Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Oaza
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oaza
Niedługo po przegnaniu z Azkabanu czarnoksięskiej mocy, na wyspie zaczęło budzić się życie. Drzewa wypuściły szybko, w kilka tygodni przypominając kilkunastoletnie olbrzymy, które rzucały cień na falujące w nadmorskiej wietrze wysokie trawy. Ogromna ilość białej magii wezbranej w tym miejscu zdawała się odżywiać rośliny, wspomagając ich rozrost. Właśnie między nimi wzniesiono pierwsze obozowisko gotowe na przyjęcie uchodźców pochodzących z niemagicznych rodzin, zmuszonych ukrywać się przed nienawistną władzą. Obozowisko nazwane zostało Oazą, przez wielu nazywanych Oazą Harolda lub Oazą Feniksa. Jeden z namiotów zajął zresztą sam Longbottom. Biała magia jest tu nie tylko wyczuwalna, ale i widoczna: jej moc krąży raz za czas pod postacią unoszących się w powietrzu bezpiecznych ciepłych ogników. Wydaje się, że naga ziemia na wyspie jest gorąca - dlatego nisko nad nią, poniżej kolan, na wilgotniejszych terenach wyspy unosi się gęsta mgła. Mówią, że za ten stan rzeczy odpowiadają ostatnie zdarzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Zaklęcie powiodło się, co nieco uspokoiło nerwy młodej Zakonniczki - Saxio nie należało do najprostszych inkantacji, dlatego z ulgą przyjęła sukces, tym razem bez żadnych pomyłek i przeszkód, tym razem nikt ani nic nie ucierpiało. Zdołała też dostrzec rozbłysk różdżki Jackie - nim ciemność nie spełzła na nich wszystkich, otulając nagle. Serce podskoczyło do gardła, palce próbowały powstrzymać czerń, zedrzeć z nóg, gdy wspinała się wyżej, lecz trud zdał się na nic - nie zdążyła złapać Emmy za dłoń ani zrobić nic więcej. Dziwny lot trwał chwilę, napełniając tylko wątpliwościami, podobnie jak nowe otoczenie, inne podłoże, zapach. Jedynie ciemność była ta sama. Spróbowała zedrzeć ją z siebie, odszukać pod palcami jakiejś płachty, otaczającej ciało - przez moment obawiała się nawet, że zostali zaatakowani przez śmierciotule, ale to nie było możliwe - tak przynajmniej sobie powtarzała, odczuwając strach przed tymi istotami. Słyszała resztę, odzywali się kolejno, próbowali używać zaklęć.
- Obecna - odezwała się na słowa Alexandra, zaraz marszcząc brwi na jego słowa o rysunkach. Znowu te rysunki. Mówili o nich przed przejściem, gdy witali się z Emmą - czy był to jakiś kolejny sekret Gwardii? Powinni zobaczyć je wszyscy, im więcej pracujących umysłów, tym większe szanse. - Może wpadliśmy w tę dziurę? - zapytała z powątpiewaniem - nie sądziła, by było to prawdopodobne. - Ile było rysunków? Co znajdowało się na innych? Miały kolejność? - trudno było mówić o łączeniu ich w całość, gdy nie miało się pojęcia o wszystkich.
- Emmo? Wiesz, gdzie jesteśmy? - zapytała dziewczynkę, niespecjalnie spodziewając się rozwiązania zagadki ani jakichkolwiek słów - dotychczas nie mówiła nic. Może tak miała, musieli to uszanować albo próbować do skutku. Potrzebowali jej zaufania, potrzebowali jej wskazówek i musieli postarać się ocalić ją z tego koszmaru. Powinni też pozbyć się ciemności - pomysły innych były dobre, ona sama postanowiła spróbować z czymś prostym, prawdopodobnie zbyt oczywistym. - Lumos Maxima - wypowiedziała nieśmiało, myśląc o rozgonieniu ciemności światłem. Jeszcze te dźwięki wokół. Czy dalej byli sami? Za dużo pytań kłębiło się w głowie.
- Obecna - odezwała się na słowa Alexandra, zaraz marszcząc brwi na jego słowa o rysunkach. Znowu te rysunki. Mówili o nich przed przejściem, gdy witali się z Emmą - czy był to jakiś kolejny sekret Gwardii? Powinni zobaczyć je wszyscy, im więcej pracujących umysłów, tym większe szanse. - Może wpadliśmy w tę dziurę? - zapytała z powątpiewaniem - nie sądziła, by było to prawdopodobne. - Ile było rysunków? Co znajdowało się na innych? Miały kolejność? - trudno było mówić o łączeniu ich w całość, gdy nie miało się pojęcia o wszystkich.
- Emmo? Wiesz, gdzie jesteśmy? - zapytała dziewczynkę, niespecjalnie spodziewając się rozwiązania zagadki ani jakichkolwiek słów - dotychczas nie mówiła nic. Może tak miała, musieli to uszanować albo próbować do skutku. Potrzebowali jej zaufania, potrzebowali jej wskazówek i musieli postarać się ocalić ją z tego koszmaru. Powinni też pozbyć się ciemności - pomysły innych były dobre, ona sama postanowiła spróbować z czymś prostym, prawdopodobnie zbyt oczywistym. - Lumos Maxima - wypowiedziała nieśmiało, myśląc o rozgonieniu ciemności światłem. Jeszcze te dźwięki wokół. Czy dalej byli sami? Za dużo pytań kłębiło się w głowie.
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 23
'k100' : 23
Odór śmierci był tu więcej niż obecny. Wrósł między kamienie, wdarł się we wszystkie wolne szczeliny, przykleił do ciężkiego powietrza, którym teraz wszyscy mogli oddychać – razem z małą dziewczynką, dzieckiem, które nigdy nie powinno postawić tu swojej małej stopy. Powiedzieli jednak A, musieli powiedzieć też i B – dokończyć zadanie zgodnie z wytycznymi profesor Bagshot. Nie była nigdy w Azkabanie, nie przeglądała jego planów, miała więc bardzo ograniczone spojrzenie na sytuację i ich aktualne położenie. Każdy krok wymagał nadmiernej czujności i otwartych oczu i uszu. Wydawało jej się, że uważała i spodziewała się niespodziewanego, kiedy w jednej chwili ciemność nabrała fizycznych cech i zaczęła oplatać ich ciała w mocnym uścisku. W pierwszym odruchu próbowała ją z siebie zedrzeć, zdrapać, żadne zaklęcie nie przyszło jej do głowy, a kiedy już o nim pomyślała – patronus, srebrny gronostaj rozdzierający mrok – było już za późno. Ciało spadło, ciągnięte naturalną siłą, płuca zamarły w oddechu, mięśnie zesztywniały, rozluźniając się, kiedy nagle złapała ich dziwna siła i zawiśli w niebycie.
By za chwilę spaść z łoskotem na ziemię. Skrzywiła się, czując, jak nieznana siła pełza po jej skórze jak wąż. Usłyszała głosy towarzyszy – padli ofiarą tego samego. Co to, do jasnej cholery, było? Nie uczyli ich na kursie rozpoznawania cienia atakującego swojego właściciela.
– Prócz tego, że znowu jakieś gówno się do mnie przyczepiło, nic mi nie jest. Z Emmą wszystko w porządku? – rzuciła do Bertiego. – Emma, jeżeli poczujesz się źle albo usłyszysz coś, czego nie usłyszymy my, powiedz nam – rzuciła do niej, prawdopodobnie w bardziej rozkazującym i władczym tonem, niż chciała. – I nie bój się, jesteśmy obok. Expecto patronum. – różdżkę trzymała mocno.
W ciemności, jaką „widziała”, łatwiej było przywołać wspomnienie ciepłych wieczorów przy ognisku, słuchając jednej z opowieści ojca – tych fascynujących, ze szczegółami, które poruszały najwrażliwsze struny wyobraźni. Łatwo było przywołać sobie obraz całej trójki w szczęściu.
| ST Expecto patronum = 35, zdolność Zakonu Feniksa
By za chwilę spaść z łoskotem na ziemię. Skrzywiła się, czując, jak nieznana siła pełza po jej skórze jak wąż. Usłyszała głosy towarzyszy – padli ofiarą tego samego. Co to, do jasnej cholery, było? Nie uczyli ich na kursie rozpoznawania cienia atakującego swojego właściciela.
– Prócz tego, że znowu jakieś gówno się do mnie przyczepiło, nic mi nie jest. Z Emmą wszystko w porządku? – rzuciła do Bertiego. – Emma, jeżeli poczujesz się źle albo usłyszysz coś, czego nie usłyszymy my, powiedz nam – rzuciła do niej, prawdopodobnie w bardziej rozkazującym i władczym tonem, niż chciała. – I nie bój się, jesteśmy obok. Expecto patronum. – różdżkę trzymała mocno.
W ciemności, jaką „widziała”, łatwiej było przywołać wspomnienie ciepłych wieczorów przy ognisku, słuchając jednej z opowieści ojca – tych fascynujących, ze szczegółami, które poruszały najwrażliwsze struny wyobraźni. Łatwo było przywołać sobie obraz całej trójki w szczęściu.
| ST Expecto patronum = 35, zdolność Zakonu Feniksa
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 70
'k100' : 70
Pomieszanie zmysłów, które nastąpiło chwile po błysku zaklęcia Alexandra, było niezbyt przyjemne w skutkach. Czułem wszystko - jakbym spadał, teleportował się i przechadzał przez park jednocześnie. I tonął. W gęstej, nieprzeniknionej ciemności, oblepiony smolistą mazią. Ale kiedy dotknąłem rękawów szaty, były tak samo czyste jak wcześniej.
- Słyszę was. Ale nie widzę. Nie widzę nic. - Przyznałem, gdy grunt pod nogami stał się trwały; spodziewałem się raczej upadku, tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Szybko wywnioskowałem, że wszyscy mieliśmy ten sam problem. Ogarnięci bezkresną czernią, zostaliśmy pozbawieni jednego ze zmysłów. Pomyślałem o rysunku Emmy, który profesor przekazała Benjaminowi, zanim jeszcze Alex słusznie powołał się na to, że dziewczynka mogła już wcześniej w jakiś sposób widzieć to miejsce.
- Veritas Claro - Wyinkantowałem, choć wiedziony doświadczeniami z anomaliami podskórnie przeczuwałem, że zaklęcie mogło okazać się bezużyteczne.
- Słyszę was. Ale nie widzę. Nie widzę nic. - Przyznałem, gdy grunt pod nogami stał się trwały; spodziewałem się raczej upadku, tymczasem nic takiego nie nastąpiło. Szybko wywnioskowałem, że wszyscy mieliśmy ten sam problem. Ogarnięci bezkresną czernią, zostaliśmy pozbawieni jednego ze zmysłów. Pomyślałem o rysunku Emmy, który profesor przekazała Benjaminowi, zanim jeszcze Alex słusznie powołał się na to, że dziewczynka mogła już wcześniej w jakiś sposób widzieć to miejsce.
- Veritas Claro - Wyinkantowałem, choć wiedziony doświadczeniami z anomaliami podskórnie przeczuwałem, że zaklęcie mogło okazać się bezużyteczne.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
The member 'Frederick Fox' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 98
'k100' : 98
Ciemność, wasza nowa towarzyszka otaczała was z każdej strony. Trudna do zrozumienia, znikąd nie padało światło, choćby lekkie pozwalające dostrzec krzywizny i odległości. Nie wiedzieliście, czy to wy straciliście jeden ze zmysłów, czy też świat pogrążył się w ponurym i zimnym, pachnącym zgnilizną i truskawkami mroku. Urok rzucony przez Alexandra nie przyniósł niczego tak samo jak bliźniacze zaklęcie Frederica. Miejsce w którym się znajdował nadal spowija czerń i nic ponad nią. Ten, za który chwycił się Benjamin był nieskuteczny. Na końcu różdżki Lucindy ledwie zamajaczyło błękitne światło, oświetlając jej twarz i pokazując jej położenie reszcie osób. Patronusowi do ukazania się zabrakło nie tylko mocy, ale i pozytywnej energii stworzonej ze wspomnienia, po które szlachcianka sięgała przywołując swojego opiekuna. Urok Bertiego był nieudany. Emma milczała zaciskając dłoń na ręce mężczyzny, nie odpowiedziała na żadne z pytań czy próśb, które padły w jej kierunku. Jedynie Bott był w stanie wyczuć jak jej rączka drży. Szum liści nasilił się, stał się jakby odrobinę głośniejszy, wiatr ciągle owijał się wokół was podnosząc ku górze włosy i szaty. Skrzypienie zdawało się dochodzić ze wszystkich stron, jakby poruszane podmuchami wiatru. Gronostaj wymknął się z różdżki należącej do Jackie oświetlając łuną światła sylwetki zakonników, które miała obok. Pomknął w kierunku różdżki Susanne na której końcu zajaśniało Lumos Maxima. Patronus Jackie owinął się wokół niej i podniósł kulę światła małym noskiem popychając ją ku górze. Wznosiły się razem, światło i podnoszący je patronus. Z każdą chwilą znajdowały się coraz wyżej, a was na nowo owijała ciemność. Aż w końcu gronostaj rozmył się, a światło zamigotało i pękło na cztery mniejsze wiązki. Które rozeszły się w cztery różne strony. Zdawały się przypominać spadające gwiazdy, w końcu całkowicie niknąc. I gdy myśleliście już, że nie wydarzy się nic więcej jasność zaczęła nacierać z czterech stron w których zniknęło światełko zalewając światłem wszystko wokół was, by za chwilę zgasnąć i odsłonić wam całość dziwacznego widoku pośród którego się znajdowaliście.
Pierwsze waszemu spojrzeniu ukazały się fioletowe wzniesienia, wysokie co najmniej na kilka metrów. Ich szczyty - a w niektórych przypadkach całość - porastały czarne jak smoła drzewa. Te poruszały się specyficznie. Każde wzniesienie miało swój rytm falowały to unosząc się, to opadając. Drzewa zaś przechylały i odchylały się w tę samą stronę w tym samym momencie. Podłoże na którym staliście było krwistoczerwonego koloru. Wasze buty zapadały się w nim, ale ono samo nie utrudniało poruszania się. Niebo, które znalazło się nad waszymi głowami znaczyło się kolorem ciemnej zieleni, przypominając mętną wodę z jeziora. Z niego zwisały liny w kolorze czerwieni, które kołysały się poruszane wiatrem roznoszącym zapach truskawek. Na ich końcach zawieszone były bezwładne kształty - większe i mniejsze - i podejrzewaliście, że to im zawdzięczacie zapach zgnilizny. Liny owijały się wokół brzuchów, czasem kostek. Reszta dyndała bezwładnie, bujając się rytmicznie na liniach, na których je zawieszono. Kilka metrów nad waszymi głowami. Najmocniej na horyzoncie odznaczała się jednak pokraczna budowla, całkowicie nie pasująca do nowego świata w którym się znajdowaliście. Trzy krzesła, ustawione jedno na drugim. Największe, znajdujące się na ziemi sięgało wysoko ku górze - wiedzieliście to już z daleka, nie byliście w stanie zobaczyć desek tworzących jego siedzisko. Spoglądaliście na nie od spodu, jakby skurczono was wszystkich wielokrotnie. Przy jednej z jego nóg dało się zauważyć schody prowadzące na górę. Emma trzymającą nadal rękę Bertiego na ich widok cofnęła się przerażona - a strach wymalował się na jej twarzy. Kręciła z przejęciem głową, próbując cofnąć się i wyrwać dłoń z uścisku Zakonnika.
Działające zaklęcia:
Magicus Extremos - rzucony przez Alexa +20 do rzutów dla wszystkich poza nim 2/3 tury
Na odpis czekam do: 22.04 do godziny 12:00 (nie w nocy, w południe) ze względu na święta <3
w Azkabanie nie rzucamy dodatkowymi kośćmi (Anomalie CZ) na rzucanie czarów (wyjątek stanowi CM), chyba że zostanie powiedziane inaczej
Bardzo mocno, gorąco i najpiękniej na świecie proszę o to, żeby postarać się o nie odpisywanie w ostatnim momencie. Pamiętajcie, że jest was siódemka, gdyby coś się działo, albo waliło i paliło dajcie też znać."
Pierwsze waszemu spojrzeniu ukazały się fioletowe wzniesienia, wysokie co najmniej na kilka metrów. Ich szczyty - a w niektórych przypadkach całość - porastały czarne jak smoła drzewa. Te poruszały się specyficznie. Każde wzniesienie miało swój rytm falowały to unosząc się, to opadając. Drzewa zaś przechylały i odchylały się w tę samą stronę w tym samym momencie. Podłoże na którym staliście było krwistoczerwonego koloru. Wasze buty zapadały się w nim, ale ono samo nie utrudniało poruszania się. Niebo, które znalazło się nad waszymi głowami znaczyło się kolorem ciemnej zieleni, przypominając mętną wodę z jeziora. Z niego zwisały liny w kolorze czerwieni, które kołysały się poruszane wiatrem roznoszącym zapach truskawek. Na ich końcach zawieszone były bezwładne kształty - większe i mniejsze - i podejrzewaliście, że to im zawdzięczacie zapach zgnilizny. Liny owijały się wokół brzuchów, czasem kostek. Reszta dyndała bezwładnie, bujając się rytmicznie na liniach, na których je zawieszono. Kilka metrów nad waszymi głowami. Najmocniej na horyzoncie odznaczała się jednak pokraczna budowla, całkowicie nie pasująca do nowego świata w którym się znajdowaliście. Trzy krzesła, ustawione jedno na drugim. Największe, znajdujące się na ziemi sięgało wysoko ku górze - wiedzieliście to już z daleka, nie byliście w stanie zobaczyć desek tworzących jego siedzisko. Spoglądaliście na nie od spodu, jakby skurczono was wszystkich wielokrotnie. Przy jednej z jego nóg dało się zauważyć schody prowadzące na górę. Emma trzymającą nadal rękę Bertiego na ich widok cofnęła się przerażona - a strach wymalował się na jej twarzy. Kręciła z przejęciem głową, próbując cofnąć się i wyrwać dłoń z uścisku Zakonnika.
- Mapa:
Widok z góry:
błękitne kształty to opisane niżej fioletowe wzgórza z drzewami
żółte gwiazdki to miejsca w których z nieba zwisają krwistoczerwone liny
Widok z boku:
pokazuje wysokość szarych krzeseł
błękitny prostokątk pokazuje mniej więcej obszar, jaki zajmujecie z rzutu z boku
Działające zaklęcia:
Magicus Extremos - rzucony przez Alexa +20 do rzutów dla wszystkich poza nim 2/3 tury
Na odpis czekam do: 22.04 do godziny 12:00 (nie w nocy, w południe) ze względu na święta <3
w Azkabanie nie rzucamy dodatkowymi kośćmi (Anomalie CZ) na rzucanie czarów (wyjątek stanowi CM), chyba że zostanie powiedziane inaczej
- Żywotność:
- Benjamin 355/370
Frederick 255/270
Alexander 220/220
Bertie 205/220
Lucinda 181/181 → 272/272
Jackie 211/211
Susanne 230/230
- Ekwipunek:
Ben: usterko dwukierunkowe (z Samuelem), - Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcje, stat. 20)
- Kameleon, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir kociego kroku, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
- przedmioty z bonusami, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 5), maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21), Eliksir garota (1 porcje, stat. 21), propeller żądlibąkowy x2; oprócz tego paczka papierosów, piersiówka Bez Dna
Frederick: Różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, bransoletka z włosem syreny (+3 do zwinności), fluoryt (+1 do OPCM)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 0)
- wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Wężowe usta (1 porcje, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10)
- Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Alexander: różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, czerwony kryształ, fluoryt, bransoleta z włosów syreny, tabliczka czekolady, butelka wody.
Torba z eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 0)
- eliksir kociego wzroku (2 porcje, stat. 23, moc = 104)
- eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 5)
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 5)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 23)
- złoty eliksir (3 porcje, stat. 23, moc = 108)
- eliksir niezłomności (3 porcje, stat. 23, moc = 106)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
- eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje, stat. 7)
- eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- eliksir wzmacniający krew (1 porcja, stat. 7)
Bertie: brosza z alabastrowym jednorożcem, propeller żądlibąkowy, czosnkowy amulet, wabik na wilkołaki, różdżka mugolskie bzdety: scyzoryk, zapalniczka, latarka,
eliksir niezłomności (stat. 0),
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30)
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30, moc +10)
eliksir ożywiający stat. 15
Lucinda: eliksir znieczulający od Asbjorna (1), eliksir wzmacniający krew. eliksir kociego kroku (1), eliksir niezłomności (1), antidotum podstawowe (1), różdżkę.
Jackie: różdżkę, 4 tabliczki czekolady, amulet z jeleniego poroża, maść z wodnej gwiazdy (stat. 15, 2 porcje), eliksir kociego kroku (stat. 15, 3 porcje), eliksir Garota (2 porcje, stat. 29), eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 0)
Susanne: miotła dobrej jakości(Frederica - w torbie) różdżka, fluoryt, koral zmiennokształtny, magiczna torba i w niej: miotła (zwykła) oraz miotła Foxa, zawinięty i zabezpieczony nóż (bez bonusów, nie ze sklepiku MG), lina, woda w szklanej butelce, siedem pustych fiolek, woreczek z ciasteczkami, tabliczka czekolady, notatnik, pióro oraz eliksiry:
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na odmrożenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Czyścioszek (1 porcja, stat. 5)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
- Złoty eliksir (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir Garota (1 porcja)
- Eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 35, moc +5)
- Antidotum podstawowe (stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir kociego kroku x1 (stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności x1 (stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku x1 (stat. 23, moc = 104)
- Eliksir byka (2 porcje, stat. 30, moc +10)
- Eliksir lodowego płaszcza (2 porcje, stat. 30)
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir volubilis (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 15)
- Eliksir ochrony (2 porcje, stat. 30)
- Tabela żywotności Lucindy:
Żywotność
Wartość żywotności postaci: 272żywotność zabronione kara wartość 81-90% brak -5 220 - 244 71-80% brak -10 193 - 219 61-70% brak -15 165 - 192 51-60% potężne ciosy w walce wręcz -20 138 - 164 41-50% silne ciosy w walce wręcz -30 111 - 137 31-40% kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz -40 84 - 110 21-30% uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 -50 57 - 83 ≤ 20% teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz -60 ≤ 56 10 PŻ Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). -70 1 - 10 0 Utrata przytomności
Bardzo mocno, gorąco i najpiękniej na świecie proszę o to, żeby postarać się o nie odpisywanie w ostatnim momencie. Pamiętajcie, że jest was siódemka, gdyby coś się działo, albo waliło i paliło dajcie też znać."
W pierwszej chwili nie stało się nic. Jego zaklęcie okazało się nieskuteczne, w ciemności dookoła zamigotało słabe światło, potem pojawiło się świetliste zwierzę. Czuł jak dłoń Emmy drży, odruchowo przesunął się do niej i dłonią z różdżką objął jej ramię łagodnie, patrząc jak zarówno światełko jak i zwierzę się unoszą.
Niespodziewanie jednak - ledwo delikatne światełka zniknęły, a zjawiła się jasność. Dziwna, pełna nienaturalnych kolorów rodem z dosłownie abstrakcyjnej bajki.
- Mówiłeś o krzesłach, Alex? - przemknęło mu przez myśl, gdy wpatrywał sięt się w o, co mieli przed sobą. Nie odzywał się jednak, wszyscy widzieli to samo, a mała ewidentnie była coraz mocniej wystraszona - ona była teraz priorytetem. Schodki jakby jasno sugerowały im gdzie powinni iść - o ile zamierzają robić to co nakazuje anomalia. Czy ta sama z siebie prowadziłaby ich w dobrą stronę? Choć z przerażenia Emmy można było wnioskować że ta strona jest słuszną, ze to tam dzieją się straszne rzeczy. Nie puścił ją, a przytrzymał także drugą ręką.
- Emma. Hej, spokojnie. - odezwał się w jej kierunku. - Wiem, że się boisz. Że działy się tu okropne rzeczy. Ale teraz jesteś z całą grupą ludzi którzy chcą ci pomóc i sprawić żeby żadne straszne rzeczy już się nie działy. Jeszcze tylko troszkę.
Trzymał ją na tyle mocno by nie mogła się wyrwać, choć bardzo starał się nie zadać jej bólu, jakkolwiek trudne by to nie było. Potrzebował wzbudzić jej zaufanie. Nie byli agresorami. Nie chcieli jej krzywdy i Bertie wiedział że nie tylko on zrobi na prawdę wiele by i ona wyszła z tego cała.
- Przy nas jesteś w tym miejscu najbezpieczniejsza. Pani Bagshot dobrała samych silnych czarodziejów. Alex lubi pomagać, zajmuje się leczeniem ludzi i gdyby cokolwiek cię zabolało, będzie mógł od razu to wyleczyć. Mnie leczył już nie raz z wielu rzeczy i możesz być pewna, że jest w tym świetny. - skinął głową w kierunku Farleya, uśmiechając się pod nosem. Wolał nie wspominać o doklejaniuMaxa nogi, nie był pewien czy taka informacja nie wystraszyłaby dziewczynki bardziej. Ograniczył się raczej do łagodniejszych sformułowań. - Lis łapie złych ludzi. Jest świetnym aurorem i potrafi się bronić jak nikt. Masz najlepszego obrońcę świata po swojej stronie. - dodał, wskazując na Foxa żeby dziewczynka wiedziała, o kim konkretnie mówi. - Patrz na Bena, widzisz jaki jest wielki i silny? Do tego świetnie czaruje. Nie wiem, ja tam się czuję przy nich bezpieczny. - spojrzał na nią. W sumie to nawet prawdę mówił, każdy z Gwardzistów był silnym czarodziejem.
Mówił łagodnie. Każdy z nich podał swoje imię, on chciał żeby mała faktycznie poczuła że może być przy nich bezpieczna. Niech wie, co właściwie robią i dlaczego są najlepszymi osobami które mogą jej w tej chwili pomóc. Niech poczuje, że przy nich jest dużo bardziej bezpieczna niż sama gdzieś daleko, gdzie chciałaby uciec.
- Jackie też jest aurorem. Nie z takimi problemami sobie już radziła. Razem z Sue przed chwilą rozgoniła tę ciemność, sama widziałaś, że obie wiedzą co robią, prawda? Świetnie sobie poradziły i zrobią to jeszcze nie raz. - spojrzał na dziewczyny które dobrały odpowiednie zaklęcia. Cóż - nieegoistyczne jak oni, którzy zdecydowali sie postarać o wzrok dla siebie. Może właśnie w tym była metoda? Rozgoniły mrok bez problemu. - Lucinda jest podróżniczką. Chodzi po miejscach, których nie zna. Ma dużo doświadczenia w takich wyprawach i do tego jest tu chyba najmądrzejsza. - zerknął na kobietę. Nie wiedział o niej za wiele, w sumie najmniej ze wszystkich chyba, jednak właśnie tak kojarzył ją ze spotkań Zakonu. A wyobrażał sobie że podróżnik jest kimś komu dziecko może zaufać w takiej wyprawie w obce, straszne miejsce.
- Ja za to się znam na zaklęciach. Kilka razy nawet zatrzymałem czas i jeśli będzie trzeba, zrobię to i kolejny raz żeby cię schować przed zagrożeniem. - zrobił to. Nie raz, nie dwa. Ten czar nadal nie był czymś prostym, jednak był osiągalny, a kiedy Bott myślał o sobie jako o przerażonym dzieciaku, był prawie pewien że obietnica zabrania go bezpiecznie z zagrożenia tą metodą mogłaby go uspokoić. - I obiecuję, że choćby nie wiem co, nie dam cię skrzywdzić. - spojrzał uważnie na dziewczynkę. - Zawsze postaram się ciebie zasłonić, dam z siebie wszystko.
Nie wiedział gdzie ją prowadzą i co ją czeka. Co czeka ich wszystkich, ale mówił prawdę, dziewczynka w tej chwili była ich priorytetem. Doprowadzenie jej w odpowiednie miejsce. A później zabranie do domu.
- Musimy pójść dalej i pewnie będzie strasznie. - Nie było sensu mówić, że nie. To byłoby zbyt oczywiste kłamstwo żeby mała mogła im jakkolwiek po nim zaufać. Taktyką Bertiego była w tej chwili szczerość, bo choć też bał się tego co będzie, ufał swoim towarzyszom i wierzył w ich i swoje zdolności. I wiedział, że wszyscy chcą skończyć ten anomaliowy koszmar. - Ale zrobimy wszystko żeby cię chronić. Przy nas jesteś dużo bardziej bezpieczna niż sama. Dasz nam szansę?
Trzymał ją, uważał. Wszystko wokół wyglądało przerażająco, dziwnie, obco, nienaturalnie. Nie zamierzał jej tu zgubić, nie zamierzał pozwolić jej uciec, bardzo chciał jednak by poszła z nimi z własnej woli.
- Poniosę cię, co ty na to? Tak będzie najbezpieczniej. - zaproponował zaraz, czekając z ruchem na jej zgodę, by bardziej jej nie nastraszyć.
retoryka na I
Niespodziewanie jednak - ledwo delikatne światełka zniknęły, a zjawiła się jasność. Dziwna, pełna nienaturalnych kolorów rodem z dosłownie abstrakcyjnej bajki.
- Mówiłeś o krzesłach, Alex? - przemknęło mu przez myśl, gdy wpatrywał sięt się w o, co mieli przed sobą. Nie odzywał się jednak, wszyscy widzieli to samo, a mała ewidentnie była coraz mocniej wystraszona - ona była teraz priorytetem. Schodki jakby jasno sugerowały im gdzie powinni iść - o ile zamierzają robić to co nakazuje anomalia. Czy ta sama z siebie prowadziłaby ich w dobrą stronę? Choć z przerażenia Emmy można było wnioskować że ta strona jest słuszną, ze to tam dzieją się straszne rzeczy. Nie puścił ją, a przytrzymał także drugą ręką.
- Emma. Hej, spokojnie. - odezwał się w jej kierunku. - Wiem, że się boisz. Że działy się tu okropne rzeczy. Ale teraz jesteś z całą grupą ludzi którzy chcą ci pomóc i sprawić żeby żadne straszne rzeczy już się nie działy. Jeszcze tylko troszkę.
Trzymał ją na tyle mocno by nie mogła się wyrwać, choć bardzo starał się nie zadać jej bólu, jakkolwiek trudne by to nie było. Potrzebował wzbudzić jej zaufanie. Nie byli agresorami. Nie chcieli jej krzywdy i Bertie wiedział że nie tylko on zrobi na prawdę wiele by i ona wyszła z tego cała.
- Przy nas jesteś w tym miejscu najbezpieczniejsza. Pani Bagshot dobrała samych silnych czarodziejów. Alex lubi pomagać, zajmuje się leczeniem ludzi i gdyby cokolwiek cię zabolało, będzie mógł od razu to wyleczyć. Mnie leczył już nie raz z wielu rzeczy i możesz być pewna, że jest w tym świetny. - skinął głową w kierunku Farleya, uśmiechając się pod nosem. Wolał nie wspominać o doklejaniu
Mówił łagodnie. Każdy z nich podał swoje imię, on chciał żeby mała faktycznie poczuła że może być przy nich bezpieczna. Niech wie, co właściwie robią i dlaczego są najlepszymi osobami które mogą jej w tej chwili pomóc. Niech poczuje, że przy nich jest dużo bardziej bezpieczna niż sama gdzieś daleko, gdzie chciałaby uciec.
- Jackie też jest aurorem. Nie z takimi problemami sobie już radziła. Razem z Sue przed chwilą rozgoniła tę ciemność, sama widziałaś, że obie wiedzą co robią, prawda? Świetnie sobie poradziły i zrobią to jeszcze nie raz. - spojrzał na dziewczyny które dobrały odpowiednie zaklęcia. Cóż - nieegoistyczne jak oni, którzy zdecydowali sie postarać o wzrok dla siebie. Może właśnie w tym była metoda? Rozgoniły mrok bez problemu. - Lucinda jest podróżniczką. Chodzi po miejscach, których nie zna. Ma dużo doświadczenia w takich wyprawach i do tego jest tu chyba najmądrzejsza. - zerknął na kobietę. Nie wiedział o niej za wiele, w sumie najmniej ze wszystkich chyba, jednak właśnie tak kojarzył ją ze spotkań Zakonu. A wyobrażał sobie że podróżnik jest kimś komu dziecko może zaufać w takiej wyprawie w obce, straszne miejsce.
- Ja za to się znam na zaklęciach. Kilka razy nawet zatrzymałem czas i jeśli będzie trzeba, zrobię to i kolejny raz żeby cię schować przed zagrożeniem. - zrobił to. Nie raz, nie dwa. Ten czar nadal nie był czymś prostym, jednak był osiągalny, a kiedy Bott myślał o sobie jako o przerażonym dzieciaku, był prawie pewien że obietnica zabrania go bezpiecznie z zagrożenia tą metodą mogłaby go uspokoić. - I obiecuję, że choćby nie wiem co, nie dam cię skrzywdzić. - spojrzał uważnie na dziewczynkę. - Zawsze postaram się ciebie zasłonić, dam z siebie wszystko.
Nie wiedział gdzie ją prowadzą i co ją czeka. Co czeka ich wszystkich, ale mówił prawdę, dziewczynka w tej chwili była ich priorytetem. Doprowadzenie jej w odpowiednie miejsce. A później zabranie do domu.
- Musimy pójść dalej i pewnie będzie strasznie. - Nie było sensu mówić, że nie. To byłoby zbyt oczywiste kłamstwo żeby mała mogła im jakkolwiek po nim zaufać. Taktyką Bertiego była w tej chwili szczerość, bo choć też bał się tego co będzie, ufał swoim towarzyszom i wierzył w ich i swoje zdolności. I wiedział, że wszyscy chcą skończyć ten anomaliowy koszmar. - Ale zrobimy wszystko żeby cię chronić. Przy nas jesteś dużo bardziej bezpieczna niż sama. Dasz nam szansę?
Trzymał ją, uważał. Wszystko wokół wyglądało przerażająco, dziwnie, obco, nienaturalnie. Nie zamierzał jej tu zgubić, nie zamierzał pozwolić jej uciec, bardzo chciał jednak by poszła z nimi z własnej woli.
- Poniosę cię, co ty na to? Tak będzie najbezpieczniej. - zaproponował zaraz, czekając z ruchem na jej zgodę, by bardziej jej nie nastraszyć.
retoryka na I
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Czerń wydawała się go pochłaniać, separować od innych, mącić w głowie, ale później - wokół coś usłyszał, zobaczył też lśniące gwiazdy, spadające na cztery strony świata. Wkrótce blask powrócil, obnażając przedziwne otoczenie. Grząskie podłoże, gęste powietrze, przesycone zapachem słodkim i zgniłym zarazem. Wright wypuścił z dziwnym pogłosem powietrze, rozglądając się dookoła. - Wszyscy cali? - spytał, musiał upewnić się, że ta niepokojąca maź nie zraniła współtowarzyszy szaleńczej podróży. Na pierwszy rzut oka nic takiego się nie stało, ale wolał się upewnić, zanim ruszą przed siebie w stronę...wielkich krzeseł? Od razu skojarzyły mu się z obrazkiem Emmy: sięgnął do kieszeni i wyjął pergaminy, przekazując je w bok, reszcie Zakonników, by każdy mógł zapoznać się z efektami wyobrażeń dziewczynki. - Znajdujemy się w jej koszmarze? - dodał trochę niedowierzająco, zbity z tropu, przenosząc spojrzenie na przedziwne, krwawe liany zwisające z nieboskłonu. Nie było chyba jednak innej rady, powinni ruszać do przodu jak najszybciej. Ben właśnie to zrobił, unosząc przed siebie różdżkę, zamierzając wykryć pułapki, które mogły przeszkodzić im w dotarciu do niepokojącej wieży. - Carpiene!
| dwie kratki do góry, celuję przed siebie
| dwie kratki do góry, celuję przed siebie
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 74
'k100' : 74
Rzucenie patronusa okazało się być dobrym pomysłem, ale Lucinda nie pomyślała o tym, że potrzebuje naprawdę dobrego wspomnienia by go do siebie przywołać. To była trudna magia, a w ostatnim czasie nie było zbyt wiele chwil, które zasługiwały na miano szczególnie szczęśliwych. Nawet jeśli coś sprawiało, że uśmiech pojawiał się na jej twarzy to bardzo szybko upadała na ziemię przygnieciona rzeczywistością. Na szczęście ów zaklęcie rzuciła także Jackie, której patronus pomógł im odgonić atakujące ich cienie. Kiedy tak się stało, a oni ujrzeli to co jeszcze chwile wcześniej było niedostępne dla ich oczu, Lucinda nie kryła zaskoczenia. Czy anomalie mogły wpływać aż w tak dużym stopniu na miejsca? Gdzie właściwie się znajdowali i co to wszystko mogło oznaczać. Wiedziała, że zastanawianie się teraz nad tym niewiele im da, ale jednak ciekawość wygrywała powodując, że jeszcze bardziej chciała poznać to przerażające miejsce.
Widząc jak Emma cofa się o krok w przerażeniu chciała ją przytrzymać, ale wiedziała, że to nie będzie dobry ruch. Nawet ktoś z tak małą wiedzą dotyczącą dzieci wiedział, że zamykanie dziewczynce drogę ucieczki było ograniczeniem, które mogło wpłynąć bezpowrotnie na zaufanie. Bertie jednak w dość umiejętny sposób zaczął dziewczynkę uspokajać. Podziwiała to z jaką łatwością przychodzi mu rozmowa z dziećmi. A jego słowa na pewno pozwoliły Emmie nabrać przekonania, że może im ufać i zrobią wszystko by o jej bezpieczeństwo zadbać. Lucinda sama nie pozwoliłaby by dziewczynce cokolwiek złego się przydarzyło. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie na słowa Botta chociaż za najmądrzejszą wcale się nie uważała.
- Nie wydaje mi się, żeby to był jej koszmar – zaczęła spoglądając na dziewczynkę by zaraz skupić się na jednym z obrazków namalowanych przez Emmę. - Musiała już to widzieć – dodała. Obrazek, który trzymała w ręku prezentował prawdopodobnie kobiecą szyję, na której znajdował się złoty naszyjnik z różnymi klejnotami. Każdy klejnot miał przyporządkowaną odpowiednią runę i właśnie na tym blondynka się skupiła. - To gebo, algiz, raido, wunjo, ehwaz i ansuz. Znam ich znaczenie, ale nie do końca rozumiem to zestawienie tym bardziej, że wydaje mi się iż nie wszystkie klejnoty pasują do przedstawionych im run. Skąd coś takiego w ogóle wzięło się w głowie małej dziewczynki? - była zaskoczona tymi runami. Nie spodziewała się zobaczyć czegoś takiego na rysunkach Emmy. Zaczęła się nad tym zastanawiać analizując dokładnie ułożenie run. Może potrzebowała czegoś jeszcze by to zrozumieć?
Kiedy Ben ruszył do przodu, Lucinda obejrzała się za siebie i widząc okazje do przejścia bez wpadnięcia na wisielców zrobiła krok do przodu. Najwyżej zawróci. - Może tu?- zapytała spoglądając na resztę.
rzut na starożytne runy - III poziom
+ jedno pole tak jak na rysunku o tutaj
Widząc jak Emma cofa się o krok w przerażeniu chciała ją przytrzymać, ale wiedziała, że to nie będzie dobry ruch. Nawet ktoś z tak małą wiedzą dotyczącą dzieci wiedział, że zamykanie dziewczynce drogę ucieczki było ograniczeniem, które mogło wpłynąć bezpowrotnie na zaufanie. Bertie jednak w dość umiejętny sposób zaczął dziewczynkę uspokajać. Podziwiała to z jaką łatwością przychodzi mu rozmowa z dziećmi. A jego słowa na pewno pozwoliły Emmie nabrać przekonania, że może im ufać i zrobią wszystko by o jej bezpieczeństwo zadbać. Lucinda sama nie pozwoliłaby by dziewczynce cokolwiek złego się przydarzyło. Blondynka uśmiechnęła się delikatnie na słowa Botta chociaż za najmądrzejszą wcale się nie uważała.
- Nie wydaje mi się, żeby to był jej koszmar – zaczęła spoglądając na dziewczynkę by zaraz skupić się na jednym z obrazków namalowanych przez Emmę. - Musiała już to widzieć – dodała. Obrazek, który trzymała w ręku prezentował prawdopodobnie kobiecą szyję, na której znajdował się złoty naszyjnik z różnymi klejnotami. Każdy klejnot miał przyporządkowaną odpowiednią runę i właśnie na tym blondynka się skupiła. - To gebo, algiz, raido, wunjo, ehwaz i ansuz. Znam ich znaczenie, ale nie do końca rozumiem to zestawienie tym bardziej, że wydaje mi się iż nie wszystkie klejnoty pasują do przedstawionych im run. Skąd coś takiego w ogóle wzięło się w głowie małej dziewczynki? - była zaskoczona tymi runami. Nie spodziewała się zobaczyć czegoś takiego na rysunkach Emmy. Zaczęła się nad tym zastanawiać analizując dokładnie ułożenie run. Może potrzebowała czegoś jeszcze by to zrozumieć?
Kiedy Ben ruszył do przodu, Lucinda obejrzała się za siebie i widząc okazje do przejścia bez wpadnięcia na wisielców zrobiła krok do przodu. Najwyżej zawróci. - Może tu?- zapytała spoglądając na resztę.
rzut na starożytne runy - III poziom
+ jedno pole tak jak na rysunku o tutaj
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 76
'k100' : 76
Rozbłyski delikatnie przedarły się przez kurtynę ciemności, racząc szczyptą nadziei na rozgonienie czerni - zwłaszcza patronus Jackie rzucił na sytuację więcej światła, zgrabnie zabierając kulę z różdżki panny Lovegood. Spojrzenie podążyło za gronostajem, który zdawał się wiedzieć, co trzeba zrobić - w przeciwieństwie do białowłosej, moment wcześniej używającej zaklęcia bez konkretnego planu. Odsłonięty przed jasnymi oczyma krajobraz okazał się... przytłaczający. Pod stopami rozlewała się czerwień, nad głowami lewitowały upiorne wisielce, po bokach wznosiły się fioletowe wzgórza, falujące w sposób skrajnie nienaturalny, zbyt zsynchronizowany - zwłaszcza te drzewa. Palce zacisnęły się mocniej na różdżce, gdy obserwowała krzesła i zerkała na spanikowaną Emmę - niezależnie od tego, jak bardzo Susanne potrafiła być oderwana od codzienności, ta kraina wymykała się realizmowi - nawet w jej pokręconym pojęciu rzeczywistości.
Przysłuchiwała się słowom Bertiego, nie mogąc mimo wszystko przywołać na twarz uśmiechu - nie kiedy wzrokiem błądziła po czerwonych linach, już czując, że będą im ogromną przeszkodą. - Jackie - powiedziała cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę Zakonniczki, stojącej nieopodal. Uniosła różdżkę i kiwnęła głową, dając znak, że wymierzy w aurorkę zaklęcie. Póki jeszcze mogła. - Saxio - wypowiedziała ponownie, spokojnie akcentując inkantację. Dopiero wtedy ruszyła kawałek do przodu, chcąc kucnąć obok Emmy - przejęła na moment rysunki, rozpoznając niektóre runy z naszyjnika, lecz wiedziała, że Lucinda poradzi sobie z nimi lepiej, więc nie przetrzymywała malunków zbyt długo, zamiast tego ponownie skupiając się na słowach Botta, który, jej zdaniem, radził sobie świetnie - nie wiedziała natomiast, co na to ich podopieczna. Sięgnęła do torby, by wyjąć z niej materiałowy woreczek z ciasteczkami, przewiązany śliczną, niebieską wstążką. Wciąż kucając opuściła ręce na uda, tam też trzymając wypieki.
- Ma rację. Żadne z nas nie pozwoli cię skrzywdzić. Bertie wygląda niepozornie, ale jego zaklęcia są naprawdę bardzo silne, poza tym piecze najlepsze ciasteczka - powiedziała, zerkając przelotnie na przyjaciela z lekkim uśmiechem. - Jeśli tylko masz ochotę, są twoje - dodała, nie wciskając ich dziewczynce na siłę. Była przerażona, a cukiernicze wyroby z pewnością nie mogły przegnać lęków. Niestety nie dało się ich także zmienić w puszyste króliczki.
| rzucam Saxio na Jackie, idę jedno pole do góry, po takim samym skosie jak Lucinda (pole po prawej stronie Emmy)
Przysłuchiwała się słowom Bertiego, nie mogąc mimo wszystko przywołać na twarz uśmiechu - nie kiedy wzrokiem błądziła po czerwonych linach, już czując, że będą im ogromną przeszkodą. - Jackie - powiedziała cicho, chcąc zwrócić na siebie uwagę Zakonniczki, stojącej nieopodal. Uniosła różdżkę i kiwnęła głową, dając znak, że wymierzy w aurorkę zaklęcie. Póki jeszcze mogła. - Saxio - wypowiedziała ponownie, spokojnie akcentując inkantację. Dopiero wtedy ruszyła kawałek do przodu, chcąc kucnąć obok Emmy - przejęła na moment rysunki, rozpoznając niektóre runy z naszyjnika, lecz wiedziała, że Lucinda poradzi sobie z nimi lepiej, więc nie przetrzymywała malunków zbyt długo, zamiast tego ponownie skupiając się na słowach Botta, który, jej zdaniem, radził sobie świetnie - nie wiedziała natomiast, co na to ich podopieczna. Sięgnęła do torby, by wyjąć z niej materiałowy woreczek z ciasteczkami, przewiązany śliczną, niebieską wstążką. Wciąż kucając opuściła ręce na uda, tam też trzymając wypieki.
- Ma rację. Żadne z nas nie pozwoli cię skrzywdzić. Bertie wygląda niepozornie, ale jego zaklęcia są naprawdę bardzo silne, poza tym piecze najlepsze ciasteczka - powiedziała, zerkając przelotnie na przyjaciela z lekkim uśmiechem. - Jeśli tylko masz ochotę, są twoje - dodała, nie wciskając ich dziewczynce na siłę. Była przerażona, a cukiernicze wyroby z pewnością nie mogły przegnać lęków. Niestety nie dało się ich także zmienić w puszyste króliczki.
| rzucam Saxio na Jackie, idę jedno pole do góry, po takim samym skosie jak Lucinda (pole po prawej stronie Emmy)
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 57
'k100' : 57
Gdy Ben wspomniał o koszmarze, wspomnieniami sięgnąłem do wydarzeń w Kumbrii. Jeśli w Azkabanie żyła anomalia, mogła przypominać tę, która pojawiła się na Dyniobraniu - a nierzeczywistość zastanego świata wskazywała na to, że to co nas otaczało nie było do końca normalne. Zaklęcie nie pomogło, podobnie jak wtedy. Swoje spojrzenie skierowałem na Jackie, ona także doświadczyła już tej osobliwej anomalii - a później rozejrzałem się wokół jeszcze raz, na dłużej zwieszając wzrok na ogromnej konstrukcji.
Takiej samej jak na rysunkach.
- Krzesła. Na jednym rysunku były odwrócone. Z czarną plamą. - Przypomniałem. - Musimy albo się po nich wspiąć, albo spróbować odwrócić ich pozycję. - Spojrzałem po pozostałych, w tym także na Emmę - liczyłem na to, że spokojny głos Bertiego nieco ją uspokoi. - Pójdę przodem. - Ktoś powinien był torować drogę; ruszyłem więc, zaciskjąc palce mocno wokół rękojeści różdżki. Czujny, gotowy na błyskawiczną reakcję.
Ruszam się o 4 heksagony do góry
Takiej samej jak na rysunkach.
- Krzesła. Na jednym rysunku były odwrócone. Z czarną plamą. - Przypomniałem. - Musimy albo się po nich wspiąć, albo spróbować odwrócić ich pozycję. - Spojrzałem po pozostałych, w tym także na Emmę - liczyłem na to, że spokojny głos Bertiego nieco ją uspokoi. - Pójdę przodem. - Ktoś powinien był torować drogę; ruszyłem więc, zaciskjąc palce mocno wokół rękojeści różdżki. Czujny, gotowy na błyskawiczną reakcję.
Ruszam się o 4 heksagony do góry
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Oaza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda