Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój dzienny
AutorWiadomość
Pokój dzienny [odnośnik]20.02.18 16:20

Pokój dzienny

Ciepłe i przestronne pomieszczenie, które pełni ważną rolę w życiu Macmillanów. To tutaj, przy kominku, najwięcej czasu spędzają członkowie rodziny, popijają herbatę lub rodzinne wyrabiane alkohole, dyskutują na temat ostatnich meczów Quidditcha, zwykłych problemów lub po prostu odpoczywają po ciężkim dniu pracy, lub ciężkiej nocy.
Ze względu na bardziej „intymny”(tzn. domowy) charakter pomieszczenia, na ścianach znajdują się różnego rodzaju obrazy, w tym członków rodziny. Na półkach, naprzeciw kominka, znajdują się skromne puchary Quidditcha. Najważniejszy z nich wszystkich jest mały, srebrny puchar, który był pierwszą zdobytą przez Sorphona Macmillana nagrodą. Znajduje się on pod herbem rodowym i małym obrazem znikacza. Wokół niego porozstawiane są pozostałe „pierwsze” puchary obecnych członków rodziny.
Z okien, za dnia, zauważyć można polanę. Wiosną, latem i jesienią dostrzec też można Macmillanów pojedynkujących się na szable lub uprawiających zapasy, jeżeli akurat dopisuje pogoda i nie ma mgły.
Do pokoju dziennego zapraszane są osoby blisko spokrewnione z Macmillanami lub te, którym ród ufa.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój dzienny [odnośnik]14.05.18 21:28
|7.7.56.

Był spięty i zdenerwowany. Od rana starał się omijać wszystkie karafki z znajdującymi się w nich przeróżnymi alkoholami. Co prawda, zdarzyło mu się spróbować whisky, którą przyniósł mu jeden z wujaszków, ale więcej nie tykał! Musiał się powstrzymać, chociaż było to wyjątkowo ciężkie… Już poprzedniego wieczoru poprosił, żeby przygotować jakieś słodkie przekąski i różnego rodzaju owoce, bo szczerze powiedziawszy nie wiedział, co byłoby idealne na tak wyjątkowe spotkanie, jakie się zapowiadało. A przecież przyjść miał nie byle kto, a panna Baudelaire, ta sama czarownica, która została przez niego niechybnie urażona. Był przejęty, bo przecież ta zapowiedziała swoje odwiedziny, a on wciąż żywo pamiętał to, co zrobił i wstydził się tego niewyobrażalnie mocno. Chciał jak najlepiej przywitać Solene i przeprosić ją osobiście za wszystko, co uczynił tego pechowego, nieszczęsnego trzynastego czerwca. Nadal nie potrafił zrozumieć, co w niego wstąpiło tego przeklętego dnia, ale był przecież Macmillanem, którego czasem ponosiły emocje i chwila… a potem tego żałował i kajał się, bo przecież był w pewnej części także Longbottomem od strony matki.
Matka Anthony’ego, lady Macmillan, przyglądała się temu wszystkiemu z wyjątkowym zainteresowaniem, nie potrafiąc uwierzyć w to, co widziała. Nie zdradzała jednak swojej ciekawości i niedowierzaniu. Nie komentowała niczego, nie dawała żadnych przytyk, od czasu do czasu zapytała czy czasem jej syn nie potrzebuje pomocy. W międzyczasie jednak, szczególnie gdy Anthony szybko rzucił, że przecież nic się nie dzieje, że wszystko jest w porządku, dowiedziała się kto ma przyjść. Wtedy postanowiła podszepnąć skrzatom co powinny przygotować jako przekąskę i napitek. Kojarzyła pannę Baudelaire, bo przecież korzystała z jej usług krawieckich i wyjątkowo ją sobie ceniła. Nadal jednak dziwiła ją (i bawiła) dziwna panika syna i jego duży wkład w przygotowanie domu, a w szczególności salonu.
Sam Macmillan długo rozmyślał czy ubrać się zwyczajnie, czy może się wystroić. Długo się wahał, ale ostatecznie uznał, że wystrojenie się jak choinka na grudzień nie byłoby dobrym posunięciem. Ubranie się zbyt zwyczajnie też mogłoby zostać źle uznane przez pannę Baudelaire. Wybrał więc opcję, która byłaby najbardziej zrównoważona i która zapewniłaby mu dostateczną ilość ciepła w tym wyjątkowo zimnym dworze.
Gdy tylko skrzaty powiadomiły o przybyciu, spojrzał tylko na matkę, która wciąż, w głębi siebie, podśmiechiwała się z syna, a właściwie z jego zachowania. Ojciec natomiast westchnął jedynie i udał się do ogrodu, żeby trochę odpocząć. Lady Macmillan przygładziła rękawy granatowego swetra i kołnierze złotej koszuli, po czym podążyła za swoim mężem. Anthony wyszedł na korytarz, ściskając ze zdenerwowania swoje dłonie. Parę ciotek zaśmiało się, gdy przechodziło w stronę ogrodów. Dopiero gdy zauważył sylwetę panny Baudelaire trochę się uspokoił. Nabrał powietrza, odetchnął głęboko i uśmiechnął się.
Gdy tylko zauważył jej postać, miał się odezwać, przywitać ją, ale oniemiał z zaskoczenia. Nie spodziewał się, że ta przygotuje się w wyjątkowo szlacheckim, eleganckim i jednocześnie dość dziewczęcym stylu. Przyglądał jej się i wpatrywał w nią wyjątkowo długo. On sam ubrał się dość skromnie, choć przyzwoicie i jak na szlachtę przystało… w końcu osiem lat podróży i przebywania wśród mugolaków nauczyły go właśnie oszczędzania na ubiorze i inwestowania raczej w dodatki. W tym momencie zaczął jednak żałować, że nie przygotował się lepiej, ale nie potrafił ponownie przeskoczyć w typowe dla czarodziejów szaty, choć i je musiał ostatnio od czasu ponosić. Poza tym… nadal próbował zebrać jakieś słowa, ale nadal nie potrafił. Odwrócił wzrok od jej sylwetki i spojrzał na portret jednego z przodków, próbując się uspokoić. Zacisnął usta, spróbował się zebrać w sobie, ponownie spojrzał na półwilę.
W-witaj, la… p-panno Baudelaire – zająkał się, myląc się trochę w tytulaturze. Zrobił ku niej krok, ale bał się do niej zbliżyć zbyt blisko. Nie chciał zachować się nieodpowiednio, a w głowie miał natłok myśli i sformułowań, które chciałby jej powiedzieć, milion form przeprosin… Ogarniał go strach przed popełnieniem kolejnego błędu. Była, jak mu się zdawało, jego korespondencyjną przyjaciółką, jedną z niewielu niespokrewnionych osób, z którymi wymieniał się listami. Nie chciał tracić kogoś, na kim mu zależało, nawet jeżeli widział ją dwa razy w swoim życiu, wpierw we Francji, no i ostatnio, tej pechowej nocy trzynastego czerwca, kiedy narobił jej kłopotów. Ucałowałby jej dłoń, o ile tylko by ją podała, a w to jednak wątpił. Myślał przecież, że w jej mniemaniu stał się chamem i prostakiem i przed takim skojarzeniem nie uratowałby go nawet szlachecki tytuł, a dumne imię rodu „Macmillan” nie było wytłumaczeniem. – Z-zapraszam do… do… salonu – dodał, wskazując dłonią na drzwi do wspomnianego przez siebie pomieszczenia. Wciąż nie dowierzał swoim oczom. Starał się spoglądać gdziekolwiek indziej, byleby nie na swoją przyjaciółkę, bo bał się że „pożre” ją wzrokiem. W swojej pamięci sprzed ośmiu lat miał niewinną, drobną czarownicę, a teraz miał przed sobą pannę Baudelaire w pełnej, kobiecej okazałości.
Nie wiedział jeszcze, że na jednym ze stoliczków czekały francuskie rogaliki, ciastka z dżemem oraz filiżanka czarnej kawy, parzonej po turecku (co było pomysłem matuchny, po tym jak ta zainspirowała się opowieściami Anthony'ego z podróży), a przy tym dwie puste filiżanki i czajniczek z gorącą herbatą, bo nie wiedział, że jego własna matka zmieniła jego „menu” na to bardziej dostosowane do panny Baudelaire… a jedyne co pozostało z przygotowanego przez niego poczęstunku to owoce i herbata.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dzienny [odnośnik]15.05.18 10:13
Solange dość długo zastanawiała się, czy powinna pojawić się w nieskromnych progach Puddlemere, czy jednak dalej żywić urazę - choć już bardziej na pokaz, niż naprawdę - wobec nieprzyjemnej sytuacji z czerwca. Chociaż miała sporo zajęć, wszak okres letni zawsze obfitował w największą ilość rozmaitych zleceń, ostatni list od Anthony'ego wciąż nie dawał jej spokoju. Zauważyła, że coś pękło w tym mężczyźnie, którego w swoim życiu widziała po raz trzeci a cała przyjaźń wyrosła na wymienianej latami korespondencji i postanowiła sprawdzić co. Odnosiła wrażenie, że czegoś jej nie mówił, milczał uparcie lub, że to ona nie dostrzegła tego czegoś pomiędzy wierszami. A może tylko się jej wydawało?
Francuzka bynajmniej nie pojawiła się tutaj z pokojową białą flagą w dłoni, a wręcz przeciwnie; mając świadomość jak dużą moc miał sam jej urok, który w połączeniu z pięknym strojem i naturalnymi, lecz ćwiczonymi przez lata, gestami i tembrem głosu, tworzył mieszankę wybuchową, postanowiła dać Macmillanowi nauczkę; sprawić, by pewność siebie, z jaką przyszedł do niej tamtego wieczoru, zmieszała się wraz z błotem po wczorajszej ulewie.
Kiedy tylko przekroczyła próg posiadłości, z gracją i niewymuszoną płynnością ruchów skierowała się za skrzatem do pomieszczenia, w którym już czekał na nią Anthony. Przywitała się, nie podając mu dłoni, a posyłając bardzo wymowne spojrzenie, złagodzone lekkim uniesieniem kącików ust. Wiedziała, że w tym przypadku może pozwolić sobie na odrobinę nietaktu, który w jej przypadku był niczym, w porównaniu z faux pas lorda.
- Jak się miewa droga lady Macmillan? - Spytała na początku, z ciekawości, ale i ze zwyczajnej niechęci przechodzenia od razu do interesów. Zemsta najlepiej smakowała na zimno, zaś ona, jako kobieta świadoma swojej wartości i zaznajomiona z reakcjami mężczyzn, zamierzała złośliwie, lecz z uroczym uśmiechem, przyglądać się zmieszaniu i jąkaniu lorda. - I ty, Anthony? Nie wyglądasz najlepiej. - Blado i słabo, przynajmniej poważnie i trzeźwo, co było niemałym zaskoczeniem po ostatnim wieczorze.
Rozglądnęła się po salonie, zaraz po wygodnym poprawieniu się na kanapie; pomieszczenie w jasnych barwach i odpowiednio oświetlone naturalnym światłem zdecydowanie przypadło jej do gustu, choć sama preferowała minimalizm, niż dużą ilość dodatków i obrazów, na których właśnie spoczęło jej spojrzenie. Pamiętała, że matka Baudelaire również rozwieszała dzieła sztuki w każdym możliwym kącie posiadłości, aż pewnego razu przestała; wtedy nie zwróciła na to uwagi, z perspektywy czasu jednak podejrzewała, że przyczyniła się do tego osobiście, robiąc rodzicom zawsze na przekór i nie tak, jakby sobie tego życzyli. Zresztą ostatni długi brak odzewu ze strony kobiety zaczął ją niepokoić, lecz nie wiedziała co z tym zrobić - Odette przecież nie zamierzała nawet informować rodziców o swoim ślubie, a tym bardziej zaprosić. Czuła się więc z tym źle; gdy tylko złapała się na tym, że jej myśli znów uciekają w kierunku przyziemnych, rodzinnych rozważań, zainteresowała się pobliskim stolikiem. Kawa i herbata, francuskie croissanty, ciastka z dżemem - była prawie skłonna pomyśleć, że przygotowany poczęstunek jest zasługą Anthony'ego, dopóki nie przypomniała sobie, gdzie przebywa i kto stał za dopięciem każdego spotkania na ostatni guzik.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pokój dzienny Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pokój dzienny [odnośnik]15.05.18 13:05
Jego życie pękło już dawno temu… ale wciąż nie potrafił pozbierać i zacząć żyć normalnie. Wszystko kończyło się na marnych próbach ustatkowania, a gdy już czuł, że jest lepiej, szczególnie na Bałkanach, musiał wrócić i przypomnieć o wszystkim, o czym chciał zapomnieć. Pech chciał, że tego nieszczęśliwego dnia przypomniał sobie o tym, że panna Baudelaire przeprowadziła się do Londynu i że wyruszył w tę szaleńczą pogoń odnalezienia jej pod wpływem alkoholu… zbyt dużej ilości alkoholu, co skończyło się – jak doskonale wiadomo – ogromnym wstydem, którego nie dało się wymazać tak łatwo. Chciał przeprosić swoją przyjaciółkę osobiście za swoje okropne wychowanie, wydawało mu się, że pretekst przygotowania do Festiwalu Lata był wystarczająco odpowiedni.
Nie spodziewał się jednak tego, że Solagne przygotuje się do tej wizyty do tego stopnia, żeby wyglądać jakby urodziła się wśród arystokracji. Dodając do tego jej naturę… była to mieszanka wyjątkowo niebezpieczna. Anthony nie potrafił odnaleźć żadnych porządnych słów. Nie potrafił się skupić. Nie chciał zjadać swojej przyjaciółki wzrokiem, ale jednocześnie czuł dziwną przyjemność i radość z tego powodu, że miał przed sobą akurat pannę Baudalaire. Może to i lepiej, że ta nie chciała mu podać dłoni, nawet jeżeli go to zasmuciło. Może to lepiej, że pytała o jego matkę niż na niego krzyczała lub wyrażała swoje oburzenie i niezadowolenie. Ale przez to zachowanie stawała się dziwnie podobna właśnie do lady Macmillan.
Do… dobrze – odpowiedział niepewnie, wciąż nie mogąc uwierzyć w jej urodę i to jak wyglądała. – Przed chwilą wyszła do ogrodu z ojcem. Kazała cię pozdrowić – zdawało się, że nabrał trochę pewności siebie, ale były to jedynie pozory. Czuł się bezpieczniej rozmawiając o swojej matce… za to mniej bezpiecznie, kiedy pytanie przeszło także na niego. Zwiesił swoją głowę. Spojrzał na bok, szukając jakiejkolwiek sensownej odpowiedzi. – Wszystko… wszystko w porządku – odpowiedział w końcu. – Nic mi nie jest. Jak ty się czujesz? – Zapytał. Bał się reakcji Solene na to pytanie. Mogła dzięki temu wszystko mu wyrzucić. Wszystko… a on chciał z tym jeszcze poczekać i potem ją przeprosić. W odpowiedniej sytuacji.
Przepuścił ją w drzwiach… i to był błąd, którego nie dało się ominąć. Widząc jej gołe plecy omal nie stracił tchu w piersiach. Owszem, niektóre kobiety uwielbiały czarować ciałem. Jednak widok zbyt dużej odrobiny ciała wyraźnie go onieśmielał. Poczerwieniał momentalnie. Zaczął spoglądać wszędzie, na obrazy, na puchary, na świeczniki, byleby nie na ciało panny Baudelaire. Nie chciał jej uraził swoim nieodpowiednim spojrzeniem. Dłonią wskazał na sofę przy stoliku, tuż przy kominku. Sam usiadł w bezpiecznej odległości od niej, ale też nie za daleko. Miał już zachęcić ją do poczęstowania się tym, co polecił przygotować… ale wtedy znowu się zaskoczył. Nie prosił o rogaliki i kawę… Miał już coś powiedzieć, ale zrozumiał, że to zapewne interwencja nikogo innego a lady Macmillan. Wywrócił oczami.
Poczęstuj się – zwrócił się do półwili.
Zerknął na nią ukradkiem. Krótko. Nie potrafił zebrać swoich myśli w jej obecności. To było pewnie winą jej genów… albo tego wyjątkowo pechowego wieczoru trzynastego czerwca, który wciąż siedział mu w głowie jak mara. Najchętniej przeprosiłby ją już teraz, natychmiast, ale obawiał się, że to nieodpowiedni moment. A może jednak? Zaciskał swoją dłoń nerwowo, chcąc w jakiś sposób się uspokoić. Powinien się odezwać? Nie powinien? Najchętniej to by się napił… ale nie powinien… ostatnim razem doprowadziło to do pogorszenia ich relacji.
Solange… – zwrócił się do niej pełnym imieniem a nie pseudonimem. Chciał ją przeprosić, dlatego nieświadomie skracał dystans między nimi, a jednocześnie zachowywał powagę i szacunek nie używając jej przydomku. Przeprosiny jednak nie wybrzmiały z jego ust. – Ładnie dziś wyglądasz – zdecydował się za to na komplement. Szczery komplement, nawet jeżeli nie potrafił na nią spojrzeć. Bał się, że ich spojrzenia mogły się spotkać. Wystarczyło, że onieśmielała go swoim wyglądem, wystarczyło że on sam czuł się winny za to niezręczne spotkanie, które mogłoby wyglądać zupełnie inaczej, gdyby tylko nie odbiło mu pod wpływem alkoholu niecały miesiąc temu. Nie chciał psuć jej humoru od pierwszych piętnastu minut. Zawiedziony swoich strachem zacisnął mocno swoje dłonie.
Do salonu wpadł natomiast jeden z wujków, witając się już z daleka z panną Baudelaire wyjątkowo ciepło. Chwycił jedynie za swój kapelusz, którego zapomniał zabrać, zażartował sobie na pożegnanie i wyszedł. Jeszcze za drzwiami dało się słyszeć jego donośny głos i rubaszny śmiech. Anthony poczuł się wyjątkowo niepewnie przy takim niespodziewanym wtargnięciu.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dzienny [odnośnik]16.05.18 18:58
Jasnowłosa zawsze prezentowała się godnie i co najmniej tak, jakby urodziła się wśród arystokracji. Nie bez powodu otaczało ją grono guwernantek, opiekunek i ciotek, z matką na przedzie, które zawsze dbały o to, by prezentowała się elegancko; kiedy tylko każda z nich zauważyła, że mała Solange posiada zaskakująco dużą intuicję i zmysł estetyczny, część odsunęła się w cień a te, które pozostały, po pewnym czasie pozwalały jej dokonywać własnych, chociaż wciąż kontrolowanych, wyborów w kwestii kreacji. Podziękowała za pozdrowienia od lady, nieco żałując, że nie dane im będzie porozmawiać, ale przeczucie, jakoby byli obserwowani, nie opuszczało jej na krok.
Nigdy nie czułam się lepiej. – Odparła, wciąż pozwalając sobie na delikatny uśmiech; oczywiście jej odpowiedź była dość dwuznaczna, jednak nieświadom niczego Macmillan raczej nie mógł wyłapać tego subtelnego wtrącenia pomiędzy wiersze.
Solange była spokojna; nigdy nie krzyczała i nie podnosiła głosu, co zapewne bardzo szybko potrafiło wyprowadzić z równowagi drugą stronę. Objęta jednak parę lat temu taktyka sprawdzała się najlepiej, sprawdzała się i teraz, gdy pokazywała mu, że jest ponad tamtą sytuację i wymienianą wcześniej korespondencję, przerwaną z jej powodu. Nie czuła się dobrze z myślą, iż jeden list, spisany drżącą dłonią w złym humorze i szumiącą od wina głową, zdradzał zdecydowanie za dużo szczegółów o jej osobie. Wprawdzie nie wiedziała, czy ów lord w ogóle go pamiętał, będąc pochłonięty swoimi problemami i wstydem, ona jednak nie zapomniała. Podobne kompromitujące sytuacje sprzed lat potrafiły wrócić do niej czasem w najmniej odpowiednim momencie, jak teraz, kiedy wpatrywała się zamyślonym spojrzeniem w czarną otchłań kawy.
Liczyła na to, iż nie powrócą do tematu nagłego braku odpowiedzi na słane listy, których cały stos zresztą dalej miała zamknięty na kluczyk w kufrze pod łóżkiem i że dziwna sprzeczność emocji, która się w niej pojawiała dzisiejszego popołudnia jest wynikiem zwyczajnego anomaliowego rozdrażnienia. Milczała dalej, rozkoszując się aromatycznym napojem i czekała, aż Macmillan zdecyduje się ją przeprosić – bo chyba nawet na to liczyła – a gdy zwrócił się do niej pełnym, francuskim imieniem, uniosła na niego spojrzenie. Czyżby czytał jej w myślach?
Dziękuję. – Odparła, chociaż zdziwiła się wyraźne, że zamiast przeprosin usłyszała komplement. Podejrzewała, że te dostanie w pierwszej kolejności, ale nie zdawała sobie sprawy, że wypowiedzenie tych słów na głos sprawi Anthony'emu tak duży kłopot. Złagodniała, uśmiechnęła się pobłażliwie z tego powodu, jak i swojego zachowania, a potem wymieniła zaledwie dwa zdania ze znajomym starszym lordem, również zaskakując się jego wizytą. – Masz już pomysł na strój na festiwal? – zaczęła, w mig tracąc chęć do dalszej konwersacji o wszystkim i niczym – trzeba prezentować się godnie, będą tam prawie wszyscy. – Szyjąc kreacje dla gospodarzy festiwalu oraz paru innych osób, wiedziała na co w tym roku powinien był postawić i bynajmniej zwyczajny garnitur nie powinien być pierwszym wyborem.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pokój dzienny Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pokój dzienny [odnośnik]17.05.18 1:30
Walczył sam ze sobą. Walczył ze swoimi myślami. Zastanawiał się czy przeprosić ją teraz czy później? Kiedy miał nadejść odpowiedni moment? Musiał ją dzisiaj przeprosić albo zapaść się pod ziemię ze wstydu. Ale przecież nie mógł wyjść przed nią, ale też i przed samym sobą, na tchórzliwą pijaną mendę za którą się uważał. Przygnębienie okazywał całym sobą, nawet jeżeli starał się ukryć swoje emocje. Ale jak mógł je ukryć przed kimś, kto tak bardzo na niego oddziaływał i przed kimś na kim mu zależało? Solene była przecież jego przyjaciółką, chociaż i to wyrażenie było wyjątkowo nieprecyzyjne, więc oddziaływała na niego całą przeszłością i całą emocjonalną drogą, którą przebyli wymieniając się listami. Na papierze nie mogła go zauroczyć. Ani świadomie, ani nieświadomie nie mogła wtedy korzystać ze swoich wrodzonych zdolności. Osobiście jednak to robiła, nawet w niewielkim stopniu, ale jednak. Był świadomy jej pochodzenia, ale jednocześnie sam nie potrafił odgadnąć gdzie zaczyna się charyzma lub wpływ polegający na łączących ich relacjach, a gdzie urok półwili. Teraz też tego nie wiedział, ale powtarzał sobie jedno: trzeba ją przeprosić. Bez względu na cenę. Musiał uwolnić się, chociaż w niewielkiej części od ciężaru swojej własnej głupoty. Musiał przywrócić dawny szacunek pannie Baudelaire.
Jej uśmiech, sposób odpowiadania, zachowanie, wszystko, dosłownie wszystko wyjątkowo godziło w jego poczucie pewności. Z każdym jej gestem pogrążał się w poczuciu bezsilności, wstydu i zakłopotania. Zwiesił głowę. W ciszy nalewał sobie herbaty, przyglądając się następnie odbiciu własnej twarzy w tafli w filiżance. I w tym marnym odbiciu jedynie co potrafił zobaczyć to swoją beznadziejność. Odwlekał bezradnie przeprosiny w czasie. Wszystko było dzisiaj przeciw niemu, nawet on sam.
Odblokował się dopiero wtedy, gdy Solene jakby się rozpromieniła, a może on to tak widział poprzez nieświadomie założone różowe okulary. To w każdym razie na niego oddziaływało. Krótko.  Słysząc, co ma do powiedzenia, zmarszczył czoło i ponownie spochmurniał. Nie chciał omawiać kwestii ubioru. Poza tym… nie po to poprosił ją o przybycie tutaj, nawet jeżeli taka była oficjalna wersja. Kwestia festiwalu lata była zwykłą wymówką.
Wejrzał na nią. Przyglądał się chwilę, wahając się czy odpowiadać na jej pytanie, czy może wyrzucić zbędny balast, który wyjątkowo na nim ciążył. Przesunął się o kilka centymetrów na sofie. Zbliżył się trochę do niej, ale jednocześnie znajdował się na tyle daleko, żeby zachować sporą przerwę. Dystans, który służył za nienaruszalną granicę. Przymknął powieki. Nabrał powietrza, które wypuścił z dziwną ciężkością. Zacisnął usta. Spojrzał jej w oczy. Być może nie był to najlepszy sposób, bo miał wrażenie, że te jakby go hipnotyzowały. Jego poliki przybrały różowy kolor, wyjątkowo niemęski, jakby to się mogło zdawać.
Solange – spróbował ponownie, mając nadzieję, że teraz wykrztusi z siebie słowa przeprosin. – Właściwie, chciałem cię przeprosić, bo sprawę festiwalu… – zatrzymał się na chwilę. Chciał uspokoić dłoń, którą z nerwów zaczął się bawić. – Sprawę festiwalu, to znaczy stroju, potraktowałem jako wymówkę… – zdawałoby się, że zaczął mówić pewniej niż w momencie kiedy ją zobaczył na korytarzu, ale wewnątrz czuł niepokój i strach. Niby ją okłamał, niby nie. Nie wiedział jak mogła zareagować na takie stwierdzenie, więc zaraz dodał: – Wiem, że nie przyszłabyś tutaj z innego powodu. Zrobiłem głupią rzecz… – Tym samym przypominał sobie fragmenty tej nieszczęsnej nocy w połowie czerwca. – Za dużo wtedy wypiłem. Zacząłem za dużo myśleć. Pech chciał, że zacząłem przeglądać twoje listy. Wstąpiła we mnie głupota i pijacka brawura… – ni to zakrzyknął, ni to mocno zaakcentował. – Nie chcę wybaczenia… chcę jedynie, żebyś wiedziała, że jest mi głupio, że tak się zachowałem. Nigdy nie chciałem zachować się w tak bezczelny sposób.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dzienny [odnośnik]19.05.18 0:05
Chociaż poruszyła temat ubioru na festiwal, tak naprawdę wciąż oczekiwała przeprosin albo raczej próby wyjaśnienia przyczyn tego przykrego stanu, którego świadkiem była po raz pierwszy w swoim dość długim życiu. Miała świadomość, że takie zachowanie nie wzięło się po dwóch szklaneczkach ognistej, a co najmniej całej butelce, nieschłodzonej kostkami lodu przed podaniem opróżnionej, samemu. Nie mógł się wypierać, że to nic, gdy nic sprawiło problem nawet aurorowi, który przybył z odsieczą.
Och, naprawdę? – Westchnęła złośliwie, z pozoru zaskoczona, jednak nie przerwała lordowskiej wypowiedzi. Naprawdę sądził, że się nie zorientuje? Że nie wpadnie na pomysł, iż festiwal był tylko wymówką, by ściągnąć ją do siebie? Widać dobrze ją znał, wiedząc, że nie odmówi sobie kolejnego zlecenia – o ile nie było to pomysłem uroczej lady Macmillan – a jednak za mało doceniał, by domyślić się jak szybko zorientuje się, że chciał w ten sposób przeprosić ją w cztery oczy. Nie musiała zbyt długo zbierać myśli, gdy już od dawna wiedziała, co chciała mu powiedzieć.
Nie gniewam się za to, co zrobiłeś tamtego wieczoru, Anthony. Gniewam się za to, że doprowadziłeś się do takiego stanu, ponoć nie pierwszy raz. Uważasz, że nie dochodzą do mnie żadne plotki? – mówiła spokojnie, rzeczowo, jakby właśnie wyjaśniała dziecku skomplikowane zagadki wszechświata, nawet jeśli siedział przed nią zdecydowanie dorosły człowiek. Opuszkiem palca przesuwała po porcelanowym brzegu filiżanki, dla zachowania względnego opanowania: nikt nie chciał przecież spotkać się z ognistym temperamentem wyprowadzonej z równowagi półwili wewnątrz czterech ścian – nie rozumiem dlaczego kłamałeś i utrzymywałeś przez tyle lat, że wszystko jest w porządku, skoro jest zupełnie na odwrót. Myślałam, że przyjaźń nie polega na zatajaniu swoich problemów, a wręcz przeciwnie – wciąż przecież uważała go za swojego przyjaciela, którego nie zamierzała się wyprzeć przez jeden głupi wybryk, nawet jeśli miałby stać się on tematem kolejnego plotkarskiego artykułu, jednak teraz nie była pewna, czy przyjaźń ta płynęła rzeczywiście z obu stron. – Co się z tobą dzieje? – Ponowiła pytanie sprzed kilku dni, wyjątkowo chłodnym spojrzeniem mierząc zaróżowioną ze wstydu twarz Macmillana. Powinien był się domyślić, że przestała żartować już dawno temu i tego samego wymagała od jego osoby, poza oczywistym przyznaniem się do swoich problemów. Nie zamierzała wcale tolerować kolejnego mechanizmu wyparcia, czy zwyczajnej niechęci poruszania ów tematu, skoro naraziła tamtego wieczoru zarówno swoje dobre imię, jak i reputację, na którą długo pracowała, i nawet jeśli potrafiłaby jakoś żyć z jej lekkim uszczerbkiem, musiała zauważyć skruchę, choć minimalną chęć współpracy. W innym razie nie była mu w stanie ani pomóc ani tym bardziej rozmawiać, jak dawniej i nie wiedziała, jak inaczej mogłaby zmusić go do mówienia poza zastosowaniem terapii wstrząsowej, której zwolenniczką była.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pokój dzienny Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pokój dzienny [odnośnik]19.05.18 11:52
Przez cały miesiąc miał wrażenie, że ich napięta relacja jest wynikiem tego, że kompletnie pijany odwiedził pannę Baudelaire o późnej porze. Zachował się przez to wyjątkowo wulgarnie. Dręczyły go myśli, że nie powinien się tak zachowywać, że powinien bardziej uważać. Teraz jednak Solange uświadomiła go, że nie chodziło do końca o to. Nacisk stawiała na ich relację. Zaskoczyła go. Zupełnie nie spodziewał się takiej uwagi. Zdezorientowany przyglądał się pannie Baudelaire. Milczał, wybałuszając na nią oczy. Nie próbował nawet się odezwać. Po fali zaskoczenia, na jego twarzy pojawiło się zmartwienie. Na czole pojawiły się zmarszczki, a on spojrzał jedynie na swoje dłonie. Westchnął ciężko. Rozmasował czoło palcami. Przeczesał włosy. Nie wiedział jak zareagować na jej uwagę. Oddalił się od Solange na kanapie. Zacisnął usta, następnie podparł czoło dłonią. Myślał nad wyjściem z tej wyjątkowo krępującej go sytuacji.
Nie chciał tłumaczyć się ze swoich problemów. To nie tak, że jej nie doceniał jako przyjaciółki. Zwyczajnie nie potrafił zadręczać swojej przyjaciółki tym, że zwyczajnie nadal nie mógł pogodzić się z utratą miłości swojego życia i drogiego przyjaciela. Przede wszystkim nie potrafił mówić właśnie o tym pierwszym, nie przed półwilą, która nadal mimowolnie go oczarowywała swoją osobą. Miał jej opowiadać o tym, że nadal nie potrafił spojrzeć w przyszłość, bo pochłaniała go przeszłość? O tym, że nie czuje się zadowolony z powrotu, nawet jeżeli wszystkim dawał znak, że jest szczęśliwy? Nie mógł! Naprawdę nie mógł, choćby chciał! Wstał. Przeszedł się po salonie. Potrzebował jeszcze czasu, żeby jakkolwiek na to odpowiedzieć. Zbliżył się do szafki z karafką i szklankami. Nalał sobie whisky, popił… zerknął na pannę Baudelaire. Wtedy uderzyła go fala winy, bo przecież tknął ten nieszczęsny alkohol przy niej… ale szybko odwrócił swój wzrok. Naprawdę musiał się uspokoić.
Solene, to nie tak, że nie traktuję naszej przyjaźni poważnie – odezwał się, stając w pobliżu okna i spoglądając na spacerujących po ogrodach krewnych. Nie patrzył na nią. Wstydził się na nią spojrzeć. – Miałaś inne problemy na głowie, nie chciałem cię jeszcze bardziej zasmucać, niepokoić – przerwał, bo spróbował whisky. Dostrzegł w oddali swoją matkę, która zaczęła rozmawiać z jedną z ciotek. Odszedł od okna, wrócił do sofy, ale zamiast na niej usiąść, oparł się o nią, tuż nad panną Baudelaire. – Po prostu sobie nie radzę. Ale nie chcę zabierać ci czasu na jakieś niepotrzebne głupoty związane ze mną… Przepraszam, że cię zmartwiłem. Nie było to moim zamiarem – obszedł sofę i z powrotem przysiadł, tym razem znacznie bliżej Solene. Był przecież osobą, która nie lubiła skupiać się na sobie, a na innych. To panna Baudelaire miała być dzisiaj w centrum, nie on. – Zwyczajnie rozdrapuję dawne sprawy, a potem staram się uspokoić – tu wskazał na szklankę, którą zaraz odłożył. – Zdarza się, że przesadzam, chcąc się uciszyć… a resztę znasz.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dzienny [odnośnik]19.05.18 22:05
Gdy nadeszła odpowiedź, Francuzce odeszła wszelka ochota do dopicia smacznej, aromatycznej kawy. Przewróciła oczami, ostatecznie odstawiając filiżankę na stolik, by ani się nie oblać ciepłym napojem ani nie zniszczyć drogiej porcelany, w przypływie nerwów, których powoli zaczynało jej brakować. Słuchała, starała się zrozumieć, lecz podejście Anthony'ego do karafki z whiskey i wypicie trunku na jej oczach powoli przelewało czarę goryczy. Uniosła brwi w geście dezaprobaty.
Co za nonsens – odruchowo chciała westchnąć, jednak zdołała się powstrzymać w ostatniej chwili – twój argument nie jest żadnym argumentem, pomogłabym ci pomimo swoich problemów. To chyba oczywiste – przeniosła wzrok za okno; otaczająca posiadłość roślinność, nawet skryta we mgle, była ostatnią deską ratunku. W końcu zieleń uspokajała, tak było przynajmniej wtedy, kiedy najwięcej czasu spędzała sama w parkach i lasach, dla zatrzymania rozgonionych myśli – Niepotrzebne głupoty, nie chciałem cię martwić, pijesz dla uciszenia się... czy ty siebie słyszysz? – wciąż jednak mówiła spokojnie, próbując brzmieć przekonująco. Wiedziała, że krzykiem – raczej – nic nie wskóra, ale nie potrafiła rozwiązywać czyichś problemów. Daleka była zresztą od przejmowania się kimkolwiek, niźli sobą, nie rozumiała więc dlaczego w tym przypadku było inaczej. Nie znali się przecież, nie tak, jak powinni, wymieniając się kilka lat zaledwie listami. Czy mogła uznać, że poznała go wystarczająco dobrze, o ile w ogóle? Z każdą kolejną chwilą traciła wcześniejsze przekonanie, że tak.
Anthony... – ścisnęła palcami przegub nosa, niemal od razu tracąc całą wyprostowaną, bojową sylwetkę; jedynie wprawne, zaznajomione oko było w stanie dostrzec, że delikatne rysy twarzy wyostrzyły się, a opuszczone na kolana spojrzenie straciło naturalny blask – powinieneś z kimś o tym porozmawiać. Alkohol nie jest odpowiedzią na problemy, te się rozwiązuje. Musisz jedynie wyrazić chęć i się przemóc, bez tego nic nie da się zrobić. – Zerknęła na niego kontrolnie, nie była pewna, czy jej słowa doń trafiają. – Nie jesteś sam i nie zostaniesz sam. – Była przecież rodzina: kuzyni, matka, grono osób, które z pewnością by się przejęły; była ona, jako pierwsza podejmująca próbę naprowadzenia lorda na odpowiednią drogę. Jednak każda cierpliwość miała swoją granicę, a jej granic najlepiej było nie przekraczać – zaczynała obawiać się dalszego przebiegu tej rozmowy, gdy z trudem w ostatnich miesiącach kontrolowała swoje emocje.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pokój dzienny Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pokój dzienny [odnośnik]20.05.18 0:25
Wystarczyły trzy słowa, żeby odłożył szkło na stolik i z swego rodzaju przerażeniem spojrzał na przyjaciółkę. Słowa te brzmiały niby spokojnie, ale dla niego nabierały dziwnej mocy. Spoglądał na niezadowoloną czarownicę, nie wiedząc jak zareagować na jej słowa. Zbiła go zupełnie. Postawiła w sytuacji w której nie wiedział czy się bronić, czy przyznać jej rację, którą rzeczywiście posiadała. Swoje spojrzenie przeniósł na sufit, a potem na koniec swoich butów. Teraz dopiero poznał co to prawdziwy wstyd. Czuł się niewyobrażalnie głupio. Wybryk przerodził się w poważną rozmowę o przyjaźni, której się nie spodziewał. Nie spodziewał się, że ta się jakkolwiek o niego martwiła, a tym bardziej, że chciałaby go wysłuchać. Przez te osiem lat czuł się bezpiecznie, pisząc do niej częściej pogodne i radosne listy niż te przepełnione troskami. Być może sam wykreował mylny obraz siebie, a teraz, gdy zobaczyli się po raz drugi i trzeci, roztrzaskiwał go na drobne kawałki. Zupełnie tak jak szkło, które rozsypując się, potrafiło także zranić.
Każde jej słowo trafiało do niego z wyjątkową siłą. W jego głowie pojawiała się jednak jeszcze jedna myśl. Myśl, która trochę otrzeźwiła go z nastroju wyjątkowo silnego przygnębienia. Podobne słowa mógłby przecież skierować pod jej adresem. Dać jej podobne zarzuty. Nie odpowiedziała mu na ostatni list, kiedy jeszcze podróżował. Na ten nieszczęsny list, który miał być odpowiedzią na uchylony przez nią rąbek życia i uczuć. Zachowywała się podobnie do niego, jedynie nie piła. Nie odpowiedziała mu także na list, który wysłał jej kilka dni przed pechowym trzynastym czerwca. Spojrzał na nią zupełnie inaczej niż dotychczas, nie agresywnie, ale też nie tak żałośnie jak dotychczas.
Ty też nie jesteś sama – odpowiedział natychmiast na jej ostatnie słowa. Zignorował to, co powiedziała o alkoholu. Zwyczajnie nie chciał kontynuować akurat tej kwestii. – Nie ufasz mi, jeżeli wiesz o czym mówię… – zauważył z żalem w głosie. Miał na myśli brak jej listownej odpowiedzi, który trwał od bodajże pięćdziesiątego piątego do teraz, do momentu, w którym wrócił do Anglii. Wbił w nią swoje spojrzenie przepełnione wewnętrznym bólem. Nie czuł się dobrze wyrzucając tę kwestię akurat teraz, akurat tutaj, akurat w takiej sytuacji, akurat jej. W końcu myślał o niej jak o kimś, na kim mu zależało, a jak teraz zdał sobie sprawę, że tak właściwie… wiedział o niej niewiele. – A sama, – kontynuował, – o ile dobrze rozumiem, zarzucasz mi właśnie brak zaufania – dodał. – Wyprowadź mnie z błędu, jeżeli źle odebrałem twoje słowa.
Wtedy, kiedy się otworzyła, przelała część swoich trosk i problemów na papier, który trafił w jego ręce. Myślał, że to nowy etap ich znajomości, że stają się w pewnym sensie przyjaciółmi. Jednak nagle przestała do niego pisać, chociaż on wysyłał jej góry listów z zapytaniem czy wszystko jest w porządku. Nie chciała mu nawet odpisać na czerwcowy list, który wysłał już z Londynu, ten sam, który był zwiastunem jego wyjątkowego faux pas. Teraz wszystko zdawało się zlepiać w całość. A może wścibiał nos w nieswoje sprawy? Gdzie w ogóle się znajdowali ze swoją dziwną korespondencyjną znajomością? Zgubił się we własnych myślach. Był teraz skłonny uwierzyć w to, że był nieproszonym goście w życiu panny Baudelaire. Uśmiechnął się gorzko.
Mówisz o tym, że pomogłabyś mi pomimo swoich problemów, że powinienem porozmawiać, że wystarczy odrobina chęci i własnej woli… a jak jest z tobą, panno Baudelaire?


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dzienny [odnośnik]20.05.18 3:03
Zauważyła, że wypowiadane słowa w pewien sposób docierały do mężczyzny i powoli, zbyt wcześnie, zaczynała się cieszyć, uznając, że być może nie jest wcale tak złym doradcą, jak dotychczas sądziła. Sytuacja jednak bardzo szybko uległa zmianie: nie spodziewała się przyjętej przez Anthony'ego linii obrony, dość skutecznej i jednocześnie wyprowadzającej ją z równowagi do końca. Wysłuchała tego co miał do powiedzenia, chociaż w połowie cała uwaga Francuzki skupiła się na dłoniach, które z każdym kolejnym słowem stawały się coraz bardziej ciepłe; w pewnym momencie odsunęła je od swojej twarzy, rozłożone układając po obu stronach ciała. Zamiast skruchy, którą zapewne chciał u niej dostrzec, pojawiła się wyraźna złość i chłód.
Nie odwracaj kota ogonem – nie chciała, żeby podobny argument został kiedykolwiek przeciwko niej użyty i poczuła się w dziwny sposób zdradzona jego zachowaniem, wyciągnięciem tej słabości, której dalej się wstydziła, wszak słabości nigdy przed nikim nie okazywała. Nie sądziła zresztą, że poruszą ten temat twarzą w twarz, nie przygotowała się, jak i nie dostrzegła, że zabieg, który zastosowała bardzo szybko został zastosowany również na niej – widocznie, żadne z nas nie ma sobie nic do zarzucenia, prawda? – Skwitowała; on nie chciał jej dodatkowo martwić, ona wcale nie widziała niczego złego w nagłym przerwaniu korespondencji, cóż więcej mogła dodać? Straciła wszelką chęć do przebywania w tym miejscu, do pomocy w przygotowaniach do festiwalu, do patrzenia na niego i na siebie też, dlatego uznała, że najlepiej będzie jak po prostu wstanie i wyjdzie. Nie zamierzała nikomu zrobić krzywdy, bądź zniszczyć tak ładnego pomieszczenia. Nim jednak to uczyniła, zaraz po podniesieniu się z miejsca, dodała:
Nie zarzuciłam ci braku zaufania. Zarzuciłam ci bezmyślne przemilczenie spraw, przez które upijasz się do nieprzytomności i staczasz się, jako człowiek. W porównaniu z tobą moje problemy wydają się być błahe. Nawet tamte, o których wspomniałam w liście. Jak to jest, że jestem wytrzymalsza od ciebie? Że w cudowny sposób z każdej, nawet najgorszej sytuacji, znajduję wyjście? – Wbiła ostatnią szpilkę, chociaż nie zdołała poznać powodów, dla których było tak, a nie inaczej; wbiła ją, nieświadoma – bo w przyćmionym złością umyśle nie zapaliła się czerwona lampka – że ta kłótnia również przyczyni się do jego upicia się. Nie wiedziała jak poważnym problemem było zaglądanie do kieliszka, wszak nie miała nigdy do czynienia z podobnym przypadkiem. Skierowała się do wyjścia, nim jednak zniknęła z salonu, pozwoliła, by z jej ust popłynęły kolejne nieprzemyślane słowa:
Najlepiej będzie, jak przestaniemy rozmawiać przez jakiś czas. – Uśmiechnęła się równie gorzko, posyłając mu spojrzenie jasno sugerujące, żeby nie próbował jej zatrzymać. Nie określiła również jak długo nie powinien szukać z nią kontaktu, czy tydzień, czy dwa, czy może miesiąc – nie była pewna kiedy zdoła spojrzeć na niego bez złości i wyrzutów. Uciekła, przyznając mu w ten sposób poniekąd rację, jednak starała się tym w żaden sposób nie przejmować. Do wyjścia trafiła sama, robiąc dobrą minę do złej gry, która wraz z zamknięciem się drzwi szybko powróciła do zirytowanego wyrazu.

zt


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : krawcowa, projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Pokój dzienny Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Pokój dzienny [odnośnik]20.05.18 19:28
Być może odwracał kota ogonem, ale teraz wiedział, że słusznie go odwrócił. Trafił w samo sedno, a tak przynajmniej mu się wydawało. On miał sobie samemu wiele do zarzucenia, ale najbardziej zależało mu teraz na Solene, więc jego własne problemy stawały się nieważne. Sam nie wiedział czy to ze względu na jej geny, czy może właśnie ze względu na pozorną otwartość, którą wyznawali sobie w listach. W swojej głowie miał wyobrażenie ich głębokiej przyjaźni… której najwyraźniej wcale nie było. Listy były niczym w porównaniu do prawdziwego kontaktu.
Spoważniał. W jego oczach nie było już strachu, ani wstydu. Wystarczył jeden moment i zderzenie spojrzeń, żeby zmienić nastrój. Wystarczyło jej chłodne wejrzenie. Nie potrafił zrozumieć tego wszystkiego. Chciał jedynie szczerze z nią porozmawiać. Otworzyć się w cztery oczy, tak jak te osiem lat temu we Francji. Upewnić się, że ich przyjaźń nie była tylko głupim wymienianiem listów. Chciał ją przeprosić za to, że zachował się ostatnio jak cham… Myślał, że może dzisiaj porozmawiają szczerze… Ale nie było żadnej przyjaźni, a właściwie był tylko on, Anthony Macmillan, łatwowierny głupiec i jego jednostronne poczucie niby-bliskości.
Wstał zaraz za panną Baudelaire, jak gdyby mimowolnie chciał się z nią zrównać. Czuł się okropnie, przepełniała go złość na samego siebie i na nią.
Jak mam nie przemilczać niektórych spraw, skoro ty też tak robisz, panno Baudelaire?! – Uniósł głos, będąc zupełnie oburzonym jej słowami. Był zdenerwowany, nie wiedział co zrobić, a ona kierowała się do wyjścia i wprawiała go w poczucie niepewności, ta z kolei generowała odruch obronny, właśnie w postaci ostrzejszego tonu. Był tak właściwie bezradny. Niegrzecznym by było ją zatrzymać, a z drugiej strony bardzo tego chciał. Szedł więc krok w krok za nią, bo było to jedyne możliwe posunięcie w obecnej sytuacji. – Traktuję twoje problemy na równi z moimi! Traktowałem ciebie jak przyjaciółkę przez te wszystkie lata, ale ty mnie nie traktowałaś i nie traktujesz poważnie! – Wyrzucił z siebie. – Wybacz mi panno Baudelaire, ale postępujesz dokładnie tak samo jak ja! – Serce biło mu szybciej, szczególnie tuż przy drzwiach, które były bramą między jej pozostaniem na dworze, a zupełnym zniknięciem.
Jej ostatnie słowa zupełnie wbiły szpilę w jego serce. Chciał ją złapać za rękę, zatrzymać siłą, ale w mgnieniu oka pozostawił tę chęć niespełnioną. Nic by to nie dało. Nic a nic, a on nie miał zamiaru wyjść na zupełnego chama. Zacisnął usta w złości i obserwował jedynie jak czarownica opuszcza i korytarz. Zaczekał aż drzwi się zamknęły i dopiero wtedy zaklął cicho pod nosem, przeklinając samego siebie. Wrócił po karafkę i szklankę i zaraz udał się na górę. Na korytarzu spotkał jeszcze matkę i ojca, których minął z wyjątkowo sztucznym uśmiechem. Nic nie mówił, chociaż w głębi siebie miał ochotę krzyczeć. Wszystko w nim kipiało. Zaczął żałować, że po prostu nie przemilczał wszystkiego, że to całe spotkanie nie potoczyło się inaczej, oczywiście przy akompaniamencie domowej rudej.

|zt


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dzienny [odnośnik]03.12.18 21:00
|3.9.56.

Proszę cię, mamo, na Merlina, nie mogę już tego słuchać – rzucił swojej matce, gdy ta zaczęła wypominać mu to, że ponownie zaczął za dużo pić… a właściwie się upijać. W rzeczywistości miała prawo. Pod koniec sierpnia ponownie zaczął przesadzać z trunkami. Nie miał umiaru, a przecież niemal dwa miesiące starał się zachować kontrolę. Wszystko na marne, ponownie. – To tylko zdarzyło się raz… może dwa… Poza tym nie musisz tego wypominać przy połowie ciotek!… – dodał, schodząc po schodach, podczas gdy jego matka znajdowała się jeszcze na półpiętrze i mówiła swoje, wypominając wszystko. Łapała go za dane jej w lipcu słowo, że nie będzie aż tyle zaglądać do kieliszka; mówiła, że i lepiej, że czują to inni, żeby się tym bardziej wstydził.
On milczał. Co miał jej odpowiedzieć? Że miała rację? Wszedł do salonu i chwycił jedną z przyszykowanych przez skrzatów filiżanek z herbatą. Nie chciał kontynuować tego tematu. I tak zostałby zapędzony w kozi róg. Matka jednak nie zamierzała odpuszczać, dogoniła go i kontynuowała zwracanie uwagi na jego zwiększone zainteresowanie alkoholem. A on słuchał, słuchał… i ponownie nie wytrzymał.
Wybacz mi, ale wystarczy mi tych wszystkich upomnień. Na każdym kroku albo ty wyliczasz mi liczbę kieliszków i butelek albo ojciec przypomina mi, że powinienem zapoznać jakąś szanowaną przez nasze wspaniałe szlacheckie społeczeństwo lady i najlepiej jeszcze tego samego dnia się z nią ożenić, żeby nie „brukać” całego rodu. Może wy się żeniliście albo z rozsądku, albo na siłę i to wbrew własnym uczuciom, ale… – mówił cicho, trochę przez zęby, bo rozłościło go to całe śledzenie, ale nie dokończył. Cały jego monolog skończył się bolesnym uderzeniem w policzek, po którym nastąpiło zdziwienie, brzdęk trzęsącej się w dłoni porcelany, a następnie cisza. Na poliku pozostał blady czerwony ślad. Anthony nie mógł z kolei dojść do siebie. Nigdy nie został spoliczkowany przez własną matkę. Nie wiedział jak zareagować. Nie spodziewał się takiej reakcji. Nie chciał jej urazić, choć nie kontrolował swoich słów. Widział jedynie złość w oczach dawnej lady Longbottom, która go przerażała. Teraz dopiero się zawstydził. – Wybacz. Poniosło mnie – odezwał się po chwili, gdy w końcu zebrał myśli. – Chciałem tylko powiedzieć, że w waszym przypadku coś z tego małżeństwa wyszło, a ja nie wierzę, żeby moje, o ile kiedykolwiek będzie ono istnieć, mogłoby mieć jakiekolwiek szanse na szczęście. Żaden tytuł, żadna broszka, nic mi nie pomoże, mamo… Poza tym ożenek w taką porę nie jest właściwy. Mamy taką, a nie inną sytuację, stan wojenny. Nie ma czasu na żadne zabawy. Pomijając może tę organizowaną przez Ollivanderów. Wybacz, ale pozostaje mi jedynie wziąć kieliszek albo siedzieć tutaj jak część ciotek i wujków.
Lady Macmillan jedynie pokręciła głową, natychmiast tłumacząc, że wszystko i tak będzie w porządku, a on, jako jej syn powinien uważać na to jak mogą skończyć się jego zapędy. I miała w tym wiele racji. Wiele. Anthony z kolei westchnął ciężko. Chciał mieć tyle cierpliwości co ona. Wychodząc z salonu rzuciła jedynie, żeby chociaż trochę się uporządkował, bo widać było to, że poprzedniego dnia dużo wypił i mało spał.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Pokój dzienny [odnośnik]05.12.18 18:53
Dwór Macmillanów zawsze dobrze mu się kojarzył. Ciepłe i przestronne pomieszczenia, sam zaś budynek z zewnątrz wydawał się z skromny, przynajmniej w porównaniu z otaczającą go przestrzenią. Dwór przycupnął wśród ogrodów ozdobionych kwiatami o pastelowych barwach oraz wrzosach. Jako dziecko lubił udawać, że siedziba Macmillianów to zamek Tintagel, miejsce urodzenia króla Artura. Oryginalne ruiny też znajdowały się w Kornwalii, więc nie było to aż tak dalekie od prawdy.
Otworzył mu zmartwiony skrzat domowy, Artur z trudem powstrzymał się od zapytania o powód takiego zachowania. Longbottom przekazał mu swój płaszcz, rzucając przy tym krótkie dziękuję, nawet nie wiedząc co zaraz zastanie.
Ruszył w kierunku pokoju dziennego, zastanawiając się dlaczego Anthony nie wyszedł mu na spotkanie. Artur przez chwilę pomyślał, że może pomylił dzień lub godzinę, ale to było mało prawdopodobne, z powodu obecnych realiów dobrze planował swoje podróże. Anthony zapomniał? To już chyba prędzej...
Wtem usłyszał dyskusję, prawdopodobnie między Anthonym a jego matką, która przy okazji była też krewną Artura. Czuł, że nie powinien tam na razie wchodzić, więc zatrzymał się w korytarzu, kontemplując walory artystyczne jednego z wiszących tu obrazów. Starał się nie słuchać wymiany zdań, ale mimochodem wyłapał część słów. Pewnie takie dyskusje były już tutaj normą, bowiem zarówno Anthony jak i była lady Longbottom łatwo zdania nie zmieniają.
Usłyszał kroki, więc ruszył w kierunku pokoju, żeby nie wprawiać swoich gospodarzy w zakłopotanie tym, że mógł być świadkiem ich rozmowy. Z pomieszczenia wyszła lady Macmillan, ewidentnie zdziwiona jego widokiem. Artur ukłonił się elegancko, później jednak przechodząc do bardziej nieoficjalnej formy:
- Dobrze ciocię widzieć - wyznał serdecznie, nie zagłębiając się przy tym w meandry rodzinnych powiązań. - Pewnie Anthony nie wspominał o mojej wizycie? Cały on, lubi niespodzianki.
Odbyli krótką rozmowę na tematy raczej błahe, choć jednocześnie na swój sposób przyjemną. Lady Macmillan ruszyła po chwili zająć się swoimi sprawami, na odchodne rzucając spojrzenie w kierunku wejścia do pokoju dziennego.
Artur wkroczył swobodnie, czując się trochę jak u siebie. Powitał Anthonego szczerym uśmiechem i uścisnęli sobie dłonie.
- Strasznie długo się nie widzieliśmy, kuzynie - stwierdził. - Już prawie zapomniałem jak wygląda Kornwalia. Nadal grasują tu chochliki?
Usiadł na jednym z foteli, popełniając przy tym chyba z milion uchybień w etykiecie, ale tutaj czuł się po prostu swobodnie. Nie byli dwoma szlachcicami, a bardziej dawno nie widzianymi kuzynami. Było w tym coś odprężająco prostego, mimo że sprawy wielkich rodów nadal czaiły się na wyciągnięcie ręki. Nie było wątpliwości, iż prędzej czy później poruszą jakiś tego typu temat.
- Coś cię trapi? - spytał, mając na myśli usłyszane strzępki rozmowy.
Za późno ugryzł się w język, oby Anthony nie pomyślał, że Artur specjalnie podsłuchiwał.
Artur Longbottom
Artur Longbottom
Zawód : Rebeliant
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny Tumblr_n8cqa3m4uo1r9x5ovo5_250
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t6321-artur-longbottom https://www.morsmordre.net/t6433-merlin#164095 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t6850-skrytka-bankowa-nr-1487 https://www.morsmordre.net/t6391-artur-longbottom#162495
Re: Pokój dzienny [odnośnik]05.12.18 22:29
Nie spodziewał się tego, że akurat dzisiaj miał zamiar odwiedzić go Artur. Zapomniał, pogubił się, a właściwie dobrze zapił, żeby to pamiętać. Może matka miała rację. Może to właśnie miała na myśli, żeby się trochę uporządkował. Gdyby Anthony tylko wiedział, że i Longbottom był świadkiem całej tej kłótni pomiędzy nim, a matką. Jedynym szczęściem w nieszczęściu było to, że Artur nie widział siarczystego policzka, jaki zadała lady Macmillan swojemu synowi. Gdyby był świadkiem tego, co zaszło, Macmillan spłonąłby ze wstydu.
Anthony pochmurnie wpatrywał się w filiżankę i poruszał szczęką, chcąc choć trochę złagodzić ból. Musiał przyznać, że matka miała mimo wszystko ciężką rękę… i może dobrze, że dopiero teraz odczuł jak dobrze potrafi oprzytomnić człowieka. Nie zdołał się jednak porządnie napatrzeć na złote wykończenia na porcelanie, gdy usłyszał głos swojego kuzyna. Niczym oparzony podniósł głowę. Porcelana drugi raz w ciągu kilkunastu minut porządnie zabrzdąkała w jego dłoni. Czy Artur słyszał ich kłótnię? W ogóle co tutaj robił? Dopiero po chwili przypomniał sobie, że przecież napisał mu list, że przecież mówił, że przyjdzie, że przecież sam wypytywał o dokładną datę.
A… Arturze – zająknął się, choć starał się zapanować nad swoim głosem. Jego ton był jednak przyjemny, choć dało się w nim wyczuć zaskoczenie. – Dobrze cię widzieć – uśmiechnął się szeroko, odstawił filiżankę i natychmiast wyciągnął swoją rękę na przywitanie, by zaraz, po męsku, ni to poklepać, ni to przytulić Longbottoma. – Gdyby tylko one grasowały… – zaśmiał się. – Teraz przynajmniej masz trochę czasu, żeby sobie przypomnieć. Gdzie żona? Myślałem, że i ona nas odwiedzi. Ostatnio na przykład odwiedził nas Archibald.
Chciał grać szczęśliwego i radosnego… ale łatwo dało wyczytać się z jego twarzy, że tak się nie czuł. Nic dziwnego, że tak wprawiony w boju auror szybko go przejrzał. Macmillan usiadł na sofie i ścisnął usta w wąską linię. Co miał mu odpowiedzieć na to pytanie? Prawdę czy powinien próbować kłamać, a potem szybko zostać zdemaskowanym na swoim kłamstwie? Gorączkowo myślał, nie potrafiąc się zdecydować.
I tak, i nie, drogi przyjacielu – odpowiedział mu po chwili wahania. Nabrał powietrza, dając sobie jeszcze chwilę czasu na przemyślenia od czego powinien zacząć, co powinien przemilczeć. – Nie wiem co powiedzieć. Ogólnie… rodzinne problemy – zaczął drapać swoje czoło, chcąc zakryć swoją twarz. Wstydził się. Nie chciał wyjść na mięczaka, przebieracza lub kto wie kogo. – Chcą, to znaczy rodzicie chcą, żebym szybko znalazł żonę, szczególnie kiedy jeszcze mogę korzystać z okazji – słowo „okazja” wyraźne podkreślił, a na myśli miał swoje niepotrzebne zwycięstwo podczas Festiwalu Lata. – A mi nie jest, póty co, do żeniaczki. Nie chcę niczego na siłę. Nie teraz, kiedy wy… to znaczy Harald postanowił ogłosić stan wojenny. Sam nie wiem. Mam złe przeczucia. Najpierw te dziwne anomalie, potem Ministerstwo, teraz wojna. Nie widzę w tym wszystkim sztucznego ślubu.
Spojrzał przelotnie na swojego kuzyna. Chciał znaleźć jakąś odpowiedź na jego twarzy, ale nie potrafił. Natychmiast przeniósł swoje spojrzenie na pusty kominek. Nie czuł się przyjemnie zadręczając swoimi problemami Artura. Ten nie przyszedł tutaj przecież, żeby wysłuchiwać jego problemów. Mieli przecież przyjemnie porozmawiać. – Jeszcze to całe spotkanie… – natychmiast podniósł się z sofy. Nie mógł wysiedzieć. Cała ta wiadomość o spotkaniu w Stonehenge brzydko pachniała. – Nie mówiąc o tych przeklętych artykułach – tu, wskazał palcem na przebitym nożem czasopiśmie „Walczący Mag”, z pierwszego września. – Dobrze wiesz jakie mam myślenie o Ministerstwu i polityce… jak większość Macmillanów – a myślenie to nie było rzecz jasna pozytywne. – Ale takiego znieważania zaprzyjaźnionego rodu nie mogę znieść… może lepiej, jeżeli doniosę whisky – natychmiast ruszył po karafkę i dwie szklaneczki. Nie myśląc dwa razy od razu postawił przed kuzynem whisky gotową do popicia. Tyle było z kłótni pomiędzy nim a matką na temat alkoholu.


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój dzienny 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan

Strona 1 z 8 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Pokój dzienny
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach