Wydarzenia


Ekipa forum
salon
AutorWiadomość
salon [odnośnik]10.06.18 0:16
First topic message reminder :

Salon

To najjaśniejsza oraz najbardziej zadbana część domostwa, z dumą prezentowana przez Elaine. Wyłożone kremową boazerią ściany nadają przestrzeni wielkości, choć każda jedna ściana pokryta jest różnymi pamiątkami - obrazami utalentowanej cioci Ness, talerzami otrzymanymi na wszystkie rocznice ślubu czy wreszcie rękodziełami każdego członka rodziny, z czasów dzieciństwa. Ponad zabudowanym kominkiem ułożone są fotografie wszystkich krewnych - raczej w wieku dziecięcym i zwykle wstydliwe, żeby mieć temat do rozmów przy rodzinnym stole. Na podrapanej przez dzieci podłodze wyłożony jest wysłużony dywan skrywający wszelkie plamy. Całą resztę przestrzeni stanowi niewielki stolik kawowy pełen gazet oraz czasopism, a także fotele lub zwykłe krzesła. Okna, przez które wpada dużo światła, ukazują część pobliskiego lasu, a także jezioro znajdujące się na tyłach chatki.


[bylobrzydkobedzieladnie]



Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.


Ostatnio zmieniony przez Ria Weasley dnia 23.06.18 21:49, w całości zmieniany 1 raz
Ria Macmillan
Ria Macmillan
Zawód : ścigająca Harpii z Holyhead
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
be brave
especially when you're scared
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6105-ria-weasley https://www.morsmordre.net/t6110-rudy-rydz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6112-skrytka-nr-1520 https://www.morsmordre.net/t6111-ria-weasley

Re: salon [odnośnik]06.08.22 22:50
- Tak… - ściszyła nieco głos, nie wiedząc w pierwszej chwili, czy to jednak pretensja, czy coś innego, ale domyśliła się, że to na pewno nie i Neala po prostu była zdziwiona, a nie zła na nią. Bo przecież dlaczego miałaby być zła? – Teraz spędzamy czas w Dolinie, ale kto wie, gdzie będziemy niebawem. – Nie miała nawet pojęcia, czemu akurat właśnie o to chodziło, ale chyba musiała rozważać że nie zostaną tam na zawsze. Ten dom ściągał zbyt wiele problemów na nich wszystkich.
- W takim razie to dobrze, ale mam nadzieję, że nie martwisz się aż tak, że zakłóca ci to życie? W takiej chwili mam nadzieję, że po prostu nie martwisz się aż tak. – Nie chciała, aby Neala tak jak ona traciła sen bo się martwiła, albo nie jadła bo się martwiła. Nie chciałaby, aby Neala przechodziła przez takie problemy i po prostu aby mogła odnaleźć jakiś spokój. Bo działała wiele, tylko ważne było, aby jednak odpoczywała, bo bez tego nie będzie w stanie działać.
- No, że dużo robisz. Bo i koce rozwozisz, no i potem siedzisz nad ludźmi i starasz się aby ugotować wszystko dla innych, więc chyba rozumiesz, że między tym, to ciężko uczyć się co konkretnie ma oznaczać herbata? Czy się mylę? – Nie chciała sugerować, że Neala nie jest wychowana, tylko że skoro nie wie takich kwestii o herbatach to chyba właśnie z winy takiego zapracowania. – Nie, że jesteś przez kogoś zajęta, tylko że zadaniowo jesteś zajęta. Myślisz, że to właśnie to, czy może jednak nie mam racji? – No bo gdyby Neala miała naukę, to chyba miałaby tę naukę już wcześniej? W końcu zaraz miała kończyć siedemnaście lat, to chyba uczyliby ją już wcześniej.
- Czemu bijesz się z moim bratem? To dziwne… - Uniosła brwi, nie rozumiejąc co to miało znaczyć, zwłaszcza, że dziewczyny się przecież od tak bić nie chodziły. Nie rozumiała ani żartu ani tego, że Neala bić się szła z Jamesem, bo przecież to nie miało trochę sensu, a w sumie dla Sheili to absolutnie nie miało sensu. Kiedy Sheila kłóciła się pomiędzy chłopcami to Neala biła się z Jamesem? I czemu James chciał się bić? Czy musiała teraz porozmawiać z bratem o co chodziło, że się bili? – Wiesz, kłócił się ze swoją żoną którą próbowałam pocieszyć. Nie wiem co by mu się przydało, ale raczej nie bójka z kimkolwiek, zwłaszcza z dziewczyną. – I jeszcze pokazywał jej jak się bije? Oh babciu, co tu się stało…
- Mnie nigdy nie uczył bić. I czuję się dziwnie kiedy uczy ciebie. I że go bijesz. To jest dziwne, trochę jakby traktował cię lepiej niż mnie bo pokazuje ci rzeczy. To nie jest miłe. – Zmarszczyła brwi. Ona nigdy nic nie mogła, bo przecież była młodszą siostrą, ale Neala mogła go prać po twarzy i nawet pokazywał jej jak to się robi. Mocno zmarszczyła brwi, w wielkiej niechęci do tego, co właśnie usłyszała. Wcale jej się miło na to nie zrobiło, że nagle Neala ma jakieś lepsze chody u Jamesa.
- James ma żonę, nie powinnaś od tak biegać aby go bić albo bywać z nim sam na sam gdy się kłócą, bo to dziwne. Jakbyś się pokłóciła z kuzynem a ja bym go poszła pocieszać to też chyba to niezbyt dobrze było widziane. – Chyba po tych rewelacjach nie zdziwiłaby się, gdyby nagle wyszły jeszcze jakieś dziwne akcje o których nie wiedziała.
- No Marcel pracuje i mieszka w cyrku, więc nie ma gdzie indziej do mieszkania. – Nie wiedziała? Wydawało się, że przecież to było dość wiadome, ale może nigdy się na tym nie skupiali? Ale jak pracował na Arenie, to gdzie miałby mieszkać?
- Zawsze jak zarabiamy to wszystko idzie na jedzenie i jakiekolwiek potrzebne rzeczy. W końcu nie mamy już nikogo, kto mógłby się nami zaopiekować, więc musimy robić to sami, a jest nas czwórka, a nie wszyscy pracują, więc to też jest problem. – W końcu ona mogła szyć, ale czasem bywały dni, kiedy nie mogli spędzać czasu na pracy bo coś stało się w domu albo trzeba było zająć się czymś od razu. Nawet mimo stałej pracy Jamesa to nie znaczyło, że opływali w luksusy. – Nie wiem czy i kiedy James się dowie, bo ostatnio mijamy się i praktycznie się nie widujemy w domu, bo od świtu do nocy pracuje tutaj. – Mijali się ostatnio, tak jakby stawali się sobie trochę obcy. Miała jednak nadzieję, że nie jest to ten przypadek i że brat jednak o niej pamiętał.
- Ale porozmawiam z nim jak mi się uda i posłucham, co o tym myśli. – Ciekawa była, co powie. W końcu mimo wszystko nie konsultowała tego z nim, ale James ostatnimi czasy wydawał się zwracać uwagę głównie na ich przetrwanie, wiedziała to po tym jak zapowiadał że odda psa.
- No nie że odlubię, ale ja tu wyznaję uczucia a ktoś mi mówi „no w sumie to nie”? To by było bardzo smutne i wolałabym się tym nie zanudzać, a tak to możesz po prostu spędzać czas z kimś i nie ma gorszych relacji. – No bo co by było jakby jednak się nie udało? Na pewno wszystkim by było przykro i ciężko by było to wytłumaczyć.
- Magipolicja złapała Jamesa, Thomasa i Marcela na jarmarku i zgarnęli ich do więzienia. I właśnie po tym Marcelowi tę rękę ucięli. I że ja tam też byłam, ale zdążyłam uciec, to się bałam czy mnie też nie będą chcieli zaaresztować. Ale z Eve uciekłyśmy. - Nie chciała mówić o tym zbyt wiele, bo wciąż czuła nie dość, że palący wstyd, to jeszcze i ból.
- Nie, chyba nie, ale nie wiem, myślę że po prostu za dużo wypił. – Innego wytłumaczenia nie widziała, absolutnie nie wierząc w jakąkolwiek winę Marcela w tym względzie.
- Ale to jak chcesz mieć problemy to nie potrzebne ci do tego problemy z uczuciem. Życie jeszcze sprawi więcej problemów, a ty nie masz co sobie wyobrażać problemów na zapas. Będziesz marnować życie na to, żeby specjalnie sobie ból zadawać a to nie ma sensu. Jak coś ci nie pozwala być z kimś razem to rezygnujesz, a skoro nie chcesz się zakochiwać to nie powinien być problem. – Chyba, że postanowienie Neali już dłużej nie było dalej w mocy.


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: salon [odnośnik]07.08.22 2:17
- To wspaniała wiadomość, Paprotko! - ucieszyłam się aż podnosząc się z siedzenia. A właściwie, to zrywając się z niego pełna niepohamowanej radości. - Sen z powiek zabierała mi myśl, że nadal jesteście w Londynie. - zbliżyłam się do niej łapiąc jej dłonie w moje obie. Zaciskając je z mocą i przejęciem. - Dusza moja odetchnęła z ulgą na wiadomość, że nie jesteście w tym mieście. - puściłam ją i przyciągnęłam do siebie zaraz wracając na swoje miejsce.
- Oh, me życie całe składa się ze zmartwień, uniesień i ciągot. - wypowiedziałam śpiewnie, teatralnie, przyciskając rękę do piersi a nogi wyrzucając przed siebie, głowę opierając o koniec krzesła na chwilę spoglądając w niebo. Jeszcze dramatycznie drugą z dłoni dołożyłam do czoła. Było w tym wiele prawdy. Ale Sheila zdawała się bardziej przejmować moim przejmowaniem niż ja. Zaprosiłam ją, żeby odetchnęła ale na razie chyba średnio mi to szło. Wysłuchałam tych słów o tym zajęciu moim marszcząc lekko brwi. Wzruszyłam lekko ramionami. Poczułam się trochę jak ten głupek. Powinnam wiedzieć jednak, że herbata to nie jest tylko herbata ale też zamiar. Ale gdybym tak na nią patrzyła i każdy tak o niej myślał to jaki zamiar przyniosłam Jamesowi kiedy przyszedł o pracę zapytać?
- A bo ja wiem. - przyznałam w końcu marszcząc wyraziście brwi swoje. - To inny świat jest, niż nasz. - bo przecież nasz był inny prawda? Ale zmarszczyłam mocniej brwi. A może tylko on mój był. Do tego Sheilii, cygańskiego, osoby takie jak ja nie miały chyba wstępu. - W sensie mnie wychował głównie brat i wujostwo. A oni nigdy nie przykładali jakiejś wielkiej wagi do etykiety. Wiem co i jak oględnie i jak się zachować. Ale nie zmienię zdania. Herbata jest herbatą. Koniec kropka. - orzekłam w końcu potakując krótko głową i prostując zmarszczone brwi, by zaraz wziąć i się do niej uśmiechnąć. Nie będę jakoś sztucznie herbaty pompować. Zresztą ostatecznie nie chodziło o samą herbatę przecież. Temat zmienił się na sylwestra. Ale usłyszeć że zachowałam się dziwnie nie spodziewałam się trochę nawet. Spojrzałam na nią zdziwiona odrobinę. Zmarszczyłam brwi trochę. Przecież powiedziałam dokładnie czemu się z nim biłam. Podciągnęłam nogi na krzesło wydymając usta. - Bo chciał? - zapytałam niepewnie. Poszłam za chwilą. Alkohol trochę pomógł, bo może gdyby nie on, zostałabym rzucając że to żart. Ale to określenie że dziwne to było. Wypuściłam powietrze z ust puszczając luźno głowę na bok żeby spojrzeć na nią. - Kto określa co normalne a co dziwne i czemu powinniśmy się poddawać temu, co sądzi świat? - zapytałam. Byłam dziwna. Moje zachowania dziwne były też. Zdawałam sobie z tego sprawę od lat. Myślałam, że Sheila też to wie. Ale coś zdawało się nie tak, atmosfera zmieniła się w kolejne słowa sprawiły że uniosłam jednak głowę nie odejmując od niej wzroku. Nabrałam powietrza w usta. Kłócił się z nią? Zmarszczyłam brwi. Nie pamiętałam o co była afera. Ostatnie moje Jamesa z żoną to było chyba jak z nią tańczył na parkiecie. Nie wyglądali na kłócących się. Otworzyłam usta chcąc coś powiedzieć, ale nie zdążyłam kiedy padły kolejne słowa. Poczułam jak czerwień wchodzi mi na szyję. Zdawała się chyba zła, za to, że chciałam pomóc jej bratu? Zmarszczyłam brwi zamykając usta. Unosząc rękę, żeby podrapać się po policzku. Ta powędrował wyżej, przesuwając po wstążce ostatecznie przeciągając po włosach. - N-nie wiedziałam. Że się kłócił. - przyznałam w końcu, ale to przecież nie winą było moją. Przecież jej powodem nie byłam ja. No ale też ja nie wiedziałam, co by mu się przydało dokładnie. Nie znałam go tak jak Sheila. - Ja… - zacięłam się szukając słów. Już mając zapytać, czy na mnie jest zła, ale ona mówiła dalej. A kolejne słowa sprawiły że otwierałam usta i zamykałam na przemian. Musiałam wyglądać jak karp na wigilijne święta. Kompletnie odcięta. - Przecież… -  chciałam stanąć w obronie ale nie wiem czy swojej, czy Jamesa czy tego traktowania. Pogubiłam się całkiem. Kompletnie. - Co w tym złego, że mi powiedział co robić i jak? Brendan codziennie uczył kogoś bicia. A mnie nigdy nie pokazał jak. - nie rozumiałam. Zmarszczyłam brwi, może naprawdę byłam dziwna. - Chciałaś żeby nauczył cię jak się bić? Ja nigdy nie chciałam. Tam tak wyszło po prostu. - czułam się jakbym zrobiła coś złego kiedy chciałam dobrze, jednocześnie nie wiedząc dlaczego. - Nie traktuje mnie lepiej, co ty… Przecież to o ciebie się martwi. Jesteś jego siostrą Sheila, nie ma dla niego nikogo ważniejszego. - wiedziałam, że dla Brendana najważniejsza byłam ja. Pamiętałam dokładnie ten dzień na Chancery Lane, te słowa, które boleśnie wyryły mi się w głowie. Przymknęłam oczy. Jesteśmy już tylko my dwoje. A wkrótce będziesz ty sama. Zginę, Neala. To się stało dziś, tej nocy. I im dłużej go nie było, tym bardziej zdawało się ponurą przepowiednią. Dziś w nocy, dziś w nocy, obijało mi się w głowie każdego dnia. Ale wiedziałam - co do jednego miałam pewność. Nikt nie był dla niego tak ważny jak ja. James musiał mieć tak samo, prawda? - Żaden brat nie chce, żeby jego siostra umiała się bić. Chce ją obronić sam - to rola mężczyzn, tak? A… - próbowałam to wyjaśnić. Wyjaśnić siebie, ale chyba bronić Jamesa, bo wiedziałam jak mocno kocha brat. Pocieszyć Sheilę, zapewnić, że nie jestem tyle warta by traktować mnie lepiej. - Czy ja będę potrafić wszystko jedno mu było, nie jestem jego siostrą. - bo o taki sens ostatecznie mi chodziło. Ale to kolejne słowa sprawiły, że zamarłam w całkowitym zaskoczeniu. No ma. No ma. Wiedziałam że ją ma. Ale że biegłam za nim?! Ja?! Poczułam że zaczynam się czerwienić całkiem. To przecież… nie było tak. Dziwne. Dziwne. Znów byłam dziwna. Co się zmieniło przez ten krótki czas, kiedy byłam dokładnie tak sama jak teraz a to słowo nie padło ani raz? Uniosłam brwi, wykrzywiając trochę usta. Uraziła mnie tą insynuacją która padła między nas. Zmarszczyłam brwi jeszcze mocniej. - Za każdym bym poszła, gdyby chciał. Za Marcelem, Aidanem, Leonem, Castorem, Steffenem, nawet Thomasem gdyby wyglądał moich oczach jakby towarzystwa potrzebował i chciał. Co jest złego w tym, że chciałam być dla niego miła? Na Merlina, to twój brat. I nie byliśmy sami, żeby jasność była całkowita. Leon i Aidan byli z nami. - odwróciłam od niej spojrzenie opadając na krzesło. Słuchając kolejnych słów. Na chwilę się zapowietrzyłam. - To bym się ucieszyła, Sheila! - poczułam że w oczach zbierają mi się łzy. - Cieszyłabym się, że ktoś jest w stanie poprawić mu humor, nawet jeśli to nie jestem ja. Nawet gdyby mnie ukuło to, że nie byłam w stanie mu wtedy pomóc. Nie kochałby mnie mniej, bo chwilę spędził z tobą. W poważaniu głębokim mam czy ktoś uważa to za dobrze czy źle widziane. - zacisnęłam usta zła. Marszcząc brwi. Uniosłam zła rękę przecierając oczy. -  Taka jestem. - oznajmiłam jej, zakładając ręce na piersi spoglądając w niebo. - Myślałam, że nie przeszkadza ci moja dziwność. - dodałam jeszcze marszcząc brwi do kompletu. Marszczenie nie zeszło szybko. Marcel wspominał coś o arenie, ale nie wiedziałam, że pracuje w cyrku.
- Naprawdę? - zapytałam z zainteresowaniem, wcześniejsza złość jeszcze odbijała się echem, ale ciekawość ją trochę przyćmiła. Uniosłam rękę. I potarłam nos. Trochę mnie jeszcze po tych łzach kręciło. Ale złość wiedziałam przejdzie zaraz, bo przechodziła zawsze. Sprzeczki były przecież naturalne. Ale to tłumaczyło sporo.
Temat harfy był dla mnie nie do końca zrozumiały. W sensie, dlaczego nie pracowali wszyscy? Nie wiedziałam dokładnie jak to wygląda poza tym, co mówiła Sheila. Zmarszczyłam brwi jeszcze bardziej na to czy i kiedy. Mieszkali razem, przecież tak? - To po prostu ci je dam. - oznajmiłam odnosząc się do pieniędzy z niezachwianą pewnością. Miałam co jeść, co ubierać. Miałam wszystkie potrzebne rzeczy. A jeśli ktoś bliski mojemu sercu ich potrzebował, co to był za problem je dać. - Ale porozmawiaj z nim od razu, połóż się później - poczekaj. Przyjdź tutaj w środku dnia. Nie wiem. - fakt, James zaczynał szybko - szybciej niż ja czasem otwierałam oczy. Ale nie pracował tu do nocy. Nie wiedziałam co robi po pracy, ale to nie było moim zmartwieniem. Wiedziałam jedno - Sheila nie powinna pozbywać się harfy. Czułam podskórnie że James jej na to pozwolić, był moją ostatnią nadzieją żeby odciągnąć ją od tego pomysłu. Słyszałam, jak pięknie gra. Po prostu nie mogła tego zrobić.
- Niemożliwa czasem jesteś. - powiedziałam kiedy to lubienie wyjaśniła wyciągając do niej rękę. - Od tego jestem żeby słuchać o tym szczęśliwym i smutnym. Żebyś sama nie musiała z tym chodzić. A ty mnie nie nudzisz. - zapewniłam ją jeszcze tak na wszelki wypadek.
- To go nie tłumaczy. - oznajmiłam pewnie, marszcząc brwi. Pijany czy nie nie powinien i już. Zaplotłam znów dłonie na piersi.
- Co? - zamrugałam kilka razy. - Nie chcę problemów. - zaprzeczyłam od razu przekrzywiając głowę w jej stronę. - O czym ty mówisz, She? - zapytałam jej marszcząc brwi. Nie nadążając za bardzo za tym tokiem. Nie bardzo się miało wpływ na swoje problemy które napotykało się po drodze. - Nie zamierzam sobie specjalnie bólu zadawać, tak tylko jacyś psychopaci robią. - znaczy nie do końca byłam pewna, czy to akurat psychopaci sobie sami zadowalali, ale ja nie zamierzałam. - Chwila czekaj, zatrzymaj się. - poprosiłam ją unosząc rękę i marszcząc brwi. - No nie zamierzam. - potwierdziłam spokojnie. Jednak nad czymś się zamyślając. - Mówiłaś, że nie ma się kontroli nad tym kogo się kocha. Da się zrezygnować z kochania kogoś? - zapytałam marszcząc brwi w niezrozumieniu. Nie byłabym w stanie nigdy z kochania kogoś zrezygnować. Bo czy to nie byłoby trochę tak, jakby nie kochało się go wcale? - W sensie tak w książkach było. - dodałam jeszcze szybko. Dlatego też po części podjęłam swoje postanowienie. Dlatego że moje serce, choć kruche, trwało w postanowieniach. Trochę ze strachu, nie chciałam cierpieć, gdyby ktoś nie czuł tego co ja. Poza tym, czułam, że kochać umiem tylko w jeden sposób. Całkowicie, do każdego atomu. A jednego byłam pewna, że nie znajdzie się nikt, poza rodziną, kto pokochałby kogoś tak okropnego jak ja. Ale tego jak nagle skręciła rozmowa to się spodziewać nie spodziewałam. Poczułam jak krew odchodzi mi z twarzy kiedy ona mówiła. Magipolicja. Magipolicja. Magipolicja. Więzienie?! WIĘZIENIE?! Moja twarz wyrażała tylko przerażenie, usta rozwarły się i zadrżały, kiedy słów brakło mi całkowicie i kompletnie. Ale kolejne uderzyły we mnie jeszcze mocniej. Odcięli mu rękę. Poczułam że robi mi się słabo, niedobrze. Ci dranie odcięli mu rękę. Sam był draniem przez tą bluzkę, ale… zamrugałam kilka razy czując jak oczy zachodzą mi łzami, oh jakże głupia była. Jak okropna kompletnie. Próbowałam dopasować daty, ale szok mi nie ułatwiał. Czy pytałam go o to głupie złamanie, kiedy on… Byłam potworem. Chyba łzy popłynęły mi po twarzy. Podniosłam wzrok znad punktu w który patrzyłam na Sheile próbując dalej słuchać. Ale spojrzenie miałam nieobecne. Czułam bijące serce obijające się o klatkę. - To straszne. - uniosłam ręce, przykładając je do ust. Przenosząc na twarz, chowając ją w nich. - To dobrze. - dodałam na tą ich ucieczkę. Dlatego Londyn właśnie ściągał mi sen z powiek. Z tego wszystkiego nie zapytałam nawet dlaczego. Dlaczego by nie było, to było zbyt okrutne. Bestialskie. Tak smutne.
Temat tych bluzek jakiś nieważny się stał. Nie spodziewałam się w tego. Nie przewidywałam w najgorszych snach. Uderzyło to we mnie bardzo. Zamknięta w bezpiecznych ścianach Devon poczułam się winna bezpieczeństwa, które mam. Ale musiałam się w sobie zebrać. Sheila zdawała się jakoś sobie z tym poradzić. Chyba powinnam i ja. Zebrać myśli. Ale nie byłam pewna, czy wiedziałam jak.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: salon [odnośnik]30.08.22 13:06
- To…na pewno ciekawa wiadomość. Najważniejsze, że nie Londyn, prawda? – Nie umiała podzielać entuzjazmu zaraz po tym, jak do domu wpadły Tonksy, upierające się, jak bardzo prawa nie mieli tam mieszkać. Lubiła się zastanawiać nad tym też pod tym względem, że przecież nie wypadało im, to prawda, ale dom był ruiną i wypominanie jakiegokolwiek znaczenia tego miejsca, kiedy pozwoliło mu się całkowicie zepsuć, zapaść, wyniszczeć. – Dlatego cię wtedy o pracę pytałam, no bo straciłam moją poprzednią. I nawet nie dałam rady znaleźć żadnego zajęcia wtedy. – Co prawda dbała o dom, ale to nie przynosiło to pieniędzy i nie zapewniało jedzenia, którego i tak mieli mało.
- Zmartwień, uniesień i ciągot? – Uniosła brwi, nie wiedząc, czy powinno ją to bardziej bawić, czy może jednak też sama nie do końca tego rozumiała. A może po prostu dni tak miała wypełnione wszystkim, że po prostu zapominała, jak to jest odetchnąć i się bawić. Chociaż przez chwilę nie myśleć o tym, jak to jest w życiu. Miała wrażenie, że tym bardziej w ostatnich miesiącach, kiedy wychudła, przestała spać dobrze, powoli staczając się w dni, kiedy ledwie podnosiła się z łóżka, ale trzeba było się zająć i domem, i praniem i sprzątaniem i Nirą i Marsem i Dynią i wszystkim, a potem popracować aby mieć się za co zajmować.
- Nie wiem, u nas ma się inne zasady. Jak mężczyzna zostaje u kobiety na noc, to biorą ślub, na przykład. Oczywiście jak oboje są bez ślubu, mam tutaj na myśli. Bo wiesz, reputacja jej jest już zepsuta, do czegokolwiek by tam nie doszło. Więc nie wiem, my też mamy wiele reguł, zasad i wymagań, ale po prostu na nich się mało kto skupia. I pilnujemy, aby się zachowywać tak jak powinniśmy. – W końcu to było większością jej życia – solidne zasady, na których mogła się opierać. Nie byli tak wolni jak Weasleye, nie odrzucali podstaw dla innego życia, chociaż sugerowanie się Doe też w tym momencie może nie było najlepszym dowodem, bo oddzieleni od taboru już dawno wydawali się zupełnie inni, nawet jeżeli Sheila bardzo pragnęła powrotu do tych czasów.
- Bo tak robiłam od dzieciństwa i tak mi łatwiej i tak bardzo chciałabym móc robić, ale większość mojej rodziny nie żyje, więc nie ma komu egzekwować? – Uniosła brwi w tym momencie, nie rozumiejąc, co było złego w zasadach. W uszanowaniu cudzej kultury, która nie była twoją własną. W poszanowaniu tego, jak ktoś inny widział świat. Obserwowała Nealę z zaciętą miną, w pierwszej chwili nie spodziewając się, że takie rewelacje dziś usłyszy. Cóż, w ogóle nie spodziewają się tego, jakie rewelacje dziś usłyszy. – Kłócili się na cały pokój, Castor nawet leżał przez to pod ścianą. – Sama się wtedy w to nie angażowała bo nie miała siły, ale widziała, co się wtedy przecież działo. Czy Neali wtedy nie było? Miała wrażenie, że przecież też tam siedziała? Ale może alkohol jej to podpowiadał.
- Czyli to normalne i fajne, że mój brat woli spędzać czas z tobą, uczyć ciebie bić, wyśmiewać mnie przy mnie i polewać tobie alkoholu, a przecież mnie nie traktuje lepiej, skoro tak mówisz? Czyli co robi w tym momencie, woląc ciebie, że co, wstydzi się mnie? – Nie spodziewała się tego, ale może właśnie taka była prawda? Może nie chciał, aby chodziła z nim na przyjęcia? Bo przecież jak mówiła Neala, z siostrami się rzeczy nie robiło, więc pewnie tak właśnie miało być, nie chciał jej tam i wolał się bawić tylko z Nelą, Eve i chłopcami. Zamrugała gwałtownie, pragnąc pozbyć się swoich łez, które póki co uparcie gromadziły się w kącikach oczu.
- Nie każdy ma żonę, to raz, że to, a dwa, że nie zawsze oni robią coś dobrego. I już wiele razy tak się działo, że robili sobie albo komuś krzywdę, bo pakowali się w różne przykre sytuacje. Tak jak wtedy. Ale nie słuchają mnie, bo siostry się nie słucha, a ty przychodzisz ich pocieszyć i powiedzieć im, że dobrze zrobili. Więc wtedy zawsze będziesz ta lepsza, więc nic dziwnego, że James woli do ciebie. – Może niech już sobie tak na zawsze zostawi, w końcu mówili, że jest jej przyjaciółką, ale widać wolała Jamesa, a James wolał ją. Może sobie założą zespół z Marcelem i będą zamiast nich grać razem na scenach.
- Cieszyłabyś się, gdyby wychodziło, że twój kuzyn woli towarzystwo młodszej dziewczyny od własnej żony? Że woli jej się zwierzać niż własnej żonie albo kuzynce? Że woli ją uczyć bić? – Nie chciała się bić z Garrym, wcale nie miała takiego zamiaru, ale naprawdę nie sądziła, aby ktokolwiek uważał to za normalne i ktokolwiek czuł się z tym dobrze. Co prawda nawet nie wiedziała nawet, czy miał żonę, ale to chyba nie było ważne dla tej opowieści.
- Kocham ciebie, ale nie wiem co robić, kiedy wolisz mojego brata i kiedy daje jawnie znać, że woli ciebie. Dziwność nie ma tu nic do rzeczy. – Pociągnęła nosem, już nawet nie powstrzymując łez, ale nie krzycząc. Nie lubiła krzyczeć, nawet burząc się jak teraz. Temat zaś jeszcze wrócił na Marcela, a ona na nowo pociągnęła nosem, powoli się uspokajając.
- Tak, jest wspaniały… - zawsze był, zawsze potrafił ludzi czarować swoją zwinnością. Ona tak nie potrafiła, już nie, a może nigdy nie potrafiła. Czasem potrzebowała popatrzeć na niego i wyobrazić sobie, jak sama wyglądałaby w takim kostiumie, ale to było też pragnienie za czymś kolorowym. I za strojami, na które ledwie ją było stać – zamierzała poprosić klienta o materiały w zamian za którąś z wypłat, więc wtedy może mogłaby poprosić o coś dla siebie albo dla Eve.
- Nie, nie możesz, na pewno masz jakieś wydatki własne. – Zaczęła płakać jeszcze bardziej, nie mogąc przecież przejąć pieniędzy od Neali. To by było niemiłe, niemoralne i jeszcze jakieś, ale nie pamiętała teraz słowa, ocierając teraz policzki rękawami. Chwilę musiała powiedzieć, bo zacznie na nowo płakać, dlatego już nawet nie skomentowała poczekania na Jamesa. Pewnie potem zarzuci jej, że nachodzi go w pracy, więc tym bardziej nie powinna.
- Jestem bardzo niemożliwa. – Rozpłakała się jeszcze bardziej, sięgając po kieszeniach aby wyciągnąć z nich chusteczkę, bo chyba nie dałaby rady sama powstrzymać ten potok łez. – A Marcel na pewno nie miał nic złego na myśli, on nigdy nie ma, on jest bardzo dobry i wrażliwy i powinniśmy go przytulić tak wszyscy. – Pociągnęła nosem, oddychając głośniej, tak jakby nie miała okazji na zaczerpnięcie oddechu. Zajęło jej to chwilę, zanim zebrała się, gotowa do powrotu do rozmowy o uczuciach. I nie dotyczącej Marcela.
- N-nie zawsze da się wybrać, kogo kochamy, ale da się zrezygnować z tego, jeżeli to miałby krzywdzić kogoś albo nas. Tak wiesz, jakby Aidan miał dziewczynę, to mam wybór. – Nie musiałaby się narzucać, może też rodzina Aidana by jej nie chciała. Wtedy mogłaby po prostu wygasić w sobie uczucie i poczekać, aż minie, poczekać za to na kogoś innego. Ale na szczęście póki co nie wydawało się, że to nie jest problemem.
Zawinęła się mocniej w koc, kiedy Neala trawiła wszystkie informacje, zjeżdżając lekko i niemal kładąc się na ławce. Czemu emocje były takie skomplikowane.



Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: salon [odnośnik]30.08.22 21:16
- Wiesz, She… To chyba nie do końca takie inne… - zaryzykowałam, po tym jak zaczęła mówić o tym zostawaniu na noc. - ..ogólnie tak… średnio, żeby mężczyzna zostawał u kobiety na noc jeśli nie są po ślubie. - zmarszczyłam brwi słuchając jej dalej. - Przecież… - zaczęłam nie bardzo rozumiejąc co próbowała mi przekazać. - Każdy porządny człowiek próbuje się zachowywać tak jak powinien. - uniosłam na chwilę herbatę pijąc z niej napoju. Jeszcze ciepłego. Zaczynałam gubić się w tej rozmowie. Zmarszczyłam brwi na chwilę nie rozumiejąc, kiedy z rozmowy na temat etykiety i zasad szlachty. I mojego komentarza na temat dziwności którą wypowiedziała wcześniej przeszliśmy do zasad w zgodzie z którymi żyła? Kiedy to zrobiło się o Sheilii i taborze a nie o mnie i mojej dziwności nie wiedziałam. Zmarszczyłam brwi mocniej.
- A nie możesz ich egzekwować w zgodzie z własnym sumieniem? Potrzebny jest Ci ktoś kto będzie cię pilnował i mówił co robisz dobrze a co źle, skoro znasz zasady, którymi chcesz się kierować? - zapytałam jej trochę niepewnie. Nie znałam ich wszystkich. Wspominała tylko o kilku. Rozumiałam, powtórzono mi to już kilka razy - ich świat był inny niż mój. Nie starałam się wyważać do niego drzwi kopniakiem. Czekałam cierpliwie, aż wpuści mnie do niego, podzieli się nim, opowie co zechce, bo moja ciekawość nie miała nigdy końca, ale teraz wydawała się poirytowana i nie bardzo rozumiałam dlaczego.
- Oh… hm… no skoro tak mówisz, to na pewno tak było. Trochę wypiłam. - wzruszyłam ramionami. - Nie wiem czy wtedy Leon o tej zmysłowości mi nie gadał. - odwróciłam spojrzenie na bok nie próbując się upierać. Zmarszczyłam na chwilę brwi. Oh, ah, a może zlało mi się to z momentem przetrawiania faktu, że James ma żonę. Nie powiedziałam jednak tego na głos w obawie, że to będzie kolejny powód na który Sheila się zezłości na mnie. Wróciłam do niej zdziwionym spojrzeniem milcząc słuchając kolejnych słów. Czując jak brwi unoszą mi się jeszcze wyżej i wyżej kompletnie nie potrafiąc zrozumieć skąd ona to wzięła wszystko w ogóle. - Sheila… - zaczęłam z troską i zmartwieniem w głosie. Ale też jakąś kłębiącą się wewnątrz irytacją. Mówiła jakbym była czemuś winna. Winna, że poświęciłam kilka chwil jej bratu, kiedy sam chciał żebym z nim poszła. Nie powinnam? - …przecież to była krótka chwila. - więc nie spędzał tylko ze mną czasu. Szwagierce nie miała tego za złe? - To - wydaje mi się - całkowicie normalne, że twój brat spędza czas na imprezie z różnymi ludźmi. - jeden i drugi, przeszło mi przez myśl. Aidan też był z nami przecież. Leon. - Po to są wiesz… imprezy ogólnie chyba? - zaryzykowałam tym stwierdzeniem. - To z tym polewaniem to pewnie tak się tylko drażnił z tobą. Brendan też mi tak robił. - próbowałam wytłumaczyć dalej. Czując się jakbym tłumaczyła się za Jamesa. Nie rozumiejąc, czym tak naprawdę zawiniłam. - She… co ty za głupstwa pleciesz? - zapytałam jej, żeby wyciągnąć do niej rękę i zacisnąć palce na jej dłoniach. - Nie sądzę że w jego postrzeganiu jest jakaś kwestia wolenia kogoś bardziej czy mniej. Poza tym, jesteś jego siostrą. Jedną z najważniejszych jednostek na świecie. Żadne kilka nic nie znaczących chwil ze mną nie sprawią, że będzie wolał mnie bardziej od ciebie. - próbowałam ją zapewnić. Dlaczego czułam się tak koszmarnie musząc to tłumaczyć? Siebie tłumaczyć. Wskazywać dokładnie jak niską i nie znaczącą miałam wartość przy niej. Nie to, że nie miałam świadomości tego. Ale próbowałam robić dobrą minę do złej gry. Sheila wydawała się… zagubiona, zraniona, chciałam ją pocieszyć zamiast skupiać się na sobie.
- Cóż to za banialuki. To mam nie być dla kogoś uprzejma, bo jest w związku? - zapytałam w końcu czując, jak przelała się tama tej ilości niedorzecznych stwierdzeń które dostawałam. Zmarszczyłam brwi słuchając jej kolejnych słów. - Jak kiedy? - wtedy na sylwestrze? Przecież chłopcy ogólnie często bez sensu rzeczy robili. Bili się nie wiadomo o co - znaczy w tym przypadku było wiadomo. Albo spadali z dachów ( po co tam w ogóle włazili). Nie to, że ja bym nie wlazła. - Sheila… - wtrąciłam się marszcząc mocniej brwi. - Nie pocieszałam go, ani nie gratulowałam mu wybornego pomysłu sprania swojego własnego kolegi. - podniosłam się rozrzucając dłonie na boki. - Zawołał mnie, więc z nim poszłam. Nie wiem dlaczego mnie. Może chciał spędzić chwilę czasu z kimś kto nie był… Kto był… - wzięłam oddech, czując jak coś ściska mi się w środku. - …właściwie obcy. Kto nie będzie mu mówił co i jak ma robić. Co ty myślisz, że my tam robiliśmy? - zapytałam ją zirytowana tym, że znów podkreślała to, że byłam lepsza, kiedy dobitnie i z całą pewnością wiedziałam, że tak nie byłam. - Uderzyłam go kilka razy na jego własne życzenie i poszłam do środka. Nie prowadziliśmy ożywczych rozmów pochwalając wybrane metody działania i nie składałam mu do stóp laurów. - przewędrowałam kawałek, żeby zaraz zawrócić. Ale kolejne jej słowa sprawiły - te o woleniu całym - że uniosłam brwi do góry czując, jak robię się praktycznie czerwona ze złości. Co ona właśnie sugerowała? Upadła dzisiaj na głowę? Zatrzęsłam się, próbując się pohamować. Biorąc oddech w płuca.
- Powiedz, że to ze zmęczenia. - poprosiłam unosząc obie ręce, żeby zakryć sobie na chwilę twarz. Pokręciłam głową biorąc kilka wdechów. - Z jakiej racji na coś takiego wychodzi? Spędziłam z nim chwilę Sheila. Chwilę, na dworze w towarzystwie Leona i Aidana. A trochę później jak szłyśmy na dwór - przypomnę Ci - wpadliśmy na niego jak się migdalił z Eve. - odwróciłam głowę spoglądając w bok. Poczułam piekące policzki. - Więc chyba, ale tylko chyba, bo co ja tam wiem, poświęcił jej zdecydowanie więcej uwagi niż mnie. - do mojego głosu wdarła się irytacja. Ale byłam pewna, że musi być spowodowana tylko i wyłączenie tym, co zasugerowała Sheila. Że James wolał mnie. Mnie od niej i swojej niezaprzeczalnie piękniejszej żony. Dobre sobie. Widziałam dokładnie jak wciskał jej język do gardła. Nie chciałam tego pamiętać, ale zapomnieć też nie umiałam. Może Sheila się przypadkiem czego nawdychała? Może coś w tej herbacie było. Ale ja nie czułam się źle. Odpowiedziałam najpierw odnosząc się do sytuacji z sylwestra, bo rozumiałam baaardzo dokładnie, że właśnie do tego się odnosi, przyjmując do zaprezentowania swojego spojrzenia mojego kuzyna. Ale na to też zamierzałam jej odpowiedź. Niezależnie, do którego by się odnosiła. - A mój kuzyn, She, ma prawo robić co będzie chciał - nawet jeśli nie będę tego popierać, to raz. To on będzie ponosił konsekwencje własnych wyborów, to dwa. A po trzy, jestem pewna miłości którą od niego mam. Czym miałaby mi zagrozić chwila którą spędzi z jakąś dziewczyną, nawet, gdyby zrzucił jej z sercą jedną rzecz czy dwie? Więź którą mamy nie jest w stanie przerwać coś tak błahego. - byłam tego pewna. - Jeśli tak bardzo zależy ci na tym biciu, czemu nie poprosisz Jimmy'ego, żeby ci pokazał? - zapytałam, marszcząc odrobinę brwi. Nadal spacerowałam po niewielkiej, wyznaczonej sobie samej ścieżce. Co jakiś czas potakując głową. Próbowałam to wszystko zrozumieć, ale czułam się pogubiona. Hamowałam rosnącą złość, wiedząc, że Paprotka jest wrażliwsza. Na pewnego kogoś pewnie bym już głos unosiła. Nie tylko na jednego, ale dla niej starałam się bardziej niż zazwyczaj. Zatrzymałam się, kiedy powiedziała że mnie kocha. Uniosłam usta w uśmiechu mając jej odpowiedź to samo. Jednak kolejno padające słowa sprawiły że zrzedła mi mina całkiem. Ja. Wolałam. Jamesa. Od niej? I on dawał JAWNIE znać że woli mnie?! Rozszerzyłam oczy, zaraz marszcząc brwi. Rozchyliłam usta w kompletnym osłupieniu. W mojej głowie obijało się tylko jedno: KIEDY? KIEDY? KIEDY? KIEDY? KIEDY? KIEDY? KIEDY? KIEDY? KIEDY? KIEDY? KIEDY?
Stałam taka oniemiała, marszcząc jeszcze brwi, nie bardzo rozumiejąc kiedy tak jawnie to niby pokazał. Ja nigdy nie zauważyłam, żeby tak było. Z opóźnieniem reagując na to jak płacze. Podbiegłam do niej, przykucając obok. Płakała już całkiem. Na wszystko. Uniosłam dłonie żeby otrzeć jej łzy. Może po prostu była przemęczona.
- Cśiii… - zaczęłam, unosząc rękę, żeby przejechac po jej głowie. - …uspokój się, She. Musisz być przemęczona że takie głupstwa w głowie ci się znalazły. Kiedy on niby dał znać że mnie woli. Albo jak na Merlina wymyśliłaś że wolę jego? - zapytałam jej, ścierając kolejne łzy. Unosząc wargi pocieszająco. - Chodźmy do domu. Położysz się, wyśpisz. - zaproponowałam jej, spoglądając ze swojej pozycji. Nie miałam innego wytłumaczenia na te banialuki które padały z jej ust. Z Marcelem załatwię sprawę sama. A jeśli - bardzo bardzo duże jeśli - kogoś pokocham, to wtedy będę się zastanawiać co zrobię. Teraz nie czas był na to, kiedy Sheila czuła się tak źle. Byłam pewna, że sen pomoże jej na rozkołatane serce. - Chodźmy. - poprosiłam, podnosząc się do góry. Wyciągając do niej dłonie. - Nie przyjmuję odmowy. Dam znać Jamesowi że zostajesz na noc. - zapowiedziałam jej jeszcze. Kiedy wypocznie spojrzy na wszystko inaczej, nie wierzyłam że naprawdę wierzy w to co powiedziała. Może ja jednak coś źle robiłam. Ale zastanowić nad tym postanowiłam się później. Teraz nie to było najważniejsze było.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: salon [odnośnik]11.10.22 1:10
- I poślubia ją jeżeli tylko spędził noc w jej mieszkaniu? – Wydawało jej się, że to tylko tradycja cyganów, ale może inaczej to zrozumiała? W końcu średnio jej się widziało, aby jednak po nocowaniu w tym miejscu Marcel czy ktoś inny nagle żenił się z Nealą albo inną wolną panną z tego miejsca. Ale może nie była czegoś świadoma i to był bardzo dobry moment na to, aby się w tym zorientować.
- Potrzebny jest, kiedy jedną osobę ma to obowiązywać, a reszta się do tego zastosuje jak im się zachce, po tej jednej wymagając aby jednak trzymała się tego zawsze. To ani uczciwe, ani przyjemne, zwłaszcza że potem jest zawsze w tle ktoś, kto im powie jak dobrze nie robią. I że zareagują na każdą rzecz, jak im się powie, że to wyzwanie. Jakby ktoś rozdał innym ciastka a tobie zabronił, bo są niezdrowe, to jak byś się czuła? – Zasady były zasadami bo były dla wszystkich, zabawa w
- Tak? No ze mną nie spędził go wcale, co mam sądzić? Że się wstydzi, pierwszy raz pobawić z siostrą po tym, jak ostatni raz bawił się z nią przed dwuletnią rozłąką? Oh, fakt, no to już w sumie na żadną imprezę z nim iść nie powinnam, jeszcze, nie daj, będzie się za mnie wstydzić. Przecież młodsza siostra to taki koszmar. Przecież po to są imprezy, żeby swoich bliskich traktować jak powietrzę. Może będę udawać na następnej, że ciebie wcale nie znam? – Wywróciła oczyma, czując, że Neala zaczynała mówić na tematy, których wcale nie rozumiała, bo przecież tylko fragment z rzeczywistości widziała.
- Tak, bo wręcz zachwyt wyrażałaś jak poznałaś, że to jego żona, no z radości skakałaś wręcz. – Żachnęła się, dopatrując się w tym raczej wymijającej wymówki. – Wiesz co ci powiem, ze jest dziwne? Jak twoja przyjaciółka, niepełnoletnia do tego, spędza czas z twoim bratem za twoimi plecami. To, to jest dziwne. Bo przyjaciółki nie lepią się do braci jak rzep do psiego ogona bo chcą być miłe. Miłe to by było przywitanie go i tyle. Po prostu ci się podoba. – Doszła do wniosku…w sumie jakąś, jakąś swoją drogą. Ale na pewno tak właśnie było. Ta cała dramatyczna miłość, to wszystko nabierało sensu. Jak w książkach był chłopak za którym mogła polatać, a który miał żonę. Och, poczytajcie sobie, będzie ciekawie i śmiesznie, jak się potknie i przypadkiem zderzą się ustami! A w drugiej część twojego-taniego-romansidła dowiecie się, czy jednak zostawi dla niej żonę czy może jednak ta zła szechera ucieknie gdzieś z daleka i bohaterowie będą wielce szczęśliwi. – Myślisz, że to miłe, słuchać ciągle James to, James tamto, o ale Thomas to zrobił, ale Thomas tamto? Że obserwować jak się pienisz na Tommy’ego ledwo go widzisz? Bo ja nie mam innych tematów albo osobowości, tylko jestem częścią braci. Bo ciągle ten to, tamten tamto. Że ci się nie podoba co robią, ale już biegniesz, bo ktoś ci wyzwanie rzucił. WYZWANIE. Dzieci, co mają osiem lat tak mówią, nie szesnaście. Będziesz zaraz dorosła, nie możesz reagować bo ktoś ci wyzwanie rzuci. – Potarła brwi, czując, jak teraz wszystko w niej rośnie i buzuje, niestety, w niezbyt dobrym kierunku.
- Obcym? – Parsknęła, tym razem okręcając się dookoła. Siedzenie w miejscu nie wydawało się dłużej opcją, dlatego skoczyła na równe nogi, chwiejąc się nieco przy tym kiedy stawiała się do pionu, nie patrząc już na koc który się całkowicie zsunął się na ziemię. – Naprawdę nie zauważyłaś, że nawet ze mną nie zatańczył tego wieczoru, ale z tobą zaraz po żonie? Że nie chciał mi polewać, tylko wolał tobie, jeszcze mnie przed tobą ośmieszając jak nawet nic nie powiedziałaś na ten temat? Że jak mu było źle to wolał zawołać ciebie, bo jak piesek pobiegłaś od razu mu pokazywać, że nie ważne co zrobił, ojej, biedny Jimmy, ojej. Tak, tak właśnie się robi, ignoruje się własną rodzinę i ma się ją gdzieś jak jest mu się źle. Widać raz na trzy lata to koszmarnie dużo aby poprosić o chociaż taniec ze swoją siostrą. Fajniej przecież biegać za jej przyjaciółką która krzywi się jak to się z niej wyśmiewają, ale za spojrzenie w jej stronę już biegnie. – Wykrzywiła się kiedy w tym całym monologu pociągnęła za włosy, wyjmując sporą ilość ciemnych kosmyków spomiędzy palców, ale ostatecznie upuszczając je na trawę.
- Jakie to koszmarne, prawda? Uczucie swojej żonie okazać, prawda, dramat niepomierny. A jak ze łzami w oczach zbiegałam ze schodów to już w ogóle taki ucieszony był, ze za mną pobiegł-tak, kompletnie mnie zignorował wtedy. Ale przecież, najważniejsza jestem dla niego. – Wywróciła oczyma, zakręcając na nowo kiedy wydeptywała ścieżkę na krótkim odcinku. – Ale przyjaciółki nie biją się z braćmi przyjaciółek! Nie ważne, czy był tam zastęp Zakonu Feniksa czy kibicował wam tabor cygański.
Opadła zaraz na siedzenie aby zawinąć się w koc na nowo.
- Twój kuzyn jakby miał żonę i latał za innymi dziewczynami to by było koszmarne i niewłaściwie i krzywdziłoby wszystkich zainteresowanych – i nie wierzę, że nic byś nie powiedziała w takim momencie. Może poczekaj, zróbcie jakieś święta a potem będzie cię na nich cały czas ignorował, na pewno potem bez żadnego wytłumaczenia przyjdzie do ciebie oczekując obiadu i wyprania skarpet, na pewno fajnie będziesz się potem czuć. – Czemu ignorowanie uznawali za przejaw jakiegoś zaopiekowania się?
Łzy płynęły już jej całkiem po policzkach kiedy Neala zbliżyła się do niej. W pierwszej chwili spodziewała się, że jeszcze bardziej jej nagada, ale ta delikatnie przejechała jej dłonią po włosach i wtedy rozkleiła się już całkiem, wtulając się w niższą lecz niemal równie drobną Weasley. Nie wiedziała nawet ile stały tak dokładnie, bo po prostu nie miała już chyba siły się ruszać, gdyby nie to, że jednak wstyd było tu zostawać. Jak Neala pójdzie do Jamesa to zaraz ten będzie ją pocieszać, a to już w ogóle się zrobi dziwne.
- Ja pójdę… - Przez własne zmęczenie i głupotę zaczęła gadać takie rzeczy, przez które było jej wstyd i to wstyd tak bardzo, że nawet nie mogła przeprosić. Powinna pójść, zawinąć się pod kołdrę i nie wychodzić przez miesiąc. I może zebrać się jakoś na przeprosiny – kiedy to palące uczucie z niej zejdzie.

ztx2


Only those who are capable of silliness can be called truly intelligent.
Sheila Doe
Sheila Doe
Zawód : Krawcowa, prace na zlecenie
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
We look up at the same stars and see such different things.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9587-sheila-doe https://www.morsmordre.net/t9600-bluszczyk https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f357-camden-town-iverness-street-10 https://www.morsmordre.net/t9746-skrytka-bankowa-nr-2211 https://www.morsmordre.net/t9604-sheila-doe#291895
Re: salon [odnośnik]12.10.22 1:42
- Jeśli spędził z nią noc. Sam na sam. To rodzina panny będzie chciała zaręczyn. Nie ma znaczenia gdzie, znaczenie ma to, że mogła utracić swoją… no… czystość. - poczułam jak zachodzę czerwienią, odwróciłam spojrzenie biorąc wdech w płuca. Cóż, mnie to i tak nie groziło. Najpierw ktoś musiałby być w ogóle zainteresowany.
- Ja… Hm… Nie bardzo rozumiem, o czym mówisz. James coś zrobił nie tak jak mówią wasze zasady? Czy chodzi Ci o mnie i posądzasz mnie o tak marny byt, że jakieś wyzwanie sprawiłoby, że złamałabym zasady którymi ja kieruje się w życiu? Że nie wiem, pozbawiłabym kogoś życia bo ktoś mnie wyzwał? - zmarszczyłam brwi słuchając tego wywodu o ciastkach już gubiąc się całkowicie. - Kim jest ten ktoś o którym mówisz? - zmarszczyłam brwi. - Zrobiłabym to, co uważam za słuszne w poważaniu mając kogoś. - odpowiedziałam wzruszając ramionami. - Jakbym chciała ciastko, to bym je zjadła nawet jakbym miała potem chorować tydzień. - wzięłam wdech naprawdę gubiąc się w tym wszystkim i było to całkowicie widoczne na mojej twarzy. - She, posłuchaj… to nie jest wiesz… chyba nie możesz… chodzi mi o to, że nie możesz oczekiwać, że ktoś będzie żył tak jak ty chcesz? W sensie, każdy powinien chyba żyć w zgodzie z własnym sumieniem i ogólnie przyjętymi normami, ale żadna siła nie wyegzekwuje od kogoś żeby coś zrobił jak czegoś zrobić nie chce. - powiedziała trochę niepewnie, czując się, jakbym wędrowała po podłodze, która w każdej chwili może się zapaść. Nie rozumiałam, nie rozumiałam, ale raczej nie potrafiłam zrozumieć dlaczego i co właściwie się działo.
- Wyolbrzymiasz chyba trochę, Paprotko. - zaśmiałam się trochę nerwowo, coraz mocniej się bojąc, że każde słowo przyniesie odwrotny skutek. Próbowałam jej pomóc, odgonić troski, które osiadły na jej ramionach, ale każde zdania odwracała, wypaczała, znajdowała w nich więcej niż było.
- Powinnam się zachwycać każdą zamężną parą, czy tylko żonami? - zapytałam już całkowicie zbita z tropu. Nie bardzo rozumiejąc o co Sheili chodzi. Nie zauważając, że ironizuje. Sądząc, że jak całą resztę mówi całkowicie i na poważnie. - ZA TWOIMI PLECAMI?! - uniosłam się za nią otwierając w zdumieniu szerzej oczy. - Lepić? JAK RZEP? P-PODOBA?! - wyrzucałam z siebie kolejne słowa zaciągając powietrza w płuca kompletnie czerwona. Wypluwałam, raczej może nawet. Kompletnie nie wierząc, że mogła mnie o coś takiego posądzać. Patrzyłam na nią kręcąc głową. Z niedowierzeniem. Bólem. Widoczną trwogą i niezrozumieniem. Wargi mi zadrżały. A moją głowę nawiedziło tylko jedno pytanie: co się działo? - Nie zrobiłam za twoimi plecami nic, Sheila. Nic. Mówisz jakbym… jakbym spiskowała potajemnie. Pogubiłam się She…. - przyznałam jej zgodnie z prawdą. - Opowiadałam o Leonie. Leonie. O tych zmysłowościach i herbatach. James był tylko nieistotnym fragmentem opowieści… ja… nie rozumiem. - szepnęłam unosząc rękę, żeby podsunąć palec do ust, zacisnąć wargi na tym wskazującym na chwilę. - Nie rozumiem. - powtórzyłam raz jeszcze kręcąc głową. - Nie lubię Thomasa - to źle. - szepnęłam już nie panując nad emocjami w ogóle. Nie lubiłam go, nie znosiłam, nie musiałam. Raz szeptałam, raz unosiłam głos. - Lubię Jamesa - też nie tak. Nie jestem nim zainteresowana w ten sposób, She. Ile razy będziesz musiała to usłyszeć zanim mi uwierzysz. Mi. - poczułam się bezsilna. Całkowicie bez mocy i siły. - Mówiłam Ci, postanowiłam. - szepnęłam cicho. - A przyjaciółki na ogół cieszą się, kiedy dwie najbliższe im osoby się sobą zainteresują. Na ogół, nie teraz. Bo ani on nie interesuje mnie, ani ja jego. Zazwyczaj też cieszą się kiedy te osoby się lubią - lubią jak znajomi, przyjaciele. - ale kolejne słowa które padały jedynie unosiły moje brwi wyżej, a usta otwarły szerzej. Nie rozumiałam co się działo i skąd to wszystko się wzięło. - Mogę reagować jak zechcę. - zamknęłam usta unosząc brodę do góry. Po raz kolejny wytykała mi w jakiś sposób wiek. Wcześniej robiąc z niego jakąś granicę, teraz używając jako wyznacznika.
Cofnęłam głowę i zamrugałam kilka razy kiedy tak niepodobnie do niej parsknęła ze złością. Kompletnie skonfundowana i zagubiona. Dawno nie czułam się w ten sposób nawet w największych kłótniach. Nigdy przy niej. Ale usta zamknęłam tylko na chwilę z otwartymi z niezrozumienia i w jakiś sposób przerażenia oczami patrząc na nią. Zamknęłam je, odwracając wzrok. Nie zauważyłam. Przecież nie śledziłam, co robił całą noc. Nic nie powiedziałam, bo co miałam mówić? Nie rozumiałam? Gdybym chciała i ktoś by nie polał, po prostu załatwiłabym sobie alkohol od kogoś innego. Zajmowałam się sobą. Wróciłam do niej gwałtownie wzrokiem a z mojej twarzy czerwień zaczęła schodzić, ustępować bladości. Otworzyłam usta i zamknęłam je ponownie kilka razy dotknięta do żywego. Pobiegłam za nim jak pies. JAK PIES. Ale robiło się tylko gorzej i gorzej, nie rozumiałam już czy Sheila jest zła na mnie, czy na Jamesa. Może na oboje. Nie odpowiadałam za to, co robił. Czasem po prostu chciało się chwili z kimś, kto tak dobrze cię nie znał. Tak myślałam. Ale może jednak… to nie było tak? Nie wiedziałam już czego właściwie ode mnie oczekuje więc po prostu tam trwałam, przyjmując na siebie kolejne słowa, czując się coraz fatalnej, zaczynając zastanawiać się nad tym, czy naprawdę nie zrobiłam niczego złego. Ale to ostatnie zdanie sprawiło, że w końcu mrugnęłam. Raz. Potem drugi. Więc za tak tanią mnie miała? Tak moralnie wątpliwą. Mrugnęłam trzeci raz odganiając łzy. Czując jak serce bije mi szybciej, mocniej, otwierałam już usta żeby coś powiedzieć, kiedy dostrzegłam jak wyciąga włosy z głowy. Zamknęłam je. To zmęczenie. To na pewno było zmęczenie. Musiało być. Sheila taka nie była. Wredna, okrutna wręcz. Jest przemęczona i dlatego rozdrażniona. Porozmawiamy jak poczuje się lepiej. Wyjaśnimy to wszystko raz jeszcze. Trochę nieobecny wzrok przeniosłam na nią.
- JA mu zakazałam z nami iść. - wytłumaczyłam Jamesa marszcząc brwi. - Powiedziałam, że tylko dziewczyny. - dodałam ciszej. To akurat z całą pewnością było moją winą. Nie skomentowałam tych okazywań uczuć. Nic mi do tego było. Choć Sheila twierdziła, że się przejęłam tym. Nie przejęłam, mógł robić co chciał i z kim chciał. - To żadna zbrodnia Sheila. - powiedziałam a może szepnęłam raz jeszcze ale bez przekonania, kręcąc przecząco głową kiedy znów wróciła do tego bicia. Ale... Może jednak była. Może to nie ona a ja byłam okropna. Nie znałam zasad i łamałam każdą nieświadomie jak fatalne byty miały w zwyczaju.
Wywód o kuzynie uderzył jeszcze mocniej. Uniosłam brwi w łagodnej, ale widocznie krojącej mi serce emocji. Rozumiałam, rozumiałam, że metaforycznie odnosi się w ten sposób do Jamesa. Ale nie rozumiałam tych pretensji. Które wylewały się z niej niezrozumiałym strumieniem zarzutów. Zarzutów, które właściwie powinna przedstawić Jamesowi a nie mnie. - Jemu. Powiedziałabym jemu. - szepnęłam czując jak z bezsilności opadają mi ramiona, a dłonie zaciskają się na materiale pomarańczowej spódnicy. Jest zmęczona. Weź wdech, Neala. Rozdrażniona. Wokół nie dzieje się dobrze. Kiedy zaczęła płakać całkiem zerwałam się do niej mimo wszystko - mimo dotkliwych, raniących słów i zarzutów - przytulając, próbując uspokoić. Mimo bolącego serca pełnego dźgnięć chcąc żeby została, żeby się wyspała, żebyśmy mogły wszystko wyjaśnić kiedy wstanie wypoczęta. Ale nie chciała. Mrugnęłam raz, potem jeszcze kilka. Kiedy odsuwała się z moich ramion. Tym razem nie umiałam się zaprzeć całkowicie. Ból i złość mi przejdą, kiedy zrozumiem sama, kiedy to wszystko przemyślę. Ale teraz, nie umiałam mocniej nalegać. Więc skinęłam tylko głową poddając się. Czułam gorzkość na języku. Trzymałam się jakoś, kiedy odchodziła, na pożegnanie nawet unosząc lekko usta. Ale kiedy tylko zniknął, jeszcze otumaniona stałam, próbując zrozumieć. Z głową gdzie indziej, nieobecna wycofałam się do krzesła, opadając na nie nieświadomie. I kiedy po raz pierwszy wzięłam wdech zrozumiałam, że… czuję ulgę że zostałam sama. A to zabolało mnie jeszcze mocniej. Wtedy puściły wszystkie hamulce, łzy potoczyły się same wyciskając z płuc drżenie powietrze. Spazmatycznie brałam oddechy w płuca, prawie dusząc się od własnych łez i ściskającego serca. Byłam jak jakiś rzep, jak jakiś pies, jak jakiś niechciany nigdzie element który powodował ferment i zamęt? Tym byłam? Naprawdę? Przecież… by mnie okłamała. Wciągnęłam powietrze w płuca w przerywanych odstępach, czując jak coś we mnie pęka. Co powiedziałaby mama, gdyby wiedziała? Czy znienawidziłaby mnie całkiem? Musiałam…
Nie wiedziałam co. Głowa próbowała przemknąć przez wszystkie słowa i znaleźć rozwiązanie, ale nie umiała, bo coś w środku ściskało tak boleśnie i realnie, że aż wyczuwalnie.
Teraz płacz, Neala. Jutro zacznie się na nowo, czyste i obiecujące.

| teraz już zt


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909
Re: salon [odnośnik]03.11.22 20:34
3 czerwca 1958


Miło było zjawić się w Ottery St. Catchpole za dnia, tak dla odmiany. Jeszcze milej było nie czuć chybotania się na nogach i wirowania świata, które towarzyszyło mu (dzięki istotnemu udziałowi Mocarza w krwi oraz wydychanym powietrzu) przy okazji ostatniej wizyty. Tym razem nie korzystał nawet z usług transportowych Marceliusa, pojawił się na miejscu o własnych siłach i z odpowiednimi pomocami naukowymi, które miały przysłużyć się w dzisiejszym przedsięwzięciu. Przedsięwzięcie to było z kolei zadaniem wielkiej wagi. Nie był to pierwszy raz, gdy szlachcianka zwracała się do niego o pomoc w opanowaniu pewnego zagadnienia naukowego. Wciąż miło wspominał wizytę w siedzibie rodowej Abbottów i spotkanie z przeuroczą lady Livią, której zdradzał tajemnice rządzące gwiazdami i niebem. Neala z drugiej strony, choć też była posiadaczką tytułu szlacheckiego i rudych włosów, nie przypominała swej (chyba, Oliver nie przywiązywał szczególnej uwagi do wieku dam) rówieśniczki. Kwestia ta jednocześnie ułatwiała tłumaczenie jej pewnych zagadnień — mógł wszak posługiwać się swobodniejszym językiem, bez specjalnego upiększenia, które może brzmiało piękniej, ale nie przekazywało tej samej ilości informacji, często nawet zamazując klarowność przekazu. Z drugiej strony jednak nie mógł pozbyć się wrażenia, że Nela i tak była damą, co odrobinę go krępowało. Wszak jej krewni, którzy też mieszkali w Ottery, nie musieli podzielać jej swobodnego stylu bycia. Czy nie pomyślą o nim jako o impertynencie, gdy będzie się odnosił do Neali tak, jak robiła to reszta ich kręgu?
Nie dowie się, dopóki nie spróbuje.
Poprawił pasek torby, którą nosił ze sobą ostatnio wszędzie, a która to zsunęła się z jego ramienia. Do środka napakował kilka książek, które jego zdaniem były najbardziej pomocne dla osoby, która dopiero zaczynała swoją przygodę z runami. Sam był w tym miejscu kilka lat temu. W szkole interesował się przede wszystkim zielarstwem oraz eliksirami, dopiero praca dla Atticusa Blythe w pełni pokazała mu pełnię potencjału, który dało się wyciągnąć ze starożytnych run. Nie dziwił się więc Neali, że także ona (będąc wszak osobą dość ciekawą świata, żeby nie powiedzieć ciekawską) zechciała wreszcie przyjrzeć się im bliżej.
Dotarł do drzwi wejściowych do domu, choć nie zapukał od razu. Rozejrzał się najpierw dookoła, jakby miał nadzieję, że może nadchodzący z którejś strony domownik uwolni go od konieczności stukania, wyjaśniania, po co i do kogo tu przyszedł. Choć prowadził swój sklep już kolejny miesiąc i miał codzienny kontakt z przeróżnymi ludźmi, wciąż krępował się, gdy przyszło mu poznawać nowych. Nikt jednak nie nadchodził — musiał przemóc się przed samym sobą, podnieść wreszcie rękę i trzykrotnie zastukać w drzwi, co też uczynił.


Zniecierpliwieni teraźniejszością, wrogowie przeszłości, pozbawieni przyszłości, przypominaliśmy tych, którym sprawiedliwość lub nienawiść ludzka każe żyć za kratami.
Oliver Summers
Oliver Summers
Zawód : Twórca talizmanów, właściciel sklepu "Bursztynowy Świerzop"
Wiek : 24
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
Weariness is a kind of madness.
And there are times when
the only feeling I have
is one of mad revolt.
OPCM : 11
UROKI : 0
ALCHEMIA : 31+10
UZDRAWIANIE : 11+1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6
SPRAWNOŚĆ : 4
Genetyka : Wilkołak

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9918-castor-sprout#299830 https://www.morsmordre.net/t9950-irys#300995 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f444-dolina-godryka-ksiezycowa-chatka https://www.morsmordre.net/t9952-skrytka-bankowa-nr-2255#301004 https://www.morsmordre.net/t9951-oliver-summers#300999
Re: salon [odnośnik]08.12.22 20:05
Sprawa nie była jakaś nadzwyczajna taka. Uczyć się miałam. Ale w ekscytacje lekką wprawiał mnie fakt, że to coś, czego jeszcze w swoim własnym repertuarze nie miałam. A sprawa, wyglądała tak - że uczyć i to pilnie się zamierzałam. Nie tylko dlatego, że świat pełen był rzeczy i miejsc, które odkryć chciał. A może nie tylko dlatego, bo poznać zamierzałam wszystko i dopiero po poznaniu zdecydować, jak wiele temu poświęcę czasu. Ale druga sprawa, że nauka była moim spadkiem. Tym, co zostawiła dla mnie mama w niewielkiej formy perły, która całą tą naukę opłacała. Była też tym, czego oczekiwał ode mnie Brendan, a ja nie zamierzałam go zawieść. Będę wiedzieć wszystko, o wszystkich, choćby w podstawowej cząstce wiedzy, bo nigdy nie było wiadomo przecież, która może wziąć i się przydać, prawda?
Prawda.
Castor zdawał się intuicyjnym wyborem dość. Napisałam do niego o ten wisiorek jeden wcześniej, to mógł mi więcej powiedzieć. Może sama będę w stanie wziąć i coś zrobić! A zrobić coś samemu to zawsze genialna sprawa. Zwłaszcza, jak taki wyrobek może wziąć i być prezentem dla kogoś innego. Miałam w głowie już jeden pomysł, który chciałam wziąć i zrealizować i o jego wypytanie dokładnie zamierzała wziąć i wypytać. Ale po kolei, musiałam poznać schematy i działania i znaczenia też przecież! Bez tego pewnie ruszyć się nie dało ani trochę.
Ale to nic. Potrafiłam być cierpliwa, choć na cierpliwą prawdopodobnie wcale nie wyglądałam.
Kiedy pukanie do drzwi rozległo się na dole wychyliłam głowę z pokoju a z dołu dobiegł mnie krzyk cioci w formie mojego imienia. W kuchni była, chociaż nie wiedziałam czym się zajmuje. Z bosymi stopami, pomarańczową spódnicą na biodrach i wetknietą w nią białą koszulą zeszkoczyłam ze schodów pokonując po kilka. A potem w kilku susach znalazłam się obok z rozwianym włosem splecionym w warkocz i lekkim rumieńcem. Otworzyłam drzwi ukazując twarz ubraną w uśmiech.
- Castor! - ucieszyłam się. - Co za ulga, przyszedłeś. - przywitałam go zadzierając wzrok do góry. - Wchodź, wchodź do środka. - zaprosiłam go, cofając się, żeby zrobić mu miejsce. - Usiądziemy w salonie. - zapowiedziałam mu, chociaż pewnie nie wiedział i tak w którą to stronę. Kiedy był gotowy ruszyłam pierwsza. W salonie był już wuja, stał przy komodzie którą zamykał. Akurat w tym samym momencie z kuchni wyszła ciocia wycierając ręce w ścierkę.
- To Castor, opowie mi o runach. - przedstawiłam najpierw jego a potem skierowałam wzrok na chłopaka. - Elaine i Dim Weasley, moi opiekunowie. - wyjaśniłam, chociaż jasne to było. Ciocia skinęła krótko głową i uśmiechnęła się lekko. Poprawiła ciemne włosy i rzucając krótkie “tylko bez głupstw, Neala” wróciła do kuchni. Wuja podał Castorowi rękę. A potem pomacał się po kieszeniach, jakby sprawdzał czy wszystko ma, a potem na Castora spojrzał.
- Idę. - oznajmił, układając na chwilę rękę na moim ramieniu. Pożegnałam go uśmiechem.
- Więc? - zapytałam Castora. - Od czego należy zacząć? - zapytałam go zasiadając, zaraz jednak się zrywając. - Napijesz się czegoś? - zapytałam bo przecież był gościem, o gościa zadbać należało.


she was life itself. wild and free. wonderfully chaotic.
a perfectly put together mess.
Neala Weasley
Neala Weasley
Zawód : asystentka uzdrowiciela, pomocnica w Sanatorium
Wiek : 17!!!
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
your mind
is playing
tricks on you,
my dear
OPCM : 10 +3
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 15 +6
TRANSMUTACJA : 7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
felix felicis
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t4071-neala-weasley https://www.morsmordre.net/t4260-victoria-sowa-brena-ale-tez-moja#87876 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f171-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t9744-skrytka-bankowa-nr-1054#295656 https://www.morsmordre.net/t4240-neala-weasley#86909

Strona 4 z 4 Previous  1, 2, 3, 4

salon
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach