Wydarzenia


Ekipa forum
Oaza
AutorWiadomość
Oaza [odnośnik]30.01.18 22:36
First topic message reminder :

Oaza

Niedługo po przegnaniu z Azkabanu czarnoksięskiej mocy, na wyspie zaczęło budzić się życie. Drzewa wypuściły szybko, w kilka tygodni przypominając kilkunastoletnie olbrzymy, które rzucały cień na falujące w nadmorskiej wietrze wysokie trawy. Ogromna ilość białej magii wezbranej w tym miejscu zdawała się odżywiać rośliny, wspomagając ich rozrost. Właśnie między nimi wzniesiono pierwsze obozowisko gotowe na przyjęcie uchodźców pochodzących z niemagicznych rodzin, zmuszonych ukrywać się przed nienawistną władzą. Obozowisko nazwane zostało Oazą, przez wielu nazywanych Oazą Harolda lub Oazą Feniksa. Jeden z namiotów zajął zresztą sam Longbottom. Biała magia jest tu nie tylko wyczuwalna, ale i widoczna: jej moc krąży raz za czas pod postacią unoszących się w powietrzu bezpiecznych ciepłych ogników. Wydaje się, że naga ziemia na wyspie jest gorąca - dlatego nisko nad nią, poniżej kolan, na wilgotniejszych terenach wyspy unosi się gęsta mgła. Mówią, że za ten stan rzeczy odpowiadają ostatnie zdarzenia.


[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 31.03.18 23:23, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Oaza - Page 35 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Oaza [odnośnik]22.06.22 0:01
Chyba powinien był się tego spodziewać. Przecież od zawsze wiedzieli: że Oazę wypełniała niezrozumiała dla nich magia; że wioska wznosiła się na gruzach zniszczonego więzienia, do niedawna zamieszkałego przez jedne z najstraszniejszych istot; że pogoda bywała tu kapryśna, nieprzewidywalna, nieokiełznana. Pamiętał, jaki niepokój budził u niego każdy większy sztorm – wtedy, gdy jeszcze razem z rodziną mieszkali w Skamielinie; nie zliczyłby, ile razy naprawiał zerwane przez silny wiatr dachy, nie spamiętałby też tych wszystkich momentów, kiedy zastanawiał się, czy wzburzone morze przypadkiem nie przedrze się przez wysokie klify – a jednocześnie tkwiło w nim irracjonalne i naiwne przekonanie, że to miejsce, ta wyspa, ten wyrwany losowi skrawek terenu, były nietykalne.
Powinien był lepiej uczyć się na własnych błędach.
Nie potrafiąc wydusić z siebie żadnego kolejnego słowa, skinął głową Michaelowi, gdy auror zaproponował, że weźmie ze sobą Marcela; widząc, jak znikają z lewej strony korytarza, podszedł do Samuela i Floreana, i wskazał im prawy – przed opuszczeniem sali zebrań obracając się jeszcze za siebie, żeby sprawdzić, czy na pewno nikomu w trakcie wstrząsu nie stała się krzywda. – Sp-p-prawdzę pomieszczenia po tej stronie – zaproponował, znacznie spokojniej niż się czuł – wskazując na parę drewnianych drzwi, prowadzących do bocznych pomieszczeń. Większość z nich była otwarta na oścież, co sugerowało, że znajdujący się w nich ludzie zdążyli je opuścić – ale zapobiegawczo zajrzał do każdego, z ciężkim sercem rejestrując przewrócone krzesła i porzucone, fajansowe kubki; w jednym z przejść mignęła mu twarz starszego mężczyzny, w którym rozpoznał jednego z pracujących pod rozkazami lorda Longbottoma aurorów – ale widząc, że ma sytuację pod kontrolą, skinął mu jedynie głową, przechodząc dalej korytarzem, żeby spotkać się z przyjaciółmi przy wyjściowych drzwiach. – Zaraz tam dotrę – powiedział, zatrzymując spojrzenie na niewielkiej grupce mieszkańców, którzy zgromadzili się wokół ratusza; część musiała być w środku w momencie trzęsienia, reszta – prawdopodobnie ściągnęła tu z najbliższej okolicy, podejrzewając, że być może na głównym placu odnajdą odpowiedzi. Jego wnętrzności wykręciły się nieprzyjemnie, gdy jego wzrok przemknął po ich twarzach; większość z nich uciekła tu przed wojną, szukając bezpieczeństwa, spokoju – poczucia stałości, które właśnie wymykało im się w rąk tak samo, jak uciekała zawieszona w powietrzu, biała magia.
Kiedy dołączył do pozostałych członków Zakonu na placu, byli tam już niemal wszyscy – zatrzymał się na krawędzi niewielkiego okręgu, zauważając, że dołączył do nich Steffen. – Steff. W-w-widziałeś, co się stało? – zapytał, zatrzymując na moment spojrzenie na kuzynie, a później przemykając nim po reszcie twarzy – w myślach licząc i odhaczając kolejne imiona, sprawdzając, czy na pewno wszyscy, którzy byli obecni na spotkaniu, dotarli przed ratusz. – Na łące białych kwiatów p-p-podobno pękła ziemia – stąd ten wstrząs – powiedział, tak mówili gromadzący się coraz liczniej mieszkańcy; ktoś z nich musiał to sprawdzić – i jeśli rzeczywiście była to prawda, zabezpieczyć wyrwę. – Część budynków w wiosce jest uszkodzona, ktoś m-m-może być uwięziony w środku albo ranny. I – tu się zawahał; to, co ludzie mówili o sytuacji na krańcach wyspy wydawało mu się nierealne – coś p-p-podobno stało się na wybrzeżu, przy mogiłach – powinniśmy się podzielić i to sprawdzić. Ludzie mogą p-p-potrzebować pomocy – zasugerował. Nie wydawał poleceń, nie próbował dyrygować grupą – obok niego znajdowali się Zakonnicy posiadający w tym znacznie większe doświadczenie.

| dla wygody - przeklejam tu jeszcze mapki i kostki <3

1. Zabezpieczenie szczeliny (żółty kolor na mapce, samą szczelinę zaznaczyłam czarną kreską); legenda do k6:
1:
2:
3:
4:
5:
6:

2. Chaos w wiosce (niebieski kolor na mapce); legenda do k6:
1:
2:
3:
4:
5:
6:

3. Ożwieńcy (czerwony kolor na mapce); legenda do k6:
1:
2:
3:
4:
5:
6:




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Oaza [odnośnik]22.06.22 7:37
Było tak wiele kwestii do omówienia. Lucinda nie spodziewała się, że spotkanie Zakonu przyniesie tak wiele emocji, ale też informacji, kwestii koniecznych do poruszenia. Charaktery mieszały się ze sobą dając im szansę na konfrontację, a ta przecież rzadko bywa lekka. Blondynka słuchała w ciszy już ustalanych kwestii. Potrzebowała chwili by sobie to wszystko poukładać, a jeśli czegoś nauczyła się na tej wojnie, to tego, że słowa mają siłę i nie warto jest rzucać je na wiatr. Postanowiła dać sobie czas. Odetchnąć, wrócić do domu i przemyśleć wszystko co się dzisiejszego dnia wydarzyło. Finalnie to nie było jej dane. Już nie pamięta dnia, w którym by się nic nie wydarzyło. Szła gdzieś z jakimś zamiarem, konkretnym planem, a potem plany zmieniały się na rzecz niespodziewanych zdarzeń. To samo stało się dzisiaj. Ich rozmowy przerwał głośny huk. Lucinda nie spodziewała się walki, nie myślała o atakach na Oazę i w pierwszej chwili zadrżała idąc właśnie tym tropem. Dopiero po chwili dotarło do niej, że wszystko wokół nich się trzęsie i widocznie nie jest to spowodowane atakiem ze strony wroga. Kubek stojący przed nią przewrócił się zalewając stół, duże drewniane drzwi prowadzące do Ratusza teraz otwierały się zamykały jakby smagane wiatrem. Nigdy wcześniej nie doświadczyła trzęsienia ziemi chociaż już wcześniej doszły do niej słuchy, że takowe zdarzają się w ostatnim czasie znacznie częściej. W końcu jeszcze kilka dni temu razem z Tonks pozbywały się skutków jednego z nich.
Kiedy trzęsienie ucichło Lucinda przejechała wzrokiem po obecnych w Ratuszu. Chciała mieć pewność, że nic nikomu się nie stało. Badawczo przyjrzała się również skutkom trzęsienia ziemi i choć Ratusz wciąż pewnie stał i nic poważnego tu się nie wydarzyło, to jednak nie mogli mieć takiej samej pewności co do reszty Oazy. Wyspa rządziła się swoimi prawami. Lucinda od zawsze to wiedziała. W końcu uczestniczyła w misji w Azkabanie i widziała jaka magia się tu znajduje. Widziała jak więzienie się zmienia dając im nowe miejsce na ziemi. Teraz to miejsce pokazało swoje oblicze. Ruszyła za innymi na zewnątrz.
Blondynka wsłuchała się w słowa wypowiedziane przez Williama. Przy mogiłach? – zastanowiła się, bo nie wiedziała co mogłoby się tam zdarzyć. Od razu pomyślała o tym, że poziom wód mógł się podnieść, ale to spekulacje nie potwierdzone żadną teorią. Już to po prostu kiedyś widziała. – Sprawdzę szczelinę. Nie wiem czy jesteśmy w stanie jakoś ją zabezpieczyć, ale to mógł nie być ostatni wstrząs. – dodała. Musiała to zobaczyć na własne oczy.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Oaza - Page 35 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Oaza [odnośnik]22.06.22 18:51
Pierwszy sygnał, że coś było nie tak nadszedł niespodziewanie, a lord Greengrass zamarł, uważnie przyglądając się twarzom zakonników i sojuszników zebranych podczas spotkania. Każdy wyraźnie orientował się dokładnie tak samo co do tego, co właściwie miało teraz miejsce. Atak? Zwykłe trzęsienie ziemi?
Panika? Czy tak wyglądała noc piątego stycznia w domostwach w Staffordshire? Czy ich przypuszczenia co do tego, że wróg próbował ich wywabić z domów, czy kryjówek, i sprawić, aby zaczęli się kontaktować, a możliwe że i spotkać tak jak tego dokonali dzisiaj, były prawdziwe? Nie mogli niczego wykluczyć, może właśnie dlatego już od moment, w którym podniósł się od stołu, aby udać się na zewnątrz wraz z resztą, ściskał w dłoni różdżkę. Nie wiedzieli, czego mogli się spodziewać na zewnątrz. Bombardy? Ataków? Mrocznego znaku na niebie?
Niezależnie od tego jakie niebezpieczeństwo miało teraz miejsce, jego myśli od razu powędrowały do narażonych mieszkańców Oazy, którzy przecież przeżyli już własne tragedie. Mieli tutaj być bezpieczni, ale czy bezpieczne miejsce w ogóle istniało? Nie tylko w Anglii, nie tylko tutaj na wyspie powstałej po Azkabanie - czy gdziekolwiek było miejsce, które mogłoby zapewnić odrobinę bezpieczeństwa komukolwiek?
Wiedział, że musiał je zapewnić w Derby - że niezależnie od rozwoju sytuacji, musiał wrócić do domu, nie mogąc pozwolić, aby Mare się martwiła; nie w stanie w jakim była. Ale ile kobiet przy nadziei mogło mieszkać w tych domach? Ile z nich potrzebowało ochrony? Ilu starszych? Ile dzieci, dla których zakończenie wojny mogło być najistotniejsze, bo przecież to ich świat stał pod znakiem zapytania.
Zdawało się być znacznie chłodniej, a z oddali były słyszalne dźwięki chaosu, jednak nic z tego nie mówiło jasno, co dokładnie miało miejsce.
Zacisnął mocniej palce na drewnie jabłoni. Gotowało się w nim do działania. Nie mógłby stać i spoglądać bezczynnie - to dla niego było największą torturą, kiedy nie można było podjąć skutecznych działań natychmiastowo. Z wiekiem nauczył się panować nad swoją złością i frustracją, i wszystkimi emocjami, które się w nim gotowały, jednocześnie w podobnym okolicznościach było to trudne. Zdanie na czas i żmudną pracę, która ukazywała efekty dopiero z czasem nie było mu obce, a jednak było czymś co paliło go wewnętrznie.
Powinni się rozdzielić, zapewnić ochronę i pomoc doraźną tym, którzy tego potrzebowali, uspokoić ludzi - ale i rozeznać się w zagrożeniu, które panowało i zlokalizować czy nie czekało na nich większe niebezpieczeństwo. Myśli biegły wokół tego - czy ludzie byli bezpieczni? Czy nic nie groziło i samym zakonnikom, którzy odczuli tupnięcie i huk.
Ludzie byli wyraźnie w panice, nie można było wiele zrozumieć poza tym, że coś miało miejsce - i to wyraźnie w wielu miejscach. Czy zagrożenie mogło płynąć z większej ilości stron, czy szczelina była tylko jednym ze środków ataku?
Czy byli pod atakiem?
Zacisnął szczękę, a na jego twarzy malowało się zmartwienie. W jakim stanie była wioska? Mieszkańcy? Jeśli trzęsienie było tak wyraźnie odczuwalne, powinni zająć się sprawdzeniem tego, co tak naprawdę się tam wydarzyło i czy mieszkańcy nie potrzebowali pomocy. Budynki mogły ucierpieć - pytaniem było w jakim stopniu. I czy czekało na nich inne zagrożenie? Rekonesans był w końcu równie ważną istotą. Czy zagrożenie szło wyłącznie od szczeliny, czy również z powietrza, od morza?
- Pomogę przy rannych i zapewnię im bezpieczeństwo, szczególnie jeśli nie wiemy jeszcze czy to wszystko co na nas czeka - powiedział, chociaż najchętniej udałby się wszędzie - jednak nie mógłby tego zrobić, nie byłby w stanie znaleźć się wszędzie na raz. Może to bezsilność? Brak umiejętności, aby zaradzić wszystkiemu tak bardzo go irytowała?

| Z Maeve i Roselyn pomożemy opanować chaos w wiosce w szpitalu polowym.




Hope's not gone
Elroy Greengrass
Elroy Greengrass
Zawód : Smokolog w Peak District
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
I won't talk myself up, I don't need to pretend
You won't see me coming 'til it's too late again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10916-elroy-greengrass#332716 https://www.morsmordre.net/t10962-obsydian#334127 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f105-derby-grove-street-12-siedziba-greengrassow https://www.morsmordre.net/t10963-skrytka-bankowa-2372 https://www.morsmordre.net/t10961-elroy-greengrass#334126
Re: Oaza [odnośnik]22.06.22 19:34
Ratusz wydawał się bezpieczny. Cokolwiek wywołało drżenie i przeraźliwy huk, nie znajdowało się w budynku, a ci, którzy się w nim dziś znaleźli, szybko zajęli właściwe pozycji, ogarniając najbliższy chaos, który powstawał. Nie licząc zwykłych mieszkańców, mugoli szukających schronienia, każdy w Oazie mniej lub bardziej potrafił zadbać o swoje bezpieczeństwo, chociaż to przekonanie zapowiadało się dziś zostać co najmniej nadszarpnięte.
Nie zajęło wiele czasu gdy znaleźli się na zewnątrz, odnajdując zebranych na placu. To, co dostrzegał i pospieszne informacje, które po drodze zebrał, potwierdzały szczerzące się zagrożenie i nieprzyjemną prawdę. Przenikliwy chłód, unoszący się w powietrzu pył, nie tak opanowane twarze mieszkańców, którzy mijali ich w popłochu, intensywne napięcie wypełnione magią i czymś paskudnie niebezpiecznym co drażniło język, osiadało goryczą i wywoływało odruch splunięcia. Wszystko to malowało obraz narastającej grozy i przeciwnika, z jakim do tej pory nie mieli okazji walczyć.
Szczególnie intensywnie zareagował na drżący głos podtrzymywanej przez innych kobiety, która w panice tłumaczyła, że widziała wypełzającego gdzieś ze szczeliny nieboszczyka. I to ta sprawa w perspektywie doświadczenia, postawiła się w priorytecie obowiązku. Jeśli mieli do czynienia z inferiusami, gdzieś tam musiał być twórca, a jeśli nie - źródło plugastwa, które wzruszyło do "życia" to, co powinno być martwe. Skojarzenie było naturalne, intuicyjne, nie mogąc jednak wykluczyć innych odpowiedzi. Czymkolwiek były, musiał potwierdzić, prawdopodobnie potem, złożyć także raport. Na początek, zbierając fakty - z czym właściwie przyszło im się mierzyć. I jak wielkie szkody mieli tym razem do pokonania. Słysząc rozmowę Williama ze Steffenem, zmrużył oczy - Słyszałem o powstałych z ziemi martwych - odezwał się poważnie - Sprawdzę wybrzeże - zakomunikował, przelotnie rozglądając się po towarzystwie i szukając ewentualnych chętnych na towarzystwo. Pracował jako auror, ale miał świadomość, jak zdolnych mieli w okolicy czarodziejów. A zastałe niebezpieczeństwo nie wybierało przeciwników.
- Gdyby była potrzeba, wyślę patronusa - odezwał się na zakończenie, nim sięgnął po miotłę, odbił się od ziemi i ruszył w stronę wybrzeża.

| Lecę na wybrzeże usypiać umarlaków.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Oaza - Page 35 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Oaza [odnośnik]23.06.22 2:13
Wybiegł z ratusza, tym samym biegiem dołączając do pozostałych zgromadzonych Zakonników, po okolicy rozglądał się ze zbyt szybko bijącym sercem i przerażeniem wypisanym w jasnych tęczówkach: ta wyspa miała być spokojną, bezpieczną i dobrą przystanią dla tych, którzy uciekali przed grozą wojny. Kobiety, dzieci, szczególnie ważni uchodźcy, nie mogli pozwolić, aby to wszystko utracili. Zatrzymał się obok Castora, uwagę kierując na Billy'ego  - co to miało znaczyć: że pękła ziemia? czy wyspa miała zatonąć? Czy wioska była zagrożona? Czy trzeba było ewakuować tych wszystkich ludzi? Pytań gromadziło się coraz więcej, ale odpowiedzi nie było żadnych. Zakonnicy zaczynali rozchodzić się w różnych kierunkach, na wybrzeżu ani przy szczelinie tylko by przeszkadzał, ale pomoc we wiosce wymagała wyłącznie chętnych rąk i otwartej życzliwości. Mieli zamienić kilka słów, lecz zamieszanie sprawiło, że w tym momencie o tym nie myślał.
- Może sprawdzimy polanę rozładunkową? - zapytał Sprouta, po chwili zastanowienia, przenosząc pytające spojrzenie na Billy'ego. - Tam jest zawsze pełno dzieci, a w ładunkach przewożą eliksiry i komponenty. Jeśli coś się potłukło i wymieszało... może się zrobić niebezpiecznie. - O polanie pomyślał jako pierwszej, bo to tam pojawiał się z kradzionymi zapasami. O eliksirach wiedział tyle, co nic, ale wiedza Castora powinna pozwolić na zabezpieczenie terenu - chyba, że ten stwierdziłby brak podobnej konieczności. I bez widoku potłuczonych fiolek był przecież w stanie lepiej oszacować potencjalne zagrożenie. Jednak jeszcze nim zdążył mu odpowiedzieć, kątem oka dostrzegł problem we wiosce.
- Castor, tam! - Skinął głową na widoczną z ich pozycji chatę; nie powiedział nic więcej, runął w jej kierunku biegiem, wiedząc, że Sprout również nie będzie w stanie stać bezczynnie. Zebrana przy chatce sterta drewna, zapewne przeznaczonego na opał, posypała się po wstrząsie i wyglądało na to, że drewno przygniotła starszego czarodzieja. Panika we wiosce sprawiała, że nikt nie zwrócił na ten incydent uwagi, a mężczyzna z całą pewnością potrzebował pomocy. Z daleka trudno było stwierdzić, czy problemem był ciężar drewna, czy jego uderzenie, czy może jedno z drugim.

marcel + castor lecimy przez wioskę na polanę?, chyba że mnie ktoś sprostuje


jeszcze w zielone gramy jeszcze nie umieramy, jeszcze się nam ukłonią ci co palcem wygrażali

Marcelius Sallow
Marcelius Sallow
Zawód : Akrobata
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler

red -
the blood of angry men

OPCM : 6 +3
UROKI : 5 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 41
SPRAWNOŚĆ : 20
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t8833-marcelius-sallow#263287 https://www.morsmordre.net/t8838-marcelius-sallow#263482 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f319-arena-carringtonow-wagon-7 https://www.morsmordre.net/t8839-skrytka-bankowa-nr-2088#263495 https://www.morsmordre.net/t8841-marcelius-sallow#263502
Re: Oaza [odnośnik]26.06.22 11:24
Nie wiem jakim cudem zachowałem względny spokój, kiedy wybiegłem z ratusza. Nie sprawdziłem niczego o co William nas prosił, bo w pierwszej kolejności musiałem dobiec do Jamy i upewnić się, że jeszcze stoi. Serce biło zaniepokojone, kiedy w końcu dotarłem na miejsce (zajęło mi to naprawdę niedużo czasu, ale i tak miałem wrażenie, że minęła godzina) – podświadomie dopuszczałem do siebie wiadomość, że w środku mogę zastać coś strasznego, że Florence nie udało się uciec. Szczęście wciąż się nas trzymało, bo nic jej nie było, ale nigdzie nie mogłem znaleźć Norvela. – Norvel? – Zajrzałem pod łóżko, gdzie lubił się chować przed hałasem i zamieszaniem, ale go tam nie było. – Norvel! – Wybiegłem na zewnątrz, próbując zoczyć tego niedużego kundla, ale nigdzie go nie było. Nie mogłem dłużej tracić czasu na poszukiwania. Nie miałem innego wyjścia jak zaufać w jego zwierzęcy instynkt i mieć nadzieję, że wkrótce znajdzie drogę do domu. Rozejrzałem się jeszcze raz, i... i jeszcze jeden, tak na wszelki wypadek, zanim pobiegłem z powrotem pod ratusz. Po drodze mijałem przestraszonych ludzi, którzy nie mieli pojęcia co właśnie się wydarzyło – gdyby nie Zakon, zachowywałbym się podobnie, ale przynajmniej wiedziałem, że mam zadanie do wykonania i nie mogę dać się ponieść emocjom.
J-jestem – Zakomunikowałem, dysząc ze zmęczenia. Musiałem złapać dwa głębsze oddechy zanim się wyprostowałem i kontynuowałem. – Tam w wiosce jest chaos – Zgodziłem się z Williamem, ale co innego bardziej mnie zaniepokoiło: pęknięta ziemia, umarli? Nie mogłem w to uwierzyć, Oaza miała być bezpieczna. – Pójdę z Samem – Powiedziałem od razu, kiwając mu głową. Musiałem to zobaczyć na własne oczy, choć wciąż miałem koszmary po wizycie w Kruczej Wieży sprzed kilku lat. Zaraz jednak się zreflektowałem, że to nie musi od razu oznaczać tych strasznych kreatur. – Powstali martwi jak inferiusy czy... duchy? – Upewniłem się, prosząc Merlina, by to jednak było to drugie. Z duchem sobie poradzę.
Gdybyście przypadkiem znaleźli psa, niedużego biszkoptowego kundla z białą plamą na szyi, nazywa się Norvel – rzuciłem do zebranych, mając nadzieję, że znajdzie się gdzieś cały i zdrowy. Nic nie poradzę, że przywiązałem się do tego znajdy. – Powodzenia, uważajcie na siebie – rzuciłem jeszcze do zebranych zanim ruszyłem biegiem w stronę wybrzeża, znałem dobry skrót.

Norvel mompls


not a perfect soldier
but a good man

Florean Fortescue
Florean Fortescue
Zawód : właściciel lodziarni
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Pijemy z czary istnienia
Z zamkniętymi oczami,
Złote skropiwszy jej brzegi
Własnymi gorzkimi łzami.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Oaza - Page 35 F2XZyxO
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3393-florean-fortescue https://www.morsmordre.net/t3438-laverne#59673 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f278-pokatna-5-2 https://www.morsmordre.net/t4591-skrytka-bankowa-nr-854 https://www.morsmordre.net/t3439-florean-fortescue#59674
Re: Oaza [odnośnik]29.06.22 23:30
Od bardzo dawna nie była w Oazie. Całość swojego czasu poświęcała Leśnej Lecznicy. Od zaginięcia Alexa pracy było jeszcze więcej, mniej rąk gotowych podołać codziennym sprawunkom. Doba zdawała się skrócić o kilka wartościowych godzin. Ktoś musiał doglądać porządku, finansów, organizować pracę każdego dnia, a te dość niewdzięczne zadanie opadło na jej barki. Bez względu jednak na ciężar Lecznica miała i musiała funkcjonować. Zdawała sobie jednak z istotnego problemu, któremu nie była w stanie podołać - uzdrowicieli było zbyt niewielu. Nie mówiąc nawet o specjalistach, a o czarodziejach przeszkolonych chociaż w zadowalającym stopniu, którzy służyć pomocą zarówno na frontach potyczek jak i przede wszystkim pomagać ludności cywilnej. Czas nie działał jednak na ich korzyść. Tego okazywało się być po prostu mało. Zbyt mało by wić plany. Zbyt mało by podejmować się szeroko zakrojonych przedsięwzięć. Zbyt mało by robić więcej. Już teraz cień nieprzespanych nocy rysował się pod ciemnymi oczami, kręgosłup boleśnie przypominał o przepracowaniu, umysł wyczerpany ciągłym użytkowaniem magii wciąż dopominał się odpoczynku, a przecież musiała pamiętać i o tym. Nie było żadnego pożytku z uzdrowiciela, który nie dał rady wykonywać swojej pracy. Nie było rozsądnym wyczerpywać wszelkie siły, bo kolejny dzień czekał i wymagał jednakowego oddania.
Dziś przekroczyła granice Oazy w towarzystwie Samuela. Jeden z pacjentów szpitala polowego potrzebował pomocy medyka, a pełniący tą funkcję w Oazie czarodziej nie był w stanie udzielić mu pomocy.
Dopiero krocząc ścieżkami magicznej wioski zdała sobie sprawę jak bardzo zmieniła się od ostatniego razu, gdy tu była. Mimo, że przepełniały ją opary białej magii, Oaza nigdy nie była szczęśliwym miejscem. Ci, którzy ją zamieszkiwali nie byli ludźmi, którzy byli tu z wyboru, a przymusu. Tu miało być ich bezpieczną przystanią, jednak zagłębiając się w ubite uliczki, dostrzegała że nie było nawet tego. Nie w fizycznym tego słowa znaczeniu. Wszakże byli ukryci przed światem, jednak wciąż niespokojni o kolejny dzień. Stłoczeni w fatalnych warunkach, których nie dało się polepszyć przez wzgląd na brak środków.
Minęło wiele czasu odkąd rozstała się z młodszym Skamanderem. Postanowiła zostać dłużej, zajęła się pacjentami zajmującymi prycze szpitala polowego, ale chciała również odwiedzić obozowisko. Zdawała sobie sprawę, że to była jedynie kropla w morzu potrzeb, nie było to nawet wystarczającym. Lepszym jednak od bezczynności. Lepszym od niczego.
Jedna z dziewcząt zajmujących się pacjentami pod nieobecność uzdrowiciela, poprowadziła ją w stronę serca Wyspy.
Właśnie wtedy ziemia zadrżała. Najpierw niemal delikatnie, zdawało jej się że ledwie wyczuła wibrację, niemal na ułamek sekundy poczuła niepokój, by ten przybrał formę czystego strachu, gdy w ułamkach sekund trzesięcieniee nabrało mocy. W prymitywnym odruchu opadła na ziemię, chroniąc się przed niebezpieczeństwem nadchodzącym z nieznanego kierunku. Musiało minąć kilka urwanych oddechów, by powstała z kolan gubiąc się w amoku przerażonych mieszkańców wyspy. Ktoś podbiegł do niej, a otumaniony szokiem umysł jeszcze przez chwilę odmawiał adaptacji do atakujących ją zewsząd bodźców. - Co się dzieje? - pytanie wybrzmiało na ustach, gdy w popłochu przyjęła pomocną dłoń od jednego z zamieszkujących oazę czarodziejów.
Rys znajomej sylwetki zarysował się wśród rozbieganych w popłochu czarodziejów. - Maeve - krzyknęła, pokonując odległość dzieląca, wyłapując wyrzucone w pośpiechu słowa mężczyzny Dłoń chwyciła za skrawek jej płaszcza, zacisnęła się na nadgarstku tej samej ręki, którą leczy całe miesiące temu - Pomóż mi zabrać stąd tych ludzi - słowa uciekły zanim zdołała uformować je w myśl jakby wezwane z pamięci mięśni, odruchów, którymi powinna kierować się w sytuacjach zagrożenia, a najsilniejszym instynktem była ucieczka. Przetransportowanie tych ludzi jak najdalej od serca trzęsienia ziemi. Gdzieś zza jej pleców dobył się męski głos. Obróciła się w tamtym kierunku - Trzeba wysłać kogoś by jak najszybciej przygotował miejsce w szpitalu polowym i ogłosił co się stało. Większość łóżek jest zajęta, ale będzie trzeba przeorganizować przestrzeń.



what we have become but a mess of flesh and emotion - naked on all counts

my dearest friend


Roselyn Wright
Roselyn Wright
Zawód : Uzdrowiciel w leśnej lecznicy
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
the healer has the
b l o o d i e s t
hands.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
when will enough be enough?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6412-roselyn-wright https://www.morsmordre.net/t6516-furia#166169 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f415-szkocja-highlands-knieja https://www.morsmordre.net/t6553-skrytka-bankowa-nr-1612#167244 https://www.morsmordre.net/t6551-r-wright#282514
Re: Oaza [odnośnik]02.07.22 22:44
Krótka zbiórka pod budynkiem ratusza pomogła jego myślom otrzeźwieć; lodowaty, wiejący od morza wiatr – po kilkudziesięciu minutach przebywania w ciepłej i suchej sali – był niczym wiadro wylanej na głowę zimnej wody, ale wydawało się, że właśnie tego potrzebował, żeby zachować czujność. Naciągając na głowę czapkę i podnosząc kołnierz skórzanej kurtki, w pośpiechu niedopiętej, starał się ułożyć plan działania – oddychając z ulgą, gdy pozostali członkowie Zakonu zaczęli płynnie dzielić się zadaniami. – Pójdę z tobą – odezwał się do Lucindy, gdy wspomniała o sprawdzeniu szczeliny; miał już okazję działać u jej boku, ufał jej zdolnościom – ale przede wszystkim chciał zobaczyć na własne oczy, co właściwie się stało – i z jak wielkimi szkodami się mierzyli. Potarł dłonią brodę, zerkając w stronę kuzyna. – Steff, może też rzucisz na t-t-to okiem? – zasugerował, choć brzmiało to bardziej jak prośba niż pytanie; jeśli w grę wchodziła wypełniająca Oazę magia – a nie miał pojęcia, co innego mogłoby się tu stać, o ile nie zostali zaatakowani z zewnątrz – to brakowało mu wiedzy, by cokolwiek zdziałać.
Pokiwał odruchowo głową w reakcji na deklarację Elroya, bardziej odnotowując w myślach sytuację niż mu przytakując. Słowa Samuela zmroziły go do kości – odwrócił głowę w jego stronę, tak gwałtownie, że coś boleśnie strzyknęło go w szyi, ale prawie nie zwrócił na to uwagi. – O inferiusach? – zapytał ściszonym głosem, nie chcąc budzić paniki, choć nie udało mu się ukryć przelewającego się między głoskami terroru. Nie był w stanie wyobrazić sobie żadnego innego scenariusza, nie słyszał, by martwi wstawali z grobów inaczej niż poderwani czarną magią; wśród lotników krążyły wieści, że odkąd rozpętała się wojna, przeraźliwie groźne i silne istoty snuły się po Angli, atakując samotnych wędrowców (a czasami i całe grupy uchodźców), ale skąd wzięły się w Oazie? – P-p-po wszystkim spotkajmy się tutaj – poprosił, musieli mieć komplet informacji, żeby zdecydować, co dalej – wątpił, by skutki trzęsienia ziemi dało się usunąć w jeden dzień, ale póki co musieli skupić się na tym, żeby powstrzymać rozprzestrzenianie się chaosu. – To dobry pomysł – powiedział, wyczuwając spojrzenie Marcela, wychwytując jego słowa pomiędzy tymi padającymi ze wszystkich stron. – Uważajcie na siebie – dodał po chwili niemal jednocześnie z Floreanem, zwracając się już do wszystkich. – Jak go zobaczę, to zadbam, żeby był b-b-bezpieczny – obiecał, posyłając czarodziejowi uśmiech, kątem oka zauważając pojawienie się Roselyn. Skinął jej głową, wdzięczny, że tu była; była utalentowanym magomedykiem, a tych mieli w Oazie jak na lekarstwo.
Omiótłszy spojrzeniem okolicę po raz ostatni, ruszył w stronę mostu prowadzącego na łąkę – upewniając się, że Steffen i Lucinda są zaraz obok niego, po drodze odruchowo wyciągając różdżkę.

| razem ze Steffenem i Lucindą idziemy na łąkę białych kwiatów sprawdzić szczelinę, dołączamy do Aidana




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Oaza [odnośnik]27.08.22 12:25
| stąd

Jeżeli czegoś nauczył się za pierwszym razem (gorzki pierwszy raz, gorzka myśl o pierwszym razie, bo powinien być ostatni, a on wciąż nie rozumiał tego, jak to wszystko było możliwe), to to, że pan Robinson był człowiekiem, który wydawał się wiedzieć więcej, niż początkowo zakładał. Dlatego też, gdy starszy człowiek znów podjął — jeszcze niedookreślony — temat, Castor zwrócił na niego pełnię swojej uwagi.
— Tak? Niech pan powie, ja posłucham... — próbował łagodnie zachęcić mężczyznę do pociągnięcia myśli. Gdzieś w środku czuł, że było to ważne; nawet jeżeli miało się to nie okazać czymś istotnym dla Sprouta w tej chwili, wystarczyło, że było ważne dla pana Edwarda. Obserwował też cały proces stawiania mężczyzny na nogi, gotów zareagować, gdyby coś nie zadziało się po jego myśli, gdyby starszy człowiek potrzebował dalszej pomocy. Hart ducha staruszka nie pozwalał mu jednak na zbyt długie oddanie się w czyjeś ręce, dlatego gdy upierał się, że da sobie radę sam, skrzyżował spojrzenie z jednym z braci, kiwając głową.
— Jakby mogli panowie zostać obok, gdyby miał się pan poczuć trochę gorzej... — poprosił na ostatek, aby móc zająć się resztą stojących przed nim zadań z myślą, że pan Edward był odpowiednio zaopiekowany.
Objął Bingo mocniej, gładząc go po głowie, gdy wchodzili do wioski. Ludzie zbierali się już do ewakuacji, spora ich część — na szczęście — miała miotły. Obserwował mijane budynki, część z nich o otwartych drzwiach, część zamknięta.
— Jeszcze raz proszę wszystkich państwa o wyjście z domów, dołączenie do grupy i kierowanie się do Ołtarza światła! — krzyczał, korzystając z dobrodziejstwa zaklęcia zwiększającego moc głosu. Nie było czasu, by wejść do środka każdej z chatek i przeczesać teren, ale mógł to sprawdzić w inny sposób, a przynajmniej miał taką nadzieję. Nim jednak zdążył poprawić objęcie Bingo tak, aby trzymał się na jego jednej ręce, usłyszał słowa, które natychmiast go zaalarmowały.
Sir Longbottom.
Natychmiast odwrócił głowę w stronę dwóch kobiet, z których jedna, trzymająca w ramionach dziecko, wzbijała już się na miotłę, pozostawiając drugą na ziemi. Nie słyszał kontekstu rozmowy, ale po wyraźnie zmartwionym, zanurzonym w niezrozumieniu sposobie, w który Marcel również mówił coś o lordzie ministrze, miał olbrzymie przeczucie, że coś musiało się zdarzyć. Nie miał jeszcze pojęcia co, ale w obliczu katastrofy nadciągającej nad Oazę obecność i odnalezienie lorda Ministra... na pewno wpłynęłoby na wszystkich uspokajająco. Nie widział go przecież dzisiaj, a był symbolem nadziei, przetrwania, wytrwania we wszystkim, co na ich drodze stawiał los. Był też — ta myśl uderzyła w Castora jakoś inaczej, mocniej — tylko człowiekiem. Może też potrzebował pomocy?
— Idziemy dalej, przed siebie! — zawołał, wskazując ręką kierunek przez główne obozowisko. Odwrócił się za siebie, wzrokiem chcąc odnaleźć braci pomagających panu Robinsonowi. Jeżeli mu się to udało, powiedział do nich: — Panowie, zapraszam na przód. Wyznaczą panowie tempo, idziemy dalej, już niedaleko! — dzięki temu mógł być chociaż odrobinę spokojny, że nie narzuci prędkości zbyt dużej, by staruszkowie, chorzy lub dzieci nie mogli nadążyć. — Za chwilę wrócę — oznajmił, po czym odłączył się od grupy, rzucając się właściwie biegiem (na tyle, na ile mógł sobie pozwolić wobec raczej miernej kondycji i z psem na rękach) do kobiety, która przed chwilą wspomniała lorda Longbottoma.
Gdy udało mu się do niej dotrzeć, nie zwlekał.
— Musimy na jakiś czas opuścić Oazę, proszę udać się z nami — zaczął, wskazując głową postępującą grupę pieszych. — To bardzo pilne — dodał nagląco, po czym raz jeszcze przeniósł wzrok na grupę. — Dołączmy do grupy, proszę. Mówiła pani coś o sir Longbottomie? — jeżeli kobiety nie miały przekonać prośby Castora, mogło to zrobić wrażenie pilności, które niemalże się z niego wylewało. Patrzył na kobietę wyczekująco, wreszcie samemu chcąc dać przykład, ruszył w kierunku czoła pochodu, odwracając się po kilku krokach, by upewnić się, że kobieta podążyła za nim.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: Oaza [odnośnik]06.09.22 16:28
Pan Robinson patrzył na Castora przez chwilę jakby się wahał, ale w końcu pokręcił głową i machnął ręką, zaniechując pomysłu rozmowy. Chwycił się rękami mężczyzn, którzy wysłuchali prośby młodego mężczyzny i pomogli staruszkowi dotrzeć we wskazane miejsce. Castor wiedział, że to, co miało wydarzyć się ze staruszkiem najprawdopodobniej zależało już od niego samego, bowiem mężczyźni, mimo jego własnych zaleceń, nie zrobią nic przeciwko Edwardowi, jeśli będzie się przy czymś upierał.

Bingo w ramionach Castora trwał nieruchomo, korzystając z ciepła i poczucia bezpieczeństwa jakie dawał mu alchemik. Kiedy wszedł do wioski widział ewakuację — wszyscy kierowali się do wskazanych miejsc. Zdawało się, że chociaż początkowo chaos ogarniała wszystkich, odpowiednia organizacja mogła przynieść określone efekty. Współpraca czarodziejów działała, a ludzie, którzy tutaj mieszkali, pomagali sobie wzajemnie, bojąc się zapowiadanej katastrofy. Głos Castora docierał do okolicznych domów. Jego zwiększona siła niosła się po budynkach, z których wychodzili ludzie. Niektórzy, jakby za sprawą przypomnienia, sami otwierali chaty i sprawdzali czy nikogo nie ma w środku. Pilnowali się i dbali o siebie, nie chcąc nikogo skazać na śmierć. Za sprawką niespodziewanego przewodnictwa, ludzie kierowali się ku Castorowi, którego siła głosu ściągała ich w jedno miejsce. Ludzie, mimo początkowej paniki, zrzeszali się w grupę, która kierowała się w stronę ołtarza światła. Większość z nich jednak nie myślała wcale o marszu, a już na pewno nie za dwójką mężczyzn, prowadzącą obolałego starca. Ludzie biegli, lecieli na miotle, sprawiając, że ci potrzebujący pomocy zwyczajnie zostali z tyłu. Nie bez pomocy, lecz z tyłu, choć wciąż przed Castorem.

Kiedy alchemik odłączył się od grupy, by dotrzeć do jednej z czarownic, spojrzała na niego z wahaniem. Wydawała się nieco rozhisteryzowana, jej wzrost był rozbiegany, wyraźnie nie potrafiła zebrać myśli.
— Ekhm... — Potarła czoło dłonią i wskazała na ołtarz światła.— Sir Longbottom był przy ołtarzu światła, wyglądał jakby... Sama nie wiem, coś się działo. Trzymał w dłoniach pewien przedmiot. Jakąś szkatułkę, może puzderko. W pewnym momencie upadł na kolana, feniks za nim przeleciał, a potem... Nie wam, nadeszła fala. Zrobiło się jasno. I zniknął. — Chciała powiedzieć coś jeszcze, ale wtedy trzask odciągnął ich uwagę w stronę wioski. Ziemia pod ich stopni zatrzęsła się lekko po raz kolejny, ale nie na tyle, by pozbawić wszystkich równowagi. Mimo to, jedna z chat w samym centrum zatrzęsła się i zwaliła, a ta kilkusekundowa katastrofa wzniosła w powietrze tumany kurzu i pyłu, ale także błyszczących, magicznych drobin, które wypełniły powietrze. Ludzie krzyknęli i rzucili się biegiem w kierunku ołtarza świata. Ci, którzy mogli. Kobieta zostawiła Castora i ruszyła za ludźmi.

Kiedy pierwszy pył opadł, Castor dostrzegł, że po chacie nie było ani śladu. Dosłownie. Nie zostało po niej nic, ani deski, ani meble, ani szkło. Była tylko dziura. Nieprzyjemna, ziejąca chłodem i pustką szczelina zdawała się nie kończyć, prowadząc mrok do wnętrza ziemi. Drobiny migocącego pyłu zaczęły uciekać do niej — w dół, jakby coś ściągało je do środka. Na wołanie odpowiedziałoby wyłącznie echo, a Bingo — po zbliżeniu się do szczeliny, wpadł w wyraźną panikę.

Zamieszanie trwało jeszcze chwilę. Mieszkańcy wyspy gromadzili się w dwóch miejscach — na wybrzeżu i przy ołtarzu światła, gdzie nagle okazało się, że przeludniony azyl mieścił w sobie zatrważającą ilość potrzebujących. Wszędzie trzeba było się przeciskać, trudno było kogoś znaleźć w takim tłumie. Ale to, co Castor pamiętał nie nadchodziło. Chmury, które zbierały się w oddali zdawały się zupełnie rozmyć, błyski zaklęć z wybrzeża — szczególnie te kierowane w niebo w końcu zniknęły. Nie przyszła ani burza, ani zapowiadana, gigantyczna fala. Zdezorientowanie szerzyło się wśród ludzi, ale dopiero wtedy, gdy panika zaczęła gasnąć. Pod Ołtarzem światła panował jednak spokój.

Ludzie ewakuowali się z wioski, a Castor był świadkiem jak ostatnie osoby uciekają z tego miejsca, pozostawiając wszystko to, co przez ostatnie miesiące udało im się zgromadzić tutaj, w miejscu określanym jako dom. Czarodziej jeśli chciał, mógł zrobić obchód, upewniając się, że nie został tu nikt. Mógł także przejść w inne miejsca na wyspie, nie napotykając już nikogo i nie doświadczając katastrofy, która w jego wspomnieniach miała miejsce.

Termin odpisu mija 8 września o godz: 22:00. Kontynuujesz tutaj.

Obrażenia:
Castor 172/172

Energia magiczna:
Castor: 36/50

Ramsey Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Oaza - Page 35 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Oaza [odnośnik]20.10.22 13:18
| pierwsza część posta tutaj, przychodzimy spod Ołtarza Światła

Opuszczenie doliny, w której znajdował się Ołtarz Światła, zabrało im więcej czasu, niż początkowo zakładał – bo chociaż droga do wioski nie była długa, to mijając po drodze znajome twarze (kobiety, u której czasami zostawiał Amelię, kiedy jeszcze mieszkali w Oazie; czarodzieja zawsze chętnie dzielącego się z nim magiczno-budowlaną wiedzą; młodszej siostrzyczki Barty’ego, przez ostatnie godziny umierającej ze strachu o brata) nie potrafił powstrzymać się przed zamienieniem z nimi przynajmniej paru ciepłych słów. Tak bardzo cieszył się, że wszyscy przetrwali trzęsienie ziemi, że żyli; że nic im już nie zagrażało. Nie wybaczyłby sobie, gdyby któremuś z nich spadł włos z głowy, w końcu – nie byli dla niego anonimowymi uchodźcami, którym miał obowiązek zapewnić bezpieczeństwo; przez wiele miesięcy byli sąsiadami, przyjaciółmi, towarzyszami w próbach odnalezienia się w nowej rzeczywistości. Gdy po powrocie do kraju zamieszkał na wyspie, pomagali mu tak samo, jak on pomagał im.
Może dlatego chciał jak najszybciej upewnić się, że naprawdę nikt nie ucierpiał – odhaczyć każde nazwisko – bo wiedział, że tylko wtedy będzie mógł zasnąć spokojnie. – Volly, na wyb-b-brzeżu ktoś został? – zapytał, zwracając się do brata. Widział, że kiedy przyszli pod ołtarz, oprócz Aidana, Floreana i Steffena towarzyszyło im sporo ludzi, ale nie był pewien, czy byli to wszyscy. – Pomyślałem, że moglibyśmy zacząć od centrum w-w-wioski, tutaj ludzie dotrą najszybciej – podjął po chwili z zastanowieniem, przenosząc spojrzenie pomiędzy najstarszym bratem a Samuelem. Palce lewej dłoni wciąż miał zaciśnięte na rączce miotły, chyba powinien odnieść ją do ratusza – i zabrać stamtąd resztę rzeczy, znaleźć swoją torbę, może pożyczyć pióro i kawałek czystego pergaminu. – Muszę tylko najp-p-pierw… – zaczął, zanim jednak zdążył dokończyć zdanie, rozproszyło go mignięcie znajomej twarzy, w której rozpoznał Herberta. – Herbert! – zawołał do niego, unosząc wolną dłoń, żeby mu pomachać – czując ulgę, że najwidoczniej był cały i zdrów. Po raz ostatni widział go w trakcie spotkania, do tej pory nie był jednak pewien, czy udało mu się opuścić wyspę zanim poruszył nią pierwszy z wstrząsów. – Jesteś cały? – upewnił się, mimo wszystko wolał to usłyszeć od niego. – Byłeś cały czas na w-w-wyspie? – Czy widział już jej inne fragmenty? Sytuacja wydawała się ustabilizowana, ale świeża; każda informacja mogła więc pomóc. – Chciałem z tobą p-po-pogadać – dodał jeszcze, mimochodem; w trakcie spotkania nie znalazł na to czasu, pośród innych tematów do dyskusji nie mieli możliwości pochylić się na dłużej nad kwestią cieni – ale odkąd zaledwie wczoraj natknęli się na nie z Michaelem, nie potrafił wyrzucić z głowy listów od Herberta. – Idziemy w stronę ratusza – wspomniał po chwili; jeśli zmierzali w tym samym kierunku, mogli porozmawiać po drodze we czwórkę – tego dnia każdy z nich był w trochę innym miejscu, był ciekaw, co dokładnie zaszło na wybrzeżu – oraz w pozostałych częściach Oazy. – Chcemy zrobić spis mieszkańców, żeby mieć p-p-pewność, że nikt nie zaginął – i że wszyscy czują się dobrze – wyjaśnił, ruszając z miejsca. Budynek ratusza – szczęśliwie wciąż w całości – wysunął się zza linii drzew.




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore
Re: Oaza [odnośnik]21.10.22 23:27
Spotkanie w Ratuszu z jednej strony irytowało go, a z drugiej dało sporo do myślenia. Widział ludzi, którzy chcą działać, mają wolę do walki, ale brakowało im szczerych rozmów, otwartości dla samych siebie. Życie w ciągłym strachu, w obawie przed wykryciem, przed zemstą wroga na najbliższych sprawiało, że w towarzyszach broni widzieli przeciwnika. Zaślepiała ich chęć zemsty i pragnienie pokonania przeciwnika. Byli zaślepieni, a jednocześnie każdy kierował się szlachetnymi pobudkami. Wybuchowa mieszanka, przed którą ostrzegali szamani w Amazonii.
Nie spodziewał się, że tak szybko wróci do Oazy. Nikt nie mógł przewidzieć trzęsienia i tego co nastąpi zaraz po nim. W głowie zaś kołatało się jedno imię - Florka.
Zastał istne pobojowisko i bez wahania rzucił się do pomocy. Podał rękę mężczyźnie, który próbował wygrzebać się spod sterty głazów i konarów drzew. Następnie pospieszył z pomocą kobiecie, ta z dwójka dzieci w ramionach próbowała przedostać się na drugą stronę zawalonej drogi. Przejął najpierw drobnego chłopca, a następnie dziewczynkę, której przerażone spojrzenie poruszyło sercem mężczyzny. Upewnił się, że Florce nic się nie stało, ale nie miał zamiaru pozwolić aby dalej mieszkała w Oazie. Wraz z bratem mogli znaleźć bezpieczną przystań w Greengrove Farm i miał zamiar ich do tego przekonać. Słysząc znajomy głos odwrócił się w stronę Williama.
-Billy! - Zawołał przeskakując kamienie, by w trzech susach znaleźć się przy mężczyźnie. -Nic mi nie jest. - Zapewnił czarodzieja. -Byłem już poza Oazą kiedy nastąpiło trzęsienie. - Wyjaśnił pospiesznie. -Nie wszystko jest w zniszczone. - Tam gdzie był domy stały, pojedyncze ściany popękały, ale nic na tyle poważnego czego parę zaklęć nie naprawi. -Pomogę jak będę mógł. - Zapewnił Grey, któremu wydawało się, że słowa te powtarza niemal codziennie. Stały się dewizą każdego z nich, wszystkich członków Zakonu i osób im sprzyjających. Ruszył wraz z Billym, Volansem oraz Samuelem w stronę ratusza, który ku ich uldze nadal stał. - Warto też zrobić spis gdzie są największe zniszczenia. Podejrzewam, że najbliższe dni będą się skupiać wyłącznie na naprawach. Wy jesteście cali? - Przyjrzał się jeszcze towarzyszom. Widział, że wydarzenie pozostawiło na nich swój ślad. -O czym chciałeś pogadać? - Dopytał jeszcze poprawiając torbę przewieszoną przez ramię.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Oaza [odnośnik]25.10.22 21:52
| Początek tutaj (i stąd przychodzę)

Nie omieszkał opierać się na obserwacji, gdy opuszczali dolinę. Nie tylko ludzi, którzy powoli rozchodzili się w różne strony, ale i zastałego terenu. Jak wiele zniszczeń wymagało naprawy? I nie trudno było się domyśleć, że chciał sprawdzić jeszcze, już na spokojniej, z przygotowanym, czy szczelina, którą należało zabezpieczyć, wciąż działała tak samo, jak po wyjściu. Co właściwie kryło się niżej, we wnętrzu ruin dawnego Azkabanu? Dopóki jednak znajdowali się wśród mieszkańców Oazy i pytań, które od czasu do czasu się pojawiały, nie poruszał podobnej kwestii, pamiętając, jaką reakcję wywołały przedstawione rewelacje. To co nieznane, obleczone niebezpieczeństwem i tajemnicą, niezbyt często pomagało w przezwyciężaniu strachu i napływało problemów w zrozumieniu istoty rzeczy.
Większość drogi pokonał w milczeniu, przysłuchując się relacjom i planowi, który Billy roztaczał. Przyjaciel miał precyzyjną zdolność kreowania scenariusza działań, nawet w bardzo kłopotliwych warunkach i z minimalna liczbą przesłanek. Bojowe rozpoznanie sytuacji na rozgrywkach meczowych musiały być ledwie zapowiedzią rozwijanej zdolności. Umiejętność podejmowania szybkiej decyzji pod presją - zawsze mocno cenił, a cechowała dobrych dowódców - Zgadzam się - skinął głową zakonnikowi, starając się w głowie przypomnieć rozlokowanie Oazy i miejsc, które potrzebowały rozeznania. Chciał zaproponować sprawdzenie kilku, szczególnych punktów, ale początkowo tylko marszczył brwi, analizując kolejne, pojawiające się pomysły. Wszędzie było co robić, ale - musiał o tym pamiętać - nie byli sami. Nawet, jeśli nosili na barkach lwią część odpowiedzialności - Jeśli starczy czasu - odezwał się ostatecznie - trzeba będzie oznaczyć - zabezpieczyć - szczelinę - prawdopodobnie werbalizując myśli i samego przyjaciela. Nie sądził, by ktoś celowo chciał dostać się na drugą stronę, ale bywało różnie. Nie chciał zastanawiać się, co mogłoby się stać, gdyby dostali się tam niepowołani do działania ludzie.
Oparł miotłę o bark, przesuwając trzonkiem po szyi, w jakiś sposób przypominając sobie, jak mocno przydała mu się dziś. Wiele mogło wyjść inaczej, gdyby o niej zapomniał - Herbert - powitał nowego towarzysza ich niedużej grupy, ale zwolnił kroku, słysząc potrzebę rozmowy. Zrównał się z Volansem, przelotnie zerkając na zakonnika. Nim spotkali się przy ołtarzu, ostatni raz widział jego sylwetkę na wybrzeżu, w obliczu zbliżającej się fali - Jak to wygląda aktualnie na wybrzeżu? - zapytał, spojrzeniem wciąż ścigając niewidoczne cienie przed nimi. Czuł się dziwnie odrętwiały, mając wrażenie także, że w uszach ma pozostałości czarnego lustra wody, przez które przechodzili do ruin Azkabanu. I pierwsze symptomy zmęczenia odzywały się, gdy adrenalina, przestała intensywnie dudnić pod skórą.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Oaza - Page 35 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Oaza [odnośnik]26.10.22 21:28
Podążył za swoim bratem i Samuelem. Razem z nimi pozostawił za sobą Ołtarz Światła. Przystawał na kilka chwil, ilekroć jego młodszy brat zatrzymywał się podczas mijania znajomych mieszkańców Oazy, uśmiechając się. Billy jawił mu się jako ktoś powszechnie lubiany i szanowany przez tych ludzi. To była dobra rzecz.
Większość ludzi poszła z nami ku Ołtarzowi, nieliczni udali się do swoich domów — Poinformował swojego brata. Doskonale rozumiał tych ludzi, którzy chcieli zobaczyć na własne oczy to, czy ich domy ostały się czy upewnić się, czy zastaną tam swoich bliskich. Sam postąpiłby w ten sposób, zresztą podczas walki z umarłymi i żywiołem na Wybrzeżu nieprzerwanie martwił się o swoich bliskich. — W takim razem zaczniemy od tego miejsca — Przystał bez wahania na przedstawiony przez Williama plan działania. Nie miał żadnych podstaw ku temu, aby go zakwestionować. Jednak uniósł jedną z brwi, słysząc zaczęte przez tego czarodzieja, urwane w połowie zdanie. Widok Herberta sprawił, że sam rozpromienił się i podobnie, jak Billy, pomachał mu w powitalnym geście. Sam poczuł stosowną ulgę na widok tego czarodzieja, na pierwszy rzut oka w dobrej formie. Postrzegał Herberta, będącego jego przyjacielem, jako cennego sojusznika i towarzysza broni. William za to zadawał dobre pytania.
Całe szczęście, że tak było — Stwierdził, zwracając się ku Herbertowi. — Wspólnymi siłami wszystko naprawimy — Tak samo jak wspólnymi siłami pokonali tamto zagrożenie i ocalili tych ludzi.
Miejmy nadzielę, że nie. Możecie na mnie liczyć — Odparł na słowa Billa odnośnie zaginionych i zasadności przeprowadzenia tego spisu. Zmierzł również ku ratuszowi.
Zajmiemy się tym. Mogę zostać tutaj przez ten czas i pomóc w naprawach. Ja jestem — Pomimo odczuwanego zmęczenia, nie zamierzał pozostawić ich z tym wszystkim. Ich praca nie kończyła się na ratowaniu mieszkających tu ludzi. Musieli o nich zadbać. Oraz – jak słusznie zauważył Samuel – zabezpieczyć tę szczelinę. Gdy ten czarodziej zrównał się z nim, zareagował na jego słowa.
Jakby nic się nie stało. Morze się uspokoiło, a umarli nie stanowią zagrożenia dla żywych. Trochę zmieniliśmy krajobraz plaży, czym także powinniśmy się zająć — Było to spore niedopowiedzenie, bo stało się zbyt wiele. Włącznie z ich porażką i końcem wszystkiego. To już drugi raz, kiedy zacisnęły się na nim zimne objęcia śmierci. Musieli chociażby zasypać ten rów, który stworzyli podczas walki.


I want to feel the sun shine
On my face like a new day's just begun
And I'll steal a moment's fun
And reflect on all those days long dead and gone
Volans Moore
Volans Moore
Zawód : Smokolog
Wiek : 32
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Oh I still can remember a time when it wasn't like this
Before the world became enslaved
Can we all go back to the time when we were not like this
Can we even be saved?
OPCM : 19 +3
UROKI : 15 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 7
Genetyka : Czarodziej
Oaza - Page 35 Tumblr_myrxsem7AC1s8tqb9o1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9775-volans-moore-w-budowie#296523 https://www.morsmordre.net/t9914-sol#299801 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f371-derbyshire-borrowash-pollards-oaks-11-8 https://www.morsmordre.net/t9921-szuflada-volansa#299859 https://www.morsmordre.net/t9913-volans-moore#299792
Re: Oaza [odnośnik]31.10.22 20:29
Im bliżej ratusza się znajdowali, tym czuł się lepiej; posiadanie konkretnego zadania do wykonania skutecznie pomagało mu oderwać myśli od niedawnych wydarzeń, oraz – co gorsza – od ponurych i przerażających rozważań nad tym, co mogłoby się stać, gdyby nie interwencja lorda Longbottoma. Czarne scenariusze rozgrywające się w jego głowie były tym gorsze, że nie opierały się na wyobrażeniach – a na wspomnieniach; raz już przecież przeżył koniec, choć w jaki właściwie sposób – pojąć nie potrafił, nie będąc w stanie objąć umysłem zjawiska cofającego się czasu. Na szczęście towarzystwo Samuela, Volansa, a wkrótce i Herberta, skutecznie dodawało mu otuchy – podobnie jak zgodne zapewnienia, że wspólnie wszystko naprawią.
Uśmiechnął się, tym razem bardziej swobodnie, szczerze; spojrzenie zatrzymał na Samuelu, w jego twarzy i drobnych zmarszczkach wokół oczu dostrzegając odbicie własnego zmęczenia. – Zrobimy to, jak tylko będziemy mieć p-p-pewność, że wszyscy są cali – potwierdził, kiwając głową. Przyjaciel miał słuszność, nie mogli pozostawić głębokiej szczeliny samej sobie. Nawet jeżeli jej mieszkańcy odeszli na zawsze, nie była bezpieczna – a jemu samemu kojarzyła się z paskudną blizną, fizyczną pamiątką szpecącą wyspę, przypominającą o wszystkim tym, co rozegrało się po drugiej stronie. – Wyrwa w ziemi i śliski lód dookoła – to się p-p-prosi o nieszczęście – dodał, jednocześnie mając nadzieję, że póki co nikomu nie przyjdzie do głowy zbliżać się do przejścia do Azkabanu – nie po ostrzeżeniu, które przekazali ludziom przy ołtarzu.
Skinął głową bratu, kiedy ten potwierdził, że ludzie opuścili wybrzeże. Po pytaniu Samuela zamilkł na dłuższą chwilę, również ciekaw sprawozdania z tego, co się tam wydarzyło – fala, która groziła pochłonięciem Oazy, musiała uderzyć tam jako pierwsza, słyszał też o wstających z grobów ciałach (teraz wiedział już, że odpowiedzialne za to były uwięzione pod ziemią dusze). – Zmieniliście krajobraz? – podjął, unosząc wyżej brew; co to oznaczało? Rzucił Volansowi pytające spojrzenie, jednocześnie popychając drzwi do ratusza, którego wnętrze wyglądało dokładnie tak samo, jak je zostawili – chociaż w środku kręciło się już kilkoro ludzi pracujących dla ministra, starając się ogarnąć porozrzucane dokumenty i poprzewracane meble. Kierując się w stronę pokoju zebrań William czuł się dziwnie – bo chociaż miał świadomość, że minęło zaledwie kilkadziesiąt minut, odkąd opuścił to miejsce, nie potrafił oprzeć się wrażeniu, że stało się to w zupełnie innym życiu. – Sp-p-pisem zniszczeń zajmują się już Just i Mike – odpowiedział Herbertowi, przestępując ostrożnie przez pozostałości zbitego kubka z wystygniętą już herbatą i zabierając z krzesła skórzaną torbę. Kiedy narzucał ją sobie na ramię, o czymś sobie przypomniał. – Nam też nic się nie stało – potwierdził, odchylając klapę i wysuwając ze środka pergamin z naszkicowanym planem wioski – niezbyt aktualnym, biorąc pod uwagę zmiany wywołane trzęsieniem ziemi, ale miał nadzieję, że położenie większości budynków się nie zmieniło. – Sp-p-prawdźmy najpierw drugi segment – zasugerował, wskazując palcem na rysunek. – Te chaty, i namioty na południu. Jesteśmy najbliżej – wyjaśnił, unosząc wzrok i szukając aprobaty u pozostałych. Dopiero wtedy zwinął pergamin i ruszył w stronę wyjścia z ratusza. – O cieniach – odpowiedział Herbertowi, odruchowo sięgając palcem do kołnierzyka koszuli, lekko go odciągając; po lewej stronie szyi wciąż czerniała paskudna blizna – zaledwie dzień wcześniej pozostawiona tam przez cienistą mackę. – Zaatakowały nas wczoraj, mnie i Michaela. Zast-t-tanawiam się – czy to, co stało się tu dzisiaj – czy p-p-przebudzenie się dusz więźniów nie miało czegoś wspólnego z tymi stworami – powiedział, posyłając pytające spojrzenie również ku Samuelowi i Volansowi, ciekaw ich zdania. Czy istoty mogły pojawić się tutaj – na wyspie? Temat wydawał mu się coraz bardziej naglący, Oaza musiała być bezpieczna – zbyt dużo było tu bezbronnych, kobiet, dzieci, mugoli.
Przeszedł przez niewielki dziedziniec, po drodze zahaczając spojrzeniem o przykrytą daszkiem studnię; kilka kamieni osypało się na ziemię, odnotował w pamięci, że trzeba będzie je naprawić. – Przepraszam? – zawołał, podchodząc do drzwi pierwszego z budynków. Były uchylone, ale w maleńkim przedsionku nie widział nikogo. – P-p-panie Rutherford? Przyszliśmy się upewnić, że wszyscy bezpiecznie dotarli do wioski – zapowiedział się, zaglądając do środka.

| dajmy sobie czas do 4 listopada :pwease:




I came and I was nothing
and time will give us nothing
so why did you choose to lean on
a man you knew was falling?

William Moore
William Moore
Zawód : lotnik, łącznik, szkoleniowiec
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Żonaty
jeno odmień czas kaleki,
zakryj groby płaszczem rzeki,
zetrzyj z włosów pył bitewny,
tych lat gniewnych
czarny pył
OPCM : 30 +5
UROKI : 10
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 10 +3
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30
SPRAWNOŚĆ : 25
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t5432-william-moore https://www.morsmordre.net/t5459-bursztyn https://www.morsmordre.net/t12096-william-moore https://www.morsmordre.net/f376-irlandia-gory-derryveagh https://www.morsmordre.net/t5461-skrytka-bankowa-nr-1345 https://www.morsmordre.net/t5460-billy-moore

Strona 35 z 36 Previous  1 ... 19 ... 34, 35, 36  Next

Oaza
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach