I cele! Takie jak tu! - Przez ramię odpowiadał na pytania Tristana nie planując jednak ani na chwilę się zatrzymywać.
| Na odpis macie 48h.
Na przyszłość - ściąganie własnych zaklęć nie wymaga rzucania kością.
- Pula zdrowia:
- Tristan: 205/220 (tłuczone -15)
Ramsey: 171/211 -5 (oparzenia -5; zatrucie -20; tłuczone -15)
Alex: 190/215 -5 (oparzenia -10; tłuczone -15)
Cadan: 200/215 (tłuczone -15)
Minister: 195/220 -5 (tłuczone -15)
- Pula poczytalności:
- Tristan: 63/110
Ramsey: 64/105
Cadan: 58/105
Alex: 63/110
- Mapa:
Eliksir wielosokowy: 14/20; Alexander 13/20
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
Gdy tylko zaklęcie Cadana ustało, a Tuft zebrał się i poderwał na równe nogi, przyspieszył, nie dając mu za bardzo się od siebie oddalić. Gdziekolwiek była owa cela numer trzy, a liczył, że Igatius dobrze wiedział, jak się tam dostać, musieli tam dotrzeć. Słabli — szybciej niż im się wydawało. Pękający od czarnomagicznej anomalii Azkaban, niczym olbrzymia pijawka, w której sercu mierzyli się z własnym strachem, wysysała z nich nie tylko siły witalne, lecz i psychiczne, utrzymujące ich wciąż trzeźwo myślących i zaradnych. Wspomnienia, które plątały mu się nachalnie po głowie i przypominały o zdarzeniach, które już dawno pogrzebał gdzieś głęboko, niepokoiły i odbierały nadzieję. Niechętnie jego myśli krążyły wokół ojca, którego w dziwaczny sposób zyskał przed miesiącami i jak sądził, dzisiaj stracił. Ten dziwny niepokój i żal, który temu towarzyszył zaczynał go przytłaczać. Wcale nie chciał i nie zamierzał się zastanawiać, jak wiele stracił i jak wielu rzeczy nie zdążył zrobić, bądź powiedzieć. To nie leżało w jego naturze, a jednak nie potrafił odrzucić od siebie jakiś parszywych obaw, które w przebiegu takiej misji, jak ta, nie powinny zaśmiecać jego umysłu.
Biegł przed siebie, tuż obok Ministra, w pobliżu Alexandra i za Cadanem, który wystrzelił jak z procy. Zaciskał palce na swojej różdżce mocniej niż na tej Wildera, która oświetlała im wszystkim drogę. Nawet jeśli uda im się szybko dotrzeć do Bagmana i Burke'a, z pewnością będa potrzebowali czasu, by ich uwolnić. Siedzący na karku dementorzy nie pomogą im w uwolnieniu więźniów, po których tu przybyli. Przelotnie spojrzał na Rosiera - musieli ich zatrzymać, kupić sobie trochę czasu, choćby na zregenerowanie sił.
— Selwyn, patronus. Protego Kletva! — wypowiedział tuż po tym, jak znów przypomniał Alexandrowi, co powinien robić; jednocześnie zwolnił bieg i rzucił zaklęcie przez ramię, za siebie, zamierzając zatrzymać istoty czarnomagiczną barierą.
Biegł przed siebie, tuż obok Ministra, w pobliżu Alexandra i za Cadanem, który wystrzelił jak z procy. Zaciskał palce na swojej różdżce mocniej niż na tej Wildera, która oświetlała im wszystkim drogę. Nawet jeśli uda im się szybko dotrzeć do Bagmana i Burke'a, z pewnością będa potrzebowali czasu, by ich uwolnić. Siedzący na karku dementorzy nie pomogą im w uwolnieniu więźniów, po których tu przybyli. Przelotnie spojrzał na Rosiera - musieli ich zatrzymać, kupić sobie trochę czasu, choćby na zregenerowanie sił.
— Selwyn, patronus. Protego Kletva! — wypowiedział tuż po tym, jak znów przypomniał Alexandrowi, co powinien robić; jednocześnie zwolnił bieg i rzucił zaklęcie przez ramię, za siebie, zamierzając zatrzymać istoty czarnomagiczną barierą.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'Azkaban' :
#1 'k100' : 63
--------------------------------
#2 'k10' : 9
--------------------------------
#3 'Azkaban' :
Psidwacza mać, zaklęcie po raz kolejny wchłonięte przez anomalię jedynie podkreślało powagę otaczającej ich grozy - anomalia pulsowała potężnie, odbierając im moce i przeszktałcając magię podług swojego widzimisię. Nie wróżyło to ich wyprawie niczego dobrego, a co najgorsze: ani trochę nie byli na to przygotowani. Choć poczynili wszelkich starań, aby odpowiednio przygotować się do tej wyprawy - nikt nie natrafił na informację o anomalii. Gdyby wiedzieli, być może od początku byliby ostrożniejsi. Zadbali o eliksiry - których i tak mieli nadmiar. Czy było coś więcej, co mogli zrobić?
Cela numer trzy, powtarzał minister, jeśli naprawdę miał zamiar ich do niej zaprowadzić, prawdopodobnie czekała ich długa przeprawa - tuż obok znajdowała się cela 340. Prawdopodobnie: trzy piętra różnicy. A może na samym tym piętrze było więcej niż sto cel? Numeracja uprawdopodabniała ich domysły, trójka mogła być albo jedną z pierwszych cel albo jedną z ostatnich. Czy jednak mogli zaufać trzęsącemu się ze strachu Tuftowi, który lepiej radzi sobie jako gęś niż jako minister? Znajdował się pod zaklęciem imperiusa, to jednak nie przymuszało go do mówienia prawdy: a wszystko, o co pytali, pozostawało ministerialną tajemnicą. Mógł mieć jedynie nadzieję, że Tuft był na tyle rozsądny, by zdawać sobie sprawę z tego, jak bolesne będą dla niego ewentualne konsekwencje. Czy na rozsądnego wyglądał? Ani trochę.
- Bagman jest w celi numer trzy? Gdzie to jest? - drążył więc temat, nie przestając biegnąć za Tuftem - kątem oka dostrzegając wywołane przez Mulcibera zaklęcie - domniemywał, że będzie ono wystarczająco silne, by odstraszyć pogoń. We mgle nic nie było, za mgłą czaili się dementorzy - tak mówił Tuft - nie musieli więc szukać drogi przemknięcia pomiędzy nimi. - Patronus, jeszcze raz, rzuć go za siebie - zwrócił się ponownie do Tufta, bo jeżeli bariera nie zatrzyma stworów, potrzebowali innych strażników. Można było próbować zawalić ten tunel - ale to prawdopodobnie utrudni życie wyłącznie nim. Dementorów nie byli w stanie zabić w ten sposób.
Porzucił różdżkę strażnika, zostawiając ją w kieszeni szaty - wyraźnie była felerna, a światło na różdżce Ramseya wciąż się tliło - zamiast niej uchwyciwszy własną, w duchu mając nadzieję, że w oddaleniu od mgły magia usłucha go bardziej:
- Magicus extremos - wyinkantował ostrożnie, zamierzając dodać sił towarzyszom: jeśli mieli ich chronić zaklęciem patronusa, a ta potrzeba nie zniknie, musieli potrafić to zrobić. Nie oglądał się za siebie, nie zatrzymywał ministra - podążał za nim.
Cela numer trzy, powtarzał minister, jeśli naprawdę miał zamiar ich do niej zaprowadzić, prawdopodobnie czekała ich długa przeprawa - tuż obok znajdowała się cela 340. Prawdopodobnie: trzy piętra różnicy. A może na samym tym piętrze było więcej niż sto cel? Numeracja uprawdopodabniała ich domysły, trójka mogła być albo jedną z pierwszych cel albo jedną z ostatnich. Czy jednak mogli zaufać trzęsącemu się ze strachu Tuftowi, który lepiej radzi sobie jako gęś niż jako minister? Znajdował się pod zaklęciem imperiusa, to jednak nie przymuszało go do mówienia prawdy: a wszystko, o co pytali, pozostawało ministerialną tajemnicą. Mógł mieć jedynie nadzieję, że Tuft był na tyle rozsądny, by zdawać sobie sprawę z tego, jak bolesne będą dla niego ewentualne konsekwencje. Czy na rozsądnego wyglądał? Ani trochę.
- Bagman jest w celi numer trzy? Gdzie to jest? - drążył więc temat, nie przestając biegnąć za Tuftem - kątem oka dostrzegając wywołane przez Mulcibera zaklęcie - domniemywał, że będzie ono wystarczająco silne, by odstraszyć pogoń. We mgle nic nie było, za mgłą czaili się dementorzy - tak mówił Tuft - nie musieli więc szukać drogi przemknięcia pomiędzy nimi. - Patronus, jeszcze raz, rzuć go za siebie - zwrócił się ponownie do Tufta, bo jeżeli bariera nie zatrzyma stworów, potrzebowali innych strażników. Można było próbować zawalić ten tunel - ale to prawdopodobnie utrudni życie wyłącznie nim. Dementorów nie byli w stanie zabić w ten sposób.
Porzucił różdżkę strażnika, zostawiając ją w kieszeni szaty - wyraźnie była felerna, a światło na różdżce Ramseya wciąż się tliło - zamiast niej uchwyciwszy własną, w duchu mając nadzieję, że w oddaleniu od mgły magia usłucha go bardziej:
- Magicus extremos - wyinkantował ostrożnie, zamierzając dodać sił towarzyszom: jeśli mieli ich chronić zaklęciem patronusa, a ta potrzeba nie zniknie, musieli potrafić to zrobić. Nie oglądał się za siebie, nie zatrzymywał ministra - podążał za nim.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 56
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 56
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Nie wierzył w swoje umiejętności. Nie teraz, kiedy dementorzy oraz czarnomagiczna anomalia wysysała z niego wszelkie nadzieje na sukces. Z wielką obawą obserwował tor własnego zaklęcia. Obawiał się, że po raz kolejny okaże się ono fiaskiem, nawet jeśli było tym najprostszym jakie mógł sobie w danej chwili wyobrazić. Cadan nie przestawał jednak biec jak najdalej od zbliżającej się do nich wszystkich mgły, gotowej zmrozić nawet serca najmocniej skute lodem. Odetchnąłby nawet z ulgą, że udało mu się nie wywołać tym razem żadnych skutków ubocznych, lecz zajęty był ucieczką. Musiał nie tylko biec co tchu w kierunku, gdzie prawdopodobnie znajdowała się rzeczona cela numer trzy. Musiał również uważać gdzie biegł, patrzeć pod nogi, rozglądać się na tyle, na ile był w stanie. Serce przyspieszyło tempa, ręce zaczęły się pocić, lecz Goyle trzymał kurczowo różdżkę w kieszeni. Postanowił nie ryzykować kolejnym użyciem magii, wierzył, że patronusy wyczarowane przez Tufta i Selwyna poradzą sobie z nadciągającymi dementorami. Wierzył w to, musiał. On chyba nie był zdolny do kolejnego odtwarzania szczęśliwych wspomnień. Zewsząd atakował go niepokój, obawa, strach, przygnębienie. Nigdy się stąd nie wydostaną, umrą lub zostaną wtrąceni do celi Azkabanu, gdzie będzie ich czekał pocałunek dementora. Nic więcej ich nie czekało. Jednakże instynkt samozachowawczy nadal kazał mu biec wraz z resztą, chociażby wszystko miało zaraz runąć. Co sądząc po okazjonalnych wstrząsach nie było wcale takie niemożliwe.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Rozpaczliwy i szybki bieg przez długi korytarz Azkabanu był wycieńczający. Szczególnie dla Ministra i Ramseya, którzy nie przywykli do bardzo intensywnych wysiłków. Minister zwalniał, coraz głośniej łapał oddech.
- Tak Bagman. Cela trzy. Piętro minus siedem, jeśli miejsce docelowe przyjmiemy za zerowe - mamrotał regułkę jakby z pamięci, łapiąc przy tym ciężko oddech, stając wreszcie w miejscu i opierając dłonie na kolanach.
- Jakie to piętro? - Zapytał głosem, który za chwilę zamienić miał się w ciche łkanie. - Nie wiem, gdzie jesteśmy, znam tylko numery cel obok trójki, a nie całego Azkabanu - płacząc już odpowiadał na pytania Tristana. Zgodnie z poleceniem rzucił patronusa, ten jednak zajarzył się nieznacznie i zgasł. Wraz ze zniknięciem świetlistej pszczoły w powietrzu zrobiło się znacznie zimniej. Wasze zęby zaczęły niekontrolowanie obijać się o siebie, a korytarz, nawet pomimo rozświetlających go lumosów, znikł na chwilę w całkowitej ciemności. dy ta rozstąpiła mogliście zobaczyć dementorów zatrzymujących się przed niewidzialną barierą wyczarowaną przez Ramseya to i agonalny jęk w jednej z pobliskich cel jedynie świadczyło to tym, że zaklęcie Mulcibera się powiodło. Wasze ręce trzęsły się zupełnie niezależnie od waszej woli. Podobny krzyk poniósł się korytarzem, gdy Tristan rzucił swoje zaklęcie. Pomimo nagłego zimna wszyscy odczuli zastrzyk energii płynący z zaklęcia Rosiera. Zgodnie z poleceniem, Alexander rzucił zaklęcie patronusa. Kruk pojawił się nad wami, a następnie pękł i opadł gradem błękitnych iskierek, które opadły na was i wnikając w skostniałą skórę napawały was mimo wszystko nadzieją na powodzenie, na chwilę odsuwając czarne myśli wywołane przez dementorów. Cadan biegł, skupiony na ucieczce nie miał jak przyczynić się do powstrzymania dementorów albo znalezienia celi, o której mówił minister.
Protego kletva powstrzymało dementorów. Nie widzieliście, gdzie dokładnie powstała bariera, nie wiedzieliście też, ile się utrzyma. Widzieliście za to jasno, że nie powstrzymywała mgły, która zbliżała się do was coraz bardziej. A dementorzy zatrzymani czarnomagicznym zaklęciem zatrzymali się jakby ją obserwując. W gęstej bieli potrafiliście dostrzec jedynie ich ciemne sylwetki. Przed wami znalazła się ściana, ostry zakręt oznaczający ni mniej, ni więcej, że dobiegliście do końca korytarza. Dalej jednak nie mieliście pojęcia, gdzie jesteście. A Azkaban zatrząsł się ponownie. Wszyscy jednak utrzymaliście się na nogach.
soundtrack na dziś
| Na odpis macie 48h.
Wszystkie czynności wymagające użycia rąk: -5.
Magicus extremos +15 (Tristan) 1/3
Eliksir wielosokowy: 15/20; Alexander 14/20
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
- Tak Bagman. Cela trzy. Piętro minus siedem, jeśli miejsce docelowe przyjmiemy za zerowe - mamrotał regułkę jakby z pamięci, łapiąc przy tym ciężko oddech, stając wreszcie w miejscu i opierając dłonie na kolanach.
- Jakie to piętro? - Zapytał głosem, który za chwilę zamienić miał się w ciche łkanie. - Nie wiem, gdzie jesteśmy, znam tylko numery cel obok trójki, a nie całego Azkabanu - płacząc już odpowiadał na pytania Tristana. Zgodnie z poleceniem rzucił patronusa, ten jednak zajarzył się nieznacznie i zgasł. Wraz ze zniknięciem świetlistej pszczoły w powietrzu zrobiło się znacznie zimniej. Wasze zęby zaczęły niekontrolowanie obijać się o siebie, a korytarz, nawet pomimo rozświetlających go lumosów, znikł na chwilę w całkowitej ciemności. dy ta rozstąpiła mogliście zobaczyć dementorów zatrzymujących się przed niewidzialną barierą wyczarowaną przez Ramseya to i agonalny jęk w jednej z pobliskich cel jedynie świadczyło to tym, że zaklęcie Mulcibera się powiodło. Wasze ręce trzęsły się zupełnie niezależnie od waszej woli. Podobny krzyk poniósł się korytarzem, gdy Tristan rzucił swoje zaklęcie. Pomimo nagłego zimna wszyscy odczuli zastrzyk energii płynący z zaklęcia Rosiera. Zgodnie z poleceniem, Alexander rzucił zaklęcie patronusa. Kruk pojawił się nad wami, a następnie pękł i opadł gradem błękitnych iskierek, które opadły na was i wnikając w skostniałą skórę napawały was mimo wszystko nadzieją na powodzenie, na chwilę odsuwając czarne myśli wywołane przez dementorów. Cadan biegł, skupiony na ucieczce nie miał jak przyczynić się do powstrzymania dementorów albo znalezienia celi, o której mówił minister.
Protego kletva powstrzymało dementorów. Nie widzieliście, gdzie dokładnie powstała bariera, nie wiedzieliście też, ile się utrzyma. Widzieliście za to jasno, że nie powstrzymywała mgły, która zbliżała się do was coraz bardziej. A dementorzy zatrzymani czarnomagicznym zaklęciem zatrzymali się jakby ją obserwując. W gęstej bieli potrafiliście dostrzec jedynie ich ciemne sylwetki. Przed wami znalazła się ściana, ostry zakręt oznaczający ni mniej, ni więcej, że dobiegliście do końca korytarza. Dalej jednak nie mieliście pojęcia, gdzie jesteście. A Azkaban zatrząsł się ponownie. Wszyscy jednak utrzymaliście się na nogach.
soundtrack na dziś
| Na odpis macie 48h.
Wszystkie czynności wymagające użycia rąk: -5.
- Pula zdrowia:
- Tristan: 205/220 (tłuczone -15)
Ramsey: 171/211 -5 (oparzenia -5; zatrucie -20; tłuczone -15)
Alex: 190/215 -5 (oparzenia -10; tłuczone -15)
Cadan: 200/215 (tłuczone -15)
Minister: 195/220 -5 (tłuczone -15)
- Pula poczytalności:
- Tristan: 78/110
Ramsey: 79/105
Cadan: 73/105
Alex: 78/110
- Mapa:
Magicus extremos +15 (Tristan) 1/3
Eliksir wielosokowy: 15/20; Alexander 14/20
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
Siedem pięter niżej, tam, gdzie przechowywani są najgroźniejsi przestępcy: wiele wskazywało na to, że minister rzeczywiście wiedział - a jeśli nie wiedział, to przynajmniej zaprowadzi ich tam, gdzie powinien. Gorzej, że wyraźnie zaczynało się w jego głowie mieszać. Tak naprawdę wcale nie musieli wiedzieć, gdzie są - musieli tylko znaleźć schody i zejść nimi na sam dół. Wystarczyło im wiedzieć, że Azkaban miał siedem pięter.
- Musimy zejść niżej - oświadczył więc, bo jeżeli minister kiedykolwiek zszedł na najniższe piętro, jeśli znał na nie drogę, to powinien wiedzieć, którędy szło się w tamtą stronę. - Poszukać schodów - jak wygląda zejście? Gdzie mogą być? - Łzy Ministra jedynie podkreślały, jak bardzo ten człowiek nie był dobrym ministrem. Nie było mu go zal, był zły na czarodziejską socjetę, że ktokolwiek pozwolił mu objąć to stanowisko. Z przerażenie obserwował pękającego patronusa, Selwyna, oprzytomniwszy, po raz kolejny wydając ministrowi polecenie: - Patronus, we mgłę - rozkazał jeszcze przed zakrętem, samemu - usłyszawszy agonalny dźwięk więźnia - odwracając się w tył, mleczna mgła nie przestawała za nimi podążać - a to z niej mieli wyłonić się kolejni dementorowie. Musieli to zatrzymać. Azkaban drżał w posadach i choć wstrząs nie wytrącił ich z równowagi, to nie mógł oznaczać niczego dobrego - być może był efektem potężnej anomalii. Wciąż - mieli tylko domysły. Na krótko uchwycił spojrzenie Ramseya i Cadana, nim skierował kraniec różdżki w lewy korytarz, celując w boczną ścianę, między cele skryte we mgle, obok bariery, wypowiadając formułę zaklęcia:
- Bombarda maxima - chciał zniszczyć cele, mury między nimi, drzwi, cokolwiek trzymało ich w ryzach - wypuścić na wolność. Wierzył, że póki nie posiadali różdżek, nie stanowili dla nich większego zagrożenia, nawet, jeśli wszyscy dawno potracili rozum: zostało mu jedynie mieć nadzieję, mieli go wystarczająco wiele, by wciąż pozostać dla dementorów łakomym kąskiem. Te stworzenia były strażnikami więziennymi, ich obowiązkiem było zapanować nad uciekinierami. Otaczający ich przenikliwy głód był kolejnym zwiastunem nadejścia dementorów. Po wypowiedzeniu formuły zaklęcia, biegł dalej, za zakręt, mocno ścinając drogę - tylko nienaruszone mury mogły uchronić ich przed eksplozją, jeśli tej nie wchłonie wcześniej anomalia.
- Musimy zejść niżej - oświadczył więc, bo jeżeli minister kiedykolwiek zszedł na najniższe piętro, jeśli znał na nie drogę, to powinien wiedzieć, którędy szło się w tamtą stronę. - Poszukać schodów - jak wygląda zejście? Gdzie mogą być? - Łzy Ministra jedynie podkreślały, jak bardzo ten człowiek nie był dobrym ministrem. Nie było mu go zal, był zły na czarodziejską socjetę, że ktokolwiek pozwolił mu objąć to stanowisko. Z przerażenie obserwował pękającego patronusa, Selwyna, oprzytomniwszy, po raz kolejny wydając ministrowi polecenie: - Patronus, we mgłę - rozkazał jeszcze przed zakrętem, samemu - usłyszawszy agonalny dźwięk więźnia - odwracając się w tył, mleczna mgła nie przestawała za nimi podążać - a to z niej mieli wyłonić się kolejni dementorowie. Musieli to zatrzymać. Azkaban drżał w posadach i choć wstrząs nie wytrącił ich z równowagi, to nie mógł oznaczać niczego dobrego - być może był efektem potężnej anomalii. Wciąż - mieli tylko domysły. Na krótko uchwycił spojrzenie Ramseya i Cadana, nim skierował kraniec różdżki w lewy korytarz, celując w boczną ścianę, między cele skryte we mgle, obok bariery, wypowiadając formułę zaklęcia:
- Bombarda maxima - chciał zniszczyć cele, mury między nimi, drzwi, cokolwiek trzymało ich w ryzach - wypuścić na wolność. Wierzył, że póki nie posiadali różdżek, nie stanowili dla nich większego zagrożenia, nawet, jeśli wszyscy dawno potracili rozum: zostało mu jedynie mieć nadzieję, mieli go wystarczająco wiele, by wciąż pozostać dla dementorów łakomym kąskiem. Te stworzenia były strażnikami więziennymi, ich obowiązkiem było zapanować nad uciekinierami. Otaczający ich przenikliwy głód był kolejnym zwiastunem nadejścia dementorów. Po wypowiedzeniu formuły zaklęcia, biegł dalej, za zakręt, mocno ścinając drogę - tylko nienaruszone mury mogły uchronić ich przed eksplozją, jeśli tej nie wchłonie wcześniej anomalia.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
The member 'Tristan Rosier' has done the following action : Rzut kością
#1 'Azkaban' :
--------------------------------
#2 'k100' : 27
#1 'Azkaban' :
--------------------------------
#2 'k100' : 27
Nie mieli ani planu więzienia, ani nawet symbolicznej mapy, która w jakiś sposób pokierowałaby ich we właściwą stronę. Biegli przed siebie, jak się po chwili okazało, całkiem na oślep, licząc na to, że prędzej czy później trafia na wspomnianą przez Tufta celę numer trzy, w której znajdował się pierwszy ich cel. Zaklął pod nosem, starając się nie zostawać za bardzo w tyle. Nie był sportowcem, ani nawet biegaczem. Nie pamiętał, kiedy po raz ostatni biegł, biegł dokądkolwiek. Choć czas był dla niego cenny, nigdy nie próbował go zyskać w ten sposób, nigdy przed niczym nie uciekał. Azkaban, odkąd tylko się w nim znaleźli, skłaniał go do rzeczy, przemyśleń i odruchów, które były mu całkiem obce. Nie zastanawiał się jednak nad tym - targany obawami przed dementorami i niepewnoscią o powodzeniu ich misji działał instynktownie? Brak siły dawał mu się we znaki, męczył się szybko.
- Skąd wiesz, że niżej? Co jeśli znajdujemy się niżej niż powinniśmy? - poddał wątpliwościom propozycję Tristana, spoglądając na niego z tyłu. Niewiele wiedział o Azkabanie, nie potrafił sobie wyobrazić jak wielkie było to więzienie, na co mogli liczyć. - Tuft, byłeś tu. Schodząc siedem pięter niżej liczyłeś je na palcach, czy są jakieś cholerne oznaczenia?- spytał ministra, tylko pobieżnie rozglądając się po korytarzu, którym biegli. - Bombarda maxima- krzyknął, idąc śladami Tristana, tuż przed zakrętem obracając się w bok i celując w cele znajdujące się na przeciwnej ścianie, by wysadzić mur, by uwolnić więźniów, którymi zajmą się dementorzy. Skoro już ściągnęli na siebie ich uwagę, nie było mowy o cichym przemknięciu tuż pod ich nosami. Musieli działać szybko, szybciej niż do tej pory. Wybuchający patronus Alexandra nie był dobrą wróżbą, ale nie mogli zostać bez potencjalnej ohrony.- Selwyn, patronus!- przypomniał mu, skręcając za wszystkimi w lewo. Ostry zakręt, gwałtowna zmiana kierunku. - Trójkąt, pomieszczenie o podstawie trójkąta - mruknął do siebie, próbując przypomnieć sobie obraz z ujrzanej przed spotkaniem Śmierciożerców wizji. Było zimno, czuł to na całym ciele, zęby dzwoniły o siebie, a ręce drżały.
- Skąd wiesz, że niżej? Co jeśli znajdujemy się niżej niż powinniśmy? - poddał wątpliwościom propozycję Tristana, spoglądając na niego z tyłu. Niewiele wiedział o Azkabanie, nie potrafił sobie wyobrazić jak wielkie było to więzienie, na co mogli liczyć. - Tuft, byłeś tu. Schodząc siedem pięter niżej liczyłeś je na palcach, czy są jakieś cholerne oznaczenia?- spytał ministra, tylko pobieżnie rozglądając się po korytarzu, którym biegli. - Bombarda maxima- krzyknął, idąc śladami Tristana, tuż przed zakrętem obracając się w bok i celując w cele znajdujące się na przeciwnej ścianie, by wysadzić mur, by uwolnić więźniów, którymi zajmą się dementorzy. Skoro już ściągnęli na siebie ich uwagę, nie było mowy o cichym przemknięciu tuż pod ich nosami. Musieli działać szybko, szybciej niż do tej pory. Wybuchający patronus Alexandra nie był dobrą wróżbą, ale nie mogli zostać bez potencjalnej ohrony.- Selwyn, patronus!- przypomniał mu, skręcając za wszystkimi w lewo. Ostry zakręt, gwałtowna zmiana kierunku. - Trójkąt, pomieszczenie o podstawie trójkąta - mruknął do siebie, próbując przypomnieć sobie obraz z ujrzanej przed spotkaniem Śmierciożerców wizji. Było zimno, czuł to na całym ciele, zęby dzwoniły o siebie, a ręce drżały.
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
The member 'Ramsey Mulciber' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 57
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Było coraz zimniej, niewidzialne kropelki chłodu przenikały przez ubrania oraz skórę na wskroś, powodując kolejne drgania mięśni. Ręce mimowolnie zaczęły się trząść, dość znacząco utrudniając trzymanie różdżki. Cadan ściskał ją mocno kiedy biegł, uważając mimo wszystko pod nogi. Nie rozglądał się naiwnie sądząc, że korytarz sam ich poprowadzi. Nie mylił się aż tak bardzo, ponieważ ten rzeczywiście rozpoczął dość ostry skręt, na którym wypadało się wyrobić. Słyszał dyszenie Ministra, rozmowy Rosiera i Mulcibera. Pogłębiły one niepokój mężczyzny. Minus siódme piętro nie zwiastowało przyjemnej podróży, jednakże w ogóle wdarcie się do Azkabanu samo w sobie miłą podróżą nie było. Skoro to ostatnie, najniższe piętro, to musieli kierować się w dół. Niby oczywiste, lecz jednocześnie zagadkowe. Goyle nie miał pojęcia gdzie znajdowały się schody, Tuft natomiast miał zaraz wyzionąć ducha i rozbeczeć się na środku korytarza. Blondyn w ciele Doyle aż zwolnił, z niedowierzaniem unosząc brwi. Owszem, jego także ogarniała niemoc, zwątpienie oraz przerażenie, lecz pomimo biustu nadal pozostawał mężczyzną. Tak sądził, bowiem wolał sobie nie rozkładać tego na czynniki pierwsze, żeby nie musieć oszaleć z rozpaczy.
Powietrze raz po raz przecinały agonalne jęki więźniów, zaś tajemnicza, wyjątkowo mroźna mgła zbliżała się do nich nieuchronnie. Zwolnił kroku, jednakże pozostając w ruchu. Nie chciał przecież żeby go dosięgnęła. Chwilę później usłyszał bombardy, poczuł trzęsienie podłogi oraz murów naprawdę sądząc, że lada moment wszystko się zawali i zginą wraz z najgorszymi zbrodniarzami tego przybytku. W myślach zaczął błagać o szybkie zakończenie działania eliksiru wielosokowego, pogrzebanie w ciele kobiety było naprawdę koszmarną wizją.
Te docierały doń coraz gorsze mary. Musiał się skoncentrować na szczęściu, zadowoleniu, na Hjallu, który pomógł mu przedtem. Gdzieś w środku Cadana szalało szepcąc mu, że to się nigdy nie uda, że skazani są na porażkę, że szczęśliwych chwil w jego życiu nigdy nie było i nie będzie, lecz starał się przezwyciężyć obezwładniającą słabość. Musiał przynajmniej spróbować, zmusić się do odgrzebania niewielkiej liczby przyjemnych wspomnień.
- Expecto Patronum - zażądał od swojej różdżki, kiedy obrócił się lekko i skierowawszy jej koniec na doganiającą ich mgłę wypowiedział formułę zaklęcia. Mocno starał się skoncentrować na pisanej przez życie historii, prawdziwym zadowoleniu, kwintesencji życia, lecz przychodziło mu to z coraz większym trudem. Tkwienie w więzieniu oraz dementorzy skutecznie wysysali z niego wszystko, co dobre. A jednak nikła nadzieja na wyczarowanie kormorana jeszcze się tliła w klatce piersiowej.
Powietrze raz po raz przecinały agonalne jęki więźniów, zaś tajemnicza, wyjątkowo mroźna mgła zbliżała się do nich nieuchronnie. Zwolnił kroku, jednakże pozostając w ruchu. Nie chciał przecież żeby go dosięgnęła. Chwilę później usłyszał bombardy, poczuł trzęsienie podłogi oraz murów naprawdę sądząc, że lada moment wszystko się zawali i zginą wraz z najgorszymi zbrodniarzami tego przybytku. W myślach zaczął błagać o szybkie zakończenie działania eliksiru wielosokowego, pogrzebanie w ciele kobiety było naprawdę koszmarną wizją.
Te docierały doń coraz gorsze mary. Musiał się skoncentrować na szczęściu, zadowoleniu, na Hjallu, który pomógł mu przedtem. Gdzieś w środku Cadana szalało szepcąc mu, że to się nigdy nie uda, że skazani są na porażkę, że szczęśliwych chwil w jego życiu nigdy nie było i nie będzie, lecz starał się przezwyciężyć obezwładniającą słabość. Musiał przynajmniej spróbować, zmusić się do odgrzebania niewielkiej liczby przyjemnych wspomnień.
- Expecto Patronum - zażądał od swojej różdżki, kiedy obrócił się lekko i skierowawszy jej koniec na doganiającą ich mgłę wypowiedział formułę zaklęcia. Mocno starał się skoncentrować na pisanej przez życie historii, prawdziwym zadowoleniu, kwintesencji życia, lecz przychodziło mu to z coraz większym trudem. Tkwienie w więzieniu oraz dementorzy skutecznie wysysali z niego wszystko, co dobre. A jednak nikła nadzieja na wyczarowanie kormorana jeszcze się tliła w klatce piersiowej.
make you believe you're bigger than life
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
no one cares if you'll live or die
larynx depopulo
and I know you're not my friend
Cadan Goyle
Zawód : zaklinacz przedmiotów, poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
waiting for the moment to strike
to take possession
to take your h e a r t
to take possession
to take your h e a r t
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Cadan Goyle' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
#1 'k100' : 48
--------------------------------
#2 'Azkaban' :
Zaklęcie Tristana sprawiło jedynie, że ze ściany, w którą mierzył obsypał się kurz, którego nawet nie byliście w stanie dostrzec. Za to minister posłusznie rzucił swoje zaklęcie. To jednak zamiast stworzyć znajomą pszczołę tuż przed mgłą, sprawiło, że błękitne światło uniosło się nad wasze głowy oświetlając na chwilę korytarz, pozwalając wam zobaczyć, że dementorzy właśnie wynurzali się zza rogu. Bariera najwyraźniej nie potrafiła utrzymać ich zbyt długo. Mgła gęstniała, zbliżała się do was coraz bardziej. Wtedy światło wybuchło i opadło w deszczu jasnych iskier, które wnikały w was ponownie napełniając was nadzieją i pozytywną energią.
- Nie ma oznaczeń, znam drogę do celi numer trzy, ale nie wiem, gdzie jesteśmy, byłem tam dwa razy w życiu - Minister wyraźnie zebrał się w sobie, napełniony nowymi siłami zdawał się panować nad strachem nieco lepiej, choć wciąż ręce trzęsły mu się z przerażenia. - Te wszystkie korytarze są podobne, ten wygląda tak jak ten z celą, ale one wszystkie są takie same - rozejrzał się dookoła i wskazał jedną z cel. - Ta ma numer 1459, cela 3 jest naprzeciw takiej bez numeru, pomiędzy 21 i 222, nie wiem, może być wszędzie, schody powinny być przed nami w tym korytarzu albo następnym, nie mam pojęcia.
Minister musiał zatrzymać się ponownie tuż za rogiem. Tracił siły nieprzyzwyczajony do długodystansowych biegów, łapał ciężko powietrze, chociażby próbował biec, bardziej powłóczył już nogami. W niewiele lepszej kondycji był Ramsey, któremu także nie powiódł się czar. Ściana jakby lekko pękła, ale poza tym nie stało się nic. Na szczęście udał się patronus Alexandra, który jednak osamotniony nie radził sobie z nacierającą mgłą i dementorami. Blakł niezwykle szybko jakby pochłaniany przez ponurą aurę Azkabanu. W momencie, w którym Selwyn rzucił zaklęcie, odczuł nagłą słabość, Mulciber zaś poczuł zastrzyk sił nieco rekompensujący zmęczenie biegiem. Niestety, patronus Cadana udał się tylko prawie. Z różdżki Goyle'a wyleciały strzępki jasnej mgły, ale rozmyły się zanim zdążyły uformować się w postać kormorana. Dzięki obwiązaniu biustu koszulą, piersi nie majtały się mu w trakcie biegu aż tak i choć prowizoryczny biustonosz nieco się obsunął, wciąż całkiem nieźle spełniał swoją rolę minimalizując dyskomofort nieprzyzwyczajonego do kobiecego ciała marynarza.
| Na odpis macie 48h.
Magicus extremos +15 (Tristan) 2/3
Eliksir wielosokowy: 16/20; Alexander 15/20
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
- Nie ma oznaczeń, znam drogę do celi numer trzy, ale nie wiem, gdzie jesteśmy, byłem tam dwa razy w życiu - Minister wyraźnie zebrał się w sobie, napełniony nowymi siłami zdawał się panować nad strachem nieco lepiej, choć wciąż ręce trzęsły mu się z przerażenia. - Te wszystkie korytarze są podobne, ten wygląda tak jak ten z celą, ale one wszystkie są takie same - rozejrzał się dookoła i wskazał jedną z cel. - Ta ma numer 1459, cela 3 jest naprzeciw takiej bez numeru, pomiędzy 21 i 222, nie wiem, może być wszędzie, schody powinny być przed nami w tym korytarzu albo następnym, nie mam pojęcia.
Minister musiał zatrzymać się ponownie tuż za rogiem. Tracił siły nieprzyzwyczajony do długodystansowych biegów, łapał ciężko powietrze, chociażby próbował biec, bardziej powłóczył już nogami. W niewiele lepszej kondycji był Ramsey, któremu także nie powiódł się czar. Ściana jakby lekko pękła, ale poza tym nie stało się nic. Na szczęście udał się patronus Alexandra, który jednak osamotniony nie radził sobie z nacierającą mgłą i dementorami. Blakł niezwykle szybko jakby pochłaniany przez ponurą aurę Azkabanu. W momencie, w którym Selwyn rzucił zaklęcie, odczuł nagłą słabość, Mulciber zaś poczuł zastrzyk sił nieco rekompensujący zmęczenie biegiem. Niestety, patronus Cadana udał się tylko prawie. Z różdżki Goyle'a wyleciały strzępki jasnej mgły, ale rozmyły się zanim zdążyły uformować się w postać kormorana. Dzięki obwiązaniu biustu koszulą, piersi nie majtały się mu w trakcie biegu aż tak i choć prowizoryczny biustonosz nieco się obsunął, wciąż całkiem nieźle spełniał swoją rolę minimalizując dyskomofort nieprzyzwyczajonego do kobiecego ciała marynarza.
| Na odpis macie 48h.
- Pula zdrowia:
- Tristan: 205/220 kara: 0
(tłuczone -15)
Ramsey: 181/211 kara: -5
(oparzenia -5; zatrucie -20; tłuczone -15; wzmocnienie +10)
Alex: 180/215 kara: -5
(oparzenia -10; tłuczone -15; osłabienie -10)
Cadan: 200/215 kara: 0
(tłuczone -15)
Minister: 195/220 kara: -5
(tłuczone -15)
- Pula poczytalności:
- Tristan: 93/110
Ramsey: 94/105
Cadan: 88/105
Alex: 93/110
- Mapa:
Magicus extremos +15 (Tristan) 2/3
Eliksir wielosokowy: 16/20; Alexander 15/20
Zasady zaklęć w Azkabanie i naliczania punktów poczytalności znajdują się w pierwszym poście.
Skrzywił się nieznacznie, drobny kurz, jaki został strzepnięty z muru, bynajmniej nie mógł zapewnić mu powodzenia. Bombarda pozostała nieskuteczna, a patronus wywołany przez czarodziejów, choć dodawał sił, to nie pozwalał na zatrzymanie podążających za nimi istot. Kręcili się w kółko, bezsensownie gnali przed siebie, nie mając na tę podróż żadnego planu - improwizacja na dłuższą metę nie zadziałała. Ministerstwo prędzej czy później ogarnie rozgardiasz wywołany pożogą i przyśle do nich swoje posiłku, jeśli rycerze zablokują drogę teleportacyjną - to zrobią to w inny sposób. Nie przejdą całego pieprzonego Azkabanu w jeden dzień - a musieli wyciągnąć stąd Burke'a i Bagmana.
- Pinkstone mówił... - zaczął odpowiadać Mulciberowi, zanim się zreflektował, wątpliwość przyjaciela wzbudziła jego podejrzliwość - przywołał ku sobie jego słowa, nie mówił wcale, że pięter było siedem: tylko że siedem pięter poniżej mamki ministra siedział Bagman. - Nieważne - stwierdził z rezygnacją, więc nie mieli nawet tego. A jeśli wierzyć Tuftowi, numery cel znakował wyłącznie chaos - czyżby? I on i mężczyźni dokonujący ich odprawy, wyraźnie zaznaczali istnienie klucza, podług którego dementorzy układają więźniów. Dementorzy nie mieli zapewne bystrych umysłów, byli tylko istotami, brakowało im ludzkiej kreatywności, ale natura sama z siebie uwielbiała matematykę. Ten klucz musiał mieć sens: i jego rozpracowanie wydawało się w tym momencie ich jedyną nadzieją.
Optymistycznie zakładając, że nie pochłonie ich mgła. Bariera czarnomagicznej wersji protego zatrzymała dementorów na krótko, co więcej, nie odparła mlecznej mgły, z której wyłaniały się tej istoty. Musieli się jej pozbyć - a przeciwnikiem mgły był wiatr.
- Deprimo - wypowiedział więc formułę zaklęcia z zamiarem rozrzedzenia mglistej formy. - Punktem odniesienia do celi Bagmana jest twoja matka, trzymają ją siedem pięter wyżej - przypomniał ministrowi, wracając do słów, które sam przed momentem wywołał - gdzie znajduje się jej cela? Jakie ma numery? Potrzebujemy ich więcej, żeby rozwiązać ten klucz - poza nim tutaj nic nie ma - stwierdził w końcu, nie zatrzymując się - wciąż biegł, po drodze przyglądając się oznakowaniom cel. - Patronus, jeszcze raz - zażądał od Tufta.
- Pinkstone mówił... - zaczął odpowiadać Mulciberowi, zanim się zreflektował, wątpliwość przyjaciela wzbudziła jego podejrzliwość - przywołał ku sobie jego słowa, nie mówił wcale, że pięter było siedem: tylko że siedem pięter poniżej mamki ministra siedział Bagman. - Nieważne - stwierdził z rezygnacją, więc nie mieli nawet tego. A jeśli wierzyć Tuftowi, numery cel znakował wyłącznie chaos - czyżby? I on i mężczyźni dokonujący ich odprawy, wyraźnie zaznaczali istnienie klucza, podług którego dementorzy układają więźniów. Dementorzy nie mieli zapewne bystrych umysłów, byli tylko istotami, brakowało im ludzkiej kreatywności, ale natura sama z siebie uwielbiała matematykę. Ten klucz musiał mieć sens: i jego rozpracowanie wydawało się w tym momencie ich jedyną nadzieją.
Optymistycznie zakładając, że nie pochłonie ich mgła. Bariera czarnomagicznej wersji protego zatrzymała dementorów na krótko, co więcej, nie odparła mlecznej mgły, z której wyłaniały się tej istoty. Musieli się jej pozbyć - a przeciwnikiem mgły był wiatr.
- Deprimo - wypowiedział więc formułę zaklęcia z zamiarem rozrzedzenia mglistej formy. - Punktem odniesienia do celi Bagmana jest twoja matka, trzymają ją siedem pięter wyżej - przypomniał ministrowi, wracając do słów, które sam przed momentem wywołał - gdzie znajduje się jej cela? Jakie ma numery? Potrzebujemy ich więcej, żeby rozwiązać ten klucz - poza nim tutaj nic nie ma - stwierdził w końcu, nie zatrzymując się - wciąż biegł, po drodze przyglądając się oznakowaniom cel. - Patronus, jeszcze raz - zażądał od Tufta.
the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Śmierciożercy
Oaza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda