Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Oaza
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]
Oaza
Niedługo po przegnaniu z Azkabanu czarnoksięskiej mocy, na wyspie zaczęło budzić się życie. Drzewa wypuściły szybko, w kilka tygodni przypominając kilkunastoletnie olbrzymy, które rzucały cień na falujące w nadmorskiej wietrze wysokie trawy. Ogromna ilość białej magii wezbranej w tym miejscu zdawała się odżywiać rośliny, wspomagając ich rozrost. Właśnie między nimi wzniesiono pierwsze obozowisko gotowe na przyjęcie uchodźców pochodzących z niemagicznych rodzin, zmuszonych ukrywać się przed nienawistną władzą. Obozowisko nazwane zostało Oazą, przez wielu nazywanych Oazą Harolda lub Oazą Feniksa. Jeden z namiotów zajął zresztą sam Longbottom. Biała magia jest tu nie tylko wyczuwalna, ale i widoczna: jej moc krąży raz za czas pod postacią unoszących się w powietrzu bezpiecznych ciepłych ogników. Wydaje się, że naga ziemia na wyspie jest gorąca - dlatego nisko nad nią, poniżej kolan, na wilgotniejszych terenach wyspy unosi się gęsta mgła. Mówią, że za ten stan rzeczy odpowiadają ostatnie zdarzenia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 22:23, w całości zmieniany 1 raz
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 5
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Biegł przed siebie, zostawiając milknący dźwięk przesuwających się cegieł za plecami. Była blisko, a jednak wciąż za daleko przed nim, żeby po prostu wyciągnąć rękę i ją pochwycić. Nigdy nie był wielkim fanem biegania - a przynajmniej miał takie przeczucie - jednak nie chodziło tu o to za czym przepadał czy też nie. Zmusił się do jeszcze większego wysiłku, biorąc zakręt i... trafiając stopą w pustkę. Zrozumiał to o moment za późno, by móc jeszcze jakkolwiek zareagować. Spadał, lecz lot trwał zbyt krótko by zdążył machnąć różdżką i wymówić inkantację zaklęcia. Liny wpiły się w materiał ubrań tym samym z gwałtownym szarpnięciem zatrzymując Alexandra w powietrzu. Spróbował poruszyć się, lecz lepkie nici utrudniały mu przemieszczanie się. Urywany oddech wyrywał się raz po raz z piersi uzdrowiciela, kiedy rozglądając się dookoła szukał wyjścia z tego impasu.
Lecz zamiast niego dostrzegł wpierw błysk metalu, a później - wielkie monstrum ciągnące w jego stronę. Ponieważ zdecydowanie nie był to pająk. Selwyn wyraźnie widział jak w miejscu, gdzie powinna znajdować się głowa stworzenia był dziecięcy korpusik. Ile ten chłopiec mógł mieć lat - dziesięć? Wspomnienia z poprzedniej wizyty w Azkabanie uderzyły w niego ze wzmożoną mocą, przywołując mgliste obrazy dziecka bawiącego się zwłokami. Mówiącego o runach, duszy i smokach. Składającego sobie nowe ciało.
Ben. Jeżeli anomalia, czy cokolwiek innego to było, posiądzie jego ciało...
Wolał nawet nie myśleć o tym, co byłoby dalej. Dlatego oderwał wzrok od potwora, który uniósł w jego stronę odnóże. Dlatego zamiast próbować zrobić unik szarpnął się i wyciągnął ramię, zaciskając palce na zsuwającej się z pajęczyny bransoletce.
Lecz zamiast niego dostrzegł wpierw błysk metalu, a później - wielkie monstrum ciągnące w jego stronę. Ponieważ zdecydowanie nie był to pająk. Selwyn wyraźnie widział jak w miejscu, gdzie powinna znajdować się głowa stworzenia był dziecięcy korpusik. Ile ten chłopiec mógł mieć lat - dziesięć? Wspomnienia z poprzedniej wizyty w Azkabanie uderzyły w niego ze wzmożoną mocą, przywołując mgliste obrazy dziecka bawiącego się zwłokami. Mówiącego o runach, duszy i smokach. Składającego sobie nowe ciało.
Ben. Jeżeli anomalia, czy cokolwiek innego to było, posiądzie jego ciało...
Wolał nawet nie myśleć o tym, co byłoby dalej. Dlatego oderwał wzrok od potwora, który uniósł w jego stronę odnóże. Dlatego zamiast próbować zrobić unik szarpnął się i wyciągnął ramię, zaciskając palce na zsuwającej się z pajęczyny bransoletce.
Wytężany wzrok uparcie próbował dostrzec w ciemności dziewczynkę lub jakikolwiek szczegół otoczenia - Susanne nie zwalniała po przekroczeniu wejścia, nie oglądając się na cegły wypełniające wcześniej utworzoną wyrwę - bez wahania podążała za Emmą. Jedynie powątpiewające spojrzenie przesunęło się po ścieżce prowadzącej w lewo. Może nie miała pewności, czy goni zjawę, czy rzeczywistą postać, lecz nie mogła zwyczajnie dać jej odejść, a jeszcze nim kobietę pochłonęła kolejna fala ciemności, pamiętała, że dzieci miały Zakonników prowadzić - dlatego przyspieszyła, skręcając w prawo, lecz podopiecznej nie zdołała już dostrzec. Teraz myśli rozpraszały się powoli, umykały, zostawiając tylko ogólne fakty - próbowała powtarzać je sobie, skupiać się na celu, ale doskwierające pragnienie i głód skutecznie wchodziły w paradę, utrudniając zadanie. Zmarszczyła brwi, słysząc wesołe odgłosy - ach, Wunjo - wykopała z pamięci z niemałym trudem. Radość. Runa radości. Próbowała nie dać sobie zapomnieć.
Jasna dłoń sięgnęła do drzwi, zbadała opuszkami ich fakturę, kiedy Zakonniczka przysłuchiwała się i odczytywała wyryte w drewnie słowa. Powiodła spojrzeniem po świetle, uciekającym przez dziury - zajrzała przez jedną, chcąc zobaczyć, co znajduje się po drugiej stronie, równocześnie sięgając już do klamki z zamiarem pchnięcia drzwi, lecz natrafiła na opór, w dosyć oczywisty sposób informujący o problemie. Zacisnęła usta, przymykając oczy na długość oddechu. Czy płacić miała już na wejściu, czy wystarczyło dać znać o gotowości zapłaty? Czy jasna decyzja była potwierdzeniem? Nie miała czasu na wahanie, musiała się tam dostać. Postanowiła spróbować najbardziej oczywistym sposobem, nim ucieknie się do innych, o których dodatkowo musiała myśleć - choć dwa pomysły już kręciły się po świadomości. Najpierw zapukała, dwukrotnym uderzeniem prowokując dźwięki. Może powinna być oczywista, poinformować o swoich zamiarach - nie wiedziała. Nie mogła, dopóki nie sprawdziła.
- Chcę wejść - powiedziała pewnie, niezrażona mówieniem do... drzwi. Bez większych przeszkód byłaby w stanie uwierzyć, że są żywym organizmem. Strażnikiem. Czymkolwiek. - Alohomora - wymamrotała, decydując się na proste zaklęcie.
| podglądam przez dziurę w drzwiach, potem rzucam zaklęcie - ale jeśli mogę tylko jedno z tych rzeczy, to rzucam zaklęcie
Jasna dłoń sięgnęła do drzwi, zbadała opuszkami ich fakturę, kiedy Zakonniczka przysłuchiwała się i odczytywała wyryte w drewnie słowa. Powiodła spojrzeniem po świetle, uciekającym przez dziury - zajrzała przez jedną, chcąc zobaczyć, co znajduje się po drugiej stronie, równocześnie sięgając już do klamki z zamiarem pchnięcia drzwi, lecz natrafiła na opór, w dosyć oczywisty sposób informujący o problemie. Zacisnęła usta, przymykając oczy na długość oddechu. Czy płacić miała już na wejściu, czy wystarczyło dać znać o gotowości zapłaty? Czy jasna decyzja była potwierdzeniem? Nie miała czasu na wahanie, musiała się tam dostać. Postanowiła spróbować najbardziej oczywistym sposobem, nim ucieknie się do innych, o których dodatkowo musiała myśleć - choć dwa pomysły już kręciły się po świadomości. Najpierw zapukała, dwukrotnym uderzeniem prowokując dźwięki. Może powinna być oczywista, poinformować o swoich zamiarach - nie wiedziała. Nie mogła, dopóki nie sprawdziła.
- Chcę wejść - powiedziała pewnie, niezrażona mówieniem do... drzwi. Bez większych przeszkód byłaby w stanie uwierzyć, że są żywym organizmem. Strażnikiem. Czymkolwiek. - Alohomora - wymamrotała, decydując się na proste zaklęcie.
| podglądam przez dziurę w drzwiach, potem rzucam zaklęcie - ale jeśli mogę tylko jedno z tych rzeczy, to rzucam zaklęcie
how would you feel
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
if you were the sunset
sailing alone
behind the mountains?
how would you feel
if you were the sunrise
woke up at dawn
once in a lifetime?
The member 'Susanne Lovegood' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 3
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Lucinda wiedziała, że decyzja o przejściu przez wejście oznaczone tą runą było ryzykowne. Właściwie z każdym wejściem był podobnie. Nie zdążyła powiedzieć im o wszystkim, nie zdążyła złożyć w całość tego co ciągle krzątało się w jej głowie. Teraz mieli już dwa priorytety. Odnaleźć Emmę i uratować Bena, który z każdą chwilą miał tracić swoje siły i z każdą chwilą coraz mocniej narażał się na niebezpieczeństwo. Blondynka wiedziała, że nie zdołają mu pomóc siedząc i tylko się przyglądając. Zresztą… każdy z nich wiedział, że misja, którą przyjdzie im wypełnić będzie wymagała poświecenia. Teraz mieli się poświęcić dla siebie nawzajem. - Emma! - krzyknęła widząc jak dziewczynka znika przy kolejnym zakręcie. Chociaż ton Selwyn był pewny to dziewczyna nic sobie z tego nie robiła. Światło padające na ściany sprawiały, że mieniło jej się w oczach od krwawej czerwieni. Szła dalej licząc, że gdzieś za rogiem ujrzy Emmę, ale tak się nie stało.
Z letargu poszukiwań wyrwał ją dotyk rąk. Kiedy spojrzała w dół dostrzegła, że schody nie składają się ze zwykłych stopni, a z ludzkich dłoni, które coraz bardziej chciały się do niej dostać.
Blondynka przyśpieszyła kroku chcąc uniknąć tego kontaktu, ale te wydawały się być bardziej nachalne i tego zmienić już nie mogła. Wiedziała, że z każdym kolejnym krokiem w dół będzie musiała dać z siebie więcej siły, a ta mogła być jej przecież potrzebna za chwile.
Lucinda dotarła do wejścia prowadzącego prawdopodobnie na piętro. Na wejściem napisane było, że przyjdzie jej za to zapłacić, ale blondynka nie widziała innego wyjścia tym bardziej, że do jej uszu dochodziły odgłosy zbliżającego się rydwanu… baranów? Tak naprawdę nawet nie chciała wiedzieć z czym przyjdzie jej się mierzyć i po prostu przeszła przez wejście nie zastanawiając się nad ceną, którą przyjdzie jej zapłacić. - Emma! - krzyknęła w głąb choć podejrzewała, że dziewczynki tutaj tak naprawdę nie ma.
Z letargu poszukiwań wyrwał ją dotyk rąk. Kiedy spojrzała w dół dostrzegła, że schody nie składają się ze zwykłych stopni, a z ludzkich dłoni, które coraz bardziej chciały się do niej dostać.
Blondynka przyśpieszyła kroku chcąc uniknąć tego kontaktu, ale te wydawały się być bardziej nachalne i tego zmienić już nie mogła. Wiedziała, że z każdym kolejnym krokiem w dół będzie musiała dać z siebie więcej siły, a ta mogła być jej przecież potrzebna za chwile.
Lucinda dotarła do wejścia prowadzącego prawdopodobnie na piętro. Na wejściem napisane było, że przyjdzie jej za to zapłacić, ale blondynka nie widziała innego wyjścia tym bardziej, że do jej uszu dochodziły odgłosy zbliżającego się rydwanu… baranów? Tak naprawdę nawet nie chciała wiedzieć z czym przyjdzie jej się mierzyć i po prostu przeszła przez wejście nie zastanawiając się nad ceną, którą przyjdzie jej zapłacić. - Emma! - krzyknęła w głąb choć podejrzewała, że dziewczynki tutaj tak naprawdę nie ma.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Gnałem za Emmą po schodach - dziewczyna pozostawałą jednak nieuchwytna, a może wcale jej tam nie było. Żałowałem, że nie przyłożyłem się bardziej do powtórzenia run; musiały wystarczyć mi wskazówki przekazane przez Lucindę i zapamiętanie symbolu, który widniał nad przejściem.
Korytarz zmieniał się, powietrze dziwnie gęstniało, stawiając opór moim ruchom. Parłem przed siebie - do czasu, aż coś szarpnęło mnie w okolicy kostek, ciągnąc za sobą głęboko w wodę. Było to dziwaczne stworzenie, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Próbowałem zranić je zaklęciem, wyrwać się - bezskutecznie. W płucach powoli zaczynało brakować powietrza. I na całe szczęście - lub nie - stworzenie wyrzuciło mnie na zimne, twarde podłoże. Zachłannie nabrałem tchu, szybko podnosząc się na nogi. Szybkim ruchem głowy omiotłem pomieszczenie; znajdowałem się w eleganckiej komnacie, porośniętej roślinnością. Szukałem znaków. Symboli. Emmy. Kamienia. Ale kreatura wyskoczyła z wody zaraz za mną, i gdy tylko ledwie podniosłem się na nogi, rzuciła się w moim kierunku.
I dokładnie w tym samym czasie ujrzałem kamień. Staczał się prosto na posadzkę pokrytą mętną wodą - lub Merlin wiedział czym konkretnie. Nie było tu czasu na rozważania, działałem instynktownie, mobilizując każdy mięsień i cały swój refleks do tego, by złapać runę, która zdawałą się być na wyciągnięcie ręki. Chciałem wywinąć się stworzeniu, które szybko niwelowało dystans między nami. Adrenalina pulsowała w moim ciele. Musiało się udać.
Korytarz zmieniał się, powietrze dziwnie gęstniało, stawiając opór moim ruchom. Parłem przed siebie - do czasu, aż coś szarpnęło mnie w okolicy kostek, ciągnąc za sobą głęboko w wodę. Było to dziwaczne stworzenie, którego nigdy wcześniej nie widziałem. Próbowałem zranić je zaklęciem, wyrwać się - bezskutecznie. W płucach powoli zaczynało brakować powietrza. I na całe szczęście - lub nie - stworzenie wyrzuciło mnie na zimne, twarde podłoże. Zachłannie nabrałem tchu, szybko podnosząc się na nogi. Szybkim ruchem głowy omiotłem pomieszczenie; znajdowałem się w eleganckiej komnacie, porośniętej roślinnością. Szukałem znaków. Symboli. Emmy. Kamienia. Ale kreatura wyskoczyła z wody zaraz za mną, i gdy tylko ledwie podniosłem się na nogi, rzuciła się w moim kierunku.
I dokładnie w tym samym czasie ujrzałem kamień. Staczał się prosto na posadzkę pokrytą mętną wodą - lub Merlin wiedział czym konkretnie. Nie było tu czasu na rozważania, działałem instynktownie, mobilizując każdy mięsień i cały swój refleks do tego, by złapać runę, która zdawałą się być na wyciągnięcie ręki. Chciałem wywinąć się stworzeniu, które szybko niwelowało dystans między nami. Adrenalina pulsowała w moim ciele. Musiało się udać.
Kundle, odmieńcy, śmieci, wariaci,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
obywatele degeneraci,
ej, duszy podpalacze,
Róbmy dym
Bertie znalazł się na polanie na której poza nim znajdowała się trójka ludzi i trójka zwierząt - niedźwiedź, wilk i łoś. Kobieta stojąca najdalej wyciągała dłonie ku górze trzymając w nich złoty naszyjnik. Łoś spoglądał w jego kierunku niezmiennie, Wilk zerknął na niego wyszczerzając kły. Kobieta, o sennym monotonnym głosie patrzyła na niego bez emocji nie opuszczając dłoni.
- Nikt nie wie, co zabrane zostanie. Wszystko zależy od tego, kto wymianie się poddaje. Decyzję musisz podjąć teraz panie, za chwilę nikt już nie zostanie na polanie. - odezwała się, nie zmieniając tonu głosu. Wilk odwrócił spojrzenie od Botta, dwójka pozostałych jeźdźców ruszyła w kierunku zwierząt. Żadne inne pytanie Botta nie doczekało się odpowiedzi.
Jackie była pewna, podjęła jej decyzję. I gdy ptaszysko wydało dźwięk, który dla wilka oznaczał start machnęła różdżką. Czuła jak anomalia w której się znajdowała zachwiała się, naparła mocniej na nią, jak magia wymyka się spod kontroli mknie w jej kierunku i nagle umyka. Jakby przestraszona czymś większym i silniejszym. Jej urok jednak był nieudany. Uczucie rozerwania, jakby przez kilka chwil była jednocześnie w miejscu w którym była i w którym chciała być. Finalnie zostając na swoim miejscu. Upadła, udo rozorało długie, pociągłe przecięcie z którego potoczyła się krew. Potężnych rozmiarów mężczyzna odchylił się do tyłu i zaśmiał.
- Wy ludzie i ta wasza niezłomna wola. Głupi w swej śmiałości, lecz nie raz zaskakująco kreatywni. - machnął głową na swojego wilka, który wystawiając język powrócił do boku Jackie. - Dostaniesz swą ostatnią szansę, jeśli tyle to dla ciebie znaczy. Wiedz jednak, że kolejnych nie będzie. - zapowiedział i w tubalnym, niskim tonie słychać było groźbę. Spojrzał na swojego kruka, skinął mu lekko głową pozwalając by ten jeszcze raz rozpoczął wyścig.
Alexander, uwieziony niczym mucha, na pajęczej nici podjął decyzję. Wybór, którego musiał dokonać. Szarpnął się i uwolnił dłoń, którą wyciągnął w stronę naszyjnika z szafirowym kamieniem. Złapał go, dzięki zwinności, gdy ten już zaczynał spadać w ciemną czeluść pod nim. Kreatura zaatakowała. Jedno z jej odnóży wbiło się boleśnie w lewe udo Alexandra, rozcinając je głęboko. Krew potoczyła się z rany, barwiąc jasne nitki pajęczyny i zlatując w dół. Gwardzista nie był w stanie usłyszeć krwi uderzającej o podłoże. Stwór znów szykował się do ataku.
Susanne, znalazła się przed drzwiami. Jasne światło przebijało się przez niewielkie szczeliny. Nie dostrzegła przez nie wiele, poza niewyraźnymi sylwetkami. Poczuła zbliżająca się anomalię, kłębiącą, ruszającą do ataku, jednak jej napór zniknął równie szybko jak się pojawił, niby przegoniony w inne miejsce. Zaklęcie zadziałało. Zamek w drzwiach wydał dźwięk, a te uchyliły się, oblewając jej sylwetkę światłem. Znalazła się w środku pomieszczenia w których skoczne dźwięki unosiły do tańca sylwetki osób. Wszystko jednak zamarło, gdy znalazła się w środku. Rozpoznała w pomieszczeniu twarze znajomych - brata, przyjaciół, zakonników z którymi wybrała się do Azkabanu, choć w tej chwili podróż ta zdawała jej się jedynie dziwacznym snem. To to co miała przed sobą przypominało rzeczywistość.
- Susie przyszła! - krzyknął znajomy głos, a reszta radosnym okrzykiem mu zawtórowała. - Bitwa na taniec! - krzyknął ktoś kolejny i jemu zawtórowano. Ludzie zaczęli dobierać się w pary. Przed Susanne pojawił się Bertie, wyciągając do niej dłoń. - Pani pozwoli. - powiedział w jej kierunku pochylając się lekko i częstując charakterystycznym dla niego uśmiech. Wokół niego unosił się zapach czekolady i wypieków. Na jednym ze stołów stał złoty puchar w którego zdobieniu wciśnięty był kamień.
Lucinda znalazła się w wejściu na jedno z pięter. Jednak to wydawało się ślepym zaułkiem. Przynajmniej z pozoru. Rydwan pomknął w dół krętych schodów i dźwięk uderzających kopyt i schody milknął. Nie widziała drogi w głąb korytarza - możliwe, że jej nie było, możliwe też, że skrywała ją ciemność. Stukot kopyt znów przybierał na sile. Coś zbiegło z góry. Emmy nigdzie nie było. Rydwan znów mknął w dół, zbliżając się do wejścia na którego początku stała Lucinda.
Fred, czuł ostrość w przełyku spowodowaną cieczą, która go podrażniła. Czuł, jak szamotanina go nadwyrężyła, ale mimo wszystko pomknął w kierunku zsuwającego się kamienia. Ten wpadł w jego wyciągniętą dłoń. Gdy palce zamykały się na ametyście, ostre pnącze wyrastające z ciała dziewczynki przecięło jego skórę na boku. Zielonkawa maź otaczała ranę, z której pociekła krew. Ból rozszedł się po ciele Foxa, zachwiał nim. Był okropny, czuł jak coś, wdziera się do jego organizmu. Kreatura zamachnęła się, szykując do kolejnego ataku.
Ben z trudem utrzymywał świadomość. Tylko wysoka odporność magiczna utrzymywała go jeszcze przy zmysłach, choć czuł jak z każdą chwilą czuje coraz mocniejszą słabość. Na jego słowa istota zaśmiała się widocznie rozbawiona.
- To nasza wspólna głowa. Przynajmniej na razie - odparł, opuszczając głowę, uśmiechając się drapieżnie i ruszając do ataku. Anomalia naparł wraz z nim kierując się w stronę Benjamina. Czuł ją, czuł jak jej macki sięgają ku niemu, jednak wraz z wypowiadanym zaklęciem i magią wycofują się, przestraszone, odgonione czymś innym niż urok który wybrał. Atakujący klon odbił się od tarczy i ze złością warknął obserwując jak Wright znika w przejściu, które wybrała Jackie. Znalazł się w ciemny korytarzu, nie widział obok pół materialnej istoty, ale czuł jej obecność, jakby czaiła się gdzieś w cieniu podążając za jego krokami. Szedł z trudem, czując przyśpieszający oddech, skręcał i wybierał ścieżki w końcu trafiając na ślepy zaułek. Na ścianie naprzeciw widział Jackie. Dłonie wystające ze ściany trzymały ją, zdrapywał ciało, rozrywały skórę z której sączyła się krew, wciągały w - zdawało się, żywą ścianę. Jej dłoń zaciskała się na czymś. Wyglądała na nieprzytomną… lub martwą - co uświadomił sobie Wright szybko. - Jej już nie pomożesz. Szkoda, lubiłem Jackie. - odezwał się jego nowy kompan, stając obok niego i przekrzywiając lekko, z zainteresowaniem głowę. - To co, do kogo teraz? - zapytał jeszcze obracając w palcach różdżkę.
- osłabienie od naszynika zabiera PŻ co turę
- starajcie się podejmować jedną akcję na post, chyba że zostanie powiedziane inaczej. Jeśli próbujecie kilku, pierwszą powinna być ta najważniejsza. I ta będzie brana pod uwagę
Jackie, kolumna znajduje się 9 metrów od ciebie, wilk ma zwinność: 25 żwytoność: 200
Fred sprawność kreatury: 30, żywotność: 300, dodatkowa umiejętności: zatrute pnącza - zabierają 5PŻ ci turę do wyleczenia
Alex 30 sprawność kreatury: 30, żywotność: 300, dodatkowa umiejętności: nieznane
Ben sprawność klona: 40, dodatkowa umiejętności: nieznane
Działające zaklęcia:
-
Na odpis czekam do: 21.05.do godziny 15:00
od tego momentu obowiązuje was kość Anomalie - Azkaban
Bardzo mocno, gorąco i najpiękniej na świecie proszę o to, żeby postarać się o nie odpisywanie w ostatnim momencie.
- Nikt nie wie, co zabrane zostanie. Wszystko zależy od tego, kto wymianie się poddaje. Decyzję musisz podjąć teraz panie, za chwilę nikt już nie zostanie na polanie. - odezwała się, nie zmieniając tonu głosu. Wilk odwrócił spojrzenie od Botta, dwójka pozostałych jeźdźców ruszyła w kierunku zwierząt. Żadne inne pytanie Botta nie doczekało się odpowiedzi.
Jackie była pewna, podjęła jej decyzję. I gdy ptaszysko wydało dźwięk, który dla wilka oznaczał start machnęła różdżką. Czuła jak anomalia w której się znajdowała zachwiała się, naparła mocniej na nią, jak magia wymyka się spod kontroli mknie w jej kierunku i nagle umyka. Jakby przestraszona czymś większym i silniejszym. Jej urok jednak był nieudany. Uczucie rozerwania, jakby przez kilka chwil była jednocześnie w miejscu w którym była i w którym chciała być. Finalnie zostając na swoim miejscu. Upadła, udo rozorało długie, pociągłe przecięcie z którego potoczyła się krew. Potężnych rozmiarów mężczyzna odchylił się do tyłu i zaśmiał.
- Wy ludzie i ta wasza niezłomna wola. Głupi w swej śmiałości, lecz nie raz zaskakująco kreatywni. - machnął głową na swojego wilka, który wystawiając język powrócił do boku Jackie. - Dostaniesz swą ostatnią szansę, jeśli tyle to dla ciebie znaczy. Wiedz jednak, że kolejnych nie będzie. - zapowiedział i w tubalnym, niskim tonie słychać było groźbę. Spojrzał na swojego kruka, skinął mu lekko głową pozwalając by ten jeszcze raz rozpoczął wyścig.
Alexander, uwieziony niczym mucha, na pajęczej nici podjął decyzję. Wybór, którego musiał dokonać. Szarpnął się i uwolnił dłoń, którą wyciągnął w stronę naszyjnika z szafirowym kamieniem. Złapał go, dzięki zwinności, gdy ten już zaczynał spadać w ciemną czeluść pod nim. Kreatura zaatakowała. Jedno z jej odnóży wbiło się boleśnie w lewe udo Alexandra, rozcinając je głęboko. Krew potoczyła się z rany, barwiąc jasne nitki pajęczyny i zlatując w dół. Gwardzista nie był w stanie usłyszeć krwi uderzającej o podłoże. Stwór znów szykował się do ataku.
Susanne, znalazła się przed drzwiami. Jasne światło przebijało się przez niewielkie szczeliny. Nie dostrzegła przez nie wiele, poza niewyraźnymi sylwetkami. Poczuła zbliżająca się anomalię, kłębiącą, ruszającą do ataku, jednak jej napór zniknął równie szybko jak się pojawił, niby przegoniony w inne miejsce. Zaklęcie zadziałało. Zamek w drzwiach wydał dźwięk, a te uchyliły się, oblewając jej sylwetkę światłem. Znalazła się w środku pomieszczenia w których skoczne dźwięki unosiły do tańca sylwetki osób. Wszystko jednak zamarło, gdy znalazła się w środku. Rozpoznała w pomieszczeniu twarze znajomych - brata, przyjaciół, zakonników z którymi wybrała się do Azkabanu, choć w tej chwili podróż ta zdawała jej się jedynie dziwacznym snem. To to co miała przed sobą przypominało rzeczywistość.
- Susie przyszła! - krzyknął znajomy głos, a reszta radosnym okrzykiem mu zawtórowała. - Bitwa na taniec! - krzyknął ktoś kolejny i jemu zawtórowano. Ludzie zaczęli dobierać się w pary. Przed Susanne pojawił się Bertie, wyciągając do niej dłoń. - Pani pozwoli. - powiedział w jej kierunku pochylając się lekko i częstując charakterystycznym dla niego uśmiech. Wokół niego unosił się zapach czekolady i wypieków. Na jednym ze stołów stał złoty puchar w którego zdobieniu wciśnięty był kamień.
Lucinda znalazła się w wejściu na jedno z pięter. Jednak to wydawało się ślepym zaułkiem. Przynajmniej z pozoru. Rydwan pomknął w dół krętych schodów i dźwięk uderzających kopyt i schody milknął. Nie widziała drogi w głąb korytarza - możliwe, że jej nie było, możliwe też, że skrywała ją ciemność. Stukot kopyt znów przybierał na sile. Coś zbiegło z góry. Emmy nigdzie nie było. Rydwan znów mknął w dół, zbliżając się do wejścia na którego początku stała Lucinda.
Fred, czuł ostrość w przełyku spowodowaną cieczą, która go podrażniła. Czuł, jak szamotanina go nadwyrężyła, ale mimo wszystko pomknął w kierunku zsuwającego się kamienia. Ten wpadł w jego wyciągniętą dłoń. Gdy palce zamykały się na ametyście, ostre pnącze wyrastające z ciała dziewczynki przecięło jego skórę na boku. Zielonkawa maź otaczała ranę, z której pociekła krew. Ból rozszedł się po ciele Foxa, zachwiał nim. Był okropny, czuł jak coś, wdziera się do jego organizmu. Kreatura zamachnęła się, szykując do kolejnego ataku.
Ben z trudem utrzymywał świadomość. Tylko wysoka odporność magiczna utrzymywała go jeszcze przy zmysłach, choć czuł jak z każdą chwilą czuje coraz mocniejszą słabość. Na jego słowa istota zaśmiała się widocznie rozbawiona.
- To nasza wspólna głowa. Przynajmniej na razie - odparł, opuszczając głowę, uśmiechając się drapieżnie i ruszając do ataku. Anomalia naparł wraz z nim kierując się w stronę Benjamina. Czuł ją, czuł jak jej macki sięgają ku niemu, jednak wraz z wypowiadanym zaklęciem i magią wycofują się, przestraszone, odgonione czymś innym niż urok który wybrał. Atakujący klon odbił się od tarczy i ze złością warknął obserwując jak Wright znika w przejściu, które wybrała Jackie. Znalazł się w ciemny korytarzu, nie widział obok pół materialnej istoty, ale czuł jej obecność, jakby czaiła się gdzieś w cieniu podążając za jego krokami. Szedł z trudem, czując przyśpieszający oddech, skręcał i wybierał ścieżki w końcu trafiając na ślepy zaułek. Na ścianie naprzeciw widział Jackie. Dłonie wystające ze ściany trzymały ją, zdrapywał ciało, rozrywały skórę z której sączyła się krew, wciągały w - zdawało się, żywą ścianę. Jej dłoń zaciskała się na czymś. Wyglądała na nieprzytomną… lub martwą - co uświadomił sobie Wright szybko. - Jej już nie pomożesz. Szkoda, lubiłem Jackie. - odezwał się jego nowy kompan, stając obok niego i przekrzywiając lekko, z zainteresowaniem głowę. - To co, do kogo teraz? - zapytał jeszcze obracając w palcach różdżkę.
- osłabienie od naszynika zabiera PŻ co turę
- starajcie się podejmować jedną akcję na post, chyba że zostanie powiedziane inaczej. Jeśli próbujecie kilku, pierwszą powinna być ta najważniejsza. I ta będzie brana pod uwagę
Jackie, kolumna znajduje się 9 metrów od ciebie, wilk ma zwinność: 25 żwytoność: 200
Fred sprawność kreatury: 30, żywotność: 300, dodatkowa umiejętności: zatrute pnącza - zabierają 5PŻ ci turę do wyleczenia
Alex 30 sprawność kreatury: 30, żywotność: 300, dodatkowa umiejętności: nieznane
Ben sprawność klona: 40, dodatkowa umiejętności: nieznane
Działające zaklęcia:
-
Na odpis czekam do: 21.05.do godziny 15:00
od tego momentu obowiązuje was kość Anomalie - Azkaban
- Żywotność:
- Benjamin 260/370 -15 [15(elektryczne), 30(psychiczne), 50(osłabienie)]
Frederick 160/270 -20 [15(elektryczne) 30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Alexander 125/220 -20 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Bertie 130/220, -20 [15(elektryczne), 40(cięta/szarpane), 35(psychiczne)]
Lucinda 181/181 → 207/272 -10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
Jackie 211/211 → 207/317-15 [30(psychiczne), 35(psychiczne), (35) cięte)]
Susanne 165/230 -10 [30(psychiczne), 35(psychiczne)]
- Ekwipunek:
Ben: lusterko dwukierunkowe (z Samuelem), - Mieszanka antydepresyjna (1 porcje, stat. 20
- Eliksir znieczulający (1 porcje, stat. 20, moc +5)
- Eliksir przeciwbólowy (1 porcje, stat. 20)
- Kameleon, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir kociego kroku, (stat. 12, 1 porcje)
- Eliksir oczyszczający z toksyn (stat. 12, 1 porcje)
- przedmioty z bonusami, maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 5), maść żywokostowa (1 porcja, stat. 0), Eliksir niezłomności (1 porcja, stat. 21), Eliksir garota (1 porcje, stat. 21), propeller żądlibąkowy x2; oprócz tego paczka papierosów, piersiówka Bez Dna
Frederick: kamień, Różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, bransoletka z włosem syreny (+3 do zwinności), fluoryt (+1 do OPCM)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 0)
- wieczny płomień (1 porcja, stat. 29, moc +10)
- eliksir lodowego płaszcza (1 porcja, stat. 29)
- czyścioszek (1 porcja, stat. 29)
- eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 15)
- Wężowe usta (1 porcje, stat. 29)
- Czuwający strażnik (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir byka (1 porcja, stat. 30, moc +10)
- Felix Felicis (1 porcja, uwarzony 01.09, moc = 113)
Alexander: naszynik, różdżka, pierścień Zakonu Feniksa, czerwony kryształ, fluoryt, bransoleta z włosów syreny, tabliczka czekolady, butelka wody.
Torba z eliksirami:
- antidotum podstawowe (1 porcja, stat. 0)
- eliksir kociego wzroku (2 porcje, stat. 23, moc = 104)
- eliksir kociego kroku (1 porcja, stat. 5)
- marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 23)
- wywar ze szczuroszczeta (2 porcje, stat. 5)
- maść z wodnej gwiazdy (1 porcja, stat. 23)
- złoty eliksir (3 porcje, stat. 23, moc = 108)
- eliksir niezłomności (3 porcje, stat. 23, moc = 106)
- eliksir ochrony (1 porcja, stat. 23, moc = 117)
- eliksir przeciwbólowy (1 porcja, stat. 5)
- eliksir przeciwbólowy (2 porcje, stat. 7)
- eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- eliksir wzmacniający krew (1 porcja, stat. 7)
Bertie: brosza z alabastrowym jednorożcem, propeller żądlibąkowy, czosnkowy amulet, wabik na wilkołaki, różdżka mugolskie bzdety: scyzoryk, zapalniczka, latarka,
eliksir niezłomności (stat. 0),
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30)
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat. 30, moc +10)
eliksir ożywiający stat. 15
Lucinda: eliksir znieczulający od Asbjorna (1), eliksir wzmacniający krew. eliksir kociego kroku (1), eliksir niezłomności (1), antidotum podstawowe (1), różdżkę.
Jackie: różdżkę, 4 tabliczki czekolady,amulet z jeleniego poroża (przekazany Emmie), maść z wodnej gwiazdy (stat. 15, 2 porcje), eliksir kociego kroku (stat. 15, 3 porcje), eliksir Garota (2 porcje, stat. 29), eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 0)
Susanne: miotła dobrej jakości(Frederica - w torbie) różdżka, fluoryt, koral zmiennokształtny, magiczna torba i w niej: miotła (zwykła) oraz miotła Foxa, zawinięty i zabezpieczony nóż (bez bonusów, nie ze sklepiku MG), lina, woda w szklanej butelce, siedem pustych fiolek, woreczek z ciasteczkami, tabliczka czekolady, notatnik, pióro oraz eliksiry:
- Smocza łza (1 porcja, stat. 29, moc +5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na odmrożenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 5)
- Czyścioszek (1 porcja, stat. 5)
- Marynowana narośl ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir niezłomności (2 porcje, stat. 5)
- Eliksir kociego wzroku (1 porcja, stat. 5)
- Złoty eliksir (1 porcja, stat. 29)
- Eliksir Garota (1 porcja)
- Eliksir wiggenowy (1 porcja, stat. 35, moc +5)
- Antidotum podstawowe (stat. 20, 115 oczek)
- Eliksir kociego kroku x1 (stat. 20, 117 oczek)
- Eliksir niezłomności x1 (stat. 23, moc = 106)
- Eliksir kociego wzroku x1 (stat. 23, moc = 104)
- Eliksir byka (2 porcje, stat. 30, moc +10)
- Eliksir lodowego płaszcza (2 porcje, stat. 30)
- Eliksir kurczący (1 porcja, stat. 5)
- Pasta na oparzenia (1 porcja, stat. 5)
- Wywar ze szczuroszczeta (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir volubilis (1 porcja, stat. 5)
- Eliksir ożywiający (1 porcja, stat. 15)
- Eliksir ochrony (2 porcje, stat. 30)
- Tabela żywotności Lucindy:
Żywotność
Wartość żywotności postaci: 272żywotność zabronione kara wartość 81-90% brak -5 220 - 244 71-80% brak -10 193 - 219 61-70% brak -15 165 - 192 51-60% potężne ciosy w walce wręcz -20 138 - 164 41-50% silne ciosy w walce wręcz -30 111 - 137 31-40% kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz -40 84 - 110 21-30% uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 -50 57 - 83 ≤ 20% teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz -60 ≤ 56 10 PŻ Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). -70 1 - 10 0 Utrata przytomności
- Żywotność Jackie:
Żywotność
Wartość żywotności postaci: 317żywotność zabronione kara wartość 81-90% brak -5 256 - 285 71-80% brak -10 225 - 255 61-70% brak -15 193 - 224 51-60% potężne ciosy w walce wręcz -20 161 - 192 41-50% silne ciosy w walce wręcz -30 129 - 160 31-40% kontratak, blokowanie ciosów w walce wręcz -40 98 - 128 21-30% uniki, legilimencja, zaklęcia z ST > 90 -50 66 - 97 ≤ 20% teleportacja (nawet po ustaniu zagrożenia), oklumencja, metamorfomagia, animagia, odskoki w walce wręcz -60 ≤ 65 10 PŻ Postać odczuwa skrajne wycieńczenie i musi natychmiast otrzymać pomoc uzdrowiciela, inaczej wkrótce będzie nieprzytomna (3 tury). -70 1 - 10 0 Utrata przytomności
Bardzo mocno, gorąco i najpiękniej na świecie proszę o to, żeby postarać się o nie odpisywanie w ostatnim momencie.
Palce zacisnęły się na chłodnym metalu na moment przed tym, jak odnóże potwora zatopiło się w ciele Gwardzisty. Z gardła Alexandra wyrwał się odgłos na pograniczu jęku i krzyku, gdy monstrum toczyło z niego krew. Zacisnął jednak mięśnie żuchwy, tłamsząc odgłos i skupiając się zamiast na bólu na tym, że wciąż potrzebował kontynuować misję. Ignorując ból na tyle, na ile starczało mu jasności nadwyrężonego już umysłu, dokonał szybkiej analizy nim pająk znów się na niego zamierzył. W jego obecnej pozycji walka z potworem była z góry skazana na porażkę. Przejście się za nim zamknęło i nawet jakby był w stanie je rozsadzić to najpierw musiałby być w stanie dotrzeć z powrotem do korytarza, który był Merlin wie jak wysoko. Zostawało więc tylko...
Właśnie. Nie słyszał rozbryzgującej się o podłoże krwi.
Uzdrowiciel zacisnął palce zarówno na kamieniu jak i na różdżce, którą skierował w lepkie nici pajęczyny ochraniające go przed upadkiem.
- Diffindo! - z mocno bijącym sercem wymówił inkantację, nie mogąc oderwać spojrzenia od makabrycznego chłopięcego korpusu wyrastającego z pajęczego odwłoka.
Właśnie. Nie słyszał rozbryzgującej się o podłoże krwi.
Uzdrowiciel zacisnął palce zarówno na kamieniu jak i na różdżce, którą skierował w lepkie nici pajęczyny ochraniające go przed upadkiem.
- Diffindo! - z mocno bijącym sercem wymówił inkantację, nie mogąc oderwać spojrzenia od makabrycznego chłopięcego korpusu wyrastającego z pajęczego odwłoka.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 47
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Decyzja o przejściu pomimo krzyczącego do niej ostrzeżenia nie było łatwe. Lucinda umiała radzić sobie z ciemnością, nie bała się krwistości ścian czy stukotu pędzącego niedaleko niej rydwanu. Wiedziała, że musi znaleźć Emmę oraz kamień. Pomóc dziewczynce i Benowi, który z każdą chwilą tracił więcej siły, więcej życia. Blondynka dopuszczała do myśli fakt, że Emmy może w ogóle tutaj nie być. W końcu nie tylko ona ją widziała w przejściu, a bycie w kilku miejscach jednocześnie zahaczało o to co niemożliwe. Jednak Selwyn wierzyła, że z jakiegoś powodu te przejścia się otworzyły. Może to naiwne myśląc iż ich oprawca sam dał im szansę na znalezienie kamieni, które mogłyby Wrighta uratować, ale jakie mieli inne wyjście? Stać bezczynnie i czekać na cud? Dla blondynki nadal to wszystko pozostawało dalekie od zdrowego rozsądku. Gdyby nie fakt, że wszyscy w tym tkwili prawdopodobnie już dawno pomyślałaby, że zwariowała. W takim miejscu wszystko było przecież możliwe, prawda?
Wchodząc na korytarz nie spodziewała się od razu dojrzeć Emmę czy nawet kamień. Wolała już teraz zachować ciszę i skupić się na tym by połączyć wszystkie elementy układanki w całość. Blondynka uniosła różdżkę i rzuciła – Lumos – chcąc by korytarz rozświetlił się pokazując jej drogę lub coś co na jej drodze stoi. Lucinda popędzona dźwiękami kolejnego rydwanu zrobiła krok do przodu chcąc blaskiem oświetlić sobie to co pozostawało ukryte. Może to była ślepa uliczka, może i powinna swoje kroki skierować jeszcze niżej, ale jeśli tego nie sprawdzi po prostu nie będzie wiedzieć z czym ma do czynienia, a to w takich momentach wydawało się być najważniejsze.
Wchodząc na korytarz nie spodziewała się od razu dojrzeć Emmę czy nawet kamień. Wolała już teraz zachować ciszę i skupić się na tym by połączyć wszystkie elementy układanki w całość. Blondynka uniosła różdżkę i rzuciła – Lumos – chcąc by korytarz rozświetlił się pokazując jej drogę lub coś co na jej drodze stoi. Lucinda popędzona dźwiękami kolejnego rydwanu zrobiła krok do przodu chcąc blaskiem oświetlić sobie to co pozostawało ukryte. Może to była ślepa uliczka, może i powinna swoje kroki skierować jeszcze niżej, ale jeśli tego nie sprawdzi po prostu nie będzie wiedzieć z czym ma do czynienia, a to w takich momentach wydawało się być najważniejsze.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Selwyn' has done the following action : Rzut kością
'Anomalie - Azkaban' :
'Anomalie - Azkaban' :
Nie wiedział nic poza tym, że powinni być w drodze, że powinni szukać Emmy i że muszą ratować Bena. Kobieta nie dała mu żadnych odpowiedzi, a on zrozumiał że nie ma innego wyboru jak tylko wziąć udział w wyścigu. Nie miał pojęcia czego tak na prawdę będzie on dotyczył. Mają się ścigać na zwierzętach? Nie sądził by ktoś miał dosiąść wilka. Spojrzał na pozostałych mężczyzn, później na kobietę. Skoro ma szansę zdobyć naszyjnik, musi spróbować.
Ruszył w stronę zwierząt, ostatecznie wybierając niedźwiedzia który zdawał się dawać najwięcej szans w konkurencjach jakie był w stanie sobie wyobrazić.
- W porządku.
Czuł adrenalinę idąc w nieznane, był jednak zdeterminowany by wygrać tę konkurencję i szybko wrócić do pozostałych. Z naszyjnikiem. I najlepiej Emmą.
Ruszył w stronę zwierząt, ostatecznie wybierając niedźwiedzia który zdawał się dawać najwięcej szans w konkurencjach jakie był w stanie sobie wyobrazić.
- W porządku.
Czuł adrenalinę idąc w nieznane, był jednak zdeterminowany by wygrać tę konkurencję i szybko wrócić do pozostałych. Z naszyjnikiem. I najlepiej Emmą.
Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Zaklęcie nie zadziałało – mało tego, zraniło ją okrutnie mocno. I chociaż wiedziała, że tak się może stać, ryzykowała właściwie wszystko, to wciąż rana na urodzie była rozczarowująca. Zdusiła w sobie stęk bólu, upadając na jedno kolano. Krew szybko zaczęła zalewać szatę, a utrzymywanie właściwego tempa kroków na pewno stanie się trudniejsze. Każdy ruch podrywał nadwyrężone mięśnie do ruchu – każdy ruch wzmagał ból. Chciała przechytrzyć nie tylko tytana, z którym przyszło jej się zmierzyć.
Chciała przechytrzyć najprawdopodobniej nawet samą siebie.
Przełknęła ślinę, myśląc już nad tym, co zrobi, jeśli po raz kolejny anomalia tego miejsca osaczy ją w ciasnym uścisku. Będzie musiała coś wykombinować.
Póki co, myśli nakierowała znów na szkatułkę stojącą tak niewinnie na niewielkiej kolumnie. Wyciągnęła przed siebie różdżkę i gdy kruk zaskrzeczał koszmarnie, wypowiedziała inkantację.
– Ascendio! – pewnie i wyraźnie, nakazując różdżce, by ta pociągnęła ją do samej szkatułki.
Chciała przechytrzyć najprawdopodobniej nawet samą siebie.
Przełknęła ślinę, myśląc już nad tym, co zrobi, jeśli po raz kolejny anomalia tego miejsca osaczy ją w ciasnym uścisku. Będzie musiała coś wykombinować.
Póki co, myśli nakierowała znów na szkatułkę stojącą tak niewinnie na niewielkiej kolumnie. Wyciągnęła przed siebie różdżkę i gdy kruk zaskrzeczał koszmarnie, wypowiedziała inkantację.
– Ascendio! – pewnie i wyraźnie, nakazując różdżce, by ta pociągnęła ją do samej szkatułki.
pora, żebyś ty powstał i biegł, chociaż ty nie wiesz,
gdzie jest cel i brzeg,
ty widzisz tylko, że
ogień świat pali
Jackie Rineheart
Zawód : auror
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
only now do i see the big picture
but i swear that
these scars are
fine
but i swear that
these scars are
fine
OPCM : 25+3
UROKI : 10+2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 12
SPRAWNOŚĆ : 14
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Zakonu Feniksa
The member 'Jackie Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 69
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
#1 'k100' : 69
--------------------------------
#2 'Anomalie - Azkaban' :
Udało mu się powstrzymać atak zbyt znajomego mężczyzny, lecz wcale nie poczuł się przez to silniejszy. Oddychał ciężej, z trudem utrzymując przytomność, a świadomość, że ten pokręcony typ wchodzi do jego myśli, przeszukując je bez żadnej delikatności, tylko wzmagała zdenerwowanie. Wkrótce znalazł się w ciemności, obijając się od kamiennych ścian, nie widząc nic – aż do momentu, gdy ujrzał zbyt wiele. Jęknął głucho, obserwując umierającą w torturach Jackie, dłoń trzymająca różdżkę zadrżała, wyrywając się do pomocy, ale nie mógł uczynić nic więcej. – Kim jesteś? I czego ode mnie chcesz? Gdzie jest Emma? – warknął, przymykając oczy. Nagle wpadł na dość irracjonalny pomysł, z całych sił uderzył ręką w mur, obserwując jednocześnie swego prześladowcę: czy własne cierpienie wpłynie również na niego? I skąd klon posiadał różdżkę? – Petryficus totalus – wychrypiał, celując w niego.
Make my messes matter, make this chaos count.
Benjamin Wright
Zawód : eks-gwiazda quidditcha
Wiek : 34
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
I wanna run against the world that's turning
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
I'd movе so fast that I'd outpace the dawn
OPCM : 37 +7
UROKI : 34
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 43
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Oaza
Szybka odpowiedź
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda