Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Oaza
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oaza
Niedługo po przegnaniu z Azkabanu czarnoksięskiej mocy, na wyspie zaczęło budzić się życie. Drzewa wypuściły szybko, w kilka tygodni przypominając kilkunastoletnie olbrzymy, które rzucały cień na falujące w nadmorskiej wietrze wysokie trawy. Ogromna ilość białej magii wezbranej w tym miejscu zdawała się odżywiać rośliny, wspomagając ich rozrost. Właśnie między nimi wzniesiono pierwsze obozowisko gotowe na przyjęcie uchodźców pochodzących z niemagicznych rodzin, zmuszonych ukrywać się przed nienawistną władzą. Obozowisko nazwane zostało Oazą, przez wielu nazywanych Oazą Harolda lub Oazą Feniksa. Jeden z namiotów zajął zresztą sam Longbottom. Biała magia jest tu nie tylko wyczuwalna, ale i widoczna: jej moc krąży raz za czas pod postacią unoszących się w powietrzu bezpiecznych ciepłych ogników. Wydaje się, że naga ziemia na wyspie jest gorąca - dlatego nisko nad nią, poniżej kolan, na wilgotniejszych terenach wyspy unosi się gęsta mgła. Mówią, że za ten stan rzeczy odpowiadają ostatnie zdarzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Wrzasnął z bólu, nie mogąc zrobić nic więcej. Nie był pewien co się dzieje, nie potrafił ocenić skali obrażeń, ból go otumanił. Czuł krew spływającą po jego twarzy i szyi. Przez chwilę Bertie miał wrażenie, że zwymiotuje zaraz z bólu, wszystko w nim się ścisnęło, uniósł ręce chcąc zasłonić się przed kolejnymi atakami, kiedy wilkołak ponownie wyciągnął ku niemu pazury. Był pewien, że to koniec i... po ludzku się bał. Nie chciał umierać. Kochał swoje życie pod każdym względem, kochał świat w którym żył mimo wielu jego wad, kochał swoich przyjaciół i wizja tego że miałby to wszystko stracić, że miałby zniknąć przerażała go. Próbował unieść różdżkę, wiedział że za chwilę straci przytomność, już ledwo trzymał się na nogach ale musiał próbować do ostatniej sekundy walczyć.
W tej chwili pojawiła się jasność.
Kiedy znów otworzył oczy, w pierwszym odruchu znów wymacał swoją różdżkę i wyciągnął ją przed siebie. Uniósł się na kolana, serce mocno biło mu w piersi żołądek podchodził pod gardło, bał się i był obolały. Kręciło mu się w głowie, a ból był przy tym koszmarny. Dopiero po chwili dotarło do niego, że wilkołaka już nie ma, a zamiast niego są pozostali Zakonnicy. Zimna mżawka niosła lekką ulgę na piekący ból. Wzrokiem odnalazł wpierw Sue, później Alexa.
Żyli. Alex ledwo się trzymał, w sumie to wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, Sue lepiej. Dalej rozejrzał się po pozostałych, choć trzeźwe myślenie sprawiało mu trudności.
- Emma. Ktoś znalazł Emmę? - spytał, nie mogąc nigdzie dostrzec dziewczynki. Czy zawiedli? Spojrzał na postaci w drzwiach. Obraz lekko rozmazywał mu się przed oczyma, nie był pewny, ale..?
Fakt widzenia zmarłych wcale go w tej chwili nie pocieszał.
- Sue? - znów odnalazł dziewczynę wzrokiem, podnosząc trofeum Alexa i swój puchar w którym także znajdował się potrzebny Wrightowi kryształ. - Możesz?
Nie był pewien czy to ma nadal związek z runami, jednak jeśli tak, ona zrobi to lepiej.
W tej chwili dotarły do niego jednak słowa Alexa. Spojrzał na kobietę do której mówił i dopiero teraz zrozumiał w jakim stanie była Lucinda. Bott nie mógł nic zrobić prócz nie przeszkadzania, obserwował jedynie działania uzdrowiciela w napięciu.
Sam sięgnął do torby by wyjąć fiolkę opisaną jako wywar ze srebra i dyptamu.
Dopiero kiedy wziął go do ręki, zauważył że jego dłonie drżą. Na prawdę był pewien że zaraz umrze. A teraz Alex stara się uratować jednego z nich. Wiedział na co się pisze idąc tu, jednak śmierć zawsze wydaje mu się tak bardzo odległa.
Wylał na swoje rany wskazaną przez Alexa porcję.
W tej chwili pojawiła się jasność.
Kiedy znów otworzył oczy, w pierwszym odruchu znów wymacał swoją różdżkę i wyciągnął ją przed siebie. Uniósł się na kolana, serce mocno biło mu w piersi żołądek podchodził pod gardło, bał się i był obolały. Kręciło mu się w głowie, a ból był przy tym koszmarny. Dopiero po chwili dotarło do niego, że wilkołaka już nie ma, a zamiast niego są pozostali Zakonnicy. Zimna mżawka niosła lekką ulgę na piekący ból. Wzrokiem odnalazł wpierw Sue, później Alexa.
Żyli. Alex ledwo się trzymał, w sumie to wyglądał jakby miał zaraz zemdleć, Sue lepiej. Dalej rozejrzał się po pozostałych, choć trzeźwe myślenie sprawiało mu trudności.
- Emma. Ktoś znalazł Emmę? - spytał, nie mogąc nigdzie dostrzec dziewczynki. Czy zawiedli? Spojrzał na postaci w drzwiach. Obraz lekko rozmazywał mu się przed oczyma, nie był pewny, ale..?
Fakt widzenia zmarłych wcale go w tej chwili nie pocieszał.
- Sue? - znów odnalazł dziewczynę wzrokiem, podnosząc trofeum Alexa i swój puchar w którym także znajdował się potrzebny Wrightowi kryształ. - Możesz?
Nie był pewien czy to ma nadal związek z runami, jednak jeśli tak, ona zrobi to lepiej.
W tej chwili dotarły do niego jednak słowa Alexa. Spojrzał na kobietę do której mówił i dopiero teraz zrozumiał w jakim stanie była Lucinda. Bott nie mógł nic zrobić prócz nie przeszkadzania, obserwował jedynie działania uzdrowiciela w napięciu.
Sam sięgnął do torby by wyjąć fiolkę opisaną jako wywar ze srebra i dyptamu.
Dopiero kiedy wziął go do ręki, zauważył że jego dłonie drżą. Na prawdę był pewien że zaraz umrze. A teraz Alex stara się uratować jednego z nich. Wiedział na co się pisze idąc tu, jednak śmierć zawsze wydaje mu się tak bardzo odległa.
Wylał na swoje rany wskazaną przez Alexa porcję.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Lucinda czuła, że zaklęcie jej nie pomoże. Właściwie nawet nie wiedziała co mogłaby zrobić, aby ochronić się przed atakującym ją ogniem. Czuła, że nie ma siły już walczyć, choć nadal w lewej dłoni uparcie trzymała złotą bransoletę. Nie wiedziała czy ta jest tym czego poszukiwała, ale był to jedyny element w całej tej podróży, który coś znaczył. Musiała wierzyć, że to wszystko nie może być aż tak abstrakcyjne. Chciała wierzyć, że dotarła do celu nawet jeśli dużo ją to kosztowało.
Selwyn chciała zapłacić. Wiedziała, że krwawa runa będzie chciała wyciągnąć z niej jak najwięcej i nie wiedziała jak inaczej może się stąd wydostać. Zanim jednak w ogóle o tym pomyślała ogień dotarł do niej najpierw parząc jej dłoń i tym samym zmuszając do wypuszczenia różdżki z dłoni. Podmuch ją przewrócił. Ból był ogromny. Nie pamiętała już kiedy ostatnim razem coś podobnego czuła. Czy w ogóle kiedykolwiek coś podobnego czuła. Trwało to jedynie kilka sekund, ale blondynka miała wrażenie, że jej ciało płonie już przez wiele godzin. Rzeczywistość zaczęła jej się mieszać, a widząc jasny blask jaskółki poczuła, że zaczyna odpływać. Umierała? Czy tak to wszystko miało się skończyć? Była tak blisko by pomóc Benowi, Emmie i reszcie Zakonników, a jednak finalnie przegrała nie mając możliwości by oddać swój kamień.
Kiedy ręka mężczyzny zacisnęła się na jej prawym nadgarstku i pociągnęła ją do góry, Selwyn poczuła opór. Chłopiec, który jeszcze chwile wcześniej potraktował ją ogniem teraz próbował sprowadzić ją ponownie na samo dno. Nie miała już siły walczyć. Czuła jak coś w środku w niej pęka, nie potrafiła przyzwyczaić się do bólu, który czuła, choć wewnętrznie już się poddała. Nóż przecinający jej skórę był ostatnim co poczuła zanim zatopiła się w ciemnościach. Błagała o koniec choć nie potrafiła powiedzieć już słowa. Później nie było już nic.
Selwyn chciała zapłacić. Wiedziała, że krwawa runa będzie chciała wyciągnąć z niej jak najwięcej i nie wiedziała jak inaczej może się stąd wydostać. Zanim jednak w ogóle o tym pomyślała ogień dotarł do niej najpierw parząc jej dłoń i tym samym zmuszając do wypuszczenia różdżki z dłoni. Podmuch ją przewrócił. Ból był ogromny. Nie pamiętała już kiedy ostatnim razem coś podobnego czuła. Czy w ogóle kiedykolwiek coś podobnego czuła. Trwało to jedynie kilka sekund, ale blondynka miała wrażenie, że jej ciało płonie już przez wiele godzin. Rzeczywistość zaczęła jej się mieszać, a widząc jasny blask jaskółki poczuła, że zaczyna odpływać. Umierała? Czy tak to wszystko miało się skończyć? Była tak blisko by pomóc Benowi, Emmie i reszcie Zakonników, a jednak finalnie przegrała nie mając możliwości by oddać swój kamień.
Kiedy ręka mężczyzny zacisnęła się na jej prawym nadgarstku i pociągnęła ją do góry, Selwyn poczuła opór. Chłopiec, który jeszcze chwile wcześniej potraktował ją ogniem teraz próbował sprowadzić ją ponownie na samo dno. Nie miała już siły walczyć. Czuła jak coś w środku w niej pęka, nie potrafiła przyzwyczaić się do bólu, który czuła, choć wewnętrznie już się poddała. Nóż przecinający jej skórę był ostatnim co poczuła zanim zatopiła się w ciemnościach. Błagała o koniec choć nie potrafiła powiedzieć już słowa. Później nie było już nic.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Eliksir odczuwalnie zmniejszył obrażenia, dając uczucie dużej ulgi, ale uczucia spadania miała już powoli dosyć, choć niedługo potem zmieniło się w coś innego, bliżej nieokreślonego, ale dzięki czemu czuła się już nieco bezpieczniej - może nietrafnie, może miała zaraz wyrżnąć o podłoże, gdy uwaga była uśpiona. Na szczęście wylądowała cało, próbując rozeznać się w głosach i sytuacji - czuła mżawkę na twarzy, odchyliła więc głowę, nie próbując nawet się rozglądać. Milczała, czekając na kolejne znajome głosy. Czy był z nimi Garrett? I Dumbledore? Mogła tylko zgadywać, nie widząc jasnego korytarza ani swoich towarzyszy. Czy byli prawdziwi, czy byli tworem anomalii? Usłyszała Alexandra, niech ktoś... - niech ktoś co? Rozejrzała się, jakby ten gest miał przywrócić wzrok, tak się jednak nie stało. Trzymała tylko puchar, nasłuchując dalej wskazówek Alexandra - czy jej oczy pozostały normalne, nie zauważył, że nie skupia na nikim i niczym wzroku? Słuchała dalej, rada, że zdolała uleczyć się zawczasu, ale nie mogła wiele poradzić w kwestii naszyjnika, nie widząc. Usłyszała Bena, później z kolei Bertiego, mówiącego już inaczej, normalniej, bez pretensji i nienawiści. Mimo tego, trudno było jej przywołać zaufanie. - Co? - mruknęła, czując w dłoni kolejny puchar i łańcuszek naszyjnika. - Bertie ja... - zaczęła, zawieszając się na moment, kiedy wyczuła, że zniknął z miejsca, w którym przed chwilą stał. - Słuchajcie, to bardzo miłe, że mi ufacie, ale jakiś Tamband zabrał mi wzrok, więc ktoś musi zrobić to za mnie - wnioskowała, że Fox i Jackie byli przytomni, skoro Bertie nie był w stanie umieścić kamieni w naszyjniku. Nieprzytomna musiała być Lucinda. - Freddie? Jackie? - zawołała ich szybko, patrząc w losowy punkt w przestrzeni. - To jest do runy Wunjo - uniosła swój puchar, pokazując go. Tkwił w nim topaz. - Najbardziej przypomina literę "P". Zdobycz Bertiego jest z Algiz, to taki igrek z kreską w kieliszku, to był chyba czerwony kamień - kontynuowała. - Alex ruszył w Ehwaz, wygląda trochę jak "M", Lucinda wybrała Raidho, wyglądające jak "R", Freddie poszedł w Nauthiz - najbliżej mu do X, dwie skrzyżowane kreski. Jackie - Ansuz, "F" z poziomymi kreskami skierowanymi w dół - wypowiedziała prędko, stojąc z wyciągniętymi do przodu trofeami, bo niewiele więcej mogła zrobić.
| oddaję puchary i naszyjnik Fredowi i/lub Jackie
| oddaję puchary i naszyjnik Fredowi i/lub Jackie
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Lis przybył. Spadające głazy zatrzymywały się tuż nade mną, pod kopułą stworzoną ze srebrnej mgły. Wiedziałem, że idę na pewną śmierć - ze tuż za drzwiami czekała na mnie kreatura; obracałem palce wolnej dłoni nad pasem, do którego miałem przypiętą fiolkę eliksiru szczęścia - zdecydowanie go teraz potrzebowałem. Ale kiedy znalazłem się w pomieszczeniu z wodą, nie było tam kreatury - tylko zapłakana, młoda kobieta, która, nim cokolwiek zdążyłem zrobić, złożyła na moich ustach pocałunek. Krótki - bo za chwilę ktoś szarpnął mnie, ktoś lub coś, jakaś nieznana siła. Widziałem tylko srebrzystą jaskółkę podążającą w towarzystwie lisa. Magia wyrwała mnie do góry.
Byli tutaj wszyscy - a także ci, którzy być nie powinni. Coś było nie tak - ze mną. Tylko jeszcze nie wiedziałem co.
- Garrett? - Wypowiedziałem tylko z niedowierzaniem, przez dłuższą chwilę wpatrując się w sylwetkę rudowłosego aurora. Jaskółka. To musiał być on. Albo to my byliśmy martwi, sądząc jednak po Alexandrze, który w panice zdawał się działać na najwyższych obrotach - jeszcze nie byliśmy. Szybko spostrzegłem, że nie miał jednej ręki - nie pytałem, co się stało. Nie było na to czasu Zapamiętałem wskazówkę dotyczącą eliksiru, ten jednak musiał poczekać. Zamiast tego, wiedziony słowami Benjamina schyliłem się po naszyjnik, który zrzucił Alex. Po chwili powiodłem wzrokiem w miejsce, które wyraźnie przykuło uwagę starszego mężczyzny, w okolice dłoni Lucindy. Bransoletka. Mocno zaciskała ją w dłoni. A na jednym z kamieni widniał znak, który odpowiadał słowom Sue - R musiało odnaczać raidho. Zabrałem ją wraz z naszyjnikiem, oddzielając oba kamienie runiczne od biżuterii.
- Nie znalazłem Emmy. - odparłem Bertiemu, a po części także pozostałym. - Ale czuję, że ten naszyjnik jest kluczem do całej zagadki. - Nie bez powodu znajdował się na jej rysunkach. Pamiętałem wszystkie znaki. - Potrzebujemy czasu. Czy możecie ochronić nas jeszcze przez chwilę? - Skierowałem swój głos do Garretta i drugiego, starszego mężczyzny. Czymkolwiek byli, wierzyłem, że chcieli nam pomóc. Patronus pojawiał się tylko na wezwanie silnej, białej magii. - Jackie, pomóż mi. - zwróciłem się do Rineheart, a następnie ostrożne zbliżyłem do Bena, chąc umieścić wszystkie trzy kamienie we właściwych zagłębieniach naszyjnika. Nie mogłem się pomylić - dostatecznie napatrzałem się już na te symbole, by je zapamiętać. Nie znałem się na runach, garstkę wiedzy wyniosłem ze szkolenia, prawdopodobnie za mało - ale musiałem spróbować. To było ważniejsze niż ryzyko.
Byli tutaj wszyscy - a także ci, którzy być nie powinni. Coś było nie tak - ze mną. Tylko jeszcze nie wiedziałem co.
- Garrett? - Wypowiedziałem tylko z niedowierzaniem, przez dłuższą chwilę wpatrując się w sylwetkę rudowłosego aurora. Jaskółka. To musiał być on. Albo to my byliśmy martwi, sądząc jednak po Alexandrze, który w panice zdawał się działać na najwyższych obrotach - jeszcze nie byliśmy. Szybko spostrzegłem, że nie miał jednej ręki - nie pytałem, co się stało. Nie było na to czasu Zapamiętałem wskazówkę dotyczącą eliksiru, ten jednak musiał poczekać. Zamiast tego, wiedziony słowami Benjamina schyliłem się po naszyjnik, który zrzucił Alex. Po chwili powiodłem wzrokiem w miejsce, które wyraźnie przykuło uwagę starszego mężczyzny, w okolice dłoni Lucindy. Bransoletka. Mocno zaciskała ją w dłoni. A na jednym z kamieni widniał znak, który odpowiadał słowom Sue - R musiało odnaczać raidho. Zabrałem ją wraz z naszyjnikiem, oddzielając oba kamienie runiczne od biżuterii.
- Nie znalazłem Emmy. - odparłem Bertiemu, a po części także pozostałym. - Ale czuję, że ten naszyjnik jest kluczem do całej zagadki. - Nie bez powodu znajdował się na jej rysunkach. Pamiętałem wszystkie znaki. - Potrzebujemy czasu. Czy możecie ochronić nas jeszcze przez chwilę? - Skierowałem swój głos do Garretta i drugiego, starszego mężczyzny. Czymkolwiek byli, wierzyłem, że chcieli nam pomóc. Patronus pojawiał się tylko na wezwanie silnej, białej magii. - Jackie, pomóż mi. - zwróciłem się do Rineheart, a następnie ostrożne zbliżyłem do Bena, chąc umieścić wszystkie trzy kamienie we właściwych zagłębieniach naszyjnika. Nie mogłem się pomylić - dostatecznie napatrzałem się już na te symbole, by je zapamiętać. Nie znałem się na runach, garstkę wiedzy wyniosłem ze szkolenia, prawdopodobnie za mało - ale musiałem spróbować. To było ważniejsze niż ryzyko.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Postawiła wszystko na jedną kartę – wyskoczyła do przodu, ignorując ból w nodze, ignorując rozkaz Bena dotyczący różdżki i unieruchomienia. Dłoń z kamieniem już miała dotknąć naszyjnika, kiedy na jej szyi zacisnęły się palce Wrighta. Pierwsze paniczne próby wciągnięcia powietrza spełzły na niczym, w oczach zaszkliły się łzy bólu. Ale zacisnęła zęby i chociaż czuła opory w każdej komórce ciała, za wszelką cenę wyciągnęła dłoń, wciskając kamień w odpowiednią dziurę. I wtedy ją puścił. Upadła na ziemię, krztusząc się nie tylko z braku drogocennego powietrza do oddychania, ale też z powodu paraliżującego impulsu, który poszedł wzdłuż jej kręgosłupa, gdy upadła na zranioną nogę. Traciła siły zbyt szybko – niepokojąco wręcz. Niespodziewany atak, który porwał ich do góry, zabrał kolejne.
Chyba nie była świadoma tego, co działo się w czasie tych kilku chwil, ale jak tylko wzrok stał się znów ostry, sytuacja szybko się wyklarowała. Była słaba, mięśnie drżały pod naporem ruchów, jakie chciała wykonać. Zamrugała kilkukrotnie, zbierając się powoli. I jej oczy natrafiły na dwie sylwetki przed sobą.
Pierwsza z nich w pierwszej chwili znów wydała jej się Brendanem, w panicznym odruchu więc wyciągnęła drżącą dłonią różdżkę, kierując ją na rudą postać. Szybko jednak okazało się, że to jednak nie był on. Kojarzyła go z korytarzy Ministerstwa Magii. Jego twarz coś jej mówiła. I zaraz koło niego stał…
Dumbledore. Okulary połówki, ten wyraz twarzy, oczy. Wszystko pasowało. Na gacie Merlina.
Stęknęła z bólu, kiedy poruszyła nogą, a ta znów odezwała się bólem. Rozejrzała się po reszcie zgromadzonych – usłyszała Alexa, wzrokiem odnalazła jego torbę, w której na pewno był eliksir, ale teraz mieli ważniejszą rzecz do zrobienia, dopóki byli przytomni. Naszyjnik Bena. Spojrzała na Foxa, czując, jak w żyłach znów zaczyna płynąć adrenalina. Kulejąc, dotarła do Sue i pochwyciła z jej dłoni dwa puchary – jeden należący do niej, drugi do Bertiego. Wyciągnęła z nich kamienie i podeszła do Bena, żeby ustawić je na swoich miejscach, posługując się instrukcjami Susanne. Zdobycz Sue spróbowała włożyć pod runę Wunjo, a kryształ od Bertiego pod runę Algiz. Spojrzała w oczy Benowi, będąc gotową na to, że znów ją zaatakuje. Ale zrobi wszystko, żeby go uwolnić z tej klątwy. Nawet, jeśli miałaby paść nieprzytomna na ziemię za krótką chwilę.
| pomagam Foxowi wkleić Benowi kamienie w naszyjnik, o.
Chyba nie była świadoma tego, co działo się w czasie tych kilku chwil, ale jak tylko wzrok stał się znów ostry, sytuacja szybko się wyklarowała. Była słaba, mięśnie drżały pod naporem ruchów, jakie chciała wykonać. Zamrugała kilkukrotnie, zbierając się powoli. I jej oczy natrafiły na dwie sylwetki przed sobą.
Pierwsza z nich w pierwszej chwili znów wydała jej się Brendanem, w panicznym odruchu więc wyciągnęła drżącą dłonią różdżkę, kierując ją na rudą postać. Szybko jednak okazało się, że to jednak nie był on. Kojarzyła go z korytarzy Ministerstwa Magii. Jego twarz coś jej mówiła. I zaraz koło niego stał…
Dumbledore. Okulary połówki, ten wyraz twarzy, oczy. Wszystko pasowało. Na gacie Merlina.
Stęknęła z bólu, kiedy poruszyła nogą, a ta znów odezwała się bólem. Rozejrzała się po reszcie zgromadzonych – usłyszała Alexa, wzrokiem odnalazła jego torbę, w której na pewno był eliksir, ale teraz mieli ważniejszą rzecz do zrobienia, dopóki byli przytomni. Naszyjnik Bena. Spojrzała na Foxa, czując, jak w żyłach znów zaczyna płynąć adrenalina. Kulejąc, dotarła do Sue i pochwyciła z jej dłoni dwa puchary – jeden należący do niej, drugi do Bertiego. Wyciągnęła z nich kamienie i podeszła do Bena, żeby ustawić je na swoich miejscach, posługując się instrukcjami Susanne. Zdobycz Sue spróbowała włożyć pod runę Wunjo, a kryształ od Bertiego pod runę Algiz. Spojrzała w oczy Benowi, będąc gotową na to, że znów ją zaatakuje. Ale zrobi wszystko, żeby go uwolnić z tej klątwy. Nawet, jeśli miałaby paść nieprzytomna na ziemię za krótką chwilę.
| pomagam Foxowi wkleić Benowi kamienie w naszyjnik, o.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Alexander ledwie trzymał się przytomności, jednak był w stanie dokonać obserwacji i rozdzielić odpowiednie środki lecznicze, oraz poinstruować towarzyszy co do ilości, którą powinni użyć.
- Może czegoś na wzmocnienie? - podrzucił usłużnie, łagodnym tonem Dumbledore gdy Alexander zatrzymał się na Wrighcie, nie ruszając się jednak z miejsca w którym się znajdował.
Pomimo bólu, który ogarniał całe ciało, Alexandrowi udało mu się dotrzeć do Lucindy w której usta wlał eliksir.
Lucinda wzięła gwałtowny wdech, odzyskując przytomność. Jej ciało przeszyła fala bólu. Drżała od jego ilości. Świadomość otoczenia zyskiwała powoli i zdawała sobie sprawę, że ledwie trzyma się dopiero odzyskanej przytomności. Ta, nie podtrzymana miała ją za chwilę ponownie opuścić.
Benjamin po raz pierwszy od dłuższego czasu miał wrażenie, że odzyskał własne myśli dla siebie. Jego ciało znów było jego, choć nadal czuł obecność, czającą się gdzieś z tyłu jego świadomości. Walka z samym sobą osłabiła go. Czuł potworne zmęczenie, osiadające na barkach. Udało mu się przekazać informację dotycząca kamieni swoim towarzyszom.
Bertie nie widział drzwi. Podłużny korytarz w jasnym kolorze, ciągnął się w jedną i drugą stronę nieprzerwanie, tak daleko, że trudno było powiedzieć kiedy i jak się kończy. Wylany na rany na prawej ręce eliksir zatamował krwawienie. To samo uczynił z raną przy twarzy. Ucho - czy raczej to, co z niego pozostało, nie krwawiło już.
Susanne sprawnie przekazała informacje dotyczące odpowiedniego umieszczenia kamieni reszcie zakonników. Słyszała i czuła, nadal nie widząc.
- Fox. - Garrett skinął głową aurorowi, jego sylwetka jaśniała lekko, spojrzenie zawisło na mężczyźnie. Nie powiedział jednak nic więcej. Fred z powodzeniem umieścił kamienie w odpowiednich zagłębieniach. Z każdym z nich kolor naszyjnika stawał się jaśniejszy.
- Chwila jako określenie zawsze mnie fascynowała. - wydobyło się z ust starszego z mężczyzn. Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy łagodnie spoglądał na Fredericka. - Ale tak, Fredericku, jeszcze na chwilę, starczy naszej energii. - poinformował mężczyznę, jak i wszystkich, którzy znajdowali się obok. Nie mówił jednak nic więcej, spokojnie przyglądając się wszystkim poczynaniom.
Jackie ruszyła do Bena, udało jej się z powodzeniem włożyć kamień który zdobyła Susanne. Naszyjnik rozjaśnił się bardziej, prawie przypominając swoją początkową barwę. Gdy wyciągnęła rękę z ostatnim z kamieni, na jej nadgarstku zacisnęła się ręka Garretta. Jego jasne tęczówki spotkały się z jej.
- Jeszcze chwilę - tylko dwa słowa wydobyły się z jego ust. Uścisk na dłoni zelżał. Jego dłoń opadła wzdłuż ciała.
Ben, Mistrz Gry - kompletnie nie wie jak - zgubił informację, że w obecnym miejscu nie walczysz o kontrolę. Na czas pobytu tutaj odzyskałeś władzę nad własnym ciałem. Z tego też powodu, w tej turze masz prawo do dwóch ruchów - dwóch akcji na post, lub dwóch postów każdy z jedną akcją
- Fred trucizna działa zabierając 5PŻ co turę - nie robi tego tutaj, ale będzie to robić ponownie po opuszczeniu tego miejsca
Działające zaklęcia:
-
Zużyta moc zakonu:
Fred 1
Na odpis czekam do: 14.06.do godziny 19:00
w tej turze też nie obowiązuje was kość na anomalie
- Może czegoś na wzmocnienie? - podrzucił usłużnie, łagodnym tonem Dumbledore gdy Alexander zatrzymał się na Wrighcie, nie ruszając się jednak z miejsca w którym się znajdował.
Pomimo bólu, który ogarniał całe ciało, Alexandrowi udało mu się dotrzeć do Lucindy w której usta wlał eliksir.
Lucinda wzięła gwałtowny wdech, odzyskując przytomność. Jej ciało przeszyła fala bólu. Drżała od jego ilości. Świadomość otoczenia zyskiwała powoli i zdawała sobie sprawę, że ledwie trzyma się dopiero odzyskanej przytomności. Ta, nie podtrzymana miała ją za chwilę ponownie opuścić.
Benjamin po raz pierwszy od dłuższego czasu miał wrażenie, że odzyskał własne myśli dla siebie. Jego ciało znów było jego, choć nadal czuł obecność, czającą się gdzieś z tyłu jego świadomości. Walka z samym sobą osłabiła go. Czuł potworne zmęczenie, osiadające na barkach. Udało mu się przekazać informację dotycząca kamieni swoim towarzyszom.
Bertie nie widział drzwi. Podłużny korytarz w jasnym kolorze, ciągnął się w jedną i drugą stronę nieprzerwanie, tak daleko, że trudno było powiedzieć kiedy i jak się kończy. Wylany na rany na prawej ręce eliksir zatamował krwawienie. To samo uczynił z raną przy twarzy. Ucho - czy raczej to, co z niego pozostało, nie krwawiło już.
Susanne sprawnie przekazała informacje dotyczące odpowiedniego umieszczenia kamieni reszcie zakonników. Słyszała i czuła, nadal nie widząc.
- Fox. - Garrett skinął głową aurorowi, jego sylwetka jaśniała lekko, spojrzenie zawisło na mężczyźnie. Nie powiedział jednak nic więcej. Fred z powodzeniem umieścił kamienie w odpowiednich zagłębieniach. Z każdym z nich kolor naszyjnika stawał się jaśniejszy.
- Chwila jako określenie zawsze mnie fascynowała. - wydobyło się z ust starszego z mężczyzn. Lekki uśmiech pojawił się na jego twarzy, gdy łagodnie spoglądał na Fredericka. - Ale tak, Fredericku, jeszcze na chwilę, starczy naszej energii. - poinformował mężczyznę, jak i wszystkich, którzy znajdowali się obok. Nie mówił jednak nic więcej, spokojnie przyglądając się wszystkim poczynaniom.
Jackie ruszyła do Bena, udało jej się z powodzeniem włożyć kamień który zdobyła Susanne. Naszyjnik rozjaśnił się bardziej, prawie przypominając swoją początkową barwę. Gdy wyciągnęła rękę z ostatnim z kamieni, na jej nadgarstku zacisnęła się ręka Garretta. Jego jasne tęczówki spotkały się z jej.
- Jeszcze chwilę - tylko dwa słowa wydobyły się z jego ust. Uścisk na dłoni zelżał. Jego dłoń opadła wzdłuż ciała.
Ben, Mistrz Gry - kompletnie nie wie jak - zgubił informację, że w obecnym miejscu nie walczysz o kontrolę. Na czas pobytu tutaj odzyskałeś władzę nad własnym ciałem. Z tego też powodu, w tej turze masz prawo do dwóch ruchów - dwóch akcji na post, lub dwóch postów każdy z jedną akcją
- Fred trucizna działa zabierając 5PŻ co turę - nie robi tego tutaj, ale będzie to robić ponownie po opuszczeniu tego miejsca
Działające zaklęcia:
-
Zużyta moc zakonu:
Fred 1
Na odpis czekam do: 14.06.do godziny 19:00
w tej turze też nie obowiązuje was kość na anomalie
- Żywotność:
- Benjamin 80/370 -50 [15(elektryczne), 30(psychiczne), 230(osłabienie)]
Frederick 70/270 -50 [15(elektryczne) 30(psychiczne), 35(psychiczne), 75(cięte), 25(zatrucie), 20(obicia)] zatrute pnącza - zabierają 5PŻ ci turę do wyleczenia
Alexander 5/220 -10 [30(psychiczne), 35(psychiczne) 60(cięte) 90(tłuczone) ]
Bertie 170/220, -60 [15(elektryczne),90(cięta/szarpane), 35(psychiczne)40(tłuczone)]
Lucinda-/181 → 127/27218/181; -70- [30(psychiczne), 35(psychiczne) 80(tłuczone) 30(cięte), 20(oparzenia)]
Jackie211/211 → 147/31741/211-60 [30(psychiczne), 35(psychiczne), (35) cięte), 70 tłuczone]
Susanne 165/230 -10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)96(cięte-rozszczepienie)]
- Ekwipunek:
Ben: lusterko dwukierunkowe (z Samuelem), - Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcje, stat. 20)
- Kameleon, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir kociego kroku, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
- przedmioty z bonusami, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 5), maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21), Eliksir garota (1 porcje, stat. 21), propeller żądlibąkowy x2; oprócz tego paczka papierosów, piersiówka Bez Dna
Frederick: kamień, Różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, bransoletka z włosem syreny (+3 do zwinności), fluoryt (+1 do OPCM)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 0)- wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Wężowe usta (1 porcje, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10)
- Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Alexander: naszynik, różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, czerwony kryształ, fluoryt, bransoleta z włosów syreny, tabliczka czekolady, butelka wody.
Torba z eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 0)
- eliksir kociego wzroku (2 porcje, stat. 23, moc = 104)
- eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 5)
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 5)- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 23)
- złoty eliksir (3 porcje, stat. 23, moc = 108)
- eliksir niezłomności (3 porcje, stat. 23, moc = 106)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
- eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje, stat. 7)
-eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- eliksir wzmacniający krew (1 porcja, stat. 7)
Bertie: brosza z alabastrowym jednorożcem, propeller żądlibąkowy, czosnkowy amulet, wabik na wilkołaki, różdżka mugolskie bzdety: scyzoryk, zapalniczka, latarka,
eliksir niezłomności (stat. 0),
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30)wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30, moc +10)
eliksir ożywiający stat. 15
Lucinda: eliksir znieczulający od Asbjorna (1), eliksir wzmacniający krew. eliksir kociego kroku (1), eliksir niezłomności (1), antidotum podstawowe (1), różdżkę.
Jackie: różdżkę, 4 tabliczki czekolady,amulet z jeleniego poroża (przekazany Emmie), maść z wodnej gwiazdy (stat. 15, 2 porcje), eliksir kociego kroku (stat. 15, 3 porcje), eliksir Garota (2 porcje, stat. 29), eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 0)
Susanne: miotła dobrej jakości(Frederica - w torbie) różdżka, fluoryt, koral zmiennokształtny, magiczna torba i w niej: miotła (zwykła) oraz miotła Foxa, zawinięty i zabezpieczony nóż (bez bonusów, nie ze sklepiku MG), lina, woda w szklanej butelce, siedem pustych fiolek, woreczek z ciasteczkami, tabliczka czekolady, notatnik, pióro oraz eliksiry:
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na odmrożenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Czyścioszek (1 porcja, stat. 5)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
- Złoty eliksir (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir Garota (1 porcja)
-Eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 35, moc +5)
- Antidotum podstawowe (stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir kociego kroku x1 (stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności x1 (stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku x1 (stat. 23, moc = 104)
- Eliksir byka (2 porcje, stat. 30, moc +10)
- Eliksir lodowego płaszcza (2 porcje, stat. 30)
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir volubilis (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 15)
- Eliksir ochrony (21 porcje, stat. 30)
Przytomność powracała falami, czuł się lepiej, spokojniej; zamrugał gwałtownie, próbując zorientować się w czasie i przestrzeni. - Kurwa, umarliśmy? - wychrypiał, zezując to na Albusa Dumbledore'a, to na Garretta. Niemożliwe. Siwy przewodnik ich Zakonu Feniksa i jego rudy padawan, tak żywy i piegowaty, jakby wcale nie zginął pod gruzami palącego się Ministerstwa Magii. - Jeśli tak wyglądają zaświaty, to kurde balans, wolę już żyć - mruknął, przyglądając się plamom krwi pokrywającym swych kompanów. Wyglądali doprawdy beznadzienie, tak źle, że nigdy nie widział ich w podobnym stanie, a przecież niejednokrotnie towarzyszył Foxowi podczas ciężkiego poranka po, gdy ten ledwo unosił swą przystojną twarz z poduszeczki, wołając o wodę i eliksir wzmacniający. Poddawał się działaniom innych, pomagając im na tyle, na ile mógł, by włożyć do naszyjnika kamienie. - Pierdolone błyskotki - warknął, jak zwykle w chwilach kryzysu stając się niezwykle wulgarnym. - Kurwa, Garrett...to znaczy, przepraszam, panie psorze, ale...dobrze was widzieć - dodał, odwracając się w stronę jasności. Dalej kręciło mu się w głowie, musiał się wzmocnić. Wyciągnął z kieszeni stojącego obok Foxa czyścioszek, odkorkował go i wypił. A później, gdy poczuł już działanie eliksiru, skierował na siebie różdżkę. - Expecto Patronum - wyszeptał, chcąc, by patronus wnikł w niego i go uleczył. Potrzebowali go sprawnego, mogącego działać - a nie tylko walczącego z mrocznym sobowtórem.
| piję eliksir, potem próbuję rzucić patronusa: moc zakonu, leczenie
| piję eliksir, potem próbuję rzucić patronusa: moc zakonu, leczenie
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 15
'k100' : 15
Alex popatrzył na starego czarodzieja, rozważając jego słowa.
- To nie będzie permanentne działanie, ale może... - uzdrowiciel zmierzył okiem Wrighta, starając się jak najdokładniej oszacować, ile eliksiru powinno zostać zużyte. - Benowi poza patronusem mógłby pomóc eliksir czyścioszek, cała standardowa fiolka. Ma ktoś? - Alex zapytał, jednak wtedy przytomność wróciła do Lucindy i uwaga młodszego z Selwynów znów skupiła się na kuzynce. Zresztą, Ben wydawał się doskonale sobie radzić, plądrując kieszenie Foxa. Farley wygrzebał w swojej torbie jedną porcję wywaru ze szczuroszczeta i przekazał ją Lucindzie. - Polej tym rany, zużyj całość - powiedział do Lynn, jednak nim zostawił ją samą sobie w oczy rzuciło mu się jeszcze brzydkie oparzenie na skórze czarownicy. - Jeżeli ktoś ma pastę na oparzenia to też by się tu przydała - kiwając głową w kierunku panny Selwyn powiedział Alexander, po czym odwrócił się znów do reszty towarzystwa.
- Właściwie to leczniczy-patronus-na-skróty przydałby się też Lucindzie... i Jackie - powiedział Alexander, lecz w tym czasie wyraźnie czuł, jak każdy oddech wydawał się mieć coraz mniejszy skutek. Fala zawrotów głowy sprawiła, że zamrugał gwałtownie, starając się skupić spojrzenie na Fredericku. Zauważył, że na twarzy mężczyzny widać oznaki charakterystyczne dla podtrucia. Nie wiedział jednak co trafiło aurora, a na dogłębne wywiady i analizy nie mieli czasu. Pozostawała im tylko bliżej nieokreślona chwila.
- Foxowi potrzeba jednej porcji antidotum na podstawowe trucizny i eliksiru oczyszczającego z toksyn, to nie więcej niż po dwie łyżki stołowe każdego z nich - Alex rzucił, czując jak coraz ciężej szło mu zmuszać usta i język do wyraźnego wysławiania się. Musiał szybko coś zrobić z wciąż krwawiącą raną na lewej ręce, bo był naprawdę boleśnie świadom tego, że zaraz po prostu nie starczy mu siły.
- Jackie - by zwrócić uwagę kobiety Alex wypowiedział jej imię, kiedy przemieścił się w jej stronę. Bał się wstawać, wiedział że mogło skończyć się to bardzo szybkim powrotem na ziemię, więc po prostu używając nóg i swojej jedynej sprawnej ręki przesunął się w stronę kobiety i wyjął z torby ostatnią porcję eliksiru, który wcześniej dał już Lucindzie. Odkorkował fiolkę przy pomocy zębów, a dookoła roztoczył się zapach zgniłych jaj. - Będzie piekło - mruknął po wypluciu korka i pochylając się nad kulejącą czarownicą wylał jedną porcję wywaru ze szczuroszczeta na ranę Jackie, powodując pienienie się mikstury i niewątpliwie sporo szczypania. Intensywny zapach eliksiru sprawił jednak, że uzdrowiciel zachwiał się, gwałtownym ruchem szukając dłonią podparcia. - Mógłby ktoś... wodą z gwiezdnej maś- - Alex urwał i ściągnął brwi, kiedy jak przez mgłę dotarło do niego, że zaczyna bełkotać. - Potrzebuję porcji maści z wodnej gwiazdy, na lewą rękę. To jakaś garść... jedna trzecia szklanki - siedząc u stóp Jackie wymruczał, zamykając oczy i podziwiając przez chwilę, jak pod powiekami migają mu różnokolorowe mroczki.
| - przekazuję Lucindzie jedną porcję wywaru ze szczuroszczeta
- zużywam na Jackie jedną porcję wywaru ze szczuroszczeta
- To nie będzie permanentne działanie, ale może... - uzdrowiciel zmierzył okiem Wrighta, starając się jak najdokładniej oszacować, ile eliksiru powinno zostać zużyte. - Benowi poza patronusem mógłby pomóc eliksir czyścioszek, cała standardowa fiolka. Ma ktoś? - Alex zapytał, jednak wtedy przytomność wróciła do Lucindy i uwaga młodszego z Selwynów znów skupiła się na kuzynce. Zresztą, Ben wydawał się doskonale sobie radzić, plądrując kieszenie Foxa. Farley wygrzebał w swojej torbie jedną porcję wywaru ze szczuroszczeta i przekazał ją Lucindzie. - Polej tym rany, zużyj całość - powiedział do Lynn, jednak nim zostawił ją samą sobie w oczy rzuciło mu się jeszcze brzydkie oparzenie na skórze czarownicy. - Jeżeli ktoś ma pastę na oparzenia to też by się tu przydała - kiwając głową w kierunku panny Selwyn powiedział Alexander, po czym odwrócił się znów do reszty towarzystwa.
- Właściwie to leczniczy-patronus-na-skróty przydałby się też Lucindzie... i Jackie - powiedział Alexander, lecz w tym czasie wyraźnie czuł, jak każdy oddech wydawał się mieć coraz mniejszy skutek. Fala zawrotów głowy sprawiła, że zamrugał gwałtownie, starając się skupić spojrzenie na Fredericku. Zauważył, że na twarzy mężczyzny widać oznaki charakterystyczne dla podtrucia. Nie wiedział jednak co trafiło aurora, a na dogłębne wywiady i analizy nie mieli czasu. Pozostawała im tylko bliżej nieokreślona chwila.
- Foxowi potrzeba jednej porcji antidotum na podstawowe trucizny i eliksiru oczyszczającego z toksyn, to nie więcej niż po dwie łyżki stołowe każdego z nich - Alex rzucił, czując jak coraz ciężej szło mu zmuszać usta i język do wyraźnego wysławiania się. Musiał szybko coś zrobić z wciąż krwawiącą raną na lewej ręce, bo był naprawdę boleśnie świadom tego, że zaraz po prostu nie starczy mu siły.
- Jackie - by zwrócić uwagę kobiety Alex wypowiedział jej imię, kiedy przemieścił się w jej stronę. Bał się wstawać, wiedział że mogło skończyć się to bardzo szybkim powrotem na ziemię, więc po prostu używając nóg i swojej jedynej sprawnej ręki przesunął się w stronę kobiety i wyjął z torby ostatnią porcję eliksiru, który wcześniej dał już Lucindzie. Odkorkował fiolkę przy pomocy zębów, a dookoła roztoczył się zapach zgniłych jaj. - Będzie piekło - mruknął po wypluciu korka i pochylając się nad kulejącą czarownicą wylał jedną porcję wywaru ze szczuroszczeta na ranę Jackie, powodując pienienie się mikstury i niewątpliwie sporo szczypania. Intensywny zapach eliksiru sprawił jednak, że uzdrowiciel zachwiał się, gwałtownym ruchem szukając dłonią podparcia. - Mógłby ktoś... wodą z gwiezdnej maś- - Alex urwał i ściągnął brwi, kiedy jak przez mgłę dotarło do niego, że zaczyna bełkotać. - Potrzebuję porcji maści z wodnej gwiazdy, na lewą rękę. To jakaś garść... jedna trzecia szklanki - siedząc u stóp Jackie wymruczał, zamykając oczy i podziwiając przez chwilę, jak pod powiekami migają mu różnokolorowe mroczki.
| - przekazuję Lucindzie jedną porcję wywaru ze szczuroszczeta
- zużywam na Jackie jedną porcję wywaru ze szczuroszczeta
Po przełknięciu wlanego jej do gardła eliksiru czuła jakby nagle obudziła się z bardzo głębokiego snu. Przeraźliwego koszmaru. Jej ciało zalała fala bólu, nad którym nie mogła zapanować. Miała wrażenie jakby jej ręka ciagle tkwiła w ogniu, a wypływająca z jej rany krew odsuwała ją od dopiero odzyskanej świadomości. Blondynka pół przytomnym wzrokiem rozejrzała się po otoczeniu. Dopiero teraz zdała sobie sprawę z tego, że nie otaczają jej już krwawe mury. Ponownie znajdowała się w sali, w której zostawili Bena. Oddech kobiety przyśpieszył, w głowie czuła narastający ucisk, a ból nie ustępował. Czy udało im się? Czy jej się udało?
Blondynka zamknęła oczy walcząc z bólem, którego nigdy wcześniej nie znała. Nie wiedziała czy właśnie otarła się o smierć czy to wszystko potęgowała jeszcze jej choroba. Nie była w stanie o tym myśleć. Świat kolejny raz jej zawirował. Dopiero kiedy ponownie otworzyła oczy dostrzegła nachyloną nad nią twarz Alexa. Wyglądał źle. Wiedziała, że z nią nie mogło być lepiej. - Al... - zaczęła chcąc coś powiedzieć, ale głos jej się załamał. Chciała zapytać czy się udało. Chciała powiedzieć, że nie zdążyła zapłacić. Chciała zapytać czy to kolejna fikcja czy naprawdę zostali uratowani. Nie powiedziała jednak nic skupiając się na poleceniu, które padło z ust kuzyna. Nie skinęła nawet głową. Musiała się pozbierać tu i teraz. Musiała.
Lucinda uniosła rękę i sięgnęła po wywar, który trzymał w dłoni Alex. Nie mogła się unieść tak by dobrze dojrzeć ranę dlatego nim otworzyła fiolkę starała się ułożyć tak by żadna kropla nie poszła na marne. Widząc podłużną ranę skrzywiła się. Krew ciagle się sączyła, a ona czuła, że jeszcze chwile i znowu odpłynie. Zanim jednak się to stało blondynka posłuchała słów kuzyna i wylała cały wywar na ranę zadaną nożem. Liczyła na to, że coś to da.
Blondynka zamknęła oczy walcząc z bólem, którego nigdy wcześniej nie znała. Nie wiedziała czy właśnie otarła się o smierć czy to wszystko potęgowała jeszcze jej choroba. Nie była w stanie o tym myśleć. Świat kolejny raz jej zawirował. Dopiero kiedy ponownie otworzyła oczy dostrzegła nachyloną nad nią twarz Alexa. Wyglądał źle. Wiedziała, że z nią nie mogło być lepiej. - Al... - zaczęła chcąc coś powiedzieć, ale głos jej się załamał. Chciała zapytać czy się udało. Chciała powiedzieć, że nie zdążyła zapłacić. Chciała zapytać czy to kolejna fikcja czy naprawdę zostali uratowani. Nie powiedziała jednak nic skupiając się na poleceniu, które padło z ust kuzyna. Nie skinęła nawet głową. Musiała się pozbierać tu i teraz. Musiała.
Lucinda uniosła rękę i sięgnęła po wywar, który trzymał w dłoni Alex. Nie mogła się unieść tak by dobrze dojrzeć ranę dlatego nim otworzyła fiolkę starała się ułożyć tak by żadna kropla nie poszła na marne. Widząc podłużną ranę skrzywiła się. Krew ciagle się sączyła, a ona czuła, że jeszcze chwile i znowu odpłynie. Zanim jednak się to stało blondynka posłuchała słów kuzyna i wylała cały wywar na ranę zadaną nożem. Liczyła na to, że coś to da.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wylał wskazaną ilość eliksiru na ranę na ręce, później tę na twarzy, zakręcił fiolkę i wrzucił ją spowrotem do swojej torby. Ból minął niemal od razu, pieczenie ustało, a krew przestała się sączyć. Odetchnął z ulgą, czując jak częściowo wracają do niego siły. Podniósł się z ziemi, nie pierwszy raz doceniając w myślach fakt że jego przyjaciel jest uzdrowicielem, czy w tej sytuacji że po prostu mają uzdrowiciela w grupie. I, że to dziwne coś się wydarzyło. W jego głowie wciąż tkwiła myśl że ten wilkołak - realny czy nie - przed chwilą niemal go zabił. A ludzie dookoła wcale nie wyglądali lepiej.
Czując się już lepiej spojrzał na Alexa, kiedy ten mówił, chciał jakoś pomóc, nie miał jednak ze sobą nic z wymienionych eliksirów, a jego zdolności w tej chwili nie były raczej przydatne. Od zawsze zdecydowanie lepiej radził sobie z niszczeniem niż naprawami - i chyba ta zasada dotyczy też zdrowia.
- Spieprzyliśmy sprawę. - stwierdził na słowa Foxa. Z reguły był ostatnią osobą która mogłaby wysuwać pesymistyczne wnioski, jednak tak właśnie było. Zgubili dziewczynkę. Muszą ją odnaleźć, jednak czy zdążą?
Absurdalnie pomyślał w tej chwili o rozmowie sprzed jakichś czternastu lat. Może zakazy mają jednak jakiś sens? Nie skupiał jednak na tym myśli, nie mogąc przydać się w inny sposób postanowił że spróbuje dodać im sił po swojemu.
- Alex, czego tobie poszukać? - spytał widząc, że ten zbyt mocno skupia się na leczeniu innych, a sam za chwilę padnie na twarz. - Magicus Extremos.
Wypowiedział, wykonując wyćwiczony gest różdżką.
Czując się już lepiej spojrzał na Alexa, kiedy ten mówił, chciał jakoś pomóc, nie miał jednak ze sobą nic z wymienionych eliksirów, a jego zdolności w tej chwili nie były raczej przydatne. Od zawsze zdecydowanie lepiej radził sobie z niszczeniem niż naprawami - i chyba ta zasada dotyczy też zdrowia.
- Spieprzyliśmy sprawę. - stwierdził na słowa Foxa. Z reguły był ostatnią osobą która mogłaby wysuwać pesymistyczne wnioski, jednak tak właśnie było. Zgubili dziewczynkę. Muszą ją odnaleźć, jednak czy zdążą?
Absurdalnie pomyślał w tej chwili o rozmowie sprzed jakichś czternastu lat. Może zakazy mają jednak jakiś sens? Nie skupiał jednak na tym myśli, nie mogąc przydać się w inny sposób postanowił że spróbuje dodać im sił po swojemu.
- Alex, czego tobie poszukać? - spytał widząc, że ten zbyt mocno skupia się na leczeniu innych, a sam za chwilę padnie na twarz. - Magicus Extremos.
Wypowiedział, wykonując wyćwiczony gest różdżką.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
The member 'Bertie Bott' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 92
'k100' : 92
Naszyjnik ustąpił. Jego barwa zmieniła się. Ale poza tym, że Jamie zaczął nieco mniej przypominać trupa, nic się nie zmieniło.
- Nie rozumiem. Możesz go zjąć? - Zapytałem Wrighta, uważnie śledząc go wzrokiem - przebijaem go na wskroś, jabym starał upewnić się, że na pewno nic nie próbuje już odebrać mu życia. Spojrzałem na Garretta i Dumbledore'a, nawet nie starjc się pojąć, co takiego właśnie miało miejsce. Jak bliscy byliśmy śmierci, skoro widzieliśmy zmarłych?
- Kiedy byłem tam sam, spotkałem kobiety. Nie wiem, kim były. Ale potrzebowały pomocy. Chciały, abym naprawił anomalię. Użył mocy, którą przekazała nam Bathilda. - Spojrzałem na pozostałych; wszyscy lizali swoje rany. - Co widzieliście wy? Albo czego nie widzieliście? Nie znajdziemy Emmy, biegając po ognisku anomalii bez planu. - Zwróciłem się do wszystkich, powoli sięgając do przytroczonej do pasa fiolki z eliksirem wiggenowym. Odmierzyłem wysokość dwóch palców - szklana buteleczka posiadała w sobie nie mniej i nie więcej płynu, nic z resztą dziwnego, skoro wziąłem ją od Charlene, która jako alchemiczka pracująca w Mungu znała się na rzeczy. Wlałem w siebie eliksir, licząc, że nie będę musiał długo czekać na jego skutki. - Nie mam żadnego antidotum. - Zwróciłem się do Selwyna. Jeśli nie miał go nikt, będę musiał radzić sobie bez niego.
zużywam eliksir wiggenowy
- Nie rozumiem. Możesz go zjąć? - Zapytałem Wrighta, uważnie śledząc go wzrokiem - przebijaem go na wskroś, jabym starał upewnić się, że na pewno nic nie próbuje już odebrać mu życia. Spojrzałem na Garretta i Dumbledore'a, nawet nie starjc się pojąć, co takiego właśnie miało miejsce. Jak bliscy byliśmy śmierci, skoro widzieliśmy zmarłych?
- Kiedy byłem tam sam, spotkałem kobiety. Nie wiem, kim były. Ale potrzebowały pomocy. Chciały, abym naprawił anomalię. Użył mocy, którą przekazała nam Bathilda. - Spojrzałem na pozostałych; wszyscy lizali swoje rany. - Co widzieliście wy? Albo czego nie widzieliście? Nie znajdziemy Emmy, biegając po ognisku anomalii bez planu. - Zwróciłem się do wszystkich, powoli sięgając do przytroczonej do pasa fiolki z eliksirem wiggenowym. Odmierzyłem wysokość dwóch palców - szklana buteleczka posiadała w sobie nie mniej i nie więcej płynu, nic z resztą dziwnego, skoro wziąłem ją od Charlene, która jako alchemiczka pracująca w Mungu znała się na rzeczy. Wlałem w siebie eliksir, licząc, że nie będę musiał długo czekać na jego skutki. - Nie mam żadnego antidotum. - Zwróciłem się do Selwyna. Jeśli nie miał go nikt, będę musiał radzić sobie bez niego.
zużywam eliksir wiggenowy
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Słowa Bena, jakkolwiek nie wypełnione wulgaryzmami, dały dowód na słuszność przypuszczeń - obok znaleźli się Garrett i Dumbledore, wpędzając Susanne w większe zadumanie. Zmarszczyła lekko brwi, próbując wyobrazić sobie to miejsce. Prowadząc dłoń w powietrzu, stawiała niewielkie kroki, próbując natrafić na jakikolwiek punkt, ścianę, przeszkodę. Słuchała, co dzieje się wokół, docierały do niej brzęki szkła, syki, kolejne słowa, wskazówki Alexandra, który nie trzymał się wcale dobrze - nawet po głosie dało się to poznać, jeszcze nim zaczął bełkotać.
- I tobie, Alex - odpowiedziała w temacie leczenia patronusem, niezmiennie spokojnym głosem. Jemu był bardzo potrzebny - wtedy mógłby podjąć się leczenia innych zaklęciami. - Uleczcie go, bo wszyscy padniemy - zasugerowała, wzruszając ramionami. - Zaraz rozdam, co mogę - dopowiedziała krótko, kucając i sięgając do torby, tłumiąc w sobie westchnienie. Musiała wytężyć pamięć, a wciąż czuła obrażenia, doznane na krzesłach. Wyjmowała kolejne fiolki i pojemniczki.
- Maść na poparzenia dla Lucindy. W razie czego mam jeszcze jedną - powiedziała wyraźnie, wydobywając maść z kieszonki, w której trzymała specyfiki na ogień. Przeliczyła je na szybko, by na pewno się nie pomylić - zgadzało się. - Fiolka z czubatym korkiem... - mamrotała pod nosem. - Freddie, antidotum na niepowszechne trucizny, upewnij się na etykietce - poprosiła, choć była prawie pewna. Szukała dalej, zamierzając wymienić, co może i pomóc najbardziej jak mogła. - Mam też umm, pastę na odmrożenia - wystawiła słoiczek do przodu - wywar ze szczuroszczeta, złoty eliksir - na rany od czarnej magii. I volubilis na przywrócenie głosu - wymieniła wszystkie specyfiki lecznicze, które mogły mieć sens. Ożywiającego nie proponowała, bo wszyscy byli przytomni. Poczekała, by zainteresowani mogli wziąć, czego potrzebowali, po czym schowała nietknięte eliksiry z powrotem do torby. - Może ktoś z was ma eliksir natychmiastowej jasności? - zapytała, nie kryjąc nadziei w głosie.
Po słowach Lisa sama postanowiła podzielić się opowieścią o swojej wyprawie, starając się skrócić ją do minimum. - Emmę widziałam tylko na początku, wskazała mi drogę, ale mam wrażenie, że była tylko widziadłem... Trafiłam do pomieszczenia, w którym byliście wy wszyscy, mój brat, znajome osoby - zatrzymała się na moment, potrząsając głową, chcąc wyprzeć z pamięci dziwnie zachowującego się Bertiego. Zaczesała białe włosy za ucho. Przez to wszystko zaczynała wątpić, czy Zakonnicy wokół są tymi prawdziwymi. - Wygrałam puchar, ale sędzia, nazywał się Tamband, zabrał w zamian mój wzrok, a później... um, później mnie atakowaliście - wymamrotała, zaraz jednak podnosząc głowę - sądziła, że w stronę starszego profesora. Skąd się tu wzięli martwi? - Panie profesorze, Garry, czy jest szansa, że patronus przywróci mi wzrok? A może da się to odgonić, tak jak anomalie? - zapytała, nie chcąc odpuścić. Może była jakaś szansa. Nie mogła być kulą u nogi, na ślepo była potwornie ograniczona.
- Saxio - wymamrotała, kierując różdżkę na siebie. Celowanie w innych mogło być trudne. Nie wiedziała też, że zaklęcie zostało zdjęte z Lucindy i Jackie, ale wiedziała, że jeśli pomkną w nią zaklęcia, trudno będzie się bronić.
| przekazuję Lucy pastę na oparzenia, Foxowi antidotum, Jackie volubilis, jeśli zechce go wziąć; rzucam na siebie Saxio, domyślnie przekazywanie to nie akcja (?), ale jeśli jednak tak, to nie rzucam
- I tobie, Alex - odpowiedziała w temacie leczenia patronusem, niezmiennie spokojnym głosem. Jemu był bardzo potrzebny - wtedy mógłby podjąć się leczenia innych zaklęciami. - Uleczcie go, bo wszyscy padniemy - zasugerowała, wzruszając ramionami. - Zaraz rozdam, co mogę - dopowiedziała krótko, kucając i sięgając do torby, tłumiąc w sobie westchnienie. Musiała wytężyć pamięć, a wciąż czuła obrażenia, doznane na krzesłach. Wyjmowała kolejne fiolki i pojemniczki.
- Maść na poparzenia dla Lucindy. W razie czego mam jeszcze jedną - powiedziała wyraźnie, wydobywając maść z kieszonki, w której trzymała specyfiki na ogień. Przeliczyła je na szybko, by na pewno się nie pomylić - zgadzało się. - Fiolka z czubatym korkiem... - mamrotała pod nosem. - Freddie, antidotum na niepowszechne trucizny, upewnij się na etykietce - poprosiła, choć była prawie pewna. Szukała dalej, zamierzając wymienić, co może i pomóc najbardziej jak mogła. - Mam też umm, pastę na odmrożenia - wystawiła słoiczek do przodu - wywar ze szczuroszczeta, złoty eliksir - na rany od czarnej magii. I volubilis na przywrócenie głosu - wymieniła wszystkie specyfiki lecznicze, które mogły mieć sens. Ożywiającego nie proponowała, bo wszyscy byli przytomni. Poczekała, by zainteresowani mogli wziąć, czego potrzebowali, po czym schowała nietknięte eliksiry z powrotem do torby. - Może ktoś z was ma eliksir natychmiastowej jasności? - zapytała, nie kryjąc nadziei w głosie.
Po słowach Lisa sama postanowiła podzielić się opowieścią o swojej wyprawie, starając się skrócić ją do minimum. - Emmę widziałam tylko na początku, wskazała mi drogę, ale mam wrażenie, że była tylko widziadłem... Trafiłam do pomieszczenia, w którym byliście wy wszyscy, mój brat, znajome osoby - zatrzymała się na moment, potrząsając głową, chcąc wyprzeć z pamięci dziwnie zachowującego się Bertiego. Zaczesała białe włosy za ucho. Przez to wszystko zaczynała wątpić, czy Zakonnicy wokół są tymi prawdziwymi. - Wygrałam puchar, ale sędzia, nazywał się Tamband, zabrał w zamian mój wzrok, a później... um, później mnie atakowaliście - wymamrotała, zaraz jednak podnosząc głowę - sądziła, że w stronę starszego profesora. Skąd się tu wzięli martwi? - Panie profesorze, Garry, czy jest szansa, że patronus przywróci mi wzrok? A może da się to odgonić, tak jak anomalie? - zapytała, nie chcąc odpuścić. Może była jakaś szansa. Nie mogła być kulą u nogi, na ślepo była potwornie ograniczona.
- Saxio - wymamrotała, kierując różdżkę na siebie. Celowanie w innych mogło być trudne. Nie wiedziała też, że zaklęcie zostało zdjęte z Lucindy i Jackie, ale wiedziała, że jeśli pomkną w nią zaklęcia, trudno będzie się bronić.
| przekazuję Lucy pastę na oparzenia, Foxowi antidotum, Jackie volubilis, jeśli zechce go wziąć; rzucam na siebie Saxio, domyślnie przekazywanie to nie akcja (?), ale jeśli jednak tak, to nie rzucam
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 49
'k100' : 49
Oaza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda