Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Oaza
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oaza
Niedługo po przegnaniu z Azkabanu czarnoksięskiej mocy, na wyspie zaczęło budzić się życie. Drzewa wypuściły szybko, w kilka tygodni przypominając kilkunastoletnie olbrzymy, które rzucały cień na falujące w nadmorskiej wietrze wysokie trawy. Ogromna ilość białej magii wezbranej w tym miejscu zdawała się odżywiać rośliny, wspomagając ich rozrost. Właśnie między nimi wzniesiono pierwsze obozowisko gotowe na przyjęcie uchodźców pochodzących z niemagicznych rodzin, zmuszonych ukrywać się przed nienawistną władzą. Obozowisko nazwane zostało Oazą, przez wielu nazywanych Oazą Harolda lub Oazą Feniksa. Jeden z namiotów zajął zresztą sam Longbottom. Biała magia jest tu nie tylko wyczuwalna, ale i widoczna: jej moc krąży raz za czas pod postacią unoszących się w powietrzu bezpiecznych ciepłych ogników. Wydaje się, że naga ziemia na wyspie jest gorąca - dlatego nisko nad nią, poniżej kolan, na wilgotniejszych terenach wyspy unosi się gęsta mgła. Mówią, że za ten stan rzeczy odpowiadają ostatnie zdarzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Chłód pełznął po skórze, wlewał się w ciało i skuwał mięśnie w niemożliwy do poruszenia stop. Alexander próbował walczyć, jednak na próżno. Nie znajdował się już na dziwnym krześle w obcym pomieszczeniu - stał, zlany zimnym potem, patrząc się na potwora, który nawiedzał go w koszmarach. Farley naprawdę chciał coś zrobić, unosząc trzymaną w stalowym uścisku zbielałych palców różdżkę, składając usta w słowa inkantacji, jednak nie był wystarczająco szybki. Obca świadomość zdała się wnikać w niego, paraliżując młodzika całkowicie, posyłając go na kolana i pozostawiając na łasce zielonego promienia, który pomknął w jego kierunku i...
Alexander szarpnął się na krześle, jednak stalowe obręcze trzymały go w miejscu. Oddychał ciężko, a serce w piersi rwało się tak, jakby właśnie odbył długi i wycieńczający bieg. Przymknął oczy, słysząc znów głos. Farley próbował myśleć tak jasno, jak tylko był w stanie, oceniając prawdopodobieństwa i szanse. Benjamin jako pierwszy położył swoje życie na szali, więc czy powinni odebrać to jako wytyczne do działania? Alexander zacisnął mocno mięśnie żuchwy, wgniatając w siebie rzędy zębów. Lepiej by jeden cierpiał za wszystkich, czy wszyscy za jednego? Czy mogą sobie pozwolić na osłabienie całej drużyny, czy może lepszym rozwiązaniem było, żeby jedna osoba miała cierpieć za wszystkich?
Czuł presję czasu, rosnące obawy, że zawiedli tracąc Emmę, a w końcu czuł na sobie odpowiedzialność jak nigdy wcześniej. Od tych decyzji zależało powodzenie misji - nie mieli miejsca na błędy, a te wydawały się kryć za każdą z możliwych opcji. Ale, moment... to nie było jeden za wszystkich, to był jeden przeciw wszystkim. Alexander otworzył oczy, znów wbijając je w ścianę przed sobą. Nie, jeden przeciw wszystkim nie był dobrą do sprawdzenia na początku możliwością i dlatego w końcu podjął decyzję: wszyscy za jednego.
Może tak uda im się kogoś uratować. Kogo tak właściwie - tego nie wiedział. Nie wiedział tak naprawdę nic, poza tym, że musieli jak najszybciej się wyswobodzić, a próba zagrania w tę dziwaczną grę mogła być ich drogą do wolności. Głos nie brzmiał jednak na jego ucho na kogoś... zdrowego psychicznie. Zresztą, czy ktoś o klepkach na swoim miejscu bawił by się w taki sposób?
Alexander szarpnął się na krześle, jednak stalowe obręcze trzymały go w miejscu. Oddychał ciężko, a serce w piersi rwało się tak, jakby właśnie odbył długi i wycieńczający bieg. Przymknął oczy, słysząc znów głos. Farley próbował myśleć tak jasno, jak tylko był w stanie, oceniając prawdopodobieństwa i szanse. Benjamin jako pierwszy położył swoje życie na szali, więc czy powinni odebrać to jako wytyczne do działania? Alexander zacisnął mocno mięśnie żuchwy, wgniatając w siebie rzędy zębów. Lepiej by jeden cierpiał za wszystkich, czy wszyscy za jednego? Czy mogą sobie pozwolić na osłabienie całej drużyny, czy może lepszym rozwiązaniem było, żeby jedna osoba miała cierpieć za wszystkich?
Czuł presję czasu, rosnące obawy, że zawiedli tracąc Emmę, a w końcu czuł na sobie odpowiedzialność jak nigdy wcześniej. Od tych decyzji zależało powodzenie misji - nie mieli miejsca na błędy, a te wydawały się kryć za każdą z możliwych opcji. Ale, moment... to nie było jeden za wszystkich, to był jeden przeciw wszystkim. Alexander otworzył oczy, znów wbijając je w ścianę przed sobą. Nie, jeden przeciw wszystkim nie był dobrą do sprawdzenia na początku możliwością i dlatego w końcu podjął decyzję: wszyscy za jednego.
Może tak uda im się kogoś uratować. Kogo tak właściwie - tego nie wiedział. Nie wiedział tak naprawdę nic, poza tym, że musieli jak najszybciej się wyswobodzić, a próba zagrania w tę dziwaczną grę mogła być ich drogą do wolności. Głos nie brzmiał jednak na jego ucho na kogoś... zdrowego psychicznie. Zresztą, czy ktoś o klepkach na swoim miejscu bawił by się w taki sposób?
- Wynik mówi za siebie, jeden przeciw wszystkim odważnie wystąpił,
Jednak tylko on wie właściwie, dlaczego tak postąpił
Samolubność, czy poświęcenie? Kto to wie prawdzie.
Jedno jest pewne, za jego wolność, reszta zapłaci i może nie zginie.
Głos potoczył się po sali, jak zwykle docierał do was z każdej ze stron i gdy zamilkł dwie rzeczy stały się jednocześnie.
Wszyscy którzy pozostali na krzesłach ponownie poczuli rozchodzący się od stalowych obręczy przy głowach chłód, a chwilę później uderzył w nich potworny, niszczący ból. Jego ogrom trudny był do zrozumienia i opanowania. Zaburzał myślenie, zaburzał pojęcie rzeczywistości, doprowadzał na skraj poczytalności. Pragnęliście, by dobiegł końca, by skończył się choć na chwilę i pozwolił wam na odpoczynek. Ten jednak trwał, okrutnie, nieprzerwanie, wyginając wasze ciała w spazmatycznym bólu na krzesłach, których pozostaliście więźniami. Każdy, kto kiedykolwiek padł ofiarom zaklęcia Cruciatus, wiedział, że to, co przynosiły im obręcze, działało podobnie jego ono. Podejrzewali to również Jackie i Fred.
W tym samym momencie krzesło Benjamina zniknęło, upadł na kamienna posadzkę, zadzierając głowę do góry widział swoich towarzyszy cierpiących, uginających się pod ogromem bólu, który zadawały im krzesła, na których nadal pozostawali. Teraz, już wolny, był w stanie dostrzec że pokój składał się z sześciu ścian, łączących się ze sobą. Na każdej wymalowana była jedna runa, jednak nie znał znaczenia żadnej z nich. Za krzesłami, niewidoczne dla oczu reszty zakonników znajdowało się coś na zasadzie kamiennego sześciościanu, wysokiego na około metr i posiadającego niecałe pół metra szerokości wzdłuż i wszerz. Na nim znajdował się tylko jeden przedmiot. Złoty gruby naszyjnik, który uniósł się do góry od razu, gdy Benjamin uderzył o posadzkę. Pomknął w jego kierunku szybko, sprawnie mknąc ku jego szyi, na której się zacisnął. Gwardzista niewiele był w stanie dostrzec w ułamku sekundy które miał dostrzegł, że naszyjnik wygląda podobnie do tego, który widział wcześniej na rysunku Emmy. W tym jednak brakowało kamieni. Nie dostrzegł run, możliwe, że był zbyt małe, możliwe, że w ogóle ich nie było. Wright poczuł, jak niewielkie, krótkie igiełki wbijają się w jego skórę niczym zęby, krwiożerczego zwierzęcia. Gdy spróbuje, zrozumie, że nie da się zerwać naszyjnika siłą.
W momencie, w którym magiczny przedmiot zacisnął się na jego gardle, zniknęły pozostałe krzesła. Zakonnicy zwalili się na posadzkę obok Benjamina. Podłoga pod ich stopami zadrżała, zadrżały też ściany. Na każdej ze ścian powoli zaczynała tworzyć się dziura. Jedna cegła ustępowała drugiej tworząc coś w rodzaju przejścia, zniknęły wielkie wymalowane runy, zamiast tego nad stworzonym przejściem pojawił się mniejsze, dokładnie te same co wcześniej. Możliwe, że znak znajdował się po drugiej stronie cegły.
Do Benjamina wszystko to docierało jakby z oddali. Czuł, że utrzymanie własnej jaźni, przytomności zaczyna sprawiać mu coraz większe trudności, a przedmiot odbiera mu siły. Jakby coś zaczynało coraz silniej zgarniać jego świadomość. Tylko dzięki wysokiej odporności magicznej ledwie dostrzegł spadających zakonników, jego spojrzenie zaszło mgłą, a oczom ukazała się sylwetka. Stała przed nim, na razie plecami. Trochę jeszcze niewyraźna, pół materialna.
- Oh, klawo. - mruknęła postać i Wright usłyszał jak tubalny ton, taki sam jak jego rozchodzi się po sali. Postać podniosła lewą rękę i obejrzała ją, zaciskając dłoń w pięść. W prawej trzymała różdżkę. Odwróciła w kierunku Gwardzisty i wtedy ten mógł dostrzec jak jego własna twarz patrzy na niego. W jego - nie jego spojrzeniu było jednak coś innego, coś złowrogiego. - Dobre, mocne ciało. Lord będzie zadowolony. - mruknął do siebie by zaraz podnieść wzrok na Benjamina i uśmiechnąć się w jego kierunku drapieżnie, jakby nie patrzył na człowieka, a zwierzynę do upolowania. Zrzucił z siebie kurtkę, a później podwinął rękawy. - Opór jest daremny, z każdą chwilą będę coraz silniejszy. - powiedziała postać zbliżając się w jego kierunku powoli, spokojnie, nie zdejmując spojrzenia z gwardzisty.
Nikt z pozostałych zakonników nie widział tego, co Benjamin. Fred i Jackie wiedzieli, że naszyjnik to czarnomagiczny przedmiot. Widzieli go kiedyś w jednym z raportów, jednak jego działanie nie zostało w nim ujęte. Alexander, jeśli podejdzie i sprawdzi będzie w stanie stwierdzić, że metal jest zrośnięty z ciałem Benjamina, próba ściągnięcia go siłą lub zaklęciem, doprowadzi do śmierci nosiciela.
Zapadła cisza, poza wami w pomieszczeniu nie było nikogo. Lucinda i Alex dostrzegli jako pierwsi dostrzegli dziewczynkę. Emma przebiegła w wejściu nad którym widniało Ehwaz znikając w ciemnościach. To samo zdawało się dziać w innych wejściach, w jednym po drugim pokazywała się zaraz jednak wchodząc w ich głąb. W wejściu z Ansuz dostrzegli ją Jackie Fred i Alex, w Algaiz Jackie znów złapała jej sylwetkę razem z Fredem i Bertiem. Cukiernik chwilę później dostrzegł ją też w Wunjo wraz z Susanne. W ostatnim wejściu - Raidsho zobaczyły je Susanne z Lucindą. Wszyscy poza Benem dostrzegli Emmę, znajdowała się w wejściu nad którym znajdowała się runa Nauthiz. Obróciła się i pobiegła w głąb tak, jak czyniła to w innych wejściach.
Nie mieliście czasu, zrozumieliście to po chwili ciszy, którą znów wypełniło stukanie cegieł. Przejścia powoli zamykały się, musieliście wybrać. Musieliście wybrać i to natychmiast.
W tej turze możecie poruszać się po pomieszczeniu o dowolną ilość pól, jeśli nie wykonujecie żadnej akcji.
Przy wykonywaniu jakiejś akcji poruszacie się zgodnie z mechaniką.
Naszyjnik odebrał 20PŻ w tej turze
Gdyby coś się nie zgadzało na mapie, krzyczcie i tykajcie
Działające zaklęcia:
-
Na odpis czekam do: 14.05.do godziny 16:00
od tego momentu obowiązuje was kość Anomalie - Azkaban
Bardzo mocno, gorąco i najpiękniej na świecie proszę o to, żeby postarać się o nie odpisywanie w ostatnim momencie.
Jednak tylko on wie właściwie, dlaczego tak postąpił
Samolubność, czy poświęcenie? Kto to wie prawdzie.
Jedno jest pewne, za jego wolność, reszta zapłaci i może nie zginie.
Głos potoczył się po sali, jak zwykle docierał do was z każdej ze stron i gdy zamilkł dwie rzeczy stały się jednocześnie.
Wszyscy którzy pozostali na krzesłach ponownie poczuli rozchodzący się od stalowych obręczy przy głowach chłód, a chwilę później uderzył w nich potworny, niszczący ból. Jego ogrom trudny był do zrozumienia i opanowania. Zaburzał myślenie, zaburzał pojęcie rzeczywistości, doprowadzał na skraj poczytalności. Pragnęliście, by dobiegł końca, by skończył się choć na chwilę i pozwolił wam na odpoczynek. Ten jednak trwał, okrutnie, nieprzerwanie, wyginając wasze ciała w spazmatycznym bólu na krzesłach, których pozostaliście więźniami. Każdy, kto kiedykolwiek padł ofiarom zaklęcia Cruciatus, wiedział, że to, co przynosiły im obręcze, działało podobnie jego ono. Podejrzewali to również Jackie i Fred.
W tym samym momencie krzesło Benjamina zniknęło, upadł na kamienna posadzkę, zadzierając głowę do góry widział swoich towarzyszy cierpiących, uginających się pod ogromem bólu, który zadawały im krzesła, na których nadal pozostawali. Teraz, już wolny, był w stanie dostrzec że pokój składał się z sześciu ścian, łączących się ze sobą. Na każdej wymalowana była jedna runa, jednak nie znał znaczenia żadnej z nich. Za krzesłami, niewidoczne dla oczu reszty zakonników znajdowało się coś na zasadzie kamiennego sześciościanu, wysokiego na około metr i posiadającego niecałe pół metra szerokości wzdłuż i wszerz. Na nim znajdował się tylko jeden przedmiot. Złoty gruby naszyjnik, który uniósł się do góry od razu, gdy Benjamin uderzył o posadzkę. Pomknął w jego kierunku szybko, sprawnie mknąc ku jego szyi, na której się zacisnął. Gwardzista niewiele był w stanie dostrzec w ułamku sekundy które miał dostrzegł, że naszyjnik wygląda podobnie do tego, który widział wcześniej na rysunku Emmy. W tym jednak brakowało kamieni. Nie dostrzegł run, możliwe, że był zbyt małe, możliwe, że w ogóle ich nie było. Wright poczuł, jak niewielkie, krótkie igiełki wbijają się w jego skórę niczym zęby, krwiożerczego zwierzęcia. Gdy spróbuje, zrozumie, że nie da się zerwać naszyjnika siłą.
W momencie, w którym magiczny przedmiot zacisnął się na jego gardle, zniknęły pozostałe krzesła. Zakonnicy zwalili się na posadzkę obok Benjamina. Podłoga pod ich stopami zadrżała, zadrżały też ściany. Na każdej ze ścian powoli zaczynała tworzyć się dziura. Jedna cegła ustępowała drugiej tworząc coś w rodzaju przejścia, zniknęły wielkie wymalowane runy, zamiast tego nad stworzonym przejściem pojawił się mniejsze, dokładnie te same co wcześniej. Możliwe, że znak znajdował się po drugiej stronie cegły.
Do Benjamina wszystko to docierało jakby z oddali. Czuł, że utrzymanie własnej jaźni, przytomności zaczyna sprawiać mu coraz większe trudności, a przedmiot odbiera mu siły. Jakby coś zaczynało coraz silniej zgarniać jego świadomość. Tylko dzięki wysokiej odporności magicznej ledwie dostrzegł spadających zakonników, jego spojrzenie zaszło mgłą, a oczom ukazała się sylwetka. Stała przed nim, na razie plecami. Trochę jeszcze niewyraźna, pół materialna.
- Oh, klawo. - mruknęła postać i Wright usłyszał jak tubalny ton, taki sam jak jego rozchodzi się po sali. Postać podniosła lewą rękę i obejrzała ją, zaciskając dłoń w pięść. W prawej trzymała różdżkę. Odwróciła w kierunku Gwardzisty i wtedy ten mógł dostrzec jak jego własna twarz patrzy na niego. W jego - nie jego spojrzeniu było jednak coś innego, coś złowrogiego. - Dobre, mocne ciało. Lord będzie zadowolony. - mruknął do siebie by zaraz podnieść wzrok na Benjamina i uśmiechnąć się w jego kierunku drapieżnie, jakby nie patrzył na człowieka, a zwierzynę do upolowania. Zrzucił z siebie kurtkę, a później podwinął rękawy. - Opór jest daremny, z każdą chwilą będę coraz silniejszy. - powiedziała postać zbliżając się w jego kierunku powoli, spokojnie, nie zdejmując spojrzenia z gwardzisty.
Nikt z pozostałych zakonników nie widział tego, co Benjamin. Fred i Jackie wiedzieli, że naszyjnik to czarnomagiczny przedmiot. Widzieli go kiedyś w jednym z raportów, jednak jego działanie nie zostało w nim ujęte. Alexander, jeśli podejdzie i sprawdzi będzie w stanie stwierdzić, że metal jest zrośnięty z ciałem Benjamina, próba ściągnięcia go siłą lub zaklęciem, doprowadzi do śmierci nosiciela.
Zapadła cisza, poza wami w pomieszczeniu nie było nikogo. Lucinda i Alex dostrzegli jako pierwsi dostrzegli dziewczynkę. Emma przebiegła w wejściu nad którym widniało Ehwaz znikając w ciemnościach. To samo zdawało się dziać w innych wejściach, w jednym po drugim pokazywała się zaraz jednak wchodząc w ich głąb. W wejściu z Ansuz dostrzegli ją Jackie Fred i Alex, w Algaiz Jackie znów złapała jej sylwetkę razem z Fredem i Bertiem. Cukiernik chwilę później dostrzegł ją też w Wunjo wraz z Susanne. W ostatnim wejściu - Raidsho zobaczyły je Susanne z Lucindą. Wszyscy poza Benem dostrzegli Emmę, znajdowała się w wejściu nad którym znajdowała się runa Nauthiz. Obróciła się i pobiegła w głąb tak, jak czyniła to w innych wejściach.
Nie mieliście czasu, zrozumieliście to po chwili ciszy, którą znów wypełniło stukanie cegieł. Przejścia powoli zamykały się, musieliście wybrać. Musieliście wybrać i to natychmiast.
W tej turze możecie poruszać się po pomieszczeniu o dowolną ilość pól, jeśli nie wykonujecie żadnej akcji.
Przy wykonywaniu jakiejś akcji poruszacie się zgodnie z mechaniką.
Naszyjnik odebrał 20PŻ w tej turze
- Mapa:
Gdyby coś się nie zgadzało na mapie, krzyczcie i tykajcie
Działające zaklęcia:
-
Na odpis czekam do: 14.05.do godziny 16:00
od tego momentu obowiązuje was kość Anomalie - Azkaban
- Żywotność:
- Benjamin 290/370 -10 [15(elektryczne), 30(psychiczne), 20(osłabienie)]
Frederick 190/270 -15 [15(elektryczne) 30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Alexander 155/220 -15 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Bertie 130/220, -20 [15(elektryczne), 40(cięta/szarpane), 35(psychiczne)]
Lucinda 181/181 → 207/272 -10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Jackie 211/211 → 252/317-10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Susanne 165/230 -10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
- Ekwipunek:
Ben: usterko dwukierunkowe (z Samuelem), - Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcje, stat. 20)
- Kameleon, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir kociego kroku, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
- przedmioty z bonusami, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 5), maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21), Eliksir garota (1 porcje, stat. 21), propeller żądlibąkowy x2; oprócz tego paczka papierosów, piersiówka Bez Dna
Frederick: Różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, bransoletka z włosem syreny (+3 do zwinności), fluoryt (+1 do OPCM)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 0)
- wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Wężowe usta (1 porcje, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10)
- Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Alexander: różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, czerwony kryształ, fluoryt, bransoleta z włosów syreny, tabliczka czekolady, butelka wody.
Torba z eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 0)
- eliksir kociego wzroku (2 porcje, stat. 23, moc = 104)
- eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 5)
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 5)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 23)
- złoty eliksir (3 porcje, stat. 23, moc = 108)
- eliksir niezłomności (3 porcje, stat. 23, moc = 106)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
- eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje, stat. 7)
- eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- eliksir wzmacniający krew (1 porcja, stat. 7)
Bertie: brosza z alabastrowym jednorożcem, propeller żądlibąkowy, czosnkowy amulet, wabik na wilkołaki, różdżka mugolskie bzdety: scyzoryk, zapalniczka, latarka,
eliksir niezłomności (stat. 0),
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30)
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30, moc +10)
eliksir ożywiający stat. 15
Lucinda: eliksir znieczulający od Asbjorna (1), eliksir wzmacniający krew. eliksir kociego kroku (1), eliksir niezłomności (1), antidotum podstawowe (1), różdżkę.
Jackie: różdżkę, 4 tabliczki czekolady,amulet z jeleniego poroża (przekazany Emmie), maść z wodnej gwiazdy (stat. 15, 2 porcje), eliksir kociego kroku (stat. 15, 3 porcje), eliksir Garota (2 porcje, stat. 29), eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 0)
Susanne: miotła dobrej jakości(Frederica - w torbie) różdżka, fluoryt, koral zmiennokształtny, magiczna torba i w niej: miotła (zwykła) oraz miotła Foxa, zawinięty i zabezpieczony nóż (bez bonusów, nie ze sklepiku MG), lina, woda w szklanej butelce, siedem pustych fiolek, woreczek z ciasteczkami, tabliczka czekolady, notatnik, pióro oraz eliksiry:
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na odmrożenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Czyścioszek (1 porcja, stat. 5)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
- Złoty eliksir (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir Garota (1 porcja)
- Eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 35, moc +5)
- Antidotum podstawowe (stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir kociego kroku x1 (stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności x1 (stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku x1 (stat. 23, moc = 104)
- Eliksir byka (2 porcje, stat. 30, moc +10)
- Eliksir lodowego płaszcza (2 porcje, stat. 30)
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir volubilis (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 15)
- Eliksir ochrony (2 porcje, stat. 30)
- Tabela żywotności Lucindy:
Żywotność
Wartość żywotności postaci: 272żywotność zabronione kara wartość 81-90% brak -5 220 - 244 71-80% brak -10 193 - 219 61-70% brak -15 165 - 192 51-60% potężne ciosy w walce wręcz -20 138 - 164 41-50% silne ciosy w walce wręcz -30 111 - 137 31-40% kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz -40 84 - 110 21-30% uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 -50 57 - 83 ≤ 20% teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz -60 ≤ 56 10 PŻ Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). -70 1 - 10 0 Utrata przytomności
- Żywotność Jackie:
Żywotność
Wartość żywotności postaci: 317żywotność zabronione kara wartość 81-90% brak -5 256 - 285 71-80% brak -10 225 - 255 61-70% brak -15 193 - 224 51-60% potężne ciosy w walce wręcz -20 161 - 192 41-50% silne ciosy w walce wręcz -30 129 - 160 31-40% kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz -40 98 - 128 21-30% uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 -50 66 - 97 ≤ 20% teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz -60 ≤ 65 10 PŻ Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). -70 1 - 10 0 Utrata przytomności
Bardzo mocno, gorąco i najpiękniej na świecie proszę o to, żeby postarać się o nie odpisywanie w ostatnim momencie.
Początkowo myślał, że nic się nie zmieniło, ale stan frustracji trwał zaledwie sekundę. Później - lądował na kamiennej podłodze, zdezorientowany i skołowany, próbując szybko rozejrzeć się po otoczeniu. Nie zdążył zareagować, gdy złoty naszyjnik przelewitował blisko niego, zaciskając się boleśnie na szyi. Poczuł drobne ukłucia, jakby podgryzała go setka morderczych mrówek, przypadkiem zaplątujących się w jego brodzie. - Co do... - warknął, ale wątpliwa ozdoba utrudniała mówienie: a to, co zobaczył kilka sekund później, całkowicie odebrało mu mowę. Spoglądał bowiem na siebie, na własną twarz, na sylwetkę, najpierw rozmytą, ale później coraz bardziej realną. - Kim jesteś? Mówisz o tym lordzie voldetorcie? - Chciał roześmiać się z pogardą, lecz coś mu nie wyszło; na moment oderwał wzrok od nieznajomego, przenosząc go na uwolnionych Zakonników. Świat wokół rozmywał się, topniał, mętniał; zachwiał się lekko, odruchowo zaciskając dłonie na naszyjniku, ciągle pętającym jego szyję. - Jest tu jakiś typ...wygląda jak ja. Nie wierzcie mu...mi, nie wiem, co kombinuje...Fox, pamiętaj, o czym wiesz tylko ty i ja! - powiedział szybko, głośno, obawiając się, że to coś, co wysysało z niego siły, mogło podszyć się pod niego. - Divirgento! - spróbował po chwili, mająć nadzieję, że udane zaklęcie zakończy nacisk naszyjnika na szyję; rozejrzał się pomiędzy Zakonnikami i otwierającymi się przejściami, próbując dostrzec w nich Emmę. - Znajdźcie dziewczynkę - dodał ochrypłym tonem.
| nie wiem czy mogę, ale rzucam
| nie wiem czy mogę, ale rzucam
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 38
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Podjęcie decyzji nie mogło być łatwe tym bardziej, że nie wiedziała jaki może być jej rezultat. Nie mogli jednak dłużej już zwlekać. Za każdym razem gdy próbowali igrać z losem ten pokazywał im, że nie tędy droga. Ktoś musiał się poświęcić i blondynka wiedziała już po słowach gwardzistów, kto to będzie. Mogła zadecydować tylko tak by to poświęcenie nie skończyło się śmiercią ich wszystkich.
Czując przeraźliwy ból błagała w myślach, żeby to się już skończyło. Błagała, żeby ten kto się nad nimi znęcał po prostu przestał. To była część zabawy? Sen małej Emmy? Nawet nie potrafiła skupić się na tym by racjonalnie na to odpowiedzieć. Ból był z byt silny, burzący każdą myśl, mieszający w świadomości.
Kiedy już myślała, że to się nigdy nie skończy nagle znalazła się na podłodze, a krzesła zniknęły. Lucinda podniosła się szybko na nogi i rozejrzała się po otoczeniu. Wszystko zaczęło się zmieniać, a naszyjnik, który jeszcze chwile wcześniej widziała na rysunku dziewczynki teraz znajdował się na szyi Wrighta. Blondynka przeniosła spojrzenie na ujawniające się w ścianach przejścia i coś zrozumiała. - Jeżeli te same runy znajdują się na naszyjniku co na ścianie to prawdopodobnie właśnie odbierają Benowi wszystkie siły. Możliwe, że jeśli znajdziemy kamienie i ułożymy je w odpowiedni sposób to uda nam się to zatrzymać. - powiedziała od razu kierując wzrok na rozłożenie run. - Słuchajcie – zaczęła. - Ehwaz to chaos i używa jej się przy klątwie, która ma wyniszczyć organizm. Ansuz to blokada drogi lub przejścia, ale może też blokować człowieka, używana by pętać ruchy. Nauthiz… runa losu i potrzeby, która mówi, że ten kto akceptuje cierpienie pozna smak wybawienia i siły, ale odwrócona oznacza ciężki czas, a powodować może nawet chorobę i niezgodę. Raidho to krwawa runa, używana do klątw mających spowodować cierpienie, ale sama oznacza nieporozumienie. Wunjo oznacza kłopoty, pecha, wpływa na los i krzyżuje plany. Algiz przynosi pecha, zazdrość i nieszczęście, a przede wszystkim świadczy o niebezpieczeństwie. Bierzecie to pod uwagę. - dodała jeszcze po krótkim opisaniu każdej z run.
Blondynka pierwszy raz zobaczyła Emmę w przejściu oznaczonym runą ehwaz i od razu chciała tam ruszyć, ale po chwili dziewczynka pojawiła się ponownie w kolejnym przejściu. Nie czekając już wtedy ruszyła w stronę Raidho chcąc przekroczyć przejście zanim to się zamknie. W końcu to tam właśnie ją widziała i chciała ją ratować. Chciała ratować ją i Bena, ale to wszystko wydawało się być całkowicie pokręcone.
/ jeżeli mogę to biegnę ile sił w nogach do Raidho
Czując przeraźliwy ból błagała w myślach, żeby to się już skończyło. Błagała, żeby ten kto się nad nimi znęcał po prostu przestał. To była część zabawy? Sen małej Emmy? Nawet nie potrafiła skupić się na tym by racjonalnie na to odpowiedzieć. Ból był z byt silny, burzący każdą myśl, mieszający w świadomości.
Kiedy już myślała, że to się nigdy nie skończy nagle znalazła się na podłodze, a krzesła zniknęły. Lucinda podniosła się szybko na nogi i rozejrzała się po otoczeniu. Wszystko zaczęło się zmieniać, a naszyjnik, który jeszcze chwile wcześniej widziała na rysunku dziewczynki teraz znajdował się na szyi Wrighta. Blondynka przeniosła spojrzenie na ujawniające się w ścianach przejścia i coś zrozumiała. - Jeżeli te same runy znajdują się na naszyjniku co na ścianie to prawdopodobnie właśnie odbierają Benowi wszystkie siły. Możliwe, że jeśli znajdziemy kamienie i ułożymy je w odpowiedni sposób to uda nam się to zatrzymać. - powiedziała od razu kierując wzrok na rozłożenie run. - Słuchajcie – zaczęła. - Ehwaz to chaos i używa jej się przy klątwie, która ma wyniszczyć organizm. Ansuz to blokada drogi lub przejścia, ale może też blokować człowieka, używana by pętać ruchy. Nauthiz… runa losu i potrzeby, która mówi, że ten kto akceptuje cierpienie pozna smak wybawienia i siły, ale odwrócona oznacza ciężki czas, a powodować może nawet chorobę i niezgodę. Raidho to krwawa runa, używana do klątw mających spowodować cierpienie, ale sama oznacza nieporozumienie. Wunjo oznacza kłopoty, pecha, wpływa na los i krzyżuje plany. Algiz przynosi pecha, zazdrość i nieszczęście, a przede wszystkim świadczy o niebezpieczeństwie. Bierzecie to pod uwagę. - dodała jeszcze po krótkim opisaniu każdej z run.
Blondynka pierwszy raz zobaczyła Emmę w przejściu oznaczonym runą ehwaz i od razu chciała tam ruszyć, ale po chwili dziewczynka pojawiła się ponownie w kolejnym przejściu. Nie czekając już wtedy ruszyła w stronę Raidho chcąc przekroczyć przejście zanim to się zamknie. W końcu to tam właśnie ją widziała i chciała ją ratować. Chciała ratować ją i Bena, ale to wszystko wydawało się być całkowicie pokręcone.
/ jeżeli mogę to biegnę ile sił w nogach do Raidho
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Wierszyk zmusił Susanne do wytężenia wzroku, wprowadzając ciało w stan jeszcze wyższej czujności, powoli odzyskiwanej po strasznej wizji - powiodła spojrzeniem wokół, szukając źródła dźwięku, choć zdawała się wiedzieć doskonale, że kryje się ono poza zasięgiem źrenic. Zdołała tylko spiąć mięśnie, gdy usłyszała o zapłacie, wtem ciało przeszedł chłód, zapowiedź agonii - w następnych chwilach czuła wyłącznie ból, okropny, potężny, rozchodzący się po całym ciele, przenikający na wskroś. Trwał długo, zbyt długo, by próbowała poddać go później rachunkom - gdyby nie uczucie spadania, dosyć znajome, teraz niejako wybudzające z koszmaru, nie zorientowałaby się nawet, że ląduje na posadzce - uderzenie przy wcześniejszych torturach okazało się prawie nieodczuwalne. Pozwoliła sobie na obserwację otoczenia z kucek, nie chcąc podrywać się od razu do pionu, zamiast tego przytrzymując dłonie przy drżącej podłodze - najpierw spojrzenie przykuł Ben oraz zaciśnięte na szyi złoto, które zaskoczyło ją zdecydowanie mniej, niż powinno - lecz było to tylko złoto, żadnych kamieni, żadnych kryształów - może zostały od naszyjnika odłączone i powinny tam wrócić? Może każde przejście chroniło moc każdego z nich, pieczętując odwróconą runą? - myślała, rozglądając się po otwierających się przejściach. Selwyn zdawała się podzielać tę wizję, zaś słowa Benjamina okazały się mocno niepokojące, musieli się spieszyć. Słuchała prędko wypowiadanych słów Lucindy, rozglądając się - Emma! - mruknęła wyraźnie, choć nie krzyczała, gdy wyłapała sylwetkę dziewczynki w przejściu oznaczonym Wunjo. Stała już na nogach, gotowa do prędkiej reakcji. Później zguba mignęła jej jeszcze w Raidho, na koniec - Nauthiz. Nie mogła być, u licha, wszędzie na raz. Nie mogli zignorować żadnego z korytarzy.
- Biorę Wunjo - oznajmiła krótko, zrywając się z miejsca i pędząc od razu w tamtą stronę. Musiała zdążyć, wolała też nie myśleć na zaś - że będą zdani tylko na siebie, że mogą zawieść, że wejścia zamkną się za plecami.
| chcę wejść w korytarz z Wunjo
- Biorę Wunjo - oznajmiła krótko, zrywając się z miejsca i pędząc od razu w tamtą stronę. Musiała zdążyć, wolała też nie myśleć na zaś - że będą zdani tylko na siebie, że mogą zawieść, że wejścia zamkną się za plecami.
| chcę wejść w korytarz z Wunjo
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
Ból i okrutne wrażenie niemocy wszczepiło się w moje ciało; przez chwilę miałem wrażenie, że to już koniec - że za chwilę wszyscy umrzemy, a misja zakończy się niepowodzeniem. Zderzenie z podłożem uświadomiło mnie, że padłem ofiarą cruciatusa - my wszyscy. Musiało jednak udać się nam dokonać wyboru - obręcz, która widniała na szyi Benjamina do złudzenia przypominała naszyjnik, który widzieliśmy na rysunkach.
Skinąłem głową na słowa Wrighta. Był w niebezpieczeństwie - jednak to Emma była najważniejsza. Ujrzałem ją w kilku miejscach - wbiegającą do tuneli naznaczonych różnymi runami. Mogła być wszędzie.
- Rozdzielamy się. - Nie było innego wyjścia.
Chciałem pomóc Wrightowi. Zmniejszyć jego cierpienia. Widział postać - to mogło być działanie przeklętego przedmiotu, ale równie dobrze zaklęcia. Spojrzałem na niego krótko - obaj znaliśmy cenę, jaką mogło przyjść nam zapłacić za powodzenie tej misji. A później spiąłem mięśnie i pomimo bólu bez wahania pobiegłem w stronę przejścia nad którym widniała jedna z run - Nauthiz. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą widziałem Emmę.
wybieram się w przejście oznaczone Nauthiz
Skinąłem głową na słowa Wrighta. Był w niebezpieczeństwie - jednak to Emma była najważniejsza. Ujrzałem ją w kilku miejscach - wbiegającą do tuneli naznaczonych różnymi runami. Mogła być wszędzie.
- Rozdzielamy się. - Nie było innego wyjścia.
Chciałem pomóc Wrightowi. Zmniejszyć jego cierpienia. Widział postać - to mogło być działanie przeklętego przedmiotu, ale równie dobrze zaklęcia. Spojrzałem na niego krótko - obaj znaliśmy cenę, jaką mogło przyjść nam zapłacić za powodzenie tej misji. A później spiąłem mięśnie i pomimo bólu bez wahania pobiegłem w stronę przejścia nad którym widniała jedna z run - Nauthiz. Tam, gdzie jeszcze przed chwilą widziałem Emmę.
wybieram się w przejście oznaczone Nauthiz
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Kilka słów i nagle pojawił się ból. Ból był potworny, Bertie nigdy wcześniej się z czymś takim nie spotkał. Próbował się szarpać, wić, poruszyć jakkolwiek, a brak możliwości była jeszcze większą torturą. Miał wrażenie, że ciągnie się i ciągnie bez końca, miał wrażenie że to się nigdy nie skończy, ale w tej chwili ból ustąpił. Jeszcze przez chwilę był otumaniony, rozglądał się dookoła starając się zrozumieć co się dzieje. Przed nimi leżał Ben z czymś dziwnym na szyi. Zachowywał się dziwnie. Bertie podniósł się słuchając jego słów - jeśli jest tu ktoś lub coś co może ich imitować, mogą mieć poważny problem, choć wszystko wskazywało na to, że to ma raczej związek z tym naszyjnikiem.
No i co ważniejsze - Emma. Emma pojawiła się w dwóch wejściach, a wyglądało na to że inni widzieli ją także w innych. Są połączone? Czy to tylko iluzja? Nie miał pojęcia, jednak musieli ruszać, byle szybciej. Musieli ją odszukać.
- Emma! - zawołał. Miał nadzieję że zdołał zdobyć choć trochę zaufania dziewczynki. - Biorę pech.
Powiedział po wyjaśnieniach Lucindy z przeświadczeniem, że jeśli któreś z wymienionych zagrożeń jest czymś z czym da radę to właśnie jest to pech, zazdrość i nieszczęście. Cokolwiek tam będzie, wierzył że ma z tym szansę. Wszyscy z resztą muszą dać radę, mają tu misję do wykonania.
- Algiz - dodał dla jasności, po czym ruszył we właściwą stronę ile sił w nogach. Musi ją odnaleźć.
|chcę wejść w przejście oznaczone runą Algiz
No i co ważniejsze - Emma. Emma pojawiła się w dwóch wejściach, a wyglądało na to że inni widzieli ją także w innych. Są połączone? Czy to tylko iluzja? Nie miał pojęcia, jednak musieli ruszać, byle szybciej. Musieli ją odszukać.
- Emma! - zawołał. Miał nadzieję że zdołał zdobyć choć trochę zaufania dziewczynki. - Biorę pech.
Powiedział po wyjaśnieniach Lucindy z przeświadczeniem, że jeśli któreś z wymienionych zagrożeń jest czymś z czym da radę to właśnie jest to pech, zazdrość i nieszczęście. Cokolwiek tam będzie, wierzył że ma z tym szansę. Wszyscy z resztą muszą dać radę, mają tu misję do wykonania.
- Algiz - dodał dla jasności, po czym ruszył we właściwą stronę ile sił w nogach. Musi ją odnaleźć.
|chcę wejść w przejście oznaczone runą Algiz
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Nerwowe oczekiwanie na słowa było jedynym, co stanowiło sens ich tkwienia w tych makabrycznych krzesłach. Wierszyki były czymś, co lubił, jednak w tej chwili zdecydowanie bardziej wolałby ciszę i zgoła inne okoliczności. Nie miał jednak wyboru poza biernym słuchaniem, kiedy wbijał spojrzenie w runę przed sobą. W końcu jednak przyszedł chłód, a wraz z nim - cierpienie. Alexander próbował krzyknąć, lecz głos uwiązł mu w gardle spętany bólem wykrzywiającym twarz i wykręcającym kończyny, których ruchami nie mógł sobie ulżyć, ciasno spętany metalowymi obręczami. To było jak porażenie prądem, jak setki sztyletów wbijających się w ciało, jak grad ciosów sypiących się na skórę, jak krew paląca wnętrzności od środka. Nie był w stanie ani skupić się na tym, co dzieje się dookoła, ani nawet złożyć w całość jakiejkolwiek konkretnej myśli wyrażającej cokolwiek innego niż pragnienie tego, aby pomimo wrażenia że tortury nie mają końca to wszystko się skończyło. Więc kiedy nagle cierpienie ustąpiło, pozostawiając go na krótki urywek chwili w locie, z bólem rozlewającym się po całym ciele sądził, że umiera.
Uderzenie o twardą i zimną podłogę ukazało mu jednak, że się mylił. Ciężko oddychając podźwignął się na ramionach, przez szum pompowanej przez rozpędzone serce krwi starając się ponownie odzyskać kontrolę nad własnymi zmysłami. Powstał, chwiejnie stawiając kroki w stronę Benjamina. Jeden rzut oka właściwie wystarczył, aby uzasadnić makabryczne przeczucia Alexandra.
- Zabijemy go jeśli spróbujemy to zedrzeć siłą - powiedział, przenosząc spojrzenie z otoczonego naszyjnikiem karku Bena na pozostałych, kiedy jednym z przejść ujrzał Emmę. Lecz najwyraźniej nie tylko on ją dostrzegł... i nie tylko w jednym przejściu. Zacisnął palce na różdżce chcąc wyrwać do przodu w stronę łuku, w którym mignęła mu na końcu, jednak słowa Lucindy zmusiły go do oderwania wzroku z przesuwających się cegieł i skupienia się na chwilę na kuzynce, ponieważ to co mówiła i pokazywała było w tej chwili najwyższej wagi: mieli przed sobą kolejną zagadkę, wyzwanie właściwie, które musieli przezwyciężyć aby odnaleźć Emmę.
Której tak właściwie w pierwszej kolejności nie powinien był w ogóle zgubić.
- Chaos i wyniszczenie, brzmi jak ja - rzucił po rozkazie Foxa, zanim nie zerwał się do biegu w kierunku zamykającego się przejścia, zostawiając za sobą Benjamina. Psychiczny ciężar wszystkiego co się działo odbijał się na nim, jednak doskonale wiedział, że to nie był czas na rzucanie zaklęć leczniczych - mieli inne zadanie i, jeżeli rysunki Emmy dalej miały sprawdzać się tak jak do tej pory to istniały naprawdę spore szanse, że nie zostawiali Gwardzisty na pewną śmierć.
| biegnę w Ehwaz
Uderzenie o twardą i zimną podłogę ukazało mu jednak, że się mylił. Ciężko oddychając podźwignął się na ramionach, przez szum pompowanej przez rozpędzone serce krwi starając się ponownie odzyskać kontrolę nad własnymi zmysłami. Powstał, chwiejnie stawiając kroki w stronę Benjamina. Jeden rzut oka właściwie wystarczył, aby uzasadnić makabryczne przeczucia Alexandra.
- Zabijemy go jeśli spróbujemy to zedrzeć siłą - powiedział, przenosząc spojrzenie z otoczonego naszyjnikiem karku Bena na pozostałych, kiedy jednym z przejść ujrzał Emmę. Lecz najwyraźniej nie tylko on ją dostrzegł... i nie tylko w jednym przejściu. Zacisnął palce na różdżce chcąc wyrwać do przodu w stronę łuku, w którym mignęła mu na końcu, jednak słowa Lucindy zmusiły go do oderwania wzroku z przesuwających się cegieł i skupienia się na chwilę na kuzynce, ponieważ to co mówiła i pokazywała było w tej chwili najwyższej wagi: mieli przed sobą kolejną zagadkę, wyzwanie właściwie, które musieli przezwyciężyć aby odnaleźć Emmę.
Której tak właściwie w pierwszej kolejności nie powinien był w ogóle zgubić.
- Chaos i wyniszczenie, brzmi jak ja - rzucił po rozkazie Foxa, zanim nie zerwał się do biegu w kierunku zamykającego się przejścia, zostawiając za sobą Benjamina. Psychiczny ciężar wszystkiego co się działo odbijał się na nim, jednak doskonale wiedział, że to nie był czas na rzucanie zaklęć leczniczych - mieli inne zadanie i, jeżeli rysunki Emmy dalej miały sprawdzać się tak jak do tej pory to istniały naprawdę spore szanse, że nie zostawiali Gwardzisty na pewną śmierć.
| biegnę w Ehwaz
Czekała z piekącym sercem, aż coś się stanie. Aż decyzja zapadnie i zostaną uwolnieni – zagrali według zasad, które im wyrecytował, Ben finalnie podjął ryzyko. Nie spodziewała się bólu, który nadszedł kilka sekund później i jej ciało zareagowało jak spięte gorącym łańcuchem. Gdy upadała, z jej gardła wydarł się sykliwy jęk, a po mięśniach przeszły wiązki paraliżującego bodźca. Nie wiedziała, ile to trwało, skupiała wszystkie swoje myśli na tym, żeby otworzyć oczy, podnieść się chociaż do siadu, ale nic z tego. Dopiero, gdy ból zaczął opuszczać ciało, natychmiast chwyciła za różdżkę i z głębokim oddechem rozejrzała się dookoła. Wszyscy stali obok niej, wstała więc razem z nimi, a swój wzrok od razu złożyła na Benie. Jego szyję zdobiła teraz dziwna kolia. Zmarszczyła brwi, zezwalając umysłowi poszukiwać. Rysunek podobnego dopiero teraz rzucił jej się na myśl. Próbowała przypomnieć sobie treść raportu, ale nic, prócz trywialnych ogółów, niestety sobie nie przypomniała. Rozejrzała się wokół – wciąż widziała te same wejścia, ale za nimi były kolejne trzy. Łącznie sześć.
Ujmując zanaszyjnikowanego Bena, została ich szóstka. Dedukcja kazała jej sądzić, że to nie był przypadek.
– Ben? – rzuciła do niego, zdziwiona, na kogo krzyczy. Robił błędy, wszyscy znali szumowinę Rosiera, ale nie zwykł gadać z powietrzem.
Wtedy kątem oka dostrzegła znikająca w jednym z przejść Emmę. Chciała pobiec w jej kierunku, ale spojrzała kontrolnie na pozostałych i szybko okazało się, że wizja wyglądała na… wspólną? Jak dziewczynka mogła się tak rozmnożyć?
Po wskazówkach od Lucindy udało jej się rozszyfrować, że zobaczyła Emmę znikającą pod runą Ansuz. Reszta zaczęła się rozdzielać, póki przejścia jeszcze były otwarte. Sama również zaczęła szybko wycofywać się w kierunku wejścia - Ansuz.
– Ben, biegnij, na gacie Merlina, nie zostawaj tutaj sam! – wrzasnęła do niego, przebiegając przez drzwi.
| biegnę do Ansuz; i bardzo przepraszam za spóźnienie
Ujmując zanaszyjnikowanego Bena, została ich szóstka. Dedukcja kazała jej sądzić, że to nie był przypadek.
– Ben? – rzuciła do niego, zdziwiona, na kogo krzyczy. Robił błędy, wszyscy znali szumowinę Rosiera, ale nie zwykł gadać z powietrzem.
Wtedy kątem oka dostrzegła znikająca w jednym z przejść Emmę. Chciała pobiec w jej kierunku, ale spojrzała kontrolnie na pozostałych i szybko okazało się, że wizja wyglądała na… wspólną? Jak dziewczynka mogła się tak rozmnożyć?
Po wskazówkach od Lucindy udało jej się rozszyfrować, że zobaczyła Emmę znikającą pod runą Ansuz. Reszta zaczęła się rozdzielać, póki przejścia jeszcze były otwarte. Sama również zaczęła szybko wycofywać się w kierunku wejścia - Ansuz.
– Ben, biegnij, na gacie Merlina, nie zostawaj tutaj sam! – wrzasnęła do niego, przebiegając przez drzwi.
| biegnę do Ansuz; i bardzo przepraszam za spóźnienie
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Rumor uderzających o siebie kamieni był słyszalny w całej komnacie. Jedynie do Benjamina docierał jakby wolniej, jakby przebywał jednocześnie w dwóch miejscach i żadnym do końca. Rozerwany, a może rozrzucony na dwie rzeczywistości, jedną widzialną dla wszystkich i drugą w której stawał przeciw samemu siebie. Jednakie z jego, spojrzenie zawisło na nim gdy się odezwał. Obrócił głową, jakby rozprostowując zastałe mięśnie na karku. Przestał jednak, zastygł z przekrzywioną głową.
- Mój pan inaczej się nazywa. - powiedział jedynie. Wyglądał na rozluźnionego. Tylko przenikliwość spojrzenia przynosiła Benjaminowi dziwne uczucie. Jakby patrzył w kogoś obcego a jednocześnie znajomego, jakby jego spojrzenie było przenikliwe i niosące chłód, potrafiące wydrzeć wszystko zarówno z serca, jak i myśli.
Kiedy uniósł rękę i rzucił zaklęcie, wszyscy poczuliście anomalie. Otaczała was z każdej strony, pomieszczenie zadrżało niebezpiecznie, jednak coś ją uspokoiło, ustabilizowało zatrzymując drżenie ścian. Rzucony urok był nieskuteczny.
Zakonnicy, zgodnie z poleceniem Gwardzisty ruszyli do różnych wejść.
Lucinda przeszła przez wejście oznaczone Raidho. Emma mignęła jej w ciemnym korytarzu oświetlanym niewielkimi pochodniami, próbowała ją dogonić, gdy dziewczynka podskakując skręcała w kolejne ścieżki, w prawo, a potem w lewo i w dół spiralnymi schodkami. Okalające ściany przypominały brunatno czerwona, krew, choć możliwe, że to jedynie światło pochodni tak na ich odbiór wpływały. Każdy krok wprowadzał ją w coraz większość ciemność, a Emma zdawała się na nowo zniknąć. Coś złapało ją za kostkę, zaburzając równowagę, potknęła się, i przetoczyła kilka stopni w dół odkrywając nagle, że stopnie zdają składać się nie z kamienia z ludzkich pięści, dłoni, które rozwijały się, dotykając ją po stopach, łapiąc, kolejne kroki były coraz trudniejsze, dotarła do wejścia - możliwe, że na inne piętro - schody prowadziły jednak dalej w dół. Ludzkie ręce, różnej wielkości i długości zaczynały wspinać się coraz wyżej, coraz bardziej, chwytając za kostki w końcu znalazło się na niej ich tyle, że wiedziała, że z każdą chwilą będzie musiała używać coraz więcej siły. Dłonie nie były delikatne, szczypały i drapały. Nad wejściem znajdował się jedno słowo: ZAPŁACISZ. Do jej uszu dotarło też beczenie baranów, które mknęły z góry, zaprzężone w coś, co mogło przypominać rydwan. Kierowały się w dół.
Susanne przeszła przez wejście oznaczone Wunjo. Ruszyła w ciemne korytarze, widziała Emmę znikającą, skręcającą w prawo. Lewa ścieżka pozostała wolna, jednak kobieta ruszyła za dziewczynką wchodząc w ciemność. Krok, jeden, drugi, znów była w ciemności. Im dalej szła, tym mocniej zapominała, dlaczego właściwie tu się znalazła. Czuła rosnący głód i pragnienie. Sens jej wędrówki odpływał, majaczył gdzieś w oddali, prawie całkowicie zapomniany. Najpierw jej uszu zaczął dobiegać dźwięk, skoczna muzyka i śmiech. Kolejne kroki przybliżały jej coraz bardziej do drewnianych drzwi, które rzucały przepuszczały światło przez dziury. Na nich wyryte były słowa: Wejdź przyjacielu nasz, jeśli cenę znasz. Gdy naciśnie na klamkę zrozumie, że drzwi są zamknięte.
Jackie przeszła przez wejście oznaczone Ansuz. Schodki prowadziły w dół. Aurorka nie wahała się, zbiegając nimi za sylwetką dziewczynki, która zdawała się majaczyć na dole i nagle, gwałtownie skręciła w lewo. Jackie pognała za nią, tym razem wbiegając spiralnymi schodkami do góry. Każdy krok przybliża ją do światła w które wbiegała, nagle poczuła się dziwne lekka. Jej stopy oderwały się od podłoża. Leciała ku góry, uświadomiła sobie nagle. Wąskie, klaustrofobiczne pomieszczenie zaczynało się rozszerzać, i nagle, jednocześnie dziwnie, ale i płynnie przenikać z białymi obłokami, przez które przeleciała nadal się wznosząc. Lecia w górę, przez kolejne warstwy chmur, gdy nagle magia przestała ją unosić. Zamiast zlecieć w dół przez jasne obłoki, opadła na jeden z nich. Nad jej głową przeleciał kruk wydając przeciągły dźwięk. Obok przebiegł wilk a zza jej pleców nadchodził imponujących rozmiarów mężczyzna, trzymając w dłoni włócznię.
- Wiem po co przyszłaś córko Olchy. - odezwał się głębokim, spokojnym głosem. Jako wielka dłoń spoczęła na jej ramieniu niemal wciskając ją w podłoże na którym stała. Zdawał się nie mieć złych zamiarów. Machnął swą włócznią odganiając jeden z obłoków niedaleko. Na kamiennej, zdobionej kolumnie znajdowało się brązowe pudełko. Wilk zakręcił się obok nich, stając u boku Jackie. - Ścigaj się z moim wilkiem, jeśli dotrzesz tam pierwsza, kamień jest Twój. - zaproponował, ściągając dłoń z jej ramienia i skłoniwszy się lekko cofnął o krok. - Pamiętaj jednak, że w mocy przekleństwo odnaleźć można.
Bertie przeszedł przez wejście oznaczone Algiz. Widział biegnąca w głąb koryatrza Emmę, ruszył za nim, nie miał pojęcia jak długo szedł, choć zdawało mu się, że wędrował jakiś czas. W końcu w nikłym świetle korytarza dostrzegł polne kwiat na kamiennej posadzce, to jednak nie więdły. Ciepły, letni wiatr owiał go a po pokonaniu kolejnych kilku metrów znalazł się na zielonej polanie. Na jednej linii stały zwierzęta, niedźwiedź, wilk i łoś. Łoś obrócił głowę w kierunku Botta. A stojąca najdalej kobieta, wyciągała ku górze dłonie w których trzymała złoty naszyjnik. Zdobił go kamień. Spojrzała na Bertiego. Obok niej stało trzech jeźdźców, wszyscy zdawali się czekać na to, aż podejmie decyzję i którego ze zwierząt postanowi dosiąść.
- Czy bierzesz panie udział w wyścigu? Jeno wygrany zobowiązany jest, do wymiany. - powiedziała pochylając ku niemu lekko głowę.
Frederick przeszedł przez wejście oznaczone Nauthiz. Ścieżka wiodła do góry od samego początku, niezliczona ilość schodków, na końcu których mignęła Emma. Widział ją, gnał do góry, po kilka stopni an raz docierając do poziomu. Wąski korytarz zdawał się mieć ciemnoczerwoną barwę, choć mógł za to odpowiadać ogień. Sukienka dziewczynki mignęła za skrętem w lewo. Lis podążył za nią, jednak jego kroki nie rozchodziły się gdy buty uderzały o kamienie. Te tłumiły jego kroki, a każdy kolejny zapadł go coraz mocniej w końcu uświadamiając, że zanurza się w gęstej czerwonej mazi. Kolejny nie trafił już na grunt a na pustkę. Wpadł do cieczy, coś pociągnęło go z siłą w dół, pod wodę, która nagle odzyskała swój naturalny kolor umożliwiając widoczność. Oczy piekły Foxa, ale widział przedziwną istotę, prawie ludzką o rudych włosach, ale jednocześnie też wcale nie przypominającą człowieka. Kreatura miała ciało dziewczynki, otaczało ją coś na rodzaj pnączy, zakończonych ostrymi szpikulcami. W prawej dłoni miała nóż. Lewą trzymała kostkę aurora. Posiadała skrzela, a jej wargi ukazywały rząd ostrych niczym u piranii zębów. Ciągnęła go w dół, do jaśniejącego podłoża. Jednak zamiast stanąć na nim, wynurzyła głowę, pociągając z zadziwiającą siłą Foxa i rzucając go na ziemię. Znaleźli się w dziwnym pomieszczeniu. Zielonkawa woda sięgała do kostek, roślinność rzeczna porastała ściany wielkiego pokoju, takiego, jakie Fred pamiętał jeszcze z rodowego dworu. Gdyby nie pokrywał go starość, mech i inna roślinność, byłby jednym z ładniejszych arystokratycznych salonów. I wtedy dwie rzeczy zdarzyły się jednocześnie. Karykatura rzuciła się w kierunku Foxa, a on dostrzegł jak niedaleko, ledwie kilka kroków od niego, ze ścianki pod kątem zsuwa się kamień. Z pewnością ten którego szukał. Miał świadomość, że jeśli ten wpadnie do wody, może go ponownie nie odnaleźć.
Alex przeszedł przez wejście oznaczone Ehwaz. Droga między korytarzami wiła się, jednak widok znikającej za rogiem Emma kazał z każdą chwilą przyśpieszać aurorowi w końcu wbiegając w ciemność. Ciemność w której zabrakło podparcia dla stopy. Noga trafiła w pustkę, spadał z każdą chwilą nabierając prędkości. Ale nagle na coś trafił. Siatki, jakby powieszonej tutaj w celu łapania tych, którzy spadali dokładnie tak jak on. Gdy tylko się ruszył zrozumiał, że jego ubrania i dłonie przykleiły się do grubych nici. Niedaleko, na jednej z nitek znajdowała się bransoletka. Ledwie trzymała się na sieci. Ruch, który był przyczyną Alexa musiał ją przesunąć. Dał też informację dla istoty skrytej w cieniu, która szybkim ruchem zmierzała w jego kierunku. Z początku, można było myśleć, że to nienaturalnej wielkości pająk, z ośmioma odnóżami, jednak w miejscu głowy znajdowała się górna część ludzkiego ciała. Chłopca, o niebieskich oczach i blond włoskach długości do ramion. Stwór zaatakował. Alex musiał wybrać. Wiedział, że jest w stanie oderwać się od sieci, i sięgnąć po naszyjnik - ten znajdował się niedaleko, jednak nie będzie w stanie wtedy obronić się przed atakiem który sięgał w jego kierunku. Jedno, z ostro zakończonych odnóży zmierzało w kierunku jego lewego uda.
Klon Bena stał spokojnie, czekając, aż wszystkie wejścia zamkną się za zakonnikami. Nie zniknęły, widoczne pozostały odcięcia w kamieniu. Istota rozejrzała się dookoła i cmoknęła pod nosem.
- Tacy niecierpliwi, tacy narawani. - pokręcił lekko głową, wyglądał na rozbawionego. - A wystarczyło poczekać. - zaśmiał się tubalnie, gdy po pomieszczeniu znów rozszedł się dźwięk uderzających o siebie kamieni. Przejścia ponownie zaczynały się otwierać. - Może chcesz któremuś pomóc? W końcu w domu, czeka na ciebie… - uniósł dłoń, placem wskazując i kciukiem zaciskając nos przy kącikach oczu, zmarszczka przecięła jego czoło. - no cóż, sowa na pewno, reszty dowiem się za chwilę. Wystarczy poczekać. - znów zaczął okrężne ruchy głowa, jakby nadal czuł odrętwienie. - Dobrze że tym razem nie dostałem wątłego dzieciaka. - mruknął pod nosem unosząc dłoń z różdżką. W końcu westchnął, jakby uznając, że to niedobry pomysł i ruszył biegiem w kierunku Wrighta w biegu przekładając różdżkę do lewej ręki i wyprowadzając atak w kierunku jego twarzy.
Jackie, kolumna znajduje się 9 metrów od ciebie, wilk ma zwinność: 25
Fred sprawność kreatury: 30, dodatkowa umiejętności: nieznane
Potężny cios brzuch - połowicznie udany 66+30
Alex 30 sprawność kreatury: 30, dodatkowa umiejętności: nieznane
Potężny cios kończyny dolne - połowicznie udany 68+30
Ben sprawność klona: 40, dodatkowa umiejętności: nieznane
Potężny cios w nos - połowicznie udany 30+30
rzuty kością
Działające zaklęcia:
-
Na odpis czekam do: 18.05.do godziny 12:00
od tego momentu obowiązuje was kość Anomalie - Azkaban
Bardzo mocno, gorąco i najpiękniej na świecie proszę o to, żeby postarać się o nie odpisywanie w ostatnim momencie.
- Mój pan inaczej się nazywa. - powiedział jedynie. Wyglądał na rozluźnionego. Tylko przenikliwość spojrzenia przynosiła Benjaminowi dziwne uczucie. Jakby patrzył w kogoś obcego a jednocześnie znajomego, jakby jego spojrzenie było przenikliwe i niosące chłód, potrafiące wydrzeć wszystko zarówno z serca, jak i myśli.
Kiedy uniósł rękę i rzucił zaklęcie, wszyscy poczuliście anomalie. Otaczała was z każdej strony, pomieszczenie zadrżało niebezpiecznie, jednak coś ją uspokoiło, ustabilizowało zatrzymując drżenie ścian. Rzucony urok był nieskuteczny.
Zakonnicy, zgodnie z poleceniem Gwardzisty ruszyli do różnych wejść.
Lucinda przeszła przez wejście oznaczone Raidho. Emma mignęła jej w ciemnym korytarzu oświetlanym niewielkimi pochodniami, próbowała ją dogonić, gdy dziewczynka podskakując skręcała w kolejne ścieżki, w prawo, a potem w lewo i w dół spiralnymi schodkami. Okalające ściany przypominały brunatno czerwona, krew, choć możliwe, że to jedynie światło pochodni tak na ich odbiór wpływały. Każdy krok wprowadzał ją w coraz większość ciemność, a Emma zdawała się na nowo zniknąć. Coś złapało ją za kostkę, zaburzając równowagę, potknęła się, i przetoczyła kilka stopni w dół odkrywając nagle, że stopnie zdają składać się nie z kamienia z ludzkich pięści, dłoni, które rozwijały się, dotykając ją po stopach, łapiąc, kolejne kroki były coraz trudniejsze, dotarła do wejścia - możliwe, że na inne piętro - schody prowadziły jednak dalej w dół. Ludzkie ręce, różnej wielkości i długości zaczynały wspinać się coraz wyżej, coraz bardziej, chwytając za kostki w końcu znalazło się na niej ich tyle, że wiedziała, że z każdą chwilą będzie musiała używać coraz więcej siły. Dłonie nie były delikatne, szczypały i drapały. Nad wejściem znajdował się jedno słowo: ZAPŁACISZ. Do jej uszu dotarło też beczenie baranów, które mknęły z góry, zaprzężone w coś, co mogło przypominać rydwan. Kierowały się w dół.
Susanne przeszła przez wejście oznaczone Wunjo. Ruszyła w ciemne korytarze, widziała Emmę znikającą, skręcającą w prawo. Lewa ścieżka pozostała wolna, jednak kobieta ruszyła za dziewczynką wchodząc w ciemność. Krok, jeden, drugi, znów była w ciemności. Im dalej szła, tym mocniej zapominała, dlaczego właściwie tu się znalazła. Czuła rosnący głód i pragnienie. Sens jej wędrówki odpływał, majaczył gdzieś w oddali, prawie całkowicie zapomniany. Najpierw jej uszu zaczął dobiegać dźwięk, skoczna muzyka i śmiech. Kolejne kroki przybliżały jej coraz bardziej do drewnianych drzwi, które rzucały przepuszczały światło przez dziury. Na nich wyryte były słowa: Wejdź przyjacielu nasz, jeśli cenę znasz. Gdy naciśnie na klamkę zrozumie, że drzwi są zamknięte.
Jackie przeszła przez wejście oznaczone Ansuz. Schodki prowadziły w dół. Aurorka nie wahała się, zbiegając nimi za sylwetką dziewczynki, która zdawała się majaczyć na dole i nagle, gwałtownie skręciła w lewo. Jackie pognała za nią, tym razem wbiegając spiralnymi schodkami do góry. Każdy krok przybliża ją do światła w które wbiegała, nagle poczuła się dziwne lekka. Jej stopy oderwały się od podłoża. Leciała ku góry, uświadomiła sobie nagle. Wąskie, klaustrofobiczne pomieszczenie zaczynało się rozszerzać, i nagle, jednocześnie dziwnie, ale i płynnie przenikać z białymi obłokami, przez które przeleciała nadal się wznosząc. Lecia w górę, przez kolejne warstwy chmur, gdy nagle magia przestała ją unosić. Zamiast zlecieć w dół przez jasne obłoki, opadła na jeden z nich. Nad jej głową przeleciał kruk wydając przeciągły dźwięk. Obok przebiegł wilk a zza jej pleców nadchodził imponujących rozmiarów mężczyzna, trzymając w dłoni włócznię.
- Wiem po co przyszłaś córko Olchy. - odezwał się głębokim, spokojnym głosem. Jako wielka dłoń spoczęła na jej ramieniu niemal wciskając ją w podłoże na którym stała. Zdawał się nie mieć złych zamiarów. Machnął swą włócznią odganiając jeden z obłoków niedaleko. Na kamiennej, zdobionej kolumnie znajdowało się brązowe pudełko. Wilk zakręcił się obok nich, stając u boku Jackie. - Ścigaj się z moim wilkiem, jeśli dotrzesz tam pierwsza, kamień jest Twój. - zaproponował, ściągając dłoń z jej ramienia i skłoniwszy się lekko cofnął o krok. - Pamiętaj jednak, że w mocy przekleństwo odnaleźć można.
Bertie przeszedł przez wejście oznaczone Algiz. Widział biegnąca w głąb koryatrza Emmę, ruszył za nim, nie miał pojęcia jak długo szedł, choć zdawało mu się, że wędrował jakiś czas. W końcu w nikłym świetle korytarza dostrzegł polne kwiat na kamiennej posadzce, to jednak nie więdły. Ciepły, letni wiatr owiał go a po pokonaniu kolejnych kilku metrów znalazł się na zielonej polanie. Na jednej linii stały zwierzęta, niedźwiedź, wilk i łoś. Łoś obrócił głowę w kierunku Botta. A stojąca najdalej kobieta, wyciągała ku górze dłonie w których trzymała złoty naszyjnik. Zdobił go kamień. Spojrzała na Bertiego. Obok niej stało trzech jeźdźców, wszyscy zdawali się czekać na to, aż podejmie decyzję i którego ze zwierząt postanowi dosiąść.
- Czy bierzesz panie udział w wyścigu? Jeno wygrany zobowiązany jest, do wymiany. - powiedziała pochylając ku niemu lekko głowę.
Frederick przeszedł przez wejście oznaczone Nauthiz. Ścieżka wiodła do góry od samego początku, niezliczona ilość schodków, na końcu których mignęła Emma. Widział ją, gnał do góry, po kilka stopni an raz docierając do poziomu. Wąski korytarz zdawał się mieć ciemnoczerwoną barwę, choć mógł za to odpowiadać ogień. Sukienka dziewczynki mignęła za skrętem w lewo. Lis podążył za nią, jednak jego kroki nie rozchodziły się gdy buty uderzały o kamienie. Te tłumiły jego kroki, a każdy kolejny zapadł go coraz mocniej w końcu uświadamiając, że zanurza się w gęstej czerwonej mazi. Kolejny nie trafił już na grunt a na pustkę. Wpadł do cieczy, coś pociągnęło go z siłą w dół, pod wodę, która nagle odzyskała swój naturalny kolor umożliwiając widoczność. Oczy piekły Foxa, ale widział przedziwną istotę, prawie ludzką o rudych włosach, ale jednocześnie też wcale nie przypominającą człowieka. Kreatura miała ciało dziewczynki, otaczało ją coś na rodzaj pnączy, zakończonych ostrymi szpikulcami. W prawej dłoni miała nóż. Lewą trzymała kostkę aurora. Posiadała skrzela, a jej wargi ukazywały rząd ostrych niczym u piranii zębów. Ciągnęła go w dół, do jaśniejącego podłoża. Jednak zamiast stanąć na nim, wynurzyła głowę, pociągając z zadziwiającą siłą Foxa i rzucając go na ziemię. Znaleźli się w dziwnym pomieszczeniu. Zielonkawa woda sięgała do kostek, roślinność rzeczna porastała ściany wielkiego pokoju, takiego, jakie Fred pamiętał jeszcze z rodowego dworu. Gdyby nie pokrywał go starość, mech i inna roślinność, byłby jednym z ładniejszych arystokratycznych salonów. I wtedy dwie rzeczy zdarzyły się jednocześnie. Karykatura rzuciła się w kierunku Foxa, a on dostrzegł jak niedaleko, ledwie kilka kroków od niego, ze ścianki pod kątem zsuwa się kamień. Z pewnością ten którego szukał. Miał świadomość, że jeśli ten wpadnie do wody, może go ponownie nie odnaleźć.
Alex przeszedł przez wejście oznaczone Ehwaz. Droga między korytarzami wiła się, jednak widok znikającej za rogiem Emma kazał z każdą chwilą przyśpieszać aurorowi w końcu wbiegając w ciemność. Ciemność w której zabrakło podparcia dla stopy. Noga trafiła w pustkę, spadał z każdą chwilą nabierając prędkości. Ale nagle na coś trafił. Siatki, jakby powieszonej tutaj w celu łapania tych, którzy spadali dokładnie tak jak on. Gdy tylko się ruszył zrozumiał, że jego ubrania i dłonie przykleiły się do grubych nici. Niedaleko, na jednej z nitek znajdowała się bransoletka. Ledwie trzymała się na sieci. Ruch, który był przyczyną Alexa musiał ją przesunąć. Dał też informację dla istoty skrytej w cieniu, która szybkim ruchem zmierzała w jego kierunku. Z początku, można było myśleć, że to nienaturalnej wielkości pająk, z ośmioma odnóżami, jednak w miejscu głowy znajdowała się górna część ludzkiego ciała. Chłopca, o niebieskich oczach i blond włoskach długości do ramion. Stwór zaatakował. Alex musiał wybrać. Wiedział, że jest w stanie oderwać się od sieci, i sięgnąć po naszyjnik - ten znajdował się niedaleko, jednak nie będzie w stanie wtedy obronić się przed atakiem który sięgał w jego kierunku. Jedno, z ostro zakończonych odnóży zmierzało w kierunku jego lewego uda.
Klon Bena stał spokojnie, czekając, aż wszystkie wejścia zamkną się za zakonnikami. Nie zniknęły, widoczne pozostały odcięcia w kamieniu. Istota rozejrzała się dookoła i cmoknęła pod nosem.
- Tacy niecierpliwi, tacy narawani. - pokręcił lekko głową, wyglądał na rozbawionego. - A wystarczyło poczekać. - zaśmiał się tubalnie, gdy po pomieszczeniu znów rozszedł się dźwięk uderzających o siebie kamieni. Przejścia ponownie zaczynały się otwierać. - Może chcesz któremuś pomóc? W końcu w domu, czeka na ciebie… - uniósł dłoń, placem wskazując i kciukiem zaciskając nos przy kącikach oczu, zmarszczka przecięła jego czoło. - no cóż, sowa na pewno, reszty dowiem się za chwilę. Wystarczy poczekać. - znów zaczął okrężne ruchy głowa, jakby nadal czuł odrętwienie. - Dobrze że tym razem nie dostałem wątłego dzieciaka. - mruknął pod nosem unosząc dłoń z różdżką. W końcu westchnął, jakby uznając, że to niedobry pomysł i ruszył biegiem w kierunku Wrighta w biegu przekładając różdżkę do lewej ręki i wyprowadzając atak w kierunku jego twarzy.
Jackie, kolumna znajduje się 9 metrów od ciebie, wilk ma zwinność: 25
Fred sprawność kreatury: 30, dodatkowa umiejętności: nieznane
Potężny cios brzuch - połowicznie udany 66+30
Alex 30 sprawność kreatury: 30, dodatkowa umiejętności: nieznane
Potężny cios kończyny dolne - połowicznie udany 68+30
Ben sprawność klona: 40, dodatkowa umiejętności: nieznane
Potężny cios w nos - połowicznie udany 30+30
rzuty kością
Działające zaklęcia:
-
Na odpis czekam do: 18.05.do godziny 12:00
od tego momentu obowiązuje was kość Anomalie - Azkaban
- Żywotność:
- Benjamin 290/370 -10 [15(elektryczne), 30(psychiczne), 20(osłabienie)]
Frederick 190/270 -15 [15(elektryczne) 30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Alexander 155/220 -15 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Bertie 130/220, -20 [15(elektryczne), 40(cięta/szarpane), 35(psychiczne)]
Lucinda 181/181 → 207/272 -10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Jackie 211/211 → 252/317-10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Susanne 165/230 -10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
- Ekwipunek:
Ben: usterko dwukierunkowe (z Samuelem), - Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcje, stat. 20)
- Kameleon, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir kociego kroku, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
- przedmioty z bonusami, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 5), maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21), Eliksir garota (1 porcje, stat. 21), propeller żądlibąkowy x2; oprócz tego paczka papierosów, piersiówka Bez Dna
Frederick: Różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, bransoletka z włosem syreny (+3 do zwinności), fluoryt (+1 do OPCM)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 0)
- wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Wężowe usta (1 porcje, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10)
- Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Alexander: różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, czerwony kryształ, fluoryt, bransoleta z włosów syreny, tabliczka czekolady, butelka wody.
Torba z eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 0)
- eliksir kociego wzroku (2 porcje, stat. 23, moc = 104)
- eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 5)
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 5)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 23)
- złoty eliksir (3 porcje, stat. 23, moc = 108)
- eliksir niezłomności (3 porcje, stat. 23, moc = 106)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
- eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje, stat. 7)
- eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- eliksir wzmacniający krew (1 porcja, stat. 7)
Bertie: brosza z alabastrowym jednorożcem, propeller żądlibąkowy, czosnkowy amulet, wabik na wilkołaki, różdżka mugolskie bzdety: scyzoryk, zapalniczka, latarka,
eliksir niezłomności (stat. 0),
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30)
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30, moc +10)
eliksir ożywiający stat. 15
Lucinda: eliksir znieczulający od Asbjorna (1), eliksir wzmacniający krew. eliksir kociego kroku (1), eliksir niezłomności (1), antidotum podstawowe (1), różdżkę.
Jackie: różdżkę, 4 tabliczki czekolady,amulet z jeleniego poroża (przekazany Emmie), maść z wodnej gwiazdy (stat. 15, 2 porcje), eliksir kociego kroku (stat. 15, 3 porcje), eliksir Garota (2 porcje, stat. 29), eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 0)
Susanne: miotła dobrej jakości(Frederica - w torbie) różdżka, fluoryt, koral zmiennokształtny, magiczna torba i w niej: miotła (zwykła) oraz miotła Foxa, zawinięty i zabezpieczony nóż (bez bonusów, nie ze sklepiku MG), lina, woda w szklanej butelce, siedem pustych fiolek, woreczek z ciasteczkami, tabliczka czekolady, notatnik, pióro oraz eliksiry:
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na odmrożenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Czyścioszek (1 porcja, stat. 5)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
- Złoty eliksir (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir Garota (1 porcja)
- Eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 35, moc +5)
- Antidotum podstawowe (stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir kociego kroku x1 (stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności x1 (stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku x1 (stat. 23, moc = 104)
- Eliksir byka (2 porcje, stat. 30, moc +10)
- Eliksir lodowego płaszcza (2 porcje, stat. 30)
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir volubilis (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 15)
- Eliksir ochrony (2 porcje, stat. 30)
- Tabela żywotności Lucindy:
Żywotność
Wartość żywotności postaci: 272żywotność zabronione kara wartość 81-90% brak -5 220 - 244 71-80% brak -10 193 - 219 61-70% brak -15 165 - 192 51-60% potężne ciosy w walce wręcz -20 138 - 164 41-50% silne ciosy w walce wręcz -30 111 - 137 31-40% kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz -40 84 - 110 21-30% uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 -50 57 - 83 ≤ 20% teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz -60 ≤ 56 10 PŻ Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). -70 1 - 10 0 Utrata przytomności
- Żywotność Jackie:
Żywotność
Wartość żywotności postaci: 317żywotność zabronione kara wartość 81-90% brak -5 256 - 285 71-80% brak -10 225 - 255 61-70% brak -15 193 - 224 51-60% potężne ciosy w walce wręcz -20 161 - 192 41-50% silne ciosy w walce wręcz -30 129 - 160 31-40% kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz -40 98 - 128 21-30% uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 -50 66 - 97 ≤ 20% teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz -60 ≤ 65 10 PŻ Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). -70 1 - 10 0 Utrata przytomności
Bardzo mocno, gorąco i najpiękniej na świecie proszę o to, żeby postarać się o nie odpisywanie w ostatnim momencie.
Pech, zazdrość i nieszczęście. Właściwie to niewiele mu to mówiło, o runach nie wiedział właściwie nic. Nie miał pojęcia czego może się spodziewać ani czy Emma którą goni jest prawdziwa, przecież widział ją w dwóch miejscach! Gonił ją jednak mimo silnego już osłabienia spowodowanego obrażeniami.
I w końcu stracił z oczu, choć dorosłemu człowiekowi nie powinno sprawiać trudności złapanie kilkulatki. Coś było nie tak. Czy jednak dopiero od teraz? Trzeba było wziąć ją na ręce.
Trafił w kolejne dziwne miejsce. Kwiaty wyrastające z kamiennej posadzki. Ciepły wiatr. Gdyby nie okoliczności, byłaby to całkiem miła sceneria. Do tego zwierzęta, dość przerażające, a jednak stojące w rzędzie obok tak po prostu.
- Co to za wymiana? Co miałbym oddać? - spytał, kiedy usłyszał pytanie. Domyslał się że może zdobyć kamień. Nie był pewien co ma robić, kamień dałby szansę na uwolnienie Bena z pułapki, jednak niezmiennym priorytetem była Emma. - Dziewczynka która biegła przede mną była prawdziwa?
Spojrzał za siebie by sprawdzić czy ze scenerią nic się nie dzieje i czy odnajdzie potem drogę powrotną. Co jeśli to kolejna pułapka? To na pewno jest kolejna pułapka.
- I co to za wyścig? - miał jeszcze wiele pytań, jednak te ograniczały się do najbardziej istotnych. Jego wzrok uciekał w stronę zwierząt. Nie chciał żeby ktoś z jego grupy zginął, a wierząc w słowa Lucindy, zdobycie tych kamieni może uratować Bena.
I w końcu stracił z oczu, choć dorosłemu człowiekowi nie powinno sprawiać trudności złapanie kilkulatki. Coś było nie tak. Czy jednak dopiero od teraz? Trzeba było wziąć ją na ręce.
Trafił w kolejne dziwne miejsce. Kwiaty wyrastające z kamiennej posadzki. Ciepły wiatr. Gdyby nie okoliczności, byłaby to całkiem miła sceneria. Do tego zwierzęta, dość przerażające, a jednak stojące w rzędzie obok tak po prostu.
- Co to za wymiana? Co miałbym oddać? - spytał, kiedy usłyszał pytanie. Domyslał się że może zdobyć kamień. Nie był pewien co ma robić, kamień dałby szansę na uwolnienie Bena z pułapki, jednak niezmiennym priorytetem była Emma. - Dziewczynka która biegła przede mną była prawdziwa?
Spojrzał za siebie by sprawdzić czy ze scenerią nic się nie dzieje i czy odnajdzie potem drogę powrotną. Co jeśli to kolejna pułapka? To na pewno jest kolejna pułapka.
- I co to za wyścig? - miał jeszcze wiele pytań, jednak te ograniczały się do najbardziej istotnych. Jego wzrok uciekał w stronę zwierząt. Nie chciał żeby ktoś z jego grupy zginął, a wierząc w słowa Lucindy, zdobycie tych kamieni może uratować Bena.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Jak przez mgłę widział opuszczających go towarzyszy, znikających za kamiennymi drzwiami. Nie próbował ich wołać, miał świadomość, że w tym stanie tylko by ich spowalniał - sam musiał zmierzyć się z tym pieprzonym naszyjnikiem i własnym klonem, stającym się coraz wyraźniejszym w jego oczach. Pieprzone błyskotki, nigdy ich nie lubił, a teraz miał ku temu namacalny powód. Niezbyt wierzył w to, że ten idiotyczny brat-bliźniak nie służy równie idiotycznemu Czarnemu Panu, ale nie miał siły się kłócić. Pozostanie przy względnie zdrowych zmysłach kosztowało go coraz więcej energii. - Czego ode mnie chcesz? - wycharczał tylko, próbując ustać na nogach, a gdy klon dziwnie się skrzywił, wspominając coś o domu, spomiędzy spierzchniętych warg Benjamina wyrwał się warkot. - Wypierdalaj z mojej głowy - poprosił niezwykle elegancko, lecz nie mógł kontynuować wspaniałego wywodu: obcy Benjamin zaatakował go, zamierzając się w jego twarz. - Protego! - Spróbował więc się obronić, nie chcąc narazić się na dodatkowe obrażenia. Potrzebował wszystkich niezbędnych sił witalnych. Jednocześnie spróbował ruszyć w stronę przejścia, za którym zniknęła Jackie.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Benjamin Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 92
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Przed nią majaczył cel ich wyprawy – złapać Emmę, bo tylko ona była odpowiedzią na dręczące ich pytania i jednocześnie w świecie, który dla wszystkich był obcy, mogła czuć się przy nich bezpiecznie. Widziała ją jeszcze na polanie, jej dziwnie spiętą twarz, pewne spojrzenie, ale wciąż w jej głowie zakotwiczona była myśl, że dziewczynka ich potrzebowała. Pędziła przed siebie, z początku nie czując nic, ani zmęczenia, ani bólu, ale kiedy pościg stawał się coraz dłuższy, jej uszy wychwyciły oddech i pulsujące wewnątrz jej ciała żyły.
– Emma! – krzyknęła za nią jak starsza siostra, która nakazuje młodszej natychmiast do siebie wrócić. – Emma, nie uciekaj, słyszysz?! – nie była delikatna, nie było na to czasu.
Biegła w stronę światła, w ferworze bodźców nie dostrzegając analogii między tym, co mówiono o śmierci.
Tylko nie biegnij w stronę światła.
Wbiegła w nie. I nie spodziewała się, że zacznie lecieć jeszcze wyżej jak nadmuchany balon. W gardle ugrzązł jej oddech, zaczęła panicznie rozglądać się dookoła siebie. To nie była walka na ziemi, gdzie jej stopy czuły twardy grunt – to było szybowanie w obcych przestworzach, gdzie utrzymanie stabilnej postawy było wręcz niemożliwe. Przedzierała się przez zabielone chmury i nagle opadła na jedną z nich. Stanęła na chmurze.
– Co do… – syknęła, kiedy nagle obok niej przebiegł wilk. Nie szczerzył kłów, z jego pyska nie skapywała piana. Wyglądał na zaskakująco pokojowo nastawionego. Różdżka jednak zalśniła w jej dłoniach, a jej koniec wskazywał na zwierzęcy nos. Zaraz jednak zmieniła swój cel na mężczyznę nadchodzącego z naprzeciwka. Był ogromny. Olbrzym? Nie zadała pytania, choć cisnęło się ono na jej język. Wysłuchała jego głosu z uwagą, ale i bojową postawą.
Córko Olchy.
Trafiło to do niej jak strzała grotem przedzierająca się przez korę najtwardszego z drzew. Nie było czasu na analizowanie podobnych słów – najważniejsze były zasady. Albo ich brak. Szybko pojęła, że musi zrobić wszystko, żeby zdobyć kamień. Dla Zakonu Feniksa, dla anomalii, które mieli zakończyć. I choć stawka była ogromna, przekleństwo mogło również oznaczać w najgorszym wypadku śmierć, była gotowa je podjąć. Nie powiedział, w jaki sposób ma się ścigać, ale nie zamierzała używać własnych mięśni. Wilk był zwierzęciem, urodzonym biegaczem, czworonożnym drapieżnikiem. Ona tylko człowiekiem. Przełknęła ślinę.
– Wybacz – powiedziała tylko, patrząc na mężczyznę. – Ale nawet przekleństwo nie zatrzyma mnie przed wypełnieniem zadania. To zbyt wiele dla mnie znaczy.
Wyciągnęła różdżkę w stronę kolumny, na której stała szkatułka. Zaklęcie, którego miała zaraz użyć, było okrutnie niebezpieczne – oszukiwała, a oprócz tego, jeśli nie użyje dość mocy, a okoliczności będą niesprzyjające, skończy z poważnym rozszczepieniem. Zacisnęła szczęki, rozumiejąc sytuację, w jakiej się znalazła. Nikt ani nic jej nie powstrzyma.
– Abesio! – zawołała pewnie, myśli i magię kierując dokładnie na miejsce tuż przy kolumnie.
Będzie wściekły. Wiedziała to.
– Emma! – krzyknęła za nią jak starsza siostra, która nakazuje młodszej natychmiast do siebie wrócić. – Emma, nie uciekaj, słyszysz?! – nie była delikatna, nie było na to czasu.
Biegła w stronę światła, w ferworze bodźców nie dostrzegając analogii między tym, co mówiono o śmierci.
Tylko nie biegnij w stronę światła.
Wbiegła w nie. I nie spodziewała się, że zacznie lecieć jeszcze wyżej jak nadmuchany balon. W gardle ugrzązł jej oddech, zaczęła panicznie rozglądać się dookoła siebie. To nie była walka na ziemi, gdzie jej stopy czuły twardy grunt – to było szybowanie w obcych przestworzach, gdzie utrzymanie stabilnej postawy było wręcz niemożliwe. Przedzierała się przez zabielone chmury i nagle opadła na jedną z nich. Stanęła na chmurze.
– Co do… – syknęła, kiedy nagle obok niej przebiegł wilk. Nie szczerzył kłów, z jego pyska nie skapywała piana. Wyglądał na zaskakująco pokojowo nastawionego. Różdżka jednak zalśniła w jej dłoniach, a jej koniec wskazywał na zwierzęcy nos. Zaraz jednak zmieniła swój cel na mężczyznę nadchodzącego z naprzeciwka. Był ogromny. Olbrzym? Nie zadała pytania, choć cisnęło się ono na jej język. Wysłuchała jego głosu z uwagą, ale i bojową postawą.
Córko Olchy.
Trafiło to do niej jak strzała grotem przedzierająca się przez korę najtwardszego z drzew. Nie było czasu na analizowanie podobnych słów – najważniejsze były zasady. Albo ich brak. Szybko pojęła, że musi zrobić wszystko, żeby zdobyć kamień. Dla Zakonu Feniksa, dla anomalii, które mieli zakończyć. I choć stawka była ogromna, przekleństwo mogło również oznaczać w najgorszym wypadku śmierć, była gotowa je podjąć. Nie powiedział, w jaki sposób ma się ścigać, ale nie zamierzała używać własnych mięśni. Wilk był zwierzęciem, urodzonym biegaczem, czworonożnym drapieżnikiem. Ona tylko człowiekiem. Przełknęła ślinę.
– Wybacz – powiedziała tylko, patrząc na mężczyznę. – Ale nawet przekleństwo nie zatrzyma mnie przed wypełnieniem zadania. To zbyt wiele dla mnie znaczy.
Wyciągnęła różdżkę w stronę kolumny, na której stała szkatułka. Zaklęcie, którego miała zaraz użyć, było okrutnie niebezpieczne – oszukiwała, a oprócz tego, jeśli nie użyje dość mocy, a okoliczności będą niesprzyjające, skończy z poważnym rozszczepieniem. Zacisnęła szczęki, rozumiejąc sytuację, w jakiej się znalazła. Nikt ani nic jej nie powstrzyma.
– Abesio! – zawołała pewnie, myśli i magię kierując dokładnie na miejsce tuż przy kolumnie.
Będzie wściekły. Wiedziała to.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
Oaza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda