Wątek służy do zgłaszania:
- zmian w nickach postaci;
- drobnych pomyłek w KP;
- usunięcia postów;
- błędów i braków w spisach;
- przywracania rang postaci nieaktywnych;
- zgłaszania bieżącego stanu zdrowia (w tym ciąż) postaci;
- zgłaszania przedmiotów aktualne noszonych przez postać celem dopisania bonusów do statystyk;
- oraz innych niewymienionych powyżej aktualizacji
Posty, które nie są zgłoszeniem aktualizacji, a pytaniem, będą usuwane.
W przypadku przekazywania przedmiotów należy użyć poniższego kodu
- Kod:
[b]Nazwa:[/b] nazwa przedmiotów, które będą przekazywane - przedmioty muszą znajdować się w ekwipunku postaci
[b]Dla kogo:[/b] link do karty postaci osoby, której przekazywany jest przedmiot
[b]Link:[/b] do fabularnego przekazania
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 05.10.20 10:31, w całości zmieniany 1 raz
+
a przy okazji zgłaszam, że tutaj jest link do starych (zamkniętych) aktualizacji
+, dziękujemy
it keeps my veins hot, the fire
found a home in me
+
+
of the shadow of death
And I fear no evil
because I'm blind to it all
+, dziękujemy!
love than fight
-->
-->
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 5 | 2 (rożdżka) | |
Zaklęcia i uroki: | 21 | 3 (rożdżka) | |
Czarna magia: | 0 | 0 | |
Magia lecznicza: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 0 | 0 | |
Eliksiry: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 12 | Brak | |
Zwinność: | 18 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
Angielski | II | 0 | |
Francuski | II | 2 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Historia Magii | I | 2 | |
Kłamstwo | II | 10 | |
ONMS | I | 2 | |
Retoryka | II | 10 | |
Spostrzegawczość | II | 10 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Wytrzymałość Fizyczna | I | 2 | |
Mugoloznawstwo | 0 | 0 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Zakon Feniksa | 0 | 0 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (tworzenie prozy) | I | 0.5 | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 | |
Muzyka (pianino) | I | 0.5 | |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | II | 7 | |
Quidditch | III | 25 | |
Pływanie | I | 0.5 | |
Taniec balowy | I | 0.5 | |
Taniec klasyczny | I | 0.5 | |
Łyżwiarstwo | I | 0.5 | |
Jazda konna | I | 0.5 | |
Walka wręcz | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Brak | - | (+0) | |
Reszta: 0,5 |
Tak chyba będzie najłatwiej - zaktualizowana karta z biegłościami, statystykami i różdżką, czyli wszystkim co się zmieniło od mojego niebytu.
Wyszło mi w sumie 56 punktów statystyk
ZAKTUALIZOWANE ZGODNIE Z MATMĄ MORSA
+
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Steffen jest zbyt przypałowy, żeby tylko śnić o przypałach <3
+
little spy
Zawodnik na medal
Obieżyświat
Do wyboru, do koloru
Genealog
Carpe diem
Weteran
<3
+
The more solitary, friendless, unsustained I am,
the more I will respect myself.
will be always
the longest distance
between us
Wyrzucam tutaj krytyczną 1, bo nie potrafię prawie w ogóle w magię obronną.
TAWERNA
Może na nic nie zachoruję.
Uprzejmie proszę o usunięcie posta do dodatkowego rzutu kostką (jest w nim jedno słowo) TU, gdyż zapomniałam rzucić nią w poście oryginalnym.
+ Usunięcie posta STĄD, bo źle wpisałam porażkę.
Z góry dziękuję! <3
+ (16.01)
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
Ostatnio zmieniony przez Vincent Rineheart dnia 15.01.20 13:26, w całości zmieniany 2 razy
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
- KP:
Nie ściskała w małej dłoni pluszowego misia. Nie było go tam – ani jego ani też nikogo innego. Jedyny szczegół, który zapamiętała, to widok własnych brudnych, skostniałych stóp w strachu przemierzających ciemną uliczkę. Kiedy miała nieco ponad trzy lata, znaleziono ją na ulicy. Opatulona była w strzępki ubrania, a na dziecięcych policzkach rozmazywały się nieprzyjemne, czarne smugi zmieszane ze łzami. Nie wiedziała, kim jest i jak ma na imię. Nie pamiętała choćby głosu rodziców i ścian izby, w której być może kiedyś spała. Podobno błąkała się od jakiegoś czasu. Wychudzona i przerażona. Trafiła do sierocińca. Tam umyto ją i ubrano, a blask ciepłego kominka odsłonił śliczną, dziewczęcą buzię. Nie posiadała imienia, więc je jej nadano – była małą Annie. Jedną z wielu takich w tym miejscu. Ustalono szybko umowną datę urodzenia, podobno odpowiadającą dniu, w którym ją odnaleziono, ale nigdy nie dowiedziała się, jak wiele było w tym prawdy. Otrzymała swoje łóżko i miskę ciepłej zupy, której smak wtedy wydawał się najwspanialszy. Dziś był wspomnieniem żałosnych pomyj.
Poprzerywane te wspomnienia, pomazane obrazki, w których jakieś cienie przesuwają się bez wyraźnego celu. Niewiele zdołała zapamiętać z tego okresu. Właściwie to wydawało jej się, że nie było nic przed sierocińcem i mieszkała tu od zawsze. Wychowywała się razem z wieloma siostrami i braćmi. Rosła, a oni rośli razem z nimi. Jedni wychodzili i nie wracali, a drudzy pojawiali się znikąd i zostawali na długie lata. Annie okazała się dziewczynką słabą i łatwo było nią manipulować. Długo nie mogła zrozumieć zasad panujących w tej wąskiej społeczności, w której się znalazła. Jako tak młoda i krucha niewiele mogła. Nie przejawiała specjalnie żadnych umiejętności i nie odznaczała się silą charakteru. Wolała schować się w szafie niż ganiać z innymi dziećmi po pokoju. Rzadko z nimi rozmawiała, ale często toczyła urojone dialogi we własnej wyobraźni. Pilnowała, by nikt tego nie słyszał. Nie chciała być wariatką. Wiedziała, co robiono z szaleńcami. Podglądała, jak ciągnięto ich w ciemną otchłań piwnicy. Wracali inni lub nie wracali wcale. Opiekunki cechowała nieskryta surowość, a czułość była czymś, czego nigdy nie doświadczyła w tamtych ścianach. Dzieci pozostawały jednak dziećmi, fantazjowały i chciały się bawić. Do tej zabawy miały jedynie siebie. Drewniane klocki i lalki – wiele sierot nie wiedziało nawet o ich istnieniu.
Słabo radziła sobie z nauką, ale i nauczyciele nie należeli do specjalnie zaangażowanych. Pisała koślawo i czytała powoli. Nie lubiła lekcji, z niektórymi nie radziła sobie wcale. Tak było w przypadku liczb. Wirowały jej przed oczami i nijak nie chciały się zgadzać. Któregoś dnia zjawił się jednak nowy pedagog, bardzo ostry. Obejmował srogim spojrzeniem klasę i nie tolerował pomyłek. Musiała się więc nauczyć, jeśli nie chciała dostać po łapach. Wciąż jednak była uczniem raczej przeciętnym, w dodatku uchodziła za dziwadło. Nocami płakała, nocami wyobrażała sobie, że jest w innym miejscu. Spoglądając przez małe okienko, obserwowała księżyc i udawała, że nie czuje bólu, który zadał jej profesorski wskaźnik. Pewnego poranka jednak zabolało zbyt mocno. Zatrzęsły się szyby w oknach klasy, drgnęły surowe, ciężkie ławki, a drewniany przyrząd nauczyciela wysunął się spomiędzy zaciśniętej dłoni i zawirował w powietrzu, aby ostatecznie mocno uderzyć w którąś ze ścian. Ze wszystkich sił pragnęła, aby już nigdy więcej nie mógł go użyć. Wydarzyła się rzecz zaskakująca, oczy sierot natychmiast powędrowały spojrzeniem w kierunku tej, która wciąż się trzęsła w plątaninie złości i strachu. Nie rozumiała, co się właściwie stało, ale pamiętała zdumione spojrzenie opiekuna i jego zastygłą w powietrzu dłoń. Dopiero później pomyślała, że może gdzieś jest ktoś, kto nad nią czuwa. To jednak nie był ktoś. To była ona sama.
Nie minęło wiele czasu od tamtego zdarzenia, gdy do drzwi sierocińca zapukał przedstawiciel niezgłębionego świata, do którego wkrótce miała dołączyć. Nikt z opiekunów nie powiedział jej o tym, ale część wyraźnie omijała małą wychowankę. Wspomnienie fruwającego wskaźnika wróciło, gdy w dniu jedenastych urodzin otrzymała list. Elegancki pergamin i zdobna pieczęć. Zaadresowany do małej Annie Scott. Wpadł przez okno do pokoju, w którym spała wspólnie z kilkoma innymi dziewczynkami. Natychmiast uznała, że to najpiękniejsza rzecz, jaką kiedykolwiek otrzymała. Przeczytała go, ale słowa wydawały się splatać w jakąś bajkową opowieść. Nikomu nie powiedziała, ale i nic nie zrobiła. Nie rozumiała. Schowany pod poduszką list wydawał się tulić ją do snu przez długie letnie dni. Sekretny Hogwart pojawiał się w snach. Wkrótce zjawiła się w tych starych murach postać jeszcze bardziej tajemnicza niż tamten skrawek pergaminu. Pewna pani przyszła odwiedzić Annie. Proceder ten wzbudził niesmak wśród opiekunów. Za zamkniętymi drzwiami toczyły się rozmowy, ale ich treści nigdy nie poznała. Posłano po dziewczynkę. Stanęła przed nieznajomą kobietą, czuła dziwne przejęcie. Nie usłyszała wtedy zbyt wiele, jedynie lakoniczne, choć ciepło przekazane, informacje o pewnej szkole. Dowiedziała się, że wkrótce opuści ten pełen smutku dziecięcy dom. Nie wiedziała, jak to się stało, że sierociniec na to przystał. Może chętnie pozbyli się dzieciaka? Może jakaś intryga wkradła się w sekretne rozmowy? To jednak był dopiero początek.
Nie miała wielkiej walizy, jedynie mały tobołek. Poszła za panią. Gdy zatrzasnęły się ciężkie drzwi sierocińca, poczuła radosne ukłucia słońca na policzkach. Wyjaśniono jej, że jest czarownicą. Co może pomyśleć dziecko, które po raz pierwszy słyszy o tym świecie? Niespecjalnie zdolna, szara i raczej lękliwa. Tymczasem nagle ktoś otwiera przed nią bramy świata wywodzącego się z dziecięcej fantazji. Z naiwną ufnością akceptowała opowieści. Zastanawiała się, czy zrobiła kiedykolwiek coś niezwykłego. Przyjmowała nowy los jak ocalenie. Przed zimnymi, beznamiętnymi ścianami dawnego domu. Nagle odżyły w niej mocno pytania o to, kim jest i skąd pochodzi. Odpowiedzi nie poznała nigdy, ale jedno jest pewne: tamtego dnia zmienił się świat tej małej dziewczynki znalezionej na ulicy.
Prawdziwe przerażenie ogarnęło Annie w chwili, gdy przekroczyła bramy zamku. Szybko pojęła, że w jej historii jest wiele luk i że nie wygląda jak inni pierwszoroczni. Otrzymała różdżkę. To jedyne, co posiadała pierwszego dnia. Znaleziono dla niej stary, wielokrotnie cerowany mundurek, którego szarość wyraźnie odznaczała się na tle czarnych szat. Przybyła bez swojego zwierzątka, bez kociołka i książek, ale i te rzeczy później znalazły się gdzieś na dnie nauczycielskich szafek. Zamieszkała pośród Puchonów, choć Tiara Przydziału głośno debatowała, nie potrafiąc jej przydzielić do właściwego domu. Może już wtedy wiedziała, jak będą wyglądały jej dalsze losy?
Pierwsze tygodnie były trudne. Nie posiadała żadnej wiedzy o świecie czarodziejów. Wrzucono ją na głęboką wodę, mimo że nigdy dotąd nie pływała. Nieśmiało podpytywała inne dziewczynki, pozostawała miła, ale raczej płochliwa. Życzliwi Puchoni pożyczali jej czasem jakieś rzeczy i opowiadali o życiu w czarodziejskiej rzeczywistości. Z zachwytem podglądała magię i jej wynalazki. Dopiero tu prawdziwie uwierzyła, że to nie sen. Poza dormitorium jednak było źle. Wielu uczniów z odrazą oglądało te poszarpane szaty i zagubione oczy. Znów ją popychano. Zafascynowana słuchała na lekcjach profesorów, ale za wieloma tematami nie potrafiła nadążyć. Z miesiąca na miesiąc było łatwiej, ale i tak nie aspirowała nigdy do grona zdolnych uczniów. Pozostawała przeciętna, a nawet kiepska. Tak przynajmniej wyglądało to przez pierwsze dwa lata. Bała się magicznych stworzeń, wolała też nie zbliżać się do roślin i mioteł – poza obowiązkową nauką latania nigdy na nią nie wsiadła. Na wakacje wracała do sierocińca i przeżywała koszmar. Dusiła w sobie sekrety świata, w którym przebywała. Jej magiczne pochodzenia sprawiło, że poczuła się wśród mugolskich sierot nieco pewniej, ale dalej brakowało jej odwagi i przebojowości. Wakacje przed czwartą klasą okazały się tak nieprzyjemne i ciężkie, że coś się w niej obudziło. Zapragnęła nigdy więcej tam nie wracać, choć wiedziała, że to niemożliwe. Gdy powróciła znów do zamku, postanowiła wziąć się w garść i nie zaprzepaścić szansy, jaką otrzymała. Poprawiła stopnie, coraz pewniej czuła się wśród innych uczniów. Postanowiła, że chce stać się prawdziwą czarownicą i opanować zaklęcia, dzięki którym nigdy już nie będzie bezbronna. Przykładała się więc do uroków i obrony przed czarną magią, choć nigdy specjalnie się nie wyróżniała. Nie opowiadała raczej o swoim pochodzeniu, mimo to niektóre osoby wiedziały. Odnalazła bliższe koleżanki, ale nie mogła nigdy nazwać ich prawdziwymi przyjaciółkami. Na tle wielu niezwykłych charakterów ginęła jako szara, nic nieznacząca postać. Mimo odkrytego niedawno świata magii i nieco jaskrawszych widoków własnej przyszłości, wciąż miała wiele obaw. Była jedną z tych smutnych istot kręcących się bez celu po korytarzu. Hogwart ukończyła z wynikami zadowalającymi, choć nie otwierały one z pewnością drogi do wielu magicznych zawodów. Na tym ostatnim roku jednak wiedziała o czarodziejach na tyle dużo, że naprawdę uwierzyła. W siebie.
Nic bardziej mylnego. Na krótko jeszcze wróciła do sierocińca, ale musiała pożegnać się niedługo z tamtą rodziną. Wylądowała na progu, z różdżką, kilkoma książkami i malutką kupką ubrań. Była dorosła. Już nie musiała nikogo słuchać i poddawać się obcej woli. Przez moment pomyślała, że może wszystko. Przez moment, albowiem kroczyła ulicami Londynu, nie mając ani galeona. Żałowała, że nie wykorzystała w pełni szansy, jaką dawała jej nauka w Hogwarcie. Żałowała, że nie nawiązała tam przyjaźni. Może ktoś mógłby ją przygarnąć na te kilka dni? Zamiast tego stała się znów tamtą zapłakaną trzylatką. Siłę dawała jej magia, dzięki której łatwiej było przetrwać na ulicy. Spała w jakimś opuszczonym budynku, wkrótce odważyła się okraść mugola. Wiodła życie bezdomnej i niewiele brakowało, aby zapuściła się w te najciemniejsze zakamarki. Poczuła głęboko w duszy ogień złości. Przecież była czarownicą, to nie miało tak wyglądać. Znów zdominowała ją słabość i nie mogła się podnieść, przeklinała głęboko własną bezradność. Bezskutecznie poszukiwała pracy. Czarowała, by przetrwać, kłamała i zwodziła tych biednych mugoli. Staczała się. Szukała dla siebie drogi w magicznym świecie, ale wciąż bezskutecznie.
Któregoś dnia, niezbyt długo po opuszczeniu sierocińca, na drodze Annie Scott stanęła pewna czarownica. Przyłapała ją na kradzieży, złapała mocno za włosy i pchnęła na ścianę, wyklinając obrzydliwą złodziejkę. Jednak w tych młodych oczach dostrzega coś, co sprawiło, że nie wezwała służb i nie odeszła też w pośpiechu. Do dziś Annie nie wie, jak to możliwe. Być może dostrzegła w tej urodziwej nędzarce potencjał. Nie wahała się i ostro dała jej w twarz, uznając, że kara się należy. Nie drżał jej głos, kiedy kazała dziewczynie wziąć się w garść. Widziała różdżkę wciśniętą niedbale w ubranie. Jak to możliwe, że czarownica tak żyje? Nie pytała o zdanie. Zaciągnęła ją do swojego domu. Nie należała do bogaczy, ale wiodło jej się nie najgorzej. Nazywała się Dorothea Boyle i była kobietą sprytną oraz przedsiębiorczą. Zaoferowała pomoc, ale postawiła wiele warunków. Emanowała siłą, z którą nie sposób walczyć. Zapewniła Annie tymczasowy dach nad głową, ale w zamian zażądała, by ta po odpowiednim przyuczeniu pracowała w lokalu należącym do jej męża. Stała się tą, która miała pokazać nastolatce, jak wygląda ten parszywy świat. Postanowiła nauczyć ją żyć tak, aby nigdy więcej nie okazała tak poniżających słabości. Nauczyć zaradności, którą sama się odznaczała.
Boyle okazała się konkretna i bardzo wymagająca. Odsłoniła przed dziewczyną sekrety kobiecości. Pokazała jej, jak należy się poruszać i jak zadbać o swój wygląd. Podarowała jej pończochy i czerwoną szminkę, a wkrótce później wepchnęła pomiędzy męskie głowy w Parszywym Pasażerze. Był to lokal z klientelą szemraną, ale Dorothea i jej mąż wiedzieli dobrze, jak oskubać łapserdaków z ostatniego grosza. Annie również miała posiąść tę wiedzę. Kobieta nauczyła ją rozlewać alkohol i radzić sobie z nietrzeźwymi gośćmi. Pokazała, jak rozmawiać z mężczyznami i jak wykorzystywać swój urok. Pod jej okiem Annie rozkwitła jako barmanka i uwodzicielka. Nauczyła się grać w karty i tańczyć. Bywały momenty, kiedy wchodziła na scenę i rozpalała pożądanie w męskich duszach. Ożywiła się towarzysko, nabrała pewności siebie i zgubiła nieśmiałość. Pod dachem Pasażera pokochała taniec, więc wkrótce, gdy tylko zaczęła zarabiać, poszła na odpowiedni kurs. Umiejętności zdobyte tam wykorzystywała w pracy. Dorothea była zadowolona ze swojej podopiecznej. Odsłaniała przed nią tajniki biznesu i zdradziła sekrety pieniądza. Annie nie była już bezbronna. Któregoś dnia postanowiła zapomnieć o przeszłości i porzucić dawne nazwisko. Z nędzarki wyrosła na dziewczynę pełną temperamentu. Zmieniła nazwisko i porzuciła ohydną łatkę sieroty. Stała się Philippą Moss – postacią znaną dobrze wśród okolicznych moczymord i złodziejaszków. Pani Boyle nie była osobą prawą, chętnie wykorzystywała dziewczynę, aby pozyskać czyjś portfel lub ciekawe informacje. W jej lokalu dochodziło do podejrzanych transakcji, a Philippa brała w nich udział. Wiedziała, że dziecko, które dzięki niej żyje, pozostanie wierne. I nie myliła się. Każdy kolejny rok pracy czynił dziewczynę silniejszą i bardziej świadomą własnych możliwości. Nie pozwalała sobie na zniewagę i obijała mordę, jeśli tylko zaistniała taka potrzeba. Świdrujące wokół niej dłonie gotowa była odciąć, bo zasady mówiły jasno: chociaż w tym barze działo się wiele rzeczy, to jednak nie istniało przyzwolenie na obcowanie z dziewczętami pani Boyle.
Philippa była niezłą kłamczuchą – dlatego jej poglądy wobec mugoli bywały różne. Z nimi się wychowała, ale też nie były to doświadczenia najprzyjemniejsze. Zdanie zmieniała dla dobra sytuacji, w której się znalazła. Umiała pluć w niemagów jadem i mogła również otaczać ich życzliwością. Interesowała się dobrem biznesu swej mentorki i własną sprawą. Świat stawał się coraz bardziej mroczny, ale kiedy lały się strumienie alkoholu, kiedy karty fruwały po stole, znikało widmo tych problemów. Niemniej jednak była spostrzegawcza i, lawirując zalotnie między stolikami, podsłuchiwała, jak przy kieliszku wódki toczą się rozmowy o życiu i o śmierci. W ten sposób pozyskiwała mnóstwo cennych informacji. Typy użalające się nad swym losem nad szklanką piwa z chęcią zwierzały się pięknej barmance. Philippa poczuła, że znalazła swoje miejsce. Głośna i podejrzana klientela nie była taka straszna, jeśli wiedziało się, jak z nią postępować. Dorothea zastąpiła jej matkę, a Parszywy Pasażer stał się domem, którego nigdy nie miała. To nie sierociniec ją wychował, ale to miejsce, ci przeklęci żeglarze, ten margines społeczny, morska pieśń i wolność, którą po raz pierwszy poczuła właśnie tutaj. Tu błyszczała, tu przeobraziła się w kobietę. Przez siedem lat zdołało się wiele zmienić. Zrozumiała, na czym tak naprawdę polega ten świat. Nie wierzyła w wielkie zbiorowe ideologie, wydawało jej się, że tak naprawdę każdy walczy tylko o swoje. Z tą też myślą kroczyła przez życie.
Bardzo dziękuję.
+
Przez pomyłkę wrzuciłam go do złego wątku.
Dziękuję <3
+
My biggest fear is that eventually you will see me, that way I will see
myself
podróż groźną, rzucił wyzwanie wzburzonemu morzu?
+
i w milczeniu,
Pogodny mądrym smutkiem
i wprawny w cierpieniu.
+
że jeżeli gdzieś jest piekło,
to tu
love than fight
A przy okazji nadszedł już chyba czas, żeby Caelan wybrał sobie zaklęcie o obniżonym ST (nadal nie wykorzystałam -5 z pierwszego poziomu organizacji) - Decollatio.
Z góry dziękuję <3
+
paint me as a villain
https://www.morsmordre.net/t895-stolik-nr-1
https://www.morsmordre.net/t896-stolik-nr-2
https://www.morsmordre.net/t891-korytarz
https://www.morsmordre.net/t894-wejscie
Grafiki wygasły w tych tematach
Bardzo, bardzo dziękuję za czujność! Zajmę się nimi na dniach <3