Wydarzenia


Ekipa forum
Patio i krużganki
AutorWiadomość
Patio i krużganki [odnośnik]02.03.18 12:51

Patio i krużganki

W rezydencji rodziny Shafiq nie mogło zabraknąć wewnętrznego dziedzińca, chronionego magią przed kapryśną, angielską pogodą. Patio, wyłożone kolorowymi kafelkami, otoczone krużgankami, po których można spacerować bądź przemieszczać się w dalsze części domostwa, stanowi doskonałe miejsce do odpoczynku. Oświetlone latarniami, kusi ułudą prywatności. W sadzawce przez cały rok kwitną lotosy, tak charakterystyczne dla egipskich ogrodów. Dywany i znajdujące się na nich poduchy to wygodne miejsce do siedzenia i prowadzenia rozmów. Miejsce to cieszy się niesłabnącą popularnością w trakcie ewentualnych przyjęć, które odbywają się w rezydencji. Zwykle unosi się tu dość charakterystyczny zapach kadzideł.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Patio i krużganki Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Patio i krużganki [odnośnik]03.03.18 0:09
| 10 maja

Rodzinne spotkania z jednej strony napawały ją zwykle optymizmem, z drugiej jednak stony niechęcią. Oczywiście zdawała sobie sprawę, że jej rodzina to więcej, niż Isis i Bastet; mimo to wiedziała, że tam bedą i to zwykle studziło jej zapał. Rezydencja rodu była naprawdę ogromna, a biorąc pod uwagę, że większość czasu spędzała w swojej pracowni, nie musiała się tak naprawdę z nikim widywać, jeśli nie miała na to ochoty. Czasem zdarzało się jednak, że nie było innego wyjścia. Tak też było i dzisiejszego wieczoru. Oficjalna kolacja, większość członków rodu, którzy mogli się pojawić; to zobowiązywało. Tym bardziej, że było to pierwsze takie jej spotkanie od czasu, gdy wybrała się zimą do Egiptu.
Po wystawnej kolacji, którą przyszło im spożyć w jadalni, gdy na dobre rozgorzały rozmowy i wymiana doświadczeń, Neph jak to zwykle bywało, ulotniła się czym prędzej. Nie było to podyktowane jakąś specjalną potrzebą, po prostu miała świadomość, że to nie jest jej czas. Obecnie na świeczniku znajdowała się raczej jej siostra, starsza o raptem dwa lata, a mimo to postrzegana jako ta, którą niezwłocznie należy wydać za mąż, w przeciwnym razie zasili szeregi starych panien, które w ich rodzie i tak były raczej na deficycie. Nie Neph było to jednak oceniać. Korzystając z tego, że uwaga rodziny skupia się na starszej siostrze, po wspaniałym posiłku, przeprosiła współtowarzyszy i postanowiła przynajmniej na chwilę przysiąśc na patio.
Wygodna poduszka a także bliskość wody podziałały na nią kojąco. Wbijając wzrok w lotosy, pływające leniwie po tafli wody, pamięcią wracała do Egiptu. Myślami zdawała się być jeszcze tam, wśród wydm i piasku. Gorącego wiatru, tajemniczych grobowców, do których nie do końca mogła uzyskać wstęp. Wszak była jedynie alchemiczką, nie łamaczką klątw, którymi ociekały te starożytne miejsca. Być może dlatego z taką uwagą zawsze obserwowała swoich kuzynów, którzy takimi zajęciami, poniekąd niedostępnymi dla kobiet, się trudnili. Co prawda nigdy nie czuła takiego pociągu do run, skupiając się na alchemii i poniekąd przyjmując rolę, którą dla niej zaplanowano. Nie miała tego jednak nikomu za złe, sama odnalazła swoją ścieżkę i nie zamierzała z niej rezygnować, tym bardziej z tak błahego powodu jak stwierdzenie, że to mało przygodowe.
Pogoda nie rozpieszczała, to był pewne. Wichury i śnieg nie nastrajały zbyt optymistycznie, ale nic innego pogoda dla nich nie przewidywała, nie było zatem sensu się wściekać na coś, na co i tak nie ma się wpływu. Ciesząc się z działania magii, która umożliwiała jej siedzenie przy sadzawce na dziedzińcu bez szczękania zębami z zimna, zanurzyła dłoń w chłodnej wodzie, rozkoszując się spokojem. Z daleka dobiegały ją odgłosy rozmów przy stole, ona jednak zdawała się być zupełnie poza tym. Nikłe światło świec oświetlało jej pole widzenia i nadawało temu miejscu przytulnego wrażenia. Mogła zamknąć oczy, a czując zapach kadzideł wyobrażać sobie, że jest zupełnie gdzie indziej. Uczucie złudne, choć nastrajające pozytywnie.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Patio i krużganki 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Patio i krużganki [odnośnik]03.03.18 19:36
Rameses należał do czarodziejów, którzy swoją siłę czerpali z kontaktów z rodziną. Co prawda jego i rodzeństwa drogi rozeszły się w trakcie dorosłego życia, taka już naturalna kolej rzeczy, ale zwykle niecierpliwie wyczekiwał okazji, by się z nimi zobaczyć. Odczuwał to tym dotkliwiej, odkąd osiedli w Anglii. Wszak stanowili tutaj swojego rodzaju egzotyczną mniejszość, stale będącą pod nieskrywanym ostrzałem oceniających spojrzeń reszty arystokracji angielskiej. Co najmniej jakby europejscy szlachcice spodziewali się, że zrobią coś niestosownego, jakby wręcz na to czekali. Być może było to czyste przewrażliwienie, podyktowane tłamszoną niechęcią; mimo to, gdy przyszło im osiąść w deszczowej Wielkiej Brytanii, tym silniej odczuł potrzebę zacieśnienia więzów z rodziną. Nie był tak zamknięty na otaczające go nowości, głównie dlatego, że nauczył się już, iż gwarancją przetrwania jest dostosowanie się do panujących warunków. Dopasowywał się jak kameleon.
Nie był jak większość. Narwany i emocjonalny, gorącokrwisty, nawet jeżeli na przestrzeni lat wszyscy, łącznie z ojcem, którego wszak bardzo cenił, próbowali nauczyć go pokory. Część z tych lekcji przyswoił, część zupełnie pominął, przeskakując pomiędzy tym, na co może się zgodzić, a na co w żadnym wypadku. To zaważyło na tym, by postrzegać go jako nieprzewidywalnego; nie dbał jednak o oceny osób postronnych. Najbardziej liczyło się dla niego to, że jego rodzina była świadoma, że może na niego liczyć bez względu na wszystko.
Pewnie dlatego uroczystości takie jak dziś, cenił sobie wyjątkowo i nie męczył go zgiełk, do którego nie przywykł. Pomiędzy wyśmienitymi posiłkami i rozmową, dostrzegł jednak coś, co zasiało w nim dziwny rodzaj niepokoju: spojrzenie, które łudząco przypominało mu coś, co dawno utracił. To nie było miłe uczucie, raczej coś pokroju ziarna soli, które utknęło w oku. Brał zatem czynny udział w rozmowach, choć jego czarne spojrzenie z uporem próbowało pochwycić inne, łagodniejsze, w odcieniu miodu. Wiedział, do kogo ono należy; przed trzema laty miał nawet okazję podziwiać je z bliska.
Nephthys. Młoda, skryta, choć za jej uśmiech wielu mężczyzn dałoby się pokroić. Musiałby być ślepcem, by tego nie dostrzec. Być może właśnie dlatego, jako jeden z niewielu, zwrócił uwagę na to, że wstała od stołu i zniknęła w głębi rodzinnej siedziby. Można byłoby się zastanawiać, dlaczego mieszkając w jednej rezydencji mieli tak niewiele okazji do spotkań. Mijali się jednak; na dłużej miał okazję z nią porozmawiać, gdy trzy lata temu zdejmował z niej złośliwą klątwę. Później już nie trafiło się zbyt wiele sposobności do rozmowy. Chyba sam nie wiedział, co go podkusiło, by po rozmowie na temat obecnej sytuacji politycznej, która zdążyła go znużyć, również na chwilę przeprosił rozmówców, wstał od stołu i ruszył w kierunku wewnętrznego dziedzińca, po drodze rozglądając się bacznie, gdzie zastanie Nephthys, która tak nagle zniknęła mu z zasięgu wzroku. Przechodząc przez wewnętrzny dziedziniec, dostrzegł samotną sylwetkę, pochyloną nad sadzawką. Niespiesznie, wpierw przystanął przy jednej z kolumn i oparł się o nią ramieniem, spoglądając na brunetkę. Doznawał właśnie chyba czegoś na kształt deja vu. Safiya. Trochę rozczulony tym widokiem, trwał tak dłuższą chwilę, ciekaw, czy go dostrzegła. Dopiero wtedy ruszył się z miejsca i podszedł bliżej kręgu światła rzucanego przez świece.
— Przyjęcie przeniosło się na zewnątrz? Chyba coś przegapiłem — rzucił, podchodząc do dziewczyny. Sam utkwił wzrok w lotosach w sadzawce, pamięcią wracając do egipskich ogrodów, które podziwiał w trakcie jednej ze swoich podróży. Ta namiastka rodzinnego kraju wydawała się być obecnie żałośnie pozbawiona znaczenia w tym klimacie. Jakby ktoś na siłę próbował przynieść tutaj namiastkę Egiptu, co oczywiście nie było możliwe.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Patio i krużganki [odnośnik]04.03.18 14:03
Poniekąd nieświadoma uwagi Ramesesa, którą na siebie ściągnęła, nie dostrzegała jego spojrzeń. Pod czujnym okiem ojca wiedziała, że niestosownym byłoby nawiązywać kontakt wzrokowy z kimkolwiek, kiedy już zatem przyłapała się na tym raz, skrupulatnie pilnowała, by się to nie powtórzyło. To wszystko było jednak takie sztuczne, że wolała już na chwilę zniknąć w przepastnych odmętach rezydencji, niż usilnie wbijać spojrzenie w blat stołu.
Obserwując swoje palce, zniekształcone przez taflę wody, nie zarejestrowała obecności kogoś jeszcze na dziedzińcu. Dopadały ją ponure rozważania na temat tego, co ją teraz czeka. Nie mogła dłużej pozostawać głucha na coraz śmielsze wspominanie przez ojca o jej ewentualnym zamążpójściu. Nie lubiła oszukiwać samej siebie, nie wchodziło więc w grę dalsze udawanie, że jakoś to będzie. I choć może nie traktowała tego jako zła ostatecznego, wszakże była przygotowana, że prędzej czy później to się stanie, im bliższą perspektywą było zamążpójście, tym większy był ciężar w jej piersi.
Drgnęła, słysząc głos, którego według zasad logiki nie powinno tu być. Przecież była sama. Odwróciła głowę w stronę, z której dobiegł ją ten dźwięk i jej spojrzenie natrafiło na Ramesesa. Wstała z poduszki gwałtownie, choć wciąż gracją i absolutnie nie w sposób niezdarny. Nie podniosła na niego jednak wzroku wiedząc, że to byłoby niestosowne.
Ten człowiek trochę ją onieśmielał. Słyszała o nim wiele, jak zresztą o większości członków swojej rodziny. Miał smutną historię, to mogła stwierdzić na pewno. Współczuła mu śmierci żony, a także zaginięcia brata, choć nidy nie miała okazji okazać tego żalu. Podróżował dużo, czego nieodłącznie mu zazdrościła. Z drugiej jednak strony po prostu był na tej bardziej dogodnej pozycji jako mężczyzna. Jemu po prostu było wolno, jej już niekoniecznie, być może właśnie dlatego tak bardzo ceniła sobie tą krótką podróż, którą było jej dane przeżyć.Jednocześnie on zwiedził tak wiele miejsc, tyle widział, przeżył... Imponowało jej to, nie tylko dlatego, że była młoda i w konfrontacji z osobą w jego wieku niedoświadczona.
- Po prostu potrzebowałam odetchnąć świeżym powietrzem. Poza tym przyjęcie odbywa się zawsze tam, gdzie są jego uczestnicy. W większości zostali raczej wewnątrz - odparła, uśmiechając się nieznacznie. Sporo ryzykując, jednak na krótką chwilę uniosła na niego spojrzenie. Odwróciła je na sadzawkę równie szybko. Lotosy wydały się nagle wyjątkowo interesujące, poza swoją oczywistą urodą. Zastanawiając się, co sprowadziło do niej tak zacnego członka ich rodu, wciąż z nikłym uśmiechem wróciła pamięcią do jednej z najbardziej wstydliwych sytuacji, które przytrafiły jej się w życiu, kiedy to przed swoim debiutem na salonach, za sprawą podstępu Isis włożyła naszyjnik, który obdarował ją wyjątkowo paskudną klątwą zazdrośnicy. Była wtedy załamana; klątwę zdejmował własnie stojący przed nią Rameses. Minęły może trzy lata, ale wspomnienie było w jej pamięci żywe i wciąż mogła doskonale przypomnieć sobie uczucie palącego wstydu, które jej wówczas towarzyszyło. Nie chciała wtedy, by ktokolwiek oglądał ją w takim stanie, nie było jednak innego wyjścia jeśli chciała, by klątwa została przełamana.
Zwykle rozmowna, teraz ucichła, onieśmielona i nie do końca pewna, jak się zachować. Zabrakło jej zwyczajowej swobody, ciężko jednak stwierdzić, co było tego przyczyną.
- Nie sądziłam, że tak trudno będzie tu wrócić po tym, jak już empirycznie przekonam się, jak piękny jest Egipt - przemówiła w końcu po dłuższej chwili milczenia. Z jakiegoś powodu pomyślała, że kto jak kto, ale on powinien zrozumieć tę przejmującą tęsknotę, która zawładnęła całym jej sercem. Piwne spojrzenie utkwiła w jednej ze świec, które oświetlały sadzawkę. Atmosfera była wyjątkowa, ale trochę duszna mimo tego, że znajdowali się na zewnątrz, a przecież było chłodno. Utrzymywała pewien dystans, zauważając, jakie to w gruncie rzeczy zabawne, że im bliższy był jej ktoś stopniem spokrewnienia, tym dalszy i mniej osiągalny się wydawał.
- Nie chciałeś tam kiedyś wrócić na stałe? - Zapytała, gdy tylko to pytanie wyskoczyło z odmętów jej myśli. Rozumiała oczywiście, że ma tu swoje obowiązki, jak zresztą każdy, ale choć nie miał obowiązku dzielić się z nią taką informacją, ciekawiło ją, czy nigdy nie myślał, by wrócić w rodzinne strony.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Patio i krużganki 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Patio i krużganki [odnośnik]05.03.18 12:05
Rameses odzwyczaił się od wszystkich tych niuansów w kontaktach z płcią przeciwną przedstawicielek swojego rodu. Z siostrami obowiązywały go odmienne standardy, a czasy, gdy starał się o rękę Safiyi wydawały mu się odległe jak nigdy. W ostatnich latach obracał się raczej wśród męskiej części rodu lub samotnie, rozmawiając ewentualnie z damami innych rodów, przy czym również obowiązywały go standardy odmienne od tego, w jakim duchu został wychowany. Ich wyjazd do Anglii wszystko jednak zmienił, a granice tradycyjnych podziałów na wychowanie oddzielne dla dziewcząt i chłopców, choć się zatarły, to nie zniknęły całkowicie. Był to kolejny z powodów, dla których obecnie przestrzegał bardziej angielskiej etykiety, aniżeli wschodniej. Ciężko było aż tak kurczowo trzymać się tego, co właściwe. Mogliby, oczywiście, ale oznaczałoby to pewien rodzaj ułudy; a na co to komu? Zapewne dlatego gdzieś w kącikach ust mężczyzny zatańczył rozbawiony uśmiech, który tak szybko nie zniknął, skrywany na siłę pod pozorem dobrych manier. Poza tym był wyznacznikiem niezachwianej pewności siebie.
Fakt, że nie spoglądała na niego wykorzystał, by trochę uważniej przyjrzeć jej się w poszukiwaniu zmian, które mogły zajść przez ostatnie trzy lata. Nie pamiętał jednak zbyt dobrze tego wieczoru, zresztą nawet jeśli, miałby z pewnością wypaczony obraz tego, jak wówczas wyglądała Nephthys, ze względu na złośliwą klątwę, mało zabawny żart sióstr stojącej przed nim panny. Jako jeden z niewielu zdawał się wtedy wierzyć w jej zapewnienia, że to z pewnością ich sprawka.
Wiedział, że to karygodne, ale mimo to przyglądając się jej, nie mógł nie porównywać jej do Safiyi. Jakby szukał w każdej przedstawicielce swojego rodu choćby drobiazgu, który przypomniałby o tym, co stracił, bo zastąpić jej nie mogło zupełnie nic. Pewnie dlatego gdy skonfrontowali spojrzenia zauważył, że nie do końca są tak podobne, jak wydawało mu się na pierwszy rzut oka. Tęczówki Nephthys były jaśniejsze, bardziej miodowe. Krył się tam jednak ten sam, łagodny płomień, a Ramesesa poraziła ta jawna niesprawiedliwość. Sam był jednak sobie winien. Odnajdował w innych to, co chciał odnaleźć. To, czego mu brakowało. A kończył zupełnie sfrustrowany faktem, że to nigdy nie jest i nie będzie to samo. Wzroku jednak nie odwrócił.
— W takim razie można uznać, że robimy im poważną konkurencję. Przeszkadzam? — Zapytał. Nigdy nie chciał i nie potrzebował cudzego żalu i współczucia, wszak to były tylko słowa, które nie zwrócą Safiyi życia i nie odnajdą jego brata. Mógł działać przynajmniej w tej drugiej sprawie, by zrobić wszystko, żeby i tym razem nie okazało się, że jest za późno. Czuł, że to jego odpowiedzialność, a jeśli stanie się coś złego, będzie to jego wina. To był bardzo niebezpieczny tok rozumowania, ale nie potrafił inaczej.
Rozumiał tę tęsknotę, chyba nawet nie mogła sobie zdawać sprawy z tego, jak bardzo. Obecnie jednak miał inne obowiązki i jego osobiste zachcianki musiały zejść na boczny tor.
— Biorąc pod uwagę obecną sytuację w Anglii, powinnaś tam była zostać. — Większa część familii niezmiennie od tysięcy lat tam właśnie mieszkała. Z pewnością było to obecnie znacznie lepsze miejsce dla młodej, obiecującej alchemiczki, niż Anglia, w której w każdym momencie można było doczekać się ataku ze strony mugolaka przepełnionego siłą, której nie był w stanie pojąć.
— Muszę się jednak zgodzić. Patrzysz na cały ten wspaniały budynek, który wydawał ci się może wcześniej namiastką rodzinnych stron, a po wizycie tam dociera do ciebie, że to wszystko jest tylko marną imitacją — rzekł.
— Chciałem, nadal chcę — odpowiedział swobodnie. Ręką wskazał poduszki, z których Nephthys podniosła się z taką gwałtownością, gdy wszedł, sugerując, by jednak usiedli. Poczekał aż dziewczynie będzie wygodnie i w stosownej odległości również spoczął. Pstryknięciem palca posłał jeden z kamyków leżących obok niego, do sadzawki. Wylądował na liściu lotosu, zamiast zatonąć. — Wszyscy mamy jednak obowiązki. Zgaduję, że właśnie dlatego jesteś tutaj, a nie tam. Podobnie jest ze mną. Ceną wysokiego urodzenia są reguły, których musimy przestrzegać. Zresztą wiesz. — Był taki czas, że Rameses z uporem maniaka bronił się przed nimi rękami i nogami, zwłaszcza w okresie nastoletnim, kiedy to do głowy przychodzi wiele pomysłów, w większości całkowicie poronionych. Młodość rządzi się swoimi prawami, ale te czasy bezpowrotnie minęły już dawno temu.
— A co sprowadziło cię w naszą piaszczystą i gorącą kolebkę? — Zapytał, ciekaw, co prócz ciekawości mogło zanieść w tamte strony dziewczynę u progu zamążpójścia. Choć czy to nie jej siostrę sugerował mu ojciec? Tak jak i Nephthys, jego czas również się kurczył. Musiał przeskoczyć w końcu swoją wewnętrzną niechęć do ponownego ożenku i w końcu zdecydować się na jakąś utalentowaną pannę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Patio i krużganki [odnośnik]05.03.18 16:16
Rzeczą naturalną jest, że porównuje się spotykane osoby do innych, już nam dobrze znanych. Czasem żeby ośmieszyć, czasem żeby doszukać się podobieństw, albo przeciwnie: różnic. Nephthys raczej nie spodobałoby się, jak często takie porównania jej dotyczyły. Rameses byłby już kolejną osobą doszukującą się w niej cech, których mieć nie mogła. Była tylko sobą, nikim innym i nie mogła zatem zrozumieć, dlaczego zamiast to zaakceptować, spora część napotykanych przez nią na swojej drodze ludzi widziała w niej swoje krewne, żony, przypadkowo spotkane osoby. Jakby nikt nie zadał sobie trudu, żeby przebić się głębiej i sprawdzić, czy aby na pewno jest tym, za kogo chcieliby ją brać. Z jednej strony było jej to na rękę, dawało bowiem szerokie pole do popisu i działania pod powłoczką niepozorności. Przez wielu była z tego powodu uważana za enigmatyczną, ale to nie była prawda. Zupełnie jakby zniechęcona pierwszym wrażeniem, które na niektórych wywiera, nie miała ochoty go zmieniać, bo było znacznie bardziej pozytywne i wygodne, niż naga prawda.
Nieświadoma porównania jej do Safiyi, która była przecież jej daleką kuzynką, wodziła wzrokiem od jednego kwiatu lotosu do kolejnego. Być może istotnie można było dostrzec pomiędzy nią a Safiyą jakieś podobieństwa, mniej oczywiste, niż odmienny kolor skóry. Nie pomyślała jednak, że patrząc na nią, Rameses może się ich doszukiwać.
- Miejmy nadzieję, że nie - uniosła kąciki ust w nikłym uśmiechu i nieco szczelniej owinęła się szerokim i długim szalem, w kolorze żywego turkusu, który stanowił dodatkowe okrycie. Tak jak zwykle rzucała się w takich odważnych kolorach w oczy, w otoczeniu rezydencji ich rodu raczej się w nie wpasowywała, zamiast wyróżniać. - Dwie osoby to para, ale trzy to już tłum - wyjaśniła, a na jej ustach znowu wykwitł niezbyt skrupulatnie skrywany uśmiech. Smoliście czarne rzęsy rzucały cień na policzki, bo nie podniosła spojrzenia, jakby odbicia świateł świec w sadzawce miały wyjawić jej swoje tajemnice.
- Być może - odparła, niepewna. - Ale moje miejsce jest przy rodzinie. Co znaczy bezpieczeństwo, jeśli nie można chronić tych, których się kocha? - Zapytała retorycznie. Może nie pozostawała z najbliższymi w ścisłych stosunkach, ale zawsze pozostawała cała reszta. Poza tym chłód jej ojca nie sprawiał, że kochała go czy szanowała mniej. Zaakceptowała już, że być może nie zasłużyła na jego miłość i uwagę, ale wciąż był jej ojcem. Może trochę inaczej postrzegała siostry, ale mimo wszystko ich los nie był jej obojętny, nawet jeżeli nie potrafiła im wybaczyć.
- Tak. Choć brakowało mi angielskiej zieleni. Najwyraźniej nie można mieć wszystkiego - powiedziała, zajmując miejsce, które okupowała wcześniej, nim na dziedzińcu pojawił się Rameses. Z rozbawieniem śledziła trajektorię lotu kamyka, który skończył, lądując na obszernym liściu lotosu.
- Obowiązki, które sami na siebie nałożyliśmy - enigmatyczny uśmiech znowu rozjaśnił jej na chwilę twarz. Zęby stanowiły kontrast w porównaniu do ciemnej skóry, która w blasku świec nabrała zdrowego, karmelowego odcienia. Założyła kosmyk włosów za ucho, po czym złożyła ręce na kolanach. Te słowa oznaczały coś więcej, niż ich świadome wybory, wszakże nikt nie wybiera, gdzie się rodzi i jako kto. Chodziło raczej o ogół społeczeństwa, wszak to ono wymogło na nich pewne reguły, których musieli się trzymać. Nie w jej gestii leżało dyskutowanie z nimi, ale sprowadzili sobie to na głowę sami i to oni, nikt inny, byli winni takiemu stanowi rzeczy.
- To, co każdego. Ciekawość - wlepiła w niego wzrok na krótką chwilę. - Od dziecka oglądałam ważne dla naszego rodu miejsca tylko na obrazkach. Wyobrażałam sobie, jako to uczucie, stanąć na gorącym piasku pustyni. Kiedy byłam mała marzyłam nawet, żeby przespacerować się po wydmach bez butów - roześmiała się cicho na to wspomnienie. Skończyłoby się to w najlepszym wypadku dotkliwymi poparzeniami. - Poza tym jestem przecież alchemikiem. Chciałam wrócić do korzeni, by sprawdzić, czy można z tej dziedziny wyciągnąć coś więcej - dodała. Ponownie zanurzyła dłoń w wodzie, powodując niewielkie fale na jej powierzchni. Lotosy zakołysały się sennie.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Patio i krużganki 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Patio i krużganki [odnośnik]06.03.18 11:41
To porównywanie było silniejsze, niż próba podejścia do sprawy w sposób rozsądny. Wiedział, że to nie jest Safiya i że nigdy nią nie będzie, ponadto jedynie wszystko sobie utrudnia, szukając jej w innych kobietach. Chłodny osąd mówił swoje, a emocje i tęsknota, która nie malała na przestrzeni lat, swoje. Pewnie dałoby mu do myślenia, gdyby Nephthys podzieliła się z nim tymi myślami, na razie jednak nie było ku temu ani powodu, ani okazji i kto wie, czy takowe nastąpią. Zgodziłby się natomiast z tym, że wydawała się enigmatyczna i wyjątkowo mało trzpiotowata jak na tak młodą dziewczynę. W wyrazie jej twarzy kryła się mądrość, która aż krzyczała, że za tym pozorem młodości i świeżości, kryje się coś smutnego. Tak naprawdę nie był pewien, czy to zgodne z rzeczywistością, czy jedynie dopowiada sobie to, co chciałby zobaczyć, bo obie opcje wydawały się na równi prawdopodobne.
Istotnie, przywary, które wyróżniały ich w obecności angielskich szlachciców i szlachcianek, w ich rezydencji dopełniały całości. Shafiq prezentował się dzisiaj w czerni znacznie smutniej, niż jego towarzyszka w żywych barwach, które podkreślały kolor jej oczu, tak uparcie skrywanych za zasłoną rzęs. Krój szat mężczyzny pozostawał jednak właściwy dla ich pochodzenia, a na palcu błyszczał rodowy sygnet, z którym nie rozstawał się zupełnie nigdy. Oparł rękę na kolanie, uśmiechając się półgębkiem na słowa o tłumie, jakby dopowiadając sobie, że dziewczyna za takowymi nie przepada. Pokrywałoby się to z tym, co zaobserwował, gdy niejednokrotnie mignęła mu w tłumie panien na salonach. Trzymała się na uboczu. Rameses przy okazji takich uroczystości zwykle wręcz przeciwnie, lubił zwracać na siebie uwagę, podkreślając, że nie czuje się wśród Anglików obco, nawet jeśli ci traktowali go niejednokrotnie jako ciekawostkę. Otwarty w kontaktach chętnie zabawiał się winem i rozmową, znacznie rzadziej tańcem, zawsze zachowywał jednak stosowny dystans. Czasem mogło się nawet wydawać, że na wszelki wypadek na każdego ma jakiś plan, w razie gdyby miało okazać się, że z przyjaciół staną się zaciekłymi wrogami.
Nic nie znaczy — odparł automatycznie, zamyślając się na chwilę. Płomienie świec odbijały się w pustce jego spojrzenia, nadając jej wyrazu. W jednym krótkim pytaniu retorycznym, zawarła prawdę, której nie potrafił od dłuższego czasu ubrać w słowa. — Ale też nie zawsze da się wszystkich chronić — dodał, otrząsając się z odrętwienia i zerkając na lady Shafiq. Podjęcie próby ochrony wszystkich było prostą drogą do obłędu. Ludzie nie byli przedmiotami, które można ukryć przed światem na dnie szuflady, a nawet w przypadku przedmiotów, taka sztuka nie zawsze przynosi zamierzony skutek. Przecież sam dostał bolesną nauczkę, że świat nie zawsze działa w sposób, w jaki wyobrażamy sobie, że działa. Podobno każdy zabije kiedyś to, co kocha, a Rameses odczuł to ze zdwojoną mocą. Dziedzina, która była jego życiem, zabiła osobę, którą kochał. Nie miał nawet na im się zemścić, by poczuć ulgę, gdy już pierwsza zasłona smutku opadła. Zdławił w sobie gniew i frustrację, później przelewając ją na tych, którzy śmieli twierdzić, że to on przyłożył rękę do śmierci swojej żony.
Chciał dodać, że nie zawsze dobrym pomysłem jest się poświęcać, bo takie przesłanie przebijało się nieśmiało przez wypowiedź Nephthys, jednak umilkł. Gdyby mógł cofnąć czas, sam wolałby wziąć na siebie klątwę, niż pozwolić umrzeć Safiyi. Mówienie takich rzeczy znaczyłoby o dwulicowej naturze, a nie taki był jego zamiar.
Różnica jest taka, że da się założyć ogród w Egipcie, a tutaj nie da się przenieść pustyni i wszystkich ważnych dla nas miejsc — zauważył. Przyzwyczajenie było doprawdy straszną siłą, bo dopadało znienacka i znieczulało na tęsknotę za domem, która powinna być przecież silniejsza w jego przypadku. Wychował się tam, zwiedzał niezliczoną ilość razy... A jednak zawsze lądował na powrót w Anglii, przypieczętowując swój los i splatając go nieodwracalnie z tym krajem.
Nie zawiodłaś się? — Zapytał nagle, nawiązując do obrazków w książce. Skoro tak długo marzyła o tym, by się tam znaleźć, skonfrontowanie z rzeczywistością mogło okazać się rozczarowujące. Uśmiechnął się też pod nosem, słysząc o niewinnych, dziecięcych marzeniach Nephthys. O czym on marzył jako dziecko? Te czasy wydawały się takie odległe i nierzeczywiste. Zgadywał, że chciał wybrać się na wyprawę z Amunem. — Kiedy ja byłem dzieckiem, mój starszy brat próbował mi wmówić, że istnieje tylko Egipt, a cała reszta świata to pustynia. I choćbym szedł kilka lat, to nie napotkam nic oprócz piasku. Chyba nawet mu uwierzyłem, więc nie czuj się specjalnie zawstydzona. Taki urok dzieci, że ponosi je wyobraźnia. Być może gdyby dorośli zachowali choć namiastkę tejże, świat wyglądałby trochę lepiej — stwierdził, podnosząc jedną ze świec. Przechylił ją i pozwolił, by wosk wylał się do chłodnej wody, a zastygając uformował postrzępiony kształt. Cały czas słuchał jednak słów Nephthys uważnie.
I dowiedziałaś się czegoś? — Zapytał, skupiając na niej ciemne spojrzenie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Patio i krużganki [odnośnik]06.03.18 17:51
Obserwowała go z dziwną ostrożnością, tylko wtedy, gdy nie patrzył akurat w jej stronę, zdając sobie sprawę, że nie powinna. Ciekawość zdawała się zwyciężać z poczuciem obowiązku. W ciszy, przerywanej zgiełkiem uczty w oddali, w ciepłym blasku świec wszystko wydawało się inne, piękniejsze, bardziej tajemnicze. Korzystając więc z tego, że akurat spoglądał w sadzawkę, prześlizgnęła spojrzeniem po sylwetce kuzyna, szerokich barkach, ostro rysującym się profilu. Jego powierzchowność miała coś z drapieżnika, choć jego zachowanie przeczyło takim skojarzeniom, nawet jeśli wśród ich rodziny panował pogląd, że jest nieprzewidywalny. Ciężko był omyśleć o nim w ten sposób, gdy pochylony nad sadzawką, wydawał się niemal łagodny.
W jej oczach pojawił się błysk zrozumienia po jego słowach. Wiedziała, skąd się wzięły. Czyżby obwiniał się o śmierć żony i zniknięcie brata? Choć chętnie powiedziałaby mu, że niepotrzebnie, to wybrała milczenie. Takie słowa niczego nie zmienią, mogą zostać wręcz źle odebrane, były to zresztą wnioski, do których należy dojść samemu. Nieodmiennie miał jednak rację, chronić wszystkich zwyczajnie się nie da. Przecież nie można trzymać pod kluczem całej rodziny, zresztą nawet to nie dawało gwarancji, że nic się nie stanie. Mieli może magię, nad którą bardziej lub mniej dało się panować, choć po wybuchu anomalii nawet to stało się wątpliwym. Mimo to nie byli niezwyciężeni, a śmierć w ich świecie było ponieść łatwo, choć Nephthys była stosunkowo poza tym niebezpieczeństwem. Nie znaczyło to jednak braku zagrożenia; to mogło czyhać na każdym rogu. Nie chciała popadać jednak w niepotrzebną paranoję, która zatrzymałaby ją w domu. Życie pod kloszem to marne życie, a ona chciała z niego uszczknąć jak najwięcej, nim jej obowiązki ograniczą się do wychowywania dzieci.
- Ale wtedy to też nie to samo. To chyba kwestia, czego będzie brakowało w mniejszym stopniu - odparła, zgadzając się z mężczyzną połowicznie. Opatulając się szczelniej szalem, pilnując, by nie odsłonić niepożądanego kawałka nagiej skóry, wygodniej podkuliła nogi na atłasowej poduszce. Do jej nozdrzy doleciał zapach kadzideł, najwyraźniej dopiero rozpalonych przez skrzaty domowe. Lubiła ten zapach; ciężki, senny, choć nie nieprzyjemny.
- Nie, choć bardzo się tego obawiałam. Zawsze starałam się studzić swój nadmierny zapał. Chyba nikt nie lubi rozczarowań - rzekła, chyba nawet ciesząc się trochę, że udało jej się go rozbawić. Wysłuchując go, zaczęła uważnie śledzić ruch jego ręki, gdy wlewał wosk do wody, zastanawiając się, co właściwie robi i po co.
- To okrutne - roześmiała się, a dźwięk ten odbił się od ścian rezydencji i zabrzmiał w jej uszach dziwnie obco, choć przecież był jak najbardziej szczery. Rozbawiona tą wizją pomyślała, że musiało mu być ciężko z zaginięciem Amuna. Chyba nawet jej byłoby przykro, gdyby coś podobnego spotkało jedną z jej sióstr, choć ich stosunki wyglądały, jak wyglądały. Sama odczuwała zresztą dotkliwą stratę kuzyna, który pozostawił osamotnioną żonę i dzieci. Bardzo im współczuła, zastanawiając się, jak okropnym stanem musi być niewiedza o tym, co stało się z ukochaną osobą. To chyba nawet gorsze niż śmierć, bo wówczas przynajmniej masz grób, który możesz opłakać. Zaginięcie? Jednego dnia nadzieja na to, że powróci cały i zdrowy, kolejnego znowu jej brak. To się nigdy nie kończy, nie można osiągnąć spokoju. Tak przynajmniej sądziła.
- Dzieci postrzegają świat inaczej, prościej. Są pozbawione uprzedzeń, które nabywają na drodze życia - powiedziała. Miała jeszcze porównanie, mimo wszystko nie tak dawno pozostawiła za sobą okres dzieciństwa, by wkroczyć w dorosłość. Widząc odlew z wosku, uśmiechnęła się nieznacznie ciekawa, co czarodziej ma z nim zamiar teraz zrobić. Tym samym napotkała jego wzrok, po raz kolejny tego wieczoru, choć nie powinna. Gdyby ciotka to zauważyła, zapewne czekałaby ją nagana po uroczystości. Zorayi jednak tu nie było, więc z głupiej ciekawości pozwoliła sobie o sekundę za długo przeciwstawić swoim spojrzeniem jego. Dopiero wtedy, spłoszona, zerknęła z powrotem na wodę.
- Raczej utwierdziłam w tym, co już wiem. Zabrakło mi czasu, choć chętnie tam wrócę, jeśli los okaże się na tyle łaskawy - odparła po chwili, jakby potrzebowała czasu na zastanowienie się. Tak naprawdę była po prostu trochę speszona i chciała odzyskać rezon. Czuła się niepewnie, rozmawiając ze starszym czarodziejem. Był raptem kilka lat młodszy od jej ojca, a jednak zachowywał się zupełnie inaczej. Nie traktował jej z protekcjonalną wyższością. Być może dlatego wyciągnęła ku niemu dłoń, spoglądając na kształt ulany z wosku sugerując, by jej go podał.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Patio i krużganki 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Patio i krużganki [odnośnik]08.03.18 13:36
Sytuacja była zatem absurdalna. Ona obserwowała jego, on ją, chociaż powody tych obserwacji były zgoła inne. Co więcej, sam mógł pozwolić sobie na więcej, choć nie chciał urazić Nephthys nadmierną natarczywością spojrzenia. Nie mógł jednak tego nie robić, w głowie konfrontując jej obraz z obrazem Safiyi. Pozbywszy się wszystkiego, co mu o niej przypominało, dalej pławił się w bezsensownym zgorzknieniu z powodu jej śmierci. Miał prawie dziesięć lat na to, by ostudzić emocje, tak się jednak nie stało, a rany nie mogły się zabliźnić. Poczucie winy płynęło mu w żyłach niczym trucizna, a on nie miał nawet na kim dokonać zemsty, by choć przez chwilę poczuć ulgę i dać sobie w końcu wytchnienie. Być może również dlatego tak skrupulatnie unikał Nephthys przez ostatnie lata. Nie było w tym jej udziału, to był jego problem i to również on sam powinien sobie z nim poradzić. Szło mu, jak widać fatalnie, skoro tak niewiele brakowało, by po raz kolejny poruszyć tę strunę w jego sercu, która przypominała mu o byłej żonie.
Zamilkł całkowicie, przez chwilę skupiając uwagę na zapachu kadzideł. Wyczuł ostrą nutę mirry, jego ulubionej. Wystarczyła tylko odrobina, słaby powiew, który dotarł do jego nozdrzy, a przed oczyma stanął mu dom. Ten pierwszy, prawdziwy, gdy nie musiał przejmować się światem dorosłych obowiązków, kiedy z Amunem ścigali się konno przez pustynię. Spoglądając z perspektywy czasu na życie, jakie prowadził teraz, zatrwożyło go, jak niewiele mu z tego pozostało. Każde poszło w swoją stronę, łącznie z nim, utkwił jednak na którymś etapie swojej przeszłości i nie potrafił ruszyć dalej. Nie na darmo mówiło się o nim, że łatwo wpada w gniew i nie wybacza — również sobie.
Dlatego chyba lepiej nie oczekiwać zbyt wiele — mruknął, odstawiając świecę na miejsce i przyglądając się odlewowi z wosku. Było mu ciężko, nie tylko z powodu oczywistej tęsknoty za bratem. Na jego barki spadła odpowiedzialność, której jak dotąd nie musiał ponosić. To Amun był zawsze rozsądniejszy, bardziej opanowany. To jemu nie obce były zawiłe ścieżki dyplomacji. Rameses stanowił jego dokładne przeciwieństwo; może nie był co prawda nieokrzesanym dzikusem, ale łatwo było go wyprowadzić z równowagi, był mściwy, pamiętliwy, a jego poziom dyplomacji kończył się tam, gdzie coś w tonie rozmówcy nie przypadło mu do gustu. Dumny, uparty, nie znał pojęcia kompromisu. Co z tego, że charyzma i nonszalanckie podejście do życia zjednywały mu sympatię, skoro kwestie polityczne były mu nie tyle obce, co po prostu mało interesujące? Wolał zajmować się tym, co wychodziło mu najlepiej. Łamaniem klątw, szermierką. Nie wymienianiem uprzejmości z Anglikami. Wykazywał też kompletny brak cierpliwości i zrozumienia dla goblinów w banku Gringotta, co również było źródłem wielu konfliktów.
Rodzeństwo bywa dla siebie okrutne, ale zawsze staje w swojej obronie. Choć nie w każdym przypadku, prawda? — Podniósł na nią czerń spojrzenia i wejrzał nań znacząco. Kłócił się i bił z braćmi zapamiętale, doprowadzali się wzajemnie do szału; ale żaden nie dopuścił się z premedytacją czegoś, co mogłoby dotknąć drugiego tak, jak to, czego przed laty dopuściły się siostry Nephthys. — Nie tak łatwo wybaczyć, kiedy ktoś cię skrzywdzi. Nasz ród ma to chyba we krwi — rzekł, wyciągając odlew z wody i obracając go w palcach. Chciał ją chyba trochę sprowokować do odkrycia kart tym stwierdzeniem. W kontaktach z osobami spoza rodu zwykle obchodziło go tylko tyle, ile miał w czymś pożytku. W murach rezydencji zmieniał się więc o sto osiemdziesiąt stopni.
Dorośli uczą je tych uprzedzeń. Z iloma mugolami miałaś do czynienia? — Zapytał nagle, tylko pozornie zupełnie zbaczając z tematu. Zawsze niezmiernie go bawiły utarte frazesy na temat szlam, którymi większość szlacheckich rodów wycierała sobie gęby. Problem, zdaniem Ramesesa, pojawiał się wtedy, kiedy takie słowa opuszczały usta ludzi, którzy ich na oczy nie widzieli i nie mają pojęcia, jak gnuśni mugole są w rzeczywistości.
Ciotka Zoraya była tak samo zajęta rozmową przy stole, co cała reszta towarzystwa, nie sądził więc, by uznała za stosowne tu przychodzić. Rameses i Nephthys byli co prawda kuzynostwem, w dodatku podzielonym ogromną różnicą wieku, ale oboje na wydaniu; gdyby się uparł, mógłby ją pojąć za żonę. Dlatego właśnie rozmowa w podobnych warunkach, mogłaby być źle postrzegana, ale przez wzgląd na ich znajomość i wzajemny szacunek nie widział powodu, by się tym w tej chwili przejmować. W razie potrzeby i tak wziąłby winę za całe zajście na siebie.
Jesteś młoda. Zdążysz — spojrzał na jej wyciągniętą rękę, a uśmiechnąwszy się półgębkiem, podał jej odlew, trochę jeszcze ociekający wodą. — Mam nadzieję, że nie zamierzasz mi wróżyć — rzekł szybko, choć wyraźnie żartobliwie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Patio i krużganki [odnośnik]12.03.18 13:56
Przez jej twarz nie przemknęło nic na kształt zdumienia jego słowami, choć te, odrobinę ją uderzyły. Miał większy wgląd w jej konflikt z siostrami, przez wzgląd na nieszczęsną klątwę, którą było mu dane z niej zdejmować. Nie sądziła jednak, że tak wnikliwie domyślił się prawdy. Jej siostry miały niezwykły talent do udawania, że problem nie istnieje; na przestrzeni lat zaczęła postępować w ten sam sposób, sądząc, że to jedyna droga do zachowania się, jak na szlachciankę i członkinię rodu Shafiq przystało. W ich dumnej postawie nie było miejsca na wewnętrzne konflikty, wszak musieli trzymać się razem w obliczu obcej dla nich kultury. Czy aby jednak na pewno? Nephthys nie odbierała Anglii jako tak obcej, jak być może mógł to robić Rameses. Urodziła się tutaj, a gdyby nie jej wyprawa sprzed kilku miesięcy, nie wiedziałaby nawet, o czym mówią starsi członkowie rodu, gdy wspominali o domu. A choć jej podróż sprawiła jej wiele przyjemności i w końcu pozwoliła na powrót do korzeni, nie byłaby pewna, czy na dłuższą metę dałaby sobie radę z pobytem w tamtych stronach, zakładając oczywiście, że nie byłoby przy niej bliskich jej osób i to nie tylko tych, z którymi łączyły ją więzy krwi.
- To bardzo osobista kwestia. Koniec końców jesteśmy przecież rodziną i nie przystoi żywić urazy - odparła w końcu, nie do końca wiedząc, dlaczego zdobyła się na równie zdawkową odpowiedź, skoro Rameses z pewnością wiedział, że właśnie obróciła kota ogonem. Być może towarzyszyło jej przekonanie, że jeśli powie to na głos, to słowa nabiorą mocy urzędowej? A może po prostu bała się, że gdy usłyszy sama siebie, dojdzie nagle do wniosku, że to istotnie bez sensu i że zmarnowała tyle lat na dławienie się niechęcią, która nie miała podstaw? Zbyt wiele niewiadomych; poczuła jednak, że temat niebezpiecznie wchodzi na jej osobę i zapragnęła go szybko zmienić. Nie lubiła odsłaniać swoich kart, nie przepadała za mówieniem o sobie. Choć miała świadomość, że przed nim może się przecież otworzyć, nie chciała tego. Przed nikim nie chciała się otwierać i rozważać, co ją gnębi. Za bardzo obawiała się, że jej słowa zostaną uznane za zamartwianie się o sprawy, które ostatecznie nie mają znaczenia.
- A to wielka szkoda. Przypuszczam, że łatwiej się żyje, kiedy w końcu zdobędzie się na wybaczenie - dodała jeszcze, szczerze, choć natychmiast pożałowała, że sama nie potrafi się zastosować do wypowiedzianych właśnie słów. Duma była zgubnym uczuciem, niejednokrotnie przydatnym, choć w większości przypadków wprowadzającym jedynie więcej zamętu niż korzyści.
Zdumiało ją to pytanie, po raz kolejny dzisiejszego wieczoru, choć asekuracyjnie przyglądając się leniwym spiralom dymu kadzideł, jej towarzysz rozmowy nie mógł tego dostrzec.
- Prawdę mówiąc, z niewieloma. Ciężko się jednak dziwić takim naukom, sądzę, że nasi rodzice i wychowawcy starają się nam wskazać pewną drogę, byśmy uniknęli błędów, które ktoś popełnił w przeszłości - rzekła ostrożnie, nie będąc pewną, w jaką stronę zmierza wypowiedź kuzyna. Stosunek Neph do mugoli pozostawał długo zupełnie ambiwalentny i zakładający, że tak długo, jak nie wchodzą jej w drogę, nie ma sensu zaprzątać sobie nimi głowy. Anomalie zmieniły jednak zupełnie wszystko, w tym również jej podejście. Przestali być dla niej zupełnie nieświadomymi istnienia wspanialszego niż ich własny świata, a stali się czymś gorszym: wciąż nieświadomym, ale zagrożeniem. To czyniło ich nieprzewidywalnymi, a podobne odczucie nie było pożądanym w jej przypadku.
- Być może gdybym była młodzieńcem, z pewnością bym zdążyła. Oboje jednak wiemy, że tak się nie stanie - odpowiedziała. Nie było w jej głosie wyrzutu czy smutku, stwierdzała po prostu obojgu dobrze im znany fakt, że jako pannie przyjdzie jej lada moment wyjść za mąż, a nie rozmyślać o kolejnych podróżach, bez względu na to, jak bardzo by tego pragnęła. Z drugiej jednak strony chciała sprostać narzuconym na nią obowiązkom, więc ostatecznie była zwyczajnie rozdarta i nie wyczekiwała przyszłości z niecierpliwością, nie będąc pewną, co może przynieść. Tym bardziej w obliczu świata magii, który wydawał się równie niestabilny i jedynie przynosił kolejne niepokoje.
Pochwyciła w palce odlew, który podał jej Rameses i uśmiechnęła się tajemniczo, gdy rzekł, że nie chce wróżb. Neph ta sztuka była obca, nie musiał się zatem obawiać. Choć jej konikiem była astronomia, nigdy nie interesowała ją przyszłość, która została zapisana w gwiazdach. Nie chciała psuć sobie przyjemności płynącej z życia na tym padole, wyprzedzając swoją wiedzą o tym, co dopiero ma nastąpić, teraźniejsze wydarzenia. Być może było to błędne podejście; być może dzięki temu udałoby jej się uniknąć wielu popełnionych błędów, złych decyzji. Lubiła jednak twierdzić, że nie ma złych decyzji, bo każda w końcu prowadzi do jakiejś nauki.
- Przeceniasz moje umiejętności. Ograniczam się do alchemii i na tym raczej poprzestanę - uśmiechnęła się, dodając żartobliwie. Obróciła w dłoni wosk, przyglądając mu się przez chwilę w zamyśleniu. Kształt przypominał jakiegoś groteskowego, postrzępionego motyla. - Skąd ta niechęć do wróżb? Czyżby nie interesowała cię przyszłość? - Zapytała po chwili, podnosząc na niego badawczy wzrok, wiedziona zwyczajną ciekawością. Czyżby właśnie trafiła na kogoś, kto podzielał jej poglądy?



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Patio i krużganki 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Patio i krużganki [odnośnik]14.03.18 13:47
Rameses być może pozornie sprawiał wrażenie osoby, której większość rzeczy, jeśli go bezpośrednio nie dotyczy, niezbyt interesuje. I w większości przypadków tak istotnie było; skoncentrowany na rodzinie, bo w ten sposób wychowany, nie mógł pewnych rzeczy przeoczyć, tym bardziej, gdy dotyczyły dalszych krewnych. Nie rozumiał do końca, skąd mogła się wziąć ta zimna wojna pomiędzy siostrami, bo sam nie doświadczył nigdy niczego podobnego. Z braćmi dogadywał się świetnie, a siostry ochroniłby własną piersią, gdyby zaszła taka potrzeba. Nie mieściło się więc w spektrum jego domniemywań, nie mógł znaleźć dla tego żadnego wytłumaczenia, czy usprawiedliwienia. Obserwował to wszystko z boku, dostrzegając fałsz w ich wyuczonej uprzejmości względem siebie w trakcie sabatów czy innych publicznych wyjść, choć dopiero teraz się nad tym pochylił na dłużej. I o ile z jedne strony rozumiał, że tego się od nich wymaga, nie rozumiał przyczyny tego, że muszą udawać coś, co powinno być naturalnym zachowaniem, wynikającym ze stopnia spokrewnienia. Z drugiej jednak strony przypomniał sobie ojca dziewczyny i zrozumienie przyszło samo. Chonsu nie był łatwym w kontaktach człowiekiem.
Mówisz tak, bo naprawdę tak sądzisz, czy dlatego, że masz przed sobą kuzyna? — Zapytał, wbijając w nią wzrok intensywnie, jakby chciał dopatrzyć się w jej twarzy reakcji przeczącej wypowiedzianym słowom. Rozbawienie chwilowo gdzieś się ulotniło, pozostawiając po sobie tylko skoncentrowanie na osobie Nephthys. Zdawał sobie sprawę, że drążenie tematu, gdy ktoś sobie tego ewidentnie nie życzy, nie byłoby dobrze postrzegane, ale nie było sensu się oszukiwać: cała ich rozmowa byłaby źle postrzegana. Jednocześnie męczył go jej oficjalny wbrew pozorom charakter.
Nikt nie zabrania wybaczać, jeśli się jest w stanie. Sęk w tym, żeby nigdy nie zapomnieć — odparł, choć kłóciło się to trochę z ideą wybaczania. Był pamiętliwy do bólu i potrafił bezbłędnie wypomnieć każdą krzywdę, która kiedykolwiek spotkała niekoniecznie jego, co właśnie Shafiqów. Przyzwyczajony, że mógł liczyć tylko na swoich w obcej i wrogiej Anglii, nie miał skrupułów przed tym, by dobitnie to podkreślać, jeśli zaszła taka potrzeba. Zwykle jednak hołdował regule: oko za oko, ząb za ząb, a gdyby go zostawić w spokoju, on również nie będzie wszczynać konfliktów, tylko żyć spokojnie własnym życiem. Wystarczy jednak nadepnąć mu na ogon, a rozpęta piekło, choćby miał sam na tym ucierpieć. Cenił dumę, ale wyżej w jego hierarchii znajdował się honor rodziny.
To złudne. Mogą pokazać drogę, ale unikanie błędów na podstawie doświadczenia innych, nie jest wiele warte. Dopóki sama się nie oparzysz, zawsze będziesz ciekawa, co się stanie, kiedy dotkniesz ognia. — Nie mógł zgodzić się z nią w tej kwestii, choć z pewnością miała jakiś idealistyczny rodzaj racji. Dla niego przynajmniej nigdy się to nie sprawdziło. Można było go ostrzegać do woli, podając za przykład dowolną osobę, ale nie zdawało się to na nic. Dopóty dopóki na własnej skórze się o czymś nie przekonał, nie wierzył. Dotyczyło to wielu aspektów jego życia i czasem budziło dezaprobatę, zwłaszcza ojca, kiedy zamiast wierzyć mu na słowo, o wszystkim musiał przekonać się empirycznie.
Przemilczał słowa o byciu młodzieńcem, wyczuwając, że to ciężki temat. Nie on ustalał, w jakim wieku dziewczęta wychodzą za mąż, biorąc za pewnik to, że jest to wiek optymalny. Egocentrycznie nigdy się nad tym nie pochylił na dłużej. Większość poddawała się temu bez szemrania, z biegiem lat niektóre z arystokratek zaczęły się przeciwko temu buntować, zwłaszcza tu w Anglii. W Egipcie nawet takie dywagacje nie miałyby miejsca, ale zdawał sobie sprawę, że brytyjscy czarodzieje są pod pewnymi względami dużo bardziej liberalni, niż oni. Z upływem czasu przestało mu to tak przeszkadzać, ale dostrzegał kontrast. U Nephthys nie wyczuł jednak tego buntu; to dobrze o niej świadczyło. Spojrzał na nią z uwagą, kiedy obracała między palcami kształt z wosku. W półmroku, rozświetlanym płomieniami, zacierały się różnice pomiędzy nią, a Safiyą. Przez chwilę doznał nawet wrażenia, że to naprawdę ona. Chwilowo wytrącony z równowagi, przymknął oczy i przekrzywił głowę w lewo i prawo. Coś nieprzyjemnie chrupnęło mu karku.
Sporo o nich słyszałem — wtrącił szybko, znowu na nią spoglądając. Był łamaczem klątw; siłą rzeczy interesował go rynek alchemików, tym bardziej tych w jego najbliższym otoczeniu. Wrócił jego spokój ducha. To nie jest Safiya. Odchylił się swobodnie do tyłu i podparł na wyprostowanej ręce.
Przyszłość? — Roześmiał się, kręcąc nieznacznie głową. — Tylko teraźniejszość ma jakiekolwiek znaczenie, chyba że ma się dzieci. Poza tym wiara w przepowiednie jest jak dla mnie zbyt wygodnicka. Zawsze można zwalić winę za wszystko na to, że to los tak chciał. To pozbawia kontroli — stwierdził, po czym natychmiast spoważniał. Przez krótką chwilę przewiercał ją jeszcze spojrzeniem, bez względu na to, czy je odwzajemniała. W końcu jakby wybudził się z dziwnego letargu, który spadł na niego nieoczekiwanie. Wyprostował się i strzepnął dłonie z pyłu. Wiedział, że czas się kończy i ktoś w końcu przyjdzie jej szukać, zastanawiając się, gdzie też mogła tak nagle przepaść.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Patio i krużganki [odnośnik]17.03.18 9:26
Nephthys wcale nie uważała go za kogoś, kogo niewiele obchodzi, być może właśnie dlatego, że wśród krewnych zwykle zachowywał się zgoła inaczej. Jakoś nie przyszło jej do głowy w tej chwili, że być może, podobnie jak ona, ale i wielu innych ludzi, posiadał maski, które przybierał w zależności od tego, gdzie akurat się znajdował. Nie sądziła bynajmniej, że takie działanie zakrawa na dwulicowość, w jej odczuciu było raczej naturalne. Rozmowy czy kontakty z innymi czarodziejami były w ogromnej mierze uzależnione od tego, z kim akurat miało się do czynienia i tylko głupiec by to negował. Nie przy każdym można było się zachowywać w ten sam sposób. Być może gdyby nie była arystokratką, nie miałaby podobnych dylematów, ale gdy ciążył na niej obowiązek odpowiedniej prezencji i zachowania adekwatnego do sytuacji, nie mogła pozwolić sobie na popełnianie dziwnych i bezmyślnych błędów.
Nic nie odpowiedziała na pytanie, które Rameses postawił, a które zawisło w powietrzu pomiędzy ich spojrzeniami. Uśmiechnęła się jedynie enigmatycznie, jakby sugerując, że odpowiedź nie jest tak oczywista, jak mogłoby się wydawać. To nie tak, że nie życzyła sobie drążyć tego tematu, bądź miała mu za złe jego poruszenie. Rozumiała, że jej kontakty z siostrami mogą wzbudzać, zwłaszcza u kogoś tak oddanemu rodzinie, pewną konsternację. Nie była tak naiwna, by sądzić, że ktoś w końcu nie zauważy, ile fałszu było w ich uśmiechach, gdy przebywały na salonach czy w szerszym gronie, nawet jeżeli starały się, jak mogły, by to zatuszować.
- Choć się z tobą zgadzam, wiem też, że to nie jest zdrowe podejście. Taka pamiętliwość zatruwa życie - przerwała w końcu swoje milczenie i podniosła na niego uważny wzrok. Mógł zauważyć, że znowu obróciła kota ogonem i w zasadzie nie podała żadnej konkretnej informacji. Było to o tyle paradoksalne, że sama preferowała konkrety. Druga część jej wypowiedzi zabrzmiała trochę dwuznacznie, a choć nie miała pojęcia o trawiących jego trzewia wyrzutach sumienia, dotyczących śmierci żony, brzmiało, jakby trafiła w punkt.
Nephthys pamiętała wieści o śmierci Safiyi jak przez mgłę. Była wtedy raptem dziesięcioletnią dziewczynką, która, choć nigdy nie należała do bujających w obłokach trzpiotek, miała wówczas swój własny świat fascynacji alchemią. Był to chyba pierwszy raz, gdy było jej dane stanąć przed straszną prawdą: śmierć jest ostateczna. Jak to dziecko, przez bardzo krótką chwilę dała się porwać absurdalnemu poglądowi, że to kuzyn przeklął swoją żonę. Dorastanie zweryfikowało jednak ten osąd, choć nie do końca. Nie wiedziała, co ma o tym sądzić. Nie widząc go przez wiele lat, nie miała zbyt wielu okazji, by się nad tym zastanowić. Ich późniejsze spotkanie w mało przyjemnych okolicznościach również nie dało jej takiej szansy. Zbyt dławiła ją wtedy złość na siostry, by przemyśleć to raz jeszcze. I dopiero teraz, siedząc przecież tak niedaleko niego i przyglądając mu się, przypomniała sobie, jak bardzo to wszystko było przed dziesięcioma laty zawiłe. A może to jej dziecięcy umysł, w poszukiwaniu sensacji, sam sobie to skomplikował?
- To chyba trochę zależne od usposobienia człowieka. Niektórym wystarczy powiedzieć, by czegoś nie robili i tego nie robią. Inni, jeśli nie przekonają się empirycznie, nie uwierzą - zastanowiła się na głos. Neph stanowiła połączenie tych dwóch podejść, dopasowując je do sytuacji. Nie podjęłaby świadomie dużego ryzyka tylko po to, by przekonać się na własnej skórze o konsekwencjach. Czasem jednak wiara na słowo istotnie nie była wystarczającą, tym bardziej odkąd dotarło do niej, jaką to daje władzę mówiącemu.
Sporo o nich słyszałem. Jakoś mile ją połechtały te słowa, choć jakaś zuchwała część jej osobowości pragnęła zapytać, czy słyszał rzeczy dobre, czy złe. Spojrzała mu w oczy, jakby to tam chciała odnaleźć odpowiedź. Były takie ciemne, w półmroku sprawiały wrażenie, że tęczówka i źrenica stopiły się w jedno. Nieświadoma sprzecznych emocji, które wywoływał w kuzynie jej widok, opuściła skromnie wzrok na trzymaną figurkę z wosku i zaczęła w zamyśleniu skubać jej postrzępiony brzeg.
- A myślisz, że mamy jakąś kontrolę? - Zapytała po chwili. Nie było jej jednak dane usłyszeć odpowiedzi na to pytanie, bo na krużgankach dostrzegła Zorayę. Mina Neph szybko zrzedła, choć zamiast wykrzywić się, czy dać wyraz jakiejkolwiek emocji, pozostała po prostu beznamiętna. Jako że z kolei wyraz twarzy ciotki nie pozostawiał złudzeń odnośnie do tego, co sądzi na temat zachowania Neph, nie musiała nawet nic mówić, by dziewczyna wiedziała, że czas na rozmowę dobiegł końca.
- Wygląda na to, że to koniec przyjęcia - powiedziała cicho, unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu. Wstała z poduszek, uważając na szatę. - Dziękuję za pouczającą rozmowę, kuzynie. Pokój z tobą - dodała oficjalnie, boleśnie świadoma oceniającego spojrzenia Zorayi, która zapewne analizowała każde jej słowo, doszukując się w jej postawie czegokolwiek, co pozwoli się jej do czegoś później przyczepić. Już i tak będzie ją czekała nagana za sam fakt zaistnienia takiej rozmowy; trudno jednak. Nie żałowała, że się odbyła. Pozdrowiwszy Ramesesa, niespiesznie ruszyła w stronę ciotki, zastanawiając się, czy ta wytknie jej karygodne zachowanie już teraz, czy jednak trochę się wstrzyma. Wyglądało jednak na to, że miała dzisiaj wyjątkowo dobry humor, bo nie powiedziała nic. Dopiero gdy Neph znalazła się w swoich komnatach, przypomniała sobie, że dalej ściska w ręku odlew z wosku. Odłożyła go na półkę, uśmiechając się pod nosem.
    | z/t



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Patio i krużganki 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Patio i krużganki [odnośnik]17.03.18 20:53
Nie do końca wiedział, jak ma odczytać ten niejednoznaczny uśmiech, ale było w nim coś zaraźliwego, więc sam się w końcu roześmiał, odwzajemniając spojrzenie, by za chwilę je odwrócić, kręcąc lekko głową z niedowierzaniem. Odczytał to jako wyraźny sygnał, że ma sobie na to pytanie odpowiedzieć sam. Jej bezpośrednie zachowanie było czymś, do czego nie przywykł, jej bezpośredniość była inna niż jego, bardziej wyrafinowana. Jakby doskonale wiedziała, na co może sobie w tej chwili pozwolić. Niezwykła umiejętność jak na tak młodą dziewczynę.
Choć słowa o zatruwaniu go poruszyły, jego spokój wydawał się niezmącony. Na twarzy wciąż pysznił się krzywy uśmiech, ale oczy utkwione były poza zasięgiem dziewczyny, bo obawiał się, że odczyta w nich jak w otwartej księdze, jak wielką ma rację. Zatruwa. Jego zatruła całego. Ostatnie miesiące przyniosły mu inne zmartwienia, ale świadomość posiadania na rękach krwi, drogocennej dla niego krwi, bo należącej do drogocenniejszej niż wszystko inne osoby, pozostawała niezmienna. Może było trochę lepiej niż tuż po śmierci Safiyi, ale każde dostrzeżenie u kogoś detalu przypominającego mu o niej, było jak ukłucie długiej szpili, prosto w jego bok. Rana zbyt lekka, by zabić, ale na tyle ciężka, by uniemożliwić funkcjonowanie. Nic nie mogło umniejszyć winy, ciążącej mu jak kamień przywiązany do kostki, który ciągnął go na dno. Był przy tym zbyt zdeterminowany, żeby całkowicie się załamać. Tkwił zatem w zawieszeniu pomiędzy posiadaniem kontroli, a jej całkowitym brakiem.
Każdy czymś się truje. Miejmy chociaż wybór, czym... — Dla rozładowania atmosfery postanowił, podobnie jak Nephthys, trochę zbić powagę tematu. Właściwie nie miałby nic przeciwko pociągnięciu tego dalej, ale nie było na to czasu i niestety dobrze o tym wiedział. Nie mógł jej w nieskończoność zatrzymywać; już i tak byli tu zbyt długo, by mogło to przejść niezauważone. — Wolałbym jednak nie dyskutować z alchemikiem o truciznach, nie ośmieszać się. — dodał po chwili, już zdecydowanie w żartobliwym tonie. Faktem było, że całe życie z alchemią było mu nie po drodze. Cierpliwość, którą wykazywał się przy runach, nigdy nie przekładała się na nudną dla niego sztukę warzenia eliksirów. Nie lekceważył może tej dziedziny, ale zupełnie nie potrafił w niej odnaleźć. Być może dlatego miał wśród swoich znajomych wielu alchemików, tak jakby chcąc upewnić się, że nigdy nie stanie przed koniecznością uwarzenia czegoś samodzielnie. Obstawiał, że skończyłoby się to katastrofą. Z runami wszystko było prostsze. Spoglądał na nie i mógł odczytać lub nie, wtedy zasięgał źródeł. Z eliksirami? Nawet postępując według instrukcji, coś może pójść nie tak. Kluczowa była precyzja, a do tej Rameses nie miał cierpliwości.
Oczywiście. Wciąż jednak uznaję wyższość przekonywania się na własnej skórze, ponad cudze doświadczenia. Kiedy we Francji mówili mi, żebym nie dosiadał skrzydlatego konia, bo są na to zbyt dzikie, za każdym razem, gdy oglądałem jakikolwiek wyścig, zastanawiałem się tylko nad tym, czy na pewno próbowali każdego sposobu. A może po prostu ci, którzy próbowali, nie mieli odpowiedniego podejścia? Konie też mają różne usposobienia, może nie trafili na ugodową sztukę? — Urwał na chwilę, spoglądając, co Nephthys robi z tym nieszczęsnym woskiem, który z jakiegoś powodu stał się nagle bardzo ważny, choć tak naprawdę nie miał żadnego znaczenia. Shafiq po prostu lubił mieć czymś zajęte ręce, to mu się pozwalało skupić. Obecnie, skoro odlew oddał Neph, to na niej skupiał całą uwagę, czego wolał wcześniej uniknąć. Uporczywe wspomnienia zalewały jego umysł, a on poczuł się, jakby znajdował się na tonącym okręcie i jedynym, co miał do dyspozycji, by pozbyć się zalewającej go wody, był naparstek. Był jednak uparty i skupił się na opowiadanej historii. — Wsiadłem, spadłem... Siniaki były cenniejsze niż słowa wszystkich znajomych razem wziętych. No i mam anegdotę do opowiadania — stwierdził jeszcze, kończąc już przydługi wywód, który jednoznacznie klasyfikował go jako drugi typ ludzi wspomnianych przez Neph.
Urzekło go to pytanie o kontrolę, bo sam dużo nad tym rozmyślał. O naturze jej posiadania i czy w ogóle istnieje. A może to jedynie sztuczny konstrukt, który sobie stworzyli, mając potrzebę władzy nad czymkolwiek, choćby własnym życiem? Myślenie o tym, że się ją ma, choćby w takim zakresie, było pocieszające. W praktyce jednak często wychodziło, że to tylko oszustwo. Kłamanie samemu sobie, choć przynajmniej nie w żywe oczy.
Odwrócił się przez ramię, czując obcy wzrok na swoich plecach. Dostrzegając ciotkę, a jego kuzynkę, uśmiechnął się jedynie, by zaraz wrócić spojrzeniem do rozmówczyni. Żałował, że nie było im dane rozmawiać dłużej, choć nawet nie przypuszczał, że odnajdzie tak błyskotliwą partnerkę do rozmowy w osobie równie młodej. Wstał również, jak nakazywały dobre maniery i skłonił się lekko w stronę Nephthys.
I z tobą. Życzę dobrej nocy — odparł krótko. Odprowadził ją wzrokiem, gdy znikała w przepastnych czeluściach rezydencji. Zoraya natomiast obrzuciła go badawczym spojrzeniem. Zdziwił się, że nie dostrzegł w nim nagany. Zawsze miał wrażenie, że brak własnego potomstwa postanowiła sobie wynagrodzić wychowaniem córek Chonsu. Dotychczas sądził, że jej się ta sztuka nie do końca udała; po dzisiejszym wieczorze musiał zmienić zdanie, nie wiedział tylko, ile faktycznie było w tym Zorayi zasługi. Krótko po odejściu Nephthys, Rameses wrócił do jadalni, by tam kontynuować przyjęcie już w towarzystwie samych męskich członków rodu. Nie brał jednak czynnego udziału w dyskusji, bawiąc się suszonym daktylem, zamiast go zjeść; po głowie wciąż tłukło mu się to jedno, krótkie pytanie. Mamy jakąś kontrolę?

    | z/t
Gość
Anonymous
Gość
Re: Patio i krużganki [odnośnik]05.07.21 10:31
26.11

A żeby to wszystko szlag jasny trafił. Jakby nie było wystarczającym, że pojedynek z bandą zdrajców przeciągał się w nieskończoność i zaowocował licznymi obrażeniami; kiedy wróciła do domu i pozwoliła sobie na zasłużony odpoczynek, w środku nocy zbudziło ją uporczywe swędzenie prawej stopy. Z początku myślała, że podczas wyprawy w teren pogryzły ją komary lub muchy, w jaskiniach zamieszkiwanych przez mugoli wszystko było możliwe. Objawy jednak nasiliły się, nad ranem podniosła się z łóżka cała spocona i w wysokiej gorączce. Auxilik pomógł zbić temperaturę, wciąż jednak pozostawała kwestia obolałej nogi. W wannie obejrzała ją dokładnie i do teraz wspominała stres, strach i obrzydzenie, jakie w tamtym momencie poczuła.
Jej prawa stopa cała nabrzmiała, stała się połyskująco czerwona, między palcami pojawiły się brzydkie, piekące owrzodzenia sączące ropą. Próbowała wszystkiego, znanych sobie zaklęć i maści, ale miała wrażenie że każda warstwa nakładanych eliksirów czyni stopę jeszcze brzydszą. Owrzodzenia zaczęły czernieć i pokrywać się rozpływną martwicą, zszarzały też paznokcie i wszystko wskazywało na to, że jej stopa gnije.
W pierwszym odruchu chciała udać się do Cassandry, powstrzymał ją jednak wstyd i świadomość, że wszystkie dolegliwości zaczęły się od dnia pojedynku w Kent. Przeanalizowała dokładnie, co wydarzyło się w trakcie walki i doszła do wniosku, że obrażenia mogą mieć coś wspólnego z ruchomymi piaskami, które wciągnęły ją aż po pas. Zerwane ścięgno było dawno zaleczone, to niemożliwe, aby uszkodziło naczynia na tyle, by wywołać martwicę. Na zaklęciach pustynnych mógł znać się Shafiq, mgliście kojarzyła też, że zajmował się zatruciami w szpitalu - świadomość tego, że będzie musiała pokazać Rycerzowi tę paskudną ranę była obrzydliwa, ale zdecydowała się wznieść ponad błahy wstyd dla własnego dobra. Niedawno odzyskała przedramię, nie miała zamiaru teraz stracić stopy! Ufała zresztą, że jak na uzdrowiciela przystało, Zachary widział niejedno w trakcie pracy i podchodził do leczenia profesjonalnie. Zachowując tajemnicę medyczną, bo ostatnie, czego by sobie życzyła, to rozejście się tej plotki wśród towarzyszy.
Pałac rodowy Shafiqów na wyspie Man był wspaniały i zupełnie niepodobny do zamków, które widywała do tej pory. Kuśtykając na jedną nogę, zaczerwieniona i zdenerwowana, Elvira nie miała jednak sił, aby cokolwiek podziwiać. Stanęła pod bramą, czekając na służbę, która zabierze ją do miejsca wybranego przez Zachary'ego, a gdy tam wreszcie dotarła, opadła na najbliższą ławkę, zsuwając z ramion czarny płaszcz. Jak tu jest cholernie gorąco.
[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Rycerze Walpurgii
Rycerze Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Patio i krużganki [odnośnik]15.08.21 1:29
Skryty w głębokim fotelu za biurkiem objętego w zeszłym miesiącu, głównego – skądinąd reprezentacyjnego i należącego tradycyjnie do głowy rodu – gabinetu, nie miał najmniejszego pojęcia o tym, że do bram zamorskiej posiadłości Shafiqów na Wyspie Man zmierzał kolejny gość. Dzień wolny od dyżuru w szpitalu, z obowiązkami powierzonymi odpowiednim osobom, Zachary spędzał na pogłębianiu wiedzy. Już z samego rana, dzierżąc w dłoni ulubiony atlas anatomiczny, wręczył listę ksiąg oraz zwojów, które kazał przenieść do swojego gabinetu. Zdążył nawyknąć do tego, że przestronna komnata, a w zasadzie cała posiadłość należała do niego. Myśl ta towarzyszyła mu niemal za każdym razem, kiedy przekraczał podwójne wrota i spoglądał na fotel za ogromnym biurkiem. Zasiadł za nim z nieukrywaną satysfakcją, dumą, że ojciec objął władzę nad rodę, a jej kawałek ofiarował najmłodszemu synowi. Wyróżnienie, na które nie był gotów, a które przyjął pokornie dokładnie tak, jak tego od niego oczekiwano.
Chwile poświęcone na studiowanie najprostszych tajemnic ekonomii musiały jednak minąć. Ciche pukanie do drzwi przerwało precyzyjny ciąg myśli, którym Zachary Shafiq podążał od przeszło trzech godzin, strona po stronie przeglądając główną księgę Wyspy Man. Na oddzielnych kartach pergaminu notował wszelkie wpływy do skarbca, wydatki, obrót lokalnym majątkiem oraz ruchomościami posiadającymi szczególną wartość. I z każdą kolejną próbą coraz lepiej orientował się w tym wszystkim, wszak poświęcał temu każdą wolną chwilę, którą mógł ofiarować dbaniu o ród. Spojrzenie posyłane przez sługę stojącego w drzwiach oderwało Zachary'ego od zajęcia. Wieści o przybyciu gościa zaskoczyły go, lecz tym razem nie był to ani środek nocy, ani nagłe wyrwanie go ze snu. Wystarczyło, że zgarnął różdżkę z blatu i spokojnym, wyważonym krokiem opuścił gabinet. Myśli gładko oderwały się od zajęć rachunkami; skupiły na tym, któż taki zechciał go odwiedzić i dlaczego nie został zaprowadzony tutaj, choć na to była jedna odpowiedź.
Zejście na parter posiadłości nie zajęło dużo czasu. Gdziekolwiek gość czekał, Zachary został tam zaprowadzony, dość osobliwie w ogólnym rozrachunku spoglądając na Elvirę Multon. Przez dłuższą chwilę w milczeniu obserwował siedzącą czarownicę. Doszukiwał się powodu, dla którego mogła zjawić się tutaj, wiedząc, że był na miejscu, lecz nie był w stanie wywnioskować niczego, co mogłoby dać jakąkolwiek wskazówkę.
Multon, jak mogę pomóc? — Zapytał wreszcie, przerywając ciszę, obdarzając czarownicę intensywnym spojrzeniem pełnym uwagi. Jeśli czegokolwiek mógłby się dowiedzieć, to właśnie teraz.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Patio i krużganki MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Patio i krużganki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach